tydzień u deimosa, 1955 lipiec
AutorWiadomość
Czy to możliwe, by złośliwość losu była aż tak wielka? Żeby rozłączone w kosmosie dusze mogły spotkać sie tylko na jeden tydzień i tylko w ciągu siedmiu dni korzystać ze wszystkich darów, jakimi obdarzył ich świat. Ziściły się piosenki w których wyją, że za jedną godzinę oddadzą dziesięć lat. Czy Deimos oddałby tuzin lat za półtorej godziny w ramionach Cynthii? Jest nietrzeźwy od całej nocy w jej ramionach - teraz niech nie odpowiada. Gotów sprzedać połowę życia, co jeżeli ktoś go wysłucha.
Budzi się pierwszy, a w każdym razie tak sądził. Spogłada na okno, ale zasłaniaja mu widok przez nie koronkowa firanka. Nie widzi za dużo, coś mglistego nachodzi na jego oczy, odwraca się i widzi blond włosy rozrzucone na poduszce. Nagie ramię i po przetarciu oka zauważa również długą odsłoniętą szyję. Cynthia. Śpi snem spokojnym. Śni o wypiekach, którymi będzie raczyła swojego Ślizgona? On unosi dłoń ponad jej ramieniem i przesuwa kilka milimetrów ponad nią. Nie dotyka, ale czujna Cynthia może coś poczuć. Ale może chce jeszcze spać? Lord Carrow odwraca się i przeciąga, z zadowoleniem spogląda w okno i wspomina to, co zadziało się po pierwszym pożegnalnym pocałunku wczoraj w nocy.
A myśleli - w każdym razie, on myślał - że to wszystko nie zdarzy się nigdy. I że miejsca mieć nie może. Nawet kiedy ugadał się, że jednak będzie nocować w dworku, nie śmiał myśleć, że to może się zdarzyć. A teraz? Jest już po wszystkim, ale to nie koniec, to brzmi jak początek. Teraz w ten sposób będzie wyglądała ich przyjaźń? A może pod koniec tygodnia zgodzą sie, że to głupota i że to dłużej trwać nie może. I wrócą do platonicznej relacji, która sobie utkają jakoś z tych wspomnień, które dzś wydają się tak głupie, naiwne, nieistniejące.
A może to tylko jest w jego głowie, może ona uzna to za największy w swoim życiu błąd? Deimos spoglada w stronę Cynthii, która właśnie postanowiła sie obudzić i sprawdza, czy to co jej się wydaje to prawda.
Budzi się pierwszy, a w każdym razie tak sądził. Spogłada na okno, ale zasłaniaja mu widok przez nie koronkowa firanka. Nie widzi za dużo, coś mglistego nachodzi na jego oczy, odwraca się i widzi blond włosy rozrzucone na poduszce. Nagie ramię i po przetarciu oka zauważa również długą odsłoniętą szyję. Cynthia. Śpi snem spokojnym. Śni o wypiekach, którymi będzie raczyła swojego Ślizgona? On unosi dłoń ponad jej ramieniem i przesuwa kilka milimetrów ponad nią. Nie dotyka, ale czujna Cynthia może coś poczuć. Ale może chce jeszcze spać? Lord Carrow odwraca się i przeciąga, z zadowoleniem spogląda w okno i wspomina to, co zadziało się po pierwszym pożegnalnym pocałunku wczoraj w nocy.
A myśleli - w każdym razie, on myślał - że to wszystko nie zdarzy się nigdy. I że miejsca mieć nie może. Nawet kiedy ugadał się, że jednak będzie nocować w dworku, nie śmiał myśleć, że to może się zdarzyć. A teraz? Jest już po wszystkim, ale to nie koniec, to brzmi jak początek. Teraz w ten sposób będzie wyglądała ich przyjaźń? A może pod koniec tygodnia zgodzą sie, że to głupota i że to dłużej trwać nie może. I wrócą do platonicznej relacji, która sobie utkają jakoś z tych wspomnień, które dzś wydają się tak głupie, naiwne, nieistniejące.
A może to tylko jest w jego głowie, może ona uzna to za największy w swoim życiu błąd? Deimos spoglada w stronę Cynthii, która właśnie postanowiła sie obudzić i sprawdza, czy to co jej się wydaje to prawda.
Gdzie ta moja różdżka, kiedy była potrzebna? – zapytałam siebie samą we własnych myślach, mimo iż nie wyciągałam ręki w poszukiwaniu drewienka. O, nie! Choć myśl, by jednym machnięciem ręki zabić deskami okno, przeszła przez moją zaspaną głowę, kiedy naciągałam milutką w dotyku kołdrę na swoją głowę, to nie miałam takiego zamiaru. Miałam jako takie pojęcie, gdzie się znajduję, poza tym... miałam wolne.
Leniwy pomruk wydobył się z mojej piersi rasowego drapieżnika, by zniknąć gdzieś w poduszce, do której to wtuliłam twarz, pragnąc spać i spać, i spać. Jeśli tylko zechcę, mogę spędzić tu resztę dnia. Miałam wolne! Miałam wolne! WOLNE!
Merlinie, jeśli mnie kochasz, ukaż te przebrzydłe słońce. Cynka chce spać. Cynka chce... Co Cynka tak naprawdę chciała? Mhm... Myślę, że już całe życie czuć o poranku ten charakterystyczny zapach, tę obecność... DEIMOSA!
Uśmiechnęłam się leniwie, przypominając sobie te wczorajsze... czy tam dzisiejsze harce. Czułam się jak nowonarodzona. Mogłabym wstać i latać, gdyby już udało mi się wstać, bo z tym był niemały problem. Może Deimos zgodzi się na to, by ten pierwszy dzień tygodnia calutki przeleżeć w łóżku? Mogliśmy grać w kółko i krzyżyk na jego suficie... albo baldachimie. Albo...
Pytanie, czy chciał w ogóle ZE MNĄ zostawać w łóżku, co myślał o tym wczorajszo-dzisiejszym zdarzeniu i czy nie... Czy nie... Wiem, to kilka pytań, ale musiałam się dowiedzieć. Szybko i z twarzą przynajmniej poznać odpowiedź na ostatnie pytanie.
Uwolniłam się spod przedsłonecznych okopów i usiadłam nieco aż nazbyt gwałtownie i nazbyt odważnie, praktycznie z całą odkrytą klatkę piersiową. Nie było to tak bardzo krępujące jak pytanie, które tak bardzo cisnęło mi się na wargi, które tak bardzo zaprzątało moje serce. Znałam odpowiedź, ale... Musiałam to usłyszeć od niego.
– Żałujesz? – zapytałam niepewnie, patrząc prosto w niebieskie oczy Deimosa, kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do jasności.
Serce waliło mi, o dziwo, jak szalone, kiedy z całych sił walczyłam ze sobą, by wytrzymać w takiej pozie, by nie spuścić wzroku. Co prawda nie byłam szlachcianką... Może się do nich nie umywałam, a może to, co mówił wczoraj Deimos, było calutką szczerą prawdą i byłam kimś więcej? Czy miałby interes w tym, by mnie okłamywać? ...o ile czegoś chciał od Cynki – przeszło mi przez myśl, kiedy czekałam, kiedy czas dłużył się niemiłosiernie, a ja z jakiejś przyczyny pragnęłam usłyszeć odpowiedź. Usilnie, jak gdyby od tego zależało moje życie.
Może powinnam wpierw się ogarnąć i wyglądać jak kobieta? Naga i potargana musiałam prezentować się uroczo. Pewnie jak w tych pisemkach, o których napomykał Mój Ślizgon, ale raczej bardziej odważnie... I prawdopodobnie jeszcze bardziej wyzywająco, o ile w końcu uśmiechnę się łobuzersko, kiedy w końcu to powie, kiedy powie, że Cynka najlepsza pod słońcem.
Leniwy pomruk wydobył się z mojej piersi rasowego drapieżnika, by zniknąć gdzieś w poduszce, do której to wtuliłam twarz, pragnąc spać i spać, i spać. Jeśli tylko zechcę, mogę spędzić tu resztę dnia. Miałam wolne! Miałam wolne! WOLNE!
Merlinie, jeśli mnie kochasz, ukaż te przebrzydłe słońce. Cynka chce spać. Cynka chce... Co Cynka tak naprawdę chciała? Mhm... Myślę, że już całe życie czuć o poranku ten charakterystyczny zapach, tę obecność... DEIMOSA!
Uśmiechnęłam się leniwie, przypominając sobie te wczorajsze... czy tam dzisiejsze harce. Czułam się jak nowonarodzona. Mogłabym wstać i latać, gdyby już udało mi się wstać, bo z tym był niemały problem. Może Deimos zgodzi się na to, by ten pierwszy dzień tygodnia calutki przeleżeć w łóżku? Mogliśmy grać w kółko i krzyżyk na jego suficie... albo baldachimie. Albo...
Pytanie, czy chciał w ogóle ZE MNĄ zostawać w łóżku, co myślał o tym wczorajszo-dzisiejszym zdarzeniu i czy nie... Czy nie... Wiem, to kilka pytań, ale musiałam się dowiedzieć. Szybko i z twarzą przynajmniej poznać odpowiedź na ostatnie pytanie.
Uwolniłam się spod przedsłonecznych okopów i usiadłam nieco aż nazbyt gwałtownie i nazbyt odważnie, praktycznie z całą odkrytą klatkę piersiową. Nie było to tak bardzo krępujące jak pytanie, które tak bardzo cisnęło mi się na wargi, które tak bardzo zaprzątało moje serce. Znałam odpowiedź, ale... Musiałam to usłyszeć od niego.
– Żałujesz? – zapytałam niepewnie, patrząc prosto w niebieskie oczy Deimosa, kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do jasności.
Serce waliło mi, o dziwo, jak szalone, kiedy z całych sił walczyłam ze sobą, by wytrzymać w takiej pozie, by nie spuścić wzroku. Co prawda nie byłam szlachcianką... Może się do nich nie umywałam, a może to, co mówił wczoraj Deimos, było calutką szczerą prawdą i byłam kimś więcej? Czy miałby interes w tym, by mnie okłamywać? ...o ile czegoś chciał od Cynki – przeszło mi przez myśl, kiedy czekałam, kiedy czas dłużył się niemiłosiernie, a ja z jakiejś przyczyny pragnęłam usłyszeć odpowiedź. Usilnie, jak gdyby od tego zależało moje życie.
Może powinnam wpierw się ogarnąć i wyglądać jak kobieta? Naga i potargana musiałam prezentować się uroczo. Pewnie jak w tych pisemkach, o których napomykał Mój Ślizgon, ale raczej bardziej odważnie... I prawdopodobnie jeszcze bardziej wyzywająco, o ile w końcu uśmiechnę się łobuzersko, kiedy w końcu to powie, kiedy powie, że Cynka najlepsza pod słońcem.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cynthia zaś rozpoczęła tarmoszenie się w pościeli, które nie potrwało nawet długo, a zadziwiająco krótko. Co prawda zakończyło się tak, że teraz zamiast skupiać sie na czymkolwiek innym, mój wzrok prześlizgiwał się po jej piersiach, które wydawały mi się IDEALNE bo dotykane tylko (w każdym razie wolałem tak myśleć) przez jej męża i mnie. Miałem taki mały problem, a może chodziło o terytorializm. Nie lubiłem, jak kobieta miała zbyt wielu mężczyzn. I dlatego tak bardzo wciąż wzdycham do Rosalie, dlatego tak Cynthia była teraz pociągająca. Dlatego lepiej, żebym nigdy nie dowiedział się o Milburdze i jej histori Cezarowej. Żadna z myśli o innej pannie nie zaświtała mi nawet, kiedy oglądałem te piękne dwie okrągłe... bułeczki?
- Żałuję - rozpoczynam i kończyć nie chce, ale kiedy pojmuje co powiedziałem, wiem że muszę skończyć. Szkoda, wolałbym skosztować tych wspaniałych widoków po raz kolejny -... że nie mówiłaś mi wcześniej, że wcale a wcale się nie obrazisz za takie przyjemności - znów mnie do niej ciągnie i znów chcę swe dłonie położyć na tych krągłościach.
Przyjaciółka z dzieciństwa, pamiętam jak wróciła na ostatni rok do szkoły i jak wyglądała wtedy inaczej niż jeszcze przed wakacjami. Miałem jej wtedy zamiar powiedzieć coś milszego, kiedy oddawała mi swoje ostatnie wypracowania. Ale nie mogłem znieść myśli, że cokolwiek powiem, ona i tak zaraz wyjedzie, więc to bez znaczenia. Później nie mieliśmy dobrych kontaktów, a całkowicie znikły na rok, w którym poznała swego męża. Nawet nie było mnie na ich ślubie, więc to nawet śmieszne, że zapraszam ją na ślub swój.
- Mogliśmy mieć tyle wspomnień - czy robię się dramatyczny, czy to dla mnie tylko takie zabawne. Nie wytrzymuję już i podnoszę się na łóżku, żeby przychylić w jej stronę. Ręka moja znajdzie się w wygodnym i ciepłym miejscu na jej talii i przysunę swe usta do jej. - Zgodzisz się, że to było głupie? - zgódź się Cynko, że to twoja wina była. I te absurdalne obawy, że będę miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia (a będę miał, ale to za kilka miesięcy), że nie chcę się z nią dzielić tą przestrzenią. Czy nie widzi, że do pełni szczęścia brakuje mi już tylko dobrego cygara?
- Żałuję - rozpoczynam i kończyć nie chce, ale kiedy pojmuje co powiedziałem, wiem że muszę skończyć. Szkoda, wolałbym skosztować tych wspaniałych widoków po raz kolejny -... że nie mówiłaś mi wcześniej, że wcale a wcale się nie obrazisz za takie przyjemności - znów mnie do niej ciągnie i znów chcę swe dłonie położyć na tych krągłościach.
Przyjaciółka z dzieciństwa, pamiętam jak wróciła na ostatni rok do szkoły i jak wyglądała wtedy inaczej niż jeszcze przed wakacjami. Miałem jej wtedy zamiar powiedzieć coś milszego, kiedy oddawała mi swoje ostatnie wypracowania. Ale nie mogłem znieść myśli, że cokolwiek powiem, ona i tak zaraz wyjedzie, więc to bez znaczenia. Później nie mieliśmy dobrych kontaktów, a całkowicie znikły na rok, w którym poznała swego męża. Nawet nie było mnie na ich ślubie, więc to nawet śmieszne, że zapraszam ją na ślub swój.
- Mogliśmy mieć tyle wspomnień - czy robię się dramatyczny, czy to dla mnie tylko takie zabawne. Nie wytrzymuję już i podnoszę się na łóżku, żeby przychylić w jej stronę. Ręka moja znajdzie się w wygodnym i ciepłym miejscu na jej talii i przysunę swe usta do jej. - Zgodzisz się, że to było głupie? - zgódź się Cynko, że to twoja wina była. I te absurdalne obawy, że będę miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia (a będę miał, ale to za kilka miesięcy), że nie chcę się z nią dzielić tą przestrzenią. Czy nie widzi, że do pełni szczęścia brakuje mi już tylko dobrego cygara?
Przyjęłam to z godnością, choć jakiś cień zawodu musiał przelecieć przez mą twarz, kiedy Mój Ślizgon w sposób bardzo niepoprawny wkręcał mnie w żałowanie. Miałam ochotę złapać za poduszkę i pokazać, kto tu ma pozycję dominującą, jednakże nieoczekiwanie na powrót zbliżył się do mnie, a ja uległam. Wspomnę, że byłam podatna na flirty, zwłaszcza na te ćwierkane tymi oto wargami.
Westchnęłam. Błękitowi tych oczu mogłam ulegać zawsze i wszędzie... I ten zapach. Mhm... Był zdecydowanie zbyt blisko. Już brakowało mi tchu, mimo że nasze wargi nawet się nie zetknęły.
– Yhym – mruknęłam jedynie, bo jakoś nie potrafiłam zebrać myśli. Nie miałam pojęcia, na co się godziłam czy z czym zgadzałam, choć... Choć chyba powinnam odnaleźć w sobie choćby ten cień zdrowego rozsądku? Coś, co mogłoby mi później pozwolić spełnić rzucone pochopnie obietnice?
Odchyliłam nieco głowę do tyłu, by złapać nieco mniej syreniego powietrza. Uch, ja nadal czułam tę dłoń... Męską, nie moją.
– Myślę, że to było konieczne... Jest konieczne. Te wasze głupie szlacheckie zasady – odparłam niezwykle podniecona i tym samym nieco rozchichotana, wywracając oczami i przypominając sobie nagle o możliwości utraty przez Deimosa jego ukochanej stadniny. To zaś nie mogło nie przypomnieć mi o nadchodzącym powolnymi krokami ślubie sir Carrowa... Tak naprawdę nie chciałam o tym myśleć i nie zamierzałam, choć musiałam sobie przyznać, że moglibyśmy choćby dziś uciec na drugi koniec świata i tam, na drugim końcu świata, tworzyć nowe wspomnienia. Coś mi jednak mówiło, iż Mój Ślizgon tak łatwo nie odpuści sobie tego, co kocha. Prędzej zatrzyma to... podstępem? Zawsze miał pokrętny sposób na przetrwanie. Może właśnie to mnie tak w nim pociągało? Choćbym nie wiem jak bardzo go znała, coś jakaś jego część pozostawała dla mnie mroczną tajemnicą, której nie zamierzałam, ani podświadomie nie chciałam, odkrywać. Wolałam za to skupić się na obecnej chwili i dwóch wizjach, które zagościły niemal natychmiast w mojej głowie. Jedną w sumie mogłam pozostawić na jutro, skoro już się mniej więcej rozbudziłam... Choć zawsze można było sobie poleżeć w łóżku bez celu... albo z celem, prawda?
– Głupie to było to, że nie było cię na wszystkich moich meczach... – podsumowałam nieco wojowniczo, by zaraz kontynuować coś kompletnie innego, nijak powiązanego z czasami Hogwartu. Wyszczerzyłam się przy tym jak mały łobuz. – Zjemy bardzo niezdrowe śniadanie i wrócimy do łóżka? – zapytałam w trybie ekspresowym, na jednym wydechu, by w końcu pozwolić sobie na tę niegrzeczność i połączyć nasze usta w kolejnym pocałunku. Tego właśnie było mi trzeba... i zero zaprzeczenia, ani mruczenia o jakichś tam planach, i zero wredności dla mej umęczonej kobiecej duszy, a za to kuszenie Deimosa do złego. Niech się zgodzi! Niech zgodzi...
Westchnęłam. Błękitowi tych oczu mogłam ulegać zawsze i wszędzie... I ten zapach. Mhm... Był zdecydowanie zbyt blisko. Już brakowało mi tchu, mimo że nasze wargi nawet się nie zetknęły.
– Yhym – mruknęłam jedynie, bo jakoś nie potrafiłam zebrać myśli. Nie miałam pojęcia, na co się godziłam czy z czym zgadzałam, choć... Choć chyba powinnam odnaleźć w sobie choćby ten cień zdrowego rozsądku? Coś, co mogłoby mi później pozwolić spełnić rzucone pochopnie obietnice?
Odchyliłam nieco głowę do tyłu, by złapać nieco mniej syreniego powietrza. Uch, ja nadal czułam tę dłoń... Męską, nie moją.
– Myślę, że to było konieczne... Jest konieczne. Te wasze głupie szlacheckie zasady – odparłam niezwykle podniecona i tym samym nieco rozchichotana, wywracając oczami i przypominając sobie nagle o możliwości utraty przez Deimosa jego ukochanej stadniny. To zaś nie mogło nie przypomnieć mi o nadchodzącym powolnymi krokami ślubie sir Carrowa... Tak naprawdę nie chciałam o tym myśleć i nie zamierzałam, choć musiałam sobie przyznać, że moglibyśmy choćby dziś uciec na drugi koniec świata i tam, na drugim końcu świata, tworzyć nowe wspomnienia. Coś mi jednak mówiło, iż Mój Ślizgon tak łatwo nie odpuści sobie tego, co kocha. Prędzej zatrzyma to... podstępem? Zawsze miał pokrętny sposób na przetrwanie. Może właśnie to mnie tak w nim pociągało? Choćbym nie wiem jak bardzo go znała, coś jakaś jego część pozostawała dla mnie mroczną tajemnicą, której nie zamierzałam, ani podświadomie nie chciałam, odkrywać. Wolałam za to skupić się na obecnej chwili i dwóch wizjach, które zagościły niemal natychmiast w mojej głowie. Jedną w sumie mogłam pozostawić na jutro, skoro już się mniej więcej rozbudziłam... Choć zawsze można było sobie poleżeć w łóżku bez celu... albo z celem, prawda?
– Głupie to było to, że nie było cię na wszystkich moich meczach... – podsumowałam nieco wojowniczo, by zaraz kontynuować coś kompletnie innego, nijak powiązanego z czasami Hogwartu. Wyszczerzyłam się przy tym jak mały łobuz. – Zjemy bardzo niezdrowe śniadanie i wrócimy do łóżka? – zapytałam w trybie ekspresowym, na jednym wydechu, by w końcu pozwolić sobie na tę niegrzeczność i połączyć nasze usta w kolejnym pocałunku. Tego właśnie było mi trzeba... i zero zaprzeczenia, ani mruczenia o jakichś tam planach, i zero wredności dla mej umęczonej kobiecej duszy, a za to kuszenie Deimosa do złego. Niech się zgodzi! Niech zgodzi...
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Strasznie głupie zasady - powtarzając się zgadza z całą filozofią, mrucząc zadowolony z tego, że znów może objąć ją i ustami namawiać do pocałunków - Ale które konkretnie masz na myśli?Bo nie przypominam sobie takich, które zabranialyby nam tego
Chyba że Cynthia marzy już o ślubie. Cóż, tego obiecać jej nie może. Ale mógłby być formalnie związany z inną kobietą, a żyć z nią, co to za problem? Tamta najpewniej także by się ucieszyła. Wszyscy wiedzą, że Malfoyki są okropnie chłodne.
- Gdybym chodził na wszystkie, to byłabyś skłonna szybciej na to... szaleństwo? - przy przesuwaniu dłonią po jej biodrze, wzdychanie jest nieodłączne, lecz i tej przyjemności kres nadchodzi, kiedy wspomina o jedzeniu. Jedzenie niezdrowych rzeczy leżąc z Cynthią w łóżku, czy jest jeszcze większe niebo? Głodne nie tylko tych niebiańskich przyjemności myśli, rozpraszają go, kiedy chce jej odpowiedzieć. Dlatego nim zdoła wykrzesać cokolwiek mądrego, dobrze, że zatkała mu usta, bo powiedziałby coś pewnie o tym, że może zjeść to śniadanie z niej czy inne bezeceństwa.
- Masz ochotę na coś konkretnego? Może ten amerykański przysmak, bardzo podobny do naszej kanapki z szynką, tylko na gorąco? - hamburger z frytkami na śniadanie, czy może być bardziej niezdrowy początek dnia? Wcale nie pojmowałem, że jedzenie to może być wymysłem mugoli. Alfred jednego dnia przyrządzić kazał coś podobnego, mi zasmakowało i teraz czasami to jem. Ale rzadko, bo częściej jem po prostu szynkę z sosem i groszkiem. - Ja mam ochotę na boczek z jajkami - tylko jak się wygramolić z tej pościeli, w której jest tak przyjemnie?
- Chociaż chyba zjadłbym jedną wielką szarlotkę
Chyba że Cynthia marzy już o ślubie. Cóż, tego obiecać jej nie może. Ale mógłby być formalnie związany z inną kobietą, a żyć z nią, co to za problem? Tamta najpewniej także by się ucieszyła. Wszyscy wiedzą, że Malfoyki są okropnie chłodne.
- Gdybym chodził na wszystkie, to byłabyś skłonna szybciej na to... szaleństwo? - przy przesuwaniu dłonią po jej biodrze, wzdychanie jest nieodłączne, lecz i tej przyjemności kres nadchodzi, kiedy wspomina o jedzeniu. Jedzenie niezdrowych rzeczy leżąc z Cynthią w łóżku, czy jest jeszcze większe niebo? Głodne nie tylko tych niebiańskich przyjemności myśli, rozpraszają go, kiedy chce jej odpowiedzieć. Dlatego nim zdoła wykrzesać cokolwiek mądrego, dobrze, że zatkała mu usta, bo powiedziałby coś pewnie o tym, że może zjeść to śniadanie z niej czy inne bezeceństwa.
- Masz ochotę na coś konkretnego? Może ten amerykański przysmak, bardzo podobny do naszej kanapki z szynką, tylko na gorąco? - hamburger z frytkami na śniadanie, czy może być bardziej niezdrowy początek dnia? Wcale nie pojmowałem, że jedzenie to może być wymysłem mugoli. Alfred jednego dnia przyrządzić kazał coś podobnego, mi zasmakowało i teraz czasami to jem. Ale rzadko, bo częściej jem po prostu szynkę z sosem i groszkiem. - Ja mam ochotę na boczek z jajkami - tylko jak się wygramolić z tej pościeli, w której jest tak przyjemnie?
- Chociaż chyba zjadłbym jedną wielką szarlotkę
– Wszystkie mam na myśli… a szczególnie te głupie sprawy z aranżacją ślubu – przyznałam szczerze, by zaraz kontynuować. Znajdowałam się gdzieś w raju, stąd też moje słowa nie były do końca poważne, jednakże nie można było ich również obrócić w żart. – Po prostu nie mogłabym, wiedząc, że to kogoś zrani… Już ma prawo zranić – zauważyłam całkiem trafnie, ale odepchnęłam zaraz te myśli, bo dziś nie była na nie pora. Za tydzień mogłam siebie zadręczać zbędnym rozmyślaniem, dziś zaś… Dziś był pierwszy poranek u Deimosa, Mojego Ślizgona. Powinniśmy się świetnie bawić. Jak niegdyś. W Hogwarcie.
– Być może – odpowiedziałam figlarnie. Kto mnie wiedział, czy w innym przypadku skłonna bym była szybciej wpaść w objęcia Deimosa. Ba!, wpadłabym w jego ramiona za pierwszym lepszym razem, w trakcie którego zainsynuowałby coś podobnego. Z drugiej zaś strony, w czasach Hogwartu wiele robiłam wbrew sobie, buntując się nie tylko przeciwko światowi, ale również przeciwko sobie i własnym uczuciom. Deimos o niczym nie miał pojęcia. Ciekawie musiało być żyć w niewiedzy, w nieznajomości mych uczuć i w ogóle. Lżej zapewne, ale też pusto.
– Nieee jadłam niczego podobnego – odparłam w odpowiedzi zaraz roześmiana, kiedy w końcu nasze wargi rozłączyły się, by Mój Ślizgon mógł coś powiedzieć. Jego dotyk rozpalał mnie od środka, mile łaskotał i uzupełniał pustkę, którą pozostawił po sobie Fredrick. – Ale boczek z jabłkami… znaczy z jajkami brzmi doskonale – dodałam zaraz. Jeśli o mnie chodziło, ważne, by miało dużo cukru lub tłuszczu. Wybrzydzać nie zamierzałam, a i może na deser mogłabym ogarnąć WIELKĄ SZARLOTKĘ.
– Jak wielką? – zapytałam z łobuzerską miną. Uniosłam rękę i z ciekawością pogładziłam jego policzek. Niebywałe, że to właśnie działo się naprawdę. Może tak naprawdę śniłam? Odurzona jakimś narkotykiem?
– Moja największa miała na razie niemal sto centymetrów średnicy – przechwaliłam się. Deimos niestety nie miał okazji widzieć jej na oczy, a było czym je cieszyć. Oj, było, ale się zjadło. – Żebyś ty widział te wszystkie jabłka… I kruche ciasto wyszło mi takie delikatne. Doskonałe – dodałam nieskromnie, drażniąc się z nim i wzbudzając poniekąd zapewne głód.
– Być może – odpowiedziałam figlarnie. Kto mnie wiedział, czy w innym przypadku skłonna bym była szybciej wpaść w objęcia Deimosa. Ba!, wpadłabym w jego ramiona za pierwszym lepszym razem, w trakcie którego zainsynuowałby coś podobnego. Z drugiej zaś strony, w czasach Hogwartu wiele robiłam wbrew sobie, buntując się nie tylko przeciwko światowi, ale również przeciwko sobie i własnym uczuciom. Deimos o niczym nie miał pojęcia. Ciekawie musiało być żyć w niewiedzy, w nieznajomości mych uczuć i w ogóle. Lżej zapewne, ale też pusto.
– Nieee jadłam niczego podobnego – odparłam w odpowiedzi zaraz roześmiana, kiedy w końcu nasze wargi rozłączyły się, by Mój Ślizgon mógł coś powiedzieć. Jego dotyk rozpalał mnie od środka, mile łaskotał i uzupełniał pustkę, którą pozostawił po sobie Fredrick. – Ale boczek z jabłkami… znaczy z jajkami brzmi doskonale – dodałam zaraz. Jeśli o mnie chodziło, ważne, by miało dużo cukru lub tłuszczu. Wybrzydzać nie zamierzałam, a i może na deser mogłabym ogarnąć WIELKĄ SZARLOTKĘ.
– Jak wielką? – zapytałam z łobuzerską miną. Uniosłam rękę i z ciekawością pogładziłam jego policzek. Niebywałe, że to właśnie działo się naprawdę. Może tak naprawdę śniłam? Odurzona jakimś narkotykiem?
– Moja największa miała na razie niemal sto centymetrów średnicy – przechwaliłam się. Deimos niestety nie miał okazji widzieć jej na oczy, a było czym je cieszyć. Oj, było, ale się zjadło. – Żebyś ty widział te wszystkie jabłka… I kruche ciasto wyszło mi takie delikatne. Doskonałe – dodałam nieskromnie, drażniąc się z nim i wzbudzając poniekąd zapewne głód.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Sam nie wiem, to wiele ułatwia - rozpiera się w łóżku Deimos i wzrusza ramionami - Nie wiem jak normalni śmiertelnicy mogą całe życie opierać na znalezionej przez siebie osobie. Z reguły wybory nie są szczególnie udane, co wtedy? Nie żebym miał dużo wieści od osób, których małżeństwa nie były aranżowane, ale weźmy mego drogiego kuzyna Adriena. Wybrał sam i wybrał tak, że kobieta mu uciekłą i osierociła biedną Inarę. Okazało się, że jakaś szajbuska. Osobiście nie zniósłbym takiej odpowiedzialności. Jeżeli osoba, którą mi zaoferowali będzie nienomalna, cała wina spocznie na nestorach i to będzie ich wstydliwy przypadek. Moje zmartwienie, ale bądźmy szczerzy Cynthio - tu przesuwa palcem po odsłoniętym ramieniu swojej drogiej uzdrowicielki i przyjaciółki - te małżeństwa nie są prawdziwymi w twoim pojmowaniu. Prócz pieniędzy i potomka nie obejmuje nawet wspólnego sypiania co wieczór. Więc faktycznie, mógłbym ulokować ją w drugiej części pałacu i resztę dni spędzać z Tobą na przykład - te słowa ją zdenerwują, te słowa bolą ją i ranią. Są solą, która posypana na rany, wyżera do czerwoności. I do czerwoności będzie zezłoszona. A może nie, boże jakimś absurdem uzna, że chce przystać na propozycję.
Macha dłonią.
- Daj spokój, nikogo to nie zrani. Zaręczyli mnie z młodą dziewczyną, ona nawet nie wie kim chce być, ja w jej wieku nie przejmowałem się takimi bzdurami. Zresztą na prawdę, zdziwiłbym się, gdyby się przejeła. No i oczywiście nie zamierzam jej się spowiadać z tego, co działo się przed ślubem, nie jej sprawa
Taki był pewny siebie, zacietrzewiony. Tak nieświadomy tego, jak obróci się do niego przyszłość.
Za to przeszłość nagle okazywała się być zbiegiem niewykorzystanych okazji. Czy Deimos nie miał ochoty dużo wcześniej na całowanie Cynthii, już nawet nie wspominając o innych czynnościach.
- Ogromnie się z tym kryłaś - daje jej do zrozumienia, może pojmie, by się bardziej otworzyć, bo inaczej nie pojmie żaden facet co w jej głowie siedzi. Nie żeby inny facet niż Deimos mógł od dziś dotykać Cynthię.
- To kiedy indziej spróbujesz - zadecydował i postanowili powstać z łóżka, on pierwszy, ona za nim, kiedy już podział odpowiednie piękne ciepłe szlafroczki w których zjedzą śniadanie. Chociaż oczywiście on byłby za tym, żeby się wcale nie ubierała. Ale czasami lepiej, żeby ubrana była zdrowa, niż chorowała mu tydzień, a później znikła. Sięgnął za jej dłoń i poprowadził na dół. W trakcie drogi bawili się w pokazywanie wielkości i całusy na ścianach i prawie by nie doszli na sam dół, ale kiszki marsza im grały i burczenie w Cynthi bruchu okazało się być glośniejsze.
- A z tą cukiernią, to mówiłem poważnie. Jeżeli masz plan, to zainwestuję w to pieniądze
Macha dłonią.
- Daj spokój, nikogo to nie zrani. Zaręczyli mnie z młodą dziewczyną, ona nawet nie wie kim chce być, ja w jej wieku nie przejmowałem się takimi bzdurami. Zresztą na prawdę, zdziwiłbym się, gdyby się przejeła. No i oczywiście nie zamierzam jej się spowiadać z tego, co działo się przed ślubem, nie jej sprawa
Taki był pewny siebie, zacietrzewiony. Tak nieświadomy tego, jak obróci się do niego przyszłość.
Za to przeszłość nagle okazywała się być zbiegiem niewykorzystanych okazji. Czy Deimos nie miał ochoty dużo wcześniej na całowanie Cynthii, już nawet nie wspominając o innych czynnościach.
- Ogromnie się z tym kryłaś - daje jej do zrozumienia, może pojmie, by się bardziej otworzyć, bo inaczej nie pojmie żaden facet co w jej głowie siedzi. Nie żeby inny facet niż Deimos mógł od dziś dotykać Cynthię.
- To kiedy indziej spróbujesz - zadecydował i postanowili powstać z łóżka, on pierwszy, ona za nim, kiedy już podział odpowiednie piękne ciepłe szlafroczki w których zjedzą śniadanie. Chociaż oczywiście on byłby za tym, żeby się wcale nie ubierała. Ale czasami lepiej, żeby ubrana była zdrowa, niż chorowała mu tydzień, a później znikła. Sięgnął za jej dłoń i poprowadził na dół. W trakcie drogi bawili się w pokazywanie wielkości i całusy na ścianach i prawie by nie doszli na sam dół, ale kiszki marsza im grały i burczenie w Cynthi bruchu okazało się być glośniejsze.
- A z tą cukiernią, to mówiłem poważnie. Jeżeli masz plan, to zainwestuję w to pieniądze
– Normalnie mogą – odparłam nieco wojowniczo, prostując się znienacka. Mój uparty wzrok padł wpierw na jego tors, co wcale mnie nie zmieszało. Nie zamierzałam się od tak poddawać, ulegając jego względom. Raczej nie.
– Fredrick, mój mąż, był ode mnie również o wiele, wiele lat straszy… A ja wiekiem wtedy nie grzeszyłam, bo byłam młoda jeszcze i głupiutka, ale potrafiłam sobie ułożyć z nim życie. Wystarczy odpowiednie nastawienie – kontynuowałam, choć myślenie o ewentualnej żonie Deimosa jakoś nie należało do rozmyślań lekkich. Mimo to jednak, zamierzałam go nauczyć, jak powinien traktować żonę. Jeśli nie przez ten tydzień, który spędzę u Mojego Ślizgona, to z pewnością później, kiedy już będzie nieperfekcyjnym mężem. I choć wizja spędzania niemal każdego wieczoru u boku Carrowa była czymś kuszącym, jakimś tam procentem spełnieniem marzeń, to nie mogłabym i nie zamierzałam tego robić. Musiałam pozostać silna i twarda.
Pokręciłam mu głową. Potem jeszcze o tym podyskutujemy, obiecałam sobie, bo nikogo to nie zrani jakoś mi się nie widziało. Teraz musiałam zaś coś zjeść, bo faktycznie byłam głodna.
– Chwilowo to zarys planu. Nic wielkiego… Nie wiem nawet, czy stanie się mą obsesją… – przyznałam, niezbyt przekonana do zmniejszania liczby godzin w Mungu. Pragnęłam jednakże czegoś więcej, więc może powinnam się przemóc? W sumie wizja ta kusiła mnie coraz bardziej. – I co ty taki dobry, skłonny do pomocy natrętnej Krukoneczce? – zapytałam zaraz. To powinno już wcześniej zwrócić mą uwagę… i chyba zwracało wczoraj. O, Merlinie, wczorajszy wieczór wydawał się być taki odległy!
– Fredrick, mój mąż, był ode mnie również o wiele, wiele lat straszy… A ja wiekiem wtedy nie grzeszyłam, bo byłam młoda jeszcze i głupiutka, ale potrafiłam sobie ułożyć z nim życie. Wystarczy odpowiednie nastawienie – kontynuowałam, choć myślenie o ewentualnej żonie Deimosa jakoś nie należało do rozmyślań lekkich. Mimo to jednak, zamierzałam go nauczyć, jak powinien traktować żonę. Jeśli nie przez ten tydzień, który spędzę u Mojego Ślizgona, to z pewnością później, kiedy już będzie nieperfekcyjnym mężem. I choć wizja spędzania niemal każdego wieczoru u boku Carrowa była czymś kuszącym, jakimś tam procentem spełnieniem marzeń, to nie mogłabym i nie zamierzałam tego robić. Musiałam pozostać silna i twarda.
Pokręciłam mu głową. Potem jeszcze o tym podyskutujemy, obiecałam sobie, bo nikogo to nie zrani jakoś mi się nie widziało. Teraz musiałam zaś coś zjeść, bo faktycznie byłam głodna.
– Chwilowo to zarys planu. Nic wielkiego… Nie wiem nawet, czy stanie się mą obsesją… – przyznałam, niezbyt przekonana do zmniejszania liczby godzin w Mungu. Pragnęłam jednakże czegoś więcej, więc może powinnam się przemóc? W sumie wizja ta kusiła mnie coraz bardziej. – I co ty taki dobry, skłonny do pomocy natrętnej Krukoneczce? – zapytałam zaraz. To powinno już wcześniej zwrócić mą uwagę… i chyba zwracało wczoraj. O, Merlinie, wczorajszy wieczór wydawał się być taki odległy!
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Ale faktem jest, że akurat ty jesteś wyjątkowa - odwraca jej uwagę od sprzeczki, którą chyba mu szykowała, nie dał się jednak w nią wciągnąć, zaraz zamykając jej usta pocałunkiem, jednym, drugim. Cynthia najsłodsze ma usta, bo chociaż wygląda cala na niewinną panienkę (panią), to wygadana jest i czasami może denerwująca. Ale kiedy już przychodzi do całowania, to oddaje w tym całą siebie - i dla Deimosa jest to idealna mieszanka.
Poza tym, rozmawianie na temat Fredericka nigdy nie przychodziło Deimosowi łatwo. Nie lubił rozmawiać o mężu swojej ukochanej Krukoneczki. Nawet go nie znał zbyt dobrze, to zadziwiające, ale moze i znaczące, że mimo długoletniej przyjaźni z Cynthią, akurat okres jej małżeństwa był dla niego czasem odpoczynku od złotowlosej.
Nie chciał słuchać, jakim to Frederic był wspaniałym mężem. Nie znał go. I co go właściwie to mogło obchodzić. Małżeństwo, które mial zawiązać on, bylo zupełnie różne, może zgadzały się tylko różnice wiekowe. Czy to znaczy, że umrze równie prędko? Może tak byłoby najlepiej, bo po pierwszym spotkaniu z panną Malfoy, Deimos wcale nie miał dobrych przeczuć co do tego całego układu małżeńskiego.
Dobrze, że znów padło na sprawy biznesowe. Deimos mógł raczyć sie śniadankiem i omawiać nowe inwestycje - czy to nie piekny poranek?
- Nie przejmuj się kosztami, ufam, że twoje plany spodobają mi się. Zresztą, jeżeli miałyby mi się nie spodobać to i tak nie dasz sobie nic przetłumaczyć. Więc daję ci wolną rękę - mówi wyniośle, beznamiętnie, bo o pieniądzach tak się powinno mówić. - Pamiętaj tylko, żeby zachować hierarchię należy wydzielić oddzielne pomieszczenie dla arystokracji. Oczywiście będzie musiał stać tam mój fotel, żebym nie czuł się skrępowany na jakiś krzesełkach - pewnie wolałby stać i zasniałby wtedy całe światło z zewnętrza. I ciekawe, że nie wspomniał nic o tym, żeby szlamy nie wchodziły do środka... ach tak, przecież w gruncie rzeczy jego ukochana Krukoneczka wcale nie była taka czysta jeżeli chodzi o krew.
Uśmiecha się na to pytanie i pogryza jedzonko.
- Myślę, że tym mogę ci zadośćuczynić za wszystkie twoje urodziny o których kiedykolwiek zapomniałem
Poza tym, rozmawianie na temat Fredericka nigdy nie przychodziło Deimosowi łatwo. Nie lubił rozmawiać o mężu swojej ukochanej Krukoneczki. Nawet go nie znał zbyt dobrze, to zadziwiające, ale moze i znaczące, że mimo długoletniej przyjaźni z Cynthią, akurat okres jej małżeństwa był dla niego czasem odpoczynku od złotowlosej.
Nie chciał słuchać, jakim to Frederic był wspaniałym mężem. Nie znał go. I co go właściwie to mogło obchodzić. Małżeństwo, które mial zawiązać on, bylo zupełnie różne, może zgadzały się tylko różnice wiekowe. Czy to znaczy, że umrze równie prędko? Może tak byłoby najlepiej, bo po pierwszym spotkaniu z panną Malfoy, Deimos wcale nie miał dobrych przeczuć co do tego całego układu małżeńskiego.
Dobrze, że znów padło na sprawy biznesowe. Deimos mógł raczyć sie śniadankiem i omawiać nowe inwestycje - czy to nie piekny poranek?
- Nie przejmuj się kosztami, ufam, że twoje plany spodobają mi się. Zresztą, jeżeli miałyby mi się nie spodobać to i tak nie dasz sobie nic przetłumaczyć. Więc daję ci wolną rękę - mówi wyniośle, beznamiętnie, bo o pieniądzach tak się powinno mówić. - Pamiętaj tylko, żeby zachować hierarchię należy wydzielić oddzielne pomieszczenie dla arystokracji. Oczywiście będzie musiał stać tam mój fotel, żebym nie czuł się skrępowany na jakiś krzesełkach - pewnie wolałby stać i zasniałby wtedy całe światło z zewnętrza. I ciekawe, że nie wspomniał nic o tym, żeby szlamy nie wchodziły do środka... ach tak, przecież w gruncie rzeczy jego ukochana Krukoneczka wcale nie była taka czysta jeżeli chodzi o krew.
Uśmiecha się na to pytanie i pogryza jedzonko.
- Myślę, że tym mogę ci zadośćuczynić za wszystkie twoje urodziny o których kiedykolwiek zapomniałem
Uśmiecham się szeroko, patrząc na niego siedzącego przy stole. Wygląda pięknie, wyjątkowo. Czy wyobrażałam sobie, jak siadamy razem do stołu i jemy wspólne śniadanie…? Och, i to ile razy! Czy sądziłam, że to się spełni? Nigdy, przenigdy. Jedynie odczuwałam niesmak z powodu tego, że pozwalałam sobie śnić tak piękne rzeczy na jawie, kiedy tak naprawdę… nie miały szans się spełnić?
– Zabawne, że o tym wspominasz… Wiesz, że mam, hmm, w głębokim poważaniu twe szlacheckie ego? – zapytałam roześmiana, zajadając śniadanie z pełnią klasy, na jaką było mnie stać. Nie robiłam tego z powodu takiego, iż jadłam w towarzystwie szlachcica. Ja po prostu papugowałam arystokrację, a może chciałam zobaczyć, poczuć, jak to jest być panią Carrow? Choćby przez chwilę. – Dla ciebie zamówię najbardziej niewygodne krzesełko, jakie tylko będzie. Zabiorę ze swojej kuchni… byś mi przychodził i zrzędził nad głową, i przeszkadzał, a ja bym musiała cię przepędzać. Wtedy przynajmniej będę częściej cię widywała i z tobą rozmawiała – kontynuuję, ujawniając mu swój przesłodki plan. – Co drugi dzień będzie szarlotka z podwójnymi jabłkami – dodaję, bo to przynęta na tę dużą mysz. Och, ja chyba posmakowałam boskości ósmego nieba, gdyż zaniosłam się jakimś lekkim, błogim bardzo, śmiechem. Może coś było w tych jajkach? A może w tych pocałunkach?
– I nigdy nie pamiętałeś moich urodzinach... Chyba – przyznałam, choć tak naprawdę się zawahałam. Nie wydawało mi się jednak, by Mój Ślizgon wiedział w ogóle kiedykolwiek, kiedy jego Cynka obchodzi urodziny. Owszem, mój wiek znał, gdyż niejednokrotnie się nad nim wywyższałam wiekiem. Szczególnie w chwilach, w których podważał moje zdanie albo się ze mną droczył. Często nie potrafiłam go rozszyfrować.
– A wracając do twego małżeństwa… – wróciłam do tego, bo bardzo, ale to bardzo, nie spodobał mi się jego stosunek do tego całego obrządku. Że niby chciał mieć żonę… i KOCHANKĘ pod jednym dachem? Że w ogóle pragnął ją mieć? Że mnie? Jak mógł?! – Spróbuj ją pokochać. Moja teoria miłości głosi, iż każdego – ba!, wszystko! – można otoczyć swą miłością. Nawet jakąś smarkatą pannę, która inaczej postrzega świat! Jestem pewna, że ma pełno zalet – odparłam stanowczo, celując w niego widelczykiem. Zapewne ze srebra czy złota… Wolałam o tym nie myśleć, bo to mogło ogłupić.
– Zabawne, że o tym wspominasz… Wiesz, że mam, hmm, w głębokim poważaniu twe szlacheckie ego? – zapytałam roześmiana, zajadając śniadanie z pełnią klasy, na jaką było mnie stać. Nie robiłam tego z powodu takiego, iż jadłam w towarzystwie szlachcica. Ja po prostu papugowałam arystokrację, a może chciałam zobaczyć, poczuć, jak to jest być panią Carrow? Choćby przez chwilę. – Dla ciebie zamówię najbardziej niewygodne krzesełko, jakie tylko będzie. Zabiorę ze swojej kuchni… byś mi przychodził i zrzędził nad głową, i przeszkadzał, a ja bym musiała cię przepędzać. Wtedy przynajmniej będę częściej cię widywała i z tobą rozmawiała – kontynuuję, ujawniając mu swój przesłodki plan. – Co drugi dzień będzie szarlotka z podwójnymi jabłkami – dodaję, bo to przynęta na tę dużą mysz. Och, ja chyba posmakowałam boskości ósmego nieba, gdyż zaniosłam się jakimś lekkim, błogim bardzo, śmiechem. Może coś było w tych jajkach? A może w tych pocałunkach?
– I nigdy nie pamiętałeś moich urodzinach... Chyba – przyznałam, choć tak naprawdę się zawahałam. Nie wydawało mi się jednak, by Mój Ślizgon wiedział w ogóle kiedykolwiek, kiedy jego Cynka obchodzi urodziny. Owszem, mój wiek znał, gdyż niejednokrotnie się nad nim wywyższałam wiekiem. Szczególnie w chwilach, w których podważał moje zdanie albo się ze mną droczył. Często nie potrafiłam go rozszyfrować.
– A wracając do twego małżeństwa… – wróciłam do tego, bo bardzo, ale to bardzo, nie spodobał mi się jego stosunek do tego całego obrządku. Że niby chciał mieć żonę… i KOCHANKĘ pod jednym dachem? Że w ogóle pragnął ją mieć? Że mnie? Jak mógł?! – Spróbuj ją pokochać. Moja teoria miłości głosi, iż każdego – ba!, wszystko! – można otoczyć swą miłością. Nawet jakąś smarkatą pannę, która inaczej postrzega świat! Jestem pewna, że ma pełno zalet – odparłam stanowczo, celując w niego widelczykiem. Zapewne ze srebra czy złota… Wolałam o tym nie myśleć, bo to mogło ogłupić.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tak sobie jemy, mi także przez myśl przeszła ta absurdalna myśl, że moglibyśmy kiedyś się pobrać, a życie byłoby tak piękne jak teraz. Ale to niemożliwe, ona ma nieodpowiednie urodzenie. Pozostaje nam możliwość romansu, ale nie wydaje się tym taka pozytywnie poruszona jak ja.
- Brzmi przekonywująco - uśmiecham się w odpowiedzi na jej słowa przedstawiające mi plan działania. Słodka Cynthia, wie dobrze, że i ja chcę spędząć z nią czas, mimo że nigdy nie powiedziałbym jej tego tak prosto w twarz, jak ona mi.
Nie wiem co tak kobiety oburza, kiedy zdają sobie sprawę z tego, że nie będą jedyne. Czy chodzi o terytorializm, czy się przywiązują aż tak bardzo? Nie wiem, nie pojmę tego. Gdybym miał mieszkać z Milburgą do końca świata, jasne, że pozwoliłbym jej trzymać kochanka. I za każdym razem, kiedy wybierałaby jego, a nie mnie, to bym się na nią obrażał ogromnie, tak żeby mnie później musiała przepraszać. Zresztą, jak bardzo byłoby to dla mnie pocieszające, że nie wybrałaby go ani razu. Jak mogłaby mnie zdradzić w ten sposób?
Cierpiętniczą mam minę, co ugryzło Cynthię, czy ona chce mi zniszczyć popołudnie tymi tekstami? Przecież dzień się wspaniale zapowiadał. Zjedliśmy pyszne śniadanie, patrzyliśmy w swoje oczy. A moje aż zawirowały, kiedy słyszę co mówi Vanity.
- Ależ dlaczego znów wracamy do tego tematu. Kochana, czy ja się proszę o to, żeby kochać czy niekoniecznie kochać? -mówię jeszcze mając w zębach coś, więc przegryzam i kręcę głową - Dajże spokój, będę miał jeszcze przynajmniej ćwierć wieku życia z nią, zdążysz mi mówić takie i inne rzeczy - tu nieco milczę i nagle postanawiam być bardziej niż prawdziwy, bo szczery do bólu. - Mam nadzieję, że nie czujesz się wykorzystana, Cynthio? Nie chciałbym, żebyś żałowała, że przyjechałaś mi pomóc
- Brzmi przekonywująco - uśmiecham się w odpowiedzi na jej słowa przedstawiające mi plan działania. Słodka Cynthia, wie dobrze, że i ja chcę spędząć z nią czas, mimo że nigdy nie powiedziałbym jej tego tak prosto w twarz, jak ona mi.
Nie wiem co tak kobiety oburza, kiedy zdają sobie sprawę z tego, że nie będą jedyne. Czy chodzi o terytorializm, czy się przywiązują aż tak bardzo? Nie wiem, nie pojmę tego. Gdybym miał mieszkać z Milburgą do końca świata, jasne, że pozwoliłbym jej trzymać kochanka. I za każdym razem, kiedy wybierałaby jego, a nie mnie, to bym się na nią obrażał ogromnie, tak żeby mnie później musiała przepraszać. Zresztą, jak bardzo byłoby to dla mnie pocieszające, że nie wybrałaby go ani razu. Jak mogłaby mnie zdradzić w ten sposób?
Cierpiętniczą mam minę, co ugryzło Cynthię, czy ona chce mi zniszczyć popołudnie tymi tekstami? Przecież dzień się wspaniale zapowiadał. Zjedliśmy pyszne śniadanie, patrzyliśmy w swoje oczy. A moje aż zawirowały, kiedy słyszę co mówi Vanity.
- Ależ dlaczego znów wracamy do tego tematu. Kochana, czy ja się proszę o to, żeby kochać czy niekoniecznie kochać? -mówię jeszcze mając w zębach coś, więc przegryzam i kręcę głową - Dajże spokój, będę miał jeszcze przynajmniej ćwierć wieku życia z nią, zdążysz mi mówić takie i inne rzeczy - tu nieco milczę i nagle postanawiam być bardziej niż prawdziwy, bo szczery do bólu. - Mam nadzieję, że nie czujesz się wykorzystana, Cynthio? Nie chciałbym, żebyś żałowała, że przyjechałaś mi pomóc
Zajadam się pysznym śniadankiem, którego nie musiałam przygotowywać o poranku. O tej porze najchętniej zawsze spałam, o ile obowiązki nie wzywały, więc te wygody sprawiały, iż czułam się, cóż, wygodnie, a też obecność Mojego Ślizgona i wspomnienie dzisiejszej nocy non stop różowiło mi policzki i rozmarzało.
Mimo to wszystko, zamierzałam być silna i nie pozwolić się skusić jego słodszym wizjom niż jedynie wizyty w mojej cukierni.
– Lordzie… – odparłam wojowniczo, celując po raz kolejny w niego tym zdobionym misternie widelczykiem. Nachyliłam się również nad stołem, przez co mój biust nieomal lądował w śniadaniu. – Ty mi tu nie wchodź na me przyjazne sumienie! Co prawda, będę miała jeszcze wiele okazji, by cię tu pouczać, co nie oznacza, że teraz, w tej chwili, dla tego komfortu pozwolę sobie wyłączyć troskę o TWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ. Otóż to! Pragnę jedynie, by wygodnie i przyjemnie ci się żyło… Choć w tejże chwili – stwierdziłam, wskazując tym razem widelcem całe to bogate otoczenie – raczej żyje ci się wygodnie i przyjemnie. Może aż za bardzo… – przyznałam, wspominając tę paskudną ranę, którą mnie tu ściągnął, a która to uciekła z mojej głowy.
– Powiedz mi lepiej, jak się czujesz po tym zranieniu. Gdybym nie przybyła natychmiastowo, gdyby mnie coś zatrzymało… To nie było ani trochę odpowiedzialne! Mogłeś zginąć! – stwierdziłam zatroskana tym razem, bo nie mieściło mi się w głowie, że ta cała zakrwawiona posadzka, to jego życzenie. Bałam się w tamtej chwili o jego zdrowie. Nadal się bałam. Co, jeśli w przyszłości wpadnie mu do głowy równie szalony pomysł?
– Obiecaj mi, że już nigdy, przenigdy nie poranisz się naumyślnie, by mnie tu ściągnąć – odparłam poważnym tonem, bo to było istotne. Aż wstałam od stołu i podbiegłam do niego na paluszkach, by przytulić do swej piersi i wymusić obietnicę swym kobiecym wdziękiem, troską i miłością.
Mimo to wszystko, zamierzałam być silna i nie pozwolić się skusić jego słodszym wizjom niż jedynie wizyty w mojej cukierni.
– Lordzie… – odparłam wojowniczo, celując po raz kolejny w niego tym zdobionym misternie widelczykiem. Nachyliłam się również nad stołem, przez co mój biust nieomal lądował w śniadaniu. – Ty mi tu nie wchodź na me przyjazne sumienie! Co prawda, będę miała jeszcze wiele okazji, by cię tu pouczać, co nie oznacza, że teraz, w tej chwili, dla tego komfortu pozwolę sobie wyłączyć troskę o TWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ. Otóż to! Pragnę jedynie, by wygodnie i przyjemnie ci się żyło… Choć w tejże chwili – stwierdziłam, wskazując tym razem widelcem całe to bogate otoczenie – raczej żyje ci się wygodnie i przyjemnie. Może aż za bardzo… – przyznałam, wspominając tę paskudną ranę, którą mnie tu ściągnął, a która to uciekła z mojej głowy.
– Powiedz mi lepiej, jak się czujesz po tym zranieniu. Gdybym nie przybyła natychmiastowo, gdyby mnie coś zatrzymało… To nie było ani trochę odpowiedzialne! Mogłeś zginąć! – stwierdziłam zatroskana tym razem, bo nie mieściło mi się w głowie, że ta cała zakrwawiona posadzka, to jego życzenie. Bałam się w tamtej chwili o jego zdrowie. Nadal się bałam. Co, jeśli w przyszłości wpadnie mu do głowy równie szalony pomysł?
– Obiecaj mi, że już nigdy, przenigdy nie poranisz się naumyślnie, by mnie tu ściągnąć – odparłam poważnym tonem, bo to było istotne. Aż wstałam od stołu i podbiegłam do niego na paluszkach, by przytulić do swej piersi i wymusić obietnicę swym kobiecym wdziękiem, troską i miłością.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cóż ta Cynka dziś serwuje, czyżby cycki w jajecznicy? I czy to tylko dla Deimosa brzmi jak jakieś tanie porno z lat osiemdziesiątych? W latach osiemdziesiątych oboje będą już sześciesięcioletnimi staruszkami, którzy się będą spotykali na partyjkę i będzie biedna Cynthia słuchała sprośnych uwag melancholijny Deimosa, który będzie wracał swoim podziurawionym umysłem do tych dni, kiedy tak pięknie się prezentowała z drugiej strony stołu.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, ale pięknie wygladasz - odpowiada na jej słowa, którzych na prawde nie rozumiał. Właściwie o czym ona mówiła, twierdząc, że ma za dobrze? No a co, było jej z tym źle? Na prawdę chyba trochę jednak przesadzała. Mogłaby się cieszyć z tego, że spędza miło czas w miłym miejscu. - Ale jeżeli wolisz to mozemy się spotykać w hotelach, w Ritzu, Grand Hotelu, gdzie ci wygodniej i bardziej do gustu przypadnie wystrój - chcoiaż dla niego byłaby to degradacja, bo ma lepsze zaplecze w domu niż oni w hotelu. Ale co tam biedna pielegniareczka może wiedzieć, może nawet lepiej że nie wie jak to jest na prawdę w życiu arystorkratów.
- Nie dramatyzuj, nie zginąłbym - odpowiada może trochę nawet beztrosko, wszak to nie on widział siebie całego we krwi umierającego na krześle. - Ale cieszy mnie, że tak prędko przyjechałaś, bo w grunce rzeczy dobra z ciebie przyjaciółka - ale dziś wyznania, wieś tańczy i śpiewa - A rana boli mnie coraz mniej, chociaż rzeczywiście jak miałem okład z twojego ciała, to bolało mnie najmniej. Więc musimy jak najpredzej wrócić do leczenia - i te spojrzenia, co jeszcze mają ją mocniej wyrumienić czy podziałać podniecająco, wiec niech sie biedaczka spręża z tym śniadankiem. On też wsuwa równo.
- Daje ci słowo, że już tak nie zrobię, zbyt to za mądre nie było, chociaż się opłacało dla takich widoków hehe - podśmiewa się patrząc na te cycki w jajecznicy.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, ale pięknie wygladasz - odpowiada na jej słowa, którzych na prawde nie rozumiał. Właściwie o czym ona mówiła, twierdząc, że ma za dobrze? No a co, było jej z tym źle? Na prawdę chyba trochę jednak przesadzała. Mogłaby się cieszyć z tego, że spędza miło czas w miłym miejscu. - Ale jeżeli wolisz to mozemy się spotykać w hotelach, w Ritzu, Grand Hotelu, gdzie ci wygodniej i bardziej do gustu przypadnie wystrój - chcoiaż dla niego byłaby to degradacja, bo ma lepsze zaplecze w domu niż oni w hotelu. Ale co tam biedna pielegniareczka może wiedzieć, może nawet lepiej że nie wie jak to jest na prawdę w życiu arystorkratów.
- Nie dramatyzuj, nie zginąłbym - odpowiada może trochę nawet beztrosko, wszak to nie on widział siebie całego we krwi umierającego na krześle. - Ale cieszy mnie, że tak prędko przyjechałaś, bo w grunce rzeczy dobra z ciebie przyjaciółka - ale dziś wyznania, wieś tańczy i śpiewa - A rana boli mnie coraz mniej, chociaż rzeczywiście jak miałem okład z twojego ciała, to bolało mnie najmniej. Więc musimy jak najpredzej wrócić do leczenia - i te spojrzenia, co jeszcze mają ją mocniej wyrumienić czy podziałać podniecająco, wiec niech sie biedaczka spręża z tym śniadankiem. On też wsuwa równo.
- Daje ci słowo, że już tak nie zrobię, zbyt to za mądre nie było, chociaż się opłacało dla takich widoków hehe - podśmiewa się patrząc na te cycki w jajecznicy.
|
W takich chwilach kobieta naprawdę ma ochotę zdzielić mężczyznę po głowie patelnią. Kompletnie jej nie słuchał, a za to komplementował, jak gdyby to miało sprawić, że zapomnę… Dobra, zadziałało. Niestety miał to szczęście, że miałam do niego niezmiernie ogromną słabość, więc teraz, zamiast dalej łoić mu skórę na temat przyszłości, ja znów wpatrywałam się w niego jak w obrazek i zastanawiałam się, jakby tu go mile zaskoczyć i czy aby na pewno czuje się dobrze, bo co, jeśli zgodnie z męską dumą, zgrywał silnego… Choc z drugiej strony, mężczyźni zwykle w takich sytuacjach potęgowali ból, zachowując się jak dzieci.
Zmierzyłam go uważnym wzrokiem. I doczekałam się nawet wspomnienia o bólu! I okładzie z mojego ciała…
Zagryzłam wargę, po czym odłożyłam widelczyk z brzdękiem na talerz. Zbyt energicznie wstałam z krzesła i jeszcze bardziej entuzjastycznie podeszłam do niego, wpychając się na jego kolana. Poczułam się ponownie jak kobieta kochana, dokładnie jak niegdyś, kiedy żył Fredrick. Może powinnam przerwać tę samotność…? Choć nie miałam czasu! Mung, Mung, Mung! W przyszłości być może moja cukiernia!
– Nie kuś mnie na hotele, Deimosie. Nie wiem, co ci się stało, ale bardzo lubię cię takiego… Choć w sumie lubię cię całego – stwierdziłam rozbawiona. Przytuliłam się do niego, cmokając w policzek. – Naprawdę uważasz, że pięknie wyglądam? – zapytałam zaraz, bo, cóż, pozostawałam kobiety, a kobiety kochały być komplementowane po stokroć, choć często się przed komplementowaniem zasłaniały. I kwitły radosne, kiedy słyszały dobre słowa. Więc mów, Deimosie, mów mi więcej.
W takich chwilach kobieta naprawdę ma ochotę zdzielić mężczyznę po głowie patelnią. Kompletnie jej nie słuchał, a za to komplementował, jak gdyby to miało sprawić, że zapomnę… Dobra, zadziałało. Niestety miał to szczęście, że miałam do niego niezmiernie ogromną słabość, więc teraz, zamiast dalej łoić mu skórę na temat przyszłości, ja znów wpatrywałam się w niego jak w obrazek i zastanawiałam się, jakby tu go mile zaskoczyć i czy aby na pewno czuje się dobrze, bo co, jeśli zgodnie z męską dumą, zgrywał silnego… Choc z drugiej strony, mężczyźni zwykle w takich sytuacjach potęgowali ból, zachowując się jak dzieci.
Zmierzyłam go uważnym wzrokiem. I doczekałam się nawet wspomnienia o bólu! I okładzie z mojego ciała…
Zagryzłam wargę, po czym odłożyłam widelczyk z brzdękiem na talerz. Zbyt energicznie wstałam z krzesła i jeszcze bardziej entuzjastycznie podeszłam do niego, wpychając się na jego kolana. Poczułam się ponownie jak kobieta kochana, dokładnie jak niegdyś, kiedy żył Fredrick. Może powinnam przerwać tę samotność…? Choć nie miałam czasu! Mung, Mung, Mung! W przyszłości być może moja cukiernia!
– Nie kuś mnie na hotele, Deimosie. Nie wiem, co ci się stało, ale bardzo lubię cię takiego… Choć w sumie lubię cię całego – stwierdziłam rozbawiona. Przytuliłam się do niego, cmokając w policzek. – Naprawdę uważasz, że pięknie wyglądam? – zapytałam zaraz, bo, cóż, pozostawałam kobiety, a kobiety kochały być komplementowane po stokroć, choć często się przed komplementowaniem zasłaniały. I kwitły radosne, kiedy słyszały dobre słowa. Więc mów, Deimosie, mów mi więcej.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdyby tylko Deimos odkrył jak wielką mocą cieszą się jego pocałunki. Mógłby tak wiele osiągnąć u Cynthii jeszcze przed jej ślubem z Frederickiem. Mógłby wcale się nie przejmować, nie spędzać tygodnia na namawianiu dziewczyny do napisania wypracowania. Wystarczyłoby zaciągnąć ją na korytarzu i całować, całować, całować. Napisałaby mu to wpyracowanie w trzy sekundy i wróciłaby po więcej.
Bo wróciłaby, prawda?
Trochę Deimos nie wiedział na co się szykować, kiedy eksplodowała Cynthia i nagle znalazła się na jego kolanach. Na całe szczęście to była przyjemna eksplozja, a ona wcale nie zamierzała przywalić mu patelnią, chociaż za swoje gadulstwo czasami powinien dostać chyba taką patelnią.
Przypatruje się jej pięknej twarzy, trzyma w rękach to ciało, które uśmierza ból i cieszy się do niej.
- Bardzo pięknie - zgadza się, a jego dłonie ułożone niczym na ciele Prozerpiny u Berniniego, z tym że ta panna nie wyrywa się w rozpaczliwej ucieczce, a się wręcz za ruchem dłoni jeszcze bliżej przysuwa. I zamieniają się nie we wzburzoną parę, ale w coś tak stabilnie przyjemnego. Że trwało. Kolejny tydzień, bez przerwy.
Bo wróciłaby, prawda?
Trochę Deimos nie wiedział na co się szykować, kiedy eksplodowała Cynthia i nagle znalazła się na jego kolanach. Na całe szczęście to była przyjemna eksplozja, a ona wcale nie zamierzała przywalić mu patelnią, chociaż za swoje gadulstwo czasami powinien dostać chyba taką patelnią.
Przypatruje się jej pięknej twarzy, trzyma w rękach to ciało, które uśmierza ból i cieszy się do niej.
- Bardzo pięknie - zgadza się, a jego dłonie ułożone niczym na ciele Prozerpiny u Berniniego, z tym że ta panna nie wyrywa się w rozpaczliwej ucieczce, a się wręcz za ruchem dłoni jeszcze bliżej przysuwa. I zamieniają się nie we wzburzoną parę, ale w coś tak stabilnie przyjemnego. Że trwało. Kolejny tydzień, bez przerwy.
[koniec]
tydzień u deimosa, 1955 lipiec
Szybka odpowiedź