Febe 'Phoebe' Valhakis
Nazwisko matki: Burke
Miejsce zamieszkania: rodzinna posiadłość u wybrzeży hrabstwa Durham
Czystość krwi: czysta ze skazą
Wzrost: 135 cm
Waga: 29 kg
Kolor włosów: Brązowe
Kolor oczu: Szare
Znaki szczególne: koraliki na szyi wraz z ciążącym aparatem, książka w ręku. Piegi od słońca. Najbardziej brytyjska erynia.
Wciąż czekam na własną!
Będzie! Prawda?
Nie potrafię w patrususa
Nauka w domu zamiast w Hogwarcie
Bugenwilla, morska bryza, pergamin.
Ja w Hogwarcie jako najlepsza uczennica z odznaką prefekta i wybitnymi z egzaminów
Kocham błyskotki! I książki sióstr. Błysk flesza. Grę na wiolonczeli i niszczenie waz podczas baletu
Nie kibicuję, choć kiedyś chciałabym polecieć jak ptak idealnie wpasowany w przestworza
Balet, gargulki, pływanie
Klasycznej, operowej, greckiej
Raffey Cassidy
Nie miałam mamy, za to zawsze otaczała mnie trójka sióstr i chmara guwernantek. Nie znaczy to, że nie było jej nigdy – przecież nie wyklułam się z jajka niczym smoki, które tak bardzo kocha Persi! Mama odeszła na Pola Elizejskie, gdzie trafiają wszyscy dobrzy Grecy pod koniec swojego życia. Chociaż miała silny angielski akcent, jasną cerę i oczy, a jej pochodzenie nijak miało się do kraju dawnych bogów, myślę, że tam trafiła. Niektórzy twierdzą, że jestem najbardziej do niej podobna ze wszystkich erynii – te same oczy, do tego jaśniejsza cera niż u pozostałych sióstr; wszyscy twierdzą, że jak dorosnę, będę żyjącym obrazem mamy - jej lustrzanym odbiciem. Nie znaczy to jednak, że przez to co w widzę na co dzień w lustrze, straciłam na unikalności, jaką zapewniła naszej czwórce pula greckich genów i odpowiednie wychowanie. Czasami tęsknię za mamą, szczególnie podczas przeglądania starych albumów. Jest tam mnóstwo zdjęć z czasów, gdy jeszcze nie było mnie na świecie. To dzięki ruchomym obrazom z kliszy wiem, jak wyglądała mama – jak się poruszała, jak mrużyła oczy i kiedy pojawiały się dołeczki przy uśmiechu. Dzięki nim wiem, że kochała wszystkie moje siostry, starając się obdarzyć je jak największą ilością uwagi i miłości. Dzięki nim wiem, jak bardzo kochał ją tata, choć małżeństwo to było – jak to mówią – czystym interesem. Żałuję, że nie posiadamy wspólnych zdjęć – mama, tata, Nemesis, Persephone, Danae i ja. Ale i tak mam dużo szczęścia, wiesz?
Nie pytaj mnie, którą z sióstr najbardziej kocham, bo wszystkie są wspaniałe. Może najbliżej mi do Nemesis, która była prawie że dorosła, gdy wyślizgnęłam się jako czwarta erynia na ten świat i to na nią spadł obowiązek zajęcia się naszą trójką. Nie znaczy to, że pozostałych nie kocham! Każda z nich wniosła części siebie do mojego życia. Czasami nazywały mnie papużką, bo powtarzałam po nich wszystko. Podczas wakacji, wśród pisków radości uczyłam się pływać na jednej z greckich zatok, choć często kończyło się z morską wodą w ustach i nosie; podskakiwałam wraz z nimi w rytm muzyki podłapując podstawowe kroki sirtósu. Grecja jest miejscem, o którym się nie zapomina – co roku wyczekuję tygodni, które mamy planowo spędzić u rodziny ojca. Nie zapomina się tamtego słońca – chociaż rani moją zbyt jasną skórę, na której powstają piegi – tamtej mentalności, przeźroczystych jaj hipokampusów, dni pełnych śmiechu, podczas których i mi nie schodzi uśmiech z ust.
Z podziwem spoglądam na siostry – mają tak wiele pasji!, nic w tym dziwnego, z naszymi grecko-angielskimi korzeniami wyborów jest co nie miara. Nie we wszystkim się zgadzałyśmy; pamiętam jak dużo czasu zajęło Calliope rozpalenie we mnie miłości do kaligrafii. Nie lubiłam pisać, od trzymania pióra bolała mnie ręka, palce i sukienki plamiłam atramentem, co gorsza zbyt dużo czasu poświęcałam na jedno słowo, a efekty były pokraczne. Reakcje podsycane złością i łzami, a nawet próby manipulacji i ciche godziny – moja buzia nie potrafiłaby się zamknąć na dłużej – na nic się nie zdawały. Nie rozumiałam tego przymusu, jakby stawianie pięknych znaków było ważniejsze od samej mocy słów. Do dziś jej nie dorównuję, litery nie przybierają takiego kształtu jak te wychodzące z pod pióra siostry, lecz z czasem przełknęłam złości, zaakceptowałam bolączkę, a pisanie przestało być takim utrapieniem. Co rusz podsuwam Persi nowe piękne zdania, skoro wróciła do domu, widzę, jak bardzo ją to cieszy. Może to dlatego mam dla ciebie coraz to mniej czasu, to takie pracochłonne! Nemesis podjęła się nauki trudnej sztuki dialogu, twierdząc, że warto pracować nad sztuką mojej wypowiedzi, póki jestem młoda. Jednak większość moich zainteresowań należy tylko do mnie, jak przystało na erynię z największą częścią brytyjskiego pierwiastka, skupiłam się na zajęciach związanych z Anglią. Moją pierwszą miłością okazała się być fotografia, jeszcze jako mała dziewczynka, sięgałam rączkami ku jednemu z egzemplarzy, by później pojąć, w jaki sposób uwieczniać chwile już na zawsze. Nauczyli mnie grać na harfie, lecz do mojego serca o wiele dogłębniej trafiło pocieranie smyczkiem strun wiolonczeli. Poza tradycyjnym greckim tańcem poznałam kroki walca i czułam je równie dobrze. Z przejęciem deklamuję historie Odysa, to znów czaruję historią Hamleta. A ostatnio, po przedstawieniu Jeziora Łabędziego spróbowałam sił w balecie, zmuszając ojca do wynajęcia prywatnego nauczyciela, by pojąć tę chwytającą za serce sztukę! Chyba nie wychodzi mi to najlepiej, skoro nie spotykam się z innymi reakcjami niż irytacja na dźwięk kolejnej stłuczonej wazy. Nie zamierzam jednak przestać – przemawia przeze mnie mój upór, a nauka kaligrafii pokazała mi, jakie rezultaty można osiągać, gdy włoży się w coś nie tylko wysiłek, ale i serce.
Zresztą doskonale o tym wiesz, w końcu zawsze jesteś przy mnie.
Pojawiłeś się chwilę przed tym jak moje dzieciństwo wypełniło się zapachem eliksirów. Z tamtego okresu najlepiej pamiętam przyjemny głos uzdrowiciela i zatroskany wzrok ojca. Choć moje narodziny wiązany się z odejściem jego ukochanej żony, a on sam oddał mnie pod opiekę sióstr i guwernantek, nigdy nie przestał się o mnie troszczyć. Nie stworzyłam całego świata, pojawiłeś się tylko ty – początkowo moje kontakty z tobą były odbierane za coś normalnego aż do czasu, gdy inne dzieci, do których zabierały mnie siostry, przy tobie wypadały mało interesująco. Przecież oni nie rozumieli, nie widzieli ciebie, więc z czasem przestałam się chwalić przed obcymi. Jednak to obserwacja sióstr i guwernantek sprawiła, że zaczęli podawać mi eliksiry. Ponoć zatracałam się w wyimaginowanych tworach, o wiele ciekawszym od tego, co miałam na wyciągnięcie ręki – wolałam się bawić z tobą, tobie powierzać sekrety, o których nie mogły wiedzieć nawet siostry. Tak jak wtedy, gdy wkradaliśmy się do piwnic sklepu pełnego błyskotek – miejsca, z którego tak dumny jest ojciec wraz z Nemesis. Pod żadnym pozorem nie mogę tam wchodzić, jednak zakazany owoc kusi najbardziej. Ponoć jestem bardziej podatna na takie rzeczy niż inni, stąd wziąłeś się ty, poza tym to nie są rzeczy dla małych dzieci. Wyobrażasz sobie?! Dzieci! Jakby nie wiedzieli, że umiem i rozumiem więcej niż osóbki, z którymi każą mi się bawić, choć rzadko kiedy mam na to ochotę. To ich powinno nazywać się dziećmi! W każdym razie, nałożyli zaklęcia umożliwiające mi wejście do tamtych części sklepu, dlatego zwykle spędzam dużo czasu na zapleczu lub głównej części; przymierzam naszyjniki, nawlekam koraliki na sznurki, to znów czytam książki, które ze sobą zabrałam z domowej kolekcji, jestem grzeczna i posłuszna, gdy Nemi zajmuje się klientami. Inna sprawa, gdy zostajemy same, wtedy zasypuję ją lawiną trapiących mnie kwestii, często siostry śmieją się, skąd biorą się te wszystkie pytania – cóż, jeśli zawsze jest nas dwójka, to pomysłów nigdy nie brakuje.
Nie bezpodstawnie otrzymałam imię po jednej z tytanid, bogini intelektu. Przy tobie nauczyłam się czytać. Siedzieliśmy razem przy kominku w bibliotece, a dziwne znaki z każdym dniem przestawały być tak pogmatwane. Wkrótce przekonałam się, że księgi skrywają w sobie wiele sekretów, tajemnej wiedzy, którą chciałam poznać i zatrzymać w głowie. Zdarzało mi się nadużywać słów, tych skomplikowanych, których sens pozostaje mi obcy. Pomimo to Persi wciąż podsuwała mi pod nos coraz to nowsze woluminy, z coraz to trudniejszymi zawartościami. Od tego czasu stałam się bardziej otwarta, zadawałam więcej pytań, zastanawiałam się i drążyłam… Nawet jeśli były to takie błahostki jak ilość syren w wodach w pobliżu posiadłości.
Długo i z napięciem oczekiwali na ujawnienie się moich zdolności magicznych. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wiążą się one z tobą, że wraz z nimi powinieneś zniknąć. Choć magia wypłynęła ze mnie w dość cichy sposób – kwiaty Bugenwilli, otaczanej niewłaściwą opieką, rozkwitły pod wpływem mojego dotyku – to nic większego nie zmieniło się w moim życiu. Wciąż trwałeś przy mnie, tylko reszta rodziny spoglądała na mnie z niepokojem i szeptała pomiędzy sobą, gdy myśleli, że nie patrzę. Guwernantki pilnowały mnie lepiej niż wcześniej – ograniczyły mi aktywności, bym się nie przemęczała. Zdaje się, że najchętniej wpakowałyby mnie do łóżka i podały solidne dawki eliksirów nasennych – ich niedoczekanie! Choć się starają jak mogą, zawsze znajdę sposób, by dostać się na plaże, do stajni lub, z czystej złośliwości, wspiąć się na kolejne drzewo.
Rozumiem, dlaczego tak jest. Inni nie mówią o tym głośno, lecz wcale nie muszą - jeśli chcę to dowiem się wszystkiego sama. Grzecznie przyjmuję eliksiry, lecz głupotą jest myśleć, że nie ciekawi mnie, dlaczego muszę je pić. Cierpię na Plagę Koszmarów, ciężką chorobę psychiczną, która dotyka dzieci. Księgi w domu dotyczą traktują o wielu tematach, także o magii leczniczej i paskudnych chorobach, skoro znam dzieję przodków i biegle posługuję się greką, to żadnym problem było zrozumienie, czym różnie się od rówieśników. Zaakceptowałam to bez łez. Moje serce pękło dopiero, gdy podsłuchałam rozmowę ojca z Nemesis. Tylko ty wiesz, jak było mi przykro, przeszlochałam całą godzinę w poduszkę! Zastanawiali się, czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby edukowanie mnie w domu. Nie wiem, skąd biorą im się takie pomysły. Przecież powinnam być taka jak siostry, trafić do Hogwartu, by poznać to wspaniałe zamczysko, o którym tyle mi mówiły. Choroba nie ma na nic wpływu, czuję się tak samo dobrze jak wszystkie inne dzieci w moim wieku.
Wiem, że zawsze będziesz przy mnie. Być może, kiedyś stracimy pozytywny kontakt, a koszmary będą przerywać mój sen i dręczyć na jawie bez chwili wytchnienia. Wraz ze mną trafisz do szkoły, zobaczysz łzy porażki i szczęścia, ból złamanego serca. Stanowisz część mnie, więc pozwól mi to wszystko przeżyć i nie doprowadzaj do szaleństwa. Wszystko dopiero przed nami.
Komplet gargulków, aparat fotograficzny
Witamy wśród Morsów
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n