Wydarzenia


Ekipa forum
Robert Lupin
AutorWiadomość
Robert Lupin [odnośnik]19.02.16 19:12

Robert Otto Lupin

Data urodzenia: 3.02.1927
Nazwisko matki: Grey
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: magiczna policja
Wzrost: 178 cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: czarne kręcone
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: gęsta broda, zacięte spojrzenie; zawsze nosi przy sobie jedno dwustronne zwierciadełko



W pewnym okresie życia mężczyzny - cóż, nie wiem jak u innych, ale u mnie wyglądało to tak - przychodzi dzień, w którym chce się facet dowiedzieć o swojej przeszłości. Jeżeli o mnie chodzi, był to majowy wieczór 1947 roku. Miałem wówczas dwadzieścia lat, zarost nietęgi i twarz czerwoną od alkoholu, który polewał mi mój wuj ze Szkocji. W pewnej chwili dotarło do mnie, że jestem nikim. Zaatakowała mnie ta myśl, kiedy z nogami rozłożonymi na brudnym stole prawie usypiałem, przechylając kolejny kieliszek wprost do rozpalonego gardła. Nie udało mi się osiągnąć nic, dosłownie nic, nawet nie uczestniczyłem w wojnie czarodziejów, a z wojny mugoli też mnie odesłano po dwóch tygodniach. Dałem sobie przebić kulą kość i po dziś dzień kuleję.  
Dla kogoś, kto marzył o wszystkim - uświadomienie sobie, że jest się nikim, nic nie osiągnąłeło, ma ogromne znaczenie. Pytałem się, dokąd zmierzam? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musiałem zastanowić się nad swoją przeszłością. Jako dwudziestolatek miałem już pewne pojęcie o pewnych rzeczach. Przede wszystkim, byłem synem mego ojca i mej matki. To nie podlegało żadnej wątpliwości - nie podlegalo, prawda? Jak miałem dowiedzieć się osiem lat później: nie byłem synem mojej matki, w każdym razie nie tej, którą nazywałem matką. Moja matka zostawiła mnie pod drzwiami domu państwa Lupin. Moja biologiczna matka porzuciła mnie, zostawiając pod opieką ojca i jego żony. Moja faktyczna matka, ta która mnie wychowała, była wspaniała i nigdy nie uchyliła rąbka tej tajemnicy. Dopiero, kiedy umierała powiedziała mi o tym. O tym, że mój ojciec, czarodziej półkrwi miał dawno temu romans z matką o krwi czystej ze skazą. Moja matka, chociaż krwi mugolskiej, wychowała mnie jakbym był jej własnym synem. Ale to było osiem lat po tym, jak siedziałem pijany w barze. Na to co później, przyjdzie czas. Zatrzymajmy się jednak na tym momencie, kiedy w Walii razem ze szkockim wujem piłem i znów się nad sobą zastanawiałem.
Miałem więc pojęcie o pewnych rzeczach. O innych nie miałem. Nie wiedziałem wciąż czym jest miłość. Lubiłem śpiewać o niej piosenki i wzdychałem do jednego z wielu zdjęć, które udało mi się wyciąć z gazety. W owym czasie kochałem się w gwiazdach kina. Dni miały mi na snuciu marzeń, których nigdy nie udałoby mi się spełnić. Włóczyłem sie wieczorami po małym mieście w północnej Walii. Byłem przekonany, że nic nie osiągnąłem. Postanowiłem więc mieć z tego jakąś rozrywkę. Tu, teraz, w małym mieście w Walii. Zaraz zerwałem się i wybiegłem na ulicę. Tej nocy wydarzyło się wiele głupstw, których nigdy nie zapomnę. Nie dlatego, że byłem trzeźwy. Ale dlatego, że kolejne dwa lata siedziałem za nie w więzieniu.



Byłem jednym z tych smutnych dzieciaków, które nie chcą bawić się w kopanie piłki. Jeżeli (w obronie honoru, bądź pod czujnym okiem starszego brata) już musiałem wykazać się umiejętnościami gry zespołowej, zwykle kończyłem bez kolejnego zęba, bądź z podbitym okiem. Bo pracowanie w grupie mi nie wychodzi. Wolałem usiąść gdzieś pod drzewem, a jeżeli miałem tomik poezji - cały świat mógł dla mnie zniknąć. Wcale nie byłem lubianym dzieckiem. Pamiętam, że nie przepadałem za swoimi znajomymi z lat dziecięcych. Wydawali mi się przygłupi, a do tego wszyscy mieli wielkie nakrapiane piegami policzki. Do dziś nie znoszę piegów i z dystansem odnoszę się do ludzi, którzy je mają.  W szkole mugolskiej do której chodziłem równo pięć lat, ciągle powtarzano mi, że jestem chorobliwie aspołeczny. Przesiedziałem większość matematyki u szkolnej higienistki, która w tamtym czasie miała pozycję szkolnej pani psycholog. Była wielka i miała piegi - jak więc nietrudno zgadnąć: nie znosiłem jej. Zresztą obrzydzała uczniów jedząc przy nich kanapki ze śmierdzącymi rybami. Rozsiadała się na fotelu obok i zamiast przykładać do głowy spirytus (jak na higienistkę przystało), zaczynała rozpakowywać te swoje śmierdzące kanapki. Trwało to prawie piętnaście minut, więc zwykle nikt nie doczekiwał końca, ja jednak mogłem pochwalić się tym osiągnięciem. Nie mówiłem za dużo, więc uznała, że jestem aspołeczny. W piątej klasie już mnie nawet nikt nie powoływał do gry w piłkę.



Jak się okazało, moja asertywność wobec systemu edukacyjnego mugoli wynikała z tego, że nie byłem do końca tacy jak oni. Nie, nie byłem nimi, byłem wyjątkowy. W wieku przepisowych jedenastu lat trafiłem do szkoły w której - odnalazłem nie tylko odpowiedzi na wiele pytań, ale nawet ochotę do występowania w grze zespołowej. Byłem obrońcą, jakiego Gryffindor długo nie zapomni. Ale nie były to jakieś nadzwyczajne lata. Szkoła, jak szkoła. Nie lubiłem pisać wypracowań i męczyły mnie szlabany. W wakacje odkrywałem świat, który niegdyś porzuciłem z taką radością - świat mugolski. I wbrew pozorom okazał się on na prawdę interesujący.
Szczególnie zainteresowałem się filmem. Widziałem czarodziejskie fotografie: ruszające sie. Widziałem obrazy w Hogwarcie: ruszały się. Ale to nie było to. Film, film był potęga. Oglądałem wszystko. Od westernów, po adaptacje książek. Całe letnie wakacje przesiedziałem w kinie. I po skończeniu Hogwartu postanowiłem, że zostanę reżyserem filmowym. Oczywiście nie wyszło mi, z wielu powodów. Załamalem się, postanowiłem zaszyć w Walii. Miałem tam wujka. Dużo pił, był ciekawym kompanem, no i właściwie to dzięki niemu odreagowałem niepowodzenia.  Wkrótce zapił się na śmierć, ale to było w tych dniach, kiedy ja odsiadywałem wyrok. Wyszedłem z kicia i nikt mnie nie odebrał spod bram więzienia. Wyjechałem do Londynu, by robić karierę w policji. Skłamałbym twierdząc, że był to szczyt moich marzeń, ale poszedłem do pracy, bo potrzebowałem pieniędzy. Ciekawe, że przyjmują do policji ludzi, którzy swego czasu toczyli rozboje? Wcale nie. Widzieli we mnie znawcę terenu, kogoś kto z łatwością wejdzie w umysły kryminalistów. Przecież był jednym z nich. Mieli trochę racji, a mi rzeczywiście latwiej szlo analizowanie działań ludzi, których mieliśmy ścigać. Problem polegał na tym, że mi sie to szybko znudziło. Przecież to ja, Bobby Lubin. Ja marzę o wszystkim.



Znam się na jednej rzeczy. Każdy musi znać się na jeden rzeczy, przynajmniej. Ja znam się na chwilach. Od samego początku wiem, które z nich są ważne, a na których nie warto zawieszać oka. Dlatego w całości mej miłości do kina mugolskiego, to właśnie fotografię wybrałem na swój fach. Było to poniekąd podyktowane brakiem umiejętności wejścia w przemysł filmowy. Nie byłem w stanie wytrzymać rozmów z aktorami, więc mój jedyny film okazał się wielką klapą. Nie dogadywałem się z ludźmi, byłem przekonany, że nie potrafią mnie zrozumieć. Zresztą, gdybym mógł robić to co chce, kręciłbym filmy erotyczne. Tam nie jest tak bardzo ważne to co się mówi. Nie kręce ich tylko dlatego, że okropnie bałbym się odrzucenia mojej żony. Jak by zareagowała, na pewno kazałaby mi przestać. A ja wiem, wiem, że byłbym w tym dobry. I nie umiałbym zerwać z czymś w czym jestem dobry, nawet dla niej.
Mam wobec niej dług, bo to właśnie tego dnia, kiedy się poznaliśmy, odkryłem że uwielbiam jak ludzie reagują na moje zdjęcia. Było to niedawno, mam wrażenie, że wczoraj. Ale, kiedy teraz liczę, okazuje się, że minęły już cztery lata. Wernisaż mojej wystawy, pamiętam że lało przeraźliwie. Denerwowałem sie, nigdy wcześniej nikt nie powiedział, że chciałby wystawić moje fotografie. Powiedziałem kilka słów, zmyłem się i poszedłem pić wino. Przyglądałem się gościom i z niedowierzaniem odkryłem, że większości z nich wcale nie interesują moje fotografie. Przyszli tu tylko na pogaduszki. Chciałem wybuchnąć, wyrzucić ich wszystkich, chciałem podpalić pomieszczenie i uciec do Walii, kiedy nagle zobaczyłem ją... Stała tam i rozmawiała z kimś. Ale nie o sobie, bo za przedmiot rozmowy mieli jedno z moich ulubionych ujęć. Żałowałem, że nie mam pod ręką kamery, ale i tak nie byłbym w stanie zrobić jej tutaj zdjęcia. Uniosła na mnie oczy i przez chwilę czułem się, jakbym znów miał pięć lat. Nie umiałem zrobić nic, sparaliżowało mnie. Jakąś nadludzką siłą uniosłem kąciki ust, okazało się, że i ona się uśmiecha. Cóż to był za uśmiech. Próbowałem podejść do niej całą imprezę, ale najwyraźniej wyczerpałem siły na ten jeden uśmiech. Znikła, a jedyne co mi po niej zostało to świadomość, że musiała mnie widzieć. Przecież mi odmachała?
Jakim cudem udało mi się ją odnaleźć - to moja tajemnica. Ale praca policjanta wreszcie na coś się nadała. Za drugim razem wcale nie ociągałem się już z wyciągnięciem do niej dłoni. Ale podczas rozmowy spanikowałem i zamiast pochwalić się swoimi magicznymi osiągnięciami, zaprosiłem ją do mugolskiego kina. Można zrzucać odpowiedzialność za powodzenie tej propozycji na wiele czynników, na los, przeznaczenie, bądź moją aspołeczność i jej wielkoduszność. Ale tak prawdę mówiąc, tak najwyraźniej musiało być, bo Margit okazała się wspaniałą kompanką do odwiedzania kina. I oglądania filmów.



Tak właśnie poznałem Magrit. Czarnowłosą piękność, która zakręciła mi w głowie i skradła me serce. Czarownicę, która potrafiła docenić mugolskie filmy. Kiedyś zaklinałem doliny, góry, morza o tym, że nie zakocham się, że nie jestem zdolny by kochać. Krzyczałem w wietrze, że zostanę sam, bo nie ma nigdzie mojej drugiej połówki. Ale nawet ja mogłem sie pomylić. I na całe szczęście, bo teraz, kiedy mam Magrit - moje życie jest pełniejsze. Jeżeli nie jesteśmy razem, chcę zaraz opowiedzieć jej o każdym wspaniałym wydarzeniu, które mnie spotyka. Sprawiła mi prezent dzięki któremu możemy się kontaktować nawet będąc bardzo daleko: lusterko dwukierunkowe noszę zawsze na wypadek, gdybym chciał ją o czymś poinformować. A ona? Ona dalej podziela moją pasję. Chodzimy na filmy i słuchamy muzyki. Trzymamy się za ręce. A jeżeli błądzę i zaczynam popadać w wielki smutek, zaraz pojawia się i chociażbym chciał, nie umiem już tam wrócić.  



Patronus: Muflony wyróżniają się spomiędzy innych kozic, niesamowicie monstrualnie zawiniętymi rogami, dzięki którym są w stanie obronić się przed każdym przeciwnikiem i zaatakować nawet większego.
Dobre wspomnienia Roberta wyewoluowały przez lata, teraz najszczęśliwsze wiążą się z żoną, bo tylko ona się dla niego liczy.




Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 14 3 (pierścień Zakonu)
Zaklęcia i uroki: 14 Brak
Czarna Magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 6 Brak
BiegłośćWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
SpostrzegawczośćIV13
Ukrywanie sięIV13
Silna wolaIV13
SzczęścieII3
ZastraszanieIII7
Mocna głowaIII7
KoncentracjaIV13
MugoloznawstwoII3
3


Wyposażenie

różdżka, punkty statystyk (10)




[bylobrzydkobedzieladnie]
Robert Lupin
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2333-robert-lupin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-abbey-road-13 https://www.morsmordre.net/t3834-robert-lupin#71624
Re: Robert Lupin [odnośnik]10.04.16 13:45

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Robert od dziecka wiedział, że jest wyjątkowy, a może raczej to czuł. Potwierdziło się to, gdy okazało się, że jest czarodziejem. A kiedy odkrył już Hogwart i czary zakochał się w zupełnie innym rodzaju magii, w filmie. I chociaż jako fotograf mógł wystawiać swoje zdjęcia na wernisażach, zdobywać uznanie, to do kina zaprosił kobietę, która pomimo nietypowej jak na czarodzieja randki zdecydowała się za niego wyjść.

OSIĄGNIĘCIA
Strażnik Teksasu Londynu
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:14
Transmutacja:0
Obrona przed czarną magią:11 (+3)
Eliksiry:0
Magia lecznicza:0
Czarna magia:0
Sprawność fizyczna:6
Inne
Brak
WYPOSAŻENIE
różdżka, pierścień Zakonu Feniksa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[18.02.16] -700 pkt
[20.04.16] spotkanie zakonu feniksa +40 pkt
[05.07.16] Czara Ognia, seria 4 +10 pkt


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Robert Lupin
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach