Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Carrantoohill, Kerry
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
AutorWiadomość
Carrantoohill
Carrantuohill to najwyższy szczyt Irlandii - wznosi się ponad tysiąc metrów nad poziomem morza. Droga przez górę jest stosunkowo prosta, pomimo tego, że szlak nie został w żaden sposób oznaczony. Zaleca się jednak ostrożność, momentami zejście jest bardzo strome. Stanowi część tak zwanych Czarnych Szczytów, najbardziej znanego irlandzkiego pasma górskiego.
Ze szczytu roztacza się przepiękny widok na irlandzki krajobraz.
Ze szczytu roztacza się przepiękny widok na irlandzki krajobraz.
Białe włosy - teraz potargane w szalonym nieładzie. Duże niebieskie oczy - patrzące na stojące przed nią postacie z niezrozumieniem i strachem. Blada skóra - czerwona od zimna, które panowało na górskim szczycie. Szybki oddech - znak niepewności. Gdyby się wsłuchać, może można by usłyszeć jak wali jej serce w tej małej klatce piersiowej. Tak drobnej i tak delikatnej. Skulona, pragnąca uchronić przed porywistym wiatrem jak i nieznajomymi. Ubrana w cienką sukienkę z delikatnych materiałów podartych już w wielu miejscach. Tym właśnie była od zawsze Megara Carrow. Żona Deimosa, matka ich nienarodzonego dziecka. A Morgoth właśnie na nią patrzył. Mimo że nie była wiele młodsza od niego, była jeszcze dzieckiem. Nigdy nie uważał jej za rodzinę. Ślub z Carrowem nie zmieniał tego, że pochodziła z rodu Malfoy'ów. Przeszłości nie dało się wymazać, chociaż wielu by tego chciało. Czasami on sam o tym marzył, ale siła polegała właśnie na przeciwstawianiu się temu. By pogodzić się z tym i iść dalej. Krwi jednak nigdy nie można było się pozbyć. Ale przynajmniej trzeba było zostać wiernym tradycji i polityce swojej rodziny. A Megara swoją zdradziła. Zdradziła wszystkich czarodziejów czystej krwi, zadając się z największym wrogiem wszystkiego w co wierzyli. Myślał, że była mądrzejsza. Mała Megara Malfoy, lady Megara Carrow, która przypominała mu zagubione zwierzątko chcące jak najszybciej skryć się przed piorunami. Ale tu nie było piorunów. Była jedynie ciemność, wiatr i ich trójka. Sami z daleka od jakichkolwiek siedlisk ludzi. Sprawdził to miejsce, zanim się tu przenieśli. Zanim nawet zobaczył tej nocy swój cel. Potrzebowali planu, który zadziała i postawili właśnie na porwanie dziewczyny. Zabrali ją tam, gdzie w razie czego mogło ją wykończyć zimno panujące na tej wysokości. Gdy usłyszał nazwisko, które mu przydzielono, starał się sobie przypomnieć to jak się poznali. Trudno jednak było nazwać jakkolwiek ich relacje. Ich znajomość praktycznie nie miała nawet takiego statusu. Wiedzieli kim byli i nic więcej. Yaxley'a nic więcej też nie interesowało. W ich domu nie rozmawiano o sprawach, które nie dotyczyły ich rodziny i od zawsze uznawali temat innych ludzi za kompletną stratę czasu. Najwidoczniej nie wyczuli zdrajców pod własnym nosem. Którzy bywali pod ich dachem, z którymi żyli i dzielili krewnych. Megara Carrow. Tak właśnie brzmiała wiadomość, którą otrzymał. Wiedział, co miał zrobić. Zarzucił czarny płaszcz z głębokim kapturem i ubrał maskę. Tę którą dostał od Riddle'a. Gdy miał ją przy sobie, zawsze wracało mu wspomnienie, gdy zabił tamtego mugola. Czuł frustrację związaną z tym, że nie mógł pozbawić go głowy. Ale tylko przez moment... Tamten człowiek nie miał nawet jak poczuć strachu. Nie tak jak ona. Nie zamierzał jej zabijać. Nie po to tu przyszedł. Jaki byłby z tego pożytek? Gdy siedziała oparta o większy kamień, zbliżył się wolno do niej i kucnął przed nią, przypatrując się jej twarzy przez chwilę w milczeniu, zupełnie jakby próbował odczytać z niej odpowiedzi.
- Jak mogli cię wybrać? - spytał, a metaliczny głos dobiegł zza maski. Chociaż miało taką formę, nie było to pytanie, na które miała odpowiadać. Przekrzywił lekko głowę, kierując spojrzenie na jej okrągły brzuch. Dziecko noszące dziecko. Nie zabijał dzieci. Chciał tylko informacji. Wyciągnął różdżkę, którą dotknął wybrzuszenia i delikatnie po nim przejechał. - Czujesz jego serce?
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Nie wiedziała co to strach. Przyspieszone bicie serca, najgorsze wizje pojawiające się przed oczami i to przeczucie, że jesteś zupełnie sam i nikt nie ruszy ci na ratunek. Gdzie jest Deimos? Zauważył, że zniknęła? Pozwolą przynajmniej by ktoś znalazł jej ciało? Deimos nie mógł pomyśleć, że go zostawiła. Drobna, drżąca ze zdenerwowania i zimna dłoń automatycznie spoczęła na wydatnym brzuchu. Jej maleństwo, jej biała róża zginie zanim będzie mogła zaczerpnąć pierwszy oddech. Twój ojciec nas pomści . Chciała dodać sobie otuchy i może nawet odwagi. Dostała swoją odpowiedź, poczuła ruch małego Carrowa. Nie, nie jest sama.
