Vivienne Foss
Nazwisko matki: nieznane
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: mugolak
Zawód: barmanka w Dziurawym Kotle
Wzrost: 177cm
Waga: 63kg
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: kręcone włosy, ciemna karnacja
12 cali, dość giętka, tarnina, krew Reem
Hufflepuff
szop pracz
ona sama pozbawiona ręki i wyraźnie okaleczona
zapach kocich łap
ona - wyprostowana, dumna, bije od niej siła
klątwy
Harpie z Holyhead
szachy czarodziejów
rock'n'roll
Marina Nery
Vivienne nie pamięta swojego dzieciństwa, toteż jej wspomnienia są stricte związane z opowieściami jej przybranych rodziców. Para czarodziejów półkrwi o szlacheckim pochodzeniu i zasobnych portfelach po spełnieniu się zawodowym w Ministerstwie Magii zaczęła podróżować. Nie rozdrabniali się – przejechali najpewniej przez większość kolonii zdobywając przy tym pełen arsenał pamiątek. Nie byli najmłodsi, ale nie było im brak werwy, tak potrzebnej przy poznawaniu egzotycznych krain. Zgodnie z ich zeznaniem swoją przybraną córkę znaleźli w Brazylii, porzuconą na pastwę losu w jednej z biedniejszych dzielnic kolonialnych, gdzie ludność miejscowa przeplatała się z europejczykami. Trudno powiedzieć ile w tym prawdy – równie dobrze mogła jedynie samodzielnie oddalić się od rodziny, bo co prawda była małym bąkiem, ale już potrafiła chodzić. Ich uwagę przykuły magiczne umiejętności, które przejawiała, pokroju przemieszczania tego, co było w jej otoczeniu. Nierozważnym byłoby zostawić takie dziecko na oczach mugoli, jednak bezdzietni państwo Foss mogli mieć też inne motywy skłaniające ich do przejęcia opieki nad Vivienne. Dopełnienie formalności związanych z przejęciem opieki nad dzieckiem wziętym znikąd nie było częścią ich historii – zapewne dlatego, że dziewczynka wyraźnie podkreślała swój brak zainteresowania.
Przyszedł list z Hogwartu. Vivienne nie była pocieszona perspektywą opuszczenia domu wypełnionego interesującymi pamiątkami, z którymi były związane historie jej rodziców, ani tym, że lada moment nikt nie będzie jej rozpieszczał. Państwo Foss co prawda tego nie przyznawali, ale w swoim wieku byli już zmęczeni bieganiem za małym diabłem, to i uznali jej naukę za zasłużony urlop. Głowa skryta pod burzą loczków była pełna przekonania o tym, że posiadacz ów główki zasługiwał na specjalne traktowanie, więc i w szkole nie może być inaczej – o zgrozo, jakże ona się myliła. Rodzice wtajemniczyli ją w podstawy funkcjonowania szkoły. Jechała z myślą, że bez trudu osiągnie najwyższe noty z wszystkich przedmiotów i nie trafi do Krukonów, czy co gorsza Puchonów, którzy to niczym szczególnym się nie wyróżniali. Była przekonana, że po szkole zda kilka testów w ramach formalności, a rodzice zagwarantują jej ciepłą posadę w Ministerstwie, gdzie też będzie miała sposobność pokazać jakim to utalentowanym człowieczkiem była. Jak łatwo się spodziewać, trafiła do Hufflepuffu. Nazwać ją wściekłą to mało powiedziane. Mała księżniczka, która w nieco innej rzeczywistości odnalazłaby się w Slytherinie, była „uwięziona” wśród tych, których uważała za najgorszy sort. Nie ma co się dziwić. Vivienne w tamtym okresie nie wyróżniała się odwagą, może i była cwana, ale za nic nie miała smykałki do siedzenia nad książkami, a na ulicy można było znaleźć psa z lepszym rodowodem. Urażone ego miało zostać z nią na resztę życia. Nie radziła sobie najgorzej, były nawet przedmioty, z których była dobra – takie jak zaklęcia – ale zaraz potem następowała transmutacja, gdzie nauczyciel już obawiał się wpuścić ją do sali. Nastawienie rówieśników nie pomagało w znoszeniu wyimaginowanego upokorzenia jakim był przyznany dom – z powodu bycia szlamą, włosów, wyróżniającej się wysokości i ciemniejszej skóry była obiektem drwin. Wśród Puchonów znaleźli się tacy, którzy chcieli jej bronić i wspierać, jednak to wcale w jej mniemaniu nie pomagało. Nie obnosiła się ze swoim ego, więc była uznawana za biednego męczennika... Gdyby tylko mogli poznać jej opinię na ich temat!
W połowie swojej edukacji dostała wieść o śmierci ojca. Sama Vivienne nie ubolewała długo, jednak sytuacja ta wpłynęła na jej matkę, która to zmieniła się nie do poznania. Starsza kobieta również będąc u kresu życia zaczynała dostrzegać zepsucie swojej podopiecznej i winiąc się za to, starała się naprawić swoje „błędy”, jednak była w tym nieporadna. Po bezowocnych staraniach jedyne co między nimi pozostało to nienawiść, a pani Foss powoli umierała ze świadomością, że przyczyniła się do wypuszczenia na ten świat czegoś, co ma niepokojąco duży potencjał do przyczynienia się na niekorzyść ogółu. W miarę upływu czasu Vivienne dojrzewała, ale nie była skora podzielić się dobrą nowiną z matką. Ukończyła szkołę z lepszymi wynikami, niźli się zapowiadało. Zbyt dumna na wrócenie z podkulonym ogonem do domu, przez pewien czas żyła w warunkach lekko rzecz ujmując uwłaczających przeciętnemu człowiekowi. Ustatkowała się, gdy znalazła zatrudnienie w Dziurawym Kotle. Klienci nie mieli na co narzekać - pannie Foss nie brak było talentu do ukrywania swojego "ja" i tylko kilku nieszczęśników miało sposobność przekonania się o tym, choćby poprzez dodatek środku na biegunkę w piwie. Wkrótce dostała list z kondolencjami świadczący o śmierci matki. Pomimo ich relacji, zostawiła jej spadek. Państwo Foss mieli wiele, szczególnie w formie przedmiotów o dużej wartości, albo przynajmniej tak jej się wydawało po okresie biedy. Nie zostawiła pracy, a dodatkowy zastrzyk gotówki przeznaczyła na rozwijanie nowej pasji – zainteresowania klątwami, które przewinęło jej się przez myśl już za czasów szkolnych, jednak dopiero w dorosłym życiu miała okazję je rozwinąć poprzez nielegalnie nabywane książki i notatki, a te dokładnie studiowała, aby dopisać własne spostrzeżenia. Rodzinne mieszkanie, do którego się przeniosła dziś za sprawą sprzedaży mniej potrzebnych rzeczy jest znacznie bardziej puste, niż je pamięta z dzieciństwa. Trudno przewidzieć jej najbliższą przyszłość. Jeżeli nadal będzie pchana do przodu przez niezaspokojone ambicje, to najpewniej jutro nie jest usłane różami. Ale czy aby na pewno? Pomimo wszystko nie jest zła, najzwyczajniej w świecie była pod wpływem ludzi, którzy wywołali w niej kompleksy tak głębokie, że nie pozostaje jej nic innego niż łatać dziury w poczuciu własnej wartości swoim ego.
Do niedawna była w stanie wyczarować go, gdy wracała do wspomnienia opuszczenia szkoły – z czasem uczucie z tym związane osłabło i już nie pozwala jej na przyzwanie patronusa.
13 | |
1 | |
5 | |
1 | |
0 | |
3 | |
2 |
Różdżka, sowa, teleportacja.
Witamy wśród Morsów
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see