Sypialnia z kuchnią
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Wchodząc do mieszkania pierwsze co można dostrzec to kanapa i stolik na przeciwko drzwi. Wchodząc bardziej w głąb, można zauważyć po lewej materac, szafę i półki na książki. Czyli tak zwana, sypialnia Ronana. Po prawej znajduje się natomiast zestaw kuchenny, szafy, umywalka i stół z parą krzeseł.
Ostatnio zmieniony przez Ronan Haddad dnia 28.01.16 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
/25 października po spotkaniu z Barrym
Miał. W końcu to miał. Jego ciało i umysł tego pragnęło. Nie mógł myśleć o niczym innym. Chłopak wszedł w pośpiechu do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Ale nie na klucz. Może powinien to zrobić. Ale teraz o tym nie myślał. Jego instynkt i trzeźwe myślenie było przyćmione uzależnieniem. Chłopak usiadł na kanapie. Z kieszeni wyjął małą foliową paczuszkę. W środku miał to, czego teraz potrzebował. Spod kanapy wyjął metalową tacę, która służyła do rzeczy tego typu. Wysypał na nią narkotyk. Uformował to w dwie ścieżki. Było tego mało. Ale Ronan ufał Barremu. On go ostrzegał, że nawet mała porcja może źle na niego podziałać. Ale chłopak tego potrzebował. Przynajmniej miał takie wrażenie. Wziął kawałek papieru, który już miał przygotowany do tego typu zabaw. Zrobił zwijkę, popatrzył chwilę na śnieżkę.
Byle nie przesadzić. Weźmiesz ile trzeba i przestaniesz.
Wciągnął najpierw jedną kreskę, zaraz potem drugą. Chciał się zahamować, ale było to trudne. Wręcz niemożliwe. Chłopak położył się na kanapie i zaraz potem się zaczęło.
Wszystko mu się rozpływało. Poczuł tą radość i ten spokój. Tego mu było trzeba. Widział, to co chciał widzieć. Przeżywał przygody w swoim umyśle. Leżał tak. Pogrążony we własnym świecie. Ile już minęło. Godzina, dwie. Dla Ronana była to chwila, która miała jeszcze potrwać. Miła chwila. Wspaniała chwila. W końcu się wyluzował. Dwa tygodnie na to czekał. Teraz już o tym nie myślał. Nie myślał o niczym.
Miał. W końcu to miał. Jego ciało i umysł tego pragnęło. Nie mógł myśleć o niczym innym. Chłopak wszedł w pośpiechu do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Ale nie na klucz. Może powinien to zrobić. Ale teraz o tym nie myślał. Jego instynkt i trzeźwe myślenie było przyćmione uzależnieniem. Chłopak usiadł na kanapie. Z kieszeni wyjął małą foliową paczuszkę. W środku miał to, czego teraz potrzebował. Spod kanapy wyjął metalową tacę, która służyła do rzeczy tego typu. Wysypał na nią narkotyk. Uformował to w dwie ścieżki. Było tego mało. Ale Ronan ufał Barremu. On go ostrzegał, że nawet mała porcja może źle na niego podziałać. Ale chłopak tego potrzebował. Przynajmniej miał takie wrażenie. Wziął kawałek papieru, który już miał przygotowany do tego typu zabaw. Zrobił zwijkę, popatrzył chwilę na śnieżkę.
Byle nie przesadzić. Weźmiesz ile trzeba i przestaniesz.
Wciągnął najpierw jedną kreskę, zaraz potem drugą. Chciał się zahamować, ale było to trudne. Wręcz niemożliwe. Chłopak położył się na kanapie i zaraz potem się zaczęło.
Wszystko mu się rozpływało. Poczuł tą radość i ten spokój. Tego mu było trzeba. Widział, to co chciał widzieć. Przeżywał przygody w swoim umyśle. Leżał tak. Pogrążony we własnym świecie. Ile już minęło. Godzina, dwie. Dla Ronana była to chwila, która miała jeszcze potrwać. Miła chwila. Wspaniała chwila. W końcu się wyluzował. Dwa tygodnie na to czekał. Teraz już o tym nie myślał. Nie myślał o niczym.
Gość
Gość
Idąc jedną z głównych ulic Londynu, zorientowała się, że to ta, przy której mieszka pewien jej sympatyczny kolega. Nie znała się z Ronanem zbyt blisko, ale na tyle dobrze, że postanowiła go odwiedzić. Może nie było go w domu, ale nie szkodziło sprawdzić. W końcu dość dawno się nie widzieli. Najwyżej go nie zastanie i spędzi popołudnie samotnie w jakiejś uroczej kawiarence, choć te Londyńskie nijak się miały do tych Paryskich. Tamte to dopiero były klimatyczne!
Weszła do budynku i skierowała się w stronę drzwi do mieszkania numer trzy. Dobrze pamiętała, gdzie znajduje się siedziba Ronana, choć była tu tylko raz i nawet nie wchodziła do środka. Zapukała delikatnie, potem trochę mocniej, ale nikt jej nie odpowiedział. Nierozczarowana chciała już odejść, ale jeszcze nacisnęła klamkę. Często tak robiła, gdy nikt jej nie otwierał. Ku jej małemu zdziwieniu drzwi się otworzyły. Dziwne, wyszedł nie zamykając domu? Ona by nigdy tak nie postąpiła. To było skrajnie nieodpowiedzialne, ale faceci często robili taki rzeczy. Co oni by bez nas zrobili?... - pomyślała, zaglądając do środka. Może to było nieładne z jej strony, ale przecież nikt jej nie widział, a skoro drzwi nie były zamknięte... I zaraz weszła, zatrzaskując je za sobą. Jej oczom ukazał się dość nędzny widok jednego, wielofunkcyjnego pokoju. Wielkość mieszkania nie uderzyła jej jednak tak mocno jak wystój tego pokoju, a raczej zupełny brak wystroju. Nawet najmniejszy kącik można było urządzić bajecznie. Wystarczyło trochę chęci. Zupełny brak estetyki! Zero ozdób, kolorystycznych kompozycji i roślinek. Co oni by bez nas zrobili? - powtórzyła. Ronan leżał na kanapie. Spał? Bynajmniej! Ale był nieprzytomny - jakby nieprzytomny.
- Ej, dobrze się czujesz? - pytanie może głupie, ale jakoś trzeba było zacząć. - Ronan!
Podeszła bliżej i potrząsnęła go za ramię. Spojrzała na stolik. Dowody były dość oczywiste. Możliwe, że się myliła, ale raczej domyślała się, co tu miało miejsce. Co za idiota!
- Coś ty ze sobą zrobił? - nie był to ani lament, ani jakaś silny wyrzut pełen pretensji, po prostu zwykłe pytanie zabarwione może nieco złością na całą sytuację, a przede wszystkim na Ronana.
Weszła do budynku i skierowała się w stronę drzwi do mieszkania numer trzy. Dobrze pamiętała, gdzie znajduje się siedziba Ronana, choć była tu tylko raz i nawet nie wchodziła do środka. Zapukała delikatnie, potem trochę mocniej, ale nikt jej nie odpowiedział. Nierozczarowana chciała już odejść, ale jeszcze nacisnęła klamkę. Często tak robiła, gdy nikt jej nie otwierał. Ku jej małemu zdziwieniu drzwi się otworzyły. Dziwne, wyszedł nie zamykając domu? Ona by nigdy tak nie postąpiła. To było skrajnie nieodpowiedzialne, ale faceci często robili taki rzeczy. Co oni by bez nas zrobili?... - pomyślała, zaglądając do środka. Może to było nieładne z jej strony, ale przecież nikt jej nie widział, a skoro drzwi nie były zamknięte... I zaraz weszła, zatrzaskując je za sobą. Jej oczom ukazał się dość nędzny widok jednego, wielofunkcyjnego pokoju. Wielkość mieszkania nie uderzyła jej jednak tak mocno jak wystój tego pokoju, a raczej zupełny brak wystroju. Nawet najmniejszy kącik można było urządzić bajecznie. Wystarczyło trochę chęci. Zupełny brak estetyki! Zero ozdób, kolorystycznych kompozycji i roślinek. Co oni by bez nas zrobili? - powtórzyła. Ronan leżał na kanapie. Spał? Bynajmniej! Ale był nieprzytomny - jakby nieprzytomny.
- Ej, dobrze się czujesz? - pytanie może głupie, ale jakoś trzeba było zacząć. - Ronan!
Podeszła bliżej i potrząsnęła go za ramię. Spojrzała na stolik. Dowody były dość oczywiste. Możliwe, że się myliła, ale raczej domyślała się, co tu miało miejsce. Co za idiota!
- Coś ty ze sobą zrobił? - nie był to ani lament, ani jakaś silny wyrzut pełen pretensji, po prostu zwykłe pytanie zabarwione może nieco złością na całą sytuację, a przede wszystkim na Ronana.
Gość
Gość
Może i powinien zamykać drzwi. Z drugiej strony, jakby przesadził, nikt by mu nie pomógł. Jak na razie czuł się świetnie. Był w swoim świecie. Co teraz będzie? Jeśli Caroline się domyśla, Ronan może mieć przerąbane. Co teraz zrobi dziewczyna? Może zawiadomić pogotowie. Może namówić chłopaka na odwyk. Ale on nie chciałby żadnej z tych rzeczy. Mógłby się już pożegnać z marzeniem o zdobyciu pracy. Kto by zatrudnił byłego ćpuna? Tak to nikt nie wie, no prawie nikt. Kiedyś był to tylko Barry, a teraz...no cóż, grono się powiększyło.
Ronan patrzył się na nią, czy to na sufit, nie obecnym wzrokiem. Nie widział jej. W swojej wizji był w kosmosie. Nieźle, prawda? Wszystko lewitowało. Może powinno być zimno, ale nie było. W jego świecie, nie było problemów. Jego problemy lewitowały przez chwilę wraz z innymi meblami. Potem zniknęły. Puff...wyparowały. Był wolny. Po chwili wrócił na ziemię. Ale nie świadomie. Był po prostu na Ziemi. Zwykłe osiedle. Zwykłe mugolskie domki. No może nie takie zwykłe. Dzielnica wyglądała na dość bogatą. W oknie Ronan zauważył siebie. Z ojcem. Ojciec miał na sobie śmieszną, kolorową szatę. I turban. Chłopiec wyglądał jak Ronan aktualnie. Po prostu był mniejszy. Chłopak w pewnej chwili wyskoczył przez okno. Wyglądał, jakby chciał szybko znaleźć się na dole, by przywitać dorosłego Ronana. Ciemność. Może arab powinien się bać. Może. Ale tak nie było. Był szczęśliwy, spokojny. Obserwował wszystko co się dzieje. Ciemność po chwili zamieniła się w polanę. Chłopaka oślepiało słońce. Nikogo nie było. Był sam. Potem ją zauważył. Caroline. Tylko że nie była ubrana, nikt nie był ubrany. Dalej, może oszczędzimy szczegółów.
Gdyby dziewczyna siedziała w jego głowie, Ronan pewnie by się zawstydził. I tak jedyne co z tego zapamięta to przyjemność jaką odczuł. To wszystko było jak sen. Spał, z otwartymi oczami. Przed nim jeszcze dobra godzina zabawy. Co w tym czasie zrobi Caroline?
Ronan patrzył się na nią, czy to na sufit, nie obecnym wzrokiem. Nie widział jej. W swojej wizji był w kosmosie. Nieźle, prawda? Wszystko lewitowało. Może powinno być zimno, ale nie było. W jego świecie, nie było problemów. Jego problemy lewitowały przez chwilę wraz z innymi meblami. Potem zniknęły. Puff...wyparowały. Był wolny. Po chwili wrócił na ziemię. Ale nie świadomie. Był po prostu na Ziemi. Zwykłe osiedle. Zwykłe mugolskie domki. No może nie takie zwykłe. Dzielnica wyglądała na dość bogatą. W oknie Ronan zauważył siebie. Z ojcem. Ojciec miał na sobie śmieszną, kolorową szatę. I turban. Chłopiec wyglądał jak Ronan aktualnie. Po prostu był mniejszy. Chłopak w pewnej chwili wyskoczył przez okno. Wyglądał, jakby chciał szybko znaleźć się na dole, by przywitać dorosłego Ronana. Ciemność. Może arab powinien się bać. Może. Ale tak nie było. Był szczęśliwy, spokojny. Obserwował wszystko co się dzieje. Ciemność po chwili zamieniła się w polanę. Chłopaka oślepiało słońce. Nikogo nie było. Był sam. Potem ją zauważył. Caroline. Tylko że nie była ubrana, nikt nie był ubrany. Dalej, może oszczędzimy szczegółów.
Gdyby dziewczyna siedziała w jego głowie, Ronan pewnie by się zawstydził. I tak jedyne co z tego zapamięta to przyjemność jaką odczuł. To wszystko było jak sen. Spał, z otwartymi oczami. Przed nim jeszcze dobra godzina zabawy. Co w tym czasie zrobi Caroline?
Gość
Gość
Nijak nie dało się go obudzić. Przepadł na dobre! Żył. Przynajmniej tyle, że żył i nic nie wskazywało na to, żeby miał niebawem umrzeć. Co to jednak za życie? Co to za stan? Po co ludzie sobie coś takiego robili? Żeby na siłę szukać sobie bidy! O! Bo na pewno nie w celu poprawienia jakości marnej egzystencji. Kto uzależniałby się na życzenie od trucizny z nadzieją, że w czymkolwiek mu to pomoże? Caroline wolała wierzyć, że to mu się zdarzyło po raz pierwszy i najlepiej ostatni w oby jak najdłuższym życiu. Ale nawet jeśli po prostu spróbował jak to jest, to i tak był to z jego strony okropny idiotyzm. Podobno narkotyki uzależniają szybciej niż alkohol! W co ten człowiek się pakuje... Jedyne, co mogła teraz zrobić, to czekać aż wytrzeźwieje. W prawdzie były też inne opcje, ale po co robić zamieszanie? Już wystarczy, że wpakowała mu się nieproszona do mieszkania. Był po prostu jej znajomym. Musiała uszanować jego prywatność, nawet jeśli postępował całkowicie głupio. A potem to sobie pogadają - oj pogadają! Tylko jak długo potrwa ten żałosny stan?
Po licznych próbach przywrócenia go do normalności, poddała się. Trudno, poczeka, przypilnuje, żeby nic gorszego mu się nie stało. Chwilę siedziała na kanapie, zerkając na Ronana od czasu do czasu, ale potem ten czas bardzo jej się dłużył. Podeszła do okna i rozglądnęła się po okolicy. To jednak też trwało najwyżej kwadrans. No co jest?! Zdenerwowana znowu nachyliła się nad kolegą i kolejny raz dotknęła jego barku.
- Ronan, ocknij się! - jakby to miało coś dać... Przeczesała ręką włosy, rozglądając się dookoła. Wcześniej jakoś nie zauważyła pólek z książkami. Podeszła i przeglądnęła kolekcję. Znalazła kilka takich, które znała, a niektóre z nich nawet lubiła. Gdy już naprawdę zaczynało brakować jej pomysłów na przeżycie wciąż wydłużającego się czasu, postanowiła zrobić coś do jedzenia śpiącej królewnie. Ciekawe czy po obudzeniu, będzie głodny... Możliwe, a przecież na głodno źle się rozmawiało.
