Salon
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Alice krążyła niespokojnie, wodząc wzrokiem od Rogera do Bellony (Caroline?). Słuchała ich słów, wciąż czując się bardzo, bardzo dziwnie z tym wszystkim. Bellona Greyback miała zakamuflowaną bliźniaczkę, która dziwnym trafem odwiedzała jej kuzyna? Serio, to brzmiało jak kawał, albo jakiś bardzo dziwny sen... Jednak, nawet mimo prób doszukania się na ich twarzach kłamstwa, nie potrafiła nic takiego znaleźć. Oboje wydawali się mówić poważnie i próbowali przekonać ją do swojej racji.
Początkowo wpatrywała się w nich spode łba, wciąż sceptyczna, ale już nie tak rozemocjonowana jak wcześniej. W końcu westchnęła i niedbale rzuciła wciąż trzymane w dłoni przekąski na stolik, tak, że z paczuszki wypadło kilka frytek i kawałek sałaty, a sama opadła na pobliski fotel, mamrocząc pod nosem mugolskie przekleństwa w daremnej próbie poukładania sobie tego wszystkiego w głowie.
Zirytowany Roger. Caroline wyglądająca jak Bellona, za którą zresztą Alice ją (omyłkowo) wzięła. Podejrzenia zakończone sprzeczką. Nie było dobrze, zdecydowanie. Ale sytuację należało wyjaśnić, i to jak najszybciej, by nie pozostawiać niedopowiedzeń i pola do dalszych sporów.
- Roger, to wszystko brzmi tak dziwacznie – mówiła, po czym nagle zwróciła się w stronę kobiety. – To prawda, z tą bliźniaczką? Nigdy nie widziałam cię w Hogwarcie. Bellona zawsze...
Była tylko jedna, dokończyła już w myślach.
Jeśli faktycznie mówiła prawdę, to Alice było bardzo głupio za ten wybuch i najprawdopodobniej bezpodstawne obrażanie osoby, która była ważna dla Rogera. Bo w końcu często wspominał, że pracuje z jakąś Caroline i wyrażał się o niej w pozytywny sposób. Tyle że nigdy nie było jakoś okazji do przedstawienia ich sobie, więc owa Caroline zawsze była tylko mglistym cieniem w życiu jej kuzyna, a teraz dopiero zyskała bardziej namacalną formę... Dziwnym zbiegiem okoliczności okazując się sobowtórem osoby, której nie darzyła zbyt ciepłymi uczuciami. A Alice zbyt łatwo dała się ponieść emocjom i pochopnie obrzuciła ją niezbyt przychylnymi słowami, przez co atmosfera w pomieszczeniu nadal była bardzo gęsta, nawet jeśli nikt już nie krzyczał.
- Nie wpadłabym na takie rozwiązanie – rzuciła jeszcze, po czym znowu zaklęła. I tak już pewnie dała się poznać jako nerwowa, wulgarna pieniaczka. – Ale jeśli mówicie, że to naprawdę nie jest żart ani kolejny dziwaczny test...
Przesunęła dłońmi po policzkach, jakby próbowała je wyprasować. I znowu zmełła w ustach przekleństwo.
Cholernie dziwna, niezręczna sytuacja.
Początkowo wpatrywała się w nich spode łba, wciąż sceptyczna, ale już nie tak rozemocjonowana jak wcześniej. W końcu westchnęła i niedbale rzuciła wciąż trzymane w dłoni przekąski na stolik, tak, że z paczuszki wypadło kilka frytek i kawałek sałaty, a sama opadła na pobliski fotel, mamrocząc pod nosem mugolskie przekleństwa w daremnej próbie poukładania sobie tego wszystkiego w głowie.
Zirytowany Roger. Caroline wyglądająca jak Bellona, za którą zresztą Alice ją (omyłkowo) wzięła. Podejrzenia zakończone sprzeczką. Nie było dobrze, zdecydowanie. Ale sytuację należało wyjaśnić, i to jak najszybciej, by nie pozostawiać niedopowiedzeń i pola do dalszych sporów.
- Roger, to wszystko brzmi tak dziwacznie – mówiła, po czym nagle zwróciła się w stronę kobiety. – To prawda, z tą bliźniaczką? Nigdy nie widziałam cię w Hogwarcie. Bellona zawsze...
Była tylko jedna, dokończyła już w myślach.
Jeśli faktycznie mówiła prawdę, to Alice było bardzo głupio za ten wybuch i najprawdopodobniej bezpodstawne obrażanie osoby, która była ważna dla Rogera. Bo w końcu często wspominał, że pracuje z jakąś Caroline i wyrażał się o niej w pozytywny sposób. Tyle że nigdy nie było jakoś okazji do przedstawienia ich sobie, więc owa Caroline zawsze była tylko mglistym cieniem w życiu jej kuzyna, a teraz dopiero zyskała bardziej namacalną formę... Dziwnym zbiegiem okoliczności okazując się sobowtórem osoby, której nie darzyła zbyt ciepłymi uczuciami. A Alice zbyt łatwo dała się ponieść emocjom i pochopnie obrzuciła ją niezbyt przychylnymi słowami, przez co atmosfera w pomieszczeniu nadal była bardzo gęsta, nawet jeśli nikt już nie krzyczał.
- Nie wpadłabym na takie rozwiązanie – rzuciła jeszcze, po czym znowu zaklęła. I tak już pewnie dała się poznać jako nerwowa, wulgarna pieniaczka. – Ale jeśli mówicie, że to naprawdę nie jest żart ani kolejny dziwaczny test...
Przesunęła dłońmi po policzkach, jakby próbowała je wyprasować. I znowu zmełła w ustach przekleństwo.
Cholernie dziwna, niezręczna sytuacja.
NARESZCIE. Zobaczył to. Zobaczył w jej oczach - zrozumienie. Łączenie wątków, które pozornie zdawały do siebie nie pasować; cóż, pojmował poniekąd to zmieszanie, bo wierzył, że Bellona jako bliźniacza siostra musiała być niemal i d e n t y c z n a. Choć w sumie, nigdy nie wyobrażał sobie Caroline jako kopii - była jedyna w swoim rodzaju, nawet w wyglądzie... Naprawdę chodziła ulicami Londynu osoba, wobec której wyglądała tak samo? Musi mieć się na baczności, wróg może wykorzystać tę wiedzę i zacząć klonować Caroline znacznie częściej - by uśpić czyjąś czujność, że pewnie to siostra, nie należy zwracać uwagi, że...
- Dlatego mówię ci, że Caroline jest z Francji. - Skończył snuć w myślach szlaki teorii spiskowych, by dalej oddać się dialogowemu wyjaśnieniu. Atmosfera, choć nadal nieznacznie napięta, zaczynała już z biegiem chwil następnych opadać. I całe szczęście, bo wydawało mu się, że zaraz naprawdę się pokłócą. A krzyczeć na Alice nie chciał, tym samym - rzucać w nią zaklęciem, czy słyszeć, jak z jej ust padają obrzydlistwa. - Rozumiesz już? - Spojrzał na nią wyczekująco, licząc, że nie usłyszy żadnej innej odpowiedzi niźli potwierdzającej.
Nadal zdawała się nie dowierzać, choć teraz pozostało wyłącznie - rozwinięcie tematu i rzucenie stosem zapewnień, by wreszcie mogli usiąść jak ludzie obok siebie i porozmawiać. Zabawne, że chciał je sobie przedstawić. Zabawne, że poznały się w takim momencie. Ech, zabawne w sensie ironicznym, bo nadal nie docierało doń całkowicie, że całość wyszła im w owej cudacznej, wydumanej zupełnie formie.
- Nie nie i jeszcze raz NIE - powiedział stanowczo, żeby wszystkiemu stało się już zadość. - To absolutna prawda. Wszystko już jasne? - Wstał i chodził przez moment tam i z powrotem, jakby wciąż chcąc ochłonąć po całym przedsięwzięciu. - Mam nadzieję, że to niczego nie popsuje.
Naprawdę, miał nadzieję. Nie chciałby widzieć ich sprzeczających się i pełnych wzajemnej nienawiści! Mogło być tylko lepiej. Gorzej - w żadnym wypadku.
- Choć w sumie... Wciąż nie wiem, czy jesteś prawdziwą Alice... - powiedział jednak złośliwie, jakby bawiąc się przy tym swoją różdżką. Och, musiał. Po prostu musiał to przekazać; a na jego twarzy zagościł teraz lekki uśmieszek.
- Dlatego mówię ci, że Caroline jest z Francji. - Skończył snuć w myślach szlaki teorii spiskowych, by dalej oddać się dialogowemu wyjaśnieniu. Atmosfera, choć nadal nieznacznie napięta, zaczynała już z biegiem chwil następnych opadać. I całe szczęście, bo wydawało mu się, że zaraz naprawdę się pokłócą. A krzyczeć na Alice nie chciał, tym samym - rzucać w nią zaklęciem, czy słyszeć, jak z jej ust padają obrzydlistwa. - Rozumiesz już? - Spojrzał na nią wyczekująco, licząc, że nie usłyszy żadnej innej odpowiedzi niźli potwierdzającej.
Nadal zdawała się nie dowierzać, choć teraz pozostało wyłącznie - rozwinięcie tematu i rzucenie stosem zapewnień, by wreszcie mogli usiąść jak ludzie obok siebie i porozmawiać. Zabawne, że chciał je sobie przedstawić. Zabawne, że poznały się w takim momencie. Ech, zabawne w sensie ironicznym, bo nadal nie docierało doń całkowicie, że całość wyszła im w owej cudacznej, wydumanej zupełnie formie.
- Nie nie i jeszcze raz NIE - powiedział stanowczo, żeby wszystkiemu stało się już zadość. - To absolutna prawda. Wszystko już jasne? - Wstał i chodził przez moment tam i z powrotem, jakby wciąż chcąc ochłonąć po całym przedsięwzięciu. - Mam nadzieję, że to niczego nie popsuje.
Naprawdę, miał nadzieję. Nie chciałby widzieć ich sprzeczających się i pełnych wzajemnej nienawiści! Mogło być tylko lepiej. Gorzej - w żadnym wypadku.
- Choć w sumie... Wciąż nie wiem, czy jesteś prawdziwą Alice... - powiedział jednak złośliwie, jakby bawiąc się przy tym swoją różdżką. Och, musiał. Po prostu musiał to przekazać; a na jego twarzy zagościł teraz lekki uśmieszek.
Gość
Gość
Jedno musiała przyznać - dla kogoś, kto znał Bellonę z Hogwartu, wiadomość o bliźniaczce była na pewno szokująca i nieco absurdalna. Dlaczego siostry nie chodziły razem do szkoły? A nawet jeśli z jakiś dziwnych powodów rodzice postanowili je rozdzielić, to dlaczego nie stało się to słynną plotką? Dlaczego Caroline nie pojawiała się w opowieściach bliźniaczki? Na pewno jeszcze nie raz Caro spotka się z podobnym niezrozumieniem i to ją nieco przerażało, bo nie lubiła chaosu oraz zupełnie niepotrzebnych nieporozumień.
- Byłam uczennicą Beauxbatons - wtrąciła między tłumaczenia przyjaciela. To pewnie na moment wyjaśniło Alice, dlaczego nigdy nie spotkała jej w Hogwarcie, jednak jeśli kuzynka Rogera ma inteligencję choćby przeciętnego pięciolatka, to zaraz pojawi się w jej głowie więcej pytań.
Na szczęście zdenerwowana dziewczyna usiadła, dając im nadzieję na to, że powoli się uspokaja. Na pewno żadne z nich nie miało ochoty na kłótnie. Szkoda tylko, że Alice im tego nie ułatwiała. Działała także na swoją niekorzyść. Teraz jednak zdawała się opaść z emocji. W końcu pojęła, że awanturowaniem nic nie osiągnie. Caro z powrotem usiadła na fotelu z talerzykiem na kolanach. Stwierdziła, że nie będzie już musiała interweniować w inny sposób niż słowny.
Zrobiło jej się trochę żal Rogera. Naprawdę się zdenerwował całą tą sytuacją. W końcu bardzo lubił obie dziewczyny i na pewno było mu źle z tym, że ich pierwsze spotkanie właśnie tak wygląda. Chyba zbytnio się przejął, ale taki już był i Caro lubiła - wręcz uwielbiała - w nim to, że dbał o bliskich i relacje z nimi, a nawet ich relacje między sobą. Dlatego cieszył się, że jego zaufana współpracownica dogaduje się z jego kochaną siostrą, natomiast zapewne było mu przykro, że najlepsza kuzynka krzyczy na najlepszą przyjaciółkę. Całe szczęście, że Alice tak naprawdę nie miała na myśli Caro. To było podstawą jego nadziei, że och relacja jeszcze się ułoży. Tylko że... właściwie nie wszystko było już jasne, więc dziewczyna postanowiła dorzucić kilka słów wyjaśnienia:
- Posłuchaj, Alice. Bellona dowiedziała się o moim istnieniu całkiem niedawno. Nie wychowałam się w rodzinie Greybacków - oznajmiła oschle. Tylko błagam, nie pytaj dlaczego. Nie pytaj jak to możliwe i... w ogóle nie pytaj!
Popatrzyła na Rogera, jakby prosząc go o zmianę tematu, a on jakby usłuchał tej niewerbalnej prośby. Ten nadal swoje! To co powiedział było śmieszne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Ona również się uśmiechnęła. Oby tylko Alice nie zrobiła z tego kolejnej awantury i nie mruczała znowu tych brzydkich słów, które damie na pewno nie przystawały.
- Byłam uczennicą Beauxbatons - wtrąciła między tłumaczenia przyjaciela. To pewnie na moment wyjaśniło Alice, dlaczego nigdy nie spotkała jej w Hogwarcie, jednak jeśli kuzynka Rogera ma inteligencję choćby przeciętnego pięciolatka, to zaraz pojawi się w jej głowie więcej pytań.
Na szczęście zdenerwowana dziewczyna usiadła, dając im nadzieję na to, że powoli się uspokaja. Na pewno żadne z nich nie miało ochoty na kłótnie. Szkoda tylko, że Alice im tego nie ułatwiała. Działała także na swoją niekorzyść. Teraz jednak zdawała się opaść z emocji. W końcu pojęła, że awanturowaniem nic nie osiągnie. Caro z powrotem usiadła na fotelu z talerzykiem na kolanach. Stwierdziła, że nie będzie już musiała interweniować w inny sposób niż słowny.
Zrobiło jej się trochę żal Rogera. Naprawdę się zdenerwował całą tą sytuacją. W końcu bardzo lubił obie dziewczyny i na pewno było mu źle z tym, że ich pierwsze spotkanie właśnie tak wygląda. Chyba zbytnio się przejął, ale taki już był i Caro lubiła - wręcz uwielbiała - w nim to, że dbał o bliskich i relacje z nimi, a nawet ich relacje między sobą. Dlatego cieszył się, że jego zaufana współpracownica dogaduje się z jego kochaną siostrą, natomiast zapewne było mu przykro, że najlepsza kuzynka krzyczy na najlepszą przyjaciółkę. Całe szczęście, że Alice tak naprawdę nie miała na myśli Caro. To było podstawą jego nadziei, że och relacja jeszcze się ułoży. Tylko że... właściwie nie wszystko było już jasne, więc dziewczyna postanowiła dorzucić kilka słów wyjaśnienia:
- Posłuchaj, Alice. Bellona dowiedziała się o moim istnieniu całkiem niedawno. Nie wychowałam się w rodzinie Greybacków - oznajmiła oschle. Tylko błagam, nie pytaj dlaczego. Nie pytaj jak to możliwe i... w ogóle nie pytaj!
Popatrzyła na Rogera, jakby prosząc go o zmianę tematu, a on jakby usłuchał tej niewerbalnej prośby. Ten nadal swoje! To co powiedział było śmieszne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Ona również się uśmiechnęła. Oby tylko Alice nie zrobiła z tego kolejnej awantury i nie mruczała znowu tych brzydkich słów, które damie na pewno nie przystawały.
Gość
Gość
Wciąż siedziała w fotelu, a jej spojrzenie błądziło po twarzach kuzyna i jego znajomej. Powoli ochłonęła, zaczęła też dopuszczać do siebie racjonalne wyjaśnienia tej dziwnej sytuacji, do której nie powinno dojść, ale jednak doszło przez nieporozumienie i jej nadmierną impulsywność.
- Tak – wymamrotała, rzeczywiście czując się zwyczajnie głupio. Chyba następnym razem powinna bardziej myśleć, zanim coś powie lub zrobi, bo takie sytuacje tylko wpędzały ją w kłopoty czy konflikty. – Wszystko jasne. Może rzeczywiście... trochę za bardzo się uniosłam – spojrzała na Caroline, by potem znowu wrócić do Elliotta. – I chyba powinnam pokładać w tobie większe zaufanie, drogi Rogerze.
A ty we mnie i powinieneś uprzedzać mnie o pewnych rzeczach wcześniej, dokończyła w myślach.
To naprawdę było dziwne, wręcz niesamowite. Bo jak to tak, dwie bliźniaczki, każda w innej szkole? W Hogwarcie było kilka par bliźniąt, większość lądowała w tym samym domu. Za tym odstępstwem musiała więc kryć się jakaś szczególna historia, której była ciekawa, ale jednak to chyba nie był najlepszy moment na zadawanie pytań, więc tylko słuchała w ciszy. Ale zarazem mogła w tę wersję uwierzyć, skoro słyszała francuski akcent, na który na początku nawet nie zwróciła takiej uwagi. I kto wie, może sama Greyback również rzeczywiście długo nie wiedziała o tym, że ma siostrę? To byłoby jeszcze dziwniejsze. Jeszcze bardziej niewiarygodne, ale jednak... cóż, na świecie zdarzały się różne przypadki. Sama do jedenastego roku życia nie wiedziała, że ma przyrodniego brata... No ale to jednak był brat przyrodni, a nie bliźniak.
- Oczywiście, że jestem prawdziwą Alice – rzuciła, unosząc brwi. – Czy znasz jakąś inną? – Specjalnie zaznaczyła w swoim głosie wyraźniej swój nowojorski akcent, ciężki do podrobienia przez kogoś, kto nie spędził tyle czasu w Nowym Jorku. – I czy jakaś inna Alice przynosiłaby ci burgery i colę i uparcie próbowała cię amerykanizować w obawie, że w natłoku aurorskiej pracy zapomnisz o swoich korzeniach i staniesz się typowym Brytolem? – wskazała na nieco wyświechtaną paczkę leżącą na stole, po czym chwyciła jedną z rozsypanych frytek i wepchnęła ją do ust.
- Tak – wymamrotała, rzeczywiście czując się zwyczajnie głupio. Chyba następnym razem powinna bardziej myśleć, zanim coś powie lub zrobi, bo takie sytuacje tylko wpędzały ją w kłopoty czy konflikty. – Wszystko jasne. Może rzeczywiście... trochę za bardzo się uniosłam – spojrzała na Caroline, by potem znowu wrócić do Elliotta. – I chyba powinnam pokładać w tobie większe zaufanie, drogi Rogerze.
A ty we mnie i powinieneś uprzedzać mnie o pewnych rzeczach wcześniej, dokończyła w myślach.
To naprawdę było dziwne, wręcz niesamowite. Bo jak to tak, dwie bliźniaczki, każda w innej szkole? W Hogwarcie było kilka par bliźniąt, większość lądowała w tym samym domu. Za tym odstępstwem musiała więc kryć się jakaś szczególna historia, której była ciekawa, ale jednak to chyba nie był najlepszy moment na zadawanie pytań, więc tylko słuchała w ciszy. Ale zarazem mogła w tę wersję uwierzyć, skoro słyszała francuski akcent, na który na początku nawet nie zwróciła takiej uwagi. I kto wie, może sama Greyback również rzeczywiście długo nie wiedziała o tym, że ma siostrę? To byłoby jeszcze dziwniejsze. Jeszcze bardziej niewiarygodne, ale jednak... cóż, na świecie zdarzały się różne przypadki. Sama do jedenastego roku życia nie wiedziała, że ma przyrodniego brata... No ale to jednak był brat przyrodni, a nie bliźniak.
- Oczywiście, że jestem prawdziwą Alice – rzuciła, unosząc brwi. – Czy znasz jakąś inną? – Specjalnie zaznaczyła w swoim głosie wyraźniej swój nowojorski akcent, ciężki do podrobienia przez kogoś, kto nie spędził tyle czasu w Nowym Jorku. – I czy jakaś inna Alice przynosiłaby ci burgery i colę i uparcie próbowała cię amerykanizować w obawie, że w natłoku aurorskiej pracy zapomnisz o swoich korzeniach i staniesz się typowym Brytolem? – wskazała na nieco wyświechtaną paczkę leżącą na stole, po czym chwyciła jedną z rozsypanych frytek i wepchnęła ją do ust.
Teraz... Właśnie, co teraz? Miał niesamowitą ochotę odetchnąć głęboko, niby - chcąc gwałtownie, do resztek opróżnić swoje płuca. Odetchnąć, bowiem na szczęście, dzięki ingerencji sił wszelakich - nieco wspólnie, a w dużej części, nie dało się ukrywać, dzięki opanowaniu Caroline (spojrzał na nią po raz kolejny, czy aby nie popsuło jej to zbyt bardzo nastroju), cały konflikt uzyskał swoje wyjaśnienie. Nawet Alice zaczęła odpuszczać, całe szczęście - bo wiedział, że co jak co ale do nieśmiałych czy nieupartych osób się nie zaliczała. Jak sobie postanowiła, tak miało być. Ale udało się i wpłynąć na jego kuzynkę - choć możliwe, że osoba, która zdołała ją obrazić, rzeczywiście wyglądała tak samo jak siedząca tuż obok kobieta.
To było kłopotliwe. Naprawdę; dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego wszystkiego. Co, jeśli i on miałby brata bliźniaka? Roger Elliott Drugi czy jakby go nie nazwać - jeśli jeszcze całkowicie różniliby się charakterem, to dopiero byłby magnes na kłopoty. Nie zamartwiał się tym jednak, bo wiedział, że żadnego zaginionego rodzeństwa nie ma - a zamiast brata bliźniaka, ma młodszą siostrę Maisie, z którą niezwykle dobrze zwykł się dogadywać. Na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech, kiedy usłyszał padające z ust Alice oświadczenie. No jasne, on i nudny Brytol? Jeszcze czego. Zaśmiał się cicho, wspominając w myślach, że chociaż - zdołał przyswoić sobie, nie dało się ukrywać, akcent - w rzeczywistości pod względem usposobienia i nadmiaru energii, nigdy nie przypominał prawdziwego mieszkańca swojego regionu. W końcu należał do rodziny Elliottów, która nie była przecież taka banalna, normalna - taka nudna i dająca się wpisać w schematy.
- No jasne, w takim razie pozwól, że i ciebie zaproszę na herbatkę - odpowiedział jednak pół żartem pół serio, nastawiając czajnik i szykując szklankę również dla kuzynki. Ciastek jeszcze miał sporo, a doszły do tego również mugolskie potrawy - nawiasem mówiąc, ciekawiło go zdanie Caroline na ich temat.
Całe szczęście, że wszystko skończyło się w ten sposób. Wreszcie mogli po ludzku ze sobą porozmawiać.
| koniec <3
To było kłopotliwe. Naprawdę; dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego wszystkiego. Co, jeśli i on miałby brata bliźniaka? Roger Elliott Drugi czy jakby go nie nazwać - jeśli jeszcze całkowicie różniliby się charakterem, to dopiero byłby magnes na kłopoty. Nie zamartwiał się tym jednak, bo wiedział, że żadnego zaginionego rodzeństwa nie ma - a zamiast brata bliźniaka, ma młodszą siostrę Maisie, z którą niezwykle dobrze zwykł się dogadywać. Na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech, kiedy usłyszał padające z ust Alice oświadczenie. No jasne, on i nudny Brytol? Jeszcze czego. Zaśmiał się cicho, wspominając w myślach, że chociaż - zdołał przyswoić sobie, nie dało się ukrywać, akcent - w rzeczywistości pod względem usposobienia i nadmiaru energii, nigdy nie przypominał prawdziwego mieszkańca swojego regionu. W końcu należał do rodziny Elliottów, która nie była przecież taka banalna, normalna - taka nudna i dająca się wpisać w schematy.
- No jasne, w takim razie pozwól, że i ciebie zaproszę na herbatkę - odpowiedział jednak pół żartem pół serio, nastawiając czajnik i szykując szklankę również dla kuzynki. Ciastek jeszcze miał sporo, a doszły do tego również mugolskie potrawy - nawiasem mówiąc, ciekawiło go zdanie Caroline na ich temat.
Całe szczęście, że wszystko skończyło się w ten sposób. Wreszcie mogli po ludzku ze sobą porozmawiać.
| koniec <3
Gość
Gość
Strona 2 z 2 • 1, 2
Salon
Szybka odpowiedź