Cecily Helena Lestrange
Nazwisko matki: Malfoy
Miejsce zamieszkania: Wight
Czystość krwi: Szlachetna
Zawód: Malarka i Stażystka w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wzrost: 166 cm
Waga: 53 kg
Kolor włosów: Blond
Kolor oczu: Niebieskie
Znaki szczególne: Znamię na plecach
9¾ cali, dość giętka, winorośl i oko lunaballi
Beauxbatons (Harpie)
łabędź
mnie, wydziedziczoną i opuszczoną przez rodzinę
liliami, świeżą pościelą, bryzą morską
siebie, u boku kogoś kochającego
sztuką, literaturą, filozofią, historią magii, florystyką, modą, teatrem
Harpiom z Holyhead
gram w tenisa i na pianinie
wszystkiego od klasycznej po rock'n'roll
Margot Robbie
Gwiaździste niebo bez śladu obłoku:
Ciemność i jasność — każda z nich zaklina
W nią swój osobny czar, i jest w jej oku
To miękkie światło, które zna godzina
Nocy, gdy blaski dnia zagasną w mroku.
Urodzona listopadowego poranka jako Cecily Helena Lestrange, córka znamienitego rodu. Jest owocem romansu Theodora Lestrange i Prudence Malfoy, wyjątkowej pary, gdyż małżeństwa z miłości w jej świecie to rzadkość. Była drugą córką, na szczęście upragniony męski potomek pojawił się niedługo po niej na świecie, dzięki czemu przez nikogo nie była traktowana jak rozczarowanie. Niebieskooka roześmiana dziewczynka, zwana pieszczotliwie Cilly, zaskarbiła sobie miłość rodziny odkąd pojawiła się na świecie. Rodzice przyrzekli, że zapewnią maleństwu beztroskie i niewinne dzieciństwo. Był to jedyny etap, w którym mogli chronić dziecko od zmartwień i obowiązków wynikających z pozycji.
To, co inni nazywali jedynie marzeniami, ona mogła mieć na wyciągnięcie ręki – kiedy tylko zapragnęła. Ominęło ją twarde, czystokrwiste wychowanie. Najgłębsze pragnienia były niczym najdrobniejsze zachcianki, które mogła spełnić, gdy tylko miała na nie ochotę. Czego więc było potrzeba do szczęścia osobie, która mogła mieć praktycznie wszystko, o czym tylko śniła? Nie potrzebowała wolności, ostrożne i posłuszne dziecko, bez zgody i czujnego oka matki nie zapuszczała się samotnie nawet na spacery po stromych klifach wyspy. Nie pragnęła wyrwać się ze złotej klatki jak baśniowe królewny. Do pewnego momentu nie zamartwiała się również szeptami rodziny za plecami, o możliwych zaręczynach. Od urodzenia skupiała na sobie uwagę krewnych. Wszystkie ciotki, nawet te które widziała po raz pierwszy, zachwycały się nad jej pięknymi, włosami cherubinka i ślicznymi oczętami, z których świeciła łagodność i posłuszeństwo. Była perełką w rodzinie, zawsze na swoim miejscu. Z uśmiechem wraz ze służbą witała grzecznie gości na przyjęciach w ogromnej posiadłości rodzinnej, by następnie zabawiać wszystkich grą na pianinie i śpiewem. Nie potrzebowała świata zewnętrznego, mogła spędzić życie za murami rodzinnej posiadłości.
Lata mijały, Cecily dojrzewała, ale wciąż nie była jak starsza siostra, niezależna i wygadana Marlene. Podziwiała ją i chciała być równie piękna i fascynująca, jak chyba każda młodsza siostra dorastająca w cieniu tej starszej. Kiedy ta zaczynała sprawiać pierwsze problemy, wciąż uległa Cilly wolała przemilczeć wszelkie burze. O swoje była gotowa zawalczyć dopiero przy wyborze szkoły. Beauxbatons. Cecily po raz pierwszy tupała nogą w rozmowie z krewnymi i wybiegała z pokoju po kłótniach. Rodzina nie chciała wypuszczać ptaszka tak daleko od gniazda. Lecz to ona była złotym dzieckiem, dumą rodziców, tą, która nie sprawi problemów i nie przyniesie wstydu. Jak przystało na młodą damę panienka Lestrange od dziecka pobierała nauki francuskiego, muzyki i etykiety, choć można uznać, że urodziła się znając dobre maniery. Szybko zainteresowała się również sztuką, zbierała pochwały za swe szkice i pejzaże, francuska szkoła była wręcz stworzona dla niej. Po długich i poważnych rozmowach uzyskała zgodę na wyjazd i po raz pierwszy zasmakowała niezależności.
