Magiczne zbiory
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Magiczne zbiory
Wystrój utrzymany jest w zgodzie z architekturą budynku. Z wejścia zaskakują swoimi mocarnymi wielkościami wysokie regały z książkami. Aby ułatwić znajdowanie odpowiedniej lektury, co rusz ustawiono bezpieczne drabiny z podestem otoczonym barierką, umozliwiając czarodziejom poruszanie się wzdłuż wyższych kondygnacji półek, przesuwając się po szynach drabiny z pomocą magicznego zaklęcia: Depulso, popychającego podest dalej. Wstępu mugolom do tego miejsca broni magiczne zaklęcie otaczające pobliskie korytarze, wywołujące w mugolach poczucie, że czegoś zapomnieli zrobić i natychmiast powinni opuścić teren wokół katedry, udając się w inną lokalizację. Zaczarowane księgi znajdują się również w innych częściach sali, tutaj jednak są zgromadzone ich największe zbiory.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:06, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Inara Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Spotkanie się z ludźmi, którzy podzielali te same zainteresowania było zawsze przyjemnym doświadczeniem, a dodatkowo gdy poświęcaliśmy się tej samej sprawie i każdy z nas rzucał propozycjami, które miały sens i wspólnie się wypełniały, czuć było wyraźne wibracje w powietrzu. Burza mózgów, skupienie i wiedza, którą mogliśmy się wymieniać. Czy było coś lepszego? W tym momencie nie byłam w stanie znaleźć takiej rzeczy. Pochłonięta czytaniem książek, szukaniem odpowiednich powiązań między ingrediencjami i dywagacjami na temat ich połączenia sprawiało, że całkowicie zapomniałam o świecie zewnętrznym. Mimo, że na co dzień zajmowałam się raczej warzeniem innego rodzaju mikstur, to przede wszystkim byłam alchemiczką i moje uwielbienie tej dziedziny magii nadal było we mnie bardzo wyraźne. Nie miałam problemu z uwarzeniem trudniejszych mikstur, ale to, że nie korzystałam z tego zbyt często wcale tak bardzo mnie nie bolało. Dzięki takim badaniom jak to, mogłam oderwać się trochę od perfum i zająć swoją głowę czymś innym. Bardzo miła odmiana, dlatego też zależało mi na tym, by zająć się tymi badaniami. I to też robiłam, poświęcając się temu w stu procentach.
- Coś bardziej intensywnego? - podchwyciłam.
Wysłuchałam Inary z zainteresowaniem. Sama nie wpadłabym na to, by szukać też gdzieś indziej. Smoki były poza moim zasięgiem, chociaż pamiętam swoją ostatnią wizytę w rezerwacie Greengrassów, było bardzo ciekawie. Jednak, to w zainteresowaniach lady Nott były smoki i nie dziwię się, że o tym pomyślała. Dlatego uśmiechnęłam się szeroko.
- Myślę, że może być to bardzo mocna mieszanka - zaśmiałam się lekko pod nosem, zakrywając usta otwartą książką. - Ale to jest bardzo dobry pomysł. To jedna ze szlachetnych ingrediencji, prawda? Nie dziwię się, że o tym pomyślałaś.
Pochwaliłam ją. Nie musiałam mówić nic więcej, Inara na pewno będzie wiedzieć, że jestem naprawdę pod wrażeniem. Nie chciałam mówić głośno, że sama bym o tym nie pomyślała, nie w towarzystwie obcego dla mnie mężczyzny, co to, to nie. Może Inara czuła się w miarę swobodnie, ale ja nie bardzo. Byłyśmy różne i różnie podchodziłyśmy do różnych kwestii, ale dzięki temu mogłyśmy spojrzeć na daną sytuację z innych perspektyw, a to było bardzo ważne, przede wszystkim w pracy, której teraz wykonywałyśmy.
- Zgodzę się z tobą - zwróciłam się w stronę przyjaciółki. - W takim razie ja zajmę się sprawdzeniem jak działają razem róg byka oraz muchy siatkoskrzydłe. Krew smoka zostawiam tobie, myślę, że jesteś do tego najodpowiedniejszą osobą.
Odłożyłam książkę na bok, na razie nie była mi potrzebna, a w razie czego zawsze mogłam do niej ponownie zajrzeć czy to tutaj w bibliotece, czy w moim własnym domu. Dłońmi wyprostowałam materiał sukni na chwilę milknąc, pozwalając, aby wypełniła nas chwila ciszy. Dopiero wtedy uniosłam głowę z kolejnymi propozycjami.
- Musimy znaleźć optymalne połączenie ingrediencji, trzeba na bieżąco wymieniać się informacjami, abyśmy nie tracili czasu na robienie dokładnie tego samego dwa razy - zauważyłam. - Gdy już skończymy, dobierzemy ingrediencje i proporcje trzeba będzie przetestować to na zwierzętach. Zastanawiam się, które zwierzęta będą do tego najodpowiedniejsze? Najrozsądniej będzie zacząć od mniejszych. Jakieś propozycje?
Spojrzałam na swoich towarzyszy, na dłużej utkwiwszy spojrzenie w Inarze. Była ode mnie starsza, bardziej doświadczona i wiedziałam, że będzie miała większe pojęcie na ten temat ode mnie.
- Coś bardziej intensywnego? - podchwyciłam.
Wysłuchałam Inary z zainteresowaniem. Sama nie wpadłabym na to, by szukać też gdzieś indziej. Smoki były poza moim zasięgiem, chociaż pamiętam swoją ostatnią wizytę w rezerwacie Greengrassów, było bardzo ciekawie. Jednak, to w zainteresowaniach lady Nott były smoki i nie dziwię się, że o tym pomyślała. Dlatego uśmiechnęłam się szeroko.
- Myślę, że może być to bardzo mocna mieszanka - zaśmiałam się lekko pod nosem, zakrywając usta otwartą książką. - Ale to jest bardzo dobry pomysł. To jedna ze szlachetnych ingrediencji, prawda? Nie dziwię się, że o tym pomyślałaś.
Pochwaliłam ją. Nie musiałam mówić nic więcej, Inara na pewno będzie wiedzieć, że jestem naprawdę pod wrażeniem. Nie chciałam mówić głośno, że sama bym o tym nie pomyślała, nie w towarzystwie obcego dla mnie mężczyzny, co to, to nie. Może Inara czuła się w miarę swobodnie, ale ja nie bardzo. Byłyśmy różne i różnie podchodziłyśmy do różnych kwestii, ale dzięki temu mogłyśmy spojrzeć na daną sytuację z innych perspektyw, a to było bardzo ważne, przede wszystkim w pracy, której teraz wykonywałyśmy.
- Zgodzę się z tobą - zwróciłam się w stronę przyjaciółki. - W takim razie ja zajmę się sprawdzeniem jak działają razem róg byka oraz muchy siatkoskrzydłe. Krew smoka zostawiam tobie, myślę, że jesteś do tego najodpowiedniejszą osobą.
Odłożyłam książkę na bok, na razie nie była mi potrzebna, a w razie czego zawsze mogłam do niej ponownie zajrzeć czy to tutaj w bibliotece, czy w moim własnym domu. Dłońmi wyprostowałam materiał sukni na chwilę milknąc, pozwalając, aby wypełniła nas chwila ciszy. Dopiero wtedy uniosłam głowę z kolejnymi propozycjami.
- Musimy znaleźć optymalne połączenie ingrediencji, trzeba na bieżąco wymieniać się informacjami, abyśmy nie tracili czasu na robienie dokładnie tego samego dwa razy - zauważyłam. - Gdy już skończymy, dobierzemy ingrediencje i proporcje trzeba będzie przetestować to na zwierzętach. Zastanawiam się, które zwierzęta będą do tego najodpowiedniejsze? Najrozsądniej będzie zacząć od mniejszych. Jakieś propozycje?
Spojrzałam na swoich towarzyszy, na dłużej utkwiwszy spojrzenie w Inarze. Była ode mnie starsza, bardziej doświadczona i wiedziałam, że będzie miała większe pojęcie na ten temat ode mnie.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Przyjemnością było oderwanie się na chwilę od rzeczywistości czysto arystokratycznej. Nie chodziło nawet o fakt, że była zmęczona ciągłymi pytaniami o nową drogę życia, ani mniej lub bardziej subtelnych nacisków ze strony nowej rodziny i sugestii "wychowawczych". Odkąd ukończyli badania lykantropiczne, po prostu tęskniła za tempem, jakie narzuciły długotrwałe dociekania i eksperymentalne próby uwarzenia czegoś skutecznego. Jak zawsze konieczna była równowaga pomiędzy dwoma światami, ale wracała na badawczą ścieżkę z cichą ekscytacją.
Obecność doświadczonych alchemików, postaci, które w równym stopniu interesowały się dziedziną, która dla wielu stanowi specyficzną formę katorgi. We wspomnianym towarzystwie, mogła bez trudu posługiwać się koncepcjami, terminologią i...żartami, zrozumiałymi wyłącznie dla kręgu alchemików.
- Tak - potwierdziła energicznie, dostrzegając błysk zrozumienia w spojrzeniu przyjaciółki - skoro chcemy otrzymać intensywny efekt, wypadałoby sprawdzić te ze składników, które tą intensywnością się charakteryzują - Inara trzymała w dłoniach otwartą księgę, z każdym słowem wodząc palcem po bielącej sie kartce, zapisanej równo, receptualnym tekstem. Możliwe, że powinna w tej materii podpytać się Percivala. Wiedzą o smokach posługiwał się ze zdolnością prawdziwego mistrza, ale z własnego, bardziej alchemicznego doświadczenia pamiętała, jakie własności posiada smocza krew. Co prawda, nie dla każdego ingrediencja była dostępna, ale na poczet badań mogła zdobyć kilka próbek - jeśli nie z ręki Ministerstwa, to z cichym wsparciem jej męża.
- ..oby nie tak mocna, by rozsadzić kociołek - wygięła usta wesoło, odpowiadając Victorii podobnym wyrazem, ale ust nie zakrywała, księgę, uparcie trzymając przed sobą. Chwilami wydawało się, że Nott nie zwraca uwagi na zapisaną pośród stronic treść, ale dłoń mechanicznie przesunęła kartkę, nie odnajdując poszukiwanej wiedzy - Chyba łatwo było sie tego po mnie spodziewać - poruszyła ramieniem, dostrzegając przewidywalny? pomysł. Co prawda, smokami nie interesowała się tak intensywnie, jak rodowymi aetonanami, ale kilka badawczych wypraw i obecność osób z tematem związanym sprawiały, że sięgała wiedzą do tak majestatycznych i szlachetnych gadów. Nawet w kwestii składników - chociaż zakładam, że to twój tok myślenia będzie miał szansę zaistnieć dla naszego celu - za przykładem szlachcianki zamknęła trzymane tomiszcze i odłożyła na stolik obok siebie. Teoria ich badań nie była tak prosta, a przez to w pewien sposób żmudna. Trzeba było jednak mieć podstawy do bardziej praktycznych działań.
- Oczywiście - potwierdziła, oddając przyjaciółce prym dowodzenia planem. Nie byłą to łatwa funkcja, pamiętała, że sama czuła ciężar odpowiedzialności, starając sie przygotować i rozdzielić każdemu zadania, w którym mógłby odnaleźć się najlepiej - Może po drodze trafię na pomysł ingrediencji towarzyszącej, ale na chwilę obecną, chyba mamy co robić - czarnowłosa splotła dłonie przed sobą, a ciało oparła o znajdujący się obok filar - drogą epistolarnej konwersacji dojdziemy do konsensusu. Jeśli ktokolwiek osiągnie większy sukces, i tak spotkamy się, by przetestować odkrycie i uszlachetnić recepturę - przechyliła głowę - króliki? - zasugerowała po chwili namysłu - chyba będzie najłatwiej, potem, konieczny będzie...ochotnik - mrugnęła jednym okiem, zastanawiając się, czy ministerstwo zechce podesłać im takowego śmiałka. Byli maniacy, którzy bez kłopotu poddawali się podobnym testom.
Obecność doświadczonych alchemików, postaci, które w równym stopniu interesowały się dziedziną, która dla wielu stanowi specyficzną formę katorgi. We wspomnianym towarzystwie, mogła bez trudu posługiwać się koncepcjami, terminologią i...żartami, zrozumiałymi wyłącznie dla kręgu alchemików.
- Tak - potwierdziła energicznie, dostrzegając błysk zrozumienia w spojrzeniu przyjaciółki - skoro chcemy otrzymać intensywny efekt, wypadałoby sprawdzić te ze składników, które tą intensywnością się charakteryzują - Inara trzymała w dłoniach otwartą księgę, z każdym słowem wodząc palcem po bielącej sie kartce, zapisanej równo, receptualnym tekstem. Możliwe, że powinna w tej materii podpytać się Percivala. Wiedzą o smokach posługiwał się ze zdolnością prawdziwego mistrza, ale z własnego, bardziej alchemicznego doświadczenia pamiętała, jakie własności posiada smocza krew. Co prawda, nie dla każdego ingrediencja była dostępna, ale na poczet badań mogła zdobyć kilka próbek - jeśli nie z ręki Ministerstwa, to z cichym wsparciem jej męża.
- ..oby nie tak mocna, by rozsadzić kociołek - wygięła usta wesoło, odpowiadając Victorii podobnym wyrazem, ale ust nie zakrywała, księgę, uparcie trzymając przed sobą. Chwilami wydawało się, że Nott nie zwraca uwagi na zapisaną pośród stronic treść, ale dłoń mechanicznie przesunęła kartkę, nie odnajdując poszukiwanej wiedzy - Chyba łatwo było sie tego po mnie spodziewać - poruszyła ramieniem, dostrzegając przewidywalny? pomysł. Co prawda, smokami nie interesowała się tak intensywnie, jak rodowymi aetonanami, ale kilka badawczych wypraw i obecność osób z tematem związanym sprawiały, że sięgała wiedzą do tak majestatycznych i szlachetnych gadów. Nawet w kwestii składników - chociaż zakładam, że to twój tok myślenia będzie miał szansę zaistnieć dla naszego celu - za przykładem szlachcianki zamknęła trzymane tomiszcze i odłożyła na stolik obok siebie. Teoria ich badań nie była tak prosta, a przez to w pewien sposób żmudna. Trzeba było jednak mieć podstawy do bardziej praktycznych działań.
- Oczywiście - potwierdziła, oddając przyjaciółce prym dowodzenia planem. Nie byłą to łatwa funkcja, pamiętała, że sama czuła ciężar odpowiedzialności, starając sie przygotować i rozdzielić każdemu zadania, w którym mógłby odnaleźć się najlepiej - Może po drodze trafię na pomysł ingrediencji towarzyszącej, ale na chwilę obecną, chyba mamy co robić - czarnowłosa splotła dłonie przed sobą, a ciało oparła o znajdujący się obok filar - drogą epistolarnej konwersacji dojdziemy do konsensusu. Jeśli ktokolwiek osiągnie większy sukces, i tak spotkamy się, by przetestować odkrycie i uszlachetnić recepturę - przechyliła głowę - króliki? - zasugerowała po chwili namysłu - chyba będzie najłatwiej, potem, konieczny będzie...ochotnik - mrugnęła jednym okiem, zastanawiając się, czy ministerstwo zechce podesłać im takowego śmiałka. Byli maniacy, którzy bez kłopotu poddawali się podobnym testom.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Cieszyłam się, że tak łatwo przyszło nam się porozumieć w tych różnych kwestiach. Bałam się na początku, że każdy z nas będzie miał swój pogląd na daną sprawę i trudno nam będzie dojść do jakiegoś porozumienia, ale bardzo dobrze zrobiłam biorąc do pomocy właśnie Inarę, bo z kim jak nie z nią, mogłam wymyślić coś wielkiego? Ten eliksir może nie był szczytem naszych umiejętności, ot połączenie ze sobą kilku ingrediencji, znalezienie złotego środka, wyważenia alchemicznej struktury w celu nadania jej odpowiednich właściwości. Ale dla mnie był to duży krok, aby zaistnieć w naukowym świecie. Nie obchodziło mnie kto będzie z tego korzystał i na jakiś zasadach, ważne było, że ja to zrobiłam i jeśli tylko będzie się sprawdzać, to zbiorę za to pochwały. Ja oraz moi towarzysze, warto o tym pamiętać.
Kiwałam co jakiś czas głową zgadzając się, w gruncie rzeczy, ze słowami przyjaciółki. Na jej stwierdzenie, z szerokim uśmiechem, wzruszyłam tylko ramionami.
- To nie swój kociołek wybuchnę - zażartowałam.
Oczywiście nie chciałam, aby cokolwiek złego stało się lady Nott, wiedziałam jednak, że zachowa pełen profesjonalizm i zadba o to, aby włos jej z głowy nie spadł. Nie chciałabym mieć jej na swoim sumieniu. Co to, to nie. Ale Inara była doświadczoną alchemiczką i wiedziała co robi, będzie działać tak, by wszystko było pod kontrolą. Ufałam jej zdolnościom i niesamowitemu talentowi.
- Mając męża, który jest zaangażowany w takie kwestie? Absolutnie - puściłam jej delikatnie oczko.
Miałam ogromną nadzieję, że zdobycie takiego składnika nie będzie dla Inary problemem, wiedziałam jednak, że może mieć rację co do właściwości smoczej krwi. Trzymałam więc mocno kciuki za jej część badań i liczyłam na to, że się powiedzie.
- Jak to się mówi? Nie mów hop zanim zaklęcie nie zadziała? - uśmiechnęłam się. - Skąd wiesz, może to właśnie tobie pójdzie lepiej ode mnie? Jeszcze zobaczymy.
Nie zakładałabym z góry, że to moja część badań zostanie wykorzystana. Faktem było, że była bardziej pewna, gdy część Inary podchodziła raczej pod eksperyment, ale być może odkryjemy coś nowego? Coś niezwykłego? I popchnie nas to do dalszych badań? Kto wie. Wysłuchałam swój lady Nott, co jakiś czas delikatnie przytakując jej.
- Będzie tak jak mówisz i królik wydaje się być odpowiednim zwierzęciem do doświadczeń - zamyśliłam się na chwilę. - A jak dojdzie co do czego, to poszukamy ochotnika. Myślę, że Ministerstwo może pomóc nam w tej kwestii wysyłając po prostu kogoś ze swoich szeregów. Myślę, że warto będzie się zwrócić o to do nich w tej sprawie.
Spotkanie właściwie dobiegło końca. Wszystko zostało omówione, zadania rozdzielone i należało się skupić teraz na poszczególnych częściach. A gdy wszystko sprawdzimy i zbierzemy wyniki, to spotkamy się ponownie, aby zakończyć nasze badania w wielkim stylu. Bo jestem pewna, że nam wyjdzie i chociaż, jak chyba każdy, miałam jakieś obawy, to byłam pełna pozytywnej energii ciesząc się, że w końcu robimy wspólnie coś ciekawego.
Kiwałam co jakiś czas głową zgadzając się, w gruncie rzeczy, ze słowami przyjaciółki. Na jej stwierdzenie, z szerokim uśmiechem, wzruszyłam tylko ramionami.
- To nie swój kociołek wybuchnę - zażartowałam.
Oczywiście nie chciałam, aby cokolwiek złego stało się lady Nott, wiedziałam jednak, że zachowa pełen profesjonalizm i zadba o to, aby włos jej z głowy nie spadł. Nie chciałabym mieć jej na swoim sumieniu. Co to, to nie. Ale Inara była doświadczoną alchemiczką i wiedziała co robi, będzie działać tak, by wszystko było pod kontrolą. Ufałam jej zdolnościom i niesamowitemu talentowi.
- Mając męża, który jest zaangażowany w takie kwestie? Absolutnie - puściłam jej delikatnie oczko.
Miałam ogromną nadzieję, że zdobycie takiego składnika nie będzie dla Inary problemem, wiedziałam jednak, że może mieć rację co do właściwości smoczej krwi. Trzymałam więc mocno kciuki za jej część badań i liczyłam na to, że się powiedzie.
- Jak to się mówi? Nie mów hop zanim zaklęcie nie zadziała? - uśmiechnęłam się. - Skąd wiesz, może to właśnie tobie pójdzie lepiej ode mnie? Jeszcze zobaczymy.
Nie zakładałabym z góry, że to moja część badań zostanie wykorzystana. Faktem było, że była bardziej pewna, gdy część Inary podchodziła raczej pod eksperyment, ale być może odkryjemy coś nowego? Coś niezwykłego? I popchnie nas to do dalszych badań? Kto wie. Wysłuchałam swój lady Nott, co jakiś czas delikatnie przytakując jej.
- Będzie tak jak mówisz i królik wydaje się być odpowiednim zwierzęciem do doświadczeń - zamyśliłam się na chwilę. - A jak dojdzie co do czego, to poszukamy ochotnika. Myślę, że Ministerstwo może pomóc nam w tej kwestii wysyłając po prostu kogoś ze swoich szeregów. Myślę, że warto będzie się zwrócić o to do nich w tej sprawie.
Spotkanie właściwie dobiegło końca. Wszystko zostało omówione, zadania rozdzielone i należało się skupić teraz na poszczególnych częściach. A gdy wszystko sprawdzimy i zbierzemy wyniki, to spotkamy się ponownie, aby zakończyć nasze badania w wielkim stylu. Bo jestem pewna, że nam wyjdzie i chociaż, jak chyba każdy, miałam jakieś obawy, to byłam pełna pozytywnej energii ciesząc się, że w końcu robimy wspólnie coś ciekawego.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie każde spotkanie w grupie kończyło się faktycznym dążeniem do celu. Inara pamiętała jeszcze w szkole, że podczas przygotowywanych zadaniach, zdarzały się jednostki, z którymi ciężko było pracować i osiągnąć jakikolwiek wymierny efekt. Spotkanie w sprawie nowego eliksiru i zadania wyznaczonego przez Ministerstwo mijało szybciej niż się spodziewała. I wcale nie chodziło o czasowe skrócenie. Bez kłopotu dogadywała się z zebranymi, a z przyjaciółką bez przeszkód znalazły naukową nić porozumienia, a na której oparły dalszy proces badań - ...Byle nie wybuchał w twarz - zakończyła puentą nawet nie kryjąc się ze śmiechem, który rozbrzmiał w pomieszczeniu. Głos szybko ucichł, gdy zza jednej z półek wychyliła się głowa jednej z obsługujących bibliotekarek, która kładąc wskazujący palec na ustach, uciszyła alchemiczkę. Inara kiwnęła głową, ale uśmiech nie zgasł z ust, który przekazała arystokratce - Chyba rzeczywiście czas na nas - poruszyła ramieniem i już ze ściszonym tonem nachyliła się do Victorii - czas, magia i alchemia pokażą, która strona pomysłu będzie najskuteczniejsza - potwierdziła, zamykając do tej pory wertowaną księgę. Nie odkładała jej jednak ani na stolik obok, ani na półkę. Wsunęła stare, wytarte czasem tomiszcze pod ramię, by z większa dbałością przejrzeć zawartość wybranej pozycji - już we własnej pracowni. I spróbować wykorzystać elementy, które zaprzątały jej głowę pomysłami. Smocza krew była potężną ingrediencją, ale tak duża intensywność zawarta w składzie, w równym stopniu mogła pomóc, jak i stać się przyczyną rozpadu. Trochę jak z truciznami. Z założenia mogły zabijać zawartą w nich mocą, ale odpowiednia dawka mogła zdziałać cuda, jako lekarstwo - Zakładam, że będą chętni na współpracę. Jeśli na się uda...cóż, zakładam, że skorzysta nie tylko Ministerstwo - a przynajmniej taką miała nadzieję - W takim razie, to chyba wszystko? - pytanie było retoryczne. Zadanie były rozdzielone, każdy wiedział, czym miał się zająć. Pozostało przystąpić do dzieła. Początkowe obawy, że pierwsze spotkanie może fatumowo zakończyć się fiaskiem, odpłynęło w niepamięć. Zapał i energia, którą roztaczała jej przyjaciółka, były zaraźliwe. I z tak pozostawionym na ustach uśmiechem, opuściła bibliotekę, kierując się w końcu do własnej pracowni.
| zt Inara i Vici
| zt Inara i Vici
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
16 maj
Niepokoiłem się. Początkowo ignorowałem wszystkie dziwne rzeczy dziejące się wokół mnie uważając, że mają związek z anomaliami, że tak teraz po prostu świat wygląda i muszę się do tego przyzwyczaić. Teraz zaś... sam nie wiedziałem. Ranione przez zwierze ramie goiło się powoli, a przecież minęły od tamtego momentu już prawie ponad trzy tygodnie. Zostały użyte przecież zaklęcia lecznicze, a mimo to wszystko zabliźniało się dość paskudnie. Ciągle zdarzało mi się odczuwać bolesne rwanie gdy podnosiłem coś cięższego. Też trochę chyba byłem nico bardziej drażliwy, chociaż w to akurat nie do końca wierzyłem pomimo słuchania o tym od co poniektórych. Dobra, faktycznie doszło mi kilka nadprogramowych problemów, lecz ciągle nie uważałem, że to było coś z czym nie dałbym sobie rady. Wcale się więc nie zmieniłem tylko to ludzie wokół nieco bardziej przeżywali i tu akurat mieli często do tego swoje powody. Powiedzmy. Tego się trzymałem.
To wszystko nie było jednak powodem dla którego znajdowałem się dziś właśnie tutaj. Bo wszystko to potrafiłem się jakoś wyjaśnić, lecz tego dlaczego srebro przepala mi skórę już nie. Cała moja wewnętrzna strona dłoni była ponaznaczana czerwonymi pręgami. Już bledszymi, praktycznie się gojącymi, lecz nie tak dawno wcale tak nie wyglądały. Zauważyłem je jakoś podczas potopu Rudery. Trochę mi to zajęło lecz zrozumiałem, że są to ślady po pierścionku Lily, a samych poparzeń nabawiłem się podczas tańców w pubie. To już mnie trochę wystraszyło. Może nie byłem jakimś znawcą magicznych stworzeń, lecz w mugolskiej kulturze siedziałem dość głęboko i zdążyłem naczytać się książek i naoglądać filmów by mieć przypuszczenia. Dziś tu przybyłem mając w zamiarze je rozwiać. Innej opcji za bardzo nie dopuszczałem do myśli. Wdreptałem więc do wnętrza biblioteki i po dłuższej chwili błądzenia po działach trafiłem właśnie tutaj. W końcu szukałem magicznej literatury, nic mi dzisiaj po mugolskiej. Problem polegał jednak w tym momencie na znalezieniu odpowiedniej książki. To szło mi już jak po gruzie. Przebrnąłem przez alchemie,numerologie, ekonomie...gdzie oni kurwa mają coś o zwierzętach? Błądziłem po regałach, wyraźnie czegoś szukając. Bibliotekarka która zajrzała do pomieszczenia nie poświęciła mi chwili najwyraźniej spłoszona moim wyglądem.
Niepokoiłem się. Początkowo ignorowałem wszystkie dziwne rzeczy dziejące się wokół mnie uważając, że mają związek z anomaliami, że tak teraz po prostu świat wygląda i muszę się do tego przyzwyczaić. Teraz zaś... sam nie wiedziałem. Ranione przez zwierze ramie goiło się powoli, a przecież minęły od tamtego momentu już prawie ponad trzy tygodnie. Zostały użyte przecież zaklęcia lecznicze, a mimo to wszystko zabliźniało się dość paskudnie. Ciągle zdarzało mi się odczuwać bolesne rwanie gdy podnosiłem coś cięższego. Też trochę chyba byłem nico bardziej drażliwy, chociaż w to akurat nie do końca wierzyłem pomimo słuchania o tym od co poniektórych. Dobra, faktycznie doszło mi kilka nadprogramowych problemów, lecz ciągle nie uważałem, że to było coś z czym nie dałbym sobie rady. Wcale się więc nie zmieniłem tylko to ludzie wokół nieco bardziej przeżywali i tu akurat mieli często do tego swoje powody. Powiedzmy. Tego się trzymałem.
To wszystko nie było jednak powodem dla którego znajdowałem się dziś właśnie tutaj. Bo wszystko to potrafiłem się jakoś wyjaśnić, lecz tego dlaczego srebro przepala mi skórę już nie. Cała moja wewnętrzna strona dłoni była ponaznaczana czerwonymi pręgami. Już bledszymi, praktycznie się gojącymi, lecz nie tak dawno wcale tak nie wyglądały. Zauważyłem je jakoś podczas potopu Rudery. Trochę mi to zajęło lecz zrozumiałem, że są to ślady po pierścionku Lily, a samych poparzeń nabawiłem się podczas tańców w pubie. To już mnie trochę wystraszyło. Może nie byłem jakimś znawcą magicznych stworzeń, lecz w mugolskiej kulturze siedziałem dość głęboko i zdążyłem naczytać się książek i naoglądać filmów by mieć przypuszczenia. Dziś tu przybyłem mając w zamiarze je rozwiać. Innej opcji za bardzo nie dopuszczałem do myśli. Wdreptałem więc do wnętrza biblioteki i po dłuższej chwili błądzenia po działach trafiłem właśnie tutaj. W końcu szukałem magicznej literatury, nic mi dzisiaj po mugolskiej. Problem polegał jednak w tym momencie na znalezieniu odpowiedniej książki. To szło mi już jak po gruzie. Przebrnąłem przez alchemie,numerologie, ekonomie...gdzie oni kurwa mają coś o zwierzętach? Błądziłem po regałach, wyraźnie czegoś szukając. Bibliotekarka która zajrzała do pomieszczenia nie poświęciła mi chwili najwyraźniej spłoszona moim wyglądem.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Strych Lunary pełen był książek. Uwielbiała ich zapach, fakturę okładek a także miękkość papieru i ciężar w dłoni. Lubiła je też za to, że dawały możliwość spędzenia wieczoru z filiżanką ulubionej herbaty i przy fascynującej lekturze. Najbardziej ceniła je jednak za to, jak wiele potrafiły dać czytelnikowi. Z jednej strony ich dar spełniał funkcję czysto rozrywkową - zabierał umysł czytającego na szerokie pola wyobraźni, snując przed nim zawiłe i wciągające opowieści. Potrafiły jednak również nieść ze sobą wiedzę, dziesiątki tysięcy informacji spisanych na stronicach, gotowych by je odczytać i znaleźć odpowiedź na dręczące człowieka pytania. Nie bez kozery kogoś z dużą wiedzą często określało się mianem "oczytanego". Jednak nawet ktoś dogłębnie znający dany temat, nigdy nie mógł osiąść na laurach - informacji na konkretne zagadnienia przybywało z roku na rok coraz więcej, czasem ciężko było nadążyć za nowinkami ze świata nauki, historii czy astronomii.
Dlatego też Lunara czytała. Dużo. Każda z książek, które znajdowały się w jej posiadaniu została przeczytana od deski do deski, i to często po kilka razy. Zarówno te zawierające ciekawe opowieści, jak i poradniki, encyklopedie i przewodniki. Jednak jej głód wiedzy wybiegał zdecydowanie dalej niż niewielka domowa biblioteczka. Stąd też jej obecność w Bibliotece Londyńskiej - odwiedzenie tego miejsca było dla niej równie ekscytujące co wyprawa do sklepu z zabawkami dla dziecka. Wiele zawdzięczała tutejszym książkom - szczególnie tym zawierającym szczegółowe informacje na temat... właśnie magicznych zwierząt.
Na mężczyznę krążącego po bibliotece nie zwróciła uwagi. Przynajmniej na początku. Szybko jednak złapała się na tym, że jego obecność zwyczajnie wyrywa ją z lektury. Próbowała to zignorować, jednak zaraz okazało się, że zamiast skupiać się na literach, mimowolnie próbuje wyłapać odgłos jego kroków. Było to raczej irytujące, nie na tyle jednak, by zdecydowała się podjąć jakąkolwiek akcję. Były w końcu odpowiednie osoby, których zadaniem było...
- Och, na słodką Rowenę - warknęła do siebie, widząc, że bibliotekarka również spostrzegła najwyraźniej zagubionego jegomościa, jednak zaraz wykonała w tył zwrot i zniknęła za którymś z odległych regałów. Z głośnym trzaskiem Lunara zamknęła opasły tom Klasyfikacji magicznych stworzeń i postanowiła jednak ruszyć się z miejsca.
- Przepraszam. - zaczęła, podchodząc parę kroków i stając na końcu alejki, w której zatrzymał się akurat mężczyzna. Miała nadzieję, że w jej głosie nie słychać irytacji, którą odczuwała - Może zabrzmi to absurdalnie, ale rozprasza mnie pan, nie mogę się skupić na lekturze. Widzę, że bibliotekarka nie kwapi się do pomocy, więc może ja wskażę panu odpowiedni dział. Dość dobrze znam to miejsce.
Dlatego też Lunara czytała. Dużo. Każda z książek, które znajdowały się w jej posiadaniu została przeczytana od deski do deski, i to często po kilka razy. Zarówno te zawierające ciekawe opowieści, jak i poradniki, encyklopedie i przewodniki. Jednak jej głód wiedzy wybiegał zdecydowanie dalej niż niewielka domowa biblioteczka. Stąd też jej obecność w Bibliotece Londyńskiej - odwiedzenie tego miejsca było dla niej równie ekscytujące co wyprawa do sklepu z zabawkami dla dziecka. Wiele zawdzięczała tutejszym książkom - szczególnie tym zawierającym szczegółowe informacje na temat... właśnie magicznych zwierząt.
Na mężczyznę krążącego po bibliotece nie zwróciła uwagi. Przynajmniej na początku. Szybko jednak złapała się na tym, że jego obecność zwyczajnie wyrywa ją z lektury. Próbowała to zignorować, jednak zaraz okazało się, że zamiast skupiać się na literach, mimowolnie próbuje wyłapać odgłos jego kroków. Było to raczej irytujące, nie na tyle jednak, by zdecydowała się podjąć jakąkolwiek akcję. Były w końcu odpowiednie osoby, których zadaniem było...
- Och, na słodką Rowenę - warknęła do siebie, widząc, że bibliotekarka również spostrzegła najwyraźniej zagubionego jegomościa, jednak zaraz wykonała w tył zwrot i zniknęła za którymś z odległych regałów. Z głośnym trzaskiem Lunara zamknęła opasły tom Klasyfikacji magicznych stworzeń i postanowiła jednak ruszyć się z miejsca.
- Przepraszam. - zaczęła, podchodząc parę kroków i stając na końcu alejki, w której zatrzymał się akurat mężczyzna. Miała nadzieję, że w jej głosie nie słychać irytacji, którą odczuwała - Może zabrzmi to absurdalnie, ale rozprasza mnie pan, nie mogę się skupić na lekturze. Widzę, że bibliotekarka nie kwapi się do pomocy, więc może ja wskażę panu odpowiedni dział. Dość dobrze znam to miejsce.
You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
To nie tak, że nie lubiłem literatury, bo przecież umiałem czytać i w ogóle posiadałem też swój niewielki księgozbiór. Była to jednak literatura konkretna bo dotycząca historii i tez nie byle jakiej bo mugolskiej. Przewijały się tam też inne smaczki w postaci ciekawszych opowieści, lecz to nie było nic naukowego. Ot, kawałek pergaminu zapisanego drukiem do jakiegoś zimnego piwa w bardziej upalny bądź deszczowy dzień. Nie miało to nic wspólnego z wiedzą, a tym bardziej magiczną, która była jeszcze bardziej abstrakcyjna od tej mugolskiej więc...
- Ja pierdolę... - to zajmie wieczność. Westchnąłem marudnie, wciskając w wielki, sięgający sufitu regał wyciągniętą książkę. Nie wiedziałem czego konkretnie szukam, więc wyciągnąłem coś na pałę i nie wiele mi to dało prócz rozmyślania nad tym, czy faktycznie znajduję się w odpowiednim dziale. Pociągnąłem nosem, włożyłem ręce w kieszenie kurtki i przesunąłem się na drugi koniec pomieszczenia, by potem dokonać relokacji jeszcze tak z sześciokrotnie. Trzymałem teraz kolejną książkę. Ze wszystkich na półce wybrałem tą najcieńszą bo wiedzę w końcu należało dawkować, prawda? Do tego nazwisko autora kojarzyło mi się z jakąś typową hogwardzką lampuciarą. Pomimo iż zapowiadało się dobrze, wnętrze wyglądało jak jakaś brokatowa kolorowanka. Podniosłem wówczas swoje spojrzenie wyżej, by po raz dziesiąty zawiesić je na tabliczce z emaliowanego złota na której wyżłobione litery oznajmiały, że to naprawdę dział poświęcony magicznym stworzeniom. Zamknąłem lekturę i wsunąłem ją w regał. Miałem zamiar kontynuować swoje bezowocne buszowanie, lecz chyba ktoś zwrócił na mnie uwagę. Uniosłem synchronicznie brwi wyżej.
- Ja...? - rozejrzałem się upewniając się że chodzi o mnie, też jakoś starałem się zweryfikować, czy skądś ją znam - Nie wiedziałem - naprawdę nie wiedziałem, że chodzenie może przeszkadzać w nauce, lecz w sumie co ja tam mogę wiedzieć - za wiele nigdy się nie uczyłem. Właściwie miałem już olać jej ofertę, lecz gdy zerknąłem w kolejną alejkę i zobaczyłem, że książki na mnie patrzą (tak, miały oczy) to trochę straciłem na rezonie. To było okropnie niepokojące - Właściwie... - jak to rozegrać.... Hmmm... - Ostatnio w mojej piwnicy zalęgło się coś, co mój kuzyn nazywa Ghulem. Jest takie małe, łyse i w ogóle wygląda jak mieszanka kartofla z człowiekiem i nie mam pojęcia jak się tym zajmować. W Hogwarcie za bardzo nie uważałem, a teraz... trochę przerasta mnie mnie wybranie coś z tego - Zacząłem drapać się po głowie patrząc na piętrzącą się ponad mnie (dosłownie) wiedzę - W cholerę tego...
- Ja pierdolę... - to zajmie wieczność. Westchnąłem marudnie, wciskając w wielki, sięgający sufitu regał wyciągniętą książkę. Nie wiedziałem czego konkretnie szukam, więc wyciągnąłem coś na pałę i nie wiele mi to dało prócz rozmyślania nad tym, czy faktycznie znajduję się w odpowiednim dziale. Pociągnąłem nosem, włożyłem ręce w kieszenie kurtki i przesunąłem się na drugi koniec pomieszczenia, by potem dokonać relokacji jeszcze tak z sześciokrotnie. Trzymałem teraz kolejną książkę. Ze wszystkich na półce wybrałem tą najcieńszą bo wiedzę w końcu należało dawkować, prawda? Do tego nazwisko autora kojarzyło mi się z jakąś typową hogwardzką lampuciarą. Pomimo iż zapowiadało się dobrze, wnętrze wyglądało jak jakaś brokatowa kolorowanka. Podniosłem wówczas swoje spojrzenie wyżej, by po raz dziesiąty zawiesić je na tabliczce z emaliowanego złota na której wyżłobione litery oznajmiały, że to naprawdę dział poświęcony magicznym stworzeniom. Zamknąłem lekturę i wsunąłem ją w regał. Miałem zamiar kontynuować swoje bezowocne buszowanie, lecz chyba ktoś zwrócił na mnie uwagę. Uniosłem synchronicznie brwi wyżej.
- Ja...? - rozejrzałem się upewniając się że chodzi o mnie, też jakoś starałem się zweryfikować, czy skądś ją znam - Nie wiedziałem - naprawdę nie wiedziałem, że chodzenie może przeszkadzać w nauce, lecz w sumie co ja tam mogę wiedzieć - za wiele nigdy się nie uczyłem. Właściwie miałem już olać jej ofertę, lecz gdy zerknąłem w kolejną alejkę i zobaczyłem, że książki na mnie patrzą (tak, miały oczy) to trochę straciłem na rezonie. To było okropnie niepokojące - Właściwie... - jak to rozegrać.... Hmmm... - Ostatnio w mojej piwnicy zalęgło się coś, co mój kuzyn nazywa Ghulem. Jest takie małe, łyse i w ogóle wygląda jak mieszanka kartofla z człowiekiem i nie mam pojęcia jak się tym zajmować. W Hogwarcie za bardzo nie uważałem, a teraz... trochę przerasta mnie mnie wybranie coś z tego - Zacząłem drapać się po głowie patrząc na piętrzącą się ponad mnie (dosłownie) wiedzę - W cholerę tego...
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
- Nie szkodzi - mruknęła, choć na tyle cicho, że nie była pewna, czy mężczyzna ją usłyszał. Nie miało to też w sumie większego znaczenia. Właściwie teraz zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, zaczepiając go. Tym bardziej, że, przynajmniej z początku, nie wydawał się jej pomocą zainteresowany. Wiedziała, że honor jest dla mężczyzn niezwykle istotny. Była ciekawa czy ten konkretny osobnik tak bardzo cenił swoje ego, że pogardzi jej ofertą, czy też może jednak schowa je do kieszeni. Pozwoliła sobie na przewrócenie oczami, kiedy mężczyzna bez konkretniejszej odpowiedzi na jej zapytanie postanowił jednak na wszelki wypadek zajrzeć za kolejny regał - zapewne w nadziei, że jednak sam sobie poradzi. Niemal zabawne było patrzenie jak jednak daje się skusić wizją znacznie szybszego odnalezienia właściwej książki. Takie trudne to było?
- Ghul? - powtórzyła za nim zaskoczona.
Szczerze powiedziawszy, nigdy nie interesowała się bardziej tymi przedziwnymi, humanoidalnymi stworzeniami, nie wiedziała więc o nich wiele. Na całe szczęście, nie zaoferowała mu się z pomocą w kwestii bezpośredniego podzielenia się informacjami na temat konkretnego magicznego stworzenia. To byłby dopiero wstyd, kiedy tak się w duchu podśmiewała z jego ego, gdyby teraz nie potrafiła mu wskazać drogi! Pomijając jednak swoje chwilowe skonsternowanie, była mu w stanie powiedzieć, gdzie znajdują się konkretne książki na ten konkretny temat - na szczęście.
- Zdecydowanie szukał pan w złym miejscu. - odparła szybko. - Czemu właściwie nie zerknął pan do tematycznego spisu przy wejściu? - może i bibliotekarka nie była zbyt pomocna, ale zawsze można było odnaleźć poszukiwaną książkę właśnie w tym magicznym spisie! Lunara korzystała z niego bardzo często, w końcu nawet ona nie była w stanie spamiętać, gdzie spośród tylu książek znajdzie tę jedną, konkretną. Tym bardziej, gdy poszukiwała tomu traktującego o jakimś nowym, zupełnie nieznanym jej dotąd zagadnieniu! Księgi mówiące o ghulach mijała jednak dość często, pamiętała gdzie je znaleźć, odwróciła się więc by wyjść z alejki i ruszyć przed siebie ku odpowiednim regałom.
- Nie wiem, jakiej konkretnie pan szuka, ale sądząc po tytułach, na którejś z tych półek powinien pan odnaleźć odpowiedzi na swoje pytania - wskazała mu odpowiednią szafkę. - Zamierza pan zrobić z niego zwierzątko domowe? - dopytała jeszcze z ciekawości. Doskonale wiedziała, że ghule są paskudne wizualnie, nie były więc zbyt reprezentacyjne jak kuguchary czy psidwaki, przy odrobinie pracy nadawały się jednak na pupili.
- Ghul? - powtórzyła za nim zaskoczona.
Szczerze powiedziawszy, nigdy nie interesowała się bardziej tymi przedziwnymi, humanoidalnymi stworzeniami, nie wiedziała więc o nich wiele. Na całe szczęście, nie zaoferowała mu się z pomocą w kwestii bezpośredniego podzielenia się informacjami na temat konkretnego magicznego stworzenia. To byłby dopiero wstyd, kiedy tak się w duchu podśmiewała z jego ego, gdyby teraz nie potrafiła mu wskazać drogi! Pomijając jednak swoje chwilowe skonsternowanie, była mu w stanie powiedzieć, gdzie znajdują się konkretne książki na ten konkretny temat - na szczęście.
- Zdecydowanie szukał pan w złym miejscu. - odparła szybko. - Czemu właściwie nie zerknął pan do tematycznego spisu przy wejściu? - może i bibliotekarka nie była zbyt pomocna, ale zawsze można było odnaleźć poszukiwaną książkę właśnie w tym magicznym spisie! Lunara korzystała z niego bardzo często, w końcu nawet ona nie była w stanie spamiętać, gdzie spośród tylu książek znajdzie tę jedną, konkretną. Tym bardziej, gdy poszukiwała tomu traktującego o jakimś nowym, zupełnie nieznanym jej dotąd zagadnieniu! Księgi mówiące o ghulach mijała jednak dość często, pamiętała gdzie je znaleźć, odwróciła się więc by wyjść z alejki i ruszyć przed siebie ku odpowiednim regałom.
- Nie wiem, jakiej konkretnie pan szuka, ale sądząc po tytułach, na którejś z tych półek powinien pan odnaleźć odpowiedzi na swoje pytania - wskazała mu odpowiednią szafkę. - Zamierza pan zrobić z niego zwierzątko domowe? - dopytała jeszcze z ciekawości. Doskonale wiedziała, że ghule są paskudne wizualnie, nie były więc zbyt reprezentacyjne jak kuguchary czy psidwaki, przy odrobinie pracy nadawały się jednak na pupili.
You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
- No, Ghul. Takie brzydkie, pomarszczone i prawie łyse coś. Gdy pierwszy raz to zobaczyłem to pomyślałem że to jakiś zasuszony, skarlały dziadek ale trochę za żwawo się na czworaka poruszał. Heh. Jest gdzieś taki o... - ograniczyłem przestrzeń między podłoga, a moją ręką nieco ponad linię mojego kolana - ...kiedy pełza, czy tam kuca. Pocieszne chuchro - trochę tłumaczyłem, a trochę się też chwaliłem jak taka baba co w poczekalni magiozoologicznej opowiada innym o swoich zwierzakach. Właściwie Erni, jakby nie patrzeć był moim pierwszym stworzeniem za które miałem wziąć odpowiedzialność. Patyczaków za Hoga nie liczyłem.
- Co? Spis...? Jaki spis - nie zdawałem sobie sprawy z istnienia takich rzeczy. Nie umiałem poruszać się po bibliotece. To nie był mój teren zresztą chyba to było po mnie widać - to, że pasuję tu jak pięść do twarzy.
- Matt wystarczy - zaznaczyłem i uśmiechnąłem się po tym, jak po raz kolejny zwróciła się do mnie per pan - I dzięki, nie pamiętam kiedy ostatni raz odwiedzałem bibliotekę, to było chyba coś za Hoga - i to pewnie jeszcze za karę, heh - Kawał czasu, nie? - nie chwaliłem się i nie skarżyłem. Gadałem w sumie od tak nawet nie myśląc o tym, jakie to może rzucać na mnie światło.
- No może nie zwierzątko domowe ale fajnie byłoby wiedzieć, jak to zrobić by nawzajem żyło nam się jakoś w miarę dobrze na jednej przestrzeni, co nie? Przecież nie wywalę go za drzwi, a tym bardziej zgłaszać ministerstwu by go eksmitowali. Im teraz, tym z Ministerstwa to strach dać do ręki kawał zaschniętego gówna, a co dopiero wpuścić do domu i dać im Erniego - trudno było powiedzieć co było gorsze od drugiego - Ernie to ten ghul - Wyjaśniłem zdając sobie z czegoś sprawę - Nie pracujesz chyba dla ministerstwa, co? - trochę po fakcie skumałem, że może przecież jest z tego powalonego grajdołka. Głupio by było, skoro mi tu pomagała, a ja mówiłem takie rzeczy.
- Co? Spis...? Jaki spis - nie zdawałem sobie sprawy z istnienia takich rzeczy. Nie umiałem poruszać się po bibliotece. To nie był mój teren zresztą chyba to było po mnie widać - to, że pasuję tu jak pięść do twarzy.
- Matt wystarczy - zaznaczyłem i uśmiechnąłem się po tym, jak po raz kolejny zwróciła się do mnie per pan - I dzięki, nie pamiętam kiedy ostatni raz odwiedzałem bibliotekę, to było chyba coś za Hoga - i to pewnie jeszcze za karę, heh - Kawał czasu, nie? - nie chwaliłem się i nie skarżyłem. Gadałem w sumie od tak nawet nie myśląc o tym, jakie to może rzucać na mnie światło.
- No może nie zwierzątko domowe ale fajnie byłoby wiedzieć, jak to zrobić by nawzajem żyło nam się jakoś w miarę dobrze na jednej przestrzeni, co nie? Przecież nie wywalę go za drzwi, a tym bardziej zgłaszać ministerstwu by go eksmitowali. Im teraz, tym z Ministerstwa to strach dać do ręki kawał zaschniętego gówna, a co dopiero wpuścić do domu i dać im Erniego - trudno było powiedzieć co było gorsze od drugiego - Ernie to ten ghul - Wyjaśniłem zdając sobie z czegoś sprawę - Nie pracujesz chyba dla ministerstwa, co? - trochę po fakcie skumałem, że może przecież jest z tego powalonego grajdołka. Głupio by było, skoro mi tu pomagała, a ja mówiłem takie rzeczy.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
- Wiem, czym są ghule. Po prostu mnie pan zaskoczył. Nie miałam jeszcze z nimi do czynienia. - odparła. Nie interesowała się nigdy tym tematem dogłębnie, posiadała jednak podstawową wiedzę o tym stworzeniu - jak każdy, kto interesował się magiczną fauną.
Skrzywiła się lekko, choć z początku nie odpowiedziała na jego wywód ani słowem. Nie musiała się specjalnie wysilać, by zrozumieć, że miała do czynienia raczej z prostym człowiekiem. Wskazówek było aż nadto - począwszy od faktu, że niemal z miejsca poprosił, by wołać go po imieniu, idąc dalej przez nieco podwórkową łacinę rzucaną beztrosko w towarzystwie kobiety, a skończywszy na bezpośrednim zwróceniu się do niej per "ty". Nie oceniała jednak. Nawet gdy cichy głosik z tyłu głowy podsuwał jej nieprzychylne myśli pod adresem ludzi, których mijała na ulicy, ona zaraz je uciszała. Wmawiała sobie, że jest ostatnią osobą, która powinna oceniać innych. Karciła się też, powtarzając sobie, że nawet najpodlejszy pijak z ulicy jest w większym stopniu człowiekiem niż ona sama. To pomagało odzyskać pokorę.
- Lunara Greyback - skoro już on się przedstawił, kobieta postanowiła się zrewanżować. Po cichu liczyła jednak, że mężczyzna nie zdecyduje się wołać ją bezpośrednio po imieniu. Nie spodziewała się też jednak, by musiał zapamiętywać jej miano, nie sądziła by mieli okazję się jeszcze kiedyś spotkać - Tak, domyśliłam się, że Ernie to imię ghula. I nie, nie pracuję dla ministerstwa. Jestem opiekunką hipogryfów w Salisbury - wyjaśniła.
Sama nie wiedziała czemu ale podwinęła prawy rękaw, pokazując mu przy okazji podłużną, świeżo zaleczoną i wciąż różową bliznę, która powstała gdy pomiędzy dwójką jej podopiecznych doszło do lekkiej przepychanki. Żaden z nich nie zranił jej specjalnie, ot, stało się. Szybko jednak opuściła rękaw, skupiając się ponownie na swoim rozmówcy. Posłała mu nawet lekki uśmiech.
- Doskonale więc rozumiem chęć opiekowania się nowym towarzyszem, nawet jeśli nie należy do najpiękniejszych. Mam zatem nadzieję, że znajdzie pan... że znajdziesz w tych książkach - odchrząknęła, poprawiając się i ponownie wskazała na regał, do którego go przyprowadziła - odpowiedzi na swoje pytania. Cieszę się, że mogłam pomóc.
Skrzywiła się lekko, choć z początku nie odpowiedziała na jego wywód ani słowem. Nie musiała się specjalnie wysilać, by zrozumieć, że miała do czynienia raczej z prostym człowiekiem. Wskazówek było aż nadto - począwszy od faktu, że niemal z miejsca poprosił, by wołać go po imieniu, idąc dalej przez nieco podwórkową łacinę rzucaną beztrosko w towarzystwie kobiety, a skończywszy na bezpośrednim zwróceniu się do niej per "ty". Nie oceniała jednak. Nawet gdy cichy głosik z tyłu głowy podsuwał jej nieprzychylne myśli pod adresem ludzi, których mijała na ulicy, ona zaraz je uciszała. Wmawiała sobie, że jest ostatnią osobą, która powinna oceniać innych. Karciła się też, powtarzając sobie, że nawet najpodlejszy pijak z ulicy jest w większym stopniu człowiekiem niż ona sama. To pomagało odzyskać pokorę.
- Lunara Greyback - skoro już on się przedstawił, kobieta postanowiła się zrewanżować. Po cichu liczyła jednak, że mężczyzna nie zdecyduje się wołać ją bezpośrednio po imieniu. Nie spodziewała się też jednak, by musiał zapamiętywać jej miano, nie sądziła by mieli okazję się jeszcze kiedyś spotkać - Tak, domyśliłam się, że Ernie to imię ghula. I nie, nie pracuję dla ministerstwa. Jestem opiekunką hipogryfów w Salisbury - wyjaśniła.
Sama nie wiedziała czemu ale podwinęła prawy rękaw, pokazując mu przy okazji podłużną, świeżo zaleczoną i wciąż różową bliznę, która powstała gdy pomiędzy dwójką jej podopiecznych doszło do lekkiej przepychanki. Żaden z nich nie zranił jej specjalnie, ot, stało się. Szybko jednak opuściła rękaw, skupiając się ponownie na swoim rozmówcy. Posłała mu nawet lekki uśmiech.
- Doskonale więc rozumiem chęć opiekowania się nowym towarzyszem, nawet jeśli nie należy do najpiękniejszych. Mam zatem nadzieję, że znajdzie pan... że znajdziesz w tych książkach - odchrząknęła, poprawiając się i ponownie wskazała na regał, do którego go przyprowadziła - odpowiedzi na swoje pytania. Cieszę się, że mogłam pomóc.
You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
- Ah, to widzisz, ja właśnie też nie miałem. Dziwne nie? Zważywszy to niby takie pospolite pokraki. Tak przynajmniej mi mówiono - uniosłem spojrzenie próbując sobie przypomnieć od kogo. Nic jednak mi w głowie nie zaskwierczało więc wzruszyłem beztrosko ramionami. Nie było to takie ważne - Ale skoro mówisz, że jeszcze nie miałaś to jak to jest - pracujesz ze zwierzętami? W jakimś zoo lub coś? - pytam bo w sumie co mi szkodzi podtrzymać rozmowę zwłaszcza, że przyjemnie się patrzyło na kobietę. Tak właściwie dochodziło do mnie, że wypadłem nieco z gry. Powodem była oczywiście Lily, która ciągle absorbowała moje myśli. Przez ostatni ponad miesiąc, dwa wyjątkowo mocno. Od ostatniej kłótni i rozmowy czułem jednak, że coś się zmieniało. Podświadomie chyba poszukiwałem teraz powiewu świeżości. Bibliotekary nie były co prawda w moim typie, lecz raczej nie byłem z tych wybrzydzających.
Okazało się, że faktycznie pracowała ze zwierzętami. Hipogryfami. Sąsiad Bertiego miał chyba właśnie coś takiego o ile mnie pamięć nie myliła. Było to takie całkiem spore bydle wymieszane z krową, ptakiem i psem. Blizny na przedramieniu kobiety w sumie potwierdziły to, że to nie były raczej przyjemne stworzenia. Moja własna blizn na ramieniu zakuła upominając o swoim istnieniu. Ja nie zamierzałem niczego odsłaniać i pokazywać pomimo, że kusiło trochę by potraktować zachowanie Lunary do jakiejś gry w przechwalanie się skrawkami ciała naznaczonymi odważnymi lub głupimi przygodami. Biblioteka nie była jednak odpowiednim miejscem. Kiedy więc wskazała mi regał sugerując, że nasza interakcja dobiega końca zagadałem:
- No dzięki i tak sobie myślę, skoro jesteśmy już na ty to może podałabyś mi swoją sowę? Zdajesz się być rozeznana w kwestii magicznych stworzeń, a ja cenię sobie rzetelność informacji wiesz... - oparłem się nonszalancko o tę półkę z książkami - ...myślę, że razem na pewno poodnajdujemy odpowiedź na niejedno pytanie. Nie tylko przy książkach - poruszyłem brwiami, uśmiechając się szelmowsko. Czemu by tak nie łączyć nauki z pożytecznym?
Okazało się, że faktycznie pracowała ze zwierzętami. Hipogryfami. Sąsiad Bertiego miał chyba właśnie coś takiego o ile mnie pamięć nie myliła. Było to takie całkiem spore bydle wymieszane z krową, ptakiem i psem. Blizny na przedramieniu kobiety w sumie potwierdziły to, że to nie były raczej przyjemne stworzenia. Moja własna blizn na ramieniu zakuła upominając o swoim istnieniu. Ja nie zamierzałem niczego odsłaniać i pokazywać pomimo, że kusiło trochę by potraktować zachowanie Lunary do jakiejś gry w przechwalanie się skrawkami ciała naznaczonymi odważnymi lub głupimi przygodami. Biblioteka nie była jednak odpowiednim miejscem. Kiedy więc wskazała mi regał sugerując, że nasza interakcja dobiega końca zagadałem:
- No dzięki i tak sobie myślę, skoro jesteśmy już na ty to może podałabyś mi swoją sowę? Zdajesz się być rozeznana w kwestii magicznych stworzeń, a ja cenię sobie rzetelność informacji wiesz... - oparłem się nonszalancko o tę półkę z książkami - ...myślę, że razem na pewno poodnajdujemy odpowiedź na niejedno pytanie. Nie tylko przy książkach - poruszyłem brwiami, uśmiechając się szelmowsko. Czemu by tak nie łączyć nauki z pożytecznym?
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
- Och, fakt, są dość pospolite, to jednak nie oznacza, że każdy czarodziej musi się na nie natknąć. - wyjaśniła. Istniało wiele czynników, które mogły wpłynąć na to, czy ghul gdzieś postanowi się zagnieździć. Ot, jeśli w danym domu każde pomieszczenie, łącznie ze strychem i piwnicą, było zagospodarowane, często używane i odwiedzane, szansa że zagnieździ się tam ghul była mniejsza.
Słysząc jego kolejne wypowiedzi a także dostrzegając tę rozluźnioną pozę i uśmiech, który chyba miał być zachęcającym, Lunara tylko uniosła brwi. Och na słodką Rowenę. W pierwszej chwili ta myśl nie chciała zastukać do drzwi jej umysłu, ale w końcu kobieta musiała pogodzić się z faktem - zapytanie o sowę, zaproszenie do wspólnej nauki...
Czy on właśnie próbuje ze mną flirtować?
Kobieta przez kolejną chwilę próbowała zasłonić cisnący się na jej usta uśmiech. W końcu musiała je zasłonić dłonią, bo od mięśnie policzków aż zaczęły ją boleć, kiedy usilnie próbowała powstrzymać je przed wykrzywieniem się w rozbawiony grymas. Przez chwilę zastanowiła się, czy stojący przed nią mężczyzna był na tyle naiwny, by sądzić, ze Lunara z miejsca zgodzi się na takie nieformalne spotkania. I jeszcze po tym, jak ledwo wymienili trzy zdania w bibliotece? A co, gdyby była mężatką? Och ci mężczyźni!
Odchrząknęła więc w końcu. Wypadało mu przecież dać odpowiedź. I chociaż jej sowa, Piórka, bardzo chętnie rozorałaby mu palce swoim dziobem, Lunara niestety nie zamierzała jej posyłać pod adres właśnie tego jegomościa.
- No cóż, Matthew - zaczęła, starając się by jej głos brzmiał miło. Mimo wszystko nie chciała go urazić swoimi słowami - Schlebia mi to, co mówisz, jednak niestety muszę odmówić. Jestem dość zajętą kobietą. Jeśli jednak będziesz potrzebować informacji o magicznych zwierzętach, zawsze możesz mnie odwiedzić w miejscu pracy - ciekawa była czy chociaż jej uważnie słuchał i zapamiętał, czym dokładnie się zajmowała i w którym miejscu...
Słysząc jego kolejne wypowiedzi a także dostrzegając tę rozluźnioną pozę i uśmiech, który chyba miał być zachęcającym, Lunara tylko uniosła brwi. Och na słodką Rowenę. W pierwszej chwili ta myśl nie chciała zastukać do drzwi jej umysłu, ale w końcu kobieta musiała pogodzić się z faktem - zapytanie o sowę, zaproszenie do wspólnej nauki...
Czy on właśnie próbuje ze mną flirtować?
Kobieta przez kolejną chwilę próbowała zasłonić cisnący się na jej usta uśmiech. W końcu musiała je zasłonić dłonią, bo od mięśnie policzków aż zaczęły ją boleć, kiedy usilnie próbowała powstrzymać je przed wykrzywieniem się w rozbawiony grymas. Przez chwilę zastanowiła się, czy stojący przed nią mężczyzna był na tyle naiwny, by sądzić, ze Lunara z miejsca zgodzi się na takie nieformalne spotkania. I jeszcze po tym, jak ledwo wymienili trzy zdania w bibliotece? A co, gdyby była mężatką? Och ci mężczyźni!
Odchrząknęła więc w końcu. Wypadało mu przecież dać odpowiedź. I chociaż jej sowa, Piórka, bardzo chętnie rozorałaby mu palce swoim dziobem, Lunara niestety nie zamierzała jej posyłać pod adres właśnie tego jegomościa.
- No cóż, Matthew - zaczęła, starając się by jej głos brzmiał miło. Mimo wszystko nie chciała go urazić swoimi słowami - Schlebia mi to, co mówisz, jednak niestety muszę odmówić. Jestem dość zajętą kobietą. Jeśli jednak będziesz potrzebować informacji o magicznych zwierzętach, zawsze możesz mnie odwiedzić w miejscu pracy - ciekawa była czy chociaż jej uważnie słuchał i zapamiętał, czym dokładnie się zajmowała i w którym miejscu...
You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Może i miałem tupet ale nie uważałem, że to coś złego i czułem się z tym wyjątkowo swobodnie. Byłem w końcu Bottem, a to przecież do czegoś zobowiązywało. Przykładowo do tego by bez skrępowania zagaić czarownicę o jakiś kontakt odważnie tkając przy tym odważną wizję niedalekiej przyszłości. W końcu łączyły nas już magiczne stworzenia. No dobrze, może ja sam nie byłem jakimś znawcą i nie rozróżniłbym kota od kuguchara ale no... istniała szansa że stałym się magicznym stworzeniem więc czemu by nie szukać w powalony sposób jakiegoś pozytywu tej sytuacji? Zawsze to jakiś łącznik, a kto wie, może z czasem popracowałoby się nad kolejnymi wspólnymi tematami.
-Oj, nie bądź taka, wierz mi chętnie pochlebię i pobułczę ci mocniej jak trzeba. Nie bądź taka nieśmiała, co - unoszę kąciki ust wyżej w zawadiackim uśmiechu nie rozumiejąc za specjalnie, że czarownica w tym momencie mnie spławiała. Pewnie ją po prostu zaskoczyłem lub coś. Bo tak z jednej strony nie ma czasu, a z drugiej jednak chętnie służy pomocą w razie pytań i cóż, myślę, że do następnego razu zdołam kilka przypadkowo nazbierać. Hehe - No to w porządku. Nie będę cię dziś zatrzymywał, Lunaro - puszczam jej jeszcze oczko, a potem sprowadzam ja jeszcze spojrzeniem, skoro tak się ze mną już żegnała albo też zwyczajnie sugerowała że musi już znikać. Ja sam jeszcze chwilę stałem nad tymi książkami. Wziąłem co potrzebowałem i skierowałem się w stronę wyjścia. Nie chciałem siedzieć tutaj w bibliotece bo od tego "szkolnego" klimatu kujoństwa bijącego z każdej przesadnie cichej sali w której, mógłbym przysiąc, dało się słyszeć dźwięk palonych świec chciało mi się zwyczajnie spać. A tak to jak człowiek kupię jakiś czteropak i zamelinuję się...jeszcze nie miałem pojęcia gdzie, lecz Rudera nie brzmiała źle. Kto wie, może Bertie już zdążył upichcić coś do zjedzenia? Nie musiałem się martwić tym, że uzna moje szkolenie się za dziwne. W końcu od kiedy pojawił się w naszym życiu Ernie należało o niego odpowiednio zadbać.
|zt
-Oj, nie bądź taka, wierz mi chętnie pochlebię i pobułczę ci mocniej jak trzeba. Nie bądź taka nieśmiała, co - unoszę kąciki ust wyżej w zawadiackim uśmiechu nie rozumiejąc za specjalnie, że czarownica w tym momencie mnie spławiała. Pewnie ją po prostu zaskoczyłem lub coś. Bo tak z jednej strony nie ma czasu, a z drugiej jednak chętnie służy pomocą w razie pytań i cóż, myślę, że do następnego razu zdołam kilka przypadkowo nazbierać. Hehe - No to w porządku. Nie będę cię dziś zatrzymywał, Lunaro - puszczam jej jeszcze oczko, a potem sprowadzam ja jeszcze spojrzeniem, skoro tak się ze mną już żegnała albo też zwyczajnie sugerowała że musi już znikać. Ja sam jeszcze chwilę stałem nad tymi książkami. Wziąłem co potrzebowałem i skierowałem się w stronę wyjścia. Nie chciałem siedzieć tutaj w bibliotece bo od tego "szkolnego" klimatu kujoństwa bijącego z każdej przesadnie cichej sali w której, mógłbym przysiąc, dało się słyszeć dźwięk palonych świec chciało mi się zwyczajnie spać. A tak to jak człowiek kupię jakiś czteropak i zamelinuję się...jeszcze nie miałem pojęcia gdzie, lecz Rudera nie brzmiała źle. Kto wie, może Bertie już zdążył upichcić coś do zjedzenia? Nie musiałem się martwić tym, że uzna moje szkolenie się za dziwne. W końcu od kiedy pojawił się w naszym życiu Ernie należało o niego odpowiednio zadbać.
|zt
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Im dłużej jej nowy znajomy kłapał dziobem, tym mniej Lunara chciała się z nim spotkać ponownie. Już nawet nie chodziło o to, że się jej naprzykrzał (chociaż to trochę też), tylko po prostu słuchanie go prawie ją bolało. Jeśli chciał smalić cholewki do panien, powinien zdecydowanie poćwiczyć swoją technikę podrywu, to mu mogła powiedzieć wprost. No, chyba że zadowoliłby się jakąś tępą dziewką, której największym marzeniem jest posiadanie modnej sukienki... jednak skoro już znajdowali się w bibliotece, szanse na znalezienie takowej niestety drastycznie malały. Lunara tylko popatrzyła na mężczyznę z pewną dozą politowania. Musiała mu jednak przyznać, ze miał charyzmę, a to się w sumie nieczęsto spotykało. Tak czy siak, to jednak było za mało by zachęcić Lunarę do tego typu znajomości. Pokręciła więc tylko znacząco głową, słysząc jego kolejne słowa.
- Ponownie, muszę odmówić, proszę pana - odpowiedziała, nieco bardziej stanowczo, gdy próbował ją zachęcić bułczeniem. Ech, może przechodzenie z nim na ty nie było najlepszym pomysłem. Gdyby wciąż zwracała się do niego per pan i gdyby pozostała dla niego panną Greyback, zapewne nie miałaby teraz takiego kłopotliwego adoratora. Dobrze, że przynajmniej odpuścił po jednej odmowie. Mogłoby się tu zrobić niemiło, gdyby próbował dalej nalegać.
Po cichu zaczęła liczyć na to, że mężczyzna faktycznie nie zapamiętał, gdzie pracowała i że nie będzie musiała nigdy więcej odpowiadać na jego pytania - jeśli miał się zachowywać w ten sposób, zdecydowanie lepiej by było, by ta znajomość została ucięta w tym miejscu. To nie było na nerwy Lunary, użerać się z takimi amantami.
Kiedy Lunara znów została w bibliotece sama, próbowała powrócić do przerwanej lektury, jednak w końcu musiała się poddać. Z jakiegoś powodu nadal nie mogła się skupić, koniec końców więc postanowiła sobie już na dziś odpuścić. Czytaną przez siebie książkę wzięła pod pachę i ruszyła do recepcji aby poprosić o jej wypożyczenie. Z pewnością uda jej się powrócić do lektury przed snem.
zt
- Ponownie, muszę odmówić, proszę pana - odpowiedziała, nieco bardziej stanowczo, gdy próbował ją zachęcić bułczeniem. Ech, może przechodzenie z nim na ty nie było najlepszym pomysłem. Gdyby wciąż zwracała się do niego per pan i gdyby pozostała dla niego panną Greyback, zapewne nie miałaby teraz takiego kłopotliwego adoratora. Dobrze, że przynajmniej odpuścił po jednej odmowie. Mogłoby się tu zrobić niemiło, gdyby próbował dalej nalegać.
Po cichu zaczęła liczyć na to, że mężczyzna faktycznie nie zapamiętał, gdzie pracowała i że nie będzie musiała nigdy więcej odpowiadać na jego pytania - jeśli miał się zachowywać w ten sposób, zdecydowanie lepiej by było, by ta znajomość została ucięta w tym miejscu. To nie było na nerwy Lunary, użerać się z takimi amantami.
Kiedy Lunara znów została w bibliotece sama, próbowała powrócić do przerwanej lektury, jednak w końcu musiała się poddać. Z jakiegoś powodu nadal nie mogła się skupić, koniec końców więc postanowiła sobie już na dziś odpuścić. Czytaną przez siebie książkę wzięła pod pachę i ruszyła do recepcji aby poprosić o jej wypożyczenie. Z pewnością uda jej się powrócić do lektury przed snem.
zt
You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Magiczne zbiory
Szybka odpowiedź