Wydarzenia


Ekipa forum
Hector McLaggen
AutorWiadomość
Hector McLaggen [odnośnik]05.01.16 17:58

Hector McLaggen

Data urodzenia: 27 marca 1922
Nazwisko matki: McLaggen
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Zawód: Łamacz klątw, żeglarz, poszukiwacz, w wolnych chwilach handlarz.
Wzrost: 186 cm
Waga: 82 kg
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: jasnobrązowe
Znaki szczególne: Blizna po poparzeniu na plecach. Podczas podróży po Walii, Hector przeżył bliższe, niezbyt miłe spotkanie z Pospolitym Smokiem Walijskim.


Droga Teagan
Jeżeli czytasz ten list, to znaczy, że mnie już nie ma na tym świecie. Mam nadzieję, że to niewielka strata dla świata, ale Ty jednak przejmiesz się trochę moją śmiercią. Chciałbym Ci, siostrzyczko, podziękować. Za wszystko. Dzięki Tobie miałem dom, który chciałem zawsze mieć. Wiesz, nigdy Ci o tym nie mówiłem, ale kiedy mieszkałem jeszcze z matką i ojczymem nie było kolorowo. Delikatnie mówiąc, mama nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn. Wiele razy wspominała naszego ojca. Zaś Gilbert nie był księciem na białym koniu. W zasadzie to nawet nie był giermkiem księcia na kozie. Jedyne co potrafił robić to pić ognistą, wrzeszczeć, palić i bić nas. Mnie, moją matkę. Nie wiem jak to się stało, że po śmierci Valerie trafiłem pod opiekę Twojego ojca. Dziękowałem Merlinowi, za to, że mnie do Was przysłał, bo nie wytrzymałbym z ojczymem, ani minuty dłużej. Siedziałem z nim sam przez rok i to mi wystarczyło. Wiesz, jak to jest, kiedy ktoś traktuje cię jak robaka? Nic nieznaczące ścierwo? Często byłem obiektem drwin Gilberta i jego przyjaciół. Pamiętam kiedy wołał mnie do salony, gdy grał ze swoimi koleżkami w karty. Stałem obok jego fotela niczym dobry piesek, albo wierny służący. Gotowy tylko na to, aby coś przynieść, sprzątnąć, pozamiatać. Czasem gasił na mojej ręce papierosy, tak dla zabawy. Dlatego widnieje na niej teraz tatuaż, aby zatuszować te ślady, które w moim oczach są wspomnieniem mojej  słabości wobec człowieka, którego nienawidzę całym sercem. To było piekło. Alkohol, brak czegokolwiek do jedzenia, codzienne spotkania "dżentelmeńskie" w towarzystwie roznegliżowanych pań. W momencie, w którym przedstawicielka Hogwartu weszła do naszego mieszkania i powiedziała, że wraz z pójściem do szkoły zmieniam też miejsce zamieszkania podczas świąt i wakacji uznałem za dar od matki, która gdziekolwiek wtedy była, wybłagała dla mnie lepsze życie. Wiesz, co zrobiłem kiedy ze spakowaną jedną torbą (tak tą wysłużoną walizką, którą ciągle mam ze sobą) stanąłem przed Gilbertem? Zrobiłem to co on robił bardzo często. Naplułem mu pod nogi. Przyznam szczerze, że na początku myślałem o tym, aby napluć mu w twarz. Ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Byłem za niski, aby tak daleko dosięgnąć.
Pamiętasz swoją minę, gdy wszedłem do Twojego domu, a nasz kochany ojczulek przedstawił Ci mnie jako nowego braciszka. Wyglądałaś dosyć zabawnie. Do dzisiaj pamiętam to Twoje zaskoczenie wymalowane na twarzy. Patrząc na to z perspektywy czasu wcale Ci się nie dziwię. Też bym się tak zachował. Najważniejsze jest jednak to, że nie dałaś i jawnie do zrozumienia tego, że byłem niechcianym przez ciebie intruzem w Twoim domu. Po raz pierwszy poczułem się jakbym był w domu. Mimo iż spędziliśmy ze sobą tylko dwa miesiące, zanim musiałem iść do Hogwartu, to żal było mi wyjeżdżać. Wydawało mi się, że straciłem Was, chociaż nawet nie zdążyliśmy się dobrze poznać. Stałaś się moją małą siostrzyczką. Nawet jeżeli jesteś ode mnie tylko o rok młodsza, a czasem zachowywałaś się rozsądniej ode mnie. Pierwszy rok w Hogwarcie był ciężki. Nie czułem się zbyt pewnie wśród nader pewnych siebie Ślizgonów. Ratowałaś mnie wtedy listami. Od razu do gustu przypadły mi zaklęcia i w zasadzie tylko one. Reszta przedmiotów była mi obojętna, albo (jak w przypadku eliksirów) była dla mnie drogą przez mękę.  Rok później do Hogwartu przyszłaś Ty. Muszę przyznać, że trochę się zawiodłem kiedy trafiłaś do Gryffindoru. Wiadomo jakie relacje mieli Ślizgoni z Gryfonami, nie mniej jednak nie chciałem, aby przez różne domy, nasze relacje uległy zmianie. I tak miałem wrażenie, że stąpam po kruchym lodzie. Na szczęście byliśmy ponadto. Nie będę tu przynudzał o tym jak było dalej w szkole i co dalej działo się w moim życiu, bo to doskonale wiesz. Chociaż nie wiesz o wszystkim. Nie miałem łatwo. Znaczy nie skarżę się, bo naprawdę bywało gorzej, ale nie oszukujmy się, byłem mieszańcem wśród czystokrwistych harpii. A na dodatek nie tępiłem mugolaków. Jakoś miałem do nich obojętny stosunek, co chyba zostało mi do dzisiaj. Mimo to miałem jakichś znajomych. A nawet przyjaciół. Chociażby Anthony. Jako jeden z niewielu zdawał się nie mieć kija w tyłku. W Hogwarcie poznałem też Theę, chociaż trudno powiedzieć, że ją poznałem. Była jedynie puchonką, która wlepiała we mnie swoje spojrzenie. Nie sądziłem, że jeszcze pojawi się w moim życiu i odegra tak istotną rolę. Chciałbym Cię przeprosić, za to, że nie było mnie przy Tobie, kiedy mnie potrzebowałaś. Śmierć męża musiała boleć. Mam nadzieję, że mi to kiedyś wybaczysz, siostrzyczko. Mam też nadzieję, że teraz, kiedy czytasz ten list masz się dobrze. Być może masz już prawie setkę na karku i właśnie bujasz się w wiklinowym fotelu, patrząc na gromadkę wnuków, a Mari siedzi gdzieś obok z jakimś fantastycznym mężem, którego oboje sprawdziliśmy. Ty i Mari jesteście dla mnie wszystkim. Kocham Cię, siostro.

PS.
Chciałem naprawdę tego nie pisać, ale nie mogę. Muszę Ci się do czegoś przyznać. Kiedyś, dawno temu spotykałem się z pewną kobietą, Theą, wspominałem Ci o niej.Zachowałem się jak skończony dupek. Kiedy powiedziała mi, że jest w ciąży ja stchórzyłem. Wyjechałem zostawiając ją z problemem. Ona w listach pisała, że usunie dziecko. Nie mówiłem Ci o tym, bo czuję do siebie samego obrzydzenie. Sprowokowałem ją do usunięcia mojego dziecka. Zapewne nigdy mi tego nie wybaczysz, ale jeżeli kiedykolwiek ją spotkasz i będzie potrzebowała pomocy, to oprócz tego co zostawiłem tobie, jest jeszcze jedna skrytka. Jeżeli nigdy się nie pojawi, a Ty będziesz w tarapatach, użyj tego.

Hector



Drogi Anthony,
Witaj Tony,
Po prostu, Tony.
Skoro trzymasz ten list, to znak, że złapało mnie jakieś choróbsko, a ja jak ten tchórz uciekłem w ramiona śmierci. Co z kolei prowadzi do tego, że ta Kostucha wcale nie może być taka szkaradna. Stary druhu. Pewnie zastanawiasz się teraz, co chcę od Ciebie nawet po śmierci. Nie pozbędziesz się mnie tak szybko, jakbyś tego chciał. Tony, znamy się tak długo, że chciałbym się z Tobą należycie pożegnać. Powiedzieć coś, czego nie powiedziałem za życia, z różnych, mniej lub bardziej głupich przyczyn. Przede wszystkim chciałbym Ci podziękować. Nie tylko za lata spędzone w jednym dormitorium. Nie tylko za ćwiczenia zaklęć i zakuwania na kolejne zajęcia, albo podrywanie Krukonek, tylko po to, aby zrobiły za nas zadania domowe z historii magii. Głównie powinienem podziękować Ci za to, że uratowałeś mi kilka razy tyłek w Iraku, ale znasz mnie i wiesz, że coś takiego nie przeszłoby mi przez gardło słowo "dziękuję", chyba, że dziękuję za papierosa, wtedy wypada.
W sumie, pisząc ten list zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, poznając Cię z moją siostrą, Teą (bo nie wiem ile ich jeszcze mogę mieć, tatuś był całkiem sprawny) czy nie? W każdym razie czuję, że moim obowiązkiem jest ugłaskanie Twojej męskiej dumy, stąd te podziękowania. Poza tym wzięło mi się na wspominki, chyba człowiek przed śmiercią staje się zbyt sentymentalny. Spędziliśmy wiele czasu w Iraku i w sumie ominęło mnie przez to, to całe piekło w Londynie. Swoją drogą nie rozumiem fenomenu Gellerta Grindelwalda, ani trochę się nie boję. Widziało się gorsze rzeczy, prawda? Nigdy nie zapomnę tego, kiedy pierwszy raz postawiłem swoją stopę dalej niż poza granicami Wielkiej Brytanii. Było to zaraz po szkoleniach. Egipt wydawał się wtedy tak bardzo egzotyczny, że bardziej nie mógł. Skwar, promienie słoneczne palące kark, duszący zapas rozpalonego piasku i gdzie się nie ruszyć sfinksy w formie skalnej i tej bardziej prawdziwej. Nienawidzę tych kotów. Ale to właśnie dopiero w Egipcie miałem bliższy kontakt z czarną magią. Nie mówiłem Ci o tym? Chyba nie. Znalazłem tam przy okazji zadania księgę, jak się okazało czarnomagiczną. Nikomu jej nie oddałem. Taki mały skarb. Zacząłem zagłębiać się w treść. Oczywiście był mi to tego potrzebny ktoś kto zna egipski. Pismo obrazkowe nigdy nie było moją mocną stroną. W każdym razie zgadałem się z pewnym czarodziejem z Egiptu. On wdrożył mnie w tajniki magii, która znajdowała się w księdze. Zarówno oryginał jak i mój rękopis, który jest wersją angielską tej książki jest u