Wydarzenia


Ekipa forum
Główna Sala
AutorWiadomość
Główna Sala [odnośnik]29.12.15 20:17

Główna Sala

★★
Centralny punkt ogromnej sali stanowi drewniana konstrukcja idealnie nadająca się na scenę. Do kamiennych ścian dosunięte są podłużne stoły, na których pyszni się rozmaite jedzenie. Począwszy od dyniowych pasztecików, poprzez szynkę z psidwaka i umiłowane przez gości z zaświatów sery pleśniowe, a skończywszy na galaretkach w kształcie gałki ocznej smoka. Nie mogło również zabraknąć napoi wyskokowych – aczkolwiek najlepiej zachować daleko idącą ostrożność, bowiem plotka głosi, że pośród karafek z winem stoi również kilka butelek alkoholi na bazie krwi.
Wysoko ponad głowami gości unosi się morze dyń, w których znajdują się świeczki rozświetlające pomieszczenie. Pomimo tego w sali panuje klimatyczny półmrok.
Tańczyć można na samym środku sali - na prowizorycznym parkiecie. Jeśli się zmęczysz, wystarczy znaleźć jakieś wolne krzesło pośród tych stojących przy stołach.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:58, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna Sala Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Główna Sala [odnośnik]29.12.15 20:18
Czarna kurtyna jest jeszcze zasunięta. Wszystkie krzesła, które w trakcie przyjęcia będą stały przy stołach, ustawiono w kilkunastu rzędach - tworzą coś na kształt widowni. Drewniane siedziska lewitują mniej więcej centymetr nad podłogą.

Można już pisać we wszystkich lokalizacjach.
Przedstawienie rozpocznie się 31.12. o godzinie 12.00 - do tego czasu goście zbierają się w sali głównej i zajmują wolne miejsca. Dopiero za dwa dni zacznie się właściwa część wydarzenia - przyjęcie.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Główna Sala 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Główna Sala [odnośnik]29.12.15 23:48
Czy istnieje wspanialsze święto dla czarodziejów niż Halloween ? Ze swoją tajemniczością, historiami mrożącymi krew w żyłach i atmosferze świętowania nawet wśród mugoli było wręcz kultem magii. To właśnie w tej dzień wg wierzeń można było najłatwiej skontaktować się ze zmarłymi, a granica między światem duchów a ludzi była najcięższa. Można było ten dzień spędzić na eleganckim balu, który będzie równie sztywny jak każdy jaki socjeta organizuje. Cmentarz to był kolejny wybór – można by wtedy sprawdzić czy porozumiewanie się ze zmarłymi w tym dniu to mit czy naprawdę można zaciągnąć nowe znajomości z tymi, którzy postanowili pójść dalej. Kolejną opcją, którą wybrała w tym roku Elizabeth, była impreza na ulicy o najgorszej reputacji w magicznym Londynie i obchodzenie tego święta wraz z przyjaciółką. Smaczku temu dodawał fakt, że żadna z nich nie powinna odwiedzać takich miejsc (jeśli dbały o swoją reputacje), a przecież ona była jeszcze aurorką i jej obecność w takim miejsce mogłaby stworzyć wątpliwości na temat jej rzetelności. Na szczęście w tym dniu obowiązywały przebrania, więc postanowiła zlekceważyć wszelkie wątpliwości  i porządnie się wyszykować, by szanse na rozpoznanie jej były stosunkowo niskie. Spodziewała się, że osoby, które znały ją dobrze jak Crouch nie będą mieć problemu z odkryciem jej tożsamości, ale cała reszta. Zakładała, że całe przygotowanie się do tej imprezy (wysmarowanie rąk, szyi i dekoltu sztuczną krwią, nie wspominając o wlosach) może sporo jej zająć, ale przyświecał jej cel świetnej zabawy.  spędzenie czasu z Ally. Mimo jej powrotu obie miały swoje obowiązku, a doba dla nich się nie wydłuży. Spotkania były, lecz rzadkie – w końcu nie miała monopolu na jej uwagę, która teraz powinna być skierowana w kierunku innych osób. Po uprzednim przygotowaniu spotkała się z Ally patrząc z uznaniem na jej makijaż.
- Mówiłaś komukolwiek gdzie się udajesz, aby jakby co cię ratowali? – zapytała konspiracyjnie patrząc na nią z zadziornym uśmieszkiem. Mogła się z tego śmiać, ale ona sama nie wiedziała co ją tam spotka i może lepiej było mieć jakieś zabezpieczenie. Obie, co zadziwiające, odnajdywały się na Nokturnie co postanowiła nie komentować, by lepiej samej siebie nie wystawiać. Przy wejściu pokazała znak w postaci wisiorka ze smokiem i chciała jak najszybciej odejść do tej imitacji dementora. Sala była ogromna i oświetlona przez latające dynie – jak ona kochała Halloween. Usiadły wraz z Ally w pierwszym rzędzie i miały doskonały widok na scenę – co zadziwiające, będzie to jej pierwsza okazja do obserwowania Croucha na scenie. Avery też zapewne nie miała tej przyjemności. – Jesteś gotowa na ten spektakl? Aż się obawiam co siedzi w głowach tych ludzi. – podzieliła się z nią swoimi myślami patrząc na nią z nostalgicznym uśmiechem. Dziwnie było siedzieć tu z nią po tylu latach braku kontaktu i nadal nie była przyzwyczajona do jej głosu, mimiki czy gestów, ale to powinno przyjść z czasem.

strój <3
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Główna Sala [odnośnik]30.12.15 14:26
Pomyślałabyś kiedykolwiek, że halloweenową noc spędzisz w innym miejscu niżeli pełne przepychu sale? Gdzieś, gdzie poczujesz choć odrobinę adrenaliny, rozglądając się z fascynacją po pajęczych dekoracjach, wąskich, przyprawiających o gęsią skórkę korytarzach, zanim trafiasz tutaj, gdzie rozpocznie się cały spektakl. Wystarczy tylko przy wejściu pokazać tym śmiesznym dementorom tatuaż w kształcie smoka, stworzony tylko na ten wieczór na nadgarstku. I musisz przyznać, że to wszystko jest o niebo lepsze niżeli wszystko to, czym cię otaczają od dzieciństwa. Pomyśleć, że zwykli przedstawiciele magicznego społeczeństwa korzystają z okazji, by dostać się na salony podczas wystawnych bankietów; pomyśleć, że jedno z takich przyjęć wyprawia dziś Samael... Doskonale wiesz, że mój ród nie robi nic za darmo, musi być w tym jakiś haczyk, choćby w postaci mugolskiego mięsa na talerzach zamiast cielęciny. Także nic dziwnego, że ignoruję odwiedziny na dworze brata, głupotą byłoby odwiedzanie paszczy lwa. Zamiast zmartwień o jego bliską obecność, mogę zastanowić się, ile to razy przemierzałam drogi obok tych dwóch kamienic, otulających, jakby opiekuńczo budynek, w którym teraz się znajdujemy. Nigdy nie zwracałam uwagi, przecież wszystko jest tu takie podobne i zaniedbane, co w pewnym sensie kryje jakiś urok; nawet nie pomyślałabym, że za odrapanymi ścianami znajduję się teatr, bo cóż to za wariactwo? Najwyraźniej i ludzie z półświatka potrzebują odrobiny rozrywki. Wydaję się zauroczona tym miejscem, tak innym od tego, co mamy na co dzień – jednakże nie wiesz, kochana Elizabeth, że miejsca takie jak to kuszą mnie coraz to bardziej. I niech tak pozostanie, bo jakbyś się czuła z informacją, że twoja przyjaciółka zajmuje się tym, co ty tak zaciekle zwalczasz?
- Szyszymory zawsze zwracają uwagę – lekko wyginam usta, które dzięki odrobinie wysiłku wydają się sine. Właściwie to całkiem śmieszne, bo w momencie tworzenia makijażu oczu, które miały na myśl przywodzić udręczenie, żal i tęsknotę, zorientowałam się w znaczeniu tego upiora w folklorze. Łkania trwające wiekami, nad tymi, których kochały i za którymi tęsknią, we wręcz idealny wpasowują do mojej obecnej sytuacji. W odwecie przyglądam się twojej charakteryzacji, w której uwagę bardziej przyciągają różowe włosy, doskonale dopełniające całości wizerunku niczym z oddziału magipsychiatrycznego. - Gdybym nie widziała, że to ty... - pozwalam sobie na trochę wesołości, okręcając wokół palca kosmyk twoich włosów. To dobrze, chociaż ty jedna nie przypominasz samej siebie, co wobec wykonywanego zawodu jest bardzo przydatne. Zdążyłam już oswoić się z Nokturnem, jednak dopiero teraz mogę przyjrzeć się osobom, które ciągnie w te niebezpieczne strony. Ciężko stwierdzić, ile lordów i dam skrywa swoje szlacheckie pochodzenie pod kostiumami. Gdy znajdujemy się w pomału zapełniającej się sali głównej, zrzucam kaptur sfatygowanej, szarej peleryny, tak by lepiej rozejrzeć się w półmroku tworzonym przez blask upiornych dyni. Zdaje się, że jest tu wszystko począwszy od parkietu, kończąc na stołach zapełnionych jedzeniem także ucharakteryzowanym specjalnie na ten wieczór.
Jednak postanawiasz przerwać całe zwiedzanie, a uśmiech przygasa, gdy widzę, jak blisko sceny mnie ciągniesz; czuję się coraz to bardziej skrępowana, gdy od podwyższenia nie dzielą mnie żadne oparcia krzeseł. Doskonale wiesz, że jeśli chcę obserwować przedstawienie, będę musiała ponieść głowę w górę, nie tylko narażając się na rozpoznanie przez innych, ale i przez niego. Czyż to nie zbyt okrutne, Lizzy? Może ty tak tego nie odbierasz, bo przecież nie podzieliłam się z tobą informacja o naszym ostatnim, całkowicie przypadkowym spotkaniu. Wiesz, wolałabym nie wiedzieć, że tym się zajmuje w swoim nowym życiu, do którego nie mam wstępu.
- Mamie, tacie, Samaelowi… I skrzatom domowym – wzdycham teatralnie, odpowiadając na twoje pytanie, by spojrzeć na ciebie z udawanym rozbawianiem. Może uśmiechnęłabym się szczerze, pokazała czubek języka, co nie wypada osobom o naszym pochodzeniu, jednak bliskość sceny skutecznie paraliżuje moje reakcje. Tylko Soren wie, że wyszłam, jednak pewnie myśli o jednym z wystawnych bankietów, nie o przejściach pełnych pająków i podejrzanych salach, do których, oczywiście wybiorę się w momencie wybicia północy. - Na pewno będzie fascynujące – do tego jednego nie mam wątpliwości. Na Nokturnie słowo upiorne nabiera nowego znaczenia, nawet jeśli chodzi tylko o przedstawienia. - Tam z tyłu jest pełno wolnych miejsc, jestem pewna, że widok jest równie niesamowity, o ile nie lepszy – mamroczę, chcąc wcielić w życie wcześniejszy plan bycia anonimową, obejrzenia spektaklu z daleka, co byłoby przyjemne i dla mnie i dla niego. Widząc, że jednak nic nie wskóram, odgarniam włosy do tyłu, by po chwili narzucić na nie kaptur w wierze, że to pozwoli mi się skutecznie zamaskować. Jeśli mocno się postaram, czy zapadnę się pod ziemię?
Już za niedługo zarówno dla niego, jak i dla mnie rozpocznie się kolejne z przedstawień.

strój w wersji art


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna Sala ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Główna Sala [odnośnik]30.12.15 16:27
Nie miałam pojęcia, co robiłam na tym przedstawieniu.
A nie, wiedziałam - potrzebowałam wygrzebać się z długów mojej siostry tak bardzo, że byłam gotowa zaryzykować zderzenie z widmem jej życia, co mogło skończyć się tragicznie. Lepiej; nie było wątpliwości, że dokładnie tak to się skończy. Ostatni raz, gdy natrafiłam na dawnych znajomych Bernadette, zakończył się przepiękną raną kłutą, moim własnym ramieniem zalanym rubinową posoką, piskiem, paniką, krzykiem, wyrzutami sumienia i całym potokiem przekleństw, które nasuwały mi się na usta.
A mimo to szłam tam jak na skazanie, gotowa wdzięcznie lawirować wśród gości z tacą kelnerki, która uginać się będzie pod ciężarem dziesiątek kieliszków i sama nie będę wiedzieć, w których kryje się wino, a w których krew.
Świetnie. Nie przemyślałam tego.
Pod maską mocnego makijażu i pomiędzy licznymi warstwami ciemnego materiału skrywałam strach - bo tak cholernie bałam się, że któraś z mijanych osób rozpozna we mnie klauna nieudolnie papugującego gesty nieboszczki Bernadette; bałam się, że ktoś przejrzy mnie na wylot, dostrzegając każdy element tkanej starannie intrygi, której niedoskonałość spędzała mi sen z powiek i sprawiała, że łapanie w nocy swobodnych oddechów stawało się wyjątkowo trudne. Coraz częściej błąkałam się po pokojach, szukając ukojenia w używkach, ale wtedy coś krzyczało w mojej głowie, przypominając, że właśnie taka ucieczka przed samą sobą zaprowadziła bliźniaczkę prosto na dno. Nie chciałam skończyć jak ona, miałam być ponad to - więc dlaczego drżałam za każdym razem, gdy w powietrzu brzmiało słowo podobne do mojego imienia, gdy ktoś przypadkiem muskał mi ramię, przechodząc tuż obok?
- Przez chwilę rozważałam wytatuowanie smoka w jakimś ciekawym miejscu, ale doszłam do wniosku, że ekshibicjonizm nie jest w moim stylu - rzuciłam nagle niedbale w stronę Deirdre, nie wiedząc, dlaczego właściwie to mówię; może nieśmiesznym żartem próbowałam rozbić myśli kumulujące się w głowie tak gęsto, że czułam się, jakby zaraz miały rozsadzić mi czaszkę? Cóż, ludzie będący świadkiem takiego wybuchu z pewnością mieliby zagwarantowane niezapomniane wrażenia z halloweenowego przyjęcia. Tryskająca krew i płyny ustrojowe spływające po pokrytych pajęczyną ścianach. Czy nie przybyli tu właśnie po to, by drżeć ze strachu i obrzydzenia?
Gdy pokazywałam przy wejściu broszkę z symbolem rogogona, mimowolnie zmarszczyłam lekko brwi. Mogłam myśleć tylko o momencie, w którym kupowałam ją na Nokturnie, płacąc równo jednego sykla; gdzieś tam w duchu głos rozsądku (który uporczywie starałam się uciszać już od kilku miesięcy, bo zawzięcie nakazywał mi ucieczkę) podpowiadał mi, że może powinnam nieco bardziej uważać, bo co, jeśli lekkomyślnie zakupiona błyskotka okaże się czarnomagicznym artefaktem, który wyżre mi duszę i ostatecznie skaże na potępienie? Ale jeśli gdzieś tam był Bóg, na pewno już niejednokrotnie załamywał ręce nad moim życiem i dawno stwierdził, że zasługuję tylko i wyłącznie na wieczne cierpienia, niekończącą się pokutę za wszystkie grzechy, których już się dopuściłam. I za te, które dopiero planowałam.
Zwalczając mój odruch ucieczki przed zbędnym kontaktem cielesnym z drugim człowiekiem i raz za razem powtarzając w duchu pytanie, które aktualnie stało się moją mantrą (co by zrobiła Bernadette?), delikatnie uchwyciłam kuzynkę za nadgarstek, wysyłając jej najszczerszy uśmiech, na jaki umiałam się zdobyć. Byłam prawie pewna, że bardziej przypominał bolesny szczękościsk i cierpiętniczy grymas, ale miałam zamiar zrzucić to na karb przerażenia upiorną scenografią. - Strasznie tu, prawda? - A z mojego głosu musiała się wylewać nieudolna parodia bojaźliwości; coś poruszyło się koło lewego ramienia, czy to był wielki pająk? Zmusiłam się do śmiechu, ciągnąc towarzyszkę w kierunku centralnej części opuszczonego teatru - sali, w której wkrótce miało rozpocząć się przedstawienie. - Które miejsca zajmiemy? - Oby tylko nie te obok osób, które pragnęły mojej śmierci. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, uważnie przyglądając się twarzom zgromadzonych, ale przebrania nie ułatwiały identyfikacji ewentualnych wrogów.
Ale czym jest życie bez odrobiny ryzyka?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna Sala [odnośnik]30.12.15 17:38
Jeśli wychodzę z domu mówiąc służbie, że przyjdę późno w nocy i nie należy czekać na mnie to, to przecież nie jest ucieczka prawda? To, że mój drogi mąż o niczym nie wie nie mogło stanowić większego problemu. Zresztą jakoś nie chciało mi się wierzyć, że tak bardzo się za mną nagle stęskni i postanowi mnie poszukać.  Prędzej zamknie się w jednym ze swoich ponurych salonów  i będzie opróżniał kolejną butelkę. A podobno to ja ostatnimi czasy nadużywam alkoholu. Piękne jest życie młodego małżeństwa    przeszło mi jeszcze przez myśl gdy pojawiłam się tuż przed bramą. Ubrana w maskę i czarno szary kostium błazna nie przypominałam ani kobiety ani mężczyzny. Już nawet włosy nie mogły mnie zdradzić ukryte pod ciemnym materiałem dołączonym do maski. Pozostały już tylko oczy ale w taką noc ja ta raczej nikt nie będzie się fatygował by się im lepiej przyjrzeć. I dobrze! Przecież o to chodziło by na chwilę zniknąć o toczeniu dziwacznych przebierańców i  niezwykłych przebierańców. Po co  ogromne suknie i wyćwiczone do perfekcji tańce gdy możesz choć na chwilę utonąć w innym świecie? Zgodnie z poleceniem ściągnęłam białą rękawiczkę pod, którą ukrywał się tatuaż smoka moja przepustka na dzisiejsze przedstawienie. Nie przerażała mnie myśl, że nikt nie wie gdzie jestestwem. Nie zaprzątałam sobie głowy tym, że coś może mi się stać. To przecież nie była moja pierwsza wizyta w takim miejscu jak to i z pewnością nie ostatnia.  Jeśli dziś umrę kilka osób odetchnie z ulgą a jeśli nie to będę miała kolejne ciekawe wspomnienie którym  z nikim się nie podzielę. Przecież każdy musi mieć jakieś tajemnice. Z każdym moim krokiem towarzyszył mi delikatny dźwięk dzwoneczków przyczepionych do maski. W razie czego zawsze można było je uciszyć machnięciem różdżki ale teraz niech pięknie grają. Weszłam do środka nie przywiązując większej uwagi do mijających mnie osób. Na razie chciałam zająć tylko miejsce  i może później nadarzy się okazja do czegoś ciekawszego. Coś mnie podkusiło by zachowaniem przypominać prawdziwego błazna pomijając oczywiście upadanie na ziemię. Ale skoro już wyglądam jak szaleniec to czemu tak się nie zachowywać? W końcu jednak usiadłam gdzieś w połowie widowni co rusz przeszukując wzrokiem wszystkie zakamarki salii.  Stado przebierańców rosło z każdą chwilą. I dobrze, przynajmniej będzie wesoło.  Kręcąc głową zadzwoniłam dzwoneczkami a gdy jakaś postać spojrzała w moją stronę pomachałam do niej. Brak reakcji podsuwałam smutny wzruszeniem ramion. Cóż nie wszyscy lubią błaznów.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Główna Sala [odnośnik]30.12.15 20:51
Początkowo nie sądził, że będzie robił cokolwiek w Halloween. Zakładał, że spędzi je jako kolejny spokojny wieczór w swoim mieszkaniu, może ewentualnie pojawi się w jednym z pubów, by napić się czegoś mocniejszego i posłuchać, co się w czarodziejskim świecie dzieje. Plotki podsłuchane w podejrzanych miejscach często okazywały się być o wiele ciekawsze od tego, co na temat danych wydarzeń pisano w Proroku, a także bardziej wiarygodne, bo z bardziej dokładnymi szczegółami i bez przekłamań – jednak nie było to regułą. Zastanawiał się, czy usłyszałby coś więcej na temat panny Rookwood, niż tylko to, że pewnego dnia wyszła z domu i już do niego nie wróciła. Żadnych świadków, nikt nic nie wie, przepadła jak kamień w wodę. Ojej. Złe rzeczy mogą się przydarzyć każdemu.
Alternatywę halloweenowego wieczoru zaproponował mu Felix. Podobno w opuszczonym teatrze będzie miała miejsce ciekawa impreza, poprzedzona wystąpieniami artystów z Nokturnu, w tym samego Tremaine’a. Jeśli się zgodzi, załatwi mu zaproszenie, bo bez nich nikt nie zostanie wpuszczony na miejsce wydarzenia. Zgodził się, nikle zainteresowany popisami, a bardziej tym, kogo po nich może spotkać.
Teraz stał przed drewnianym stołem w kuchni, obracając w dłoniach broszkę z ruchomym smokiem, która chwilę później przypiął do ubrania na wysokości klatki piersiowej. Srebrna, na tle obszernej czarnej szaty prezentowała się całkiem nieźle. Gorzej za to komponowała się całościowo z przebraniem, jakie wymyślił sobie na ten wieczór Orpheus. Może maska śmierci, jaką z pomocą metamorfomagii udało mu stworzyć na skórze, nie należała do charakteryzacji zbyt oryginalnych, ale on był jak najbardziej zadowolony z efektu. Makijaż jednocześnie podkreślał i rozmywał rysy jego twarzy. Głęboki kaptur, który po chwili założył na głowę, tylko potęgował ten efekt, przez co trudno był zobaczyć, kim w rzeczywistości jest Śmierć – tak naprawdę poznać go mogły tylko te osoby, które go znają.
Jak się bawić, to się bawić. Z cichym trzaskiem zniknął z kuchni.
Przejście przez strażników zajęło mu tylko chwilę, pokazywanie broszki nie trwało długo, bo kolejki jeszcze jako takiej nie było. Szedł wolnym krokiem przez podwórze, oglądając halloweenowie ozdoby i podpatrując, kto już się pojawił. Nie spotkał nikogo, do kogo warto byłoby zagadać – Felix pewnie buszował na zapleczu, przygotowując się do przedstawienia, więc nie chciał mu przeszkadzać – dlatego udał się do głównej sali. Swoim zwyczajem nie usiadł w pierwszym rzędzie, a w ostatnim, na krześle z brzegu z dala od drzwi – w ten sposób mógł obserwować zarówno całą salę, jak i wszystkich, którzy przychodzili.
I czekał.

MNIEJ WIĘCEJ tak wygląda orfeuszowa twarz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna Sala [odnośnik]31.12.15 11:12
Deirdre pojawiała się na miejscu tego specyficznego przyjęcia nieco znudzona: ostatnio w jej życiu gościły znacznie intensywniejsze rozrywki, spychające szalony występ nokturnowskiej trupy (cóż za adekwatna nazwa) gdzieś na dno drabiny wydarzeń zasługujących na miano ekscytujących. Właściwie z pewnością nie pojawiłaby się w tym miejscu, gdyby nie prośba ukochanej Bernie, dla której byłaby w stanie zrobić praktycznie wszystko. Przemawiały przez nią nie tylko więzy krwi, chociaż to dla rodziny poświęcała się każdego dnia - Bernadette była dla niej kimś jeszcze, przyjaciółką, telepatyczną młodszą siostrą, o którą martwiła się tak samo jak o kilkuletnie bliźniaczki, przeżywające zapewne teraz odejście Wilhelma do Hogwartu. Ba, o ciemnowłosą istotkę martwiła się nawet bardziej, zgodnie z przysłowiem, niezbyt optymistycznie zakładające wzrost ciężaru problemu razem z wiekiem. Małe dzieci: mały kłopot, duże dzieci: duży kłopot. O ile w przypadku słodkich bliźniaczek mogła denerwować się ich wychowaniem i dziewczęcymi smutkami (na które i tak nie mogła zbyt wiele poradzić, widując je naprawdę z rzadka - zostawały tylko długie, wspierające listy i prezenty), to ulubiona Bernie zdecydowanie mogła sprawić, by kruczoczarne włosy Dei momentalnie posiwiały. Nigdy jednak nie krytykowała jej wyborów, nie próbowała na własną rękę, brutalnie odsłaniać jej tajemnic, przyjmując kuzynkę z całą jej tajemniczością i momentami szaleńczym charakterkiem. Dopasowywały się do siebie idealnie, obie niepokorne, obie idące swoją ścieżką, często po względnych trupach...o których Dei chciała dzisiaj z ślicznotką porozmawiać. To właśnie możliwość spotkania w bezpiecznym miejscu - chaos i tłum zawsze były sprzymierzeńcem swobody - ostatecznie przekonała Tsagairt do pojawienia się w opuszczonym teatrze, ramię w ramię z kuzynką, strojem cudownie wpisującą się w klimat wydarzenia. Tony materiału sprytnie ukrywały jej zaokrągloną sylwetkę, dodatkowo nadając Bernie niesamowitego czaru. Nie skomplementowała jej jednak: nie musiała, wiedząc, że odczyta pochwałę prosto z jej skośnych oczu, podkreślonych ostrym makijażem. Sama Deirdre niezbyt przejmowała się strojem: musiała grać na co dzień i miała serdecznie dość przebieranek, dlatego wybrała po prostu najczarniejszą (i najbardziej postrzępioną) z sukni z przeźroczystymi rękawami, pewna, że jej i tak mroczna - czerń oczu, czerń włosów - uroda dopełni dzieła. Nie, żeby przejmowała się opiniami na swój temat: i tak pozostawała tutaj przecież względnie anonimowa, wchodząc w końcu na prowizoryczną widownię. Zaśmiała się cicho ze słów Bernadette, przyglądając się przelotnie swojemu pierścionkowi z drobniutką podobizną smoka, wykonaną ze srebrnych zawijasów.
- Kiedyś wytatuowałabyś go bez wahania, ale...nic straconego - podsumowała z rozbawieniem, rozumiejąc utratę ekshibicjonizmu jako wynik szalejących hormonów oraz niechcianego intruza, rozpychającego się pod niegdyś szczupłym brzuchem jej kuzynki. Właśnie o tym myślała, kiedy odwzajemniła uścisk Bernie, łapiąc ją za rękę i prowadząc do drugiego rzędu. Pomiędzy zjawami, błaznami, potworami i całą menażerią, wśród której czuła się naprawdę dobrze, z każdą chwilą coraz mniej żałując zmarnowania wolnego wieczoru (ach, kojącą kąpiel w wannie) na podobnego typu rozrywki. Zignorowała także przejęcie Bernie - zawsze była tą bardziej podatną na atmosferę - w końcu niemalże dżentelmeńsko wskazując jej miejsce obok siebie. - Mam rozwiązanie twojego problemu - szepnęła do ucha Bernadette, odgarniając jej nastroszone włosy, na razie całkiem skupiona na towarzyszce a nie na mającym rozpocząć się zaraz przedstawieniu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Główna Sala [odnośnik]31.12.15 11:18
Czy przebrania na prawdę były niezbędne?  
Uwielbiasz je. Dlatego postawiłaś dziś na największe szaleństwo od lat. Czujesz się bezpiecznie w otoczeniu dekadenckich klimatów. Tu można tak wiele, dziwisz się, że tak mało dziwadeł jest wokoło. Ale jeszcze czas, niedługo staną na scenie.
Ciągnie swój do swego. Stajesz nieopodal Orpheusa, czy widział kiedy podchodziłaś? Możliwe, ale nie zaglądasz śmierci pod kaptur. Dziś, kiedy w przebraniach możecie wyrwać się z konwenansu znajomości z kimkolwiek, masz to prawo: by podejść do nieznajomego, spojrzeć mu na dłonie, sprawdzić czy są ciepłe. Lubujecie się w momentach zapomnienia, to zapowiedź szaleństwa przyszłej dekady czy spuścizna pięknych przedwojennych czasów. Kiedy wszystko okręcone wokół palców ezoteryczneje wiedzy posiadało swoje własne niepowtarzalne znaczenie. Więc jak będzie dziś.  Przedstawicie się sobie? Czy może na zawsze i na wieczność będziecie tylko panem śmiercią i panią Syrenką. Ciągnie swój do swego, każdy zna przecież naturę najprawdziwszej syrenki. Kostium Twój zmusza cię do stania daleko z tyłu. Nie będziesz wszak przepychać się przez tłum, a jednak z tęsknotą spoglądasz na kanapy, które są już zajęte. Na krześle się przecież nie zmieścisz - musiałabyś zając trzy. Dlatego narazie stoisz i przyglądasz się otoczeniu. Mnóśtwo zakapturzonych postaci i ty: odkryta doszczętnie. Magicznie zaczarowałaś swe włosy, by spływały tak, by przykrywać piersi, ale pewnie przy większych ruchach i tak się rozwieją. Dziś nie są czarne. Są błękitne i falujące. Prócz długiego do ziemi ogona (próbowałaś przetransmutować go w prawdziwy, ale kończyło się na tym, że chciałaś siedzieć tylko i wyłącznie w wannie, a przecież na strychu u Feliksa nie ma pięknych wanien. Są dwie wielkie miski z wodą. Dlatego prócz długiego do ziemi materiału, który połyskiwał niesamowicie i kończył się ogonem gdzieś z tyłu falującym, masz wokół siebie dymy wszelakie. I piękny, ale niewygodny stanik ze złotych muszelek. Czy nie zimno ci, wszak to już koniec października?
Wyjmujesz różdżkę i przemieniasz trzy krzesła w jeden wygodny fotel. Ustawiony nieopodal Ofreusa-Śmierci, będzie ci teraz służył. Przerzucone przez oparcie nóżki pozwalają ci udawać najprawdziwszą syrenkę. Siedzisz tam z tyłu i palisz papierosa za papierosem. Blada, obserwujesz w napięciu scenę. Zapomniałaś swego amuletu wyciszenia? Skąd to zdenerwowanie? Uspokój się. To ma być zabawa. To będzie tak bardzo zabawne. Jak potoczysz się pchnięta przez tłum. Zabawa.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Główna Sala [odnośnik]31.12.15 12:06
W pomieszczeniu, w którym dotąd panował półmrok, nagle zgasły wszystkie światła, pogrążając zaskoczonych gości w całkowitych ciemnościach. Gdzieś z boków sali zaczęły pobrzmiewać rytmiczne, coraz szybsze i głośniejsze dźwięki bębnów. Kiedy niemal złączyły się w jeden głośny huk, nagle się urwały, a sala na moment rozbłysła oślepiającym wręcz światłem. Znów wrócił przyjemny dla oczu i sprzyjający atmosferze tajemniczości półmrok, na scenie zaś pojawiła się nowa, wysoka i smukła postać odziana w czarny frak. Przez dobrą chwilę zresztą przypominała posąg - nieruchoma, zastygła w pozie, jakby właśnie coś komuś tłumaczyła gestykulując schowanymi w białych rękawiczkach dłońmi. Twarz ukrytą w cieniu ronda cylindra oświetlił wątły, chybotliwy blask płomyków świec dopiero, kiedy mężczyzna się poruszył. Otrząsnął się jakby ze snu i przetoczył czarnymi ślepiami osadzonymi głęboko w czaszce po publiczności. Jego srebrna (dosłownie) skóra skrzyła się przy każdym jego ruchu, a wyostrzone rysy twarzy dodawały mu grozy. Jego głowa dosłownie przypominała nagą czaszkę... ale spokojnie, nie było powodów do obaw - srebrny szkielet nagle się uśmiechnął i zamaszyście i zmyślnie skłonił przed wszystkimi wpół, ściągając przy tym cylinder i wypuszczając spod niego długie niemal do ramion równie srebrne co skóra twarzy - włosy.
- Witam Państwa serdecznie tej upiornej nocy, podczas której wszystkie wasze lęki i fobie mogą się ziścić i zmaterializować! - wyprostował się gwałtownie i znów uśmiechnął tylko odrobinę przy tym drapieżnie. Zamaszystym ruchem ręki natknął sobie ponownie cylinder na głowę, po czym zniknął w chmurze dymu.
- Mam nadzieję, że będziemy się wspólnie doskonale bawić - odezwał się pojawiając się na jednym z lewitujących krzeseł, by znów zniknąć publiczności z oczu. - Jak wiadomo odrobina strachu jeszcze nikomu nie zaszkodziła... - jego szept przetoczył się po sali, a kiedy wybrzmiał odpowiednio, mężczyzna ponownie zmaterializował się na scenie.
- Nazywam się Silver i wraz z trupą teatralną Rogogon pragnę państwu umilić tą noc na wielorakie sposoby... Zacznijmy jednak... - zawiesił na moment głos, jakby się zastanawiał - od sztuki. Wszak wszyscy lubimy i doceniamy sztukę, nieprawdaż? - uśmiechnął się ponownie, a czarna laseczka, która właśnie pojawiła się w jego dłoni, zawirowała, by zaraz zostać podrzuconą wysoko pod sam sufit. Silver schwycił ją zręcznie.
- Panie i panowie! Chłopcy i... dziewczęta! Oto przed wami jedyne w swoim rodzaju wydarzenie, którego nigdy nie widzieliście i już... nie zobaczycie, mogę was o tym zapewnić! Oto przed Państwem... Rogogon i Halloweenowy Tryptyk! - wykrzyknął i tym razem na dobre zniknął ze sceny.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Główna Sala [odnośnik]31.12.15 13:24
Śmiertelny nokturn, ulica mend i szarlatanów, ale i ludzi, których nie stać było na mieszkanie w lepszym miejscu. Dziś w opuszczonym teatrze miał się odbyć spektakl miejsce zapewne wybrane z powodu daty 31 października Halloween lub kosztów, ale niewiele to Niela obchodziło, przyszedł tu jedynie dla rozrywki czy to artystycznej, czy może spotkania jakiegoś głąba, który będzie chciał okraść Bulstroda, obie te opcje sprawiały, że czarodziej się uśmiechał, gdy mijał ochroniarzy na piersi błyszczała brosza w kształcie Rogogona ziejącego ogniem nie była to droga brosza, bo wykonana jedynie z drewna i pozłacana, ale kusiła i przykuwała wzrok, sam strój był dobrze dopasowany do budowy ciała i podkreślał walory, twarz czarodzieja osłaniała maska. Po przejściu podwórza Neil wszedł do środka teatru, przedstawienie chyba się już rozpoczeło, by nie robić zamieszania zajął najbliższe miejsce przy wejściu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna Sala [odnośnik]31.12.15 13:29
Smutna trójca wchodzi do pomieszczenia. Jeszcze nim zaczęło się przedstawienie. Ona: na czarno z trójkątnym płaszczykiem w gepardzie kropki i ich dwóch. Stoją za jej plecami i rozglądają się za wolnym miejscem. Któryś - pewnie wujcio, zaproponował stolik na samym środku z przodu. I chociaż Daniel mógł wcale nie chcieć tam usiąść, Pola już manewruje pomiędzy zajętymi siedziskami. Mnóstwo zakapturzonych postaci, maski, brokat, łuski, pióra. P i ę k n i e. Idąc za wujciem a przed Danielem (czy to najbardziej udana konfiguracja, czy po prostu Daniel najpóźniej reaguje, ociąga się?), może dotykać kapeluszy uszytych z najpiękniejszych skór, koraliki pod jej palcami. Nie przejmuje się, że palce na czyimś ramieniu, na obcym ramieniu, mogą denerwować. Uśmiecha się lekko, przecież to przyjemne. Ciemność spowija pomieszczenie. To nie ciemność, a przyjemny półmrok. Oczy przyzwyczajone. Zasiadamy, zdążam pochylić się do przodu i powiedzieć:
- Musimy się później przebrać, bo wygladamy jak dziwolągi - stwierdziłam spoglądając po innych. Zasłonięte twarze i nasze trzy najormalniejsze pod słońcem. Mogłabym przysiac, że Barry nie wspomniał nic o przebraniach.
Gasną światła. Wibrujące fale z kotłów. W ciemności brzmią pięć razy mocniej. Zaczyna się! Przymykam oczęta i zapalam kolejnego papierosa. Kiedy je otwieram na scenie już stoi postać. Czy to posąg, czy osoba? Zaciekawiona otwieram oczy bardziej. Chcę się zatopić w słowach, które wypowiada. Chcą mnie straszyć? Chcą, żeby moje lęki powróciły? Och, Barry, co żeś mi za rozrywkę sprawił, doprawdy.
Gaszę papierosa i sięgam po kieliszek z trunkami, które zamówiliśmy wchodząc do sali. Wszyscy lubimy sztukę, sztuka mnie nie przestraszy, sztuka nie straszy, prawda? Zerkam ukradkowo na Daniela i widzę, że mimo swoich zapewnień, że spodoba mi się przedstawienie, ciągle czujnie patrzy, czy aby napewno będzie to coś, co przypadnie do gustu.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: Główna Sala [odnośnik]31.12.15 14:51
- Chodźmy do przodu, o tam! - wskazał wolne miejsca i natychmiast ruszył w ich stronę. Przód wydawał mu się idealny. Najlepszy widok i najlepsze wrażenia. Za teatrem nie przepadał, choć dobrą sztuką by nie pogardził. Zdecydowanie wolał filmy. Wydawały mu się bardziej przyswajalne. Oby przedstawienie nie okazało się nietrafione. Może będą jakieś cudne efekty specjalne? Daniel zapewniał przed chwilą, że im się spodoba. Vincenta średnio obchodziły własne doznania. Najważniejsze, żeby Polly była zadowolona. W końcu to był główny cel kruegerowego przedsięwzięcia.
Sala była przystrojona adekwatnie do okazji. Vincentowi bardzo spodobały się świecące dynie pod sufitem. Były nieporównywalnie lepszym pomysłem niż pajęczynowy korytarz na podwórzu, a przecież równie dobrze zapewniały niepowtarzalny klimat i nie można było mieć wątpliwości z jakiej okazji zebrali się wszyscy tu obecni. Chyba każdy miał na sobie jakieś przebranie. Niektórzy bardzo się postarali, żeby wyglądać wyjątkowo, inni włożyli maski i z pewnością nawet gdyby Vinc ich znał, nie rozpoznałby ich. On i jego towarzysze wyglądali po prostu przyzwoicie, elegancko. Nie pasowali za bardzo do reszty, ale zawsze można było twierdzić, że to reszta nie pasuje do nich. Jak to dobrze, że Polly nie kazała nam się przebrać za smoki, albo inne wilkołaki! Bo gdyby kazała, nie miałby serca jej odmówić.
W końcu dotarli na wyznaczone przez Vincenta miejsce.
- To dobrze - pasujemy do reszty, bo jak widać, tu są same dziwolągi - skwitował. Może zbyt pochopnie zgasił zapał dziewczyny, ale naprawdę nie miał ochoty na przebieranki.
Przedstawienie się zaczęło. Miało być strasznie i trochę było. O to w końcu chodziło. Ten strach nie należał do gatunku niepokojących. Raczej zdumiewających, interesujących. Mam nadzieję, że Polly też się na razie podoba... Słowa człowieka, który mówił ze sceny były jednak prawdziwie potworne wszystkie wasze lęki i fobie mogą się ziścić i zmaterializować. Vincent wolał myśleć, że to tylko takie gadanie. To by było okropne. Pomijając już fakt, że mężczyzna zbłaźniłby się przed wszystkimi, uciekając z krzykiem przed niebezpieczeństwem i gestykulując przy tym dziwacznie. Najgorsze było to, że Polly może popaść w jeszcze większe przygnębienie. Zastanawiał się głęboko, czy aby na pewno to był dobry pomysł, żeby ją tu zabrać. Zaraz jednak człowiek ze sceny dorzucił coś o umilaniu czasu. No zobaczymy, jak to się rozwinie, bo na razie nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć.
Vincent Krueger
Vincent Krueger
Zawód : bezrobotny
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Oh, wie schade, oh, wie schade
Nur noch Trockenbrot und keine Schokolade
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 MEOW
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1611-vincent-krueger http://morsmordre.forumpolish.com/t1664-roxanne#17012 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f174-long-acre-14-8 http://morsmordre.forumpolish.com/t1676-wspominki-vincenta#17422
Re: Główna Sala [odnośnik]31.12.15 16:40
accio nastrój! klik i klik


Kurtyna jest jeszcze zasunięta - czarne fałdy drapowanej tkaniny dopiero za chwilę wybudzą się ze snu. Spróchniałe deski tworzące konstrukcję, na której zaraz rozegra się przedstawienie, wciąż jeszcze pozostają nieświadome, jakich scen będą niemym świadkiem.
Zostało zaledwie kilka sekund - ukryta przed oczami widowni trupa spogląda się po sobie, wymieniając coś na kształt uśmiechów... i to już. Nie ma najmniejszych wątpliwości - nadszedł najwyższy czas, by rozpocząć część pierwszą tryptyku.

Najpierw gasną świece znajdujące się najbliżej sceny - fala ciemności nie poprzestaje jednak na tych kilkunastu dyniach, którym odebrała światło, i wzbiera na sile, pochłaniając kolejne płomienie - nasyca się dopiero, gdy w pomieszczeniu panuje całkowita ciemność.

A potem na scenie niemal eksplodują wiązki światła - bucha jasność, oślepiając na moment wszystkie osoby, które wyczekująco wpatrywały się w czerń przestrzeni przed sobą. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą nie było nikogo, pojawia się znikąd znajomo wyglądająca sylwetka (a może po prostu łudząco podobna do mężczyzny, który zapowiedział przedstawienie?). Aktor ściąga z siebie grafitową szubę gestem zakrawającym o teatralność i poprawa jasną perukę, kiedy wygłasza pierwszą kwestię.
Zapewne część osób z publiczności już po krótkim monologu rozpozna w odgrywanym przez niego bohaterze mocno zakorzenioną w kulturze czarodziejów postać - maga o włochatym sercu. Artyści snują opowieść o człowieku, który wyzbył się miłości z powodu przeświadczenia, że drzemiąca w niej destrukcyjna siła zniszczyłaby go tak, jak jego rówieśników. Scena po scenie ukazują tragizm mężczyzny bez serca - dosłownie, a nie w przenośni, bowiem zdecydował się on na umieszczenie organu w kryształowej szkatułce. Dopiero pewnego dnia, gdy ktoś zagrał mu na ambicji i wytknął, że nie interesuje się nim żadna niewiasta, bogacz postanowił zdobyć serce nadobnej kandydatki na żonę. Na scenie pojawia się Psyche, dając się omamić kwestiami Silvera - grana przez nią kobieta zakochuje się w czarodzieju niemal od pierwszego wejrzenia. Nie wie jednak, że nie odwzajemnia on jej uczuć. Lecz gdy z biegiem wydarzeń odkrywa tajemnicę mężczyzny, aktorka miota się na podwyższeniu, rozdzierana bólem, któremu daje upust wydobywając z siebie krzyk zranionej duszy. Tuż przed nią leży w ozdobnej szkatułce jego zaczarowane serce. Muśnięty pigmentem krwi kawałek mięsa bije rytmicznie. Psyche roztrzaskuje szklaną klatkę, po czym z widocznym na twarzy obrzydzeniem sięga po pomarszczony, wyschnięty, pokryty plątaniną czarnych włosów organ. Upada na kolana, odrzucając od siebie dowód na to, że jej ukochany nie ma serca. Narząd wciąż bije rytmicznie, gdy ląduje przed nogami gości siedzących w pierwszym rzędzie, a krew malowniczo rozbryzguje się w powietrzu. Dziewczyna jest całkowicie zaślepiona miłością do ukochanego - błaga go, by włożył serce na swe miejsce i obdarzył ją prawdziwym uczuciem. Jednakże kobiece łzy zdają się w ogóle nie poruszać czarodzieja, który z kamienną miną obserwuje jej sylwetkę. Niewzruszony tym niemalże namacalnym cierpieniem ostatecznie postanawia jednak spełnić jej prośbę z niezrozumiałych nawet przez siebie pobudek. Odgrywający rolę obrzuca publiczność beznamiętnym spojrzeniem, gdy sięga po bijące serce. Niecierpliwym gestem rozdziera ciemnozieloną koszulę i… swoje ciało. To wprawdzie tylko iluzja, ale widzowie nie mają o tym pojęcia, bo wnętrzności wyglądają nad wyraz realistycznie. Aktor odrywa kilka żeber, by móc umiejscowić serce na swoim miejscu, i zakrwawioną ręką podtrzymuje rozchodzące się płaty skóry. Leżące u stóp mężczyzny kości żebrowe pękają, gdy na nie następuje, odwracając się w stronę kobiety niedowierzająco przyglądającej się temu zdarzeniu.
Ich historia skończyła się tragicznie. Bogacz nie potrafił już żyć z sercem umieszczonym na swoim miejscu, bowiem przestał rozumieć, co to miłość. On sam myślał, że organ nie funkcjonuje właściwie, ponieważ nie był zdatny do użytku. Dlatego też ten okrutnik postanowił zasztyletować niespodziewającą się ataku piękność. Wyraz zdumienia na twarzy aktorki przeobraża się w grymas bólu, gdy coś do złudzenia przypominającego krew wycieka z jej klatki piersiowej, a ona osuwa się na drewniane deski, nieopodal sztyletu. Aktor kładzie na podłodze serce kobiety granej przez Psyche i klęka tuż obok nieruchomego ciała. Lewą dłonią, którą do tej pory zaciskał kurczowo na wiązkach iluzji rozciętego torsu, rozluźnia nieco uścisk - tak, by móc udać, że wkłada prawą rękę do wnętrza swego ciała i szarpie za włochate serce. Ono jednak nie chce ustąpić. Powietrze rozdziera ryk wściekłości, gdy mężczyzna szamocze się sam ze sobą. W akcie desperacji sięga po pokryty krwią zamordowanej kobiety sztylet i zatapia jego ostrze w swym ciele - z uzdrowicielską precyzją odcina swe włochate serce kawałek po kawałku - aż udaje mu się je wyciąć w całości.
Przeciera dłonią czoło, zostawiając krwiste smugi na mlecznobiałej skórze, a potem uśmiecha się obłąkańczo, zwracając się szeptem do... trzymanego w drugiej ręce organu. Nigdy nie będziesz mną rządzić to jego ostatnie słowa, nim przewraca się i zastyga tuż obok trupa kobiety. Dwa szklące się szkarłatem juchy serca już nie biją w równym rytmie. Zapada ciemność.


Publiczność trwa w stanie zawieszenia, oblepiona nieprzeniknionym, czarnym… mirażem? Ciemność pulsuje niespokojnie, coraz szybciej, domaga się żołdu w postaci emocji - chce dotknąć nadgarstków i wyczuć przyspieszony puls, a potem spić z ust zdumienie. Bierność jej nie satysfakcjonuje.

Wciąż jeszcze nic nie widać. Ale nagle przestrzeń zaczyna wibrować - delikatnie, niemal niewyczuwalnie, a z czasem coraz intensywniej - aż rodzi się dźwięk. Na membranach rozbrzmiewa sekwencja początkowych dźwięków marszu żałobnego, który wyczarowuje na pianinie Psyche; w oddali, natomiast, przepełniony tęsknotą lament wydobywający się z ust Milburgi Dolohov, ukrytej za podwyższeniem. Nie trwa to długo - im ciszej słychać tę artystyczną symbiozę, tym jaśniej robi się na scenie. Ulotna melodia ustaje, a publiczność może już przyglądać się spowitemu sztuczną mgłą, rudowłosemu artyście, który stoi nad marmurowym nagrobkiem ojca i odczytuje na głos list od zmarłego. Wszystko, co dostał w spadku, to skaczący garnek. Mężczyzna zdaje się być wyraźnie oburzony tym faktem - podpala ów swoistego rodzaju testament i odchodzi, a mgła gęstnieje, zakrywając całe podwyższenie.
Gdy opary opadają, zmienia się sceneria. Rudowłosy znajduje się we wnętrzu drewnianej chatki, przyglądając się sporych rozmiarów miedzianemu garnkowi. Rozlega się stukot - na scenie pojawia się ucharakteryzowany na człowieka w jesieni swojego życia aktor, który korzy się przed młodzieńcem. Okazuje się, że garnek ma magiczne właściwości. Zmarły mężczyzna pomagał innym, wkładając zlepek smutków oraz nieszczęść do pojemnego naczynia oraz rzucając nad nim czary. Chciał, aby syn został jego następcą. Ale gdy staruszek prosi zarozumiałego wyrostka o pomoc, wyjaśniając, że jego biedna wnuczka została obsypana brodawkami, tamten wyrzuca starszego człowieka za próg. Rudowłosy nie wie jeszcze, jak bardzo będzie żałował tej decyzji. Garnek ożywa, okazując swą dezaprobatę. Podskakuje, hałasując coraz głośniej, a na jego emalii tworzą się paskudne kurzajki. Nie dało się ich usunąć żadnym zaklęciem. Natomiast naczynie skutecznie utrudniało czarodziejowi życie. Pomimo tego nie pomógł on żadnemu z trójki mieszkańców wioski, którzy również o nią prosili. W kulminacyjnej scenie rudowłosy kuli się kącie pokoju, bliski szaleństwa, bowiem garnek znowu domaga się od mężczyzny zmiany sposobu postępowania. Naczynie wypełniają łzy wdowy - bulgoczą gniewnie, a pojedyncze krople wzbijają się w powietrze. Wraz z każdym kolejnym skokiem garnka drgają lewitujące krzesła, na których siedzi widownia - tak jakby wykonywana przez magiczny artefakt czynność wprawiała siedziska w ruch.
Ostatecznie młodzieniec nie wytrzymał i zdecydował się pomóc innym. Poszedł w ślady ojca - od tej pory miedziany kociołek spokojnie stał w kącie, gotowy do zwalczania trosk mieszkańców. Mgła wysącza się z naczynia, tworząc kurtynę i pochłaniając światło, którego wiązki nie są na tyle silne, by się przez nią przebić.
Znowu zapada ciemność.


Przerwa pomiędzy kolejnymi częściami przedstawienia jest niezmiernie ważna. Ona również przyczynia się do zbudowania emocji. Do wywołania podniecenia i wypełnienia adrenaliną żył zebranych na widowni. Tworzy niewidoczną, a jednak namacalną atmosferę, którą tłum obserwatorów nieświadomie wciąga wraz z powietrzem. Tłoczona jest ona przez ich serca, a wraz z krwią dociera do każdego zakątka ciała. Napięcie wywołuje wręcz nieznośne mrowienie. Wszechogarniająca ciemność współgra z martwą ciszą. Jak gdyby nagle wszyscy przestali szeptać. A nawet oddychać. W tym momencie mgła rozstępuje się - scena postanawia ożyć i niszczy cały ten świątynny nastrój.

Ożyć wcale nie oznacza rozbłysnąć feerią barw. Magicznie stworzone sklepienie wyraźnie ukazuje, że zmierzch trwa już w najlepsze, a noc wkrótce otoczy wszystko dookoła. Krajobraz sceny wydaje się opustoszały, brakuje na nim znaków ludzkiego bytowania. Jedynym jest kręta droga wijąca się na niewidocznych teraz drewnianych deskach. Cisza, która cały czas panuje niczym nieugięty władca, sprawia, że zebrani słyszą jedynie równomierny dźwięk bijących serc. Zaczynają czuć się nieswojo, dreszcz mimowolnie przebiega im po plecach. Wtedy rozlega się chrzęst. Cichy, przykuwający uśpioną dotąd uwagę. Miarowo nabiera on na intensywności. Dokładnie jak te małe plamki czerni, które powoli stają się coraz większe i większe, bardziej wyraźne. Cały krajobraz za sprawą magii wydaje się przybliżać, przewijać z wdziękiem dostojnie kroczącej starej matrony - jak gdyby wyświetlano film a nie wystawiano przedstawienie. Nagle przez scenę zaczyna płynąć rzeka. Wygląda niczym jedna z tych zbyt głębokich, aby przez nie przejść i zbyt groźnych, aby przepłynąć. Dokładnie w tym momencie zatrzymujące się przed nią sylwetki nabierają ostrości. Chyba już nikt z zebranych w sali osób nie ma wątpliwości, iż są to trzej bracia i że aktorzy przenieśli się do kolejnej opowieści stworzonej przez barda Beedle’a.
Najwyższy z aktorów wykonuje zgrabny obrót nadgarstkiem, a nad rwącą tonią wyrasta łukiem drewniany most. Dwa brzegi są już połączone - trójka zakapturzonych postaci wkracza na skrzypiącą konstrukcję, lecz w połowie drogi zamierają, gdy tuż przed nimi materializuje się postać otoczona piekielną czerwienią liżących jej ciało płomieni, które gasną dopiero po dłuższej chwili. Ignis wciela się w Kostuchę, rozwścieczoną próbą przechytrzenia jej. Z upiornym uśmiechem nachyla się w stronę wędrowców i rozpoczyna z nimi rozmowę. Udaje, że podziwia ich intelekt tak bardzo, że da im nagrodę. Najwyższy z trójki, grany przez Solisa, wyrywa się do przodu. Przepełnionym satysfakcją tonem żąda różdżki, której magiczna moc przewyższałaby każdą z istniejących. Śmierć spełnia jego żądanie - wręcza mu Czarną Różdżkę, stworzoną z gałęzi rekwizytu - czyli rosnącego nieopodal mostu czarnego bzu. Drugi w kolejności starszeństwa brat występuje do przodu i nieśmiało prosi o moc wzywania zmarłych zza grobu. Śmierć bez słowa protestu podaje mężczyźnie gładki otoczak, wydobyty z odmętów rzeki. Dopiero trzeci brat wykazał się rozsądkiem i nie dał się nabrać na podstęp Kostuchy. Poprosił o coś, co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca, nie będąc ściganym przez Śmierć. Ignis z trudem pohamowuje wściekłość, lecz nie może złamać danego słowa - ściąga więc swoją pelerynę i podaje ją wędrowcowi. Materiał skrzy się zagadkowo, skrywając w sobie niezwykłą tajemnicę - niewidzialność zapewni trzeciemu bratu bezpieczeństwo. Śmierć znika pośród ognistego kłębu, jednak igrający na jej twarzy uśmiech to obietnica, którą składa trójce mężczyzn. Nie mówi żegnaj, ale do zobaczenia. Rychło.
W następnej scenie Solis zwyciężał pojedynek za pojedynkiem - pokonała go jednak własna pycha, bowiem czuł przemożną chęć podzielenia się z gośćmi w karczmie informacją, iż włada najpotężniejszą różdżką świata; że jest niepokonany. Jeden z kompanów do picia podciął mu gardło tej samej nocy.
Śmierć wita się z nim ponownie.
Czas na drugiego brata, który zamknął się w czterech ścianach i wpatruje się wyczekująco w trzymany w rękach kamień. Nagle na scenie pojawiają się duchy - wirują wokół postaci, której jeszcze nie widać. Zawodzą rozpaczliwie, wydając z siebie rozdzierające serce dźwięki. A potem ten świetlisty, metafizyczny spektakl zostaje przerwany - aktorzy z zaświatów rozpierzchają się na boki, znikając za ścianami sali. Na przeciwko mężczyzny stoi tylko ucharakteryzowana na ducha Melody. Bladolica piękność o włosach srebrnych jak myśli zdaje się w ogóle nie dostrzegać swojego niedoszłego męża. On natomiast nie jest w stanie wytrzymać tej obojętności - wrzeszczy zachrypniętym bólem głosem, starając się przykuć uwagę zmarłej ukochanej. A gdy to nie skutkuje, rozdziera go tęsknota. Postanawia więc zawisnąć na wyczarowanym przez siebie stryczku. Marionetka kołysze się na wietrze, a oczy kukły wypełnione są łzami. Dołączył do miłości swego życia.
Śmierć zabrała również jego.
Jednak przez wiele lat nie mogła znaleźć trzeciego brata, choć nie zaprzestawała jego poszukiwań. Ostatnia scena rozgrywa się w niewielkim pokoju, w którym w objęcia wiecznego snu oddaje się z uśmiechem na ustach najmądrzejszy z trójki wędrowców. Miał spokojne życie, a Pelerynę-Niewidkę przekazał synowi, nim pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela. Gdy rodzina przykrywa go całunem, aktor, wcielając się w duszę zmarłego, pojawia się tuż obok Ignisa i ramię w ramię ruszają przed siebie. Kotara powoli się zasuwa, choć dwójka nie przerywa marszu. Odchodzą z tego świata.


Kurtyna zasunęła się. Przedstawienie dobiegło końca. Czas powrócić do rzeczywistości.


______
Rogogon:
Psyche - Cornelia Mulciber
Melody - Mavis Travers
Silver - Sylvain Crouch

wokal - Milburga Dolohov

gościnnie:
Solis - Crispin Russell
Ignis - Felix Tremaine


I show not your face but your heart's desire


Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 31.12.15 20:30, w całości zmieniany 2 razy
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Główna Sala 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Główna Sala [odnośnik]31.12.15 16:57
Światła ponownie zgasły, ze sceny zaś dobiegł stukot obcasów, kiedy pewien znany już widowni osobnik wkroczył pewnie na swe miejsce. Pstryknięcie palcami i płomyki coraz pewniej rozbłysły na knotach świec.
- Mam nadzieję, że spektakl przypadł Wam do gustu, moi drodzy. Osobiście jestem dumny ze wszystkich aktorów, ale na specjalne wyróżnienie zasługuje bez wątpienia Psyche nie tylko za odegranie Pięknej Pani w pierwszej sztuce, ale także za akompaniament. Śmierć w wykonaniu Ignisa doprawdy jeszcze nigdy nie była tak zabójcza. Dziękuję także Solisowi - to była nasza pierwsza, ale mam nadzieję, że nie ostatnia współpraca. Melody jak zwykle mnie nie zawiodła - odwrócił się i skłonił w kierunku aktorów. Poradzili sobie z zadaniem profesjonalnie bez dwóch zdań.
- Z tego miejsca także pragnę podziękować Milburdze za hipnotyczny śpiew, jestem wielce wdzięczny, że wsparłaś dzisiejsze wydarzenie swym głosem i że nadal będziesz, bo, proszę Państwa, jeszcze dzisiejszego wieczoru będzie można posłuchać jej pięknego wokalu. Nie zapominam również o naszej dobrej wróżce - Marlene Malkin bez której scena i stroje z pewnością nie robiłyby takiego wrażenia. A teraz, moi mili Państwo, zapraszam do dalszej zabawy! - pokłonił się i wymaszerował ze sceny za kulisy.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Główna Sala
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach