Katedra św. Pawła
AutorWiadomość
First topic message reminder :
opuszczone
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.[bylobrzydkobedzieladnie]
Katedra św. Pawła
Katedra Świętego Pawła to jeden z najbardziej znanych kościołów anglikańskich w Wielkiej Brytanii, znajdujący się również na liście najwyższych kościołów na świecie. Umiejscowiony w samym sercu londyńskiej dzielnicy City of London, zbudowany w stylu klasycyzującego baroku, z przepiękną kopułą o średnicy pięćdziesięciu metrów, która jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów architektury tego miasta. Do kopuły prowadzi 627 schodów. U jej podstawy znajduje się galeria widokowa, z której podziwiać można panoramę miasta. Od wewnątrz kopułę, podobnie jak całe wnętrze budynku zdobią freski przedstawiające historię życia św. Pawła.
Katedra ta była budowana jako symbol odrodzenia Londynu, dlatego też do dziś cechuje ją rozmach i monumentalność. Wewnątrz niej znajduje się kilka galerii. Największą popularnością cieszy się Stone Gallery, z której rozpościera się rozległy widok na zakole Tamizy. Godną odwiedzenia jest Galeria Szeptów, w której możemy zaobserwować ciekawe zdarzenie. Słowo wypowiedziane szeptem z jednej strony galerii jest doskonale słyszalne po jej drugiej stronie, jednak tłumy turystów czasami uniemożliwiają zaobserwowanie tych efektów akustycznych.
Na przestrzeni lat katedra była miejscem wielu słynnych pogrzebów, ślubów i mugolskich nabożeństw. Znajduje się też tutaj kilkadziesiąt mogił, między innymi lorda admirała Horatio Nelsona.
Katedra ta była budowana jako symbol odrodzenia Londynu, dlatego też do dziś cechuje ją rozmach i monumentalność. Wewnątrz niej znajduje się kilka galerii. Największą popularnością cieszy się Stone Gallery, z której rozpościera się rozległy widok na zakole Tamizy. Godną odwiedzenia jest Galeria Szeptów, w której możemy zaobserwować ciekawe zdarzenie. Słowo wypowiedziane szeptem z jednej strony galerii jest doskonale słyszalne po jej drugiej stronie, jednak tłumy turystów czasami uniemożliwiają zaobserwowanie tych efektów akustycznych.
Na przestrzeni lat katedra była miejscem wielu słynnych pogrzebów, ślubów i mugolskich nabożeństw. Znajduje się też tutaj kilkadziesiąt mogił, między innymi lorda admirała Horatio Nelsona.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Strapienia znikały. Odpływały wraz z kroplami deszczu, które uderzały w nią, by szybko spłynąć po skórze i w końcu upaść na ziemię. Łatwiej było skupić myśli wokół czegoś innego, a kwestia filozofów i ich zajęcia (choć ani trochę jej nie interesował), pozwoliła to uskutecznić. Zachichotała cicho, słysząc jego uwagi.
- W takim razie proszę mi wybaczyć mój błąd - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, choć lekko rozbawiona tą reakcją. Wypowiedziana wcześniej uwaga miała dość luźny charakter, nie przywiązała do niej szerszej wagi. Kiedy jednak na niego zerknęła, nie dostrzegła złości czy innych podobnych emocji, co pozwoliło jej sądzić iż i on był w pewien sposób rozbawiony podobnych porównaniem.
Kroczyli dalej, a ona nie była w stanie wyczuć na swoim ciele ani jednego suchego miejsca. Była cała przemoczona, choć to jej ani trochę nie przeszkadzało. W pewien sposób taki był plan na ten wieczór - by mokra, przesiąknięta zapachem deszczu mogła znaleźć ukojenie po trudnym miesiącu. Może nawet i natchnienie do tworzonych historii, które piętrzyły się w szufladzie. Szybko przez myśl przemknął jej pomysł, że ich rozmowa mogłaby zostać przez nią odpowiednio ubrana w słowa i wykorzystana na kartkach powieści.
- Rozważania na temat życia nie mogą być niemądre - odpowiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. Przy tym mogła sprawiać wrażenie, jakby sama zaczęła głęboko w sobie coś rozważać. Życie było przecież tak pełne zagadek, a losy niektórych ludzi zdawały się przypominać niestworzone historie. A jednak były prawdziwe... Sama niejednokrotnie czuła się jak bohaterka jakiejś powieści, która nigdy nie miałaby odzwierciedlenia w rzeczywistości. Czy on również tak się czasami czuł? Przez chwilę miała ochotę zadać mu to pytanie, lecz rozmyśliła się. Ostatecznie jej uwaga całkowicie została pochłonięta przez budynek, który zachwycał swoim wnętrzem. Wzrokiem badała każdy jego centymetr, chcąc jak najlepiej zapamiętać otaczającą ją przestrzeń. Tego wieczoru pragnęła wrócić do mieszkania i z dokładnością co do sekundy opisać to spotkanie, odnajdując w nim ukojenie dla swojej artystycznej strony. Chciała je zapamiętać zdając sobie sprawę, że nic takiego więcej się nie powtórzy. Oni razem w jednym pomieszczeniu - to też mogło się już nigdy nie powtórzyć, bowiem prawdopodobieństwo ponownego spotkania było bardzo nikłe.
- A jednak jest... Ktoś to kiedyś zaprojektował, a inni wcielili czyiś pomysł w życie. Siłą czyiś rąk powstawały te fundamenty... - powiedziała w końcu, pozwalając słowom wypłynąć w jej wnętrza. Mówiła na tyle automatycznie, że o mało co nie padło z jej ust, że budynek powstał bez użycia magii. Powstrzymała się jednak w ostatniej chwili, zagryzając jedynie wargi.
- Stąd o wiele inaczej słychać melodię deszczu, a jednak podoba mi się - powiedziała, skupiając się na otaczających ich dźwiękach. Uderzanie kropel niosło się echem pośród nich, nadając całej kompozycji zupełnie nowego charakteru.
- W takim razie proszę mi wybaczyć mój błąd - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, choć lekko rozbawiona tą reakcją. Wypowiedziana wcześniej uwaga miała dość luźny charakter, nie przywiązała do niej szerszej wagi. Kiedy jednak na niego zerknęła, nie dostrzegła złości czy innych podobnych emocji, co pozwoliło jej sądzić iż i on był w pewien sposób rozbawiony podobnych porównaniem.
Kroczyli dalej, a ona nie była w stanie wyczuć na swoim ciele ani jednego suchego miejsca. Była cała przemoczona, choć to jej ani trochę nie przeszkadzało. W pewien sposób taki był plan na ten wieczór - by mokra, przesiąknięta zapachem deszczu mogła znaleźć ukojenie po trudnym miesiącu. Może nawet i natchnienie do tworzonych historii, które piętrzyły się w szufladzie. Szybko przez myśl przemknął jej pomysł, że ich rozmowa mogłaby zostać przez nią odpowiednio ubrana w słowa i wykorzystana na kartkach powieści.
- Rozważania na temat życia nie mogą być niemądre - odpowiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. Przy tym mogła sprawiać wrażenie, jakby sama zaczęła głęboko w sobie coś rozważać. Życie było przecież tak pełne zagadek, a losy niektórych ludzi zdawały się przypominać niestworzone historie. A jednak były prawdziwe... Sama niejednokrotnie czuła się jak bohaterka jakiejś powieści, która nigdy nie miałaby odzwierciedlenia w rzeczywistości. Czy on również tak się czasami czuł? Przez chwilę miała ochotę zadać mu to pytanie, lecz rozmyśliła się. Ostatecznie jej uwaga całkowicie została pochłonięta przez budynek, który zachwycał swoim wnętrzem. Wzrokiem badała każdy jego centymetr, chcąc jak najlepiej zapamiętać otaczającą ją przestrzeń. Tego wieczoru pragnęła wrócić do mieszkania i z dokładnością co do sekundy opisać to spotkanie, odnajdując w nim ukojenie dla swojej artystycznej strony. Chciała je zapamiętać zdając sobie sprawę, że nic takiego więcej się nie powtórzy. Oni razem w jednym pomieszczeniu - to też mogło się już nigdy nie powtórzyć, bowiem prawdopodobieństwo ponownego spotkania było bardzo nikłe.
- A jednak jest... Ktoś to kiedyś zaprojektował, a inni wcielili czyiś pomysł w życie. Siłą czyiś rąk powstawały te fundamenty... - powiedziała w końcu, pozwalając słowom wypłynąć w jej wnętrza. Mówiła na tyle automatycznie, że o mało co nie padło z jej ust, że budynek powstał bez użycia magii. Powstrzymała się jednak w ostatniej chwili, zagryzając jedynie wargi.
- Stąd o wiele inaczej słychać melodię deszczu, a jednak podoba mi się - powiedziała, skupiając się na otaczających ich dźwiękach. Uderzanie kropel niosło się echem pośród nich, nadając całej kompozycji zupełnie nowego charakteru.
Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
Chciał się nie zgodzić z jej słowami po raz kolejny i właśnie myśl o powtórzeniu tej czynności nakazała mu zwalczyć tę pokusę. Przecież rozmyślania o życiu mogą być niezwykle absurdalne, gdy nie uwzględniają realiów, lecz skupiają się na dziwacznych mrzonkach. Zawsze był zdania, że należy mocno stąpać po ziemi, choć w jego głowie pełno było urojeń, jakich czasem trzymał się uparcie, nie chcąc do siebie dopuścić, że jednak są niedorzeczne. Marzenia przecież mogły zmącić rzeczywisty obraz świata, który, pomimo swego kolorytu, miejscami obfitował tylko w szeroką paletę złożoną z samych odcieni szarości. Nie podzielił się jednak żadną ze swoich myśli, wolał milczeć, rozkoszować się chwilą milczenia, ponieważ cisza między nimi zapaść nie mogła.
Uciekli od deszczu do wnętrza okazałej budowli, lecz ten nadal im towarzyszył. Wciąż był wyraźnie słyszalny, uderzające o grube mury krople nie dawały o sobie zapomnieć, a w odczuciu Alpharda wydawały się jeszcze bardziej zajadłe. Może deszcz poczuł się zignorowany, więc ze złości zmienił się w bardziej gwałtowną i natarczywą ulewę? Ta myśl dziwnym trafem rozbawiła Blacka, bo czyż dla człowieka nie powinno być wielkim osiągnięciem to, iż ściągnął na siebie uwagę natury, a nawet wzbudził w niej uczucia? Prawdziwe absurdy roją się w jego głowie.
Spojrzeniem sunął po zdobnych ścianach świątyni, raz na jakiś czas zatrzymując je na kobiecej sylwetce. Chciał odkryć to miejsce w pełni, każdy zakamarek zbadać, lecz doskonale wiedział, że taki osiągnięcie mógłby sobie przypisać dopiero po spędzeniu tu całych tygodni. Interesowała go nawet symbolika, choć nie był zapoznany z religią, może trochę o niej słyszał, gdy był zmuszany do przyswojenia podstawowych dzieł sztuki. Niegdyś sztuka niezwykle mocno splatała się z wiarą, nie do końca zerwano z tą tendencją.
– Umysł ludzki potrafi niezwykle skutecznie przesuwać granice tego, co uznać można za możliwe – stwierdził swobodnie, tonem prawie nonszalanckim, jakby nie szukając specjalnie zrozumienia u rozmówczyni. Nawet nie liczył z jej strony na odpowiedź, chciał tylko coś powiedzieć, gdy wspinali się po schodach. Dotarli do pierwszej galerii, skąd podziwiać mogli wzory uwiecznione w posadzce, spoglądać też na ścienne malunki na wyższych kondygnacjach. Nie komentował niczego, chłonął jak najwięcej wszystkimi zmysłami. Coś przyjemnego było w mieszance obecnej w chłodnym powietrzu, zaciągał się zapachem katedry – wiekowość i bogactwo, tym pachniała. Zdążyli zrobić honorową rundę po galerii, potem zaś zejść, towarzysząc sobie z uprzejmości, w której było coś więcej. Black nie był aż takim optymistą, aby myśleć, że odnalazł zrozumienie, lecz coś mu podpowiadało, że jest wiele podobieństw pomiędzy nim a nieznajomą. Nie przedstawił się i nie spytał o jej imię, niewiedza wydawała mu się w tym przypadku o wiele atrakcyjniejsza. Z subtelnym uśmiechem podziękował za wspólny spacer i umknął z katedry, aby ruszyć w swoją stronę, znów wystawiając się na deszcz.
| z tematu
Uciekli od deszczu do wnętrza okazałej budowli, lecz ten nadal im towarzyszył. Wciąż był wyraźnie słyszalny, uderzające o grube mury krople nie dawały o sobie zapomnieć, a w odczuciu Alpharda wydawały się jeszcze bardziej zajadłe. Może deszcz poczuł się zignorowany, więc ze złości zmienił się w bardziej gwałtowną i natarczywą ulewę? Ta myśl dziwnym trafem rozbawiła Blacka, bo czyż dla człowieka nie powinno być wielkim osiągnięciem to, iż ściągnął na siebie uwagę natury, a nawet wzbudził w niej uczucia? Prawdziwe absurdy roją się w jego głowie.
Spojrzeniem sunął po zdobnych ścianach świątyni, raz na jakiś czas zatrzymując je na kobiecej sylwetce. Chciał odkryć to miejsce w pełni, każdy zakamarek zbadać, lecz doskonale wiedział, że taki osiągnięcie mógłby sobie przypisać dopiero po spędzeniu tu całych tygodni. Interesowała go nawet symbolika, choć nie był zapoznany z religią, może trochę o niej słyszał, gdy był zmuszany do przyswojenia podstawowych dzieł sztuki. Niegdyś sztuka niezwykle mocno splatała się z wiarą, nie do końca zerwano z tą tendencją.
– Umysł ludzki potrafi niezwykle skutecznie przesuwać granice tego, co uznać można za możliwe – stwierdził swobodnie, tonem prawie nonszalanckim, jakby nie szukając specjalnie zrozumienia u rozmówczyni. Nawet nie liczył z jej strony na odpowiedź, chciał tylko coś powiedzieć, gdy wspinali się po schodach. Dotarli do pierwszej galerii, skąd podziwiać mogli wzory uwiecznione w posadzce, spoglądać też na ścienne malunki na wyższych kondygnacjach. Nie komentował niczego, chłonął jak najwięcej wszystkimi zmysłami. Coś przyjemnego było w mieszance obecnej w chłodnym powietrzu, zaciągał się zapachem katedry – wiekowość i bogactwo, tym pachniała. Zdążyli zrobić honorową rundę po galerii, potem zaś zejść, towarzysząc sobie z uprzejmości, w której było coś więcej. Black nie był aż takim optymistą, aby myśleć, że odnalazł zrozumienie, lecz coś mu podpowiadało, że jest wiele podobieństw pomiędzy nim a nieznajomą. Nie przedstawił się i nie spytał o jej imię, niewiedza wydawała mu się w tym przypadku o wiele atrakcyjniejsza. Z subtelnym uśmiechem podziękował za wspólny spacer i umknął z katedry, aby ruszyć w swoją stronę, znów wystawiając się na deszcz.
| z tematu
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
| 12 sierpnia, przybywamy stąd
Podróż zatłoczonym Błędnym Rycerzem wydawała jej się w niewytłumaczalny sposób oderwana od rzeczywistości – w tym nowym, mrocznym, ogarniętym wojenną zawieruchą świecie, w którym dzieci były czymś więcej niż tylko dziećmi, a magią wstrząsały przerażające anomalie, typowe dla publicznej komunikacji rozmowy o wzroście cen za kilogram nietoperzych skrzydełek, czy nowej recepturze eliksiru na groszopryszczkę, brzmiały nieprawdziwie i sztucznie. Przysłuchiwała się im z rosnącym niedowierzaniem, starając się mimo wszystko odciąć od ogólnego gwaru i przygotować na to, co mogą zastać po przestąpieniu progu katedry – ale choć nie było to jej pierwsze zetknięcie z niezwykłością pozostających pod opieką Bathildy Bagshot dzieci, to nie potrafiła przewidzieć dopiero mających rozegrać się wydarzeń. Wspomnienie o tajemniczej jej, o której dziewczynki wypowiadały się z takim przestrachem, tylko potęgowało jej niepokój, ale nie dzieliła się nim z resztą Zakonników, nie wiedząc, co mogłoby to wnieść; żadne z nich zdawało się nie posiadać dodatkowych informacji, a skoro nie miała ich również Bathilda, musieli po prostu zmierzyć się z tym, co zastaną na miejscu.
Budynek katedry okazał się znacznie większy niż zapamiętała i w pierwszej chwili zwyczajnie ją przytłoczył, gdy stojąc przed wejściem, zadarła głowę do góry; nie było jednak czasu na wycieczki krajoznawcze, razem z resztą przekroczyła więc próg ostrożnie, nasłuchując. Nie była pewna, czy nienaturalna, drżąca aura, która otoczyła ją zaraz w wejściu, nie była przypadkiem wytworem jej własnej wyobraźni, ale na pewno nie były nią docierające do jej uszu dźwięki – jeszcze niezidentyfikowane, niekojarzące jej się z niczym konkretnym, nie licząc przerażonego, kobiecego krzyku, który rozniósł się po przestronnym pomieszczeniu donośnym echem. Nawet nie zarejestrowała, w którym momencie wyciągnęła różdżkę, ignorując tym samym i tak niemal już zapomniany Kodeks Tajności; wolała to, niż zaangażować się w tajemniczą sytuację jako zupełnie bezbronna i miała też nadzieję, że pozostali podążą jej tropem. Odrobinę z niepokojem patrzyła na całą ich grupę, na dwójkę uzdrowicieli i alchemika, ale nie mieli czasu na wzywanie posiłków – ze słów profesor Bagshot wyraźnie wynikało, że liczył się czas. – Carpiene – mruknęła, mając nadzieję, że zaklęcie odsłoni nieco czyhających na nich niebezpieczeństw, świadoma, że ryzykowała pojawieniem się anomalii. Obejrzała się na Adriena, Cyrusa i Poppy. – Widzicie coś? – zapytała, odruchowo szepcząc, choć nie miała pojęcia, dlaczego właściwie zniżała głos.
Podróż zatłoczonym Błędnym Rycerzem wydawała jej się w niewytłumaczalny sposób oderwana od rzeczywistości – w tym nowym, mrocznym, ogarniętym wojenną zawieruchą świecie, w którym dzieci były czymś więcej niż tylko dziećmi, a magią wstrząsały przerażające anomalie, typowe dla publicznej komunikacji rozmowy o wzroście cen za kilogram nietoperzych skrzydełek, czy nowej recepturze eliksiru na groszopryszczkę, brzmiały nieprawdziwie i sztucznie. Przysłuchiwała się im z rosnącym niedowierzaniem, starając się mimo wszystko odciąć od ogólnego gwaru i przygotować na to, co mogą zastać po przestąpieniu progu katedry – ale choć nie było to jej pierwsze zetknięcie z niezwykłością pozostających pod opieką Bathildy Bagshot dzieci, to nie potrafiła przewidzieć dopiero mających rozegrać się wydarzeń. Wspomnienie o tajemniczej jej, o której dziewczynki wypowiadały się z takim przestrachem, tylko potęgowało jej niepokój, ale nie dzieliła się nim z resztą Zakonników, nie wiedząc, co mogłoby to wnieść; żadne z nich zdawało się nie posiadać dodatkowych informacji, a skoro nie miała ich również Bathilda, musieli po prostu zmierzyć się z tym, co zastaną na miejscu.
Budynek katedry okazał się znacznie większy niż zapamiętała i w pierwszej chwili zwyczajnie ją przytłoczył, gdy stojąc przed wejściem, zadarła głowę do góry; nie było jednak czasu na wycieczki krajoznawcze, razem z resztą przekroczyła więc próg ostrożnie, nasłuchując. Nie była pewna, czy nienaturalna, drżąca aura, która otoczyła ją zaraz w wejściu, nie była przypadkiem wytworem jej własnej wyobraźni, ale na pewno nie były nią docierające do jej uszu dźwięki – jeszcze niezidentyfikowane, niekojarzące jej się z niczym konkretnym, nie licząc przerażonego, kobiecego krzyku, który rozniósł się po przestronnym pomieszczeniu donośnym echem. Nawet nie zarejestrowała, w którym momencie wyciągnęła różdżkę, ignorując tym samym i tak niemal już zapomniany Kodeks Tajności; wolała to, niż zaangażować się w tajemniczą sytuację jako zupełnie bezbronna i miała też nadzieję, że pozostali podążą jej tropem. Odrobinę z niepokojem patrzyła na całą ich grupę, na dwójkę uzdrowicieli i alchemika, ale nie mieli czasu na wzywanie posiłków – ze słów profesor Bagshot wyraźnie wynikało, że liczył się czas. – Carpiene – mruknęła, mając nadzieję, że zaklęcie odsłoni nieco czyhających na nich niebezpieczeństw, świadoma, że ryzykowała pojawieniem się anomalii. Obejrzała się na Adriena, Cyrusa i Poppy. – Widzicie coś? – zapytała, odruchowo szepcząc, choć nie miała pojęcia, dlaczego właściwie zniżała głos.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie mieli czasu do stracenia. Skoro wszyscy zgodnie ustalili, że trzeba sprawdzić jedyny, sensowny trop, to Cyrus nie oponował. Nie posiadał żadnego błyskotliwego pomysłu w zanadrzu. Odłożył ostrożnie rysunek i zerknął niepewnie na dziewczynki. Nie był przekonany czy zdołają zaopiekować się profesor Bagshot, lecz innego wyjścia nie mieli. Osłabianie i tak już bardzo słabej grupy pod względem ofensywy nie należało do rozsądnych działań, musieli wyjść wszyscy. Snape uśmiechał się delikatnie cały czas, pomachał dzieciom na do widzenia nie chcąc zatracić w miarę przyjaznego wyglądu, jednakże po wyjściu z chaty odetchnął. I przybrał standardowy, typowy dla siebie ponury wyraz twarzy. Zmęczył się udawaniem, że wszystko malowało się dobrze, gdy tak nie było.
Nie oznaczało to natomiast, że podążający do Błędnego Rycerza alchemik czuł się w jakikolwiek sposób lepiej. Cały czas rozmyślał nad zasłyszanymi słowami, analizował je. Widząc tłum oraz ścisk w magicznym autobusie westchnął jedynie, wkrótce odcinając się od całego świata. Niemal leżał na szybie, lecz zignorował każdą niedogodność oraz dźwięki wydobywające się z tłumu. Paradoks. Zamiast teleportować się, podróżować kominkiem lub miotłą, oni mknęli na poszukiwania chłopca do kościoła transportem publicznym. Cyrus milczał, może odrobinę wzdychając gdzieś we wnętrzu, lecz wreszcie nadszedł kres ich podróży. Dotarli do centrum Londynu.
Wysiadaniu z zatłoczonego środku transportu towarzyszyła ulga, trudna do opisania. Niestety nie trwała ona zbyt długo przez odczuwanie zagrożenia, jakie niosło za sobą wejście do katedry. Snape nie był w kościele od dawien dawna. W tej wizycie przytłaczało go dosłownie wszystko, włącznie z ogromnymi terenami zajmowanymi przez budynek, także głuchy krzyk nieznajomej kobiety, posępna aura oraz masa innych rzeczy. Alchemik dobył swoją różdżkę nawet jeśli miałaby mu za bardzo nie pomóc. Szedł cicho, lecz odgłos kroków i tak odbijał się od ścian przepastnych przestrzeni.
Na pytanie Margaux drgnął lekko, jednakże nie miał nic do powiedzenia. Musiał się dopiero rozejrzeć. Dlatego nie czekając na efekt zaklęcia czarownicy, Cyrus rozglądnął się dookoła. Po podłogach, ścianach, czymkolwiek, co mogłoby być ostrzeżeniem. Lub wskazówką, czy w środku znajdował się poszukiwany chłopiec.
Próbuję się rozejrzeć.
Nie oznaczało to natomiast, że podążający do Błędnego Rycerza alchemik czuł się w jakikolwiek sposób lepiej. Cały czas rozmyślał nad zasłyszanymi słowami, analizował je. Widząc tłum oraz ścisk w magicznym autobusie westchnął jedynie, wkrótce odcinając się od całego świata. Niemal leżał na szybie, lecz zignorował każdą niedogodność oraz dźwięki wydobywające się z tłumu. Paradoks. Zamiast teleportować się, podróżować kominkiem lub miotłą, oni mknęli na poszukiwania chłopca do kościoła transportem publicznym. Cyrus milczał, może odrobinę wzdychając gdzieś we wnętrzu, lecz wreszcie nadszedł kres ich podróży. Dotarli do centrum Londynu.
Wysiadaniu z zatłoczonego środku transportu towarzyszyła ulga, trudna do opisania. Niestety nie trwała ona zbyt długo przez odczuwanie zagrożenia, jakie niosło za sobą wejście do katedry. Snape nie był w kościele od dawien dawna. W tej wizycie przytłaczało go dosłownie wszystko, włącznie z ogromnymi terenami zajmowanymi przez budynek, także głuchy krzyk nieznajomej kobiety, posępna aura oraz masa innych rzeczy. Alchemik dobył swoją różdżkę nawet jeśli miałaby mu za bardzo nie pomóc. Szedł cicho, lecz odgłos kroków i tak odbijał się od ścian przepastnych przestrzeni.
Na pytanie Margaux drgnął lekko, jednakże nie miał nic do powiedzenia. Musiał się dopiero rozejrzeć. Dlatego nie czekając na efekt zaklęcia czarownicy, Cyrus rozglądnął się dookoła. Po podłogach, ścianach, czymkolwiek, co mogłoby być ostrzeżeniem. Lub wskazówką, czy w środku znajdował się poszukiwany chłopiec.
Próbuję się rozejrzeć.
Love ain't simple
Promise me no promises
Promise me no promises
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cyrus Snape' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Znieruchomiała, gdy Emma w końcu się odezwała. Ona tam jest, powiedziała z przerażeniem. Zimny dreszcz przebiegł Poppy wzdłuż kręgosłupa. Nie chciała jednak okazywać własnego strachu, musiała być silna, aby dziewczynki nich nie zwątpił i jednocześnie nie straciły nadziei. O ile w ogóle ją miały, nie wyglądały na przekonane. Nie mogli im jednak nic obiecać.
Krótko po tym opuścili dom pani profesor Bagshot, a stanąwszy znów zlanej słońcem ulicy Poppy zamachnęła się różdżką, wzywając Błędnego Rycerza jak jeszcze kilka kwadransów wcześniej przed własną kamienicą. Nie czekali długo, prędko pojawił się magiczny autobus, do którego bez zwłoki wsiedli. Jechali pogrążeni w milczeniu, a raczej Poppy nie odzywała się wcale, zatopiona we własnych myślach - czarnych wizjach o niej. A każde wyobrażenie jej było jeszcze bardziej przerażające od poprzedniego. W pewnym momencie przeniosła spojrzenie na lorda Carrow, no właśnie - lorda. Zastanowiła się, czy kiedykolwiek musiał korzystać z tego środku transportu. Nigdy dotąd nie spotkała ani lorda, ani lady w Błędnym Rycerzu, w którym zwykle nie pachniało zbyt przyjemnie, a zawsze było bardzo tłoczno.
Podóż, tak jak zawsze, trwała niedługo; uiścili odpoweidnią zapłatę i mogli opuścić autobus, po kolei stawiając stopy na ulicy w mugolskiej części Londynu. Żałowała, że nie założyła mugolskiej sukienki, a już zwłaszcza niepokoiła się o lorda Carrow; jego czarodziejska szata mogła przyciągać spojrzenia niemagicznych.
Ich oczom uazała się malownicza, zazwyczaj zachwycająca katedra św. Pawła; kiedyś była w środku, oprowadzana przez mugolską kuzynkę, lecz nie bardzo rozumiała nabożeństwa, które tam odprawiano.
Kobiecy krzyk sprawił, że i panna Pomfrey wydobyła różdżkę z kieszeni, lecz dłoń jej drżała; naprawdę czuła się niepewnie. Nie była dobra ani w czarach defensywnych, ani ofensywnych; nie posiadała umiejętności pojedynkowych, a obawiała się, że staną naprzeciw strasznych mocy, zdolnych do porwania dziecka - nie wiedziała jednak jak wezwać posiłki, ani czy w ogóle powinni, skoro pani Bagshot tego nie zrobiła. Nie potrafiła się jednak nie zastanawiać nad tym dlaczego powierzyła to zadanie uzdrowcielom i alchemikowi.
Nie zdecydowała się rzucić żadnego zaklęcia, za to uważnie rozejrzała wkoło, szukając czegoś, co mogłoby dać im jakąkolwiek podpowiedź.
spostrzegawczość
Krótko po tym opuścili dom pani profesor Bagshot, a stanąwszy znów zlanej słońcem ulicy Poppy zamachnęła się różdżką, wzywając Błędnego Rycerza jak jeszcze kilka kwadransów wcześniej przed własną kamienicą. Nie czekali długo, prędko pojawił się magiczny autobus, do którego bez zwłoki wsiedli. Jechali pogrążeni w milczeniu, a raczej Poppy nie odzywała się wcale, zatopiona we własnych myślach - czarnych wizjach o niej. A każde wyobrażenie jej było jeszcze bardziej przerażające od poprzedniego. W pewnym momencie przeniosła spojrzenie na lorda Carrow, no właśnie - lorda. Zastanowiła się, czy kiedykolwiek musiał korzystać z tego środku transportu. Nigdy dotąd nie spotkała ani lorda, ani lady w Błędnym Rycerzu, w którym zwykle nie pachniało zbyt przyjemnie, a zawsze było bardzo tłoczno.
Podóż, tak jak zawsze, trwała niedługo; uiścili odpoweidnią zapłatę i mogli opuścić autobus, po kolei stawiając stopy na ulicy w mugolskiej części Londynu. Żałowała, że nie założyła mugolskiej sukienki, a już zwłaszcza niepokoiła się o lorda Carrow; jego czarodziejska szata mogła przyciągać spojrzenia niemagicznych.
Ich oczom uazała się malownicza, zazwyczaj zachwycająca katedra św. Pawła; kiedyś była w środku, oprowadzana przez mugolską kuzynkę, lecz nie bardzo rozumiała nabożeństwa, które tam odprawiano.
Kobiecy krzyk sprawił, że i panna Pomfrey wydobyła różdżkę z kieszeni, lecz dłoń jej drżała; naprawdę czuła się niepewnie. Nie była dobra ani w czarach defensywnych, ani ofensywnych; nie posiadała umiejętności pojedynkowych, a obawiała się, że staną naprzeciw strasznych mocy, zdolnych do porwania dziecka - nie wiedziała jednak jak wezwać posiłki, ani czy w ogóle powinni, skoro pani Bagshot tego nie zrobiła. Nie potrafiła się jednak nie zastanawiać nad tym dlaczego powierzyła to zadanie uzdrowcielom i alchemikowi.
Nie zdecydowała się rzucić żadnego zaklęcia, za to uważnie rozejrzała wkoło, szukając czegoś, co mogłoby dać im jakąkolwiek podpowiedź.
spostrzegawczość
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Prowizoryczne. To wszystko, cała ta akcja była jedną wielką improwizacją, a podróż do wyznaczonego celu zatłoczonym Błędnym Rycerzem dodawała temu wszystkiemu nieco groteskowego wydźwięku. Chociaż i tak próba ratowania dziecka przez trzech uzdrowicieli i alchemika w mugolskim świecie brzmiało jak wstęp do jakiegoś grubszego żartu. Tym bardziej, jeśli jeden z grupy śmiałków nosił nazwisko Carrow. Być może, gdyby nie sytuacja to Adrien doceniłby żartobliwą stronę medalu. Chociaż to być może nie kwestia sytuacji, a nawarstwiających się od miesięcy komunikatów o tym, jak wszystko się pogarsza przytłaczały go do tego stopnia że przywdziewanie swojej żartobliwej maski kosztowało go nie lada wysiłku. Dziś nie miał na to siły. Nie kiedy zastanawiał się, czy uda się sprowadzić chłopca całego i żywego do domu Bathildy. Oby.
Przemieszczając się za młodszymi towarzyszami wszedł do katedry. Jej wnętrze było obszerne, przestronne. To zaskakujące, lecz magiczny szlachcic nie spodziewał się tego, że mugolska budowla zrobi na nim takie wrażenie. Nie skupił się jednak na podziwianiu. Zaraz po przekroczeniu progu dotarł do jego uszu alarmujący dźwięk.
- Nie widzę, lecz zdecydowanie słyszę - odpowiedział ratowniczce, a potem przyśpieszając kroku udał się w stronę źródła kobiecego krzyku. Swoją różdżkę trzymał w pogotowiu.
Przemieszczając się za młodszymi towarzyszami wszedł do katedry. Jej wnętrze było obszerne, przestronne. To zaskakujące, lecz magiczny szlachcic nie spodziewał się tego, że mugolska budowla zrobi na nim takie wrażenie. Nie skupił się jednak na podziwianiu. Zaraz po przekroczeniu progu dotarł do jego uszu alarmujący dźwięk.
- Nie widzę, lecz zdecydowanie słyszę - odpowiedział ratowniczce, a potem przyśpieszając kroku udał się w stronę źródła kobiecego krzyku. Swoją różdżkę trzymał w pogotowiu.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Anomalia we wnętrzu katedry została opanowana przed paroma miesiącami przez Foxa i Benjamina - posiadaliście te informacje. Upływ czasu był widoczny: mugole uporządkowali większośc bałaganu, choć nie pozbyli się jeszcze całości zniszczeń - niektóre ze ścian wciąż zdobiły pęknięcia. Coś w jej wnętrzu drżało niespokojnie, powietrze było wypełnione przedziwną wibracją: coś było tutaj nie takie, jakim być powinno.
Zaklęcie Margaux zadziałało: i wykazało obecność. Czego? Nie mogła być pewna. W głębi katedry z całą pewnością znajdowały się dwie istoty, blisko siebie - i... coś jeszcze, coś przy owych istotach, co wysyłało podobne sygnały, co człowiek, a jednak znacznie słabsze. Czarownica była biegła w sztuce białej magii, posługiwała się nią sprawnie i posiadała z jej zakresu obszerną wiedzę: i nigdy czegoś podobnego nie doświadczyła.
Wkroczyliście do środka, zmierzając za źródłem hałasu - Adrien szedł na czele; w istocie pośrodku przestronnej sali wypełnionej wąskimi ławkami stało dziecko - chłopiec - wpatrzone w sufit. Poppy mogła go rozpoznać jako chłopca, które z morskiej toni na brzeg wyciągnął Garrett w dniu, w którym Zakonnicy powrócili z odsieczy. Obok niego - w pozycji półleżącej - przerażona - patrzyła na niego kobieta - to ona musiała krzyczeć. Wyciągała ku niemu rękę w błagalnym geście. Była ubrana w skromne mugolskie ubrania.
Margaux była przekonana, że zaklęcie wykrywało coś dziwnego w okolicach tych dwojga, kiedy jednak podążyła spojrzeniem na przestrzeń między nimi dostrzegła jedynie przyciemnioną podłogę zakrytą dziwnym, czarnym kurzem. Poppy również go dostrzegała.
Większą uwagę pielęgniarki zwrócił jednak lejący się onyksowy śluz, który dostrzegała przy pęknięciach mijanych ścian i kolumn. Był świeży, nie przypominał żadnej ludzkiej ani nieludzkiej wydzieliny, a fakt, że dotąd nie wysechł, sugerował, że coś zostawiło go tutaj niedawno.
Wtem jednak - zdążyliście dostrzec to wszyscy - w miejscu, w które wpatrywał się chłopiec, pojawiła się czarna mgła, która na krótki moment przysłoniła widok. Ze stropu ułamały się dwa ciężkie głazy. Wiedzieliście, że dokładnie tak objawiała się tutaj wcześniej obecność anomalii. Jeden - pomknął w waszą stronę, drugi - prosto w stronę chłopca; kobieta znów krzyknęła.
Jeśli chcecie wykonać unik (ST 50), oprócz niego możecie w poście zawrzeć jeszcze jedną akcję.
Na odpis macie 24h.
Zaklęcie Margaux zadziałało: i wykazało obecność. Czego? Nie mogła być pewna. W głębi katedry z całą pewnością znajdowały się dwie istoty, blisko siebie - i... coś jeszcze, coś przy owych istotach, co wysyłało podobne sygnały, co człowiek, a jednak znacznie słabsze. Czarownica była biegła w sztuce białej magii, posługiwała się nią sprawnie i posiadała z jej zakresu obszerną wiedzę: i nigdy czegoś podobnego nie doświadczyła.
Wkroczyliście do środka, zmierzając za źródłem hałasu - Adrien szedł na czele; w istocie pośrodku przestronnej sali wypełnionej wąskimi ławkami stało dziecko - chłopiec - wpatrzone w sufit. Poppy mogła go rozpoznać jako chłopca, które z morskiej toni na brzeg wyciągnął Garrett w dniu, w którym Zakonnicy powrócili z odsieczy. Obok niego - w pozycji półleżącej - przerażona - patrzyła na niego kobieta - to ona musiała krzyczeć. Wyciągała ku niemu rękę w błagalnym geście. Była ubrana w skromne mugolskie ubrania.
Margaux była przekonana, że zaklęcie wykrywało coś dziwnego w okolicach tych dwojga, kiedy jednak podążyła spojrzeniem na przestrzeń między nimi dostrzegła jedynie przyciemnioną podłogę zakrytą dziwnym, czarnym kurzem. Poppy również go dostrzegała.
Większą uwagę pielęgniarki zwrócił jednak lejący się onyksowy śluz, który dostrzegała przy pęknięciach mijanych ścian i kolumn. Był świeży, nie przypominał żadnej ludzkiej ani nieludzkiej wydzieliny, a fakt, że dotąd nie wysechł, sugerował, że coś zostawiło go tutaj niedawno.
Wtem jednak - zdążyliście dostrzec to wszyscy - w miejscu, w które wpatrywał się chłopiec, pojawiła się czarna mgła, która na krótki moment przysłoniła widok. Ze stropu ułamały się dwa ciężkie głazy. Wiedzieliście, że dokładnie tak objawiała się tutaj wcześniej obecność anomalii. Jeden - pomknął w waszą stronę, drugi - prosto w stronę chłopca; kobieta znów krzyknęła.
Jeśli chcecie wykonać unik (ST 50), oprócz niego możecie w poście zawrzeć jeszcze jedną akcję.
Na odpis macie 24h.
W katedrze św. Pawła magia została ustabilizowana przez dwójkę Gwardzistów, Foxa i Benjamina; sądziła, że od tamtej chwili panuje tu spokój, lecz najwyraźniej - wszyscy się mylili. Podążali za krzykiem, który sprawiał, ze pannie Pomfrey dreszcz przerażenia przebiegał po plecach. Trzymała przed sobą różdżkę, rozgądała wokół czujnie; dostrzegła dziwaczny, czarny pył na ziemi, lecz uwagę przykuło coś innego - onyksowy śluz w pęknieciach ścian, właściwie wszędzie. Gdyby nie to, że znaleźli Piersa, rozpoznała go od razu, podeszłaby i sprawdziła.
- Piers, czy to ty? Jesteś ranny, kochanie? Nazywam się Poppy Pomfrey, pamiętasz mnie? Przysyła nas pani profesor - odezwała się do niego łagodnie; przenosząc spojrzenie na kobietę... zaniepokoiło ją to, jak patrzyła na Piersa, jak błagalnie wyciągała ku niemu ręce. - Proszę pani...?
Tylko tyle zdążyła się odezwać, bo zaraz widok przysłoniła im czarna mgła. A potem ciężkie głazy oderwały się od stropu; leciały zarówno w nich, jak i w Piersa. Panna Pomfrey nie myślała wiele; próbowała uskoczyć przed nadlatującym głazem, lecz przede wszystkim pragnęła uchronić przed nim chłopca. To on był najważniejszy. Wycelowała w różdżką w głaz, który w niego leciał i wyrzekła: - Arresto Momentum!
1. unik
2. zaklęcie
- Piers, czy to ty? Jesteś ranny, kochanie? Nazywam się Poppy Pomfrey, pamiętasz mnie? Przysyła nas pani profesor - odezwała się do niego łagodnie; przenosząc spojrzenie na kobietę... zaniepokoiło ją to, jak patrzyła na Piersa, jak błagalnie wyciągała ku niemu ręce. - Proszę pani...?
Tylko tyle zdążyła się odezwać, bo zaraz widok przysłoniła im czarna mgła. A potem ciężkie głazy oderwały się od stropu; leciały zarówno w nich, jak i w Piersa. Panna Pomfrey nie myślała wiele; próbowała uskoczyć przed nadlatującym głazem, lecz przede wszystkim pragnęła uchronić przed nim chłopca. To on był najważniejszy. Wycelowała w różdżką w głaz, który w niego leciał i wyrzekła: - Arresto Momentum!
1. unik
2. zaklęcie
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'k100' : 100
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'k100' : 100
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie spłynęło z jej palców miękko, posłusznie, otaczając okolicę niewidzialną, znajomą energią, ale jego efekty nie wywołały spodziewanego uczucia ulgi; Margaux zobaczyła – czy może, wyczuła – obecność dwóch istot, oraz trzeciej, której charakteru nie rozumiała, ale która z jakiegoś powodu wywoływała w niej odruchowy niepokój. Rozejrzała się uważniej, wnętrze katedry nie wyglądało zachęcająco – popękane ściany i niezidentyfikowane drżenie wskazywały na to, że mimo naprawionej przed miesiącami anomalii, sytuacja w budynku nie wróciła jeszcze do normalnego stanu. A już na pewno daleka od normalności była rozgrywająca się przed ich oczami scena, przez moment jeszcze ukryta przez rzędy ławek i sylwetkę idącego na przedzie Adriena. – Carpiene wykrywa obecność dwóch osób – poinformowała, zdając sobie sprawę, że działanie zaklęcia było jasne tylko dla niej – i… czegoś jeszcze. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z niczym podobnym – dodała, dopiero teraz dostrzegając ponad ramieniem uzdrowiciela dwie sylwetki: chłopca i leżącej na ziemi kobiety. Zawiesiła spojrzenie na zacienieniu na posadzce, wpatrując się bez sensu w czarny pył; nadal nie rozumiała, nie potrafiła rozwikłać gestów mugolki ani dziwnej pozycji Piersa. Coś im umknęło – coś, co musiało rozegrać się, zanim jeszcze pojawili się w katedrze.
Nie miała czasu zastanowić się nad rozwiązaniem zagadki, nie zdążyła zadać też żadnego pytania, bo nad ich głowami pojawił się nagle kłąb czarnej mgły, a później rozległ się dźwięk, którego się obawiała – pękający strop, tarcie kamienia o kamień i świst, gdy w ich stronę pomknęły dwa głazy. Uniosła różdżkę instynktownie, chcąc zatrzymać ten lecący prosto na chłopca, ale Poppy była szybsza – zmieniła więc decyzję w ostatniej chwili, kierując różdżkę na kawałek sufitu, który pędził prosto na nich. Nie była pewna, czy uda jej się go zatrzymać, ale chciała chociaż spowolnić jego lot, żeby dać im wszystkim więcej czasu na ucieczkę. – Arresto Momentum! – rzuciła niemal w tej samej chwili, w której bliźniacze zaklęcie wypowiedziała uzdrowicielka; jednocześnie spróbowała odskoczyć na bok, umykając jak najdalej od miejsca, o które za ułamki sekund miał roztrzaskać się kamień.
1. unik, 2. zaklęcie
Nie miała czasu zastanowić się nad rozwiązaniem zagadki, nie zdążyła zadać też żadnego pytania, bo nad ich głowami pojawił się nagle kłąb czarnej mgły, a później rozległ się dźwięk, którego się obawiała – pękający strop, tarcie kamienia o kamień i świst, gdy w ich stronę pomknęły dwa głazy. Uniosła różdżkę instynktownie, chcąc zatrzymać ten lecący prosto na chłopca, ale Poppy była szybsza – zmieniła więc decyzję w ostatniej chwili, kierując różdżkę na kawałek sufitu, który pędził prosto na nich. Nie była pewna, czy uda jej się go zatrzymać, ale chciała chociaż spowolnić jego lot, żeby dać im wszystkim więcej czasu na ucieczkę. – Arresto Momentum! – rzuciła niemal w tej samej chwili, w której bliźniacze zaklęcie wypowiedziała uzdrowicielka; jednocześnie spróbowała odskoczyć na bok, umykając jak najdalej od miejsca, o które za ułamki sekund miał roztrzaskać się kamień.
1. unik, 2. zaklęcie
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 8
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 8
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Ściągnął brwi ku sobie słuchając od ratowniczki o tym co też jej zaklęcie zdołało wykryć. Zatem, było tu dwie osoby i pół... czegoś? Tego tajemniczego głosu który szeptał do dzieci...? Ducha? Tylko w takim wypadku czemu Vance miałaby nie rozpoznać ducha, które były powszechne w magicznym świecie? Pytania musiały jednak poczekać. Podążając za krzykiem dotarli do poszukiwanego chłopca, przerażonej kobiety. Obraz budził jeszcze więcej pytań i trwogę. Zwłaszcza gdy nagle znikąd wzburzyła się czarna mgła przysłaniająca Piersa, a w tym samym czasie poleciały z sufitu głazy. Jeden zawisł w powietrzu, drugi wciąż zmierzał ku nim. Adrien próbował wykonać unik i w tym samym czasie zdał sobie sprawę, że kobiety nie były wstanie uciec na czas przed zagrożeniem. Skierował różdżkę w stronę lecącego na nie odłamka:
- Acus, w puchową poduszkę! - zażądał chcąc zmienić wielki kamień w wielką puchową poduszkę.
|1. unik, 2. zaklęcie
- Acus, w puchową poduszkę! - zażądał chcąc zmienić wielki kamień w wielką puchową poduszkę.
|1. unik, 2. zaklęcie
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Katedra św. Pawła
Szybka odpowiedź