Zoe Grace
Nazwisko matki: Skamander
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Zawód: uzdrowicielka w Szpitalu Świętego Munga, dział urazów magizoologicznych
Wzrost: 161 cm
Waga: 53 kg
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: -
10 cali, giętka, dąb, łuska salamandry
Ravenclaw
jaskółka
ojca, który śmieje się z moich planów
wonią męskich perfum, powietrzem po burzy, świeżo skoszoną trawą
siebie, lecącą na hipogryfie
zwierzętami, w tym magicznymi, medycyną, mugolską literaturą
Osom z Wimbourne
spotykam się z przyjaciółmi, wędruję ulicami Londynu, myślę o... *khem* takim jednym
jazzu
Ala Keller
Into the distance, a ribbon of black
Stretched to the point of no turning back
A flight of fancy on a windswept field
Standing alone my senses reeled
A fatal attraction holding me fast, how
Can I escape this irresistible grasp?
Chcesz mieć skrzydła.
Chcesz wzbić się w powietrze, wznosić coraz wyżej i wyżej, czuć na twarzy delikatne smaganie wiatru, którego chłodny powiew igra z twoimi włosami, bawi się nimi, rozwiewa ich kosmki ku różnym kierunkom. Chcesz poszerzać horyzonty, patrzeć, jak ziemia pod twoimi stopami staje się niewielka, jak potężne budynki zamieniają się w punkty, jak człowiek w całej dumie wreszcie rozmywa się i zupełnie znika. Chcesz rozłożyć ręce, krzyknąć, wyzbyć się ograniczeń, które do tej pory pętały cię łańcuchami, ograniczały ruchy, zimne i przeraźliwie ciężkie. Chcesz powiedzieć wreszcie, że jesteś wolna, chcesz widzieć tu i teraz, nie masz ochoty więcej marzyć, rozważać, czy twoje pragnienie kiedykolwiek się spełni.
Chcesz nauczyć się latać.
Can't keep my eyes from the circling skies
Tongue-tied and twisted
Just an earth-bound misfit, I
Nie znasz szczęścia. Nie przypominasz sobie, byś kiedykolwiek zdołała go doświadczyć, poza nielicznymi epizodami, lecz nawet one nie należały do ciebie, byłaś wyłącznie biernym przechodniem wśród pełnych radości wydarzeń. Szczęście nie zwraca uwagi na twoją osobę, wydajesz się być dla niego niewidzialna i nieobecna. Nie dostrzega cię, nie uwzględnia, cały czas ignoruje. Spuszczasz wzrok i wybuchasz śmiechem, jeśli postanowiło obdarzyć cię tak szczególną ignorancją, ty nadrobisz jego brak pracą, determinacją, nadal nie rezygnując z postawionych wcześniej celów. Kiedyś bałaś się, byłaś nieśmiała i samotna, lecz z latami zaczynałaś nabierać pewności siebie, zupełnie nie przejmując się opiniami innych. I taka zamierzasz pozostać, krocząc dumnie i śmiejąc się przeciwnościom w twarz, przy braku jednego wyjścia, wybierasz następne, masz mnóstwo planów jak korytarzy pełnych drzwi, które tylko czekają na to, by je otworzyć.
Nie wiesz, co spowodowało, że twoja matka się w n i m zakochała. Gdyby wybrała kogoś innego, może wtedy powodziłoby się wam lepiej, lecz czy stanowilibyście wtedy szczęśliwą rodzinę? Może tak. Może nie. Może niezupełnie. Nie wiesz tego, możesz jedynie podejrzewać. Pewnie jej zaimponował, zapomniała na moment, że jest mugolakiem, widząc jego zaangażowanie, jego oddanie pracy, to, jaki jest szarmancki, została złapana przez uwodzicielskie spojrzenie rzucane z delikatnym przebłyskiem w tęczówkach. Uwiedziona, dała pogrążyć się przez sidła, ona, czarownica pracująca w Ministerstwie Magii, chłodna i wyrachowana, z tym samym chłodem nie przejęła się nieprzychylnością bliskich jej osób. Zostawiła rodzinę, zostawiła dom, wszystko po to, by zostać jego żoną. On zdawał się potrafić wszystko, z wyjątkiem jednego - nie umiał zarabiać pieniędzy. Był przyrodnikiem, badał różne stworzenia, chcąc opublikować przełomową książkę, która odmieniłaby całkowicie spojrzenie, udowadniając istnienie wielu, na razie domniemanych gatunków. Wydawał ci się zabawny i nawet jako dziecko przeczuwałaś, że opowiadał wyłącznie bajki, mimo że dzielił się spostrzeżeniami możliwie najbardziej poważnym głosem. Ale chociaż nie wierzyłaś we wszystko, co mówił, zaszczepił w tobie miłość do zwierząt, która pozostała ci do dzisiaj. Spowodował, że narodziło się marzenie, jakie mimo problemów dalej istnieje w twojej głowie, stało się głównym impulsem motywującym cię do działań.
Kiedyś miałaś problemy z zaakceptowaniem siebie. Uważałaś, że jesteś brzydka, że masz krzywe zęby, że wszyscy na ciebie patrzą, śmiejąc się cicho za twoimi plecami. W ekspresie siedziałaś przerażona, miętosząc bluzkę i spoglądając wyłącznie przez okno. Słyszałaś śmiechy, słyszałaś pytanie, jak masz na imię i że podobno komuś miło cię poznać. Nie uwierzyłaś w to, lecz drobną dłoń wyciągnęłaś, wymuszając się na delikatny uśmiech. Oddychałaś ciężko, pociąg tłamsił cię niczym zawężająca z każdą chwilą, podłużna puszka. Chciałaś gdzieś wyjść, uciec. Nie mogłaś.
Tiara przydzieliła cię do Ravenclawu. Przyjęłaś jej wyrok z niemą satysfakcją i musiałaś przyznać, że był on jedną z tych rzeczy, które wspominasz naprawdę dobrze. Spędzałaś większość czasu w bibliotece, studiując różne księgi. Zawsze byłaś na uboczu, nie angażowałaś się w większe przyjaźnie. Lubiłaś transmutację i Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami; zdarzało ci się zaopiekować ptakiem ze złamanym skrzydłem, towarzystwo zwierząt odpowiadało ci bardziej niż ludzi. Przy nich czułaś dziwny spokój, którego nigdzie indziej nie mogłaś zaznać. Bałaś się większości swoich kolegów, bałaś się otworzyć na innych, by potem nie zostać zraniona. Grupka Ślizgonów upodobała sobie ciebie jako cel szykanowania, śmiali się z twoich zachowań, pokrzywiali, osaczając zawsze kilkuosobowym towarzystwem. Wiedziałaś, że nie tylko ciebie, ale i tak było ci przykro. Pewnego dnia pojawił się on, grożąc pięściami i wyzywając ich na pojedynek. Wzrok miałaś wtedy zdumiony, oczy rozszerzone niemal do granic możliwości. Po prostu się wpatrywałaś, słuchałaś każdego słowa, zapamiętałaś ich brzmienie aż do dzisiaj. I choć starsza Krukonka, Eileen, zabrała go stamtąd, by nie sprowadzić uwagi woźnego, ty nadal się patrzyłaś.
Patrzyłaś się od tego dnia. Widziałaś, jak spędza chwile ze swoją przyjaciółką. Wielokrotnie wypominałaś sobie, że nie wydusiłaś z siebie nic poza niemrawym dziękuję. Nie sądziłaś, by zwrócił na ciebie uwagę. Byłaś trzy lata młodsza, byłaś tylko dzieciakiem. Zauważyłaś, jak był w nią wpatrzony. Nie chciałaś podchodzić. A mimo tego boli cię, że nic nie zrobiłaś. Może gdybyś była bardziej odważna, całość potoczyłaby się inaczej. Ale wtedy byłaś zupełnie inna. Stanowiłaś cień, element tła, nikt nie spoglądał na ciebie z powagą. Uczyłaś się dobrze, ale nauka nie mogła nauczyć cię prawdziwego życia. Cały czas nie mówisz nic, przeklinasz tamto milczenie, choć jednocześnie do niego przywykłaś.
Zastanawiałaś się. Nie byłaś z początku pewna, kim chcesz zostać. Początkowo chciałaś pracować w Ministerstwie, myślałaś też nad karierą hodowcy, najbardziej kochałaś hipogryfy. Marzyłaś o rozpoczęciu własnej hodowli, o zajmowaniu się nimi, lecz wiedziałaś, że póki co nie masz na nie pieniędzy. Musiałaś znaleźć inną pracę, traktowałaś ją jako przystanek, nadal nie zapominając o tym, co chcesz rozpocząć. I nie zapominasz. Ostatecznie odkryłaś swoje powołanie, dostrzegłaś je w opatrywanych ptasich skrzydłach, w pomocy nie tylko zwierzętom, co również innym ludziom. W Mungu przyjęli cię bez większych problemów, miałaś w końcu dobre oceny. Sprawowałaś się dobrze, zawsze byłaś sumienna, nikt nie miał z tobą większych problemów. Od razu byłaś pewna specjalizacji. Chciałaś się zająć urazami magizoologicznymi, twoja ręka do zwierząt znalazła ujście w diagnozach i leczeniu poszkodowanych pacjentów. W szpitalu byłaś szczęśliwa. Mogłaś zapomnieć o troskach, skupiając się na problemach innych. Czasem spotykałaś go na korytarzach szpitala, wymienialiście niezbędne uprzejmości. Byłaś bardziej odważna niż przedtem, dobrze przyjęłaś rolę koleżanki z pracy. Nie liczysz na nic więcej, choć walczysz ze sobą, kiedy siebie pytasz, czy uczucie minęło. Dla wszystkich starałaś się zachowywać w porządku. Zmieniłaś się. Nie wiesz, czy czas cię takim uczynił, czy po szkole nauczyłaś się większej pewności siebie, wkraczając na szlaki dorosłego życia. Stałaś się bardziej zdecydowana, mniej obawiałaś się, jednak nadal milczysz. W pozornie prostej sprawie, zastanawiasz się i uciekasz, woląc skupić na innych aspektach. To w końcu nie grzech. Nie czynisz nic złego, masz swoją grupę przyjaciół, masz marzenie, on nie jest potrzebny ci do szczęścia. Starasz się. Próbujesz, by twój świat nie był taki monotonny, poświęcasz się pracy i jednocześnie nie boisz się nowych wyznań.
Często śnią ci się hipogryfy. I wciąż chcesz nauczyć się latać.
A soul in tension that's learning to fly
Condition grounded but determined to try
1 | |
0 | |
1 | |
1 | |
22 | |
0 | |
0 |
różdżka, sowa, teleportacja, 10 punktów statystyk
Witamy wśród Morsów
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see