Salon
AutorWiadomość
Stało się. Przypuszczał to już jakiś czas temu i nie dziwił się takiego skutku. Po swoim poprzednim małżeństwie nie pozostało wiele, a przecież ich rodzinie chodziło o potomka. Musiał więc wyjść za mąż ponownie. Nawet nie miał szans się przeciwstawić, wiedział że jak ojciec postanowi to tak będzie. Na nic się zdało odwlekanie w czasie. On znalazł odpowiednią kandydatkę, jej rodzice również wyrazili chęci tego związku, więc nie było o czym mówić. Co za chore czasy!
Dziś nadszedł dzień, kiedy miał poznać ów niewiastę. Zostali zaproszeni do jej mieszkania, gdzie razem z rodzicami (zarówno jej, jak i jego ojcem) mieli podyskutować o przyszłym weselu. Pewnie dranie byli ciekawi jaka będzie ich reakcja, gdy po raz pierwszy się ujrzą. To musi być dla nich zabawne. Jak jakaś gra, w której wybiera się komuś osobę, z którą ma spędzić resztę życia. A potem mają ubaw z min podczas pierwszego poznania. Tak pewnie będzie tym razem.
- Jak będzie gruba i brzydka to więcej cię nie odwiedzę - powiedział do ojca naburmuszonym tonem. Nie miał 5 lat, ale nawet dorosłemu człowiekowi ciężko było ożenić się z obcą kobietą, do której nic się nie czuje. Cwany starzec miał nad nim przewagę oczywiście. Mimo pełnoletności on i tak sprawował nad nim władzę.
Thomas jak na razie wiedział tyle, że jego wybranka to Blair Greengrass. No i oczywiście, że to dobra partia ze względu na ród, bla bla bla. Ostatni jego związek nie był zbyt udany, nie tylko ze względu na brak dzieci i ogólnej miłości i porozumienia. Żona zaginęła i po czasie uznano ją za zmarłą, a Fawley'a za wdowca. Szczęściarz? Może, ale nie życzył takiego losu kobiecie, z którą dzielił łoże. W końcu miał uczucia czyż nie?
Stanęli z ojcem przed drzwiami mieszkania. Mężczyzna poprawił synowi odzienie, by wyglądał dostojniej i pouczał, żeby należycie się zachowywał i nie wystraszył swojej przyszłej narzeczonej. W końcu miał ją dziś prosić o rękę. W dniu poznania, jak romantycznie. Los nie był sprawiedliwy, a właściwie jego ojciec nie był sprawiedliwy. Thomas patrzył na niego z jawną niechęcią. Nie mógł się przełamać po tym co zrobił. A mianowicie wyszedł za mąż z grubo młodszą kobietą. Kobietą, w której niegdyś kochał się Thomas!
Niech to się już skończy - pomyślał Thomas i zadzwonili do drzwi. Cierpliwie czekali na wpuszczenie ich do środka bez słowa, patrząc przed siebie, jakby nie wiedzieli jak ze sobą rozmawiać.
Dziś nadszedł dzień, kiedy miał poznać ów niewiastę. Zostali zaproszeni do jej mieszkania, gdzie razem z rodzicami (zarówno jej, jak i jego ojcem) mieli podyskutować o przyszłym weselu. Pewnie dranie byli ciekawi jaka będzie ich reakcja, gdy po raz pierwszy się ujrzą. To musi być dla nich zabawne. Jak jakaś gra, w której wybiera się komuś osobę, z którą ma spędzić resztę życia. A potem mają ubaw z min podczas pierwszego poznania. Tak pewnie będzie tym razem.
- Jak będzie gruba i brzydka to więcej cię nie odwiedzę - powiedział do ojca naburmuszonym tonem. Nie miał 5 lat, ale nawet dorosłemu człowiekowi ciężko było ożenić się z obcą kobietą, do której nic się nie czuje. Cwany starzec miał nad nim przewagę oczywiście. Mimo pełnoletności on i tak sprawował nad nim władzę.
Thomas jak na razie wiedział tyle, że jego wybranka to Blair Greengrass. No i oczywiście, że to dobra partia ze względu na ród, bla bla bla. Ostatni jego związek nie był zbyt udany, nie tylko ze względu na brak dzieci i ogólnej miłości i porozumienia. Żona zaginęła i po czasie uznano ją za zmarłą, a Fawley'a za wdowca. Szczęściarz? Może, ale nie życzył takiego losu kobiecie, z którą dzielił łoże. W końcu miał uczucia czyż nie?
Stanęli z ojcem przed drzwiami mieszkania. Mężczyzna poprawił synowi odzienie, by wyglądał dostojniej i pouczał, żeby należycie się zachowywał i nie wystraszył swojej przyszłej narzeczonej. W końcu miał ją dziś prosić o rękę. W dniu poznania, jak romantycznie. Los nie był sprawiedliwy, a właściwie jego ojciec nie był sprawiedliwy. Thomas patrzył na niego z jawną niechęcią. Nie mógł się przełamać po tym co zrobił. A mianowicie wyszedł za mąż z grubo młodszą kobietą. Kobietą, w której niegdyś kochał się Thomas!
Niech to się już skończy - pomyślał Thomas i zadzwonili do drzwi. Cierpliwie czekali na wpuszczenie ich do środka bez słowa, patrząc przed siebie, jakby nie wiedzieli jak ze sobą rozmawiać.
Gość
Gość
To dziwne, że Blair nie postanowiła pokazać się w rezydencji rodziny Greengrass. Rodziciele nie byli z tego faktu zadowoleni, a już na pewno nie podobały im się oświadczyny w tak zwyczajnym miejscu jak salon. Blair oświadczyła, że nikt nie będzie pałętał się po jej domu bez konsekwencji. Kupiła go, żeby uzyskać kilka chwil prywatności, a teraz postanowili jej to wszystko odebrać. Miała cichą nadzieję, że jej wybranek nie okaże się zbyt natrętny.
Całe to spotkanie wyglądało jak jakieś reality-show, w którym pewny siebie mężczyzna wybiera pyskatą niewiastę. Cóż poradzić?
Blair nie była na coś takiego gotowa. Najpierw chciała zająć się pracą, domem… Dopiero potem mogła myśleć o rodzinie, dzieciach. Zresztą, co złego byłoby w pozostaniu panną? Mogłaby żyć spokojnie i bez zmartwień.
Thomas Fawley, ulubieniec jej rodziców – tyle o nim wiedziała. Niewiele. Łączyły ich jedynie rody, oba bardzo znane i szanowane. Takie połączenie byłoby dobre. Przynajmniej według starszych… Należy pamiętać, że najpewniej oni także zostali związani w ten sposób.
Blair rzuciła matce przeciągłe spojrzenie. Na twarzy rodzicielki pojawił się serdeczny uśmiech, pełen podekscytowania. Blondynka, bo taki obecnie miała kolor włosów, tylko przewróciła oczami wpatrując się w drzwi. Czekali, aż przyjdą… Rodzice specjalnie przygotowali się wcześniej, aby nie zrobić gościowi niemiłej niespodzianki.
Mimo wszystko, ręce młodej Greengrass nieco drżały. Nie wiedziała jak zareagować na pierwsze spotkanie z całkowicie obcym człowiekiem. Obcym człowiekiem, który miałby zostać jej przyszłym mężem. I nadal miała tą cichą nadzieje, że coś się skomplikuje i z zaręczyn nici. Wiedziała jednak, że rodzice wszystko zaplanowali. Najpewniej.
W końcu usłyszeli dzwonek do drzwi. Ojciec przełknął głośno ślinę otwierając drzwi i zapraszając gości do środka.
Blair nie mogła ukrywać, że doznała lekkiego szoku. Mężczyzna o długich blond włosach, bardzo wysoki, z lekkim i dodającym uroku zarostem, stał w wejściu patrząc na swoją przyszłą wybrankę. Ona także utkwiła w nim swoje spojrzenie. Z pewnością nie było to zauroczenie, jedynie wydawał się być na swój sposób przystojny.
Jednak rodzice posiadali jakikolwiek gust.
Blair potrząsnęła głową natychmiast wykrzywiając twarz w serdecznym uśmiechu. Ojciec mówił, że musi się wszystkim przypodobać. Dużo uśmiechu, zero pomyłek. Wszystko jasne.
- Blair Greengrass – podeszła do ojca swojego przyszłego męża. Następnie, jak na damę przystało, wystawiła dłoń Thomasowi. W takich sytuacjach zawsze czuła się niepewnie, nie wiedząc, czy to odpowiednia okazja na takie powitania. – Jestem naprawdę szczęśliwa z powodu Waszej wizyty, naprawdę – uśmiechnęła się zapraszając ich do środka.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Wolała aby ojciec załatwiał wszystkie sprawy.
Całe to spotkanie wyglądało jak jakieś reality-show, w którym pewny siebie mężczyzna wybiera pyskatą niewiastę. Cóż poradzić?
Blair nie była na coś takiego gotowa. Najpierw chciała zająć się pracą, domem… Dopiero potem mogła myśleć o rodzinie, dzieciach. Zresztą, co złego byłoby w pozostaniu panną? Mogłaby żyć spokojnie i bez zmartwień.
Thomas Fawley, ulubieniec jej rodziców – tyle o nim wiedziała. Niewiele. Łączyły ich jedynie rody, oba bardzo znane i szanowane. Takie połączenie byłoby dobre. Przynajmniej według starszych… Należy pamiętać, że najpewniej oni także zostali związani w ten sposób.
Blair rzuciła matce przeciągłe spojrzenie. Na twarzy rodzicielki pojawił się serdeczny uśmiech, pełen podekscytowania. Blondynka, bo taki obecnie miała kolor włosów, tylko przewróciła oczami wpatrując się w drzwi. Czekali, aż przyjdą… Rodzice specjalnie przygotowali się wcześniej, aby nie zrobić gościowi niemiłej niespodzianki.
Mimo wszystko, ręce młodej Greengrass nieco drżały. Nie wiedziała jak zareagować na pierwsze spotkanie z całkowicie obcym człowiekiem. Obcym człowiekiem, który miałby zostać jej przyszłym mężem. I nadal miała tą cichą nadzieje, że coś się skomplikuje i z zaręczyn nici. Wiedziała jednak, że rodzice wszystko zaplanowali. Najpewniej.
W końcu usłyszeli dzwonek do drzwi. Ojciec przełknął głośno ślinę otwierając drzwi i zapraszając gości do środka.
Blair nie mogła ukrywać, że doznała lekkiego szoku. Mężczyzna o długich blond włosach, bardzo wysoki, z lekkim i dodającym uroku zarostem, stał w wejściu patrząc na swoją przyszłą wybrankę. Ona także utkwiła w nim swoje spojrzenie. Z pewnością nie było to zauroczenie, jedynie wydawał się być na swój sposób przystojny.
Jednak rodzice posiadali jakikolwiek gust.
Blair potrząsnęła głową natychmiast wykrzywiając twarz w serdecznym uśmiechu. Ojciec mówił, że musi się wszystkim przypodobać. Dużo uśmiechu, zero pomyłek. Wszystko jasne.
- Blair Greengrass – podeszła do ojca swojego przyszłego męża. Następnie, jak na damę przystało, wystawiła dłoń Thomasowi. W takich sytuacjach zawsze czuła się niepewnie, nie wiedząc, czy to odpowiednia okazja na takie powitania. – Jestem naprawdę szczęśliwa z powodu Waszej wizyty, naprawdę – uśmiechnęła się zapraszając ich do środka.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Wolała aby ojciec załatwiał wszystkie sprawy.
Gość
Gość
Rozterki Blair nie były obce Thomasowi. On również nie widział potrzeby małżeństwa i nie robił tego z przyjemności. Miał obowiązek wobec rodziny, wobec swojego rodu. Pierwszy raz nie wypalił, więc było do przewidzenia, że znajdą mu kolejną pannę. Oczywiście nie było tak, że miał coś przeciwko kobietom. Wręcz przeciwnie, uwielbiał je. Ale wolał takie poznane na imprezach, które mógł zabrać do domu, zrobić to, czego lepiej nie mówić na głos, a potem nigdy więcej ich nie zobaczyć. Wtedy przyjemność jest obustronna, bez zbędnych deklaracji i związywania. Małżonka to według Thomasa jedynie ograniczenie w życiu codziennym. Będzie musiał jej ostatecznie wyjawić prawdę o swojej pracy, a przecież tak niewiele osób wie. A co jeśli okaże się niegodna zaufania? Nic o niej nie wiedział, a miał się jej oświadczyć. Parodia.
Pierścionek w kieszeni jego marynarki wypalał dziurę. To nie był jego pierwszy raz, ale zdecydowanie nie są to chwile, do których da się przyzwyczaić. A przynajmniej on nie miał zamiaru. Nie było co psioczyć, nie miał wyjścia, jak wyjść za kobietę, którą za chwilę pozna. Zastanawiał się, jak wygląda, jaka jest. Czy jest miłą dziewczyną, z którą da się dogadać, czy wredną, z którą nie będzie miał żadnego kontaktu poza próbami poszerzenia rodziny?
W każdym razie drzwi otworzył starszy człowiek, czyli najpewniej ojciec jego przyszłej narzeczonej. Uścisnął mu rękę i uśmiechnął się serdecznie. Musiał zrobić dobre wrażenie, ojciec obserwował każdy jego ruch. Jak dobrze, że nie było tu jego nowej żonki. Chyba nie zniósłby jej obecności w tym miejscu. Na szczęście jego ojciec dał się przekonać, żeby jej nie zabierał.
Oboje zostali poprowadzeni do salonu, a Thomas nie krępował się nieco rozglądać, by ocenić wnętrze. To było jej mieszkanie, więc musiał ocenić jej gust i smak. W końcu jako artysta cenił sobie piękno. No i musiał przyznać, że jak na razie podobało mu się to, co widział. Dość minimalistyczne wnętrze, ale wszystko rozważnie dobrane. Jeśli sama urządzała, to nie było tak źle.
Thomas stanął w miejscu, kiedy zobaczył dziewczynę, którą miał poślubić. Była ładna! A to odkrycie... naprawdę mu się podobała, przynajmniej wizualnie. Schludnie ubrana, elegancko pomalowana i fryzura niby prosta, ale również świetna. Mężczyzna wychwytywał wszelkie szczegóły. Uśmiechnął się, widząc, że i ona odetchnęła z ulgą, że jej przyszły mąż jest przystojny. Kiedy jednak ona potrząsnęła głową i się uśmiechnęła, wydawało mu się to jakieś sztuczne. Jakby musiała się uśmiechać. Podniósł delikatnie brwi, a kiedy ruszyła w jego kierunku, on również zrobił parę kroków w przód.
- Thomas Fawley, bardzo miło mi cię poznać - powiedział, kłaniając się przed nią dostojnie i całując wierzch jej dłoni na powitanie. Odebrał od ojca kwiaty, które dla niej przyniósł i wręczył jej nieco nonszalancko. - To dla ciebie. Niemal tak piękne, jak ty.
Nie musiał udawać, była ładna i chciał ją poznać. Może gdyby nie ten cały przymus małżeństwa, byliby dobrymi przyjaciółmi? Kiedy zaprowadziła ich na środek salonu, mężczyzna wziął resztę podarków i skierował się do jej rodziców.
- Pani Greengrass, proszę przyjąć te kwiaty - powiedział, wręczając jej drugi bukiet, który przynieśli. Wszystko musiało być idealnie, czyż nie? Pocałował kobietę w rękę, po czym przeszedł do ojca dziewczyny. Podał mu jeden z lepszych koniaków, które udało mu się zebrać i uśmiechnął się przyjaźnie. - Może kiedyś uda nam się go razem wypić.
Odwrócił się w stronę blondynki z czarującym uśmiechem. Nie wiedział, co teraz... czy powinni usiąść i porozmawiać? Czy od razu przejść do rzeczy? Chyba nie wypada tak z wejścia, ale to gospodarze musieli zarządzić, czy goście mogą usiąść. W takim razie czekał cierpliwie na ich decyzje.
Pierścionek w kieszeni jego marynarki wypalał dziurę. To nie był jego pierwszy raz, ale zdecydowanie nie są to chwile, do których da się przyzwyczaić. A przynajmniej on nie miał zamiaru. Nie było co psioczyć, nie miał wyjścia, jak wyjść za kobietę, którą za chwilę pozna. Zastanawiał się, jak wygląda, jaka jest. Czy jest miłą dziewczyną, z którą da się dogadać, czy wredną, z którą nie będzie miał żadnego kontaktu poza próbami poszerzenia rodziny?
W każdym razie drzwi otworzył starszy człowiek, czyli najpewniej ojciec jego przyszłej narzeczonej. Uścisnął mu rękę i uśmiechnął się serdecznie. Musiał zrobić dobre wrażenie, ojciec obserwował każdy jego ruch. Jak dobrze, że nie było tu jego nowej żonki. Chyba nie zniósłby jej obecności w tym miejscu. Na szczęście jego ojciec dał się przekonać, żeby jej nie zabierał.
Oboje zostali poprowadzeni do salonu, a Thomas nie krępował się nieco rozglądać, by ocenić wnętrze. To było jej mieszkanie, więc musiał ocenić jej gust i smak. W końcu jako artysta cenił sobie piękno. No i musiał przyznać, że jak na razie podobało mu się to, co widział. Dość minimalistyczne wnętrze, ale wszystko rozważnie dobrane. Jeśli sama urządzała, to nie było tak źle.
Thomas stanął w miejscu, kiedy zobaczył dziewczynę, którą miał poślubić. Była ładna! A to odkrycie... naprawdę mu się podobała, przynajmniej wizualnie. Schludnie ubrana, elegancko pomalowana i fryzura niby prosta, ale również świetna. Mężczyzna wychwytywał wszelkie szczegóły. Uśmiechnął się, widząc, że i ona odetchnęła z ulgą, że jej przyszły mąż jest przystojny. Kiedy jednak ona potrząsnęła głową i się uśmiechnęła, wydawało mu się to jakieś sztuczne. Jakby musiała się uśmiechać. Podniósł delikatnie brwi, a kiedy ruszyła w jego kierunku, on również zrobił parę kroków w przód.
- Thomas Fawley, bardzo miło mi cię poznać - powiedział, kłaniając się przed nią dostojnie i całując wierzch jej dłoni na powitanie. Odebrał od ojca kwiaty, które dla niej przyniósł i wręczył jej nieco nonszalancko. - To dla ciebie. Niemal tak piękne, jak ty.
Nie musiał udawać, była ładna i chciał ją poznać. Może gdyby nie ten cały przymus małżeństwa, byliby dobrymi przyjaciółmi? Kiedy zaprowadziła ich na środek salonu, mężczyzna wziął resztę podarków i skierował się do jej rodziców.
- Pani Greengrass, proszę przyjąć te kwiaty - powiedział, wręczając jej drugi bukiet, który przynieśli. Wszystko musiało być idealnie, czyż nie? Pocałował kobietę w rękę, po czym przeszedł do ojca dziewczyny. Podał mu jeden z lepszych koniaków, które udało mu się zebrać i uśmiechnął się przyjaźnie. - Może kiedyś uda nam się go razem wypić.
Odwrócił się w stronę blondynki z czarującym uśmiechem. Nie wiedział, co teraz... czy powinni usiąść i porozmawiać? Czy od razu przejść do rzeczy? Chyba nie wypada tak z wejścia, ale to gospodarze musieli zarządzić, czy goście mogą usiąść. W takim razie czekał cierpliwie na ich decyzje.
Gość
Gość
Samo to powitanie wydało się jej komiczne. Nie mogła uwierzyć, że taka błahostka sprawiła, że chciało jej się śmiać. Wiedziała, że musi zachować spokój, by zrobić dobre pierwsze wrażenie na Thomasie, a w szczególności na jego ojcu. Wydawało jej się, że rodzice bardziej przejmowali się obecnością ojca Thomasa, który przecież mógł w każdej chwili ślub odwołać.
Na początku nie było tak sztucznie, sama zauważyła, że i on odetchnął z ulgą. Musiała przyznac, że była zadowolona, szczęśliwa. Jednak jej rodzice mieli dobry gust… Thomas wydał się sympatyczny, nie wiedziała jednak jaki będzie z charakteru. Oczywiście, dzisiaj każdy musiał być dla siebie miły i kochany, potem miało okazać się, czy Blair i Thomasa cokolwiek połączy. Ciężko było jej zakochać się w obcym człowieku, którego widziała pierwszy raz. Na razie było to jedynie lekkie zauroczenie, zdobyte dzięki jego atrakcyjności. Nie mogła powiedzieć, że był brzydki. Bo nie był.
Nie mogła też powiedzieć, że wyglądał na skończonego dupka – rozmawiającego tylko o sobie. Niektórzy chłopcy z arystokratycznych rodów byli tak narcystyczni, że aż przesadzali. Nie lubiła tego. Sama nie uważała, że jest najlepszą dziewczyną na świecie, jednak tiara chciała przydzielić ją do Slytherinu właśnie ze względu na jej charakter. Być może miała w sobie coś z wrednej i zadufanej w sobie blondyneczki?
Szybko otrząsnęła się wracając do myśli na temat Thomasa. Dobre pierwsze wrażenie.
- Blair Greengrass – uśmiechnęła się dziękując za kwiaty, tym razem naturalnie, bo ta sztuczność wydała się dziwna – a przecież sama była mniej więcej zadowolona. Nie trafił się jej żaden grubas, zrzędzący i proszący o śniadanko do łóżka. – Komplement godny uwagi – zauważyła, bo zrobiło jej się miło na duszy. Szczerze mówiąc zawsze dbała o swój wygląd… Nawet jeśli musiała ciężko pracować, bo chorzy pacjenci czekali na jej pomoc. Musiała w miarę wyglądać, powinna wykorzystywać swoje atuty.
Pokierowała się wzrokiem w stronę rodziców i rozmawiających z nimi gości. Uśmiechnęła się lekko odgarniając kosmyk jasnych włosów.
Chwilę potem zauważyła czarujący uśmiech Thomasa. Nie wiedziała, czy to jego sztuczka na zdobycie jej serca, by potem pokazać jakim jest wrednym chłoptasiem, czy zawsze tak się uśmiechał. Niemniej jednak sama posłała mu pełen radości uśmieszek odkładając na chwilę bukiet i podchodząc do zgromadzonych.
- Zapraszam, nie mogę kazać wam stać, usiądźmy i porozmawiajmy – zaprosiła wszystkich na kanapę pilnując aby wszyscy dotarli. – Może czegoś do picia?
Na początku nie było tak sztucznie, sama zauważyła, że i on odetchnął z ulgą. Musiała przyznac, że była zadowolona, szczęśliwa. Jednak jej rodzice mieli dobry gust… Thomas wydał się sympatyczny, nie wiedziała jednak jaki będzie z charakteru. Oczywiście, dzisiaj każdy musiał być dla siebie miły i kochany, potem miało okazać się, czy Blair i Thomasa cokolwiek połączy. Ciężko było jej zakochać się w obcym człowieku, którego widziała pierwszy raz. Na razie było to jedynie lekkie zauroczenie, zdobyte dzięki jego atrakcyjności. Nie mogła powiedzieć, że był brzydki. Bo nie był.
Nie mogła też powiedzieć, że wyglądał na skończonego dupka – rozmawiającego tylko o sobie. Niektórzy chłopcy z arystokratycznych rodów byli tak narcystyczni, że aż przesadzali. Nie lubiła tego. Sama nie uważała, że jest najlepszą dziewczyną na świecie, jednak tiara chciała przydzielić ją do Slytherinu właśnie ze względu na jej charakter. Być może miała w sobie coś z wrednej i zadufanej w sobie blondyneczki?
Szybko otrząsnęła się wracając do myśli na temat Thomasa. Dobre pierwsze wrażenie.
- Blair Greengrass – uśmiechnęła się dziękując za kwiaty, tym razem naturalnie, bo ta sztuczność wydała się dziwna – a przecież sama była mniej więcej zadowolona. Nie trafił się jej żaden grubas, zrzędzący i proszący o śniadanko do łóżka. – Komplement godny uwagi – zauważyła, bo zrobiło jej się miło na duszy. Szczerze mówiąc zawsze dbała o swój wygląd… Nawet jeśli musiała ciężko pracować, bo chorzy pacjenci czekali na jej pomoc. Musiała w miarę wyglądać, powinna wykorzystywać swoje atuty.
Pokierowała się wzrokiem w stronę rodziców i rozmawiających z nimi gości. Uśmiechnęła się lekko odgarniając kosmyk jasnych włosów.
Chwilę potem zauważyła czarujący uśmiech Thomasa. Nie wiedziała, czy to jego sztuczka na zdobycie jej serca, by potem pokazać jakim jest wrednym chłoptasiem, czy zawsze tak się uśmiechał. Niemniej jednak sama posłała mu pełen radości uśmieszek odkładając na chwilę bukiet i podchodząc do zgromadzonych.
- Zapraszam, nie mogę kazać wam stać, usiądźmy i porozmawiajmy – zaprosiła wszystkich na kanapę pilnując aby wszyscy dotarli. – Może czegoś do picia?
Gość
Gość
Tak to jest, że pierwsze wrażenie często bywało mylące. Bo czymże jest to pierwsze wrażenie? Mieszanką oceny wyglądu i zachowania w pierwszych chwilach spotkania. Jednak jak łatwo udawać przez kilka minut zupełnie innego człowieka? Łatwo dla człowieka, który na co dzień jest szpiegiem i jego pracą jest posiadanie wielu twarzy. Nie spodziewał się więc, że Blair będzie taka sama po ślubie, jaką zapamięta ją dzisiaj. On również na pewno będzie zupełnie inny, bo teraz starał się zrobić dobre wrażenie, zarówno na jej rodzicach, jak i samej przyszłej narzeczonej. Oczywiście nie był jakimś potworem, by można go było skreślać po bliższym poznaniu. Nie każdy musiał go lubić, ale zdecydowanie dał się lubić.
Co do zakochania, to Thomas nie wierzył w miłość. To uczucie było mu zupełnie obce, a powodem była obecna żona jego tatusia. Zawód w młodym wieku wytworzył traumę, którą trzydziestoletni, dorosły człowiek nie jest w stanie przełamać. Oczywiście nie mógł wiedzieć, czy kiedyś nie zakocha się w Blair. Nikt tego nie wie. Jak na razie był bardzo zadowolony, że jest smukłą i piękną kobietą. To bardzo ułatwi ich kontakt i relacje. No nie oszukujmy się, gdyby przyszło mu robić dziecko z jakąś brzydulą to miałby straszne opory! A tak może nawet oboje znajdą w tym przyjemność?
- Nie musisz się martwić, innych nawet nie wypowiadam - powiedział odnośnie komplementów ze swoim słodkim uśmiechem. No cóż, nie było to żadną nowością, że Thomas potrafił chwalić i lubił to robić, więc był w tym naprawdę dobry. Poza tym wiedział, że trzeba doceniać piękno kobiety.
Kiedy uśmiechnęła się do niego, zrobiło mu się lżej na sercu. Nie była jakąś zgorzkniałą panną wielce obrażoną, że rodzice chcą ją zmusić do małżeństwa. Wiedziała, że oboje w tym siedzą.
- Z przyjemnością - powiedział, podążając za nią i siadając dokładnie obok niej. Kiedy wszyscy zajęli już miejsca, zaproponowała coś do picia. Zaczęła zyskiwać u niego punkty, bo skoro tak wszystkim zarządzała, znaczy że była dobrą gospodynią.
- Chyba nie wypada mi prosić o alkohol, dlatego wystarczy herbata - powiedział szczerze. Lubił grać w otwarte karty, jeśli chodzi o kwestie rodzinne. A cóż, ta dziewczyna miała zostać jego żoną = rodziną. Rozsiadł się wygodnie na kanapie (oczywiście pamiętając o etykiecie i wszystkich tych pierdołach). Spojrzał na blondynkę i uśmiechnął się delikatnie. Poszczęściło mu się chyba. - Powiedz mi coś o sobie Blair, chciałbym cię trochę poznać. Wiem, że masz 25 lat, ale tu moja wiedza się kończy. Chciałbym na przykład wiedzieć, czym zajmujesz się na co dzień?
Co do zakochania, to Thomas nie wierzył w miłość. To uczucie było mu zupełnie obce, a powodem była obecna żona jego tatusia. Zawód w młodym wieku wytworzył traumę, którą trzydziestoletni, dorosły człowiek nie jest w stanie przełamać. Oczywiście nie mógł wiedzieć, czy kiedyś nie zakocha się w Blair. Nikt tego nie wie. Jak na razie był bardzo zadowolony, że jest smukłą i piękną kobietą. To bardzo ułatwi ich kontakt i relacje. No nie oszukujmy się, gdyby przyszło mu robić dziecko z jakąś brzydulą to miałby straszne opory! A tak może nawet oboje znajdą w tym przyjemność?
- Nie musisz się martwić, innych nawet nie wypowiadam - powiedział odnośnie komplementów ze swoim słodkim uśmiechem. No cóż, nie było to żadną nowością, że Thomas potrafił chwalić i lubił to robić, więc był w tym naprawdę dobry. Poza tym wiedział, że trzeba doceniać piękno kobiety.
Kiedy uśmiechnęła się do niego, zrobiło mu się lżej na sercu. Nie była jakąś zgorzkniałą panną wielce obrażoną, że rodzice chcą ją zmusić do małżeństwa. Wiedziała, że oboje w tym siedzą.
- Z przyjemnością - powiedział, podążając za nią i siadając dokładnie obok niej. Kiedy wszyscy zajęli już miejsca, zaproponowała coś do picia. Zaczęła zyskiwać u niego punkty, bo skoro tak wszystkim zarządzała, znaczy że była dobrą gospodynią.
- Chyba nie wypada mi prosić o alkohol, dlatego wystarczy herbata - powiedział szczerze. Lubił grać w otwarte karty, jeśli chodzi o kwestie rodzinne. A cóż, ta dziewczyna miała zostać jego żoną = rodziną. Rozsiadł się wygodnie na kanapie (oczywiście pamiętając o etykiecie i wszystkich tych pierdołach). Spojrzał na blondynkę i uśmiechnął się delikatnie. Poszczęściło mu się chyba. - Powiedz mi coś o sobie Blair, chciałbym cię trochę poznać. Wiem, że masz 25 lat, ale tu moja wiedza się kończy. Chciałbym na przykład wiedzieć, czym zajmujesz się na co dzień?
Gość
Gość
Blair nie mogła ukrywać, że nie zależało jej na urodzie mężczyzny. Podobnie jak czuł się Thomas, ona nie mogłaby spędzać czasu z brzydkim facetem, który doprowadzałby ją do szału. Samym wyglądem – była trochę rozkapryszoną księżniczką – jak na panią Greengrass przystało. W każdym bądź razie… Raczej nie patyczkowałaby się z ojcem, czy matką – po prostu rzuciłaby wybranka i prowadziła spokojne życie jako uzdrowicielka w Szpitalu Świętego Munga.
Nie mogła też ukrywać, że komplementy Thomasa były, przynajmniej w jego ustach, słodkie. Mogłaby słyszeć je całymi dniami… Może miała w sobie coś z narcyza? Wykorzystywała swoje atuty, zdawała sobie sprawę z ich istnienia.
Blair była dobrą gospodynią. Stosunkowo szybko opuściła progi Greengrassów, by rozpocząć własne życie w Centrum. Musiała pogodzić dom z pracą – sama gotowała, sama sprzątała. To wielki wyczyn zważając na fakt, że zwykle robiły to skrzaty. Mimo wszystko, często w tajemnicy przed ojcem sama pomagała stworkom w zmyciu naczyń, sprzątnięciu stołu. Dlatego wyniosła kilka przydatnych umiejętności – i nie ukrywała – radziła sobie wprost wyśmienicie. Oczywiście zdarzały się przypadki, że nie miała czasu na posprzątanie bałaganu – pacjent był ważniejszy i musiała o nich dbać. Nie było jednak mowy, że tego „wspaniałego” dnia będzie brudno. Musiała zachować się odpowiednio, zadbać o komfort swoich gości.
W momencie, gdy Thomas poprosił o herbatę wykrzywiła usta w szerszym uśmiechu – tym razem zrobiła to śmiało, z większą pewnością siebie. Ojciec jej wybranka rozmawiał z jej rodzicami, najwyraźniej chcieli im dać trochę czasu. *pokieruję Trochę ojcem Thomasa* Kiedy zapytała go, czy czegoś by się napił grzecznie odmówił.
W końcu wróciła z ciepłą herbatą – swoją ulubioną zresztą.
Ucieszyła się, gdy rozmowa zaczęła nabierać tempa. Miło było spędzać czas w jego towarzystwie – chociaż nadal nie zdawała sobie sprawy, co czeka ich związek po odejściu rodziców. Uśmiechnęła się otwierając usta w celu rozpoczęcia monologu. Jeśli można to tak nazwać.
- Pracuję w Szpitalu Świętego Munga, robię to z powołania. Uwielbiam pomagać innym, uszczęśliwiać ich rodziny. Miło się patrzy, gdy chorujący mąż spotyka się z żoną i z dziećmi... – zaczęła odgarniając kosmyk jasnych włosów. – Uwielbiam ten zawód i mogłabym pracować tam do końca życia. Pacjenci są bardzo mili – dodała z szczerym uśmiechem. W jej oczach zabłysły iskierki radości, tańczące w rytm niesłyszanej przez innych, muzyki. Nie powiedziała, że często płakała po nocach – nie mogąc zapomnieć o umierających, chorych śmiertelnie, osobach. Przecież nie chciała poryczeć się już przy pierwszym spotkaniu. Mimo pozorów, które stwarzała(wredna, narcystyczna blondyna) była bardzo uczuciową kobietą, którą dość łatwo zranić. – Teraz ty mi coś o sobie powiedz Thomas, na czym polega twoja praca, co lubisz robić?
Nie mogła też ukrywać, że komplementy Thomasa były, przynajmniej w jego ustach, słodkie. Mogłaby słyszeć je całymi dniami… Może miała w sobie coś z narcyza? Wykorzystywała swoje atuty, zdawała sobie sprawę z ich istnienia.
Blair była dobrą gospodynią. Stosunkowo szybko opuściła progi Greengrassów, by rozpocząć własne życie w Centrum. Musiała pogodzić dom z pracą – sama gotowała, sama sprzątała. To wielki wyczyn zważając na fakt, że zwykle robiły to skrzaty. Mimo wszystko, często w tajemnicy przed ojcem sama pomagała stworkom w zmyciu naczyń, sprzątnięciu stołu. Dlatego wyniosła kilka przydatnych umiejętności – i nie ukrywała – radziła sobie wprost wyśmienicie. Oczywiście zdarzały się przypadki, że nie miała czasu na posprzątanie bałaganu – pacjent był ważniejszy i musiała o nich dbać. Nie było jednak mowy, że tego „wspaniałego” dnia będzie brudno. Musiała zachować się odpowiednio, zadbać o komfort swoich gości.
W momencie, gdy Thomas poprosił o herbatę wykrzywiła usta w szerszym uśmiechu – tym razem zrobiła to śmiało, z większą pewnością siebie. Ojciec jej wybranka rozmawiał z jej rodzicami, najwyraźniej chcieli im dać trochę czasu. *pokieruję Trochę ojcem Thomasa* Kiedy zapytała go, czy czegoś by się napił grzecznie odmówił.
W końcu wróciła z ciepłą herbatą – swoją ulubioną zresztą.
Ucieszyła się, gdy rozmowa zaczęła nabierać tempa. Miło było spędzać czas w jego towarzystwie – chociaż nadal nie zdawała sobie sprawy, co czeka ich związek po odejściu rodziców. Uśmiechnęła się otwierając usta w celu rozpoczęcia monologu. Jeśli można to tak nazwać.
- Pracuję w Szpitalu Świętego Munga, robię to z powołania. Uwielbiam pomagać innym, uszczęśliwiać ich rodziny. Miło się patrzy, gdy chorujący mąż spotyka się z żoną i z dziećmi... – zaczęła odgarniając kosmyk jasnych włosów. – Uwielbiam ten zawód i mogłabym pracować tam do końca życia. Pacjenci są bardzo mili – dodała z szczerym uśmiechem. W jej oczach zabłysły iskierki radości, tańczące w rytm niesłyszanej przez innych, muzyki. Nie powiedziała, że często płakała po nocach – nie mogąc zapomnieć o umierających, chorych śmiertelnie, osobach. Przecież nie chciała poryczeć się już przy pierwszym spotkaniu. Mimo pozorów, które stwarzała(wredna, narcystyczna blondyna) była bardzo uczuciową kobietą, którą dość łatwo zranić. – Teraz ty mi coś o sobie powiedz Thomas, na czym polega twoja praca, co lubisz robić?
Gość
Gość
Czyżby trafił swój na swego? Dziewczyna nieco próżna i narcystyczna, zresztą podobnie jak on. Czy to możliwe, że tym razem lepiej udało się dobrać i w rzeczywistości para może się nawet polubić? Jak na razie Thomas nie wiedział jak będzie, bo i te okoliczności były bardzo oficjalne. Dopiero, gdy zostaną sami będą mogli dowiedzieć się więcej o swoich charakterach, a tym samym czy przypadną sobie do gustu w małżeństwie czy raczej będą schodzić sobie nawzajem z drogi.
Aktualne spotkanie było bardziej pokazem dobrych manier i wszystkich dobrych cech tych prawdziwych albo tych wymuszonych. Absolutnie nie oczekiwał, że tak samo będzie się zachowywać w samotności. Być może teraz chce jedynie zadowolić rodzicom? Wszystko się okaże.
Thomas jak na razie wiedział tyle, że kobieta była na tyle ładna, że pewnie podrywałby ją w barze, gdyby była taka okazja. Aż dziw, że się nigdy nie spotkali na neutralnym gruncie. Widocznie albo ciągle się mijali albo nawet się nie zauważali. Co było dosyć dziwne biorąc pod uwagę wszystkie te arystokratyczne spotkania i bale. A Thomas jednak tak łatwo nie zapomina ładnych buziek. Ale widocznie los chciał ich spotkać dopiero teraz i tak też się stało. Mężczyzna wodził za nią wzrokiem, co oczywiście musiała czuć. Jednak nie zamierzał opuszczać swojego spojrzenia, zważywszy na to, że podobało mu się to co widział.
Wziął łyk gorącej herbaty, gdy tylko postawiła ją przed nim. Całkiem smaczna, ale i tak ubolewał, że nie ma w niej prądu. Czy można już mówić o nadużyciu alkoholu? Chyba tak, ale zważywszy na jego stresującą pracę szpiega, chyba nikt by go nie winił.
- Uzdrowicielka? No proszę... aż dziwne, że nigdy nie spotkaliśmy się w Mungu, choć pewnie byłaś zajęta swoimi pacjentami - powiedział z łagodnym wyrazem twarzy. Przypomniał sobie ostatnią interwencję zaufanej uzdrowicielki, gdy złamał rękę. - Kobieta o wielkim sercu mi się trafiła, co za ulga! Opieka medyczna w domu to skarb, nie zapomnę o tym.
Posłał jej kolejny czarujący uśmiech, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie na tym pierwszym spotkaniu. Fakt, że była uzdrowicielką mógł być niesamowicie pomocny, bo nie narażałoby go na zdemaskowanie w przypadku jakichś ran w pracy.
Gdyby nie lata kłamstw.... pfu, praktyki to pewnie parsknąłby śmiechem, gdy zapytała o jego pracę. Cóż, nie mógł jej powiedzieć, a przynajmniej nie teraz. Nie kiedy nie miał do niej zaufania. A może ono przyjdzie z czasem. Coś jednak powiedzieć musiał, więc zostały standardowe procedury.
- O sobie mogę opowiadać całą noc - powiedział żartobliwie, by wychwyciła tę nutę. - Nie posiadam regularnej pracy. Param się malarstwem i jest to moją największą pasją. Czasem sprzedaje swoje dzieła i to mój jeden z dochodów. Oprócz tego jestem koneserem sztuki. Podróżuję, oceniam, handluję. A i jako hobby traktuję zbieranie różnego rodzaju alkoholi. Także niczego ci ze mną nie zabraknie.
Aktualne spotkanie było bardziej pokazem dobrych manier i wszystkich dobrych cech tych prawdziwych albo tych wymuszonych. Absolutnie nie oczekiwał, że tak samo będzie się zachowywać w samotności. Być może teraz chce jedynie zadowolić rodzicom? Wszystko się okaże.
Thomas jak na razie wiedział tyle, że kobieta była na tyle ładna, że pewnie podrywałby ją w barze, gdyby była taka okazja. Aż dziw, że się nigdy nie spotkali na neutralnym gruncie. Widocznie albo ciągle się mijali albo nawet się nie zauważali. Co było dosyć dziwne biorąc pod uwagę wszystkie te arystokratyczne spotkania i bale. A Thomas jednak tak łatwo nie zapomina ładnych buziek. Ale widocznie los chciał ich spotkać dopiero teraz i tak też się stało. Mężczyzna wodził za nią wzrokiem, co oczywiście musiała czuć. Jednak nie zamierzał opuszczać swojego spojrzenia, zważywszy na to, że podobało mu się to co widział.
Wziął łyk gorącej herbaty, gdy tylko postawiła ją przed nim. Całkiem smaczna, ale i tak ubolewał, że nie ma w niej prądu. Czy można już mówić o nadużyciu alkoholu? Chyba tak, ale zważywszy na jego stresującą pracę szpiega, chyba nikt by go nie winił.
- Uzdrowicielka? No proszę... aż dziwne, że nigdy nie spotkaliśmy się w Mungu, choć pewnie byłaś zajęta swoimi pacjentami - powiedział z łagodnym wyrazem twarzy. Przypomniał sobie ostatnią interwencję zaufanej uzdrowicielki, gdy złamał rękę. - Kobieta o wielkim sercu mi się trafiła, co za ulga! Opieka medyczna w domu to skarb, nie zapomnę o tym.
Posłał jej kolejny czarujący uśmiech, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie na tym pierwszym spotkaniu. Fakt, że była uzdrowicielką mógł być niesamowicie pomocny, bo nie narażałoby go na zdemaskowanie w przypadku jakichś ran w pracy.
Gdyby nie lata kłamstw.... pfu, praktyki to pewnie parsknąłby śmiechem, gdy zapytała o jego pracę. Cóż, nie mógł jej powiedzieć, a przynajmniej nie teraz. Nie kiedy nie miał do niej zaufania. A może ono przyjdzie z czasem. Coś jednak powiedzieć musiał, więc zostały standardowe procedury.
- O sobie mogę opowiadać całą noc - powiedział żartobliwie, by wychwyciła tę nutę. - Nie posiadam regularnej pracy. Param się malarstwem i jest to moją największą pasją. Czasem sprzedaje swoje dzieła i to mój jeden z dochodów. Oprócz tego jestem koneserem sztuki. Podróżuję, oceniam, handluję. A i jako hobby traktuję zbieranie różnego rodzaju alkoholi. Także niczego ci ze mną nie zabraknie.
Gość
Gość
Jeśli chodzi o pierwsze wrażenie – Thomas wypadł dobrze. A to najważniejsza chwila – przynajmniej według Blair, która usuwała wybraną osobę z swojej prywatnej listy kontaktów – jeśli tylko źle się zaprezentował. Tak czy inaczej… Nawet jeśli Fawley byłby brzydkim i niezbyt sympatycznym czterdziestolatkiem – nie mogłaby nie utrzymywać z nim kontaktu. Rodzice by ją zabili…
Z pewnością nie zachowywali się naturalnie. I on, i Blair starali się okazać dobre maniery i najlepsze cechy… Sami znali swoich rodziców, wiedzieli, że nie pozwoliliby na jakiekolwiek braki, niezgodności. Przecież najważniejszym było zyskać swoją sympatię.
W momencie, gdy mężczyzna zaczął wodzić za nią wzrokiem – co wyczuła, zauważyła… Na chwilę się zatrzymała. Potem tylko uśmiechnęła się ironicznie – oczywiście do siebie. Pochlebiało jej to – owszem – ale takich ludzi nie traktowała zbyt dobrze. Ale cóż… Przynajmniej nie robił tego jakiś nachlany starzec.
Kobieta o wielkim sercu, Thomasie? Gdybyś poznał ją bliżej – gdybyś wiedział, co wydarzy się, gdy wreszcie zostanie podjęta ostateczna decyzja. Blair, może i bardzo miła w stosunku do pacjentów – z pewnością nie była świętą i dobrą duszyczką. Pozostało w niej wiele cech Greengrassów – trochę narcystyczna, pewna siebie i arogancka. Rozwydrzona, rozpieszczona. Z pewnością różniła się od samego Thomasa, który w życiu przeżył dużo więcej. Ona nie zaznała problemów życia codziennego… Radziła sobie całkiem dobrze, a pod ręką miała najlepszych, najukochańszych rodziców – służących pomocną dłonią.
- Malarstwo – uśmiechnęła się serdecznie, całkowicie szczerze. Może jednak mieli zadatki na dobrą parę? Sama uwielbiała malować, potrafiła tworzyć całkiem ładne dzieła. Chociaż często wyrzucała je uważając, że nie nadają się do niczego. Niemniej jednak na ścianach jej mieszkania widniało wiele – o ile można to tak nazwać – dzieł. Może nie były jakieś super piękne, ale zawsze to coś. – Sama maluję – rzuciła jakby ignorując pozostałe informacje o mężczyźnie. Owszem, dałaby się nabrać. Nie była głupia, ale wykwalifikowany w oszukiwaniu ludzi – pewnie nawet najbliższych – Thomas zdołał ją co do tego przekonać. Może to zafascynowanie malarstwem sprawiło, że zgubiła dalszy temat. – Przy naszym następnym spotkaniu będziesz musiał pokazać mi trochę prac. W sumie to jestem amatorką – a skoro się tym parasz, jest to twoja największa pasja… Mógłbyś pomóc biednej Blair – zaśmiała się perliście ukazując białe zęby. Odgarnęła Jane włosy wracając do rozmowy. – Możesz też ocenić moje prace
Z pewnością nie zachowywali się naturalnie. I on, i Blair starali się okazać dobre maniery i najlepsze cechy… Sami znali swoich rodziców, wiedzieli, że nie pozwoliliby na jakiekolwiek braki, niezgodności. Przecież najważniejszym było zyskać swoją sympatię.
W momencie, gdy mężczyzna zaczął wodzić za nią wzrokiem – co wyczuła, zauważyła… Na chwilę się zatrzymała. Potem tylko uśmiechnęła się ironicznie – oczywiście do siebie. Pochlebiało jej to – owszem – ale takich ludzi nie traktowała zbyt dobrze. Ale cóż… Przynajmniej nie robił tego jakiś nachlany starzec.
Kobieta o wielkim sercu, Thomasie? Gdybyś poznał ją bliżej – gdybyś wiedział, co wydarzy się, gdy wreszcie zostanie podjęta ostateczna decyzja. Blair, może i bardzo miła w stosunku do pacjentów – z pewnością nie była świętą i dobrą duszyczką. Pozostało w niej wiele cech Greengrassów – trochę narcystyczna, pewna siebie i arogancka. Rozwydrzona, rozpieszczona. Z pewnością różniła się od samego Thomasa, który w życiu przeżył dużo więcej. Ona nie zaznała problemów życia codziennego… Radziła sobie całkiem dobrze, a pod ręką miała najlepszych, najukochańszych rodziców – służących pomocną dłonią.
- Malarstwo – uśmiechnęła się serdecznie, całkowicie szczerze. Może jednak mieli zadatki na dobrą parę? Sama uwielbiała malować, potrafiła tworzyć całkiem ładne dzieła. Chociaż często wyrzucała je uważając, że nie nadają się do niczego. Niemniej jednak na ścianach jej mieszkania widniało wiele – o ile można to tak nazwać – dzieł. Może nie były jakieś super piękne, ale zawsze to coś. – Sama maluję – rzuciła jakby ignorując pozostałe informacje o mężczyźnie. Owszem, dałaby się nabrać. Nie była głupia, ale wykwalifikowany w oszukiwaniu ludzi – pewnie nawet najbliższych – Thomas zdołał ją co do tego przekonać. Może to zafascynowanie malarstwem sprawiło, że zgubiła dalszy temat. – Przy naszym następnym spotkaniu będziesz musiał pokazać mi trochę prac. W sumie to jestem amatorką – a skoro się tym parasz, jest to twoja największa pasja… Mógłbyś pomóc biednej Blair – zaśmiała się perliście ukazując białe zęby. Odgarnęła Jane włosy wracając do rozmowy. – Możesz też ocenić moje prace
Gość
Gość
Co do sztuczności do absolutnie nie było jej widać po Thomasie. Po pierwsze potrafił doskonale się maskować, czego uczył się od dziecka i kontynuował w przygotowaniach do pracy w Wiedźmiej Straży. A po drugie on naprawdę był taki miły i szarmancki na co dzień, więc nie było nic dziwnego w jego zachowaniu. Zwłaszcza dla pięknych kobiet był niesamowitym dżentelmenem, a przecież Blair właśnie taka była. Nie mógł od niej oderwać wzroku, ale nie w natarczywy sposób. Wręcz przeciwnie, subtelnie na nią spoglądał, chłonąc jej widok. Poznanie bliżej jest nieuniknione, jeśli ma dojść do ślubu, więc z pewnością będzie świadomy wszelkich jej wad. Zdaje się, że po zawarciu związku małżeńskiego, ludzie przestają się starać robić na sobie jakiekolwiek wrażenie, więc będą pokazywać siebie w 100%. Ale kto wie? Może z biegiem czasu, zapałają do siebie uczuciem? Nigdy nic nie wiadomo. A jeśli nie to miał nadzieję, że chociaż będą godnymi partnerami i będą wobec siebie uczciwi. On zamierzał taki być.
- Malujesz? - zapytał mile zaskoczony. Cieszył się, że odnaleźli wspólną pasję, choć nieco ostygł jego zapał, gdy usłyszał, że jest amatorką. Ale może dzięki niemu rozwinie swoje umiejętności? W końcu potrafił być doskonałym nauczycielem. - Mam ich wiele w swoim apartamencie, możesz mnie odwiedzić w dowolnej chwili. Oczywiście, że pomogę panience w doskonaleniu swych dzieł.
To mogło być ciekawe doświadczenie i już wyobrażał sobie ciąg dalszy takich lekcji z uwzględnieniem różnych ciekawych mebli. Nie można się nudzić, nie? On przynajmniej nie zamierzał! Miał nadzieje, że dziewczyna będzie podzielała jego zdanie, bo nie chciałby uciekać się do zdrad.
- Jeśli chcesz, ocenię... ale ostrzegam, że jestem niesamowicie surowy - powiedział z uniesionym kącikiem ust. Musiał ją nieco nastraszyć, choć fakt faktem... oceniał szczerze, więc jeśli będzie mu coś nie pasowało to po prostu powie.
- Teraz ty powiedz mi czy masz jakieś zainteresowania, oprócz pomagania jako uzdrowicielka oczywiście - zapytał z ciekawością patrząc w jej twarz. Spojrzał na ojca, który dyskretnie dawał mu znak, że niedługo trzeba będzie przejść do właściwej treści spotkania... a więc oświadczyny.
- Malujesz? - zapytał mile zaskoczony. Cieszył się, że odnaleźli wspólną pasję, choć nieco ostygł jego zapał, gdy usłyszał, że jest amatorką. Ale może dzięki niemu rozwinie swoje umiejętności? W końcu potrafił być doskonałym nauczycielem. - Mam ich wiele w swoim apartamencie, możesz mnie odwiedzić w dowolnej chwili. Oczywiście, że pomogę panience w doskonaleniu swych dzieł.
To mogło być ciekawe doświadczenie i już wyobrażał sobie ciąg dalszy takich lekcji z uwzględnieniem różnych ciekawych mebli. Nie można się nudzić, nie? On przynajmniej nie zamierzał! Miał nadzieje, że dziewczyna będzie podzielała jego zdanie, bo nie chciałby uciekać się do zdrad.
- Jeśli chcesz, ocenię... ale ostrzegam, że jestem niesamowicie surowy - powiedział z uniesionym kącikiem ust. Musiał ją nieco nastraszyć, choć fakt faktem... oceniał szczerze, więc jeśli będzie mu coś nie pasowało to po prostu powie.
- Teraz ty powiedz mi czy masz jakieś zainteresowania, oprócz pomagania jako uzdrowicielka oczywiście - zapytał z ciekawością patrząc w jej twarz. Spojrzał na ojca, który dyskretnie dawał mu znak, że niedługo trzeba będzie przejść do właściwej treści spotkania... a więc oświadczyny.
Gość
Gość
Wtedy tak mówił, owszem. Jednak Blair potrafiła być podłą suką działającą na nerwach. Gdyby spędził z nią trochę więcej czasu pewnie miałby jej serdecznie dość. To nie tak, że nie dało się jej polubić. Po prostu nadal patrzyła na to wszystko dość sceptycznie… Ona chciała kontynuować karierę uzdrowicielki w świętym spokoju, chciała brać nadgodziny i nie zważać na problemy życia codziennego.
Jego uwagę puściła mimo uszu. Nie chciała aby oglądał jej dzieła… cóż, skoro się w tym pasjonował musiał być wyczulony. Jej obrazy nadal były na poziomie amatora nad amatorami, więc… cóż mogła zrobić jak po prostu sobie odpuścić? Niemniej jednak wizja lekcji z Thomasem wyglądała całkiem przyjemnie. Może naprawdę odnajdą wspólny język?
- Aktorstwo – odpowiedziała całkowicie szczerze. Cóż, mężczyzna miał w tym jakąś wprawę, w końcu oszukiwał swoją przyszłą małżonkę. Ale ona trenowała od wielu lat i naprawdę miała związane z tym marzenia. Kto wie, może kiedyś odpuściłaby sobie prace uzdrowicielki całkowicie oddając się swojej drugiej pasji? Nie. Chyba nie. – Uwielbiam grać – przez jej twarz przewinął się cień chytrego uśmiechu. Odgarnęła kosmyk jasnych włosów wpatrując się w jego oczy. Po chwili roześmiała się perliście kontynuując rozmowę. – Trenuję, cały czas trenuję, co prawda nie byłam na studiach, ale… radzę sobie całkiem dobrze – dodała lekko odchylając głowę w bok.
Zdecydowanie udane pierwsze spotkanie. Mogła powiedzieć, że nawet jej się spodobał. Gdyby nie to, że zmuszono ich do małżeństwa mogłaby spędzić z nim całe życie. Może i tak będzie? Ale kto wie, w każdej chwili mogą zrobić coś nie tak, może ich rody się pokłócą i… och, to niemożliwe. Oni za bardzo dbają o tradycje. Ojciec zarówno Thomasa i Blair bardzo pragnęli ich związku. Wydawałoby się, że bardziej od tych młodzieńców. O ile Thomas mógł myśleć o rodzinie, o tyle Blair była jeszcze młoda. Owszem, w czarodziejskim świecie gotowa do zakładania rodziny… ale sama nie czuła się gotowa. Chciałaby pozostać samotna. Gdyby chciała znaleźć sobie faceta, by zaspokoić potrzeby seksualne poszłaby na pierwszą lepszą imprezę.
Miała nadzieje, że nie zmuszą ich szybko do robienia dzieci.
Jego uwagę puściła mimo uszu. Nie chciała aby oglądał jej dzieła… cóż, skoro się w tym pasjonował musiał być wyczulony. Jej obrazy nadal były na poziomie amatora nad amatorami, więc… cóż mogła zrobić jak po prostu sobie odpuścić? Niemniej jednak wizja lekcji z Thomasem wyglądała całkiem przyjemnie. Może naprawdę odnajdą wspólny język?
- Aktorstwo – odpowiedziała całkowicie szczerze. Cóż, mężczyzna miał w tym jakąś wprawę, w końcu oszukiwał swoją przyszłą małżonkę. Ale ona trenowała od wielu lat i naprawdę miała związane z tym marzenia. Kto wie, może kiedyś odpuściłaby sobie prace uzdrowicielki całkowicie oddając się swojej drugiej pasji? Nie. Chyba nie. – Uwielbiam grać – przez jej twarz przewinął się cień chytrego uśmiechu. Odgarnęła kosmyk jasnych włosów wpatrując się w jego oczy. Po chwili roześmiała się perliście kontynuując rozmowę. – Trenuję, cały czas trenuję, co prawda nie byłam na studiach, ale… radzę sobie całkiem dobrze – dodała lekko odchylając głowę w bok.
Zdecydowanie udane pierwsze spotkanie. Mogła powiedzieć, że nawet jej się spodobał. Gdyby nie to, że zmuszono ich do małżeństwa mogłaby spędzić z nim całe życie. Może i tak będzie? Ale kto wie, w każdej chwili mogą zrobić coś nie tak, może ich rody się pokłócą i… och, to niemożliwe. Oni za bardzo dbają o tradycje. Ojciec zarówno Thomasa i Blair bardzo pragnęli ich związku. Wydawałoby się, że bardziej od tych młodzieńców. O ile Thomas mógł myśleć o rodzinie, o tyle Blair była jeszcze młoda. Owszem, w czarodziejskim świecie gotowa do zakładania rodziny… ale sama nie czuła się gotowa. Chciałaby pozostać samotna. Gdyby chciała znaleźć sobie faceta, by zaspokoić potrzeby seksualne poszłaby na pierwszą lepszą imprezę.
Miała nadzieje, że nie zmuszą ich szybko do robienia dzieci.
Gość
Gość
Salon
Szybka odpowiedź