Wydarzenia


Ekipa forum
Sadzawka żaberta Alberta
AutorWiadomość
Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]12.03.16 3:37
First topic message reminder :

Sadzawka żaberta Alberta

Żabert Albert został uratowany z pracowni alchemicznej tuż po wybuchu źle uwarzonego eliksiru; tajemnicze opary miały wpływ na biedne stworzenie, które dotąd było towarzyszem nieszczęsnego alchemika, przez co zaczęło rosnąć jak na drożdżach - i przestało dopiero wówczas, gdy osiągnęło rozmiary rosłego byka i przy okazji nauczyło się całkiem nieźle mówić.
Jest ospały, leniwy i rzadko wynurza się z wody; kiedy to robi, najczęściej po to, aby zademonstrować swoje niezadowolenie i przekazać zwiedzającym, że są zbyt głośno lub że ich obecność jest w danej chwili zbyt natarczywa. Od później wiosny do końca lata Albertowi zdarza się naprawdę pięknie i bardzo śpiewnie kumkać.
Nad jego sadzawką wznosi się urokliwy, opleciony winogronem mostek, z którego można podziwiać jego siedliszcze; oprócz żaberta zamieszkuje je kilka gatunków kolorowych rybek, a na powierzchni wody unoszą się przepiękne grzybienie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sadzawka żaberta Alberta - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]02.03.19 16:20
Podrapała się po głowie. Czy były jakieś gatunki, które naprawdę chciałaby ujrzeć?
Właściwie to… nie wiem. Wszystkie zwierzęta są cudowne! A wiesz, nie wiem o tych magicznych za dużo. Trudno mi jakieś wybrać – przyznała zgodnie z prawdą, gdy ruszyły razem z Willow w stronę sadzawki Alberta.
Gwen, zapytana, prawdopodobnie nie byłaby w stanie wybrać swojego idealnego zwierzęcia. W szkole marzyła o sowie: dzieciaki z magicznych rodzin często je posiadały, więc w głowie malarki ten gatunek urósł do miana najbardziej chcianego z pupili. Niemniej, nie wynikało to ze szczególnej miłości do tego jednego gatunku. Teraz myślała o psie. Kot co prawda również dobrze wpasowałby się w jej życie, ale Gwen obawiała się, że taki pupil mógłby stresować Vardę, a tego chciała uniknąć.
Czyli spóźniłyśmy się o kilka miesięcy – stwierdziła, uśmiechając się smutno. Szkoda, że nie będzie im dane usłyszeć koncertu Alberta. Ale to oznaczało tylko, że będzie musiała tu wrócić na wiosnę. – Nic dziwnego, że po takich przeżyciach woli spędzać czas samotnie. Myśleliście o jakiejś partnerce dla niego?
Towarzystwo drugiego żaberta chyba powinno poprawić mu nastrój, jeśli Albert faktycznie był tak mrukliwym i marudnym stworzeniem.
Chłonęła z ciekawością każdą z informacji, którą przekazywała jej Willow, czekając cierpliwie, aż koleżanka skończy swoje wyjaśnienia.
Ciekawe, czy często czarodziejom zdarzają się takie wypadki? Zauważyłam, że magiczni często też są bardzo przywiązani do swoich podopiecznych. Szczególnie, że chyba wiele z tych gatunków ma pewną inteligencję, często wyższą, niż te niemagiczne zwierzęta.
A może tylko jej się wydawało? W końcu nowe i nieznane za dobrze zawsze było „lepsze”, a Gwen mimo wszystko poza szkołą o magicznych zwierzętach się nie uczyła. Podziwiała je, ciekawiły ją, ale nie miała czasu, aby wgłębiać się w ich zachowania i opisy gatunkowe. Chociaż może powinna? Zamiast psa mogłaby wybrać sobie przecież innego pupila.
Gdy żabert wyłonił się z wody, Gwen wyjrzała zza barierki, aby przyjrzeć się zwierzęciu z bliska. Był naprawdę olbrzymi! Chyba kiedyś na zajęciach widziała przedstawicieli tego gatunku, ale w stosunku do Alberta tamte były absolutnie malutkie.
Witaj! – rzuciła w jego stronę malarka, idąc za przykładem swojej koleżanki. – Dobrze cię widzieć!


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]02.03.19 18:48
- To może będzie łatwiej, jak ci powiem, co tutaj mamy – zaproponowała; skoro Gwen nigdy wcześniej tu nie była, to mogła nawet nie wiedzieć, spośród jakich atrakcji mogła wybierać. – Z miejsc wartych zobaczenia mamy jeszcze zagrodę z hipogryfami, we wschodniej zatoce żyje para hipokampusów, ale są tu też inne wodne stworzenia. Dzieci lubią odwiedzać huhapaki i gąsienicę mądrości, a młode dziewczęta inną żabę, która według opowieści jest zaklętym księciem, ale jeszcze nikomu nie udało się go odczarować – mówiła, wymieniając pokrótce niektóre zakamarki ogrodu. – Lunaballi dziś nie zobaczymy, wychodzą na zewnątrz tylko w noc pełni, by oddać się tańcu. – Wspominając o nich, mimowolnie przypomniała sobie wrześniowe spotkanie z Arturem, na którego wpadła przechodząc akurat obok pustego wybiegu tych stworzeń. – Mamy też ptaszarnię i zagajnik z memortkami. – A to była tylko część atrakcji, Willy i tak nie wymieniła wszystkiego, co było do dyspozycji odwiedzających. Jeśli chodzi o dalszą trasę spaceru, zdawała się na wybór Gwen. Cokolwiek będzie tu chciała zobaczyć, Willow ją tam zaprowadzi i opowie o żyjących tam stworzeniach.
Sama na własność miała aktualnie tylko sowę, ale w okolicach ich domu czasem znajdowały się i inne zwierzęta, które jej ojciec tymczasowo przechowywał na czas badania ich zachowań lub szukania im nowych opiekunów. Również zdarzało mu się ratować magiczne stworzenia z rąk nieodpowiedzialnych czarodziejów i tymczasowo je przechowywać dopóki nie znalazł im lepszego miejsca na stałe, i to na nich Willy w dzieciństwie i wieku nastoletnim często uczyła się zdobywać wiedzę.
Słysząc pytanie o partnerkę dla Alberta Willy uniosła brwi.
- Trudno byłoby o panią żabertową w odpowiednim rozmiarze, cechy Alberta są wynikiem nieplanowanego wypadku alchemicznego i prawdopodobnie trudno byłoby powtórzyć dokładnie ten sam rezultat – odparła. To wymagałoby eksperymentów na nieszczęsnych zwierzętach, a nie wiadomo jaki rezultat by wyszedł, bo drugi żabert mógłby zginąć lub nabrać zupełnie innych cech, trudno w końcu przewidzieć, co by się stało, nawet gdyby zajmował się tym ten sam alchemik. Dlatego wszystko wskazywało na to, że Albert do końca życia pozostanie samotny i jedyny w swoim rodzaju, ale przynajmniej mógł dożyć swoich dni we względnym spokoju i na pewno było mu tu lepiej niż w ciemnej pracowni jakiegoś alchemika.
- Czasem się zdarzają. Eliksiry to dość nieprzewidywalna dziedzina magii, łatwo dodać czegoś odrobinę za dużo lub za mało, albo zamieszać w nieodpowiednim momencie. Nawet mistrzom w sztuce zdarzają się błędy. A jeśli chodzi o zaklęcia... też się zdarzają, zwłaszcza teraz, kiedy działają anomalie.
Mogła zauważyć, że Gwen, mimo że otrzymała list z Hogwartu dobrych dziewięć lat temu i od dawna była częścią ich świata, wciąż często wykazuje się zdziwieniem wobec niektórych rzeczy i zjawisk, i mówi o nich tak, jakby to nie było dla niej coś normalnego, a zupełnie obcego.
- Wiele magicznych stworzeń jest inteligentnych, a i wielu czarodziejów lubi się nimi otaczać, zawsze raźniej mieć obok zwierzęcego towarzysza, zwłaszcza gdy się jest samotnym. Zazwyczaj są to najpowszechniejsze sowy lub koty, ale nie tylko – dodała po chwili, patrząc jednocześnie, jak przerośnięty żabert powoli się wynurza i sunie przez staw. Cieszyła się, że się pojawił, dzięki czemu Gwen mogła zobaczyć go na własne oczy.


Oh, she lives in a fairy tale,
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.

Willow Lovegood
Willow Lovegood
Zawód : opiekunka stworzeń w ogrodzie magizoologicznym
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Wszystko co utraciliśmy, prędzej czy później do nas wróci. Ale nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7002-willow-lovegood https://www.morsmordre.net/t7022-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-sevenoaks-st-julian-road-lesny-dom-rodziny-lovegood https://www.morsmordre.net/t7074-skrytka-bankowa-nr-1668 https://www.morsmordre.net/t7023-willow-lovegood
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]02.03.19 21:32
Wysłuchała propozycji Willow, kiwając głową po każdej z nich.
Może pójdźmy zobaczyć hipogryfy? – zaproponowała. – Pamiętam, że miałam grypę, gdy miałyśmy o nich zajęcia – dodała. Dobrze pamiętała, jak bardzo chciała zobaczyć te zwierzęta, ale niestety, tego dnia zmogła ją choroba i spędziła dzień w skrzydle szpitalnym.
Gwen zaczęła się zastanawiać, czemu w szkole nie przykładała większej uwagi do zajęć nad zwierzętami. Przecież zawsze lubiła zwierzęta! Ech, że też w Hogwarcie nie była wystarczająco dojrzała, by pojąć, że jej szkolni koledzy dorosną, zmienią się, odejdą… a to, czego się nauczy, na zawsze zostanie jej w głowie. Za dużo czasu spędzała na szkicowaniu pod ławką, a za mało skupiając się na lekcjach. Teraz będzie musiała to wszystko nadrobić.
A gdyby dać do sadzawki mniejszą samicę? Zrobiłby jej krzywdę? – spytała z troską. Może Albert okazałby się łagodnym gigantem i nic by jej nie zrobił? W końcu duże zwierzęta zwykle miały świadomość swoich rozmiarów i potrafiły być niezwykle delikatne. Chociaż czy można tego wymagać od płaza?
Skinęła głową, słysząc o anomaliach.
Pewnie trafia do was wiele zwierząt w kiepskim stanie – zauważyła. – Muszę wrócić do warzenia eliksirów, wiesz? To zawsze wydawało mi się bardzo kreatywne, ale od ukończenia szkoły nie miałam okazji, by choćby spróbować się tym zająć.
W przyszłym miesiącu musi koniecznie znaleźć jakieś księgi, czy pracownie i zobaczyć, czy wyjdzie jej uwarzenie czegokolwiek. Ciekawiło ją, ile w jej głowie zostało te trzy lata po ukończeniu szkoły i nie zbliżaniu się do kociołka.
Ostatnio kupiłam sobie właśnie sową – oznajmiła. – Gdy byłam w Hogwarcie rodzice nie chcieli mi się zgodzić na tak nietypowe zwierzątko… a ja się uparłam i nie chciałam nic innego. Ale teraz mam Vardę. Chyba niezbyt mnie lubi, ale jest uroczą sówką – opowiedziała Willow o swoim zwierzątku. Ciekawe, czy dziewczyna miała jakiegoś prywatnego podopiecznego. Być może opieka zwierzętami w zoo była zbyt zajmująca, aby młoda Lovegood mogła choćby myśleć o własnej sowie, szczurze lub kocie?
Rozejrzała się jeszcze raz wokół, zatrzymując wzrok na żabercie.
Tu jest naprawdę ślicznie. To miejsce wydaje się idealne, aby zaszyć się tu latem i w spokoju rysować, albo czytać – oznajmiła. – Ale może pójdziemy zobaczyć hipogryfy? Nie chciałabym, aby Albert się zdenerwował.

| zt x2


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]21.10.20 21:24
14 sierpnia

Równo tydzień dzielił je od nieszczęsnego wieczora spędzonego w towarzystwie nauki anatomii i ognistej whisky. Sześć dni - od pełnego płaczliwej paniki wyjca nadchodzącego o wczesnym poranku, tej okrutnie bezlitosnej, czerwonej koperty przytwierdzonej do sowiej nóżki. Wren była przekonana, że podobną atrakcję zapewniła jej matka, nie zaś znajoma alchemiczka przelękniona do cna owocem wspólnie spędzonego czasu pod światłem bladego księżyca, na wilgotnej trawie, w której zanikły wszystkie ich grzechy. Ale czy w ogóle takowymi były? Były doświadczeniem. A te winno się cenić jako jedyną pewną rzecz w życiu - bo tylko one miały realną wartość. I galeony.
Listownie zaprosiła zatem Frances poza granice skojarzonego z bezeceństwem mieszkania; przyjemnego, sierpniowego popołudnia zdecydowały się odwiedzić ogród magizoologiczny, by w końcu skonfrontować ze sobą myśli i niewypowiedziane jeszcze słowa. Prędzej czy później musiały to zrobić - zbyt wiele spraw wisiało w powietrzu niczym cierpliwe ostrze brutalnej siekiery. Gilotyny. Czy dziś przeznaczenie zetknie kolejne głowy, na wzór skazańców, których krew sączyła się w drewno podium ustawionego na Connaught Square? Oby nie - każda z nich była przecież dorosła, a wiek zobowiązywał, by do problemów podchodzić na chłodno. Rozwiązywać je, nie zaś pielęgnować, nie dbać o to, by urosły do monstrualnych rozmiarów i pożarły wreszcie przesiąknięty lękiem umysł. Frances musiała to zrozumieć. Przestać być zatrwożoną dziewuszką ledwie wylęgającą się z jaja adolescencji - bo, jak wcześniej, i teraz czekało na nią życie trudne, w którym problemów nie było brak. Dla żadnej z nich. Wren liczyła więc, że kilka dodatkowych dni pozwoliło jej porzucić troski i ostatecznie zrozumieć, że nic złego się nie stało. Przynajmniej jej - bo Azjatka wiele mogła na ten temat powiedzieć, wciąż rozdrażniona myślą powracającą do skojarzonej ignominii Elviry. Gdyby nie to, najpewniej dziś wspominałaby tamtą noc zupełnie inaczej.
- Frances - powitała ją miękko, a gdy alchemiczka zbliżyła się dostatecznie, czarownica ujęła ją pod rękę, prowadząc w przypadkowo obranym kierunku. Ludzi dokoła nie było zbyt wiele, gdzieniegdzie mijały pogrążonych we własnych rozmówkach przechodniów, którzy nie zwracali na nie uwagi; były anonimowe, były nikim, a ich grzech pozostawał nieodkryty. Jeśli Burroughs spodziewała się boskiej interwencji i błyskawicy z nieba uderzającej w nie jak tylko pogrążą się w dotyku, tak się nie stało - a Wren z premedytacją chciała pokazać jej bliskością, że nie miała jej niczego za złe. Gesty wyrażały więcej niż słowa - szczególnie w jej wypadku, często tak alergicznie reagującą na obcy dotyk. - Ochłonęłaś? Nie dostałam więcej wyjców, domyślam się więc, że nie jest już tak źle - zagadnęła beztroską melodią, podczas gdy dróżka kierowała je do sadzawki magicznego żaberta. Rozochocony najwyraźniej przyjemną pogodą Albert wyłonił głowę nad powierzchnię czystej wody i kumkał prześlicznie, choć jego oczy zdawały się tępić obecność jakiejkolwiek publiki; niezrażone przystanęły na mostku tuż nad jego akwenowym królestwem i czarownica oparła się łokciem o drewnianą barierkę, spoglądając w dół. Nie naciskała na Frances.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]22.10.20 2:24
Panna Burroughs stosowała metodę wyparcia. Nieprzyjemne poczucie winy zawisnęło na jej barkach, gdy uświadomiła sobie, co wydarzyło się pewnego wieczoru z którego… Nie pamiętała praktycznie nic. Po kilku dramatycznych listach i wylanych łzach musiała wrócić do normalności. Do pracy, zajmującej lwie części jej czasu, obowiązków… Z czym radziła sobie odsuwając od siebie temat tamtego wieczoru. Tak było najlepiej. Zakryć nieprzyjemne myśli obowiązkami oraz ważniejszymi tematami, odsunąć od siebie myśli najmocniej, jak tylko się dało. Sposób który stosowała od lat, uskuteczniając bardzo wybiórcze postrzeganie rzeczywistości. Nie wiedziała, czy powinna stawić się na spotkanie. Długą chwilę zajęło jej podjęcie odpowiedniej decyzji. Coś w środku podpowiadało jej, aby zwyczajnie odciąć się do poprzednich wydarzeń, narysować grubą kreskę i wrócić do życia bez nich… Z drugiej jednak strony, wspólne eksperymenty sprawiły, że polubiła Wren. I chyba winna była jej jakąkolwiek rozmowę.
Delikatne westchnienie uleciało z jej piersi, gdy zauważyła sylwetkę Wren. Ciemnoniebieski materiał kobiecej sukienki delikatnie tańczył wokół jasnych nóg, gdy powoli podchodziła do znajomej.
- Dzień dobry. - Przywitała się, nie musnęła jednak ustami jej policzka w powitaniu jak miała w zwyczaju, podświadomie chcąc trzymać niewielki dystans. Szaroniebieskie spojrzenie powędrowało do dłoni, jaka owinęła się wokół jej ramienia, odruchowo robiąc pół kroku w bok. Nie zrzuciła jednak jej dłoni, wiedząc, iż ten gest w jej wykonaniu znaczył wiele. Panna Burroughs nie czuła się pewnie w obecnym położeniu. Sytuacja była dla niej zupełnie nowa i nieznana.
- Chyba. Pracuję od świtu do zmierzchu, nie mam wiele czasu na rozmyślania na takie tematy. - Odpowiedziała, wzruszając delikatnie ramieniem. Aegis dbał o to, aby jej myśli gnały głównie w kierunku prowadzonych w jego pracowni prac. I była mu za to niezmiernie wdzięczna.
Spokojnie kroczyła dróżką prowadzącą do sadzawki żaberta. Nie przerywała ciszy, jaka między nimi nastała, nie mając pojęcia, od czego powinna zacząć. Szaroniebieskie spojrzenie wodziło między celem niewielkiego spaceru a twarzą towarzyszącej jej dziewczyny. Cisza wydawała się jej być nieprzyjemnie ciężka, a Frances czekała… W zasadzie nie była pewna, na co.
- Nie wiem, od czego powinnam zacząć. - Oznajmiła w końcu, gdy dotarły do barierki, oddzielającej sadzawkę Alberta od niewielkiej dróżki. Ciężkie westchnienie wyrwało się z jej piersi, a szaroniebieskie tęczówki skupiły się na żabercie.



Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]22.10.20 23:23
Tam gdzie Frances pożerały wątpliwości i wyrzuty sumienia, Wren zdawała się być ich kompletnie pozbawiona. Poruszała się swobodnie, miękko - jak zwykle, zupełnie jakby pijaną przeszłość pozostawiła za sobą, akceptując jej istnienie, lecz nie pozwalając, by w jakikolwiek sposób wpłynęła na obecną codzienność. Wyczuwała jednak wszystko, co buzowało pod delikatną, rumianą skórą alchemiczki. Rozumiała to. Czyż nie była wciąż tą samą Burroughs, która jeszcze do niedawna stroniła od wszelkiego rodzaju intymnej bliskości, zbyt nią zawstydzona? Coś zmieniło się w niej z perspektywy kilku miesięcy, może to nieprecyzyjnie prowadzona opowieść o panu Scaletcie, może śmiałość nabrana na skutek coraz prężniej rozwijającej się kariery - tego Azjatka stwierdzić nie mogła. Ale wydawało jej się właśnie przez to, że alchemiczka zniesie ciężar sytuacji o wiele łatwiej. Że nie powróci do swych zaściankowych lęków, a doceni wyniesioną z tamtego wieczora przyjemność - nie tylko tę tonącą w ogrodowych objęciach, ale przede wszystkim morał płynący z nauk Multon. Była cennym dodatkiem, z łatwością radziła sobie z obrzydliwym grzechem pozbawiającym tchu innego człowieka, wydawało się zatem, że znalazły doskonałą kandydatkę do dołączenia w ich szeregi, tak, jak wcześniej zapewniała Frances. Teraz runęło wszystko. Każdy plan, każdy pomysł, przekreśliły go niesnaski i nieporozumienia, buchające niczym pożar zawstydzenie. Wren nie naciskała - pozwoliła sytuacji toczyć się własnym biegiem, przywitała ją delikatnym uśmiechem zagubionym w jednym kąciku ust, a potem kiwnęła głową na znak zrozumienia.
- U tego profesora, tak? Gratuluję - osobiście - odparła, niezrażona niewielkim krokiem w bok, za pomocą którego złotowłosa z pewnością pragnęła uciec od zainicjowanego przez nią kontaktu. I nie pozwoliła jej na to. Przytrzymała rękę Frances, stanowczo, lecz mimo wszystko łagodnie, sugerując bezsłownym gestem, że nie istniał dziś taki kąt, w którym mogłaby się schować. Nie teraz, gdy znalazły się obok siebie. Zamiast tego po prostu prowadziła ją po ogrodzie zoologicznym, rozleniwiona w promieniach przyjemnego, letniego słońca, zadowolona z wolnego od własnej pracy popołudnia. - A czy w ogóle musisz zaczynać? - podjęła wątpiąco, ze spojrzeniem utkwionym w wystającej znad tafli główce magicznego stworzenia. Wciąż zaszczycało je melodyjnymi dźwiękami, jakie wydawać mogły tylko żaberty. - Nie odnajdziesz u mnie niezręczności, Frances. Nie mam ci niczego za złe, ty też nie powinnaś mieć niczego za złe - ani mnie, ani tym bardziej sobie samej. To nie czas na dziecięce rumieńce - pouczyła ją konkretnie, choć coś w jej oczach błysnęło kapryśnie, sugestywnie, gdy kątem spojrzała na towarzyszącą jej kobietę. Trwała wojna, Zakon Feniksa wciąż działał w cieniach, w kuluarach, raz na jakiś czas uderzając w spokojne społeczeństwo swymi terrorystycznymi atakami - a ona martwiła się, że ktoś za chwilę nieświadomej rozkoszy zamknie je w Azkabanie. - Rozchmurz się, porozmawiajmy o naszych planach. Chyba że nie masz już na nie czasu? - spytała, podejrzliwa myśl zdawała się sugerować, że teraz, pośród nowych obowiązków u profesora Laceworka, ich naukowe zabawy spadły na dalszy plan.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]23.10.20 21:46
Panna Burroughs wcale nie zniosła minionych wydarzeń łatwiej. Sytuacja w jakiej się znalazła była dla niej zupełnie nowa, wszelką przyjemność zabił alkohol wymazujący wspomnienia z jej głowy, pozostawiając nieprzyjemne poczucie winy.  Zeszłe wydarzenia kłóciły się z odebranym przez nią wychowaniem oraz naukami wpajanymi jej przez rodzinę. Nie potrafiła ułożyć myśli, jakie kłębiły się w jej głowie, uznając za bezpieczniejsze odsunięcie ich od siebie. Podług tego, co działo się w jej głowie, postać Elviry schodziła na bardzo daleki plan. Tak samo, jak wszelkie możliwe projekty, które mogłby być powiązane z jej osobą. I nie sądziła, że Wren będzie w stanie ją zrozumieć.
Delikatny uśmiech naznaczył malinowe usta, gdy temat zahaczył o jej obecną pracę. Wiedziała, że jest to powód do dumy, nawet jeśli zajmowała jej jeszcze więcej czasu niż poprzednia posada.
- Dziękuję. Nadal nie potrafię uwierzyć, że akurat mi przypadło to stanowisko. - Odparła, wzruszając delikatnie wątłym ramieniem. Praca u tak wyśmienitego profesora była dla niej zaszczytem oraz wielkim wyróżnieniem, którego z pewnością się nie spodziewała.
Nie lubiła być stawiana pod murem, bez jakiejkolwiek możliwości manewru. Dokładnie tak czuła się w tej chwili, gdy dłoń Wren trzymała jej rękę, nie pozwalając na ucieknięcie od powstałej bliskości. Malinowe usta zacisnęły się w wąską linię, gdy kolejne słowa padły z ust panny Chang, a spojrzenie uparcie obserwowało żaberta. Coraz mocniej nawiedzało ją przekonanie, iż Wren nie będzie umiała zrozumieć jej punktu widzenia. Ciężkie westchnięcie opuściło usta alchemiczki, która nie wypowiedziała ani jednego słowa, pozostawiając swoje myśli dla siebie. Nie widziała sensu by strzępić język na tłumaczenia w momencie, gdy druga strona zdawała się nie chcieć słuchać. Kolejne pytanie jednak, wymagało już jej odpowiedzi.
I wcale nie był to prosty temat.
- Mam wolne głównie wieczory i niedziele, rzadko kiedy również i sobotę. Nie ukrywam więc, że z czasem bywa u mnie ciężko… - Zaczęła, jedynie na chwilę przenosząc spojrzenie w kierunku Wren. Niczego jednak nie dało się wyczytać z szaroniebieskich tęczówek, panna Burroughs chowała się za doskonale znaną jej maską obojętności. - Nie sądzę, aby współpraca z Elvirą była możliwa. I nie chodzi o to, że obecnie nie chcę z nią rozmawiać, po prostu… - Blondynka wzięła głęboki wdech, szukając odpowiednich słów, jakich mogłaby użyć. - Niezmiernie denerwuje mnie wasze towarzystwo. Nie zrozum mnie źle Wren, naprawdę szczerze cię lubię, jednak gdy dołącza do nas Elvira… Nie potrafię was znieść. Nasze spotkanie w porcie było katorgą. Nawet nie wiesz, jak bardzo musiałam się namęczyć, żeby móc je zorganizować, a wy wolałyście się przepychać i prowokować, zamiast skupić na lekcji. - Czuła niewielki wyrzut względem koleżanek, iż tak zbagatelizowały wysiłek, jaki włożyła w przygotowanie lekcji. Gdyby nie ich przepychanki, z pewnością wyciągnęłyby z tego więcej. - Były momenty, gdy czułam się jakby wrzucono mnie do klatki z dwoma matagotami, próbującymi się zagryźć albo jakby ktoś posadził mnie na fiolce z miksturą buchorożca. I nie podoba mi się to. To, co dla was było zabawnymi żartami, dla mnie z pewnością nimi nie było. Nie lubię takiej atmosfery, niezmiernie źle mi się kojarzy… - Frances zrobiła kilka kroków w bok, by po chwili powrócić do panny Chang. Ważyła słowa, jakie miały paść z jej ust. Nie chciała przypadkiem urazić znajomej, była jednak pewna, że współpraca w takim gronie nie jest możliwa - nie dla niej, źle znoszącej podobną atmosferę, cholernie podobną do tej, jaka panowała podczas pijackich wyskoków wuja. - Nie jestem taka jak wy, Wren. I nigdy taka nie będę. Jeśli ta współpraca miałaby mijać w podobnych warunkach, z waszymi przepychankami i sporami bądź jak wy to nazywacie żartami, to ja się z tego wypisuję. Nie jestem w stanie pracować w takiej atmosferze, a moja dziedzina wymaga pełnego skupienia, aby nic nie skończyło się tragedią. - Odpowiedziała wyjątkowo szczerze, szaroniebieskie spojrzenie lokując na buzi towarzyszki. Sama pozostawała w ukryciu, pod maską zimnej obojętności, jaką przybrała na twarz. - Wiem, że lepiej dogadujesz się lepiej z nią, niż ze mną. To widać gołym okiem, nie musisz kłamać ani nic wyjaśniać. Jeśli tak bardzo chcesz ją w tym projekcie, nie widzę przeciwskazań. Róbcie, co uważacie za słuszne, zaplanujcie kolejne testy... Nie licz jednak, że się w nie zaangażuję. To nie jest współpraca dla mnie. - Ciężkie westchnienie opuściło usta alchemiczki. Nie widziała możliwości, aby współpracować w trójkę, z Wren i Elvirą wiecznie skaczącymi sobie do gardeł bądź przepychającymi się o błahostki. Takie otoczenie nie sprzyjało naukowym odkryciom, a panna Burroughs nie chciała marnować czasu ani nerwów na coś, co nigdy nie przyniesie żadnego wyniku.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]23.10.20 22:26
Słowa Frances były ciężkie, a jej lęk odnośnie urażenia Wren - jak najbardziej uzasadniony. Z każdą kolejną wiązką opuszczającą malinowe usta pogłębiała się zmarszczka na czole Azjatki, a jedynie wypracowane latami pokłady cierpliwości zabroniły obrócić się na pięcie i po prostu stąd odejść. Burroughs wydawała się upajać swoim bólem, niezadowoleniem, skrzywdzeniem, w mniemaniu czarownicy stawiała się zatem w środku cyklonu jako jedyna jego ofiara, najdotkliwiej potraktowana przez nieprzychylny, często brutalny los. Nie lubiła tego. Roszczeniowych argumentów wkładających pomiędzy jej własne wargi nigdy niewypowiedziane słowa, w dłonie nigdy nieuskutecznione gesty. Pierwszy raz alchemiczka przekraczała pewną cienką granicę między wątłą, rozkwitającą dopiero przyjaźnią a prawdziwym chłodem drzemiącym gdzieś w jej środku, wiecznym, niestrudzonym w swym istnieniu jak polujący na zwierzynę lew. Niezdolną była zamieść to pod dywan chwilowa uprzejmość oscylująca wokół pozyskanej niedawno pracy, nie zmywały już złego wrażenia zapewnienia o rzekomej sympatii, jaką darzyła ją Burroughs, i w pewnym momencie Wren zrozumiała, że poczuła się po prostu wykorzystana. Do czego? Do zaspokojenia jej naukowych ciekawości, do wszczepienia w niej większego poczucia stabilnego stania na własnych nogach, do zapewniania, że wierzyła w nią, w kwestionowaną przez świat siłę, jako być może jedyna istota na tym obrzydliwym, szarym padole? Dłonie machinalnie zacisnęły się na poręczy drewnianego mostu, a spojrzenie nie tkwiło już w żabercie. Wpatrywała się w dal. W coś zupełnie przypadkowego, nieistniejącego, oddychając ciężko chyba tylko po to, by nie wybuchnąć złością. Zagryzła zęby, wysłuchując niemal matczynego monologu o tym, jakimż to była niedobrym człowiekiem, jak to krzywdziła Frances swoim charakterem ścierającym się z Multon. Miała prawo do własnych zachowań, do niedoskonałości usposobienia, do pewnych reakcji, które silniejsze były czasem od zachowawczego umysłu - ale tam, gdzie ona nie rozumiała trosk Burroughs, tam Burroughs nie rozumiała jej. Różnicą było to, że ona nie oczekiwała od Frances owego zrozumienia.
- Bądź tak uprzejma by nie sugerować mi co chcę, a czego nie chcę - odezwała się w końcu lodowato, po długiej, zalegającej wokół nich ciszy. Po tym wszystkim, co je łączyło, Frances swobodnie zakładała, że poznana pierwszy raz w życiu Elvira miała dla niej większą wartość - niech tak będzie, niech myśli sobie w ten sposób, Wren z każdą minutą coraz mniej zależało na wyprostowaniu zaistniałego nieporozumienia. Czuła się urażona, bezpodstawnie o coś oskarżana, sugerowała przecież, że opuści tamten magazyn, jeśli to zapewni Frances pole do łatwiejszej nauki. Żadna z nich dwóch nie wyraziła na to zgody. A teraz na wokandę przyzywano tak nieziemski problem? - Od początku ta współpraca była przeznaczona dla ciebie. Ty stworzyłaś ten pomysł, a ja chciałam ci pomóc w jego realizacji - bo doceniam twoje możliwości - warknęła, niezdolna nagle kontrolować rozbudzonych w sobie emocji, a to zdarzało się nieczęsto. - Może doceniam je jako jedyna osoba na ziemi. Ale co z tego? Przecież wolę Multon, prawda? - słodki Merlinie, cóż za przedszkole. Elvira miała w sobie urok, przyciągała ją jak magnes, to odbywało się jednak zupełnie na innej płaszczyźnie, niż dotychczas kwitła jej znajomość z alchemiczką. Jak mogła tego nie rozumieć? Jak w całej swej mądrości mogła okazać się nagle tak głupia? Wren przybyła tu dziś by zapewnić, że nie musiały pisać się na coś, na co żadna z nich nie była gotowa. By przekonać do rozwiązania problemów zanim podejmą jakąkolwiek racjonalną decyzję. Tymczasem w odwecie dostawała to.
- Nie chcesz, proszę bardzo, do niczego nie będę cię zmuszać. Ani za nic nie będę cię przepraszać. Robiłam to już wcześniej, w magazynie - dziś mam dość - zapowiedziała ciężko. Przepraszała ją gestem, spojrzeniem, dotykiem, robiła to tak, jak umiała, ale najwyraźniej nie miało to żadnej wartości. Dobrze, niech tak będzie. Odwróciła się gwałtownie do Frances, wbijając w nią ostre spojrzenie czarnych oczu, w których skrzyła się uraza - jakiś dziwny ból, o którym nie miała zamiaru jednak wspominać. Nie był ważny. Kobiety zawsze zdradzały. Prędzej czy później - zdradzały jak jej matka, usilnie tworząc z niej złoczyńcę. Byłam dla ciebie taka miła, Frances - a ty chcesz to zniszczyć. - Nie martw się, nie zamierzam być dla ciebie antagonistą, skoro tak ci przeze mnie źle. Przyszłam tu powiedzieć ci, że możemy na razie kontynuować same, jeśli tak wolisz, dopóki nie opadną emocje - ale to już bez znaczenia - żachnęła się jeszcze, po czym znów odwróciła w bok, nie patrząc już na dziewczynę. Jeśli takie jest twoje życzenie, nikim dla ciebie nie będę.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]24.10.20 0:08
Ciężkie westchnienie uleciało z ust alchemiczki. Nie sądziła, że jej słowa aż tak urażą pannę Chang. W końcu… Mówiła jedynie to, co czuła. Jak czuła się w towarzystwie dwóch kobiet umieszczonych w jednym pomieszczeniu wraz z nią oraz że nie pasowała jej atmosfera, panująca podczas tamtego spotkania. Dwa, niezmiernie istotne szczegóły powiązane z możliwością wplątania panny Multon w ich mały eksperyment. Frances nie widziała takiej możliwości, nie miała ochoty na znoszenie kolejnych porcji tej, jakże ciężkiej dla niej do zniesienia atmosfery. Zbyt długo naginała własną wolę dla korzyści innych; zbyt długo dawała się wykorzystywać przez toksyczną rodzinę. I nie chciała znów znaleźć się w momencie bądź relacji, gdzie jej uczucia zejdą na dalszy plan.
Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło po twarzy azjatki, gdy ta wyrzucała z siebie kolejne słowa, pozbawione wcześniejszej uprzejmości. A może ta uprzejmość nigdy między nimi nie istniała? W tym momencie nie była w stanie tego powiedzieć. Ciemnowłosej nie udało się wbić w nią szpili. Panna Burroughs w sercu nadal nosiła słowa Daniela, jakie wypowiedział podczas jednego z wielu wspólnych obiadów. Wiedziała, że Wren nie jest jedyną osobą która wierzyła w jej możliwości; która doceniała wiedzę jaka znajdowała się w jej głowie. Najwidoczniej jednak, jej delikatny charakter zdawał się być przeszkodą w nakreślonej współpracą znajomości. Cisza ponownie zawisnęła między nimi, gdy panna Burroughs warzyła kolejne słowa, jakie miały ulecieć z jej ust. W pierwszej chwili miała po prostu ochotę odejść. Zostawić sprawę za swoimi plecami; skupić się na pracy, prywatnych projektach oraz innych relacjach, nie powiązanych z wyrzutami sumienia bądź złą atmosferą.
Wahała się, przez chwilę zwyczajnie obserwując kobietę. Z dłońmi założonymi na piersi, obojętnością wypisaną na twarzy, jedynie w spojrzeniu zdradzając wahanie.
- Źle rozumiesz moje słowa, Wren. - Zaczęła w końcu, samej nie wiedząc czemu postanowiła wypowiedzieć kolejne słowa, zamiast zwyczajnie odwrócić się i pozostawić ją tutaj samą w towarzystwie jedynie ciężkiej ciszy. - Nie oczekuję kolejnych przeprosin. Pisałaś w liście, że musimy rozważyć zaangażowanie w to Multon, dlatego powiedziałam ci, jak czuję się gdy próbujemy coś robić w trójkę. Nie jest mi źle przez ciebie. Lubię twoje towarzystwo, śmiałabym nawet stwierdzić, że zwyczajnie lubię ciebie… - Bo lubiła Wren. Zwyczajnie, po koleżeńsku zdążyła zapałać do niej zwykłą, czystą sympatią. Doceniała to, co panna Chang dla niej zrobiła. Doceniała również jej towarzystwo… Z pewnym wyjątkiem, gdy w ich otoczeniu znajdowała się również jasnowłosa uzdrowicielka. - Jest mi źle, gdy próbujemy zrobić coś w trójkę. Nie znoszę takiej atmosfery gdyż spędziłam w niej piętnaście lat swojego życia. Mam dość kłótni, sporów oraz wiecznego skakania sobie do gardeł, a mam wrażenie, że wy nie potraficie inaczej. Macie podobne charaktery, mam wrażenie, że dogadujecie się między sobą dużo lepiej, niż ja z którąkolwiek z was. Nie dziw się więc, że czuję się jako zbędne koło. W dodatku przewrażliwione, gdyż nie umiem funkcjonować w takiej atmosferze… - Spokojnym, opanowanym tonem głosu tłumaczyła to, co miała na myśli, mając nadzieję, że Wren otworzy złość na bok i chociaż odrobinę zrozumie to, o co jej chodziło. W końcu, to nie ona była problemem, a ktoś zupełnie inny. - Nie powiedziałam również, że nie chcę kontynuować tej przygody jedynie z Tobą… Nie wiem jednak, czy jesteśmy w stanie dogadać się co do przyszłości projektu. Mówisz na razie, a ja wiem, że nie będę w stanie współpracować z Elvirą. Nie umiem pracować w atmosferze, jaką wokół siebie roztacza, jednocześnie prowokując ciebie. Muszę mieć możliwość, aby w pełni skupić się na działaniach, a nie będę w stanie tego zrobić, cały czas czując się, jakbym balansowała na fiolce mikstury buchorożca i upewniając się, że jeszcze się nie zabiłyście. - Zmęczenie pojawiło się na delikatnej twarzy alchemiczki. Była zmęczona tematem uzdrowicielki; sporem z Wren oraz tym wszystkim, co było powiązane z ich ostatnim wspólnym wieczorem.
Kolejne ciężkie westchnienie uleciało z jej ust, gdyż gdzieś w środku spisała już tę relację na straty.
- Nie ty jesteś antagonistą, lecz ona. I nie zmienię swojego zdania. - Dodała, robiąc pół kroku w jej kierunku. Powinna otoczyć ją ramionami, uspokoić zszargany umysł… Nie potrafiła jednak tego zrobić, nadal nie wiedząc, czy w ogóle powinna jej dotykać po ostatnich wydarzeniach. Ostrożnie wyciągnęła ku niej dłoń, by na jedną krótką chwilę zacisnąć palce na jej dłoni. Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło niepewnością, a panna Burroughs zabrała dłoń równie szybko, jak ją wyciągnęła.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]24.10.20 1:29
Obojętność, jaką dostrzec można było w Frances, jedynie dolewała oliwy do ognia. Podkreślała jej niezainteresowanie tematem, jej egocentryczną chęć doprowadzenia do założonego scenariusza. A gdy tego nie dostawała, reagowała nicością. Chłodem, bezczelnym i obraźliwym, odsłaniając najwyraźniej swą prawdziwą naturę. Wystarczył tylko potok słów, a potem kilka gestów, by percepcja runęła w zgliszczach. I choć emocje buzujące w Azjatce były stanowczo za silne, uderzyły w nią tak, że przez moment zapragnęła dobyć różdżki i wymierzyć sprawiedliwość za nadszarpnięte nerwy wprost na rumianej, młodej skórze alchemiczki, by zapamiętała ją raz na zawsze. Nie tak jak dotyk nad stawem, upojony alkoholem, gorący i pełen pasji. Chciała zadać jej ból, udowodnić, że mogła być dla niej nikim, lecz to scenariusz, którego urzeczywistniać Burroughs nigdy nie powinna - i od środka pożerał ją ogień, dopóki gardła złotowłosej nie opuściło stosowne wytłumaczenie. Krok po kroku otwierała jej oczy. Ukazywała sens swych pierwotnych słów, przedstawiała je inaczej, tak, by Wren mogła zrozumieć je bez projektowanej nań percepcji lat skumulowanej, fałszywie implementowanej w niej winy. Uścisk dłoni na drewnianej balustradzie nieco się rozluźnił, a spięte mięśnie zdawały się mięknąć z każdym oddechem wypełniającym doszczętnie jej płuca.
Utonęła we własnej ciszy. Przez długi czas nie reagowała na słowa Frances, znów wpatrzona w upstrzoną zielenią dal, gdy do świadomości powoli docierał fakt, że - być może - zareagowała zbyt gwałtownie. Pierwszy raz od dawien dawna pozwoliła sobie na podobne puszczenie wodzy trzymających w krótkim uścisku jej uczucia, dała im możliwość wzburzonego tańca pośród nieporozumień i wzajemnego niezrozumienia. Odetchnęła ciężko, gdy alchemiczka ucichła w końcu, a jej słowa zawisły w otaczającym je powietrzu; jeszcze przez chwilę trawiła ich znaczenie, wyzuta nagle z wcześniejszej wściekłości kierującej każdym ruchem, każdą, nawet najdrobniejszą reakcją. Ale czy można było się dziwić - temu wszystkiemu? Na przestrzeni okrutnie krótkiego czasu wydarzyło się tak wiele, nic dziwnego, że do głosu pośród nich prędzej czy później doszedł wybuch. Musiały dać upust skumulowanym od wspólnego wieczora myślom, emocjom, wyzbyć się ich, by raz na zawsze przestały zatruwać normalność. Wren cmoknęła cicho językiem, ten kliknął o podniebienie, i odwróciła się do dziewczyny, bez pozwolenia ujmując jej twarz w dłonie. Łagodnie. Bez agresji, bez użytku siły, której i tak miała w sobie przecież niewiele.
- To sprawa między wami. Załatwicie ją same - zdecydowała; najwyraźniej najbezpieczniejszą opcją było nie mieszać się w sprawunki dwóch naukowczyń, nie pchać się między młot a kowadło, dzisiejsze doświadczenie uczyło bowiem, że to skutkowało jedynie ciosem rykoszetu. - Nie daj mi rozumieć, że robię ci krzywdę. Wiesz, że tego nie chcę - a na podobne myśli mogę reagować tak, jak żadna z nas sobie nie życzy - przyznała twardo, z uporem wpatrując się w stalowobłękitne, znajome tęczówki. Ich bliskość była inna - pozbawiona namiętności czy dwuznaczności, była czysta, niezależnie od tego, co miało miejsce jeszcze jakiś czas temu. To bez znaczenia. Z westchnieniem Azjatka pokręciła głową z politowaniem, ze zrezygnowaniem, po czym przycisnęła usta do czoła Burroughs, zanim pozwoliła jej umknąć - jeśli tego chciała. Wyglądało na to, że najgorsze miały już za sobą. - Zajmij się nową pracą, oswój z nią. Potem pomyślimy co dalej - miały przecież czas, o ile mugole wyginęli na dobre w Londynie, o tyle ona była zdolna wyciągnąć ich z każdego innego brytyjskiego zakątka, by w nieprzyzwyczajone do magii gardła wlać gamę wyselekcjonowanych eliksirów. Poczekają na nie, na to, jak obie nabiorą sił i przekonania, że nadszedł odpowiedni moment. - Ten twój profesor - jak się nazywa? Pewnie go nie znam, ale przynajmniej zapamiętam nazwisko. Nauczy cię czegoś przydatnego? - spytała po chwili, szczerze zainteresowana. O nowym stanowisku Frances opowiedziała jej dotychczas stosunkowo niewiele, a o mentorach zawsze słuchała z uwagą. Znów spojrzała na żaberta, który nagle zamilkł, jakby z wymalowaną dezaprobatą wpatrując się w nie spod tafli czystej wody - chyba mu przeszkodziły; czarownica zmarszczyła brwi. - Widziałaś kiedyś równie brzydkie zwierzę?



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]24.10.20 23:59
Obojętność była tym, za czym zwykła chować się eteryczna alchemiczka. Nie miała pojęcia, jak panna Chang mogła to odebrać. Nawyk ten był automatyczny, wyrobiony przez wszystkie lata spędzone w paskudnych dokach. Ta część przeszłości nadal w niej pozostawała, nawet jeśli port opuściła już całe trzy miesiące temu.
Czekała spokojnie, uważnie obserwując twarz towarzyszącej jej kobiety. Obserwowała, jak złość powoli ulatuje z jej spojrzenia, a mięśnie powoli rozluźniają się pod wpływem zaserwowanych jej wydarzeń. Nie chciała, by ta opacznie odbierała jej słowa. W pierwszej chwili chciała się odsunąć; nie pozwolić delikatnym dłoniom znaleźć się na jej twarzy; odtworzyć dystans, jaki dzielił je podczas tego spotkania. Wren jednak okazała się się szybsza, układając dłonie na jej skórze zanim panna Burroughs podjęła próbę ucieczki. Nadal nie do końca wiedziała, jak powinna zachowywać się po tym wszystkim, co miało miejsce jeszcze kilkanaście dni temu, a panna Chang z pewnością mogła zauważyć niepewność, błyszczącą w szaroniebieskim spojrzeniu.
Kiwnęła delikatnie głową, nie komentując jej słów dotyczących Elviry. Nie miała najmniejszej chęci na spotkanie z uzdrowicielką bądź załatwianie czegokolwiek w jej towarzystwie. I nie zanosiło się, aby w najbliższym czasie była skora zmienić zdanie, zwłaszcza po listach, jakie ta jej wysłała. Nie drążyła jednak tematu, nie chcąc psuć nadal cienkiego porozumienia, do jakiego między nimi doszło.
- A Ty nie zakładaj z góry, że uważam cię za antagonistę. Jeśli mnie skrzywdzisz, powiem ci to wprost. A jeśli nie jesteś pewna, jak coś odebrać, zwyczajnie zapytaj, Wren. - Z pewnością dałaby jej odczuć, jeśli Azjatka w jakikolwiek sposób by ją zraniła. Kto wie, może nawet obyłoby się bez podłego eliksiru dolanego do filiżanki z herbatą. Panna Burroughs była jednak pewna, iż inicjatywa w tej kwestii leżała po obu stronach - jeśli chciały uniknąć podobnych konfliktów, obie musiały coś od siebie dać. Uśmiechnęła się lekko, gdy usta Azjatki spotkały się z jej czołem, po czym ostrożnie, na jedną krótką chwilę owinęła wokół niej ramiona w niemal siostrzanym uścisku.
Plan był dobry. Nowe stanowisko wymagało od alchemiczki sporego zaangażowania, a ich niewielki eksperyment z pewnością nie ucieknie. Zwłaszcza, że znała kogoś, kto byłby w stanie pomóc zapewnić odpowiednie obiekty… Obie jednak zdawały się potrzebować czasu, aby podejść do kolejnej próby.
- Aegis Lacework. To wybitny alchemik, nie posiadam nawet połowy wiedzy, jaką posiada on. To… Otwiera przede mną drzwi, które do tej pory były przede mną zamknięte. Asystuję przy jego badaniach, a on chce przekazać mi całą wiedzę, jaką posiada. Och, nawet nie wiesz, jak wiele to znaczy…  - Odpowiedziała z błyskiem w szaroniebieskim spojrzeniu. Od dziecka marzyła o wielkich osiągnięciach, które mogłyby zapisać jej nazwisko na kartach historii. Propozycja profesora Lacework otwierała przed nią ścieżkę którą, jeśli będzie sumiennie podążać, mogłaby dojść do wymarzonego przez siebie celu. - Większość naukowców niechętnie patrzy na kobiety w naukowym świecie. Aegis nie chciał ucznia przez wiele lat, dopiero mi oferując to stanowisko. Wiesz, nie mogłam odrzucić takiej propozycji. - Dodała, delikatnie wzruszając wątłymi ramionami i mając nadzieję, że przyjdzie dzień w którym osiągnie swój cel.
Szaroniebieskie spojrzenie z ogniskowało się na żabercie, siedzącym w sadzawce. Faktycznie nie należał do najpiękniejszych istot.
- Kiedyś… - Zaczęła, kojarząc widok Alberta jedynie z jednym stworzeniem na tej ziemi. - Jak jeszcze pracowałam w szpitalu, spotkałam w poczekalni jednego z kumpli mojego starszego brata… - Malinowe usta skrzywiły się lekko, nie będąc w stanie wspominać bez tego Keatona. - Zapijaczony, zachrypnięty bażant. Pod wpływem dziwnego psikusa jego ramię zamieniło się w skrzydło. Musieliśmy uszyć mu koszulę z pokrzyw, a że jako jedyna umiałam szyć, mi przypadła ta robota. Zabrałam go do pracowni i poprosiłam, aby zdjął koszulę… Ale ten źle mnie zrozumiał i rozebrał się do naga. - Frances wzdrygnęła się i pokręciła głową, chcąc usunąć tamten obraz z wyobraźni. Złote pukle zatańczyły wokół delikatnej twarzy. - Przeprosił mnie, nawet naprawił łódkę w moim stawie w ramach przeprosin, nadal jednak uważam, że widok nagiego Bojczuka był najgorszym, jaki przyszło mi widzieć. - Z nutą rozbawienia dokończyła opowiastkę. Johny odpokutował swoje winy, udało mu się nawet zaskrobić sympatię eterycznej alchemiczki, zwłaszcza po długich, barwnych opowieściach… Nadal jednak nie lubiła go na tyle, by chcieć oglądać go bez ubrań. Zwłaszcza teraz, gdy do jej świadomości coraz częściej powracało wspomnienie pewnego, przypadkowego spotkania… Delikatne westchnienie uleciało z dziewczęcych ust.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]25.10.20 21:41
Tam, gdzie jeszcze moment temu królowały wzburzone emocje, osiedlał się spokój. Wren kiwnęła głową, zgodziła się z upominającymi jej prędkie rozumienie słowami Frances i uśmiechnęła kącikiem ust, przyjmując to jako obopólną kapitulację. Elvira nie mogła okazać się między nimi kością niezgody - nie była bowiem jedyną zdolną uzdrowicielką kroczącą po tym świecie, zastąpić ją mogły innym, dowolnym nazwiskiem, którego skojarzone usposobienie mniej ścierałoby się z jej własnym, jeśli Frances rzeczywiście nie mogła poprawnie funkcjonować w atmosferze ciskanych dokoła iskier i wiszących w powietrzu ostrzy. Nie zwykła pytać - nie zwykła prosić o wytłumaczenie, czasem zbyt skora wyciągać własne wnioski, nawet błędne, na nich opierając całą podążającą narrację. Dlatego trudno było jej obcować z kobietami - na płaszczyźnie innej niż zawodowa, wymagającej od niej większego emocjonalnego zaangażowania i reakcji. Zdecydowała zatem pozostawić Frances i Elvirę samym sobie. Prędzej czy później dojdą do porozumienia lub finalnie skoczą sobie do gardeł, rozrywając wątłą nić potencjalnego rozejmu, sprawią, że ten stanie się niemożliwy do osiągnięcia, a ich drogi rozejdą finalnie. To jej nie dotyczyło. Ważnym było tylko to, by nikt nie stawał między nią a Burroughs.
- Skąd ten nagły altruizm? - spytała gdy ręce Frances owinęły się wokół jej korpusu, coś zgrzytało jej w nieuzasadnionej zmianie postawy mędrca ni z tego, ni z owego proponującego posadę młodej, pojętej uczennicy. Nie dopatrywała się w tym jednak drugiego dna, nieprzyzwoitego, wszak do umysłu alchemiczki wielu było zbyt daleko, nie byli w stanie dogonić jej wiedzy i umiejętności, tracili punkty już w przedbiegach. Ale coś musiało sprawić, że ów Lacework tak niespodziewanie zmienił zdanie - intrygowało ją to, spojrzała zatem na towarzyszkę z ciekawością, licząc, że jakoś jej to wyjaśni. - Dlaczego chce przekazać ci całą swoją wiedzę, nie jej ułamek? To dość nieoczekiwane zachowanie jak na kogoś, kto wcześniej nie życzył sobie nikogo u swojego boku - na głos wypowiedziała pojawiające się w głowie myśli. Frances zrobiła dobrze - przyjmując posadę. Azjatka obawiała się jedynie kolejnej, nieoczekiwanej zmiany zdania ze strony najwyraźniej kapryśnego starca, która mogłaby okazać się dla niej ciosem w powoli wznoszoną z popiołów świadomość własnej wartości. Liczyła też, że rzeczony Aegis dobrze ją traktował. Ale jeśli jako jeden z nielicznych dostrzegł w niej potencjał i zaproponował wkroczenie do zupełnie nowego, potężniejszego świata, czy mogło być inaczej?
Wsłuchiwała się w historię złotowłosej z budzącym się na twarzy grymasem pobłażliwości. Gdy wspominała o wątpliwej urodzie Alberta, z pewnością nie oczekiwała, że Frances odpowie jej podobną rewelacją - spojrzała zatem na nią kątem oka, w końcu wypuszczając dziewczę z objęć, i znów podparła się o drewnianą balustradę. Żabert już na nie nie patrzył. Znikł pod wodą, musiał zmienić miejsce swego przesiadywania, zapewne zbyt urażony padającymi z góry komentarzami, jeśli rozumiał ich sens.
- Nagi Bojczuk rzeczywiście może wywołać traumę - parsknęła, przypominając sobie ostatnie z ich wspólnych spotkań. A właściwie - szczątkowe jego wspomnienia, zielona wróżka zadbała bowiem o to, by Wren z przebiegu wspólnego oddania sztuce pamiętała niewiele. - Ale rozbestwiłaś się ostatnio, Frances. Powinnam być zaniepokojona? - zapytała potem, odwróciła głowę w jej kierunku, obdarzając alchemiczkę dłuższym, odrobinę nieodgadnionym spojrzeniem. Nie winna zwracać jej uwagi, nie była przecież matką Burroughs, ale coś w jej ostatnich wyczynach smakowało niepoprawnie, skwierczało między zębami i przyrównywało ją do budzącej się z wieloletniego letargu bestii. Tylko nie takiej, jaką pierwotnie wyobrażała sobie Wren. - W ogrodzie opowiadałaś nam o Scaletcie, teraz słyszę, że bez ubrania wystąpił przed tobą kolejny wypłosz. Jak to z tobą jest, kugucharze? Czyżbyś miała w sobie więcej niepokorności, niż pozwalasz nam wszystkim myśleć? - W jej oczach błysnęło rozbawienie, igrała z nią, nie po to, by sprawić przykrość, a po to, by po prostu dowiedzieć się więcej. Zrozumieć - jak zresztą chciała tego Frances.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Sadzawka żaberta Alberta [odnośnik]27.10.20 0:44
Ciche westchnienie uciekło z piersi panny Burroughs. Sama do pewnego czasu nie była pewna, co dokładnie zmieniło zdanie profesora. Wiedziała, że posiada ogromną wiedzę; wiedziała również, że jej umiejętności znacznie przekraczają umiejętności innych alchemików, z którymi przyszło jej pracować w szpitalu. Brak odpowiedniej pewności siebie sprawiał jednak, że Frances nie sądziła, aby jej umiejętności były na tyle interesujące, żeby nagle zmienić decyzję wielkiego alchemika. Dopiero po kilku dniach pracy zrozumiała, co sprawiło, iż podjął decyzję o podjęciu ucznia. Wychodziło na to, iż była najlepszą kandydatką na to miejsce, nawet jeśli sama nie była w stanie uwierzyć w to w pełni.
- Jest chory. Ponoć dość poważnie. Uznał więc, że najwyższa pora przekazać komuś swoją wiedzę, aby ktoś kontynuował jego dzieło. Twierdzi, że jestem jedyną osobą, której może ją przekazać bo inni mają zbyt mocno zamknięte umysły… Ile w tym jednak prawdy, nie mam pojęcia. - Odpowiedziała, delikatnie wzruszając wątłym ramieniem. Wypracowane przez toksyczną rodzinę poczucie niskiej wartości ponownie się odezwało, nie pozwalając jej w pełni uwierzyć, iż zaskrobiła sobie tę posadę własnymi umiejętnościami. Była ciekawa zdania Wren na ten temat, coraz przychylniej spoglądając w jej kierunku. Wiedziała, że ta w nią wierzy. I że chce dla niej dobrze, a sama ta świadomość działała niezwykle dobrze na młodą alchemiczkę.
Opowiedziała historię, w zasadzie nie zdziwiona faktem, iż Wren również przyszło znać tego zachrypniętego, acz całkiem sympatycznego, bażanta.
- Och, powinnaś mnie widzieć. W pięknym stylu wpadłam w panikę i rozpłakałam się niczym głupia gęś. - Odpowiedziała odrobinę żartobliwie. Była wrażliwą kobietą i dla nikogo nie powinno być to zaskoczeniem. Niespodziewane obnażenie wywołało u niej widowiskowy atak paniki, nie mający w sobie żadnych, chociażby najmniejszych podtekstów.
- Och, nie powinnaś! Wierz mi, Bojczuka nie tknęłabym nawet różdżką. Znam go długo, jeszcze zanim zaczęłam pracę w Mungu. I nie raz miałam okazję oglądać jego sztuczki na biednych kelnerkach… - Mruknęła, z odrobiną przestrogi w głosie. Ostatnim czego chciała, to by Wren wpadła w jego sidła. Nawet jeśli była pewna, że z pewnością byłaby w stanie porachować mu kości. Usta alchemiczki zacisnęły się w cienką linię, gdy wypowiedziała kolejne słowa.
- Naprawdę Ci opowiedziałam? Och… Nawet nie wiesz, jak się wstydzę… - Policzki panny Burroughs zarumieniły się, przybierając intensywnie czerwoną barwę. Ciężkie westchnienie opuściło jej usta. - Ja… Po prostu mam wrażenie, jakby świat wywrócił się do góry nogami, Wren. I nie do końca wiem, jak powinnam sobie z tym poradzić. A czasami… Czasami dokucza mi samotność. Mama zwykła mawiać, że jestem za mądra i za brzydka, żeby znaleźć kogoś, kto byłby w stanie mnie pokochać. I coraz bardziej mam wrażenie, że miała rację… - Wyznała cicho, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. Wypowiedziała to, czego jeszcze do niedawna starała się do siebie nie dopuszczać. - Ale chyba przejdę na totalną abstynencję. Alkohol raczej mi nie służy, po za tym… Jest jedna osoba, która ostatnio coraz częściej pojawia się w moich myślach. Nie mam jednak pojęcia, co z tego będzie… - Nuta melancholii wkradła się w tony jej głosu. Czas zdawał się być jedynym rozwiązaniem do wielu zagadek, jakie nagle pojawiły się w jej życiu. Zagadek, których nie była w stanie rozwiązać długim studiowaniem podręczników oraz jeszcze dłuższymi ciągami obliczeń.

| zt. x2


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Sadzawka żaberta Alberta
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach