Wejście
W Fideliusie znajdziesz wiele tradycyjnych kaw, które niezaprzeczalnie docenią koneserzy jej smaku, ceniący sobie prostotę i konserwatywny sposób przyrządzania. Ich smak możesz osłodzić najróżniejszymi ciastami, zamawianymi u jednej z najlepszych cukierniczek, Cynthii Vanity. Jednak w karcie znajduje się także kilka pozycji o nazwach doskonale znanych czarodziejom - to inkantacje zaklęć i nazwy popularnych eliksirów. Odważysz się zamówić jedną z nich?
Belladonna - kawa o intensywnie fioletowym zabarwieniu, ma działanie upiększające - rozjaśnia cerę i oczy.
Kamień księżycowy – kawa mieniąca się na srebrzysty kolor
Chichotek - kawa z sekretnym składnikiem, który ponoć delikatnie poprawia nastrój. Ile w tym prawdy? Jedno jest pewne - zawsze podawana jest w kubku gryzący w nos.
Kameleon - kawa podawana w przezroczystej filiżance, po każdym łyku zmienia swój kolor.
Eliksir wielosokowy - kawa zmieniająca kolor włosów pijącego, na taki o jakim pomyśli.
Felix Felicis - złocista kawa, o miodowym smaku.
Glacius – biała lub czarna kawa, na wierzchu której unoszą się różnokolorowe pianki. Choć jest ciepła, możesz odnieść wrażenie, że zamraża ci usta.
Confundus - kawa o działaniu wyciszającym, ma działanie relaksacyjne.
Pożoga - po odstawieniu filiżanki na stół, na powierzchni kawy tańczą płomienie o zwierzęcych formach.
Geminio – najzwyklejsze podwójne espresso.
Lapisio - na dnie filiżanki znajdziesz okrągły cukierek nadający kawie dowolny smak.
Obliviate - kawa, która nie pobudza, a relaksuje. Pozwala wyciszyć myśli, choć na chwilę zapomnieć o troskach.
Orchideus - kawa podawana w kwiecistych filiżankach, o wyrazistym zapachu ulubionych kwiatów pijącego.
Titillando - kawa, która musuje w ustach niczym intensywnie gazowana oranżada.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Come to talk with you again
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 21.08.16 11:49, w całości zmieniany 3 razy
Napotykając jego spojrzenie spuściła wzrok na kartkę, chcąc przenieść uwagę na to co chce stworzyć. Przywykła do tego, iż inni zwykli się jej przyglądać - kiedy nie mogli z nią gadać nie wiedząc jak, robili tylko to mając nadzieję, że znajomość jakoś sama się nawiąże, może i nawet ona sama podejmie kroki w tym celu. Nie taka jednak była jej natura - wieczorami lubiła przebywać jedynie sama ze sobą, mogąc wsłuchiwać się w odgłosy za oknem i upajać się zapachem farb. Czasami pozwalała też sobie na zakup truskawek - wtedy nie potrzebowała już niczego więcej do szczęścia, a przynajmniej nic co mogłaby sobie jeszcze zapewnić.
Nie zwykła wchodzić w głębsze relacje z innymi, chociaż czuła powinność do utrzymywania pozytywów ze swoimi klientami. Od razu jednak dawała im odczuć że może ich lubić, może i spotykać się z nimi na kawie czy innych podobnych rzeczach, jednak nie mają dużych szans na zostanie tym typem przyjaciół, którzy nocują razem, spędzają każda wolną chwilę razem i paplają o głupotach. Miała swoje zasady, także i te dotyczące tego co uwarzy. Ceniła sobie możliwość zarobku, jednakże gdyby nie miała warunków, klienci wleźli by jej na głowę. Niejednych musiała odprawić z kwitkiem z jednoczesnym bólem w środku, ale najwyraźniej czasami tak po prostu trzeba.
Z zamyślenia wyrwała ją kelnerka, pytająca o to, czy nie zechciałaby może czegoś jeszcze. Jednocześnie słysząc jej głos, Amelia wyobrażała sobie wszystkie swoje pieniądze albo przynajmniej ich malutką ilość. Lubiła herbatę - szczególnie tą, przy której smak nie był tak łatwy do osiągnięcia, jednakże tym razem musiała obejść się smakiem. Jedyne na co się zgodziła to na darmową dolewkę najzwyklejszej herbaty - w końcu lepsza taka niż żadna.
Nie zamierzał czekać dłużej. Wstał, zabierając położy wcześniej na stoliku kapelusz i podszedł do młodej kobiety.
- Pozwoli pani? – spytał, stając obok stolika dziewczyny, ale w odpowiednim dystansie, by nie poczuła się nagabywana. Gdy dostał odpowiedź, zajął wskazywane wcześniej miejsce. – Proszę wybaczyć, ale zauważyłem bardzo podobny styl do mojego ulubionego artysty – odpowiedział, wskazując na szkicownik, wcale nie mijając się z prawdą. Kochał obrazy matki i nawet jeśli czasami nie wiedział, co przedstawiały – oddawały jej nastrój. Szkice jednak były bardzo podobne do kreski, którą prowadziła po swoim zeszycie Amelia Bennett. A więc tym zajmowali się alchemicy w wolnym czasie?
Come to talk with you again
Pochłonięta myślami kontynuowała swój szkic i chociaż nie wiedziała do czego dąży, to czuła nagły przypływ chęci do tworzenia. Wszystko to jednak prysło niczym mydlana bańka, kiedy dotarł do niej nieznajomy głos. Powoli uniosła wzrok i chociaż była pewna obaw, to ciekawość zwyciężyła.
- Nie przywykłam jeszcze do ludzi, którzy od tak sobie proponują mi towarzystwo - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. - Proszę, niech pan siada.
Odłożyła swój szkicownik i ołówek, prostując się na krzesełku. Chcąc bądź nie wyzbyła się wcześniej swobody, czując jak jej umysł przyjmuje bardziej czujną postawę - pamiątka po Hogwarcie, której nijak nie może i nawet nie do końca chce się wyzbyć.
- Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale nie wygląda pan na kogoś, kto interesuje się sztuką - zaczęła, kątem oka zerkając na swój szkicownik. - Kto jest tym artystą, jeśli mogę spytać?
- Cóż. Musi pani jeszcze wiele przeżyć – odarł lekko, po czym odwrócił się, by zerknąć w stronę wejścia do kawiarni. Kelnerka zginęła już w środku z jego zamówieniem razem ze swoją ładną twarzą. Dziwne było, że takie miejsce było otwarte nawet w takie zimne dni. Mimo że było ładnie, czuć był wszechogarniający chłód. – Dziękuję – odpowiedział, po czym skupił spojrzenie na jej szkicowniku. Odłożyła go, chociaż wcale nie chciał jej odrywać od pracy. Miało być trudno, bo nie była typem skorym do rozmowy. Jednak takie miał zadanie. Miał ją skazać lub uniewinnić. Była dobrze wychowana, chociaż niechęć do jego osoby lub kogokolwiek obcego maskowała pod maską chłodnej uprzejmości.
Gdy skończyła mówić, zaśmiał się głośno, idealnie rozumiejąc co miała na myśli.
- Nie jestem, ale moja matka lubiła. I to o nią mi chodziła. Po prostu przypomniały mi się chwile, gdy wychodziła do parku i rysowała – zakończył. - Chyba nie inspirowała się nikim szczególnym. Po prostu robiła to, co czuła. Nie znam się na tym zupełnie, ale miała podobną... Jak to się mówi? Kreskę?
Come to talk with you again
Stały ekwipunek Mike'a to stara, brudna, poszarpana kurtka, której był zapewne gdzieś piątym już dumnym właścicielem, rękawiczki czarne, bez palców, z których owe palce wystają dużej, jakby nabrzmiałe i czerwone. Twarz też ma czerwoną, podobnie jak kartoflany nos. Spojrzenie jest dość nieobecne, choć zawsze smutne i błagalne, jednocześnie natarczywe - przynajmniej równie natarczywe, jak zapach, jaki od Mike'a czuć na niezłą odległość.
Pojawiał się w tej okolicy od niedawna. Wcześniej widywano go na Pokątnej, ale straż na tyle dała mu się we znaki, że zmienił miejsce bytowania i od jakiegoś czasu można było go spotkać w okolicach portów. Urocza knajpka była miejscem idealnym na drobny zarobek.
Ruszył w kierunku ładnej damulki dobrze nauczony, że ładne damulki nie lubią takich, jak on. Marszczą słodkie noski i dżentelmeni czasem sypną groszem, żeby Mike odszedł, bo nie chcą się w obecności damulek wykłócać. Podszedł więc do pary, która wyglądała mu ładnie, z jakimiś rysunkami, wyciągając jedną z rąk w ich stronę, ale zwracając się do mężczyzny.
- Panie. Zimno jest. Daj pan jakiegoś sykla czy dwa na ciepłe jedzenie. - odezwał się głosem zachrypniętym i jedną ręką oparł się o stolik, przy którym parka siedziała.
I wtedy do jego nosa doszedł smród długiego braku mycia się, moczu i czegoś jeszcze - zapach menelstwa w każdym zakątku świata był taki sam. Nie dało się go pomylić z niczym innym. Zmarszczył nos, jednak nie poruszył się, bo wiatr zawiał w drugą stronę, dając mu szansę na oddychanie. Mężczyzna podszedł do nich i zaczął żebrać.
- Nie dam panu pieniędzy, obieżyświacie - odpowiedział Raiden. - Ma pan zdrowe ręce. Dlaczego nie pracujesz? - spytał, wzruszając ramionami. Nigdy tego nie rozumiał. Mogli przecież złapać nawet za łopatę i kopać rowy. Sprzątać ulice. Wynosić lub zbierać śmieci.
Come to talk with you again
- Pan myślisz, że to wszystko takie łatwe, a sam byś mógł być tu jak ja. Jeszcze nadal możesz. - pochylił się nad stolikiem nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia ani na marszczenie i zasłanianie nosów w okolicy. - Czasem człowiek chce i może coś robi, ale nie zawsze wyjdzie. Różne rzeczy się dzieją. Myślisz, że jesteś lepszy, bo masz coś, a miałeś przede wszystkim dobrych starych, co cię do szkoły posłali, co ci kursy opłacili i nauczyli co trzeba, miałeś i masz dobrze to myślisz, że wiesz wszytko o każdym życiu. A gówno wiesz. - oznajmił z całym swoim przekonaniem, najwidoczniej zamierzając opowiadać swoje prawdy o życiu tak długo, aż coś dostanie i bronić swojej godności i swojego prawa do roszczenia sobie praw do pieniędzy innych ludzi. Nie wydawał się nawet oburzony, choć nie spodobała mu się odmowa. Raczej chciał objaśnić, że mu się należy, jego rozmówca nic o świecie nie wie, więc niech grzecznie wyskakuje z galeonów i odejść bogatszy o jakąś monetę, czy dwie. Stolik dalej, jeśli go wcześniej kelnerzy nie wywalą, jeśli wywalą to do kolejnej knajpki.
- Smacznego, stary - mruknął jedynie, nie patrząc na menela. - Do widzenia - rzucił do blondynki, po czym klepnął żula po ramieniu i odszedł w stronę policjanta.
|zt
Come to talk with you again
Nie było to to, czego chciał. To nawet nie kwestia tego, że bardzo chciał się nawalić, po prostu chciał pieniędzy, prosił o pieniądze i dostanie czegoś innego nie było szczególnie satysfakcjonujące. Jego darczyńca zdążył jednak odejść (podobnie, jak ulotniło się sporo osób siedzących przy stolikach w okolicy), więc bez większego marudzenia siadł i zjadł, co dostał, by zaraz odejść - w poszukiwaniu kogoś, kto zechce oddać mu trochę pieniądza.
zt
Reveth z rezerwatu Peak District był już starym, wysłużonym smokiem, który przeżył niejedno pokolenie. Raleigh już od dawna trzymał nad nim pieczę, ale ostatnimi czasy stworzenie na tyle podupadło na zdrowiu, że młody Greengrass postanowił poszukać nowych sposobów na dodanie mu sił w tych ostatnich latach jego życia. Wczoraj w jego dłonie wpadła księga, zresztą wydana stosunkowo niedawno, bo w 1941 roku, w której opisywano efektywne metody leczenia schorzeń stwardnienia smoczych stawów za pomocą wywarów z różnych odmian mandragor, co na pewno pomogłoby jego podopiecznemu. Popytał wśród znajomych i dowiedział się, że Peony Sprout mogłaby mu użyczyć ingrediencji do uwarzenia odpowiedniego naparu. Listownie wymienili się odpowiednimi informacjami i uzgodnili, że najlepszym miejscem na dokonanie transakcji będzie kawiarenka Fidelius.
W tym samym czasie policja antymugolska, które początki swojej kariery zarysowała bardzo wyraźnie, dostała tajne informacje, że w tamtych rejonach odbywa się nielegalna sprzedaż magicznych używek prowadzona przez mugolaków - ponoć w zamierzeniu miało zagrażać to czystej krwi czarodziejom.
Gdy Peony i Raleigh dotarli na umówione wcześniej miejsce, dostrzegło ich dwóch funkcjonariuszy z policji antymugolskiej i natychmiast do nich podeszło, najwyraźniej uznając ich za przemytników i handlarzy szkodliwymi substancjami.
- Dzień dobry. Poprosimy o oddanie nam swoich różdżek, pójdą państwo z nami - powiedział wysoki policjant o nieprzyjemnym obliczu, po czym obaj mężczyźni ruszyli, by pojmać Raleigha i Peony, wcześniej odbierając im różdżki.
Raleigh i Peony mogą:
a) przekonać policjantów, że są niewinni
- mechanika:
- Przekonanie policjantów jest możliwe tylko po przedstawieniu odpowiednich argumentów i rzuceniu kością k100 na powodzenie. Liczba wyrzuconych oczek sumuje się z bonusem za biegłość retoryki. ST przekonania funkcjonariuszy jest równe:
- 120, jeżeli Raleigh i Peony współpracują w próbie przekonania funkcjonariuszy, że są niewinni (rzuty Raleigha i Peony sumują się)
- 40 dla Raleigha, jeżeli powołuje się na arystokratyczne nazwisko i decyduje się nie pomóc Peony
- 70 dla Peony, jeżeli nie współpracuje z Raleighem
Zarówno Raleigh jak i Peony posiadają wyłącznie dwie próby podjęcia rozmowy. Jeżeli postaciom nie uda się przekonać policjantów, mogą skorzystać z innych rozwiązań.
b) przekupić policjantów
- mechanika:
- Przekupstwo zaczyna się od 30 galeonów (30 punktów ze skrytki bankowej) - w każdej kolejce, w której postać próbuje przekupić policjantów, musi rzucić kością k100. ST przekonania policjanta to 60, do liczby oczek dodaje się bonus za biegłość retoryki. Można wykonać dowolną ilość prób przekupstwa, ale za każdym razem liczba galeonów (punktów ze skrytki bankowej) zwiększa się o 10, czyli: za drugim podejściem cena wyniesie 40, a trzecim 50 itd.
Próbować przekupić funkcjonariuszy może zarówno Raleigh jak i Peony, ale żadne z nich nie może zaproponować ceny niższej od tej, która została już zaproponowana przez drugą postać.
Nie można wydawać nieposiadanych punktów ze skrytki bankowej. Jeżeli przekupstwo zakończy się sukcesem, punkty te należy odjąć ze swojej skrytki. Jeżeli postać nie prowadzi skrytki bankowej, nie może podjąć próby przekupstwa. Po nieudanych próbach przekupstwa nie można korzystać z rozwiązania a), a jedynie z c), czyli ucieczki.
c) spróbować wyrwać się i uciec
- mechanika:
- ST wyrwania się funkcjonariuszom wynosi 60, do wyniku rzutu dodaje się punkty statystyki sprawności. Każda postać posiada wyłącznie jedną próbę wyrwania się, jeżeli zakończy się ona klęską, ucieczka zostaje udaremniona. Jeżeli zakończy się powodzeniem, postać w następnych dwóch kolejkach musi rzucić kością k100. Jeżeli wynik (po zsumowaniu z punktami statystyki sprawności) będzie mniejszy lub równy 40 w którejkolwiek z dwóch kolejek, postać zostanie złapana. Jeżeli dwukrotnie przekroczy 40, postaci uda się uciec.
Po nieudanej próbie ucieczki nie można korzystać z rozwiązania a), a wyłącznie z rozwiązania b), czyli łapówki.
Jeżeli Raleigh lub Peony nie zdołają uciec lub w dowolny sposób przekonać policjantów, trafią do Tower. Próba rzucenia jakiegokolwiek zaklęcia również zakończy się (zgodnie z dekretem) wycieczką do Tower.
Datę spotkania możecie założyć sami. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
W związku z tym, że rozgrywka może zakończyć się trafieniem przez postać do Tower, nie można odgrywać wątków o dacie późniejszej niż w tym wątku.
Miłej zabawy!
Peony zwykle cieszył fakt kiedy dostawała informacje o nowych zleceniach. Nawet jeśli chodziło tylko o kilka ingrediencji do uwarzenia eliksiru czy naparu. W końcu to zawsze dodatkowe pieniądze, zabezpieczenie, a przede wszystkim wiedziała, że jej praca nie odbija się wyłącznie echem po świecie czarodziejów. Ciężko jej było wrócić na tory, które porzuciła. Teraz mogła tylko myśleć kim by było gdyby nie wyjechała i co by robiła gdyby nie wyjechała. Skoro jednak przeszłości zmienić nie mogła to nie widziała w tym też najmniejszego sensu. Po wymienieniu się listami z chcącym kupić od niej ingrediencje szlachcicem wybrała się na umówione spotkanie. Jako, że ciężko byłoby jej mężczyznę rozpoznać to umówili się przy wejściu by wspólnie później zająć się omówieniem szczegółów. Traf chciał, że nie mieli na to okazji bo po wymienieniu powitalnych uprzejmości zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy jak się okazało antymugolskiej policji. Peony nie miała dobrego zdania o tych ludziach, a już na pewno nie miała dobrego zdania o referendum i jego wynikach. Nie wiedziała jak to w ogóle było możliwe, żeby tyle osób zagłosowało w sposób tak bezsensowny. Jeżeli były to prawdziwe wyniki to żyła w społeczeństwie idiotów. Tylko czy nie wiedziała tego od dawna? Kiedy zabrali jej różdżkę spojrzała na swojego towarzysza zaskoczona. - Co to ma znaczyć? - zapytała, ale mężczyzna przed nią tylko na nią spojrzał. - Dlaczego nas Panowie chcą zabrać? Przecież nic nie zrobiliśmy. - słysząc postanowione im zarzuty aż zbladła. Nie dlatego, że była winna temu o co ją oskarżają, ale dlatego, że to zabrzmiało zbyt specyficznie. Ona? Miałaby czymś handlować? Od razu przed oczami stanął jej moment, w którym rozwalała ściany domu by znaleźć to co ukradł, a później ukrył jej mąż. Do dzisiaj nie jest pewna co to było. Wiedziała, że musi to oddać Aspenowi i Raiowi. Wiedziała, że musi się tego pozbyć. - Proszę nam uwierzyć. To na pewno nie chodzi o nas. Czy zawsze tak szybko wyciągają Panowie wnioski? - dodała unosząc brew. Chciała zasiać w nim ziarno zwątpienia. Nie myślała w tym momencie o niczym innym. Nie wyobrażała sobie nawet sytuacji, w której mogłaby trafić do Tower. Co to w ogóle miało być. W końcu on był szlachcicem, a ona czarownicą czystej krwi. Takie coś nie powinno mieć w ogóle miejsca. A jednak. Jak dla niej to prawdziwy skandal i ktoś powinien się tym zająć.
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
'k100' : 83
Jak to się działo, że nawet w tak teoretycznie niegroźnej sytuacji potrafiłem napytać sobie biedy? Niekiedy czułem się tak, jakby ktoś wyjątkowo dowcipny zapragnął z powodzeniem rzucić na mnie zaklęcie przynoszące pecha, dzięki czemu w cudowny sposób gromadziłem wokół siebie nieszczęścia. Mój drogi podopieczny podupadał na zdrowiu (w tym akurat nie było nic dziwnego, skoro był tak leciwy), a teraz nagabywała mnie policja. Pewnie zaraz okaże się, że moja siostra porzuci życie statecznej żony i zapragnie zostać piratem dołączając do Theseusa na morzu, aby następnie zginąć w katastrofie morskiej. Dramatyzuję? Może odrobinę, ale nie ma nic złego w odrobinie przesady, a zwłaszcza wtedy, gdy cały świat staje ci na drodze do osiągnięcia wyznaczonego celu.
Ten dzień miał być całkiem zwyczajny. W planach miałem jedynie zajrzenie do Revetha, jak czyniłem to każdego rana już od wielu miesięcy, a także spotkanie z Peony, o której słyszałem zaskakująco przychylne opinie. Podobno jej ingrediencje były naprawdę dobrej jakości, a oczywistym było, iż mojemu smokowi należało się wszystko co najlepsze. Wybór był oczywisty. Nieoczekiwanym okazała się interwencja policji antymugolskiej. Nie zdążyłem nawet zaprosić Peony do środka, a na moich wargach zastygł uprzejmy uśmiech, który powoli z nich spełzał. - Panowie, to zdecydowanie jakieś nieporozumienie.- powiedziałem, nim Sprout w ogóle pomyślała, aby dojść do słowa. Czułem, że na mojej twarzy zapewne pojawił się teraz wyraz delikatnego zdegustowania. Żeby tak naprzykrzać się porządnym ludziom! Ukradkiem zerknąłem na swą towarzyszkę, gdy ta przemawiała, a usłyszawszy jakie postawiono nam zarzuty, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Szlachcic, który plamiłby sobie dłonie takimi interesami? - Przepraszam, nie dosłyszałem Pana nazwiska.- zerknąłem na pierś policjanta, wymownie udając, że szukam w tym miejscu informacji o jego godności. Przecież nie zamierzałem oddawać różdżki byle komu. - Odejdźmy na bok i wyjaśnijmy tę sytuację. Takie… bezhołowie nie przysłuży się ani Panom ani nam, zwłaszcza jeżeli w istocie odbywają się w tym miejscu nielegalne procedery. - zasugerowałem, w sposób zamierzony posługując się słowem ludu i czując jak ostrzeliwują mnie dziesiątki czujnych spojrzeń. Interwencja policjantów wzbudziła prawdziwe zainteresowanie w tłumie. Szczęśliwi Ci, którzy zdołali się wymknąć. Miałem ochotę westchnąć z rezygnacją, lecz zamiast tego jedynie uśmiechnąłem się z wystudiowaną uprzejmością. - Może moja towarzyszka zechce pokazać Panom swoją torbę? Czy może tych kilka mandragor, przeznaczonych do osobistego użytku, stało się nielegalnymi? - prawdopodobnie balansowałem teraz na granicy cierpliwości obu funkcjonariuszy, aczkolwiek miałem poczucie, iż mogę sobie na to pozwolić. Pomimo oskarżeń pod naszym adresem, wciąż byłem członkiem szlacheckiego rodu i mogłem wysunąć ten argument w odpowiednim momencie, o ile tylko zajdzie taka potrzeba. Póki co uważałem, iż niegodnym zachowaniem byłoby odsunąć podejrzenia względem siebie tą prostą wymówką, pozostawiając Peony na łasce lub niełasce obu mężczyzn. Mimo wszystkich moich wad, gdzieś tam głęboko wewnątrz musiałem być dżentelmenem chociaż w niewielkim stopniu, prawda?
'k100' : 100
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3