Elsie Rookwood
Nazwisko matki: Wilkes
Nazwisko ojca: Ross
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: Urzędniczka w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, dokładnie w Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów MKCz, walczy o prawa kobiet
Wzrost: 162 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: Brąz wpadający w rudy
Kolor oczu: Brązowe
Znaki szczególne: Brak
9 i ½ cala, sztywna, Cis, Włos pogrebina
Durmstrang
Łasica pospolita
Mój ojciec i mąż w jednej osobie
Świerk, drewno, stary papier
Stojąca po prawicy Toma Riddla, z tyłu stoi jej brat, który nie ma za złe jej wyboru
Polityka, dbanie o dobre relacje czarodziei mieszkających w różnych krajach, czarna magia, legilimencja
Brak
Uczę się legilimencji, wypełniam misje dla Toma Riddla, spędzam czas z bratem i zajmuje się sprawami Ministerstwa
Klasyczna
Leighton Meester
Czułam się jak w klatce nie mogąc oddychać.
31 września, 1943
Ten dzień, powinien być dla mnie jednym ze szczęśliwszych. Już jutro miałam jechać do swojej nowej szkoły - Durmstrangu. Wszystko było gotowe: szata, różdżka, podręczniki, kociołki. Absolutnie wszystko. I w pewnym sensie cieszyłam się z tego, z drugiej jednak strony było mi smutno i źle, że moi rodzice nie potrafią się cieszyć razem ze mną. Znowu się kłócą, tam na dole w salonie mama krzyczy, tata krzyczy i na pewno zaraz ją uderzy. Dlaczego oni nie potrafią być taką zwykłą, normalną i kochającą się rodziną? Taką jaką pragnę?
Mama kiedyś opowiadała mi, jak poznała się z tatą. Mówiła, że był wtedy szarmanckim, kochanym i przystojnym mężczyzną, który obiecywał jej wszystko co najlepsze. Zaszła z nim w ciąże, urodziła mnie, ale przez jeszcze kilka lat musiała na niego poczekać. Zostawił swoją żonę i przyszedł do niej, a ona myślała, że teraz wszystko będzie tak jak sobie wymarzyła. I zawsze pod koniec opowieści mówiła, że była głupia i dała mu się nabrać na słodkie słówka. Teraz często powtarza, że żałuje, że za niego wyszła. Gdyby mogła, cofnęła by czas, tak byłoby dla nas lepiej.
Boję się, że gdy wyjadę, ojciec nie będzie miał żadnych skrupułów co do mamy. Zawsze ją bije, gdy jest pijany i powtarza jej, że zmarnował sobie przy nas życie. Ze jego życie z nami, jest gorsze niż z jego poprzednią żoną. Moja mama krzyczy wtedy, że go nienawidzi. Czy ja też powinnam nienawidzić taty?
28 grudnia, 1943
Wróciłam na święta do domu. Nie spodziewałam się tego, co zastanę. Dom był w kompletnym nieładzie, a mama siedziała na kanapie paląc papierosy, z siniakami na twarzy i stwierdziła, że nie miała sił, aby posprzątać. Pomogłam jej więc z tym wszystkim. Umyłam podłogi, okna, wycierałam talerze, które mi podawała. Ręce jej całe się trzęsły, była bardzo zdenerwowana. Co chwilę mówiła brzydkie słowa o ojcu, przeklinała go i kazała mu umrzeć. A kiedy powiedziałam, żeby tak nie mówiła, to uderzyła mnie w twarz. Do końca dnia się do niej nie odezwałam.
Tata wrócił na święta i był jakiś inny. Szczęśliwy, wesoły i nie był pijany. Miał dla nas prezenty. Zjedliśmy razem kolację, następnego dnia rano pod choinką znalazłam śliczną nową miotełkę. Tata poszedł ze mną na spacer, pozwolił polatać w lesie. Dawno nie byłam taka szczęśliwa. Szkoda, że mama tak odtrącała tatę i jego prezenty i próby przeprosin. Może teraz naprawdę będzie już lepiej? Aż nie miałam ochoty wracać do Durmstrangu.
24 stycznia, 1944
Dostałam list do Durmstrangu. Byłam bardzo zdziwiona, ponieważ nie był to list ani od mamy, ani od taty. To, czego się z niego dowidziałam sprawiło, że świat zawalił mi się pod nogami. Mama umarła. Przez wiele dni nie mogłam się pozbierać, byłam na pogrzebie. Byłam tam praktycznie sama. Niby była rodzina, ale nikt dla mnie bardzo bliski. Nie miała oparcia w ojcu, nie było go nawet na uroczystości. Siedział sam w domu, kompletnie pijany i nie mógł się sam podnieść z kanapy. NIENAWIDZĘ GO ZA TO WSZYSTKO! To jego wina, jego, jego, jego wina! Gdyby był dla nas dobry, to mama by żyła. Bo ona zabiła sama siebie.
6 sierpnia, 1947
Już niedługo wracam do Durmstrangu. Nie mogę się już doczekać. Uwielbiam swoją szkołę. Na początku nie było tak fajnie, nie miałam żadnych przyjaciół czy nawet koleżanek. Nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać. Żałowałam też, że nie trafiłam do Hogwartu albo Beauxbatons, gdzie może szybciej znalazłabym kogoś bliskiego swojemu sercu. Teraz jednak nie żałuję. Bardzo dobrze czuje się w tej szkole, uczą nas ciekawych rzeczy. Zahaczamy nawet o Czarną Magię. A kiedy już to robimy, te część lekcji staje się dla mnie najciekawszym punktem programu. Z mojej szkoły pochodzi Grindelwald, ten potężny czarnoksiężnik, ale nawet nauczyciele u nas mówią, że nie jest on zbyt dobrym wzorem do naśladowania.
Poznałam dobre przyjaciółki, lordowie z szlacheckich rodów zaczęli mnie zauważać. Wątpię, aby którykolwiek zechciał mnie wziąć w przyszłości za żonę, ale przynajmniej można z nimi porozmawiać, a przynajmniej po przebywać w ich towarzystwie. Nie specjalnie chcą z nami rozmawiać, bardziej jesteśmy traktowane jako ozdoba, co niezbyt mi się podoba. Czy tak jest na całym świecie?
Sytuacja w domu po śmierci matki wcale się nie zmieniła. Ojciec teraz swoje frustracje wyładowuje na mnie, ale ja nauczyłam się na to uodparniać. Już dawno przestałam go kochać, teraz tylko kiwam kiedy mi każe, dygnę kiedy mi każe, przyniosę kiedy mi każe, wyjdę kiedy mi każe. Nauczyłam się schodzić mu z drogi, sprawiać, że prawie mnie nie zauważa. Niemal ze sobą nie rozmawiamy, on zajmuje się swoimi sprawami, ja swoimi. Zdarza się jednak, że obrywam, tak jak kiedyś moja matka. I tak jak kiedyś moja matka, krzyczę mu, że go nienawidzę. Rzadko pomaga.
12 lipca, 1950
W tym roku po raz ostatni wracam do Durmstrangu. Czekają mnie egzaminy, zaliczenia, ale i wielkie przygotowania. Po raz ostatni będą się do mnie zwracać per panienko, bo już w przyszłym roku zostanę panią Rookwood.
Niedawno odwiedzili nas przyjaciele ojca z Anglii. Przyszli wraz ze swoim synem, dziesięć lat starszym ode mnie. A ja się dziwiłam, czemu ojciec kazał mi się ładnie ubrać, umalować i zachowywać jak na damę przystało. Szybko, nawet nie pytając mnie o jakąkolwiek zgodę, Dorian (bo tak miał on na imię), wcisnął mi na palec pierścionek zaręczynowy, ogłaszając, że teraz należę tylko i wyłącznie do niego. Podobno ojciec wysłał im moje zdjęcie, gdyż jego rodzice szukali mu nowej małżonki i tak mu się spodobałam, że od razu odbyły się zaręczyny. Czy kobiety na tym świecie muszą być jedynie własnością mężczyzn? Nie mają innych praw?
Podczas posiłku wyszła też pewna sprawa na jaw. Rodzice mojego… narzeczonego, zaczęli opowiadać mojemu ojcu o tym, co aktualnie dzieje się w Anglii. Nawiązali do pewnego mężczyzny, Alana Bennetta, wspominając, że ostatnio go widzieli, że jest do niego bardzo podobny i powinien być dumny ze swojego SYNA, który jest bardzo dobrym magomedykiem. Nie muszę chyba mówić, jakie spojrzenie miał mój ojciec, kiedy z wrażenia spadł mi widelec na podłogę?
7 lipca, 1951
Wczoraj był mój ślub. Nie jestem już Elsie Ross, teraz jestem Elsie Rookwood. Ceremonia była przepiękna i każdy powinien mi jej zazdrościć. Ślub to chyba jedyny moment w życiu przyszłej żony, który wynagradza jej wszystkie cierpienia. I powinien wystarczyć jej na długie lata. Ale czy mi wystarcza?
Nasi rodzice zorganizowali nam przyjęcie nad morzem. Pod daszkiem odbyły się zaślubiny, goście bili nam brawo, mówiąc, że idealnie do siebie pasujemy. Ja jednak tego nie czułam. Nie potrafiłam całować go z czułością, tańczyć i patrzeć mu w oczy z miłością. Był dla mnie obcym człowiekiem, którego widziałam może trzy razy w życiu, a teraz stawałam się jego.
Nasza pierwsza wspólna noc była okropna. Nigdy nie zapomnę jego łapsk i oddechu śmierdzącego alkoholem. Nigdy nie zapomnę tego, z jaką zaborczością rozrywał mi gorset, z jaką szybkością podwijał mi suknię i jaką krzywdę i ból mi wyrządził. Teraz siedzę zamknięta w swojej komnacie i tylko czekam, aż mój czcigodny małżonek opuści nasz dom, wyruszając w kolejną wyprawę.
Bo Dorian jest kapitanem statku, starej łajby, którą pływa po morzach. A ja teraz tylko siedzę i proszę, aby ta jego łajba rozleciała się na środku oceanu, razem z nim na pokładzie i żebym nigdy więcej nie musiała go widzieć. Dorian jest okropny, zastanawiam się czy nawet nie gorszy od mojego ojca. On przynajmniej udawał, że mnie nie widzi, Dorian natomiast uwielbia mną rządzić i mi rozkazywać, zabraniać i oczekiwać wiele w zamian, kiedy sam niczego nie daje.
19 listopada, 1952
Nadal nie mamy dziecka. Dorian bardzo się o to złości, a przecież staram się! Co wieczór daje mu się, zmuszam się do tego, byle by jak najszybciej zajść w ciążę i nigdy więcej nie musieć czuć jego ciała tak blisko swojego. Jego ohydnego, śmierdzącego whisky oddechu. Czy to normalne, że wszyscy mężczyźni ciągle chodzą pijani? Innych na świecie nie ma?
Dostałam staż w Ministerstwie Magii. Mój mąż się zgodził, co mnie niezwykle ucieszyło. Rozpoczęłam swoją pracę w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Nie było to nic trudnego, ponieważ wyniki z egzaminów miałam bardzo dobre. Teraz spędzam całe dnie, od rana do wieczora w Norweskim Ministerstwie i ciesze się, że nie muszę siedzieć sama w domu. Mogę trochę odpocząć. Znalazłam sobie znajomych, mam z kim porozmawiać. Czuję się tam szczęśliwa.
24 czerwca, 1953
Chciałam przekazać ten pamiętnik swojemu dziecku, aby zobaczyło ile jego matka przecierpiała, żeby on mógł pojawić się na świecie i żeby miał godne życie. Przez ostatnie sześć miesięcy, starałam się regularnie opisywać jakie zmiany działy się we mnie i w moim ciele. Kiedy widać było już brzuszek, a ja cieszyłam się, że w końcu będę matką i będę miała kogo kochać, pojawił się on. Dorian wrócił z wyprawy, po stanięciu na lądzie upił się chcąc uczcić szczęśliwy powrót do domu. Nie było go dokładnie sześć miesięcy, a kiedy pojawił się w domu i zobaczył brzuch, zarzucił mi, że go zdradziłam. Na nic się zdały moje wyjaśnienia, na nic były moje krzyki i błagania, miotał mną po całym pokoju. Uderzyłam brzuchem, moim kochanym maleństwem o kant stołu, potem o szafę. Tak bardzo bolało, kiedy ono we mnie umierało! Moje serce rozrywało się na kawałki, a ja pierwszy raz w życiu miałam chęć zabicia mego męża!
Opamiętał się dopiero, gdy magomedyk stwierdził śmierć dziecka, pokazując Dorianowi dowody na to, że stwierdził u mnie miesięczną ciąże, kilka dni, po jego wyruszeniu na wyprawę. Zaczął mnie przepraszać, błagać o wybaczenie, ja jednak wszystko odtrącałam. Myślałam tylko o moim biednym dziecku, które wycierpiało więcej niż mogło znieść i to zanim się urodziło. A może tak było lepiej? Czy chciałabym, aby mój królewicz wychowywał się w takim domu?
4 stycznia, 1955
Moje wszystkie prośby i błagania, które wypowiadałam za każdym razem gdy wypływał, w końcu się spełniły. Dostałam wiadomość, że ta jego przeklęta łajba w końcu zatonęła, tak jak pragnęłam. A on był na niej, na środku oceanu, gdzie nikt im nie pomógł. Zginął, nie ma go, w końcu jestem wolna. Teraz tylko odstawiać tą całą szopkę, jak to bardzo brakuje i męża i jak to bardzo za nim tęsknie. A tak naprawdę? Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwsza. Jego wszystkie rzeczy, wszystkie nasze wspólne pamiątki czy zdjęcia, już dawno wywaliłam i spaliłam. Nie mogłam zostać tutaj, w domu w Norwegii. Naszła mnie chęć wyrwania się z tego przeklętego kraju.
Udałam się do Ministerstwa, aby porozmawiać ze swoim szefem, poprosić o przeniesienie. Zaczęłam płakać, udając, że tak bardzo boli mnie pracowanie i mieszkanie tutaj. Nie mogąc już znieść tego, że nigdy więcej, mój kochany Dorian do mnie nie wróci, nie mogłabym porządnie skupić się na pracy. Oh szefie, gdyby szef wiedział jak bardzo bawiła mnie ta szopka. Był dobrym człowiekiem, chcąc mi ulżyć odesłał mnie do Londynu. Tak jak chciałam. Już niedługo tam jadę, popłynę statkiem. Może w toni morskiej znajdę zwłoki swojego dawnego życia? I zostawię je za sobą, aby rozpocząć nowe w innym miejscu.
20 czerwca, 1955
Jestem już dorosła, potrafię poradzić sobie, ze swoimi problemami. Rozpoczynam nowe życie, w nowym miejscu i zacznę je pisać od nowa, tak jak ja chcę. Jestem w Londynie już od jakiegoś czasu, praca przyjemna, moi współpracownicy przyjęli mnie z radością. Zajmuje się kontaktami z krajami skandynawskimi i polepszaniem relacji z tamtymi Ministerstwami. Myślę, że idzie mi całkiem dobrze.
Skontaktowałam się ze swoimi znajomymi ze szkoły, którzy mieszkają i pracują w Londynie. Kilku z nich, po poważniejszych rozmowach stwierdziło, że mogłabym się im przydać. Zaczęli mi opowiadać o Tomie Riddlu, o jego planach na nowy lepszy świat. Świat bez mugoli, bez tego szaleńca Gindelwalda, który trzęsie teraz całym czarodziejskim światem. Automatycznie poczułam z nimi więź i chęć przynależenia tam już, teraz, natychmiast. Tom przyjął mnie w swoje szeregi, moi znajomi poręczyli za mnie, tym samym dając mi nowe, lepsze życie. Moim marzeniem stało się stanąć po prawicy Riddla, ja, jako kobieta. Silna i niezależna i pokazać wszystkim, że nawet ja mogę być wartościowa, a wszystkie inne nie powinny być traktowane tylko jako ozdoby i panie do towarzystwa. Chciałam stworzyć z nim nowy świat, lepszy, do którego dorzuciłabym swoje trzy grosze, o bezpieczeństwie dla czystokrwistych kobiet, aby nigdy nie musiały przechodzić przez to co ja. Wierzyłam, że uda mi się ich przekonać do tego, że kobieta jest równie ważna, tak jak ja w Rycerzach i nie warto jej krzywdzić.
Trafiłam też na ślad swojego przyrodniego brata, o którym usłyszałam pierwszy i ostatni raz w dniu swoich zaręczyn. Obserwowałam go w szpitalu, w którym pracuje. Widząc go, miałam wrażenie, że oto stoi przede mną mój ojciec, który teraz pewnie zdycha pod wpływem alkoholu pogrążony w samotności. Czy Alan był taki sam jak on?
Tego już wkrótce na pewno się dowiem.
W końcu czuję, że żyję.
10 | |
0 | |
1 | |
0 | |
0 | |
15 | |
0 |
Różdżka, Sowa, Teleportacja, 10 pkt statystyk
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Elsie Rookwood dnia 08.01.16 23:15, w całości zmieniany 3 razy
Witamy wśród Morsów
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot