Wydarzenia


Ekipa forum
Enklawa bahanek
AutorWiadomość
Enklawa bahanek [odnośnik]12.03.16 2:52
First topic message reminder :

Enklawa bahanek

Bahanki nigdy nie były uważane za największą atrakcję magicznego zoo, czarodzieje w większości mają je za złośliwe pasożyty - dzięki temu jednak mogły zbudować tutaj swoją odizolowaną, cichą enklawę, do której w gruncie rzeczy mało kto się zapuszcza i w której mogą żyć spokojnie. Te brzydkie, włochate elfy bywają potwornie złośliwe wobec każdego - i tylko wobec tych - którzy zakłócą ich spokój zbyt głośnym zachowaniem.
Enklawa jest rozległą wiecznie - nawet zimą - zieloną polaną otoczoną drzewami, w których bahanki najczęściej szukają schronienia. Pośrodku polany znajdują się trzy stoliki, z których raczej korzysta niewielu gości; ponoć na życzenie zwiedzających skrzaty przynoszą tutaj soki, alkohole lub insze słodkości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Enklawa bahanek - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Enklawa bahanek [odnośnik]19.08.17 21:27
Nic nie rozumiał. Szok w jakim był już w pierwszej chwili, gdy pojawił się błysk, w tej chwili jedynie nabierał na sile, z każdą chwilą która mocniej mąciła mu w głowie. Patrzył jak promień zaklęcia, jego własnego zaklęcia uderza w nieznajomego. Zmarszczył brwi, nic z tego nie rozumiejąc, nie mogąc pojąć, co tu się do cholery dzieje. Teraz dodatkowym problemem stało się pojawienie Sue, o którą dodatkowo się bał. Nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia, docierało do niego wreszcie, że nie jest to strażnik - najprawdopodobniej - jednak nadal jest to ktoś znający czarną magię i, co gorsza, praktykujący ją. A Sue nie wyglądała dobrze. Bott nie wiedział, co się z nią stało, w ciemności nie mógł dokładnie zobaczyć, jednak sam fakt tego w jaki sposób się poruszała - i tego, że nie rzuciła zaklęcia - mówił za siebie.
Bertie starał się jednak skupiać na przeciwniku, o ile to właściwe słowo biorąc pod uwagę fakt, że nieznajomy w przeciwieństwie do niego posiadał różdżkę. Choć najwyraźniej jego stan wciąż się pogarszał. Jego także w ciemnościach nie widział dokładnie, jednak nieudane zaklęcie, czy zmiany w postawie mówiły, że coś jest z nim nie tak.
To jednak niewątpliwie był dobry sygnał. Bott chciał znów spróbować go zaatakować, jakkolwiek jego szanse w tak żałosnym stanie nie byłyby zerowe, wszystko miało więcej sensu niż stanie w miejscu i obdrapywanie się z własnej skóry pod wpływem szaleńczego swędzenia. Rana na ręce stawała się powoli coraz większa, choć jak tylko mógł, całą siłą woli jaką posiadał usiłował zwalczyć chęć ponownego podrapania, choć miejsce obok dotkniętego, zaraz znów zaczynało swędzieć jakby jeszcze i jeszcze mocniej.
Chciał spróbować czegokolwiek, nie myśląc już o niczym, na pewno nie o kolejnych groźbach. Czuł się coraz dziwniej, a wszystko co się działo jakby się od niego oddalało, jakby było jakimś cholernie dziwnym, koszmarnym snem. Zbyt wiele, zbyt wiele na raz.
Wtedy jednak Macnair, główne w tej chwili zagrożenie - zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Teleportował się, jak dotarło do niego dopiero po chwili.
Dziwna ulga wcale nie była tak duża jak powinna. W tej karuzeli absurdu czuł, że za chwilę może wydarzyć się coś jeszcze.
- Sue?
Odezwał się w końcu z lichą nadzieją, że ona coś wie, cokolwiek rozumie, a co najważniejsze - że razem się stąd wydostaną. Gdziekolwiek są. Zoo? To jedyne, co przychodziło mu do głowy, choć ten pomysł brzmiał absurdalnie, dlaczego i kto miałby go tu przenosić?
- Co się dzieje?
Jego głos jakby nie należał do niego. Ruszył w jej stronę, choć i to było coraz trudniejsze, jego ręka znów wędrowała ku powiększającej się ranie, mdłości rosły za każdym razem, kiedy znów na nią spoglądał.
Są tu inni?
- Musimy uciekać, Sue.
To jedyne, czego był pewien. W całej tej nierealności, która coraz silniej go dopadała, był pewien tylko tego, że nie mogą tu zostać. Oni ich tu znajdą. Albo on się dobije. Zniknięcie nieznajomego w pierwszej chwili przyniosło pewną ulgę - jednak jego czar pozostał.
- Co to za zaklęcie?
Nie znał go. Nie miał prawa. Był jak w amoku. Trzeba stąd uciec. Do głowy wpadło mu głupie wspomnienie, polowanie na króliki. Kolejny absurd. Finite, któlik-but. Finite, królik-wazon. Kolejny i kolejny. Tylko jakie zaklęcie mają ściągnąć?

44



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Enklawa bahanek - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]20.08.17 14:10
Niemal czuła łzy szczęścia, pragnące stoczyć się perliście po bladych policzkach, gdy znajome drewno wpadło jej w rękę, na wpół niewidzialną. Zacisnęła na różdżce palce, mocno, by nie wypadła z dłoni kolejny raz. Odetchnęła głęboko, z ulgą, zbierając w sobie jeszcze trochę siły, choć łzy już cisnęły się na zewnątrz, przyzwyczajone do swojego ostatniego, tłumnego udziału w życiu Susanne. Było ich niewiele, lecz wystarczająco, by pozwalać chmarze rozmyć się w mgłę, uniosła głowę do góry i otarła je rękawem. Dopiero wtedy poderwała się z ziemi i wybiegła z chmary bahanek, gotowa do zaatakowania nieznajomego mężczyzny, czyniącemu krzywdę Bottowi. Świat zachwiał się lekko, ale biegła, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że słyszała trzask deportacji. Zniknął. Rozejrzała się płochliwie, szybko poszukując wzrokiem znajomej postaci, przeczesując ciemne okolice polany w obawie, że zabrał ze sobą przyjaciela. Dostrzegła go jednak, nie dając sobie szans na odpoczynek, w kilku wyjątkowo niezgrabnych krokach zmniejszając odległość, jaka ich dzieliła.
- Bertie - rzuciła z ulgą równą przerażeniu. Powietrze uwięzło jej w płucach na jego widok - z bliska wszystko przedstawiało się dokładniej, dając pełny obraz tortur, widocznych nawet w ciemności, w mdłym świetle nocy. Odetchnęła nerwowo, wpatrując się zatrwożona w rany po zerwanych płatach skóry, a dreszcz przebiegł ją na myśl, że sam czyni sobie krzywdę. - Bertie, nie! Nie rób tego - poprosiła rozpaczliwie, zrywając się, by odciągnąć jego dłonie od zranień. Nie miała wiele siły, ale być może wystarczająco, by zapobiec gorszym szkodom. Rozejrzała się szybko po okolicy - bahanki mogły w każdej chwili doznać kolejnego ataku wściekłości i przybyć do nich, ale teraz oddaliły się nieco, zajęte walką ze swoimi własnymi pobratymcami. Coś było bardzo nie tak.
- Bertie, gdzie jest twoja różdżka? - jęknęła, rozglądając się po trawie. Nic, nigdzie, nie widziała jej. - Zabrał ci ją? - zapytała szybko, nie puszczając nadgarstków przyjaciela, z ogromnymi wyrzutami sumienia sprawiając mu tym prawdopodobnie ból - poparzenia na jego ciele były poważne, a tak przynajmniej jej się wydawało - cud, że zdołała go poznać. Dzisiejsze zbiegi okoliczności mogła zawdzięczać tylko i wyłącznie szczęściu. Nie puszczała, nie mógł powiększać ran.
- N-nie wiem - przyznała cicho, nie przestając szukać w otoczeniu drogi ratunku. Nie mogła narażać go na teleportację. Bała się prób, nie potrafiła też teleportować kogoś więcej, niż siebie.
- Tak, wiem, masz rację - mruknęła szybko, wciąż płochliwie oceniając sytuację. Błędny Rycerz? Nie. Miotły? Za żadne skarby, nie mieli ich nawet skąd wziąć. Kominek? - Kominek - szepnęła, wpatrując się w niego z coraz większą nadzieją, szukając wzrokiem znajomych tęczówek. Ledwo trzymał się na nogach, ale nie mieli wyjścia. - Kominek, Bertie, musimy znaleźć kominek - mamrotała, próbując odtworzyć w myślach plan całego ogrodu. Wejście było kawałek stąd, ale gdyby się udało...
- To czarna magia, nie znam jej. Spróbuj przypomnieć sobie inkantację, proszę - powoli zmierzała już w kierunku, jaki wydawał jej się prawidłowy - polana z każdej strony wyglądała podobnie, przynajmniej w środku nocy. Nie puszczała wciąż jego rąk. - Mogę spróbować Finite, ale nie chcę zrobić ci większej krzywdy. Musimy dotrzeć do Munga, Bertie, muszą zająć się oparzeniami, wyglądasz strasznie - zdawało jej się, czy drżała?

| 70/220 (-40)



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Enklawa bahanek - Page 3 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]20.08.17 19:05
Była cała. W złym stanie, ale jeśli nic się nie wydarzy... tylko jakim cudem ma się nic nie wydarzyć? Gdzie są co się dzieje? Gdzie... złapany za ręce syknął i spojrzał na nią bezradnie. Nie potrafił tego wyjaśnić. Miał mętlik w głowie i nie miał sił. Nic nie rozumiał. Chyba powoli przestawał nawet próbować rozumieć cokolwiek, całkowita dezorientacja odbijała się z resztą w jego spojrzeniu zaraz obok lęku, czy wyczerpania.
- Nie mogę.
Chwila, dwie, trzy, zaraz jednak musiał wyrwać rękę, nie mógł się powstrzymać, nie był w stanie. Zaklęcie było od niego silniejsze, był bezsilny wobec obcego czaru, którego nie miał szans zdjąć. Dlatego ten ktoś zniknął? Nie chciał walczyć z Sue, doskonale wiedząc, że robi to żeby mu pomóc, z całej siły próbował wytrzymać, jednak tej siły z każdą chwilą miał mniej. Był wykończony. Spojrzał znów na Suzie, która wydawała się mniej zdezorientowana, jednak także przerażona. Musimy uciekać.
- Różdżkę? - zmarszczył brwi. Pokręcił głową. Ile czasu minęło? Pytanie, jakie zadała mu Lovegood wydało mu się zabawnie abstrakcyjne, bezsensowne,choć jednocześnie pocieszające. Ona nie wie. Nic nie wie. Więc nie jest w to zamieszana. Choć to niczego nie wyjaśnia, ta myśl była cholernie pocieszająca. - Suzie, co to za miejsce? Co ty tu robisz? Gdzie oni są?
Zaczął ją zalewać pytaniami, które kłębiły mu się w głowie tylko potęgując chaos, jaki w sobie miał po części wymieszany ze zwyczajnym otumanieniem, które z każdą chwilą wzrastało. Wszystko jednak traciło na znaczeniu, kiedy znów rozglądał się dookoła i wypatrywał. Nikogo nie widział. Póki co? Nie mogą tak stać w miejscu. Kominek? Ona nic nie wie. Muszą być w Londynie. Zoo? Co ona tu robi?
Ile minęło czasu? Wpatrywał się w nią zaledwie chwilę
- Do Munga?
Zadał pytanie niemal bezrozumnie. Był w szoku i nie do końca cokolwiek do niego docierało. Czy może iść do Munga? Czy go tam nie złapią? Pozwolił się prowadzić, starał się spieszyć, starał się jak mógł i dawał z siebie wszystko, jednak kroki stawiał raczej koślawe, wiercąc się i nie mogąc nad tym zapanować. Do Munga? Czuł się otępiały. W każdej chwili czekał, aż chory sen wreszcie się skończy, aż wszystko okaże się wytworem jego umysłu zmęczonego, może pobudzonego jakimś dziwnym eliksirem, chyba chorego skoro stworzył cały ten koszmarny scenariusz, jednak nie mogło być rzeczywistością.
Tylko ile mógłby trwać taki koszmar? Znów na nią spojrzał, nie wytrzymując, choć wiedział, że skończy się to kolejnym kawałkiem oderwanej skóry, musiał wyrwać rękę, musiał choć mdłości narastały, choć ból był koszmarny, a znacznie gorsze od niego było jeszcze poczucie bezsilności.
Kiedy opuścili miejsce w którym znajdowały się bahanki, otoczenie wydało mu się bardziej znajome. Zoo? Uśmiechnął się słabo na ten absurd, znów spojrzał na nią, jednak nie próbował już zadawać więcej pytań.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Enklawa bahanek - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]21.08.17 17:27
Ukąszenia piekły nieznośnie, ale bardziej kłopotliwa była świadomość stanu Bertiego - w porównaniu do niego wydawała się cała i zdrowa. Zacisnęła szczękę, nawet nie próbując dać bólowi upustu w jakimkolwiek dźwięku; prowadziła go tylko ostrożnie przez polanę, ze wszystkich sił starając się utrzymać jego ręce z dala od skóry. Był tak inny, tak nieswój - jak cały świat wokół niej, konsekwentnie walący się pod nogi od połowy kwietnia. Pokręciła głową, zaciskając mocno powieki.
- Próbuj, Bertie, nie daj się temu - prosiła, zerkając za siebie. Starała się wyłapać zmiany otoczenia wokół, ale drzewa wokół polany wciąż zasłaniały widok na resztę ogrodu. Lumos powtarzała w myślach, skupiając się na tym kojącym słowie, jakby samym swoim istnieniem miało im pomóc. Chciała rozjaśnić drogę, ale nie mogła pozwolić sobie na oderwanie choćby jednej dłoni od nadgarstków Botta, poza tym obawiała się, że po drodze mogą trafić na kolejnego zwyrodnialca. Wtedy nie byłoby już tak łatwo, słabli z każdą chwilą, niepokój napędzał serca. Nie miała pojęcia, co działo się z nim, posiadając tylko marne strzępki informacji, zawierające się w zdaniu nie wrócił z odsieczy. Tak, jak Justine. Jak Eileen. Myśli gnały jak szalone, z nerwów kotłowało się w głowie, jad bahanek sprawiał, że świat z wolna zaczynał wirować; szla na drżących nogach, wyzbyta swojego tanecznego kroku - w ryzach trzymała ją tylko świadomość, że mają szansę z tego wyjść, nadzieja, marny okruch, który ostatnio tak łatwo było zamieść pod obrus. Powróciła do Bertiego spojrzeniem, słysząc odbite pytanie. Zmarszczyła brwi, w myślach dopowiadając sobie, że nieznajomy musiał zniknąć razem z własnością Botta.
- Oni? - zapytała i zatrzymała się na chwilę, gdy przerażenie zmroziło ją do szpiku kości. Oni? - Jest ich więcej? - szept wydawał się jej za głośny, mimo wszystko. Byli na otwartej przestrzeni, idealnie widoczni, nie było szans, by poruszali się cicho - nie w takim stanie, nie w takich okolicznościach. Nie mogła zmusić go do biegu, choć sama czuła, że w razie potrzeby nogi zniosłyby ten wysiłek - przez myśl nie przeszło jej zostawienie go na polanie. - Nie, nie odpowiadaj - pokręciła głową szybko, wznawiając podróż. Nie chciała wiedzieć, ale spodziewała się wszystkiego, nie chcąc dać się zaskoczyć. - Potem, wyjaśnię ci później - krótka obietnica, zakładająca, że później nadejdzie - miała nadzieję, że niedługo.
Czy był tu przez cały ten czas? Tak blisko, w miejscu, które tak dobrze znała i kochała? Był sam? Możliwe, że przeniosło go tylko w inny zakątek ogrodu? Czy byli tu wszyscy, których brakowało po odsieczy? Kolejne pytania rodziły się tłumnie w jej głowie, ale starała się skupić umysł na teraźniejszości. Myśli o ewentualnej obecności kogoś, kto również może potrzebować pomocy, wracały najzacieklej.
- Tak, dokładnie tak, do Munga - powtórzyła spokojnym, cierpliwym szeptem, rozglądając się na boki. Pustki. Zaczynali wychodzić z polany. - A potem pójdziemy do domu, do Rudery, Bertie, i  będziemy mogli porozmawiać - obiecała. - Powiedz mi tylko, jaka jest szansa, że inni... - urwała, gdy wyszarpnął rękę z jej dłoni. - Nie, nie, nie, walcz, Bertie, błagam - musimy współpracować, ja i twoja siła woli - już blisko, wytrzymaj jeszcze trochę - prosiła, z wysiłkiem odciągając palce od okropnej rany. Czuła, jak łzy spłynęły po jej policzkach. - Nie chcesz mi zrobić przykrości, prawda? Wydostaniemy się stąd i zdejmą z ciebie ten czar - niewidzialną dłonią trudniej było zapanować nad sytuacją. Artemis. Kolejny raz uchwyciła rozpaczliwą myśl. Musiał być bezpieczny, był daleko od tego miejsca, nie był powiązany z Zakonnikami, w Ruderze jest bezpiecznie, w Ruderze nic się nie dzieje. Spojrzała w lewo.
- Tu, widzisz? Już blisko - szepnęła, widząc światło, ale szmer wskazywał na zamieszanie. Nasłuchiwała chwilę. Coś działo się wszędzie, w całym ogrodzie. Ryzykowali. Zerknęła szybko na przyjaciela, podchodząc bliżej niewielkiego budynku - robiło się jaśniej. Głęboki oddech. Nie wyglądali na wrogów, krzątali się i Sue miała wrażenie, że pomagają... ale komu? W końcu dostrzegli ich - dwójka pracowników ogrodu, kojarzyła ich. Milczała, zbywając falę pytań, których nawet nie była w stanie zapamiętać.
- Musimy znaleźć się w Mungu - powtarzała tylko. Zielony proszek Fiuu czekał na kominku.

| ztx2



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Enklawa bahanek - Page 3 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]07.07.19 14:07
| 10 grudnia

Prace nad książką nie szły Gwen tak szybko, jak tego dziewczyna by sobie życzyła. W jej życiu działo się zbyt wiele i choć miała wiele szkiców to cały ten pomysł jakoś nie składał się jej w całość. Może powinna dać sobie więcej czasu? Pogoda na pewno nie sprzyjała tworzeniu, nawet jeśli dziewczyna cały czas próbowała nad czymś pracować.
W poszukiwaniu inspiracji i dobrego nastroju postanowiła wybrać się ponownie do Ogrodu Magizoologicznego. To było niewątpliwie magiczne miejsce i Gwen obiecała sobie już jakiś czas temu, że będzie tu regularnie zaglądać, a od czasu spotkania z Willow w październiku nie miała nawet czasu, by pojawić się w okolicy. Nie chcąc jednak zawracać głowy koleżance wybrała się do niego sama, zostawiając Betty w domu. Szczeniak niewątpliwie tylko irytowałby znajdujące się w tym miejscu zwierzęta.
Odziana w długi, ciepły płaszcz, dziewczyna szukała odpowiedniego miejsca, by się zaszyć. Nie było to proste. Większość wybiegów znajdowała się pod gołym niebem, a przez wciąż trwającą śnieżycę malarka właściwie nie miała jak spokojnie usiąść. Poza tym trzęsła się z zimna, nie mogąc się uspokoić i właściwie zaczynała myśleć, że powinna wrócić do domu.
Wtedy jednak trafiła do enklawy bahanek. Choć okolica znajdowała się pod niebem, dzięki zaklęciom wciąż cieszyła oko zielenią. Przez barierę nie przedostawał się śnieg, a na wybiegu zdawała się panować przyjemna, ciepła wiosna. Gwen uśmiechnęła się na ten widok. Naprawdę brakowało jej odrobiny przyjemnej zieleni.
Wiedziała, że bahanki niekoniecznie są bardzo przyjemnymi istotami, ale miała nadzieję, że jeśli zachowa ciszę (a była przecież sama!) to stworzonka nie będą miały nic przeciwko, jeśli dziewczyna spędzi z nimi chwilę. Zajęła miejsce przy jednym ze stolików, ściągając kaptur i wyciągając z torby szkicownik oraz ołówki. Już po chwili skupiła się na rysowaniu szybkiego szkicu okolicy, a obok niej przysiadły dwie bahanki, w ciszy obserwując poczynania malarki. Gwen uśmiechnęła się do nich, mówiąc ciche „cześć”, nie próbując jednak wchodzić z nimi w głębszą interakcję.
Wtedy obok malarki pojawił się domowy skrzat, proponując coś do picia. Gwen, początkowo zdziwiona propozycją, nie odpowiedziała od razu. Gdy jednak się namyśliła, grzecznie poprosiła o ciepłą herbatę, która już po chwili stanęła na stoliku przed nią. Och, co za miłe miejsce!


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]07.07.19 15:27
Kilka dni temu w Pasażerze pewien typ zawzięcie opowiadał jej o miejscu, w którym pracuje. Phils słuchała go bez większego zainteresowania, jednocześnie też rozlewając alkohol i przyjmując zamówienia na strawę. Siedział jednak upierdliwie przy barze i co chwila przechylał głowę, próbując przebić się ze swą historią przez gwar panujący w tawernie. Prawie krzyczał jej do ucha, a w końcu nawet wcisnął ulotkę do słoiczka z napiwkami, obiecując, że w tym miejscu zapomni o zimie i każdym drobnym nieszczęściu. Pieprzony pasjonat. Wkurzał ją, nie miała zielonego pojęcia o magicznych stworzeniach i nigdy nie była w zoo. Dla świętego spokoju obiecała tam zajrzeć, ale i tak kazała mu spływać, bo ewidentnie się zasiedział, a kolejna szklaneczka rumu mogłaby powalić go na ziemię. Wdzięczył się jeszcze przez chwilę i próbował ucałować jej dłoń, ale wyszarpała ją i wskazała palcem na drzwi. Dziwak. Do ostatniego kroku czujnie świdrowała go wzrokiem, aby mieć pewność, że faktycznie wyszedł. Od kilku godzin męczył ją naukową gadką o jakiś malutkich stworzonkach, pokazał nawet rycinę, ale Phils zmarszczyła nosek i próbowała się zająć swoją pracą.
Dziś przypadkiem znalazła się w pobliżu tego ogrodu i mimowolnie przypomniała sobie o tamtym gościu. Mówił, że pod magiczną barierą wciąż trwała wiosna i nie docierał tam żaden płatek śniegu. Przygryzła usta, czując, że to kompletna głupota. Jednak owa wciśnięta między galeony broszura okazała się być darmową wejściówką. W normalnym przypadku pewnie w ogóle nie rozważałaby wejścia tutaj – doceniała każdego knuta, a beztroskie przechadzki pośród ptaszków i kwiatów nijak nie pasowały do panny Moss. Jednak weszła. Miała na sobie stare futro pani Boyle i tylko dzięki niemu nie marzła tej zimy. Marzyła, aby któregoś dnia móc wejść do butiku i kupić sobie coś całkiem nowego. Póki co jednak musiała liczyć na szmatki z młodości swej mentorki i sklepy z odzieżą używaną. Mimo to wyglądała dość elegancko, nie stroniła od wysokich obcasów, pończoch i krótkich sukienek. Ten strój mógł nie pasować do otoczenia tej zielonej polany. Trochę zniesmaczona, trochę w poszukiwaniu przygody szła alejką. Typek z baru nie kłamał – wewnątrz było dość ciepło jak na grudzień i nie docierała tu burza. Zatrzymała się, aby rozpiąć futro.
Wtedy też poczuła dziwne łaskotanie przy szyi, a później także i na plecach. Zaczęła się szamotać, wyszarpywała ręce z rękawów, a kiedy ujrzała zielone stworzonko pod futrem… Wpadła w panikę i wrzasnęła. Zrzuciła okrycie i próbowała pozbyć się dwóch dziwnych zwierzątek. Jedno z nich zaplątało jej się we włosy, a drugie wciąż błądziło gdzieś po plecach. Przeklęła głośno, a ciało poruszało się jak w jakimś abstrakcyjnym tańcu. Co za małe cholery!
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]07.07.19 18:14
Zaczęła szkicować jedną ze stojących obok bahanek. Porośnięte futrem stworzonko uważnie obserwowało poczynania Gwen i wydało się malarce naprawdę urocze. Nie rozumiała, jak czarodzieje mogą uważać je za szkodniki. Przecież były takie grzeczne! Malarka bezustannie się uśmiechała, ciesząc oczy zielenią i czując, że kreatywność wraca do niej z podwojoną siłą. Dobrze było wybrać się czasem w takie miejsce.
I wtedy usłyszała szamotanie. Gwen uniosła wzrok znad szkicownika: do tej pory myślała, że jest tutaj sama. Okazało się jednak, że w enklawie bahanek pojawiła się też inna osoba. Młoda dziewczyna, o dość jasnej cerze i ciemnych włosach, niekoniecznie pasowała do tego miejsca. Dość eleganckie futro kłóciło się nieco malarce z pełnym zwierząt otoczeniem. Te na pewno wiedziały, że strój został wykonany z ich pobratymców i zdecydowanie nie była to miła świadomość. Tak przynajmniej wydawało się Gwen.
Nie jednak jej wygląd był kluczowy. Dziewczyna szamotała się, wyraźnie próbując otrzepać się z bahanek, których panna Grey nie była jednak w stanie wypatrzeć z takiej odległości. Gwen wstała, podbiegając do niej.
Spokojnie, spokojnie – zaczęła mówić dość nerwowo. – One nic nie zrobią, niech pani zachowa spokój. Gdzie są? Zaraz je wezmę. Ale niech pani nie krzyczy, one tego nie lubią, a lepiej, by nie użądliły – wyjaśniła, gestem i słowem starając się uspokoić Moss. Jednocześnie szukała wzrokiem bahanek. Musiała zlokalizować, gdzie się podziały, aby móc bezpiecznie ściągnąć je z nieznajomej.
Gwen co prawda nigdy w swoim domu nie miała bahanek i w ciągu ostatnich kilku chwil naprawdę je polubiła, ale… znała przecież teorie. Jad tych zwierzątek potrafił być bardzo silny i Grey nie chciała, aby nieznajomej coś stało się na jej oczach. Szczególnie, że krzywda mogła się stać zarówno Philippie, jak i kąsającym elfom. Zagrożone było więc więcej, niż jedno życie, a rudowłosa nie chciała, by przy niej zraniony został ktokolwiek. Nawet malutka bahanka.
Szczególnie, że to byłaby dla stworzonka naprawdę głupia i niepotrzebna śmierć. Grey miała jednak nadzieję, że uda jej się uspokoić kobietę wystarczająco szybko, by bahanki grzecznie i bezpiecznie odleciały.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]07.07.19 19:34
Phils nie myślała nigdy o swoim futrze w takiej kategorii. Było jedynie ciepłym odzieniem, które pomagało jej przetrwać mroźną zimę. W dodatku otrzymała je za darmo od bardzo bliskiej sobie osoby. Traktowała płaszcz z szacunkiem, nie wyobrażała sobie, że chodzi odziana w martwe zwierzęta – to po prostu kawałek grzejącego materiału. Niemniej gdyby tylko poświęciła chwilę na pomyślenie o tym, to może faktycznie dostrzegłaby pewien paradoks. Niemniej Phils takimi kwestiami rzadko się przejmowała, przede wszystkim sama chciała jakoś przeżyć i już wystarczająco nędzne wiodła życia, aby jeszcze odmawiać tak hojnego podarku. Futerko jawiło jej się jako milutka, ciepła kryjówka i w nim też czuła się bardziej dostojnie oraz kobieco. Dręczona wspomnieniem o paskudnej przeszłości zbyt mocno pokochała tę nową Philippę.
Pewne pozostawało to, że o wielu sprawach zwyczajnie nie miała pojęcia. Tak jak i nie posiadała praktycznie żadnej wiedzy o stworzeniach, z którymi toczyła przedziwną batalię. Nerwowo wymachiwała dłońmi, ciągnęła się za własne włosy i panicznie spoglądała na rajstopy, jakby bała się, że zostaną poszarpane przez łapki tych zwierzątek. Co to w ogóle było? Przez moment pomyślała, że powinny być jakoś odgrodzone od ewentualnych przechodniów, skoro potrafiły jak po prostu zaatakować.
Wtedy zjawiła się przy niej jakaś dziewczyna. Wyglądała na tutejszą i oswojoną z mieszkańcami tego zoo. Phils jednak nie do końca mogła skupić się na jej słowach. Wyłapała natomiast jedno konkretne stwierdzenie.
- Mają żądła?! – spytała wzburzona. Nie chciała być pogryziona przez jakieś zielone coś! Tym intensywniejsze stały się jej samodzielne próby wyplątania ich ze swoich włosów. – Dlaczego mnie atakują? – spytała zaraz, próbując pojąć, co takiego się wydarzyło. Przecież ta dziewczyna sobie gdzieś tu siedziała i najwyraźniej żadne ze stworzeń nie zaczepiało jej – a przynajmniej na to wskazywałby stan jej stroju. Może gdyby uważała bardziej na lekcjach onms, to teraz po latach umiałaby się przed nimi obronić. – Są we włosach i chyba gdzieś na karku – mruknęła, uspokajając się na tyle, by mogła wreszcie jej odpowiedzieć. – Proszę je zdjąć – dodała, obracając się tyłem do kobiety. Wcale nie była przerażona! Ani trochę! Po prostu niewiedza potęgowała pewne emocje. Niepokój złośliwie opanował jej umysł.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]07.07.19 23:12
Źrenice Gwen zrobiły się jeszcze większe niż przed chwilą. Przerażenie Philippy zaczęło udzielać się także i jej, jednak z nieco innych powodów. Panna Grey po prostu wiedziała, do czego bahanki są zdolne przy nieodpowiednim zachowaniu osób znajdujących się niedaleko nich.
Najlepiej by zrobiła, gdyby na pytanie Moss odpowiedziała przecząco. Dzięki temu kobieta pewnie szybciej by się uspokoiła. Gwen jednak była okropnym kłamcą, a w tak nerwowej sytuacji nawet nie pomyślała, że mogłaby powiedzieć nieprawdę. Zwłaszcza, że właściwie już się przed Philippą wygadała.
T… tak, ale… spokojnie, one nie są niebezpieczne! Niech się pani uspokoi, naprawdę, proszę!
Na całe szczęście kobieta po chwili posłuchała Gwen uspokajając się na tyle, by dziewczyna mogła wziąć głęboki oddech i też spróbować nieco uspokoić swoje nerwy. Mogła więc zacząć mówić ciszej i wolniej – tak, jak to powinno się robić przy bahankach.
Musiały wlecieć przypadkiem – powiedziała. – Są grzeczne, dopóki zachowuje się przy nich spokój. Nie lubią krzyczenia i nagłych ruchów, wtedy się boją i mogą atakować. Dlatego naprawdę lepiej, by pani zachowała spokój. To one są tu u siebie, nie pani – wyjaśniła. Miała nadzieję, że wystarczająco jasno.
Właściwie gdzie przebywali pracownicy zoo w takich sytuacjach? Przy otwartej ekspozycji ktoś cały czas powinien być przy gościach, a przynajmniej takie zdanie miała Grey. Teraz jednak w enklawie były tylko we dwie. Nie było obok ani żadnego innego gościa, ani magizoologa. Czyżby wszyscy uznali, że lepiej nie wychodzić z domu w taką pogodę?
Pomogę – obiecała, sięgając w miejsca wskazane przez kobietę.
Po chwili delikatnie wyciągnęła bahanki z włosów i zza karku ciemnowłosej, pozwalając im bezpiecznie odfrunąć. Stworzonka były nerwowe i chyba zadowolone z tego, że mogły w końcu zaznać odrobiny spokoju.
Gotowe – oznajmiła. – Ale chyba powinien tu być jakiś pracownik… mógłby pani wyjaśnić, co to za stworzenia. Takie zachowanie jest niebezpieczne i ktoś powinien pilnować, aby goście wiedzieli, co mają robić.
Nie miała zamiaru wyrzucać niczego nieznajomej. To nie ona była temu wszystkiemu winna. Zoo powinno być w końcu bezpiecznym miejscem dla zwiedzających. Chyba będzie musiała porozmawiać o tym z Willy, gdy się ponownie z nią zobaczy.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]08.07.19 12:09
Czuła, jak wielkim błędem było podążenie za darmową wejściówką tamtego inteligencika. Łasa na okazję Phils powinna się dwa razy zastanowić. Zwierzęta jej nie lubiły. Nie rozumiała ich, wydawało jej się, że niczego złego nie zrobiła. Po prostu szła, tak jak zawsze, odważnie wysuwając czubki obcasów przed siebie. Niczego nie dotykała, nie darła się jak te rozwydrzone dzieciaki. Skąd wiec ta agresja? Może te małe zielone ufoludki po prostu sobie ją upolowały? Nie zdziwiłaby się też, gdyby za tym wszystkim stał koleś, który ją tu przyciągnął. Nie imponowały jej jego wątłe zaloty, więc się zemścił. Ugh!
Wyobrażenie przeciskających się przez jej skórę żądeł sprawiło, że poczuła się zbyt chwiejnie na własnych nogach. Nie zamierzała pozwolić, aby jakiekolwiek potworki kaleczyły ją w imię swojej nieuzasadnionej złośliwości. Poradziłaby sobie, gdyby były pijanym, wściekłym półolbrzymem. Gdyby. Posłuchała kobiety, próbując dzięki jej instrukcjom uporządkować jakoś bieg wydarzeń oraz przy okazji samą siebie. Zamknęła oczy i uspokoiła panicznie fruwające ramiona. Potrzebowała tylko poudawać, że wcale nie ma we włosach jakiś krwiożerczych maluchów. Nigdy nie posądziłaby siebie o bycie panikarą, naprawdę! Przycichła, w myśli powtarzając sobie uporczywie, że przeżyła już niejedną gorszą od tej i zdecydowanie bardziej krytyczną sytuację. Dlaczego miałaby poddać się teraz? Jeśli wystarczyło tylko odnieść się do wskazówek dziewczyny, aby problem zniknął, to ostatecznie mogła przełknąć własny lęk.
- Nie mam pojęcia, jak to się stało – powtarzała uporczywie, choć teraz jej głos był wyraźnie spokojniejszy. Umiała się opanować, ale gdyby nie ona, to mogłoby być ciężko. W pobliżu nie było żadnego czarodzieja, gdzieś tylko śmignął jej skrzat, ale nie była pewna, czy takie stworzenie ruszyłoby jej na pomoc. Nie wiedziała zbyt wiele o skrzatach. Ani pani Boyle ani żaden z jej znajomych takowego nie posiadali.
Powoli unosiła pierś, łapiąc głęboko pokaźne porcje powietrza. Wewnątrz wciąż coś jej rytmicznie dudniło, ale przynajmniej rozpłynęły się żałosne ogniki w oczach. Czuła przy głowie palce nieznajomej i zastanawiała się, jak ona to robiła. Przecież ją też mogły skrzywdzić. Mimo to podjęła się bez wahania tego zadania, zupełnie jakby nie robiła tego pierwszy raz. Pewnie często tu przychodziła. Z wielkimi oczami Phils obserwowała, jak coś zielonego frunie ku niebu. Najpierw jedno, chwilę później drugie. Właściwie to wyglądały niewinne. Najgorsze było to uczucie szwendających się po wrażliwych zakamarkach ciała łapek. Najważniejsze, że to już koniec parszywej udręki.
- Dziękuję. Okropne przeżycie. Nie rozumiem, jak mogą trzymać je na otwartej przestrzeni – mruknęła wzburzona i z zaskoczeniem odkryła swój własny, wciąż jakby przyblokowały głos. – Co to w ogóle za stworzenia? – zapytała, unosząc jeszcze na chwilę głowę, jakby chciała sprawdzić, czy jeszcze gdzieś tam są. – Dobrze je pani zna – zauważyła. Może nawet nie potrzebowała wzywać pracownika. Wyglądało na to, że ta dziewczyna ma sporą wiedzę. Nie chciała tracić czasu na wszczynanie jakiejś awantury. I tak zamierzała zaraz stąd wyjść i nigdy nie wracać.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]09.07.19 19:54
Gwen wzruszyła ramionami, zatykając rudy lok za ucho.
Przypadkiem – uznała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Bo dla malarki była; przecież bahanki nie zrobiły tego specjalnie. To tylko małe elfy, które przecież nie mogły chcieć umyślnie wyrządzić krzywdy.
W każdym razie, cieszyła się, że kobieta powoli się opanowywała. Jej szaleństwo mogłoby się skończyć źle dla nich obydwu. W okolicy nie było przecież żadnego uzdrowiciela, a Gwen – choć wiedziała nieco o magicznych stworzeniach – akurat o działaniu jadu bahanek wiedziała niewiele. Poza tym, że istnieje, więc lepiej jest się go wystrzegać.
Zmarszczyła brwi, słysząc kolejne słowa Philippy. Do kobiety chyba nie docierało, gdzie dotarła. Cóż, biorąc pod uwagę jej strój… Gwen wcale się temu nie dziwiła. Chociaż nie chciała jej też pochopnie oceniać.
Ale przecież to jest ich dom – powiedziała z delikatnym oburzeniem w głosie. – Gdzieś muszą mieć spokojnie mieszkać. To pani przyszła do nich, nie one do pani… – zakończyła nieco ciszej, wyraźnie nie chcąc się kłócić. Po prostu powiedziała, co na ten temat myśli.
Spojrzenie Gwen powędrowało w stronę jednego z pobliskich drzew, na gałęzi którego harcowały trzy stworzonka, wieszając się na niej i ukrywając się za liśćmi. Czyżby bawiły się w chowanego?
Czy ja wiem, czy dobrze… to chyba dość popularne stworzenia – mruknęła. – To tylko bahanki. Czarodzieje ich chyba nie lubią, bo zachowują się trochę jak mole, ukrywając się w domu i nie chcąc wyjść, a że mają jad… no to… sama pani rozumie. Ale dopóki jest się spokojnym w ich towarzystwie raczej nie robią krzywdy. Chce pani usiąść na chwilę? Skrzaty podają picie – powiedziała, powoli ruszając w stronę stolika, na którym stygła jej herbata. Kartki w szkicowniku poprzerzucał wiatr. – Pani pierwszy raz w zoo?
Gwen co prawda była tu po raz pierwszy całkiem niedawno, ale wydawało jej się, że czarodzieje zabierają tu dzieci dość często. Tak samo, jak ona była w zoo razem z rodzicami. Co prawda nie jako zupełnie małe dziecko (wojna była skuteczną przeszkodą), ale przynajmniej dobrze pamiętała tę wycieczkę.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]10.07.19 10:52
Emocje i wzburzenie wynikały z braku wiedzy i nieświadomości Philippy. Weszła do magicznego zoo, nie wiedząc właściwie, czego się spodziewać. Wyobrażała sobie, że stworzenia tu będą bezpiecznie odizolowane od sylwetek odwiedzających ogród gości. Skąd mogła wiedzieć, że znajdowały się we wspólnej przestrzeni? Dotąd nie wykazywała większego zainteresowania tą częścią czarodziejskiego świata. W pracy i w dorosłym życiu raczej rzadko miała do czynienia z tymi istotami. Niektórzy klienci potrafili przytargać jakąś klatkę ze sobą i czasem mogła podejrzeć tajemnicze oczka zwierzęcia, ale nie potrafiła bez wyjaśnienia gościa odkryć, co to za stwór. Dziś jednak pomyślała, że objawiła w obliczu bahanków zbyt jawną bezbronność i poległa niesiona wyraźnymi emocjami. To się nie powinno przydarzyć. Nie jej, nie  Philippie Moss, która potrafiła sobie poradzić przecież w każdej sytuacji. Dziś zwątpiła i z pewnością nie podobało jej się takie uczucie.
W tym wszystkim dobrze było spotkać osobę, która znała się na mieszkańcach zoo i nie czuła lęku wobec tych żądeł. Och, żądła. Na sama myśl o tym po plecach Phils przemknął nieprzyjemny dreszcz. Popatrzyła jednak wdzięczna na dziewczynę, która wyplątała zielone stworki z jej włosów. Wyczuła oburzenie.
- W takim razie ktoś powinien tu czuwać – uznała rozsądnie. – Gdyby nie pani pomoc, mogłabym wyrywać sobie włosy z głowy, próbując wypłoszyć te… bahanki – przyznała niezachęcona taką wizją. – Przyszłam tu z ciekawości, nigdy dotąd nie widziałam tylu magicznych stworzeń… Zupełnie nie wiem, dlaczego akurat dzisiaj pomyślałam o zoo. Być może to miejsce nie jest dla mnie – mówiła, trochę przekłamując rzeczywiste fakty, ale to nic wielkiego. Kobieta nie mogła znać szczegółów tej historii. Mimo to słuchała krótkiej lekcji o tych elfach. Być może w przyszłości jakiś znów przypałęta się gdzieś blisko niej. Miała nawet mole w szafie, więc nie zdziwiłaby się, gdyby znalazła tam i tego bahanka. Nowa wiedza wydała jej się dość przydatna, choć liczyła, że zaatakowały ją pierwszy i ostatni raz. – W takim razie usiądźmy – przytaknęła, razem z nią idąc do wspomnianej ławki. Teraz dopiero poczuła nieprzyjemną suchość w ustach.
Gdy usiadły, była pewna, że największe emocje minęły. Wciąż czuła się nieco zażenowana i wściekła na własną niemoc. Musiała jednak przyznać, że z tej ławeczki widok był całkiem niezły. Złapała się na tym, że zdążyła zapomnieć, jak wygląda bezchmurne niebo i wiosenny ogród. – Czy uwierzyłaby pani, gdybym powiedziała, że odwiedzam zoo co tydzień? – spytała półżartem i z uśmiechem pokręciła głową. – Jestem Philippa – rzekła otwarcie, kierując swoją dłoń ku niej. Nie lubiła tych nudnych, oficjalnych formułek. Tworzyły tylko niepotrzebne bariery.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]14.07.19 11:43
No tak, ktoś powinien. – Gwen westchnęła przeciągle. Naprawdę będzie musiała porozmawiać o tym z Willy, to naprawdę mogłoby się skończyć źle. Nie sądziła zaś, aby delikatna panna Lovegood chciała, by coś stało się jej podopiecznym.
Malarka zaczęła odnosić wrażenie, że Philippa naprawdę bardziej martwi się o swój własny wygląd i dobrobyt, niż o ogólne bezpieczeństwo. Co prawda nie wydawała się zupełnie pozbawioną uczuć i emocji, arogancką damulką, ale Gwen po prostu zaczęła odczuwać pewien zgrzyt związany z tą raczej młodą kobietą. Zarówno jej słowa jak i wygląd sugerowały, że panna Moss jest materialistką, czego artystka nigdy do końca nie rozumiała. Oczywiście, lubiła rzeczy ładne i przyjemne dla oka, ale te były tylko ozdobami, a nie czymś o dużej wartości dla Gwen.
Nie miała jednak zamiaru o tym mówić na głos – to byłoby po prostu niegrzeczne. Dlatego tylko swobodnie podeszła do stolika, siadając przy nim i odruchowo chwytając w dłoń ołówek, którym zaczęła się bawić. Drugą dłonią chwyciła naczynie z herbatą.
Philippa mogła zauważyć, że na kartkach znajdują się całkiem sprawnie stworzone szkice: jeden przedstawiający otaczającą ich enklawę, a drugi małą bahankę siedzącą na stole. Obydwa były niedokończone. Gwen nie miała na to wystarczająco dużo czasu przed pojawieniem się nieznajomej.
Och, nieprawda – odpowiedziała Philippie na jej perypetie związane z zoo. – Zwierzęta… natura nas przecież otacza. Dobrze jest coś o niej wiedzieć.
Do stolika podszedł skrzat domowy, gotowy przyjąć zamówienie od Philippy. Gwen zaś zaśmiała się, słysząc komentarz panny Moss.
Więc pewnie dobrze zna pani hipogryfy i żaberta Alberta? – spytała z uniesioną brwią, wspominając swoją ostatnią wycieczkę do tego miejsca. Jak tylko poprawi się pogoda na pewno odwiedzi to drugie stworzenie. Jego azyl wydał się Gwen niezwykle uroczym miejscem. – Gwen – przedstawiła się, ściskając dłoń Philippy i uśmiechając się grzecznie. Ona też niekoniecznie przepadała za formułkami, jednak uważała się raczej za osobę dobrze wychowaną, a taka powinna zwracać się w elegancki sposób do nowo poznanych osób, czyż nie? Była artystką, musiała reprezentować pewien… poziom. Chociaż biorąc pod uwagę, jak zachowywał się czasem Bojczuk, nie było to zdanie podzielane przez wszystkich artystów. Trochę zasmucało to pannę Grey, mimo że Johnatana naprawdę lubiła. Czasem jednak myślała, że mógłby w końcu dorosnąć.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]15.07.19 12:44
Philippa znała gorzki smak biedy. Chyba nikt za bardzo nie wiedział – poza jedną osobą – że wiodła ona życie nędzarki, sieroty, pospolitej złodziejki. Tak właściwie można było kilkunastoletniej Annie dopisać wiele określeń niezbyt przyjaznych. Wyrosła jednak z tego gnoju dzięki ludziom, którzy nie uciekali wzorkiem, którzy odważyli się podać jej dłoń i dostrzegli w niej coś dobrego. Nie była zła, nie była do bólu napędzona pragnieniem pieniędzy. Żyła właściwie cholernie skromnie, ale każdy podarek doceniała. Futro było jednym z nich, może nawet tym najbardziej dla niej wyjątkowym. Uciekała od tego, co było kiedyś, porzucała wspomnienie dzieciństwa pozbawionego głębokich korzeni, tworzyła swoje nowe życie. Nigdy nie będzie szlachetną panią, ale może uda jej się nie wracać do przeszłości. Tylko tego chciała. Przenigdy nie kreowała się na jakaś przemądrzałą paniusię, choć zdarzało jej się ją udawać dla dobra sprawy. Sama jednak nie czuła się nią. To maska, której ciężar wbrew pozorom był nie do udźwignięcia. Wolała ścierać brudną szmatą te równie brudne stoliki, wolała łypać wściekle na zapyziałą klientele. Wolała to od błysku salonowego żyrandola. Tak przynajmniej jej się wydawało.
– Muszę przyznać, że… nie takiego debiutu się spodziewałam – parsknęła, żartując sobie wyraźnie z samej siebie. Rozmyła się chyba górująca nad nią wcześniej chmura irytacji. Przetrwała te bahanki. Następnym razem będzie chyba umiała je odgonić.
– Tak, a w wolnych chwilach pływam z trytonami – podjęła chętnie ten dowcip. Wyolbrzymione zagrożenie minęło. Wzniosła głowę do góry i zapatrzyła się na bezchmurną iluzję nieba. To jakaś kopuła, złudne wrażenie, że nie ma już burzy. Ten obraz przywołał niespodziewaną tęsknotę. Miała serdeczne dość tej nienormalnej pogody. Dobrze było wyjść z domu i tym razem nie przemoknąć do suchej nitki.
Ścisnęła dłoń młodziutkiej kobiety. Później zaś popatrzyła na usłużnego skrzata, który spokojnie czekał na jej polecenie. Dziwnie poczuła się z myślą, że ktokolwiek ma jej usługiwać. Zwykle to ona usługiwała innym, robiła to właściwie całe życie. Słuchała poleceń i wypełniała zadania. Poprosiła jedynie o szklankę wody. Długo wpatrywała się w jego postać, gdy kawałek odszedł. Odwróciła wzrok dopiero, gdy błysk rozmył postać skrzata.
– Co tutaj robisz? To dość osobliwe miejsce na odpoczynek… – rzuciła w końcu do Gwen. Nie przypominała sobie, aby kobieta gdzieś obok przechadzała się. Siedziała tutaj. Siedziała i obserwowała bahanki? Oddawała się słodkawym marzeniom? Philippa nie do końca pojmowała, co można tutaj robić poza obserwacją zwierząt i piciem herbatki.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Enklawa bahanek [odnośnik]15.07.19 21:22
Parsknęła pod nosem, słysząc słowa Philippy. Przekładała w dłoni ołówek, delikatnie muskając nim kartki szkicownika. Rysik ledwo zabarwiał papier. Gwen po prostu musiała robić coś z dłońmi, jeśli obok siebie miała jakiekolwiek artystyczne narzędzia.
Tylko pamiętaj, by ukłonić się hipogryfom – pouczyła na wszelki wypadek. Skoro Philippa nie potrafiła odnaleźć się przy bahankach to Gwen wolała nie myśleć, co mogłoby się zdarzyć przy tych olbrzymich i dumnych stworzeniach. Szczególnie, że ostatnio i tam nie dostrzegła żadnego opiekuna. To znaczy, nie była sama, towarzyszyła jej Willow, ale poza koleżanką wybiegu nikt nie pilnował. A wejście było raczej otwarte dla zwiedzających. Czarodzieje mieli najwyraźniej bardzo luźne podejście do bezpieczeństwa gości takich miejsc.
Podniosła filiżankę do ust: naczynie było już niemalże puste. Chyba się trochę zagapiła, rysując nieco dłużej, niż zakładała pierwotnie. Ech, cóż, tak bywa w takich miejscach. Szczególnie, że doskonale wiedziała, co czeka jej po opuszczeniu enklawy. Mróz, śnieg, burza i wszechogarniające zimno, którego naprawdę miała coraz bardziej dosyć.
Kolejne pytanie Philippy wprawiło Gwen w zdziwienie. Dziewczyna zmarszczyła brwi, nie spodziewając się, że nowo poznana kobieta zapyta ją o coś takiego. Nie była w żadnym razie oburzona. Po prostu wycieczka do zoo wydawała jej się czymś… oczywistym.
Czemu? – spytała. – To przecież ogród… publicznie dostępny, ale jednak. W ogrodach się odpoczywa, czyż nie? Szczególnie, że przez tę barierę jest tu trochę cieplej. No i trochę brakuje zieleni przy tej pogodzie, nie uważasz?
Westchnęła przeciągle, wdychając przyjemnie rześkie powietrze. Byle do wiosny! Brakowało jej świeżego, przyjemnego wiatru, który mógłby zastąpić obecnie panującą wichurę. Zła pogoda bywała inspirująca, ale nie gdy trwała tygodniami.
Dopiła herbatę i wstała z miejsca, zaczynając chować swoje rzeczy.
Miło było cię poznać, Philippo – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. – Ale chyba lepiej będzie, jeśli już pójdę. Trochę się zasiedziałam… a pies w domu na mnie czeka – wyjaśnia. Mogłaby tu wprawdzie siedzieć i gawędzić z panną Moss, ale mimo wszystko i tak dzisiejsza wycieczka do zoo była całkiem spontaniczna. Gwen nie miała ostatnio dużej ilości wolnego czasu. Co prawda wykonane dziś szkice mogą jej się przydać do tworzonej książki, ale musiała przysiąść też nad innymi projektami i zadaniami.
Zaczęła powoli oddalać się od stolika, ruszając w stronę wyjścia z zoo.

| zt


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Enklawa bahanek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach