[sen] So we walk alone.
AutorWiadomość
To be free of pain. To be loved, simply for who you are.
Is that not the engine of all human creatures? To be normal.
Zdobycie Złotej Rybki wbrew pozorom nie były aż takie proste. Oczywiście wiedziała gdzie jej szukać. Problemem był fakt, że większość dostawców i dilerów znała się z jej bratem. Och, Octaviusie jak zawsze wszystko mi utrudniasz… Nie chciała by wiedział, że szuka tego konkretnego specyfiku. Nawet taka drobna informacja w rękach młodszego Sheridana mogła jej zaszkodzić. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyła, nie chcąc nawet przed sobą samą przyznać, że poszukiwanie tego najbardziej halucynogennego środka, wydaje jej się słabością. Nie wiedziała nawet: co chce tym osiągnąć? Coś sobie udowodnić? Coś sprawdzić? Wiedziała jak działa Rybka i nigdy wcześniej nie czuła potrzeby, by szukać zatracenia w jej objęciach. Aż do dziś.
Sceptycznie przyglądała się zawartości buteleczki, którą dostała od handlarza. Racjonalna część jej umysłu odradzała spożywanie tej podejrzanie wyglądającej mikstury. Była w stanie na poczekaniu wyliczyć przynajmniej sześć błędów, które można było popełnić przy produkcji tego narkotyku, a które mogły mieć paskudne skutki dla jej zdrowia. Ryzykujesz dla omamów, dla iluzji – ostrzegał jadowity głosik z tyłu jej głowy. Ale przecież tego właśnie chciała, prawda? Nie wahając się dłużej wyciągnęła korek i wypiła eliksir. Potem ułożyła głowę na poduszce i zamknęła oczy…
Pióro gładko sunie po pergaminie. Ślady zielonego atramentu układają się w słowa. To list w interesach, oczywiście. Pisanie listów to teraz jej główne zajęcie. Nie musi robić nic więcej, by panować nad sytuacją – ma ludzi od brudnej roboty, którzy dokonują transakcji, ściągają długi i zbierają informację. Niesamowite jak wiele można załatwić kilkoma skreślonymi pośpiesznie słowami! I nazwiskiem, które od lat budziło szacunek wśród przemytników i złodziei. Otwarło przed nią tak wiele nowych ścieżek… Na Nokturnie wciąż była panną Ritą. A raczej panią Ritą. Kobietą, która w swoich smukłych dłoniach dzierżyła niemal cały czarny rynek. Jednoosobowa liga cieni, szara eminencja, królowa Nokturnu… Dostała wszystko o czym zawsze marzyła. A wszystko co musiała zrobić, by to osiągnąć to powiedzieć jedno „tak”. Tak, zostanę Twoją żoną.
Zakończyła list zamaszystym podpisem – Margerita Burke – i odłożyła pióro. Atrament potrzebował czasu, by wyschnąć, musiała mu na to pozwolić. Przecież nigdzie się nie spieszyła. Rozsiadła się wygodnie w skórzanym fotelu i potoczyła wzrokiem po gabinecie, w którym się teraz znajdowała. Wszystkie ściany pokrywały półki – a na nich stały książki. Setki, może nawet tysiące! Każda z nich traktująca o eliksirach. Kiedy nie była zajęta prowadzeniem interesów swojego pana męża, kontynuowała poszukiwania receptury na Eliksir Rozpaczy. Jej własny kamień filozoficzny! Była już blisko, miała nadzieję, że te księgi, które Anthony obiecał przywieźć jej z Bliskiego Wschodu wreszcie zaprowadzą ją do pełnej listy ingrediencji. Uśmiechnęła się szerzej na samą myśl o powrocie do pracowni, którą urządziła sobie w piwnicy. Nie musiała już utrzymywać się z pracy alchemika, więc nareszcie miała czas na niezliczone eksperymenty. Sztuka dla sztuki.
Z tych pogodnych rozmyślań wyrwał ją donośny tupot stóp. Uniosła głowę akurat w chwili, gdy drzwi gabinetu otwarły się z impetem.
- Co ja wam mówiłam o wchodzeniu do gabinetu bez pytania? – zapytała kryjąc nagłe rozczulenie pod surowym tonem. Zdradzały ją jednak oczy, które nie umiały patrzeć na dzieci inaczej niż z miłością. Ciemnowłosy chłopiec wyszczerzył się do niej przekornie, ukazując szparę po straconym przed tygodniem mlecznym zębie.
- Przecież jeszcze nie weszliśmy. Spójrz, stoimy na progu! – wskazał palcem w dół, zwracając uwagę Rity na bose stopy młodszej latorośli.
- Słodka Morgano, Estelle! – jęknęła, przywołując dzieci ruchem dłoni. – Dlaczego znowu nie masz butów? Gdzie je zgubiłaś? Rozchorujesz się. – przerwała reprymendę, gdy dzieci przebiegły już z entuzjazmem przez gabinet i dopadły do jej fotela. Podniosła córkę i usadziła ją na swoich kolanach, natychmiast obejmując drobne stópki dłońmi, by sprawdzić jak bardzo są wychłodzone.
- Miałeś pilnować siostry, Tobiasie. – skarciła syna, ale zdecydowanie zbyt łagodnie, by ten się przejął. Zamiast tego oparł brodę na podłokietniku i wbił w nią spojrzenie ciemnych oczu.
- Nic przecież nie poradzę na to, że ona ciągle je ściąga. – odparł, wydymając usteczka z urazą.
- Są niewygodne. – poskarżyła się cicho Estelle, która niczym mała małpka wtulała się w Ritę, kryjąc śliczną buzię w matczynych włosach. Pani Burke westchnęła tylko ciężko i pokręciła głową, uznając, że nie ma sensu kontynuować tej dyskusji. Niewątpliwie jednak trzeba będzie znaleźć kogoś kto uszyje pantofelki, które utrzymają się na stópkach maleńkiej panny Burke.
- Czemu zawdzięczam waszą wizytę? – zmieniła temat, spoglądając na pierworodnego. Jako starszy to zawsze on mówił za siebie i siostrę. Wszystkie psoty i pomysły rodziły się w jego główce, a on bez wahania wciągał we wszystko młodszą o cztery lata Estelle. (Estelle, dlaczego akurat Estelle? To próba odkupienia?).
- Czy tata dziś wróci? – zapytał z nadzieją, a kiedy potwierdziła jego przypuszczenie kiwnięciem głowy uśmiechnął się szeroko. Szturchnął palcem stopę siostry, która natychmiast przekręciła główkę i wbiła w niego wzrok. – Widzisz, Ella? Mówiłem, że to już dziś.
Rita nie mogła zobaczyć miny córki, ale domyślała się, że i ona uśmiecha się radośnie. Anthony wyjechał na wykopaliska miesiąc wcześniej i z każdym dniem dzieci coraz niecierpliwiej wypatrywały jego powrotu. Ucałowała czubek głowy dziewczynki i zmierzwiła dłonią włosy syna. Ramieniem przycisnęła córkę do siebie i podniosła się z fotela z pociechą na rękach.
- Poszukamy czegoś na te gołe stópki i pójdziemy do salonu poczekać na tatę. – oznajmiła i skierowała się do wyjścia. Zupełnie zapomniała o liście. Nie był nawet w połowie tak ważny jak marznące stopy jej dziecka.
Trzyosobowa procesja nie zdołała jednak wyjść z gabinetu, bo drogę zastąpił im Burke we własnej osobie. Wciąż w płaszczu podróżnym, wyciągał już ręce do Tobiasa, który z radosnym okrzykiem rzucił się w jego stronę. Chyba coś mówił, ale nie mogła dosłyszeć słów. Zakręciło jej się w głowie, coś boleśnie zakuło ją w piersi. Wszystko zaczęło się rozmywać…
Otwarła oczy i spojrzała na odrapany sufit. Było jej niedobrze. Nie umiała stwierdzić czy to wina eliksiru czy może reakcja organizmu na… rozczarowanie? Powrót do rzeczywistości był bolesny, Okrutny. I pomyśleć, że zrobiła to sobie na własne życzenie! Zacisnęła mocno usta i powoli usiadła na łóżku. Przeczesała palcami zmierzwione włosy, a potem sięgnęła do paczki papierosów. Zaciągnęła się głęboko i dopiero kiedy wypuściła dym z płuc zebrała w sobie dość siły by zejść do pokoju dziennego. Rozbudziła ogień w kominku i wpatrywała się w niego intensywnie przez dłuższą chwilę usiłując rozpoznać emocje, które kotłowały się w jej wnętrzu. Tęsknota dominowała w tym chaosie żalu i poczucia straty. Tęsknota za życiem, które nigdy nie miało być prawdziwe. Najbardziej chyba jednak za dziećmi, które nigdy nie istniały. Czy można pokochać kogoś kogo nie było? Potrząsnęła ze złością głową, odganiając od siebie takie rozważania. To była tylko iluzja! Dowód na to, że wszystkie te urojenia (nadzieje?), którym pozwoliła się rozwijać w swoich myślach mogły ją zaprowadzić najwyżej do szaleństwa. Osiągnęła swój cel. Udowodniła sobie, że zbłądziła. Zeszła ze ścieżki, którą przed laty postanowiła podążać. Dopuściła do siebie zbyt wielu ludzi i zbyt wiele uczuć. Nie popełnię tego błędu po raz drugi. – obiecała sobie, ciskając do kominka poranne wydanie Proroka Codziennego. Kolumna z ogłoszeniami błyskawicznie zajęła się ogniem, więc nie musiała już oglądać liter układających się w obwieszczenie o ślubie pana Burke i panny Malfoy.
można wrzucić do zakończonych
She wears strength and darkness equally well
The girl has always been half goddess, half hell.
The girl has always been half goddess, half hell.
Rita Sheridan
Zawód : Trucicielka, lichwiarka, hazardzistka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
The black heart angels calling
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
[sen] So we walk alone.
Szybka odpowiedź