Biblioteka
AutorWiadomość
Biblioteka
Dwukondygnacyjna biblioteka zawiera zbiór białych kruków literatury magicznej, a także książek poświęconych tematom bliskim ich właścicielom. Na dolnym poziomie znajduje się miejsce z kanapami, przeznaczone do wygodnej lektury.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
18 grudnia
Nie lubił grudnia. Ostatni miesiąc roku kojarzył mu się wyłącznie z narastającym stresem, zarówno w pracy, jak i poza nią. Tym razem było jeszcze ciężej niż w ubiegłych latach, a to za sprawą niedawno wprowadzonego dekretu, który dostarczył urzędowi Niewłaściwego Użycia Czarów nie mało pracy i jeszcze więcej frustracji. Ciężko pełniło się obowiązki, gdy nie zgadzało się z odgórnie wydanymi poleceniami, a co więcej padło się ofiarą – pośrednią – nadużycia władzy; ostatnia polityka pani minister oburzyła wielu przedstawicieli najstarszych rodów, którzy obiecali dokładniej przyjrzeć się jej działaniom. Malfoy na samo wspomnienie aresztowania swojej młodej małżonki z trudem powstrzymał się przed zgrzytnięciem zębami, naciskając mocno klamkę drzwi prowadzących do prywatnych komnat pani domu. Zawahał się na progu. Nie bez powodu, bowiem wcześniej bywał w nich ledwie kilka razy – czuł się jak gość naruszający prywatność gospodarza, co samo w sobie było dość dziwne w miejscu, w którym to on był panem. Nie musiałby tego robić, gdyby cholerny skrzat ponownie nie zapomniał uzupełnić artykułów biurowych w jego gabinecie, a później nie zniknął gdzieś; rzecz nie do pomyślenia w rodzinnym domu Fabiana. Przewrócił oczami mijając kolejne pomieszczenia i nie zagłębiając się w ich obszary, kierując kroki ku biurku stojącemu w dalszej części komnaty. Czuł się nieswojo przekładając dokumenty należące do żony, jednak pilnie potrzebował papeterii aby móc wrócić do pracy, w której terminy coraz mocniej goniły i dawały się we znaki. Nagle jego uwagę przykuła otwarta koperta z charakterystyczną pieczęcią świętego Munga, na której to zacisnęły się jego szczupłe palce. Pewnie odłożyłby ją na miejsce, gdyby nie nazwisko Leandry jako pacjentki widoczne na wystającym fragmencie dokumentu. Uniósł lekko brew, wyciągając kartkę z koperty. Wyniki rutynowego badania żony interesowały go jeszcze bardziej odkąd podjęła staż w szpitalu. Nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym by zauważyć, że widocznie zmizerniała ostatnimi czasy, a mimo to pytania o samopoczucie zbywała uśmiechem i krótkim zapewnieniem, że jest po prostu zmęczona. Nie podobało mu się to, jednak skoro już ostatecznie wyraził zgodę na zabawę w stażystkę nie zamierzał cofać danego słowa. Chyba, że kolidowałoby to właśnie z jej delikatnym zdrowiem. Z treści listu, a raczej wyników badania, dowiedział jednak znacznie więcej niż przypuszczał. Zastygł w bezruchu, wpatrując się w starannie nakreślone litery. Ambiwalencja własnych uczuć wprawiła go w niemałe zmieszanie potęgując efekt zaskoczenia. Od jak dawna wiedziała? Data widoczna na liście mówiła o kilku dniach, a mimo to Leandra słowem się nie zająknęła na ten temat. Zacisnął palce na nasadzie prostego nosa, walcząc z natłokiem myśli i emocji zalewających jego osobę. Ciąża wszystko komplikowała, a zarazem zaciskała niewidzialne więzy małżeńskie. Zapominając o celu, w którym przekroczył progi komnaty, schował kartkę w kopertę, a tą wsunął w rękaw czarnej szaty będącej jedną z wielu, które ubierał przed wyjściem do Ministerstwa. Chociaż raz postanowił przedłożyć sprawy rodziny nad departament, zamiast do wyjścia z domu kierując się do biblioteki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie tam uda się Leandra chwilę po powrocie ze szpitala. Mógł na nią zaczekać, nie osaczać. Dodatkowo przemyśleć i oswoić się z nowo zdobytą wiedzą. Zostanie ojcem, myśl ta była dziwnie niepokojąca, ciężka do pojęcia. Kątem oka spojrzał na zegar stojący w kącie biblioteki odliczając czas do powrotu żony, palcami wybijając rytm na blacie parapetu i odwracając się w stronę okna. Dziecko. Czy kiedykolwiek coś wzbudziło w nim aż tak ogromne poruszenie jak wiadomość, że wkrótce dane mu będzie wcielić się w nową rolę? Zacisnął mocniej szczęki, walcząc z odczuwanym poruszeniem.
Nie lubił grudnia. Ostatni miesiąc roku kojarzył mu się wyłącznie z narastającym stresem, zarówno w pracy, jak i poza nią. Tym razem było jeszcze ciężej niż w ubiegłych latach, a to za sprawą niedawno wprowadzonego dekretu, który dostarczył urzędowi Niewłaściwego Użycia Czarów nie mało pracy i jeszcze więcej frustracji. Ciężko pełniło się obowiązki, gdy nie zgadzało się z odgórnie wydanymi poleceniami, a co więcej padło się ofiarą – pośrednią – nadużycia władzy; ostatnia polityka pani minister oburzyła wielu przedstawicieli najstarszych rodów, którzy obiecali dokładniej przyjrzeć się jej działaniom. Malfoy na samo wspomnienie aresztowania swojej młodej małżonki z trudem powstrzymał się przed zgrzytnięciem zębami, naciskając mocno klamkę drzwi prowadzących do prywatnych komnat pani domu. Zawahał się na progu. Nie bez powodu, bowiem wcześniej bywał w nich ledwie kilka razy – czuł się jak gość naruszający prywatność gospodarza, co samo w sobie było dość dziwne w miejscu, w którym to on był panem. Nie musiałby tego robić, gdyby cholerny skrzat ponownie nie zapomniał uzupełnić artykułów biurowych w jego gabinecie, a później nie zniknął gdzieś; rzecz nie do pomyślenia w rodzinnym domu Fabiana. Przewrócił oczami mijając kolejne pomieszczenia i nie zagłębiając się w ich obszary, kierując kroki ku biurku stojącemu w dalszej części komnaty. Czuł się nieswojo przekładając dokumenty należące do żony, jednak pilnie potrzebował papeterii aby móc wrócić do pracy, w której terminy coraz mocniej goniły i dawały się we znaki. Nagle jego uwagę przykuła otwarta koperta z charakterystyczną pieczęcią świętego Munga, na której to zacisnęły się jego szczupłe palce. Pewnie odłożyłby ją na miejsce, gdyby nie nazwisko Leandry jako pacjentki widoczne na wystającym fragmencie dokumentu. Uniósł lekko brew, wyciągając kartkę z koperty. Wyniki rutynowego badania żony interesowały go jeszcze bardziej odkąd podjęła staż w szpitalu. Nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym by zauważyć, że widocznie zmizerniała ostatnimi czasy, a mimo to pytania o samopoczucie zbywała uśmiechem i krótkim zapewnieniem, że jest po prostu zmęczona. Nie podobało mu się to, jednak skoro już ostatecznie wyraził zgodę na zabawę w stażystkę nie zamierzał cofać danego słowa. Chyba, że kolidowałoby to właśnie z jej delikatnym zdrowiem. Z treści listu, a raczej wyników badania, dowiedział jednak znacznie więcej niż przypuszczał. Zastygł w bezruchu, wpatrując się w starannie nakreślone litery. Ambiwalencja własnych uczuć wprawiła go w niemałe zmieszanie potęgując efekt zaskoczenia. Od jak dawna wiedziała? Data widoczna na liście mówiła o kilku dniach, a mimo to Leandra słowem się nie zająknęła na ten temat. Zacisnął palce na nasadzie prostego nosa, walcząc z natłokiem myśli i emocji zalewających jego osobę. Ciąża wszystko komplikowała, a zarazem zaciskała niewidzialne więzy małżeńskie. Zapominając o celu, w którym przekroczył progi komnaty, schował kartkę w kopertę, a tą wsunął w rękaw czarnej szaty będącej jedną z wielu, które ubierał przed wyjściem do Ministerstwa. Chociaż raz postanowił przedłożyć sprawy rodziny nad departament, zamiast do wyjścia z domu kierując się do biblioteki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie tam uda się Leandra chwilę po powrocie ze szpitala. Mógł na nią zaczekać, nie osaczać. Dodatkowo przemyśleć i oswoić się z nowo zdobytą wiedzą. Zostanie ojcem, myśl ta była dziwnie niepokojąca, ciężka do pojęcia. Kątem oka spojrzał na zegar stojący w kącie biblioteki odliczając czas do powrotu żony, palcami wybijając rytm na blacie parapetu i odwracając się w stronę okna. Dziecko. Czy kiedykolwiek coś wzbudziło w nim aż tak ogromne poruszenie jak wiadomość, że wkrótce dane mu będzie wcielić się w nową rolę? Zacisnął mocniej szczęki, walcząc z odczuwanym poruszeniem.
Fabian Malfoy
Zawód : Pracownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
czasem
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czas zdaje się umykać między palcami, gdy odziana w limonkowy kilt spędza całe dnie w szpitalu Świętego Munga. Zwykło się mówić, iż pierwsze tygodnie stażu są najtrudniejsze, doprowadzając swych adeptów na sam skraj wytrzymałości psychicznej i fizycznej. A jednak każda chwila poświęcona niesieniu pomocy innym i rozwijaniu samej siebie po raz pierwszy od lat przeszło osiemnastu, sprawia jej nieopisaną radość i motywuje do dalszej pracy ponad siły. Nawet jeśli wątpią w nią prawie wszyscy jej bliscy czekając na jeden fałszywy krok by z tryumfalnym uśmiechem oznajmić jej, iż kobiety nie są stworzone do kalania swych dłoni zarobkowaniem, a jej zabawa w uzdrowicielkę winna dobiec końca. Za nic ma podkrążone oczy, za nic skórę jeszcze bledszą i bardziej przypominającą porcelanę, niźli zwykle. Wbrew temu, co zdradza jej mizerny wygląd, przyczyną złego samopoczucia nie jest nieustanne przemęczenie, a kiełkujące w niej od prawie trzech miesięcy nowe życie. Wygrałeś, ojcze. Mówi się, że kobiety kwitną w trakcie ciąży - w przypadku Leandry jest dokładnie odwrotnie. Woli wierzyć w zapewnienia uzdrowiciela, że to symptomy typowe dla pierwszego trymestru i miną, gdy organizm nauczy się radzić sobie z nową sytuacją, zwłaszcza, że dziecko znajduje się w jak najlepszym zdrowiu. A jednak myśli spędzają sen z powiek i podsycają wszystkie troski oraz niepokoje. Od kilku dni dusi w sobie słowa, nie zdradzając nawet najmniejszego szczegółu ukochanemu mężowi, zaufanemu bratu, czy choćby pokojowej, która jako pierwsza dostrzegła przyczynę jej samopoczucia.
Obiecując samej sobie w głębi duszy, że o wszystkim powie Fabianowi jutro, gdy wróci z pracy mniej zmęczony i zniesmaczony niedawno wydanym dekretem, składa limonkowy kilt na ręce Monique, by polecić jej podanie herbaty i kolacji w bibliotece. Nikogo ze służby nie dziwi już, że od kilku tygodni, każdą wolną chwilę spędza pochylając się nad medycznymi księgami. Leandrę zaskakuje jednak odwrócona sylwetka męża, najpewniej wyczekującego jej powrotu przed oknem.
- Witaj, kochanie - mówi łagodnie, podczas gdy jej drobne dłonie suną od jego ramion w dół, by wreszcie zatrzymać się, kciukiem gładząc jego skórę przez materiał szaty. Wspina się na sam czubek palców, by wciąż stojąc za nim złożyć czuły pocałunek w okolicach jego żuchwy, nie będąc w stanie dosięgnąć policzka. - Pisałeś, że późno wrócisz z Ministerstwa - w jej głosie nie pobrzmiewa nawet krztyna wyrzutów, w końcu jak mogłaby złościć się na niego za to, że wreszcie jest? Nie mniej jednak, obecność męża w bibliotece budzi w niej pewną dozę niepokoju, nieco przytłaczającą tlącą się w niej iskrę radości. Usilnie stara się odnaleźć powód, który mógłby go zatrzymać w domowych pieleszach, jednakże znajdujący się w jej gabinecie list ze szpitala nawet nie przychodzi jej na myśl. Przecież Fabian nie bywa w komnatach pani domu, szanuje jej prywatność... nie mógłby się dowiedzieć o dziecku ze źródeł innych, aniżeli jej własne usta. Czyni kilka kroków do przodu, zatrzymując się przy zdobnej zasłonie, aby zrównać się wzrokiem z mężem. - Wszystko w porządku? - pyta zupełnie nieświadoma tego, iż właśnie kopie dół pod samą sobą. Ciepły uśmiech wygina jej wargi w subtelnym uśmiechu, a drobna dłoń - najpewniej już z przyzwyczajenia - sięga w kojącym geście jego policzka. Nieprzyjemne mdłości na samym dnie żołądka przypominają jej, że najpewniej już i teraz winna oznajmić mu radosną nowinę - jak jednak ma powiedzieć mu, że zostanie ojcem, jeśli jego głowę wypełniają zupełnie inne strapienia?
Obiecując samej sobie w głębi duszy, że o wszystkim powie Fabianowi jutro, gdy wróci z pracy mniej zmęczony i zniesmaczony niedawno wydanym dekretem, składa limonkowy kilt na ręce Monique, by polecić jej podanie herbaty i kolacji w bibliotece. Nikogo ze służby nie dziwi już, że od kilku tygodni, każdą wolną chwilę spędza pochylając się nad medycznymi księgami. Leandrę zaskakuje jednak odwrócona sylwetka męża, najpewniej wyczekującego jej powrotu przed oknem.
- Witaj, kochanie - mówi łagodnie, podczas gdy jej drobne dłonie suną od jego ramion w dół, by wreszcie zatrzymać się, kciukiem gładząc jego skórę przez materiał szaty. Wspina się na sam czubek palców, by wciąż stojąc za nim złożyć czuły pocałunek w okolicach jego żuchwy, nie będąc w stanie dosięgnąć policzka. - Pisałeś, że późno wrócisz z Ministerstwa - w jej głosie nie pobrzmiewa nawet krztyna wyrzutów, w końcu jak mogłaby złościć się na niego za to, że wreszcie jest? Nie mniej jednak, obecność męża w bibliotece budzi w niej pewną dozę niepokoju, nieco przytłaczającą tlącą się w niej iskrę radości. Usilnie stara się odnaleźć powód, który mógłby go zatrzymać w domowych pieleszach, jednakże znajdujący się w jej gabinecie list ze szpitala nawet nie przychodzi jej na myśl. Przecież Fabian nie bywa w komnatach pani domu, szanuje jej prywatność... nie mógłby się dowiedzieć o dziecku ze źródeł innych, aniżeli jej własne usta. Czyni kilka kroków do przodu, zatrzymując się przy zdobnej zasłonie, aby zrównać się wzrokiem z mężem. - Wszystko w porządku? - pyta zupełnie nieświadoma tego, iż właśnie kopie dół pod samą sobą. Ciepły uśmiech wygina jej wargi w subtelnym uśmiechu, a drobna dłoń - najpewniej już z przyzwyczajenia - sięga w kojącym geście jego policzka. Nieprzyjemne mdłości na samym dnie żołądka przypominają jej, że najpewniej już i teraz winna oznajmić mu radosną nowinę - jak jednak ma powiedzieć mu, że zostanie ojcem, jeśli jego głowę wypełniają zupełnie inne strapienia?
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Długie palce wystukują bliżej niezidentyfikowany rytm na parapecie okna, kiedy zamyślone spojrzenie wodzi powoli po przyprószonych śniegiem czubkach krzewów widocznych za szybą. Mężczyzna zbytnio jednak jest pochłonięty własnymi myślami, aby podziwiać zimowy krajobraz rozciągających się przed nim ogrodów. List schowany w rękawie szaty zdaje się palić żywym ogniem, wyłączając tym samym wszystkie inne sprawy, wysuwając się na pierwszy plan. A m b i w a l e n c ja – słowo klucz. Posiadanie potomka nigdy nie było dla Malfoya sprawą istotną, a tym bardziej odgórnie planowaną. Bycie młodszym synem lorda, posiadanie starszego idealnego w każdym calu brata zapewniało mu pozycję na tyle komfortową, że wręcz złudnie niezależną. Nie wymagano od niego niczego więcej niż odpowiedniego reprezentowania interesów rodziny i nie godzenia w jej dobre imię, co przez ostatnie dwa lata wychodziło mu wręcz perfekcyjnie, aż do publikacji listopadowego Walczącego Maga, na którego łamach postanowiono przedstawić brudy z przeszłości młodszego syna Euphemusa Malfoya. Fabian mimowolnie krzywi wargi na wspomnienie ojca, którego osoba pomimo upływu czasu wciąż pozostaje mu równie wstrętną. Czy za kilkanaście lat jego dziecko będzie reagować podobnie na wzmiankę o nim samym? Świadomość ojcostwa przeraża go, zna bowiem tylko jeden model rodziny i nie jest to wcale myśl przyjemna – wybór pomiędzy marionetką, a lekceważeniem. Kształtowanie nowego człowieka, wzięcie za niego odpowiedzialności to coś czego nigdy nie chciał. Szczególnie biorąc pod uwagę jego sytuację. Wadliwy gen niszczący powoli nie tylko mgliste marzenia, lecz także codzienność; kończący historię człowieka zdecydowanie za szybko. Delikatne zdrowie Leandry również nie jest mu obojętnym – myśl, że mógłby ją stracić paraliżuje. Uświadomienie sobie tego jest dla niego odkryciem, które na chwilę odwraca jego myśli od tematu dziecka. Zadaje sobie pytanie kiedy ta cicha potulna istotka, którą wybrano mu za żonę stała mu się tak bliska. Czy to chwile po nagłej śmierci ukochanej kuzynki udowodniły mu, że może mieć w Leandrze prawdziwe wsparcie? Prawdopodobnie tak. Irracjonalnie jedna z największych tragedii w jego życiu czyni dla niego kobietę, którą poślubił naprawdę ważną.
Natłok myśli sprawia, że nie słyszy ani otwieranych drzwi biblioteki ani kroków tłumionych miękkim dywanem pokrywającym drewnianą podłogę. Drga, czując drobne dłonie na swoich ramionach, słysząc melodyjny głos przy uchu. Wróciła, nie wie czy to ulga czy też może podenerwowanie, wynikające z zaistniałej sytuacji – dziwna mieszanina uczuć. Odwraca się powoli, uśmiechając się do Leandry swobodnie, choć z niepokojem odnotowuje jej niezdrową bladość i szare cienie pod oczami.
- Zmieniłem plany – odpowiada na pytanie, kładąc dłonie na wąskiej talii kobiety i przyciągając ją lekko do siebie. Pochyla głowę, odnajdując ustami jej wargi i składając na nich czuły pocałunek, w którym można odczytać niemą tęsknotę za wspólnie spędzonymi chwilami. Postanawia nie wspominać nic o liście, ciąży, swoich obawach i oczywiście radości, którą mimo wielu komplikacji odczuwa. Nie chce na nią naciskać, zapędzać w kozi róg. Czy to nie matka powinna wybrać odpowiedni dla niej moment na dzielenie się nowinami z resztą świata? Prostuje się, przeczesując palcami miękkie włosy żony. – Oczywiście, że wszystko w porządku. Chciałem po prostu cię zobaczyć – mówi, jakby była to najnaturalniejsza rzecz w ich życiu, w którym nadgodziny wcale nie wygrywają z czasem poświęcanym rodzinie.
Fabian Malfoy
Zawód : Pracownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
czasem
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Od miesięcy czuje się jak pisklę przedwcześnie wyrzucone z gniazda, które wciąż nienauczone latania, macha zawzięcie skrzydłami w nadziei, że stanie się cud i nie rozbije się boleśnie o ziemię. Spada coraz niżej, jednak miast na miękkiej trawie ląduje w obcym gnieździe, przysposabiana do roli, do której wciąż nie jest gotowa. Minęło zaledwie kilka dni, odkąd drżącymi rękami rozrywała kopertę schowanego w fabianowym rękawie listu, a nakreślone zielonym atramentem litery stały się jej osobistym wyrokiem, jednak usta jej milczą jak zaklęte. Bo przecież gdy tylko zdradzi komuś swój największy sekret, słowa staną się rzeczywistością. Zachowuje się więc, jak gdyby nic nie uległo zmianie, a rozwijające się w niej życie stanowiło jedynie przelotny epizod w pełni możliwy do utrzymania w sekrecie aż po kres jej dni. Wiecznie naiwna Leandra. To nie tak, że nie chce tego dziecka czy obawia się, że nigdy nie uda się jej pokochać go w ten łagodny sposób, którego łaknęła od najmłodszych lat. Gdzieś w głębi duszy czuje, że nie pozwoli zabrać sobie tego maleństwa i oddać go na wychowanie mamkom i guwernantką; to jej rola, by je wykarmić i tulić do piersi tak, jakby poza nim nie było już innego świata. A jednak boi się. Każdego ranka budzi się ze strachem, wciąż na nowo uświadamiając sobie, że to jeszcze nie jej moment. Bo jak mógłby być? Gdyby nie sugestia Monique nawet nie pomyślałaby, że przyczyną jej złego samopoczucia może być właśnie ciąża. Choć historie o znajdowaniu niemowląt na polach mandragon uznaje już za istne brednie, trudno jej połączyć fakty i dojść do wniosku, że dziecko pozostaje naturalnym owocem chwil wspólnie spędzonych z mężem. Być może po raz pierwszy jest gotowa przyznać rację Fabianowi, bo od lat nie czuła się bardziej dziecinnie.
- Doradź mi, najdroższy - wzdycha ciężko, mimowolnie wtulając policzek w jego dłoń. - Powinnam udać teraz naiwną i uwierzyć w każde twe słowo, czy też zauważyć pewną nieprawidłowość, gdyż w starciu z Ministerstwem zawsze znajdę się na przegranej pozycji? - dodaje z odrobinę większą śmiałością, na którą wciąż pracuje do utraty tchu. Bo choć wciąż brakuje jej przy nim całkowitej swobody, jego ramiona od wielu tygodni są jej bezpieczną przystanią. - A może winnam się cieszyć, iż wreszcie mam cię jedynie dla siebie? - kusi, choć wciąż pozostaje tego zupełnie nieświadoma. Drobne nadgarstki krzyżują się za jego karkiem, a wąskie usta, na których nie pozostał już nawet ślad pastelowej szminki, wyginają się w czułym uśmiechu. - Fabianie - wypowiada jego imię w niemej prośbie o uchylenia rąbka tajemnicy jego umysłu. Nie zamierza naciskać; bystre oczy z uwagą badają każdy cal jego twarzy, nie odnajdując na niej oznak typowych dla trosk i zmartwień. Wręcz przeciwnie, zdaje jej się nienaturalnie wylewny i podekscytowany czymś, co wciąż pozostawało dla niej nieznane. Spragniona bliskości odrzuca skrępowanie i sama dosięga jego słodkich warg, składając na nich upragniony pocałunek. Ambiwalencja. I jej towarzyszką stała się dzisiejszego dnia. Nie ma pojęcia, czy kontynuować zgłębianie meandrów jego umysłu, czy też odrzucić domysły i przypuszczenia, skupiając się na towarze z całą pewnością deficytowym. Bo może jeśli on nie zdecyduje się podzielić z nią swymi przemyśleniami, korzystając z tego rzadko spotykanego błogiego nastroju, będzie mogła zdradzić mu swoje własne?
- Doradź mi, najdroższy - wzdycha ciężko, mimowolnie wtulając policzek w jego dłoń. - Powinnam udać teraz naiwną i uwierzyć w każde twe słowo, czy też zauważyć pewną nieprawidłowość, gdyż w starciu z Ministerstwem zawsze znajdę się na przegranej pozycji? - dodaje z odrobinę większą śmiałością, na którą wciąż pracuje do utraty tchu. Bo choć wciąż brakuje jej przy nim całkowitej swobody, jego ramiona od wielu tygodni są jej bezpieczną przystanią. - A może winnam się cieszyć, iż wreszcie mam cię jedynie dla siebie? - kusi, choć wciąż pozostaje tego zupełnie nieświadoma. Drobne nadgarstki krzyżują się za jego karkiem, a wąskie usta, na których nie pozostał już nawet ślad pastelowej szminki, wyginają się w czułym uśmiechu. - Fabianie - wypowiada jego imię w niemej prośbie o uchylenia rąbka tajemnicy jego umysłu. Nie zamierza naciskać; bystre oczy z uwagą badają każdy cal jego twarzy, nie odnajdując na niej oznak typowych dla trosk i zmartwień. Wręcz przeciwnie, zdaje jej się nienaturalnie wylewny i podekscytowany czymś, co wciąż pozostawało dla niej nieznane. Spragniona bliskości odrzuca skrępowanie i sama dosięga jego słodkich warg, składając na nich upragniony pocałunek. Ambiwalencja. I jej towarzyszką stała się dzisiejszego dnia. Nie ma pojęcia, czy kontynuować zgłębianie meandrów jego umysłu, czy też odrzucić domysły i przypuszczenia, skupiając się na towarze z całą pewnością deficytowym. Bo może jeśli on nie zdecyduje się podzielić z nią swymi przemyśleniami, korzystając z tego rzadko spotykanego błogiego nastroju, będzie mogła zdradzić mu swoje własne?
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spojrzenie charakterystycznie jasnych oczu uważnie przesuwa się po kobiecej twarzy, szuka śladów przemęczenia, wyraża troskę, choć bez większych trudności można w nim dostrzec również niezadowolenie, którego wcale nie ukrywa. Cienie pod oczami, niezdrowa bladość - nie podoba mu się to i utwierdza w przekonaniu, że popełnił błąd zgadzając się na staż żony w świętym Mungu. Delikatne zdrowie szlachcianki nie może sprostać trudom w obliczu, których je wystawiono, a mimo to Malfoy zbytnio zajęty samym sobą pozwala jej na to szaleństwo. Do czasu. Do czasu, aż wiadomość, iż Leandra nie tylko własnym wątłym zdrowiem płaci za pogoń za marzeniami, ambicjami niewłaściwymi arystokratce. Dłonią gładzi jej miękki policzek, zastanawiając się, jak najłagodniej zamienić myśli na słowa; słowa, które muszą paść z jego ust. W jego gestii pozostaje nakierowanie rozmowy na odpowiednie tory, choć jeszcze zaledwie przed kilkoma minutami obiecywał sobie tego nie robić. Uśmiecha się, przepraszająco?, jakby w próbie załagodzenia tego co powie, co zrobi. Ale przecież to nieuniknione, po co więc dłużej to odwlekać?
- Masz rację, chciałem z tobą o czymś porozmawiać - powstrzymuje się przed westchnięciem, zręcznie nienachalnie wyplątując się z objęcia małżonki. Przygląda się jej przy tym uważnie, machinalnie przekręcając rodowy pierścień ciążący na palcu smukłej dłoni. - Długo - kłamie bez zająknięcia - się nad tym zastanawiałem, Leandro, i uważam, że ten staż to błąd - kurtyna. Nie spuszcza oczu z twarzy kobiety nie chcąc przegapić najmniejszej zmiany zachodzącej na jej obliczu. List schowany w połach szaty zdaje się palić jego jasną delikatną skórę, a mimo to Malfoy wciąż sprawia wrażenie spokojnego, wręcz odprężonego, przyzwyczajonego do grania niewygodnych dlań ról. - Nie wątpię, że sprawdziłabyś się na nim doskonale - nikłe pocieszenie, zdaje sobie z tego sprawę - jednak sama musisz przyznać, że odbija się na twoim zdrowiu zbyt mocno, a nim nie będę ryzykował - dopowiada, patrząc w jej błękitne oczy. Nie mówi wprost tego co ma na myśli ufając, iż kobieta pojmie jego intencje, zrozumie, że oto ostatni raz przywdziała limonkowy kitel będący nieodłącznym elementem świętego Munga, w którym dłużej nie było dla niej miejsca. Szlachcianka, żona i... matka. Dwie pierwsze role poprzedzane mężowską przychylnością nie stały, pomijając konwenanse, na przeszkodzie karierze, której chciała się oddać, jednak ostatnia z nich przekreślała to wszystko, co oczywiście Malfoy przemilczał, uważnie obserwując reakcję kobiety.
- Masz rację, chciałem z tobą o czymś porozmawiać - powstrzymuje się przed westchnięciem, zręcznie nienachalnie wyplątując się z objęcia małżonki. Przygląda się jej przy tym uważnie, machinalnie przekręcając rodowy pierścień ciążący na palcu smukłej dłoni. - Długo - kłamie bez zająknięcia - się nad tym zastanawiałem, Leandro, i uważam, że ten staż to błąd - kurtyna. Nie spuszcza oczu z twarzy kobiety nie chcąc przegapić najmniejszej zmiany zachodzącej na jej obliczu. List schowany w połach szaty zdaje się palić jego jasną delikatną skórę, a mimo to Malfoy wciąż sprawia wrażenie spokojnego, wręcz odprężonego, przyzwyczajonego do grania niewygodnych dlań ról. - Nie wątpię, że sprawdziłabyś się na nim doskonale - nikłe pocieszenie, zdaje sobie z tego sprawę - jednak sama musisz przyznać, że odbija się na twoim zdrowiu zbyt mocno, a nim nie będę ryzykował - dopowiada, patrząc w jej błękitne oczy. Nie mówi wprost tego co ma na myśli ufając, iż kobieta pojmie jego intencje, zrozumie, że oto ostatni raz przywdziała limonkowy kitel będący nieodłącznym elementem świętego Munga, w którym dłużej nie było dla niej miejsca. Szlachcianka, żona i... matka. Dwie pierwsze role poprzedzane mężowską przychylnością nie stały, pomijając konwenanse, na przeszkodzie karierze, której chciała się oddać, jednak ostatnia z nich przekreślała to wszystko, co oczywiście Malfoy przemilczał, uważnie obserwując reakcję kobiety.
Fabian Malfoy
Zawód : Pracownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
czasem
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jej Fabian. Największe nadzieje, najdotkliwsze rozczarowanie. Światło w tunelu i gonitwa we mgle. Coraz bliższy, a paradoksalnie wciąż nieosiągalny. Gdy pod szczupłymi palcami zdaje się wyczuwać szorstki materiał jego marynarki, czule gładząc ją po policzku, umyka jeszcze dalej. Niestrudzenie rysuje ramy, wyznacza granice, krocząc po grząskim gruncie i zapadając się z każdym krokiem. Dziecko winno scementować ich związek, zbliżyć do siebie, zacieśnić więzy - a jednak wyplątując się z jej ramion, Fabian decyduje się dołożyć cegłę do dzielącego ich muru. Na krótki moment, przestaje oddychać. Zdawać by się mogło, że to Ondyna po raz wtóry zaciska swoje szpony na jej płucach, przydusza w kolejnym ataku bezdechu, by jej wątła sylwetka wreszcie osunęła się bezwładnie na ziemię. A jednak wciąż stoi twardo na stopach, nie spuszczając z niego spojrzenia błękitnych tęczówek. Nie uległego i pokornego, a przepełnionego niedowierzaniem i niemym wyrzutem. Bo czyż nie ma do niego prawa, skoro w zaledwie kilku słowach zamierza spisać na straty wszystkie jej pragnienia?
- Fabianie, proszę... - wraz z pierwszym oddechem, z jej ust wydobywają się zaledwie dwa słowa. Wyrażające wszystko. Nie zwykła go o nic prosić, bynajmniej o nic ważnego. Wróć wcześniej z Ministerstwa. Połóż się spać. Przejdź się ze mną po ogrodzie. Rozchmurz się. Tak wiele prozaicznych zdań, pod koniec dnia wartych nie więcej, niż zeszłoroczny śnieg. Krucha, bezbronna Leandra, pękająca na miliony drobnych kawałeczków pod naciskiem stanowczości w jego głosie. Kręci głową, sznuruje wargi. - Nie - dziewicze stwierdzenie, wypowiedziane bez grama pewności. I dzięki jej braku, tysiąc razy silniejsze. - Nie - powtarza, tym razem mocniej. Coś pęka, coś się łamie. Wiecznie pokorna pani Malfoy po raz pierwszy w swej osiemnastoletniej egzystencji otwarcie się na coś nie zgadza, nie skrywając tego za opuszczonym wzrokiem. - Zaufaj mi, mon chéri. Znasz mnie na tyle, by wiedzieć, że nie mogłabym być na tyle lekkomyślna, by zdrowiem płacić za własne ambicje. Wiem, że mówisz to z troski o mnie, jednak zaledwie kilka dni temu konsultowałam swój stan z uzdrowicielem, który jednoznacznie stwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie, bym kontynuowała staż, gdyż przyczyny mego złego samopoczucia mają zupełnie odmienne podłoże... - przerywa, gdy coś wewnątrz znów nie pozwala powiedzieć mu wszystkiego. Przypomina natomiast o nowym życiu kiełkującym w jej łonie i spędzającym sen z powiek. Krok do przodu powtórnie zmniejsza dystans między nimi, to wszak kolejny etap ich osobliwego tańca. - Powiedziałeś kiedyś, że chcesz mieć we mnie partnerkę, nie pokorną żonę drżącą przed każdym twym słowem. Nie przekreślaj wszystkiego, na co pracowaliśmy przez te miesiące. Obiecuję, że złożę kitel, gdy przyjdzie na to pora. Ale pozwól mi zdecydować o tym samej - nim przyjdzie jej wypełnić rolę zupełnie odmienną.
- Fabianie, proszę... - wraz z pierwszym oddechem, z jej ust wydobywają się zaledwie dwa słowa. Wyrażające wszystko. Nie zwykła go o nic prosić, bynajmniej o nic ważnego. Wróć wcześniej z Ministerstwa. Połóż się spać. Przejdź się ze mną po ogrodzie. Rozchmurz się. Tak wiele prozaicznych zdań, pod koniec dnia wartych nie więcej, niż zeszłoroczny śnieg. Krucha, bezbronna Leandra, pękająca na miliony drobnych kawałeczków pod naciskiem stanowczości w jego głosie. Kręci głową, sznuruje wargi. - Nie - dziewicze stwierdzenie, wypowiedziane bez grama pewności. I dzięki jej braku, tysiąc razy silniejsze. - Nie - powtarza, tym razem mocniej. Coś pęka, coś się łamie. Wiecznie pokorna pani Malfoy po raz pierwszy w swej osiemnastoletniej egzystencji otwarcie się na coś nie zgadza, nie skrywając tego za opuszczonym wzrokiem. - Zaufaj mi, mon chéri. Znasz mnie na tyle, by wiedzieć, że nie mogłabym być na tyle lekkomyślna, by zdrowiem płacić za własne ambicje. Wiem, że mówisz to z troski o mnie, jednak zaledwie kilka dni temu konsultowałam swój stan z uzdrowicielem, który jednoznacznie stwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie, bym kontynuowała staż, gdyż przyczyny mego złego samopoczucia mają zupełnie odmienne podłoże... - przerywa, gdy coś wewnątrz znów nie pozwala powiedzieć mu wszystkiego. Przypomina natomiast o nowym życiu kiełkującym w jej łonie i spędzającym sen z powiek. Krok do przodu powtórnie zmniejsza dystans między nimi, to wszak kolejny etap ich osobliwego tańca. - Powiedziałeś kiedyś, że chcesz mieć we mnie partnerkę, nie pokorną żonę drżącą przed każdym twym słowem. Nie przekreślaj wszystkiego, na co pracowaliśmy przez te miesiące. Obiecuję, że złożę kitel, gdy przyjdzie na to pora. Ale pozwól mi zdecydować o tym samej - nim przyjdzie jej wypełnić rolę zupełnie odmienną.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Biblioteka
Szybka odpowiedź