Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet osobliwości
AutorWiadomość
Gabinet osobliwości [odnośnik]04.02.16 15:31

Gabinet osobliwości

Tutaj z kolei od lat są gromadzone zbiory osobliwości z różnych stron świata. Ich gromadzenie zapoczątkowali jeszcze pradziadkowie Luny, a kolejne pokolenia dokładały do zbiorów coraz to nowe rzeczy, głównie ze świata magii, ale także z mugolskiego. Znajdują się tu rozmaite artefakty, zielniki z suszonymi roślinami, wypchane lub zakonserwowane zwierzęta, kości, wytwory ludzkich rąk, rzadkie minerały oraz inne rozmaite skarby natury.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]05.02.16 19:05
Gabinet osobliwości był chyba jednym z ulubionych pomieszczeń Luny, zaraz obok biblioteki. Może tego typu zamiłowanie było nietypowe u młodej dziewczyny, która powinna raczej lubić przebywać w pięknych, gustownych wnętrzach i zajmować się bardziej kobiecymi czynnościami, jak pogawędki przy herbatce czy dobór koloru sukni i bucików, ale nie przejmowała się tym. Od pięknych strojów i trywialnych ploteczek wolała konkretniejsze zajęcia. Nic dziwnego, że rówieśnice często uważały ją za ekscentryczkę. Była dziwaczką nawet jak na standardy świata czarodziejów.
Tutejsze zbiory, gromadzone od kilku pokoleń, były naprawdę imponujące. Luna już jako dziecko uwielbiała tu przebywać, a ojciec chętnie pokazywał jej poszczególne skarby i szczegółowo o nich opowiadał, dzięki czemu teraz doskonale znała historię oraz rozmieszczenie każdego z przedmiotów. Z dumą mogła też przyznać, że kilka udało jej się zdobyć samodzielnie podczas podróży, jak zdobiony kamień z runami przywieziony z azjatyckich bezdroży, zasuszony okaz magicznej górskiej rośliny będącej praktycznie na wymarciu czy ręcznie pisana księga sprzed paru wieków, którą zdobyła z ogromnym trudem. Miała nadzieję, że z biegiem czasu dołączy do kolekcji równie imponujące okazy, jak przedtem jej rodzice i dziadkowie.
Stała przy jednym z regałów, niemal obsesyjnie układając ustawione na nim przedmioty w idealnym porządku; niesforne, stare kocisko ojca wdarło się tu kilka godzin wcześniej i uparło się do skoku na jedną z półek. Luna mogła nie dbać przesadnie o swój wygląd (jej włosy były krzywo obcięte, a spódnica nie pasowała kolorystycznie do koszuli, która w dodatku była na nią za duża i wisiała na niej jak na wieszaku), ale o książki i zbiory osobliwości dbała niezwykle pedantycznie. Wszystko musiało mieć swoje miejsce i w przyszłości cieszyć oczy kolejnych pokoleń rodziny.
Nagle usłyszała głosy dobiegające z korytarza. Jej ojciec był podstarzałym ekscentrykiem (jeszcze dziwaczniejszym niż sama Luna!), więc rzadko kto go odwiedzał, nie licząc starszych braci dziewczyny mieszkających już poza domem, znajomych rodziny oraz zaufanych współpracowników. Pchana ciekawością, postanowiła wychylić głowę za drzwi i rozejrzeć się po korytarzu. Nie zobaczyła jednak żadnego ze starszych braci; naprzeciwko jej ojca stał jego znajomy, którego znała także Luna. I chwilę później została zawołana przez starego Spencer-Moona, który powiedział, że jest bardzo zajęty i polecił jej umilić gościowi czas oczekiwania.
- Oczywiście, tato. I dzień dobry, Williamie, miło cię znowu widzieć – powiedziała, i to nie tylko z grzeczności; lubiła Williama, i choć pewnie jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, był dla niej swego rodzaju wzorem do naśladowania, podziwiała go za niezwykłą wiedzę no i jego pracę, która musiała być naprawdę fascynująca. – Może chcesz odwiedzić nasz gabinet osobliwości, Williamie? Akurat porządkowałam półki zdemolowane przez tego nieznośnego sierściucha – zaproponowała; naprawdę uwielbiała koty, więc ten „nieznośny sierściuch” mimo całej frustracji został wypowiedziany dość pieszczotliwym tonem. – Mogę ci pokazać nasze najnowsze zbiory, bo ojciec pewnie tego nie zrobił. Ostatnio jest ciągle zajęty jakimś nowym projektem, o którym na razie nie chce zbyt wiele mówić.
To ostatnie powiedziała już po tym, gdy Janus schował się ponownie w swojej pracowni, zostawiając córkę w towarzystwie Havishama.


Ostatnio zmieniony przez Luna Spencer-Moon dnia 07.02.16 21:29, w całości zmieniany 1 raz
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]05.02.16 19:46
Patronusem Billy'ego powinien być żółw. Albo ślimak. Nie ze względu na powolność - nie, można było wiele powiedzieć o Havishamie, ale nie to, że nie był energiczny - lecz na noszone na ich plecach domki. Schronienia. Właściwie nie chodziło nawet o to, że był domatorem; może dość przykro to przyznać, ale liczyło się po prostu spokojne miejsce do pracy niezakłócanej żadnym niespodziewanym przerywnikiem. Potrzebował c i s z y. Mógł oddawać się swojemu zajęciu całymi godzinami, jeśli tylko miał ku temu odpowiednie warunki. Niestety człowiek jak dotąd nie rozwinął umiejętności wytworzenia czegoś tak wspaniałego, jak przenośny na plecach domek (nie, namiot to nie to samo, jest zbyt narażony na ataki z zewnątrz), więc William musiał czasem porzucić swoją oazę spokoju - choć nie zawsze taka nazwa był adekwatna ze względu na biegającą Polly, wpadającą znienacka Lilianę czy wizyty Daniela - i narażony na działania hałaśliwego świata ruszyć na spotkanie przygody.
Która akurat nie prezentowała się szaleńczo - właściwie miał tylko zamiar odwiedzić swojego dawnego... nie, mentor to może odrobinę zbyt duże słowo. Współpracownik z kolei wskazywał na znak równości, a pomimo swoich ambicji, umiejętności i niepodważalnego talentu Billy nigdy nie odważyłby się konkurować z kimś o tyle starszym. Był więc... bardziej doświadczonym kolegą z pracy. Choć to wciąż jeszcze nie wyrażało wszystkiego. Nie była to zatem pierwsza (ani ostatnia, miał nadzieję) wizyta w rozległym domu Spencer-Moonów, więc cała wyprawa nie była szczególnie porywająca, niemniej jednak to wciąż była podróż. Wizyta. A wizyty miały to do siebie, że nieco Williama stresowały, nawet jeśli odwiedzał dany dom po raz... już nawet nie liczył.
Udało mu się dotrzeć do posiadłości bez większych kłopotów, o dziwo poradził sobie również z drzwiami. Potem niemal od razu wpadł na mocno roztargnionego Janusa, który już od progu oznajmiał, że jest zarobiony, zajęty, zawalony robotą, p r a c u j ą c y, jasno dając Billowi do zrozumienia, że jego wizyta jest w tym momencie mocno niewskazana - nie oszukujmy się, obaj nie byli zbyt dobrzy w stosowaniu dyplomatycznych zagrywek, więc nawet jeśli Janus próbowałby wyprosić Havishama subtelnie, William mógłby tego zwyczajnie nie wyczuć - niemniej jednak postanowił, by gościa przetrzymać, bo powinien zaraz skończyć. Mogło to oznaczać równie dobrze pięć minut co dwa dni, więc Billy był nieco sceptycznie nastawiony i miał zamiar mimo wszystko się ulotnić, jednak nim powiedział choćby słowo na ten temat, Janus zawołał już swoją córkę.
W tym wypadku nie wypadało już - przynajmniej skromnym zdaniem Billa, w którym płynęła krew Selwynów - uciekać, zatem przystał na propozycję spędzenia czasu z Luną, którą swoją drogą uważał za niezwykle, hm hm, obiecującą osóbkę.
- Dzień dobry. - Mimo wszystko stracił nieco ze swego wcześniejszego rozluźnienia w reakcji na pojawienie się dziewczyny. Uśmiechnął się jednak sympatycznie, z właściwą sobie nieporadnością i odprowadził Janusa wzrokiem do drzwi jego gabinetu, by zaraz przenieść spojrzenie na Lunę. Nim zdążyła zapaść charakterystyczna dla jego kontaktów z przedstawicielkami płci pięknej niezręczna cisza, Luna zaproponowała obejrzenie osobliwości, na co chętnie przystał.
- Z przyjemnością obejrzę. - Zbiory Spencer-Moonów zawsze go fascynowały. Ilekroć zjawiał się z wizytą, zawsze odnajdował coś nowego. Niektóre osobliwości były mniej, inne bardziej interesujące, jak w każdej kolekcji, jednak on zawsze oglądał je z nieudawanym zachwytem. - A ty czym się teraz zajmujesz? - spytał uprzejmie, jak zwykle nie wiedząc, jak podtrzymać rozmowę. Temat pracy zawsze był aktualny i zazwyczaj mało drażliwy - przynajmniej w wypadku znajomych Billa - więc chyba się do tego nadawał. Tym bardziej, że rzeczywiście zaciekawiony był, jak rozwija się kariera Luny. Z takimi genami...
Gość
Anonymous
Gość
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]05.02.16 22:12
Zdumiewające, ale Luna często czuła się podobnie. Owszem, uwielbiała podróżować i poznawać nowe miejsca, więc mogłoby się wydawać, że opuszczanie spokojnych murów nie stanowi dla niej problemu, jednak towarzystwo obcych ludzi często budziło w niej stres, potrzebowała miejsc, gdzie mogła sycić się samotnością, spokojem i ciszą. Dlatego też raczej rzadko bywała w zatłoczonych miejscach, trochę żyjąc w swoim świecie, ekscentryczna i oddana swoim pasjom. I rzeczywiście, ci, którzy zwykli mawiać, że wolała towarzystwo zwierząt niż ludzi, mieli trochę racji. Może zupełnym dzikusem nie była, ale zdecydowanie nie posiadała tłumu znajomych. Większość z tych, których miała, także posiadała większe lub mniejsze dziwactwa.
Rodzina Luny także była dziwna, a przynajmniej ta konkretna gałąź. Bo inni Spencer-Moonowie przykładali dosyć dużą wagę do rozwijania karier (zazwyczaj w ministerstwie) oraz do posiadanych wpływów. Janus był jednak dziwakiem; podczas gdy jego brat przez prawie dziesięć lat piastował stanowisko Ministra Magii, on wolał zajmować się nauką i swoją tajemniczą pracą niewymownego. Także jego żona, nieżyjąca już Olwen z domu Ollivander, nie należała do najnormalniejszych kobiet i w porównaniu z nią to nawet Luna mogłaby uchodzić za wzór miłej i otwartej dziewczyny.
Zdecydowanie ciągnęło ją do ludzi z pasją. A William niewątpliwie do takich właśnie się zaliczał, co sprawiało, że lubiła i ceniła jego towarzystwo, i z pewnością nie gniewała się na ojca, że polecił jej się nim zająć.
- Więc chodźmy. Jak znam życie, pewnie minie trochę czasu, zanim ojciec wyjdzie – rzekła; Janus pewnie znowu zajmie się swoimi eksperymentami i możliwe że dopiero wieczorem lub jutro przypomni sobie, że miał zająć się gościem. Jego „za chwilę” tak często wyglądało. – Tak to już bywa, kiedy zajmie się swoją pasją. Ale podejrzewam, że skądś to znasz.
Przeszli korytarzem. Luna pchnęła drzwi, wpuszczając ich oboje do nieco ponurego i dusznego miejsca, przesyconą wonią rozmaitych przedmiotów, które były tu zgromadzone. Przyjemniejsza woń suszonych roślin i egzotycznych magicznych kadzidełek mieszała się z mniej przyjemną pochodzącą od wypchanych zwierząt czy starych kości spoczywających w jednej z większych szuflad.
- Niedawno skończyłam staż w Kwaterze Głównej Amnezjatorów i teraz tam pracuję – wyjaśniła, odwracając się przodem do mężczyzny. – Mam teraz więcej swobody, więc nie narzekam. Astra ma swój talent do eliksirów, a ja... Radzę sobie na innym polu.
Jej bliźniacza siostra nawet w tej chwili najprawdopodobniej zajmowała się swoimi eliksirami, jednak Luna od czasu wypadku matki zapuszczała się do pracowni tylko wtedy, kiedy było to naprawdę niezbędne.
- Więc chcesz najpierw obejrzeć skarby z naszej ostatniej wyprawy? – zapytała; teraz przechadzała się wzdłuż półek z osobliwościami, szukając czegoś, co mogłoby zaciekawić mężczyznę. Przygryzała lekko wargę, z dużą delikatnością muskając opuszkami przedmioty. – A ty zajmowałeś się ostatnio czymś ciekawym?
Nie wątpiła, że tak było w istocie, ale liczyła, że choć trochę sprowokuje go do rozmowy, nawet jeśli pewnie, podobnie jak jej ojciec, będzie tajemniczy w kwestiach swojej pracy. Liczyła się z tym, w końcu dorastała pod jednym dachem z niewymownym.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]09.02.16 14:25
Pięć minut człowieka takiego jak Billy Havisham albo Janus Spencer-Moon było gorsze niż pięć minut typowej kobiety. William doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale jak na razie nie zamierzał się tym przejmować. Perspektywa spędzenia czasu z Luną nie przerażała go tak bardzo, a w razie gdyby minęło zbyt dużo czasu mógł się przecież pożegnać i wrócić do domu. Nie było zatem powodu dla którego miałby teraz uciekać, odmawiając sobie przyjemności obejrzenia gabinetu osobliwości.
- Między nami badaczami... - zamruczał żartobliwie, ruszając za nią znajomą drogą. Nie był tu pierwszy, i nie ostatni, zapewne, raz. Rozpoznawał zapach starości - tej drogocennej, nie zaś spleśniałej - i woń różnorodnych okazów z kolekcji. Mieszanina była nieco duszna, lecz wcale mu to nie przeszkadzało. Zdarzało mu się pracować w dużo gorszych warunkach, zresztą znacznie bardziej przejęty był samymi osobliwościami niż ich zapachem.
- Też zaczynałem jako amnezjator. - Spojrzał na nią badawczo. A może ona pragnęła na tym poprzestać? Czy bycie amnezjatorem było spełnieniem jej najskrytszych marzeń? Nie, nie, nie. Przecież wiedział doskonale, że nie. Zadawała zbyt dużo pytań, za bardzo interesowała się światem, by skupić się tylko i wyłącznie na modyfikowaniu ludzkiej pamięci.
Pokiwał twierdząco głową, przyglądając się zastawionym półkom. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w wybałuszone oczy jakiejś żaby nim przerwał milczenie. - Sama wiesz, jak jest. Tajne przez poufne. - przypomniał, rzucając jej krótkie spojrzenie, by zaraz powrócić wzrokiem do eksponatów. Niemożność opowiadania o swoim zajęciu była jednocześnie wadą i zaletą tej pracy. Z jednej strony nie mógł dzielić się niesamowitymi odkryciami, z drugiej zaś - ludzie zdawali sobie sprawę z tego, że nie powinni ciągnąć go za język, bo oboje mogą mieć później problemy. - Ale wciąż idziemy naprzód. Brakuje tylko rąk do pracy. A raczej świeżych, ciekawych świata umysłów. Mam wrażenie, że wszyscy teraz chcą polować na wilkołaki. - Westchnął nieco nostalgicznie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]09.02.16 15:24
Dorastając pod jednym dachem ze swoimi rodzicami, musiała wyposażyć się w znaczne pokłady cierpliwości. Nigdy nie czuła się przez nich niekochana czy zaniedbywana, ale jednak wiedziała, że nowe odkrycia są dla nich pilniejszą sprawą niż tak prozaiczne czynności, jak punktualne przygotowywanie posiłków i tego typu rzeczy. Dzieci musiały sobie jakoś radzić i czasami wychodziło tak, że to oni bardziej dbali o rodziców, żeby w natłoku eksperymentów nie zapominali o podstawowych potrzebach. Teraz zachowanie ojca wobec Williama ani trochę jej nie zaskakiwało, raczej bawiło, ale w taki życzliwy, sentymentalny sposób. Lubiła swoją rodzinę właśnie taką, ze wszystkimi wadami i zaletami.
Oboje szybko przyzwyczaili się do woni unoszącej się w gabinecie osobliwości, skupieni na oglądaniu skarbów, o których Luna wciąż ochoczo opowiadała.
- Naprawdę? – zapytała, kiedy przyznał, że również był amnezjatorem, a jej brwi zniknęły pod nierówną, czarną grzywką. Ale przecież doskonale miała świadomość, że nie od razu można zostać niewymownym, najpierw należało zaczepić się w innym dziale lub robić wyjątkowo wartościowe badania na własną rękę, by otrzymać propozycję takiej pracy. Sama o tym często myślała, póki co jeszcze z pewną dozą nieśmiałości, wiedząc, że mimo swojej niewątpliwej inteligencji i ciekawości świata, nie umywała się do takich ludzi, jak jej ojciec czy William. – Dobrze wspominasz tę pracę? Czasami można dowiedzieć się naprawdę fascynujących rzeczy, podejrzewam, że i ty wykorzystałeś tę możliwość.
Lubiła swoje zajęcie. Nie dlatego, że czerpała przyjemność z wydzierania bezbronnym mugolom wspomnień, a dlatego, że podczas każdego takiego spotkania mogła lepiej poznać ich funkcjonowanie, sposób myślenia i to, w jaki sposób postrzegali magiczne zjawiska wokół siebie. Już w dzieciństwie ciekawiło ją to, jak bardzo czarodzieje i mugole różnią się pomiędzy sobą i jak te różnice są determinowane przez obecność i natężenie magicznych zdolności oraz środowisko dorastania. Wiele takich rozmów dokumentowała później w swoich dziennikach, by móc porównać poszczególne sprawy. A mugole nawet nie pamiętali tego, co jej zdradzili, gdyż w czasie swojego stażu musiała całkiem nieźle opanować techniki modyfikacji pamięci. Była to ryzykowna magia, nie tolerująca potknięć, które mogłyby skutkować trwałym uszkodzeniem czyjejś pamięci, a tego przecież nie chciała.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale przyznaję, wasza praca bardzo, ale to bardzo mnie ciekawi, może częściowo przez tę aurę tajemnicy, która towarzyszy temu, czym się zajmujecie – Nigdy nie zadawała jednak pytań o szczegółowe sprawy. Wiedziała, że nie mogli jej tego powiedzieć, nie mówiąc o wciągnięciu jej w swoje badania. O tym jeszcze długo mogła tylko pomarzyć sobie w duchu. – Bo wiesz, Williamie? Chociaż lubię swoją pracę i wiele się w niej dowiedziałam, to tak sobie myślę, że ścieżka kariery niewymownej wydaje się bardzo sensowną kwestią na przyszłość.
Jak bardzo odległą? To się okaże, zależało to od tego, jak szybko zostanie zauważona i doceniona przez kogoś kto miał wystarczającą władzę, by dać jej taką posadę. Luna była dobra, ale do wybitności to jeszcze jej trochę brakowało i wiedziała o tym. Potrzebowała więcej doświadczenia, więcej okazji do wykazania się, co w czasie wolnym robiła, podróżując, czytając naukowe czasopisma i czasami nawet do nich pisując, choć póki co, zazwyczaj wspólnie z kimś starszym i bardziej doświadczonym, i cieszącym się większym zaufaniem niż dwudziestojednoletnia młódka.
Była jednak ciekawa, jak William zareaguje na jej wyznanie sprzed chwili. Oparła się o biureczko stojące w pobliżu okna, zerkając na niego, choć udawała, że tak naprawdę patrzy na okazy stojące na półce nad jego ramieniem.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]10.02.16 15:56
Niestety czasem tak zabawnie życie się plecie, że mieszają się archetypy w sposób zupełnie nieuporządkowany. I tak dzieci opiekują się rodzicami, młodsze siostry starszymi braćmi, bo osoby, które - przynajmniej w teorii - powinny być odpowiedzialne za utrzymywanie domu i życia rodzinnego w ładzie, okazują się być zupełnie do tego niezdatne. To znaczy nie tyle niezdatne w znaczeniu całkowitej nieumiejętności podejmowania życiowych decyzji i gotowania obiadu, na przykład (choć i to się zdarza), ale zwyczajnie przejęte bardziej sprawami wagi, można powiedzieć, ogólnomagicznej. Szkoda, że cierpieli na tym niewinni, ale przynajmniej w słusznej sprawie! A przynajmniej taką miejmy nadzieję.
- Jest właściwie całkiem ciekawa, ale w końcu zaczyna się nudzić. - zauważył mimochodem. Owszem, bardzo cenił możliwość bezpośredniego kontaktu z mugolami i obserwowania ich reakcji na zjawiska magiczne, jednak po jakimś czasie pochłonęła go rutyna. W gruncie rzeczy wszyscy zachowywali się dość podobnie. Poza tym nie był nigdy fanem pracy w terenie, a czasami trzeba było opuścić swoje biurko, by zająć się sprawą na miejscu. Łatwiej było sprowadzić jednego amnezjatora niż przenosić skołowanych mugoli. Ostatecznie wcale więc nie żałował swojego przeniesienia do Sali Mózgów. Co nie oznaczało, że nie cenił swojej dawnej pracy.
- To dobry początek. - powiedział po prostu. Rzucił jej tylko krótkie, zainteresowane spojrzenie i zaraz wrócił do kontemplowania jakiejś kości. Podejrzewał już wcześniej, że Luna idzie w ślady ojca, jednak nigdy głośno tego nie powiedziała, więc sam nie zaczynał tematu.
Co o tym sądził? Uważał Lunę za niezwykle inteligentną i intrygującą młodą osobę, zupełnie różną od hałaśliwej młodzieży, której tylko polowanie na wilkołaki było w głowie. No i miała świetne geny. Wzorce. Nigdy nie przepytywał jej z wiedzy na jakikolwiek temat związany z pracą w Departamencie Tajemnic (choć trudno się oszukiwać, zwykle większość informacji było tajnych i dopiero po wtajemniczeniu można było zająć się badaniami, które w rzeczywistości były o wiele rozleglejsze, niż wydawało się nie-niewymownym), ale sądził, że nie miałaby problemu, żeby się przystosować.
- Jaka dziedzina Departamentu najbardziej cię interesuje? - spytał w końcu całkowicie neutralnie, jakby ani nie pochwalał, ani nie potępiał jej wcześniejszej wypowiedzi. Był po prostu naukowcem; badaczem, który pragnie dowiedzieć się jak najwięcej, nim wyda jednoznaczną ocenę na dany temat.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]10.02.16 22:56
Właśnie tak wyglądało życie w tym domu. Bo choć o rodzicach Luny można było powiedzieć wiele, na pewno nie byli głupcami czy nieudacznikami – po prostu ich umysły zawsze zaprzątały bardziej podniosłe sprawy. Co prawda Williama nie znała aż tak blisko, by wiedzieć, jak zachowywał się we własnym domu i czy był równie zakręcony, ale wydawało jej się to całkiem prawdopodobne.
- Ja właściwie dopiero skończyłam staż. Ale kto wie, może po kilku latach też zacznę odczuwać znudzenie? – Uniosła brwi jeszcze wyżej. Jej dłonie niemal pieszczotliwie gładziły ciemny, pokryty runami kamień leżący na najbliższej półce, zdobyty przez jej ojca w czasach, kiedy była małą dziewczynką. – Na razie cieszę się z tego, co jest. Musiałam włożyć trochę pracy w to, żeby zaliczyć wszystkie potrzebne szkolenia i doszlifować umiejętności. A kiedy to się udawało, czerpałam satysfakcję ze stawiania kolejnych kroków przybliżających mnie do robienia ciekawszych rzeczy niż przekładanie papierków na biurku.
Biurowa praca sama w sobie była nudna nawet dla osoby uwielbiającej siedzieć nad książkami oraz skrupulatnie dbającej o sporządzanie notatek w dziennikach. Luna lubiła pracować w terenie (a dzięki umiejętności teleportacji pojawianie się w różnych miejscach nie stanowiło żadnego problemu), lubiła też kontakt z mugolami i obserwowanie ich zachowań, ale rzeczywiście, za jakiś czas mogłaby grozić jej rutyna. Nie lubiła w końcu stać w miejscu i nie wyobrażała sobie przez całe życie zajmować się ciągle tylko jedną rzeczą. Tak więc poza pracą znajdowała odskocznię, choćby w postaci wyjazdów czy badań, w których niekiedy uczestniczyła.
- Naprawdę tak uważasz? – zapytała. Dostrzegła ten błysk zainteresowania w jego oczach, co znaczyło, że dobrze odczytał jej delikatną sugestię o zainteresowaniu jego departamentem. Bo, jakby nie patrzeć, ostatnio myślała o nim coraz częściej, a obecność mężczyzny tylko prowokowała tego typu rozważania. – Jak to wyglądało w twoim przypadku? Myślisz, że miałabym w przyszłości jakieś szanse, żeby... no wiesz?
Nie pytała go teraz w końcu o nic tajnego, a tylko o same okoliczności zaproszenia go do Departamentu Tajemnic. Musiał dokonać czegoś naprawdę wyjątkowego, by otrzymać taką szansę, zaproszenie w tak elitarne grono najtęższych umysłów ministerstwa. Sam ten fakt niezwykle ją fascynował (wręcz jej imponował), z trudem powstrzymywała się od bardziej dociekliwych pytań. Póki co jedynie krążyła wokół niego, ukrywając, jak duże było jej zainteresowanie tematem.
Jeśli chodzi o jej wiedzę o Departamencie, to niestety z racji jego charakteru i tajności nie znała wszystkich działów ani ich konkretnych zajęć, ale coś tam słyszała.
- Właściwie póki co interesuję się kwestiami pochodzenia magii oraz różnic w funkcjonowaniu czarodziejów i mugoli. Ich zdolności, także tych dodatkowych, jak choćby metamorfomagia czy dar rozumienia mowy zwierząt, uwarunkowań, funkcjonowania umysłu, spojrzenia na świat... – wyliczała, czując się nieco dziwnie; raczej rzadko rozmawiała z postronnymi ludźmi o tych zainteresowaniach, w każdym razie, nie szczegółowo, ale William, ten fascynujący, enigmatyczny niewymowny, nie był przecież kimś całkowicie obcym, prawda? Gdyby zresztą chciała mówić naprawdę szczegółowo o swoich wnioskach, teoriach czy rzeczach, których koniecznie chce się jeszcze dowiedzieć, to pewnie musiałaby poświęcić na to ładnych parę godzin, tym bardziej, że zarówno kwestie mugoli, jak i czarodziejów stanowiły naprawdę szerokie tematy.
Ale, mimo wszystko, była ciekawa, jak na to zareaguje, choć jakaś cząstka niej bała się, że nie potraktuje jej poważnie. Wielu wciąż traktowało ją i jej zainteresowania z przymrużeniem oka. Bo była młoda i mniej doświadczona niż oni.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]11.02.16 16:22
Przyglądał się z zainteresowaniem jednej z dużych muszli należących do jakiegoś dziwacznego morskiego stworzenia. Wydawał się być tak pochłonięty tym zajęciem, że aż reagował na słowa Luny z opóźnieniem - w rzeczywistości zaś zwyczajnie zastanawiał się dość długo, co też jej odpowiedzieć.
- Dla chcącego nic trudnego. - To trąci nieco banałem, ale w jego przypadku się sprawdziło. - Dłuższy męczyłem mojego przełożonego o rekomendację, badałem na własną rękę. Nie było łatwo. - opowiadał, przyglądając się teraz kościom jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego gryzonia. A może pogrebina? Nigdy nie był przesadnie dobry z ONMS, zresztą na nim nikt nie pokazywał im szkieletów. Co nie zmienia faktu, że był to bardzo interesujący okaz. - Ale tobie mogłoby pójść szybciej. U was to wręcz rodzinny interes. - zażartował. Nie chodziło o załatwianie sobie pracy po znajomości (choć nie ma co ukrywać, że pomagało to w zdobyciu posady w tak niedostępnym miejscu jak Departament Tajemnic), ale o... genetyczne predyspozycje? Nazwisko miała odpowiednie, by zostać niewymowną. Wystarczyło jeszcze trochę się postarać, szepnąć słówko tu i tam...
- Ale to też kwestia tego, jak starasz się o zaprezentowanie przed potencjalnym pracodawcą. - usiłował udawać zorientowanego, ale w rzeczywistości nie znał się na staraniach o pracę. Miał dużo szczęścia, ale i wszyscy wiedzieli o jego szaleństwie na punkcie badań nad umysłem. Musieli go wziąć prędzej czy później. Inaczej wszechświat by pękł.
- Mam nadzieję, że niedługo będziemy pracować razem. - wymknęło mu się mimochodem, kiedy sięgał po kamień tuż obok jej dłoni. Ten, który pokazywała mu praktycznie przy każdej wizycie, ten sam, który pokazał mu z dumą Janus pierwszym razem. A który znajdował się tak blisko palców Luny, że nawet nie musiał się starać, by dotknąć ich przypadkowo. Krótkie, niewiele znaczące muśnięcie. Niewiele znaczące? Ale to naprawdę był przypadek. Naprawdę! Billy miał całkowicie neutralną minę, kiedy przesunął opuszkami po dłoni dziewczyny i zacisnął palce na gładkim przedmiocie.
- Moglibyśmy razem prowadzić badania. - rzucił banalnie, chcąc odwrócić uwagę zarówno swoją, jak i Spencer-Moon od tego niezręcznego incydentu. Ale to akurat była prawda - ona była dużo bardziej energiczna, otwarta na pracę w terenie i badania. On natomiast siedział wciąż w papierach. Byłby z nich całkiem niezły duet.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]12.02.16 21:50
Widziała, że był zainteresowany przedmiotami stojącymi na półkach, podobało jej się to. Większość ludzi zapewne uznałaby to wszystko za niepotrzebne starocie, ale dla Luny miały dużą wartość, zarówno przez wzgląd na długoletnią tradycję kolekcjonowania ich, jak i przez niekiedy naprawdę niezwykłe historie, które kryły się za ich istnieniem, funkcjonowaniem i późniejszym zdobyciem przez kogoś z rodziny. Sama poświęcała w tym pomieszczeniu sporo czasu, przeglądając także katalogi przedmiotów i skrupulatnie dbając, by odnotowywać w nich wszystkie nowości.
- Rozumiem. Muszę mieć to na uwadze – rzekła. Jako, że dopiero skończyła staż i zaledwie od paru miesięcy pracowała jako pełnoprawna amnezjatorka, zapewne nikt jeszcze nie posunąłby się do zaproponowania komukolwiek jej kandydatury, skoro nawet nie była w pełni sprawdzona w jednej pracy. Byli prócz niej starsi i bardziej doświadczeni, zresztą zapewne wcale nie była jedyną osobą interesującą się Departamentem Tajemnic, dlatego najpierw będzie musiała zmierzyć się z konkurencją i udowodnić, że to właśnie ona nadaje się do wybrania, że jest godna tak ogromnego zaufania i odpowiedzialności. Ojciec oraz William mogli jej w tym jednak trochę pomóc.
- Z tym zaprezentowaniem może być... ciężko. Tylko na mnie spójrz – rzekła, mimowolnie parskając śmiechem. Właściwie to bardziej sobie teraz żartowała na swój specyficzny sposób, bo w Departamencie Tajemnic pewnie nie będą tak patrzeć na jej wygląd czy zachowanie. Do takiej pracy nie musiała być przecież pełną gracji damą (którą nie była), wystarczyłoby, że reprezentowałaby coś swoją inteligencją i zdolnościami. Ciekawe też, czy mnogość jej zainteresowań będzie pomocna przy staraniu się o przyjęcie do Departamentu, czy raczej otrzyma ofertę współpracy, kiedy skupi się na jednych, konkretnych badaniach? Okaże się.
- Też mam taką nadzieję – powiedziała. – Wtedy już ani ty, ani ojciec nie musielibyście się zasłaniać tajemnicą. Moglibyśmy ze sobą rozmawiać o tylu ciekawych rzeczach i może kiedyś nawet współpracować razem? Brzmi kusząco.
Podejrzewała, że z Williamem mogłoby jej się dobrze pracować. On przynajmniej nie traktował jej protekcjonalnie przez jej młody wiek czy powiązania rodzinne. I co najważniejsze, on sam stwierdził, że chciałby z nią pracować! Tak, to naprawdę jej zaimponowało. Wyprostowała się dumnie, właściwie prawie nie czując, kiedy jego palce przelotnie musnęły jej dłoń, by sięgnąć po kamyk, który leżał obok. Nie dopatrzyła się w tym niczego dziwacznego ani nie przeszył jej żaden dreszcz. W ogóle jej to nie ruszyło. Rzeczywiście była bardzo niedomyślna pod pewnymi względami i nie doszukiwała się romantycznych aluzji... Których zresztą tutaj nie było, gdyż William wyglądał na całkowicie pochłoniętego oglądaniem skarbów na półkach. Zresztą, w tej chwili ważniejsze było dla niej to, co powiedział, to, że kiedyś mogliby razem pracować, a nie jakieś tam absurdalne uniesienia.
- Byłoby wspaniale, Williamie. Mam nadzieję, że to kwestia zaledwie kilku lat – rzekła. Bo równie dobrze mogło to trwać znacznie dłużej, ale może tak źle nie będzie, prawda? Jej ojciec został wciągnięty do Departamentu jakoś przed trzydziestką; na pewno był niewymownym w momencie, kiedy poznał Olwen Ollivander. Więc ona być może też powinna liczyć na podobny okres czasu, i wykorzystać go zarówno na doskonalenie się w fachu amnezjatora, jak i własne obserwacje i badania mające przybliżyć ją do wymarzonego celu.
Nagle na biurku odnalazła wzrokiem swój kubek z resztką porannej herbaty i to jej uświadomiło, że zajęta pokazywaniem skarbów i rozmową, nie zaproponowała mu nic do picia.
- Może chcesz herbatki lub czegoś innego? – zaproponowała więc, licząc, że jest równie niedomyślny co ona i nawet nie zauważy jej małej gafy towarzyskiej.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]03.03.16 16:44
- Patrzę. - odpowiedział ze zdumieniem, zupełnie nie rozumiejąc, o co Lunie chodzi; o ile podczas badań jego umysł pracował na najwyższych obrotach, o tyle gdy chodziło o relacje międzyludzkie i wyłapywanie aluzji mózg zawieszał się, wyrzucając komunikat o błędzie. Dopiero dłuższa chwila wpatrywania się w dziewczynę uświadomiła mu, że chodzi o coś, o czym zupełnie by nie pomyślał. - Yhm, cóż, ja nie to miałem na myśli, a poza tym... - plątał się, mamrocząc zupełnie niezrozumiale pod nosem, ale ostatecznie wziął tylko do ręki szkielet czegoś żółwiopodobobnego. - Cóż to jest? - zdziwił się teatralnie nieco wyższym głosem niż zwykle, byleby tylko zmienić temat na jakikolwiek inny niż nieszczęsna prezentacja.
- Bez wątpienia czeka cię wielka przyszłość. - stwierdził dyplomatycznie, bo właściwie nie miał pojęcia, ile zająć może przeniesienie. Przypadki bywały skrajnie różne; od stosunkowo młodych ludzi, tak jak on, po osoby dużo starsze, a on zupełnie nie wiedział, w którą część wpasuje się Luna. Miała z pewnością wielkie możliwości, ale bez względu na pakiet startowy, które dało jej życie, w postaci ojca niewymownego i naukowej atmosfery domu wciąż czynnikiem decydującym była ciężka praca.
Już chciał odpowiedzieć, że bardzo chętnie herbaty się napije, gdy z holu doszedł ich głos Spencer-Moona. Najwyraźniej tym razem parę minut naprawdę tyle trwało i rzeczywiście Janus skończył pracę na ten moment i mogli zająć się swoimi sprawami. W tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak tylko uprzejmie pożegnać się z Luną. - Najwyraźniej twój ojciec już skończył. - zauważył tę oczywistą oczywistość. - Ale mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieć szansę na rozmowę.
Pogawędka z Janusem mogła skończyć się równie dobrze za godzinę jak i w środku nocy - ach ci naukowcy i ich poczucie czasu - zatem lepiej było nie zakładać, że jeszcze dziś Billy i Luna dokończą wymianę zdań.

[zt]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Gabinet osobliwości [odnośnik]05.03.16 17:25
Luna często miała podobnie. Choć niejednokrotnie lubiła analizować w myślach zachowania innych, wiele z nich pozostawało dla niej tajemnicą. Być może był to efekt tego, że w dzieciństwie tak niewiele miała do czynienia z rówieśnikami poza rodzeństwem oraz dalszą rodziną, no i została wychowana przez parę ekscentryków zafiksowanych na punkcie nauki.
Porozmawiali jeszcze trochę. Luna pokazała mężczyźnie jeszcze kilka ulubionych eksponatów. Naprawdę dobrze jej się z nim dogadywało, może właśnie dlatego, że każde z nich na swój sposób było ekscentrykiem. Jednak to, że wydawał się w nią wierzyć, przyjemnie łechtało jej ego. W końcu sam wiedział, jak to wyglądało, przechodził przez podobną drogę, co ona.
- Dziękuję, że tak uważasz. Mam nadzieję, że pewnego dnia będziemy razem pracować – rzekła zaskakująco szczerze, obdarzając go ciepłym uśmiechem. – O tak, wtedy będziemy mogli porozmawiać na różne tematy dokładniej.
Choć czy wtedy Departament Tajemnic nadal będzie otoczony tą charakterystyczną aurą tajemniczości, niedostępności i pewnej elitarności? Czy nadal będzie uważała go za równie niesamowity, co teraz, będąc nieopierzoną młódką na początku swojej drogi? Miała nadzieję, że tak.
Wtedy jednak oboje usłyszeli głos Janusa. Najwyraźniej tym razem ojciec Luny faktycznie skończył swoją pracę w krótkim czasie (zaskakujące jak na niego) i wołał do siebie Williama. Westchnęła; akurat tym razem miała nadzieję, że trochę mu się to wydłuży, bo chciała jeszcze porozmawiać z Havishamem, no ale niestety.
- Szybko mu poszło – skwitowała. – W takim razie mam nadzieję, że jeszcze kiedyś porozmawiamy. Jak nie dzisiaj, to innego dnia. Pewnie jeszcze kiedyś nas tu odwiedzisz, prawda? Och, mam nadzieję, że będę wtedy w domu i nie przegapię twojej wizyty.
Patrzyła, jak odchodził. Podziękowała mu jeszcze za pogawędkę, a gdy opuścił gabinet, wróciła do katalogowania nowych eksponatów.

| zt.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Gabinet osobliwości
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach