salon
AutorWiadomość
/ początek października, przed aresztowaniami
Siedzę i beznamiętnie wlepiam wzrok w okno, które stoi po przeciwnej mojej stronie. Przymykam oczy, wdychając po raz kolejny dym papierosa, ach, jak uwielbiam to uczucie. Śmieję się do siebie, wracam do czytanej książki. Czekam na Leandrę, słodką, kochaną Leandrę, tę, której od dawien dawna nie miałam okazji zobaczyć. Przekładam kartkę, w końcu chwila wytchnienia, mogę zagłębić się we włoskie litery, słowa, zdania, mogę wrócić do bycia pasjonatką. Podnoszę znów wzrok, strzepuję pył do pełnej popielniczki stojącej po mojej lewicy, sprawdzam godzinę na dużym, dębowym zegarze stojącym w rogu.
Kiedy ona będzie? Spóźni się?
Wyczerpana wczorajszą nieprzespaną nocą wchodzę jeszcze na ułamek sekundy do sypialni, żeby przejrzeć się i przypudrować nosek. Mam na sobie elegancką, obcisłą suknię, która w ogóle nie wpasowuje się w wystrój białych pomieszczeń. Kaskady czarnego materiału opadają na panele, tworzą coś w rodzaju sukni ślubnej, a ja wyglądam jak czarna księżniczka. Wracam do salonu, potykam się po drodze i niechlujnie poprawiam ponownie swoje ubranie. Odkładam książkę na półkę, siadam w fotelu, żeby zgasić papierosa i zniwelować (nie dla wszystkich) przyjemny zapach.
Słyszę pukanie do drzwi, wstaję spokojnie i do nich podchodzę. Otwieram, uśmiecham się, wpuszczam ją w swe skromne progi. Witam ją i pytam, czy nie miała problemów z transportem.
- Lea, tak dawno cię nie widziałam - zamykam drzwi, gdy przekracza próg mego Londyńskiego mieszkania. Wskazuję ręką na salon, przechodząc kilka kroków naprzód. Uśmiecham się serdecznie i czekam, aż zdejmie płaszcz. Zaraz go ładnie powieszę, nie chcę przecież bałaganu. Gestem zapraszam ją do wielkiego pokoju, tam gdzie dziś spędzimy wieczór. Z kawą? Z winem? Wybór należy do ciebie, lady Malfoy. Siadam na swym ulubionym fotelu, czekam, aż zrobi to samo.
Och, Leandro, powiedz mi coś ciekawego.
Siedzę i beznamiętnie wlepiam wzrok w okno, które stoi po przeciwnej mojej stronie. Przymykam oczy, wdychając po raz kolejny dym papierosa, ach, jak uwielbiam to uczucie. Śmieję się do siebie, wracam do czytanej książki. Czekam na Leandrę, słodką, kochaną Leandrę, tę, której od dawien dawna nie miałam okazji zobaczyć. Przekładam kartkę, w końcu chwila wytchnienia, mogę zagłębić się we włoskie litery, słowa, zdania, mogę wrócić do bycia pasjonatką. Podnoszę znów wzrok, strzepuję pył do pełnej popielniczki stojącej po mojej lewicy, sprawdzam godzinę na dużym, dębowym zegarze stojącym w rogu.
Kiedy ona będzie? Spóźni się?
Wyczerpana wczorajszą nieprzespaną nocą wchodzę jeszcze na ułamek sekundy do sypialni, żeby przejrzeć się i przypudrować nosek. Mam na sobie elegancką, obcisłą suknię, która w ogóle nie wpasowuje się w wystrój białych pomieszczeń. Kaskady czarnego materiału opadają na panele, tworzą coś w rodzaju sukni ślubnej, a ja wyglądam jak czarna księżniczka. Wracam do salonu, potykam się po drodze i niechlujnie poprawiam ponownie swoje ubranie. Odkładam książkę na półkę, siadam w fotelu, żeby zgasić papierosa i zniwelować (nie dla wszystkich) przyjemny zapach.
Słyszę pukanie do drzwi, wstaję spokojnie i do nich podchodzę. Otwieram, uśmiecham się, wpuszczam ją w swe skromne progi. Witam ją i pytam, czy nie miała problemów z transportem.
- Lea, tak dawno cię nie widziałam - zamykam drzwi, gdy przekracza próg mego Londyńskiego mieszkania. Wskazuję ręką na salon, przechodząc kilka kroków naprzód. Uśmiecham się serdecznie i czekam, aż zdejmie płaszcz. Zaraz go ładnie powieszę, nie chcę przecież bałaganu. Gestem zapraszam ją do wielkiego pokoju, tam gdzie dziś spędzimy wieczór. Z kawą? Z winem? Wybór należy do ciebie, lady Malfoy. Siadam na swym ulubionym fotelu, czekam, aż zrobi to samo.
Och, Leandro, powiedz mi coś ciekawego.
Gość
Gość
Jak początek, to może 8?
Avery nigdy się nie spóźnia, to inni przychodzą zbyt wcześnie - do woli mogłaby zasłaniać się rodzinnym porzekadłem, jednak wpajane jej od najmłodszych lat zasady dobrego wychowania sprawiają, że w wyznaczonym miejscu preferuje zjawić się z perfekcyjną wręcz punktualnością. Inna sprawa, że naprawdę brakuje jej częstych spotkań z przyjaciółką i rozmów innych, aniżeli o sztuce czy przepełnionych sztucznością gratulacji niedawnego zamążpójścia. Nigdy nie przypuszczała, że mężatki mają aż tyle wolnego czasu. Choć od dwóch miesięcy całkowicie poświęca się pracy w galerii, nieustannie posiada go aż nadto. Usilnie starając się wypełnić luki, zamieniające się w samotne godziny spędzane w rezydencji. Słodka, kochana Leandra. Nie powinno się podsuwać jej pod nos niczego, przypominającego o ślubie, a już zwłaszcza sukien. Czyżby Calypso chciała jeszcze mocniej zszargać jej nastoletnie nerwy, skrywane za maską wyuczonego uśmiechu?