Pomimo bardzo ubogiej zawartości lodówki, Caro udało się wyczarować jakieś skromne kanapeczki. Zastanawiała się, kiedy Ronan robił ostatnio zakupy. Pewnie w zeszłym roku! Pokiwała głową z politowaniem. Talerz z przygotowanymi kanapkami postawiła na stoliku i z powrotem usadowiła się obok kolegi. Z nadzieją popatrzyła w jego rozanieloną twarz, w te rozmarzone oczy. Obudź się w końcu! Zupełnie niepoważny człowiek...
Po licznych próbach przywrócenia go do normalności, poddała się. Trudno, poczeka, przypilnuje, żeby nic gorszego mu się nie stało. Chwilę siedziała na kanapie, zerkając na Ronana od czasu do czasu, ale potem ten czas bardzo jej się dłużył. Podeszła do okna i rozglądnęła się po okolicy. To jednak też trwało najwyżej kwadrans. No co jest?! Zdenerwowana znowu nachyliła się nad kolegą i kolejny raz dotknęła jego barku.
- Ronan, ocknij się! - jakby to miało coś dać... Przeczesała ręką włosy, rozglądając się dookoła. Wcześniej jakoś nie zauważyła pólek z książkami. Podeszła i przeglądnęła kolekcję. Znalazła kilka takich, które znała, a niektóre z nich nawet lubiła. Gdy już naprawdę zaczynało brakować jej pomysłów na przeżycie wciąż wydłużającego się czasu, postanowiła zrobić coś do jedzenia śpiącej królewnie. Ciekawe czy po obudzeniu, będzie głodny... Możliwe, a przecież na głodno źle się rozmawiało.
Pomimo bardzo ubogiej zawartości lodówki, Caro udało się wyczarować jakieś skromne kanapeczki. Zastanawiała się, kiedy Ronan robił ostatnio zakupy. Pewnie w zeszłym roku! Pokiwała głową z politowaniem. Talerz z przygotowanymi kanapkami postawiła na stoliku i z powrotem usadowiła się obok kolegi. Z nadzieją popatrzyła w jego rozanieloną twarz, w te rozmarzone oczy. Obudź się w końcu! Zupełnie niepoważny człowiek...
Gość
Gość
Oj tam zaraz uzależniony. Próbował przecież przestać. I długo wytrzymał. Dwa tygodnie, to naprawdę długi okres czasu. Gdyby nie fakt że jutro ma rozmowę o pracę, nie brałby. Czuł się oczywiście fatalnie bez narkotyków. Ale to wcale nie dowodzi, że się uzależnił. Przynajmniej on tak myśli.
Wizja zabawy z Caroline dobiegała końca. Czemu akurat Caroline? Może gdzieś w głębi jego duszy, podoba mu się. Albo po prostu dlatego, że tu była. Bardzo to zagmatwane, ale prawdopodobnie i tak nie będzie tego pamiętać.
Polana z błękitnym niebem zmieniła się w szkołę. Był w Hogwarcie. Wspomnienie? Nie. To nigdy nie miało miejsca. Był z Barrym i jakimiś osobami których imion nie mógłby sobie przypomnieć. Gadali, śmiali się, grali w karty. Na zewnątrz natomiast latały zaklęcia. Bomby, samoloty. Czarodzieje i ludzie. Walczyli ze sobą. Chłopcy natomiast siedzieli i dobrze się bawili. Nie zauważali bólu i śmierci jaka działa się na zewnątrz. Normalnego człowieka taka wizja powinna zaniepokoić. Ale przecież Ronan świetnie się bawił. Tak samo jak Barry i reszta chłopaków z Gryffindoru. Przecież dobrze się bawili. A krzyki, wybuchy, to wszystko, było tylko tłem.
Znowu, zmiana obrazu. Tym razem do głowy chłopaka uderzyły kolory. Ciemne, jasne, jaskrawe, pastelowe, wszystkie kolory jakie były na Ziemi. Tańczyły, zamieniały się miejscem. Ale to się na czymś działo. Miały swoje tło, które powoli było widać pomiędzy kolorami. To był sufit. Zwyczajny sufit w jakiejś biednej kawalerce. Nagle zniknęły. A Ronan pamiętał tylko część wszystkiego. Wolał zachować to dla siebie.
Obudził się. Rozejrzał się po mieszkaniu. Próbując powoli wstać. Był zmęczony, ale szczęśliwy. Tęsknił za tym. Usiadł na swojej kanapie i dopiero wtedy zauważył Caroline. -Ymm cześć, potrzebujesz czegoś?- A mama mówiła, zamykaj drzwi...zwłaszcza przed ćpaniem
Niewinne pytanie. Zadane na spokojnie. Właśnie jego znajoma dowiedziała się że ćpa, a on ze spokojem powiedział jej "cześć". No tak. Spokój będzie odczuwał przez najbliższy dzień. Mógłby się nawet budynek zawalić, on miałby to głęboko gdzieś. Pewnie by się położył na kanapie. Obserwując przedstawienie zawalających się przedmiotów. Ronan położył się na kanapie, opierając kark o poduszkę. Nawet się uśmiechnął. Może powinien odczuwać jakiś dyskomfort. Ale jakoś nie chciał. Był przygotowany na masę pytań. Ale dalej czuł się, jakby jego trans jeszcze trwał.
Wizja zabawy z Caroline dobiegała końca. Czemu akurat Caroline? Może gdzieś w głębi jego duszy, podoba mu się. Albo po prostu dlatego, że tu była. Bardzo to zagmatwane, ale prawdopodobnie i tak nie będzie tego pamiętać.
Polana z błękitnym niebem zmieniła się w szkołę. Był w Hogwarcie. Wspomnienie? Nie. To nigdy nie miało miejsca. Był z Barrym i jakimiś osobami których imion nie mógłby sobie przypomnieć. Gadali, śmiali się, grali w karty. Na zewnątrz natomiast latały zaklęcia. Bomby, samoloty. Czarodzieje i ludzie. Walczyli ze sobą. Chłopcy natomiast siedzieli i dobrze się bawili. Nie zauważali bólu i śmierci jaka działa się na zewnątrz. Normalnego człowieka taka wizja powinna zaniepokoić. Ale przecież Ronan świetnie się bawił. Tak samo jak Barry i reszta chłopaków z Gryffindoru. Przecież dobrze się bawili. A krzyki, wybuchy, to wszystko, było tylko tłem.
Znowu, zmiana obrazu. Tym razem do głowy chłopaka uderzyły kolory. Ciemne, jasne, jaskrawe, pastelowe, wszystkie kolory jakie były na Ziemi. Tańczyły, zamieniały się miejscem. Ale to się na czymś działo. Miały swoje tło, które powoli było widać pomiędzy kolorami. To był sufit. Zwyczajny sufit w jakiejś biednej kawalerce. Nagle zniknęły. A Ronan pamiętał tylko część wszystkiego. Wolał zachować to dla siebie.
Obudził się. Rozejrzał się po mieszkaniu. Próbując powoli wstać. Był zmęczony, ale szczęśliwy. Tęsknił za tym. Usiadł na swojej kanapie i dopiero wtedy zauważył Caroline. -Ymm cześć, potrzebujesz czegoś?- A mama mówiła, zamykaj drzwi...zwłaszcza przed ćpaniem
Niewinne pytanie. Zadane na spokojnie. Właśnie jego znajoma dowiedziała się że ćpa, a on ze spokojem powiedział jej "cześć". No tak. Spokój będzie odczuwał przez najbliższy dzień. Mógłby się nawet budynek zawalić, on miałby to głęboko gdzieś. Pewnie by się położył na kanapie. Obserwując przedstawienie zawalających się przedmiotów. Ronan położył się na kanapie, opierając kark o poduszkę. Nawet się uśmiechnął. Może powinien odczuwać jakiś dyskomfort. Ale jakoś nie chciał. Był przygotowany na masę pytań. Ale dalej czuł się, jakby jego trans jeszcze trwał.
Gość
Gość
W końcu się doczekała. Ronan wykazał więcej oznak życia niż tylko oddychanie i mruganie. Nie rzuciła się na niego z gradem pytań i pretensji. Cierpliwie czekała na jego pierwszy ruch. Przecież skoro dała radę wytrzymać godzinę, która tak naprawdę trwała wiecznie, to dodatkowa minuta była zupełnie niczym. Zabawne. Chłopak zdawał się w ogóle jej nie zauważać. Dopiero gdy usiadł, uraczył ją swym rozleniwionym głosem. Uśmiechnęła się kwaśno (tak wyszło, choć miało być miło) i odparła:
- Nie. Ja nie, a ty? - podsunęła mu pod nos talerz z jedzeniem.
Ona również próbowała być spokojna, choć tak naprawdę właśnie czuła wściekłość, która lada moment mogła z niej wykipieć. Co ciekawe, jeszcze kilka sekund temu czuła się prawie zupełnie neutralnie. Widocznie niepozorne słowa Ronana doprowadziły ją do szału. Tylko spokojnie - powtarzała w myślach. Nie chciała przecież wyjść na histeryczkę. Co to w ogóle by było? Weszła sobie do jego mieszkania, żeby urządzić mu awanturę? I to on miał być tym niepoważnym? To by było iście żałosne z jej strony!
- Drzwi były otwarte... - zaczęła sucho. Dlaczego to ja się tłumaczę? - Dobrze się czujesz? - Czy to nie od tych słów zaczęła dzisiejszą wizytę? Tylko że tym razem Ronan ją słyszał. Oby ją słuchał i oby nie zrobił kolejnego fałszywego kroku! Dla swojego dobra!
Chciała mu wytknąć jego głupotę, chciała się dowiedzieć, czy to tylko jednorazowy incydent, chciała mu jakoś pomóc, ale nie chciała go atakować. Była zła, ale bez przesady. Niedobrze byłoby od razu męczyć go tym, co siedziało jej na końcu języka i tak bardzo chciało się wydostać na powierzchnię. Musiała być łagodna, ale to tylko cisza przed burzą...
- Nie. Ja nie, a ty? - podsunęła mu pod nos talerz z jedzeniem.
Ona również próbowała być spokojna, choć tak naprawdę właśnie czuła wściekłość, która lada moment mogła z niej wykipieć. Co ciekawe, jeszcze kilka sekund temu czuła się prawie zupełnie neutralnie. Widocznie niepozorne słowa Ronana doprowadziły ją do szału. Tylko spokojnie - powtarzała w myślach. Nie chciała przecież wyjść na histeryczkę. Co to w ogóle by było? Weszła sobie do jego mieszkania, żeby urządzić mu awanturę? I to on miał być tym niepoważnym? To by było iście żałosne z jej strony!
- Drzwi były otwarte... - zaczęła sucho. Dlaczego to ja się tłumaczę? - Dobrze się czujesz? - Czy to nie od tych słów zaczęła dzisiejszą wizytę? Tylko że tym razem Ronan ją słyszał. Oby ją słuchał i oby nie zrobił kolejnego fałszywego kroku! Dla swojego dobra!
Chciała mu wytknąć jego głupotę, chciała się dowiedzieć, czy to tylko jednorazowy incydent, chciała mu jakoś pomóc, ale nie chciała go atakować. Była zła, ale bez przesady. Niedobrze byłoby od razu męczyć go tym, co siedziało jej na końcu języka i tak bardzo chciało się wydostać na powierzchnię. Musiała być łagodna, ale to tylko cisza przed burzą...
Gość
Gość
Ronan zauważył lekkie zdenerwowanie Caroline. Rozumiał ją. Chciał powiedzieć coś w stylu "nie musisz się martwić" ale wiedział że to ją tylko bardziej zdenerwował. W każdym razie on nie był w formie by się kłócić. Po prostu przemawianie mu do rozumu, będzie jak darcie mordy do uśmiechniętej ściany.
Chłopak odpowiedział na pytanie uśmiechem. Może chciał jakoś by ten uśmiech uspokoił dziewczynę. Nie chciał jeść. Ale specjalnie dla niej wziął jedną kanapkę. Usadowił się tak, aby przełykanie nie sprawiało mu kłopotów i zaczął ją konsumować. Dość szybko ją zjadł. -Ooo... tak wiem. Zapomniałem zamknąć...- Może w tym momencie, by się zawstydził. I nawet tak trochę. Jednak szybko jego wstydliwa mina zniknęła, a on wybuchnął śmiechem. Krótkim, wesołym, śmiechem. Miał jakiś powód? Nie koniecznie.
-Ja? Czuję się świetnie.- Powiedział z najszczerszą prawdą. Osunął się trochę na kanapie, tak że znowu był w pozycji siedząco-leżącej. Był wyluzowany. Szczęśliwy. Co prawda stan ten nie potrwa długo. Potem jego nałóg będzie się domagać kolejnej dawki. I znowu zmieni się w szarego człowieka z psychicznymi problemami. Ale potem weźmie kolejną dawkę. I przez moment poczuje spokój i szczęście. Czy to było tego warte? Pewnie nie. Ale Ronan teraz nie mógł o tym myśleć. Nawet gdyby chciał. Był wolny od złych myśli.
Chłopak odpowiedział na pytanie uśmiechem. Może chciał jakoś by ten uśmiech uspokoił dziewczynę. Nie chciał jeść. Ale specjalnie dla niej wziął jedną kanapkę. Usadowił się tak, aby przełykanie nie sprawiało mu kłopotów i zaczął ją konsumować. Dość szybko ją zjadł. -Ooo... tak wiem. Zapomniałem zamknąć...- Może w tym momencie, by się zawstydził. I nawet tak trochę. Jednak szybko jego wstydliwa mina zniknęła, a on wybuchnął śmiechem. Krótkim, wesołym, śmiechem. Miał jakiś powód? Nie koniecznie.
-Ja? Czuję się świetnie.- Powiedział z najszczerszą prawdą. Osunął się trochę na kanapie, tak że znowu był w pozycji siedząco-leżącej. Był wyluzowany. Szczęśliwy. Co prawda stan ten nie potrwa długo. Potem jego nałóg będzie się domagać kolejnej dawki. I znowu zmieni się w szarego człowieka z psychicznymi problemami. Ale potem weźmie kolejną dawkę. I przez moment poczuje spokój i szczęście. Czy to było tego warte? Pewnie nie. Ale Ronan teraz nie mógł o tym myśleć. Nawet gdyby chciał. Był wolny od złych myśli.
Gość
Gość
Ten uśmiech o mało nie wytrącił jej z równowagi. Jak on w ogóle śmiał się śmiać? Miał szczęście, że uraczył się kanapką. Przynajmniej na chwilę emocje opadły. Ona POSTANOWIŁA, że ma jeść, więc nie było innej możliwości. Spróbowałby tylko kręcić nosem! Niestety satysfakcja trwała tylko krótką chwilę, ponieważ jego bezczelny śmiech zniszczył budujący się w jej sercu spokój. Z twarzy Caro można było wyraźnie wyczytać, że jej bynajmniej nie jest do śmiechu. Jego beztroskie zachowanie coraz bardziej ją irytowało. Ten człowiek naprawdę był niepoważny! Czy on zdawał sobie sprawę jak bardzo się pogrąża? Z każdą chwilą dolewał oliwy do ognia za pomocą swych nierozważnych słów i gestów. Biedaczek pewnie nawet nie miał pojęcia, że właśnie doprowadza swoją koleżankę do szału...
- Tak? No to wspaniale! – wypowiedziała te słowa wkurzonym tonem zabarwionym lekko pozorną radością. Jej uśmiech również zawierał mnóstwo jadu. Ronan rozciągnął się leniwie i tym samym przelał czarę goryczy. Niby nic, a ostatecznie wywołało to gwałtowną reakcję dziewczyny.
- Czy ty siebie widzisz? - niemal krzyknęła, choć później spróbowała się opanować i wyszło tylko nieco nerwowo. - No popatrz na siebie! Co to w ogóle ma być? Nie, żebym się szarogęsiła z tego powodu, że sobie spałeś, gdy tu weszłam, albo miała pretensje o to, że mnie nie ugościłeś jak należy - bo w końcu przyszłam niezapowiedziana, ale to w tej chwili nie ma żadnego znaczenia... - dodała w myślach. - Chodzi mi głównie o to, co ty ze sobą wyrabiasz, Ronan! Co ty robisz? - z każdym kolejno wypowiadanym wyrazem, agresywny ton ustępował miejsce spokojnemu, zawierającemu pewien rodzaj żalu. Caro sama już nie wiedziała, co chce osiągnąć. Czyżby próbowała przemówić mu do rozsądku? Obojętnie, jakie miały być efekty jej kazań (to dopiero początek!), zareagowała w typowy dla siebie sposób. To po prostu leżało w jej naturze. Wcale nie zastanawiała się nad skutkami. Mówiła, co czuła, a czuła ogólną wściekłość. Bardziej z powodu jego stanu czy tego, że na własne życzenie się do niego doprowadził? Albo z braku komunikacji czy może dlatego, że od godziny siedziała w jego mieszkaniu jak głupia, żeby... sama nie wiedziała po co. To wszystko się na siebie nałożyło i tak powała ta wybuchowa mieszanka, która rozsadzała ją od środka.
- Tak? No to wspaniale! – wypowiedziała te słowa wkurzonym tonem zabarwionym lekko pozorną radością. Jej uśmiech również zawierał mnóstwo jadu. Ronan rozciągnął się leniwie i tym samym przelał czarę goryczy. Niby nic, a ostatecznie wywołało to gwałtowną reakcję dziewczyny.
- Czy ty siebie widzisz? - niemal krzyknęła, choć później spróbowała się opanować i wyszło tylko nieco nerwowo. - No popatrz na siebie! Co to w ogóle ma być? Nie, żebym się szarogęsiła z tego powodu, że sobie spałeś, gdy tu weszłam, albo miała pretensje o to, że mnie nie ugościłeś jak należy - bo w końcu przyszłam niezapowiedziana, ale to w tej chwili nie ma żadnego znaczenia... - dodała w myślach. - Chodzi mi głównie o to, co ty ze sobą wyrabiasz, Ronan! Co ty robisz? - z każdym kolejno wypowiadanym wyrazem, agresywny ton ustępował miejsce spokojnemu, zawierającemu pewien rodzaj żalu. Caro sama już nie wiedziała, co chce osiągnąć. Czyżby próbowała przemówić mu do rozsądku? Obojętnie, jakie miały być efekty jej kazań (to dopiero początek!), zareagowała w typowy dla siebie sposób. To po prostu leżało w jej naturze. Wcale nie zastanawiała się nad skutkami. Mówiła, co czuła, a czuła ogólną wściekłość. Bardziej z powodu jego stanu czy tego, że na własne życzenie się do niego doprowadził? Albo z braku komunikacji czy może dlatego, że od godziny siedziała w jego mieszkaniu jak głupia, żeby... sama nie wiedziała po co. To wszystko się na siebie nałożyło i tak powała ta wybuchowa mieszanka, która rozsadzała ją od środka.
Gość
Gość
Caroline mogła sobie krzyczeć na niego ile chce. Ale w obecnym stanie, nie zda się na okazanie skruchy. Chwilowo jego część mózgu odpowiadająca za smutek, poczucie winy i niebezpieczeństwa jest "przyćmiona" Tym co parę godzin temu wziął. Ile to potrwa? Pewnie jutro rano wszystko będzie takie jak było. A ze świata zejdą wszystkie kolory.
Chłopak z początku nie usłyszał rozgniewanego tonu dziewczyny. Albo usłyszał, tylko nie wziął go pod uwagę. No cóż, trudno będzie mu przemówić do rozsądku, ale może spróbować. Dopiero słysząc krzyk, Rona się....zdziwił. Na jego uśmiechniętej mordzie pojawiło się zaskoczenie. Podniósł się wyżej, patrząc na nią z zainteresowaniem. Jakby nie rozumiał. Ale wręcz przeciwnie. Rozumiał wszystko. Miała rację. Powinien ją przyznać? Dał jej dokończyć, po czym musiał coś powiedzieć.
-Oj co mam powiedzieć? Przepraszam? Wiem że to złe, ale jestem szczęśliwy. A to najważniejsze, prawda? Prawda?- Powiedział, jakby chciał sam siebie przekonać. Caroline mogła to usłyszeć. Ten mały ton desperacji, w wyluzowanym głosie. Znowu się uśmiechnął. Chciał czy nie chciał, ale to zrobił. Były rzeczy nad którymi nie mógł zapanować.
Chłopak nie spodziewał się że dziewczyna zdecyduję się nagle odejść i zostawić go samego ze swoimi problemami. Usiadł więc po turecku i przytulił swoją poduszkę. Jego prawa ręka zaczęła powoli sięgać po papierosa. Ale przypomniał sobie o grzeczności. -Mogę zapalić?- Zapytał swojego kata, który zaraz wybuchnie gniewem. Nie powinien palić w mieszkaniu. Długo będzie się wietrzyć. A Caroline może nie będzie chciała łykać dym. Więc jeśli się nie zgodzi, cofnie tę rękę. W każdym razie, już przygotowywał się mentalnie na opieprz życia. W każdym razie, dalej był uśmiechnięty i optymistycznie nastawiony. Na tę chwilę.
Chłopak z początku nie usłyszał rozgniewanego tonu dziewczyny. Albo usłyszał, tylko nie wziął go pod uwagę. No cóż, trudno będzie mu przemówić do rozsądku, ale może spróbować. Dopiero słysząc krzyk, Rona się....zdziwił. Na jego uśmiechniętej mordzie pojawiło się zaskoczenie. Podniósł się wyżej, patrząc na nią z zainteresowaniem. Jakby nie rozumiał. Ale wręcz przeciwnie. Rozumiał wszystko. Miała rację. Powinien ją przyznać? Dał jej dokończyć, po czym musiał coś powiedzieć.
-Oj co mam powiedzieć? Przepraszam? Wiem że to złe, ale jestem szczęśliwy. A to najważniejsze, prawda? Prawda?- Powiedział, jakby chciał sam siebie przekonać. Caroline mogła to usłyszeć. Ten mały ton desperacji, w wyluzowanym głosie. Znowu się uśmiechnął. Chciał czy nie chciał, ale to zrobił. Były rzeczy nad którymi nie mógł zapanować.
Chłopak nie spodziewał się że dziewczyna zdecyduję się nagle odejść i zostawić go samego ze swoimi problemami. Usiadł więc po turecku i przytulił swoją poduszkę. Jego prawa ręka zaczęła powoli sięgać po papierosa. Ale przypomniał sobie o grzeczności. -Mogę zapalić?- Zapytał swojego kata, który zaraz wybuchnie gniewem. Nie powinien palić w mieszkaniu. Długo będzie się wietrzyć. A Caroline może nie będzie chciała łykać dym. Więc jeśli się nie zgodzi, cofnie tę rękę. W każdym razie, już przygotowywał się mentalnie na opieprz życia. W każdym razie, dalej był uśmiechnięty i optymistycznie nastawiony. Na tę chwilę.
Gość
Gość
Jego cielęcy wzrok odebrał Caro resztki nadziei. Ręce jej opadły, gdy w końcu odpowiedział. Już chyba byłoby lepiej, gdyby nic nie mówił. Mylił się srogo. Tak bardzo się mylił! Nie dlatego, że uznawał swoje szczęście za najważniejszą rzecz, ale z tego powodu, że nazwał to uczucie szczęściem. Oj nie, nie! To była tylko wątła iluzja. Czyżby był na tyle głupi, żeby wierzyć w autentyczność swojego szczęścia?
- Nie musisz mnie przepraszać - odparła stanowczo. - Niczym mi nie zawiniłeś! - Oprócz tego, że bardzo mnie wkurzyłeś!
Merlinie! Nic do niego nie docierało! Zupełnie nic! Mogłaby być przerażona takim stanem, ale w jej sercu zdecydowanie przeważało uczucie zdenerwowania. Złość kierowała w stronę Ronana, choć właściwie jego reakcje były spowodowane zatruciem jakimś świństwem, które sobie zaaplikował. No właśnie - sam sobie był winny. W końcu to coś nie zaatakowało biednego, nieświadomego człowieczka, ten człowieczek zrobił to umyślnie. Jeśli Caro potrafiłaby panować nad uczuciami, to pewnie by ich teraz nie zmieniła. Miała wyraźne podstawy do bycia na niego złą.
- Ta... - zgodziła się smętnie - raczej gestem niż słowem. Była przyzwyczajona do dymu papierosowego. Jej ojciec lubił sobie czasem skorzystać z tego typu używek, natomiast Roger - przyjaciel, z którym pracowała - był nałogowym palaczem. Papierosy przynajmniej nie deptały ludzkiej godności i nie dewastowały psychiki.
Przez moment na niego patrzyła, ale potem spuściła wzrok, zawieszając spojrzenie na swoich dłoniach. Gdy chłopak dosięgnął już swojej zdobyczy i usatysfakcjonowany zaciągał się dymem, Caro kontynuowała. Złość nadal nią szamotała, ale z braku siły na dalsze wściekanie się, zniechęcona beztroską postawą Ronana, nie wyglądała na tak zdenerwowaną jak przed chwilą.
- Dużo razy ci się coś takiego zdarzyło? - spytała spokojnie, z powrotem przenosząc spojrzenie na jego wesołą twarz. Błagała w myślach, żeby odpowiedź brzmiała: Nie. Właściwie to był mój pierwszy - tu mógł dodać, że również ostatni. - Zwyczajnie chciałem spróbować jak to jest. To by było głupie tłumaczenie, ale najlepsze w zaistniałej sytuacji. Jednak ponad wszystko chciała, żeby wyznał jej prawdę. Jakby to okazało się prawda, byłaby zadowolona, o ile w ogóle można by tu mówić o jakimkolwiek zadowoleniu - pomijając oczywiście to jego. A jeśli prawda byłaby inna, to sprawa okazałaby się o wiele bardziej dramatyczna. Oby nie!
- Nie musisz mnie przepraszać - odparła stanowczo. - Niczym mi nie zawiniłeś! - Oprócz tego, że bardzo mnie wkurzyłeś!
Merlinie! Nic do niego nie docierało! Zupełnie nic! Mogłaby być przerażona takim stanem, ale w jej sercu zdecydowanie przeważało uczucie zdenerwowania. Złość kierowała w stronę Ronana, choć właściwie jego reakcje były spowodowane zatruciem jakimś świństwem, które sobie zaaplikował. No właśnie - sam sobie był winny. W końcu to coś nie zaatakowało biednego, nieświadomego człowieczka, ten człowieczek zrobił to umyślnie. Jeśli Caro potrafiłaby panować nad uczuciami, to pewnie by ich teraz nie zmieniła. Miała wyraźne podstawy do bycia na niego złą.
- Ta... - zgodziła się smętnie - raczej gestem niż słowem. Była przyzwyczajona do dymu papierosowego. Jej ojciec lubił sobie czasem skorzystać z tego typu używek, natomiast Roger - przyjaciel, z którym pracowała - był nałogowym palaczem. Papierosy przynajmniej nie deptały ludzkiej godności i nie dewastowały psychiki.
Przez moment na niego patrzyła, ale potem spuściła wzrok, zawieszając spojrzenie na swoich dłoniach. Gdy chłopak dosięgnął już swojej zdobyczy i usatysfakcjonowany zaciągał się dymem, Caro kontynuowała. Złość nadal nią szamotała, ale z braku siły na dalsze wściekanie się, zniechęcona beztroską postawą Ronana, nie wyglądała na tak zdenerwowaną jak przed chwilą.
- Dużo razy ci się coś takiego zdarzyło? - spytała spokojnie, z powrotem przenosząc spojrzenie na jego wesołą twarz. Błagała w myślach, żeby odpowiedź brzmiała: Nie. Właściwie to był mój pierwszy - tu mógł dodać, że również ostatni. - Zwyczajnie chciałem spróbować jak to jest. To by było głupie tłumaczenie, ale najlepsze w zaistniałej sytuacji. Jednak ponad wszystko chciała, żeby wyznał jej prawdę. Jakby to okazało się prawda, byłaby zadowolona, o ile w ogóle można by tu mówić o jakimkolwiek zadowoleniu - pomijając oczywiście to jego. A jeśli prawda byłaby inna, to sprawa okazałaby się o wiele bardziej dramatyczna. Oby nie!
Gość
Gość
Wizyta Caroline była bardzo męcząca. Chłopak chętnie by się położył spać. Co prawda dopiero się obudził. Ale czuł się jakby cały dzień był na chodzie. Ronan przetarł oczy. Był zmęczony. Chciał spać, zasnąć i śnić. Ale musiał jeszcze znieść frustrację dziewczyny.
Ach, czy te kobiety zawsze muszą tak krzyczeć.
Przynajmniej pozwoliła mu zapalić. Haddad sięgnął po swojego magicznego papierosa. Odpalił go pocierając palcami o jego końcówkę i przyłożył do ust. Zaciągnął się i poczuł ten spokój, który nagle otoczył jego ciało. Długo to nie potrwa, bo zaraz zaczną się pytania, próby pomocy i inne rzeczy których arab wolałby uniknąć. Dalej na twarzy miał lekki uśmiech, ale wkradło się także zmęczenie. Słysząc pytanie tylko westchnął.
Nie odpowiadaj, nie mów prawdy. Jeszcze zaproponuję coś głupiego jak odwyk.
Teraz pozostała mu decyzja. Czy skłamać? czy może powiedzieć prawdę? Najchętniej to by w ogóle nie odpowiadał. Zamknąłby oczy, i zasnąłby w ciągu minuty. Zostawiłby Caroline bez odpowiedzi. Ale nie mógł tak zrobić. Musiał być z nią szczery, chociaż w połowie. Ronan przejechał lewą ręką po włosach, a w drugiej trzymał papierosa, którego co jakiś czas przykładał do ust. Długo się zbierał by coś powiedzieć. -Parę razy się zdarzyło.- Powiedział szybko, nie zatrzymując się na żadnym słowie. Niech ma chociaż tą informację. W każdym razie nie miał ochoty mówić o tym że bierze co tydzień lub dwa.
Ach, czy te kobiety zawsze muszą tak krzyczeć.
Przynajmniej pozwoliła mu zapalić. Haddad sięgnął po swojego magicznego papierosa. Odpalił go pocierając palcami o jego końcówkę i przyłożył do ust. Zaciągnął się i poczuł ten spokój, który nagle otoczył jego ciało. Długo to nie potrwa, bo zaraz zaczną się pytania, próby pomocy i inne rzeczy których arab wolałby uniknąć. Dalej na twarzy miał lekki uśmiech, ale wkradło się także zmęczenie. Słysząc pytanie tylko westchnął.
Nie odpowiadaj, nie mów prawdy. Jeszcze zaproponuję coś głupiego jak odwyk.
Teraz pozostała mu decyzja. Czy skłamać? czy może powiedzieć prawdę? Najchętniej to by w ogóle nie odpowiadał. Zamknąłby oczy, i zasnąłby w ciągu minuty. Zostawiłby Caroline bez odpowiedzi. Ale nie mógł tak zrobić. Musiał być z nią szczery, chociaż w połowie. Ronan przejechał lewą ręką po włosach, a w drugiej trzymał papierosa, którego co jakiś czas przykładał do ust. Długo się zbierał by coś powiedzieć. -Parę razy się zdarzyło.- Powiedział szybko, nie zatrzymując się na żadnym słowie. Niech ma chociaż tą informację. W każdym razie nie miał ochoty mówić o tym że bierze co tydzień lub dwa.
Gość
Gość
Czemu musisz mnie tak wkurzać?! Im bardziej wyglądał na znudzonego, tym bardziej działał jej na nerwy. Brakowało tylko ziewnięcia, które byłoby wisienką na torcie. Na szczęście nie doczekała się aż tak bezczelnego gestu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona się wysilała, męczyła, opanowywała - on natomiast pozostawał wyluzowany i zdawał się zupełnie nie przejmować sytuacją.
Czas między jej pytaniem a jego odpowiedzią ciągnął się w nieskończoność. Jak mógł trzymać ją w niepewności aż tak długo? Choć oczekiwanie trwało pewnie kilka sekund, dla Caro były to naprawdę długie sekundy. Cisza była niepokojąca. Świadczyła o tym, że chłopak się waha, zastanawia. Jeśli chciał ją okłamać, to lepiej, żeby zmienił temat. Oczywiście ona nie miała zamiaru odpuścić i choć myślała o tym, żeby ewentualnie pozwolić mu na ucieczkę od udzielenia informacji, nie dałaby się zwieść i najpewniej nie zważając na jego słowa i swoje założenia, ponowiłaby pytanie. To by oznaczało, że ma coś do ukrycia, a Caro MUSIAŁA rozwiązać wszystkie zagadki, ponieważ nie znosiła sekretów.
Aż w końcu przemówił. Dziewczynę ogarnęła satysfakcja, bo wyciągnęła od Ronana jakąś informację. Z drugiej strony jednak jego odpowiedź ją zasmuciła. Niedobrze... Co to miało znaczyć, że parę razy? Oby tylko nie okazało się to eufemizmem, ale jeśli nawet zdarzyło mu się to tylko kilka razy, to sprawa miała się źle. Kto wie - może nawet był to początek nałogu? To się zaczynało tak niewinnie, parę razy, gdy naszła go ochota... czy on zdawał sobie sprawę, że kiedyś może nastać taki dzień, gzie to nie będzie zależne od jego ochoty, tylko będzie MUSIAŁ, bo inaczej oszaleje? W co on się pakował?!
- W co ty się pakujesz, Ronan?! - nie wytrzymała i powiedziała to na głos. Ha - powiedziała? Raczej wykrzyknęła. Może nie głośno, ale dosadnie. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, ile ludzie mają przez to problemów? - i bynajmniej nie chodziło jej o problemy z czepialskimi znajomymi, którzy się martwią tak jak ona!
Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że udało jej się zmusić go do powiedzenia prawdy. Może za jego słowami kryło się coś jeszcze, może nie, ale najważniejsze było to, że nie zbył jej tekstem typu: Nie. Właściwie to był mój pierwszy i ostatni raz. Zwyczajnie chciałem spróbować jak to jest. Jak na ironię - początkowo właśnie tego pragnęła od niego usłyszeć.
Czas między jej pytaniem a jego odpowiedzią ciągnął się w nieskończoność. Jak mógł trzymać ją w niepewności aż tak długo? Choć oczekiwanie trwało pewnie kilka sekund, dla Caro były to naprawdę długie sekundy. Cisza była niepokojąca. Świadczyła o tym, że chłopak się waha, zastanawia. Jeśli chciał ją okłamać, to lepiej, żeby zmienił temat. Oczywiście ona nie miała zamiaru odpuścić i choć myślała o tym, żeby ewentualnie pozwolić mu na ucieczkę od udzielenia informacji, nie dałaby się zwieść i najpewniej nie zważając na jego słowa i swoje założenia, ponowiłaby pytanie. To by oznaczało, że ma coś do ukrycia, a Caro MUSIAŁA rozwiązać wszystkie zagadki, ponieważ nie znosiła sekretów.
Aż w końcu przemówił. Dziewczynę ogarnęła satysfakcja, bo wyciągnęła od Ronana jakąś informację. Z drugiej strony jednak jego odpowiedź ją zasmuciła. Niedobrze... Co to miało znaczyć, że parę razy? Oby tylko nie okazało się to eufemizmem, ale jeśli nawet zdarzyło mu się to tylko kilka razy, to sprawa miała się źle. Kto wie - może nawet był to początek nałogu? To się zaczynało tak niewinnie, parę razy, gdy naszła go ochota... czy on zdawał sobie sprawę, że kiedyś może nastać taki dzień, gzie to nie będzie zależne od jego ochoty, tylko będzie MUSIAŁ, bo inaczej oszaleje? W co on się pakował?!
- W co ty się pakujesz, Ronan?! - nie wytrzymała i powiedziała to na głos. Ha - powiedziała? Raczej wykrzyknęła. Może nie głośno, ale dosadnie. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, ile ludzie mają przez to problemów? - i bynajmniej nie chodziło jej o problemy z czepialskimi znajomymi, którzy się martwią tak jak ona!
Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że udało jej się zmusić go do powiedzenia prawdy. Może za jego słowami kryło się coś jeszcze, może nie, ale najważniejsze było to, że nie zbył jej tekstem typu: Nie. Właściwie to był mój pierwszy i ostatni raz. Zwyczajnie chciałem spróbować jak to jest. Jak na ironię - początkowo właśnie tego pragnęła od niego usłyszeć.
Gość
Gość
Ronan zdawał sobie sprawę z tego co robi. Z tego że się uzależnia. Był inteligentny. Wiedział, że jak tak dalej pójdzie, będzie nikim. Będzie tylko ćpunem. Bez domu, pracy. Trafi w dołek. I albo się podniesie, albo pozostanie w swojej nędzy psychicznej. Nie było za późno. Mógł, ale... nie chciał. Zdawał sobie sprawę z tego ile ryzykuję. Życie, zdrowie, rodzina to wszystko mogło zniknąć w jednej chwili. Powinien coś z tym zrobić, ale tak było łatwiej. Tak po prostu było łatwiej. Leżeć na plecach, gapić się w sufit, rozmyślać. To było łatwiejsze niż powiedzenie "nie".
Nie wziąłbyś, gdyby nie praca.
Powtarzał sobie w myślach. Ale ile można? Łatwo znaleźć wymówkę. Umysł Ronana powoli się budził. Ale on nie chciał. Wolał zostać w tym nieprawdziwym świecie. Gdzie wszystko było piękne. Nawet śmierć wydawała się tam cudowna i szczęśliwa. Ale to były tylko obrazy, zachowane w głębi mózgu. Zakopane przez rozsądek i trzeźwe myślenie. Wszystkie abstrakcyjne myśli, uaktywnione przez jedną działkę.
-Musimy o tym rozmawiać teraz?.- Powiedział, trochę marudząc. Nie chciał. Nie chciał słyszeć jaki jest głupi, nieodpowiedzialny, jak to sobie rujnuję życie. Zgodziłby się z tym. Ale nie chciał tego słuchać. Chciał odpocząć, rozluźnić się, uspokoić. Nerwowy głos Caroline w końcu zaczął do niego przemawiać. Brzmiał jak echo. Każde słowo, wypowiedziane podniesionym głosem. Zakrył się rękoma, próbując obronić się przed echem. Nie opuszczaj mnie....
Miał nadzieję że to kolejna wizja. Że zaraz otworzy oczy, i obudzi się sam w swoim domu. Niestety, jakaś część jego mózgu wiedziała że zbliża się koniec. Był świadom, ale nie czuł się normalnie. W takim stanie nie mógłby załatwiać spraw urzędowych, już nie mówiąc o szukaniu pracy. Więc rozmowa z nim nie miała sensu.
Ronan zostawił Caroline bez odpowiedzi. Wiedział. Ale nie mógł tego powiedzieć. Szczególnie że w głowie miał tylko echo, ostatnich słów. -Przestań!- Wykrzyknął. Do kogo? Do Caroline, czy do swojego mózgu? Może do obu naraz? Haddad sam nie wie. Po prostu musiał coś zrobić. Pewnie wyglądał żałośnie wijąc się na tej kanapie. Próbując bronić się przed dźwiękami i światłem. Co by teraz zrobił? Chciałby zamknąć oczy i zasnąć, zanim będzie gorzej.
Nie wziąłbyś, gdyby nie praca.
Powtarzał sobie w myślach. Ale ile można? Łatwo znaleźć wymówkę. Umysł Ronana powoli się budził. Ale on nie chciał. Wolał zostać w tym nieprawdziwym świecie. Gdzie wszystko było piękne. Nawet śmierć wydawała się tam cudowna i szczęśliwa. Ale to były tylko obrazy, zachowane w głębi mózgu. Zakopane przez rozsądek i trzeźwe myślenie. Wszystkie abstrakcyjne myśli, uaktywnione przez jedną działkę.
-Musimy o tym rozmawiać teraz?.- Powiedział, trochę marudząc. Nie chciał. Nie chciał słyszeć jaki jest głupi, nieodpowiedzialny, jak to sobie rujnuję życie. Zgodziłby się z tym. Ale nie chciał tego słuchać. Chciał odpocząć, rozluźnić się, uspokoić. Nerwowy głos Caroline w końcu zaczął do niego przemawiać. Brzmiał jak echo. Każde słowo, wypowiedziane podniesionym głosem. Zakrył się rękoma, próbując obronić się przed echem. Nie opuszczaj mnie....
Miał nadzieję że to kolejna wizja. Że zaraz otworzy oczy, i obudzi się sam w swoim domu. Niestety, jakaś część jego mózgu wiedziała że zbliża się koniec. Był świadom, ale nie czuł się normalnie. W takim stanie nie mógłby załatwiać spraw urzędowych, już nie mówiąc o szukaniu pracy. Więc rozmowa z nim nie miała sensu.
Ronan zostawił Caroline bez odpowiedzi. Wiedział. Ale nie mógł tego powiedzieć. Szczególnie że w głowie miał tylko echo, ostatnich słów. -Przestań!- Wykrzyknął. Do kogo? Do Caroline, czy do swojego mózgu? Może do obu naraz? Haddad sam nie wie. Po prostu musiał coś zrobić. Pewnie wyglądał żałośnie wijąc się na tej kanapie. Próbując bronić się przed dźwiękami i światłem. Co by teraz zrobił? Chciałby zamknąć oczy i zasnąć, zanim będzie gorzej.
Ostatnio zmieniony przez Ronan Haddad dnia 13.02.16 16:17, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
Zupełnie nie zdawał sobie sprawy w co się pakuje, a Coro nie chciała odpuszczać. W jej mniemaniu uświadomienie mu zagrożenia było krokiem naprzód. Chyba po prostu nie tyle tak myślała, co po prostu zachowywała się tak jakby była tego zdania. Pewnie jakby się nad tym zastanowiła, zrozumiałaby, że to daremny czyn. Jednak w tej chwili górę wzięły uczucia, a konkretnie zmartwienie stanem kolegi. Może nie było tego po niej widać, bo za bardzo się wściekła, ale naprawdę było jej smutno i zależało jej na tym, żeby Ronan skończył z podobnymi wybrykami zanim będzie za późno.
- Hm, oczywiście, że nie musimy! - zaperzyła się. Ton jej głosu kłócił się z treścią. - Jeśli nie chcesz, to wcale nie musimy! - Tyle że Caro chciała o tym rozmawiać i najlepiej teraz. Jeśli tylko wykazałby odrobinę dobrej woli, to z chęcią by mu pomogła. Wciągnęłaby w to nawet Rogera - ten to już by mu pomógł! Wyleczyłby Ronana z narkotyków raz na zawsze. Nie odpuszczała, póki ten nie krzyknął nagle.
Jedno słowo. Jedno, dwusylabowe słowo, a skutecznie zamknęło usta dziewczyny jak wyciszające zaklęcie. Obrzuciła go zdumionym wzrokiem. To co teraz czuła, było mieszanką zdziwienia i oburzenia. No cóż, jeśli tak bardzo chcesz... Przez chwilę nawet pożałowała, że coś ją podkusiło do niezapowiedzianych odwiedzin, ale zaraz potem stwierdziła, że jednak bardzo dobrze, że odkryła problem kolegi. Bo to był straszliwy problem, nawet jeśli on nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
- Ech - westchnęła głęboko i dodała spokojnym, wręcz zrezygnowanym tonem - Widzę, że do ciebie zupełnie nic nie dociera... - Wstała z kanapy i ruszyła w stronę drzwi. Gdy była już na wyciągnięcie ręki od wyjścia, odwróciła się nagle i rzekła smutno - Ale jakbyś kiedyś czegoś potrzebował, choćby rozmowy, to pisz śmiało - żeby nie pomyślał, że się na niego całkiem obraziła!
Wracając do domu czuła wściekłość. Chciało jej się płakać, albo wrócić tam i... sama nie wiedziała po co miałaby wracać. Miała wielką nadzieję, że Ronan niebawem się do niej odezwie. Oby tylko się nie uzależnił od narkotyków!
zt
- Hm, oczywiście, że nie musimy! - zaperzyła się. Ton jej głosu kłócił się z treścią. - Jeśli nie chcesz, to wcale nie musimy! - Tyle że Caro chciała o tym rozmawiać i najlepiej teraz. Jeśli tylko wykazałby odrobinę dobrej woli, to z chęcią by mu pomogła. Wciągnęłaby w to nawet Rogera - ten to już by mu pomógł! Wyleczyłby Ronana z narkotyków raz na zawsze. Nie odpuszczała, póki ten nie krzyknął nagle.
Jedno słowo. Jedno, dwusylabowe słowo, a skutecznie zamknęło usta dziewczyny jak wyciszające zaklęcie. Obrzuciła go zdumionym wzrokiem. To co teraz czuła, było mieszanką zdziwienia i oburzenia. No cóż, jeśli tak bardzo chcesz... Przez chwilę nawet pożałowała, że coś ją podkusiło do niezapowiedzianych odwiedzin, ale zaraz potem stwierdziła, że jednak bardzo dobrze, że odkryła problem kolegi. Bo to był straszliwy problem, nawet jeśli on nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
- Ech - westchnęła głęboko i dodała spokojnym, wręcz zrezygnowanym tonem - Widzę, że do ciebie zupełnie nic nie dociera... - Wstała z kanapy i ruszyła w stronę drzwi. Gdy była już na wyciągnięcie ręki od wyjścia, odwróciła się nagle i rzekła smutno - Ale jakbyś kiedyś czegoś potrzebował, choćby rozmowy, to pisz śmiało - żeby nie pomyślał, że się na niego całkiem obraziła!
Wracając do domu czuła wściekłość. Chciało jej się płakać, albo wrócić tam i... sama nie wiedziała po co miałaby wracać. Miała wielką nadzieję, że Ronan niebawem się do niej odezwie. Oby tylko się nie uzależnił od narkotyków!
zt
Gość
Gość
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sypialnia z kuchnią
Szybka odpowiedź