Wydarzenia


Ekipa forum
Adam Eagle
AutorWiadomość
Adam Eagle [odnośnik]26.01.16 22:07

Adam Eagle

Data urodzenia: 12.05.1935
Nazwisko matki: Mulciber
Miejsce zamieszkania: Londyn
Zawód: lokaj
Wzrost: 177cm
Waga:  71kg
Kolor włosów: czorne
Kolor oczu: czorne
Znaki szczególne: nie ma


Pierwszym słowem, jakie wymówiłem w całości, było domestos tata. W sumie nic dziwnego, skoro gość, który podarował mi pół puli genowej, tachał mnie ze sobą do pracy i zabawiał mnie rozmową (bo półroczne dziecko jest szalenie rozmowne) w przerwach śniadaniowych i obiadowych, zaglądając też od czasu do czasu, żeby sprawdzić, czy nadal śpię i nie potrzebuję utulenia. Nie miał zresztą daleko: mieszkaliśmy w małym dworku na północy Anglii, gdzie mój ojciec był głównym lokajem w rezydencji jednego z czystokrwistych rodów. Na szczęście jego pracodawcy nie okazali się kompletnymi bucami i kiedy moja szanowna rodzicielka postanowiła pójść w trzy diabły, nie tylko nie zwolnili ojca, ale nawet pomogli mu się mną zajmować. Nie minęło wiele czasu, gdy stałem się ulubieńcem służby a potem starszej pani, jak ją nazywałem, chociaż ojciec za każdym razem grzmiał, że powinienem się do niej zwracać z większym szacunkiem. Cóż, dla mnie była namiastką mamy, której trzyletniemu brzdącowi bardzo brakowało, a skoro starsza pani (wybacz, tato) nie zgłaszała sprzeciwów, to bardziej niż chętnie zakradałem się do jej saloniku i bawiłem na podłodze przy jej stopach.


Skoro jednak już mowa o mojej rodzicielce, to nigdy jej nie spotkałem. Na szczęście dla mnie spotkał ją mój ojciec, który był wtedy lokajem w jej rodzinnym domu. Znali się jeszcze ze szkoły i gdy tylko skończył Hogwart, zatrudnił się od razu do służby w jej dworku – ponoć tak bardzo ją kochał, że znosił nawet impertynenckie uwagi jej brata, wyjątkowego buca i prostaka mimo swojego wysokiego pochodzenia. Więc gdy dwa lata później szkołę skończyła i moja matka, nie minęło wiele czasu, gdy połączyło ich coś więcej niż szkolna znajomość. Po jakimś czasie panna Mulciber postanowiła uciec z moim ojcem – co okazało się koniecznością, gdy jej błogosławionego (a dla niej zapewne przeklętego) stanu nie dało się już dłużej ukrywać. Urodziła mnie w jakimś podrzędnym hotelu w Kornwalii, by trzy tygodnie później zostawić mojego ojca samego z płaczącym zawiniątkiem i już nigdy nie pokazać się nam na oczy.



Moje dzieciństwo minęło pod znakiem wojny i niewiele z niego pamiętam; może po prostu nie chcę wspominać zniszczeń i terroru, który rządził wtedy światem. Ojciec bardzo się starał, by zapewnić mi jak najlepsze warunki do rozwoju; wciąż mieszkaliśmy w tym samym miejscu, a ja z każdym kolejnym rokiem starałem się coraz bardziej „pomagać”. Oczywiście o ile w ogóle można mówić o pomaganiu, bo raczej więcej broiłem, spędzając sen z powiek mojemu ojcu. Zawsze powtarzał, że to cud, że znalazł tak dobrą pracę, a ja robię wszystko, by nas wyrzucili na bruk. Nie do końca to rozumiałem - w końcu w Anglii było mnóstwo czarodziejów, więc co za problem znaleźć pracę w jakim innym dworku? Pojąłem to dopiero po wyjaśnieniach ojca, że praca jest - ale dla skrzatów, a jego pozycja lokaja wynika z faktu, że nasz szanowny pracodawca, który miał chyba sporego bzika na punkcie niemagicznych, podpatrzył to u mugoli. Świr czy nie świr, nie mnie to było oceniać, skoro miałem gdzie mieszkać, dostawałem ciepły posiłek i mogłem spokojnie się rozwijać. Zresztą z tego, co podpatrzyłem, ojciec nie zajmował się wyłącznie zadaniami głównego lokaja, zdarzało mu się całkiem często wykonywać inne polecenia pana domu; towarzyszyć jego żonie na zakupach, zajmować się przygotowywaniem towarzyskich obiadów, a nie raz i nie dwa widziałem go w bibliotece, gdy pomagał w prowadzeniu ksiąg rachunkowych. Gdy nasz pracodawca zachorował, ojciec pomagał mu w codziennych czynnościach i z czasem sam zacząłem go w tym zastępować.
Cóż, w każdym razie gdy miałem jakieś osiem lat, ojciec w końcu zrozumiał, że nie wszystko ze mną w porządku i że raczej nie mam się co spodziewać listu z Hogwartu (chociaż wiem, że do ostatniej chwili miał jednak nadzieję, że się mylił). W dniu moich dwunastych urodzin, kiedy już i ja zrozumiałem, że nie będę jak inne magiczne dzieci, jak moi rówieśnicy, którzy byli wtedy w Hogwarcie, odbył ze mną pierwszą „poważną” rozmowę. Roztoczył wizję dość słabych możliwości i ścieżek kariery (podejścia do syna to on zdecydowanie nie miał; jeśli będę kiedyś chciał zdołować dwunastolatka, to wezmę z niego przykład) i postanowił powoli wtajemniczać w arkana bycia lokajem. Nie do końca mi się to podobało. Może nie mogłem iść do Hogwartu, ale i tak chciałem się czegoś uczyć, postanowiono więc wysłać mnie do mugolskiej wiejskiej szkoły, bym podłapał jakąkolwiek wiedzę. Ojciec co prawda kręcił najpierw na to nosem, ale póki wypełniałem rzetelnie obowiązki, jakie na mnie nakładał, nie protestował, gdy kilka razy w tygodniu chodziłem tam na zajęcia.



Z początku bardzo mi się podobały nowe funkcje, jakie zyskałem w rezydencji, w końcu czułem się naprawdę do czegoś przydatny i miałem wyznaczony jasny cel w życiu. Powoli przejmowałem kolejne obowiązki lokaja, uczyłem się nowych rzeczy i... dyskrecji, która w naszej pracy jest nieodzowną koniecznością. I pragnę zapewnić, że pod tym względem nikt nigdy nie mógł mi nic zarzucić. Musiałem nauczyć się odpowiedniej postawy przy stole, nienagannych manier, noszenia sztywnego i niewygodnego uniformu z kamizelką, która opinała ciasno moje ciało. Spędziłem kilka bezsennych nocy ucząc się podawać zupę z właściwej strony, nalewać wino pod odpowiednim kątem i pilnować, by państwo oraz ich goście mieli po skończonym posiłku wymienione talerze. A sztućce, ich rodzaje i przeznaczenie? Wybudzony w środku nocy potrafiłem po samym dotyku poznać, który nóż jest do ryb, który do mięsa, jaki widelec pasuje do potraw deserowych, a jaki miałem podać do warzyw. Och, owszem, moja obecność budziła spore zdziwienie wśród wielu gości. Niektórzy pewnie zastanawiali się, czy nie jestem zakamuflowanym skrzatem, jednak najwyraźniej nie była im obca fascynacja mojego pracodawcy mugolskim światem, bo dość szybko akceptowali moje kręcenie się po salonie.


Nie było łatwo, zwłaszcza w kolejnych latach, gdy moja mugolska edukacja wymagała coraz większego zaangażowania, jeśli chciałem ukończyć szkołę i kształcić się dalej, w Londynie. Chodziłem niewyspany i zmęczony, lecz starałem się dalej rzetelnie usługiwać przy stole, godząc się praktycznie z tym, że będę to robił do końca życia. Przedmioty humanistyczne traktowałem jako zło koniecznie, mnóstwo czasu spędzając natomiast nad fizyką. Dzięki nauczycielowi, który wnet odkrył moją pasję, mogłem zapoznawać się z mugolską literaturą nie tylko na temat zjawisk fizycznych, ale i kosmicznych. Po długich namowach ojciec kupił mi w końcu teleskop i obserwacja gwiazd stała się jeszcze łatwiejsza, a moja wiedza z roku na rok coraz większa. I to na tyle, że gdy w hrabstwie zorganizowano międzyszkolny konkurs astronomiczny, taki niepozorny chłopak jak ja, z wiejskiej prowincji, zajął na nim drugie miejsce. W końcu jednak przyszedł też czas buntów i w wieku siedemnastu lat, gdy ukończyłem szkołę ze średnimi ocenami (przeklęta historia Anglii, błogosławiona fizyka) postanowiłem wyprowadzić się od ojca (a właściwie z dworku, w którym mieszkaliśmy), osiąść w Londynie i poszukać szczęścia na własną rękę. O, naiwności! Londyn zniszczony wojną nie był dobrym miejscem dla nikogo, a tym bardziej dla charłaka, który pałętał się z motelu do motelu. Zdarzało mi się raz czy dwa nocować w jednej z bocznych uliczek w jakiejś podrzędnej dzielnicy i proszę mi wierzyć, raczej nie chciałbym przeżywać tego od nowa.
Po roku takiej tułaczki, gdy pracowałem za psie pieniądze próbując się utrzymać, los się do mnie uśmiechnął; znalazłem niedrogi pokój całkiem blisko uniwersytetu, na który się zapisałem, wybierając kierunek zupełnie abstrakcyjny - filozofię! - ale za to pozwalający mi studiować i zdobywać wiedzę, którą tak bardzo pokochałem. Nie chodziłem bowiem na żadne zajęcia związane z filozofią, ale dołączałem do grup, które uczęszczały na matematykę, fizykę, astronomię - pojawiając się na wykładach, gdzie pełna sala studentów pozwalała mi zachować dużą anonimowość. Oczywiście nie przystąpiłem do żadnych egzaminów i po roku moja naukowa kariera dobiegła końca, gdy wyproszono mnie z dziekanatu w łagodnych, acz stanowczych słowach, ale dzięki temu zrozumiałem, co tak naprawdę mnie interesuje. W kolejnej rekrutacji pominąłem więc litościwie filozofię i złożyłem dokumenty na astrofizykę, przedmiot dla czarodziejów zupełnie nie do pojęcia, ale dla mnie, dzięki wcześniejszej rocznej edukacji, znany już na tyle dobrze, że egzaminy wstępne przebrnąłem bez problemu i zostałem dziewiętnastoletnim studentem astrofizyki.



Oczywiście wiązałem naukę z pracą, czepiając się różnych zadań, od pracy w barze, przez wożenie turystów rykszą (proszę nie pytać, co to jest, ale mugole mają naprawdę śmieszne środki komunikacji), a zaoszczędzone pieniądze pozwoliły mi na realizację mojej jedynej pasji: poznawanie astronomicznych tajemnic. To, czego uczą w Hogwarcie w młodszych klasach – a wiem, bo pierwsze co zrobiłem, to kupiłem podręczniki do tego przedmiotu – to zaledwie część olbrzymiej wiedzy, jaką posiadamy o kosmosie. Kiedy więc szkolne podstawy przestały mi wystarczać,  sięgałem po coraz to nowsze dzieła, bardziej zaawansowane, konkretne, prawie co tydzień odwiedzając księgarnię na Pokątnej, by ze swoich oszczędności nabywać kolejne księgi traktujące o gwiazdach. Pewnie myślicie, że jestem dziwny. Cóż, jeśli chodzi o niebo, gwiazdy, księżyce, to owszem i przyznaję to z czystym sumieniem. Ale poza tym jestem całkowicie normalny, pracowity, umiem dochować sekretów, a dyskrecja to moja istna wizytówka. Nie mogę jednak zmieniać co chwilę pracy i przeprowadzać się z miejsca na miejsce, gdy braknie mi pieniędzy na czynsz. Szukam stałej posady, a jedyne duże doświadczenie posiadam w usługiwaniu innym. Znam etykietę, umiem podawać do stołu, ale i pomagać w innych sprawach, jak chociażby w opiece nad chorymi; mogę robić rzeczy o wiele bardziej odpowiedzialniejsze niż podawanie zupy. I dlatego właśnie szukam u was pracy, lady Rosier, ufając, że moje doświadczenie pozwoli mi zająć się pani mężem.









 
3


Wyposażenie

Nic



Gość
Anonymous
Gość
Re: Adam Eagle [odnośnik]06.02.16 23:19

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Choć od dzieciństwa wychowany był wśród magii, los nie obdarował Adama żadnymi niezwykłymi zdolnościami... Chyba, że mówimy tu o wprawnym oku do dostrzegania nawet najmniejszego paprocha kurzu. Pomimo braku magii, odnalazł pasję w życiu, wśród gwiazd i służeniu innym jako wierny lokaj. Choć kto wie, może kiedyś zostanie wielkim astrofizykiem?

OSIĄGNIĘCIA
Mistrz we władaniu miotełką do kurzu
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Sprawność fizyczna:3
Inne
Brak
WYPOSAŻENIE
Brak
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
Brak


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Adam Eagle ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Adam Eagle
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach