Loża I
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Loża I
Jeśli opuści się główną salę jednym z bocznych korytarzy, można trafić na strome schody, prowadzące na najwyższe piętro budynku. Tam, za migoczącą złotem zasłoną znajduje się kilka loży z doskonałym widokiem nie tylko na scenę, na której występuje orkiestra oraz wspaniała Belle, ale także na cały parkiet. W każdej z loży znajdują się trzy wygodne fotele, podwójna sofa oraz samonakrywający się stolik z bogatym wyborem owoców oraz wykwintnych przystawek. Wnętrze loży nie jest widoczne ani z korytarza ani z dołu budynku…a przynajmniej tak się wydaje.
W pierwszej loży na lewo żadna rzeźba nie wita gości spragnionych odrobiny spokoju a światło padające z lewitującego kilka metrów poniżej żyrandola wydaje się być bardzo słabe. W tym zacisznym półmroku błyszczy wysokie lustro w bogato rzeźbionej, drewnianej ramie. Stoi w tyle, tuż za fotelami i z pozoru wygląda zwyczajnie, ale każdy, kto spojrzy na nie dłużej, ujrzy słabe odbicie swojego pragnienia. Nie, nie jest to mityczne Zwierciadło – raczej zaledwie zwierciadełko, przyjemna sztuczka, urozmaicająca chwilę samotności. Na tafli pojawiają bowiem nie wielkie marzenia i sukcesy, a twarz ukochanej bądź ukochanego. Dziecka, męża, kochanki, przyjaciela z dzieciństwa; zawsze jednak jest to jedna jedyna osoba. Odbicie jest widoczne tylko dla jednej osoby i tylko przez krótką chwilę, wystarczającą jednak, by zaniepokoić lub rozczulić czujnego obserwatora.
W pierwszej loży na lewo żadna rzeźba nie wita gości spragnionych odrobiny spokoju a światło padające z lewitującego kilka metrów poniżej żyrandola wydaje się być bardzo słabe. W tym zacisznym półmroku błyszczy wysokie lustro w bogato rzeźbionej, drewnianej ramie. Stoi w tyle, tuż za fotelami i z pozoru wygląda zwyczajnie, ale każdy, kto spojrzy na nie dłużej, ujrzy słabe odbicie swojego pragnienia. Nie, nie jest to mityczne Zwierciadło – raczej zaledwie zwierciadełko, przyjemna sztuczka, urozmaicająca chwilę samotności. Na tafli pojawiają bowiem nie wielkie marzenia i sukcesy, a twarz ukochanej bądź ukochanego. Dziecka, męża, kochanki, przyjaciela z dzieciństwa; zawsze jednak jest to jedna jedyna osoba. Odbicie jest widoczne tylko dla jednej osoby i tylko przez krótką chwilę, wystarczającą jednak, by zaniepokoić lub rozczulić czujnego obserwatora.
Eddard w stosunkach międzyludzkich był raczej człowiekiem powściągliwym. Zadziwiłby samego siebie, gdyby spomiędzy jego warg zaczęły wydobywać się, przypominające strofy poetycki bełkot słowa, opiewające chwałą postać lady Malfoy. Można pokusić się o stwierdzenie, że gdyby z konieczności przypasować Neda do któregokolwiek nurtu w sztuce byłaby to w pewnym stopniu awangarda. Minimum słów, maksimum treści. Wypowiedzi lorda Notta były w zwyczajnych rozmowach krótkie, zdawkowe i rzeczowe. W rozmowie z damą zdawał się ograniczać swój minimalizm, wprawnie używając kwiecistego języka, o którego bogactwo pieczołowicie dbała cioteczka Adelaide. Jednakże poza relacjami damsko-męskimi był człowiekiem konkretnym i raczej milczącym; obserwator, podpierający ściany, aby w odpowiednim momencie słowem posłużyć się niczym bronią. W tym momencie, gdy on także powinien zadbać o wzniesienie ich wspólnej relacji na wyższy poziom, nie do końca wiedział w jaki sposób zaskarbić sobie zaufanie i sympatię młodej lady. A może wcale oto nie dbał? Eddard nie zwykł rozmyślać o takowych sprawach, a Callisto na razie nie zajmowała każdej jego myśli, jedynie czasem wkradając się do jego rozmyślać w najmniej spodziewanym momencie.
- Nie mógłbym się bardziej zgodzić z panienki zdaniem. Nie ma lepszego ukojenia dla duszy niż elegancki koncert najlepszych muzyków w równie wytwornym towarzystwie - przeważnie rzeczowy, teraz faktycznie skrywał się za bełkotem, który może nie łechtał duszy niczym dzieła wybitnych poetów, ale nie miały sobie nic do zarzucenia. Poza tym, nie musiał silić się na wymyślne kłamstwa; muzyka była jedyną dziedziną sztuki, w której odnajdywał uciechę. Chociaż nie był wirtuozem to dotyk gładkich klawiszy pod palcami sprawiał, że mógł odciąć się od wszelkich trosk i chociaż na kilka krótkich chwil skupić się na dźwiękach płynących z materiału, na nutach zapisanych czarnym atramentem na niekiedy zżółkłym już papierze. Myślami wrócił z pokoju muzycznego znajdującego się na nottowskich dworze z powrotem do galerii, w której znajdował się wraz z Callisto. Nie zamierzał być nachalny wszak nie wypadało! Jednakże krępująca cisza pomiędzy ich dwójką zaczęła się zagęszczać, a to również nie było dobrą wróżbą dla ich wspólnego wyjścia. Nie był przesadnym optymistą i nie łudził się, że nagle znajdą wspólny temat do rozmowy, a słowa popłyną niczym potok. Skrępowanie podczas rozmowy tłumaczył sobie naturalnym stanem rzeczy w ich sytuacji. Wcześniej nie było im dane obcować w swoim towarzystwie. Nott szukając tematów do rozmowy z przyszłą małżonką natknął się wyłącznie na pustkę, nicość, z której nie miał zrodzić się żaden temat, prowadzący do zawiązania rozmowy. Mimowolnie para czarnych oczu powędrowała za wzrokiem panny Malfoy. Pierścionek zaręczynowy - przedmiot symbolizujący ograniczenie wolności siedzącej teraz obok siebie w milczeniu dwójki. Zabawne, jak tak drobna i pozornie błaha rzecz może być ucieleśnieniem podpisania wyroku na ich dalsze życie, które od teraz miało być na zawsze ze sobą splątane. Przez chwilę zastanawiał się, czy poruszyć należałoby temat przyszłego ślubu, ale szybko zaniechał owego pomysłu.
- Zatem, czy coś oprócz muzyki i ekonomii wpisuje się jeszcze w zakres panny zainteresowań? -zagadnął po chwili, unosząc nieznacznie jeden kącik ust ku górze. Pytanie, które wymęczył w trudach, zdawało się wypłynąć z jego ust z pozorną łatwością.
- Nie mógłbym się bardziej zgodzić z panienki zdaniem. Nie ma lepszego ukojenia dla duszy niż elegancki koncert najlepszych muzyków w równie wytwornym towarzystwie - przeważnie rzeczowy, teraz faktycznie skrywał się za bełkotem, który może nie łechtał duszy niczym dzieła wybitnych poetów, ale nie miały sobie nic do zarzucenia. Poza tym, nie musiał silić się na wymyślne kłamstwa; muzyka była jedyną dziedziną sztuki, w której odnajdywał uciechę. Chociaż nie był wirtuozem to dotyk gładkich klawiszy pod palcami sprawiał, że mógł odciąć się od wszelkich trosk i chociaż na kilka krótkich chwil skupić się na dźwiękach płynących z materiału, na nutach zapisanych czarnym atramentem na niekiedy zżółkłym już papierze. Myślami wrócił z pokoju muzycznego znajdującego się na nottowskich dworze z powrotem do galerii, w której znajdował się wraz z Callisto. Nie zamierzał być nachalny wszak nie wypadało! Jednakże krępująca cisza pomiędzy ich dwójką zaczęła się zagęszczać, a to również nie było dobrą wróżbą dla ich wspólnego wyjścia. Nie był przesadnym optymistą i nie łudził się, że nagle znajdą wspólny temat do rozmowy, a słowa popłyną niczym potok. Skrępowanie podczas rozmowy tłumaczył sobie naturalnym stanem rzeczy w ich sytuacji. Wcześniej nie było im dane obcować w swoim towarzystwie. Nott szukając tematów do rozmowy z przyszłą małżonką natknął się wyłącznie na pustkę, nicość, z której nie miał zrodzić się żaden temat, prowadzący do zawiązania rozmowy. Mimowolnie para czarnych oczu powędrowała za wzrokiem panny Malfoy. Pierścionek zaręczynowy - przedmiot symbolizujący ograniczenie wolności siedzącej teraz obok siebie w milczeniu dwójki. Zabawne, jak tak drobna i pozornie błaha rzecz może być ucieleśnieniem podpisania wyroku na ich dalsze życie, które od teraz miało być na zawsze ze sobą splątane. Przez chwilę zastanawiał się, czy poruszyć należałoby temat przyszłego ślubu, ale szybko zaniechał owego pomysłu.
- Zatem, czy coś oprócz muzyki i ekonomii wpisuje się jeszcze w zakres panny zainteresowań? -zagadnął po chwili, unosząc nieznacznie jeden kącik ust ku górze. Pytanie, które wymęczył w trudach, zdawało się wypłynąć z jego ust z pozorną łatwością.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Callisto uśmiechnęła się wdzięcznie do narzeczonego. Nie miał dotąd wielu okazji, by poznać zalety panny wybranej mu na żonę, może z wyjątkiem jej nazwiska; niewątpliwie przemawiało ono na korzyść Callisto w ocenie seniorów Eddarda, korzyść najwyraźniej wystarczającą, by wyrównała wszystkie ewentualne niedociągnięcia jej reputacji. Nie ma jednak w tym rachunku wiele miejsca na to, co czyni lady Malfoy pełnowartościową osobę zamiast towaru, którym należy wymienić się zgodnie z wymogiem obyczaju. Można by odnieść wrażenie, że skoro umowa zawarta między rodami została już przypieczętowana pierścionkiem z brylantem, żadne z narzeczonych nie musi się już o nic starać. W końcu – jeśli wszystko pójdzie z planem, a nikt nie śmiał nawet przewidywać porażki – będą ze sobą do końca życia, niezależnie od tego, czy dopasują się do siebie, czy pozostałe im lata upłyną na ciszy przerywanej sprzeczkami.
- Pasjonuję się historią magii. – odpowiedziała, rozważywszy wszystkie za i przeciw takiego przejawu szczerości. Podobna deklaracja mogłaby nie spodobać się mężczyźnie, który w osobie żony szuka tylko ozdoby ramienia, a ona wystarczająco naraziła się już podejmując pracę w ministerstwie. Tak przynajmniej pozwoliło jej sądzić popularne w towarzystwie przekonanie, że młode damy nie powinny zajmować się takimi rzeczami; nie usłyszała jeszcze opinii Eddarda na ten temat i, gdyby miała być szczera (wyłącznie ze sobą, wszystkim innym powinna wszak udowadniać, że zdanie przyszłego męża jest dla niej najważniejsze) – niespecjalnie jej na tym zależało. I bez tego ciężaru powstało już w niej jakieś zawzięcie, by spełnić chociaż część oczekiwań, jakie miał wobec niej lord Nott. Nie była przy tym pewna, czego właściwie oczekiwała od niego w zamian – a może nie pozwalała sobie na snucie wyobrażeń i żadne życzenia, by oszczędzić sobie rozczarowania, które przeczuwała niemal na każdym kroku? Zwyczajnie się bała, chociaż dawna Callisto zapewne wyśmiałaby te obawy i kazała tylko cieszyć się, że nadszedł dla niej najwspanialszy czas w życiu – okres planowania ślubu. Lady Malfoy miała tymczasem okropne wątpliwości, których nie udało się jej jeszcze rozwiać w rozmowie z kimś zaufanym; prócz kilku szczerych słów, które nakreśliła pod wpływem emocji w liście do brata, milczała na ten temat jak zaklęta. To jednak, że nie wyrażała swoich myśli otwarcie, nie oznaczało bynajmniej, że było ich niewiele. W przeciwieństwie do Eddarda, Callisto nie mogła się opędzić od myśli o osobie narzeczonego. Miał stanowić centrum jej życia, a otaczało go tyle niewiadomych, że mimo ustabilizowania sytuacji w pracy i uspokajającej niezmienności domu rodzinnego, czuła, jak gdyby stały grunt umykał jej spod nóg, a ona mogła upaść w każdej chwili.
Przerażała ją świadomość, że nie wie, czy mężczyzna, na którym będzie musiała polegać do końca życia w ogóle zauważyłby ten upadek i pomógł jej wstać.
- Pasjonuję się historią magii. – odpowiedziała, rozważywszy wszystkie za i przeciw takiego przejawu szczerości. Podobna deklaracja mogłaby nie spodobać się mężczyźnie, który w osobie żony szuka tylko ozdoby ramienia, a ona wystarczająco naraziła się już podejmując pracę w ministerstwie. Tak przynajmniej pozwoliło jej sądzić popularne w towarzystwie przekonanie, że młode damy nie powinny zajmować się takimi rzeczami; nie usłyszała jeszcze opinii Eddarda na ten temat i, gdyby miała być szczera (wyłącznie ze sobą, wszystkim innym powinna wszak udowadniać, że zdanie przyszłego męża jest dla niej najważniejsze) – niespecjalnie jej na tym zależało. I bez tego ciężaru powstało już w niej jakieś zawzięcie, by spełnić chociaż część oczekiwań, jakie miał wobec niej lord Nott. Nie była przy tym pewna, czego właściwie oczekiwała od niego w zamian – a może nie pozwalała sobie na snucie wyobrażeń i żadne życzenia, by oszczędzić sobie rozczarowania, które przeczuwała niemal na każdym kroku? Zwyczajnie się bała, chociaż dawna Callisto zapewne wyśmiałaby te obawy i kazała tylko cieszyć się, że nadszedł dla niej najwspanialszy czas w życiu – okres planowania ślubu. Lady Malfoy miała tymczasem okropne wątpliwości, których nie udało się jej jeszcze rozwiać w rozmowie z kimś zaufanym; prócz kilku szczerych słów, które nakreśliła pod wpływem emocji w liście do brata, milczała na ten temat jak zaklęta. To jednak, że nie wyrażała swoich myśli otwarcie, nie oznaczało bynajmniej, że było ich niewiele. W przeciwieństwie do Eddarda, Callisto nie mogła się opędzić od myśli o osobie narzeczonego. Miał stanowić centrum jej życia, a otaczało go tyle niewiadomych, że mimo ustabilizowania sytuacji w pracy i uspokajającej niezmienności domu rodzinnego, czuła, jak gdyby stały grunt umykał jej spod nóg, a ona mogła upaść w każdej chwili.
Przerażała ją świadomość, że nie wie, czy mężczyzna, na którym będzie musiała polegać do końca życia w ogóle zauważyłby ten upadek i pomógł jej wstać.
Gość
Gość
Prawdę powiedziawszy walory i zalety żadnego z nich nie miały znaczenia, kiedy nestorzy podjęli decyzję o mariażu - ważne, aby ich imię nie opiewało w skandale, ani nie budziło podejrzanych plotek w kuluarach salonowych. W obydwu przypadka odbyło się bez skandalicznych widowisk z jednym z narzeczonych w roli głównej. Zarówno Eddard, jak i Callisto godnie reprezentowali swój ród, a to wystarczyło, gdy podpisywano swoistą umowę sprzedaży, która okryta wieloletnią tradycją już nikogo nie dziwiła. Od wieków małżeństwa stanowiły cudowną okazję do interesów. Eddard miał tego świadomość i z chłodnym spokojem wyczekiwał na swoją kolej, która właśnie nastała. Nestor zaoferował mu niezaprzeczalnie piękną, nienagannie wychowaną damę, której największym minusem mogła zdawać się praca w Ministerstwie - jednakże nie było to coś, co stanowiłoby wielką przeszkodę. Poza tym, była młodsza od niego o prawie dekadę, czyż nie powinien z zadowoleniem przyjąć decyzji nestora? Być może, Ned jednak wykazywał się stoickim spokojem, czy jak kto woli chłodną obojętnością. Chociaż nie zaniedbywał swych obowiązków narzeczonego.
- A mogłaby panienka zdradzić w jaki sposób poszerza swoją wiedzę? - zagadnął, czując, że temat na który natrafił, jest prawdziwą kopalnią złota. Czy był przeciwny innym niż moda zainteresowaniom u kobiet? Zdecydowanie nie. Wynikać to może z egoistycznych i prozaicznych powodów; nie chciał aby jedynym tematem, na który miałby prowadzić dysputy ze swoją przyszłą małżonką były nowe suknie oraz potomkowie, których naturalnie oczekiwał. Sama historia magii wydawała się być pokrewnym zainteresowaniem do jego pasji - starożytnych run. Wraz ze studiowaniem kolejnego archaicznego języka runicznego, odkrywał kawałek historii magii. Czy jednak wyrażał swoje zadowolenie z ambitnych pasji swej narzeczonej? Niespecjalnie, był raczej w stosunku do tego bezpiecznie obojętny. Eddard możliwie jak najdalej odsuwał od siebie myśl o zaślubinach, zupełnie jakby to miało przedłużyć jego stan kawalerski. Owszem, miał wątpliwości, ale uznałby to za ujmę, gdyby podzielił się nimi nawet z braćmi. W końcu nie raz wychodził obronną ręką z sytuacji, w których jego życie było zagrożone. Tylko, że teraz zagrożona jest twoja wolność, podpowiadał złośliwy głos gdzieś z tyłu głowy, który odzywał się coraz częściej i który zmuszał go do coraz częstszego rozmyślania ojego ich przyszłości; o ich wspólnym życiu w Ashfield Manor. To on sprawiał, że odrywał pióro od pergaminu przy pisaniu służbowych listów, aby nakreślić kilka słów do Callisto, z czego większość i tak lądowała w koszu.
- A mogłaby panienka zdradzić w jaki sposób poszerza swoją wiedzę? - zagadnął, czując, że temat na który natrafił, jest prawdziwą kopalnią złota. Czy był przeciwny innym niż moda zainteresowaniom u kobiet? Zdecydowanie nie. Wynikać to może z egoistycznych i prozaicznych powodów; nie chciał aby jedynym tematem, na który miałby prowadzić dysputy ze swoją przyszłą małżonką były nowe suknie oraz potomkowie, których naturalnie oczekiwał. Sama historia magii wydawała się być pokrewnym zainteresowaniem do jego pasji - starożytnych run. Wraz ze studiowaniem kolejnego archaicznego języka runicznego, odkrywał kawałek historii magii. Czy jednak wyrażał swoje zadowolenie z ambitnych pasji swej narzeczonej? Niespecjalnie, był raczej w stosunku do tego bezpiecznie obojętny. Eddard możliwie jak najdalej odsuwał od siebie myśl o zaślubinach, zupełnie jakby to miało przedłużyć jego stan kawalerski. Owszem, miał wątpliwości, ale uznałby to za ujmę, gdyby podzielił się nimi nawet z braćmi. W końcu nie raz wychodził obronną ręką z sytuacji, w których jego życie było zagrożone. Tylko, że teraz zagrożona jest twoja wolność, podpowiadał złośliwy głos gdzieś z tyłu głowy, który odzywał się coraz częściej i który zmuszał go do coraz częstszego rozmyślania o
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
A więc po co? Jeśli naprawdę nic poza jej nazwiskiem nie miało znaczenia – dlaczego w dzieciństwie wymagano od niej aż tyle? Co stanęło na drodze wszystkich osób odpowiedzialnych za staranne wykształcenie lady Callisto do pozwolenia głupocie, by rozkwitła do pełni powalającego ogromu, tak by zdominowała całą jej osobę, zaledwie odrobinę zostawiając przyjemnej dla oka aparycji?
Splamienie honoru rodziny było największym koszmarem Callisto. Kojarzenie jej osoby z jakimś skandalem przekreśliłoby wszelkie jej szanse na zrobienie dobrej partii, a niezależnie od tego, czym zajmowała się w międzyczasie – tylko ten obowiązek naprawdę musiała spełnić w życiu. Wszystko inne, czego podejmowała się, by realizować ambicje, powinno tylko zajmować jej czas oczekiwania. Ten zakończył się niespodziewanie, wprawiając Callisto w dezorientację, z której starała się wyjść powtarzając wyuczone schematy. Nigdy jej nie zawiodły, nawet gdy musiała stawić czoło odejściu Lycusa, także i z obecną sytuacją, nieporównanie lepszą niezależnie od wszystkiego, co mogłoby pójść nie tak, da więc sobie świetnie radę.
- Głównie poprzez czytanie. Biblioteka Malfoy Manor jest pełna wspaniałych kronik. – chociaż nie była pewna, jakiej odpowiedzi oczekiwał od niej Eddard (czy tą myślą będzie musiała poprzedzać teraz każdą wypowiedź jaką do niego skieruje?), wyrzekła ją z dumą charakterystyczną dla wielu okazji, w których wspominała o rodzinnym domu. Perspektywa porzucenia go na rzecz posiadłości, w której zamieszka z mężem – nie wiedzieć czemu, Callisto nawet będąc z nim sam na sam wciąż miała trudności z zaakceptowaniem faktu, iż jej rękę obiecano już Nottowi – napawała Malfoyównę niewysłowionym żalem. Była bardzo przywiązana do terenów będących własnością jej rodziny i pięknych przedmiotów, którymi wypełnione było domostwo w Wilton.
Dostanie po tym wszystkim, po całym dotychczasowym życiu, najwyżej kilka pamiątek, a poza tym – wszystko będzie nowe, od okoliczności przyrody po niedzielną zastawę. Callisto, mimo nienajgorszego intelektu jak na panienkę z dobrego domu, nie potrafiła – co oznacza tu, że po prostu bardzo, bardzo nie chciała – racjonalizować takiego toku wydarzeń.
Nagle, jak grom z jasnego nieba trafiło ją przerażające olśnienie.
Callisto Nott? Przecież to brzmi niedorzecznie. Nazwisko Eddarda może i zasługiwało na szacunek, ale w zestawieniu z jej dźwięcznym imieniem – miało mniej więcej tyle dźwięku co baletnica upadająca przy pas de deux.
Lady Malfoy zamrugała powoli, na okropnie rozwleczoną między myślami sekundę upodabniając się niemal do płaza, zupełnie nie wiedząc, co uczynić z takim wnioskiem.
Splamienie honoru rodziny było największym koszmarem Callisto. Kojarzenie jej osoby z jakimś skandalem przekreśliłoby wszelkie jej szanse na zrobienie dobrej partii, a niezależnie od tego, czym zajmowała się w międzyczasie – tylko ten obowiązek naprawdę musiała spełnić w życiu. Wszystko inne, czego podejmowała się, by realizować ambicje, powinno tylko zajmować jej czas oczekiwania. Ten zakończył się niespodziewanie, wprawiając Callisto w dezorientację, z której starała się wyjść powtarzając wyuczone schematy. Nigdy jej nie zawiodły, nawet gdy musiała stawić czoło odejściu Lycusa, także i z obecną sytuacją, nieporównanie lepszą niezależnie od wszystkiego, co mogłoby pójść nie tak, da więc sobie świetnie radę.
- Głównie poprzez czytanie. Biblioteka Malfoy Manor jest pełna wspaniałych kronik. – chociaż nie była pewna, jakiej odpowiedzi oczekiwał od niej Eddard (czy tą myślą będzie musiała poprzedzać teraz każdą wypowiedź jaką do niego skieruje?), wyrzekła ją z dumą charakterystyczną dla wielu okazji, w których wspominała o rodzinnym domu. Perspektywa porzucenia go na rzecz posiadłości, w której zamieszka z mężem – nie wiedzieć czemu, Callisto nawet będąc z nim sam na sam wciąż miała trudności z zaakceptowaniem faktu, iż jej rękę obiecano już Nottowi – napawała Malfoyównę niewysłowionym żalem. Była bardzo przywiązana do terenów będących własnością jej rodziny i pięknych przedmiotów, którymi wypełnione było domostwo w Wilton.
Dostanie po tym wszystkim, po całym dotychczasowym życiu, najwyżej kilka pamiątek, a poza tym – wszystko będzie nowe, od okoliczności przyrody po niedzielną zastawę. Callisto, mimo nienajgorszego intelektu jak na panienkę z dobrego domu, nie potrafiła – co oznacza tu, że po prostu bardzo, bardzo nie chciała – racjonalizować takiego toku wydarzeń.
Nagle, jak grom z jasnego nieba trafiło ją przerażające olśnienie.
Callisto Nott? Przecież to brzmi niedorzecznie. Nazwisko Eddarda może i zasługiwało na szacunek, ale w zestawieniu z jej dźwięcznym imieniem – miało mniej więcej tyle dźwięku co baletnica upadająca przy pas de deux.
Lady Malfoy zamrugała powoli, na okropnie rozwleczoną między myślami sekundę upodabniając się niemal do płaza, zupełnie nie wiedząc, co uczynić z takim wnioskiem.
Gość
Gość
Można by przepuścić, że wszelkie talenta i dodatkowe atuty, które w czasie oczekiwania nabyli kandydaci i kandydatki do mariażu były jedynie kwestią kosmetyczną. Pozwalały wyróżnić te lepsze, dając nestorom możliwość wyboru. Jednakże jeżeli ród miałby więcej korzyści z wyboru damy mniej utalentowanej i urodziwej, to owe talenta schodziły na dalszy plan.
Mimo swojej nieco krnąbrnej natury i większego umiłowania dla dalekich podróży niżeli wybierania nowych szat na kolejny sabat, Nott godnie reprezentował swój ród, potrafiąc zachować się zarówno w obliczu zagrożenia, jak i na szlacheckich salonach. Zdrada rodziny, wartości, które wpajano mu od dziecka byłaby nawet nie plamą na honorze, ale jego całkowitą utratą. Idealnie wpasował się w konserwatywne myślenie, według którego wychowywano kolejnych Nottów. Nie mógł przynieść hańby, wystarczająco długo balansował na granicy starokawalerstwa, teraz musiał dopełnić tego nieuniknionego obowiązku względem rodziny.
- Cóż, mam nadzieję, że i rodowej bibliotece Ashfield Manor nie zabraknie interesujących cię pozycji - w ten nieco subtelny sposób przekazał aprobatę dla jej zainteresowania historią magii. Czego chciał? Zapewne sam jeszcze do końca nie wiedział, ale chyba to czego chciał, a to czego potrzebował nie szło ze sobą w parze. Z jednego strony chciałby żony podatnej na jego wolę, z drugiej zaś perspektywa życia z kobietą, której największą bolączką byłby brak odpowiedniej sukni na kolejny sabat u cioteczki Adelaide wydawała się co najmniej nużąca. Nie mówiąc już o tym, że potrzebował kogoś kto znajdzie sposób na okiełznanie jego czasem nader żywiołowych reakcji. Damy cierpliwiej, która nie krzykiem a sposobem sprowadzi Eddarda na ziemię. Z jednej strony chciał czytać z niej jak z otwartej księgi, z drugiej przeważało zamiłowanie do tajemnicy. A przecież tym poniekąd była dla niego relacja z Callisto i sama jej osoba, kolejną tajemnicą na której odkrycie będzie miał całe życie. Być może stąd ta rezerwa i powściągliwość w zachowaniu Notta. Sam nie wiedział jeszcze czego oczekiwał.
Chociaż - oczywiście w sposób kulturalny - ciągnął lady Malfoy za język, sam do tej pory nie uchylił rąbka tajemnicy, jaką zapewne była jego osoba. Nie przyszło im rozmawiać o jego zainteresowaniach, czy zawodzie jaki wykonuje. A myśl o ślubie? To dla niego jeszcze abstrakcja. Widok Callisto po przebudzeniu? Jedynie mglista wizja przyszłości, której nie chciał nawet rozpatrywać, nie do końca chcąc poznać swoje własne odczucia względem tego małżeństwa i względem niej.
Mimo swojej nieco krnąbrnej natury i większego umiłowania dla dalekich podróży niżeli wybierania nowych szat na kolejny sabat, Nott godnie reprezentował swój ród, potrafiąc zachować się zarówno w obliczu zagrożenia, jak i na szlacheckich salonach. Zdrada rodziny, wartości, które wpajano mu od dziecka byłaby nawet nie plamą na honorze, ale jego całkowitą utratą. Idealnie wpasował się w konserwatywne myślenie, według którego wychowywano kolejnych Nottów. Nie mógł przynieść hańby, wystarczająco długo balansował na granicy starokawalerstwa, teraz musiał dopełnić tego nieuniknionego obowiązku względem rodziny.
- Cóż, mam nadzieję, że i rodowej bibliotece Ashfield Manor nie zabraknie interesujących cię pozycji - w ten nieco subtelny sposób przekazał aprobatę dla jej zainteresowania historią magii. Czego chciał? Zapewne sam jeszcze do końca nie wiedział, ale chyba to czego chciał, a to czego potrzebował nie szło ze sobą w parze. Z jednego strony chciałby żony podatnej na jego wolę, z drugiej zaś perspektywa życia z kobietą, której największą bolączką byłby brak odpowiedniej sukni na kolejny sabat u cioteczki Adelaide wydawała się co najmniej nużąca. Nie mówiąc już o tym, że potrzebował kogoś kto znajdzie sposób na okiełznanie jego czasem nader żywiołowych reakcji. Damy cierpliwiej, która nie krzykiem a sposobem sprowadzi Eddarda na ziemię. Z jednej strony chciał czytać z niej jak z otwartej księgi, z drugiej przeważało zamiłowanie do tajemnicy. A przecież tym poniekąd była dla niego relacja z Callisto i sama jej osoba, kolejną tajemnicą na której odkrycie będzie miał całe życie. Być może stąd ta rezerwa i powściągliwość w zachowaniu Notta. Sam nie wiedział jeszcze czego oczekiwał.
Chociaż - oczywiście w sposób kulturalny - ciągnął lady Malfoy za język, sam do tej pory nie uchylił rąbka tajemnicy, jaką zapewne była jego osoba. Nie przyszło im rozmawiać o jego zainteresowaniach, czy zawodzie jaki wykonuje. A myśl o ślubie? To dla niego jeszcze abstrakcja. Widok Callisto po przebudzeniu? Jedynie mglista wizja przyszłości, której nie chciał nawet rozpatrywać, nie do końca chcąc poznać swoje własne odczucia względem tego małżeństwa i względem niej.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kończyła się właśnie błoga nieświadomość życia Callisto Malfoy. Z wielkim uporem utrzymywała do tej pory, że ma oczy szeroko otwarte na wszystko, co dzieje się wokół niej, że jej horyzonty są znacznie szersze niż kłopoty natury krawieckiej i kosmetycznej, ale czy nie oszukiwała się tylko uciekając od myśli o przyszłości do zadań, które brała na swoje wątłe kobiece barki – to dopiero się okaże. Małżeństwo oznaczało dla niej zupełnie nowe obowiązki, bezpowrotną zmianę otoczenia. Zostanie panią, gospodynią własnego salonu, bijącym sercem domu, do którego wracał będzie on – jej opoka, żywiciel, opiekun. Mur do końca życia oddzielający ją od świata, świata, na który patrzeć będzie odtąd przez palce jego szorstkich dłoni. Sznur zaciskający się na szyi.
Dorosłość, którą – jak dotąd sądziła – osiągnęła już dawno temu, wkrótce po śmierci matki, a może i jeszcze wcześniej, kiedy opuścił ją Lycus, umykała jej teraz z rąk, a Callisto nie mogła jej dogonić, potykając się jeszcze zanim ruszyła do biegu. Czuła się jak bezsilne dziecko, a siedzący obok Eddard, obcy i oschły znowu wydał się jej potwornie stary i surowy. Strach przed ogromem czekających ją niewiadomych skupiał się na jego osobie, wyolbrzymiając wszystko to, co o nim słyszała i czego nigdy jej nie powiedział. Czy kiedykolwiek powie coś innego, coś, co ma znaczenie? Callisto dobrze czuła się operując salonowymi banałami; powtarzanie wciąż tych samych odpowiedzi nie wymagało już od niej żadnego wysiłku – mówiła bez mrugnięcia okiem, nie pozwalając ani jednej myśli na zboczenie z utartych doskonale szlaków. Do czasu. Moment, w którym zdała sobie sprawę, że to już się dzieje, klamka zapadła, a do niej należało już tylko rychłe pogodzenie się z sytuacją, ogarnęła ją panika. Dolna warga drgnęła, powieki zacisnęły się na ułamek sekundy. Palce ściskające delikatne rękawiczki zbielały.
Po krótkiej chwili wszystko wróciło do normy. Callisto odchrząknęła cichutko, odwracając na chwilę wzrok. Swobodnym ruchem głowy odrzuciła jasny lok, który wymknął się z ułożonej modnie fryzury, ułożyła dłonie bardziej naturalnie. Pozór spokoju, jaki stwarzała był bardzo przekonujący.
- Jak tam jest? – zapytała, zupełnie przecząc taktyce obranej na dzisiejszy wieczór z narzeczonym. Gdyby nie siedzieli w zacisznej loży, być może nawet by jej nie usłyszał, a ona musiała się wreszcie czegoś dowiedzieć. Co czeka ją w Nottinghamshire? Jak będą tam dorastać jej dzieci? Co jest tam najpiękniejsze? Czy w bibliotece są wygodne fotele? Myśli zaczepiały o drobiazgi, zapętlały się, a Callisto nie mogła ich wyminąć, postanowiła więc wypowiedzieć je na głos, choćby miała narazić się na śmieszność.
Dorosłość, którą – jak dotąd sądziła – osiągnęła już dawno temu, wkrótce po śmierci matki, a może i jeszcze wcześniej, kiedy opuścił ją Lycus, umykała jej teraz z rąk, a Callisto nie mogła jej dogonić, potykając się jeszcze zanim ruszyła do biegu. Czuła się jak bezsilne dziecko, a siedzący obok Eddard, obcy i oschły znowu wydał się jej potwornie stary i surowy. Strach przed ogromem czekających ją niewiadomych skupiał się na jego osobie, wyolbrzymiając wszystko to, co o nim słyszała i czego nigdy jej nie powiedział. Czy kiedykolwiek powie coś innego, coś, co ma znaczenie? Callisto dobrze czuła się operując salonowymi banałami; powtarzanie wciąż tych samych odpowiedzi nie wymagało już od niej żadnego wysiłku – mówiła bez mrugnięcia okiem, nie pozwalając ani jednej myśli na zboczenie z utartych doskonale szlaków. Do czasu. Moment, w którym zdała sobie sprawę, że to już się dzieje, klamka zapadła, a do niej należało już tylko rychłe pogodzenie się z sytuacją, ogarnęła ją panika. Dolna warga drgnęła, powieki zacisnęły się na ułamek sekundy. Palce ściskające delikatne rękawiczki zbielały.
Po krótkiej chwili wszystko wróciło do normy. Callisto odchrząknęła cichutko, odwracając na chwilę wzrok. Swobodnym ruchem głowy odrzuciła jasny lok, który wymknął się z ułożonej modnie fryzury, ułożyła dłonie bardziej naturalnie. Pozór spokoju, jaki stwarzała był bardzo przekonujący.
- Jak tam jest? – zapytała, zupełnie przecząc taktyce obranej na dzisiejszy wieczór z narzeczonym. Gdyby nie siedzieli w zacisznej loży, być może nawet by jej nie usłyszał, a ona musiała się wreszcie czegoś dowiedzieć. Co czeka ją w Nottinghamshire? Jak będą tam dorastać jej dzieci? Co jest tam najpiękniejsze? Czy w bibliotece są wygodne fotele? Myśli zaczepiały o drobiazgi, zapętlały się, a Callisto nie mogła ich wyminąć, postanowiła więc wypowiedzieć je na głos, choćby miała narazić się na śmieszność.
Gość
Gość
Już dawno porzucił nadzieję na całkowite panowanie nad własnym losem, chcąc kontrolować go jedynie w tych dziedzinach życia młodego szlachcica, w których było to możliwe. Jednakże ograniczenia nałożone na jego barki były niczym wobec tego co, w zapewne nie tak odległej przyszłości, miało mieć miejsce w życiu Callisto. Nie porzucał miejsca, które nazywać mógł domem, nie zostawiał za sobą wszystkich bliskich sercu osób, aby znaleźć się pomiędzy obcymi, samemu będąc intruzem. Lady Malfoy miała stać się przez pewien czas anomalią w życiu toczącym się w Ashfield Manor nim sama przesiąknie jego zapachem i uzna za swoje własne miejsce na ziemi. To nie on miał oddać się w czyjeś ręce, skazany na jego łaskę bądź niełaskę. I być może te wszystkie wątpliwości byłyby mu obce, gdyby nie moment, w którym z objęć musiał wypuścić Elaine, najdroższą siostrzyczkę, która będąc młodą panną opuściła rodzinną posiadłość, by stać się lady Avery. A mimo to nie potrafił wykrzesać z siebie odrobiny ciepła. Być może rola, jaka była mu przypisana w ich małżeństwie mu odpowiadała. Miał być właśnie jej murem, panem decydującym kiedy bramy owego muru się otworzą. Był przepełniony pewnością siebie, nabytą podczas zwiedzania najdzikszych zakątków świata, ale czy to doświadczenie pomoże mu w prowadzeniu bitwy we własnym małżeństwie? A być może nie widział w Callisto partnerki w dalszej drodze życia, a nieprzyjaciela, przed którym nie może pokazać słabości. Zapewne nawet sam Eddard tego nie wiedział i chciał zagłębiać się w te rejony swojego umysłu, które były zaabsorbowane sprawą małżeństwa i postacią Callisto, która teraz zbiła go z pantałyku prozaicznie prostym pytaniem. Starał się ukryć zaskoczenie pod zagadkowym uśmiechem. Jednakże bił się z myślami, chcąc starannie dobrać słowa. Czy była w tym uśmiechu nutka politowania? A może zrozumienia? To zapewne Callisto zinterpretuje sama. Zresztą mimiką twarzy można łatwo manipulować, głos zdradza nas, podobnie jak błysk w oku i delikatne rozmarzenie, które mimowolnie wkradało się na twarz każdego czarodzieja, przywołującego w myślach obraz miejsca, które zwało się domem.
- Spokojnie - odparł po dłuższej chwili nieco oschle i lakonicznie. Szybko jednak jego usta wygięły się w ledwie widoczny półuśmiech, który rozświetlił pochmurną twarz szlachcica. - Jedynie główny salon tętni życiem, stanowiąc centrum życia w posiadłości. Niemalże wszędzie znajdują się zielone akcenty. Fotele w mniejszym salonie na piętrze czy te znajdujące się w bibliotece. Nawet obicie stołka przy fortepianie w pokoju muzycznym - nie sposób było opisać wspaniałość Ashfield Manor w kilku słowach, dlatego skupił się na szczegółach, które zapadły mu w pamięć. - Jednakże żadne, nawet najbogaciej zdobione pomieszczenia nie mogą równać się z potęgą lasów Sherwood, których szmaragd rozciąga się dalej niż oko może sięgnąć - to właśnie las Sherwood cieszył się największą sympatią młodego lorda. Chociaż okiełznał swoją porywczość to nadal chętnie udaje się na długie spacery w towarzystwie najczęściej młodszej kuzynki, tylko po to aby zanurzyć stopy w zimnej wodzie płynącego tam strumyka. Sam nie wiedział dlaczego dał podejść się jej pytaniu, obnażyć się i pozwolić sobie na opowiadanie z taką swobodą o miejscu, które zwykł zwać domem.
- Spokojnie - odparł po dłuższej chwili nieco oschle i lakonicznie. Szybko jednak jego usta wygięły się w ledwie widoczny półuśmiech, który rozświetlił pochmurną twarz szlachcica. - Jedynie główny salon tętni życiem, stanowiąc centrum życia w posiadłości. Niemalże wszędzie znajdują się zielone akcenty. Fotele w mniejszym salonie na piętrze czy te znajdujące się w bibliotece. Nawet obicie stołka przy fortepianie w pokoju muzycznym - nie sposób było opisać wspaniałość Ashfield Manor w kilku słowach, dlatego skupił się na szczegółach, które zapadły mu w pamięć. - Jednakże żadne, nawet najbogaciej zdobione pomieszczenia nie mogą równać się z potęgą lasów Sherwood, których szmaragd rozciąga się dalej niż oko może sięgnąć - to właśnie las Sherwood cieszył się największą sympatią młodego lorda. Chociaż okiełznał swoją porywczość to nadal chętnie udaje się na długie spacery w towarzystwie najczęściej młodszej kuzynki, tylko po to aby zanurzyć stopy w zimnej wodzie płynącego tam strumyka. Sam nie wiedział dlaczego dał podejść się jej pytaniu, obnażyć się i pozwolić sobie na opowiadanie z taką swobodą o miejscu, które zwykł zwać domem.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Od hogwarckich korytarzy po ministerialne gabinety, gdziekolwiek się nie znalazła, Callisto usilnie starała się sprawiać wrażenie osoby na właściwym miejscu, z niepodważalną pewnością robiącą to, co do niej należy. Pieczołowicie ukrywała każde potknięcie wynikające z wątpliwości, wiedząc że po pokonaniu odcinka drogi wyznaczonego na dziś, odpocznie w domu.
Spokojnie. W pierwszej chwili Callisto rozczarowała ta odpowiedź, ale nie potrwało długo nim doszła do (smutnego?) wniosku, że zapewne sama użyłaby tego określenia, gdyby to ją zapytano o Malfoy Manor. W wielu z posiadłości rodzin szlacheckich było na ogół tak pusto i cicho, że nie chcąc nazwać ich przerażającymi, spokój jest tą bardziej uprzejmą z opcji. Dziesiątki zakurzonych pokoi pod kluczem, korytarze, którymi przechadzają się kobiety wieczorami i zaledwie kilka miejsc, w których życie opiera się jeszcze starości ścian, mebli i wszystkiego, co cenne w tych domach. Tam słychać śmiech, rozmowy, brzęk srebra o porcelanę, a czasem nawet muzykę: graną na żywo, relaksująco niedoskonałą i tym bardziej niepowtarzalną.
Loża znajdowała się zbyt daleko, by mogli wypatrzeć zeń jakiś błąd. Orkiestra była nietykalna, bezbłędna, niemal nieprawdziwa, usadzona w kręgu światła z dala od nich. być może gdyby wytężyła słuch, udałoby się jej uchwycić fragmenty rozmów między muzykami, rzeczywistości połączyłyby się, ale całą jej uwagę pochłonął siedzący obok mężczyzna. Chcesz poznać człowieka – zobacz jego dom, chociaż nikt nie powtarzał tej maksymy, musi przecież zdradzać chociaż część prawdy o życiu. Jeśli zaś chcesz znienawidzić – pomieszkaj z nim trochę. Callisto bardzo się tego obawiała. Mogli bawić się w narzeczeństwo, wymieniać strategicznie rozmieszczone coraz to bardziej zażyłe uprzejmości, ale wszystko to były operacje niemal wojenne, wyprowadzane z bezpiecznych okopów znanego otoczenia, bliskości rodziny. Czy tego chcieli czy nie, niedługo zostaną sami ze sobą i całym życiem, które bardzo łatwo będzie zepsuć, jeśli od samego początku będą źle ze sobą postępować.
Najlepszy dyplomata, nauczony jak omijać błędy przeszłości może nie podołać tak błahemu, a jednocześnie ważnemu zadaniu jak poprowadzenie własnego życia.
Słuchała w napięciu, zdziwiona nie tylko tym, jak obszernie się wypowiedział (gdyby zliczyć wszystkie słowa, jakie do tej pory wymienili między sobą, było ich chyba mniej niż Eddard zawarł w tej pojedynczej odpowiedzi), ale też nieśmiałym poczuciem: może jednak nie będzie tam aż tak obca. Odważyła się uśmiechnąć.
- To na pewno piękne miejsce. Jako dziecko szczególnie lubiłam przebywać na łonie natury. – powiedziała ostrożnie, jakby wyznawała najpoważniejszy grzech popełniony w życiu. Może poniekąd właśnie tak było – wszak to z tym wyklętym ze swych starszych braci odkrywała w dzieciństwie tereny zielone hrabstwa Wiltshire, powinna o tym zapomnieć, inne wspomnienia wybrać na najlepsze. Może to z dzisiejszego wieczoru? Niedługo po tym, jak w loży wybrzmiało ostatnie słowo Callisto, na scenę wystąpił dyrygent, gotów rozpocząć występ. Lady Malfoy zamilkła więc, dając przykład Eddardowi, by zrobił to samo, chcąc wycofać się do strefy komfortu i stamtąd wysłuchać koncertu.
zt x 2
Spokojnie. W pierwszej chwili Callisto rozczarowała ta odpowiedź, ale nie potrwało długo nim doszła do (smutnego?) wniosku, że zapewne sama użyłaby tego określenia, gdyby to ją zapytano o Malfoy Manor. W wielu z posiadłości rodzin szlacheckich było na ogół tak pusto i cicho, że nie chcąc nazwać ich przerażającymi, spokój jest tą bardziej uprzejmą z opcji. Dziesiątki zakurzonych pokoi pod kluczem, korytarze, którymi przechadzają się kobiety wieczorami i zaledwie kilka miejsc, w których życie opiera się jeszcze starości ścian, mebli i wszystkiego, co cenne w tych domach. Tam słychać śmiech, rozmowy, brzęk srebra o porcelanę, a czasem nawet muzykę: graną na żywo, relaksująco niedoskonałą i tym bardziej niepowtarzalną.
Loża znajdowała się zbyt daleko, by mogli wypatrzeć zeń jakiś błąd. Orkiestra była nietykalna, bezbłędna, niemal nieprawdziwa, usadzona w kręgu światła z dala od nich. być może gdyby wytężyła słuch, udałoby się jej uchwycić fragmenty rozmów między muzykami, rzeczywistości połączyłyby się, ale całą jej uwagę pochłonął siedzący obok mężczyzna. Chcesz poznać człowieka – zobacz jego dom, chociaż nikt nie powtarzał tej maksymy, musi przecież zdradzać chociaż część prawdy o życiu. Jeśli zaś chcesz znienawidzić – pomieszkaj z nim trochę. Callisto bardzo się tego obawiała. Mogli bawić się w narzeczeństwo, wymieniać strategicznie rozmieszczone coraz to bardziej zażyłe uprzejmości, ale wszystko to były operacje niemal wojenne, wyprowadzane z bezpiecznych okopów znanego otoczenia, bliskości rodziny. Czy tego chcieli czy nie, niedługo zostaną sami ze sobą i całym życiem, które bardzo łatwo będzie zepsuć, jeśli od samego początku będą źle ze sobą postępować.
Najlepszy dyplomata, nauczony jak omijać błędy przeszłości może nie podołać tak błahemu, a jednocześnie ważnemu zadaniu jak poprowadzenie własnego życia.
Słuchała w napięciu, zdziwiona nie tylko tym, jak obszernie się wypowiedział (gdyby zliczyć wszystkie słowa, jakie do tej pory wymienili między sobą, było ich chyba mniej niż Eddard zawarł w tej pojedynczej odpowiedzi), ale też nieśmiałym poczuciem: może jednak nie będzie tam aż tak obca. Odważyła się uśmiechnąć.
- To na pewno piękne miejsce. Jako dziecko szczególnie lubiłam przebywać na łonie natury. – powiedziała ostrożnie, jakby wyznawała najpoważniejszy grzech popełniony w życiu. Może poniekąd właśnie tak było – wszak to z tym wyklętym ze swych starszych braci odkrywała w dzieciństwie tereny zielone hrabstwa Wiltshire, powinna o tym zapomnieć, inne wspomnienia wybrać na najlepsze. Może to z dzisiejszego wieczoru? Niedługo po tym, jak w loży wybrzmiało ostatnie słowo Callisto, na scenę wystąpił dyrygent, gotów rozpocząć występ. Lady Malfoy zamilkła więc, dając przykład Eddardowi, by zrobił to samo, chcąc wycofać się do strefy komfortu i stamtąd wysłuchać koncertu.
zt x 2
Gość
Gość
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Loża I
Szybka odpowiedź