Bawialnia
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Bawialnia
-
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Ostatnio zmieniony przez Samael Avery dnia 08.06.16 10:14, w całości zmieniany 1 raz
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W przypadku Libry wyćwiczone miała ona nie tyle utrzymywanie odpowiedniej postawy i wyrazu twarzy, co całkowite odsunięcie emocji w kąt podczas rozmów lub przebywania w towarzystwie. Sytuacje te zdarzały się niezwykle często, ponieważ ojciec wciąż oczekiwał od niej absolutnej perfekcji i Librze do głowy by nie przyszło, by porozmawiać z nim bardziej swobodnie, czy chociażby uśmiechnąć się minimalnie bardziej, niż wymagała tego mina wyrażająca grzeczne, łagodne zainteresowanie. Po takim czasie nie potrafiła nawet w towarzystwie przyjaciół całkowicie odrzucić swojego obronnego muru, jakim otoczyła tę najbardziej wrażliwą część człowieka, jaką są emocje. Kiedy na tej barierze pojawiały się pęknięcia, a i tak się zdarzało, objawiały się one bardziej odczuwalną dla niej emocją, czasem mocniejszym, ale wciąż niezauważalnym zaciśnięciem zębów. Potem wszystko mijało, jakby ktoś przelał jej przez umysł kilka litrów chłodnej, orzeźwiającej wody. Libra nigdy nie została wytrącona z równowagi na tyle, by objawiło się na to na zewnątrz, poprzez chociażby głupie zmarszczenie brwi, a co dopiero słowa. Kobieta po takim czasie nie wiedziała, czy jest w ogóle zdolna do takiej reakcji, co czasami było odrobinę bolesne, bo wydawało jej się, że jest w jakiś sposób pusta. Lepsza jest jednak pustka niż brak kontroli. Wszelkie, mogące być uznane za zjadliwe, uwagi pochodziły zawsze z jej umysłu, ideałów, rzadko kiedy były wypowiadane pod wpływem emocji. Libra mimo wszystko wiedziała, że jest to wina jej ojca i jego wychowania, ale nie burzyło to ani szacunku, ani miłości, którą do niego odczuwała. Wszystko wpływa na to kim jesteśmy, a Libra zdecydowanie wolała obecną siebie, jeśli alternatywą miałoby być jedno z rozwrzeszczanych bachorów, których spotykała w Hogwarcie.
Pytanie Lorda Avery'ego nie wywołało w niej nawet iskierki zdziwienia, bowiem nie był to pierwszy raz gdy je słyszała.
- Myślę, że to pytanie należałoby zadać właśnie jemu, sir - odpowiedziała spokojnie i z pokorą, nie zwracając nawet uwagi na komplement. Znała swoją urodę i tego typu słowa już jej nie pochlebiały. Mówiąc szczerze chciałaby, by kiedyś ludzie komplementowali nie tylko jej powierzchowność, do tego też przecież dążyła studiując magię i odbywając staż - To on ostatecznie decyduje o wyborze małżonka. Pozwolono mi ukończyć staż w Ministerstwie Magii, jednak za niecały rok będę już prawdopodobnie szczęśliwą mężatką. - pozwoliła swojej twarzy na bardziej dobitny uśmiech, bowiem tego właśnie od niej oczekiwanego.
Choć dla niej samej małżeństwo nie było niczym więcej, niż obowiązkiem, powszechnie uważano, że młode szlachcianki powinny oczekiwać go z wytęsknieniem.
Na chwilę zatrzymała wzrok na czerwonych od wina ustach Avery'ego. W takich okolicznościach trunek świetnie przypominał krew i upodabniał mężczyznę do wampira. Było to odrobinę odpychające, ale Libra nie odczuła w związku z tym jakiegoś większego dyskomfortu i chwilę później uniosła obojętnie wzrok z powrotem na jego oczy. Jeśli było jakieś uczucie, które można powiedzieć, że Libra odczuwała najrzadziej ze wszystkich, to był to właśnie strach. Była Blackiem, a oni nie przywykli do przeżywania czegoś tak poniżającego. Paradoksalnie jedną z niewielu rzeczy, która wywoływała jej autentyczne przerażenie, była perspektywa tego, że kiedyś mogłaby zhańbić ród i zostać wydziedziczoną.
Pytanie Lorda Avery'ego nie wywołało w niej nawet iskierki zdziwienia, bowiem nie był to pierwszy raz gdy je słyszała.
- Myślę, że to pytanie należałoby zadać właśnie jemu, sir - odpowiedziała spokojnie i z pokorą, nie zwracając nawet uwagi na komplement. Znała swoją urodę i tego typu słowa już jej nie pochlebiały. Mówiąc szczerze chciałaby, by kiedyś ludzie komplementowali nie tylko jej powierzchowność, do tego też przecież dążyła studiując magię i odbywając staż - To on ostatecznie decyduje o wyborze małżonka. Pozwolono mi ukończyć staż w Ministerstwie Magii, jednak za niecały rok będę już prawdopodobnie szczęśliwą mężatką. - pozwoliła swojej twarzy na bardziej dobitny uśmiech, bowiem tego właśnie od niej oczekiwanego.
Choć dla niej samej małżeństwo nie było niczym więcej, niż obowiązkiem, powszechnie uważano, że młode szlachcianki powinny oczekiwać go z wytęsknieniem.
Na chwilę zatrzymała wzrok na czerwonych od wina ustach Avery'ego. W takich okolicznościach trunek świetnie przypominał krew i upodabniał mężczyznę do wampira. Było to odrobinę odpychające, ale Libra nie odczuła w związku z tym jakiegoś większego dyskomfortu i chwilę później uniosła obojętnie wzrok z powrotem na jego oczy. Jeśli było jakieś uczucie, które można powiedzieć, że Libra odczuwała najrzadziej ze wszystkich, to był to właśnie strach. Była Blackiem, a oni nie przywykli do przeżywania czegoś tak poniżającego. Paradoksalnie jedną z niewielu rzeczy, która wywoływała jej autentyczne przerażenie, była perspektywa tego, że kiedyś mogłaby zhańbić ród i zostać wydziedziczoną.
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Odkąd to się wydarzyło, Avery z pewnym spokojem zauważył, iż jego życia przypomina ćmiący się papieros. Przydający rozkoszy, gdy się nim głęboko zaciągnęło, wypełniający płuca r a d o ś c i ą, ożywczą, uzależniają i... trującą. Wystarczał jednak ledwie na kilka chwil, teraz już ledwie się żarzył, wypuszczając w powietrze już nie kłęby burzowego dymu a nikłe obłoczki, z łatwością rozwiewane przez najlżejszy nawet poryw wiatru. Dogasał, wypalał się i czy pozostawało mu coś innego od zduszenia niedopałka, rozgniecenie go obcasem buta, zepchnięcie lakierowanym czubkiem wprost do rynsztoka? Mógł przecież wyjąć z eleganckiej papierośnicy następny, odpalić go od tego jeszcze dychającego, ale jego chłodne, blade palce natrafiały jedynie na pustkę. Nie było już zupełnie nic i właśnie petryfikujący jego myśli brak powstrzymywał go od destrukcji innej, niż niszczenie siebie samego. Widział to wyraźnie - sam zaproponował przecież losowi walkę na wyniszczenie. Ciął niezmordowanie jego koleje, zmieniając je i wylewając łzy - a ponoć nigdy nie płakał - próbując zmienić przyszłość. Nadać jej kształt. Ujarzmić, ukołysać delikatnymi dłońmi. Nie miał jednak pojęcia, jak długo wytrzyma władanie bronią obosieczną; każdy drobny sukces przydawał mu bolesną ranę i nie liczyły się już nawet opróżnione butelki alkoholu. Ku jego ogromnemu zdziwieniu ten podły działał najlepiej, najbardziej łupiąc w głowie i najszybciej zwalając z nóg. Później pozostawał jedynie niesmak w ustach, kwaśny odór i dziury w pamięci. Nigdy nie dosięgające do ich przekleństwa.
Może ciągle nie wytrzeźwiał, może nafaszerowany pobudzającymi eliksirami zachowywał równowagę na zasadzie człowieka podtrzymywanego przy życiu farmakologiczną śpiączką, może zwariował a jego papieros nareszcie się zetlił? Potrzebował jej, już nie nagląco a histerycznie, bo czuł, że oszalej z każdą kolejną chwilą separacji. Przed kim udawał? Przed żoną, którą darzył identycznymi względami co masywną szafę stojącą w ich sypialni? Przed Librą, szczęśliwie nieświadomą dramatu, który przeżywał? Na policzkach Avery'ego z wolna pojawiły się niezdrowe wykwity, oczy błysnęły nagłym szaleństwem, gdy ponownie zmierzył dziewczynę ostrym spojrzeniem. Była idealna. Piękna, reprezentacyjna, perfekcyjnie posłuszna... ale nie była Laidan. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz zagryzł spierzchnięte usta, czując jak słodycz wina miesza się z cierpkim, metalicznym smakiem krwi, powoli spływającej z pękniętej wargi.
- Szczęśliwą? - upewnił się, czy aby dobrze usłyszał, bo przecież... wszyscy znali los szlacheckich cór i nikt im go nie zazdrościł. Wychowanie godne księżniczki i odprawienie w łapy obcego mężczyzny, niekoniecznie dobrego, czułego i przystojnego. Tak właśnie powinno być i Samael absolutnie nie negował świętego porządku rzeczy, ale... nieco zastanawiała go ta uległa hardość dziewczyny. Miał gratulować Blackowi świetnego produktu, czy raczej obawiać się tej obojętności i względnego pogodzenia się z losem? - zapewne, jeśli ambicją panienki jest wypełnić obowiązek względem rodu - dodał przytomnie, ugrzeczniając lekko wcześniejszą drwinę i tocząc najdłuższą rozmowę z kobietą, jaka kiedykolwiek rozegrała się w tym pomieszczeniu. Sięgnął po jedwabną chustkę z wyszytymi w rogu inicjałami i otarł usta z wina i krwi, napełniając swój kielich raz jeszcze. I nie dowierzając, jak wymiana ledwie kilku zdań z niepozorną niewiastą, tak bardzo wytrąciła go z katatonicznej równowagi i przyprawiła o siłę Samsona. Gotowego zburzyć wszystkie mury i sczeznąć pod nimi, byle tylko odebrać co było jego. On chciał honoru, Avery pragnął Laidan. Nawet, gdyby to miał być ostatni raz.
Może ciągle nie wytrzeźwiał, może nafaszerowany pobudzającymi eliksirami zachowywał równowagę na zasadzie człowieka podtrzymywanego przy życiu farmakologiczną śpiączką, może zwariował a jego papieros nareszcie się zetlił? Potrzebował jej, już nie nagląco a histerycznie, bo czuł, że oszalej z każdą kolejną chwilą separacji. Przed kim udawał? Przed żoną, którą darzył identycznymi względami co masywną szafę stojącą w ich sypialni? Przed Librą, szczęśliwie nieświadomą dramatu, który przeżywał? Na policzkach Avery'ego z wolna pojawiły się niezdrowe wykwity, oczy błysnęły nagłym szaleństwem, gdy ponownie zmierzył dziewczynę ostrym spojrzeniem. Była idealna. Piękna, reprezentacyjna, perfekcyjnie posłuszna... ale nie była Laidan. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz zagryzł spierzchnięte usta, czując jak słodycz wina miesza się z cierpkim, metalicznym smakiem krwi, powoli spływającej z pękniętej wargi.
- Szczęśliwą? - upewnił się, czy aby dobrze usłyszał, bo przecież... wszyscy znali los szlacheckich cór i nikt im go nie zazdrościł. Wychowanie godne księżniczki i odprawienie w łapy obcego mężczyzny, niekoniecznie dobrego, czułego i przystojnego. Tak właśnie powinno być i Samael absolutnie nie negował świętego porządku rzeczy, ale... nieco zastanawiała go ta uległa hardość dziewczyny. Miał gratulować Blackowi świetnego produktu, czy raczej obawiać się tej obojętności i względnego pogodzenia się z losem? - zapewne, jeśli ambicją panienki jest wypełnić obowiązek względem rodu - dodał przytomnie, ugrzeczniając lekko wcześniejszą drwinę i tocząc najdłuższą rozmowę z kobietą, jaka kiedykolwiek rozegrała się w tym pomieszczeniu. Sięgnął po jedwabną chustkę z wyszytymi w rogu inicjałami i otarł usta z wina i krwi, napełniając swój kielich raz jeszcze. I nie dowierzając, jak wymiana ledwie kilku zdań z niepozorną niewiastą, tak bardzo wytrąciła go z katatonicznej równowagi i przyprawiła o siłę Samsona. Gotowego zburzyć wszystkie mury i sczeznąć pod nimi, byle tylko odebrać co było jego. On chciał honoru, Avery pragnął Laidan. Nawet, gdyby to miał być ostatni raz.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dla Libry małżeństwo nie oznaczało nic więcej niż obowiązek. Coś, co dopełnić trzeba, jednakże gdyby nie istniał przymus nawet przez myśl by jej nie przeszło, że mogłaby wplątać się w tego typu związek. Wśród szlachty mężczyzna był panem, nieważne, czy to ojciec, czy mąż i Libra była w stanie to zaakceptować, ponieważ tego wymagał wzór perfekcyjnej lady Black. Jednak czy dla niej samej tak naprawdę miało to znaczenie? Nie, ponieważ Libra doskonale zdawała sobie sprawę, że nie potrzebowała mężczyzny w życiu. Doskonale poradziłaby sobie sama. Jej życie było jednak prowadzone drogą określoną już w momencie narodzin. Tego wymagał od niej ojciec i tego wymagało społeczeństwo, a dla Libry obowiązki były zawsze na pierwszym miejscu. Nie było to w końcu coś, czego nie mogłaby znieść. Jej posłuszeństwo było wyszlifowane do perfekcji, nawet jeśli jej wewnętrzna buta typowa dla Blacków wciąż się gdzieś tliła - za kilkunastoma warstwami wytłumiaczy, które pozwalały jej zachować idealną kontrolę nad sobą. Wszystko to rozwijało się w niej praktycznie od czasów niemowlęcych i Libra nie pamiętała, by kiedykolwiek mogła mówić i zachowywać się swobodnie. Nic z tego jej jednak nie bolało. Ostatni raz użalała się nad surową dyscypliną ojca chyba jeszcze przed rozpoczęciem Hogwartu.
Wracając jednak do teraźniejszości. Lord Avery zachowywał się i wyglądał dziwnie i Libra nie mogła nie zastanawiać się nad tym, co musiało się ostatnio stać w jego życiu. Uniosła wyżej głowę z chłodnym dystansem wpatrując się w jego krwawiące usta.
- A jakże, szczęśliwą - stwierdziła chyba trochę zbyt obojętnie. - Oczywiście, wypełnianie obowiązków wobec rodu jest zawsze na pierwszym miejscu, sir - dodała z dobrze wymierzoną nutą zdziwienia na myśl o tym, że nie jest to oczywiste dla wszystkich. Potem odpowiednio ściszyła głos. - Dopiero wtedy kobieta może zająć się własnym intelektualnym rozwojem i karierą. Prawdziwa dama musi mieć odpowiednią hierarchię ważności, prawda?
Przez jedną, króciutką chwilę miała problem ze złapaniem oddechu. Przez myśl przeszła jej nawet nieprzyjemna wizja tego, że może być to wina jej choroby, chwilę potem jednak wszystko minęło i znów mogła skupić się na mężczyźnie przed sobą. Przez całe to krótkie wydarzenie nie wykonała żadnego ruchu ani gestu, który mógłby wskazywać, że w ogóle miało ono miejsce, teraz jednak nieznacznie oparła bladą dłoń na ciemnym gorsecie, paznokciem zahaczając o koronkowe zdobienie. Być może był zawiązany zbyt mocno.
Wracając jednak do teraźniejszości. Lord Avery zachowywał się i wyglądał dziwnie i Libra nie mogła nie zastanawiać się nad tym, co musiało się ostatnio stać w jego życiu. Uniosła wyżej głowę z chłodnym dystansem wpatrując się w jego krwawiące usta.
- A jakże, szczęśliwą - stwierdziła chyba trochę zbyt obojętnie. - Oczywiście, wypełnianie obowiązków wobec rodu jest zawsze na pierwszym miejscu, sir - dodała z dobrze wymierzoną nutą zdziwienia na myśl o tym, że nie jest to oczywiste dla wszystkich. Potem odpowiednio ściszyła głos. - Dopiero wtedy kobieta może zająć się własnym intelektualnym rozwojem i karierą. Prawdziwa dama musi mieć odpowiednią hierarchię ważności, prawda?
Przez jedną, króciutką chwilę miała problem ze złapaniem oddechu. Przez myśl przeszła jej nawet nieprzyjemna wizja tego, że może być to wina jej choroby, chwilę potem jednak wszystko minęło i znów mogła skupić się na mężczyźnie przed sobą. Przez całe to krótkie wydarzenie nie wykonała żadnego ruchu ani gestu, który mógłby wskazywać, że w ogóle miało ono miejsce, teraz jednak nieznacznie oparła bladą dłoń na ciemnym gorsecie, paznokciem zahaczając o koronkowe zdobienie. Być może był zawiązany zbyt mocno.
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przypominała mu Laidan. Krzywe zwierciadło odbijało przed Samaelem groteskową postać, której krucze włosy przetykane były złotymi pasmami a wyćwiczona i znużona obojętność płynnie przekształcała się w ulubiony przez Lady Avery pogardliwy uśmiech. Zdecydowanie za dużo wina, pomyślał z jakimś niemym przerażeniem, lecz powoli dopił swój trunek, starannie odkładając kieliszek na stół. Szkoło nie chwiało się na krawędzi, wciąż potrafił należycie ocenić odległość - przy czym stwierdził, iż nieco dał się ponieść. Emocjom. Ostatni raz puścił im wodze w wieku dziecięcym, a teraz czuł się prawie jak mały chłopczyk dostający ataku szału, ponieważ odmówiono mu czegoś, czego pożądał najbardziej na świecie. O ironio, miał ją na wyciągnięcie ręki. Laidan. Librę. Imiona plątały mu się na równi z myślami i Avery zaczynał podejrzewać, iż naprawdę oszalał. Zacierała mu się granica między snem a jawą i nie potrafił określić, co właśnie próbuje osiągnąć - zwieść biedne dziewczę krwawym uśmiechem i odrzucić od siebie przeżerającą go pustkę? Wykręcającą wnętrzności, bolesną, straszną, jakby wraz z porażającym cierpieniem następowała nagła duszność, ciemność i niepewność. Najgorsza ze wszystkich; Samael czuł się jak ociemniały, dostrzegając jedynie marne zarysy i kontury swojej przyszłości. Teraz, tutaj, docierające jedynie do kilku sekund naprzód, do pożegnalnego uśmiechu i trzaśnięcia ciężkich, dębowych drzwi. Już nie potrafił przewidywać, nie wyczytywał z mimiki ludzi żadnych informacji, prócz najprostszego kodu, jakim potrafiły posługiwać się nawet skrzaty domowe. W obliczu tragedii załamał się kompletnie, oddalony całymi milami od swego Słońca i... niebezpieczny. Chyba bardziej dla siebie niż dla innych, ale i służba rozsądnie go omijała, przechwytując niewerbalne sygnały zbliżającej się burzy. Antyczne meble były dla Avery'ego nic nie warte, roztrzaskanie ich zajmowało sekundę. Tak jak zakończenie czyjegoś żywota, ściśnięcie główki, wytoczenie krwi, poczucie pulsacji wyrwanego serca. To nie było samobójstwo, raczej rytualne morderstwo, gdy w jednym momencie oboje przestali istnieć. Laidan jednak chociaż udawała, że przetrwała, że jest silna - on zaś nie umiał ani się z tym pogodzić, ani odejść, co przyprawiało go o dreszcze zgrozy nad słabością własnego charakteru. Uniósł wzrok, spoglądając na Librę nieco nieprzytomnie, kiedy jej słowa wyrwały go z polemiki z samym sobą - dobrze, iż nie zaczął dywagować na głos - i jakoś niezręcznie, mechanicznie skinął głową. Znalazł się w martwym punkcie - na granicy, w impasie, na skraju przepaści - w którym zgodziłby się na wszystko, byle móc zapaść się w fotelu, zostać pochłoniętym przez aksamitny materiał, wciągnięty do środka. Ot, rojenia szaleńca, ale przecież nigdy nie twierdził, iż było inaczej.
-To zaskakujące, słyszeć takie deklaracje z ust równie młodej panienki - rzekł, jakby od niechcenia, dziwnie obcym głosem, który jednak dobywał się z jego (sic!) gardła - jesteś bardzo rozsądna, lady Black - pochwalił(?) dziewczę, z roztargnieniem sięgając za pazuchę i wyjmując z wszytej w szacie kieszeni niewielką książeczkę. Podobno cenną, lecz Avery zatracił umiejętność rzeczywistej oceny wartości, wszystkie skarby świata przeliczając na ujrzenie Laidan, choćby i na mgnienie oka. Podał tomik Librze, po czym wstał z fotela, dając jej sygnał, iż czas minął. Nie zauważył zupełnie subtelnej szarpaniny z ciężkim gorsetem; wybiegając myślami w dalekie przestrzenie, oscylujące w okolicach kolejnej butelki wina.
-To zaskakujące, słyszeć takie deklaracje z ust równie młodej panienki - rzekł, jakby od niechcenia, dziwnie obcym głosem, który jednak dobywał się z jego (sic!) gardła - jesteś bardzo rozsądna, lady Black - pochwalił(?) dziewczę, z roztargnieniem sięgając za pazuchę i wyjmując z wszytej w szacie kieszeni niewielką książeczkę. Podobno cenną, lecz Avery zatracił umiejętność rzeczywistej oceny wartości, wszystkie skarby świata przeliczając na ujrzenie Laidan, choćby i na mgnienie oka. Podał tomik Librze, po czym wstał z fotela, dając jej sygnał, iż czas minął. Nie zauważył zupełnie subtelnej szarpaniny z ciężkim gorsetem; wybiegając myślami w dalekie przestrzenie, oscylujące w okolicach kolejnej butelki wina.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nawet jeśli stan Lorda Avery'ego wciąż był dla Libry kompletnie obojętny, o tyle jej wewnętrzna i dobrze skryta ciekawość ciągle szeptała do niej, że być może dobrze byłoby zapytać. Mentalnie odgoniła to uczucie, zupełnie jak odtrącenie natrętnej muchy. Naprawdę, gdzież by śmiała wcinać się w czyjeś życie, kiedy sama nie lubiła tych ciągłych pytań na tych wszystkich bankietach. Jak ci idzie staż? Na pewno dobrze się czujesz pracując? Dlaczego nie wolisz wypoczywać na salonowych kanapach? Cóż, być może to ostatnie pytanie nigdy bezpośrednio nie padło, aczkolwiek łatwo było się domyślić, że siedziało w głowie innych szlachcianek. Kariera, praca. To była jedyna rzecz z której Libra nie zamierzała rezygnować, tak długo jak mogła. Chyba tylko wizja wydziedziczenia mogłaby ją powstrzymać, lecz, jeśli wypełni swoje powinności wobec rodu, dlaczego ktoś miałby jej tego zakazywać? Obawami o charakter swojego przyszłego męża nie zamierzała sobie w tej chwili zaprzątać głowy. Ostatecznie postanowiła udawać, że nie widzi załamania, jakie wręcz krzyczało z osoby Lorda Avery'ego, mimo że widziała, bardzo widziała. Zachowała godne kobiety milczenie.
Słuchała pochwały mężczyzny z kamienną twarzą, na koniec jednak uśmiechnęła się skromnie, adekwatnie do sytuacji.
- Dziękuję. To zaszczyt słyszeć te słowa od kogoś takiego jak pan, sir - powiedziała to, co zwykle osoby tego typu chciały usłyszeć, choć, rzeczywiście, poczuła nawet miłe uczucie satysfakcji, jak zwykle gdy osoba postronna w ten sposób ją oceniała. Wiedziała, że ojciec byłby bardzo zadowolony.
Po książeczkę sięgnęła już z (choć niezauważalnym na twarzy) uczuciem drobnej ulgi. Nie chciała by ta rozmowa przeciągała się dłużej niż powinna, choćby i ze zwykłej przyzwoitości, poza tym teraz, pod sam koniec spotkania, znów uświadomiła sobie jak wiele ciekawych tomów ma jeszcze do przeczytania. Przy odbieraniu książki opuszkami delikatnych palców musnęła dłonie Avery'ego, ale nie poświęciła temu ani jednej myśli. Wstała, elegancko poprawiając suknię.
- Dziękuję za rozmowę, oraz za książkę. Ojciec wkrótce powinien się do pana odezwać, Lordzie Avery. Życzę pomyślnego dnia. - kiwnęła głową w taki sposób, że światło zaigrało lekko na jej czarnych włosach.
Po tych słowach ruszyła zgrabnie w stronę wyjścia, by następnie teleportować się z powrotem do dworku. Na stole pozostawiła ledwie spróbowane wino.
/zt
Słuchała pochwały mężczyzny z kamienną twarzą, na koniec jednak uśmiechnęła się skromnie, adekwatnie do sytuacji.
- Dziękuję. To zaszczyt słyszeć te słowa od kogoś takiego jak pan, sir - powiedziała to, co zwykle osoby tego typu chciały usłyszeć, choć, rzeczywiście, poczuła nawet miłe uczucie satysfakcji, jak zwykle gdy osoba postronna w ten sposób ją oceniała. Wiedziała, że ojciec byłby bardzo zadowolony.
Po książeczkę sięgnęła już z (choć niezauważalnym na twarzy) uczuciem drobnej ulgi. Nie chciała by ta rozmowa przeciągała się dłużej niż powinna, choćby i ze zwykłej przyzwoitości, poza tym teraz, pod sam koniec spotkania, znów uświadomiła sobie jak wiele ciekawych tomów ma jeszcze do przeczytania. Przy odbieraniu książki opuszkami delikatnych palców musnęła dłonie Avery'ego, ale nie poświęciła temu ani jednej myśli. Wstała, elegancko poprawiając suknię.
- Dziękuję za rozmowę, oraz za książkę. Ojciec wkrótce powinien się do pana odezwać, Lordzie Avery. Życzę pomyślnego dnia. - kiwnęła głową w taki sposób, że światło zaigrało lekko na jej czarnych włosach.
Po tych słowach ruszyła zgrabnie w stronę wyjścia, by następnie teleportować się z powrotem do dworku. Na stole pozostawiła ledwie spróbowane wino.
/zt
Libra Black
Zawód : Dama/Staż w Ministerstwie Magii
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Bawialnia
Szybka odpowiedź