Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Podziemia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Podziemia
Rozbudowane w czasach napoleońskich oraz podczas II Wojny Światowej podziemne korytarze sięgają trzech pięter wgłąb ziemi. Na wzgórzu znajduje się kilka wylotów, które prowadzą do dwóch najwyższych poziomów. Trzeci, najniższy i najmniej znany znajduje się pod starą warownią. Podczas II wojny światowej funkcjonował tutaj szpital polowy i przeprowadzane były tajne operacje wojskowe, ale ponoć działania te zakończyły się w momencie, w którym mugole przypadkiem przekopali się do tuneli należących do goblinów. W rzeczywistości zdarzenie to nie miało miejsca, a pogłoskę o goblinach wymyślono, by trzymać czarodziejów agresywnie nastawionych wobec niemagicznych z dala od prowizorycznego szpitala. Dziś okoliczna ludność czarodziejów spokrewnionych z mugolami, wciąż korzystając z kłamliwej protekcji potencjalnego niebezpieczeństwa, spotyka się pod ziemią na potańcówki w wyjątkowej scenerii.
Podziemia nie są bezpieczne, trudno jest ku nim zejść, a jeszcze trudniej wyjść - chwiejna drabinka nie daje poczucia stabilności, a o gruzy nietrudno jest się potknąć. Nie przeszkadza to amatorom mocnych wrażeń.
Podziemia nie są bezpieczne, trudno jest ku nim zejść, a jeszcze trudniej wyjść - chwiejna drabinka nie daje poczucia stabilności, a o gruzy nietrudno jest się potknąć. Nie przeszkadza to amatorom mocnych wrażeń.
The member 'Isolde Bulstrode' has done the following action : rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
W ułamku sekundy, w który idealnie wstrzeliła się Isolde, posąg rycerza zaczął zmieniać swoją pozycję. To umożliwiło jej prześlizgnięcie się przez kolejne blokady, uwalniając się z pułapki. W końcu stała tuż obok trzech przejść, które chronili Rycerze. Poprzednie zaklęcie użyte przez Isolde wskazało jej wiele dróg, które podążały do wyjścia. Którą z nich wybierze Isolde?
Posąg, który złapał ją w pułapkę, stał teraz nieruchomo w wyprostowanej pozycji z mieczem opuszczonym wzdłuż kamiennych nóg. Dwa pozostałe dokładnie co trzydzieści sekund zmieniały swoje ułożenie, dzięki czemu przeróżnymi sposobami blokowały swoich przejść. Isolde na pewno mogła pamiętać, że część z korytarzy, którymi dotarła do sali, była już zasypana. Niestety stres związany z wydostaniem się z podziemi narastał, a przez co niebezpiecznie zaczęła przypominać o sobie Klątwa Ondyny. Oddychanie powoli stawało się coraz bardziej uciążliwe, a brak jakichkolwiek mieszanek ziołowych wywierało większą presję na odnalezienie wyjścia.
Na odpis masz jak zwykle 48 h. Gdyby pojawiły się jakieś pytania, śmiało pisz. Powodzenia i miłych kostek! ♥
Posąg, który złapał ją w pułapkę, stał teraz nieruchomo w wyprostowanej pozycji z mieczem opuszczonym wzdłuż kamiennych nóg. Dwa pozostałe dokładnie co trzydzieści sekund zmieniały swoje ułożenie, dzięki czemu przeróżnymi sposobami blokowały swoich przejść. Isolde na pewno mogła pamiętać, że część z korytarzy, którymi dotarła do sali, była już zasypana. Niestety stres związany z wydostaniem się z podziemi narastał, a przez co niebezpiecznie zaczęła przypominać o sobie Klątwa Ondyny. Oddychanie powoli stawało się coraz bardziej uciążliwe, a brak jakichkolwiek mieszanek ziołowych wywierało większą presję na odnalezienie wyjścia.
Na odpis masz jak zwykle 48 h. Gdyby pojawiły się jakieś pytania, śmiało pisz. Powodzenia i miłych kostek! ♥
I to się nazywa wyjście!
Brawo dziewczyno!
Na całe szczęście jestem tutaj całkowicie sama, nikt więc był świadkiem małego tańca radości, który - zapewne przedwcześnie - wykonałam stojąc pod przejściem. Jednym z trzech, jak dobrze, że zaklęcia w dzisiejszych czasach są tak dokładne i wskaż mi nie zawodzi.
Przeklęty labirynt.
Czy mogę uznać, że każde z trzech przejść prowadzi do wyjścia - albo wziąć to za kolejną pułapkę tego miejsca. I czuję, że powinnam od-tańczyć swój taniec radości, klatka piersiowa podnosi się coraz ciężej, oddycham z coraz większym świstem i niestety wiem co to znaczy. Witaj Ondyno, droga przyjaciółko, jak bardzo się cieszę, że postanowiłaś mi potowarzyszyć.
- Veritas Claro - mruczę zrezygnowana, bez większych nadziei. Nawet jeśli nie wyjdzie, to i tak już przed nikim się nie ośmieszę. Obstawiam środkowe, a co mi tam, przejście, jeśli zaklęcie niczego nie ujawni to myślę, że pójdę tą drogą.
Brawo dziewczyno!
Na całe szczęście jestem tutaj całkowicie sama, nikt więc był świadkiem małego tańca radości, który - zapewne przedwcześnie - wykonałam stojąc pod przejściem. Jednym z trzech, jak dobrze, że zaklęcia w dzisiejszych czasach są tak dokładne i wskaż mi nie zawodzi.
Przeklęty labirynt.
Czy mogę uznać, że każde z trzech przejść prowadzi do wyjścia - albo wziąć to za kolejną pułapkę tego miejsca. I czuję, że powinnam od-tańczyć swój taniec radości, klatka piersiowa podnosi się coraz ciężej, oddycham z coraz większym świstem i niestety wiem co to znaczy. Witaj Ondyno, droga przyjaciółko, jak bardzo się cieszę, że postanowiłaś mi potowarzyszyć.
- Veritas Claro - mruczę zrezygnowana, bez większych nadziei. Nawet jeśli nie wyjdzie, to i tak już przed nikim się nie ośmieszę. Obstawiam środkowe, a co mi tam, przejście, jeśli zaklęcie niczego nie ujawni to myślę, że pójdę tą drogą.
The member 'Isolde Bulstrode' has done the following action : rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Lekceważenie niepokojących objawów choroby nie było najrozsądniejsze. Isolde być może zdążyła zaprzyjaźnić się z Ondyną, lecz ta nie była cierpliwa. Nie czekała aż minie panika czy na twarzy lady Bulstrode pojawi się chociaż cień uśmiechu. Zbierała swoje krwawe żniwa od razu, a każdy z ataków przychodził zapowiedziany. Najpierw pojawiały się delikatne zawroty głowy i przyspieszony oddech. A później... przychodziła tylko ciemność. Isolde upadła na podłogę, dusząc się. Nie powinna narażać swojego wycieńczonego organizmu na kolejne wysiłki. Różdżka upadła opodal jej. Zaczęła słyszeć kroki, narastały z każdą kolejną sekundą. Przed straceniem przytomności przed swoimi oczami widziała tylko zabłocone buty. Wychudzony mężczyzna pochylił się nad ciałem Isolde, zastanawiając się, czy jeszcze żyje. Słyszał jej świszczący oddech, klatka piersiowa poruszała się w przyspieszonym tempie, lecz nie wiedział, jak ma jej pomóc. Musiał ją najpierw stąd wyprowadzić. Schował różdżkę kobiety za pazuchę. Chwycił Isolde pod pachy i ciągając ją po kamieniach, przeszedł tuż obok posągu rycerza, który cały czas stał nieruchomo. Lady Bulstrode przeoczyła niestrzeżone przejście, tracąc energię na rzucanie zaklęć. Nie było żadnej iluzji, wybawiciel bez trudu przeszedł całą drogę w stronę słońca, a tam wąski przejściem prosto na plażę. Zmachany dyszał ciężko, a Isolde wciąż nie odzyskiwała przytomności.
- Medico - wychrypiał słabo, wyciągając różdżkę. Jak miał jej pomóc? Wpatrywał się w kruczoczarne włosy, sine usta i ogarniała go panika. A co jeśli inni pomyślą, że to on zrobił jej krzywdę? Ukrył się w podziemiach zanim przyjechała magiczna karetka. Teraz był pewny, że Isolde jest w dobrych rękach.
Isolde, jesteś bardzo osłabiona. Wymagany jest post w Szpitalu Świętego Munga, gdzie podejmujesz leczenie. Organizm jest na tyle wykończony, że nie wrócisz do domu aż do świąt. Przez pierwszy tydzień magomedycy walczą o twoje życie i możesz przyjmować jedynie najbliższych. Pamiętaj, że przez to, iż mężczyzna ciągnął cię długą drogę po kamieniach, masz wiele siniaków, a w dodatku zdarte do krwi kolana.
zt
- Medico - wychrypiał słabo, wyciągając różdżkę. Jak miał jej pomóc? Wpatrywał się w kruczoczarne włosy, sine usta i ogarniała go panika. A co jeśli inni pomyślą, że to on zrobił jej krzywdę? Ukrył się w podziemiach zanim przyjechała magiczna karetka. Teraz był pewny, że Isolde jest w dobrych rękach.
Isolde, jesteś bardzo osłabiona. Wymagany jest post w Szpitalu Świętego Munga, gdzie podejmujesz leczenie. Organizm jest na tyle wykończony, że nie wrócisz do domu aż do świąt. Przez pierwszy tydzień magomedycy walczą o twoje życie i możesz przyjmować jedynie najbliższych. Pamiętaj, że przez to, iż mężczyzna ciągnął cię długą drogę po kamieniach, masz wiele siniaków, a w dodatku zdarte do krwi kolana.
zt
Czy naprawdę każda dłuższa wycieczka wgłąb jakichkolwiek tuneli musiała kończyć się albo labiryntem albo zaczarowanymi rycerzami, którzy uznawali, że przeszkodzą podróżnym w celu wycieczki. To, że zgubili Tristana specjalnie nie zdziwiło Asellusa. Nie oznaczało to jednak, że czuł się z tym dobrze. Towarzystwo Isolde nie pomagało mu zbytnio w tym, żeby poczuć się pewnie. Co prawda mógł zmarnować czas i ominąć rycerzy wysiłkiem fizycznym. Ale wtedy zasługa spadłaby na iście mugolskie umiejętności.
- W razie czego to wiesz co się ze mną stało. - mruknął tylko cicho do Isolde i wyciągając różdżkę rzucił zaklęcie. - Transformatio en nietoperz
- W razie czego to wiesz co się ze mną stało. - mruknął tylko cicho do Isolde i wyciągając różdżkę rzucił zaklęcie. - Transformatio en nietoperz
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asellus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Isolde dawno wydostała się z pułapki i lord Black został sam ze swoimi myślami. Rycerz nieruchomo trzymał go w swoim kamiennym uścisku. Mijały minuty, godziny, a wyjście z pułapki było na wyciągnięcie ręki. Stres z powodu nagłego zamknięcia w małej przestrzeni nie wpłynął pozytywnie na wybrane przez mężczyznę zaklęcie. Asellus wykazał się nie lada sprytem, dobierając inkantację. Z łopatek mężczyzny wyrosły małe skrzydła nietoperza, które nie były zdolne do uniesienia żadnego większego ciężaru. Asellus miał coraz mniej miejsca, a trzymana tarcza rycerza wciąż stała nieruchomo. Co trzydzieści sekund pozostałe posągi zmieniały swoje pozycje, zastawiając najróżniejszymi sposobami przejścia. Czy uda się Asellusowi wydostać się z pułapki?
Na odpis masz 48 h. Powodzenia!
Na odpis masz 48 h. Powodzenia!
Asellus miał już dość tej ciasnoty. Wydawało mu się, że chyba zaczyna odczuwać pierwsze objawy klaustrofobii. Nigdy dotąd nie miał problemu z tym, żeby przebywać w ciasnych pomieszczeniach. Gdy tylko jego zaklęcia zaczęło na niego działać, zdał sobie sprawę, że nie wszystko było tak jak powinno. Owszem, poczuł dodatkową parę mięśni w postaci skrzydeł, jednakże wszystko inne zostało na miejscu. Ot, po prostu był teraz pół człowiekiem - ćwierć nietoperzem. Z drugiej strony.. Fajna sprawa!
Mimo wszystko Asellusowi znudziło się siedzenie w tym miejscu. Gdy tylko skoncentrował się na ruchach posągów zauważył w nich pewną regułę. Wyczekał kilka tur, żeby w momencie, kiedy odsłonięta jest największa przestrzeń rzucić w kierunku wolnego miejsca zaklęcie.
- Ascendio - wychrypiał, bo gardło mu zaschło od niemówienia. Może chociaż to zadziała.
Mimo wszystko Asellusowi znudziło się siedzenie w tym miejscu. Gdy tylko skoncentrował się na ruchach posągów zauważył w nich pewną regułę. Wyczekał kilka tur, żeby w momencie, kiedy odsłonięta jest największa przestrzeń rzucić w kierunku wolnego miejsca zaklęcie.
- Ascendio - wychrypiał, bo gardło mu zaschło od niemówienia. Może chociaż to zadziała.
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asellus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Szczęście nie dopisywało Asellusowi. Od zamknięcia w kamienną pułapkę posągu nad jego losem czuwało fatum. Nietoperze skrzydła były zbyt małe, aby unieść dorosłego mężczyznę, a kolejna zamiana transmutacyjna w zwierzę mogła skończyć się jeszcze gorzej. Drugie zaklęcie Asellusa nie było udane - z różdżki wystrzelił snop świata, który uderzył kamienną tarczę. Ta przesunęła się na tyle, że mężczyzna mógł swobodnie wyjść z pułapki. Czy szczęście się w końcu do niego uśmiechnęło? Mechanizm sali przestał tykać. Nie mógł odliczać już trzydziestu sekund. Pozostali rycerze ani drgnęli. Zastygli w jednej pozycji, nie chroniąc przejść. Gdy Asellus zrobił krok dalej, w jego udo wbił się miecz rycerza, a krew w ułamku sekundy zalała jego spodnie. Dokładnie po trzydziestu sekundach, ostrze zostanie wyjęte z nogi Asellusa. Mężczyzna nie mógł już chodzić o własnych siłach, a bordowy płyn zaznaczał kamienną posadzkę. Brak jakiejkolwiek wiedzy z zakresu leczenia nie pomagał Asellusowi w rozsądnym myśleniu. Nagle przez przejście przeszła zakapturzona postać. Widząc krwawiącego mężczyznę, przeklęła wszystkich sławnych czarodziejów pod nosem i podbiegła do niego. Bez kolejnych słów chwyciła go pod ramię, ciągnąć w stronę wyjścia. Krew z uda zaznaczała bordową ścieżkę od sali z posągami rycerzy. Dopiero po opuszczeniu podziemi koło wodospadu, wezwała magiczną karetkę, okłamując magomedyków, że odbył się magiczny pojedynek w Dover, gdzie ofiara w wyniku zaklęć otrzymała parę skrzydeł i niesamowicie intensywnie krwawiącą ranę. Mężczyzna, który uratował życie Asellusa, nie pojechał z nim do Szpitala Świętego Munga. Dopiero po pięciu dniach lord Black odzyska przytomność.