mnie. Przepisuję Ci to w spadku jako jedną z wielu rzeczy. Później wiesz co się u mnie działo, bo praktycznie cały ten czas spędziliśmy razem, wspólne wyprawy z ramienia Gringotta, które zawsze niosły coś ciekawego. Tylko wtedy, kiedy wróciłeś do Anglii w sprawach rodzinnych ja wsiadłem na pierwszy lepszy statek. Jak się okazało był to statek Glaucusa Traversa. Uczucie morskiej bryzy na twarzy było czymś innym od pustynnego skwaru, ale całkiem przyjemne. Mniej przyjemne był moment, w którym rozbił się masz okręt u wybrzeży Ameryki Północnej. Skorzystałem z okazji i zaczerpnąłem trochę kultury amerykańskiej. Wiesz, tam ludzie nie są tacy sztywni. Tam nie działo się nic specjalnego. W zasadzie korzystałem z uroków Nowego Jorku. W drodze powrotnej do Wielkiej Brytanii, bank wysłał mnie do Szkocji. To właśnie stamtąd wróciłem po długim czasie z poparzeniami pleców. Wiele razy zmyślałem bajeczki, w których opowiadałem Ci co jest przyczyną poparzenia. Prawda jest taka, że podczas łamania jednej klątwy w Szkocji natknęliśmy się na dzikiego smoka. Zielony Pospolity Smok Walijski. Nie wiem co on robił w Szkocji, chyba zabłądził. W każdym razie miałem idiotów, a nie pomocników, więc naturalnie mnie skubaniec poparzył.
To chyba wszystko. Wszystkie rzeczy, które są dla Ciebie znajdziesz w skrytce u Gringotta.  

Hector



Na szczęście, żaden z tych dwóch listów, ani milion innych, które spisał w razie swojej śmierci nie ujrzały jeszcze światła dziennego. Leżą zapieczętowane w kopertach, w biurku jego londyńskiego mieszkania. Hector ma trzydzieści trzy lata, ma się świetnie i stara się jakoś żyć w szarym, ponurym, ale nadal pełnym tajemnic Londynie. Czas, aby coś zdziałać w ojczyźnie.

Patronus: Patronusem Hectora jest Sokół Wędrowny. Być może dlatego, że McLaggen tak jak ten ptak jest silny, wolny. Wędruje z kąta w kąt, z miejsca w miejsce. Czasem ma problem z jego wyczarowaniem, ale wspomnienie, które przywołuje to moment, kiedy po raz pierwszy został wprowadzony do domu swojego biologicznego ojca.










 
16
2
4
0
0
3
5


Wyposażenie

różdżka, teleportacja, 10 pkt





[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Hector McLaggen dnia 16.01.16 10:46, w całości zmieniany 2 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Hector McLaggen [odnośnik]20.02.16 21:09

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Dobrze się złożyło, że Hector po śmierci matki trafił pod opiekę innej rodziny - życie z ojczymem na pewno nie wpłynęłoby na niego dobrze. Hector wyrósł jednak na wolnego ducha, który z zapałem zwiedza różne zakątki świata, przy okazji łamiąc kilka klątw. Niech na siebie uważa, bo nawet najmniejsza pomyłka w tej profesji może go słono kosztować.

OSIĄGNIĘCIA
Wolny niczym ptak
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:16
Transmutacja:2
Obrona przed czarną magią:4
Eliksiry:0
Magia lecznicza:0
Czarna magia:3
Sprawność fizyczna:5
Inne
Teleportacja
WYPOSAŻENIE
Różdżka
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[12.01.16] Zakupy -750 pkt
[27.02.16] Mung +10 pkt


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hector McLaggen  ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Hector McLaggen
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach