Zagroda hipogryfów
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zagroda hipogryfów
Hipogryfy to wyjątkowe, dumne stworzenia; w ogrodzie są aż trzy sztuki, dwie samice i jeden samiec. Zagroda jest oddzielona od deptaka, ale furtka do tych stworzeń pozostaje otwarta - można wejść do środka i spróbować zapoznać się z hipogryfami. Nie można jednak przejawiać przy nich lekceważenia, hipogryfom należy się głęboko kłaniać i oczekiwać na reakcję z ich strony.
W żłobie tuż przy furtce leży kilka smakołyków, pociętych kawałków świeżych dyń, jabłka, rzadziej niewielkie surowe kurczaki. Mówią, że przez żołądek wiedzie najkrótsza droga do serca.
W żłobie tuż przy furtce leży kilka smakołyków, pociętych kawałków świeżych dyń, jabłka, rzadziej niewielkie surowe kurczaki. Mówią, że przez żołądek wiedzie najkrótsza droga do serca.
Praca fizyczna nie była czymś do czego przywykła i nie powinno to nikogo dziwić. W końcu należała do rodu Burke. Jednak, nie była też z tych, co nigdy się fizycznie przy pracy nie zmęczyła. Dzieci rodu Burke były uczone odpowiedzialności i szacunku do pracy innych. W Durham panowała jedna z zasad, że jeżeli chcesz jeździć konno masz obowiązek zajmować się swoim wierzchowcem. Łącznie ze sprzątaniem mu w boksie. Także wszystkie dzieci, a później nastolatkowie i jako dorośli wywozili kasztany na taczkach, sprzątali poidła, zaścielali słomą boksy i czyścili swoje konie. Dlatego też chwycenie za widły oraz przerzucanie zużytej słomy wcale nie było takie trudne dla młodej czarownicy. Choć zapewne wielu dziwiło, że potrafiła tak sprawnie nimi operować. Nie miała zamiaru się przyznawać na razie, że tylko to potrafiła. Na jej szczęście nikt nie uznał za konieczne podejść i zaczepić lady Burke zadając przy tym niewygodne pytania.
Zamiast tego usłyszała radosny głos kobiety, która zarządzała sprzątaniem, a potem zaraz drugi, który już kojarzyła i gdzieś słyszała.
Podniosła wzrok na Yanę, opierając się na widłach.
-Witamy w zagrodzie dla hipogryfa. - Uśmiechnęła się do dziewczyny uprzejmie i gestem ręki zachęciła, aby weszła do środka. -Jest sporo roboty. Musimy doprowadzić do czysta tę zagrodę nim lokator znów w niej zamieszka. Na razie wybieram ściółkę, ale możesz zobaczyć w jakim stanie są poidła. - Wskazała kamienne budowle, gdzie stworzenie miało mieć stały dostęp do wody. -Gdzie wcześniej byłaś? - Zagadnęła pannę Blythe od razu ciekawa, co się dzieje w innych miejscach w kraju i jak wielkie są zniszczenia. Jedno to było wyobrażenie o nich, a czymś całkowicie odmiennym to jak faktycznie kraj wyglądał. Smugi zaschniętej krwi na dłoniach Yany nie uszły jej uwadze, ale nie skomentowała tego faktu. Fakt, że została źle przydzielona czy wysłana wcale jej nie dziwił, podejrzewała, że takich omyłek było całkiem sporo w dobie kryzysu i próby poradzenia sobie z katastrofą jaka ich spotkała. -Jak twój ojciec? - Dopytała jeszcze, pamiętała, że ta opowiadała jej o swoim ojcu, który również zajmował się wytwarzaniem talizmanów i zaraził tą pasją swoją córkę.
Zamiast tego usłyszała radosny głos kobiety, która zarządzała sprzątaniem, a potem zaraz drugi, który już kojarzyła i gdzieś słyszała.
Podniosła wzrok na Yanę, opierając się na widłach.
-Witamy w zagrodzie dla hipogryfa. - Uśmiechnęła się do dziewczyny uprzejmie i gestem ręki zachęciła, aby weszła do środka. -Jest sporo roboty. Musimy doprowadzić do czysta tę zagrodę nim lokator znów w niej zamieszka. Na razie wybieram ściółkę, ale możesz zobaczyć w jakim stanie są poidła. - Wskazała kamienne budowle, gdzie stworzenie miało mieć stały dostęp do wody. -Gdzie wcześniej byłaś? - Zagadnęła pannę Blythe od razu ciekawa, co się dzieje w innych miejscach w kraju i jak wielkie są zniszczenia. Jedno to było wyobrażenie o nich, a czymś całkowicie odmiennym to jak faktycznie kraj wyglądał. Smugi zaschniętej krwi na dłoniach Yany nie uszły jej uwadze, ale nie skomentowała tego faktu. Fakt, że została źle przydzielona czy wysłana wcale jej nie dziwił, podejrzewała, że takich omyłek było całkiem sporo w dobie kryzysu i próby poradzenia sobie z katastrofą jaka ich spotkała. -Jak twój ojciec? - Dopytała jeszcze, pamiętała, że ta opowiadała jej o swoim ojcu, który również zajmował się wytwarzaniem talizmanów i zaraził tą pasją swoją córkę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
I Yana nie była przyzwyczajona do pracy fizycznej, choć nie była też nigdy typem dziewczyny, co tylko leży i pachnie, i nigdy nie brudzi delikatnych rączek. Kiedy była dzieckiem, to intensywnie poznawała okolice swego domu wraz z braćmi, nie bała się pobrudzenia rąk czy sukienek, wspinania po drzewach, latania na miotle ani innych tego typu rozrywek. Za dzieciaka nie raz wracała do domu umorusana, ale bardzo z siebie zadowolona, co jej matkę doprowadzało do białej gorączki i nieustannych tyrad na temat tego, że Elia nigdy się tak nie zachowywała i że Yana powinna brać z niej przykład, a nie z braci, którzy byli chłopcami i im wolno było więcej.
Nie robiła więc żadnego dramatu z tego, że miała się dzisiaj trochę pobrudzić. Po Nocy Tysiąca Gwiazd ludzie mieli dużo gorsze zmartwienia, więc doceniała to, że żyła, była zdrowa i sprawna, a pochodzenie zobowiązywało do pewnej solidarności społecznej. Ministerstwo i jego pracownicy dwoili się i troili, ale sami najwyraźniej nie byli w stanie zrobić wszystkiego, i dlatego potrzebowali pomocy młodych, sprawnych obywateli. Kraj w którym żyli był dobrem wspólnym wszystkich mieszkańców i wszyscy musieli w jakiś sposób zadbać o to, by przywrócić go do ładu. Niemniej jednak była bardzo zaskoczona, że do takich prac zaangażowano nawet szlachcianki, bo wydawało jej się, że ze swoimi przywilejami są ponad czarodziejów spoza Skorowidzu, i że będą mogły bezkarnie uchylić się od pracy. Ale wiedziała też, że Primrose nie była jak typowe damy, i za to zawsze ją ceniła.
Weszła do zagrody, rozglądając się. Hipogryfa nigdzie nie było widać, zapewne został wyprowadzony na czas porządków. Yana może nigdy nie miała prywatnego konia tylko dla siebie, bo jej ojciec nie miał aż tyle pieniędzy co szlachetne rody i nie mógł kupić po jednym dla każdego z dzieci. Dlatego był jeden na całą rodzinę, dopóki jakiś rok czy dwa temu nie wyzionął ducha ze starości, i współdzieliła go z rodzeństwem, więc czasem zdarzało jej się pomagać im przy oporządzaniu jego i jego boksu, oczywiście kiedy nie widziała tego matka. Nie było jej więc całkowicie obce to, co miała tutaj robić.
- Jasne, sprawdzę je – rzekła. – Wcześniej byłam na Bedford Square, miałam pomagać w opatrywaniu ludzi, którzy wdali się w bójkę podczas porządków. Ale przyznam szczerze, że już wolę pracować przy zwierzętach. – Cóż, tu raczej nie groziło jej, że jakiś awanturujący się czarodziej da jej w nos jak uzna, że źle go opatrzyła albo że zajęła się nim zbyt późno. W końcu ktoś tam wskutek bójki nawet umarł, to znaczyło, że nastroje były bardzo napięte i łatwo było o kolejne sceny przemocy. Uzdrowiciele musieli mieć naprawdę stalowe nerwy, a Yana jeszcze w Hogwarcie uznała, że ta ścieżka kariery to zupełnie nie jej bajka.
Sprawdziła poidła; były w całości, ale wodę należało wymienić. Wylała więc tą, która była brudna, i zabrała się za szorowanie brudnych kamiennych pojemników, by później można było napełnić je świeżą, czystą wodą.
- Ojciec miewa się dobrze, całe szczęście żaden fragment nie uderzył w nasz dom. A ja byłam tamtej nocy na obchodach ostatniego dnia festiwalu w lesie Waltham, szczęśliwie też udało mi się w porę uciec... – odpowiedziała, wciąż czując ulgę, że ta tragiczna noc oszczędziła jej rodzinę. Zbyt wiele już tragedii na nich spadło przez ostatnie dwa lata, choć tamtej nocy, kiedy ukrywała się z kuzynką i jej znajomymi w londyńskich podziemiach, czuła ściskający gardło strach, że co jeśli to nie koniec nieszczęść, i że może zostać zupełnie sama na świecie. Ale cóż, najważniejsze, że i ona, i jej ojciec oraz brat przeżyli. – Po tym wszystkim nie mieliśmy jednak zbyt wiele klientów na biżuterię i talizmany, bo ludzie mają poważniejsze problemy i wydatki, ale od września zaczęło się powoli poprawiać. – Więc może za jakiś czas i to wróci do normy. Rozumiała jednak, że w sierpniu było jak było, że na ten czas trzeba było odrobinę zacisnąć pasa. – A jak twoja rodzina? Wszystko w porządku? Jak sytuacja na waszych ziemiach? Suffolk trochę oberwało, ale wierzę, że podniesie się z tego nieszczęścia.
Yana liczyła się więc z tym, że jeśli rodzina, która przejęła te ziemie we władanie będzie potrzebować pomocy Blythe’ów i innych czarodziejskich rodzin które tam mieszkały, to była gotowa również się zaangażować.
Po chwili skończyła szorować poidła i poszła poszukać czystej wody, którą można by je było napełnić.
Nie robiła więc żadnego dramatu z tego, że miała się dzisiaj trochę pobrudzić. Po Nocy Tysiąca Gwiazd ludzie mieli dużo gorsze zmartwienia, więc doceniała to, że żyła, była zdrowa i sprawna, a pochodzenie zobowiązywało do pewnej solidarności społecznej. Ministerstwo i jego pracownicy dwoili się i troili, ale sami najwyraźniej nie byli w stanie zrobić wszystkiego, i dlatego potrzebowali pomocy młodych, sprawnych obywateli. Kraj w którym żyli był dobrem wspólnym wszystkich mieszkańców i wszyscy musieli w jakiś sposób zadbać o to, by przywrócić go do ładu. Niemniej jednak była bardzo zaskoczona, że do takich prac zaangażowano nawet szlachcianki, bo wydawało jej się, że ze swoimi przywilejami są ponad czarodziejów spoza Skorowidzu, i że będą mogły bezkarnie uchylić się od pracy. Ale wiedziała też, że Primrose nie była jak typowe damy, i za to zawsze ją ceniła.
Weszła do zagrody, rozglądając się. Hipogryfa nigdzie nie było widać, zapewne został wyprowadzony na czas porządków. Yana może nigdy nie miała prywatnego konia tylko dla siebie, bo jej ojciec nie miał aż tyle pieniędzy co szlachetne rody i nie mógł kupić po jednym dla każdego z dzieci. Dlatego był jeden na całą rodzinę, dopóki jakiś rok czy dwa temu nie wyzionął ducha ze starości, i współdzieliła go z rodzeństwem, więc czasem zdarzało jej się pomagać im przy oporządzaniu jego i jego boksu, oczywiście kiedy nie widziała tego matka. Nie było jej więc całkowicie obce to, co miała tutaj robić.
- Jasne, sprawdzę je – rzekła. – Wcześniej byłam na Bedford Square, miałam pomagać w opatrywaniu ludzi, którzy wdali się w bójkę podczas porządków. Ale przyznam szczerze, że już wolę pracować przy zwierzętach. – Cóż, tu raczej nie groziło jej, że jakiś awanturujący się czarodziej da jej w nos jak uzna, że źle go opatrzyła albo że zajęła się nim zbyt późno. W końcu ktoś tam wskutek bójki nawet umarł, to znaczyło, że nastroje były bardzo napięte i łatwo było o kolejne sceny przemocy. Uzdrowiciele musieli mieć naprawdę stalowe nerwy, a Yana jeszcze w Hogwarcie uznała, że ta ścieżka kariery to zupełnie nie jej bajka.
Sprawdziła poidła; były w całości, ale wodę należało wymienić. Wylała więc tą, która była brudna, i zabrała się za szorowanie brudnych kamiennych pojemników, by później można było napełnić je świeżą, czystą wodą.
- Ojciec miewa się dobrze, całe szczęście żaden fragment nie uderzył w nasz dom. A ja byłam tamtej nocy na obchodach ostatniego dnia festiwalu w lesie Waltham, szczęśliwie też udało mi się w porę uciec... – odpowiedziała, wciąż czując ulgę, że ta tragiczna noc oszczędziła jej rodzinę. Zbyt wiele już tragedii na nich spadło przez ostatnie dwa lata, choć tamtej nocy, kiedy ukrywała się z kuzynką i jej znajomymi w londyńskich podziemiach, czuła ściskający gardło strach, że co jeśli to nie koniec nieszczęść, i że może zostać zupełnie sama na świecie. Ale cóż, najważniejsze, że i ona, i jej ojciec oraz brat przeżyli. – Po tym wszystkim nie mieliśmy jednak zbyt wiele klientów na biżuterię i talizmany, bo ludzie mają poważniejsze problemy i wydatki, ale od września zaczęło się powoli poprawiać. – Więc może za jakiś czas i to wróci do normy. Rozumiała jednak, że w sierpniu było jak było, że na ten czas trzeba było odrobinę zacisnąć pasa. – A jak twoja rodzina? Wszystko w porządku? Jak sytuacja na waszych ziemiach? Suffolk trochę oberwało, ale wierzę, że podniesie się z tego nieszczęścia.
Yana liczyła się więc z tym, że jeśli rodzina, która przejęła te ziemie we władanie będzie potrzebować pomocy Blythe’ów i innych czarodziejskich rodzin które tam mieszkały, to była gotowa również się zaangażować.
Po chwili skończyła szorować poidła i poszła poszukać czystej wody, którą można by je było napełnić.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Chwyciła za widły ponownie jak Yana do niej dołączyła. Przerzuciła kolejne partie zużytej słomy do taczki i uklepała ją mocniej, aby mieć pewność, że zawartość nie zsunie się przy przewożeniu. Słuchała przy tym tego co mówiła dziewczyna i westchnęła cicho.
-Z jednej strony spokój jest wskazany, ale z drugiej większość ludzi straciła praktycznie wszystko. Ciężko zachować stoicyzm kiedy nerwy masz poszarpane. - Katastrofa wydawała się być czymś na co nie mieli wpływu, a jednak wisiała nad nimi przez tak długi czas. Wielu zadawało pytanie, czy mogli przewidzieć, czy mogli się przygotować na co nastąpi i kto zawinił temu, że żyli nie robiąc nic w tym kierunku. Ludzie potafili ranić słowami, oskarżać innych, starać się wyładować swój gniew. Zwierzęta jedynie się bały i potrzebowały pomocy. Zgadzała się z Yaną, że tym razem też wolała zajmować się braćmi mniejszymi. Ludzie będą szukać u niej pomocy, u całej rodziny, która była odpowiedzialna za ziemie Durham.
Pochwyciła taczkę i wywiozła pierwszą partię na wcześniej wskazane miejsce, gdy wróciła zabrała się za dalsze zbieranie słomy.
-To dobrze, że nikt nie ucierpiał. - Zbyt wiele osób straciło swoje rodziny, szloch, płacz oraz rozżalenie miało towarzyszyć im przez kolejne tygodnie jak nie miesiące. Na początku sądziła, że powinni starać się przywrócić świat sprzed wydarzeń Nocy Tysiąca Gwiazd, ale z czasem zgodziła się z ojcem i kuzynami, że muszą nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. W jakiś sposób poprzedni świat został pochowany pod gruzami - w ogniu i wodzie. Nic już nie miało być takie same - choć zaczynała tęsknić za prostymi dniami; kiedy nie musiała mierzyć się z wojną, cierpieniem, walką. Wiedziała też, że nie było wtedy idealnie i pewne aspekty mogły już nie wracać.
Zapakowała kolejną partię słomy, którą ponownie wywiozła i wróciła z pustą taczką. Zagroda zaczynała wyglądać coraz lepiej. Poprawiła rękawy koszuli, które zaczęły opadać oraz rękawiczki na dłoniach. -Wielu straciło cały dobytek, inwestowanie w talizmany zdaje się teraz zbytkiem, na który niewielu może sobie pozwolić. - Oni nie narzekali na klientów. Ci zawsze byli, przychodzili nie tylko po talizmany, ale sprzedawali lub kupowali liczne artefakty, a tych pod gruzami wielu domów okazało się być bez liku. Każda rodzina posiadała jakieś w swojej kolekcji. Chcieli dowiedzieć się ile są warte albo czy nadal można z nich korzystać. Ekspertyz i opinii wydawali wiele i przybywało ich z każdym dniem. -Z rodziny nikt nie ucierpiał. Dziękuję. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością machając dalej widłami. -Durham ucierpiało, ale wydaje się, że trochę nasz oszczędziło i starty choć duże są mniejsze niż zakładaliśmy na początku. - Co przyjęła z dużą ulgą, ale pracy i tak nie brakowało. -Suffolk jest w dobrych rękach. Namiestnik Macnair to człowiek odpowiedzialny oraz bardzo zaangażowany. - Pamiętała ostatnią rozmowę z Drew kiedy oferowała swoją pomoc, gdyby kiedykolwiek potrzebował wsparcia, gdyż zarządzanie ziemią stanowiło samo w sobie wyzwanie, a co dopiero wtedy kiedy panował kryzys.
-Z jednej strony spokój jest wskazany, ale z drugiej większość ludzi straciła praktycznie wszystko. Ciężko zachować stoicyzm kiedy nerwy masz poszarpane. - Katastrofa wydawała się być czymś na co nie mieli wpływu, a jednak wisiała nad nimi przez tak długi czas. Wielu zadawało pytanie, czy mogli przewidzieć, czy mogli się przygotować na co nastąpi i kto zawinił temu, że żyli nie robiąc nic w tym kierunku. Ludzie potafili ranić słowami, oskarżać innych, starać się wyładować swój gniew. Zwierzęta jedynie się bały i potrzebowały pomocy. Zgadzała się z Yaną, że tym razem też wolała zajmować się braćmi mniejszymi. Ludzie będą szukać u niej pomocy, u całej rodziny, która była odpowiedzialna za ziemie Durham.
Pochwyciła taczkę i wywiozła pierwszą partię na wcześniej wskazane miejsce, gdy wróciła zabrała się za dalsze zbieranie słomy.
-To dobrze, że nikt nie ucierpiał. - Zbyt wiele osób straciło swoje rodziny, szloch, płacz oraz rozżalenie miało towarzyszyć im przez kolejne tygodnie jak nie miesiące. Na początku sądziła, że powinni starać się przywrócić świat sprzed wydarzeń Nocy Tysiąca Gwiazd, ale z czasem zgodziła się z ojcem i kuzynami, że muszą nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. W jakiś sposób poprzedni świat został pochowany pod gruzami - w ogniu i wodzie. Nic już nie miało być takie same - choć zaczynała tęsknić za prostymi dniami; kiedy nie musiała mierzyć się z wojną, cierpieniem, walką. Wiedziała też, że nie było wtedy idealnie i pewne aspekty mogły już nie wracać.
Zapakowała kolejną partię słomy, którą ponownie wywiozła i wróciła z pustą taczką. Zagroda zaczynała wyglądać coraz lepiej. Poprawiła rękawy koszuli, które zaczęły opadać oraz rękawiczki na dłoniach. -Wielu straciło cały dobytek, inwestowanie w talizmany zdaje się teraz zbytkiem, na który niewielu może sobie pozwolić. - Oni nie narzekali na klientów. Ci zawsze byli, przychodzili nie tylko po talizmany, ale sprzedawali lub kupowali liczne artefakty, a tych pod gruzami wielu domów okazało się być bez liku. Każda rodzina posiadała jakieś w swojej kolekcji. Chcieli dowiedzieć się ile są warte albo czy nadal można z nich korzystać. Ekspertyz i opinii wydawali wiele i przybywało ich z każdym dniem. -Z rodziny nikt nie ucierpiał. Dziękuję. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością machając dalej widłami. -Durham ucierpiało, ale wydaje się, że trochę nasz oszczędziło i starty choć duże są mniejsze niż zakładaliśmy na początku. - Co przyjęła z dużą ulgą, ale pracy i tak nie brakowało. -Suffolk jest w dobrych rękach. Namiestnik Macnair to człowiek odpowiedzialny oraz bardzo zaangażowany. - Pamiętała ostatnią rozmowę z Drew kiedy oferowała swoją pomoc, gdyby kiedykolwiek potrzebował wsparcia, gdyż zarządzanie ziemią stanowiło samo w sobie wyzwanie, a co dopiero wtedy kiedy panował kryzys.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Rozumiała, że ludziom było ciężko. Wielu ucierpiało bardzo mocno i potrafiła zrozumieć ich złość i strach, sama wiedziała jak to jest kogoś stracić, ale to nie sprawiało, że praca z nimi była łatwiejsza. Ludzie byli skomplikowanymi tworami, a ona, choć zdecydowanie nie była osobą aspołeczną, to jednak w sytuacjach trudnych i burzliwych wolała trzymać się na dystans i izolować się od trudnych emocji innych. Wśród zwierząt było łatwiej, nie były tak skomplikowane.
- To wszystko wina tej komety. Nie umiem się doczekać, kiedy sytuacja wróci do jako takiej normy – przyznała, czekając na przynajmniej względne unormowanie sytuacji, choć i jej wydawało się, że świat, który istniał kilka lat temu, już nie wróci. Kometa dołożyła kolejne problemy do tego, co wcześniej już spowodowały anomalie oraz napięta sytuacja w magicznym świecie. I za każdym razem kiedy wydawało się, że już wystarczy nieszczęść i że chyba coś powinno iść ku lepszemu, znowu wydarzało się coś, co wywracało chwiejną rzeczywistość do góry nogami.
- Tym razem mieliśmy szczęście. Ale w pobliskim miasteczku było trochę zniszczeń, kilka osób podobno zginęło. – Ale szczęśliwie, nie ucierpiała Yana ani jej ojciec i brat, choć zginęło jej wujostwo ze strony matki. I nie wiadomo ilu jeszcze czarodziejów w całym kraju, ofiary pod gruzami pewnie będą znajdowane jeszcze miesiącami.
Szorowała poidło twardą szczotką, by pozbyć się ze ścianek osadu i glonów.
- Ja to doskonale rozumiem, że biżuteria i talizmany nie były dla nikogo priorytetem tuż po tragedii. Zwłaszcza biżuteria, bo jeśli chodzi o talizmany, to zdarzyło się parę osób, które przyszły, szukając czegoś o właściwościach ochronnych – powiedziała, wciąż klęcząc przy poidle. Blythe’owie od dawien dawna byli w pierwszej kolejności jubilerami, ich biżuteria wielokrotnie była nabywana nawet przez wysoko urodzonych i to oni zostawiali najwięcej pieniędzy, talizmany były ich drugą, dodatkową działalnością, ale jak się okazywało, opłacalną w trudnych czasach, kiedy ludzie poszukiwali czegokolwiek, co może im pomóc. Dobrze, że nie byli biedni i że ojciec miał jakieś zasoby w skrytce, dzięki czemu wystarczało na bieżące potrzeby nawet jeśli klientów przez jakiś czas było o wiele mniej. Ale wolałaby, żeby taki stan rzeczy nie utrzymywał się długo.
- To dobrze, że i twoja rodzina pozostaje w zdrowiu – ucieszyła się, że obeszło się bez poważniejszych nieszczęść zarówno w rodzinie, jak i na ziemiach Burke’ów. – Jestem pewna, że zarówno wasze ziemie, jak i Suffolk, pozbierają się z tego, choć pewnie potrzeba będzie jeszcze trochę czasu. Ja i mój ojciec jesteśmy bardzo radzi, że pieczę nad ziemiami, które zamieszkujemy, przejęła kompetentna osoba z rodziny wyznającej odpowiednie wartości. – Dla Blythe’ów było to wygodne, że Macnairowie przejęli te ziemie w zarządzanie, ponieważ wyznawali prawidłowe poglądy, nie byli miłośnikami szlamu, a w czasach takich jak obecne, każde ziemie potrzebowały kogoś, kto nimi zarządza i kto dba o dobro czarodziejów i nie przedkłada mugoli i szlamu ponad nich. Jak inaczej mieliby uporać się z chaosem? – Wcześniej różnie to bywało, mugole plenili się za bardzo. Moja siostra zapłaciła za to najwyższą cenę – dodała, zaciskając lekko usta na wspomnienie tamtej tragedii. Mugole urządzali sobie „polowania na czarownice”, szukali przyczyn swoich nieszczęść i często zabijali tych, których uznali, trafnie lub nie, za czarodziejów. Yana bardzo nie chciała podzielić losu siostry, dlatego im dalej od niej znajdowali się mugole, tym lepiej. Poszła też wtedy po czystą wodę i przez dłuższą chwilę szukała miejsca, skąd może jej nabrać do wiader, ale w końcu znalazła i wróciła. Wiadra były dość ciężkie, ale dała radę je przynieść. W końcu musiała poprawiać swoją kondycję i mięśnie, więc trochę dodatkowego wysiłku na pewno dobrze jej zrobi. – Wiesz coś więcej na temat namiestnika Macnaira? – zapytała z ciekawością, gdy już weszła z powrotem do boksu hipogryfa. Kiedy Macnairowie przybyli do Suffolk, Yana i jej ojciec rzecz jasna złożyli im wizytę, by zapewnić ich o lojalności rodziny Blythe, ale choć miała okazję poznać młodszego z Macnairów, Mitcha, to niewiele wiedziała na temat samego namiestnika. Podejrzewała jednak, że Prim, z racji pozycji jej rodu, mogła wiedzieć więcej na temat poszczególnych zarządców hrabstw. Miała dostęp do wielu osób i miejsc, gdzie niekoniecznie miała dostęp Yana, pochodząca z czystokrwistej, ale nieszlachetnej rodziny.
Powoli nalała świeżej wody z wiader do już czystych poideł. Zagroda hipogryfa wyglądała coraz lepiej, i pewnie wkrótce będzie gotowa na ponowne przyjęcie jej mieszkańca.
