Gabriel Arsenius Rowle
Nazwisko matki: Malfoy
Miejsce zamieszkania: Zamek Beeston
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: urzędnik Biura Dezinformacji w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami
Wzrost: 191 cm
Waga: 89 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: czarne
Znaki szczególne: wyblakła blizna na skroni w pamiątce po dziecięcym niekontrolowanym użyciu magii Cass; srebrny łańcuszek na szyi, ukryty pod koszulą; lekka wada wzroku, do czytania nosi okulary; ponadto nie jest w stanie w pełni wyprostować kciuka prawej dłoni, w młodości wybił go przy bójce.
13 i ¾ cala, dość sztywna, czarny bez, jad bazyliszka
Slytherin
Irbis
martwa Cass, jej cierpienie, śmierć i postępująca choroba
wypastowana skóra, świeża mięta, palony iglak
siebie samego w pełni zdolności magicznych, obejmującego Cass
literatura piękna, pojedynki, goblińskie rękodzieło, degustacja, hodowla skrzydlatych koni i wystawianie ich na wyścigi
Sroki z Montrose
szermierka, jazda konna, szachy czarodziejów, mniej oficjalnie cygaro i karty
klasyczna, jazz, niewielu jednak wie, że w skrytości lubi sobie posłuchać good ol' rock 'n' roll
Shiloh Fernandez
Moja siostra wariatka.
W sytuacji, gdy brak zupełnie naturalnej więzi pomiędzy dzieckiem a matką, która powstaje już we wczesnych miesiącach ciąży, by potem zawiązać się w momencie porodu i dziecięctwa, potencjał emocjonalnej relacji musi zostać przelany w innym kierunku. Narodziny bliźniaków były jednocześnie ostatnim dniem życia ich matki, tragedią i błogosławieństwem dla ojca, wyczekującego pierworodnego. Urodzeni i wychowani razem, choć zupełnie różni, szybko nawiązali ze sobą szczególny rodzaj porozumienia, nijak niezrozumiały dla postronnych, ale silniejszy i trwalszy od każdej rodzinnej więzi, którą znali. Słynna miłość bliźniąt, powiadały ze znawstwem ciotki, klepiąc ich dobrodusznie po głowie, nie wiedząc w istocie, że więź, która tworzyła się już wtedy w ich sercach, była zatruta czernią i toksycznie zażyła, przepleciona niezrozumiałą zaborczością, podejrzanie intymna, nadto poufała. Znali na całym świecie tylko jedną bliskość i tylko jedną miłość, tę ich wzajemną, nikt nigdy nie stał dla niej ponad Gabem, a dla niego ponad Cass, nawet jeśli byli tacy, którzy do tego aspirowali.
Byli więc w zasadzie nierozłączni. Jej wybuchowość, jej szaleństwo, jej zmienność i brawurę zneutralizowały jego spokój i opanowanie. Nie znała żadnych autorytetów, ale on nie znał ich również. Miał dla niej zdecydowanie zbyt wiele cierpliwości, potrafił przeczekać każdy wybuch bez drgnienia powieki i patrzeć, jak jego chłód i spokojna stanowczość najpierw rozpala w niej ogień wściekłości i zajmuje ją iskrą furii, a potem wygasza wszelką zapalczywość, by zastąpić ją rezygnacją. Dbał o nią z powinnością i rozwagą starszego brata, mimo iż byli równolatkami, potrafił radzić sobie z jej niekontrolowanymi użyciami magii jak nikt inny i jak nikt inny na nią wpływać. Był od niej stabilniejszy, wyważony, logiczny, zaskakująco płynny i sprawny w kontaktach z innymi, uprzejmy w ten trochę ostrożny, przemyślany, ale elegancki sposób. Wyższy od niej o głowę, czarnowłosy i czarnooki, o potężniejszej sylwetce, mógł nie sprawiać wrażenia osoby w jakikolwiek sposób z nią spokrewnionej, ale wystarczyło zobaczyć ich razem, krążących w towarzystwie z podobną swobodą i tymi samymi uśmiechami przyklejonymi do ust, by dostrzec cienką nić podobieństwa krwi.
Pobierali wspólne nauki u rodzinnej guwernantki, a w czasach, gdy Gabriel zaczął stopniowo dojrzewać i coraz wyraźniejszy stał się między nimi podział ról na męskie i żeńskie, chłopak czujniej wyglądał za ojcowskim wzorcem, pobierając odeń surowe wychowanie Rowle'a, zaś Cass wciąż usilnie garnęła do brata i z uporem chwytała się męskich zajęć i rozrywek, których go przyuczano. Jej charakter zaostrzał się, zamiast przytępiać, a wyzwolenia magii raz czy dwa omal nie doprowadziły do tragedii, po której wciąż jeszcze nosił głęboką bliznę na skroni. Jego siostra była istnym chaosem w jego uporządkowanym życiu, ale nie potrafił się bez tego chaosu odnaleźć. Rósł tymczasem na ciekawego świata, oczytanego, rozumnego młodzieńca, który nie tyleż żył w cieniu swojej ściągającej uwagę bliźniaczki, co dodawał jej blasku i swego rodzaju budzącej respekt stoickości, nie zgarniając jednocześnie wszystkich fleszy, ilekroć tylko znajdował się u jej boku.
Gdy poszli do szkoły, należycie przygotowani i wyedukowani na dworską modłę, odległość natychmiast sprawiła, że zerwała się jakaś więź z domem, budując w nich poczucie wolności i bezkarności. Oboje przydzieleni do ambitnego domu Węża, szybko odnaleźli się w zamkowej rzeczywistości, szybko wdrożyli w uczniowskie towarzystwo i równie szybko w swoje własne, stając się sobie jeszcze bliższymi. Oszołomieni nowym środowiskiem i ogromem dostępnej wiedzy, rozmiarem możliwości, dużo eksperymentowali, dużo próbowali, za wiele spraw się chwytali, przechodząc płynnie od nastoletnich wyskoków, po czym nawyki zostały mu do dziś, do uczestnictwa w Klubie Ślimaka, gdzie poznali chłopca, który jeszcze wówczas określał się nazwiskiem Riddle. Poza samym faktem, że Slughorn po prostu lubił kolekcjonować sobie znane nazwiska poparte stuleciem rodowych osiągnięć, Gabe był całkiem zdolnym chłopcem i niezłym pojedynkowiczem. A przede wszystkim miał charyzmę i najpewniej to przyciągnęło uwagę Horacego. Zainteresowany osobowością i charyzmą Toma, nieco mniej zapalczywie poglądami, Gabriel dał się wciągnąć w ślad za siostrą w ideologiczną wojenkę, która trwa do dziś. Od dziecka ciągnęło go bowiem do wyjątkowych jednostek, z czysto badawczych względów, od dziecka też całkiem nieźle potrafił wyważyć szalę zysków i strat, szukając dojścia do największych korzyści.
Mimo wszystko Gabriel nawet jeszcze w szkole uważany był za tego odrobinę innego Ślizgona, przyjemne potwierdzenie pogłoski, że przecież nie taki Ślizgon straszny, jak go inni malują. Potrafił być czarujący, naprawdę czarujący w stosunku do niemalże każdego, potrafił znaleźć wspólny język z najnudniejszym w towarzystwie jegomościem i skłonić tego najbardziej gburowatego do opowiedzenia tego najlepszego z puli jego żartów. Wybuchał ciepłym, szczerym śmiechem, kiedy było trzeba, gestykulował żywo, kiedy było trzeba, uśmiechał się ujmująco, kiedy było trzeba. Bo on zawsze w i e d z i a ł, kiedy było trzeba. Był właściwie lubiany, nadzwyczajnie jak na Ślizgona lubiany, ta sama tendencja odbijała się też zresztą w jego dorosłym życiu. Pod tą warstwą zdystansowanej uprzejmości krył się jednakże człowiek surowy i szalenie wymagający, wobec siebie i wobec innych, najbardziej jednak wobec najbliższych. Opanowanie, chłód, stoicki spokój i wpojona kultura osobista poparta etykietą przykrywały skłonność do kumulowanego w sercu zimnego gniewu i chorobliwą zaborczość, głównie w stosunku do siostry, rodową predylekcję do brutalności, zapisaną w genach rodziny z długą historią kazirodczej miłości. Hodował w duszy potwora i dla niepoznaki przykrywał go owczą skórą, nie mógł jednak ignorować skłonności ani wyrzec się natury, potrzebował ujścia. I Merlinie, jego siostra wariatka, ta pieprznięta furiatka, wiedziała o tym doskonale.
Mój brat zakała.
Urodzony w trzy lata po bliźniakach, brat z innej matki, Lenny nigdy nie przypominał w niczym prawdziwego Rowle'a. Wrażliwy, niski, chuderlawy chłopiec, zadra w sercu ojca, oczko w głowie matki, od najmłodszych lat izolowany był od bliźniąt i wychowywany w zupełnie innym tonie. Konflikt między rodzicami odbił się na sprawowaniu opieki nad dziećmi, Gabe i Cass znaleźli się więc bliżej ojca, od małego karmieni poczuciem nienawiści i pogardy w stosunku do Eleonore i jej syna. I choć kobieta nie interesowała się bliźniętami bardziej, niż wymagałaby tego przyzwoitość, nigdy jednak nie uczyniła im złego, Gabriel nauczył się więc traktować ją ostrożnie, z rezerwą, nieco obojętnie, ale nie wrogo. Silnie przywiązany do więzów krwi i tradycji rodzinnej, spoglądał na młodszego brata ciekawie, lecz z pewnym dystansem, wpojonym mu przez ojca i lata historii rodu. Lenny był inny, był dziwny, wiecznie w obłokach, drażnił ojca swoim specyficznym usposobieniem i opornie uczył się dworskich aktywności. Za dużo było w nim Fawleya, zbyt wiele łagodności matki. Fakt ten mierził również Gabe'a, który lepiej od innych dostrzegał niedociągnięcia w jego charakterze i bardziej od innych skłonny był je wytykać.
Lenny był jednak swój, był tutejszy, miał w sobie tę samą krew i te same geny; gdzieś pod słabostkami Fawleya kryć się musiało dziedzictwo Rowle'a. I chociaż gardził nim na pokaz, przy ludziach i w rozmowie z innymi, chociaż traktował ostrzej i z wyższością, ilekroć mieli ze sobą publiczną styczność, ilekroć ojciec mógłby się o tym wywiedzieć, choć miał w sobie pewną pogardę dla niektórych jego decyzji życiowych i poglądów, mimo wszystko byli sobie w pewien sposób braćmi. Potrafił traktować go z jakąś ostrożną braterską komitywą, potrafił nawet pogadać zwyczajnie na stopie prywatnej, ostatecznie też wyciągnąć chyłkiem z kłopotów, nie nadstawiając przy tym nadto samego siebie. Zakała rodu, dziwak i odszczepieniec, wciąż był jednak krwią z krwi, nawet jeśli gorszego rodzaju. A rodzina i tradycja to najwyższe wartości w życiu szlachcica.
Taki wzajemny stosunek, niepisaną umowę, nawiązali już we wczesnej młodości, gdy obaj pobierali nauki jazdy konnej i szermierki pod okiem ojca, a potem kontynuowali w milczącym porozumieniu przez lata szkolne i w dorosłym życiu. Gabe bywał od czasu do czasu na wernisażach i wystawach młodszego brata, doceniał sztukę, bo i potrafił ją docenić, obejmował swoim mecenatem w ramach promocji młodych talentów. Nigdy nie łączyła ich jednak bliskość pokroju jego relacji z Cass, gdzieś z tyłu głowy i w szlacheckiej świadomości Lenny zawsze pozostanie bowiem rodzinnym odszczepieńcem, nieco pokracznym tworem przyodzianym jak gdyby dla parady w herbowe barwy Rowle'ów.
Każdy obcy to wróg.
Wyszedłszy ze szkoły z niezłymi wynikami i powróciwszy na łono rodzinnej rezydencji, wzbogacony o wiedzę i przydatne znajomości, zafascynowany tą niedostępną i hermetyczną stroną magii, kręgami, które zdecydowane były ją zgłębiać, Gabe dosyć szybko poszedł najbardziej oczywistą ścieżką, jaką mógł obrać młody szlachcic - ścieżką władzy i koneksji. Razem z siostrą załapał się na staż w Ministerstwie Magii i kilka lat przepracował jako amnezjator, gdzie długą i żmudną praktyką doprowadził do perfekcji władanie zaklęciem Obliviate. Po jakimś czasie praca ta jednak przestała go zadowalać, wycisnął z niej wszystko, co można było z niej wynieść, zaczął się więc nudzić i poszukiwać drogi awansu. Pobierał nauki goblideguckiego jako, jak sądził, najbardziej przyszłościowego języka czarodziejskich istot, zważywszy na fakt, że gobliny trzymały w garści złoto tego świata i na krótki czas zatrudnił się w Urzędzie Łączności z Goblinami, ale i tam nie pozostał długo. Otrzymawszy propozycję posady w Biurze Dezinformacji, tam też do chwili obecnej pozostał, by z pierwszej ręki czerpać informacje odnośnie najgłośniejszych wydarzeń w czarodziejskim świecie i mieć wpływ na wyciszanie, nagłaśnianie lub tuszowanie magicznej ingerencji w mugolską rzeczywistość.
W wieku dwudziestu trzech lat poślubił młodą panienkę z rodu Slughorn, wziąwszy ją za żonę z obowiązku, zgodnie z odgórnie narzuconą wolą nestora rodu. Nie pałał do niej nigdy afektem, choć pociągała go fizycznie, nie traktował jej również z nadmierną przychylnością, wykorzystując co noc tak długo, aż dała mu syna, by potem zupełnie porzucić rozkosze małżeńskiego łoża i omijać je z chłodną obojętnością. Po roku małżeństwa urodziła mu więc zdrowego chłopca, już wówczas wydawała się jednak chora i podupadająca, nie najlepiej znosiła też piekło, które gotowała jej zaślepiona zazdrością Cass, nie mając w tej materii szczególnego wsparcia męża. Zmarła kilka miesięcy po narodzinach Timothy'ego wskutek przewlekłej, wyniszczającej choroby i słabego zdrowia. I choć podejrzewał przez jakiś czas, ostatecznie niesłusznie, że jego żona była od dłuższego czasu podtruwana, nigdy nie wspomniał o tym siostrze słowem, bo i nie miało to dlań znaczenia. Przyjął wdowieństwo niemal z wdzięcznością, syna zaś oddał na wychowanie ojca i guwernantki, chcąc uczynić z niego przykładnego dziedzica, nie będąc z nim jednak specjalnie związanym emocjonalnie. Nie był wszak synem kobiety, której dziecko chciałby mieć.
Osiadłszy z siostrą w rodzinnym zamku Beeston, chłodnym i surowym jak znajome mury Hogwartu, pomiędzy pracą a codziennymi rozrywkami oddał się fascynacji praktykami czarnomagicznymi i pobieżnemu zainteresowaniu ideologią prezentowaną przez Toma Riddle'a i najbliższe mu kręgi Rycerzy Walpurgii. Nie postrzegając pojęcia dobra i zła w klasycznym znaczeniu, potrafił rozróżnić tylko dobro swoje własne i osób najbliższych oraz zło ich krzywdy i cierpienia. W tym świecie to zawsze byli oni albo my, obcy bądź swoi. Tego nauczyła go długa historia rodziny, to wpajało latami rodowe motto, tym wsparło własne doświadczenie i spostrzeżenia. Tym się ostatecznie zawsze kierował, postawiony przed wyborem między jedną a drugą wartością. Każdy obcy to wróg i jeśli stanąłeś na drodze priorytetom, ratuj się, jeśliś nie swój.
12 | |
0 | |
5 | |
0 | |
0 | |
7 | |
7 |
teleportacja, różdżka, sowa, 10 punktów statystyk
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Gabriel A. Rowle dnia 10.02.16 1:56, w całości zmieniany 8 razy
Witamy wśród Morsów
prządką