Kuchnia
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdyby wiedział, że Nora ma zamiar dzisiaj przyjść, to zamiast wydawać pieniądze na śnieżkę, część z nich zainwestowałby w Ognistą. No ale cóż, teraz z pewnością już nie wyda tych ciężko zarobionych pieniędzy bo zaraz impreza na statku, na którym, ma nadzieję, się nieco wyluzować. Znaczy się... nieco odprężyć pod wpływem narkotyków, jak i alkoholu, który tam ma być za friko. O tak, rumu tam się chętnie napije. Oczywiście wtedy wolałby, aby Nora nie widziała jego w takim stanie. Definitywnie wtedy łatwo by wyciągnęła od niego każdy dobrze skrywany teraz sekret. Woli teraz porozmawiać, póki język Nory chce wypluwać z siebie słowa, które niekiedy go zamartwiają, wprawiają w ponury nastrój, bądź tak jak teraz, powodują niewielki uśmiech na piegowatej twarzy. - Powiedzmy.- normalnie by się zaśmiał, ale nie był w nastroju. A alkohol tylko potęguje jego ponure i negatywne myśli.
Widząc jej speszony wzrok, zaczęły nachodzić jemu różne myśli o niej. że coś ukrywa, wstydzi się czegoś, czy być może próbuje, jak on, odwrócić od siebie uwagę. Jednakże warto tu przypomnieć, że to ona przyszła do niego z problemami, więc będą o niej rozmawiać. A i mimo tego, jego własne problemy zaczęły sięgać wyższy prób punktowy. - Wiesz Nora, wśród zarówno Prewettów, jak i Weasley'ów zbytnio nie ma większych konfliktów. A w większości część rodów chętniej przyjmuje rude panienki, niżeli rudych podobnych do mnie, także trochę dziwna sprawa.- powiedział po chwili zarówno namysłu, jak i wysłuchania jej. W międzyczasie Cezar wskoczył na ręce Rudej, lecz i tak swój wzrok utkwił na Barry'm, któremu próbował ułożyć myśli. Bo jednak to co mówiła, powoli zaczynało nie trzymać się kupy. Ale Barry już nie chciał słuchać jej wyjaśnień co do tego tematu. - A z resztą.- machnął ręką chcąc dać już spokój temu tematowi. Przez to robi się coraz bardziej rozdrażniony, a mieli oboje spędzić czas przyjemnie. Przy cukierkach. Sam chcąc o tym zapomnieć, otworzył drugą półkę i wyjął Złota Rybkę. Położył ją na blacie, ale się zastanawiał przez chwilę, co z nią zrobić. Wypić całą i potem mieć rozwolnienie żołądka, czy może trochę z Norą wypije. -Chcesz to?- zadał jej pytanie zaraz nalewając trochę narkotyku do swojej szklanki.
Widząc jej speszony wzrok, zaczęły nachodzić jemu różne myśli o niej. że coś ukrywa, wstydzi się czegoś, czy być może próbuje, jak on, odwrócić od siebie uwagę. Jednakże warto tu przypomnieć, że to ona przyszła do niego z problemami, więc będą o niej rozmawiać. A i mimo tego, jego własne problemy zaczęły sięgać wyższy prób punktowy. - Wiesz Nora, wśród zarówno Prewettów, jak i Weasley'ów zbytnio nie ma większych konfliktów. A w większości część rodów chętniej przyjmuje rude panienki, niżeli rudych podobnych do mnie, także trochę dziwna sprawa.- powiedział po chwili zarówno namysłu, jak i wysłuchania jej. W międzyczasie Cezar wskoczył na ręce Rudej, lecz i tak swój wzrok utkwił na Barry'm, któremu próbował ułożyć myśli. Bo jednak to co mówiła, powoli zaczynało nie trzymać się kupy. Ale Barry już nie chciał słuchać jej wyjaśnień co do tego tematu. - A z resztą.- machnął ręką chcąc dać już spokój temu tematowi. Przez to robi się coraz bardziej rozdrażniony, a mieli oboje spędzić czas przyjemnie. Przy cukierkach. Sam chcąc o tym zapomnieć, otworzył drugą półkę i wyjął Złota Rybkę. Położył ją na blacie, ale się zastanawiał przez chwilę, co z nią zrobić. Wypić całą i potem mieć rozwolnienie żołądka, czy może trochę z Norą wypije. -Chcesz to?- zadał jej pytanie zaraz nalewając trochę narkotyku do swojej szklanki.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Może los czuwał nad Barrym, gdyż Marcelyn nawet nie wiedziała o imprezie na statku, więc mógł spokojnie nawalić się tam do upadłego, ona o jego sekretach nie usłyszy. A przynajmniej nie tym razem.
Nawet jeśli wyciąganie sekretów szło jej dziś bardzo miernie, to potrafiła całkiem nieźle odczytać targające nim emocje. Zapewne było to po części spowodowane kobiecym instynktem, ale jak sądziła, w głównej mierze jednak tym, że trochę się już z Barrym znali. Dlatego teraz bez problemu zauważyła, iż tego wieczoru chłopak czuł się podle i trudno będzie jej to zmienić. Dlatego też po cichu liczyła na małą pomoc w postaci odurzaczy. Zdarzało się już nie raz, że mimo wisielczego nastroju któregokolwiek z tej uroczej dwójki ostatecznie kończyli przepełnieni radością.
Ugryzła się w język, by nie skomentować jego słów prostym "chyba, że jesteś jedyną rudą panienką w rodzie i wszyscy mają cię za bękarta". Zamiast tego spokojnie odpowiedziała
-W większości, ale pamiętaj, że mamy jeszcze mniejszość.-uśmiechnęła się do niego tajemniczo, co zapewne wcale nie pomogło jej obecnej sytuacji. W końcu i tak uważał iż jest niejako podejrzana. Powinna mieć nauczkę i następnym razem trzymać język za zębami. A może następnym razem po prostu nie powinna tyle kłamać? W końcu nawet najlepsze oszustwo w końcu wyjdzie na jaw... Przeklęła się w duchu za chwilę słabości, w której przyszła z prośbą o pomoc. Jakby nie mogła zwyczajnie wpaść i zawołać "Zabieram Cię na ognistą, rudzielcu!". Raz zrobiła z siebie arystokratkę w potrzebie i teraz ma za swoje, musi ważyć każde słowo i starać się uważać, teraz już nawet przy Barrym.
Zaczęła delikatnie głaskać Cezara, zataczać jasnymi palcami koła na jego karku i drapać za uszami zupełnie nie podejrzewając, że może w tym czasie niejako ją "prześwietlać" jak najlepszy ze szpiegów. Podniosła wzrok na Barrego dopiero, gdy usłyszała chichy stuk stawianej na blacie szklanki z tak dobrze znanym jej płynem. Rozpromieniła się w oka mgnieniu i zawołała -No ba!
Jednak on też wyczuł, czego dziewczyna potrzebuje. Jak to się dla nich skończy tym razem?
Nawet jeśli wyciąganie sekretów szło jej dziś bardzo miernie, to potrafiła całkiem nieźle odczytać targające nim emocje. Zapewne było to po części spowodowane kobiecym instynktem, ale jak sądziła, w głównej mierze jednak tym, że trochę się już z Barrym znali. Dlatego teraz bez problemu zauważyła, iż tego wieczoru chłopak czuł się podle i trudno będzie jej to zmienić. Dlatego też po cichu liczyła na małą pomoc w postaci odurzaczy. Zdarzało się już nie raz, że mimo wisielczego nastroju któregokolwiek z tej uroczej dwójki ostatecznie kończyli przepełnieni radością.
Ugryzła się w język, by nie skomentować jego słów prostym "chyba, że jesteś jedyną rudą panienką w rodzie i wszyscy mają cię za bękarta". Zamiast tego spokojnie odpowiedziała
-W większości, ale pamiętaj, że mamy jeszcze mniejszość.-uśmiechnęła się do niego tajemniczo, co zapewne wcale nie pomogło jej obecnej sytuacji. W końcu i tak uważał iż jest niejako podejrzana. Powinna mieć nauczkę i następnym razem trzymać język za zębami. A może następnym razem po prostu nie powinna tyle kłamać? W końcu nawet najlepsze oszustwo w końcu wyjdzie na jaw... Przeklęła się w duchu za chwilę słabości, w której przyszła z prośbą o pomoc. Jakby nie mogła zwyczajnie wpaść i zawołać "Zabieram Cię na ognistą, rudzielcu!". Raz zrobiła z siebie arystokratkę w potrzebie i teraz ma za swoje, musi ważyć każde słowo i starać się uważać, teraz już nawet przy Barrym.
Zaczęła delikatnie głaskać Cezara, zataczać jasnymi palcami koła na jego karku i drapać za uszami zupełnie nie podejrzewając, że może w tym czasie niejako ją "prześwietlać" jak najlepszy ze szpiegów. Podniosła wzrok na Barrego dopiero, gdy usłyszała chichy stuk stawianej na blacie szklanki z tak dobrze znanym jej płynem. Rozpromieniła się w oka mgnieniu i zawołała -No ba!
Jednak on też wyczuł, czego dziewczyna potrzebuje. Jak to się dla nich skończy tym razem?
Gość
Gość
Chłopak postanowił już nie komentować tej sprawy, która zaczynała być coraz bardziej zarówno kłopotliwa, jak i głęboka. Z kolejnymi pytaniami jego samopoczucie schodzi na głębokie dno, a wolałby właściwie takiego da nie osiągać. Nie przy Marcelyn, aby mogła ujrzeć część jego prawdziwej twarzy, którą tak starannie ukrywa przed nią. Woli, by się uśmiechała, aby rozmowy szły swobodnie mimo narastających jego wątpliwości, jak i poczucia zwykłego, uczciwego obowiązku wobec swojej nowej wybranki.
Koty czy też kuguchary najlepiej potrafią odczytać drugiego człowieka. Gdyby Marcelyn posiadała taki sam dar co Weasley, z pewnością wiele ciekawych rzeczy by o nim usłyszała. Nawet te, o których Barry zbytnio nie mówił Cezarowi. On sam do końca nie wie, co ten futrzak wie o jego osobie. I póki nikt inny podobny do zdolności Barry'ego się nie znajdzie, tym on jest bezpieczny, jak i jego wszystkie sekrety.
Ciężko stwierdzić, że wyczuł jej potrzeby. Bardziej to swoimi się kierował, ale niech sobie myśli, że w tej chwili myślał o jej potrzebach, choć tak kompletnie nie jest. Barry jest zagubiony we własnych myślach i raczej myśli o tym, aby ta doba już się zakończyła w miarę lepszym nastawieniu, niż w obecnym jaki jest. Gdy sobie już nalał, zaczęła zaraz napełniać się szklanka Nory. Chwilę później obie miały 3/4 zawartości Złotej Rybki. Trochę dużo, ale może po tym jutro Barry będzie w stanie przynajmniej pójść do pracy. Nie do Ollivandera, bo wątpi w to, aby dał radę rano wstać z migreną. A nie ma żadnych eliksirów, które by jemu poprawiły głowę. Odłożył zaraz buteleczkę z narkotykiem na blat, a sam chwycił po chwili obie szklanki i jedną podał Rudowłosej. - To ... na zdrowie- powiedział niepewnie siląc się na uśmiech, który mimo jego oczekiwaniom, nie chciał przyjść łatwo. Ale koniec końców, jakaś zmiana jego mimiki się pojawiła i wypił od razu kilka łyków Złotej Rybki. Nie była najlepsza w smaku, ale to, co miało się zdarzyć było o niebo lepsze od ich poprzedniej, niezbyt miłej z resztą, rozmowy.
Koty czy też kuguchary najlepiej potrafią odczytać drugiego człowieka. Gdyby Marcelyn posiadała taki sam dar co Weasley, z pewnością wiele ciekawych rzeczy by o nim usłyszała. Nawet te, o których Barry zbytnio nie mówił Cezarowi. On sam do końca nie wie, co ten futrzak wie o jego osobie. I póki nikt inny podobny do zdolności Barry'ego się nie znajdzie, tym on jest bezpieczny, jak i jego wszystkie sekrety.
Ciężko stwierdzić, że wyczuł jej potrzeby. Bardziej to swoimi się kierował, ale niech sobie myśli, że w tej chwili myślał o jej potrzebach, choć tak kompletnie nie jest. Barry jest zagubiony we własnych myślach i raczej myśli o tym, aby ta doba już się zakończyła w miarę lepszym nastawieniu, niż w obecnym jaki jest. Gdy sobie już nalał, zaczęła zaraz napełniać się szklanka Nory. Chwilę później obie miały 3/4 zawartości Złotej Rybki. Trochę dużo, ale może po tym jutro Barry będzie w stanie przynajmniej pójść do pracy. Nie do Ollivandera, bo wątpi w to, aby dał radę rano wstać z migreną. A nie ma żadnych eliksirów, które by jemu poprawiły głowę. Odłożył zaraz buteleczkę z narkotykiem na blat, a sam chwycił po chwili obie szklanki i jedną podał Rudowłosej. - To ... na zdrowie- powiedział niepewnie siląc się na uśmiech, który mimo jego oczekiwaniom, nie chciał przyjść łatwo. Ale koniec końców, jakaś zmiana jego mimiki się pojawiła i wypił od razu kilka łyków Złotej Rybki. Nie była najlepsza w smaku, ale to, co miało się zdarzyć było o niebo lepsze od ich poprzedniej, niezbyt miłej z resztą, rozmowy.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tak, tego wieczoru zdecydowanie nie szło im dobrze. Właściwie Marcelyn nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio mieli aż tak wisielcze nastroje i takie problemy z komunikacją. Oni, którzy potrafili spędzać ze sobą nieprzerwane godziny na rozmowach, które zdawały się nie mieć końca. Aż wstyd się przyznać ale bardzo wielu z nich (ba, nawet zdecydowanej większości!) dziewczyna zwyczajnie nie pamięta. Samo działanie owszem, ale treść tych rozmów? To pozostanie dla niej zagadką, której nie jest w stanie rozwikłać, prawdopodobnie tak jak i on. W stanie, w którym zwykle się razem znajdowali było pięknie, fakt, ale później wszystkie zdarzenia minionego wieczoru odchodziły w zapomnienie.
Dlatego Marcelyn z nieskrywanym lękiem patrzyła na tę ich porąbaną relację. Bo jak inaczej nazwać to, kiedy nie wiesz co dzieje się z wami przez godziny, a mimo to masz poczucie, że nie chcesz tego zmieniać? I drugie pytanie-jak bardzo głęboko w swojej podświadomości wtedy przebywają?
Tym razem jednak, Marcela wcale nie czuła się tak pewnie i swobodnie w obecności przyjaciela (o ile można ich tak nazwać). Miała sobie za złe chwilowy wybuch emocji i to, ze w ogóle je okazała, odsłoniła tak długo i głęboko skrywaną cząstkę siebie. Wyrzucała też sobie to, że nie udało jej się sprawić, by Barry był gotów przyjąć jej wsparcie i pomoc, samemu się otworzyć. Każda próba wyciągnięcia do niego ręki kończyła się nie tyle odrzuceniem jej, co prychnięciem, skuleniem uszu i oddaleniem się na bezpieczną odległość. Jakby to Barry a nie Cezar był kugucharem. W geście jakiejś dziwnej chęci przytrzymania jedynego nie uciekającego w tym pomieszczeniu stworzenia, wtuliła policzek w gęste futro na karku Cezara. Oh, od zawsze marzyła, by móc zrozumieć zwierzęta nie tylko pozornie, ale tak, jakby odczytywała ich myśli. Mimo braku takowej umiejętności i tak czuła z nimi ogromną więź co bardzo ułatwiało jej pracę.
Marcysia trzymała tak policzek przy emanującym ciepłem stworzeniu, dopóki Barry nie podał jej szklanki. "Za lepszą noc, ponuraku" pomyślała smętnie, zaś głośno odpowiedziała -Zdrowie!...przynajmniej dla duszy.-dobrze wiedziała, jakie szkody mógł jej wyrządzić narkotyk, liczyła się z tym od samego początku. A jednak każdy jeden raz po którym efekty uboczne nie były gorsze od świdrującego bólu głowy i okropnego stanu psychicznego sprawiał, że czuła iż może to zrobic bez obaw znowu...i znowu i znowu.
Nie chciała zwracać głośno Barremu uwagi, jak bardzo nieudolny uśmiech mu wyszedł, wiedziała że może tylko pogorszyć sytuację. Postanowiła ciągnąć, dość dla nich bezpieczny, temat narkotyków.
-Myślisz, że kiedyś przywalimy coś mocniejszego?-wzrokiem wskazała na szklankę z której upiła już parę drobnych łyków na tyle, na ile pozwalał jej żołądek, smak naprawdę nie zachęcał do dalszego picia... ale efekty tak. -Chciałabym kiedyś sama być w stanie zmieszać swój własny narkotyk, ale potrzebowałabym więcej trudno dostępnych ingrediencji.-kto wie, może kiedyś jej się uda?
Dlatego Marcelyn z nieskrywanym lękiem patrzyła na tę ich porąbaną relację. Bo jak inaczej nazwać to, kiedy nie wiesz co dzieje się z wami przez godziny, a mimo to masz poczucie, że nie chcesz tego zmieniać? I drugie pytanie-jak bardzo głęboko w swojej podświadomości wtedy przebywają?
Tym razem jednak, Marcela wcale nie czuła się tak pewnie i swobodnie w obecności przyjaciela (o ile można ich tak nazwać). Miała sobie za złe chwilowy wybuch emocji i to, ze w ogóle je okazała, odsłoniła tak długo i głęboko skrywaną cząstkę siebie. Wyrzucała też sobie to, że nie udało jej się sprawić, by Barry był gotów przyjąć jej wsparcie i pomoc, samemu się otworzyć. Każda próba wyciągnięcia do niego ręki kończyła się nie tyle odrzuceniem jej, co prychnięciem, skuleniem uszu i oddaleniem się na bezpieczną odległość. Jakby to Barry a nie Cezar był kugucharem. W geście jakiejś dziwnej chęci przytrzymania jedynego nie uciekającego w tym pomieszczeniu stworzenia, wtuliła policzek w gęste futro na karku Cezara. Oh, od zawsze marzyła, by móc zrozumieć zwierzęta nie tylko pozornie, ale tak, jakby odczytywała ich myśli. Mimo braku takowej umiejętności i tak czuła z nimi ogromną więź co bardzo ułatwiało jej pracę.
Marcysia trzymała tak policzek przy emanującym ciepłem stworzeniu, dopóki Barry nie podał jej szklanki. "Za lepszą noc, ponuraku" pomyślała smętnie, zaś głośno odpowiedziała -Zdrowie!...przynajmniej dla duszy.-dobrze wiedziała, jakie szkody mógł jej wyrządzić narkotyk, liczyła się z tym od samego początku. A jednak każdy jeden raz po którym efekty uboczne nie były gorsze od świdrującego bólu głowy i okropnego stanu psychicznego sprawiał, że czuła iż może to zrobic bez obaw znowu...i znowu i znowu.
Nie chciała zwracać głośno Barremu uwagi, jak bardzo nieudolny uśmiech mu wyszedł, wiedziała że może tylko pogorszyć sytuację. Postanowiła ciągnąć, dość dla nich bezpieczny, temat narkotyków.
-Myślisz, że kiedyś przywalimy coś mocniejszego?-wzrokiem wskazała na szklankę z której upiła już parę drobnych łyków na tyle, na ile pozwalał jej żołądek, smak naprawdę nie zachęcał do dalszego picia... ale efekty tak. -Chciałabym kiedyś sama być w stanie zmieszać swój własny narkotyk, ale potrzebowałabym więcej trudno dostępnych ingrediencji.-kto wie, może kiedyś jej się uda?
Gość
Gość
Może jego nastrój wkrótce się poprawi. Gdy Złota Rybka zacznie działać, a jego myśli zaczną płynąć rzeką miodem płynącą. Przynajmniej tak można przypuszczać zarówno po dawce, jaką oni sobie dziś zafundują, jak i po samym działaniu narkotyku. Wszystko jest możliwe i w to niech oboje wierzą!
Spojrzał na nią nieco łagodniej, gdy podążyła tematem o narkotykach i innych używkach. Cicho westchnął rozmyślając tak właściwie nad jej odpowiedzią. Czy uda im się? Pewnie tak, tylko kto wie, kiedy to się wydarzy. Sam wie, kiedy nawet mieszać narkotyki, lecz niekiedy zapomina o poprawnych dawkach i wtedy choruje przez kilka dni. Ale czy on chciałby ryzykować podobnym stanem u Nory? Tak nie wypada. - No wiesz, do zmieszania dobry też jest alkohol, tylko nie można przesadzać. Następnym razem Ci to pokażę. Tylko ostrzegam że potem możesz potrzebować medykamentów do migreny, czy innych dolegliwości.- powiedział nieco schodząc z poprzedniego ponurego tonu. Nie mówi, że tego nie zrobią, też nie daje jej gwarancji, że coś takiego zaistnieje. Ale przynajmniej ostrzegł ją o dolegliwościach, jakie potem może mieć następnego dnia. - Chyba że wolisz mieszanki narkotykowe. Słyszałem, że pomieszanie opium z Rybką przynosi ciekawe efekty, ale nigdy tego nie sprawdzałem. Sprawdziłbym to, gdyby nie nowa okazja, która mi się nadarzyła. Dostanę dziesięć porcji Śnieżki od znajomego.- wyjaśnił kończąc swoją wypowiedź tym razem już niewymuszonym, małym uśmiechem. Cieszy go wizja, że będzie mieć okazję przetestować Śnieżkę. Mało wie jednak, jak powinno się ja brać, lecz żyje nadzieją, że Benjamin powie co i jak. Bo na pewno nie zostawi na pokaz takiego drogocennego narkotyku. Jeszcze ponownie by ten ćpun się dostał tutaj i straciłby bezcenny towar. Wypił kolejne porcje Złotej Rybki czując, jak zaczyna mu już oddziaływać na jego już stracony umysł. - Chcesz, to dorzucę Tobie trochę opium.- powiedział spokojnie. Dorzuci jej, a ona się rozluźni i znów się uśmiechnie, jak ostatnio.
Spojrzał na nią nieco łagodniej, gdy podążyła tematem o narkotykach i innych używkach. Cicho westchnął rozmyślając tak właściwie nad jej odpowiedzią. Czy uda im się? Pewnie tak, tylko kto wie, kiedy to się wydarzy. Sam wie, kiedy nawet mieszać narkotyki, lecz niekiedy zapomina o poprawnych dawkach i wtedy choruje przez kilka dni. Ale czy on chciałby ryzykować podobnym stanem u Nory? Tak nie wypada. - No wiesz, do zmieszania dobry też jest alkohol, tylko nie można przesadzać. Następnym razem Ci to pokażę. Tylko ostrzegam że potem możesz potrzebować medykamentów do migreny, czy innych dolegliwości.- powiedział nieco schodząc z poprzedniego ponurego tonu. Nie mówi, że tego nie zrobią, też nie daje jej gwarancji, że coś takiego zaistnieje. Ale przynajmniej ostrzegł ją o dolegliwościach, jakie potem może mieć następnego dnia. - Chyba że wolisz mieszanki narkotykowe. Słyszałem, że pomieszanie opium z Rybką przynosi ciekawe efekty, ale nigdy tego nie sprawdzałem. Sprawdziłbym to, gdyby nie nowa okazja, która mi się nadarzyła. Dostanę dziesięć porcji Śnieżki od znajomego.- wyjaśnił kończąc swoją wypowiedź tym razem już niewymuszonym, małym uśmiechem. Cieszy go wizja, że będzie mieć okazję przetestować Śnieżkę. Mało wie jednak, jak powinno się ja brać, lecz żyje nadzieją, że Benjamin powie co i jak. Bo na pewno nie zostawi na pokaz takiego drogocennego narkotyku. Jeszcze ponownie by ten ćpun się dostał tutaj i straciłby bezcenny towar. Wypił kolejne porcje Złotej Rybki czując, jak zaczyna mu już oddziaływać na jego już stracony umysł. - Chcesz, to dorzucę Tobie trochę opium.- powiedział spokojnie. Dorzuci jej, a ona się rozluźni i znów się uśmiechnie, jak ostatnio.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pijąc lub zażywając w "najlepszym możliwym towarzystwie, czyli swoim własnym" (chociaż czy na pewno najlepszym?) nie sprawiało jej to takiej satysfakcji. Wtedy robiła to dla własnego spokoju, a precyzując-by tenże spokój osiągnąć. Tak jak przez ostatnie dwa tygodnie, kiedy niemal co wieczór wypijała szklaneczkę trunku siedząc na fotelu przy tomie podręcznika alchemicznego/płaczliwym bluesie/kocie lub w zupełnej samotności, tylko ona i szklanka. Wówczas jej uczucia czy nastawienie ani na moment nie ulegały zmianie, a po wypiciu nawet najmniejszej poprawie. Wszystko sobie wmawiała. Natomiast za każdym razem gdy stała z Barrym w jego kuchni lub innym miejscu, nastrój poprawiał jej się na sam widok naczynia ze Złotą Rybką co najmniej tak, jakby ktoś rozpylił w okół niej endorfiny.
A że dziś mieli dla siebie naprawdę porządną dawkę, powoli odganiała o siebie te natrętne myśli o wzajemnych kłamstwach, oszustwach, planowanych małżeństwach i Merlin wie czym jeszcze.
-Ojoj, kiedyś już spróbowałam, ale to było dość głupie posunięcie. Uznałam że warto byłoby mieć więcej Złotej, więc dolałam do niej mugolskiego spirytusu dawkując go jakby miał z 20%.-zakryła piegowatą twarz dłonią w geście zarówno zawstydzenia jak i rozbawienia z powodu własnego kretynizmu.-na następny dzień masz w głowie wojnę i rzygasz jak kot...bez urazy Cezar.-podrapała wciąż będącego w jej ramionach kuguchara.-ale chętnie zobaczę jak miesza Mistrz!-uśmiechnęła się do niego delikatnie i wypiła dwa kolejne łyki. Gdy stwierdził, że nie mieszał Rybki z niczym poza alkoholem, uniosła brew w zdumieniu, jednak nie skomentowała tego. Cały czas trwała w przekonaniu że w swojej karierze wymieszał juz wszystko ze wszystkim.
Natomiast słysząc o Śnieżce uniosła głowę, a jej twarz zapewne przypominała w tym momencie buźkę Małej Syrenki oglądającej po raz pierwszy świat ludzi. Oczy jej zabłysnęły a lekko otwarte ze zdumienia usta szybko przyjęły formę szerokiego uśmiechu.-Śnieżka...naprawdę!? Na Wszechwiedzącą Rowenę, to cudownie!-szybko opanowała kolejny wybuch emocji, tym razem pozytywnych i z udawaną powagą dodała-więc jeśli po wielu udanych interesach będzie Pan nadal posiadał dwie porcje, liczę na wykupienie jednej z nich i wytestowanie w Pańskim towarzystwie.-uniosła szklankę z Rybką w geście pozdrowienia i wypiła nieco.
Słysząc o możliwości nowego rodzaju odurzenia przygryzła wargę i spuściła wzrok, zastanawiajac się (niedługo ale jednak). Podniosła go po chwili na Barrego i powoli skinęła głową.
A że dziś mieli dla siebie naprawdę porządną dawkę, powoli odganiała o siebie te natrętne myśli o wzajemnych kłamstwach, oszustwach, planowanych małżeństwach i Merlin wie czym jeszcze.
-Ojoj, kiedyś już spróbowałam, ale to było dość głupie posunięcie. Uznałam że warto byłoby mieć więcej Złotej, więc dolałam do niej mugolskiego spirytusu dawkując go jakby miał z 20%.-zakryła piegowatą twarz dłonią w geście zarówno zawstydzenia jak i rozbawienia z powodu własnego kretynizmu.-na następny dzień masz w głowie wojnę i rzygasz jak kot...bez urazy Cezar.-podrapała wciąż będącego w jej ramionach kuguchara.-ale chętnie zobaczę jak miesza Mistrz!-uśmiechnęła się do niego delikatnie i wypiła dwa kolejne łyki. Gdy stwierdził, że nie mieszał Rybki z niczym poza alkoholem, uniosła brew w zdumieniu, jednak nie skomentowała tego. Cały czas trwała w przekonaniu że w swojej karierze wymieszał juz wszystko ze wszystkim.
Natomiast słysząc o Śnieżce uniosła głowę, a jej twarz zapewne przypominała w tym momencie buźkę Małej Syrenki oglądającej po raz pierwszy świat ludzi. Oczy jej zabłysnęły a lekko otwarte ze zdumienia usta szybko przyjęły formę szerokiego uśmiechu.-Śnieżka...naprawdę!? Na Wszechwiedzącą Rowenę, to cudownie!-szybko opanowała kolejny wybuch emocji, tym razem pozytywnych i z udawaną powagą dodała-więc jeśli po wielu udanych interesach będzie Pan nadal posiadał dwie porcje, liczę na wykupienie jednej z nich i wytestowanie w Pańskim towarzystwie.-uniosła szklankę z Rybką w geście pozdrowienia i wypiła nieco.
Słysząc o możliwości nowego rodzaju odurzenia przygryzła wargę i spuściła wzrok, zastanawiajac się (niedługo ale jednak). Podniosła go po chwili na Barrego i powoli skinęła głową.
Gość
Gość
Jemu owszem, zdarzało się samemu brać narkotyki, ale to były krytyczne dla niego chwile. Tak to zazwyczaj spotyka się ze swoją ekipą i razem z nimi ćpa. Tak jest po prostu łatwiej, jak i weselej. Bo wtedy umysł podsuwa takie iluzje, że ciężko by było je opisać od tak. Wiadomo, że wtedy wznosi się na wyżyny wytrzymałości umysłowej, jak i ekscytacji przed nieznanymi rzeczami, które są niczym więcej, jak zwykłą, pospolitą iluzją, która umila każdemu naćpanemu czas.
Cicho zaśmiał się na jej słowa zerkając na chwilę za swego zwierzaka. Barry wie, że Cezar przyzwyczaił się do różnych słów adresowanych specjalnie bądź przypadkiem do jego samego, dlatego machnął ogonem przy jej nosie jednocześnie dając jej nieme ostrzeżenie, że następnym razem może dostać z jego niespiłowanych pazurków po swej bladej dłoni. Albo straci kłębek rudych włosów, które jemu się podobają. Ale czy to spełni? Raczej nie, bo szybciej to zeskoczy jej z cieplutkiej ręki i pójdzie w siną dal. Szczególnie, że już sobie wyobraża, co może się dziać dzisiejszego wieczora. - Ja mam jutro pracę, nie zapominaj.- cicho zaśmiał się kręcąc lekko głową. O nie, on na pewno nie jest Mistrzem. Sam tylko handluj narkotykami i tyle w sumie. Wie, że czasem również trzeba uważać na własne życie, dlatego nie próbował mieszanki na sobie. Ostatnio na własnej siostrze to zastosował i skończyła w Mungu. Fakt, wtedy Barry ostro przesadził, ale nie chciał, by się nagle obudziła i mogła przy okazji przekazać bratu tę cenną informację o Juniorze. Dlatego także wstrzymywał się z mieszaniem, choć miał jeden moment, że prawie mu się udało wymieszać. Prawie, bo wpadł niespodziewany gość.
- Nie wiem, czy Panienkę będzie na to stać. Jedna porcja jest wystarczająco droga, a co dopiero dwie.- powiedział udając powagę, lecz ona zaraz zniknęła pod postacią uśmiechu. Jak będzie chciała kupić, to nie ma problemu. Ale Barry no niestety tym razem nie zniesie ceny za jej wartość. Jest zbyt cenna na takie targi. Ale jak zarobi nawet na jednej porcji, to już będzie mógł część pieniędzy odłożyć do swej skrytki w Gringottcie, albo we własnej wsiąkiewce. Obie opcje są równie dobre dla młodego rudzielca.
Widząc jej aprobatę po chwili zastanowienia, Barry podszedł ponownie do półki, skąd wyciągał Złotą Rybkę i wyjął pojemnik, który niewinnie wygląda na pudełko do cukru. Ten sam, który jego siostra widziała miesiąc temu. Chłopak odgonił czym prędzej myśli o siostrze i podszedł do Nory, której zaraz wsypał z pojemnika trochę opium. Zaraz potem sięgnął prawą dłonią po łyżeczkę lekko pochylając się w stronę blatu. Srebrny przedmiot podał rudowłosej znajomej, aby mogła wymieszać, a on sam z uśmiechem na ustach zerkał to na nią, to na jej szklankę. Nie potrafił teraz zrobić kroku w tył. Jakby jego nogi odmówiły posłuszeństwa.
Cicho zaśmiał się na jej słowa zerkając na chwilę za swego zwierzaka. Barry wie, że Cezar przyzwyczaił się do różnych słów adresowanych specjalnie bądź przypadkiem do jego samego, dlatego machnął ogonem przy jej nosie jednocześnie dając jej nieme ostrzeżenie, że następnym razem może dostać z jego niespiłowanych pazurków po swej bladej dłoni. Albo straci kłębek rudych włosów, które jemu się podobają. Ale czy to spełni? Raczej nie, bo szybciej to zeskoczy jej z cieplutkiej ręki i pójdzie w siną dal. Szczególnie, że już sobie wyobraża, co może się dziać dzisiejszego wieczora. - Ja mam jutro pracę, nie zapominaj.- cicho zaśmiał się kręcąc lekko głową. O nie, on na pewno nie jest Mistrzem. Sam tylko handluj narkotykami i tyle w sumie. Wie, że czasem również trzeba uważać na własne życie, dlatego nie próbował mieszanki na sobie. Ostatnio na własnej siostrze to zastosował i skończyła w Mungu. Fakt, wtedy Barry ostro przesadził, ale nie chciał, by się nagle obudziła i mogła przy okazji przekazać bratu tę cenną informację o Juniorze. Dlatego także wstrzymywał się z mieszaniem, choć miał jeden moment, że prawie mu się udało wymieszać. Prawie, bo wpadł niespodziewany gość.
- Nie wiem, czy Panienkę będzie na to stać. Jedna porcja jest wystarczająco droga, a co dopiero dwie.- powiedział udając powagę, lecz ona zaraz zniknęła pod postacią uśmiechu. Jak będzie chciała kupić, to nie ma problemu. Ale Barry no niestety tym razem nie zniesie ceny za jej wartość. Jest zbyt cenna na takie targi. Ale jak zarobi nawet na jednej porcji, to już będzie mógł część pieniędzy odłożyć do swej skrytki w Gringottcie, albo we własnej wsiąkiewce. Obie opcje są równie dobre dla młodego rudzielca.
Widząc jej aprobatę po chwili zastanowienia, Barry podszedł ponownie do półki, skąd wyciągał Złotą Rybkę i wyjął pojemnik, który niewinnie wygląda na pudełko do cukru. Ten sam, który jego siostra widziała miesiąc temu. Chłopak odgonił czym prędzej myśli o siostrze i podszedł do Nory, której zaraz wsypał z pojemnika trochę opium. Zaraz potem sięgnął prawą dłonią po łyżeczkę lekko pochylając się w stronę blatu. Srebrny przedmiot podał rudowłosej znajomej, aby mogła wymieszać, a on sam z uśmiechem na ustach zerkał to na nią, to na jej szklankę. Nie potrafił teraz zrobić kroku w tył. Jakby jego nogi odmówiły posłuszeństwa.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tak, jednak branie w towarzystwie miało nieporównywalnie większy urok niż robienie tego samemu. Chyba, że właśnie po to się bierze-by pozostać sam na sam z własnymi myślami i tym, co najgłębiej skryte w podświadomości. Wtedy nieraz wychodzą na jaw takie rzeczy, ze lepiej nie mieć nikogo obok i przejść to w odosobnieniu.
Za każdym razem, gdy Cezar wskakiwał jej na ręce czuła się w pewien sposób odznaczona, w końcu zarówno zwyczajne koty jak i kuguchary raczej nie należą do tych stworzeń, które nie tylko dają się byle komu dotykać ale zwyczajnie mało do którego dwunoga mają zaufanie. Marcelyn bardzo lubiła przyglądać się tej jakże uroczej parce Cezar+Barry, zwykle wprawiało ją to w dobry nastrój.
Praca? Szczerze powiedziawszy M. sama zupełnie o niej zapomniała, a jeśli dobrze pamięta, to na jutro ma umówioną operację skrzydła płomykówki która niewyhamowała przy zamykającym się oknie. No nic, nie raz już przychodziła do lecznicy na narkotykowym (i nie tylko) kacu i zwykle dawała radę. Jednak na jego słowa z uśmiechem machnęła ręką, jakby praca zupełnie nic nie znaczyła. No tak, ona sama jest sobie panią w lecznicy a Barry? Ma nad sobą przełożonego który potrafi uczepić się każdej błahostki.
-Nie widzieliśmy się ponad dwa tygodnie, musimy to nadrobić!- zaśmiała się, ale sama odstawiła szklankę wiedząc, ze za chwile Barry dosypie jej do Złotej trochę Opium.
-Ale czy wrażenia nie będą tak samo cenne? Moja skrytka jakoś zniesie taki wydatek, zapewniam.-odparła poważnie, ciągnąc tę urodzą maskaradę przesadnej grzeczności. Rodzinny skarbiec na szczęście wciąż prosperował, wiec nie miała powodów do obaw. Nikt nie musi wiedzieć, na co idą pieniądze, prawda?
Gdy Barry podał jej łyżeczkę, dygnęła jak na szlachciankę przystało i wyciągnęła po nią rękę. Chwytając chłodny przedmiot, przytrzymała swoje palce na palcach chłopaka nieco dłużej niż wymagała tego sytuacja. Zerknęła na niego ukradkiem i uśmiechnęła się delikatnie pilnując by on akurat w tej chwili nie patrzył na nią, a na szklankę, jakby wciąż była małą dziewczynką bawiącą się w łapanie spojrzeń. Wymieszała opium w obrzydliwie cuchnącym płynie i uniosła szklankę.-Nie otrujesz mnie?-zapytała szeptem, jednak uprzedzając odpowiedź podniosła szklaneczkę do ust i wypiła łyk. Powoli odczuwała już przyjemne kręcenie w głowie.
Za każdym razem, gdy Cezar wskakiwał jej na ręce czuła się w pewien sposób odznaczona, w końcu zarówno zwyczajne koty jak i kuguchary raczej nie należą do tych stworzeń, które nie tylko dają się byle komu dotykać ale zwyczajnie mało do którego dwunoga mają zaufanie. Marcelyn bardzo lubiła przyglądać się tej jakże uroczej parce Cezar+Barry, zwykle wprawiało ją to w dobry nastrój.
Praca? Szczerze powiedziawszy M. sama zupełnie o niej zapomniała, a jeśli dobrze pamięta, to na jutro ma umówioną operację skrzydła płomykówki która niewyhamowała przy zamykającym się oknie. No nic, nie raz już przychodziła do lecznicy na narkotykowym (i nie tylko) kacu i zwykle dawała radę. Jednak na jego słowa z uśmiechem machnęła ręką, jakby praca zupełnie nic nie znaczyła. No tak, ona sama jest sobie panią w lecznicy a Barry? Ma nad sobą przełożonego który potrafi uczepić się każdej błahostki.
-Nie widzieliśmy się ponad dwa tygodnie, musimy to nadrobić!- zaśmiała się, ale sama odstawiła szklankę wiedząc, ze za chwile Barry dosypie jej do Złotej trochę Opium.
-Ale czy wrażenia nie będą tak samo cenne? Moja skrytka jakoś zniesie taki wydatek, zapewniam.-odparła poważnie, ciągnąc tę urodzą maskaradę przesadnej grzeczności. Rodzinny skarbiec na szczęście wciąż prosperował, wiec nie miała powodów do obaw. Nikt nie musi wiedzieć, na co idą pieniądze, prawda?
Gdy Barry podał jej łyżeczkę, dygnęła jak na szlachciankę przystało i wyciągnęła po nią rękę. Chwytając chłodny przedmiot, przytrzymała swoje palce na palcach chłopaka nieco dłużej niż wymagała tego sytuacja. Zerknęła na niego ukradkiem i uśmiechnęła się delikatnie pilnując by on akurat w tej chwili nie patrzył na nią, a na szklankę, jakby wciąż była małą dziewczynką bawiącą się w łapanie spojrzeń. Wymieszała opium w obrzydliwie cuchnącym płynie i uniosła szklankę.-Nie otrujesz mnie?-zapytała szeptem, jednak uprzedzając odpowiedź podniosła szklaneczkę do ust i wypiła łyk. Powoli odczuwała już przyjemne kręcenie w głowie.
Gość
Gość
Łatwo jej było mówić, że muszą to nadrobić! Ona pracuje ze zwierzętami i nie musi przejmować się, że może w każdej chwili wylądować w Azkabanie wraz z przemiłymi dementorami, które uwielbiają wykorzystywać duszę człowieka jako swój posiłek. A Barry wolał jednak uniknąć tego miejsca, z którego leci na kilometr odorem zaniedbanych i głodzonych więźniów. W końcu nie jest przestępcą, znaczy takim, który zabija osoby. Jest tylko drobnym no ... handlarzem, który ma w posiadaniu różne rzeczy.
- Wiesz sama, że nie mogę wariować.- powiedział próbując oprzeć się tej łakomej pokusie. Bo on oczywiście chciałby spróbować nowe smaki. Lecz wizja porannych mdłości i migreny nie była zbytnio przekonywująca. Poza tym ... ktoś z tej dwójki musi być w miarę ogarnięty, gdyby nagle coś się stało, prawda? Ktoś musi być na tyle przekonywujący, aby przedstawić potem zarówno magomedykom, jak i potem władzy jakąś fałszywą historyjkę, jak i zrobić na szybko jakieś ślady, które tylko by utwierdziły wymyśloną historyjkę.
- Skoro panienka tak twierdzi, to tak będzie, panno...?- powiedział spokojnie jednocześnie dosyć nieświadomie chcąc wydobyć od niej nazwisko. Albo może zapomniał? Z resztą, będzie wdzięczny jeśli dopowie coś, aby jego słowa nie zostały zatkane ciszą, która by była tylko jedną, wielką przeszkodą wśród panujących wokół nich emocji. A co do pieniędzy, Barry'ego nie interesuje, skąd one pochodzą. Mogą być kradzione, pożyczone, byleby nie były fałszywe. To jest jedna zasada. A jak się ją złamie, to taka osoba może zapomnieć, że Barry tej osobie cokolwiek sprzeda poza kilkoma zaklęciami zmieniającymi w jakieś zwierzaki.
Czując jej ciepły dotyk na swych palcach, umysł wręcz krzyczał, aby zabrał swe dłonie, ale nie. Zamiast tego uśmiechnął się jeszcze szerzej i poczekał, aż ją puści, aby odstawić pojemnik na blat kuchenny. - A jak myślisz?- odpowiedział cicho obserwując, jak wypija zawartość wymieszanych narkotyków. Sam zaraz sięgnął po swoją szklankę i dopił do dna, aby jemu przypadkiem nie dosypała opium. Kobiety potrafią być sprytne, więc nie można ryzykować zostawianiem bezczynnie szklanki na wszelkie ryzyko ze strony płci przeciwnej. - Lepiej ci już?- zapytał, a Cezar nie chcąc patrzeć na ich obojga, zeskoczył z ciepłego miejsca i poszedł w swoją stronę machając im dumnie ogonem na pożegnanie. Weasley cicho westchnął obserwując przez chwilę swego durnowatego kota. Jednakże Barry z pewnością nie pozwoli Norze samej wyjść z mieszkania. Ha, niedoczekanie!
- Wiesz sama, że nie mogę wariować.- powiedział próbując oprzeć się tej łakomej pokusie. Bo on oczywiście chciałby spróbować nowe smaki. Lecz wizja porannych mdłości i migreny nie była zbytnio przekonywująca. Poza tym ... ktoś z tej dwójki musi być w miarę ogarnięty, gdyby nagle coś się stało, prawda? Ktoś musi być na tyle przekonywujący, aby przedstawić potem zarówno magomedykom, jak i potem władzy jakąś fałszywą historyjkę, jak i zrobić na szybko jakieś ślady, które tylko by utwierdziły wymyśloną historyjkę.
- Skoro panienka tak twierdzi, to tak będzie, panno...?- powiedział spokojnie jednocześnie dosyć nieświadomie chcąc wydobyć od niej nazwisko. Albo może zapomniał? Z resztą, będzie wdzięczny jeśli dopowie coś, aby jego słowa nie zostały zatkane ciszą, która by była tylko jedną, wielką przeszkodą wśród panujących wokół nich emocji. A co do pieniędzy, Barry'ego nie interesuje, skąd one pochodzą. Mogą być kradzione, pożyczone, byleby nie były fałszywe. To jest jedna zasada. A jak się ją złamie, to taka osoba może zapomnieć, że Barry tej osobie cokolwiek sprzeda poza kilkoma zaklęciami zmieniającymi w jakieś zwierzaki.
Czując jej ciepły dotyk na swych palcach, umysł wręcz krzyczał, aby zabrał swe dłonie, ale nie. Zamiast tego uśmiechnął się jeszcze szerzej i poczekał, aż ją puści, aby odstawić pojemnik na blat kuchenny. - A jak myślisz?- odpowiedział cicho obserwując, jak wypija zawartość wymieszanych narkotyków. Sam zaraz sięgnął po swoją szklankę i dopił do dna, aby jemu przypadkiem nie dosypała opium. Kobiety potrafią być sprytne, więc nie można ryzykować zostawianiem bezczynnie szklanki na wszelkie ryzyko ze strony płci przeciwnej. - Lepiej ci już?- zapytał, a Cezar nie chcąc patrzeć na ich obojga, zeskoczył z ciepłego miejsca i poszedł w swoją stronę machając im dumnie ogonem na pożegnanie. Weasley cicho westchnął obserwując przez chwilę swego durnowatego kota. Jednakże Barry z pewnością nie pozwoli Norze samej wyjść z mieszkania. Ha, niedoczekanie!
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Może i łatwo, ale jeśli zrobi jeden fałszywy ruch, będzie miała na sumieniu życie niedużego, zwierzęcego serca i załamanego, a zarazem rozjuszonego właściciela. Musiała uważać. W końcu grała nie tylko o zdrowie, ale nieraz o życie. Co nie zmienia faktu, ze zdarzają się jej mniej lub bardziej bezpieczne eksperymenty z medykamentami.
Niemal zawsze kiedy widywali się we dwoje na narkotyzację, Marcelyn od samego początku miała tę świadomość, że to on będzie tym, który zachowa świadomość najdłużej. Z jednej strony korzystała jak mogła bo w koncu to nie ona musiała czuwać na posterunku by komuś nic złego się nie przydarzyło, a z drugiej strony czuła się winna, jakby obawiała się, ze za każdym razem Barry ma blokadę przed całkowitym odlotem. Ale może to tylko jego zboczenie zawodowe?
Pocieszającym był fakt, iż zwykle oboje kończyli oderwani od rzeczywistości, więc może wcale nie ograniczał się przy niej tak bardzo?
Mimo swojego pogłebiającego się stanu odurzenia, usłyszała subtelną próbę poznania jej nazwiska. By nie wzbudzić podejrzeń milczeniem, odpowiedziała spokojnie -...panno na tyle wysoko urodzona, by było ją stać na takie wyskoki i na tyle nisko, by nie mieć nad sobą Cerbera, który by ją sprawdzał.-nie nie, jeśli ma poznać jej nazwisko, to na pewno nie dziś. A nauczona doświadczeniem wiedziała, by nie brnąć dalej w kłamstwa wymyślając fałszywe nazwisko. Jeszcze narobi kłopotu być może istniejącej gdzieś Norze Black czy każdej innej.
-Ufam Ci Barry.-odrzekła patrząc na niego ale nie podnosząc tonu ani na decybel, lubiła mówić niemal szeptem, szczególnie o czymś tak istotnym. Na potwierdzenie własnych słów wypiła niemal do dna. Zostawiła akurat łyk narkotyku.
-Może jednak się skusisz...?-uniosła szklaneczkę ku niemu.
Odprowadziła wzrokiem czworonogiego rudzielca i wróciła myślami do jego równie ognistowłosego właściciela.
-Bez porównania. Wiedziałam do kogo przyjść!-odparła, a po chwili zamyślenia zapytała -Właściwie, zdarzył Ci się kiedyś niezadowolony klient?-ona sama na początku przychodziła do niego jako do handlarza, teraz przychodzi jak do przyjaciela. Ale czy z każdym tak dobrze idą mu [i]interesy[i]?
Niemal zawsze kiedy widywali się we dwoje na narkotyzację, Marcelyn od samego początku miała tę świadomość, że to on będzie tym, który zachowa świadomość najdłużej. Z jednej strony korzystała jak mogła bo w koncu to nie ona musiała czuwać na posterunku by komuś nic złego się nie przydarzyło, a z drugiej strony czuła się winna, jakby obawiała się, ze za każdym razem Barry ma blokadę przed całkowitym odlotem. Ale może to tylko jego zboczenie zawodowe?
Pocieszającym był fakt, iż zwykle oboje kończyli oderwani od rzeczywistości, więc może wcale nie ograniczał się przy niej tak bardzo?
Mimo swojego pogłebiającego się stanu odurzenia, usłyszała subtelną próbę poznania jej nazwiska. By nie wzbudzić podejrzeń milczeniem, odpowiedziała spokojnie -...panno na tyle wysoko urodzona, by było ją stać na takie wyskoki i na tyle nisko, by nie mieć nad sobą Cerbera, który by ją sprawdzał.-nie nie, jeśli ma poznać jej nazwisko, to na pewno nie dziś. A nauczona doświadczeniem wiedziała, by nie brnąć dalej w kłamstwa wymyślając fałszywe nazwisko. Jeszcze narobi kłopotu być może istniejącej gdzieś Norze Black czy każdej innej.
-Ufam Ci Barry.-odrzekła patrząc na niego ale nie podnosząc tonu ani na decybel, lubiła mówić niemal szeptem, szczególnie o czymś tak istotnym. Na potwierdzenie własnych słów wypiła niemal do dna. Zostawiła akurat łyk narkotyku.
-Może jednak się skusisz...?-uniosła szklaneczkę ku niemu.
Odprowadziła wzrokiem czworonogiego rudzielca i wróciła myślami do jego równie ognistowłosego właściciela.
-Bez porównania. Wiedziałam do kogo przyjść!-odparła, a po chwili zamyślenia zapytała -Właściwie, zdarzył Ci się kiedyś niezadowolony klient?-ona sama na początku przychodziła do niego jako do handlarza, teraz przychodzi jak do przyjaciela. Ale czy z każdym tak dobrze idą mu [i]interesy[i]?
Gość
Gość
Może ma blokadę, a może po prostu boi się jej przekroczyć? Obie te opcje są możliwe w jego przypadku. Przynajmniej w jej towarzystwie, ale też często się zdarzało wśród swojej grupy. Kto wie, czy większa zachęta nie skusiła młodego Weasley'a? Bo wiadomo, że na początku to on nie ulegnie. Oni są oboje na Nokturnie i ktoś z nich powinien o tym pamiętać. To nie jest dach, gdzie można sobie na coś takiego pozwolić i dać kierować sobą nowymi doznaniami, które tworzy nikt inny niż mózg. Za wiele razy był odpowiedzialny za czyjeś życie czy życia, by mógł od tak nagle powiedzieć "a chrzanię to". Tak jak z jej dopowiedzianymi słowami, przytaknął głową przyjmując te słowa. Nie ma powodu, by czegoś się doczepić w tych słowach. Niemalże one powodują, że w jego wyobraźni na głowie rudowłosej zaczyna rosnąć storczyk. biały i niewinny niczym niemowlę, które dopiero co przyszło na świat i w prześcieradle jest tulane przez własną matkę. Jakby jej włosy były słodkim korzeniem, które daje energię rozwijającemu się kwiatu. Z myśli o białym storczyku wyrwały słowa Nory, jak i ta szklanką, która dopiero co opróżnił. Czy się skusi? A co jak potem straci kontrolę? Czy da radę poprosić Cassandrę o pomoc? A może Gwiazdkę, którego w sumie wolałby na jakiś czas tutaj nie wołać z pewnych powodów. Albo słodka i niewinna Lilka, która również czasem jemu pomaga w urazach? Wolałby nie angażować w razie wypadku nikogo. - Ktoś musi mieć głowę na karku.- powiedział cicho, gdy jego wzrok osiadł się na trzymanej przez Norę szklankę. Jego wyobraźnia zaczęła podsuwać mu różne myśli, co mogłoby być w tej niewinnej szklance, ale zamrugał kilka razy powiekami, aby skupić się na kolejnych słowach. Bo Nora zadała dosyć ważne pytanie, na które musiał równie inteligentnie powiedzieć. - Jak to w każdym zawodzie - też i tacy się zdarzają. Muszę się liczyć z ryzykiem.- odpowiedział spokojnie. Nie musi wiedzieć, że jeden z tych niezadowolonych właśnie może polować na niego. W sumie on powinien ją wygonić z mieszkania, aby potem nie była zagrożona. Jednakże myśli rudzielca były daleko od tego. W dodatku zamierza ją potem kulturalnie odprowadzić do drzwi jej mieszkania, a następnego dnia się upewni, że jest cała i zdrowa. - A co, chcesz zostać handlarzem?- dopytał zaciekawiony swoimi myślami, jak i jej wcześniejszym pytaniem.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czuła już jak narkotyk powoli, leniwie przedostaje się do jej krwiobiegu, jak zakłada sidła i wyciąga długie, liczne macki w jej umyśle oddziałując w ten sposób na wszystkie jej zmysły. Uwielbiała ten stan, kiedy jeszcze była w pełni świadomości tego, co się z nią dzieje. Kiedy jeszcze nie odpływa na tyle, by stracić kontrolę nad wizjami i zapomnieć, jak było wcześniej. Przeszedł ją słodki dreszcz, zamknęła oczy i niemal przeciągnęła się jak kotka. Płynęła. Nie mogła, a moze nie chciała? opanować mimowolnego kołysania głową w rytm sobie tylko znanej melodii.
Do Cassandry zabłąkała się już nie raz, lecz zwykle robiła to sama. Lubiły się, miały swoje uzdrowicielskie sekrety, wolała więc poświecić więcej czasu i siły ale dotrzeć do niej samotnie, niż dać się komuś tam nosić. A wielokrotnie, kiedy naginała własne granice chociażby w przyulicznych pijalniach, niemalże zasypiała przy stoliku. Raz czy dwa wdała się też w drobne bójki, nawet nie pamiętała z jakiego powodu. Wtedy zawsze znajdował się jakiś podchmielony książę który nie na koniu, a na własnych barkach niósł ją do Cass lub do jej mieszkania, a właściwie pod nie. Nigdy nie dała się żadnemu dotransportować, bała się ze delikwent zagnieździ się u niej na noc, a tego by sobie nie wybaczyła. I tak już dostatecznie się niszczyła. Oh tato, jak dobrze że mnie teraz nie widzisz...jedyna córeczka...-pomyślała smutno i dopiero teraz otworzyła oczy. Jakby w odpowiedzi na słowa Barrego, zobaczyła jak otwiera się jego głowa odkrywając rudą czuprynę i ukazując wnętrze czaszki. Wspięła się na palce, by zobaczyć co tak naprawdę skrywa, jednak z mieszaniny kształtów, postaci, kolorów i szmerów nie zrozumiała zbyt wiele. Jego czaszka znów się zamknęła, a zrezygnowana niemożliwością poznania jego duszy Marcelyn znów oparła się o blat.-To lepiej ją trzymaj, towarzyszu!-zaśmiała się, nawiązując do wizji, widocznej przecież tylko sobie.-Ostatnia szansa, zastanów się dobrze...-pomachała mu jeszcze raz szklanką, uśmiechając się przy tym słodko. Kto wie, moze jednak sie złamie?
-Za co Cię gonią -za jakość czy ilość towaru? Czy może jeszcze cos innego?- teraz nie chciała wyciągać z niego nic na siłę, zwyczajnie była ciekawa, a dzięki działaniu narkotyku nie miała już problemu z mówieniem tego, co chciała powiedzieć.
Pytanie tylko, czy będzie miał okazję? A co jeśli ich dzisiejsza "impreza" przeciągnie się na tyle, ze zamiast spać, każde pójdzie prosto do pracy?
-Nie myślałam o tym, ale chciałabym być raczej dystrybutorem... może kiedyś coś z tego wyniknie. Jeśli tak da los, to wiem kto rozprzestrzeni to dalej!-puściła mu oczko. To byłby właściwie niezły biznes.
Do Cassandry zabłąkała się już nie raz, lecz zwykle robiła to sama. Lubiły się, miały swoje uzdrowicielskie sekrety, wolała więc poświecić więcej czasu i siły ale dotrzeć do niej samotnie, niż dać się komuś tam nosić. A wielokrotnie, kiedy naginała własne granice chociażby w przyulicznych pijalniach, niemalże zasypiała przy stoliku. Raz czy dwa wdała się też w drobne bójki, nawet nie pamiętała z jakiego powodu. Wtedy zawsze znajdował się jakiś podchmielony książę który nie na koniu, a na własnych barkach niósł ją do Cass lub do jej mieszkania, a właściwie pod nie. Nigdy nie dała się żadnemu dotransportować, bała się ze delikwent zagnieździ się u niej na noc, a tego by sobie nie wybaczyła. I tak już dostatecznie się niszczyła. Oh tato, jak dobrze że mnie teraz nie widzisz...jedyna córeczka...-pomyślała smutno i dopiero teraz otworzyła oczy. Jakby w odpowiedzi na słowa Barrego, zobaczyła jak otwiera się jego głowa odkrywając rudą czuprynę i ukazując wnętrze czaszki. Wspięła się na palce, by zobaczyć co tak naprawdę skrywa, jednak z mieszaniny kształtów, postaci, kolorów i szmerów nie zrozumiała zbyt wiele. Jego czaszka znów się zamknęła, a zrezygnowana niemożliwością poznania jego duszy Marcelyn znów oparła się o blat.-To lepiej ją trzymaj, towarzyszu!-zaśmiała się, nawiązując do wizji, widocznej przecież tylko sobie.-Ostatnia szansa, zastanów się dobrze...-pomachała mu jeszcze raz szklanką, uśmiechając się przy tym słodko. Kto wie, moze jednak sie złamie?
-Za co Cię gonią -za jakość czy ilość towaru? Czy może jeszcze cos innego?- teraz nie chciała wyciągać z niego nic na siłę, zwyczajnie była ciekawa, a dzięki działaniu narkotyku nie miała już problemu z mówieniem tego, co chciała powiedzieć.
Pytanie tylko, czy będzie miał okazję? A co jeśli ich dzisiejsza "impreza" przeciągnie się na tyle, ze zamiast spać, każde pójdzie prosto do pracy?
-Nie myślałam o tym, ale chciałabym być raczej dystrybutorem... może kiedyś coś z tego wyniknie. Jeśli tak da los, to wiem kto rozprzestrzeni to dalej!-puściła mu oczko. To byłby właściwie niezły biznes.
Gość
Gość
Mając zaufaną osobę, nie trzeba się martwić o przyszłość. Lecz co, jeśli kiedyś zdradzi? Powie "nie"? Niestety i na to trzeba być przygotowanym. Nawet jeśli ta osoba była mocno ceniona. Ehh, niech Nora w końcu sprawi, by przestał myśleć o wiecznych obowiązkach, zobowiązaniach, które jemu ciągle towarzyszą. Chłopak owszem, pod wpływem Złotej Rybki przestawał powoli myśleć pod kwestią rzeczywistą, ale jak sama widzi, ma skromnego towarzysza. A nim jest odpowiedzialność. Odpowiedzialność za nią.
Weasley schwycił pustą szklankę i badał palcami jego kształt, ciepło, właściwości. Jego oczy mówiły tak, ale coś w środku mówiło nie. Nie potrafił się określić, gdy sam ze sobą się kłóci. Nora tak ślicznie kusi, naprawdę! -Ta...nie... Lepiej nie.- zdecydował ostatecznie oddając jej szklankę i z utęsknieniem w oczach spojrzał na puste naczynie. Jak nie teraz, to później Nora może mu dać. W końcu zostało jeszcze Złotej Rybki, a dosypać opium nie jest nic skomplikowanego. Niech dalej spróbuje jego kusić, bądź podrzuci pod sam czubek jego piegowatego nosa. Ostatecznie westchnął i podniósł na nią swój wzrok jednocześnie myśląc nad jej pytaniem.
- Każdy klient ma swoje upodobania, które niekoniecznie spełniają moje towary. Ja sprzedaję to, co dostaję od swego szefa. Nie moja wina, że towar wygląda tak a nie inaczej, czy niektórzy przedawkują, bo nie wiedzą jak się wziąć za to.- powiedział spokojnie odpowiadając na jej pytania. Nie czuł nawet w sobie żadnego powodu, dlaczego miałby to ukrywać. Jeśli chciałaby - jak sama powiedziała - pracować jako dystrybutor, to powinna wiedzieć, że będzie narażać swoich pracowników na ryzyko, jeśli da im jakiś zły lub nieświeży towar. Branża narkotykowa nie jest taka prosta, jak się niektórym wydaje. - Oho, widzę, że chcesz zaryzykować. Wiesz, że ciężko byś miała z tą robotą na Nokturnie? Byś musiała obrać inną dzielnicę Londynu, czy nawet inne miasto, aby móc spokojnie robić swoje...- powiedział. Gdyby Burke dowiedział się o Norze i jej nowej pracy, to miałaby przechlapane. Dosłownie.
Weasley schwycił pustą szklankę i badał palcami jego kształt, ciepło, właściwości. Jego oczy mówiły tak, ale coś w środku mówiło nie. Nie potrafił się określić, gdy sam ze sobą się kłóci. Nora tak ślicznie kusi, naprawdę! -Ta...nie... Lepiej nie.- zdecydował ostatecznie oddając jej szklankę i z utęsknieniem w oczach spojrzał na puste naczynie. Jak nie teraz, to później Nora może mu dać. W końcu zostało jeszcze Złotej Rybki, a dosypać opium nie jest nic skomplikowanego. Niech dalej spróbuje jego kusić, bądź podrzuci pod sam czubek jego piegowatego nosa. Ostatecznie westchnął i podniósł na nią swój wzrok jednocześnie myśląc nad jej pytaniem.
- Każdy klient ma swoje upodobania, które niekoniecznie spełniają moje towary. Ja sprzedaję to, co dostaję od swego szefa. Nie moja wina, że towar wygląda tak a nie inaczej, czy niektórzy przedawkują, bo nie wiedzą jak się wziąć za to.- powiedział spokojnie odpowiadając na jej pytania. Nie czuł nawet w sobie żadnego powodu, dlaczego miałby to ukrywać. Jeśli chciałaby - jak sama powiedziała - pracować jako dystrybutor, to powinna wiedzieć, że będzie narażać swoich pracowników na ryzyko, jeśli da im jakiś zły lub nieświeży towar. Branża narkotykowa nie jest taka prosta, jak się niektórym wydaje. - Oho, widzę, że chcesz zaryzykować. Wiesz, że ciężko byś miała z tą robotą na Nokturnie? Byś musiała obrać inną dzielnicę Londynu, czy nawet inne miasto, aby móc spokojnie robić swoje...- powiedział. Gdyby Burke dowiedział się o Norze i jej nowej pracy, to miałaby przechlapane. Dosłownie.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdzieś w głębi Norę-Marcelinę ciągle "kuło" serce. Z jednej strony miała przed sobą wizję długiego, pięknego narkotykowego odlotu przy mężczyźnie przy którym czuje się tak, jakby wszystkie jej troski i zmartwienia miały odpłynąć, jakby oboje zostali stworzeni właśnie dla takich chwil. A może właśnie dla siebie nawzajem? Nie, na takie myśli wciąż sobie nie pozwalała, odganiała je z subtelnym zawstydzeniem i zarumienieniem bladych zwykle policzków. Bo jak to tak? Ona-wiecznie samowystarczalna, chełpiąca się własną wolnością i odrzucaniem miłości Marcelyn nagle miałaby...pokochać?
Z drugiej jednak strony, wciąż miała przed oczami wizję swego rychłego ślubu z jakimś podstarzałym, śmierdzącym jak gumochłon i zapewne podobnej urody szlachcicem który połknął kij od miotły. Wiedziała, ze ma do spełnienia pewien obowiązek wobec rodziny i musi mu sprostać z wysoko uniesioną, rudą głową. Ale teraz? Czy była winna cokolwiek owemu przyszłemu małżonkowi, skoro nawet nie poznała jego imienia? Uznała, że nie. Postanowiła więc zrobic wszystko, by ten wieczór był najpiękniejszym jaki do tej pory wspólnie z Barrym przeżyli w tejże kuchni. Zamknęła oczy, by znów dać się ponieść pięknym wizjom, za sprawą Rybki przybierającym najrozmaitsze kształty i kolory. Gdy je otworzyła, już była w tym piękniejszym świecie odurzenia.
Złapała Barrego za rękę tak, jakby chciała zaprowadzić go w ten sam świat iluzji w którym teraz trwała i powiedziała -Zostaw to, zapomnij o zmartwieniach, bo jeśli dasz im przejąć nad sobą kontrolę teraz, wtedy one zostaną i będą żywiły się Twoim szczęściem tak, jakbyś wiecznie miał dementora u boku. Zamknij oczy. Odpłyń ze mną Barry... nic nie tracisz...-poprzez wchodzące w jej umysł halucynacje, ujrzała wizualizację czarnych, krążących w okół Barrego kształtów i postaci, machnęła ku nim drugą ręką i wróciła wzrokiem do niego. Ewidentnie odczuwała już działanie mieszanki narkotyków.
-Więc poczeka na Ciebie, Płomienny Książę-powiedziała cicho i spokojnie, odstawiając szklankę na blat. W ostatecznosci któreś z nich sięgnie po ostatnie łyki narkotyku. Póki co Nora czuła się na tyle odurzona, by nie musieć jeszcze po niego sięgać.
-Ludziom pewnie wydaje się, że są Twoimi szczególnymi klientami, więc to właśnie oni zasługują na towar z najwyższej półki i najlepiej jeszcze w niższej cenie nawet, jeśli biorą pierwszy raz.-przewróciła oczami. W każdej branży ludzie zachowywali się niemal identycznie, ta narkotykowa jak widać niczym sie nie rózniła.
-Dlaczego? Czyżby Nokturn nie przyjmował z otwartymi ramionami wszystkiego, co prowadzi do zniszczenia?-ryzyko było wszędzie, dlaczego wiec miałaby zrezygnować z najbardziej otwartej na ryzyko dzielnicy?
Z drugiej jednak strony, wciąż miała przed oczami wizję swego rychłego ślubu z jakimś podstarzałym, śmierdzącym jak gumochłon i zapewne podobnej urody szlachcicem który połknął kij od miotły. Wiedziała, ze ma do spełnienia pewien obowiązek wobec rodziny i musi mu sprostać z wysoko uniesioną, rudą głową. Ale teraz? Czy była winna cokolwiek owemu przyszłemu małżonkowi, skoro nawet nie poznała jego imienia? Uznała, że nie. Postanowiła więc zrobic wszystko, by ten wieczór był najpiękniejszym jaki do tej pory wspólnie z Barrym przeżyli w tejże kuchni. Zamknęła oczy, by znów dać się ponieść pięknym wizjom, za sprawą Rybki przybierającym najrozmaitsze kształty i kolory. Gdy je otworzyła, już była w tym piękniejszym świecie odurzenia.
Złapała Barrego za rękę tak, jakby chciała zaprowadzić go w ten sam świat iluzji w którym teraz trwała i powiedziała -Zostaw to, zapomnij o zmartwieniach, bo jeśli dasz im przejąć nad sobą kontrolę teraz, wtedy one zostaną i będą żywiły się Twoim szczęściem tak, jakbyś wiecznie miał dementora u boku. Zamknij oczy. Odpłyń ze mną Barry... nic nie tracisz...-poprzez wchodzące w jej umysł halucynacje, ujrzała wizualizację czarnych, krążących w okół Barrego kształtów i postaci, machnęła ku nim drugą ręką i wróciła wzrokiem do niego. Ewidentnie odczuwała już działanie mieszanki narkotyków.
-Więc poczeka na Ciebie, Płomienny Książę-powiedziała cicho i spokojnie, odstawiając szklankę na blat. W ostatecznosci któreś z nich sięgnie po ostatnie łyki narkotyku. Póki co Nora czuła się na tyle odurzona, by nie musieć jeszcze po niego sięgać.
-Ludziom pewnie wydaje się, że są Twoimi szczególnymi klientami, więc to właśnie oni zasługują na towar z najwyższej półki i najlepiej jeszcze w niższej cenie nawet, jeśli biorą pierwszy raz.-przewróciła oczami. W każdej branży ludzie zachowywali się niemal identycznie, ta narkotykowa jak widać niczym sie nie rózniła.
-Dlaczego? Czyżby Nokturn nie przyjmował z otwartymi ramionami wszystkiego, co prowadzi do zniszczenia?-ryzyko było wszędzie, dlaczego wiec miałaby zrezygnować z najbardziej otwartej na ryzyko dzielnicy?
Gość
Gość
Przy kolejnych jej słowach, zachętach, Barry nie wiedział, co powiedzieć. Odpłynąć, powiada... Wystarczyła, aby powiedziała te magiczne słowo, a usłyszał szum wody. Delikatny, lecz nieco subtelny. Odpłynąć... z tobą Lilio zawsze. Lecz no spóźnił się. Statek odpłynął, a ja muszę poczekać na kolejny. I wtedy popłyną razem, niczym na Titanicu, lecz oboje chyba nie będą mieli podobnego końca, prawda? Taki koniec byłby złą wróżbą na przyszłość. Wziął wdech czując delikatną bryzę morską i uśmiechnął się w stronę Nory. Powiedziała, że poczeka? Statek, który odpłynął poczeka specjalnie na niego? Może jutrzejsza impreza u Traversa będzie wyglądała podobnie? A może stwierdzi, że nie odpłyną w ogóle? Ważne, aby Barry był na tym statku. I Ben, od którego kupi Górę Złota.
Dopiero po chwili poczuł nagły chłód w dłoni, którą Nora chwilę temu puściła. Czyżby sam jej dotyk wzmacnia działania narkotyku? Nigdy jeszcze tego nie rozważał [i nie będzie przez najbliższe lat], bo nie miał do tego głowy. Wolał się rozkoszować tymi doznaniami, nawet jak były one słabsze od doznań Nory.
Gdy zeszli na temat Nokturnu, który ciągle trwał, jego iluzje jak i Lilia zaczęły znikać. Może i miał nadal uśmiech na twarzy i po jego oczach było widać, że Rybka działa, lecz to powodowało, że wzdłuż tego, co jest piękne, tworzy się liana i wiąże wszystko, aby nie dopuścić do działania.
- Byś zrobiła konkurencję mojemu pracodawcy, który pewnie chciałby się Ciebie pozbyć. Lepiej myśleć o innych rzeczach, albo przyłączyć się. A z resztą... zostawmy to.- powiedziawszy to, poczuł suchość w gardle. Czy ona była prawdziwa, tego nie wiedział. Za to wiedział jedno - że musi się napić. Czy to jest jego wina, że wzrok automatycznie zatrzymał się na szklance, którą Nora podsuwała jemu? No cóż, i udało się. Barry przekroczył swoją barierę i sięgnął po szklankę. Po sekundzie zaraz wypił resztę zawartości, a suchość zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
- No i jak Księżniczko, gotowa do odpływu?- powiedział weselszym tonem, a sam zaczął w dali, chyba z okolicy jego okna, wypatrywać upragnionego przez niego statku. Chyba że Nora zabierze go w podróż tratwą bądź drewnianą łódką. Tak czy siak, ona prowadzi na razie. Zamknął oczy na chwilę, a gdy je otworzył, poczuł lekki wiatr. Czy to było prawdziwe, moja najdroższa?
Dopiero po chwili poczuł nagły chłód w dłoni, którą Nora chwilę temu puściła. Czyżby sam jej dotyk wzmacnia działania narkotyku? Nigdy jeszcze tego nie rozważał [i nie będzie przez najbliższe lat], bo nie miał do tego głowy. Wolał się rozkoszować tymi doznaniami, nawet jak były one słabsze od doznań Nory.
Gdy zeszli na temat Nokturnu, który ciągle trwał, jego iluzje jak i Lilia zaczęły znikać. Może i miał nadal uśmiech na twarzy i po jego oczach było widać, że Rybka działa, lecz to powodowało, że wzdłuż tego, co jest piękne, tworzy się liana i wiąże wszystko, aby nie dopuścić do działania.
- Byś zrobiła konkurencję mojemu pracodawcy, który pewnie chciałby się Ciebie pozbyć. Lepiej myśleć o innych rzeczach, albo przyłączyć się. A z resztą... zostawmy to.- powiedziawszy to, poczuł suchość w gardle. Czy ona była prawdziwa, tego nie wiedział. Za to wiedział jedno - że musi się napić. Czy to jest jego wina, że wzrok automatycznie zatrzymał się na szklance, którą Nora podsuwała jemu? No cóż, i udało się. Barry przekroczył swoją barierę i sięgnął po szklankę. Po sekundzie zaraz wypił resztę zawartości, a suchość zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
- No i jak Księżniczko, gotowa do odpływu?- powiedział weselszym tonem, a sam zaczął w dali, chyba z okolicy jego okna, wypatrywać upragnionego przez niego statku. Chyba że Nora zabierze go w podróż tratwą bądź drewnianą łódką. Tak czy siak, ona prowadzi na razie. Zamknął oczy na chwilę, a gdy je otworzył, poczuł lekki wiatr. Czy to było prawdziwe, moja najdroższa?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Kuchnia
Szybka odpowiedź