Niemal po omacku namierzyła kamień na którym usiadła. Próbowała zmusić się do myślenia, zrozumienia co się właściwie stało. Na razie jeszcze nie myślała o zakonie. W pamięci miała jedynie fragmenty powieści które tak kochała. Mogło chodzić o ziemię, pieniądze, konflikty rodzinne czy nawet miłość. Bo może te dwa ostatnie miesiące były tylko snem… Chciała już zacząć krzyczeć ale nie mogła się zdecydować czy lepiej poinformować oprawców, że mąż nie da za nią nawet złamanego knuta czy może grozić wojną z całym rodem Carrow i Malfoy. Cronus Malfoy mógł nienawidzić swojego najmłodszego dziecka ale nigdy nie puściłby płazem zabicia członka własnego rodu gdzieś na skraju niczego.
Przestań się trząść! nakazała samej sobie ale zimne kwietniowe powietrze tylko utrudniały każdą próbę…pozbierania się . Uniosła wzrok na swoich porywaczy czując jak białe włosy po raz kolejny rozwiewają się na wszystkie strony. W ciemności dostrzegała tylko blask ich masek. Tchórze! Nawet nie mają odwagi pokazać własnych twarzy! Czyżby jednak planowali, że lady Carrow wyjdzie ze starcia cało? Złudne nadzieje…albo i nie
Coś na kształt zgrzytu metalu przeszyło powietrze. Minęło kilka zbyt długi sekund zanim Megara zrozumiała, że był to ludzki głos. W tym samym momencie w niebieskich oczach pojawił się błysk świadczący o zrozumieniu. „Rycerze Walpurgii” tak nazywał ich Deimos. To mąż dowiedział się o wszystkim i postanowił wydać ją na pastwę pobratymców? Ale co z dzieckiem rosnącym pod sercem Megary? Kłamał okazując żonie tyle uczucia i miłości? Chyba że to wina Perseusza? Zdradzona przez własnego kuzyna. Kącik jej ust drgnął w mimowolnym odruchu. Avery nawet się nie przejmie tym, że ma krew kuzynki na rękach. Opuszkiem kciuka dotknęła zakonowego pierścienia. Pomyślała o Lycusie, o jedynym człowieku na świecie który naprawdę ją kochał. Bracie!! Usłyszała w myślach swój własny krzyk, błagalne wołanie o pomoc.
Dotknięcie różdżki sprowadziło dziewczynę na ziemię. Gdy tylko kolejny metaliczny zgrzyt wydostał się zza maski dziecko znów zaczęło się ruszać. Instynktownie zasłoniła brzuch rękami próbując obronić jej białą różę przed zaklęciem które mogło w każdej chwili paść. - Precz z łapami - wycharczała mocno ochrypłym głosem. W dotąd tak przerażonych oczach pojawił się płomień zapowiadający próbę sprzeciwu.
Chciała odepchnąć go od siebie, kątem oka zaczęła szukać ostrego kamienia, który mógłby posłużyć jej za ewentualną broń. - Czyżbyście się obawiali ujawnić twarzy przed słabą i bezbronną kobietą? - zakpiła sobie z nich próbując jednocześnie udowodnić, że się ich nie boi. Tak inteligentna a zarazem tak głupia i dziecinna . Słowa samego Cronusa Malfoya. Jeden z największych komplementów jakim obdarował swoją córkę. Może miał rację. Może należało to załatwić inaczej, dać im czego chcą w zamian odzyskać wolność.
Niemal po omacku namierzyła kamień na którym usiadła. Próbowała zmusić się do myślenia, zrozumienia co się właściwie stało. Na razie jeszcze nie myślała o zakonie. W pamięci miała jedynie fragmenty powieści które tak kochała. Mogło chodzić o ziemię, pieniądze, konflikty rodzinne czy nawet miłość. Bo może te dwa ostatnie miesiące były tylko snem… Chciała już zacząć krzyczeć ale nie mogła się zdecydować czy lepiej poinformować oprawców, że mąż nie da za nią nawet złamanego knuta czy może grozić wojną z całym rodem Carrow i Malfoy. Cronus Malfoy mógł nienawidzić swojego najmłodszego dziecka ale nigdy nie puściłby płazem zabicia członka własnego rodu gdzieś na skraju niczego.
Przestań się trząść! nakazała samej sobie ale zimne kwietniowe powietrze tylko utrudniały każdą próbę…pozbierania się . Uniosła wzrok na swoich porywaczy czując jak białe włosy po raz kolejny rozwiewają się na wszystkie strony. W ciemności dostrzegała tylko blask ich masek. Tchórze! Nawet nie mają odwagi pokazać własnych twarzy! Czyżby jednak planowali, że lady Carrow wyjdzie ze starcia cało? Złudne nadzieje…albo i nie
Coś na kształt zgrzytu metalu przeszyło powietrze. Minęło kilka zbyt długi sekund zanim Megara zrozumiała, że był to ludzki głos. W tym samym momencie w niebieskich oczach pojawił się błysk świadczący o zrozumieniu. „Rycerze Walpurgii” tak nazywał ich Deimos. To mąż dowiedział się o wszystkim i postanowił wydać ją na pastwę pobratymców? Ale co z dzieckiem rosnącym pod sercem Megary? Kłamał okazując żonie tyle uczucia i miłości? Chyba że to wina Perseusza? Zdradzona przez własnego kuzyna. Kącik jej ust drgnął w mimowolnym odruchu. Avery nawet się nie przejmie tym, że ma krew kuzynki na rękach. Opuszkiem kciuka dotknęła zakonowego pierścienia. Pomyślała o Lycusie, o jedynym człowieku na świecie który naprawdę ją kochał. Bracie!! Usłyszała w myślach swój własny krzyk, błagalne wołanie o pomoc.
Dotknięcie różdżki sprowadziło dziewczynę na ziemię. Gdy tylko kolejny metaliczny zgrzyt wydostał się zza maski dziecko znów zaczęło się ruszać. Instynktownie zasłoniła brzuch rękami próbując obronić jej białą różę przed zaklęciem które mogło w każdej chwili paść. - Precz z łapami - wycharczała mocno ochrypłym głosem. W dotąd tak przerażonych oczach pojawił się płomień zapowiadający próbę sprzeciwu.
Chciała odepchnąć go od siebie, kątem oka zaczęła szukać ostrego kamienia, który mógłby posłużyć jej za ewentualną broń. - Czyżbyście się obawiali ujawnić twarzy przed słabą i bezbronną kobietą? - zakpiła sobie z nich próbując jednocześnie udowodnić, że się ich nie boi. Tak inteligentna a zarazem tak głupia i dziecinna . Słowa samego Cronusa Malfoya. Jeden z największych komplementów jakim obdarował swoją córkę. Może miał rację. Może należało to załatwić inaczej, dać im czego chcą w zamian odzyskać wolność.
Czyli jednak te próby miały miejsce, plotki były prawdziwe, a informacje jakie docierały do Marianny nie mijały się z prawdą. Zazdrościła Yaxley’owi maski, jednocześnie obiecując sobie, że gdy tylko dojrzeje do tego, aby samej wziąć w tym udział, na pewno to zrobi. Póki co jednak, gdy Morgoth stał przed kulącą się Megarą w masce, Marianna miała na głowie głęboki kaptur i dbała o to by, ktoś z zewnątrz nie był w stanie dostrzec jej twarzy. Oczywiście, mogła wymyślić coś innego, jak Yaxley założyć jakąkolwiek maskę na twarzy, jednak nie czuła się na tyle godna i na tyle wartościowa, aby w taki sposób ukrywać swoją twarz. Tak bardzo poważnie podchodziła do całej organizacji i do swojej hierarchii w społeczeństwie.
Megara była brzemienna i nie ulegało to wątpliwości, a jej nienarodzone dziecko mogło być idealną kartą przetargową. Yaxley już ją próbował nastraszyć, pytając o serce małego dziedzica, a Marianna jedynie uśmiechnęła się na to pod nosem. Wystarczyło jej dobrze zaszczepić w umyśle, że jej dziecku może się coś stać, a nasza współpraca mogła pójść w zupełnie innym kierunku.
- Ależ nie ma co szczekać - dodałam jedynie.
Kobiecy, niczym nie przytłumiony głos rozniósł się po okolicy. Spoglądała na Megarę spod swojego kaptura. Jeszcze dziecko, bezbronne, automatycznie chroniące swoje nienarodzone jeszcze potomstwo. Mari, jako kobieta, była w stanie to zrozumieć i była w stanie to wykorzystać.
- Nasza twarz do niczego ci się nie przyda, tym bardziej, że po całym spotkaniu nie mamy zamiaru zostawić w tobie jakichkolwiek wspomnień o nas - dodała, wyjaśniając.
Zapadła chwila ciszy, jedyne co jej przeszkadzało, to wiatr, który targał naszymi czarnymi szatami. Było chłodno, kwietniowe powietrze nie było jeszcze powietrzem letnim i ją również przechodziły dreszcze, chociaż wolała myśleć, że to z ekscytacji. Morgoth zdawał się być niesamowicie pochłonięty spoglądaniem na brzuch dziewczyny, więc Mari postanowiła wykorzystać tę chwilę, aby kontynuować swoją wypowiedź.
- Twój mąż był kiedyś taki jak my, ale nas zdradził, zdradził także ciebie pozwalając, abyś trafiła w nasze ręce, w ręce, które są w stanie zrobić ci krzywdę, ale… - urwała na chwilę, unosząc lekko kącik ust do góry, o czym ona sama tylko była świadoma. - Współpracuj z nami, a ani tobie, ani, czy też może przede wszystkim, twojemu dziecku, nie stanie się żadna krzywda. Decyzja należy do ciebie…
Marianna była ciekawa jej decyzji. Jeśli zdecyduje się mówić, zrobią wszystko, aby wyciągnąć z niej informacje… najmniej boleśnie. Jeśli jednak odmówi, to i tak je zdobędą, choćby kosztem jej zdrowia fizycznego czy też psychicznego.