Puka do drzwi, jednocześnie starając się strzepnąć niechciany i burzący jej wyobrażenie o perfekcyjnym wizerunku pyłek z kremowych szpilek. Czy mogły stanowić jeszcze większe przeciwieństwo? Calypso w czerni, Leandra w bieli. Jedna wolna, druga spętana więzami rodziny.
- Ja ciebie też - uśmiecha się na widok przyjaciółki i raźniejszym krokiem wchodzi do jej mieszkania. - Przyniosłam świeżo ścięte kwiaty z mojego ogrodu i butelkę Magicznego Laudanum, przyda nam się trochę uspokojenia - na ręce panny Lestrange składa okazały bukiet oraz alkohol, by wreszcie móc zdjąć z siebie jesienny płaszcz i przejść do salonu. Któremu z całą pewnością nie zaszkodzi nowa, upojnie słodko pachnąca dekoracja.
- Słyszałaś, że pod koniec miesiąca mój kuzyn organizuje bal maskowy? W dodatku otwarty? - skoro czeka na ciekawe informacje, od razu informuje ją o tym, co burzy ją od kilku dni. Bo nie dość, że Samael zamierza zbrukać progi swej rezydencji obecnością czarodziejów gorszego gatunku, to jeszcze jej jako szanującej się mężatce, zapewne przyjdzie pojawić się na nim bez eskorty męża.
Avery nigdy się nie spóźnia, to inni przychodzą zbyt wcześnie - do woli mogłaby zasłaniać się rodzinnym porzekadłem, jednak wpajane jej od najmłodszych lat zasady dobrego wychowania sprawiają, że w wyznaczonym miejscu preferuje zjawić się z perfekcyjną wręcz punktualnością. Inna sprawa, że naprawdę brakuje jej częstych spotkań z przyjaciółką i rozmów innych, aniżeli o sztuce czy przepełnionych sztucznością gratulacji niedawnego zamążpójścia. Nigdy nie przypuszczała, że mężatki mają aż tyle wolnego czasu. Choć od dwóch miesięcy całkowicie poświęca się pracy w galerii, nieustannie posiada go aż nadto. Usilnie starając się wypełnić luki, zamieniające się w samotne godziny spędzane w rezydencji. Słodka, kochana Leandra. Nie powinno się podsuwać jej pod nos niczego, przypominającego o ślubie, a już zwłaszcza sukien. Czyżby Calypso chciała jeszcze mocniej zszargać jej nastoletnie nerwy, skrywane za maską wyuczonego uśmiechu?
Puka do drzwi, jednocześnie starając się strzepnąć niechciany i burzący jej wyobrażenie o perfekcyjnym wizerunku pyłek z kremowych szpilek. Czy mogły stanowić jeszcze większe przeciwieństwo? Calypso w czerni, Leandra w bieli. Jedna wolna, druga spętana więzami rodziny.
- Ja ciebie też - uśmiecha się na widok przyjaciółki i raźniejszym krokiem wchodzi do jej mieszkania. - Przyniosłam świeżo ścięte kwiaty z mojego ogrodu i butelkę Magicznego Laudanum, przyda nam się trochę uspokojenia - na ręce panny Lestrange składa okazały bukiet oraz alkohol, by wreszcie móc zdjąć z siebie jesienny płaszcz i przejść do salonu. Któremu z całą pewnością nie zaszkodzi nowa, upojnie słodko pachnąca dekoracja.
- Słyszałaś, że pod koniec miesiąca mój kuzyn organizuje bal maskowy? W dodatku otwarty? - skoro czeka na ciekawe informacje, od razu informuje ją o tym, co burzy ją od kilku dni. Bo nie dość, że Samael zamierza zbrukać progi swej rezydencji obecnością czarodziejów gorszego gatunku, to jeszcze jej jako szanującej się mężatce, zapewne przyjdzie pojawić się na nim bez eskorty męża.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W końcu ją widzę, po takim okresie czasu, nie miałam jej nawet kiedy pogratulować bycia mężatką. Przez chwilę wydaje mi się nawet, że jej zazdroszczę: zakochała się, zaręczyła i wyszła za tego, za kogo chciała. Niestety trwam w niewiedzy, nie pytam, nie błądzę. Nie chcę nadepnąć na odcisk pani Malfoy (och, jak dziwnie to brzmi!), wystarczająco musiała wycierpieć.
- Dziękuję ci bardzo - w prawą dłoń biorę magiczny napój, a w drugą kwiaty. Po drodze wstawiam je do wazonu, a alkohol, naturalnie, trzymam w ręce. Stawiam go na niewielkim stoliku do herbaty, jak bardzo tutaj pasuje. Wiedziałam, że Avery ma gest, nie bez powodu przecież się przyjaźnimy. Mrugam do niej, pokazuję gestami, że zaraz wrócę. Szybko kieruję swe kroki do kuchni, wyciągam z szafki dwie lampki, ale nie mogę wymyślić, w jakim naczyniu powinno pić się Laudanum. Przyznaję sama przed sobą, że to będzie moje pierwsze doświadczenie z tak niskoprocentowym napojem, ale chwytam w dłoń szkło i rozradowana wracam do Leandry. Stawiam jeden przed nią, a drugi przed sobą, w końcu dziś naprawdę zabawimy się szampańsko. Może i bez fajerwerków, ale...
- Twój kuzyn? Który z wielu? - pytam zdezorientowana, czy mój gość nie pamięta, jak bardzo rozległe są nasze rodziny? Uśmiecham się, ponaglam, chcę wiedzieć, zdradź mi imię, okrutna. Zakładam nogę na nogę, nie wygodnie mi w mojej dzisiejszej kreacji. Po co się tak wystroiłam? Łapię wsuwkę wciśniętą w ciasno spleciony kok, włosy opadają mi na ramiona. Dużo lepiej się czuję - Jak to otwarty? - pytam ze zniesmaczeniem, nie chcę dopuścić do siebie myśli, że może być tam ktoś brudnej krwi. Hipokryzja, czysta hipokryzja... O kim myślę dniami i nocami? Na pewno nie o przystojnym arystokracie - Czy on sobie żartuje? Zaprasza wszystkich tych brudasów do swojego domu?! - zaskoczona wytrzeszczam oczy. Jak to możliwe? pytam, po czym znów przyłapuję się na osądzaniu samej siebie. Mathilda z pewnością nie należy do szlachcianek, upominam się, ale w końcu sięgam po nalewkę. Z uśmiechem otwieram ją, nalewam najpierw jej, później sobie - Nie wierzę, że sobie tak pozwala - dodaję po chwili, przyłapuję się na miętoszeniu skrawka materiału. Przez moment unikam kontaktu wzrokowego z przyjaciółką, nie chcę się przed nią zdradzić. Co sobie pomyśli?
- W ogóle... - zaczynam niezręcznie, nie wiem, czy na pewno chcę pytać. Wychodzę na okropną przyjaciółkę, niczym się nie interesuję. Zrzucam winę na brak czasu, a tak naprawdę moje myśli zaprzątacoś kto inny - Kim dokładnie jest twój mąż? - śmieję się, czyżbym zapomniała? Byłam przecież na jej ślubie... chyba. Już sama nie wiem, tuszuję roztargnienie kolejną falą śmiechu. Jestem nie do zniesienia, przysięgam.
- Dziękuję ci bardzo - w prawą dłoń biorę magiczny napój, a w drugą kwiaty. Po drodze wstawiam je do wazonu, a alkohol, naturalnie, trzymam w ręce. Stawiam go na niewielkim stoliku do herbaty, jak bardzo tutaj pasuje. Wiedziałam, że Avery ma gest, nie bez powodu przecież się przyjaźnimy. Mrugam do niej, pokazuję gestami, że zaraz wrócę. Szybko kieruję swe kroki do kuchni, wyciągam z szafki dwie lampki, ale nie mogę wymyślić, w jakim naczyniu powinno pić się Laudanum. Przyznaję sama przed sobą, że to będzie moje pierwsze doświadczenie z tak niskoprocentowym napojem, ale chwytam w dłoń szkło i rozradowana wracam do Leandry. Stawiam jeden przed nią, a drugi przed sobą, w końcu dziś naprawdę zabawimy się szampańsko. Może i bez fajerwerków, ale...
- Twój kuzyn? Który z wielu? - pytam zdezorientowana, czy mój gość nie pamięta, jak bardzo rozległe są nasze rodziny? Uśmiecham się, ponaglam, chcę wiedzieć, zdradź mi imię, okrutna. Zakładam nogę na nogę, nie wygodnie mi w mojej dzisiejszej kreacji. Po co się tak wystroiłam? Łapię wsuwkę wciśniętą w ciasno spleciony kok, włosy opadają mi na ramiona. Dużo lepiej się czuję - Jak to otwarty? - pytam ze zniesmaczeniem, nie chcę dopuścić do siebie myśli, że może być tam ktoś brudnej krwi. Hipokryzja, czysta hipokryzja... O kim myślę dniami i nocami? Na pewno nie o przystojnym arystokracie - Czy on sobie żartuje? Zaprasza wszystkich tych brudasów do swojego domu?! - zaskoczona wytrzeszczam oczy. Jak to możliwe? pytam, po czym znów przyłapuję się na osądzaniu samej siebie. Mathilda z pewnością nie należy do szlachcianek, upominam się, ale w końcu sięgam po nalewkę. Z uśmiechem otwieram ją, nalewam najpierw jej, później sobie - Nie wierzę, że sobie tak pozwala - dodaję po chwili, przyłapuję się na miętoszeniu skrawka materiału. Przez moment unikam kontaktu wzrokowego z przyjaciółką, nie chcę się przed nią zdradzić. Co sobie pomyśli?
- W ogóle... - zaczynam niezręcznie, nie wiem, czy na pewno chcę pytać. Wychodzę na okropną przyjaciółkę, niczym się nie interesuję. Zrzucam winę na brak czasu, a tak naprawdę moje myśli zaprząta
Gość
Gość
Zaręczyła się, zakochała i wyszła za tego, za kogo chciała - słysząc to, Leandra zapewne nie wiedziałaby czy powinna roześmiać się, czy rozpłakać. Jej ślub nie miał nic wspólnego z miłosnym uniesieniem, to żmudnie ukartowana umowa polityczna, będąca przykrywką dla najcenniejszej dla niej w życiu lekcji. Jako arystokratka może mieć wszystko, ale nie szczęście. Fabian jest dla niej zupełnie obcym mężczyzną, którego poznaje kawałek po kawałku każdego dnia. Czy raczej każdej nocy, gdy w tajemnicy przemierza zakamarki jego umysłu, obserwując jak spokojnie śpi u jej boku. Boi się, choć nigdy tego nie przyzna. Boi się, że nigdy nie wywalczy sobie miejsca w jego sercu, a ich małżeństwo pozostanie jedynie politycznym i pozbawionym wszelkich ciepłych uczuć.
- Nie wypada przychodzić z pustymi rękami - żartuje i rzuca się do pomocy, by pomóc przyjaciółce z ułożeniem kwiatów w wazonie. Czuły zmysł estetyczny nie zniósłby niedbałego wrzucenia ich do wody i postawienia w byle jakim miejscu na kominku. To pierwsza cecha pani domu, którą w sobie odkryła - Fabian może mieć ostateczne zdanie w każdej kwestii, ale niech nawet nie waży się przestawić wazonu z kwiatami.
- Samael - precyzuje na wyraźne życzenie Calypso. Faktem jest jednak, iż w przypadku tak wielkiego rodu jak Avery, ciężko jest zorientować się, kogo dokładnie ma na myśli. - Otwarty dla całej magicznej socjety. Całej - zwykle nie daje po sobie poznać, jak wielką niechęć żywi w stosunku do czarodziejów mugolskiej krwi, zwłaszcza po ostatnich odkryciach. Stara się być uprzejmą dla każdego, niezależnie od jego statusu - w końcu nie wiadomo, kto i kiedy może okazać się pomocny. A o prawdziwych poglądach Leandry wiedzą jedynie wybrani. - Ja również. Rozumiem, że to doskonałe posunięcie taktyczne, jednak sądzę, że znacząco wykracza poza granice dobrego smaku - odpowiada. Jej myśli szybko uciekają od tematu rychłego balu, skupiając się na podejrzanym zachowaniu Calypso. Od razu wyczuwa, że coś jest nie w porządku, z trudem powstrzymuje chęć zerknięcia do jej umysłu. - Coś się dzieje? - pyta tylko, nie pozwalając jej zachować złudzeń. Przed Leandrą nic się nie ukryje, a że trudno o lepszą powierniczkę sekretu, liczy na całkowitą szczerość.
- Mój mąż? - śmieje się, słysząc to zaiste niedorzeczne pytanie. Przecież była na jej ślubie, poznała go osobiście - jak mogła nie wiedzieć, za kogo wydano pannę Avery? - To Fabian Malfoy, pracuje w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów - nie potrafi powiedzieć o nim wiele więcej.
- Nie wypada przychodzić z pustymi rękami - żartuje i rzuca się do pomocy, by pomóc przyjaciółce z ułożeniem kwiatów w wazonie. Czuły zmysł estetyczny nie zniósłby niedbałego wrzucenia ich do wody i postawienia w byle jakim miejscu na kominku. To pierwsza cecha pani domu, którą w sobie odkryła - Fabian może mieć ostateczne zdanie w każdej kwestii, ale niech nawet nie waży się przestawić wazonu z kwiatami.
- Samael - precyzuje na wyraźne życzenie Calypso. Faktem jest jednak, iż w przypadku tak wielkiego rodu jak Avery, ciężko jest zorientować się, kogo dokładnie ma na myśli. - Otwarty dla całej magicznej socjety. Całej - zwykle nie daje po sobie poznać, jak wielką niechęć żywi w stosunku do czarodziejów mugolskiej krwi, zwłaszcza po ostatnich odkryciach. Stara się być uprzejmą dla każdego, niezależnie od jego statusu - w końcu nie wiadomo, kto i kiedy może okazać się pomocny. A o prawdziwych poglądach Leandry wiedzą jedynie wybrani. - Ja również. Rozumiem, że to doskonałe posunięcie taktyczne, jednak sądzę, że znacząco wykracza poza granice dobrego smaku - odpowiada. Jej myśli szybko uciekają od tematu rychłego balu, skupiając się na podejrzanym zachowaniu Calypso. Od razu wyczuwa, że coś jest nie w porządku, z trudem powstrzymuje chęć zerknięcia do jej umysłu. - Coś się dzieje? - pyta tylko, nie pozwalając jej zachować złudzeń. Przed Leandrą nic się nie ukryje, a że trudno o lepszą powierniczkę sekretu, liczy na całkowitą szczerość.
- Mój mąż? - śmieje się, słysząc to zaiste niedorzeczne pytanie. Przecież była na jej ślubie, poznała go osobiście - jak mogła nie wiedzieć, za kogo wydano pannę Avery? - To Fabian Malfoy, pracuje w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów - nie potrafi powiedzieć o nim wiele więcej.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jestem starsza od Leandry o całe trzy lata, a do tej pory nie znalazłam sobie partnera życiowego. Rodzice ponaglają mnie listami, nie mogą doczekać się potomka. Nestor rodu wciąż wysyła sowy, by przypominały mi o tym, że szybko się starzeję. Stres związany z zakładaniem rodziny i ustatkowaniem się jest dużo trudniejsze do zniesienia niż gra na skrzypcach, Nokturnowe życie czy ciche romanse. Pospieszający ludzie nie tylko sprawiają, że odechciewa mi się myślenia na ten temat, czuję się wtedy przybita, pozbawiona życia, muzyka przestaje grać w mych żałosnych uszach. Nie wiem, co robię, ja, urodzona szlachcianka!
- Jak dla mnie, to twój kuzyn się tylko sponiewiera - nie wyrażam swojego prawdziwego zdania, raczej dawnej Calypso, smutnej i niezakochanej. Właściwie tera też jest smutna, ale przynajmniej poznaje się na uczuciach. Jak tęsknię za tą zimną kobietą, pałającą nienawiścią do mugoli, brudnokrwistych czarodziejów, nie znającą granic nieprzyjemności, chłodną, opanowaną. Odchrząkam, żeby dodać - Możemy się wybrać, co ty na to? - pytam, zmieniając w jednej chwili tok swoich myśli. Plączę się, upadam we własnych zeznaniach. To nie wypada, ale pójdę, nie znoszę mugolaków, ale zakochałam się w dziewczynie półkrwi. W dziewczynie, właśnie, dziewczynie. Czy wszyscy zmienią o mnie zdanie? Czy zostanę wydziedziczona?
- Wiesz - zaczynam zestresowana, przyłapuję się na zabawie włosami. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział. To miała być moja słodka tajemnica, o której nikomu nie będzie dane wiedzieć, coś, co pozostanie między mną a Mathildą i nikt inny nie będzie miał w to wglądu - Ostatnio poznałam kogoś - ach, półsłówka, uwielbiam waszą tajemniczość, tak doskonale kryjecie szczegóły! Nie kłamię przecież, nie kręcę, nie określam też płci ani czystości krwi. Zamiast tego rozchylam ponownie wargi, żeby dopowiedzieć - Jestem ostatnio szczerze roztargniona - wzdycham uroczo, tak jak najlepiej potrafię, wlepiam wzrok w podłogę i zamieram na chwilę. Nie chcę kłamać, naprawdę, nie Leę. Z drugiej strony jednak ryzyko jest nie do zniesienia w moim przypadku.
- Ojej, wybacz, Lea - śmieję się, unoszę kieliszek do ust. Uwielbiam procentowe alkohole, uwielbiam uczucie ciepła, które im towarzyszy - Naprawdę cię przepraszam, powinnam była wiedzieć - odpowiadam naprawdę głęboko poruszona, bo o ile Avery nigdy mnie nie zawiodła, ja nie byłam nawet na jej ślubie. Nie mam pojęcia, gdzie się wtedy szwędałam, właściwie od kilku miesięcy kompletnie odcięłam się od swojego rodu i z tym związanych zagadnień. Nie mam służby w mieszkaniu, żadnej wielkiej rezydencji, męża, dzieci, jedyne, co mi zostało ze szlachectwa to pieniądze i tytuł. Myślę, że wystarczy - Jak wam się w ogóle układa? - pytam, ciekawość nade mną zwycięża. W końcu mam możliwość dowiedzieć się zza kulis jak wyglądają arystokrackie małżeństwa. Powiedz, Lea, powiedz. I nie pytaj o Matyldę.
- Jak dla mnie, to twój kuzyn się tylko sponiewiera - nie wyrażam swojego prawdziwego zdania, raczej dawnej Calypso, smutnej i niezakochanej. Właściwie tera też jest smutna, ale przynajmniej poznaje się na uczuciach. Jak tęsknię za tą zimną kobietą, pałającą nienawiścią do mugoli, brudnokrwistych czarodziejów, nie znającą granic nieprzyjemności, chłodną, opanowaną. Odchrząkam, żeby dodać - Możemy się wybrać, co ty na to? - pytam, zmieniając w jednej chwili tok swoich myśli. Plączę się, upadam we własnych zeznaniach. To nie wypada, ale pójdę, nie znoszę mugolaków, ale zakochałam się w dziewczynie półkrwi. W dziewczynie, właśnie, dziewczynie. Czy wszyscy zmienią o mnie zdanie? Czy zostanę wydziedziczona?
- Wiesz - zaczynam zestresowana, przyłapuję się na zabawie włosami. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział. To miała być moja słodka tajemnica, o której nikomu nie będzie dane wiedzieć, coś, co pozostanie między mną a Mathildą i nikt inny nie będzie miał w to wglądu - Ostatnio poznałam kogoś - ach, półsłówka, uwielbiam waszą tajemniczość, tak doskonale kryjecie szczegóły! Nie kłamię przecież, nie kręcę, nie określam też płci ani czystości krwi. Zamiast tego rozchylam ponownie wargi, żeby dopowiedzieć - Jestem ostatnio szczerze roztargniona - wzdycham uroczo, tak jak najlepiej potrafię, wlepiam wzrok w podłogę i zamieram na chwilę. Nie chcę kłamać, naprawdę, nie Leę. Z drugiej strony jednak ryzyko jest nie do zniesienia w moim przypadku.
- Ojej, wybacz, Lea - śmieję się, unoszę kieliszek do ust. Uwielbiam procentowe alkohole, uwielbiam uczucie ciepła, które im towarzyszy - Naprawdę cię przepraszam, powinnam była wiedzieć - odpowiadam naprawdę głęboko poruszona, bo o ile Avery nigdy mnie nie zawiodła, ja nie byłam nawet na jej ślubie. Nie mam pojęcia, gdzie się wtedy szwędałam, właściwie od kilku miesięcy kompletnie odcięłam się od swojego rodu i z tym związanych zagadnień. Nie mam służby w mieszkaniu, żadnej wielkiej rezydencji, męża, dzieci, jedyne, co mi zostało ze szlachectwa to pieniądze i tytuł. Myślę, że wystarczy - Jak wam się w ogóle układa? - pytam, ciekawość nade mną zwycięża. W końcu mam możliwość dowiedzieć się zza kulis jak wyglądają arystokrackie małżeństwa. Powiedz, Lea, powiedz. I nie pytaj o Matyldę.
Gość
Gość
Znalezienie życiowego partnera to komfort, na który nie wszystkie arystokratki mogą sobie pozwolić. W głębi duszy Leandra żywiła nadzieję, iż jej przyjaciółce się to uda, nim odpowiedniego kandydata wskaże jej nestor rodu, nie pozostawiając innego wyboru. Aż zbyt wyraźnie pamięta moment, gdy ojciec oznajmił jej, iż w przeciągu miesiąca zostanie żoną Fabiana Malfoya. Którego nie dane było jej wcześniej nawet poznać. Taki już był urok ich życia: mogły spełniać każdą swoją zachciankę, poza tą jedną - wyborem swojego męża i przyszłego ojca dzieci.
- Po cichu zgodzę się z tobą - wzdycha, nigdy wszak nie była zbyt radykalna w swoich przekonaniach, jednak surowa ideologia rodziny Avery znalazła swoje odbicie i na jej poglądach. Nie posuwa się do otwartego tępienia tych gorszych, jednakowoż nie widzi dla nich miejsca w progach rezydencji jej kuzyna. - Jeśli tylko dotrzymasz mi towarzystwa, moja droga! Mam dziwne przeczucie, iż mój małżonek nie zdoła wyrwać się z Ministerstwa - od razu zauważa dziwną zmianę w głosie panny Lestrange, nie pozwala jednak by choć najmniejszy gest zdradził jej odkrycie. Przynajmniej nie teraz. Zamiast tego, zaczyna już zastanawiać się, jaką suknię powinna zakupić, by na balu wszystkie spojrzenia skierowane były właśnie na nią.
- Kogo? Opowiedz mi wszystko! - uśmiecha się do niej ciepło, wreszcie odkrywając przyczynę zachowania Calypso. Ma nadzieję, że nie będzie się krygować i od razu opowie jej wszystko wraz z pikantnymi szczegółami. Wszakże po tylu latach przyjaźni powinna wiedzieć, że wszystkie jej sekrety, niezależnie jak bardzo szokujące, są u Leandry zupełnie bezpieczne. Jeśli Lestrange potrzebuje powiernika tej trudnej tajemnicy, mogła zrzucić odrobinę jej ciężaru na ramiona pani Malfoy.
- Nic nie szkodzi - teraz jednak uśmiech rozciągnięty na jej ustach staje się blady, jak gdyby przygaszony. Sięga po kieliszek z Magicznym Laudanum i upija niewielki łyk, rozkoszując się ziołowym smakiem i błogim działaniem opium. - To wszystko stało się zbyt szybko - wyznaje, nie precyzując już czy ma na myśli czas pomiędzy jej zaręczynami i ślubem, czy też nader szybkie zamążpójście. Odrobinę brakowało jej przyjaciółki u boku, gdy zmagała się z dusznościami w czasie przyjęcia, na szczęście nie zabrakło przynajmniej jej kuzynki. - Powoli się poznajemy - odpowiada wymijająco, trudno jej zagłębiać się w szczegóły własnego małżeństwa. Woli być oparciem dla innych, niż szukać go dla siebie. Choć Calypso jest jej naprawdę bliska, woli nie poruszać tematów tak intymnych.
- Po cichu zgodzę się z tobą - wzdycha, nigdy wszak nie była zbyt radykalna w swoich przekonaniach, jednak surowa ideologia rodziny Avery znalazła swoje odbicie i na jej poglądach. Nie posuwa się do otwartego tępienia tych gorszych, jednakowoż nie widzi dla nich miejsca w progach rezydencji jej kuzyna. - Jeśli tylko dotrzymasz mi towarzystwa, moja droga! Mam dziwne przeczucie, iż mój małżonek nie zdoła wyrwać się z Ministerstwa - od razu zauważa dziwną zmianę w głosie panny Lestrange, nie pozwala jednak by choć najmniejszy gest zdradził jej odkrycie. Przynajmniej nie teraz. Zamiast tego, zaczyna już zastanawiać się, jaką suknię powinna zakupić, by na balu wszystkie spojrzenia skierowane były właśnie na nią.
- Kogo? Opowiedz mi wszystko! - uśmiecha się do niej ciepło, wreszcie odkrywając przyczynę zachowania Calypso. Ma nadzieję, że nie będzie się krygować i od razu opowie jej wszystko wraz z pikantnymi szczegółami. Wszakże po tylu latach przyjaźni powinna wiedzieć, że wszystkie jej sekrety, niezależnie jak bardzo szokujące, są u Leandry zupełnie bezpieczne. Jeśli Lestrange potrzebuje powiernika tej trudnej tajemnicy, mogła zrzucić odrobinę jej ciężaru na ramiona pani Malfoy.
- Nic nie szkodzi - teraz jednak uśmiech rozciągnięty na jej ustach staje się blady, jak gdyby przygaszony. Sięga po kieliszek z Magicznym Laudanum i upija niewielki łyk, rozkoszując się ziołowym smakiem i błogim działaniem opium. - To wszystko stało się zbyt szybko - wyznaje, nie precyzując już czy ma na myśli czas pomiędzy jej zaręczynami i ślubem, czy też nader szybkie zamążpójście. Odrobinę brakowało jej przyjaciółki u boku, gdy zmagała się z dusznościami w czasie przyjęcia, na szczęście nie zabrakło przynajmniej jej kuzynki. - Powoli się poznajemy - odpowiada wymijająco, trudno jej zagłębiać się w szczegóły własnego małżeństwa. Woli być oparciem dla innych, niż szukać go dla siebie. Choć Calypso jest jej naprawdę bliska, woli nie poruszać tematów tak intymnych.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Oczywiście, że dotrzymam ci towarzystwa! - odpowiadam z entuzjazmem. Mam przecież nadzieję, że zabawa będzie co najmniej szampańska - Ale pomożesz mi z doborem kreacji? - pytam retorycznie, jestem przekonana, że odpowiedź zabrzmi: tak. Nic w tym przecież dziwnego, skoro jest moją przyjaciółką. Ile razy pomogła mi tak, że wyglądałam niebiańsko, jak jakaś anielica, która zstąpiła z nieba. Mam nadzieję, że i tym razem się to powiedzie, mam nadzieję, że w tłumie ujrzę znajomą twarz...
- Kogo? - powtarzam za nią. Zastanawiam się po cichu, naprawdę nie mam ochoty na te wszystkie pytania, ale to Lea, ale to przyjaciółka, kłamstwo czy niedopowiedzenia nie powinny między nami istnieć. Uśmiecham się nerwowo, bez potrzeby zaczęłam temat. Rozglądam się po czystym, poukładanym, białym pomieszczeniu, mam nadzieję uniknąć jej wzroku. W końcu nabieram powietrza, żeby odsłonić przed blondynką kawałek swojego serca - Poznałyśmy się w te wakacje, dopiero wróciła ze Stanów - zaczynam nieśmiało, czuję, jak zimny pot okala moją twarz, jak ręce się trzęsą, zasycha mi w gardle, ale kontynuuję swój wywód na temat pięknej brudnokrwistej. Drapię się nerwowo po ramieniu, nadal błądzę po własnym salonie wzrokiem. Kiedy napotykam małe lusterko stojące niedaleko okna, ponownie rozchylam wargi. Nie patrzę na Avery, nie chcę czuć na sobie jeszcze więcej wstydu - Właściwie do niczego nie doszło... - zatrzymuję się na chwilę i z rozmarzeniem odwracam do pani Malfoy - Ale ta chemia... - kończę i otrząsam się szybko. Nie chcę kontynuować tematu, może nie będzie wypytywać. Może ciekawość przegra? Nie, po co oszukuję sama siebie.
- Ojej, Leandro - zaczynam ze współczuciem, przecież jeszcze przed sekundą sądziłam, że ona i Fabian byli dla siebie stworzeni. Wyraz twarzy zamężnej dziewczyny przypomina mi, jak bardzo nie chcę się wiązać. Zastanawiam się, w końcu niedługo przyjdzie i mój czas. Kto to będzie?, myślę, ale nie potrafię znaleźć ani jednego szlachcica, z którym mogłabym założyć rodzinę. I żyć, co najważniejsze, i żyć. Spędzanie każdej minuty swojego istnienia w towarzystwie kogoś obcego wydawało mi się okropne. - Nie będę pytać o nic więcej, wydajesz się okropnie spięta - chwilę później podnoszę się, wstępuję na chwilę do kuchni i wracam z czymś dużo mocniejszym niż prezent od gościa. Pełna Ognistej butelka kusi mnie już od samego początku, po co mamy pić coś tak lekkiego? Po tak krótkiej rozmowie wyszło na jaw, że obie jesteśmy nieszczęśliwe, i że n i c nie możemy na to poradzić. Możemy się jedynie upić i na chwilę zapomnieć o Mathildzie, o mężu, o etykiecie i wczesnych ślubach z przymusu.
- To co? - pytam zachęcająco. Siedzę naprzeciw niej, przed nami naczynie wypełnione najlepszym alkoholem, jaki znam, a w głowach mnóstwo zmartwień. Pozbądźmy się ich na chwilę, proszę Leandro.
- Kogo? - powtarzam za nią. Zastanawiam się po cichu, naprawdę nie mam ochoty na te wszystkie pytania, ale to Lea, ale to przyjaciółka, kłamstwo czy niedopowiedzenia nie powinny między nami istnieć. Uśmiecham się nerwowo, bez potrzeby zaczęłam temat. Rozglądam się po czystym, poukładanym, białym pomieszczeniu, mam nadzieję uniknąć jej wzroku. W końcu nabieram powietrza, żeby odsłonić przed blondynką kawałek swojego serca - Poznałyśmy się w te wakacje, dopiero wróciła ze Stanów - zaczynam nieśmiało, czuję, jak zimny pot okala moją twarz, jak ręce się trzęsą, zasycha mi w gardle, ale kontynuuję swój wywód na temat pięknej brudnokrwistej. Drapię się nerwowo po ramieniu, nadal błądzę po własnym salonie wzrokiem. Kiedy napotykam małe lusterko stojące niedaleko okna, ponownie rozchylam wargi. Nie patrzę na Avery, nie chcę czuć na sobie jeszcze więcej wstydu - Właściwie do niczego nie doszło... - zatrzymuję się na chwilę i z rozmarzeniem odwracam do pani Malfoy - Ale ta chemia... - kończę i otrząsam się szybko. Nie chcę kontynuować tematu, może nie będzie wypytywać. Może ciekawość przegra? Nie, po co oszukuję sama siebie.
- Ojej, Leandro - zaczynam ze współczuciem, przecież jeszcze przed sekundą sądziłam, że ona i Fabian byli dla siebie stworzeni. Wyraz twarzy zamężnej dziewczyny przypomina mi, jak bardzo nie chcę się wiązać. Zastanawiam się, w końcu niedługo przyjdzie i mój czas. Kto to będzie?, myślę, ale nie potrafię znaleźć ani jednego szlachcica, z którym mogłabym założyć rodzinę. I żyć, co najważniejsze, i żyć. Spędzanie każdej minuty swojego istnienia w towarzystwie kogoś obcego wydawało mi się okropne. - Nie będę pytać o nic więcej, wydajesz się okropnie spięta - chwilę później podnoszę się, wstępuję na chwilę do kuchni i wracam z czymś dużo mocniejszym niż prezent od gościa. Pełna Ognistej butelka kusi mnie już od samego początku, po co mamy pić coś tak lekkiego? Po tak krótkiej rozmowie wyszło na jaw, że obie jesteśmy nieszczęśliwe, i że n i c nie możemy na to poradzić. Możemy się jedynie upić i na chwilę zapomnieć o Mathildzie, o mężu, o etykiecie i wczesnych ślubach z przymusu.
- To co? - pytam zachęcająco. Siedzę naprzeciw niej, przed nami naczynie wypełnione najlepszym alkoholem, jaki znam, a w głowach mnóstwo zmartwień. Pozbądźmy się ich na chwilę, proszę Leandro.
Gość
Gość
- Jak zawsze, Calypso! Nie mogę wszak pozwolić na to, byś prezentowała się korzystniej ode mnie - żartuje otwarcie. Nie raz i nie dwa zajmowała się już doradzaniem pannie Lestrange przy dobrze odpowiedniej kreacji, z jakiegoś powodu to jej trafiło się odpowiedniejsze wyczucie stylu, zwłaszcza tego salonowego.
Uśmiecha się łagodnie, starając się dodać jej otuchy do intymnych zwierzeń. Spodziewa się usłyszeć historię o przystojnym szlachcicu, który w mgnieniu oka swymi dobrymi manierami i uprzejmością skradł jej serce, jednak prawdziwa wersja przyprawia ją o ból głowy. Nie potrzebuje zbyt wiele czasu, by złożyć ze sobą wszystkie elementy układanki i z trudem powstrzymuje się przed tym, by nie wzdrygnąć się z zaskoczenia. Czy przyjaciółka właśnie wyznała jej co czuje do innej... kobiety? Leandra bierze głęboki wdech, siląc się na to, by przyjaciółka nie zorientowała się, że już wie. Zamiast tego poszerza uśmiech, łapie ją pokrzepiająco za dłonie. I ku niezadowoleniu Calypso, zamierza poznać wszystkie szczegóły.
- Poznałyście się? Co masz na myśli, moja droga? - pyta, starając się jakoś ją uspokoić. Może byłaby w stanie jej pomóc? W tajemnicy wślizgnąć się do jej głowy i naprawić to, co powodowało jej uczucia względem innej kobiety. Nie trudno przeoczyć wszystkie sygnały wysyłane przez pannę Lestrange, nie ulega wątpliwości, iż jest ona nadzwyczaj poddenerwowana. - I całe szczęście, że do niczego nie doszło. Wiesz, jak zareagowałaby twoja rodzina, gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział? - nie chce pozbawiać ją marzeń, ale nie może pozwolić, by przekreśliła całe swoje życie dla jednego zauroczenia. Gdyby doszło do czegoś z jakimś mężczyzną, szkody byłby niemożliwe do odwrócenia. Ale kobieta... czy Calypso w ogóle była świadoma, jakie represje mogą jej grozić, jeśli ktoś jej nieprzychylny dowiedziałby się o jej uczuciach?
Nie potrzebuje jej współczucia. Owszem, początki małżeństwa zdawały jej się niezwykle trudne, teraz jednak wszystko zaczyna powoli się normować. Leandra darzy swojego małżonka ogromnym szacunkiem i w głębi duszy rada jest, że ze wszystkich szlachciców, rodzina wskazała właśnie jego. Obdarza ją niebywałą wyrozumiałością, troszczy się o jej dobro - czy mogłaby pragnąć czegoś więcej?
- To nie tak - kręci głową, nie chce, by przyjaciółka odeszła z błędnym wyobrażeniem. - Wciąż nie wróciłam do pełni zdrowia po sierpniowym ataku choroby, trudno mi opowiedzieć ci o czymś więcej, gdy oboje dbamy o to, bym wreszcie wydobrzała - uśmiecha się do niej, przypominając sobie, iż dręcząca ją Klątwa Ondyny od dobrych piętnastu lat jest słusznym argumentem na wszystko. Gdy Calypso wraca z kuchni, trzymając w dłoniach butelkę Ognistej Whisky, uśmiecha się do niej przepraszająco. - Dobrze wiesz, że nie mogę - dziękuje jej. Nie tylko ze względu na to, iż damie nie wypada się upijać, nawet w towarzystwie innych dam (co powiedziałby jej mąż, gdyby w takim stanie wróciła na noc do domu?), ale ponieważ jej kondycja zdrowotna nie pozwala na spożywanie mocniejszych trunków. - Ale nie krępuj się, kochana - pokrzepia ją, zdając sobie sprawę, że jest niezbyt wyszukaną towarzyszką do picia.
Uśmiecha się łagodnie, starając się dodać jej otuchy do intymnych zwierzeń. Spodziewa się usłyszeć historię o przystojnym szlachcicu, który w mgnieniu oka swymi dobrymi manierami i uprzejmością skradł jej serce, jednak prawdziwa wersja przyprawia ją o ból głowy. Nie potrzebuje zbyt wiele czasu, by złożyć ze sobą wszystkie elementy układanki i z trudem powstrzymuje się przed tym, by nie wzdrygnąć się z zaskoczenia. Czy przyjaciółka właśnie wyznała jej co czuje do innej... kobiety? Leandra bierze głęboki wdech, siląc się na to, by przyjaciółka nie zorientowała się, że już wie. Zamiast tego poszerza uśmiech, łapie ją pokrzepiająco za dłonie. I ku niezadowoleniu Calypso, zamierza poznać wszystkie szczegóły.
- Poznałyście się? Co masz na myśli, moja droga? - pyta, starając się jakoś ją uspokoić. Może byłaby w stanie jej pomóc? W tajemnicy wślizgnąć się do jej głowy i naprawić to, co powodowało jej uczucia względem innej kobiety. Nie trudno przeoczyć wszystkie sygnały wysyłane przez pannę Lestrange, nie ulega wątpliwości, iż jest ona nadzwyczaj poddenerwowana. - I całe szczęście, że do niczego nie doszło. Wiesz, jak zareagowałaby twoja rodzina, gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział? - nie chce pozbawiać ją marzeń, ale nie może pozwolić, by przekreśliła całe swoje życie dla jednego zauroczenia. Gdyby doszło do czegoś z jakimś mężczyzną, szkody byłby niemożliwe do odwrócenia. Ale kobieta... czy Calypso w ogóle była świadoma, jakie represje mogą jej grozić, jeśli ktoś jej nieprzychylny dowiedziałby się o jej uczuciach?
Nie potrzebuje jej współczucia. Owszem, początki małżeństwa zdawały jej się niezwykle trudne, teraz jednak wszystko zaczyna powoli się normować. Leandra darzy swojego małżonka ogromnym szacunkiem i w głębi duszy rada jest, że ze wszystkich szlachciców, rodzina wskazała właśnie jego. Obdarza ją niebywałą wyrozumiałością, troszczy się o jej dobro - czy mogłaby pragnąć czegoś więcej?
- To nie tak - kręci głową, nie chce, by przyjaciółka odeszła z błędnym wyobrażeniem. - Wciąż nie wróciłam do pełni zdrowia po sierpniowym ataku choroby, trudno mi opowiedzieć ci o czymś więcej, gdy oboje dbamy o to, bym wreszcie wydobrzała - uśmiecha się do niej, przypominając sobie, iż dręcząca ją Klątwa Ondyny od dobrych piętnastu lat jest słusznym argumentem na wszystko. Gdy Calypso wraca z kuchni, trzymając w dłoniach butelkę Ognistej Whisky, uśmiecha się do niej przepraszająco. - Dobrze wiesz, że nie mogę - dziękuje jej. Nie tylko ze względu na to, iż damie nie wypada się upijać, nawet w towarzystwie innych dam (co powiedziałby jej mąż, gdyby w takim stanie wróciła na noc do domu?), ale ponieważ jej kondycja zdrowotna nie pozwala na spożywanie mocniejszych trunków. - Ale nie krępuj się, kochana - pokrzepia ją, zdając sobie sprawę, że jest niezbyt wyszukaną towarzyszką do picia.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
salon
Szybka odpowiedź