Pokój Charlesa
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój Charlesa
Gdy się wchodzi do pokoju, widać dominującą czerń z ciepłą barwą czerwieni. Na stoliku stoi sobie figureczka smoka, chyba że jest noc, to wtedy kładzie się na stoliczku i zasypia. Jego pościel jest pokryta obrazkami smoków, a na ścianach można w niektórych miejscach zobaczyć jego próby narysowania przeróżnych wariacji smoków. Ma z boku własne biurko, jak i pełno przeróżnych szaf, w których chowa najróżniejsze skarby
being human is complicated, time to be a dragon
Chciała pozostać w tym stanie. Zwierzanie się komukolwiek było absurdem w świecie fałszu i obłudy. Prawdopodobnie przez to zamierzała też wycofać się z towarzystwa, by po raz kolejny zniknąć. Nie obchodziło ją nic. Nie zależało jej na niczym. Straciła w końcu wszystko, co było dla niej ważne. I ktos mógłby powiedzieć, że to niezwykły egoizm kierował Katyą, która uciekała, ale ona nie była tchórzem. Doskonale wiedziała, co robi i jak się to skończy, a jeżeli ktoś miałby o to pretensje - powinien podziękować ludziom, którzy wepchnęli ją do tego stanu, z którego nie potrafiła w żaden sposób wyjść.
Dlatego kiedy trzymała przy sobie Charlesa, nie kontrolowała łez, które płynęły po jej pyzatych policzkach mimowolnie. Uśmiechała się bezwiednie, choć tak naprawdę wolałaby się zamknąć w czterech ścianach i zapomnieć o tym, co się stało i co jeszcze może się wydarzyć. Nie posiadała w sobie siły do walki, a jedyną perspektywą, którą widziała na horyzoncie i jaką była w stanie zinterpretować, to sugestie z każdej stron, by... Odeszła.
Nie usłyszała, ba!, nawet nie zarejestrowała momentu, w którym weszła Harriett, ale od razu poderwała się na równe nogi. Tym samym nie zdążyła odpowiedzieć Charlesowi, tylko jedynie przetarła oczy, by nie było śladu po słonych kroplach, które zalewały ją z każdej strony.
-Przepraszam, pani Lovegood - zachowała ten typowo rzeczowy ton, bo wiedziała, że nie powinno jej tu być, ale przecież nie chciała i nie zamierzała zrobić nic złego. Przygryzła policzek od środka i wypuściła powietrze ze świstem, gdy gorset zaczął ją niemiłosiernie uwierać, a ból biodra zdawał się być nie do wytrzymania.
-Dziękuję za twoją dobroć, ale muszę odmówić - powiedziała ze spokojem i starała się ze wszystkich sił zapanować nad nerwami, które nią targały. Zrobiła krok w przód i spojrzała na Hattsy, kiedy obdarzyła ją krótkim i zdawkowym uśmiechem. -Ma pani bardzo mądrego syna i wierzę, że któregoś dnia stanie się naprawdę cudownym mężczyzną, który zadba zarówno o siebie jak i o Ciebie, Harriett - dodała jeszcze ze spokojem, a zaraz potem skinęła lekko głową. -Lepiej już pójdę i nie będę zabierać więcej czasu - nie chodziło o to, że nie chciała zostać. Wolała przebywać z ludźmi, bo tylko wtedy jej myśli nie krążyły po niebezpiecznych tematach. -Raz jeszcze przepraszam za kłopoty... - szepnęła mimowolnie i ruszyła wolnym krokiem do wyjścia. Potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza, a to wiązało się z tym, że jak najszybciej powinna przestać nadużywać gościnności pani Lovegood.
/zt K.
Dlatego kiedy trzymała przy sobie Charlesa, nie kontrolowała łez, które płynęły po jej pyzatych policzkach mimowolnie. Uśmiechała się bezwiednie, choć tak naprawdę wolałaby się zamknąć w czterech ścianach i zapomnieć o tym, co się stało i co jeszcze może się wydarzyć. Nie posiadała w sobie siły do walki, a jedyną perspektywą, którą widziała na horyzoncie i jaką była w stanie zinterpretować, to sugestie z każdej stron, by... Odeszła.
Nie usłyszała, ba!, nawet nie zarejestrowała momentu, w którym weszła Harriett, ale od razu poderwała się na równe nogi. Tym samym nie zdążyła odpowiedzieć Charlesowi, tylko jedynie przetarła oczy, by nie było śladu po słonych kroplach, które zalewały ją z każdej strony.
-Przepraszam, pani Lovegood - zachowała ten typowo rzeczowy ton, bo wiedziała, że nie powinno jej tu być, ale przecież nie chciała i nie zamierzała zrobić nic złego. Przygryzła policzek od środka i wypuściła powietrze ze świstem, gdy gorset zaczął ją niemiłosiernie uwierać, a ból biodra zdawał się być nie do wytrzymania.
-Dziękuję za twoją dobroć, ale muszę odmówić - powiedziała ze spokojem i starała się ze wszystkich sił zapanować nad nerwami, które nią targały. Zrobiła krok w przód i spojrzała na Hattsy, kiedy obdarzyła ją krótkim i zdawkowym uśmiechem. -Ma pani bardzo mądrego syna i wierzę, że któregoś dnia stanie się naprawdę cudownym mężczyzną, który zadba zarówno o siebie jak i o Ciebie, Harriett - dodała jeszcze ze spokojem, a zaraz potem skinęła lekko głową. -Lepiej już pójdę i nie będę zabierać więcej czasu - nie chodziło o to, że nie chciała zostać. Wolała przebywać z ludźmi, bo tylko wtedy jej myśli nie krążyły po niebezpiecznych tematach. -Raz jeszcze przepraszam za kłopoty... - szepnęła mimowolnie i ruszyła wolnym krokiem do wyjścia. Potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza, a to wiązało się z tym, że jak najszybciej powinna przestać nadużywać gościnności pani Lovegood.
/zt K.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Zerkałem na ciocię widząc jej zły, które sama mówiła że nie nadejdą, ale już nie chciałem się burzyć. Wolałem przytulać ją i zabierać łzy z jej policzków, lecz potem chciałem w zamian odpowiedzi. Odpowiedzi, której raczej nigdy nie zastanę, bo nagle usłyszałem swoje imię. Mama? Niczym torpeda odwróciłem głowę w jej stronę. Chciałem coś powiedzieć, lecz nie dość, że nie wiedziałem co, to też i one zaczęły rozmawiać. Znaczy się... no nie ukrywam, zesmutniałem słysząc ich rozmowę.
- Niech ciocia nie idzie.- pozostało mi tylko próba zatrzymania jej, lecz i ona wstała z mego łóżka i ruszyła ku wyjścia. I co ja teraz powiem mamie? I przede wszystkim, co ona takiego słyszała? Może powinienem udawać, że nic się właściwie nie wydarzyło? Nie wiem, miałem mętlik w głowie, lecz nie chciałem mamie ujawniać swych sekretów. Przeniosłem wzrok na mamę jednocześnie szukając sposobu ewakuacji. - Mamo, ja...- rzuciłem używając pierwszej lepszej myśli, która ostatecznie spaliła się w panierce, bo kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć. Nie mogę iść po ciasteczko, bo ostatnie zjadłem dziś rano. A słyszałem wcześniej w jej tonie, że ma jakiś żal do mnie, że nie uprzedziłem o przyjściu cioci, lecz ja nie wiedziałem, że się zjawi tak szybko. Myślałem, że odpisze na list. Właśnie, listy, ze względu na nie wolę milczeć i wziąć całą winę na siebie. Zacząłem drapać się po głowie czując, że jestem w kłopotliwej sytuacji. Nie wiedziałem, co zrobić. Musiałem na szybko wymyślić nowy plan, lecz w obecnej sytuacji nie było to prostym zadaniem. Przynajmniej dla mnie. Może mama powie parę słów i wyjdzie? Oby.
- Niech ciocia nie idzie.- pozostało mi tylko próba zatrzymania jej, lecz i ona wstała z mego łóżka i ruszyła ku wyjścia. I co ja teraz powiem mamie? I przede wszystkim, co ona takiego słyszała? Może powinienem udawać, że nic się właściwie nie wydarzyło? Nie wiem, miałem mętlik w głowie, lecz nie chciałem mamie ujawniać swych sekretów. Przeniosłem wzrok na mamę jednocześnie szukając sposobu ewakuacji. - Mamo, ja...- rzuciłem używając pierwszej lepszej myśli, która ostatecznie spaliła się w panierce, bo kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć. Nie mogę iść po ciasteczko, bo ostatnie zjadłem dziś rano. A słyszałem wcześniej w jej tonie, że ma jakiś żal do mnie, że nie uprzedziłem o przyjściu cioci, lecz ja nie wiedziałem, że się zjawi tak szybko. Myślałem, że odpisze na list. Właśnie, listy, ze względu na nie wolę milczeć i wziąć całą winę na siebie. Zacząłem drapać się po głowie czując, że jestem w kłopotliwej sytuacji. Nie wiedziałem, co zrobić. Musiałem na szybko wymyślić nowy plan, lecz w obecnej sytuacji nie było to prostym zadaniem. Przynajmniej dla mnie. Może mama powie parę słów i wyjdzie? Oby.
being human is complicated, time to be a dragon
Przenosiła spojrzenie z jednej twarzy na drugą, niewiele rozumiejąc i jeszcze mniej potrafiąc powiedzieć, chociaż na usta cisnęła jej się cała seria pytań wywołanych sytuacją cokolwiek precedensową. Uwadze jasnowłosej nie umknęło nagłe zmieszanie Katyi, której daleko było do wybornego humoru czy też roztaczanej naokoło aury wewnętrznego spokoju, w uszach zabrzęczało głucho oficjalnie pani Lovegood, tylko potęgujące wrażenie wyobcowania. Czoło Harriett przecięła pionowa zmarszczka konsternacji, gdy próbowała ubrać w sens kolejne pospieszne słowa lady Ollivander, lecz ta zniknęła pospiesznie, nie dając nawet szansy powstrzymania planu ewakuacyjnego i, tym samym, koncentrując pytające spojrzenie właśnie na Charlesie.
- Tak? - zapytała, słysząc urwane mamo, ja..., które w jej myślach jednak powinno się doczekać ciągu dalszego. Co takiego kryło się pod lokowaną czupryną, że chłopiec nie chciał jej wtajemniczyć i co wspólnego miała z tym szlachcianka znająca jedynie pierwszą, powierzchowną warstwę życia w Honey Hill? - O co chodziło? - zasługiwałachyba na wyjaśnienia.
- Tak? - zapytała, słysząc urwane mamo, ja..., które w jej myślach jednak powinno się doczekać ciągu dalszego. Co takiego kryło się pod lokowaną czupryną, że chłopiec nie chciał jej wtajemniczyć i co wspólnego miała z tym szlachcianka znająca jedynie pierwszą, powierzchowną warstwę życia w Honey Hill? - O co chodziło? - zasługiwała
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Co miałem powiedzieć? Sam nawet nie wiedziałem, bo mama nie wie o tylu rzeczach, na przykład o kartonie pod łóżkiem, w którym trzymam listy od Bena. Teraz wypadałoby je spalić, ale czy mama powinna to widzieć? Przeczytać te listy? Kurde. A jeszcze ten ślub... no nie! Co teraz powiedzieć? Listy czy nieudane planowanie jej ślubu? Powinienem rzucić kostką, lecz nie mam żadnej pod ręką. - No bo ... ja złożyłem Benowi podziękowania za tego smoka, a odpisał mi nazywając ciebie harpią .... i całkiem jego nie rozumiem, dlaczego tak ciebie nazywa. Nie powinien. - początkowo mówiłem będąc zakłopotany, lecz gdy spojrzałem na mamę, to stwierdziłem, że powiem jej o ostatnim liście. Wie, że wysłałem podziękowania, więc może nie oberwie mi się mocno. No i też to może odwróci uwagę od tego, o czym z ciocią rozmawiałem. No i także mówiłem prawdę, bo nie rozumiałem, dlaczego Ben tak nazywa moją mamę w liście. Dlaczego tym słowem zniszczył mój szacunek do niego? Przecież było tak dobrze, mieliśmy razem chodzić na smocze wędrówki. A teraz... to będę po stronie mamy. Chyba że Ben przeprosi mamę.
being human is complicated, time to be a dragon
Omiotła wnętrze pomieszczenia uważnym spojrzeniem. Co jej umykało? Czuła instynktownie pod skórą, że coś jest nie tak, że czegoś nie dostrzega, czegoś może wręcz oczywistego. Jasne brwi odruchowo powędrowały ku górze, gdy słuchała wyjaśnienia Charlesa. Harpia. Ile razy ostatnio słyszała to określenie, aż nazbyt często powiązane właśnie z jej osobą?
- Bardzo dobrze, że podziękowałeś - zaczęła od podstawowej kwestii, rozbierając wszystko na czynniki pierwsze. Nauka nie poszła w las, chociaż w tym przypadku akurat nie miałaby nic przeciwko, gdyby Charlie odpuścił sobie podziękowanie, które łączyło się z ponownym nawiązywaniem kontaktu z osobnikiem, od którego nieudolnie i nie do końca jawnie próbowała go odseparować. - Nie powinieneś się tym przejmować, ludzie czasem mówią niemiłe rzeczy, ale błędem jest branie tego do siebie - kontynuowała, płynnie przechodząc do kolejnej kwestii. Etap drugi, nauki dorosłego życia. - Mogę zobaczyć ten list? - zapytała po chwili, po raz kolejny zakotwiczając lazurowe tęczówki na ciemnookim chłopcu. Etap trzeci, wywiad środowiskowy. I już tylko jedna sprawa... - Co z tym wspólnego ma Katya?
- Bardzo dobrze, że podziękowałeś - zaczęła od podstawowej kwestii, rozbierając wszystko na czynniki pierwsze. Nauka nie poszła w las, chociaż w tym przypadku akurat nie miałaby nic przeciwko, gdyby Charlie odpuścił sobie podziękowanie, które łączyło się z ponownym nawiązywaniem kontaktu z osobnikiem, od którego nieudolnie i nie do końca jawnie próbowała go odseparować. - Nie powinieneś się tym przejmować, ludzie czasem mówią niemiłe rzeczy, ale błędem jest branie tego do siebie - kontynuowała, płynnie przechodząc do kolejnej kwestii. Etap drugi, nauki dorosłego życia. - Mogę zobaczyć ten list? - zapytała po chwili, po raz kolejny zakotwiczając lazurowe tęczówki na ciemnookim chłopcu. Etap trzeci, wywiad środowiskowy. I już tylko jedna sprawa... - Co z tym wspólnego ma Katya?
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Miałem nadzieję, że uniknę po raz kolejny jej kontroli, że po odpowiedzeniu na jej pytania pójdzie zająć się czymś innym, kiedy to ja zająłbym się listami. W sumie nie wiem, co bym z nimi zrobił prócz wpatrywania się w nie. Z tego problemu mama mnie wyłoniła, kiedy to zaczęła komentować to, co jej właśnie oznajmiłem chwilę temu.
- Ale to w takim razie mam pozwolić, by ciebie obrażali? Sama mówisz, że nie ładnie jest obrażać drugą osobę.- zapytałem spoglądając na nią swoimi czekoladowymi oczętami chcąc uzyskać odpowiedź na ten problem. Zaraz jednak złapałem się za swoje delikatne włoski czując, że zbliżają się kłopoty. O-oł. I co teraz? Ten list mam schowany razem z innymi listami, które dostałem od Bena. Wpadłem po uszy w bagno. - Ja ... em, nie wiem gdzie go odłożyłem.- musiałem próbować jakoś kombinować, nie chciałem, by prawda wyszła na jaw. Zaraz jednak mama zadała pytanie o Kat, to momentalnie moje zdenerwowanie zmniejszyło się, lecz też się nie ulotniło. - Ciocia nic. Ona tylko zobaczyła, jak bawię się w ogrodzie i postanowiła wpaść do środka.- powiedziałem prawdę, bo z ciocią Kat inne miałem plany, które niestety nie wypalą. Ale cóż, nic straconego. Znajdę mamie kogo innego. Już ja się o to postaram. Może ciocia Selina mi pomoże, chociaż czy ona nie wygada się mamie? Nie wiem, będę nad tym głowić się cały wieczór. Na razie musiałem pozbyć się mamy z pokoju, co nie było wcale takie łatwe, jak przypuszczałem na początku.
- Ale to w takim razie mam pozwolić, by ciebie obrażali? Sama mówisz, że nie ładnie jest obrażać drugą osobę.- zapytałem spoglądając na nią swoimi czekoladowymi oczętami chcąc uzyskać odpowiedź na ten problem. Zaraz jednak złapałem się za swoje delikatne włoski czując, że zbliżają się kłopoty. O-oł. I co teraz? Ten list mam schowany razem z innymi listami, które dostałem od Bena. Wpadłem po uszy w bagno. - Ja ... em, nie wiem gdzie go odłożyłem.- musiałem próbować jakoś kombinować, nie chciałem, by prawda wyszła na jaw. Zaraz jednak mama zadała pytanie o Kat, to momentalnie moje zdenerwowanie zmniejszyło się, lecz też się nie ulotniło. - Ciocia nic. Ona tylko zobaczyła, jak bawię się w ogrodzie i postanowiła wpaść do środka.- powiedziałem prawdę, bo z ciocią Kat inne miałem plany, które niestety nie wypalą. Ale cóż, nic straconego. Znajdę mamie kogo innego. Już ja się o to postaram. Może ciocia Selina mi pomoże, chociaż czy ona nie wygada się mamie? Nie wiem, będę nad tym głowić się cały wieczór. Na razie musiałem pozbyć się mamy z pokoju, co nie było wcale takie łatwe, jak przypuszczałem na początku.
being human is complicated, time to be a dragon
Pokręciła przecząco głową, słysząc pytanie Charliego, tak urocze i naiwne w dziecięcej prostocie jednocześnie. Nigdy nie przestanie jej zdumiewać to, jak z biegiem czasu niewinne dzieci wyrastały na dorosłych ludzi o całkiem już innym spojrzeniu na świat - innych wartościach, innych systemach, innych mechanizmach rządzących wszystkim.
- Bo to prawda, nikt nie powinien obrażać innych ludzi. Ale na wychowanie niektórych jest już za późno, dorosłych ciężko jest zmienić. I na pewno to nie ty powinieneś próbować to robić - wyjaśniła, doskonale maskując chęć skrzywienia się w trakcie. Jeszcze tego brakowało, by Charlie próbował prawić morały Wrightowi w jej obronie. - Byłabym wdzięczna, gdybyś go jednak poszukał. Żebym mogła porozmawiać z Benjaminem - oznajmiła stanowczym tonem, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że czterolatek ucieka się do półprawdy; byleby nie powiedzieć kłamstwa. Przestąpiła krok do przodu, jakby dla podkreślenia, że nie wybiera się nigdzie, a już na pewno nie do wyjścia z pokoju. - Hmm dziwne, nie wspominała, że będzie w okolicy - zamyśliła się na chwilę, skupiając się na kolejnych słowach. Canterbury nie było wszak w centrum wszechświata, ciężko było znaleźć się w sąsiedztwie bez żadnego jasno wyznaczonego celu. Wpadanie do środka domu położonego z dala od stolicy wydawało się być niecodzienne, lecz tymczasowo Lovegood nie pozostało do zrobienia nic, jak zanotowanie w pamięci, by w późniejszym terminie napisać list do lady Ollivander.
- Bo to prawda, nikt nie powinien obrażać innych ludzi. Ale na wychowanie niektórych jest już za późno, dorosłych ciężko jest zmienić. I na pewno to nie ty powinieneś próbować to robić - wyjaśniła, doskonale maskując chęć skrzywienia się w trakcie. Jeszcze tego brakowało, by Charlie próbował prawić morały Wrightowi w jej obronie. - Byłabym wdzięczna, gdybyś go jednak poszukał. Żebym mogła porozmawiać z Benjaminem - oznajmiła stanowczym tonem, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że czterolatek ucieka się do półprawdy; byleby nie powiedzieć kłamstwa. Przestąpiła krok do przodu, jakby dla podkreślenia, że nie wybiera się nigdzie, a już na pewno nie do wyjścia z pokoju. - Hmm dziwne, nie wspominała, że będzie w okolicy - zamyśliła się na chwilę, skupiając się na kolejnych słowach. Canterbury nie było wszak w centrum wszechświata, ciężko było znaleźć się w sąsiedztwie bez żadnego jasno wyznaczonego celu. Wpadanie do środka domu położonego z dala od stolicy wydawało się być niecodzienne, lecz tymczasowo Lovegood nie pozostało do zrobienia nic, jak zanotowanie w pamięci, by w późniejszym terminie napisać list do lady Ollivander.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Ciężko było mi zrozumieć, jaki ten świat jest złożony z pełen komplikacji, które spotykam na każdym kroku. Ciężko jest mi się w nim otaczać, więc wolę myśleć jednotorowo - mniej problemów. Tak jak teraz myślałem, skoro Ben sprawił przykrość mamie, musi ją przeprosić. To nie było wcinanie się w ich relację, chociaż no może trochę. Mimo wszystko chciałem, aby była zachowana jakaś równowaga i każdy stosował się do zasad, które panują. Aby było czysto, miło i przyjemnie.
- Jak nie ja, to kto? Dorośli to przecież są dorosłe, wielkie dzieci. Wy się tylko ciągle kłócicie między sobą.- rzuciłem w obronie moim własnych myśli i postanowień. W sumie nie wiedziałem, do którego momentu nawiązywałem, czy do pogrzebu taty, czy do ich spotkania w salonie, kiedy to wtedy mamie wyszły iskry z dłoni. Faktem było to, ze się ciągle kłócą, więc ja byłem najlepszą opcją do dojścia do bejnaminowego rozumu. Mimo iż w tej chwili tego nie chciałem, dla mamy i jej honoru zrobię wszystko. Lecz nie oznacza, że chętnie pokażę jej listy, które dostawałem od Bena. Dlatego skinąłem niepewnie główką chcąc dać mamie sygnał, że poszukam je, lecz ona pokazała mi, że się nigdzie nie wybiera. Cholera, nie tak miało być, nie tak! Wstałem z łóżka i podszedłem do pierwszej szafki, którą zacząłem przeszukiwać. Jednocześnie nie zwróciłem uwagi na zamyślenia mamy, bo musiałem wykombinować, co zrobić. Zerknąłem na mamę, potem na łóżko upewniając się, że mama tam nie dotarła, a potem zacząłem szukać drugą szafkę.
- Nie wiem, chyba spaliłem ten list.- rzuciłem szukając starannie swe biurko z cichą nadzieją, że mama zaraz sobie pójdzie. Bo w głowie już miałem pustkę, musiałem improwizować. Żeby tylko nie znalazła pudełka z listami, gdzie na wierzchu był ten świeży od Bena, a nad nim od Kat. Nienienie, to nie może się wydać! Odwróciłem się z ponurą miną, która miała zwiastować koniec moich poszukiwań. - Nigdzie jego nie widzę.- oznajmiłem. Uwierzy?
- Jak nie ja, to kto? Dorośli to przecież są dorosłe, wielkie dzieci. Wy się tylko ciągle kłócicie między sobą.- rzuciłem w obronie moim własnych myśli i postanowień. W sumie nie wiedziałem, do którego momentu nawiązywałem, czy do pogrzebu taty, czy do ich spotkania w salonie, kiedy to wtedy mamie wyszły iskry z dłoni. Faktem było to, ze się ciągle kłócą, więc ja byłem najlepszą opcją do dojścia do bejnaminowego rozumu. Mimo iż w tej chwili tego nie chciałem, dla mamy i jej honoru zrobię wszystko. Lecz nie oznacza, że chętnie pokażę jej listy, które dostawałem od Bena. Dlatego skinąłem niepewnie główką chcąc dać mamie sygnał, że poszukam je, lecz ona pokazała mi, że się nigdzie nie wybiera. Cholera, nie tak miało być, nie tak! Wstałem z łóżka i podszedłem do pierwszej szafki, którą zacząłem przeszukiwać. Jednocześnie nie zwróciłem uwagi na zamyślenia mamy, bo musiałem wykombinować, co zrobić. Zerknąłem na mamę, potem na łóżko upewniając się, że mama tam nie dotarła, a potem zacząłem szukać drugą szafkę.
- Nie wiem, chyba spaliłem ten list.- rzuciłem szukając starannie swe biurko z cichą nadzieją, że mama zaraz sobie pójdzie. Bo w głowie już miałem pustkę, musiałem improwizować. Żeby tylko nie znalazła pudełka z listami, gdzie na wierzchu był ten świeży od Bena, a nad nim od Kat. Nienienie, to nie może się wydać! Odwróciłem się z ponurą miną, która miała zwiastować koniec moich poszukiwań. - Nigdzie jego nie widzę.- oznajmiłem. Uwierzy?
being human is complicated, time to be a dragon
- Nie - ucięła momentalnie ten zawiły tok myślowy, nie chcąc pozostawić miejsca na żadne wątpliwości. - To, że nie zawsze się zgadzamy, wcale nie znaczy, że zawsze się kłócimy. Odmienne opinie czasem są dobre, należy umieć je szanować, ale i wiedzieć, kiedy nie zwracać na nie uwagi - wyjaśniła, o co jej chodziło, pragnąc, by Charlie zrozumiał ją jak najjaśniej. - Są sprawy, w które dzieci nie powinny się plątać, Charlie, to jest jedna z nich. Nie chcę, żebyś się w to mieszał - dodała, starając się podkreślić, jak ważnym było to, by porzucił tę kwestię. Utkwiła spojrzenie w drobnej sylwetce przemieszczającej się po pokoju w tę i z powrotem w próbie znalezienia listu, o który poprosiła. Nieskutecznej próbie. Znała tego małego urwisa nie od dzisiaj, właściwie mając w pamięci pierwszy jego oddech, pierwszy jego krok, pierwszy jego uśmiech i wszystkie inne rzeczy, których nie mógł pamiętać, znała go lepiej niż on sam siebie - i wiedziała, że rozgrywająca się pod jej nosem scenka rodzajowa to teatrzyk, a nie prawdziwe poszukiwania. Czy dzieci nie powinny być bezgranicznie szczere? Ta myśl ubodła ją, Charlie winien być przecież słodkim dzieckiem nienaznaczonym jeszcze piętnem kłamstwa czy krętactwa.
- Nie wiesz? Pamiętałbyś, gdybyś go spalił - drążyła temat, a przeczucie, że coś jest nie tak, tylko się nasiliło. Zacisnęła usta w wąską linię, gdy w pokoju wydźwięczały kolejne słowa chłopca - kolejne, których nie chciała słuchać. Nie wierzyła. Płynnym gestem wyciągnęła różdżkę z rękawa sukni i chociaż nienawidziła tego, że musi się uciekać do podobnych środków, wprawiła nadgarstek w ruch. - Accio list - wypowiedziała formułę, a gdy po zaledwie paru sekundach spod łóżka wysunęło się i poszybowało w jej kierunku pudełko, brwi Harriett odruchowo zbiegły się ku sobie.
- Charles, zechcesz wyjaśnić? - zapytała przyciszonym głosem, łapiąc skrzynkę w obie dłonie i wciąż nie uchylając jej wieka. Masz ostatnią szansę, Charles. Wykorzystaj ją.
- Nie wiesz? Pamiętałbyś, gdybyś go spalił - drążyła temat, a przeczucie, że coś jest nie tak, tylko się nasiliło. Zacisnęła usta w wąską linię, gdy w pokoju wydźwięczały kolejne słowa chłopca - kolejne, których nie chciała słuchać. Nie wierzyła. Płynnym gestem wyciągnęła różdżkę z rękawa sukni i chociaż nienawidziła tego, że musi się uciekać do podobnych środków, wprawiła nadgarstek w ruch. - Accio list - wypowiedziała formułę, a gdy po zaledwie paru sekundach spod łóżka wysunęło się i poszybowało w jej kierunku pudełko, brwi Harriett odruchowo zbiegły się ku sobie.
- Charles, zechcesz wyjaśnić? - zapytała przyciszonym głosem, łapiąc skrzynkę w obie dłonie i wciąż nie uchylając jej wieka. Masz ostatnią szansę, Charles. Wykorzystaj ją.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Dobrze- przytaknąłem głową dając znak mamie, że nie będę się wtrącać. No dobrze, nie będę się w to mieszkać, póki nie ujrzę Bena. Do tego czasu mogę być obojętny wobec niego, czy nic do niego nawet nie pisać. Nie ma problemu! Zasłużył sobie na moje milczenie. A mama na optymalny spokój, tak. Niech się uspokoi i zapomni o tym. Ja wkrótce poprawię język Benowi na swój umiejętny sposób.
Lecz tymczasem musiałem udawać, że poszukuję listu, który wiedziałem, gdzie konkretnie się podziewa. Wolałem nic nie mówić, skupić się dalej na udawaniu, póki mogłem. Póki miałem czas. Czas, który momentalnie się skończył, bo gdy zerknąłem na mamę, ujrzałem w jej dłoni różdżkę. NIE! Z zaciśniętymi wargami obserwowałem, jak moje pudełko, mój skarb, moje sekrety - ukazuje się przed moimi oczyma w dłoniach mamy. No to klops. Nie mogłem już dalej udawać tego, co stało się wręcz oczywiste, nie potrafiłem już dalej okłamywać mamy.
- No bo...- mówiąc zjawiłem się przy mamie, przy pudełku. Może zdążę wyjąć list do Kat i jednocześnie dać mamie list od Bena, który chciała przeczytać? - to nie był jeden list do Bena. Trochę... ich poszło.- mówiąc nieco przestąpiłem z jednej nogi na drugą z nieco pochyloną głową. Wiedziałem, co zastanie w skrzyni - 5 listów od Bena, 1 od Eilis i 1 próbny list do Kat, który był w większości pokreślony, bo liczba błędów mnie przeraziła na samym początku i stwierdziłem, że napiszę raz jeszcze. Może to niezbyt wiele listów, ale żaden z nich nie powinien być ujawniony. - To tylko listy, mamo.- rzuciłem podnosząc nieco głowę chcąc zobaczyć, jak bardzo jest zła na mnie. W sumie nie zniszczyłem jej żadnej kreacji, tylko zataiłem prawdę o listach. Czy to jest takie złe?
Lecz tymczasem musiałem udawać, że poszukuję listu, który wiedziałem, gdzie konkretnie się podziewa. Wolałem nic nie mówić, skupić się dalej na udawaniu, póki mogłem. Póki miałem czas. Czas, który momentalnie się skończył, bo gdy zerknąłem na mamę, ujrzałem w jej dłoni różdżkę. NIE! Z zaciśniętymi wargami obserwowałem, jak moje pudełko, mój skarb, moje sekrety - ukazuje się przed moimi oczyma w dłoniach mamy. No to klops. Nie mogłem już dalej udawać tego, co stało się wręcz oczywiste, nie potrafiłem już dalej okłamywać mamy.
- No bo...- mówiąc zjawiłem się przy mamie, przy pudełku. Może zdążę wyjąć list do Kat i jednocześnie dać mamie list od Bena, który chciała przeczytać? - to nie był jeden list do Bena. Trochę... ich poszło.- mówiąc nieco przestąpiłem z jednej nogi na drugą z nieco pochyloną głową. Wiedziałem, co zastanie w skrzyni - 5 listów od Bena, 1 od Eilis i 1 próbny list do Kat, który był w większości pokreślony, bo liczba błędów mnie przeraziła na samym początku i stwierdziłem, że napiszę raz jeszcze. Może to niezbyt wiele listów, ale żaden z nich nie powinien być ujawniony. - To tylko listy, mamo.- rzuciłem podnosząc nieco głowę chcąc zobaczyć, jak bardzo jest zła na mnie. W sumie nie zniszczyłem jej żadnej kreacji, tylko zataiłem prawdę o listach. Czy to jest takie złe?
being human is complicated, time to be a dragon
Jak grochem o ścianę, ale Harriett przecież była typem nietracącym nadziei; święcie wierzyła w to, że wszystkie jej pedagogiczne monologi gdzieś tam odkładają się w głowie Charliego i gdy przyjdzie odpowiedni moment, dojdą do głosu, pozytywnie wpływając na jego zachowanie. Musiała w to wierzyć, skoro okno czasowe na wychowanie dziecka na przyzwoitego człowieka było tak niewielkie, a ona sama nie była zbyt dumna ze swoich ostatnich osiągnięć rodzicielskich.
Szczególnie, gdy w dłoniach dzierżyła niepodważalny dowód na to, że jej pierworodny był z nią nieszczery nie raz, a wielokrotnie - na tyle często, by małymi tajemnicami zapchać całkiem pojemne pudełko, którego wieko uniosła ostatecznie, nie mogąc wysłuchiwać więcej pokrętnych słów Charliego. Uniosła spojrzenie znad zdobyczy, by zawiesić je na parę chwil na dziecięcej sylwetce, a następnie powrócić wzrokiem do wnętrza pudełka, do którego wciąż z jakiegoś powodu nie chciała sięgnąć. Zerknęła na zapisane arkusze pergaminu, rozpoznając znane jej do bólu pismo, a karminowe usta zacisnęły się jeszcze mocniej. - Zabieram to pudełko - oznajmiła czysto informacyjnie, nie pozostawiając miejsca na żadne protesty, skoro by wymiernie ocenić powstałe szkody w budowanym przez nią skrzętnie spójnym wizerunku swoim i swojej rodziny, musiała poświęcić trochę czasu na studiowanie treści odnalezionej korespondencji. - Chcesz mi powiedzieć o czymś jeszcze? Coś jeszcze ukrywasz? - ponownie zamknęła pudełko, skupiając całą swoją uwagę na Charliem. W dłoni ściskała już tylko pierwotną wersję listu zaadresowanego do lady Ollivander, by po przeczytaniu pierwszej linijki zblednąć niepokojąco. - Ślub? Dlaczego miałbyś wypisywać takie rzeczy do kogokolwiek? - zapytała głucho. Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę.
Szczególnie, gdy w dłoniach dzierżyła niepodważalny dowód na to, że jej pierworodny był z nią nieszczery nie raz, a wielokrotnie - na tyle często, by małymi tajemnicami zapchać całkiem pojemne pudełko, którego wieko uniosła ostatecznie, nie mogąc wysłuchiwać więcej pokrętnych słów Charliego. Uniosła spojrzenie znad zdobyczy, by zawiesić je na parę chwil na dziecięcej sylwetce, a następnie powrócić wzrokiem do wnętrza pudełka, do którego wciąż z jakiegoś powodu nie chciała sięgnąć. Zerknęła na zapisane arkusze pergaminu, rozpoznając znane jej do bólu pismo, a karminowe usta zacisnęły się jeszcze mocniej. - Zabieram to pudełko - oznajmiła czysto informacyjnie, nie pozostawiając miejsca na żadne protesty, skoro by wymiernie ocenić powstałe szkody w budowanym przez nią skrzętnie spójnym wizerunku swoim i swojej rodziny, musiała poświęcić trochę czasu na studiowanie treści odnalezionej korespondencji. - Chcesz mi powiedzieć o czymś jeszcze? Coś jeszcze ukrywasz? - ponownie zamknęła pudełko, skupiając całą swoją uwagę na Charliem. W dłoni ściskała już tylko pierwotną wersję listu zaadresowanego do lady Ollivander, by po przeczytaniu pierwszej linijki zblednąć niepokojąco. - Ślub? Dlaczego miałbyś wypisywać takie rzeczy do kogokolwiek? - zapytała głucho. Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Początkowo wstrzymałem oddech widząc, jak mama bierze pokrywę i odkrywa listy. Zaraz potem zacząłem oddychać, lecz serce biło jak szalone. Nie wiedziałem, jak mocno jest zła na mnie, jaką karę od niej dostanę, którą przyjmę zarówno z pokorą, jak i poczuciem winy. Nerwowo przełknąłem ślinę, a gdy mama powiedziała oczywistą wiadomość, skinąłem głową. Nawet gdybym próbował zatrzymać, pewnie i tak by mi się nie udało. Przecież mama ma swoją różdżkę, umie w magię.
Lecz chciałem mamie już wszystko wyjawić, znów przeniosłem ciężar na drugą nogę bawiąc się językiem w ustach, licząc zęby, które miały byś sekundami do wyjaśnienia wieści... o ślubie. Lecz nie musiałem tego robić, sama zaczęła czytać mój pierwotny list... - Bo ja ... bo jak byliśmy w tym obserwatorium u wujka Tristana, to pierwszy raz od dawna uśmiechałaś się przy kimś innym. Myślałem... myślałem, że skoro tak się lubicie, a wujek Tristan wywołuje u ciebie takie uśmiechy, to... to mógłby zostać moim ojcem, nowym tatą. Żywym tatą.- powiedziałem ściszając coraz bardziej swój głos, aż ostatecznie wyszeptałem ostatnie zdanie mają głowę opuszczoną. Nie kombinowałem już, nie widziałem sensu dalej brnąć w ukrywaniu prawdy. Prawdy o tym, że po prostu tęsknie zarówno za zmarłym tatą, jak i za nieobecnym tatą, który byłby teraz dla mnie wzorem, do którego mógłbym się przytulić i słuchać opowieści. Nie żebym chciał się od mamy odwrócić, bo też i ją kocham. Ale chciałbym mieć też tatę. Żywego. Który sprawiłby zarówno mi radość, jak i wywoływał ciągle uśmiechy na twarzy mojej mamy. Czy ja pragnę zbyt wiele?
Lecz chciałem mamie już wszystko wyjawić, znów przeniosłem ciężar na drugą nogę bawiąc się językiem w ustach, licząc zęby, które miały byś sekundami do wyjaśnienia wieści... o ślubie. Lecz nie musiałem tego robić, sama zaczęła czytać mój pierwotny list... - Bo ja ... bo jak byliśmy w tym obserwatorium u wujka Tristana, to pierwszy raz od dawna uśmiechałaś się przy kimś innym. Myślałem... myślałem, że skoro tak się lubicie, a wujek Tristan wywołuje u ciebie takie uśmiechy, to... to mógłby zostać moim ojcem, nowym tatą. Żywym tatą.- powiedziałem ściszając coraz bardziej swój głos, aż ostatecznie wyszeptałem ostatnie zdanie mają głowę opuszczoną. Nie kombinowałem już, nie widziałem sensu dalej brnąć w ukrywaniu prawdy. Prawdy o tym, że po prostu tęsknie zarówno za zmarłym tatą, jak i za nieobecnym tatą, który byłby teraz dla mnie wzorem, do którego mógłbym się przytulić i słuchać opowieści. Nie żebym chciał się od mamy odwrócić, bo też i ją kocham. Ale chciałbym mieć też tatę. Żywego. Który sprawiłby zarówno mi radość, jak i wywoływał ciągle uśmiechy na twarzy mojej mamy. Czy ja pragnę zbyt wiele?
being human is complicated, time to be a dragon
Poczuła się tak, jakby ktoś z całą siłą uderzył ją prosto w splot słoneczny, a płuca skręciły się nieprzyjemnie, wyduszając z siebie resztki powietrza. Ponownie otworzyła pudełko, lecz tylko na chwilę, by wrzucić do środka trzymany list, zupełnie jakby ten nagle zaczął ją parzyć. Przystanęła w miejscu, palce prawej dłoni zaciskając na ściśle opinającym talię materiale, jakby to właśnie on ją dusił, chociaż wiedziała doskonale, że nie o to chodziło. Żywy tata. Słowa zadudniły głucho w jej głowie, lecz żaden mięsień mlecznobiałej twarzy Harriett nie drgnął ani odrobinę - cały chaos myśli pozostał nieuzewnętrzniony, gdy w milczeniu wpatrywała się w chłopca, ważąc każde kolejne słowo i nie mogąc zadecydować, którą ścieżką należałoby pójść.
- Charlie... z wujkiem Tristanem przyjaźnimy się jeszcze od czasów szkolnych, ale to, że lubimy przebywać w swoim towarzystwie i uśmiechamy się do siebie, nie znaczy, że się pobierzemy i wciągniemy wujka w nasze życie - oznajmiła ostatecznie, szybko przecinając pomieszczenie na wskroś, by znaleźć się przy dziecku i przytulić do siebie. - Wiem, że tęsknisz za tatą, ja za nim też tęsknię, ale musimy się przyzwyczaić do tego, że jesteśmy tylko w dwójkę, bo na razie tak właśnie będzie - przyciszyła głos, jakby z obawy, że ten za parę chwil zawiedzie ją okrutnie i się załamie, po czym przeczesała dłonią włosy Charliego w uspokajającym geście. Już nawet nie czuła złości. Tylko smutek.
- Charlie... z wujkiem Tristanem przyjaźnimy się jeszcze od czasów szkolnych, ale to, że lubimy przebywać w swoim towarzystwie i uśmiechamy się do siebie, nie znaczy, że się pobierzemy i wciągniemy wujka w nasze życie - oznajmiła ostatecznie, szybko przecinając pomieszczenie na wskroś, by znaleźć się przy dziecku i przytulić do siebie. - Wiem, że tęsknisz za tatą, ja za nim też tęsknię, ale musimy się przyzwyczaić do tego, że jesteśmy tylko w dwójkę, bo na razie tak właśnie będzie - przyciszyła głos, jakby z obawy, że ten za parę chwil zawiedzie ją okrutnie i się załamie, po czym przeczesała dłonią włosy Charliego w uspokajającym geście. Już nawet nie czuła złości. Tylko smutek.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Czekałem w napięciu na to, co mama teraz powie. Nie chciałem źle, ale ciocia mnie dopiero uświadomiła, że zaszkodziłbym wujkowi Tristanowi, który ma już swoją żonę. A teraz jeszcze mina mamy, jak i jej słowa tylko podkreślają to, ze to nie był mój najlepszy pomysł. Dlatego bez żadnych oporów dałem się przytulić mamie, a nawet sam ją oplątałem swoimi rękoma, na ile ich długość mi pozwoliła. Bolał mnie fakt, że jesteśmy tylko we dwoje. Chciałbym mieć tatę, byłoby weselej. Byłoby... po prostu lepiej.
- Ciocia mi też powiedziała, że uśmiechy to nie wszystko, że wujek Tristan będzie mieć inną żonę, że nie powinienem się wtrącać... Przepraszam.- ostatecznie mówiąc wtuliłem się do mamy przyjmując jej czesanie moich włosów. Chwilę tak potuliłem się, nawet nieco pokołysałem. - Może opowiesz mi jakąś bajkę?- zasugerowałem i wraz z pomocą mamy przebrałem się w pidżamkę. Zaraz potem wskoczyłem do łóżka i nastawiłem uszy, by usłyszeć opowieść o dzielnym rycerzu, który uratował księżniczkę no skądś tam. Chwilę posłuchałem jak mama mówi, po czym usnąłem, a moja kołderka przykryła mnie po szyję, bym nie zmarzł.
z.t obydwoje
- Ciocia mi też powiedziała, że uśmiechy to nie wszystko, że wujek Tristan będzie mieć inną żonę, że nie powinienem się wtrącać... Przepraszam.- ostatecznie mówiąc wtuliłem się do mamy przyjmując jej czesanie moich włosów. Chwilę tak potuliłem się, nawet nieco pokołysałem. - Może opowiesz mi jakąś bajkę?- zasugerowałem i wraz z pomocą mamy przebrałem się w pidżamkę. Zaraz potem wskoczyłem do łóżka i nastawiłem uszy, by usłyszeć opowieść o dzielnym rycerzu, który uratował księżniczkę no skądś tam. Chwilę posłuchałem jak mama mówi, po czym usnąłem, a moja kołderka przykryła mnie po szyję, bym nie zmarzł.
z.t obydwoje
being human is complicated, time to be a dragon
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pokój Charlesa
Szybka odpowiedź