Schody
AutorWiadomość
Schody
Chłód przenika twoje ciało, gdy tylko wejdziesz z podwórza do korytarza, w którym panuje ciemność z rodzaju tych elektryzujących włosy na skórze. Jeśli zdecydujesz się zejść na sam dół, najlepiej zrobić to ostrożnie, bowiem czeka cię przynajmniej kilkanaście schodów do pokonania. Na szczęście są one dość długie i niskie, więc raczej bez szwanku dojdziesz do ogromnych, drewnianych drzwi, przez które słychać przytłumiony gwar rozmów.
O ile nie powinieneś ucierpieć fizycznie, to jednak nietrudno w tym miejscu o najedzenie się strachu, bowiem kilka znudzonych duchów postanowiło się zabawić – chowają się za grubą ścianą, czekają aż w pobliżu znajdzie się jakiś przemieszczający się niemal po omacku czarodziej, po czym przybierają przerażający wyraz twarzy i materializują się tuż przed nieszczęśnikiem. Jeśli uda im się kogoś nastraszyć, najczęściej wzbijają się aż po sam sufit, zanosząc się skrzekliwym śmiechem. Zdarza im się też celować w gości głową albo jakąś uciętą kończyną.
O ile nie powinieneś ucierpieć fizycznie, to jednak nietrudno w tym miejscu o najedzenie się strachu, bowiem kilka znudzonych duchów postanowiło się zabawić – chowają się za grubą ścianą, czekają aż w pobliżu znajdzie się jakiś przemieszczający się niemal po omacku czarodziej, po czym przybierają przerażający wyraz twarzy i materializują się tuż przed nieszczęśnikiem. Jeśli uda im się kogoś nastraszyć, najczęściej wzbijają się aż po sam sufit, zanosząc się skrzekliwym śmiechem. Zdarza im się też celować w gości głową albo jakąś uciętą kończyną.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:58, w całości zmieniany 1 raz
Spotkanie poprzedniego wieczora tej młodej dziewczyny wprawiło Quina w pewien specyficzny humor. Nie można było powiedzieć, by był zadowolony, bo to zdecydowanie za dużo powiedziane. Był ukontentowany i zaintrygowany. Posiedział z nią chwilę i odszedł bez pożegnania, wiedząc, że gdyby jeszcze chwilę tam został, mógłby się zawieźć, a cała magia tego spotkania mogła ulotnić się wraz z dowiedzeniem się, że obiekt jego zainteresowania wcale nie był tak interesujący jak początkowo sądził. Nie cierpiał nudnych ludzi, ich monotonii życia i braku wyrachowania w każdym geście. Zupełnie jakby żyli na pamięć, nie dostrzegając każdego lepszej sposobności do zwiększenia władzy i polepszenia statusu życia. Gdyby chciał, Runcorn mógłby się szybko i łatwo wzbogacić. Wiedział do kogo i z czym iść, a co załatwić w pojedynkę. To dzięki tej pracy, ale również i miał do tego naturalny dryg.
Właśnie to zaprowadziło go na Ulicę Śmiertelnego Nokturnu pod osłoną nocy, gdy spojrzenia wszystkich zmagały się z sennymi marami, a nie rzeczywistością przetaczającą się przez ulice. Nie przyszedł tu bez powodu. Nigdy nie pojawiał się tam, gdzie być nie powinien, a przy okazji wyczuwał zdecydowanie dobrą passę. Szczególnie że to czego szukał, mogło być ukryte w starym, zniszczonym teatrze na Nokturnie. Kto by się spodziewał? Cóż. Jeśli miało się taką pracę i takie kontakty, raczej nie spotykało się w miejscach publicznych i ogólnie dostępnych. Zaraz ktoś mógłby podebrać jego przesyłkę, wiadomość lub cokolwiek innego przyklejoną do spodu ławki. A nie o to w tym chodziło... Nie pojawił się jeszcze w Ministerstwie Magii, chcąc cieszyć się odpoczynkiem. Nie spieszył się z wyjawieniem ich całego raportu, bo ten spisany w czterech grubych tomiskach czekały na zweryfikowanie przez odpowiednie służby Wiedźmiej Straży. Oczywiście że powinien się pojawić na odprawie, ale... Nic się nie stanie, jeśli da sobie jeszcze dzień. Szczególnie że wrócił kilka dni wcześniej przed zamierzonym terminem, by uporządkować parę spraw. Jak na przykład z tą siostrzyczką Thomasa Vane.