Megara była brzemienna i nie ulegało to wątpliwości, a jej nienarodzone dziecko mogło być idealną kartą przetargową. Yaxley już ją próbował nastraszyć, pytając o serce małego dziedzica, a Marianna jedynie uśmiechnęła się na to pod nosem. Wystarczyło jej dobrze zaszczepić w umyśle, że jej dziecku może się coś stać, a nasza współpraca mogła pójść w zupełnie innym kierunku.
- Ależ nie ma co szczekać - dodałam jedynie.
Kobiecy, niczym nie przytłumiony głos rozniósł się po okolicy. Spoglądała na Megarę spod swojego kaptura. Jeszcze dziecko, bezbronne, automatycznie chroniące swoje nienarodzone jeszcze potomstwo. Mari, jako kobieta, była w stanie to zrozumieć i była w stanie to wykorzystać.
- Nasza twarz do niczego ci się nie przyda, tym bardziej, że po całym spotkaniu nie mamy zamiaru zostawić w tobie jakichkolwiek wspomnień o nas - dodała, wyjaśniając.
Zapadła chwila ciszy, jedyne co jej przeszkadzało, to wiatr, który targał naszymi czarnymi szatami. Było chłodno, kwietniowe powietrze nie było jeszcze powietrzem letnim i ją również przechodziły dreszcze, chociaż wolała myśleć, że to z ekscytacji. Morgoth zdawał się być niesamowicie pochłonięty spoglądaniem na brzuch dziewczyny, więc Mari postanowiła wykorzystać tę chwilę, aby kontynuować swoją wypowiedź.
- Twój mąż był kiedyś taki jak my, ale nas zdradził, zdradził także ciebie pozwalając, abyś trafiła w nasze ręce, w ręce, które są w stanie zrobić ci krzywdę, ale… - urwała na chwilę, unosząc lekko kącik ust do góry, o czym ona sama tylko była świadoma. - Współpracuj z nami, a ani tobie, ani, czy też może przede wszystkim, twojemu dziecku, nie stanie się żadna krzywda. Decyzja należy do ciebie…
Marianna była ciekawa jej decyzji. Jeśli zdecyduje się mówić, zrobią wszystko, aby wyciągnąć z niej informacje… najmniej boleśnie. Jeśli jednak odmówi, to i tak je zdobędą, choćby kosztem jej zdrowia fizycznego czy też psychicznego.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czuł nie tylko w pewien nieodgadnięty sposób ruchy dziecka wewnątrz Megary, bicie jej serce, ale równocześnie pulsowanie znaku pod ubraniem na lewym przedramieniu, który dawał o sobie znać jakby doskonale wiedział, że jego właściciel wykonywał właśnie zadanie powierzone mu przez Czarnego Pana. Było to równocześnie w pewien sposób motywujące, chociaż nieco utrudniało skupienie się. Lekkie drażnienie kawałka skóry przez pozostawiony Mroczny Znak było niczym igła wbijająca się w opuszek palca. Dało się ją znieść, ale nie było to też przyjemne. Morgoth jednak skupił się na obserwowaniu młodej matki, zamiast na fizycznych aspektach wywołanych przez zadanie od Riddle'a. Mimo że Marianna pragnęła być na jego miejscu, jeszcze nie wiedziała jak wielką cenę przyjdzie jej zapłacić za posiadanie władzy i przywileju stania się jednym z najwierniejszych popleczników Toma. Zdawał sobie sprawę, że reszta Śmierciożerców i wysłanych razem z nimi Rycerzy wcale nie będzie tak pobłażliwa dla swoich celów. Co by zrobił Samael, gdyby przyszło mu odwiedzić Megarę? Z łatwością mógł sobie wyobrazić zimnego, nie przejmującego się jej krzykami Karkarowa czy zadowolonego z siebie Mulcibera. Poniekąd nie wiedziała jak duże miała szczęście, że trafiła właśnie na niego. Posiadającego pewne credo którym się posługiwał. Czy jeśliby to wiedziała, wolałaby współpracować czy może właśnie niekoniecznie? Yaxley wolał się o tym nie przekonywać, dlatego jedyną metodą, na którą postawił było wykorzystanie strachu. Strachu przed straceniem czegoś ważniejszego niż własne życie - najbliższej osoby. Osoby, którą nosiło się pod sercem. Nie znał tego uczucia zespolenia z dzieckiem, ale sam był gotowy poświęcić wszystko byle tylko uwolnić matkę spod działania klątwy. Jakie więc musiały uczucia targać właśnie w tym momencie Megarą Carrow? W takich chwilach nie było miejsca na grę. Wszystko było widoczne gołym okiem i jasnowłosa nie mogła tego ukryć. Była jak otwarta księga, którą jedynie trzeba było umieć odczytać, a Morgoth był dobrym obserwatorem. Wyczekiwał jej ostrzejszej reakcji na dotknięcie jej wypukłości, pod którą kryło się dziecko. A więc zależało jej. To dobrze. Niektóre matki tego nie potrafiły. Nie odpowiedział na pierwsze słowa, nie odsuwając różdżki, a jedynie zatrzymując ją w miejscu, gdzie dziecko się poruszyło. Nie zareagował również na resztę oskarżeń, które miały jedynie uderzyć w ich ego. Żadna czarownica nawet początkowo wydawać by się mogło bezbronna taka nie była. Trzeba było sobie odpowiedzieć na pytanie czy Megara Carrow była wiedźmą czy szlachcianką, która postawiła dobrobyt ponad wszystko... Najwidoczniej zaprzepaściła wiele dziesiątków lat tradycji na zmieszanie się z błotem. Gdy Morgoth milczał, odezwała się Marianna. Gdy skończyła, nie odezwał się, ale lekko przekręcił głowę w prawo jakby chciał spojrzeć na towarzyszkę, dając jej równocześnie znak, by milczała. Powiedziała już wystarczająco. Podważenie wiarygodności Deimosa było jednak ważne. Bo gdzie był mimo wszystko jego kuzyn? Czyżby nie zdawał sobie sprawy z odpowiedzi jaka pójdzie po tym jak wysłał ten śmieszny list do Riddle'a? Znał go. Znał Toma i wiedział, że ten uderzy nie tylko w niego samego, ale równocześnie w jego najbliższych. Jak to świadczyło o nim? Jak świadczyło o jego opiece nad żoną i nienarodzonym dziedzicem?
- Wiesz po co przyszliśmy - odezwał się w końcu, a jego głos i tak przebił się przez wiatr. - Zakon Feniksa. Wiemy, że jesteś jego częścią. A teraz nam o nim powiesz.
- Wiesz po co przyszliśmy - odezwał się w końcu, a jego głos i tak przebił się przez wiatr. - Zakon Feniksa. Wiemy, że jesteś jego częścią. A teraz nam o nim powiesz.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kobieta! Megara na chwilę odwróciła wzrok od zamaskowanej postaci skupiając się na kobiecie. Wsłuchiwała się w ton jej głosu, to jakich słów używa. Nie przejęła się słysząc, że po tej nocy nie zostanie jej żadne wspomnienie. Chociaż może dobrze byłoby wiedzieć z czyich rok przyjdzie śmierć. Nie jest szlachcianką Skupianie uwagi na zakapturzonej postaci pozwoliło zachować Megarze odrobiny zdrowego rozsądku i rozjaśniało umysł. Krążyła wokół ciągów przyczynowo skutkowych. Jeśli kobieta nie jest szlachcianką ( swoją drogą która dama zgodziłaby się stać na jakimś wzgórzu targana wiatrem) to oznacza, że to ich ugrupowanie nie jest tak elitarne jak się je wydawało. Nie chodziło już o krew, chodziło po prostu o władze.
Korzystając z osłony nocy, nie odwracając wzrok od swoich napastników Megara sięgnęła najbliższy spory kamień. Na razie ścisnęła go w dłoni i schowała za plecami. Słowa zakapturzonej kobiety sugerowały, że Deimos wiedział o wszystkim. Ale to niemożliwe, nigdy nie naraziłby życia własnych dzieci. Nawet jeśli sama Megara nie była mu tak droga jak twierdził.
Z ust lady Carrow wydobył się cichy śmiech. - Naprawdę sądzisz, że tak łatwo mnie nastraszyć? Mój mąż to zwyczajny prostak który spłodził swojego dziedzica w akcie czystego gwałtu. Zakładam, że on już wie albo szybko się dowie że trzymał pod swoim dachem zdrajcę? - przeniosła wzrok z jednej postaci na drugą. Może się nabiorą i sami się powiedzą co stało się z Deimosem. - Cokolwiek zrobię i cokolwiek powiem jestem już martwa. Ile moich krewnych wie o tym? - jeśli chcieli żeby tak po postu poszła z nimi na współpracę potrzebowała czegoś więcej niż tylko słowa by uwierzyła, że nic się jej nie stanie. Jeśli nie zabiją ją oni reszta dopilnuje żeby zapłaciła za hańbę jaką przyniosła rodzinie.
Nawet nie mrugnęła gdy w końcu padła nazwa zakonu. - Nie mam pojęcia o czym mówisz - odpowiedziała krótko. Poczekała na odpowiedni moment i w końcu użyła swojej broni. Wykrzesała całą siłę na jaką było ją stać. Czuła jak uderza w coś twardego a kamień wysuwa się jej z dłoni. Nie czekała ani chwili dłużej. Na tyle na ile była wstanie zerwała się do biegu. Trzeba było tylko dotrzeć do linii lasu i tam nie będzie już takim łatwym celem.
Korzystając z osłony nocy, nie odwracając wzrok od swoich napastników Megara sięgnęła najbliższy spory kamień. Na razie ścisnęła go w dłoni i schowała za plecami. Słowa zakapturzonej kobiety sugerowały, że Deimos wiedział o wszystkim. Ale to niemożliwe, nigdy nie naraziłby życia własnych dzieci. Nawet jeśli sama Megara nie była mu tak droga jak twierdził.
Z ust lady Carrow wydobył się cichy śmiech. - Naprawdę sądzisz, że tak łatwo mnie nastraszyć? Mój mąż to zwyczajny prostak który spłodził swojego dziedzica w akcie czystego gwałtu. Zakładam, że on już wie albo szybko się dowie że trzymał pod swoim dachem zdrajcę? - przeniosła wzrok z jednej postaci na drugą. Może się nabiorą i sami się powiedzą co stało się z Deimosem. - Cokolwiek zrobię i cokolwiek powiem jestem już martwa. Ile moich krewnych wie o tym? - jeśli chcieli żeby tak po postu poszła z nimi na współpracę potrzebowała czegoś więcej niż tylko słowa by uwierzyła, że nic się jej nie stanie. Jeśli nie zabiją ją oni reszta dopilnuje żeby zapłaciła za hańbę jaką przyniosła rodzinie.
Nawet nie mrugnęła gdy w końcu padła nazwa zakonu. - Nie mam pojęcia o czym mówisz - odpowiedziała krótko. Poczekała na odpowiedni moment i w końcu użyła swojej broni. Wykrzesała całą siłę na jaką było ją stać. Czuła jak uderza w coś twardego a kamień wysuwa się jej z dłoni. Nie czekała ani chwili dłużej. Na tyle na ile była wstanie zerwała się do biegu. Trzeba było tylko dotrzeć do linii lasu i tam nie będzie już takim łatwym celem.
Gdy Megara usłyszała jej głos, sama Marianna zauważyła zmianę w jej zachowaniu. Utkwiła w niej swoje spojrzenie, jakby nad czymś głęboko myślała. Mari wiedziała jednak, że dziewczyna ją dokładnie usłyszała i zdawała sobie sprawę z tego, o czym mówiła.
Umilkła jednak, czując na sobie spojrzenie Yaxley’a, teraz to on przejął pałeczkę. Zapytał o Zakon, a blondynka wyparła się. Kłamała. Słowa o Deimosie jakby w ogóle ją nie ruszyły, czyżby nie darzyła swojego męża żadnymi uczuciami? W innej sytuacji, panna Goshawk być może nawet by jej współczuła, że to dziecko, które tak bardzo chce bronić, pochodzi z gwałtu. Ale na ile by się przydała Rycerzom, gdyby rozczulało ją takie coś? To nie była jej sprawa więc i słowa Megary nie zrobiły na niej żadnego wrażenia.
Chciała jednak walczyć, nie miała zamiaru się tak od razu poddać. Głupota. Mogła powiedzieć, co chcieli wiedzieć i daliby jej spokój. Jej śmierć nie była im przecież do niczego potrzebna, czy też jej szlachetna krew nie była im do niczego potrzebna. Fakt faktem jednak, była zdrajczynią, spoufalała się z mugolami, z szlamami. Z najgorszym ścierwem.
Nagle poruszyła się gwałtownie, przez chwilę Marianna nie miała pojęcia co się dzieje. Zdała sobie sprawę, że dziewczyna próbuje nawiać, a oni nie mogli jej na to pozwolić. Wyciągnęła różdżkę.
W swojej przewiewnej sukieneczce, w dodatku dość jasnej, Megara odróżniała się na tle ciemnego horyzontu. Wiatr targał jej blond włosami i materiałem, którym była okryta, zapewne utrudniając jej bieg. Sama Marianna czuła zimne powietrze, ale zaciskając zęby nie odważyła się choćby powiedzieć na nie jednego słowa. Adrenalina jaka jej podskoczyła, gdy zaczęła mierzyć w lady Carrow różdżkę, automatycznie ją rozgrzała i już myślała tylko o tym, aby ją złapać.
Ruszający się cel nigdy nie był łatwy, to tak jakbyś z broni próbował ustrzelić kicającego zajączka, który jest dobry kawałek przed tobą, a ty nawet nie wiesz, w którą stronę teraz skoczy. Tak było i teraz. W którą stronę skręci, czy nie zdecyduje się zmienić kierunku, akurat w momencie gdy zaklęcie prawie będzie dosięgać jej pleców? Wszystko możliwe. Ale nie była tu sama, był też Morgoth, który na pewno też będzie próbował ją złapać. Jak jej zaklęcie chybi, to być może trafi Yaxley’a. Złapią ją i wyciągną z niej informacje choćby siłą, jeśli Megara nie chce po dobroci.
- Petrificus Totalus - rzuciła.
Byle trafić, byle się nie obroniła, byle by ją związać, unieruchomić, by można było wydusić z niej potrzebne im informacje.
Umilkła jednak, czując na sobie spojrzenie Yaxley’a, teraz to on przejął pałeczkę. Zapytał o Zakon, a blondynka wyparła się. Kłamała. Słowa o Deimosie jakby w ogóle ją nie ruszyły, czyżby nie darzyła swojego męża żadnymi uczuciami? W innej sytuacji, panna Goshawk być może nawet by jej współczuła, że to dziecko, które tak bardzo chce bronić, pochodzi z gwałtu. Ale na ile by się przydała Rycerzom, gdyby rozczulało ją takie coś? To nie była jej sprawa więc i słowa Megary nie zrobiły na niej żadnego wrażenia.
Chciała jednak walczyć, nie miała zamiaru się tak od razu poddać. Głupota. Mogła powiedzieć, co chcieli wiedzieć i daliby jej spokój. Jej śmierć nie była im przecież do niczego potrzebna, czy też jej szlachetna krew nie była im do niczego potrzebna. Fakt faktem jednak, była zdrajczynią, spoufalała się z mugolami, z szlamami. Z najgorszym ścierwem.
Nagle poruszyła się gwałtownie, przez chwilę Marianna nie miała pojęcia co się dzieje. Zdała sobie sprawę, że dziewczyna próbuje nawiać, a oni nie mogli jej na to pozwolić. Wyciągnęła różdżkę.
W swojej przewiewnej sukieneczce, w dodatku dość jasnej, Megara odróżniała się na tle ciemnego horyzontu. Wiatr targał jej blond włosami i materiałem, którym była okryta, zapewne utrudniając jej bieg. Sama Marianna czuła zimne powietrze, ale zaciskając zęby nie odważyła się choćby powiedzieć na nie jednego słowa. Adrenalina jaka jej podskoczyła, gdy zaczęła mierzyć w lady Carrow różdżkę, automatycznie ją rozgrzała i już myślała tylko o tym, aby ją złapać.
Ruszający się cel nigdy nie był łatwy, to tak jakbyś z broni próbował ustrzelić kicającego zajączka, który jest dobry kawałek przed tobą, a ty nawet nie wiesz, w którą stronę teraz skoczy. Tak było i teraz. W którą stronę skręci, czy nie zdecyduje się zmienić kierunku, akurat w momencie gdy zaklęcie prawie będzie dosięgać jej pleców? Wszystko możliwe. Ale nie była tu sama, był też Morgoth, który na pewno też będzie próbował ją złapać. Jak jej zaklęcie chybi, to być może trafi Yaxley’a. Złapią ją i wyciągną z niej informacje choćby siłą, jeśli Megara nie chce po dobroci.
- Petrificus Totalus - rzuciła.
Byle trafić, byle się nie obroniła, byle by ją związać, unieruchomić, by można było wydusić z niej potrzebne im informacje.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Marianna Goshawk' has done the following action : rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Poczuł uderzenie, ale nie ogłuszyła go. Maska też nawet nie drgnęła. Morgoth poczuł jedynie w ustach słonawy smak krwi. Nic więcej. Musiał przyznać, że lady Carrow potrafiła zaskakiwać, chociaż wcale nie w pozytywnym sensie. Zaszczuty pies również miałby na tyle odwagi, by się bronić. Ona jednak nie wzięła pod uwagę tego, że współpraca była jedynym wyjściem z tej sytuacji. Chyba nie sądziła, że pozwolą jej po prostu uciec? Dokąd zamierzała uciekać? Dookoła nich panowała ciemność i nawet roślinność na górze była uboga. Nie miała gdzie się ukryć, chociaż niewątpliwie mogła spróbować się teleportować. Ten rodzaj ucieczki był jednak ryzykowny. Nikt nigdy nie zbadał jak teleportacja wpływa na płód. Szczególnie w tym okresie rozwoju, który był dla ciąży najważniejszy. Yaxley nie zamierzał dopuścić, by coś im się stało, chociażby z tego względu, że nie miał w tym interesu. I nie zamierzał naginać swoich zasad. Chciał jedynie informacji, a kto miałby mu udzielić informacji, gdyby dziewczyna poległa? Ona była jego zadaniem i to właśnie zamierzał dostać. Nic więcej, nic mniej. Gdyby chciał odebrać jej życie już by to zrobił. On lub Marianna. Nie po to jednak tam przyszli i nie po to ją tam ściągnęli. Z daleka od Deimosa i domu, w którym mogłaby się przed nimi ukryć. Czas mijał i Morgothowi wydawało się, że ta noc trwa już wieczność. Była jak sen, z którego ciężko jest się wybudzić.
Gdy Megara wymknęła się, nie zdenerwował się. Powoli wstał, obserwując tę przypominającą zjawę czarownicę. Wyglądała jak duch na tle czarnego nieba, a biała szata i długie blond włosy odbijały światło księżyca niczym latarnia. Trudno było jej nie zauważyć, a powiewające ubranie dodawało pewnego rodzaju nierealności całej tej sytuacji. Czyżby zamierzała skryć się w tych krzakach? Co zamierzała lady Megara Carrow z domu Malfoy? Chciała czekać na ratunek czy podjąć walkę? Cokolwiek jej chodziło po głowie było nieprzemyślane. Uciekając mogła dostać zaklęciem w plecy i upaść na brzuch. Tego chciała? Krzywdy swojego dziecka? Gdy Marianna rzuciła swoje zaklęcie, Morgoth odczekał chwilę, aż tamto znajdzie się blisko swojego celu. Światło nieco rozjaśniło okolicę, by zaraz potem zniknąć. Ale nie na długo. Casa Aranea poleciała w stronę uciekającej Megary, której chude nogi potykały się na kamieniach. Odrapane, zimne i obite od twardej ziemi nie stanowiły najlepszego źródła ucieczki. A mimo to postanowiła zaryzykować. Morgoth obserwował swoje zaklęcie, które ze znacznej odległości zmierzało w stronę blondynki.
Gdy Megara wymknęła się, nie zdenerwował się. Powoli wstał, obserwując tę przypominającą zjawę czarownicę. Wyglądała jak duch na tle czarnego nieba, a biała szata i długie blond włosy odbijały światło księżyca niczym latarnia. Trudno było jej nie zauważyć, a powiewające ubranie dodawało pewnego rodzaju nierealności całej tej sytuacji. Czyżby zamierzała skryć się w tych krzakach? Co zamierzała lady Megara Carrow z domu Malfoy? Chciała czekać na ratunek czy podjąć walkę? Cokolwiek jej chodziło po głowie było nieprzemyślane. Uciekając mogła dostać zaklęciem w plecy i upaść na brzuch. Tego chciała? Krzywdy swojego dziecka? Gdy Marianna rzuciła swoje zaklęcie, Morgoth odczekał chwilę, aż tamto znajdzie się blisko swojego celu. Światło nieco rozjaśniło okolicę, by zaraz potem zniknąć. Ale nie na długo. Casa Aranea poleciała w stronę uciekającej Megary, której chude nogi potykały się na kamieniach. Odrapane, zimne i obite od twardej ziemi nie stanowiły najlepszego źródła ucieczki. A mimo to postanowiła zaryzykować. Morgoth obserwował swoje zaklęcie, które ze znacznej odległości zmierzało w stronę blondynki.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
Lepiej zginać w walce niż bezczynnie czekać i godzić się z wolą wrogów? Tak, chyba tak. To właśnie ta myśl kierowała poczynaniami młodej lady Carrow. To ona kazała jej zaatakować zamaskowanego mężczyznę i podjąć się próby ucieczki. Przecież i tak była już martwa. Gdzie słynny rozsądek Malfoyów gdy jest tak potrzebny?
Dopiero podczas biegu zdała sobie sprawę, że ma przy sobie różdżkę. Czuła się jak idiotka. Po co była ta cała zabawa z kamieniem skoro nie odebrano jej głównego narzędzia oporu. Wyciągnęła kawałek drewna zza materiału sukni i zacisnęła na nim drobne palce. Plan był prosty obronić się przed ewentualnym kontr atakiem, znaleźć kryjówkę i wysłać do kogoś patronusa z prośbą o pomoc. Megara zdawała sobie sprawę jak niebezpieczna może być dla niej i dla jej dziecka teleportacja dla tego postanowiła traktować tą formę ucieczki jako ostateczność. Obejrzała się za siebie chcąc sprawdzić co robią zamaskowane postacie. Właśnie wtedy zauważyła snop energii biegnący w jej stronę. Zacisnęła palce wokół różdżki i bez zastanowienia wykrzyknęła - Protengo- mając nadzieję, że to wystarczy by się obronić. Jeszcze chwila a będzie poza zasięgiem ich zaklęć. Musiała tylko wysłać patronusa…tylko tyle.
Dopiero podczas biegu zdała sobie sprawę, że ma przy sobie różdżkę. Czuła się jak idiotka. Po co była ta cała zabawa z kamieniem skoro nie odebrano jej głównego narzędzia oporu. Wyciągnęła kawałek drewna zza materiału sukni i zacisnęła na nim drobne palce. Plan był prosty obronić się przed ewentualnym kontr atakiem, znaleźć kryjówkę i wysłać do kogoś patronusa z prośbą o pomoc. Megara zdawała sobie sprawę jak niebezpieczna może być dla niej i dla jej dziecka teleportacja dla tego postanowiła traktować tą formę ucieczki jako ostateczność. Obejrzała się za siebie chcąc sprawdzić co robią zamaskowane postacie. Właśnie wtedy zauważyła snop energii biegnący w jej stronę. Zacisnęła palce wokół różdżki i bez zastanowienia wykrzyknęła - Protengo- mając nadzieję, że to wystarczy by się obronić. Jeszcze chwila a będzie poza zasięgiem ich zaklęć. Musiała tylko wysłać patronusa…tylko tyle.
The member 'Megara Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Zaklęcie Marianny poleciało w stronę Megary. Ta jednak odbiła je niezwykle skutecznym protego. Teraz jednak to Goshwak musiała się bronić przed własnym czarem. Niewerbalne zaklęcie Morgotha okazało się jednak nieskuteczne i minęło Megarę o kilka metrów. Carrow miała przed sobą duży teren, otwartą przestrzeń, na której niewiele było miejsc, w których można się ukryć kilka większych krzaków i skał, nic więcej nie mogła dostrzec. Od biegu dyszała ciężko zmęczona. Jej dziecko mogło nie znieść tego za dobrze.
|Na odpis macie 48 godzin
Kolejka: Megara, Marianna, Morgoth
|Na odpis macie 48 godzin
Kolejka: Megara, Marianna, Morgoth
Dłużej tego nie wytrzyma. Czuła, że brak jej sił i nawet adrenalina buzująca w jej żyłach nie zmieniała faktu, że była w szóstym miesiąc ciąży. Obroniła się przed zaklęciem rzuconym przez kobietę a drugi cios nawet jej nie dotknął. Miała zwyczajne szczęście ale nie mogła wiedzieć jak długo mogłaby się nim jeszcze cieszyć. Pierwotny plan zakład wysłanie patronusa z prośbą o pomoc ale musiała by się skupić na odpowiedni wspomnieniu i przekazaniu wiadomości a na to mówiąc delikatnie nie miała czasu. Postanowiła użyć innego zaklęcia. Skupiła się na mroku, szarości i zieleni wokół niej. Palce Carrow znów zacisnęły się na różdżce. Postanowiła użyć niewerbalnego zaklęcia kameleona który upodobni ją do otoczenia i pozwoli zbiec przed napastnikami.
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Carrantoohill, Kerry
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia