Jaquan Thoth Shafiq
Nazwisko matki: Shafiq
Miejsce zamieszkania: obecnie Londyn
Czystość krwi: szlachecka
Zawód: specjalista ds. zabezpieczeń w banku Gringotta
Wzrost: 187 cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: ugier z domieszką złota
Znaki szczególne: Uroda bliskowschodnia charakteryzująca się ciemną oprawą oczu, śniadą karnacją, zadbaną cerą i zdrowymi, lśniącymi włosami. Trzy bazy zapachowe rozsiane wokół niego: pierwsza pochodzi od delikatnych olejków eterycznych jakimi się namaszcza, a które pochodzą wyłącznie z naturalnych wyciągów roślinnych; druga to magiczny proszek Neem do pielęgnacji włosów o przyjemnym, kwiatowym zapachu; trzecia, ostatnia - perfumy różnej maści, które stosuje bardzo oszczędnie przy zagłębieniu szyi i za uszami, więc woń ta wyczuwalna jest jedynie przy bliskim kontakcie z nim. Stroju rodzimego nie nosi, bo to domena jego ojca. On woli czarodziejski płaszcz, któremu i tak niedaleko do męskich hidżabów.
10-calową, sztywną, z włóknem z pachwiny nietoperza, wykonaną z drewna limby
system szkolnictwa domowego z wymagającą guwernantką na czele
pustynny lis (fenek)
obrączkę na palcu jako znak stagnacji i nieudanego związku małżeńskiego
eukaliptusem, piaskiem pustynnym, drewnem jałowcowym
siebie jako twórcę niezawodnego wykrywacza czarnej magii
łamaniem klątw, wynalazkami
sobie, bo Quidditcha nie znam
latam na dywanie
muzyki klasycznej, rytmów charakterystycznych dla Starożytnego Egiptu
Steven Kelly
Niektórzy czarodzieje wciąż nie wierzą w szlachetność krwi Shafiqów, dla nich nigdy nie byli i nie będą kompatybilni z ich wyobrażeniem o współczesnym życiu. Nawet arystokraci nie zawsze potrafią zajrzeć w głąb natury egipskiej, nie widzą w tym żadnego zakotwiczenia w świecie jaki znają. Mylą ich rytualne przymioty i ta specyficzna aura wyobcowania rozsiana wokół rodu. Nie mogą pojąć tajemnicy sukcesu tej rodziny, bo w gruncie rzeczy nie próbują. Od wielu lat czarodzieje patrzą na nich z pewną dozą podejrzliwości: jak przez zepsuty, niezdatny do poprawnego werdyktu lunaskop. Dostrzegają wykres zależności rodu wobec Anglii i Anglii wobec rodu, ale nic ponadto. Brak przewidywalności Shafiqów to zresztą najczęściej stawiany im zarzut — nigdy nie wiadomo kiedy zaatakują, za to zawsze można oczekiwać tego, co najgorsze. Rodzina nie jest szczególnie miłosierna wobec obcych, więc nie wszystkim pisany jest korzystny kontakt z nimi. Poza tym kulisy przejęcia przez Shafiqów banku Gringotta wciąż pozostają nieodkryte, przez co od lat budzą społeczny niepokój, a w skrajnych przypadkach — antypatię. Niewielu potrafi dostrzec w Egipcjan drugich Malfoyów, czy Rowle’ów, choć faktem jest, że przez wzgląd na duże osiągnięcia i głębokie zakorzenienie w magii cieszą się bezwzględnym szacunkiem.
Odkąd tylko Jaquan odkrył tę niewygodną prawdę, zadowala się akceptacją w liczbie jeden. Jest on i reszta świata — jego metoda na normalność w tym pełni zanglizowanym, hermetycznym środowisku. Wysokie ego i tak nie pozwoliłoby mu przyjąć, że może być inaczej. Nie jest jednak skończonym ignorantem, jak mogłoby się zdawać z początku. By utrzymać zdrowy rozsądek, tj. równowagę pomiędzy ojczystym domem a otoczeniem, nabył wybitną umiejętność do nie wyrażania swojego stanowiska wcale lub rzucania żartem w ramach rozbicia pierwotnych, mocno krytycznych znaczeń. Strategię tę, choć nieświadomie, wspierała od najmłodszych lat jego guwernantka, ucząc go zaciekle zasad retoryki i savoir-vivre'u. Sarkazmu nie przewidziała, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie ma bowiem w Londynie drugiego tak pięknie wysławiającego się osobnika, który kpiłby sobie z Anglii i z Egiptu kompletnie niewymuszenie. W pozostałych przypadkach, kiedy coś się dla niego liczy, mądrze rozgranicza to co swojskie od tego co przyswojone, przy czym często wyraża anachroniczny stosunek do obu tych sfer. Cóż poradzić... momentami potrafi być naprawdę konserwatywny i wierny kulturze orientu. A momentami nie.
Nakazy i zakazy nie są czymś, za czym szczególnie przepada, więc kiedy tylko może, ucieka od nich jak najdalej, choć przecież nie powie tego wprost. Bycie jawnym buntownikiem jest mu zupełnie nie na rękę, wobec czego uchodzi raczej za wychowanego typa. Dobrze gra. W towarzystwie tym bardziej, bo choć zdystansowanie, obcość i wrodzona chęć dominacji nie sprzyjają głębokim przyjaźniom, idzie to na korzyść romansom. Kobiety uwielbiają go za jego zdecydowanie, uwodzicielskość i egzotyczność zamkniętą w niebanalnym, bliskowschodnim wyglądzie. Niestety cenią go chyba tylko panie, bo mężczyźni mają tendencję do odsuwania go od swoich żon, narzeczonych i córek. Przede wszystkim od córek. Zresztą najczęściej drogę do szczęścia toruje mu jego własny ojciec, bo pomimo tego, że Jaquan nie traktuje flirtu jako coś zobowiązującego, stary Shafiq wciąż się boi, że jego pierworodny syn splami honor domu, żeniąc się z Angielką. To nic, że młody mimo wszystko znany jest ze swoich podbojów sercowych. Czarodzieje wiedzą, że prowadzi bujne życie seksualne, ale nikt nie mówi o tym głośno. Temat ten najwyraźniej zamieciono pod dywan, jak wiele innych przewinień strony szlacheckiej.
Chciałby powiedzieć, że jako ten szlachetny, małoletni chłopiec był wyjątkowo chłonnym uczniem — wciągał wiedzę magiczną tak chętnie jak pufek pigmejski odpadki z podłogi, stał na straży własnych, rozwijających się umiejętności latania na dywanie i nigdy nie skarżył się na nadmiar zajęć — z początku tak jednak nie było. W porównaniu do swojego licznego kuzynostwa był dość kłopotliwym protegowanym. Zbyt często polegał na własnych praktykach, a za rzadko na cudzych, a choć czysta krew zapewniła mu wyjątkową zdolność do wkuwania wszystkiego, co czarodziejskie, a guwernantka nigdy nie pozwalała mu opuścić gardy, siłą nakładając na niego szereg nauk i obowiązków zgodnych z doktrynami domu, nie posiadł najwyższej z cnót dobrego uczenia się — słuchania i zaangażowania.
Wprawdzie nie zawsze tak było, ale też nie na długo nacieszył się dziecinnym posłuszeństwem. Mając 3 lata pierwszy raz usłyszał o tym, że uzdrowicielstwo to jego powołanie, a choć jeszcze nie do końca wiedział jak się je tłumaczy oraz czym ono tak właściwie jest do lat pięciu bezkrytycznie ufał rodzicom w tym, że tak w istocie jest. Zresztą wierzył im w wielu innych sprawach. Dał się przekonać co do tego, że jest niespotykanym, urokliwym chłopcem, że czeka go świetlana przyszłość i że mugole nie są warci choćby libra jego uwagi. Że zaszczyt pociąga za sobą obowiązki. Tak mu się właśnie wydawało, kiedy dalsze dwa lata spłynęły mu na pierwszych lekcjach etyki i dobrego wychowania. Tego starał się też trzymać przekraczając wiek siedmiu lat, objawiając pierwsze oznaki czarodziejstwa. Problem w tym, że szybko przekonał się co do tego, że lecznictwo magiczne to tylko ułuda wspaniałości. Otoczka, za którą kryje się nic innego jak masa arkuszy z recepturami leczniczymi do przyswojenia, ziołami do spamiętania i eliksirami do uwarzenia — wszystko to zdawało się miażdżyć go nadmiarem teorii. Kiedy więc ojciec powtarzał mu, że „masz to w genach, chłopcze”, jakimś dziwnym trafem przestał słuchać. Jego geny najwyraźniej nie dziedziczyły, a serce nie biło ani trochę mocniej do ponoć przeznaczonej mu medycyny. Podobnie było z nastawieniem do korzeni. Barwne, pełne napięcia historie o Egipcie, jakimi karmili go rodzice już od kołyski, wciąż zdawały się piekielnie odległe. Rozbiły jego zapał do pracy na drobne elementy, tytułowane odtąd frazami; „nie chce mi się”, „nie mogę”, „nie lubię”, „wiem lepiej”. Te ostatnie doprowadzały ojca do szału.
Decyzja o wysłaniu dziesięcioletniego Jaquana z Anglii do Egiptu była nieodwołalną, radykalną próbą urzeczywistnienia tego, co dotąd traktował jak abstrakt. Siedząc w domu wuja w Kairze nie tylko dał się oczarować krainie Złotego Nilu, ale nareszcie zaznał tego, o czym do tej pory tylko słuchał. A w słuchaniu — ustalmy to raz jeszcze — nie był najlepszy. Dopiero lekcje w terenie u boku niepobłażliwej guwernantki uzmysłowiły mu, że nawet ten upierdliwy, przyswojony mu za dziecka rytuał natłuszczania skóry olejkami ma swoje zastosowanie, a doświadczenie promieni upalnego słońca na rozgrzanej skórze upewniło go w tym, że każda nauka, nawet ta zamknięta w obrządkach, ma swój początek i kres. Pobudkę i sens.
Siedem lat szkoły nie byłoby go w stanie nauczyć tyle, ile piętnaście lat w Egipcie, poświęconych szczególnie na poznawaniu ojczystej kultury, łamaniu klątw oraz na zwiedzaniu najskrytszych zakamarków grobowców faraońskich. Całą resztę, łącznie z egzaminami zaleconymi przez Ministerstwo Magii, Jaquan traktował bardziej jak konieczność. To pułapki piramid i złożone budowle świątyń kapłańskich interesowały go najbardziej. Nic dziwnego, że tak szybko wyszkolił się w swoim fachu — za sprawą podróży po Afryce przeciwuroki i sposób zapobiegania czarnej magii poznał od podszewki, czerpiąc z tajemnych strategii rodu Shafiqów. Dodatkowo zainspirowany spotkaniami z wybitnie inteligentnymi stworzeniami — sfinksami — dojrzał do tego, by w życiu kierować się konsekwencją i logiką. A logicznym wydawało mu się w tamtym czasie to, by ukończyć nauki związane z dziedziną medyczną pomimo swojej niechęci do wszystkiego, co wymagało od niego zaplecza teoretycznego. Być może przez machinalnie wpojone sobie regułki nie stoi na parnasie wraz z utalentowanymi uzdrowicielami i alchemikami z jego rodziny, ale na tle europejskiego nauczania i tak wypada ponadprzeciętnie dobrze. Wszystko to za sprawą upierdliwej guwernantki, parunastu lat udręki przy studiowaniu ksiąg i przymusu bycia dobrym. W rodzinie Shafiqów nic bowiem nie ginie, a podstawy magii leczniczej tym bardziej. Drugą sprawą jest to, że wiedza która stanowi zaledwie bazę dla Egipcjan jest już stadium zaawansowanym w pojęciu Europejczyków.
Tymczasem Kair otworzył przed nim furtkę do czegoś jeszcze: krainy wiecznego urodzaju i magii w jej najbardziej pierwotnym wymiarze, z czego czerpie po dziś dzień przy konstruowaniu czarodziejskich wynalazków, głównie tych dotyczących wykrywania czarnej magii. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego od ciągłego odkrywania sposobów na przechytrzenie czarnoksiężniczych praktyk i choć do tej pory jedyną większą zasługą Jaquana w tej dziedzinie jest ulepszenie działania próbników tożsamości, te specyficzne zainteresowania wynalazkami i jednoczesne interesy rodziny popchnęły go do tego, by w wieku 25 lat wrócić do Anglii. Wprawdzie wciąż tęskno mu za Egiptem i intrygującymi go nie od dziś feniksami, ale po uprzednim zaliczeniu kursów, m. in. na łamacza klątw i na specjalistę do spraw magicznych zabezpieczeń, przynajmniej może zająć się tym, na czym zna się najlepiej. Owocem tego jest okrzyknięcie go najbardziej efektywnym pracownikiem działu, co wcale nie jest bez znaczenia dla jego wymagającego ojca. Jeśli istnieje powód, dla którego mógłby być szalenie dumny ze swojego pierworodnego, to byłaby to właśnie praca dla instytucji czarodziejskiej. Ojciec szczerze liczy na to, że jego syn w przyszłości przejmie spuściznę Shafiqów, a co za tym idzie, zatrzyma w posiadaniu bank Gringotta.
Do dziś nie udało mu się jednak przekonać syna do narzeczeństwa, bo pomimo swoich trzydziestu lat na karku, Jaquan jeszcze nie zdecydował się na ten odważny krok ku małżeństwie. Woli siać zamęt w pojedynkę, więc odrzucił już ponad dwadzieścia kandydatek na żonę. To nie jego wina, że każda jedna wydaje się horrendalnie nudna. Ale nudna w oczach starego Shafiqa wciąż może być potrzebna, więc ostatnio Jaquanowi coraz trudniej negocjować swoją własną wolność i wymieniać urojone wady pań, które mogłyby je dyskwalifikować z konkursu na małżonkę. Odkąd ojciec spostrzegł się, że każda drobnostka może stać się wymówką dla rozstania, wyszukuje kobiet, których charakter i sposób bycia nie sposób zakwestionować.
1 | |
0 | |
15 | |
5 | |
6 | |
0 | |
6 |
Różdżka, 12 punktów statystyki
Witamy wśród Morsów
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see