Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia
Najczystsze, najschludniejsze i najchętniej odwiedzane przez Cynię pomieszczenie w całym mieszkaniu. Chociaż dominuje tu aseptyczna biel, to upstrzona jest często głębią brązu czekolady i jaskrawością lukru. Wszystko przesiąknięte jest słodkim zapachem wypieków Cynthii.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Ostatnio zmieniony przez Cynthia Vanity dnia 11.11.16 14:00, w całości zmieniany 1 raz
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
|jakoś przed spotkaniem Zakonu
Wzięłam głęboki wdech i lekko wypuściłam powietrze. Co jak co, ale właśnie stałam w swojej kuchni, właśnie za chwilkę miałam zacząć wypiekać… Tylko czekałam na Polly. Pragnęła nauczyć się kunsztu ode mnie, podobnie jak ja niegdyś nauczyłam się od starej Bernardy. Wpierw były to mugolskie, pozbawione magii i jednocześnie je posiadające, słodkości. Teraz zaś miałam wrażenie, że zanadto dawałam się ponieść temu całemu szaleństwu, wyobraźni, cukrowi, który chyba zamiast krwi płynął w mych żyłach.
Chwyciłam za fartuszek i zawiązałam go sobie zgrabnym gestem. Poprawiłam. Spojrzałam z czułością na postać Fredricka Lewisa Vanity wiszącego nad stolikiem. Odwzajemnił uśmiech w taki sposób, że zaparło mi dech, zaś serce nieoczekiwanie przyspieszyło. To uświadamiało mi, jak bardzo mi go brakowało i jak pusto było w moim niewielkim mieszkaniu.
Złapałam miotłę, gdyż w oczekiwaniu postanowiłam co nieco tu ogarnąć. W sypialni nie zamierzałam ruszać niczego, bo raczej nic nie było w stanie przebrnąć przez ten bałagan, zaś kuchnia… kuchnia była niczym świątynia. Nieskazitelnie czysta i poukładana. Włączyłam nawet gramofon, by zagłuszył ciszę. Tak było zdecydowanie przyjemniej.
Wzięłam głęboki wdech i lekko wypuściłam powietrze. Co jak co, ale właśnie stałam w swojej kuchni, właśnie za chwilkę miałam zacząć wypiekać… Tylko czekałam na Polly. Pragnęła nauczyć się kunsztu ode mnie, podobnie jak ja niegdyś nauczyłam się od starej Bernardy. Wpierw były to mugolskie, pozbawione magii i jednocześnie je posiadające, słodkości. Teraz zaś miałam wrażenie, że zanadto dawałam się ponieść temu całemu szaleństwu, wyobraźni, cukrowi, który chyba zamiast krwi płynął w mych żyłach.
Chwyciłam za fartuszek i zawiązałam go sobie zgrabnym gestem. Poprawiłam. Spojrzałam z czułością na postać Fredricka Lewisa Vanity wiszącego nad stolikiem. Odwzajemnił uśmiech w taki sposób, że zaparło mi dech, zaś serce nieoczekiwanie przyspieszyło. To uświadamiało mi, jak bardzo mi go brakowało i jak pusto było w moim niewielkim mieszkaniu.
Złapałam miotłę, gdyż w oczekiwaniu postanowiłam co nieco tu ogarnąć. W sypialni nie zamierzałam ruszać niczego, bo raczej nic nie było w stanie przebrnąć przez ten bałagan, zaś kuchnia… kuchnia była niczym świątynia. Nieskazitelnie czysta i poukładana. Włączyłam nawet gramofon, by zagłuszył ciszę. Tak było zdecydowanie przyjemniej.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przez całe moje dorosłe zycie, a mając na myśli dorosłe, myślę o tych dwóch i pół roku spędzonych w Londynie w mieszkaniu brata, uważałam, że pani Vanity jest najlepszym autorytetem do którego powinnam aspirować. I chociaż czasami zdażały mi się upadki, a moje zachowanie stawało się niemoralne, to zawsze tego mocno żalowałam, kiedy uświadamiałam sobie, że pani Cynthia nigdy by tak nie postąpiła.
Kiedy powiedziała mi (a właściwie zdradziła), że jest bardzo duża możliwość, że już niedługo otworzy swoją własną kawiarę: oczy mi prawie wyszły z orbit. Powiedziałam, że nie ma mowy, żeby odeszła z pracy, prawie się rozpłakałam. Ona widząc moje już drżące usteczka na szczęście szybko zapewniła mnie, że wcale nie zamierza odchodzić z Munga. To mi poprawiło humor, ale jeszcze bardziej, kiedy spytała czy umiem pieć ciasta. Oczywiście powiedziałam, że umiem, bo od roku ciągle piekę ciasta - rok temu pani Vanity przyniosła wspaniałe muffiny, nigdy podobnych nie jadłam. Wtedy uznałam, że też muszę się nauczyć tej sztuki.
Ale dziś miało zdarzyć się najbardziej nieoczekiwane, ale najbardziej pożądane. Cynthia Vanity, moja mentorka, zaprosiła mnie do swojego pięknie urzadzonego mieszkanka na lekcje pieczenia!
Pojawiam się w domu pani Vanity z wielką paczką.
- Nie wiedziałam co mam przynieść dla pani w prezencie - wyjaśniłam wychylając się zza ogromnej kokardy - Dlatego przyniosłam wielki koszyk piknikowy, może się pani spodoba - bo mi się okropnie podoba. Zaraz jednak przerażam sie - Onie, miałam nie mówić co jest w środku!
Oddaję prezent i cała czerwona od tego fo pa zdejmuję płaszczyk i odwiązuję szyję z chustki.
- Jestem tak niesamowicie ciekawa czego się dziś dowiem! Muszę pani przyznać, że czuję, że to będzie jednak o wiele milsze doświadczenie niż praktyki w szpitalu. Mimo wszystko! - bo obie wiemy przecież jakie pracowanie w szpitalu jest super, no ale - Ojej, czyj to portret? - wykrzykuję kiedy tylko wchodzę do kuchni, chcociaż nie, bo wcześniej zachwycałam się że pięknie i czysto jest w kuchni.
Kiedy powiedziała mi (a właściwie zdradziła), że jest bardzo duża możliwość, że już niedługo otworzy swoją własną kawiarę: oczy mi prawie wyszły z orbit. Powiedziałam, że nie ma mowy, żeby odeszła z pracy, prawie się rozpłakałam. Ona widząc moje już drżące usteczka na szczęście szybko zapewniła mnie, że wcale nie zamierza odchodzić z Munga. To mi poprawiło humor, ale jeszcze bardziej, kiedy spytała czy umiem pieć ciasta. Oczywiście powiedziałam, że umiem, bo od roku ciągle piekę ciasta - rok temu pani Vanity przyniosła wspaniałe muffiny, nigdy podobnych nie jadłam. Wtedy uznałam, że też muszę się nauczyć tej sztuki.
Ale dziś miało zdarzyć się najbardziej nieoczekiwane, ale najbardziej pożądane. Cynthia Vanity, moja mentorka, zaprosiła mnie do swojego pięknie urzadzonego mieszkanka na lekcje pieczenia!
Pojawiam się w domu pani Vanity z wielką paczką.
- Nie wiedziałam co mam przynieść dla pani w prezencie - wyjaśniłam wychylając się zza ogromnej kokardy - Dlatego przyniosłam wielki koszyk piknikowy, może się pani spodoba - bo mi się okropnie podoba. Zaraz jednak przerażam sie - Onie, miałam nie mówić co jest w środku!
Oddaję prezent i cała czerwona od tego fo pa zdejmuję płaszczyk i odwiązuję szyję z chustki.
- Jestem tak niesamowicie ciekawa czego się dziś dowiem! Muszę pani przyznać, że czuję, że to będzie jednak o wiele milsze doświadczenie niż praktyki w szpitalu. Mimo wszystko! - bo obie wiemy przecież jakie pracowanie w szpitalu jest super, no ale - Ojej, czyj to portret? - wykrzykuję kiedy tylko wchodzę do kuchni, chcociaż nie, bo wcześniej zachwycałam się że pięknie i czysto jest w kuchni.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
– Czy to oznacza, że w niedalekiej przyszłości zorganizujemy razem słodki piknik? – pytam od razu, wzruszona prezent czym prędzej go odbierając. Kiedy panienka Havisham pozbywała się wierzchniego odzienia, ja zdążyłam otworzyć prezent i go podziwiać. Piękny, duży i zapewne niesamowicie wytrzymały. Mogłam w nim nosić smakołyki dla dzieciaków do Munga. Ten stary pozostawiał już wiele do życzenia, ale żal mi było się go pozbyć…
– Bardzo ci dziękuję, Polly – powiedziałam zaraz, na przywitanie cmokając jej oba policzki. Zmierzyłam ją dumnym spojrzeniem. Jak zwykle wyglądała niesamowicie. – Ja również mam dla ciebie drobny prezent – odparłam zaraz, zapraszając ją do kuchni, gdzie to akurat bywało czysto. Lepiej, by Polly nie myszkowała po innych pomieszczeniach, bo te na pewno nie dawały żadnego dobrego przykładu… A skoro już pozostawałam czyimś autorytetem, lepiej było nie zmazywać perfekcjonizmu z mych rąk.
– To…? To pan Vanity, mój mąż – odparłam dumnie, rzucając kolejny pełen miłości wzrok w kierunku Fredricka. Ukłonił się przed panienką Havisham, kiedy ja zaczynałam już lawirować pomiędzy szafkami. Łapałam się już na tym, iż chwytam się taktów wydobywającego się z gramofonu jazzu.
– Patrz, tu są spisane wszelkie moje tajemnice i tajemnice mojej mentorki… Mugolaczki, ale była niesamowitą kobietą – odparłam, kładąc na blacie zniszczoną księgę z wypadającymi i poplamionymi kartkami, ale nadal trzymającymi się jako tako w całości. Narzuciłam na nią kilka czarów… – Kiedy otrzymałam od niej tę księgę, dodałam do niej kilka zaczerpniętych z innych ksiąg oraz własnych przepisów. Wprowadziłam również własne modyfikacje… – kontynuowałam nieskromnie. Pogładziłam czule okładkę, po czym sięgnęłam pod blat. Wyciągnęłam nową księgę, w której pozwoliłam sobie zapisać kilka ulubionych przepisów. Reszta stron pozostała pustymi.
– Pomyślałam, że powinnaś mieć własną księgę z przepisami – skończyłam swą myśl, przesuwając z fascynacją przedmiot w jej kierunku. – Zapisałam kilka przepisów… Co powiesz, na wypiekanie dziś piernikowego tortu? Nauczyłabym cię robienia różnokolorowego lukru i ręcznego zdobienia tortu, choć w sumie różdżką wychodzą piękniejsze, bardziej wymyślne wzory w sumie... – zasugerowałam. Zawsze mogliśmy zmienić plany na rzecz gruszkowych placków albo piankowego ciasta orzechowego.
– Bardzo ci dziękuję, Polly – powiedziałam zaraz, na przywitanie cmokając jej oba policzki. Zmierzyłam ją dumnym spojrzeniem. Jak zwykle wyglądała niesamowicie. – Ja również mam dla ciebie drobny prezent – odparłam zaraz, zapraszając ją do kuchni, gdzie to akurat bywało czysto. Lepiej, by Polly nie myszkowała po innych pomieszczeniach, bo te na pewno nie dawały żadnego dobrego przykładu… A skoro już pozostawałam czyimś autorytetem, lepiej było nie zmazywać perfekcjonizmu z mych rąk.
– To…? To pan Vanity, mój mąż – odparłam dumnie, rzucając kolejny pełen miłości wzrok w kierunku Fredricka. Ukłonił się przed panienką Havisham, kiedy ja zaczynałam już lawirować pomiędzy szafkami. Łapałam się już na tym, iż chwytam się taktów wydobywającego się z gramofonu jazzu.
– Patrz, tu są spisane wszelkie moje tajemnice i tajemnice mojej mentorki… Mugolaczki, ale była niesamowitą kobietą – odparłam, kładąc na blacie zniszczoną księgę z wypadającymi i poplamionymi kartkami, ale nadal trzymającymi się jako tako w całości. Narzuciłam na nią kilka czarów… – Kiedy otrzymałam od niej tę księgę, dodałam do niej kilka zaczerpniętych z innych ksiąg oraz własnych przepisów. Wprowadziłam również własne modyfikacje… – kontynuowałam nieskromnie. Pogładziłam czule okładkę, po czym sięgnęłam pod blat. Wyciągnęłam nową księgę, w której pozwoliłam sobie zapisać kilka ulubionych przepisów. Reszta stron pozostała pustymi.
– Pomyślałam, że powinnaś mieć własną księgę z przepisami – skończyłam swą myśl, przesuwając z fascynacją przedmiot w jej kierunku. – Zapisałam kilka przepisów… Co powiesz, na wypiekanie dziś piernikowego tortu? Nauczyłabym cię robienia różnokolorowego lukru i ręcznego zdobienia tortu, choć w sumie różdżką wychodzą piękniejsze, bardziej wymyślne wzory w sumie... – zasugerowałam. Zawsze mogliśmy zmienić plany na rzecz gruszkowych placków albo piankowego ciasta orzechowego.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Powinnyśmy, jak tylko zacznie być ciepło - co jak wiadomo w Anglii nie zdaża się tak często, ale to nic, zawsze możemy zrobić piknik w ogrodzie zimowym, pani Vanity zna na pewno przynajmniej jeden ogórd zimowy swojego kolegi.
- Ojej, naprawdę, nie trzeba było! - wzruszyłam się, że pani Vanity pamiętała o tym, żeby i mi sprezentować coś. To jak Gwiazdka, a nawet i lepiej! Bo prezenty od mojej ukochanej pani Vanity to najlepsze co mogłabym dostać.
Wciąż patrzę na obraz, dowiadując się kim jest pan na nim przedstawiony.
- Dzieńdobry panu - i ja dygam na widok pana Frederica, zaraz zasłaniam usta i szepczę do pani Vanity - Bardzo przystojny jegomość - komplementuje wybór Cynthii, chociaż Frederic nie był typowym pięknem, mi się podobał. Zasłaniałam usta, bo chociaż to tylko człowiek w obrazie, to zawsze bałam się tego, że moge urazić jego uczucia. No a w tym wypadku wydało mi się to po prostu trochę nie na miejscu, żeby mówić, że fajnego miała męża prosto w oczy męża, kiedy on słucha. Uśmiecham się do niego i przechodzę za blat. Tam pani Vanity wyiąga jakieś książki i nagle pokazuje mi księgę przepisów. Mi się oczy świecą jak dwa wielkie nowiutkie galeony ze złota.
- Wow, ależ to jest ogromne! To musiała być bardzo zdolna pani, czy ona jeszcze żyje? - pytam, spytałabym też jaki ma kolor włosów, ale wolę milczeć kiedy moja mentorka, pani Vanity mówi, a mówiła ona, że ma coś dla mnie i kiedy wyciąga nową książkę, prawie pisnęłam jak na koncercie, tak się rozradowałam. - Orety, dziekuje bardzo, to najpięknieszy prezent! - nie wiem czy mogę, ale w tej radości nagle się rzuciłam żeby wyściskać panią Vanity. Klaszczę w dłonie i zgadzam się. - Róbmy więc torcik, marze o tym, żeby dowiedzieć się jak robić ten lukier. Mi zawsze wychodzi taki nieskondensowany i wyglada smutno
I zaraz zabieram fartuszek i prawie się przerwacam od tego podniecenia. Ile przyjemności może wywołać pieczenie ciast!
- Ojej, naprawdę, nie trzeba było! - wzruszyłam się, że pani Vanity pamiętała o tym, żeby i mi sprezentować coś. To jak Gwiazdka, a nawet i lepiej! Bo prezenty od mojej ukochanej pani Vanity to najlepsze co mogłabym dostać.
Wciąż patrzę na obraz, dowiadując się kim jest pan na nim przedstawiony.
- Dzieńdobry panu - i ja dygam na widok pana Frederica, zaraz zasłaniam usta i szepczę do pani Vanity - Bardzo przystojny jegomość - komplementuje wybór Cynthii, chociaż Frederic nie był typowym pięknem, mi się podobał. Zasłaniałam usta, bo chociaż to tylko człowiek w obrazie, to zawsze bałam się tego, że moge urazić jego uczucia. No a w tym wypadku wydało mi się to po prostu trochę nie na miejscu, żeby mówić, że fajnego miała męża prosto w oczy męża, kiedy on słucha. Uśmiecham się do niego i przechodzę za blat. Tam pani Vanity wyiąga jakieś książki i nagle pokazuje mi księgę przepisów. Mi się oczy świecą jak dwa wielkie nowiutkie galeony ze złota.
- Wow, ależ to jest ogromne! To musiała być bardzo zdolna pani, czy ona jeszcze żyje? - pytam, spytałabym też jaki ma kolor włosów, ale wolę milczeć kiedy moja mentorka, pani Vanity mówi, a mówiła ona, że ma coś dla mnie i kiedy wyciąga nową książkę, prawie pisnęłam jak na koncercie, tak się rozradowałam. - Orety, dziekuje bardzo, to najpięknieszy prezent! - nie wiem czy mogę, ale w tej radości nagle się rzuciłam żeby wyściskać panią Vanity. Klaszczę w dłonie i zgadzam się. - Róbmy więc torcik, marze o tym, żeby dowiedzieć się jak robić ten lukier. Mi zawsze wychodzi taki nieskondensowany i wyglada smutno
I zaraz zabieram fartuszek i prawie się przerwacam od tego podniecenia. Ile przyjemności może wywołać pieczenie ciast!
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Byłam z siebie dumna. Udało mi się uradować panienkę Havisham swoim prezentem znacznie bardziej niż przewidywałam, więc czegóż pragnąć więcej? Machnęłam różdżką, otwierając swą księgę na odpowiedniej stronie. Ciasto piernikowe… Przepis na tęczowy lukier znajdował się dalej, bo był jednym z moich najnowszych wynalazków, ale by dekorować musiałyśmy mieć co dekorować.
– Pani Bernarda zmarła, kiedy uczyłam się jeszcze w Hogwarcie. Była bardzo stara i schorowana – odpowiedziałam bez żalu. Zdążyłam się pogodzić z tym, że musiałam pożegnać niektóre osóbki ze swojego życia. Nieważne, jak bardzo były mi one bliskie i jak bardzo potrzebne. To po prostu się działo. Mój ojciec, Bernarda, matka, Fredrick… Pożegnanie, żałoba i życie dalej. – Bardzo zdolna i bardzo sympatyczna. Życzę ci, byś poznała jak najwięcej tak życzliwych osób na swej drodze życia – odparłam jeszcze w tym temacie, bo życzenie innym dobrze należało do jednej z istotnych kolei rzeczy w moim życiu. Po prostu pragnęłam, by było jak najlepiej, nawet jeśli było już dobrze!
Stąd też ta radość, która emanowała od Polly, udzielała się również mi. Ze szczęścia. Nie tylko, że mi tu towarzyszyła, ale również przez szczęście, której jej przyniosłam tym drobnym prezentem. Przytuliłam ją do siebie jak własną córkę, choć pewnie byłabym bardzo młodziutką matką w tej relacji, i pogłaskałam czule po plecach. Gdyby cokolwiek złego działo się w przyszłości, mogła na mnie liczyć. Tymczasem… Robota!
– Wciągaj fartuszek, bo nie pozwolę ci ubrudzić tę śliczną sukienkę! – przerwałam jej te akty radości, odsuwając się do niej i lustrując wzrokiem jej odzienie. Podałam jej jeden ze swoich fartuszków, po czym zaczęłam wyciągać magicznie i niemagicznie wszelkie potrzebne miski, półmiski, sztućce i niesztućce, a gdzieś pomiędzy nimi produkty. W między czasie mówiłam Polly co gdzie jest, by również poczuła się potrzebna w tym szalonym akcie pieczenia, a potem, cóż, zaczęłyśmy mieszać i się brudzić.
– Wyobraź sobie jak to wygląda w Słodkiej Próżności, kiedy miesza się cały blat misek… Nie wszystkie bywają posłuszne, więc potem ciasta bywają wielosmakowe – zaśmiałam się, gromiąc wzrokiem misę z masą, bo najwyraźniej przysłuchiwała się, że pozwalana samowolki. – Trzeba słuchać Cynki! By być doskonałym narzędziem Cynki! – podsumowałam, zerkając na Polly.
– Co zaś się tyczy Słodkiej Próżności, panienko Havisham… Co powiedziałabyś na tytuł słodkiej pomocnicy w cukierni? – zapytałam ni stąd, ni z owąd. Wiedziałam, że zaraziłam ją pasją wypiekania, ale nie miałam pojęcia, czy to jest coś, co chciałaby robić w przyszłości. W Mungu szło jej równie dobrze, choć chyba bardziej widziałabym ją wśród smakoszy, nie zaś wśród chorych, czego w sumie nie powinnam mówić, ani nie odciągać jej od Munga, bo pomoc uzdrowicielska potrzebna była non stop.
– Pani Bernarda zmarła, kiedy uczyłam się jeszcze w Hogwarcie. Była bardzo stara i schorowana – odpowiedziałam bez żalu. Zdążyłam się pogodzić z tym, że musiałam pożegnać niektóre osóbki ze swojego życia. Nieważne, jak bardzo były mi one bliskie i jak bardzo potrzebne. To po prostu się działo. Mój ojciec, Bernarda, matka, Fredrick… Pożegnanie, żałoba i życie dalej. – Bardzo zdolna i bardzo sympatyczna. Życzę ci, byś poznała jak najwięcej tak życzliwych osób na swej drodze życia – odparłam jeszcze w tym temacie, bo życzenie innym dobrze należało do jednej z istotnych kolei rzeczy w moim życiu. Po prostu pragnęłam, by było jak najlepiej, nawet jeśli było już dobrze!
Stąd też ta radość, która emanowała od Polly, udzielała się również mi. Ze szczęścia. Nie tylko, że mi tu towarzyszyła, ale również przez szczęście, której jej przyniosłam tym drobnym prezentem. Przytuliłam ją do siebie jak własną córkę, choć pewnie byłabym bardzo młodziutką matką w tej relacji, i pogłaskałam czule po plecach. Gdyby cokolwiek złego działo się w przyszłości, mogła na mnie liczyć. Tymczasem… Robota!
– Wciągaj fartuszek, bo nie pozwolę ci ubrudzić tę śliczną sukienkę! – przerwałam jej te akty radości, odsuwając się do niej i lustrując wzrokiem jej odzienie. Podałam jej jeden ze swoich fartuszków, po czym zaczęłam wyciągać magicznie i niemagicznie wszelkie potrzebne miski, półmiski, sztućce i niesztućce, a gdzieś pomiędzy nimi produkty. W między czasie mówiłam Polly co gdzie jest, by również poczuła się potrzebna w tym szalonym akcie pieczenia, a potem, cóż, zaczęłyśmy mieszać i się brudzić.
– Wyobraź sobie jak to wygląda w Słodkiej Próżności, kiedy miesza się cały blat misek… Nie wszystkie bywają posłuszne, więc potem ciasta bywają wielosmakowe – zaśmiałam się, gromiąc wzrokiem misę z masą, bo najwyraźniej przysłuchiwała się, że pozwalana samowolki. – Trzeba słuchać Cynki! By być doskonałym narzędziem Cynki! – podsumowałam, zerkając na Polly.
– Co zaś się tyczy Słodkiej Próżności, panienko Havisham… Co powiedziałabyś na tytuł słodkiej pomocnicy w cukierni? – zapytałam ni stąd, ni z owąd. Wiedziałam, że zaraziłam ją pasją wypiekania, ale nie miałam pojęcia, czy to jest coś, co chciałaby robić w przyszłości. W Mungu szło jej równie dobrze, choć chyba bardziej widziałabym ją wśród smakoszy, nie zaś wśród chorych, czego w sumie nie powinnam mówić, ani nie odciągać jej od Munga, bo pomoc uzdrowicielska potrzebna była non stop.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- To prawda, najważniejsze jest, żeby ludzie byli dla siebie życzliwi. Ja się bardzo staram, pani Vanity, być życzliwa, bo wiem, jakie to miłe - opowiada Pola i ryecyzwiście zaczyna zawiązywać sobie fartuszek na brzuchu - Ale sama pani wie na pewno, jacy niektórzy ludzie potrafią być złośliwi - narzeka trochę, chociaż to i tak nie jest aż taki problem. Problemem jest kiedy spadają na ciebie wielkie troski. Dlatego Pola wzdycha ciężko, wręcz alarmująco. - Też trudno być życzliwym, kiedy ma się smutki w sercu, a skoro nawet ja doświadczam smutków, to pewnie inni nie doświadczyli ich mniej
Cynthia mogłaby być mamą Polly, a jak nie mamą to przynajmniej siostrą. Polly całe życie, które mieszka w Londynie pragnęła poznać Billego z Cynthią i ich wyswatać, ale ten gbur wcale nie rozumiał podchodów Polki. Jak go zapraszała do szpitala, to zawsze przychodził spóźniony a pani Vanity wtedy już dawno musiała wyjść. A jak Pola zapraszała panią Vanity do siebie, to Billy był okropnie zajęty i tylko raz wychylił głowę z gabinetu, ale się spłoszył widząc, że Cynthia się krząta w kuchni z Polcią. Nie dało rady ich połączyć! Tak opornego jegomościa, to Pola dawno nie widziała, a to przecież jej własny brat.
Trochę tak stała i wgapiała się w piękną panią Cynthię, marząc o jej ślubie z Billym, kiedy nagle ta zaczęła ją instruować co ma gdzie wsypać i po co i kiedy zamieszać, a kiedy dodać mleka. Polka była wręcz wniebowzięta.
Troche nie zajarzyła, czy to ona ma być narzedziem Cynthi, ale to nic, bo ta zaraz rzuciła w nią najbardziej niespodziewaną propozycją świata.
- Ojej na prawdę mogłabym pani pomagać w Cukierni?!?? - to był dopiero szok, ale Pola starała się opanować i kiwa głową, chociaż wzbiera w niej ekscytacja - Bo ja już od jakiegoś czasu zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam jednak zmienić mojej drogi życiowej, bo jednak uzdrawianie to jest tak wiele obowiązków, a ja nie jestem aż taka, żeby pamiętać o wszystkim i zresztą ostatnio pan Ordynator powiedział, że GRABIE SOBIE u niego, a ja nie mogę pracować w takim stresie, wiec chciałam odejść, ale jak nie miałabym nic na wymianę, to Billy mówił, że lepiej żebym tak nie robiła, bo to jest jednak niemądre. I ja myślę, żeby jednak odejść, a teraz pani mi proponuje pracę w Cukierni. Ojej, to wspaniale, a co musiałabym tam robić, ma pani już kogoś innego do pomocy? Jakiegoś cukiernika dekoratora? Bo ja nawet mogę siedzieć na kasie, będę miła dla wszystkich klientów, obiecuje - zaatakowałam panią Vanity, a teraz czekałam posłusznie na werdykt.
Cynthia mogłaby być mamą Polly, a jak nie mamą to przynajmniej siostrą. Polly całe życie, które mieszka w Londynie pragnęła poznać Billego z Cynthią i ich wyswatać, ale ten gbur wcale nie rozumiał podchodów Polki. Jak go zapraszała do szpitala, to zawsze przychodził spóźniony a pani Vanity wtedy już dawno musiała wyjść. A jak Pola zapraszała panią Vanity do siebie, to Billy był okropnie zajęty i tylko raz wychylił głowę z gabinetu, ale się spłoszył widząc, że Cynthia się krząta w kuchni z Polcią. Nie dało rady ich połączyć! Tak opornego jegomościa, to Pola dawno nie widziała, a to przecież jej własny brat.
Trochę tak stała i wgapiała się w piękną panią Cynthię, marząc o jej ślubie z Billym, kiedy nagle ta zaczęła ją instruować co ma gdzie wsypać i po co i kiedy zamieszać, a kiedy dodać mleka. Polka była wręcz wniebowzięta.
Troche nie zajarzyła, czy to ona ma być narzedziem Cynthi, ale to nic, bo ta zaraz rzuciła w nią najbardziej niespodziewaną propozycją świata.
- Ojej na prawdę mogłabym pani pomagać w Cukierni?!?? - to był dopiero szok, ale Pola starała się opanować i kiwa głową, chociaż wzbiera w niej ekscytacja - Bo ja już od jakiegoś czasu zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam jednak zmienić mojej drogi życiowej, bo jednak uzdrawianie to jest tak wiele obowiązków, a ja nie jestem aż taka, żeby pamiętać o wszystkim i zresztą ostatnio pan Ordynator powiedział, że GRABIE SOBIE u niego, a ja nie mogę pracować w takim stresie, wiec chciałam odejść, ale jak nie miałabym nic na wymianę, to Billy mówił, że lepiej żebym tak nie robiła, bo to jest jednak niemądre. I ja myślę, żeby jednak odejść, a teraz pani mi proponuje pracę w Cukierni. Ojej, to wspaniale, a co musiałabym tam robić, ma pani już kogoś innego do pomocy? Jakiegoś cukiernika dekoratora? Bo ja nawet mogę siedzieć na kasie, będę miła dla wszystkich klientów, obiecuje - zaatakowałam panią Vanity, a teraz czekałam posłusznie na werdykt.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Jak można było nie odprężać się w kuchni, kiedy nie miałeś w niej trosk życia codziennego? Jedynie myśli mogły nieco zaburzyć ogólne spojrzenie na klimaty towarzyszące wypiekaniu, ale cały akt tworzenia wynagradzał je z nakładką, szczególnie kiedy ludzie zajadali się ze smakiem wypiekami.
– Ależ oczywiście, że chcę! Bardzo, bardzo chcę! I cieszę się, że jestem dla ciebie doskonałym wyjściem ratunkowym, skoro niezbyt dobrze czujesz się w Świętym Mungu… Ale ci się nie dziwię, bo te gbury z góry nie słuchają niczego, co do nich mówię! Oszaleć można! – stwierdziłam, przytakując Polce, odnośnie tego stresu w pracy, po czym klasnęłam w dłonie.
– To my to mamy do obgadania sprawy zatrudnienia w takim razie – pragnęłam zauważyć, po czym wymieniłam chwilowo jedynie sprzedawczynię i Bertiego Botta jako pracowników Słodkiej Próżności. Dochodzę jeszcze, oczywiście, ja do tej małej drużyny, ale oto zwiększała się ona do osób czterech! A jak sprzedaż będzie duża, to znajdzie się więcej osób, czyż nie?
– To cudownie, wręcz doskonale… – powtórzyłam, po czym zaczęłam jej opowiadać o tym, jak wygląda nasza praca w cukierni, podobnie o jej magicznej, radosnej aurze, choć dopiero rozpoczęłam niedawno działalność. Następnie przeszłam do jej obowiązków, nie zapominając o wielkości wynagrodzenia oraz upomnieniu odnośnie spóźnień, choć to i tak na to miało być przymykane oko… Po prostu miałam słabość do tej panienki Havisham, choć równie dobrze mogłam to tłumaczyć tym, jak bardzo przypominała mi młodą mnie. Upaćkałam ją przy okazji ciastem, po czym wypiekłyśmy śliczne ciasto, udekorowałyśmy, poplotkowałyśmy o szpitalnych panach-pracownikach i po sprzątaniu zajadałyśmy się przepysznym ciastem…
| z/t
– Ależ oczywiście, że chcę! Bardzo, bardzo chcę! I cieszę się, że jestem dla ciebie doskonałym wyjściem ratunkowym, skoro niezbyt dobrze czujesz się w Świętym Mungu… Ale ci się nie dziwię, bo te gbury z góry nie słuchają niczego, co do nich mówię! Oszaleć można! – stwierdziłam, przytakując Polce, odnośnie tego stresu w pracy, po czym klasnęłam w dłonie.
– To my to mamy do obgadania sprawy zatrudnienia w takim razie – pragnęłam zauważyć, po czym wymieniłam chwilowo jedynie sprzedawczynię i Bertiego Botta jako pracowników Słodkiej Próżności. Dochodzę jeszcze, oczywiście, ja do tej małej drużyny, ale oto zwiększała się ona do osób czterech! A jak sprzedaż będzie duża, to znajdzie się więcej osób, czyż nie?
– To cudownie, wręcz doskonale… – powtórzyłam, po czym zaczęłam jej opowiadać o tym, jak wygląda nasza praca w cukierni, podobnie o jej magicznej, radosnej aurze, choć dopiero rozpoczęłam niedawno działalność. Następnie przeszłam do jej obowiązków, nie zapominając o wielkości wynagrodzenia oraz upomnieniu odnośnie spóźnień, choć to i tak na to miało być przymykane oko… Po prostu miałam słabość do tej panienki Havisham, choć równie dobrze mogłam to tłumaczyć tym, jak bardzo przypominała mi młodą mnie. Upaćkałam ją przy okazji ciastem, po czym wypiekłyśmy śliczne ciasto, udekorowałyśmy, poplotkowałyśmy o szpitalnych panach-pracownikach i po sprzątaniu zajadałyśmy się przepysznym ciastem…
| z/t
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kuchnia
Szybka odpowiedź