Teatr nie zrobił na nim wrażenia. Był przyzwyczajony do takich miejsc. Nie można było jednak powiedzieć, że nie żył również w luksusie. Zadanie, które miał do wykonania we Francji było maskaradą, którą musiał odegrać, by przez ten czas przeniknąć jakoś do świata najściślejszego grona polityków we francuskim Ministerstwie Magii. Odgrywanie nawróconego pisarza, który pragnął uniesień, szukając ich w duchu Paryża jak i w ludziach tam mieszkających nie było wcale takie trudne. Większość jego obrazu i wyobrażenia była fikcją, którą zaszczepiał w umysłach bardziej podatnych na sugestie. Razem ze swoimi kłamstwami, zdolnością manipulacji był idealnym człowiekiem do wykonania tego zadania. Do tego był przystojnym młodym mężczyzną, co pomogło mu zdobyć zaufanie pokrzywdzonej przez los asystentki jednego z polityków, których miał przejrzeć. Wszystko przychodziło mu z niezwykłą łatwością. Dlaczego tak było? Może nie nudziłby się tak z ludźmi, gdyby chociaż potrafili skutecznie stawić opór.
Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Quinlan Runcorn
Zawód : szpieg wiedźmiej straży
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
For every life you save, there's a million new ways to die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Antonia Borgin nie była typem poszukiwacza. Jej analityczny umysł pomagał odnaleźć się w niemal każdej sytuacji, ale od przeszukiwania ruder o wiele lepiej czuła się w bibliotece pełnej książek, studiując kolejną pozycję antycznych run. Jednak natura często nie pyta nas o to co wolimy dając nam to do czego od urodzenia po prostu przynależymy. Pomoc w sklepie była pewnego rodzaju umową zawieraną wraz z przyjściem na świat. Nie liczyło się tak naprawdę to czy chcesz pomagać, albo czy chcesz dostarczać artefakty lub inne czarnomagiczne przedmioty. Robisz to bo na tym opierało się twoje wychowanie. Antonia nie mogła narzekać. Jej znajomość run często się przydawała, a fascynacja czarną magią sprawiała, że to było całkiem do zniesienia. Tym bardziej gdy tak jak dziś zajmowała się tym całkowicie sama. Ostatnim razem nie mogła cieszyć się tą przyjemnością. Nokturn zawsze był miejscem, do którego ją ciągnęło. Mogło się to wydawać dziwne bo przecież nie było tu nic co mogłoby kogokolwiek przyciągać. Brudne uliczki, krzyki szaleńców, pijackie awantury. Nikt nie zamieniłby dobrego życia w York dla mieszkania na Nokturnie, ale oni byli inni. Nie zależało im na tym co piękne, nie obchodziły ich rodzinne sentymenty. Nie mieli oporów przed opuszczeniem rodzinnego domu bo przecież nigdy nawet nie pomyśleli by to miejsce nazwać domem. Antonia w pewien sposób lubiła Nokturn. Nie chodziło o to, że właśnie do tego miejsca pasowała, ale wiedziała, że tutaj każdy udaje kogoś kim nie jest. Wiedziała, że obłuda jest czymś naturalnym, a kłamstwa używano niczym waluty. Tutaj każdy mógł cię sprzedać, a zaufanie przerodzić się w sztylet godzący prosto w serce. Takim życiem żyła już wcześniej. Niemal od zawsze właśnie w taki sposób postrzegała ludzi i nie było od tego wyjątków. Nawet w Ministerstwie choć była prawdopodobnie dobrym pracownikiem to i tak miała swoje spojrzenie na ludzi, których spotykała. Tylko na Nokturnie czuła się, że to jak się zachowuje do czegokolwiek pasuje. Opuszczony teatr nie był miejscem, do którego przychodziło się bez powodu. I wbrew wszystkiemu nie chodziło tu o to, że budynek grozi zawaleniem. Trzymał się całkiem dobrze jak na swoje lata. Chodziło o chłód przenikający ciało zaraz po przekroczeniu progu teatru. O zbłąkane dusze szukające okazji do zemsty. O strach paraliżujący twoje ciało nawet jeśli nigdy wcześniej nie bałeś się tego typu miejsc. Wiedziała po co tu przyszła. Nie uważała przyjścia tutaj za jakąś wielką pracę. To miało być dość szybkie tym bardziej, że tego samego dnia umówiła się już na spotkanie z bratem. Mimo, że mieszkali razem nie mieli okazji spędzać w swoim towarzystwie tyle czasu ile prawdopodobnie by chcieli. Nic dziwnego więc, że chciała to odbębnić i móc wrócić do zajęć, które bardziej ją zajmowały. Idąc przez opuszczony teatr oświetlała sobie drogę różdżką. Na korytarzu panowała przerywana tylko świstami lekkiego wiatru cisza. Kiedy jednak zbliżyła się do schodów coś usłyszała. Wymruczała nox i zatrzymała się w pół kroku wyciągając różdżkę i rozglądając się za światłem innej różdżki.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nokturn. Śmierdzące, pełne gówna miejsce. Równie dobrze te cztery słowa mogły opisać, niezwykle trafnie przy okazji całą Anglię. Quin nigdy nie krył się z tym, że nie był patriotą. Chyba że wymagało tego jego zadanie lub gdy chciał, żeby inny wierzyli, że uważał inaczej. Wychodziło więc na to, że jedynie Marianna i kobiety, którym wymazał pamięć mogły kiedyś to wiedzieć. Kiedyś, gdy jeszcze nie zawładnął ich umysłami z dziecinną wręcz prostotą. Uwielbiał mijanie czasu. Świat nie polegał na tym, by wszystko ulegało zmianie. Tak ludzie tłumaczyli sobie rzeczy, z którymi nie potrafili sobie poradzić. Owiec było wiele, ale rzadko kiedy trafiał się wilk pośród tego stada umiejący stawić czoła rzeczywistości. James Runcorn nigdy nie szedł na kompromisy i wbił to swojemu synowi, który adorował ojca, nawet jeśli ten na to nie zasługiwał. Quinlan wiedział dzięki temu, że mógł mieć wszystko, a w tej chwili chciał przerwać marazm. Nudził się. Patrzenie na twarze znudzonych życiem londyńczyków było dla niego niczym kula u nogi dla tonącego. Czego mógł się spodziewać po kraju, gdzie wszyscy mieli naturalną tendencję do wybrzydzania? Potrzebował świeżego oddechu. Czegoś co popchnie go dalej, kogoś kto będzie stanowił dla niego wyzwanie pod względem legilimencji. Był zbyt dumny, by się nudzić; by dopuszczać taką myśl do siebie. Od zawsze był kierowany by sięgać po to, czego pragnął, ale dopiero w późniejszych latach się tego nauczył. Gdy przestał być naiwnym chłopcem, którego teraz w sobie tak bardzo nienawidził. Gdyby mógł cofnąć czas, doceniłby każdą lekcję, którą dał mu ojciec i wyciągnął szybciej z nich wnioski. Nikt nie mógł tego zrobić niezależnie jak bardzo by tego pragnął. Było jednak w tej chwili coś innego czego chciał - musiał przyznać, że bardzo ciężko było znaleźć piękną kobietę, której umysł krył coś interesującego. A Quin lubił mieć te dwie rzeczy jednocześnie. To było takie proste. Nie było łatwiejszego sposobu na kobietę prócz tego, że rozumiało się jej problemy i potrzeby. Jedna potrzebowała jedynie rozmowy, inna delikatnego dotyku, a tamta aktualnie chciała bliskości i chociażby udawanego uczucia, które myliła z miłością. Nikt nie mógł nikogo pokochać w jedną noc. Quin był pusty pod tym względem, chociaż nosił w sobie wspomnienia wielu ludzi związanych z tym uczuciem. Tych naiwnych jak i tych poważnych. I niezależnie czy wierzyli w miłość czy też nie, Runcorn wciąż pozostawał niewzruszony. Uwielbiał mimo wszystko wykradać te myśli z umysłów osób, wiedząc, że razem z tą czynnością, pozostawi ich zagubionych i zdezorientowanych. Pozbawionych czegoś ważnego. przypominał cień, który przysłaniał ludziom słońce, wpędzając ich w stan niepokoju. Można było powiedzieć, że wręcz pasożytował, żywiąc się myślami innych.
Usłyszał, że miał towarzystwo. Trudno byłoby mu to przegapić, jeśli robił to samo praktycznie całe swoje życie. Jak zabawnymi istotami byli ci, którzy sądzili, że zawsze mają nad wszystkim kontrolę. Nie można było mieć nad wszystkim - to prawda. Ale nad większością już tak. Cichy szept rozległ się w głębi schodów, a on nie poruszał się, stojąc plecami do ściany. Jednak nie próbował specjalnie wstrzymywać oddechu. Jeśli osoba która właśnie weszła na schody była na tyle naiwna, żeby sądzić, że gdziekolwiek tutaj majaczyły światła - chyba była równie głupia, co hałaśliwa. Ale czekał na nią spokojnie. Czekał na jej kolejny ruch.
Usłyszał, że miał towarzystwo. Trudno byłoby mu to przegapić, jeśli robił to samo praktycznie całe swoje życie. Jak zabawnymi istotami byli ci, którzy sądzili, że zawsze mają nad wszystkim kontrolę. Nie można było mieć nad wszystkim - to prawda. Ale nad większością już tak. Cichy szept rozległ się w głębi schodów, a on nie poruszał się, stojąc plecami do ściany. Jednak nie próbował specjalnie wstrzymywać oddechu. Jeśli osoba która właśnie weszła na schody była na tyle naiwna, żeby sądzić, że gdziekolwiek tutaj majaczyły światła - chyba była równie głupia, co hałaśliwa. Ale czekał na nią spokojnie. Czekał na jej kolejny ruch.
Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Quinlan Runcorn
Zawód : szpieg wiedźmiej straży
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
For every life you save, there's a million new ways to die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Antonia od zawsze była ostrożniejsza niż można było podejrzewać. Jej rodzina nie słynęła z ostrożności, a wręcz przeciwnie. Wszystko co robili odbijało się echem, robili dużo hałasu chcąc przyciągnąć uwagę ku swoim osobom. Nie dziwiła się temu bo historia ich rodziny miała w sobie wiele z boskiej opatrzności, głośnych grzmotów i słodkich kropel deszczu spływających po utrudzonych twarzach. Mieli o czym mówić i Borgin uwielbiała wracać wspomnieniami do opowieści, które snuł im dziadek gdy nocą siadali przy kominie oczekując powrotu ojców z wypraw poszukiwawczych. Był w tym czar, którego na początku nie potrafiła zrozumieć. Kultywowanie czegoś z tak wielką siłą. Wierząc w przekonania tak silnie. Ona nie mogła pozwolić sobie na mówienie wprost o tym co nosiła w swojej krwi bo jej krew nie była w pełni tym przepełniona. Istniał pierwiastek tego co brudne, wstydliwe, zhańbione. Najstarszy Borgin uczył ją nienawiści do każdego rodzącego się w niej uczucia względem matki i jej rodziny. Nie oszukujmy się. Była tylko czarownicą, tylko człowiekiem, tylko dzieckiem poszukującym w matce oparcia i uczucia. Przynależności. Jednak wszystko co miało swój początek w drobnym ciele Antoni szło na straty. Bo tylko tak mogła znaleźć w tym świecie pocieszenie. Odnaleźć własną ścieżkę, która i tak finalnie wcale jej nie była. Nie mogła się oszukiwać, że jest całkowicie obojętna na wszystko co ma w życiu. Nie było tak. Lata studiowania ksiąg pokazały jej jak bardzo trzeba się postarać by osiągnąć swój cel, a jeżeli na ten cel składał się wysiłek to dla niej było to warte zachodu. Nikt nie lubił przegrywać, ale nikt chyba bardziej od Borgin nie lubił przegrywać głupio. Dlatego wszystko musiało być dobrze przemyślane. Przeanalizowane. Dostosowane do sytuacji, w której nagle przyszło jej się znaleźć. Chyba to w pewien sposób było ich dziedzictwem. Szukanie nieuchwytnego, odkrywanie tajemnic, które niósł świat i choć wydawało się to być czymś przyjemnym. Czymś na co czeka się całe życie to jednak ona chciała znaleźć w tym wszystkim sposób na znalezienie własnej ścieżki. Może chodziło tu o wiedzę, może o władzę, może o magię, a może o wszystko po trochu. Miała cel, do którego prowadziło wiele dróg. Zimna ściana oderwała ją od rozmyślań. Znajdowała się w miejscu gdzie każdy głębszy oddech, każdy krok odbijał się echem od ruin niczym głośny krzyk. Nigdy nie bagatelizowała tego z kim miała do czynienia. To byłaby głupota, na którą nigdy by sobie nie pozwoliła. Dlatego ściskając mocniej różdżkę w dłoni ruszyła schodami. Było ciemno, a jedyne co mogła słyszeć to własny oddech. Zatrzymała się gdy kropla wody spadła obok jej ucha. Lumos maxima rozświetliło schody. Jeżeli miała walczyć chciała wiedzieć kim będzie osoba, na którą podniesie różdżkę. To był zawsze słuszny wybór. Widzieć twarz.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Przejechał dłonią we włosach i złapał nieco mocniej różdżkę, by w razie czego móc zaatakować. Nie sądził, żeby spotkanie właśnie w tym miejscu i właśnie dzisiaj miało być przypadkowe. A nawet jeśli miało być... Cóż. Ciekawska osoba miała mieć pecha. Szczególnie że Quin nie bywał delikatny, gdy chodziło o niektóre sprawy. Jeśli miał machnąć na kogoś zaklęciem, robił to i nie martwił się o konsekwencje. W miejscu takim jak to, na Nokturnie takie rzeczy działy się nagminnie. Kogoś znajdowali spetryfikowanego w śmieciach, innego martwego pod dziurawą rynną. Życie toczyło się dalej bez względu, ile nieszczęścia spotykało się na tej drodze. Podczas pobytu we Francji niemal zapomniał o tym paskudnym smrodzie, który trawił powoli cały Londyn, zupełnie jak jakaś choroba weneryczna dobiegająca spomiędzy nóg szczerbatej prostytutki. Tyle wstrętu ile wywoływała w Runcornie stolica Anglii jak i w sumie całe państwo jeszcze niczemu nie dorównało. Po prostu nie znosił tego wszystkiego. Kojarzyło mu się jedynie z tym co przeżył, a to co na niego czekało znajdowało się również w tych granicach i to go bolało jeszcze bardziej. Irytacja związana z tym wszystkim mogła każdego przerosnąć. Niedługo zapewne Runcorn miał wybuchnąć razem z nią, jednak na razie tlił to w sobie, by zapomnieć. Chwilowo, na ułamek sekundy, by wykonać zadanie i znów poczuć się wolnym jak wcześniej. Wielka Brytania go dusiła. Gdy wyjeżdżał z niej, czuł ulgę; gdy wracał, czuł jakby jakiś niewidzialny demon usiadł na jego klatce piersiowej i nie pozwolił zaczerpnąć pełnego wdechu. I miał mu towarzyszyć przez cały pobyt tutaj. Oby jak najkrótszy. Ciągle walczył z tym uczuciem. Nawet teraz, gdy obserwował sunącą ku niemu postać. Jeszcze nie chciał się pokazywać, chociażby z tego względu, że wiedział, że to przedstawicielka płci pięknej. A to oznaczało dla niego ciekawość. Jeśli mógłby się jej jeszcze chwilę przyjrzeć, na pewno byłoby to zadowalające. Chociaż przez moment. Odchylił się, starając się uciec przed jaśniejącym światłem z końca różdżki kobiety. Nie chciał, żeby mu przeszkadzano. Jeszcze nie.
|rzut na ukrywanie się +20
|rzut na ukrywanie się +20
Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Quinlan Runcorn
Zawód : szpieg wiedźmiej straży
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
For every life you save, there's a million new ways to die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Quinlan Runcorn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Nie istnieli ludzie idealni. Nie było też takich, którzy nie popełniali błędów. Ten towarzyszył każdemu jedynie oczekiwanie na niego było trudniejsze. Jej ojciec lubił polowania. Mieszkając w York gdzie większość terenu zajmowały lasy żal było nie skorzystać z tego co dawała im natura. Większość chodziło na polowania bo nie było nic lepszego do zrobienia, nic czym bardziej mogliby się zainteresować i nic co przyciągnęłoby ich uwagę. Jej ojciec jednak naprawdę to lubił. Ten wieczór przed wyjściem gdy czyścił wszystkie potrzebne mu narzędzia, gdy zapinał skórzany plecak na ciężkie szlufki by żadnemu z jego dzieci nie przyszło do głowy to zaglądać. Choć nigdy nie miała z ojcem dobrego kontaktu to lubiła obserwować jego rytuały. Aby brać udział w polowaniu trzeba było mieć naprawdę bardzo dużą wiedzę, a przede wszystkim niekończące się pokłady cierpliwości. Nie wystarczyło wejść do lasu, spojrzeć na zwierzynę, a następnie po prostu ją upolować. To było o wiele trudniejsze i zajmowało długie godziny. I choć w jej pamięci powroty ojca do domu napiętnowane były okrzykami i krwią to zawsze powtarzał, że nie samo zabijanie czyni to przyjemnym, a długie godziny wyczekiwania na moment, który będzie idealny. To się czuje. Wie się doskonale kiedy jest idealny moment by zabić. Wiele lat później sama się o tym przekonała. Antonia lubiła Nokturn choć nie było w nim miejsca, które szczerze można polubić. O wiele lepiej czuła się tutaj niż w posiadłości rodzinnej czy mieszkaniu w środku Londynu, które i tak musiała utrzymywać z racji jej pracy w Ministerstwie. Ludzie mieli różne twarze. Ona była pracownicą departamentu niewłaściwego użycia czarów, a tak naprawdę za to co zdarzało jej się robić w swoim życiu już dawno powinna stanąć przed Wizengamotem, a nawet trafić do Azkabanu. Zdawała sobie z tego sprawę i jeśli miało się tak zdarzyć to nie miała zamiaru przed tym uciekać. Nie uważała własnych działań za złe, a wręcz przeciwnie. Magia była po to by z niej korzystać, by po nią sięgnąć. Nie została odgórnie podzielona na białą i czarną, na dobrą i złą. Zawsze była magią i to nie potrzebowało żadnego rozróżnienia. Ów rozróżnienie tworzyli ludzie. Czarodzieje, którzy bali się, że inni będą sięgać po władze, która przecież należy się każdemu. Na szczęście powoli docierali do rozwiązania. Czarny Pan miał to zmienić, a świat miał stać się...znośny. Lumos rozświetliło schody na tyle by teraz dokładnie widziała każdy ze stopni. Ściany nadal pozostawały utulone mrokiem. Nie widząc nikogo nie straciła czujności. Skoro słyszała kogoś i była pewna, że nie był to tylko jej wymysł musiała być pewna. Dlatego cicho wyszeptała - Homenum Revelio – musiała być pewna, że nikt nie wyskoczy jej nagle z różdżką gdy skupi się na szukaniu przedmiotu.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
To była prawda. Nikt nie był idealny, jednak do tego ideału nieustannie się dążyło. Kwiecień również dobiegał końca i czy tego chcieli czy nie - mieli zostać wystawieni na próbę, doznając pewnego limitu ich możliwości. Pokrwawieni, bez pomocy, zostawieni na śmierć. Kto z nich miał przeżyć, a kto umrzeć? Quinlan z chęcią pozbyłby się przy okazji maruderów, którzy nie potrafili poradzić sobie w tym okrutnym, należącym do pozbawionych skrupułów ludzi świecie. Miał dość naiwności i wystarczająco za dużo wchłonął podobnych wspomnień odebranych kobietom, które spotykał. Wysysał z nich wszystko, co miało jakąkolwiek wartość dla niego samego. Niczym dementor zawieszał się nad nimi, by złożył ten ostatni pocałunek, po którym nie miały pamiętać ani jego, ani chwil, które wspólnie spędzili. Niektórym z nich wyrywał coś więcej niż sam swój obraz. Bo właśnie tego szukał - doświadczenia i poszerzania wiedzy o ludzkim umyśle. Im więcej dostawał, tym chciał więcej i czasem wydawało mu się, że przeżył zdecydowanie więcej żyć niż zmieściłoby się w dwustu latach. Quin musiał się rozwijać, a wraz z nim szła jego obojętność wobec uczuć innych ludzi, którzy nie potrafiliby go nigdy zmienić. Ile już spotykał naiwnych, pragnących odmiany dusz? Ile podobnych do zagubionych we mgle dzieci postaci snuło się nie tylko w samej Anglii, ale również i w każdym zakątku świata? Czy nie było to nudne i monotonne? Czy właśnie to miało się wydarzać dokoła niego? Nuda i brak wyrazu? Już dawno przejadł podobne serca, żądając czegoś znacznie potężniejszego i wspanialszego. Trudniejszego do ujarzmienia i pochwycenia. Szukał wyzwania, które okazałoby się jego godne. Poszukiwał tego i nie miał przestać, przypominając wygłodniałego rekina, który za, nawet najdelikatniejszą, smużką krwi potrafił podążać za swoją ofiarą. Aż nie osiągnął upragnionego celu. Nie spotkał jeszcze umysłu, który mógłby się z nim równać, ale wiedział, że kiedyś się to stanie. Że stoczy ciężką walkę, która pochłonie być może większość jego życia, energii, magii, ale będzie warta wygranej. Wiedział o tym. Nawet teraz. Uśmiechnął się pod nosem, gdy zaklęcie nie wykryło nikogo innego poza idącą kobietą. Teraz miał również pewność, że nigdy tego głosu nie słyszał. Lekkiego, niemal świszczącego między ciszą w rozpadającym się teatrze. Zamierzał pozwolić, by dziewczyna przeszła dalej, a on będzie mógł ulotnić się z tego miejsca. Może i wzbudziła jego zainteresowanie, ale nie miał na to czasu. Czekały go inne zadania, które sam sobie wyznaczył, a myśli o nich napawały go pewnego rodzaju podekscytowaniem.
Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Quinlan Runcorn
Zawód : szpieg wiedźmiej straży
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
For every life you save, there's a million new ways to die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Antonia była typem samotnika. Czuła się lepiej gdy nikt jej nie przeszkadzał, kiedy nie musiała się zastanawiać nad obecnością drugiej osoby i słuchać wywodów na tematy, które wcale ją nie interesowały. Uparcie szukała ciszy, która nie lubiła jej odwiedzać. W Ministerstwie pełno było osób, które ciągle zawracały jej głowę. Panie chwalące się swoimi wnuczkami, mężczyźni głośno opowiadający o nowych podbojach. Chociaż ona nigdy nie dawała im przyzwolenia ci szukali w niej kompana do rozmów, druha co ich zrozumie. A ona tego nie cierpiała. Najgorsze jednak było to, że jej wychowanie nie pozwalało na powiedzenie wprost o tym co myśli. Zawsze starała się ignorować ich słowa jedynie przytakując kiedy ktoś kończył by przypadkiem nie usłyszeć kolejnej niesamowitej historii, której słuchać nie chciała. Doceniała ciszę jak nic innego na świecie. Ten moment gdy otwierała drzwi do swojego mieszkania na Nokturnie, a potem zamykała je zostawiając świat daleko za sobą. To były te momenty, na które czekało się nieraz całymi dniami. Książka w dłoni, runy pisane lekkim piórem. Nawet tutaj o stokroć wolała nie znaleźć nikogo. Bo pomimo konieczności wykonania zadania czuła, że to jest właśnie moment dla niej. Moment ciszy i spokoju. Skupienia. Nauczyła się grać. Wkładać maskę na twarz i udawać normalność. Nie była normalna. Daleko jej do tego co teraz ludzie nazywają normalnością. Nie miała zostać matką, nie miała zostać żoną. Takie rzeczy się dla niej nie liczyły. Liczyło się tylko to by ciągle wzrastać. Dzięki wiedzy, magii, umiejętnościom. Nigdy nie miała być taka jak te wszystkie kobiety i wcale jej to nie przeszkadzało. Nawet gdyby miała przez większość życia chodzić po takich miejscach jak to i szukać takich przedmiotów jak ten, który dzisiaj zajmuje jej głowę. Nie była też dobrym człowiekiem. Nie obchodzili ją ludzie. Nie była empatyczna, nie uśmiechała się do nich szczerze, nie czuła nawet współczucia. Ludzie ludziom zgotowali taki los. Wszyscy zasługują na to co dostają. Wierzyła w to. Kiedy jej zaklęcie niczego ani nikogo nie wykryło zmarszczyła brwi. Była przecież pewna, że zaraz biały promyk pomknie w stronę miejsca, w którym ktoś się kryje. Nic się jednak nie stało, a ona musiała się z tym pogodzić. Poczuła ulgę i to prawdziwą. Ruszyła więc niżej przystając jeszcze na chwile by się obejrzeć. Kto wie? Może jej wyobraźnia wcale nie była taka ograniczona? Nie widząc nic znowu odwróciła wzrok w stronę schodów. Trzeba było iść dalej. Już zbyt dużo czasu straciła na to by polować na coś co w ogóle nie istnieje.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Mógł się dostosować do każdej sytuacji, która tego wymagała. Od tego w końcu był i robił to zawodowo, co nie oznaczało, że sprawiało mu to przyjemność. Będąc chłopcem na posyłki we wcześniejszych stadiach swojej pracy dla Ministerstwa Magii musiał liczyć się z tym, że czekały go rozczarowania. Jednak nawet wtedy nie zawodził, wiedząc, że tylko w tej sposób wybije się do przodu i zapracuje na wyższe i lepsze stanowisko. Że poprzez brudną robotę w najniższym łajnie łańcucha pokarmowego dojdzie tam, gdzie będzie mógł wykorzystywać nie tylko swoje zdolności, ale również pewien rodzaju immunitet, który zapewniała mu Wiedźmia Straż. Bo czy robienie wszystkiego w imię dobra własnego kraju nie było idealnym układem i możliwościami do poszerzenia swojej wiedzy? A wiedza była władzą. Dzięki niej osiągnął to, co miał teraz i jeszcze daleka droga przed nim. I tak był już lepszy od swojego ojca, z którym niestety nie mógł się już spotkać. Na pewien sposób go kochał, chociaż była to niezwykle koślawa miłość, wypaczona przez samego starszego Runcorna, który wymęczał syna ciężką legilimencją w młodym wieku. Jednak to dzięki niemu Quinlan był tym, kim był teraz i nie zamierzał z tego rezygnować. Chciał się też dowiedzieć kto zabił jedynego członka rodziny, który mu pozostał. Co z tego że nie zadrżała przez to ziemia, bo strata nie była wielka, jednak chodziło tutaj o coś innego. O zabicie czystokrwistego czarodzieja, jego ojca, jego krew. Nikt nie miał prawa go ruszać, chyba że tylko on.
Poruszenie przed nim wyrwało go z rozmyślań. Odprowadził dziewczynę spojrzeniem jak szła przed siebie, nieświadoma obecności drugiej osoby. Dobrze. Oznaczało to, że jeszcze nie wyszedł z wprawy. Prześlizgnął się przy ścianie, pozostając w mroku, gdzie bezpiecznie dotarł na podest, skąd przybyła ich dwójka. Nie musiał się już kryć. I tak to spotkanie było jedynie igraszką, którą z chęcią ciągnąłby dalej, aż do osaczenia nieznajomej, ale niestety musiał ją opuścić. Stanął na samym dole schodów, po czym odwrócił się, by gwizdnąć i mrugnąć do dziewczyny. Zanim mogła zareagować, zniknął w wyjściu na jedną z bocznych alejek Śmiertelnego Nokturnu.
|zt
Poruszenie przed nim wyrwało go z rozmyślań. Odprowadził dziewczynę spojrzeniem jak szła przed siebie, nieświadoma obecności drugiej osoby. Dobrze. Oznaczało to, że jeszcze nie wyszedł z wprawy. Prześlizgnął się przy ścianie, pozostając w mroku, gdzie bezpiecznie dotarł na podest, skąd przybyła ich dwójka. Nie musiał się już kryć. I tak to spotkanie było jedynie igraszką, którą z chęcią ciągnąłby dalej, aż do osaczenia nieznajomej, ale niestety musiał ją opuścić. Stanął na samym dole schodów, po czym odwrócił się, by gwizdnąć i mrugnąć do dziewczyny. Zanim mogła zareagować, zniknął w wyjściu na jedną z bocznych alejek Śmiertelnego Nokturnu.
|zt
Lasciate ogne speranza, voi ch’intrate.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Quinlan Runcorn
Zawód : szpieg wiedźmiej straży
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
For every life you save, there's a million new ways to die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Niczego więcej nie zauważając ruszyła przed siebie. Stukot butów odbijał się echem o ściany starego teatru. Już nie musiała być ostrożna chociaż nikt tak naprawdę nie wiedział co kryło się w ruinach. Przyszła tutaj we własnym celu, a i tak już straciła sporo czasu na rozmyślaniu o tym czy czasem nikt jej nie śledzi lub czy także nie szuka tego czego ona szukała. Borgin nienawidziła tracić czasu, a już na pewno nie na głupoty, które tylko odciągały ją od realizacji zaplanowanego celu. Nie lubiła niespodzianek. Te wywracały wszystko co ułożone w jej głowie i sprawiało, że od nowa musi dostosowywać się do sytuacji, a te bywały różne. Nie zawsze było tak łatwo się przystosować i nie zawsze sytuacje na to pozwalały. Czasem trafiały się takie, które komplikowały naprawdę wszystko. Dlatego właśnie wolała wiedzieć co przyniesie jej dzień nawet jeśli było to coś najgorszego z możliwych. Wiadomo, że nie wszystko w życiu dało się przewidzieć i nie na wszystko miało się jakikolwiek wpływ. O tym wiedziała doskonale. No, ale i tak dążyła do perfekcji. Nie ukrywała tego, że była perfekcjonistką, a to przecież łączyło się przede wszystkim z kontrolą. Nie można dążyć do rzeczy idealnych nie sprawując nad nimi żadnej kontroli. Nad nimi i nad sobą samą. Lumos nadal oświetlało jej trochę. Teraz widziała wszystko wyraźniej. Mogła sobie wyobrazić to miejsce w blasku, w dźwiękach muzyki i tłumie ludzi. To było zaskakujące, że takie miejsce w ogóle kiedyś znajdowało się na Nokturnie i żyło pełnią życia. Może Nokturn kiedyś nie był takim miejscem jak teraz. Nie narzekała. Lubiła to miejsce, zawsze mogła dać w nim upust samej sobie nie przejmując się żadnymi konsekwencjami, ale to było brzydkie miejsce. Brudne. Przepełnione smrodem, krzykiem, chaosem i tak naprawdę nikt o zdrowych zmysłach, całkowicie dobrowolnie nie chciałby tutaj mieszkać. Ona jednak nigdy nie ukrywała, że nie jest z nią całkowicie dobrze. Kiedy kobieta dotarła w końcu do odpowiednich drzwi, znalazła runy, których potrzebowała i przejście dalej ruszyła w drogę powrotną do sklepu. Miała jeszcze sporo pracy, a tak jak już wspominała… nie lubiła tracić czasu.
z.t
z.t
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Schody
Szybka odpowiedź