- Trzeba jeszcze pomóc z tą słomą? – spytała. Wciąż była pod wrażeniem, jak lady Burke dobrze radzi sobie z takimi czynnościami, które zdecydowanie nie kojarzą się z damami z wielkich rodów.
- To wszystko wina tej komety. Nie umiem się doczekać, kiedy sytuacja wróci do jako takiej normy – przyznała, czekając na przynajmniej względne unormowanie sytuacji, choć i jej wydawało się, że świat, który istniał kilka lat temu, już nie wróci. Kometa dołożyła kolejne problemy do tego, co wcześniej już spowodowały anomalie oraz napięta sytuacja w magicznym świecie. I za każdym razem kiedy wydawało się, że już wystarczy nieszczęść i że chyba coś powinno iść ku lepszemu, znowu wydarzało się coś, co wywracało chwiejną rzeczywistość do góry nogami.
- Tym razem mieliśmy szczęście. Ale w pobliskim miasteczku było trochę zniszczeń, kilka osób podobno zginęło. – Ale szczęśliwie, nie ucierpiała Yana ani jej ojciec i brat, choć zginęło jej wujostwo ze strony matki. I nie wiadomo ilu jeszcze czarodziejów w całym kraju, ofiary pod gruzami pewnie będą znajdowane jeszcze miesiącami.
Szorowała poidło twardą szczotką, by pozbyć się ze ścianek osadu i glonów.
- Ja to doskonale rozumiem, że biżuteria i talizmany nie były dla nikogo priorytetem tuż po tragedii. Zwłaszcza biżuteria, bo jeśli chodzi o talizmany, to zdarzyło się parę osób, które przyszły, szukając czegoś o właściwościach ochronnych – powiedziała, wciąż klęcząc przy poidle. Blythe’owie od dawien dawna byli w pierwszej kolejności jubilerami, ich biżuteria wielokrotnie była nabywana nawet przez wysoko urodzonych i to oni zostawiali najwięcej pieniędzy, talizmany były ich drugą, dodatkową działalnością, ale jak się okazywało, opłacalną w trudnych czasach, kiedy ludzie poszukiwali czegokolwiek, co może im pomóc. Dobrze, że nie byli biedni i że ojciec miał jakieś zasoby w skrytce, dzięki czemu wystarczało na bieżące potrzeby nawet jeśli klientów przez jakiś czas było o wiele mniej. Ale wolałaby, żeby taki stan rzeczy nie utrzymywał się długo.
- To dobrze, że i twoja rodzina pozostaje w zdrowiu – ucieszyła się, że obeszło się bez poważniejszych nieszczęść zarówno w rodzinie, jak i na ziemiach Burke’ów. – Jestem pewna, że zarówno wasze ziemie, jak i Suffolk, pozbierają się z tego, choć pewnie potrzeba będzie jeszcze trochę czasu. Ja i mój ojciec jesteśmy bardzo radzi, że pieczę nad ziemiami, które zamieszkujemy, przejęła kompetentna osoba z rodziny wyznającej odpowiednie wartości. – Dla Blythe’ów było to wygodne, że Macnairowie przejęli te ziemie w zarządzanie, ponieważ wyznawali prawidłowe poglądy, nie byli miłośnikami szlamu, a w czasach takich jak obecne, każde ziemie potrzebowały kogoś, kto nimi zarządza i kto dba o dobro czarodziejów i nie przedkłada mugoli i szlamu ponad nich. Jak inaczej mieliby uporać się z chaosem? – Wcześniej różnie to bywało, mugole plenili się za bardzo. Moja siostra zapłaciła za to najwyższą cenę – dodała, zaciskając lekko usta na wspomnienie tamtej tragedii. Mugole urządzali sobie „polowania na czarownice”, szukali przyczyn swoich nieszczęść i często zabijali tych, których uznali, trafnie lub nie, za czarodziejów. Yana bardzo nie chciała podzielić losu siostry, dlatego im dalej od niej znajdowali się mugole, tym lepiej. Poszła też wtedy po czystą wodę i przez dłuższą chwilę szukała miejsca, skąd może jej nabrać do wiader, ale w końcu znalazła i wróciła. Wiadra były dość ciężkie, ale dała radę je przynieść. W końcu musiała poprawiać swoją kondycję i mięśnie, więc trochę dodatkowego wysiłku na pewno dobrze jej zrobi. – Wiesz coś więcej na temat namiestnika Macnaira? – zapytała z ciekawością, gdy już weszła z powrotem do boksu hipogryfa. Kiedy Macnairowie przybyli do Suffolk, Yana i jej ojciec rzecz jasna złożyli im wizytę, by zapewnić ich o lojalności rodziny Blythe, ale choć miała okazję poznać młodszego z Macnairów, Mitcha, to niewiele wiedziała na temat samego namiestnika. Podejrzewała jednak, że Prim, z racji pozycji jej rodu, mogła wiedzieć więcej na temat poszczególnych zarządców hrabstw. Miała dostęp do wielu osób i miejsc, gdzie niekoniecznie miała dostęp Yana, pochodząca z czystokrwistej, ale nieszlachetnej rodziny.
Powoli nalała świeżej wody z wiader do już czystych poideł. Zagroda hipogryfa wyglądała coraz lepiej, i pewnie wkrótce będzie gotowa na ponowne przyjęcie jej mieszkańca.
- Trzeba jeszcze pomóc z tą słomą? – spytała. Wciąż była pod wrażeniem, jak lady Burke dobrze radzi sobie z takimi czynnościami, które zdecydowanie nie kojarzą się z damami z wielkich rodów.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Kiedy sądzili, że ich życie jakoś się normuje, co przy trwającej wojnie było samo w sobie śmieszne i kuriozalne, przyszedł kataklizm. Nadal zachodziła w głowę czy mogli się na niego przygotować, czy mogli go przewidzieć? Szczerze wątpiła, że mogli zapobiec.
-Zależy, kto co nazywa, powrotem do normy. - Skonstatowała na chwilę odpoczywając od przerzucania mokrej słomy. Poczuła jak zaczynają boleć ją ramiona oraz plecy od pracy fizycznej. -Czy po takim wydarzeniu możemy mówić o powrocie do rzeczywistości sprzed, czy może powinniśmy się skupić na budowaniu od nowa. Tworzeniu czegoś całkowicie nowego bogatsi o obecne doświadczenia? - Sama nad tym długo myślała zastanawiając się co będzie dla nich wszystkich lepsze. Powrót do starych wartości i oczekiwań wydawał się naiwnością, skoro świat aż tak bardzo się zmienił. Zmiana, okrutna, bolesna i okupiona kosztem wielu istnień - jakby wojna wystarczająco ich nie wyniszczyła. Ich społeczność nie była wielka od samego początku, po Nocy Tysiąca Gwiazd zdawało się, że została ledwie garstka. Przyszłość zaś nie malowała się kolorowymi barwami. Miała nadzieję, że rozmowy Ministra Malfoya przyniosą trochę radości i dobrych wieści, które podniosą na duchu. Bardzo tego potrzebowali, bo choć starała się zapewnić na około, że dążą ku lepszemu to nie była ślepa. Widziała co się dzieje, miała świadomość, że przechodzą przez kryzys z jakim do tej pory się nie mierzyli. Nie sądziła, że tak będzie wyglądać jej życie. Wchodząc w dorosłość nic nie zapowiadało, że będzie pomagać w zagrodzie dla hipogryfów, niosąc na barkach tragedię całego hrabstwa, które było pod opieką jej rodziny. -Możliwe, że popyt z czasem wzrośnie. Szczególnie do ochrony nowych domów. Ludzie zaczną odbudowę swojego życia i będą szukać wsparcia. - Tak sądziła, nie było to potwierdzone żadnymi danymi - jedynie przypuszczenia, które mogły okazać się całkowicie błędne. Wróciła do pracy i przez jakiś czas działała w pełnym skupieniu i ciszy chcąc się uwinąć z pracą jak najszybciej. -Sądzę, że Namiestnik Macnair ucieszy się jak listownie poinformujecie go, że jesteście gotowi do pracy i pomocy. Takie inicjatywy są dostrzegane i bardzo pożądane. - Każda para rąk była potrzebna w dobie kryzysu, a ci co sami wychodzili z propozycją działania byli wynagradzani. Yana zdawała się mieć poukładane w głowie, być młodą i pracowitą dziewczyną. Taka osoba nie powinna przejść niezauważona. -Przykro mi to słyszeć. - Nie były to czcze słowa. Strata, którą spowodowały uprzedzenia oraz ludzka niechęć były straszne. Pomimo wojny cieszyła się, że mogą swobodnie poruszać się po kraju, nie bojąc się o własne życie; mogli używać swobodnie magii nie lękając się, że rozpocznie się tym samym polowanie na czarownice. Tajemnica, która drążyła ich społeczeństwo, sprawiała, że musieli ukrywać się jak szczury, jakby byli kimś gorszym. -Teraz staramy się stworzyć bezpieczny świat. - Chciała nieść jakieś pocieszenie, które nie zwróci siostry, ale być może trochę złagodzi ból po jej stracie. Wywiozła ostatnią taczkę wypełnioną po brzegi słomą. -Myślę, że możemy iść po świeżą i ją rozłożyć. - Wskazała gotowe snopki słomy, które tylko czekały na rozdysponowanie. Biorąc jedną z nich za wiązania, przeniosła do zagrody dla hipogryfów. -Namiestnik Macnair to słowny i oddany sprawie człowiek. - Zapewniła Yanę. -Biegły w sztuce magicznej oraz chętnie podejmujący wyzwania. Zna się na runach oraz klątwach. - Rozcięła wiązania snopka, który zaczęła rozrzucać po wyczyszczonej podłogdze. Bywa uparty, bezczelny i pewny siebie - ale ten komentarz zachowała wyłącznie dla siebie. -Został postawiony przed ciężką próbą. Nie dość, że otrzymał ziemię nie tak dawno, nie każdy jest przychylny takiej nominacji, to jeszcze katastrofa nie ułatwia mu życia. Dlatego sądzę, że wiedza iż w hrabstwie, którym się opiekuje, ma przychylnych sobie ludzi doda mu jeszcze więcej siły. - Chciała, aby mu się udało. Taki człowiek jak Drew był potrzebny w skostniałej społeczności. Być może wiązała z nim zbyt wielkie nadzieje, a może instynkt i pragnienia jej nie zawiodły. Miała się o tym przekonać za jakiś czas.
-Zależy, kto co nazywa, powrotem do normy. - Skonstatowała na chwilę odpoczywając od przerzucania mokrej słomy. Poczuła jak zaczynają boleć ją ramiona oraz plecy od pracy fizycznej. -Czy po takim wydarzeniu możemy mówić o powrocie do rzeczywistości sprzed, czy może powinniśmy się skupić na budowaniu od nowa. Tworzeniu czegoś całkowicie nowego bogatsi o obecne doświadczenia? - Sama nad tym długo myślała zastanawiając się co będzie dla nich wszystkich lepsze. Powrót do starych wartości i oczekiwań wydawał się naiwnością, skoro świat aż tak bardzo się zmienił. Zmiana, okrutna, bolesna i okupiona kosztem wielu istnień - jakby wojna wystarczająco ich nie wyniszczyła. Ich społeczność nie była wielka od samego początku, po Nocy Tysiąca Gwiazd zdawało się, że została ledwie garstka. Przyszłość zaś nie malowała się kolorowymi barwami. Miała nadzieję, że rozmowy Ministra Malfoya przyniosą trochę radości i dobrych wieści, które podniosą na duchu. Bardzo tego potrzebowali, bo choć starała się zapewnić na około, że dążą ku lepszemu to nie była ślepa. Widziała co się dzieje, miała świadomość, że przechodzą przez kryzys z jakim do tej pory się nie mierzyli. Nie sądziła, że tak będzie wyglądać jej życie. Wchodząc w dorosłość nic nie zapowiadało, że będzie pomagać w zagrodzie dla hipogryfów, niosąc na barkach tragedię całego hrabstwa, które było pod opieką jej rodziny. -Możliwe, że popyt z czasem wzrośnie. Szczególnie do ochrony nowych domów. Ludzie zaczną odbudowę swojego życia i będą szukać wsparcia. - Tak sądziła, nie było to potwierdzone żadnymi danymi - jedynie przypuszczenia, które mogły okazać się całkowicie błędne. Wróciła do pracy i przez jakiś czas działała w pełnym skupieniu i ciszy chcąc się uwinąć z pracą jak najszybciej. -Sądzę, że Namiestnik Macnair ucieszy się jak listownie poinformujecie go, że jesteście gotowi do pracy i pomocy. Takie inicjatywy są dostrzegane i bardzo pożądane. - Każda para rąk była potrzebna w dobie kryzysu, a ci co sami wychodzili z propozycją działania byli wynagradzani. Yana zdawała się mieć poukładane w głowie, być młodą i pracowitą dziewczyną. Taka osoba nie powinna przejść niezauważona. -Przykro mi to słyszeć. - Nie były to czcze słowa. Strata, którą spowodowały uprzedzenia oraz ludzka niechęć były straszne. Pomimo wojny cieszyła się, że mogą swobodnie poruszać się po kraju, nie bojąc się o własne życie; mogli używać swobodnie magii nie lękając się, że rozpocznie się tym samym polowanie na czarownice. Tajemnica, która drążyła ich społeczeństwo, sprawiała, że musieli ukrywać się jak szczury, jakby byli kimś gorszym. -Teraz staramy się stworzyć bezpieczny świat. - Chciała nieść jakieś pocieszenie, które nie zwróci siostry, ale być może trochę złagodzi ból po jej stracie. Wywiozła ostatnią taczkę wypełnioną po brzegi słomą. -Myślę, że możemy iść po świeżą i ją rozłożyć. - Wskazała gotowe snopki słomy, które tylko czekały na rozdysponowanie. Biorąc jedną z nich za wiązania, przeniosła do zagrody dla hipogryfów. -Namiestnik Macnair to słowny i oddany sprawie człowiek. - Zapewniła Yanę. -Biegły w sztuce magicznej oraz chętnie podejmujący wyzwania. Zna się na runach oraz klątwach. - Rozcięła wiązania snopka, który zaczęła rozrzucać po wyczyszczonej podłogdze. Bywa uparty, bezczelny i pewny siebie - ale ten komentarz zachowała wyłącznie dla siebie. -Został postawiony przed ciężką próbą. Nie dość, że otrzymał ziemię nie tak dawno, nie każdy jest przychylny takiej nominacji, to jeszcze katastrofa nie ułatwia mu życia. Dlatego sądzę, że wiedza iż w hrabstwie, którym się opiekuje, ma przychylnych sobie ludzi doda mu jeszcze więcej siły. - Chciała, aby mu się udało. Taki człowiek jak Drew był potrzebny w skostniałej społeczności. Być może wiązała z nim zbyt wielkie nadzieje, a może instynkt i pragnienia jej nie zawiodły. Miała się o tym przekonać za jakiś czas.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Wiem, że powrotu do sytuacji sprzed kilku lat, sprzed komety i anomalii, pewnie nie będzie – zauważyła. Nie wydawało jej się, żeby w najbliższym czasie było to możliwe. Owszem, można było odbudować zniszczenia, ale nie sposób było przywrócić utraconych żyć, ani udawać, że te wszystkie zdarzenia nie miały miejsca. Pragnęła jednak jakiegoś spokoju, namiastki normalności. Nawet w czasach wojny toczyło się przecież jakieś życie, nie zamierało całkowicie. Wiadomo, należało uważać, a także przestrzegać określonych reguł narzuconych dla wspólnego dobra, ale życie obywateli takich jak Yana, którzy nie mieli żadnych zatargów z prawem a ich status krwi nie budził wątpliwości, przebiegało dość spokojnie. Normalnie na tyle na ile mogło, biorąc pod uwagę fakt, że straciła połowę rodziny, i że wiele niegdyś oczywistych rzeczy, dziś nie było tak łatwo dostępne. – Jeśli chodzi o teraz… Myślę, że trzeba spróbować budować coś nowego, nie zapominając jednak o tym, co było dobre w tym starym świecie ani o doświadczeniach, których nauczyły nas ostatnie tragedie. Wielowiekowe czarodziejskie tradycje powinny przetrwać i być fundamentem tego nowego świata.
Bo nie wszystko było przecież złe. Choć powrotu do sytuacji, kiedy trzeba było się kryć jak szczury przed mugolami, nie chciała. To mugole powinni się kryć, a nie czarodzieje. Ale przez te wszystkie wydarzenia ilość czarodziejów, zwłaszcza takich czystej krwi, coraz bardziej się kurczyła, i tym bardziej kluczowe było zachowanie czystych magicznych linii, a także tradycji. O nich zapomnieć nie mogli, one musiały być fundamentem nowego świata. Czym by byli bez swej historii i tradycji?
- Bardzo możliwe. Pozostaje nam więc czekać – pokiwała głową odnośnie talizmanów. Raźniej się pracowało kiedy można było toczyć rozmowę, dzięki czemu czas szybciej mijał i nie odczuwała tak mocno uciążliwości. A Prim wydawała się dobrą kompanką do rozmowy, była bystra i jej świat zdecydowanie nie kończył się na sukniach i balach.
- My, Blythe’owie, cenimy sobie pozytywne relacje z rodziną Macnair i oczywiście, jesteśmy gotowi im pomóc naszymi talentami gdy będą nas potrzebować – zapewniła. Dobre relacje z rodem panującym były bardzo istotne. Nikt nie chciał powtórki tego, co było z Longbottomami. Parszywe, zdradzieckie szlamoluby. Dobrze, że Macnairowie przynajmniej wyznawali prawidłowe poglądy, dlatego Blythowie nie zamierzali występować przeciw nim tak, jak to zrobili wieki temu z dawnymi panami, z którymi dziś żyli we wrogich stosunkach. Longbottomowie to pewnie ich postrzegali jako zdradzieckich, śliskich i niegodnych zaufania, ale Blythe’owie byli konserwatywni i wierni swym poglądom. – Moja siostra była całkowicie niewinna. Była dobrą, spokojną osobą, ale padła ofiarą mugolskich polowań na czarownice w styczniu tego roku. Spalili ją żywcem, jej syna także. Miał tylko pięć lat. – Było to dla niej trudne mimo upływu miesięcy, ale zbrodnie mugoli nie mogły zostać zapomniane. Dla pamięci Elii, jej syna oraz innych niewinnych ofiar, nie mogli zapominać tego, do czego byli zdolni mugole, tak ochoczo bronieni przez Longbottoma i jego szlamolubnych kompanów. Nie mogła udawać, że to się nie wydarzyło. Mugole nienawidzili magii, bali się jej i reagowali agresją na to, czego nie znali, ale jak widać niektórzy zdrajcy krwi nadal nie wyciągnęli wniosków z wieków średnich, i przez to polowania na czarownice znowu zaczęły się zdarzać. Nie pojmowała, jakim trzeba być potworem, żeby spalić matkę z dzieckiem. Omamiona ministerialną propagandą nie miała jednak świadomości, że konserwatywne rody oraz samo ministerstwo również nie były zupełnie bez winy, wierzyła, że robili tylko to, co konieczne, aby zaprowadzić ład, i że wkrótce wojna się skończy i żadne ofiary nie będą już potrzebne. O wielu rzeczach nie wiedziała, bo się o nich nie mówiło głośno, a historię pisali zwycięzcy.
Nalała wody do poideł, a potem pomogła Prim z przyniesieniem świeżej słomy. Wzięła jeden ze snopków i objęła go, taszcząc do zagrody hipogryfa. Tam rozplątała wiązanie i zaczęła rozsypywać słomę po ziemi.
- Na pewno nie jest łatwo obejmować pieczę nad ziemiami, które długo nie miały pana. Zwłaszcza, że rody Skorowidzu pewnie nie patrzą przychylnie na kogoś, kogo nazwisko tam nie widnieje – zauważyła. Podejrzewała jednak, że namiestnik Macnair musiał zasłużyć się w inny sposób, skoro dostąpił takiego przywileju, jaki do tej pory wydawał się nieosiągalny dla rodzin czystokrwistych, które nie zostały uwzględnione w spisie stworzonym przez Nottów. Nie było jej wówczas na świecie, ale kiedy już się na nim pojawiła, to obiło jej się o uszy, że niektórzy członkowie jej rodziny bardzo żałowali nieuwzględnienia Blythe’ów, których korzenie były głębokie, sięgające kilkaset lat wstecz, ale najwyraźniej po drodze rozcieńczyli krew o kilka razy za dużo i roztrwonili zbyt wiele majątku, aby dziś cieszyć się taką pozycją, jak Burke’owie czy inne rody. Yana nie żałowała aż tak mocno, bo przynajmniej nie była zamknięta w tak ciasnej złotej klatce jak niektóre jej rówieśnice. Blythe’owie zawsze jednak mieli wysokie ambicje.
Wzięła kolejny snopek i także zaczęła rozrzucać słomę po ziemi, by stworzyć świeżą wyściółkę dla hipogryfa.
- Mam nadzieję, że będą zadowoleni z efektów – rzekła, rozglądając się. Wydawało się, że prace trwały w całym ogrodzie magizoologicznym. Yana liczyła też na to, że ministerstwo zapamięta, że dopełniła swego obywatelskiego obowiązku. Wypełnianie oczekiwań władz wydawało się najlepszą gwarancją spokojnego życia. Lepiej było być z nimi niż przeciwko nim, tym bardziej, że światopoglądowo identyfikowała się z obecną władzą. Jako czarownica czystej krwi musiała czuć odpowiedzialność za ich świat i nie zamierzała się wyłamywać, dlatego zrobiła to, czego od niej dzisiaj oczekiwano.
Bo nie wszystko było przecież złe. Choć powrotu do sytuacji, kiedy trzeba było się kryć jak szczury przed mugolami, nie chciała. To mugole powinni się kryć, a nie czarodzieje. Ale przez te wszystkie wydarzenia ilość czarodziejów, zwłaszcza takich czystej krwi, coraz bardziej się kurczyła, i tym bardziej kluczowe było zachowanie czystych magicznych linii, a także tradycji. O nich zapomnieć nie mogli, one musiały być fundamentem nowego świata. Czym by byli bez swej historii i tradycji?
- Bardzo możliwe. Pozostaje nam więc czekać – pokiwała głową odnośnie talizmanów. Raźniej się pracowało kiedy można było toczyć rozmowę, dzięki czemu czas szybciej mijał i nie odczuwała tak mocno uciążliwości. A Prim wydawała się dobrą kompanką do rozmowy, była bystra i jej świat zdecydowanie nie kończył się na sukniach i balach.
- My, Blythe’owie, cenimy sobie pozytywne relacje z rodziną Macnair i oczywiście, jesteśmy gotowi im pomóc naszymi talentami gdy będą nas potrzebować – zapewniła. Dobre relacje z rodem panującym były bardzo istotne. Nikt nie chciał powtórki tego, co było z Longbottomami. Parszywe, zdradzieckie szlamoluby. Dobrze, że Macnairowie przynajmniej wyznawali prawidłowe poglądy, dlatego Blythowie nie zamierzali występować przeciw nim tak, jak to zrobili wieki temu z dawnymi panami, z którymi dziś żyli we wrogich stosunkach. Longbottomowie to pewnie ich postrzegali jako zdradzieckich, śliskich i niegodnych zaufania, ale Blythe’owie byli konserwatywni i wierni swym poglądom. – Moja siostra była całkowicie niewinna. Była dobrą, spokojną osobą, ale padła ofiarą mugolskich polowań na czarownice w styczniu tego roku. Spalili ją żywcem, jej syna także. Miał tylko pięć lat. – Było to dla niej trudne mimo upływu miesięcy, ale zbrodnie mugoli nie mogły zostać zapomniane. Dla pamięci Elii, jej syna oraz innych niewinnych ofiar, nie mogli zapominać tego, do czego byli zdolni mugole, tak ochoczo bronieni przez Longbottoma i jego szlamolubnych kompanów. Nie mogła udawać, że to się nie wydarzyło. Mugole nienawidzili magii, bali się jej i reagowali agresją na to, czego nie znali, ale jak widać niektórzy zdrajcy krwi nadal nie wyciągnęli wniosków z wieków średnich, i przez to polowania na czarownice znowu zaczęły się zdarzać. Nie pojmowała, jakim trzeba być potworem, żeby spalić matkę z dzieckiem. Omamiona ministerialną propagandą nie miała jednak świadomości, że konserwatywne rody oraz samo ministerstwo również nie były zupełnie bez winy, wierzyła, że robili tylko to, co konieczne, aby zaprowadzić ład, i że wkrótce wojna się skończy i żadne ofiary nie będą już potrzebne. O wielu rzeczach nie wiedziała, bo się o nich nie mówiło głośno, a historię pisali zwycięzcy.
Nalała wody do poideł, a potem pomogła Prim z przyniesieniem świeżej słomy. Wzięła jeden ze snopków i objęła go, taszcząc do zagrody hipogryfa. Tam rozplątała wiązanie i zaczęła rozsypywać słomę po ziemi.
- Na pewno nie jest łatwo obejmować pieczę nad ziemiami, które długo nie miały pana. Zwłaszcza, że rody Skorowidzu pewnie nie patrzą przychylnie na kogoś, kogo nazwisko tam nie widnieje – zauważyła. Podejrzewała jednak, że namiestnik Macnair musiał zasłużyć się w inny sposób, skoro dostąpił takiego przywileju, jaki do tej pory wydawał się nieosiągalny dla rodzin czystokrwistych, które nie zostały uwzględnione w spisie stworzonym przez Nottów. Nie było jej wówczas na świecie, ale kiedy już się na nim pojawiła, to obiło jej się o uszy, że niektórzy członkowie jej rodziny bardzo żałowali nieuwzględnienia Blythe’ów, których korzenie były głębokie, sięgające kilkaset lat wstecz, ale najwyraźniej po drodze rozcieńczyli krew o kilka razy za dużo i roztrwonili zbyt wiele majątku, aby dziś cieszyć się taką pozycją, jak Burke’owie czy inne rody. Yana nie żałowała aż tak mocno, bo przynajmniej nie była zamknięta w tak ciasnej złotej klatce jak niektóre jej rówieśnice. Blythe’owie zawsze jednak mieli wysokie ambicje.
Wzięła kolejny snopek i także zaczęła rozrzucać słomę po ziemi, by stworzyć świeżą wyściółkę dla hipogryfa.
- Mam nadzieję, że będą zadowoleni z efektów – rzekła, rozglądając się. Wydawało się, że prace trwały w całym ogrodzie magizoologicznym. Yana liczyła też na to, że ministerstwo zapamięta, że dopełniła swego obywatelskiego obowiązku. Wypełnianie oczekiwań władz wydawało się najlepszą gwarancją spokojnego życia. Lepiej było być z nimi niż przeciwko nim, tym bardziej, że światopoglądowo identyfikowała się z obecną władzą. Jako czarownica czystej krwi musiała czuć odpowiedzialność za ich świat i nie zamierzała się wyłamywać, dlatego zrobiła to, czego od niej dzisiaj oczekiwano.
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
-W całym tym nieszczęściu jakie miało miejsce, otrzymaliśmy szansę stworzenia czegoś nowego, wykorzystując to co było dobre w starym. - Zgodziła się z Yaną, że pewne wartości i tradycje były niezbędne do zachowania ich tożsamości jako społeczności. Bez nich staliby się pyłem na wietrze, targanym przez koleje losu bezwolenie. Dlatego nie ubliżała jej praca fizyczna, ani to, ze Ministerstwo Magii wezwało ją do pomocy, jak wielu innych młodych ludzi. Czuła się odpowiedzialna za świat, w którym żyła. Na tyle na ile mogła, chciała wspierać działania Ministra. To była jej powinność, jak każdego czarodzieja. Tylko niektórzy tego nie rozumieli, buntownicy nadal grasowali jak hieny cmentarne, gotowe wygrzebać szczątki i korzystać z nieszczęścia ludzkiego.
-Przykro mi. - Dodała słysząc historię siostry Yany. Tak bardzo dobrze jej znanej, bowiem wiele rodzin w ten sposób zostało doświadczonych, a umiejętności miały stać się dla nich wstydem. Jak inaczej wytłumaczyć to, że czarodzieje musieli się ukrywać niczym szczury. Tłumaczono to ich bezpieczeństwem, ale czym ono było skoro musieli oglądać się przez ramię za każdym razem gdy wychodzili na ulice. Rozsypała do końca snopek ze słomą po zagrodzenie. Ta zaś wyglądała idealnie, gotowa do zaproszenia w swoje mury lokatora.-Oby te czasy nigdy nie powróciły. Minister Malfoy, Rycerze Walpurgii oraz Śmierciożercy będą stać na straży świata magicznego, aby nigdy więcej do takich zbrodni nie doszło. - Posłała Yanie delikatny uśmiech pełen otuchy. Jaka nienawiść musiała kierować tymi ludźmi, że zaatakowali niewinne dziecko. Nie potrafiła tego zrozumieć i tym bardziej nie dziwiła się, że przemoc zrodziła przemoc. Tym samym nie potrafiła zrozumieć, że rebelianci bronili tych zbrodniarzy zdradzając własną społeczność. -Postawiono przed Namiestnikiem niemałe wyzwanie. Ma jednak wsparcie, choć jak słusznie zauważyłaś, nie każdy patrzy na to przychylnym wzrokiem. - Skinęła nieznacznie głową zwijając w tym samym czasie sznurek od snopków by wrzucić go do wcześniej przygotowanego kosza na odpadki. -Jednak, uważam, że należy nagradzać tych, którzy przyczyniają się do tworzenia lepszej przeszłości. Niektórzy czerpią korzyści z posiadania odpowiedniego nazwiska przy jednoczesnym zaniechaniu, uważając, że im się należy. - Potępiała takie działania, dla niej nazwisko niosło ogromną odpowiedzialność i wiele pracy dla społeczności magicznej. Krzywo patrzyła na rody, które mogły poszczycić się nieskazitelną krwią, a jednocześnie nie robiły nic, spijając jedynie śmietankę ciężkiej pracy swoich poprzedników. I choć w pierwszym odruchu poczuła lekkie oburzenie, zakorzenione jej przez wartości, w których była wychowana, tak wiedziała, że to ludzie, którzy wraz z nią działali, od których się uczyła, którzy na każdym kroku udowadniają swoją wartość. Na takim nowym podłożu należało budować przyszłość. - Sądzę, że wykonałyśmy kawał dobrej roboty. - Powiedziała wychodząc z zagrody, a w tym momencie za ich plecami dało się słyszeć zamieszanie. Dwójka innych wolontariuszy prowadziła hipogryfa, którego co parę kroków karmili fretkami. Truchła umocowane na sznurkach wisiały przewieszone przez szyję jednego z młodych chłopaków.
-Och! Widzę, że wszystko gotowe! - Zawołała kobieta, która dyrygowała całymi pracami. -Wspaniale. W takim razie jesteście już wolne. Poczęstujcie się posiłkiem i możecie wracać do domu. - Odhaczyła coś na swojej liście i obserwowała jak hipogryf jest wprowadzany do zagrody.
-Przykro mi. - Dodała słysząc historię siostry Yany. Tak bardzo dobrze jej znanej, bowiem wiele rodzin w ten sposób zostało doświadczonych, a umiejętności miały stać się dla nich wstydem. Jak inaczej wytłumaczyć to, że czarodzieje musieli się ukrywać niczym szczury. Tłumaczono to ich bezpieczeństwem, ale czym ono było skoro musieli oglądać się przez ramię za każdym razem gdy wychodzili na ulice. Rozsypała do końca snopek ze słomą po zagrodzenie. Ta zaś wyglądała idealnie, gotowa do zaproszenia w swoje mury lokatora.-Oby te czasy nigdy nie powróciły. Minister Malfoy, Rycerze Walpurgii oraz Śmierciożercy będą stać na straży świata magicznego, aby nigdy więcej do takich zbrodni nie doszło. - Posłała Yanie delikatny uśmiech pełen otuchy. Jaka nienawiść musiała kierować tymi ludźmi, że zaatakowali niewinne dziecko. Nie potrafiła tego zrozumieć i tym bardziej nie dziwiła się, że przemoc zrodziła przemoc. Tym samym nie potrafiła zrozumieć, że rebelianci bronili tych zbrodniarzy zdradzając własną społeczność. -Postawiono przed Namiestnikiem niemałe wyzwanie. Ma jednak wsparcie, choć jak słusznie zauważyłaś, nie każdy patrzy na to przychylnym wzrokiem. - Skinęła nieznacznie głową zwijając w tym samym czasie sznurek od snopków by wrzucić go do wcześniej przygotowanego kosza na odpadki. -Jednak, uważam, że należy nagradzać tych, którzy przyczyniają się do tworzenia lepszej przeszłości. Niektórzy czerpią korzyści z posiadania odpowiedniego nazwiska przy jednoczesnym zaniechaniu, uważając, że im się należy. - Potępiała takie działania, dla niej nazwisko niosło ogromną odpowiedzialność i wiele pracy dla społeczności magicznej. Krzywo patrzyła na rody, które mogły poszczycić się nieskazitelną krwią, a jednocześnie nie robiły nic, spijając jedynie śmietankę ciężkiej pracy swoich poprzedników. I choć w pierwszym odruchu poczuła lekkie oburzenie, zakorzenione jej przez wartości, w których była wychowana, tak wiedziała, że to ludzie, którzy wraz z nią działali, od których się uczyła, którzy na każdym kroku udowadniają swoją wartość. Na takim nowym podłożu należało budować przyszłość. - Sądzę, że wykonałyśmy kawał dobrej roboty. - Powiedziała wychodząc z zagrody, a w tym momencie za ich plecami dało się słyszeć zamieszanie. Dwójka innych wolontariuszy prowadziła hipogryfa, którego co parę kroków karmili fretkami. Truchła umocowane na sznurkach wisiały przewieszone przez szyję jednego z młodych chłopaków.
-Och! Widzę, że wszystko gotowe! - Zawołała kobieta, która dyrygowała całymi pracami. -Wspaniale. W takim razie jesteście już wolne. Poczęstujcie się posiłkiem i możecie wracać do domu. - Odhaczyła coś na swojej liście i obserwowała jak hipogryf jest wprowadzany do zagrody.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Yana pokiwała głową. Nie mogli zapominać o tradycjach i korzeniach, bo bez tego nie będą mieć swojej tożsamości, a bez niej czym wówczas będą się różnić od szlam? Oprócz krwi odróżniało ich od siebie przecież również to, że kultywowali obyczaje poprzednich czarodziejskich pokoleń, a szlamy wchodziły w ich świat bez niczego, bez żadnych tradycji i wartości, nie znając nawet podstaw i często nie umiejąc docenić tego, co przez kaprys losu otrzymali. Nowy świat nie mógł więc zapomnieć o tym, na jakich fundamentach czarodziejskie społeczeństwo było przez wieki budowane. Zdrajcy chcieli im to odebrać w imię obrony dyskryminowanych szlam i mugoli, a oni musieli chronić swe tradycje od zapomnienia. Musieli też pielęgnować czystość krwi, bo zostało już ich, prawdziwych czarodziejów z dziada pradziada, naprawdę niewielu, a aż trzy czwarte społeczeństwa było półkrwi, do czego doprowadziło mieszanie się z mugolami na przestrzeni wieków.
Utrata krewnych była dla niej sprawą przykrą i bolesną, ale nie mogła zapominać o tym i udawać że nic się nie stało. Musiała pielęgnować ich pamięć, ale też pamięć o tym, że mugole w swoim strachu przed magią i niezrozumieniu jej, mogą być zdolni do naprawdę strasznych uczynków. Ale dlaczego to oni, czarodzieje, przez tyle wieków musieli się kryć jak szczury? Dobrze, że teraz to mogło zostać zmienione i magiczność nie miała być już powodem do ukrywania się.
- Też wolałabym, żebyśmy więcej już nie musieli bać się tego, że mugole zrobią z nami to samo, co zrobili mojej siostrze i na pewno wielu innym. – W końcu przed wiekami podobno było to normą, że osoby podejrzane o czary były palone przez mugoli. Yana wolałaby, żeby nic takiego nie miało już więcej miejsca. Pozostawało wierzyć, że osoby, o których wspomniała Prim, zapewnią bezpieczeństwo czarodziejom i stworzą bezpieczny świat, w którym będą mogli być czarodziejami otwarcie, a nie w ukryciu. Yana wierzyła w obecną władzę, nie chciała widzieć jej mrocznych stron, chłonęła propagandę i chciała wierzyć w dobrą przyszłość po tym, jak świat zostanie już odbudowany ze zniszczeń poczynionych przez kometę. – Wierzę, że teraz, gdy już uporamy się z tym wszystkim, co pozostało po sierpniowej tragedii, będzie lepiej.
Wielu czarodziejów zginęło, ale ci, którzy pozostali, musieli pielęgnować tradycje i dołożyć swoją cząstkę do odbudowy świata, dlatego Yana potraktowała wezwanie do ministerstwa poważnie, nawet jeśli tylko zajmowała się sprzątaniem w ogrodzie magizoologicznym i urządzaniem legowiska dla hipogryfa. Była tylko młodą dziewczyną, nikim ważnym, ale wierzyła, że ci którzy są rzeczywiście ważni, zadbają o dobrobyt i bezpieczeństwo dla zwykłych obywateli takich jak ona.
- To prawda, sama pamiętam z Hogwartu wiele młodych osób z wielkich rodów, które korzystały z przywilejów dawanych im przez nazwisko i wierzyli, że nic więcej nie muszą robić, skoro mają już pozycję, tytuły i bogactwa – przytaknęła; wiele dziewcząt z tych rodów nadawało się rzeczywiście tylko na klacze rozpłodowe i ozdoby mężów, Yana nie miała nawet o czym z nimi rozmawiać, bo w ich głowach czaiła się pustka. Zaś rozmowy o sztuce czy sukniach ją nudziły, to nie był jej świat. Dlatego tym bardziej zawsze ceniła Prim, która była inna niż większość szlachcianek, w jej spojrzeniu błyszczał intelekt, i dało się z nią porozmawiać o wielu rzeczach. Te wszystkie puste damulki były jednak po prostu osobami, które miały szczęście się dobrze urodzić i dzięki temu żyły wygodnie, ale były jak szklarniane kwiaty, które zginęłyby w zderzeniu z prawdziwym światem. Natomiast osoby urodzone bez wielkiego nazwiska i bogatej skrytki, musiały radzić sobie inaczej. Namiestnik Macnair musiał być bardzo utalentowanym i sprytnym czarodziejem, skoro własnymi rękami osiągnął taką pozycję, a nie tylko odziedziczył ją po przodkach, a w oczach takich jak Yana budziło to szacunek. W końcu sama też była tylko czystej krwi, jej nazwisko nie figurowało w Skorowidzu, nic nie spadało jej z nieba za samo urodzenie. Dobrze więc, że w trudnych czasach ziemiami Suffolk miał zarządzać ktoś, kto najpewniej jest zdolny i sprytny, a nie tylko miał szczęście dostać coś po kimś, choć oczywiście nie wrzucała też całej szlachty do jednego wora, wśród nich też znajdowało się wielu zdolnych, silnych czarodziejów, ale i wiele zgnuśniałych i próżnych, którzy woleli korzystać z uciech życia i dobrze się bawić za galeony przodków, dlatego zgadzała się ze zdaniem Prim.
- Tak, mi też się wydaje, że powinno być dobrze – odezwała się, także wychodząc z zagrody, do której po chwili został wprowadzony z powrotem jej mieszkaniec, wabiony podsuwanymi mu fretkami. – Och zobacz, już go prowadzą.
Obserwowała tę scenę przez chwilę, przyglądając się majestatycznemu zwierzęciu, ale jej uwagę przyciągnęła po chwili czarownica, która do nich podeszła i powiedziała, że mogą być już wolne. Yana ucieszyła się i spojrzała na Prim, dziękując jej za dobrą współpracę. Później skorzystała z posiłku, jaki zapewniono dla pracującej przy ogarnianiu ogrodu magizoologicznego młodzieży, i po wszystkim mogła wrócić do domu i odpocząć.
| zt. x2 (?)
Utrata krewnych była dla niej sprawą przykrą i bolesną, ale nie mogła zapominać o tym i udawać że nic się nie stało. Musiała pielęgnować ich pamięć, ale też pamięć o tym, że mugole w swoim strachu przed magią i niezrozumieniu jej, mogą być zdolni do naprawdę strasznych uczynków. Ale dlaczego to oni, czarodzieje, przez tyle wieków musieli się kryć jak szczury? Dobrze, że teraz to mogło zostać zmienione i magiczność nie miała być już powodem do ukrywania się.
- Też wolałabym, żebyśmy więcej już nie musieli bać się tego, że mugole zrobią z nami to samo, co zrobili mojej siostrze i na pewno wielu innym. – W końcu przed wiekami podobno było to normą, że osoby podejrzane o czary były palone przez mugoli. Yana wolałaby, żeby nic takiego nie miało już więcej miejsca. Pozostawało wierzyć, że osoby, o których wspomniała Prim, zapewnią bezpieczeństwo czarodziejom i stworzą bezpieczny świat, w którym będą mogli być czarodziejami otwarcie, a nie w ukryciu. Yana wierzyła w obecną władzę, nie chciała widzieć jej mrocznych stron, chłonęła propagandę i chciała wierzyć w dobrą przyszłość po tym, jak świat zostanie już odbudowany ze zniszczeń poczynionych przez kometę. – Wierzę, że teraz, gdy już uporamy się z tym wszystkim, co pozostało po sierpniowej tragedii, będzie lepiej.
Wielu czarodziejów zginęło, ale ci, którzy pozostali, musieli pielęgnować tradycje i dołożyć swoją cząstkę do odbudowy świata, dlatego Yana potraktowała wezwanie do ministerstwa poważnie, nawet jeśli tylko zajmowała się sprzątaniem w ogrodzie magizoologicznym i urządzaniem legowiska dla hipogryfa. Była tylko młodą dziewczyną, nikim ważnym, ale wierzyła, że ci którzy są rzeczywiście ważni, zadbają o dobrobyt i bezpieczeństwo dla zwykłych obywateli takich jak ona.
- To prawda, sama pamiętam z Hogwartu wiele młodych osób z wielkich rodów, które korzystały z przywilejów dawanych im przez nazwisko i wierzyli, że nic więcej nie muszą robić, skoro mają już pozycję, tytuły i bogactwa – przytaknęła; wiele dziewcząt z tych rodów nadawało się rzeczywiście tylko na klacze rozpłodowe i ozdoby mężów, Yana nie miała nawet o czym z nimi rozmawiać, bo w ich głowach czaiła się pustka. Zaś rozmowy o sztuce czy sukniach ją nudziły, to nie był jej świat. Dlatego tym bardziej zawsze ceniła Prim, która była inna niż większość szlachcianek, w jej spojrzeniu błyszczał intelekt, i dało się z nią porozmawiać o wielu rzeczach. Te wszystkie puste damulki były jednak po prostu osobami, które miały szczęście się dobrze urodzić i dzięki temu żyły wygodnie, ale były jak szklarniane kwiaty, które zginęłyby w zderzeniu z prawdziwym światem. Natomiast osoby urodzone bez wielkiego nazwiska i bogatej skrytki, musiały radzić sobie inaczej. Namiestnik Macnair musiał być bardzo utalentowanym i sprytnym czarodziejem, skoro własnymi rękami osiągnął taką pozycję, a nie tylko odziedziczył ją po przodkach, a w oczach takich jak Yana budziło to szacunek. W końcu sama też była tylko czystej krwi, jej nazwisko nie figurowało w Skorowidzu, nic nie spadało jej z nieba za samo urodzenie. Dobrze więc, że w trudnych czasach ziemiami Suffolk miał zarządzać ktoś, kto najpewniej jest zdolny i sprytny, a nie tylko miał szczęście dostać coś po kimś, choć oczywiście nie wrzucała też całej szlachty do jednego wora, wśród nich też znajdowało się wielu zdolnych, silnych czarodziejów, ale i wiele zgnuśniałych i próżnych, którzy woleli korzystać z uciech życia i dobrze się bawić za galeony przodków, dlatego zgadzała się ze zdaniem Prim.
- Tak, mi też się wydaje, że powinno być dobrze – odezwała się, także wychodząc z zagrody, do której po chwili został wprowadzony z powrotem jej mieszkaniec, wabiony podsuwanymi mu fretkami. – Och zobacz, już go prowadzą.
Obserwowała tę scenę przez chwilę, przyglądając się majestatycznemu zwierzęciu, ale jej uwagę przyciągnęła po chwili czarownica, która do nich podeszła i powiedziała, że mogą być już wolne. Yana ucieszyła się i spojrzała na Prim, dziękując jej za dobrą współpracę. Później skorzystała z posiłku, jaki zapewniono dla pracującej przy ogarnianiu ogrodu magizoologicznego młodzieży, i po wszystkim mogła wrócić do domu i odpocząć.
| zt. x2 (?)
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Zagroda hipogryfów
Szybka odpowiedź