Keira Moore
Nazwisko matki: Ross
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: ubogi
Zawód: praktykantka w Esach & Floresach
Wzrost: 155
Kolor włosów: hebanowe
Kolor oczu: piwne
Znaki szczególne: nos w książce, zakręcanie kosmyka włosów na palcu, przygryzanie dolnej wargi podczas czytania książki, blizna w kształcie haczyka na prawym nadgarstku, panicznie krzyczy na widok jaszczurek
dąb czerwony, szpon hipogryfa, giętka, 11 cali
Ravenclaw
nie potrafi wyczarować
stos płonących książek
zapach starych książek, wzburzonego morza, palonego drewna
Stos książek jako bestellery
Książki, Starożytne Runy
żadnej
pisarka
Irlandzkiej
Sara Sampaio
Nazywam się Petunia Ross. Oddałam swoje dziecko
Byłam… naprawdę młoda. Nauka zawsze była dla mnie wszystkim. Nie potrafiłam się odprężyć, gdy miałam przed sobą wizję końcowych egzaminów. Unikałam imprez, może to był błąd… Gdy otrzymaliśmy wyniki naszych OWUTEM’mów, byłam nagle tak szczęśliwa. Spontaniczność nagle zadecydowała o całym moim życiu. Oby uczcić nasz sukces, poszliśmy do Dziurawego Kotła. Pierwszy raz mogliśmy zamówić coś innego niż Kremowe Piwo. Tej nocy było zdecydowanie za dużo szaleństwa. Nie zauważyłam nawet kiedy, nasza grupa z Ravenclaw zaczęła powiększać się o coraz to nowsze osoby. Niektórych imiona zdążyłam zapamiętać, innych już nie. Właściciel na pewno miał nas wtedy po dziurki w nosie. Byliśmy za głośno, tańczyliśmy i wydaliśmy mnóstwo pieniędzy na alkohol, najpopularniejszy i wręcz mugolski sposób na wyczyszczenie pamięci z poprzedniego wieczoru. Obudziłam się przy mężczyźnie całkowicie naga. Jego rozczochrane włosy w innych okolicznościach mogłabym potraktować nawet jako urocze, ale wówczas… Prawie jak poparzona zeskoczyłam z łóżka. Próbowałam sobie przypomnieć jego imię, lecz gorzki smak ognistej whisky przeszkadzał mi w jakimkolwiek myśleniu. Pierwsze, co zrobiłam, to szybko się ubrałam, a dopiero później zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. Los pewnie tak chciał, ale obudził się wtedy, gdy na głos, czytałam jego imię i nazwisko: Gregory Moore. W torbie miał jeszcze szatę ze szpitala Świętego Munga. Szybko się przedstawiłam, podziękowałam za spędzony czas i prędko uciekłam z Dziurawego Kotła. Był magomedykiem, ileż na Merlina miał wtedy lat? Nie sądziłam, że ta noc zadecyduje o dalszym moim losach. Nie trzeba było długo czekać na mój werdykt. Płakałam dnie i noce, a moi rodzice nie rozumieli, o co mi chodzi. Wspaniale zdałam owutemy, dlaczego nie poszłam na żadne praktyki? Powinnam ciągle świętować, ale jak miałam to robić, gdy wiedziałam, że jestem w ciąży z jakimś Gregory’m Moore’m. Kłamstwo zaczęło rodzić kłamstwo. Rodzice wzięli mnie pod swoje skrzydła, lecz chcieli poznać "sprawcę". Oczekiwali od nas ślubu, a ja nie mogłam przyznać się swojej słabości. Dlaczego do cholery teraz zaszłam w ciążę zamiast za dziesięć lat? Marzyłam o karierze naukowej!
Zaczęłam coraz częściej odwiedzać szpital świętego Munga, bo jeszcze przed trzecim miesiącem okazało się, że ciąża jest zagrożona. Wtedy gdy się dowiedziałam, siedziałam po gabinetem i płakałam. Ktoś obcy mnie przytulił, a kiedy tylko uniosłam na niego wzrok, wiedziałam, że gorzej być nie mogło. Moore zaczął mówić, że weźmiemy ślub i nikt nie zauważy brzucha, a ja patrzyłam tylko przez pryzmat mojej wymarzonej kariery naukowej. Hipokryzja uderzyła mi do głowy. Nie zgodziłam się. Nawet nie wiem, jak to się stało, że uznał to dziecko i wysyłał mi „alimenty”. Dla mugola aż tak nazwisko nie było ważne, czyż nie?
Przez zagrożoną ciążę mogłam jedynie leżeć. Wykorzystywałam ten czas pełną parą, prosiłam rodziców o książki do tłumaczeń. Im więcej miałam wolnego czasu, tym jeszcze bardziej kochałam Starożytne Runy. Byłam wtedy dopiero po szkole, więc trudno było mi napisać pierwszą publikację naukową, lecz szukałam tematu, który byłby nie tylko interesujący dla mnie, ale także dla całego świata mugolskiego. Sztywniałam za każdym razem, gdy rodzice pytali się, gdzie jest mój adorator. Odpychałam Moore jak tylko mogłam, ale nie powinnam. Co jeśli on zająłby się lepiej dzieckiem niż ja?
Mała Keira urodziła się o miesiąc za wcześnie, a jak na tamte czasy to był cud, że przeżyła. Moi rodzice naopowiadali kłamstw, że poroniłam dziecko i dlatego siedziałam zamknięta przez tak długi okres czasu. Noce dłużyły się okropnie, nie mogłam wykarmić dziecka, ono ciągle płakało, nie słuchało się mnie, nie potrafiłam jej uspokoić. Moore zaczął mnie odwiedzać, a raczej małą Keirę i widziałam po nim, że też nie czuł macierzyństwa. Dziecko utrudniało mi jakikolwiek rozwój, wykańczało mnie psychicznie i fizycznie. Gdy mała skończyła rok, nie wytrzymałam. Zaproponowałam, aby Gregory się nią zajął. Niech okłamie dziecko. Nie muszę być istotna. Dałam jej żyć, urodziła się zdrowa. Potrzebowałam świętego spokoju. Nie wiem, kogo próbowałam okłamać. Siebie, ją, wszystkich wokół? Byłam naiwna, i chociaż w snach mówiła do mnie „panienko Ross”, co noc wyobrażałam sobie, że chociaż raz powie do mnie „mamo”
Lata mijały, a mała Keira podobno po raz pierwszy ujawniła swoje umiejętności magiczne dość późno, bo dopiero w wieku siedmiu lat. Gregory pisał mi to wszystko w listach jakby miało to poruszyć moje serce. Próbował jej tłumaczyć, że poza mugolskim istnieje zupełnie inny, o wiele lepszy świat, gdzie magia pomaga nam żyć. Czasami pokazywał jej kilka zaklęć, aby zobaczyła na własne oczy. Keira była już od małego ciekawska świata. Chciała dowiedzieć się, czy gdzieś mogłaby się nauczyć czarować i wtedy opowiadał jej o Hogwarcie. Mała czasami próbowała latać na zwykłej, mugolskiej miotle. Inne dzieci się z niej śmiały, a ja czułam w niej jakiś potencjał. Co jeśli mieszanka moich i Grega genów była wybuchowa? Co jeśli oddałam dziecko, które będzie zdolne, będzie chciało kiedyś kontynuować moje badania naukowe? Dużo podróżowałam, potrzebowałam jak najwięcej informacji ze wszystkich zakątków świata, a więc i listy o Keirze dostawałam coraz rzadziej. Nagle ktoś docenił moje starania i karierę naukową. To był najwspanialszy dzień w moim życiu. W dniu 8 urodzin Keiry dostałam propozycje pracy w Hogwarcie jako nauczycielka Starożytnych Run. Och, czy moglo mnie spotkać większe wyróżnienie? Gregory zajmował się małą, pisał mi jakieś szczątkowe informacje (jesteś beznadziejną matką, powinniśmy jej powiedzieć, Keira jest zdrowa). Zdenerwował mnie tym. Nawet mi nie pogratulował! W końcu przestałam czytać jego listy i te trzy lata były najgorsze w moim życiu. Ta rozłąka uświadomiła mi, że dziecko było mi pisane, a tęsknota psuje nawet smak mleka.
Pamiętam ten dzień jakby wydarzył się wczoraj. Dostałam wyjca od Gregory'ego, że poznam swoją córkę, Keira właśnie dziś przyjechała do Hogwartu. Wraz z innymi pierwszorocznymi weszła do Wielkiej Sali. Od razu poznałam ją w tłumie. Po ojcu miała w sobie coś z latynoski. Chociaż cera nie była za ciemna, jej burza włosów od razu przykuła moją uwagę. Pragnęłam wstać od stołu nauczycielskiego i ją przytulić. Och, wydawała się taka zagubiona! Tiara Przydziału po nałożeniu na głowę Keiry, krzyknęła: Ravenclaw, a Gregory uważał, że to było jej przeznaczone i do innego domu nie mogłaby się dostać. Jako nauczyciel Starożytnych Run, nie mogłam prowadzić jej klasy. Musiały minąć kolejne trzy przeklęte lata, abym miała prawo spędzać z nią jeszcze więcej czasu. Och, od pierwszej klasy już psociła. Oczywiście to nie były jakieś wielkie przewinienia, ale często spotykałam ją w bibliotece już po kolacji. Odprowadzałam ją wtedy do dormitorium i rozmawiałyśmy długo o Historii Magii oraz Starożytnych Runach. Czy można powiedzieć, że polubiłam własne dziecko?Po lekcjach często mnie odwiedzała, chciała poznawać starożytne runy jeszcze przed trzecią klasą, ale niestety nie mogłam na to pozwolić. Każde dziecko musiało iść zgodnie z planem, a że czasami opowiedziałam jej coś więcej… Och, nikt nie jest bez winy, prawda? W pierwszej klasie już spadła z miotły i złamała sobie rękę, a pod koniec roku szkolnego kłóciła się z bibliotekarką, że zostaje w Hogwarcie na wakacje i musi jej dać stały dostęp do biblioteki. W drugiej klasie natomiast zbiła okna w całej sali na eliksirach, bo kociołek przypadkowo wybuchł. Szlaban miała przez cały miesiąc po lekcjach, więc nie widywałyśmy się za często. Widziałam, że wśród swoich rówieśników jest rodzajem lidera. Zawsze pięknie pracowała w grupie, walczyła nie tylko o siebie, ale też o swoich przyjaciół. Lubiła się wstawiać za innych, nawet gdy nie Keira była wszystkiemu winna. To się zmieniło pod koniec drugiej klasy, gdy musiała wyczyścić toalety na pierwszym piętrze. Potem przestała tak łatwo ufać innym i walczyła ze swoją wizją zbawienia świata. W trzeciej klasie błyszczała na moich zajęciach. Nie potrafiłam jej nie faworyzować. Zadawałam pracę domowe z myślą o niej, próbowałam nawet organizować wycieczki. Chciałam zarazić ją swoją pasją, przelać marzenia dorosłej na małe dziecko, które jeszcze nie potrafiło decydować o swojej przyszłości. Nie widziałam jej jako nauczycielki, lecz osobę, która pracuje dla Ministerstwa Magii, dużo podróżuje i perfekcyjnie zna nie tylko historię, ale również runy. Może nawet zostałaby kiedyś sędziną? W trzeciej klasie też zakochała się w ślizgonie, który wyśmiewał ją za każdym razem, gdy siedziała w bibliotece. Raz nawet płakała pod drzwiami do mojej klasy i zdradziła mi, że go pocałowała, a on rzucił na nią zaklęcie, że wisiała do góry nogami, pokazując wszystkim swoją pupę w rajstopach, dopóki nauczyciel od Zaklęć nie zdjął jej z sufitu zupełnie przy okazji.
Keira nigdy nie miała wielu przyjaciół. Chociaż zawsze otaczała się wianuszkiem osób, to tych najbliższych mogłam zliczyć na palcach jednej ręki. Może to też kwestia tego, że mało kto rozumiał jej potrzebę poznawania świata. Keira nie szukała przyjaźni, wyolbrzymionych ideałów szlachty. Chciała mieć czas na książki. A któż nie poczułby się urażony, gdyby zamiast piwa kremowego jego przyjaciel wybrałby kolejną, grubą księgę? Keira od małego miała swoje priorytety i nikt nie mógł jej w tym przeszkodzić. Och, jest strasznie uparta. Na pewno nie po mnie! Już w czwartej klasie rozkwitła na piękną dziewczyneczkę, która nie tylko swoim wyglądem, ale i wiedzą skupiała na sobie uwagę chłopców. Chcieli ją też wykorzystywać, często mi się skarżyła, że prosili o jej wypracowania ze Starożytnych Run, bo bądź co bądź, jako jedyna przykładała się do tego przedmiotu. Oczywiście było jeszcze kilka uczniów, którzy nie mieli paskudnych ocen, ale kompletnie nie czuli run. Czy jestem już zaślepiona podczas oceniania własnego dziecka? Im była starsza, tym częściej zadawała niekomfortowe. Czy istnieją może jakieś sposoby na znalezienie mojej mamę, profesor Ross? Pękało mi serce, cóż miałam jej odpowiedzieć? Przecież nie prawdę! Inne dzieciaki wracały na święta do domu, przepełnionego ciepłem rodzinnym, a ona do pustego domu, bo Gregory cały czas pracował. I w tych przerwach płakałam co noc, pozwalając sobie na słabość. Przy niej mówiłam, że czasem tak jest, że matka zostawia swoje dziecko, ale dzięki temu jest silniejsza. A tatuś ją bardzo kocha, nieprawdaż? To nie jej wina, że ma tak zabiegany zawód. Pomaga innym, trzeba to docenić... Okłamywałam ją coraz bardziej z każdym kolejnym dniem. Nie potrafiłam powiedzieć Keirze prawdy, ale nawet nie byłam w stanie zostawić własnego dziecka. Powinnam wyjechać, dać jej odetchnąć, lecz po każdych wakacjach przybiegała do mnie pierwszego dnia szkoły i opowiadała, co przeczytała w wakacje i gdzie ją zabrała niania. Och, uwielbiała chodzić do zoo, patrzeć godzinami na lwy. Jednemu nawet nadała imię, zupełnie inne niż miał na plakietce. To dziecko zawsz będzie żyło w swoim świecie. To ona tworzyła reguły i zasady. Jeśli ktoś je łamał, nie potrafiła się opanować i wielokrotnie pokazała to, będąc prefektem od piątej klasy. Stanowczo, aczkolwiek wyrozumiale traktowała pierwszaki i starała się każdego wysłuchać. A gdy miała jakiś problem, pukała do moich drzwi. To było błędne koło, z którego nie potrafiłam się wyrwać. Jak miałam oderwać dziecko od matczynej troski i zaprzepaścić relacje, którą zbudowałam z nią w przeciągu tylu lat? To już była prawie dorosła kobieta, która wciąż poszukiwała swojej mamy. Po szóstej klasie zaproponowałam, co było bardzo nieprofesjonalne, aby przyjechała do mnie na wakacje, pomogłaby mi w niektórych, trochę łatwiejszych tłumaczeniach, lecz odmówiła. Rodzice jej chłopaka wynajęli ponoć skromny domek przy Dover, gdzie mogłaby nauczyć się pływać. Po raz kolejny wtedy złamała mi serce. Wydawała się naprawdę szczęśliwym dzieckiem, które przede wszystkim stawia na wiedzę. Pomimo tego, że wychowywała się bez ojca (wszak cały czas pracował) i matki (erhm), to była świetnie poukładanym dzieckiem. Godnie reprezentowała szkołę jako prefekt. Obiecała mi nawet, że po szkole zostaje tu w Hogwarcie i będzie pełnić rolę mojej asystentki albo chociaż nauczyciela Historii Magii.
Chociaż te ostatnie lata w Hogwarcie powinny być na Keiry najważniejsze, ta zaprzestała odwiedzania mnie. Nie wiem, co się stało wtedy. Może zerwała z tym chłopakiem, a może skupiała się jeszcze bardziej na nauce, ale przecież zdawała egzaminy również z mojego przedmiotu… Przestałam też otrzymywać listy od Gregory'ego, lecz nie mogłam nikogo spytać, co się stało. Próbowałam kilka razy odwiedzić Szpital świętego Munga i wypytać o uzdrowiciela Moore, ale za każdym razem ktoś wybuchał płaczem. Czy on umarł?
Keira próbowała mi udowodnić, że myliłam się co do jej charakteru. Przychodziła na mecze durnego Quidditcha, lecz widziałam, że czyta książkę, a nie patrzy na boisko. Potrafiła mi również odpyskować na jednych z ostatnich zajęć. Omawialiśmy już zaawansowane runy, gdy ta bezczelnie wpatrywała się w inną książkę. I to nie w języku Starożytnych Run! Oczywiście zabrałam jej to znalezisko i zobaczyłam, że zakładkę stanowi kawałek pergaminu z podpisem lorda Fawleya. Pytająco na nią spojrzałam, a ta wybiegła z sali, krzycząc, że nie jestem jej matką, więc nie mam prawa jej matkować. Rozumiecie to?
Ja nie mam prawa.
Nie potrafiłam przestać płakać. Dlaczego moja córka się tak zachowuje? Wiedziałam, że nie zna prawdy, lecz wtedy wszystkie oczy były zwrócone na nas. Nie mogłam odwołać zajęć, to wywołałoby jeszcze większą falę podejrzeń, więc udawałam, że mam katar sienny. Wszak to był grudzień! Byłam kiepską kłamczuchą... Ostatnią noc przed pożegnalną kolacją świąteczną zaprosiłam Keirę na rozmowę. Na początku wypytywałam o lorda Fawleya i skąd ma tę książkę. Podobno była w Esach, kupiła ją i zabrała kawałek wizytówki. Nie wierzyłam w to. Bałam się, że wpakuje się w jakieś kłopoty, a każda relacja ze szlachtą była toksyczna. Nim zdążyłam powiedzieć kilka słów o tym, powiedziałam coś strasznego.
Keira, to ja jestem twoją matką.
Nie wiem, kto bardziej patrzył na kogo jak na wariata. Ja od razu złapałam się za usta i próbowałam powiedzieć, że biorę bardzo silne eliksiry na alergie i chyba mam przez nie zwidy, a Keira już płakała, zbierając swoje rzeczy. Trzasnęła drzwiami. Od tej pory na lekcjach w ogóle się nie odzywała. Nawet złożyła na mnie kilka skarg do dyrekcji o złe traktowanie bądź nierealizowanie programu narzuconego przez Ministerstwo. Nie miała jednak żadnych sensownych argumentów prócz niechęci widzenia się ze sobą, więc wszystkie zarzuty po pół rocznym zawieszeniu zostały zniesione. Nie powinnam jej mówić o tym przed egzaminami, ale nie potrafiłam już dłużej kłamać. Wróciłam dopiero do Hogwartu jako nauczyciela, gdy Keira skończyła szkołę z zaskakującymi wynikami. Próbowałam wygrzebać w aktach, jakie egzaminy skończyła. Wybitny ze Starożytnych Run, Wybitny z Historii Magii, Powyżej oczekiwań z Zaklęć oraz Obrony Przed Czarną Magią. Nadal zastanawiałam się, czy mieszanka naszych genów, pozwoliła zagwarantować Kierze tak świetne wyniki.
O reszcie historii jej życia wiem tylko z plotek… Każdy list z wcześniejszych lat mam tutaj, w tej szkatułce. Ech, Keira miała słabość do tego. Uwielbiała pisać, a kaligrafia nie była jej obca. Zobacz, jak się starała. Rzadko kiedy coś rysowała, nigdy nie kreśliła pergaminu. Wszystko musiało pięknie i starannie wyglądać. Jak każde jej wypracowanie.
Skończyła raptem rok temu szkołę i może wyjechała w świat. Podobno odcięła się od świata magicznego, miała romans z sławnym aktorem. Może i zaszła w ciążę, może ukrywała się na praktykach w Ministerstwie Magii. Im mniej miałam z nią kontaktu, tym więcej głupot słyszałam. Nie wiem, czy jej koleżanki z Hogwartu były takimi plotkarami, czy może na złość chciały złamać mi serce, ale było mi przykro, że nie wiem, co się dzieje z moim dzieckiem.
I ostatnio przypadkowo ją spotkałam w Esach & Floresach, gdzie podsłuchałam, że jest praktykantką. Podobno od razu po skończeniu szkoły odnalazła właściciela księgarni i zaczęła tu pracę. Och, gdzie czułaby się lepiej jak nie wśród samych książek? Emocjonowała się z jakąś drugą dziewczyną o jej szefie. Nie zrozumiałam za wiele z ich rozmowy. Rozmawiały też o wydanej książce, a Keira kazała wtedy ściszyć głos. Podeszłam do regału, o którym mówiły, tuż przed wyjściem. Robert Moore, czy moja córka wydała książką, poddając się za mężczyznę? Och, wiem, wiem, że w tym świecie rządzą mężczyźni... Zabrałam tylko wizytówkę z księgarni i przeczytałam na głos nazwisko właściciela: lord Colin Fawley. Niech go szlag! Czy moje dziecko postanowiło zrezygnować z kariery naukowej na rzecz praktyk u tego... lorda? Och, mam nadzieję, że próbuje nauczyć się szybkiego i skutecznego wyszukiwania informacji. Kiedyś mogłaby mnie zastąpić w Hogwarcie. Była taka zdolna, mam nadzieję, że tego nie zaprzepaści. Już ja się o to postaram...
Nazywam się Petunia Ross. Chciałabym odzyskać córkę.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 15 | Brak |
Czarna Magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Biegłość | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Historia magii | IV | 13 |
Runy | V | 25 |
Literatura | IV | 13 |
Gotowanie | III | 7 |
Spostrzegawczość | II | 3 |
Szczęście | I | 1 |
Kłamstwo | III | 7 |
6 |
teleportacja, sowa, różdżka, 10 pkt statystyk
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Keira Moore dnia 30.01.16 20:50, w całości zmieniany 3 razy