Złoty salon
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Złoty salon
Jeden z pokoi znajdujących się w "skrzydle pani". Swoją nazwę wziął od licznych złotych ornamentów oraz od tego, że ma okna zarówno od wschodniej i zachodniej strony. Rzadko wpuszcza się tutaj innych gości prócz najbliższych przyjaciół i rodziny.
Przedstawienie dobiegło końca, kurtyna opadła, część aktorów zeszła już ze sceny ale zostaliśmy tylko my. Co teraz Deimos? Kto pierwszy się odezwie ten przegrywa? Pożegnała się z kuzynostwem by zaraz znów usiąść w jednym z foteli. Podkurczyłam nogi po brodę beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w widok za oknem. Mijały kolejne sekundy a ja nie wypowiedziałam ani słowa. Pokojówki krzątały się jak w ukropie byleby doprowadzić salon do jego pierwotnego wyglądu. Czułam rzucone w moją stronę spojrzenia. Wszyscy bali się odezwać. Pewnie wydawało się, że najmniejszy dźwięk zmieni się w zapalnik doprowadzający do mojego wybuchu. Żaden z nich nie był wstanie dostrzec mojej twarzy dla tego mogłam sobie pozwolić na lekko ironiczny uśmiech. W końcu doszedł do mnie głos Alfreda proponujący Deimosowi kąpiel czy tam przebranie się. Wszystko mi jedno. Unoszę głowę zastanawiając się czy postanowili znieruchomieć z tej okazji czy po prostu mi się wydaję. Wyczekują burzy…i ją dostaną. - Wyjdźcie- odezwałam się lekko ochrypłym głosem. Odprowadziłam pokojówki wzrokiem zatrzymując się jednak na Alfredzie. - Za chwilę lord Carrow będzie wolny i z pewnością będzie wdzięczny za kąpiel. A teraz zostaw nas samych.- wyszedł a ja mogłam skupić się już tylko na moim drogim mężu. - Dlaczego?- wydusiłam w końcu . Wątpiłam, żeby moje oczy wyrażały coś więcej poza rezygnacją i smutkiem. Może obędzie się bez nowej burzy. - Czyj to genialny pomysł? - to nie była kwestia wątpliwości w umysłowe zdolności mojego drogiego męża. No może jednak… Czułam, że jego brat maczał w tym palce. To w końcu Fobos kierował każdym jego ruchem. Wiedział jak sterować młodszym Carrowem a ten głupek przyjmował każde słowo niczym prawdę objawioną. -Miałeś pretensje o to, że nikogo tu nie zapraszam a potem wyskakujesz z czymś takim. - pierwsze żywsze dźwięki zabrzmiały w moim głosie na samą myśl o głowie zwierzęcia przetaczającej się przez mój salon. Wiesz, że oni są też twoją rodziną?- spytała retorycznie. Naprawdę nie chciałam słuchać jego wywodu na ich temat. - Bez względu na to czy ci się to podoba czy nie zarówno Avery jak i Malfoyowie są twoją rodziną - dodałam za nim zdążył coś wtrącić na ten temat. Bez względu na to co o nim mówiłam nie był aż takim idiotą, musiał zdawać sobie sprawy jak to działa. - Nie przyszło ci do głowy, że dobrze będzie mieć ich po swojej stronie? –oczywiście, że nie. Kogo ja próbuje oszukać? - Przynajmniej od nich nie musiałabym wysłuchiwać uwag na twój temat. - westchnęłam wyraźnie znużona. [b]- Miałam nadzieję, że dogadacie się z Fabianem. Jest podobny do…[ /b]- chciałam powiedzieć Lycusa ale w porę ugryzłam się język. Jeszcze na chwilę wpatrywałam się w tego człowieka, który twierdził, że jest moim mężem po czym znów zainteresowałam się widokiem za oknem. Skończyłam rozmowę.
A więc wygrałem. Państwo Malfoy poszli sobie, ja zaś mogłem razem z głową wielkiego zwierzecia paradować przed żoną i zgrywać jeszcze większego klowna niż dotychczas. Spoglądam w jej stronę, ale ona nie patrzy na mnie. To mnie rozbawiło (?) i sprawia, że przechodzę do fotela w którym siedział jeszcze przed chwilą Fabian. Chodzę po miękkim dywanie i możliwe, że nie słychać jak robię kroki.
Megara odwraca się, spoglądam w jej oczy. Pozwalam, żeby mówiła. Jest opanowana, co mnie dziwi, chciałem słyszeć wrzaski i rzucanie przedmiotami widzieć. Może jeszcze nie zezłościłem jej na dobre? Co jeszcze mogę zrobić?
Uśmiecham sie, a ona mówi, że oni są moją rodziną. Że chciała z nim o mnie nie rozmawiać, jednak na te słowa zdziwiłem się. Chyba kpi, jeżeli myśli, że uwierzę w to, że nie rozmawia z nimi o mnie.
Mówi, że mam pogodzić się z Fabianem, ja patrzę w sufit. Nie musi kończyć. Wiem o kim chce coś powiedzieć. Ale nie ma do tego prawa.
Lycus już nie istnieje.
- A nie uważasz, że należało mi się trochę zabawy? - rozwalam się w fotelu z filiżanką Fabiana i dolaną do niego whisky z piersiówki. - Pozwoliłem ci pracować, co jest jednoznaczne z tym, że od teraz będę spędzał o wiele więcej czasu samotnie. Chciałem sprawdzić czy wciąż umiem się bawić jak na ziemianina z Yorku przystało. Ciesz się, że nie poprosiłem cię byś włożyła tradycjonalną suknię - siorbiąc herbatkę, obserwuję ją uważnie. Megaro, Megaro, prosimy o większe show.
- Tak się tylko zastanawiam, czy już mogę zaliczyć tę wizytę za upokarzającą do tego stopnia, by wybaczyć ci to co zrobiłaś mi w lesie, czy jeszcze może siętrochę nad tobą popastwić - mierzę ją wzrokiem i myślę, że za to wyrycie mi na sercu swego imienia powinna dostać większą karę. Na przykład jednak co?
Megara odwraca się, spoglądam w jej oczy. Pozwalam, żeby mówiła. Jest opanowana, co mnie dziwi, chciałem słyszeć wrzaski i rzucanie przedmiotami widzieć. Może jeszcze nie zezłościłem jej na dobre? Co jeszcze mogę zrobić?
Uśmiecham sie, a ona mówi, że oni są moją rodziną. Że chciała z nim o mnie nie rozmawiać, jednak na te słowa zdziwiłem się. Chyba kpi, jeżeli myśli, że uwierzę w to, że nie rozmawia z nimi o mnie.
Mówi, że mam pogodzić się z Fabianem, ja patrzę w sufit. Nie musi kończyć. Wiem o kim chce coś powiedzieć. Ale nie ma do tego prawa.
Lycus już nie istnieje.
- A nie uważasz, że należało mi się trochę zabawy? - rozwalam się w fotelu z filiżanką Fabiana i dolaną do niego whisky z piersiówki. - Pozwoliłem ci pracować, co jest jednoznaczne z tym, że od teraz będę spędzał o wiele więcej czasu samotnie. Chciałem sprawdzić czy wciąż umiem się bawić jak na ziemianina z Yorku przystało. Ciesz się, że nie poprosiłem cię byś włożyła tradycjonalną suknię - siorbiąc herbatkę, obserwuję ją uważnie. Megaro, Megaro, prosimy o większe show.
- Tak się tylko zastanawiam, czy już mogę zaliczyć tę wizytę za upokarzającą do tego stopnia, by wybaczyć ci to co zrobiłaś mi w lesie, czy jeszcze może siętrochę nad tobą popastwić - mierzę ją wzrokiem i myślę, że za to wyrycie mi na sercu swego imienia powinna dostać większą karę. Na przykład jednak co?
Ten gest z uniesieniem wzrok przykuł najmocniej moją uwagę. Okazuje się, że jego wspomnienie doskwiera Deimosowi równie mocno jak mnie. Ciekawe… - A ta zabawa zawsze musi się odbywać moim kosztem? Chcesz mnie zaszczuć jak zwierze w zoo czy o co tym razem chodzi? - pytałam nawet nie starając się wykrzesać z siebie chodź odrobiny energii. Kolejna rozmowa, która nic nie wniesie do żadnego z żyć. Na wzmiankę o pracy gdzieś na mojej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Czyli o to chodziło. Po to była ta cała szopka. - Gdy myślałeś, że całym dniami chodzę po sklepach i wydaje twoje pieniądze samotność tak bardzo ci nie doskwierała- odgryzłam się wciąż jednak trzymając się lekko ospałego tonu głosu. Wiedziałam, że mam racje. Słowem się nie zająknął o moich wyjścia dopóki nie pomyślał, że mam romans, dopóki nie dowiedział się że pracuje. Nagle moja nieobecność stała się wielkim problemem. Niech zachowa te brednie dla siebie i da mi święty spokój. - A jak grzecznie chciałeś o to poprosić? Za pomocą klątwy czy pięści? - kolejne ospałe pytanie, któremu normalnie powinien towarzyszyć mój krzyk i odgłos pękającej porcelany. Nie dam mu jednak tej satysfakcji. Widziałam to w jego oczach. Czekał aż zacznę krzyczeć i się złościć. Będzie mógł się wtedy napawać swoją zemstą i wymyślić nową karę za moją niesubordynacje. Już prawie mu się udało gdy wspomniał o tamtym dniu w lesie. Zachowałam spokój tylko dla tego, że wbiłam paznokcie w dłoń.- Dobrze wiesz, że to była zemsta za to co zrobiłeś na festynie. Ty masz jedną małą bliznę ja niekończące się koszmary senne. Czy to ci nie wystarczy? Aż tak pragniesz zemsty? - spojrzałam na niego z ukosa zastanawiając się nad tym jak zareaguje. - Zresztą droga wolna. Przecież jakoś musisz udowodnić swoją władzę. po raz kolejny zrezygnowałam z obserwowania go na rzecz drzew i nieba. - Teraz przynajmniej będę miała pretekst do tego by nie zapraszać tu nikogo i z równie wielką…życzliwością traktować twoich gości. - może to głupie, może dziecinne ale przecież każda akcja podciąga ze sobą reakcje. Chyba, że w końcu ktoś zapomni za co tak właściwie się mści.
Słowa o zaszczuciu jeszcze usłyszę w odległości kilku dni. Narazie unoszę jedynie brwi i kręcę głową. Głupia dziewczyna.
- Doskwierała. - koniec Megaro, tyle miałem do powiedzenia. Jestem twardy i zawzięty a ty, jaka ty jesteś? Przesuwam spojrzeniem od twarzy ku dołowi - I widzę, że nikt w domu nie nauczył cię wdzięczności - więc co, ja mam tego dokonać? Uczyć wszystkich zasad, bo ojciec nie umiał? Jeżeli tak, to niech szykują mi klasę i jej mundurek w którym będzie się uczyła.
Zagłębiony w fantazji, nie spostrzegłem dłoni zaciśniętej na dłoni. I tych paznokci, które chciały się wbić w skórę, głęboko. Ocknąłem się słysząc ten sączący się z jej ust jad. Megusia jest zła i słaba, Megusia chce cię zjeść. Jakiś dziwny wysoki głosik śmieje się teraz z tej paranoi, która sobie wyobraziłem. Że Megara jest panią tego dworu i moim największym nemezis, które mnie prześladuje nawet po śmierci. Staram się wciąż patrzeć na nią, lecz nie ma tu nic, co mnie interesuje. Nie ma mundurka uczennicy, nie ma pięknych wpatrzonych we mnie oczu, nie ma uśmiechu, ni krzty delikatności, której oczekiwałbym od damy.
Bo to nie jest zwykła dama, wiem to nie od dziś.
- Kiedy ze mną śpisz, nie masz koszmarów. Może powinnaś częściej to robić - w odpowiedzi uśmiech szeroki, moja droga Megaro, chyba nie myślisz, że tak bardzo mną wstrząśnie twoja dramatyczna opowieść o tym, jak spać nie możesz, bo wciąż chcesz wracać do tamtych wspomnień sprzed małżeństwa. Dlaczego? Bo było to wtedy o niebo bardziej... niebezpieczne?
- Cóż, to nawet mogłoby być zabawne - stwierdzam w końcu wyobrażając sobie jak Megara ubrana w przeźroczystą halkę schodzi by powitać moich gości. Oczywiście bardzo bym się zdenerwował, ale z drugiej strony, to nie tak, że Lestragne i Black nie byliby zachwyceni, może gorzej sprawa miałaby się z Morpheusem. To jednak już nie moja sprawa, ja i tak dostanę gorzką wiadomość niedługo o tym, w jak bliskich stosunkach lubi być Megara ze swoimi drogimi kuzyniami.
- Tak czy siak, może dobrze zrobi ci ten wyjazd - odwracam głowę i palę papierosa. Od jutra nie ma Megary, a ja mogę zapraszać kogo chcę. Tylko czy prócz Adriena chcę kogokolwiek zaprosić?
- Doskwierała. - koniec Megaro, tyle miałem do powiedzenia. Jestem twardy i zawzięty a ty, jaka ty jesteś? Przesuwam spojrzeniem od twarzy ku dołowi - I widzę, że nikt w domu nie nauczył cię wdzięczności - więc co, ja mam tego dokonać? Uczyć wszystkich zasad, bo ojciec nie umiał? Jeżeli tak, to niech szykują mi klasę i jej mundurek w którym będzie się uczyła.
Zagłębiony w fantazji, nie spostrzegłem dłoni zaciśniętej na dłoni. I tych paznokci, które chciały się wbić w skórę, głęboko. Ocknąłem się słysząc ten sączący się z jej ust jad. Megusia jest zła i słaba, Megusia chce cię zjeść. Jakiś dziwny wysoki głosik śmieje się teraz z tej paranoi, która sobie wyobraziłem. Że Megara jest panią tego dworu i moim największym nemezis, które mnie prześladuje nawet po śmierci. Staram się wciąż patrzeć na nią, lecz nie ma tu nic, co mnie interesuje. Nie ma mundurka uczennicy, nie ma pięknych wpatrzonych we mnie oczu, nie ma uśmiechu, ni krzty delikatności, której oczekiwałbym od damy.
Bo to nie jest zwykła dama, wiem to nie od dziś.
- Kiedy ze mną śpisz, nie masz koszmarów. Może powinnaś częściej to robić - w odpowiedzi uśmiech szeroki, moja droga Megaro, chyba nie myślisz, że tak bardzo mną wstrząśnie twoja dramatyczna opowieść o tym, jak spać nie możesz, bo wciąż chcesz wracać do tamtych wspomnień sprzed małżeństwa. Dlaczego? Bo było to wtedy o niebo bardziej... niebezpieczne?
- Cóż, to nawet mogłoby być zabawne - stwierdzam w końcu wyobrażając sobie jak Megara ubrana w przeźroczystą halkę schodzi by powitać moich gości. Oczywiście bardzo bym się zdenerwował, ale z drugiej strony, to nie tak, że Lestragne i Black nie byliby zachwyceni, może gorzej sprawa miałaby się z Morpheusem. To jednak już nie moja sprawa, ja i tak dostanę gorzką wiadomość niedługo o tym, w jak bliskich stosunkach lubi być Megara ze swoimi drogimi kuzyniami.
- Tak czy siak, może dobrze zrobi ci ten wyjazd - odwracam głowę i palę papierosa. Od jutra nie ma Megary, a ja mogę zapraszać kogo chcę. Tylko czy prócz Adriena chcę kogokolwiek zaprosić?
Miałam ochotę kopnąć ten nieszczęsny stół i patrzeć jak filiżanki czy talerzyki zmieniają się w proch.. Miałam ochotę sarkać, krzyczeć i warczeć. Zamiast tego wciąż siedziałam w tej samej pozycji co jakiś czas wykonując ten sam ruch głową od Deimosa do okna, od okna do Deimosa…i tak w kółko. Co się zemną dzisiaj dzieje…- Po co być wdzięczną skoro można być dumną. Po co być służką gdy można być królową- odpowiedziałam na jego oskarżenia w typowy dla siebie sposób. Niech się cieszy, że używałam francuskiego. Zresztą to i tak nic by nie zmieniło. Nigdy nie rozumiał co do niego mówię i najprawdopodobniej nigdy nie zrozumie. –Po co porozumiewać się tym samym językiem skoro można trwać w ciszy i niezrozumieniu. Jego słowa wyrwały mnie z tego dziwnego uczucia melancholii. Nie da się być filozofem gdy za męża ma się kogoś takiego. A może jednak… Wyprostowałam w końcu do tej pory podkurczone nogi wzdrygając się przy tym lekko z powodu ścierpnięcia. Czas najwyższy na wyjście. Musiałam przecież przygotować się do wyjazdu. - Chrapiesz tak głośno, że ciężko jest to nazwać snem. To raczej cierpliwe czekanie na pierwsze promienie słońca - kłamałam, nie miałam co do tego żaden wątpliwości. Ale on nie mógł tego wiedzieć a z pewnością mógł być tego pewien. Trzymał się tych kilku spędzonych nocy tak kurczowo jak gdyby stanowiły koło ratunkowe. Będzie trzeba i to mu zabrać…i to szybko.
- Komiczne- - znów ten obojętny ton Co się zemną dzisiaj dzieje…. Tyle, że na co komu przeźroczysta halka, po co bawić się w podobne dyrdymały. Byłam kobietą a przecie kobiety nie mają pojęcia czym jest honor. Nie byłam damą więc nie musiałam wiedzieć czym jest skromność. Jeśli jestem Carrowem to liczy się dla mnie jedynie upadek moich wrogów. Jeśli jestem Malfoyem to liczy się jedynie osiągnięcie własnego celu. Jeśli jestem Averym to liczy się jedynie destrukcja. Jak to ciekawie jest być mną ta ironiczna myśl nie opuszczała mnie od pewnego czasu.
-Oboje wolelibyśmy żebym z niego nie wróciła - niech sobie rozumie moja słowa jak chce. Nic mnie to już nie obchodzi. Ważne, że zostawię go z tą myślą. Niech robi co chce, niech Marseet zostanie przewrócone do góry nogami przez pijanych szlachciców i nagie dziwki. Nic mnie to nie obchodzi. - Chcesz wygłosić jeszcze jakąś groźbę czy ostrzeżenie? Musze iść przypilnować pakowania - spytałam siląc się na trochę weselszy ton głosu.
- Komiczne- - znów ten obojętny ton Co się zemną dzisiaj dzieje…. Tyle, że na co komu przeźroczysta halka, po co bawić się w podobne dyrdymały. Byłam kobietą a przecie kobiety nie mają pojęcia czym jest honor. Nie byłam damą więc nie musiałam wiedzieć czym jest skromność. Jeśli jestem Carrowem to liczy się dla mnie jedynie upadek moich wrogów. Jeśli jestem Malfoyem to liczy się jedynie osiągnięcie własnego celu. Jeśli jestem Averym to liczy się jedynie destrukcja. Jak to ciekawie jest być mną ta ironiczna myśl nie opuszczała mnie od pewnego czasu.
-Oboje wolelibyśmy żebym z niego nie wróciła - niech sobie rozumie moja słowa jak chce. Nic mnie to już nie obchodzi. Ważne, że zostawię go z tą myślą. Niech robi co chce, niech Marseet zostanie przewrócone do góry nogami przez pijanych szlachciców i nagie dziwki. Nic mnie to nie obchodzi. - Chcesz wygłosić jeszcze jakąś groźbę czy ostrzeżenie? Musze iść przypilnować pakowania - spytałam siląc się na trochę weselszy ton głosu.
- Ale twój król c h c e żebyś mu dziękowała - dobitniej się nie da? Stanowczo, spokojnie, spoglądam na Megarę. Bijemy się spojrzeniami, nagle czuję jak pojawia się jakaś elektryczność w powietrzu. Nie niszczmy tego Megaro, pójdźmy za ciosem, dajmy wstrząsnąć sobą temu płomieniowi.
Odwraca wzrok.
Szkoda, że byłem w dobrym humorze, bo już chciałem dodać coś apropo tego, że trudno jest nie chrapać, kiedy leży się obok kostki lodu.
Mogłem już zapomnieć, że wcale nie jest taka chłodna, lecz to trudne, bo chociaż nocy mieliśmy tak niewiele, to jak były miłe. Bo były, prawda żono.
- Ho ho, a do tego jaka kąśliwa - roześmiałem się nieszczerze - Szkoda, że nie byłaś taka zabawna, kiedy byli tu goście? - bo stworzylibyśmy wspaniały duet. Ona go wyśmiewa, on błazunje. Niezapomniany wieczór dla państwa Malfoy.
Bardzo do mnie nie przemawiają jej słowa i nawet kiedy stwierdziła, że wcale nie chce wracać do domu, uznałem, że to tylko dlatego tak twierdzi, bo bardzo się wzburzyła tym jak potraktowałem jej kuzynów. Na pewno wrócą do mnie te słowa zaraz po tym, jak wyjedzie i znów zostanę sam.
Myślałem, że daję jej bajkę na ziemi. I chyba muszę się zastanowić czy rzeczywiście tak jest.
- Idź, tylko nie zapomnij wziąć słownika do nauki gwary północnego Yorkshire - zartobliwie żegnam się z żoną. - Przyjdź ucałować mnie przed wyjazdem, tymczasem idę do kąpieli - postanowiłem i nim jeszcze ona zdązyła uciec, to ja wyszedłem. Wprost na Alfreda, który powiedział, że już kąpiel gotowa.
Ciekawe na ile różnych sposobów można przewracać oczami? Ważne, że ten pełnym irytacji gestem po raz pierwszy okazałam coś więcej poza przeciągłym ziewnięciem. Jest głupcem i dobitniej nie mógł tego okazać. Bliżej mu do błazna niż do pożal się Merlinie króla.
- Czyli uważasz, że powinnam położyć się na ziemi i turlać w błocie jakie naniosłeś na dywan? - spytałam unosząc jedną brew ku górze. Dla czego jakaś lampa nie mogła mu spać na głowę raz na zawsze uwalniając mnie o tych bredni? Jeszcze trochę a słowo daję poproszę by pozbawiono mnie zmysłu słuchu. Będzie mógł sobie opowiadać co będzie chciał a ja będę mogła równie głośno krzyczeć.
- Radzę drogiemu lordowi zainteresować się podręcznikiem do nauki francuskiego- - odgryzłam się już ze znacznie mniejszym zapałem. On będzie mówił gwarą ja po francusku i nagle stwierdzenie, że posługujemy się dwoma różnymi językami przestanie być metaforą. Czyż to nie piękne? Na wzmiankę o pożegnaniach prychnęła mrucząc pod nosem Kika dość jednoznacznych epitetów. Gdy już sobie poszedł Alice wślizgnęła się do salonu z dość niepewną miną. - Wszystko gotowe? - w odpowiedzi dostałam szybkie kiwnięcie głową. Zaraz potem padło pytanie A co jeśli ktoś mnie zobaczy? - Wzruszyłam lekko ramionami. Na coś trzeba umrzeć więc czemu nie poświęcić się w imię wyższego dobra?
/zt
- Czyli uważasz, że powinnam położyć się na ziemi i turlać w błocie jakie naniosłeś na dywan? - spytałam unosząc jedną brew ku górze. Dla czego jakaś lampa nie mogła mu spać na głowę raz na zawsze uwalniając mnie o tych bredni? Jeszcze trochę a słowo daję poproszę by pozbawiono mnie zmysłu słuchu. Będzie mógł sobie opowiadać co będzie chciał a ja będę mogła równie głośno krzyczeć.
- Radzę drogiemu lordowi zainteresować się podręcznikiem do nauki francuskiego- - odgryzłam się już ze znacznie mniejszym zapałem. On będzie mówił gwarą ja po francusku i nagle stwierdzenie, że posługujemy się dwoma różnymi językami przestanie być metaforą. Czyż to nie piękne? Na wzmiankę o pożegnaniach prychnęła mrucząc pod nosem Kika dość jednoznacznych epitetów. Gdy już sobie poszedł Alice wślizgnęła się do salonu z dość niepewną miną. - Wszystko gotowe? - w odpowiedzi dostałam szybkie kiwnięcie głową. Zaraz potem padło pytanie A co jeśli ktoś mnie zobaczy? - Wzruszyłam lekko ramionami. Na coś trzeba umrzeć więc czemu nie poświęcić się w imię wyższego dobra?
/zt
| 3.01
Siedzi więc Deimos w fotelu. Nogi ma rozwalone, pomiędzy podłogą a podnóżkiem. Czyta gazetę i popija herbatą. Pali coś. Najpewniej jest to papieros bezfiltra, bo w tamtych czasach właśnie takie palono. Modny. Lucky Strike. Mugolski. To przemilczmy. Przemilczmy, bo w Marseet jest ostatnio napięta atmosfera, ale nie dlatego, że Deimos i Megara znów się kłócą o to, czy pada czy siąpi, a może to zwykła ulewa, wszak już zimowy okres. Mógłby spaść śnieg. Napięta atmosfera, bo na Sabacie każde z nich straciło kogoś ważnego. Kogoś tam straciła Megara, Deimos stracił dziadka. I chociaż mówi się, że najważniejszy to dziadek od strony ojca, jakoś trudno przetłumaczyć to Carrowom, w głebi duszy poczciwym prostaczkom. Dlatego od Sbaatu nie umie zmrużyć oka, chyba że w pełnym dniu i wtedy tylko dlatego, że już po prostu za długo patrzy się w jedno miejsce.
Nie pokazał sie tak nikomu, ale w domu wszyscy byli świadkami jego rozpaczy. Absurdalnej, bo z dziadkiem nie miał do czynienia od dawna. Absurdalnej, bo bardziej niepamieta co widział w Dworze Nottów, niż pamięta.
Przestraszył się chyba bardziej własnej śmierci, niż tego, że stracił kogoś bliskiego. Mógł być w sali balowej kilka minut wcześniej, chwalić tylko pijaństwo. I zakamarki labiryntu. Myśli, myśli, aż wymyślił.
I zbliża się już środek godziny czwartej, Megara pojawia się w zasięgu jego spojrzenia. Dostrzega ją i śledzi tor jej ruchu. Czy podejdzie do niego? Przez te wszystkie własne myśli, nie zauważył, jak dziwnie zaczęła zachowywać się w dwóch poprzednich dniach. Jakby się z czymś biła. Ze swoimi myślami przede wszystkim.
Siedzi więc Deimos w fotelu. Nogi ma rozwalone, pomiędzy podłogą a podnóżkiem. Czyta gazetę i popija herbatą. Pali coś. Najpewniej jest to papieros bezfiltra, bo w tamtych czasach właśnie takie palono. Modny. Lucky Strike. Mugolski. To przemilczmy. Przemilczmy, bo w Marseet jest ostatnio napięta atmosfera, ale nie dlatego, że Deimos i Megara znów się kłócą o to, czy pada czy siąpi, a może to zwykła ulewa, wszak już zimowy okres. Mógłby spaść śnieg. Napięta atmosfera, bo na Sabacie każde z nich straciło kogoś ważnego. Kogoś tam straciła Megara, Deimos stracił dziadka. I chociaż mówi się, że najważniejszy to dziadek od strony ojca, jakoś trudno przetłumaczyć to Carrowom, w głebi duszy poczciwym prostaczkom. Dlatego od Sbaatu nie umie zmrużyć oka, chyba że w pełnym dniu i wtedy tylko dlatego, że już po prostu za długo patrzy się w jedno miejsce.
Nie pokazał sie tak nikomu, ale w domu wszyscy byli świadkami jego rozpaczy. Absurdalnej, bo z dziadkiem nie miał do czynienia od dawna. Absurdalnej, bo bardziej niepamieta co widział w Dworze Nottów, niż pamięta.
Przestraszył się chyba bardziej własnej śmierci, niż tego, że stracił kogoś bliskiego. Mógł być w sali balowej kilka minut wcześniej, chwalić tylko pijaństwo. I zakamarki labiryntu. Myśli, myśli, aż wymyślił.
I zbliża się już środek godziny czwartej, Megara pojawia się w zasięgu jego spojrzenia. Dostrzega ją i śledzi tor jej ruchu. Czy podejdzie do niego? Przez te wszystkie własne myśli, nie zauważył, jak dziwnie zaczęła zachowywać się w dwóch poprzednich dniach. Jakby się z czymś biła. Ze swoimi myślami przede wszystkim.
Ostrożnie uchyliła drzwi do złotego salonu. Wzrok od razu skupiła na postaci ukrytej za stronami dzisiejszej gazety. Wślizgnęła się do środka i cicho zatrzasnęła za sobą drzwi. Nie powinno go tutaj być. Powinien zastanawiać się nad kolejną transakcją, pić w spokoju kolejną szklankę whisky. Ale teraz wszystko wyglądało inaczej prawda? Tamtej nocy gdy wreszcie wrócili do domu to ona prosiła go żeby jej nie zostawiał. Wiedziała, że obrazy tamtych chwil powrócą gdy tylko przymknie powieki. Gdyby zamknęła drzwi do własnej sypialni pewnie przepłakałaby całą noc. Może źle zrobiła. Może samotność była jednak lekarstwem na wszystko? Położyła się obok niego ale on nie zmrużył nawet oka. Tamtej nocy i następnej walczył ze smutkiem i strachem a ona nie umiała mu pomóc. Nie jadł, niewiele się odzywał jego żałoba ogarnęła Marseet. A ona zdławiła własny ból i własne cierpienie tylko po to by jakoś mu pomóc. Tylko, że dalej nie wiedziała jak. Jak wspierać kogoś kto nie chce wyjawić swoich prawdziwych uczuć? Przecież sama miała głowę pełną sprzecznych ze sobą myśli, instynktów i pragnień.
Szukała dla siebie najlepszego miejsca. Mogłaby usiąść obok niego i po prostu z nim pomilczeć. Wolała jednak niewielki taboret przed fortepianem. Opuszkami placów przejęła po błyszczącej klawiaturze po czym wydobyła z instrumentu kilka spokojnych, melancholijnych dźwięków. Może chciała przynieść im trochę wytchnienia. Odrobiny spokoju po tym co sami przeszli. Przecież wciąż wierzyła, że to śmierć dziadka tak wpłynęła na Deimosa. Tak samo jak ona przeżywała śmierć swoich wujów. Przerwała swój utwór może gdzieś w połowie. Muszą rozmawiać, jeśli miała mu pomóc musiał z nią rozmawiać. Poczekała aż ostatnie dźwięki rozmyją się, znikną i wtedy podniosła się z miejsca. Kilka kroków i już stała za jego fotelem. Położyła dłonie na ramionach męża i nachyliła się w jego stronę. Może tak będzie lepiej. Ona nie będzie musiała oglądać tego wyrazu melancholii, który przez ostatnie dni nie chciał go opuścić i on nie dostrzeże matowych oczu i bladej skóry swojej żony. - Co czytasz? - pytała cicho i spokojnie. Miała tylko nadzieję, że jej od siebie nie odepchnie. Powinni być razem, powinni być blisko. Nigdy nie powie tego głośno ale był jej potrzebny..
Szukała dla siebie najlepszego miejsca. Mogłaby usiąść obok niego i po prostu z nim pomilczeć. Wolała jednak niewielki taboret przed fortepianem. Opuszkami placów przejęła po błyszczącej klawiaturze po czym wydobyła z instrumentu kilka spokojnych, melancholijnych dźwięków. Może chciała przynieść im trochę wytchnienia. Odrobiny spokoju po tym co sami przeszli. Przecież wciąż wierzyła, że to śmierć dziadka tak wpłynęła na Deimosa. Tak samo jak ona przeżywała śmierć swoich wujów. Przerwała swój utwór może gdzieś w połowie. Muszą rozmawiać, jeśli miała mu pomóc musiał z nią rozmawiać. Poczekała aż ostatnie dźwięki rozmyją się, znikną i wtedy podniosła się z miejsca. Kilka kroków i już stała za jego fotelem. Położyła dłonie na ramionach męża i nachyliła się w jego stronę. Może tak będzie lepiej. Ona nie będzie musiała oglądać tego wyrazu melancholii, który przez ostatnie dni nie chciał go opuścić i on nie dostrzeże matowych oczu i bladej skóry swojej żony. - Co czytasz? - pytała cicho i spokojnie. Miała tylko nadzieję, że jej od siebie nie odepchnie. Powinni być razem, powinni być blisko. Nigdy nie powie tego głośno ale był jej potrzebny..
Nie wiadomo skąd, pojawiła się jakaś zjawa, co go trąca ręką po ramieniu. Przecież Megara siedzi przy fortepianie, więc któż to... Nie Megary przy fortepianie już nie ma. Nie dał poznać po sobie, chociaż rzeczywiście nieźle go to zdziwiło. Jej pytanie dochodzi do niego, budząc go z tego dziwnego zawieszenia. Spogląda znów w gazety litery.
- Za dwa dni pogrzeb Lorda Flinta - obok są także litery, że o tej samej porze w innym miejscu pogrzeb Lorda Averego. Ale Deimos nie czyta wiadomości o Averych, bo co go to może interesować. Troche smutno, że popłynęła krew szlachecka, ale z drugiej strony, czy mu szkoda Averego? Megarze najpewniej jest szkoda, w końcu pracowała z nim, to był jej przełożony.
A może ktoś więcej?
Nie wie, że sięgnął po jej dłoń na swoim ramieniu. I trzyma i patrzy i odkłada gazetę, czy raczej opuszcza ją bezsilnie.
- Myślę, że będę musiał wyjechać - mówi znienacka, jakby niewiadomo co jej oświadczał. Grobowym głosem, patrząc gdzieś w lustro, które jest tak ustawione, że może widzieć odbicie twarzy Megary. Sprytnie. Chociaż jej koloru nie dostrzegł. Dlaczego jest blada, czy radość z potomka nie rozpromienia jej policzków? - Dostałem informacje, że otwieramy się na bałkański rynek. Jadę na zwiady - rozpędza się, ale jeszcze nie mówi o wszystkich za i przeciw wyjazdu. Czy chce ją zostawiać? Absolutnie, że nie chce. Grudzień był jednym z lepszych miesięcy w jego życiu, więc po co miałby wyjeżdżać. Żeby oczyścić myśli. Mógłby ją wziąć ze sobą, ale to ona... ona chciała pracować na miejscu.
Za kilka lat będzie na odwrót.
- Za dwa dni pogrzeb Lorda Flinta - obok są także litery, że o tej samej porze w innym miejscu pogrzeb Lorda Averego. Ale Deimos nie czyta wiadomości o Averych, bo co go to może interesować. Troche smutno, że popłynęła krew szlachecka, ale z drugiej strony, czy mu szkoda Averego? Megarze najpewniej jest szkoda, w końcu pracowała z nim, to był jej przełożony.
A może ktoś więcej?
Nie wie, że sięgnął po jej dłoń na swoim ramieniu. I trzyma i patrzy i odkłada gazetę, czy raczej opuszcza ją bezsilnie.
- Myślę, że będę musiał wyjechać - mówi znienacka, jakby niewiadomo co jej oświadczał. Grobowym głosem, patrząc gdzieś w lustro, które jest tak ustawione, że może widzieć odbicie twarzy Megary. Sprytnie. Chociaż jej koloru nie dostrzegł. Dlaczego jest blada, czy radość z potomka nie rozpromienia jej policzków? - Dostałem informacje, że otwieramy się na bałkański rynek. Jadę na zwiady - rozpędza się, ale jeszcze nie mówi o wszystkich za i przeciw wyjazdu. Czy chce ją zostawiać? Absolutnie, że nie chce. Grudzień był jednym z lepszych miesięcy w jego życiu, więc po co miałby wyjeżdżać. Żeby oczyścić myśli. Mógłby ją wziąć ze sobą, ale to ona... ona chciała pracować na miejscu.
Za kilka lat będzie na odwrót.
Jej wzrok błądzi po linijkach tekstu. Śmierć możnych tej wyspy, śmierć lordów, śmierć członków rodziny. Czemu nekrologi zawsze muszą zajmować tyle miejsca? Już miała nadzieję, że jego myśli choć na chwilę oderwały się od tego co stało się w sali balowej. - Wiem - mruknęła cicho a jej dłonie zsunęły się coraz niżej by w końcu objąć męża. - Deimos - zaczęła ostrożnie. Patrzyła jak gazeta opada na jego kolana a później ląduje na stoliku. - musimy o tym porozmawiać - bała się co powie, jak zareaguje. Wiedziała, że mu się to nie spodoba. - Nie mogę iść z tobą - wydusiła w końcu z siebie. Powinna mu towarzyszyć w ostatnim pożegnaniu dziadka. Deimos niezaprzeczalnie stał się istotną częścią jej życia ale to nie oznaczało, że zapomni o własnej rodzinie. Ona również kogoś straciła ale zdawał się tego nie zauważać - Pójdę na pogrzeb moich wujów. Powinnam się tam pojawić. - jej głos zdawał się z każdą chwilą coraz cichszy. Ale decyzja została podjęta bo przecież to nie było pytanie. Czy ty się boisz Megara? Gdzie dawny duch walki? - Nie bądź zły - dodała jeszcze opierając brodę o ramę fotela.
Wyprostowała się słysząc tak nagłe oświadczenie. Dłonie, które jeszcze przed chwilą tak czule go obejmował teraz zaciskały się na oparciu. Wpatrywała się w niego zaskoczona. Zupełnie nieświadoma tego, że jest obserwowana za pomocą lustra. Odwróciła wzrok zagryzając przy tym wargę. Nawet nie powiedział kiedy konkretnie chce wyjechać a ona już się martwiła, że nie będzie go w tak ważnym momencie. Dzień, dwa, może cztery i okaże się czy jej podejrzenia są prawdziwe. - Nie wyjeżdżaj - poprosiła go cicho. - Nie chce zostać tutaj sama - przyznała się. Kiedy ona wyjechała po raz pierwszy on leżał poturbowany. Gdy on wyjechał ona całymi dniami drżała z niepokoju. Razem źle a osobno jeszcze gorzej. - Niech Fobos pojedzie - zaproponowała ostrożnie. - On i tak nigdy nie może wytrzymać długo w domu - dodała trochę pewniejszym głosem. - Nie wyjeżdżaj - poprosiła raz jeszcze. Nawet nie chodziło o pracę. Musiał być na miejscu gdy ona dowie się o dziecku. Przybiegnie do niego przestraszona i zapłakana.
Wyprostowała się słysząc tak nagłe oświadczenie. Dłonie, które jeszcze przed chwilą tak czule go obejmował teraz zaciskały się na oparciu. Wpatrywała się w niego zaskoczona. Zupełnie nieświadoma tego, że jest obserwowana za pomocą lustra. Odwróciła wzrok zagryzając przy tym wargę. Nawet nie powiedział kiedy konkretnie chce wyjechać a ona już się martwiła, że nie będzie go w tak ważnym momencie. Dzień, dwa, może cztery i okaże się czy jej podejrzenia są prawdziwe. - Nie wyjeżdżaj - poprosiła go cicho. - Nie chce zostać tutaj sama - przyznała się. Kiedy ona wyjechała po raz pierwszy on leżał poturbowany. Gdy on wyjechał ona całymi dniami drżała z niepokoju. Razem źle a osobno jeszcze gorzej. - Niech Fobos pojedzie - zaproponowała ostrożnie. - On i tak nigdy nie może wytrzymać długo w domu - dodała trochę pewniejszym głosem. - Nie wyjeżdżaj - poprosiła raz jeszcze. Nawet nie chodziło o pracę. Musiał być na miejscu gdy ona dowie się o dziecku. Przybiegnie do niego przestraszona i zapłakana.
- Nie możesz iść ze mną..- powtarza i dopiero po chwili rozumuje co to właśnie się stało. Megara wisi na nim, tak jak zawsze, opierając swoją głowę gdzieś na jego ramieniu. Czy ona właśnie chciała mu się wykręcić z obowiązków pani Carrow. - Ale dlaczego? - pyta, chociaż powinien był warknąć, że nie ma mowy. Wciąż jest pod wrażeniem tego, co mu się w głowie uroiło. Pogrzeb wujów? Ale właściwie to o co jej chodzi? - Pójdziesz sama? - nie może tego pojąć, przecież od ślubu nie robili publicznych występów oddzielnie. Czy to tak m o ż n a? Właściwie co mu zależy, on i tak nie chce iść do Averych i patrzeć na ich smutne brzydkie twarze. Wolałby mieć jednak podpórkę w osobie Megary, która mogłaby być jego wymówką, kiedy po prostu zbyt bardzo opiłby się na stypie. Co najpewniej się wydarzy.
Twarz Megary odsuwa się, unosi. Jej odbicie jasno daje mu do myślenia... że coś jednak może być nie tak. Ona nie wie, że Deimos spogląda w lustro i wszystko widzi, on zaś może się zastanawiać.. o co jej chodzi, dlaczego tak bardzo jej zależy.
- Możesz jechać ze mną, jeżeli wolisz - mówi powoli, starając się wybadać czy rzeczywiście będzie za nim tęskniła, czy może.. czy może jego podejrzenia względem tym, że Megara coś przed nim ukrywa, są jednak prawdziwe. Nie chciał jej niczego zarzucać, przecież właściwie dlaczego miałby, ale czasami wydawała się nieobecna, a czasami znikała i wcale nie sądził, by chodziło o pracę. Więc jak?
Twarz Megary odsuwa się, unosi. Jej odbicie jasno daje mu do myślenia... że coś jednak może być nie tak. Ona nie wie, że Deimos spogląda w lustro i wszystko widzi, on zaś może się zastanawiać.. o co jej chodzi, dlaczego tak bardzo jej zależy.
- Możesz jechać ze mną, jeżeli wolisz - mówi powoli, starając się wybadać czy rzeczywiście będzie za nim tęskniła, czy może.. czy może jego podejrzenia względem tym, że Megara coś przed nim ukrywa, są jednak prawdziwe. Nie chciał jej niczego zarzucać, przecież właściwie dlaczego miałby, ale czasami wydawała się nieobecna, a czasami znikała i wcale nie sądził, by chodziło o pracę. Więc jak?
- Ja też muszę okazać szacunek rodzinie - tłumaczy cicho, tłumaczy spokojnie. Wiedziała, że dla niego okazywanie szacunku Averym jest czymś niepojętym. - To byli bliscy krewni mojej matki. Regan był jej bratem - przypomina mu, tłumaczy wszystko jak dziecku. Na razie ma jeszcze do tego cierpliwości. Nie miną dwa tygodnie i pożałuje każdego czułego gestu jaki mu okazała. Jeszcze nie teraz bo jeszcze jest ten promyk nadziei, że żałoba przeminie i znowu będą szczęśliwi.- Moje rodzeństwo też tam będzie. Abraxas się mną zaopiekuje jeśli zajdzie taka potrzeba - odpowiedziała cicho. Nie, to nie jest tak, że wydawało że mąż się o nią martwi - Wszyscy zrozumieją dla czego nie możemy przyjść razem - dodała po krótkiej chwili ciszy. Tak Deimos, cały świat to rozumie ale ty jakoś nie możesz. – Eurydyka będzie cię tam potrzebować - próbowała go przekonać, że ona nie jest mu potrzebna. - Rodzina powinna być razem - wciąż kontynuowała swoje rozważania próbując mu pokazać, że ma race. Tylko czy teraz nie powinno paść stwierdzenie Ty jesteś moją rodziną Megara ? Zbyt romantyczne, słodkie, ckliwe. Bo przecież podjęła już decyzje.
Kącik ust uniósł się ku górze. Uśmiecha się tak błogo, tak wesoło i tak delikatnie. Jak mogłaby się nie uśmiechać? Ostatni wyjazd był dla nich ratunkiem. Teraz mieli opuścić tą ponurą wyspę i na chwilę zapomnieć o całym świecie. Nie ważne, że on musiałby pracować. Byli sami, zupełnie sami. Uniosła wzrok uniosła brodę w kierunku zdobionego sufitu. Tkwiła w tej pozycji przez sekundę czy dwie. Nie mogła nigdzie wyjechać. Nie chciała by Deimos zaczął coś podejrzewać zanim w pełni się nie upewni. Co jeśli jej przeczucia są mylne… przecież wciąż błaga o to by tak właśnie było. Przysiadła na podramienniku i gestem dłoni zmusiła by spojrzał jej w oczy. - Ja nie mogę wyjechać. - uśmiechnęła się blado i sięgnęła dłonią do jego policzka. Gest już chyba bez znaczenia. Tyle razy wykorzystywany przy kłótniach, walkach, manipulacji i przeprosinach. - Proszę ci nie wyjeżdżaj – odsunęła dłoń od jego twarzy. - Możesz mi zaufać? - spytała wpatrując się w jego oczy. Niech zrozumie jakie to ważne. Bo jeśli to jakiś nowy sposób na umieranie to i tak musi przy niej być. Musi bo obiecał jej że będzie z nią na dobre i na złe.
Kącik ust uniósł się ku górze. Uśmiecha się tak błogo, tak wesoło i tak delikatnie. Jak mogłaby się nie uśmiechać? Ostatni wyjazd był dla nich ratunkiem. Teraz mieli opuścić tą ponurą wyspę i na chwilę zapomnieć o całym świecie. Nie ważne, że on musiałby pracować. Byli sami, zupełnie sami. Uniosła wzrok uniosła brodę w kierunku zdobionego sufitu. Tkwiła w tej pozycji przez sekundę czy dwie. Nie mogła nigdzie wyjechać. Nie chciała by Deimos zaczął coś podejrzewać zanim w pełni się nie upewni. Co jeśli jej przeczucia są mylne… przecież wciąż błaga o to by tak właśnie było. Przysiadła na podramienniku i gestem dłoni zmusiła by spojrzał jej w oczy. - Ja nie mogę wyjechać. - uśmiechnęła się blado i sięgnęła dłonią do jego policzka. Gest już chyba bez znaczenia. Tyle razy wykorzystywany przy kłótniach, walkach, manipulacji i przeprosinach. - Proszę ci nie wyjeżdżaj – odsunęła dłoń od jego twarzy. - Możesz mi zaufać? - spytała wpatrując się w jego oczy. Niech zrozumie jakie to ważne. Bo jeśli to jakiś nowy sposób na umieranie to i tak musi przy niej być. Musi bo obiecał jej że będzie z nią na dobre i na złe.
Przekonująco brzmią słowa jego żony, mądrą ma żone, co wspaniale sobie nim manipuluje. On się nawet nie zorientował, a jutro będzie sądził, że sam to wymyślił. I już zaczyna tak sądzić. Że to on wymyślił, że sam z Eurydyką sobie pobędzie. Że sam pójdzie do dziadka, zamiast iść z nią do Averych. Kiwa głową.
- Tylko pamiętaj, że teraz jesteś Carrowem - czy ona pamięta? Musi jej przypominać to raz po raz. Spogląda jeszcze w lustro i widzi jej uśmiech. Jaki ładny, jaki niespotykany. No może już kilka razy go widział, ale nie tak często jakby mógł chcieć.
Właściwie, to mogliby pojechać znów. Daleko stąd. Sprzedałby kilka koni i przez reszte tygodnia siedzieliby w pięknych restauracjach. Ona raczyłaby się owocowymi drinkami, a on palił aromatyczną fajkę. Byłoby ładnie, ładnie byłoby jej w opaleniźnie. Chyba, że źle zniosłaby słońce. Południowe.
- Nie możesz wyjechać? - zastanawia się i patrzy na nią w górę, lecz ona już okrąża siedzisko i pojawia się zaraz obok. Na podramienniku, który jak każdy inny podramiennik w tym domu zamieniał się w miejsce Megary. Ona chyba po prostu lubiła siadać tak, żeby wyglądać na wyższą od Deimosa i górować nad nim. Co w gruncie rzeczy wcale nie było takie jednoznaczne, bowiem z jego czołem i tym spojrzeniem, to wszyscy byli gdzieś na poziomie jego stóp. Tak się potrafił spojrzeć!
Ma jej zaufać? Zaraz, zaraz, co tu się właściwie dzieje? Jej ręka na jego policzku i dziewczyna stara sięprzemówić mu do rozsądku. Ten jednak zaczyna logicznie myśleć. I wymyślił coś, ale chyba zbyt optymistyczne. Patrzy ciężko w te oczy Megary i czeka.
- No powiedz mi, co to za niespodzianka. Że aż nie możesz jechać i ja nie mogę jechać.
Przecież co to zmieni, skoro i tak jużDeimos wie, że coś się święci.
- Tylko pamiętaj, że teraz jesteś Carrowem - czy ona pamięta? Musi jej przypominać to raz po raz. Spogląda jeszcze w lustro i widzi jej uśmiech. Jaki ładny, jaki niespotykany. No może już kilka razy go widział, ale nie tak często jakby mógł chcieć.
Właściwie, to mogliby pojechać znów. Daleko stąd. Sprzedałby kilka koni i przez reszte tygodnia siedzieliby w pięknych restauracjach. Ona raczyłaby się owocowymi drinkami, a on palił aromatyczną fajkę. Byłoby ładnie, ładnie byłoby jej w opaleniźnie. Chyba, że źle zniosłaby słońce. Południowe.
- Nie możesz wyjechać? - zastanawia się i patrzy na nią w górę, lecz ona już okrąża siedzisko i pojawia się zaraz obok. Na podramienniku, który jak każdy inny podramiennik w tym domu zamieniał się w miejsce Megary. Ona chyba po prostu lubiła siadać tak, żeby wyglądać na wyższą od Deimosa i górować nad nim. Co w gruncie rzeczy wcale nie było takie jednoznaczne, bowiem z jego czołem i tym spojrzeniem, to wszyscy byli gdzieś na poziomie jego stóp. Tak się potrafił spojrzeć!
Ma jej zaufać? Zaraz, zaraz, co tu się właściwie dzieje? Jej ręka na jego policzku i dziewczyna stara sięprzemówić mu do rozsądku. Ten jednak zaczyna logicznie myśleć. I wymyślił coś, ale chyba zbyt optymistyczne. Patrzy ciężko w te oczy Megary i czeka.
- No powiedz mi, co to za niespodzianka. Że aż nie możesz jechać i ja nie mogę jechać.
Przecież co to zmieni, skoro i tak jużDeimos wie, że coś się święci.
Czy to właśnie to chciała usłyszeć? Inna forma jesteś moją rodzina ? Ale czy to coś zmienia? Zmienia, bo Megara zdobywa się na uśmiech, ledwo widoczny ale uśmiech. Bo czy to możliwe, że mąż zaczął zaglądać w jej myśli? Nie, to tylko niewinny przypadek. Gdyby było inaczej…świat już dawno by się zatrzymał. - Jak zawsze - obiecała. Potrząsnęła bransoletkami ozdabiającymi jej białe nadgarstki. Każda z motywem aetona. Wszystko mówiło jej, że jest Carrowem. Nigdy nie pozwolono jej o tym zapomnieć. Ale może kiedyś się do tego przyczai. Stanie się białą różą. Dla rodziny, dla męża, dla świata i dla siebie.
Widziała w jego oczach jak próbuje zrozumieć co się dzieje. Te iskierki szczęścia które pojawiają się chwilę później. On już wie ale ona nie potrafi powiedzieć tego głośno. Musiała coś wymyślić. Zrobić coś co odciągnie go od tej zbyt optymistycznej zbyt przerażającej wizji. - Nie ma żadnych niespodzianek.. Chce cie mieć przy sobie - mruknęła by zaraz zsunąć się na jego kolana. Oparła głowę o ramie Deimos kładąc swoją drobną dłoń na jego dłoni. Ostatnie czułe chwile. Ten smutny uśmiech tak niepodobny do niczego. Tyle rozpaczy w jednym prostym geście. Wtuliła się w jego ramię a gdy spojrzała na jego profil miała już w sobie coś zadziornego. - Powinieneś się cieszyć. Tak długo mówiłeś, że od ciebie uciekam.- Uniosła jego dłoń i zmusiła żeby ją objął. Przymknęła na chwilę powieki. Znów ton jej głosu się zmienił. - Nie jest zemną najlepiej - przyznała się do własnych słabości. Czy teraz zrzuci ją z kolan bo była chora i nieczysta? - Nie chce żadnego medyka - mruknęła cicho mocniej się wtulając. Może chciała w ten sposób zaradzić brutalności jakiej po nim oczekiwała. Ułożyła się bokiem tym razem opierając o niego policzek a kolana podciągnęła do góry opierając stopy o ramę fotela. Rzuciła mu szybkie spojrzenie pod przymkniętych powiek. - Chce sobie umrzeć w spokoju i dać ci możliwość patrzenia jak oddaje ducha - kącik jej ust drgnął w ironicznym uśmiechu…a może było w tym coś smutnego? - Ten ostatni raz chce być dla ciebie dobra - wciąż ma zamknięte oczy. Może nie chce oglądać tych dziwnych iskierek w jego oczach, przeklętych zwiastunów radości.
Widziała w jego oczach jak próbuje zrozumieć co się dzieje. Te iskierki szczęścia które pojawiają się chwilę później. On już wie ale ona nie potrafi powiedzieć tego głośno. Musiała coś wymyślić. Zrobić coś co odciągnie go od tej zbyt optymistycznej zbyt przerażającej wizji. - Nie ma żadnych niespodzianek.. Chce cie mieć przy sobie - mruknęła by zaraz zsunąć się na jego kolana. Oparła głowę o ramie Deimos kładąc swoją drobną dłoń na jego dłoni. Ostatnie czułe chwile. Ten smutny uśmiech tak niepodobny do niczego. Tyle rozpaczy w jednym prostym geście. Wtuliła się w jego ramię a gdy spojrzała na jego profil miała już w sobie coś zadziornego. - Powinieneś się cieszyć. Tak długo mówiłeś, że od ciebie uciekam.- Uniosła jego dłoń i zmusiła żeby ją objął. Przymknęła na chwilę powieki. Znów ton jej głosu się zmienił. - Nie jest zemną najlepiej - przyznała się do własnych słabości. Czy teraz zrzuci ją z kolan bo była chora i nieczysta? - Nie chce żadnego medyka - mruknęła cicho mocniej się wtulając. Może chciała w ten sposób zaradzić brutalności jakiej po nim oczekiwała. Ułożyła się bokiem tym razem opierając o niego policzek a kolana podciągnęła do góry opierając stopy o ramę fotela. Rzuciła mu szybkie spojrzenie pod przymkniętych powiek. - Chce sobie umrzeć w spokoju i dać ci możliwość patrzenia jak oddaje ducha - kącik jej ust drgnął w ironicznym uśmiechu…a może było w tym coś smutnego? - Ten ostatni raz chce być dla ciebie dobra - wciąż ma zamknięte oczy. Może nie chce oglądać tych dziwnych iskierek w jego oczach, przeklętych zwiastunów radości.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Złoty salon
Szybka odpowiedź