Asellus, Twoja przygoda z podziemiami kończy się 9 grudnia. Trafiasz do Szpitala Świętego Munga, gdzie magomedycy do 25 grudnia usuną skutki nieudanego zaklęcia i zaopiekują się Twoją raną. Po mieczu pozostaje Ci blizna na lewym udzie, a wątki fabularne w szpitalu możesz zacząć od 14 grudnia. Przez następny miesiąc fabularny masz problem z chodzeniem i kulejesz na lewą nogę
Asellus, Twoja przygoda z podziemiami kończy się 9 grudnia. Trafiasz do Szpitala Świętego Munga, gdzie magomedycy do 25 grudnia usuną skutki nieudanego zaklęcia i zaopiekują się Twoją raną. Po mieczu pozostaje Ci blizna na lewym udzie, a wątki fabularne w szpitalu możesz zacząć od 14 grudnia. Przez następny miesiąc fabularny masz problem z chodzeniem i kulejesz na lewą nogę
| Połowa lipca?
Niepojęte, jak wiele płytkich umysłów poddawało sie ułudzie władzy, jaką oferowała czarna magia. Mnożyły sie przekleństwa, plugawione mrokiem przedmioty, wyrywane sobie przez samych oszustów. Szmuglerka - w gruncie rzeczy nie należała do zainteresowań aurorów, ale szerząca sie bezczelność z jaką szajka sobie poczyniła, nie mogła przejść obojętnie. Nie, kiedy wśród znienawidzonej dokumentacji, trafili na ślad. Plany, rysunki, mapy, szkice i coś, co kazało na dłużej zatrzymać się nad pergaminem. Czy było możliwe, że w brudne łapy przemytników wpadł ich artefakt? Nie potrzebowali zapewnień, ani domysłów. Nawet jeśli trafili tylko w ślepą uliczkę, musieli sprawdzić jej przebieg. Kamień wskrzeszeń był zbyt ważny, by zignorować przesłankę. I z Brendanem pospiesznie zdecydowali się działać.
Późna pora miała ułatwiać przeciwnikom podłe działania, ale - dawała też szansę dwójce aurorów na realizacje własnego, pospiesznie nakreślonego planu. Doki były parszywym miejscem, cuchnącym nie tylko zastałą wodą, ale i tałatajstwem wszelkiej maści. Od pijanych marynarzy, po prostytutki, żebraków i najgorsza gromadę - czarnoksiężników, którzy szukali ukrycia pośród śmierdzących szlamem i ciemną mocą ulic. Zbyt często spotykał się tu z interwencjami, by wierzyć, że było inaczej.
Na misję - bo tym był ich plan - przygotował się. To, czym dzielił się z zakonnikami na spotkaniu, sam stosował. I nie chodziło tylko o zwykłą czujność. Bez pomocy eliksirów - walka z wrogiem była niemal niemożliwa. Przynajmniej tego, który sprzedał duszę czarnej magii. Widział, co potrafiły zdziałać plugawe czary. Nie mogli się tylko bronić. Jeśli chcieli mieć szansę, musieli rzeczywiście atakować. I tak w przerzuconej przez ramię torbie, pobrzękiwało kilka fiolek, zabezpieczonych przed potłuczeniem. Ciemny płaszcz z kapturem, który aktualnie odsłaniał twarz dopełniał całości. Różdżka tkwiła w pogotowi, ukryta w rękawie, ale i bez niej mógł sobie poradzić.
Samuel stał w zakolu jednej z uliczek, pozwalającej mieć wgląd na doki. Czekał na towarzysza, którego kroki były niemal niesłyszalne, gdy pojawił się w zasięgu wzroku. I tylko dlatego, że Skamander wiedział kogo szukać i na co zwracać uwagę - Weź, przydadzą się - wysunął z torby kilka fiolek, wsuwając je w dłonie rudowłosego przyjaciela. Nie mieli zbyt wiele czasu, działali ufając intuicji i zdobytym planom. Barka, którą obserwowali, mogła odpłynąć lada chwila, wraz z tajemniczym ładunkiem. Tylko, czy znajdowała się już na pokładzie, czy czekała na przeniesione w jednej z kryjówek? Było ich tutaj zbyt wiele, by wszystkie przeszukać. A tym bardziej, by umknąć czujnym patrolom magicznej policji. Mogli znaleźć prostą wymówkę, ale niepotrzebne zamieszanie mogłoby zbyt szybko zaalarmować przeciwników.
Odepchnął się od ściany, wysuwając się z kryjącego go cienia i rozejrzał się. Ciemna woda majaczyła w oddali złowrogo, a nikły blask księżyca podpowiadał, że był to dobry czas na szmuglerkę. Światło, mogło ich zdradzić. I to samo, mogło pomóc im. Dlatego na dłużej zatrzymał spojrzenie na majaczącym blasku umykającego przez prześwity w skalnych ścianach wybrzeża. O tej porze było to zjawisko przynajmniej dziwne. Światło migało od czasu do czasu, jakby ktoś bawił się świecą. Albo starał się go ukryć - Widzisz to? - odezwał się szeptem i ruchem głowy wskazał majaczący blado punkt. Podpucha, czy łut szczęścia? - Sprawdźmy to - zakończył równie cicho. Wolną dłonią nasunął na głowę kaptur płaszcza. Ruszył do przodu. Nawet jeśli mieli wejść prosto w pułapkę, mieli przed sobą zadanie do wykonania.
* Mam ze sobą: manierka z ognistą, eliksir smocza łza x2 (jedną daję dla Brendana), Wywar ze szczuroszczeta x2 (jedna dla Brendana), eliksir niezłomności, eliksir czuwającego strażnika x2 (jeden dla Brendana)
Niepojęte, jak wiele płytkich umysłów poddawało sie ułudzie władzy, jaką oferowała czarna magia. Mnożyły sie przekleństwa, plugawione mrokiem przedmioty, wyrywane sobie przez samych oszustów. Szmuglerka - w gruncie rzeczy nie należała do zainteresowań aurorów, ale szerząca sie bezczelność z jaką szajka sobie poczyniła, nie mogła przejść obojętnie. Nie, kiedy wśród znienawidzonej dokumentacji, trafili na ślad. Plany, rysunki, mapy, szkice i coś, co kazało na dłużej zatrzymać się nad pergaminem. Czy było możliwe, że w brudne łapy przemytników wpadł ich artefakt? Nie potrzebowali zapewnień, ani domysłów. Nawet jeśli trafili tylko w ślepą uliczkę, musieli sprawdzić jej przebieg. Kamień wskrzeszeń był zbyt ważny, by zignorować przesłankę. I z Brendanem pospiesznie zdecydowali się działać.
Późna pora miała ułatwiać przeciwnikom podłe działania, ale - dawała też szansę dwójce aurorów na realizacje własnego, pospiesznie nakreślonego planu. Doki były parszywym miejscem, cuchnącym nie tylko zastałą wodą, ale i tałatajstwem wszelkiej maści. Od pijanych marynarzy, po prostytutki, żebraków i najgorsza gromadę - czarnoksiężników, którzy szukali ukrycia pośród śmierdzących szlamem i ciemną mocą ulic. Zbyt często spotykał się tu z interwencjami, by wierzyć, że było inaczej.
Na misję - bo tym był ich plan - przygotował się. To, czym dzielił się z zakonnikami na spotkaniu, sam stosował. I nie chodziło tylko o zwykłą czujność. Bez pomocy eliksirów - walka z wrogiem była niemal niemożliwa. Przynajmniej tego, który sprzedał duszę czarnej magii. Widział, co potrafiły zdziałać plugawe czary. Nie mogli się tylko bronić. Jeśli chcieli mieć szansę, musieli rzeczywiście atakować. I tak w przerzuconej przez ramię torbie, pobrzękiwało kilka fiolek, zabezpieczonych przed potłuczeniem. Ciemny płaszcz z kapturem, który aktualnie odsłaniał twarz dopełniał całości. Różdżka tkwiła w pogotowi, ukryta w rękawie, ale i bez niej mógł sobie poradzić.
Samuel stał w zakolu jednej z uliczek, pozwalającej mieć wgląd na doki. Czekał na towarzysza, którego kroki były niemal niesłyszalne, gdy pojawił się w zasięgu wzroku. I tylko dlatego, że Skamander wiedział kogo szukać i na co zwracać uwagę - Weź, przydadzą się - wysunął z torby kilka fiolek, wsuwając je w dłonie rudowłosego przyjaciela. Nie mieli zbyt wiele czasu, działali ufając intuicji i zdobytym planom. Barka, którą obserwowali, mogła odpłynąć lada chwila, wraz z tajemniczym ładunkiem. Tylko, czy znajdowała się już na pokładzie, czy czekała na przeniesione w jednej z kryjówek? Było ich tutaj zbyt wiele, by wszystkie przeszukać. A tym bardziej, by umknąć czujnym patrolom magicznej policji. Mogli znaleźć prostą wymówkę, ale niepotrzebne zamieszanie mogłoby zbyt szybko zaalarmować przeciwników.
Odepchnął się od ściany, wysuwając się z kryjącego go cienia i rozejrzał się. Ciemna woda majaczyła w oddali złowrogo, a nikły blask księżyca podpowiadał, że był to dobry czas na szmuglerkę. Światło, mogło ich zdradzić. I to samo, mogło pomóc im. Dlatego na dłużej zatrzymał spojrzenie na majaczącym blasku umykającego przez prześwity w skalnych ścianach wybrzeża. O tej porze było to zjawisko przynajmniej dziwne. Światło migało od czasu do czasu, jakby ktoś bawił się świecą. Albo starał się go ukryć - Widzisz to? - odezwał się szeptem i ruchem głowy wskazał majaczący blado punkt. Podpucha, czy łut szczęścia? - Sprawdźmy to - zakończył równie cicho. Wolną dłonią nasunął na głowę kaptur płaszcza. Ruszył do przodu. Nawet jeśli mieli wejść prosto w pułapkę, mieli przed sobą zadanie do wykonania.
* Mam ze sobą: manierka z ognistą, eliksir smocza łza x2 (jedną daję dla Brendana), Wywar ze szczuroszczeta x2 (jedna dla Brendana), eliksir niezłomności, eliksir czuwającego strażnika x2 (jeden dla Brendana)
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Kiedy był mały, nie lubił czytać bajek - wolał książki dla młodzieży, naznaczone podróżami, przygodami, bohaterskimi czynami, lubił też książki historyczne - wojenne. Widać był to błąd, bo w dziecięcych baśniach może czaić się więcej prawdy, niż w najśmielszych snach przypuszczałby najbardziej znany mu marzyciel. Kamień wskrzeszenia brzmiał nierealnie, od zawsze był po prostu legendą - oczywistą legendą. I o ile fakt jego istnienia mógł budzić pewną nostalgię, podobnie jak peleryna niewidka budziła zew przygody, tak wizja istnienia czarnej różdżki musiała budzić jedynie strach. Nawet tacy jak on czasem się bali - a może zwłaszcza tacy, najbardziej świadomi czyhających zewsząd zagrożeń. W drodze na miejsce nie odezwał się ani razu, wciąż czuł się wytrząśnięty po ostatnim spotkaniu - nie chciał jednak, by te emocje zaburzyły jego skuteczność w działaniu. Wiedział przecież, jaki obrał sobie cel - i zamierzał pozostać na tym celu skupiony - opluwany czy nie, zawsze chciał przecież być jak własny ojciec, a ten oddał życie zapomnieniu, by ocalić niewinnych, którzy nie potrafili chronić się sami. Teraz: musieli zdobyć artefakt. Cenny artefakt. Być może najcenniejszy, jaki znał świat, a z całą pewnością najcenniejszy, jaki kiedykolwiek widział na własne oczy. Czy to możliwe, by był w miejscu takim jak to: wydartym ze strefy sacrum sprofanowanym brudnym portem wypełnionym równie brudnymi ludźmi. Brudne były ich ręce, myśli i przeszłość. Za plecami miał jednak przyjaciela, w ręce którego nie obawiał się oddać swojego losu - porażka była wykluczona. Wiedział, że podołają.
- Dzięki - po raz pierwszy odezwał się, odbierając eliksiry. Przez chwilę bez przekonania obrócił je w dłoniach, przyglądając się przejrzystej zawartości i wodząc spojrzeniem po opisach - bez etykiet nie potrafiłby się w nich rozeznać, ale potrzebował chwili, by przypomnieć sobie działanie każdego. Sam nie miał zwyczaju z nich skorzystać, rzadko na misje zabierał ze sobą podobnego rodzaju specyfiki. - Nie lubię eliksirów - bardziej się poskarżył, niż poinformował, tonem westchnięcia, naturalne, bywały koniecznością i Sam wykazywał się zapobiegliwością dbając o ich ekwipunek. Brendan zawsze martwił się konsekwencjami - czy ktoś udowodnił brak wpływu eliksirów na organizm człowieka przy dłuższym korzystaniu? - i sabotażem - nie byłby w stanie przecież rozpoznać podmienionej trucizny. A ludzi, którzy chcieliby widzieć ich martwymi, było wystarczająco dużo, by móc się martwić. Wrzucił fiolki do kieszeni szaty, podążając spojrzeniem za poświatą, którą w szczelinach wypatrzył Sam. Skinął mu głową - w ciszy - nie wydając z siebie żadnego dźwięku, zachowanie ciszy miało znaczenie. Każdy dźwięk mógł zdradzić ich pozycję, a tylko element zaskoczenia mógł pomóc im przejść przez tę akcję z powodzeniem. Każdy hałas, wszystko mogło stanowić ostrzeżenie, które sprawi, że przemytnicy - razem z artefaktem - zwiną im się sprzed nosa.
- Pójdę pierwszy - zaproponował, wsuwając się w szczelinę - potrafił poruszać się ciszej niż Skamander, a nikt nie mógł wiedzieć, co będzie czekać na nich w środku. Przejście cichcem okazało się jednak niemożlwie, ledwie wynurzył się z przejścia, kiedy znalazł się oko w oko z mężczyzną. Zauważył brak różdżki, ale nie mógł mieć pewności, czy był człowiekiem. - Nie chcemy, żeby komukolwiek stała się krzywda - trochę obiecał, a trochę ostrzegł, zniżonym tonem głosu, kiedy ten podniósł własny - nic jednak nie pomogło. Mugol chciał, żeby opuścili to miejsce - i komunikował to zdecydowanie zbyt głośno. Ledwie podniósł różdżkę, usuwając się z przejścia by i Skamander mógł wejść do środka, kiedy mężczyzna rzucił się w ucieczkę - w desperackim porywie Brendan cisnął za nim cicho wypowiedzianą inkantację:
- Petrficus totalus - musiało się udać. Nie mógł ostrzec innych.
- Dzięki - po raz pierwszy odezwał się, odbierając eliksiry. Przez chwilę bez przekonania obrócił je w dłoniach, przyglądając się przejrzystej zawartości i wodząc spojrzeniem po opisach - bez etykiet nie potrafiłby się w nich rozeznać, ale potrzebował chwili, by przypomnieć sobie działanie każdego. Sam nie miał zwyczaju z nich skorzystać, rzadko na misje zabierał ze sobą podobnego rodzaju specyfiki. - Nie lubię eliksirów - bardziej się poskarżył, niż poinformował, tonem westchnięcia, naturalne, bywały koniecznością i Sam wykazywał się zapobiegliwością dbając o ich ekwipunek. Brendan zawsze martwił się konsekwencjami - czy ktoś udowodnił brak wpływu eliksirów na organizm człowieka przy dłuższym korzystaniu? - i sabotażem - nie byłby w stanie przecież rozpoznać podmienionej trucizny. A ludzi, którzy chcieliby widzieć ich martwymi, było wystarczająco dużo, by móc się martwić. Wrzucił fiolki do kieszeni szaty, podążając spojrzeniem za poświatą, którą w szczelinach wypatrzył Sam. Skinął mu głową - w ciszy - nie wydając z siebie żadnego dźwięku, zachowanie ciszy miało znaczenie. Każdy dźwięk mógł zdradzić ich pozycję, a tylko element zaskoczenia mógł pomóc im przejść przez tę akcję z powodzeniem. Każdy hałas, wszystko mogło stanowić ostrzeżenie, które sprawi, że przemytnicy - razem z artefaktem - zwiną im się sprzed nosa.
- Pójdę pierwszy - zaproponował, wsuwając się w szczelinę - potrafił poruszać się ciszej niż Skamander, a nikt nie mógł wiedzieć, co będzie czekać na nich w środku. Przejście cichcem okazało się jednak niemożlwie, ledwie wynurzył się z przejścia, kiedy znalazł się oko w oko z mężczyzną. Zauważył brak różdżki, ale nie mógł mieć pewności, czy był człowiekiem. - Nie chcemy, żeby komukolwiek stała się krzywda - trochę obiecał, a trochę ostrzegł, zniżonym tonem głosu, kiedy ten podniósł własny - nic jednak nie pomogło. Mugol chciał, żeby opuścili to miejsce - i komunikował to zdecydowanie zbyt głośno. Ledwie podniósł różdżkę, usuwając się z przejścia by i Skamander mógł wejść do środka, kiedy mężczyzna rzucił się w ucieczkę - w desperackim porywie Brendan cisnął za nim cicho wypowiedzianą inkantację:
- Petrficus totalus - musiało się udać. Nie mógł ostrzec innych.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Myśli nieustannie krążyły wokół dostrzeżonych cieni. Stojąca w oddali woda, które stęchły zapach docierał z dale, rys kołyszącej się barki i poszarpane krawędzie wybrzeża, które ostatecznie - ukazało im migotliwe światło. Czy miało ich zwodzić, czy odkryć fragment poszukiwanej prawdy - miało się okazać za kilka chwil. Miał jednak za towarzysza wieloletniego aurora i przyjaciela. A to połączenie gwarantowało zaufanie, którym aktualnie - ciężko było szastać.
Kiwnął głową, nie kłopocząc się większymi słowami. Te były zbędne. Dopiero, kiedy rudowłosy wspomniał o eliksirach i swojej niechęci, Skamander zatrzymał spojrzenie na jasnych oczach towarzysza - Nie dziwię się - skwitował krótko, cicho. Sam nie przepadał za specyfikami, które nie raz wlewano mu do ust, gdy leżał półprzytomny na oddziale w Mungu. Ale - ich skuteczność niosła ze sobą zbyt wiele profitów, żeby mógł ulec niechęci. Z potęgą czarnej magii trudno było mierzyć się tylko obroną. Potrzebowali realnego wsparcia, skutecznych narzędzi, które wyrównają nierówną walkę z plugastwem. Niestety - bardzo silnym.
Bez cienia wątpliwości zgodził się na propozycję Brendana. Doskonale wiedział, że młodszy od niego auror wykazywał się dużo większą zwinnością, jeśli chodziło o ciche poruszanie. Przepuścił przyjaciela, podążając za jego plecami i tym samym, zamykając ich mini - aurorski pochód. A migotliwe światło nie znikało. Czujnie obserwował mijana okolicę, uważając bardziej w miejscach, gdzie graniczyły posterunki magicznej policji. Nie chcieli niepotrzebnych pytań, ani dodatkowej atencji.
W szczelinę wsunął się ostrożnie, unikając ostrych krawędzi skał. Korytarz wydawał się wilgotny i pachniało w nim...czym pachniało? Nie potrafił odnaleźć właściwego określenia, ale myśl umknęła równie szybko, gdy ich oczom ukazała się sylwetka mugola - Spokojnie - uniósł dłoń, gdy odsłonił mu się widok krzykliwej postaci. Zanim jednak doszli do jakiegokolwiek porozumienia, nieznajomy zerwał się z miejsca, czmychając w zakole korytarza. Zanim posłał z anim zaklęcie, ten zniknął za zakrętem, niosąc za sobą echo całkiem lekkich kroków. Czar towarzysza rozbił się o śliską ścianę, znikając razem z uciekającym mugolem - Niestety, chyba mamy zapewnione anonsowanie - odezwał się szeptem, mocniej zaciskając różdżkę w palcach - Może łza? - dodał cicho, wciągając jedną z mniejszych fiolek eliksiru. Ostatecznie zachował specyfik, czekając na dogodniejszy moment. Wciąż mieli efekt pewnego zaskoczenia. Mogli go wykorzystać...przynajmniej, żeby przeszukać otaczające ich wyrwy.
Zeszli niżej, postępując w lekko oświetlonych korytarzach. Piętro wydawało się używane, a rozchodzące się w oddali głosy, sugerowały obecność kilku osób. Wesołe śmiechy i pijackie? rozmowy, to nie coś, czego spodziewałby się napotkać. Zmarszczył brwi, zatrzymując się i zerkając na towarzysza. Coś było tu nie tak, ale nie wiedział co dokładnie. Przynajmniej do czasu. Kurwa
Dwie wyłaniające się z mroku postaci, dwa jasne światła zaklęć sunące w ich stronę i pułapka, która szczerzyła się do nich kpiną - Protego - zainkatował, wysuwając przed siebie dłoń i drżącą od magii różdżkę.
Kiwnął głową, nie kłopocząc się większymi słowami. Te były zbędne. Dopiero, kiedy rudowłosy wspomniał o eliksirach i swojej niechęci, Skamander zatrzymał spojrzenie na jasnych oczach towarzysza - Nie dziwię się - skwitował krótko, cicho. Sam nie przepadał za specyfikami, które nie raz wlewano mu do ust, gdy leżał półprzytomny na oddziale w Mungu. Ale - ich skuteczność niosła ze sobą zbyt wiele profitów, żeby mógł ulec niechęci. Z potęgą czarnej magii trudno było mierzyć się tylko obroną. Potrzebowali realnego wsparcia, skutecznych narzędzi, które wyrównają nierówną walkę z plugastwem. Niestety - bardzo silnym.
Bez cienia wątpliwości zgodził się na propozycję Brendana. Doskonale wiedział, że młodszy od niego auror wykazywał się dużo większą zwinnością, jeśli chodziło o ciche poruszanie. Przepuścił przyjaciela, podążając za jego plecami i tym samym, zamykając ich mini - aurorski pochód. A migotliwe światło nie znikało. Czujnie obserwował mijana okolicę, uważając bardziej w miejscach, gdzie graniczyły posterunki magicznej policji. Nie chcieli niepotrzebnych pytań, ani dodatkowej atencji.
W szczelinę wsunął się ostrożnie, unikając ostrych krawędzi skał. Korytarz wydawał się wilgotny i pachniało w nim...czym pachniało? Nie potrafił odnaleźć właściwego określenia, ale myśl umknęła równie szybko, gdy ich oczom ukazała się sylwetka mugola - Spokojnie - uniósł dłoń, gdy odsłonił mu się widok krzykliwej postaci. Zanim jednak doszli do jakiegokolwiek porozumienia, nieznajomy zerwał się z miejsca, czmychając w zakole korytarza. Zanim posłał z anim zaklęcie, ten zniknął za zakrętem, niosąc za sobą echo całkiem lekkich kroków. Czar towarzysza rozbił się o śliską ścianę, znikając razem z uciekającym mugolem - Niestety, chyba mamy zapewnione anonsowanie - odezwał się szeptem, mocniej zaciskając różdżkę w palcach - Może łza? - dodał cicho, wciągając jedną z mniejszych fiolek eliksiru. Ostatecznie zachował specyfik, czekając na dogodniejszy moment. Wciąż mieli efekt pewnego zaskoczenia. Mogli go wykorzystać...przynajmniej, żeby przeszukać otaczające ich wyrwy.
Zeszli niżej, postępując w lekko oświetlonych korytarzach. Piętro wydawało się używane, a rozchodzące się w oddali głosy, sugerowały obecność kilku osób. Wesołe śmiechy i pijackie? rozmowy, to nie coś, czego spodziewałby się napotkać. Zmarszczył brwi, zatrzymując się i zerkając na towarzysza. Coś było tu nie tak, ale nie wiedział co dokładnie. Przynajmniej do czasu. Kurwa
Dwie wyłaniające się z mroku postaci, dwa jasne światła zaklęć sunące w ich stronę i pułapka, która szczerzyła się do nich kpiną - Protego - zainkatował, wysuwając przed siebie dłoń i drżącą od magii różdżkę.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Podziemia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent