Lucille ‘’Lucy’’ Greengrass
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania: Śmiertelny Nokturn
Czystość krwi: czysta szlachetna bez skazy
Zawód: podrzędna handlarka opium i Złotej Rybki
Wzrost: 166 cm
Waga: 71 kg
Kolor włosów: brąz
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: nie wyróżnia się niczym szczególnym
modrzew, łuska wsiąkiewki, 11 cali, dość sztywna
Gryffindor
byłby lew
wilkołak
świeża farby i zapach domu
ona z mężczyzną, którego kocha trzymający jej obraz
malowanie, rysownie
żadnej, nie interesuje jej to
kiedyś grałam w szachy, teraz jedyna aktywność to spacery
jazzu
Willa Holland
Dawno temu – gdy byłam szczęśliwa.
Pamiętam każdy szczegół mojego życia. Od kiedy tylko moja świadomość się ukształtowała na tyle, że mogłam robić coś samodzielnie, pamiętam wszystko. Pamiętam ciepło promieni słonecznych, które wpadały przez ogromne okna posiadłości Greengrass’ów. Pamiętam długie korytarze, które przemierzałam tyle razy w swoim życie, że mogłabym tam chodzić z zamkniętymi oczami. Pamiętam niezgłębiona ciekawość jaka mi wtedy towarzyszyła. Pamiętam gdy po raz pierwszy dostałam kredki od rodziców, mających nadzieję, że zajmą czymś na chwilę wiecznie rozbrykaną i wesołą pięciolatkę. Pamiętam smak świeżo zaparzonej herbaty, którą piła gdy bolał mnie brzuch. Pamiętam ciepło buchające od ognia w kominku, gdy leżałam przed nim poświęcając kolejne godziny na rysowaniu. Wiem jaka była mina moich rodziców, gdy dostałam list z Hogwartu; pełna dumy, szczęścia i ulgi, że jednak nie jestem charłakiem, bo prawda była taka że wcześniej nie objawiałam żadnych szczególnych zdolności. Co prawda wokół mnie zdarzały się czasami nietypowe rzeczy, ale równocześnie mogła to być wina mojego rodzeństwa, wykazująca zazwyczaj więcej talentu niż ja. Moi rodzicami byli kochanymi ludźmi, nie dawali mi nigdy do zrozumienia, że jestem słaba, mimo wszystko ciągle miałam takie uczucie. Bycia najsłabszą. Tylko w jednej rzeczy zawsze czułam się dostatecznie dobra. W rysowaniu.
Hogwart
Dokładnie pamiętam pierwszy dzień w Hogwarcie. Trafiłam do Gryffindoru. Nie pasowałam tam. Przynajmniej tak mi się wydawało, nie byłam w końcu ani odważna, ani szlachetna. Przez pewien czas czułam się strasznie zagubiona wśród nowych ludzi. Z czasem jednak zaczęłam zyskiwać pewność siebie i otwierać się na innych. Nie czułam już tego okropnego uczucia bycia gorszą. Przez kolejne trzy lata nie wydarzyło się nic ciekawego. Zawierałam nowe przyjaźnie, kłóciłam, nienawidziłam, bawiłam, uczyłam, dostawałam szlabany czyli robiłam dokładnie to co robi każde dziecko. Poświęciłam też wiele czasu na rozwijanie pasji. Rysowałam wszędzie i o każde porze dnia, każda moja notatka z lekcji zawierała choćby miniaturowy obrazek. Odkryłam też, że jestem utalentowana nie tylko artystycznie, nadzwyczaj dobrze szły jej zaklęcia. Zazwyczaj jako jedna z pierwszych osób w klasie potrafiła opanować nowy czar. Wszystko szło spokojnie, ale do czasu.
Gdy go poznałam
Na czwartym roku poznałam niesamowitego chłopaka. Przeniósł się do Hogwartu z Beauxbatons po przeprowadzce rodziców i od razu zyskał dużą popularność. Przystojny, zabawny, inteligentny, wygadany i robił wszystko co chciał. Był dokładnie taki jaka chciałam być. Zakochałam się. Lecz nie tylko ja. Pamiętałam że szalała za nim połowa dziewczyn ze szkoły. Mimo wszystko on ze wszystkich dziewczyn wybrał mnie, na swoją towarzyszkę. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Całkiem zawładnął moim życiem. Robiłam dla niego wszystko co chciał. Zrezygnowałam ze wszystkich innych kontaktów towarzyskich. Opuściłam się w nauce. Mimo wszystko czułam się jak najszczęśliwsza istota na świecie. Pamiętam jego każdy szczegół. Jak odgarniał włosy z czoła, jak się uśmiechał, jak pachniał. Miałam wrażenie, że to ten jedyny. Byliśmy parą idealną, do dnia gdy mój wybranek zapragnął rzucić szkołę i podróżować po świecie. To było trzy lata po tym jak się poznaliśmy. Opowiadał mi piękne historie o swoim kraju. Mówił, że wszystko już załatwił, że najpierw zatrzymamy się u jego kuzyna w Londynie, że ma u niego schowaną sporą sumę pieniędzy, a potem pojedziemy do Francji. Nie zgodziłam się, więc postawił mi ultimatum, albo ucieknę z nim, albo on ucieknie sam. Byłam zrozpaczona. W końcu jednak zgodziłam się. Czekaliśmy tylko na moje 17 urodziny. W dzień potem, zabraliśmy wszystkie swoje rzeczy i pod przykrywką pójścia do Hogsmade, znikneliśmy. Nie było jednak tak pięknie jak mówił mój chłopak.
Nokturn
Mieszkaliśmy w kawalerce na Nokturnie, a jego kuzyn nie miał wcale swojego sklepu tylko zajmował się pokątną sprzedażą kradzionych rzeczy. A żadnych pieniędzy chłopka nie ma. Jednak pomimo wielkiego skandalu, że córka ze znamienitego rodu uciekła ze szkoły i znikła oraz swojej prywatnej tragedii, trwałam wiecznie u boku chłopaka w nadziei, że wszystko się ułoży. Słyszałam o wielkich poszukiwaniach mojej osoby, pisali o tym w Proroku Codziennym, moja twarz widniała na plakatach porozwieszanych po mieście. Bałam się, że mnie znajdą. Przez długi czas nie wychodziłam z domu. Przefarbowałam włosy na ciemny brąz, ścięłam je i założyłam soczewki, wyglądałam jak inna osoba, ale i tak wychodziłam rzadko i przemykałam ulicami ukryta pod kapturem. Miałam nadzieje, że nie będą szukać w tak wątpliwej reputacji. Wszystko ucichło po pół roku, a ja starałam się jakoś ułożyć swoje życie na Nokturnie. Chłopak pomagała kuzynowi w pracy, a ja łapałam się pierwszych lepszych zajęć, a to jako kelnerka lub sprzedawczyni w małym sklepie na Nokturnie. Zaczynaliśmy mieć jednak coraz większe problemy. On uzależnił się od Złotej Rybki, więc moja pensja i jego zaczynały nie wystarczać, coraz bardziej więc oddalałam się w stronę handlowania opium i Złotą Rybką dla jakiś przydrożnych ćpunów. Towar dostawałam od jakiegoś tajemniczego jegomościa, którego imienia nawet nie znałam i szczerze mówiąc nie wiele mnie obchodziło. Spotykałam się z nim rzadko, brałam towar i tyle. Jako podrzędna dilerka dostawałam nie wiele, tyle niewielki procent. Było to i tak o niebo więcej niż gdy pracowałam jako kelnerka.
Kolejna zmiana i kolejna tragedia nastąpiły po dwóch latach jak mieszkałam na Nokturnie. Wracałam akurat od klienta i w jednej z uliczek zobaczyłam Jego. Mojego chłopaka namiętnie obściskującego się z jakąś dziewczyna, w przykrótkiej spódniczce. Wpadłam na nich z wrzaskiem. Zadrapałam do krwi paznokciami twarz dziewczyny, która od razu uciekła. On jednak patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem i mruknął pod nosem coś jakby ,,sorry’’. Pełna rozpaczy i wściekłości uderzyłam go najpierw w szczękę, a potem w brzuch i odeszłam. Dawno już utraciłam swoją dziecięcą delikatność. Poszłam od razu do domu, spakowałam się i wyszłam.
Teraz
Historia jak jeden człowiek zniszczył mi życie nie jest zbyt szczęśliwa. Wynajmuje teraz własną małą, obskurną kawalerkę. Staram się ułożyć sobie życie od nowa, znowu zaczęłam malować i rysować, zaopatrzyłam się w dwóch nowych, najlepszych towarzyszy życia; sowę Mimi i dostojnego kuguchara Cezara. Mojego byłego chłopaka widziałam ostatni raz tamtego nieszczęśliwego dnia. To było rok temu. Nie będę się na nim mściła… Chyba.
9 | |
2 | |
0 | |
0 | |
0 | |
4 | |
0 |
różdżka, teleportacja, sowa, kuguchar
Witamy wśród Morsów
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see