i połyskliwe, namiętne usta, ale mężczyznom, dla których nie była obojętna, najtrudniej było zapomnieć niepokój jej głosu: tę jakąś zniewalającą śpiewność
Młoda dziewczyna prawdziwie rozkwitła pod koniec nauki w Beauxbatons. Szkoła i Francja przywodzą jej na myśl czasy wolności. W Alpach nareszcie zaznała swobody i mogła podejmować własne decyzje, bez konsultacji z rodziną. Pozwalała sobie na zachowanie które nie przystoi damie, zawierała przyjaźnie z mugolakami, przeżywała pierwsze zauroczenia. Choć nie urodziła się z krwią wili płynącą w żyłach potrafiła ująć ludzi, zbierać wokół siebie osoby podziwiające ją. Z dala od kontrolującej rodziny i dominującej siostry mogła lśnić, odkrywać siebie. Wiedziała, że to musi się skończyć, kiedy tylko wracała na wyspę Wight w wakacje stawała się znowu tą samą, posłuszną Cecily. Będąc w Beauxbatons natomiast snuła z kolejnymi miłostkami plany ucieczek, romantyczną przyszłość, ale nie mogła traktować tego poważnie. Snucie opowieści i układanie baśniowej przyszłości było odskocznią od codzienności, a zakochani w niej młodzieńcy jedynie lalkami na sznurkach.
i wodzić palcami po jego powiekach, wpatrzona w niego
z bezdenną rozkoszą. Byli wzruszającą parą, na ich widok
człowiek miał ochotę śmiać się cicho, z rozrzewnieniem.
Po za jednym wyjątkiem. Nie mogła się nim bawić, nie potrafiła odrzucić faktu, że zakochała się po raz pierwszy. Latające motyle w brzuchu połączyły się z obawą i świadomością popełnienia błędu. Jej wybranek nie zostałby zaakceptowany przez rodzinę, a Cecily nie chciała narażać się na niełaskę. Młody Francuz nie pochodził z rodziny równie wpływowej jak jej, jedyne co miał do zaoferowania to czarujący uśmiech i dusza odkrywcy. Zrobiła to co mogła, nie wróciła do domu. Rodzinie oznajmiła, że zostaje zagranicą rok dłużej, oficjalnie odbywając w Paryżu praktyki dyplomatyczne. Nieoficjalnie - wyruszyła w daleką podróż z ukochanym, nie planując trasy i zwiedzając wiele zakątków świata. Czuła, że ściąga na niego kłopoty, choć nie wiedziała, czy będzie to złamane przedwcześnie serce, czy gniew krewnych. Lecz każda chwila spędzona z nim, każdy zachód Słońca i każdy jego dotyk czyniło życie ekscytującym i pełnym. Dni spędzali spełniając marzenia, dopóki nie otrzymała listu, który uświadomił jej, że żyje marzeniem, nie w rzeczywistości. Musiała wracać, wiedzieli, że ich okłamała, nie chciała by historia źle skończyła się dla jej kochanka. Nie informując go o zakończeniu znajomości opuściła ich kryjówkę i wróciła do domu rodzinnego. Nic nie przygotowało panny Lestrange na niespodziankę czekającą w posiadłości. Oto we własnej osobie stał przed nią przyszły mąż, witający ją w jej własnym domu, wraz z rodzicami. Widziała w ich oczach cień rozczarowania, wiedzieli o wszystkim. Jej sprawiająca kłopoty siostra była już szczęśliwą mężatką, teraz to młodsza z panien stała się problemem. Niezręczna i pełna napięcia rozmowa o zbliżającym się przyjęciu zaręczynowym skończyła się awanturą i Cecily płaczącą godzinami w pokoju. Musiało minąć kilka dni, by otrząsnęła się z szoku po utracie miłości i nagłym zaręczynom. Wiedziała, że kiedyś to nastąpi, ale przeznaczenie nadeszło zbyt szybko. Bunt zakończył się kiedy matka przemówiła rozhisteryzowanej córce do głowy. Widocznie wykład zadziałał, gdyż wieczorem Cecily lśniła już na przyjęciu, trzymając dumnie ramię mężczyzny, którego dopiero poznała. Przyjmując gratulacje przekonywała się w duchu, że pewnego dnia pogodzi się ze swoim losem, czyż nie tego się spodziewała? W końcu Marlene wyszła za mąż z miłości, ile może trafić się takich przypadków w rodzinie?
Szczęście państwa Crouch nie trwało jednak długo, a Cecily szybko pożałowała zazdrości. Wystarczyło jedno, strata upragnionego dziecko, a idealne małżeństwo zaczęło usychać. Tragedia rodzinna odroczyła w czasie ślub, lecz młoda czarownica zupełnie już o nim zapomniała. Teraz liczyła się tylko Marlene i walka o powrót do normy. Siostra za swe nieszczęście winiła męża, tego, z którym do niedawna łączyła ją tak idealna więź. Zawsze podatna na wpływy i manipulacje starszej siostry, Cilly przelała w swojej głowie całą winę za stan psychiczny i problemy Marlene na Anthony'ego. Obwiniała się za to, że wcześniej nie dostrzegła problemów w ich małżeństwie, teraz była gotowa pomóc jej w każdy możliwy sposób. Nie zdążyła. Wieść o śmierci Marlene była szokiem dla świata czarodziejskiego, ale nie Cecily. Od dawna była wtajemniczona w problemy siostry, co nie przygotowało jej na pożegnanie osoby przy której boku się wychowywała. Gdy rodzina łączyła się w bólu z wdowcem ona rzucała mu nienawistne spojrzenia. Czuła, że tym razem straciła wszystko i potrzebowała winnego. Jednocześnie przestała wierzyć w miłość, a myśl o małżeństwie stała się koszmarem.
Krótko po tragedii oddała pierścionek zaręczynowy zdezorientowanemu narzeczonemu. Nie kochał jej przecież, jednak nie przyjął odrzucenia ze spokojem. Widział ją już jako własność, może nie ukochaną zabawkę, ale lalkę którą chciał mieć przy sobie. Kilka lat wcześniej posłuchałaby rodziny i poświęciła życie w zamian za zachowanie tradycji. Ale nie po tym co się stało, nie w tym czasie, nawet możliwe popadnięcie w niełaskę nestora nie przeraziło jej. Nie zamierzała uciekać od czystokrwistego świata, wiedziała, że w przyszłości znajdą jej kolejnego mężczyznę pod którego władzę trafi. Ale teraz potrzebowała ucieczki. Zaskoczyła rodziców wiadomością o rozpoczęciu stażu w ministerstwie. Chcieli widzieć ją piękną, pachnącą i u boku męża, ale byli w stanie przystać na jej wyjazd, pod jednym warunkiem - kiedy wróci znowu będzie posłuszną salonową laleczką i nie zaprotestuje, jeśli zechcą zmienić jej stan cywilny. Wiedziała, że w ministerstwie będzie współpracować ze swym znienawidzonym szwagrem, ale była gotowa udawać dobre stosunki rodzinne i zachować pozory, by tylko móc wyjechać. Opuściła wyspę Wight na rzecz Londynu. Po wielu przeciwnościach losu tam nareszcie czuła, że może odżyć. By przepędzić koszmary i uspokoić umysł wróciła do malowania. Budziła się w nocy i wyrzucała z siebie problemy za pomocą pędzla, traktując to jako terapię. Jednocześnie nie omijała londyńskich salonów i dawnego towarzystwa. Wiedziała, że jest dobrą partią, ale jeszcze nie zamierzała plątać się w małżeństwa, to był czas wolności i zmian.
Po roku na wygnaniu powróciła do rodzinnego domu. Nie została zmuszona, była gotowa do rozpoczęcia dawnego życia na nowo. Po powrocie nie chciała już grać we własnym domu roli poddanej, co raz częściej zaczęła buntować się i wywoływać drobne sprzeczki. Kontynuuje staż w ministerstwie, żyjąc między Londynem, a Wight. Mimo to większość jej czasu pochłania malowanie, które pozwala jej wytrzymać w świecie, do którego należy, zamykając drzwi pracowni i odcinając się od ludzi. Wolne chwile spędza wyciszając się ze swoim czworonożnym przyjacielem na długich spacerach wśród wybrzeża, za którymi tak tęskniła w Londynie. Jej umysł nie jest już tak nieskomplikowany jak niegdyś, Cecily pełna jest wewnętrznych rozterek, czasem marząc jeszcze o wolności, a w inne dni godząc się z życiem czystokrwistej czarownicy. Może sprawiać wrażenie buntowniczki, ale w rzeczywistości nie dusi się na bankietach i nie wstydzi się swego statusu krwi, a nawet jest z niego dumna, choć nie chce przyjąć wszystkich powinności które za nim podążają. Jest w końcu damą pełną wdzięku, czarującą ludzi w towarzystwie, z którym łączy ją burzliwy związek, ale nigdy się od niego nie uwolni.
By przywołać patronusa myśli o wieczorze spędzonym z pierwszym ukochanym. Podziwiali samotnie zachód słońca na kenijskiej plaży. Cały świat i różnice pomiędzy nimi rozpłynęły się. Chciała by czas zatrzymał się w tym momencie. Od rozłąki nie wierzy, że uda jej się przeżyć szczęśliwszą chwilę.
10 | |
5 | |
5 | |
3 | |
0 | |
0 | |
1 |
pies, sowa, różdżka, teleportacja, 9 pkt do statystyk
Witamy wśród Morsów
Ocalałeś, bo byłeś
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.