Zagajnik
AutorWiadomość
Zagajnik
Do zagajnika prowadzi kręta dróżka wiodąca przez las; to ciche, urokliwe i nieco oddalone od reszty posesji miejsce, w którym na wysokich drzewach porozwieszano budki lęgowe memortków. Zwykle panuje tutaj niewysłowiona wręcz cisza, wszak te niewielkie śliczne niebieskie ptaszki przez całe życie nie wydają dźwięków, dopiero przed śmiercią powtarzając wszystko, co dotąd usłyszały. Szczęśliwi mogą znaleźć w leśnej ściółce błękitne pióra memortków, choć te nie posiadają żadnych właściwości, są naprawdę piękne.
Lorne nie mógł się zdecydować na żadne miejsce na spotkanie, dlatego Darcy wybrała za niego. Podesłała mu punkt spotkania listem i zjawiła się przed czasem, zakładając bardzo optymistycznie, że i Lorne wpadnie na tak wspaniałomyślny pomysł. Może zgubił się w ogrodzie? W końcu był całkiem obszerny. Darcy przeszła się wzdłuż granicy zagajnika, obserwując płynącą w małym potoczku wodę, kiedy pierwszy pierścień wykwitł na tafli. Zaczęło padać. Z tą pogodą było chyba tak, jak z ich przyszłością małżeńską. Wcale im nie sprzyjała. Chwilę stała, licząc na to, że chmury zaraz zostaną przegonione przez wiatr, ale ten jak na złość nie chciał teraz wiać. Było duszno. Chociaż wcześniej nic nie zapowiadało tak złych warunków pogodowych, teraz deszcz stawał się coraz bardziej rzęsisty. Schowała się pod daszkiem otwartej altany. Nie było jeszcze zimno, jedynie woda ciężko opadała na ramiona, niszcząc wizerunek, nad którym długo pracowała przed wyjściem. Objęła się ramionami raczej z wygody niż odczuwania chłodu w atmosferze, czekając na przybycie lorda Bulstrode. Chwilę później, bardziej zniecierpliwiona, w swoim cynicznym nastawieniu stawiając nawet, że roztrzepany narzeczony zapomniał o ich spotkaniu, zbliżyła się do barierek, opierając się na drewnianym murku dłońmi, wypatrując mężczyzny. Westchnęła, odchylając z rozdrażnieniem głowę w tył, wpatrując się przez chwilę w sufit drewnianego szkieletu altany, zanim przysiadła jednym pośladkiem na barierce, opierając się o słup plecami. Uciekła myślami gdzieś w zupełnie innym kierunku, bawiąc się podświadomie pierścionkiem zaręczynowym na palcu.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lorne był oczywiście na miejscu, ba! Znalazł się tu nawet wcześniej, by niepotrzebnie nie zirytować swojej narzeczonej. Nie był typem spóźnialskich, to musiała mu przyznać.
Po zagajniku spacerował bez celu, otoczony niesamowicie ujmującą ciszą - może i się gubił, ale bardziej w swoich myślach, niżby w tym wyjątkowym miejscu. Gdy Darcy nadeszła, obserwował ją chwilę, kryjąc się między drzewami. Widział gamę emocji, która przemykała przez jej piękną twarz. Och, Darcy, twoja niechęć już nie potrafi mnie odstraszyć, ani zmęczyć!
Wyszedł w końcu ku niej, szedł wolno, choć nie za wolno, nie chcąc być zbyt nonszalanckim. Uśmiechnął się ku niej i ukłonił się.
- Dzień dobry - odezwał się, czekając aż Rosierówna poda mu dłoń do ucałowania. - Niesamowite miejsce, jak i nasze spotkanie po dość długiej przerwie.
Tak, minęło sporo czasu odkąd ich drogi się zeszły. Zajęci sobą, swoimi kłamstwami, dzielnie skrywanymi tajemnicami. Może coś się zmieniło?
Lorne nawet zatęsknił. Chciał wiedzieć, co działo się ostatnio u swej narzeczonej. Dlatego pytał, póki co o te codzienne sprawy. Jak się miewają poszczególni z jej rodu, czy dopisuje im i jej zdrowie, co u Rosalie. Spytał oczywiście jak i ona się czuje. Bał się krótkich i rzeczowych odpowiedzi. Chciał mieć punkt zaczepienia. Wszak Darcy wciąż była mu obcą. A i on był jej obcy. Kiedy to się stało? Niesamowicie smutny los dzielili ci dwoje. Być może ten listopadowy dzień będzie przełomowy?
Po zagajniku spacerował bez celu, otoczony niesamowicie ujmującą ciszą - może i się gubił, ale bardziej w swoich myślach, niżby w tym wyjątkowym miejscu. Gdy Darcy nadeszła, obserwował ją chwilę, kryjąc się między drzewami. Widział gamę emocji, która przemykała przez jej piękną twarz. Och, Darcy, twoja niechęć już nie potrafi mnie odstraszyć, ani zmęczyć!
Wyszedł w końcu ku niej, szedł wolno, choć nie za wolno, nie chcąc być zbyt nonszalanckim. Uśmiechnął się ku niej i ukłonił się.
- Dzień dobry - odezwał się, czekając aż Rosierówna poda mu dłoń do ucałowania. - Niesamowite miejsce, jak i nasze spotkanie po dość długiej przerwie.
Tak, minęło sporo czasu odkąd ich drogi się zeszły. Zajęci sobą, swoimi kłamstwami, dzielnie skrywanymi tajemnicami. Może coś się zmieniło?
Lorne nawet zatęsknił. Chciał wiedzieć, co działo się ostatnio u swej narzeczonej. Dlatego pytał, póki co o te codzienne sprawy. Jak się miewają poszczególni z jej rodu, czy dopisuje im i jej zdrowie, co u Rosalie. Spytał oczywiście jak i ona się czuje. Bał się krótkich i rzeczowych odpowiedzi. Chciał mieć punkt zaczepienia. Wszak Darcy wciąż była mu obcą. A i on był jej obcy. Kiedy to się stało? Niesamowicie smutny los dzielili ci dwoje. Być może ten listopadowy dzień będzie przełomowy?
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
W istocie Darcy bardzo mało wiedziała o swoim narzeczonym. Była to w większej mierze jej wina, bo wcale nie próbowała go poznać. Unikała go, o ile było to możliwe. Teraz wizja narzeczeństwa z tym mężczyzną stawała się dla niej coraz bardziej realna. Nie mogli w końcu przeciągać tego stanu w nieskończoność. Widząc go więc na ścieżce, w istocie, była zdziwiona jego punktualnością, bo zawsze wydawał jej się bardziej beztroską, niezwracającą uwagi na detale osobą. Uśmiechnęła się kątem ust dość wyrachowanie, w sposób, w którym dobrze znająca ją osoba wyczułaby mus, a nie przyjemność z tego gestu. Chwilę potem, właściwie oczekiwaniom lorda Bulstrode, wyciągnęła w jego kierunku dłoń, od razu po lekkim smagnięciu wargami jej skóry, cofając ją. Pozwoliła sobie przysiąść na barierce altany, wpatrując się w twarz mężczyzny.
— Jakie będzie nasze spotkanie może się jeszcze okazać. Pogoda nam nie dopisuje — zauważyła zwracając twarz w kierunku kropli deszczu, które coraz liczniej odbijały się od tafli wody. Nawet ptaki z zagajnika trochę ucichły.
— Jak i zawsze czas i miejsce naszych spotkań — oparła się jedną dłonią o belkę obok siebie teraz już bezpośrednio patrząc w oczy narzeczonego — Miałam nadzieję spotkać Cię na wernisażu milady Avery. Musieliśmy się minąć. Nie unikasz mnie specjalnie, Lorne? Po takim czasie mogę Ci mówić Lorne, prawda? — zsunęła się w dół, poprawiając materiał spódnicy i podeszła bliżej mężczyzny. W jakiś sposób pewnie i też za nim tęskniła, chociaż nie okazywała tego otwarcie — Dużo się wydarzyło od naszego przelotnego spotkania na polowaniu. Nie widziałam Cię potem, chyba nie zgubiłeś się w lesie? — uśmiechnęła się ciut wrednie, rzucając ten komentarz dla przełamania lodów i wejścia w bardziej swobodną rozmowę.
— Jakie będzie nasze spotkanie może się jeszcze okazać. Pogoda nam nie dopisuje — zauważyła zwracając twarz w kierunku kropli deszczu, które coraz liczniej odbijały się od tafli wody. Nawet ptaki z zagajnika trochę ucichły.
— Jak i zawsze czas i miejsce naszych spotkań — oparła się jedną dłonią o belkę obok siebie teraz już bezpośrednio patrząc w oczy narzeczonego — Miałam nadzieję spotkać Cię na wernisażu milady Avery. Musieliśmy się minąć. Nie unikasz mnie specjalnie, Lorne? Po takim czasie mogę Ci mówić Lorne, prawda? — zsunęła się w dół, poprawiając materiał spódnicy i podeszła bliżej mężczyzny. W jakiś sposób pewnie i też za nim tęskniła, chociaż nie okazywała tego otwarcie — Dużo się wydarzyło od naszego przelotnego spotkania na polowaniu. Nie widziałam Cię potem, chyba nie zgubiłeś się w lesie? — uśmiechnęła się ciut wrednie, rzucając ten komentarz dla przełamania lodów i wejścia w bardziej swobodną rozmowę.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Szpilki, którymi godziła Lorne'a jego młodziutka narzeczona, dziś nie przysparzały aż takiego bólu. To dziwne, bo i on stęsknił się nieco za Darcy, choć oczywiście żadne z nich nie zdradziłoby tego w rozmowie, ani nawet w liście. Bulstrode uśmiechał się i patrzył ku niebu. Faktycznie, parę kropel spadało na jego twarz, ale do ulewy jeszcze było daleko. Wernisaż u lady Avery? Lorne upił się wtedy samotnie w swej posiadłości. Chciał jeno rozjaśnić nieco umysł i zyskać nieco humoru, a ostatecznie legł nieprzytomny i w eleganckim stroju pośród miękkich poduch. Gdy zbudził się, było zdecydowanie zbyt późno na podróż.
- Nie dałem rady przybyć, ległem w łożu przepełniony gorączką - odpowiedział, co prawie zupełnie było prawdą. - Nie chciałem cię martwić takim drobiazgiem. Czy coś mnie ominęło? Możesz śmiało opowiadać o wszelkich intrygach!
Dystans między tym dwojgiem zmniejszył się, gdy Lorne przysiadł tuż obok. Kierował ku Darcy najszczerszy ze swoich uśmiechów - ten, który pomniejszał jego oczy i czarował wiele dam. Tej pięknej Rosierówny nigdy jednak nie oczarował na tyle, by odłożyła na bok wyobrażenia wymarzonego mężczyzny i pokochała tego, który był jej przeznaczony.
Na wspomnienie o polowaniu zaśmiał się głośno i wyjaśnił, jakie komplikacje miał ze swoim wierzchowcem. Gdy siebie i konia ogarnął na tyle, by ruszyć dalej w pogoń, nie miał szans na wyrównanie. Wrócił więc na start, gdzie znowu się upił. O tym ostatnim wątku nie wspomniał wcale, po co martwić młódkę? Na wszystkie pytania odpowiadał z tą samą dozą beztroski, za którą Darcy chyba nie przepadała.
Teraz był jednak zupełnie trzeźwy - może perfumy Darcy przyćmiewały nieco jego percepcję, ale tylko tyle!
- W żadnym razie cię nie unikam, Darcy. Ostatnimi czasy mam dużo pracy, pewnikiem Tristan ci wspominał o naszych poczynaniach. Poza tym jeszcze ojciec zasypuje mnie wszystkim tym, czym ma zajmować się młodszy syn. - odpowiedział, po czym stanął naprzeciw niej. Oczywiście, że powinni mówić do siebie po imieniu. Wszelkie formy grzecznościowe, wszelka formalność była tu zbędna. Darcy, Darcy, gdybyś tylko była mi przychylna to zdradziłbym ci wszystko!
A tak codziennie myślę, że w końcu zdradzę ciebie.
- Nie dałem rady przybyć, ległem w łożu przepełniony gorączką - odpowiedział, co prawie zupełnie było prawdą. - Nie chciałem cię martwić takim drobiazgiem. Czy coś mnie ominęło? Możesz śmiało opowiadać o wszelkich intrygach!
Dystans między tym dwojgiem zmniejszył się, gdy Lorne przysiadł tuż obok. Kierował ku Darcy najszczerszy ze swoich uśmiechów - ten, który pomniejszał jego oczy i czarował wiele dam. Tej pięknej Rosierówny nigdy jednak nie oczarował na tyle, by odłożyła na bok wyobrażenia wymarzonego mężczyzny i pokochała tego, który był jej przeznaczony.
Na wspomnienie o polowaniu zaśmiał się głośno i wyjaśnił, jakie komplikacje miał ze swoim wierzchowcem. Gdy siebie i konia ogarnął na tyle, by ruszyć dalej w pogoń, nie miał szans na wyrównanie. Wrócił więc na start, gdzie znowu się upił. O tym ostatnim wątku nie wspomniał wcale, po co martwić młódkę? Na wszystkie pytania odpowiadał z tą samą dozą beztroski, za którą Darcy chyba nie przepadała.
Teraz był jednak zupełnie trzeźwy - może perfumy Darcy przyćmiewały nieco jego percepcję, ale tylko tyle!
- W żadnym razie cię nie unikam, Darcy. Ostatnimi czasy mam dużo pracy, pewnikiem Tristan ci wspominał o naszych poczynaniach. Poza tym jeszcze ojciec zasypuje mnie wszystkim tym, czym ma zajmować się młodszy syn. - odpowiedział, po czym stanął naprzeciw niej. Oczywiście, że powinni mówić do siebie po imieniu. Wszelkie formy grzecznościowe, wszelka formalność była tu zbędna. Darcy, Darcy, gdybyś tylko była mi przychylna to zdradziłbym ci wszystko!
A tak codziennie myślę, że w końcu zdradzę ciebie.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Szkoda, ze w taki sam prosty sposób nie potrafili przełamać dystansu psychicznego między nimi, w jaki Lorne właśnie zmniejszał dystans fizyczny. Chociaż siedzieli już bliżej siebie, oboje osłonięci już daszkiem altany, ich myśli chyba zawsze krążyły wokół innych kwestii. Młoda Rosier uderzona intensywnością żywiołowości swojego narzeczonego przewróciła wzrok na bok. Ta lekkość i łatwość jego wypowiedzi raziła ją w oczy. Prawie dosłownie. Chrząknęła coś niewyraźnie, ale obiecała sobie dzisiaj nie podlegać swojej zwyczajowej ocenie. Spróbowała dać mu szansę zacząć z czystą kartą. Tylko po prostu nie była pewna, czy nawet w ten sposób zwyczajnie nie byli od siebie zbyt różni. Przynajmniej tak jej się zdawało na ten moment, kiedy nie potrafiła zdzierżyć tyle radości i niefrasobliwości w minucie rozmowy.
— Cóż za niezwykła troska z Twojej strony, Lorne. Szkoda, ze tak samo nie zainteresowałeś się, kiedy Twoją narzeczoną wleczono do Londyńskiej Tower i przetrzymywano mnie tam zdecydowanie zbyt długo w tych stęchłych warunkach. Wtedy też niefortunnie trawiła Cię gorączka? Uhmmm… rozumiem.
Mruknęła i też się uśmiechnęła. Jej uśmiech nie był tak szczodry i szczery, ale ktoś kto jej nie znał mógłby się na niego nabrać. Może nie Lorne, on i tak zwykle zakładał, że Rosier zachowywała się wobec niego nieufnie, sama go do tego przyzwyczaiła, a praca nad zmianą tego stanu była chyba zbyt zajmująca, żeby się teraz tym zajmować.
— No tak, masz dużo pracy, dlaczego o tym nie pomyślałam — przyznała posępnie, jakby kobiety też nie mogły mieć dużo prac. Darcy przecież prowadziła swój gabinet hipnozy i z dnia na dzień zgłaszało się coraz więcej chętnych do sesji z jej nadzorem. Ale to nic. Lord Bulstrode jest bardzo zajętym człowiekiem. Cóż, jest lordem. Z pewnością ma wiele obowiązków. Pewnie część z nich obejmuje szlajanie się po Londynie z innymi kobietami, bądź chlanie po kątach i rozwalanie się na łożu marząc o kolejnej kolejce wysokoprocentowego trunku. To przecież zrozumiałe, że wobec tak poważnych działań nie ma czasu dla swojej narzeczonej…
— Mam nadzieję, że chociaż w dniu naszego ślubu nie będziesz tak zajęty, Lorne. Byłoby to dla mnie ogromną stratą, gdyby pan młody nie dotarł przed ołtarz — skłamała gładko, bo przecież nie ukrywała wcale, że opiewałaby wtedy w szczęście. Zsunęła się z barierki i wyminęła mężczyznę, stając trochę dalej, od niego, opierając się o barierkę po drugiej stronie altany, stojąc tyłem do niego. Wygładziła przód sukni, wpatrując się gdzieś w horyzont przed sobą i spadający z nieba deszcz.
— Skończyliśmy? To teraz wyjaśnij mi to… co tak naprawdę pilnego zajmuje Ci głowę, że nie masz czasu napisać mi choćby jednego listu? — zwróciła twarz w jego kierunku. W jej głosie nie dało się wyczuć tym razem złości. Była nutka pewnego… zawodu? Czy słusznie tak można było nazwać wyraz smutku wypisany na jej twarzy?
— Cóż za niezwykła troska z Twojej strony, Lorne. Szkoda, ze tak samo nie zainteresowałeś się, kiedy Twoją narzeczoną wleczono do Londyńskiej Tower i przetrzymywano mnie tam zdecydowanie zbyt długo w tych stęchłych warunkach. Wtedy też niefortunnie trawiła Cię gorączka? Uhmmm… rozumiem.
Mruknęła i też się uśmiechnęła. Jej uśmiech nie był tak szczodry i szczery, ale ktoś kto jej nie znał mógłby się na niego nabrać. Może nie Lorne, on i tak zwykle zakładał, że Rosier zachowywała się wobec niego nieufnie, sama go do tego przyzwyczaiła, a praca nad zmianą tego stanu była chyba zbyt zajmująca, żeby się teraz tym zajmować.
— No tak, masz dużo pracy, dlaczego o tym nie pomyślałam — przyznała posępnie, jakby kobiety też nie mogły mieć dużo prac. Darcy przecież prowadziła swój gabinet hipnozy i z dnia na dzień zgłaszało się coraz więcej chętnych do sesji z jej nadzorem. Ale to nic. Lord Bulstrode jest bardzo zajętym człowiekiem. Cóż, jest lordem. Z pewnością ma wiele obowiązków. Pewnie część z nich obejmuje szlajanie się po Londynie z innymi kobietami, bądź chlanie po kątach i rozwalanie się na łożu marząc o kolejnej kolejce wysokoprocentowego trunku. To przecież zrozumiałe, że wobec tak poważnych działań nie ma czasu dla swojej narzeczonej…
— Mam nadzieję, że chociaż w dniu naszego ślubu nie będziesz tak zajęty, Lorne. Byłoby to dla mnie ogromną stratą, gdyby pan młody nie dotarł przed ołtarz — skłamała gładko, bo przecież nie ukrywała wcale, że opiewałaby wtedy w szczęście. Zsunęła się z barierki i wyminęła mężczyznę, stając trochę dalej, od niego, opierając się o barierkę po drugiej stronie altany, stojąc tyłem do niego. Wygładziła przód sukni, wpatrując się gdzieś w horyzont przed sobą i spadający z nieba deszcz.
— Skończyliśmy? To teraz wyjaśnij mi to… co tak naprawdę pilnego zajmuje Ci głowę, że nie masz czasu napisać mi choćby jednego listu? — zwróciła twarz w jego kierunku. W jej głosie nie dało się wyczuć tym razem złości. Była nutka pewnego… zawodu? Czy słusznie tak można było nazwać wyraz smutku wypisany na jej twarzy?
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Początkowo był w szoku, więc milczał. Nie miał o niczym pojęcia, żadna informacja nie dotarła na czas. Gdy wspomniała o Tower, chwyciłł jej dłoń z troską i szczerym zawodem nad własną postawą. Było mu wstyd, bo jaka by Darcy nie była - nie zasługiwała na takie traktowanie przez niego i innych. Była taka młoda!
Tak, ich związek wyglądał doprawdy okropnie. Poprosił, aby nieco rozwinęła tę historię. Przeprosił raz, ponieważ na więcej nie pozwoliła mu duma. Mimo że zdębiał i czuł wstyd, nie mógł ponosić odpowiedzialności za wszystko. Gdyby tylko wiedziała, co i jemu się przytrafiło w ostatnim czasie. Egocentryzm był trzecim imieniem Darcy, co do tego nie miał wątpliwości. Nie miał jednak zamiaru opowiadać o swoich potknięciach, o otarciu się o śmierć i mękach, które musiał później zapić. Słuchał, mówiąc niewiele.
- Dzień naszego ślubu... - mruknął, choć moc tych słów zrodziła w nim nieprzyjemny dreszcz. - Cóż, myślę, że mogę cię zapewnić, iż dotrę.
Gdy tak słuchał tyrady od młodszej od siebie panienki, wiele uczuć przeczesywało jego wnętrze. Od złości, przez smutek, aż do bliżej nieokreślonego stanu otępienia. Czekał, aż nieco rozwinie swą historię, ale był pewien, że nie tonęła w formie obłego zwierzaka z Ameryki Południowej.
- Darcy... - rzekł potem, odwracając od niej wzrok i patrząc przed siebie. - Nie myślisz chyba, że to wszystko moja wina? Tkwimy w tym razem, niekoniecznie z własnej woli, ale i razem musimy to uporządkować. Wysiłek musi być wspólny, bo inaczej wszystko legnie. Nie wiemy o sobie zupełnie nic, ale to nie ja zasiałem to ziarno milczenia.
Wyrzucił to z siebie, bo było to prawdą. To Darcy odrzuciła Lorne'a na wstępie. Nie może się więc dziwić, że nie ma go obok niej, gdy tego potrzebuje. Westchnął i przeciągnął się.
Może nie nadaje się do tego, by mieć narzeczoną? Bo na pewno nie nadaje się, by zadowolić pannę Rosier. Oboje byli niedojrzali do małżeństwa i oboje przywoływali ku sobie wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa.
- Wiem, że nie jesteś ze mną zupełnie szczera, bo i ja nie jestem. Pytanie, czy zależy nam na tym, by wiedzieć o sobie wszystko i być własnymi cieniami.
Ile wolności, tyle miłości. To byłaby idealna recepta dla młodego Bulstrode.
Tak, ich związek wyglądał doprawdy okropnie. Poprosił, aby nieco rozwinęła tę historię. Przeprosił raz, ponieważ na więcej nie pozwoliła mu duma. Mimo że zdębiał i czuł wstyd, nie mógł ponosić odpowiedzialności za wszystko. Gdyby tylko wiedziała, co i jemu się przytrafiło w ostatnim czasie. Egocentryzm był trzecim imieniem Darcy, co do tego nie miał wątpliwości. Nie miał jednak zamiaru opowiadać o swoich potknięciach, o otarciu się o śmierć i mękach, które musiał później zapić. Słuchał, mówiąc niewiele.
- Dzień naszego ślubu... - mruknął, choć moc tych słów zrodziła w nim nieprzyjemny dreszcz. - Cóż, myślę, że mogę cię zapewnić, iż dotrę.
Gdy tak słuchał tyrady od młodszej od siebie panienki, wiele uczuć przeczesywało jego wnętrze. Od złości, przez smutek, aż do bliżej nieokreślonego stanu otępienia. Czekał, aż nieco rozwinie swą historię, ale był pewien, że nie tonęła w formie obłego zwierzaka z Ameryki Południowej.
- Darcy... - rzekł potem, odwracając od niej wzrok i patrząc przed siebie. - Nie myślisz chyba, że to wszystko moja wina? Tkwimy w tym razem, niekoniecznie z własnej woli, ale i razem musimy to uporządkować. Wysiłek musi być wspólny, bo inaczej wszystko legnie. Nie wiemy o sobie zupełnie nic, ale to nie ja zasiałem to ziarno milczenia.
Wyrzucił to z siebie, bo było to prawdą. To Darcy odrzuciła Lorne'a na wstępie. Nie może się więc dziwić, że nie ma go obok niej, gdy tego potrzebuje. Westchnął i przeciągnął się.
Może nie nadaje się do tego, by mieć narzeczoną? Bo na pewno nie nadaje się, by zadowolić pannę Rosier. Oboje byli niedojrzali do małżeństwa i oboje przywoływali ku sobie wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa.
- Wiem, że nie jesteś ze mną zupełnie szczera, bo i ja nie jestem. Pytanie, czy zależy nam na tym, by wiedzieć o sobie wszystko i być własnymi cieniami.
Ile wolności, tyle miłości. To byłaby idealna recepta dla młodego Bulstrode.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie próbowała mu niczego wypominać. Chciała być miła, naprawdę, ale w kontaktach z Lorne częściej ulegała frustracji, co nie wynikało nawet do końca z jego winy, a w pewnym stopniu było po prostu skutkiem niesprzyjających im okoliczności. To narzeczeństwo oboje z nich zaskoczyło. Darcy nie zdążyła sobie przyswoić nawet myśli, ze jakikolwiek mężczyzna mógłby ją sobie kiedykolwiek podporządkować, a co dopiero przyjąć do wiadomości, że miało to nastąpić szybciej niż później. Swoje zażenowanie wyładowywała najpewniej na Lorne, kiedy znajdowali się sam na sam, bo w towarzystwie sprawiali wrażenie lepszej pary. Dlaczego nie potrafili udawać tak samo dobrze przed samymi sobą nawzajem, jak przed innymi?
Odetchnęła, wymijając mężczyznę i oparła się o barierkę, spoglądając bez celu w wodę wzburzaną przez lejący deszcz.
— Nie — przyznała mu rację, prawdopodobnie pierwszy raz pozwalając sobie przy nim na bardziej szczerą rozmowę. Zerknęła na niego przez ramię, szukając jego spojrzenia — opowiedz mi o swoich kobietach, Lorne — obróciła się przodem do niego, utrzymując spojrzenie i była całkiem poważnie. Nie odwracała spojrzenia. Byli sami, mogli postawić sprawę jasno.
— Jakie są? Jaki jest Twój typ? Co urzeka Cię w nich najbardziej?
Można powiedzieć, że Darcy słabła w tej relacji, skoro psuwała się do tak desperackiego kroku, jak to pytanie, ale prawda była taka, że Rosier nigdy nie była bez planu. Nawet jeśli czasowo wydawało się, że nie miała opcji, mogło się tak wydawać tylko dlatego, ze sama chciała żeby to tak wyglądało. Pytanie tylko, co wobec takiej sytuacji planował zrobić Bulstrode, jak zareagować? Mogli sobie pomóc w tym związku, ale w tym celu musieli sobie ułatwić kilka spraw, rozwiać wątpliwości, co do niektórych kwestii.
— Mogę Ci umilić to narzeczeństwo. Mogę sprawić, żeby ten związek był dla Ciebie bardziej satysfakcjonujący. Jestem Twoją narzeczoną, to moja rola zadbać o Twój komfort. Powiedz mi tylko czego chcesz. Jeśli szczerość i nieodstępowanie Ciebie na krok to jest coś, czego sobie życzysz, tak będzie.
Ale miała wrażenie, ze nie to miał na myśli.
Odetchnęła, wymijając mężczyznę i oparła się o barierkę, spoglądając bez celu w wodę wzburzaną przez lejący deszcz.
— Nie — przyznała mu rację, prawdopodobnie pierwszy raz pozwalając sobie przy nim na bardziej szczerą rozmowę. Zerknęła na niego przez ramię, szukając jego spojrzenia — opowiedz mi o swoich kobietach, Lorne — obróciła się przodem do niego, utrzymując spojrzenie i była całkiem poważnie. Nie odwracała spojrzenia. Byli sami, mogli postawić sprawę jasno.
— Jakie są? Jaki jest Twój typ? Co urzeka Cię w nich najbardziej?
Można powiedzieć, że Darcy słabła w tej relacji, skoro psuwała się do tak desperackiego kroku, jak to pytanie, ale prawda była taka, że Rosier nigdy nie była bez planu. Nawet jeśli czasowo wydawało się, że nie miała opcji, mogło się tak wydawać tylko dlatego, ze sama chciała żeby to tak wyglądało. Pytanie tylko, co wobec takiej sytuacji planował zrobić Bulstrode, jak zareagować? Mogli sobie pomóc w tym związku, ale w tym celu musieli sobie ułatwić kilka spraw, rozwiać wątpliwości, co do niektórych kwestii.
— Mogę Ci umilić to narzeczeństwo. Mogę sprawić, żeby ten związek był dla Ciebie bardziej satysfakcjonujący. Jestem Twoją narzeczoną, to moja rola zadbać o Twój komfort. Powiedz mi tylko czego chcesz. Jeśli szczerość i nieodstępowanie Ciebie na krok to jest coś, czego sobie życzysz, tak będzie.
Ale miała wrażenie, ze nie to miał na myśli.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lorne poczuł się, jakby właśnie otrzymał policzek od własnej narzeczonej. Opowiedz o swoich kobietach, pyta się go! Jak śmie, jak śmie stawać w roli oskarżyciela. Podczas gdy on naraża własne życie i chroni innych! Darcy musiała dostrzec, jak przez twarz Lorne'a przemyka najpierw szok, a potem wyraźne oblicze gniewu. Prawie wybuchnął, ale powstrzymał natłok krytycznych słów. Odchrząknął jedynie i pokiwał wolno głową. Nie chciał kolejnej kłótni, ale był to fundament ich znajomości.
Kobiety nie zaprzątały jego głowy od dawien dawna. Czasy beztroski minęły. Początki zaaranżowanej znajomości między nim, a młodą Rosierówną faktycznie nie wyglądały jak z tendencyjnej powieści o narzeczeństwie idealnym. Ale to przeszłość, teraźniejszość kreuje się inaczej. Przyszłość zaś jest niepewna, jak zawsze.
- Nie mam nikogo poza tobą - powiedział, co właściwie było prawdą. Lorne żył wspomnieniami i wyobrażeniami o kobietach, które poznawał. Czy to grzech? Nie robił nic, by łamać przyrzeczone słowo wierności. W jego pamięć wrył się obraz Luny, ale przecież nic między nimi nie doszło. Czuć to jedno, robić drugie, prawda?
- Jestem zaskoczony, że podejrzewasz mnie o zdradę. Czy nie jest tak, że starasz się wyjąć ze winę, która trawi ciebie samą?
Wcześniejszy troskliwy ton zniknął, a na jego miejscu pojawiła się oschłość i uraza. Mówił teraz ciszej i wolniej. Darcy zaś dalej cedziła bolesne słowa, które łączyły się w zdania owijające się wokół szyi Lorne'a. Dlatego znowu odchrząknął. Cała sceneria, w której się znajdowali przestała jakby istnieć. Pozostał tylko lekki deszcz i szereg wyrzutów wobec jego czynów. Dziewczyna o niczym nie miała pojęcia, a on sam miał opory, by się otworzyć.
- Chciałbym, aby był satysfakcjonujący dla obu stron. Bardzo bolą mnie twoje słowa, mówisz, jakbyś była skazana na moją niewolnicę. Kim jestem by cię zniewolić? To dodatkowo mnie odpycha, nie chcę mieć kogoś, kto jest przy mnie tylko dlatego, że zostało to ustalone wcześniej. Nie umiałbym patrzeć ci w oczy ze świadomością, że jesteś u mego boku z powodów innych niż sympatia. Czy kiedykolwiek darzyłaś mnie choć cieniem sympatii? Jeśli tak, to jest szansa na to, byśmy coś wskórali. Będzie to trudny i długotrwały proces, ale... czy ty w ogóle tego chcesz? Szerość winna istnieć pomiędzy nami od początku.
Zaoferował też, że mogliby podzielić się teraz jednym sekretem, o którym druga strona nie miała pojęcia. Byłby to jakiś początek. W trwodze szukał czegoś, co było tajemniczą częścią jego życia. Nie chciał znowu kłamać.
Kobiety nie zaprzątały jego głowy od dawien dawna. Czasy beztroski minęły. Początki zaaranżowanej znajomości między nim, a młodą Rosierówną faktycznie nie wyglądały jak z tendencyjnej powieści o narzeczeństwie idealnym. Ale to przeszłość, teraźniejszość kreuje się inaczej. Przyszłość zaś jest niepewna, jak zawsze.
- Nie mam nikogo poza tobą - powiedział, co właściwie było prawdą. Lorne żył wspomnieniami i wyobrażeniami o kobietach, które poznawał. Czy to grzech? Nie robił nic, by łamać przyrzeczone słowo wierności. W jego pamięć wrył się obraz Luny, ale przecież nic między nimi nie doszło. Czuć to jedno, robić drugie, prawda?
- Jestem zaskoczony, że podejrzewasz mnie o zdradę. Czy nie jest tak, że starasz się wyjąć ze winę, która trawi ciebie samą?
Wcześniejszy troskliwy ton zniknął, a na jego miejscu pojawiła się oschłość i uraza. Mówił teraz ciszej i wolniej. Darcy zaś dalej cedziła bolesne słowa, które łączyły się w zdania owijające się wokół szyi Lorne'a. Dlatego znowu odchrząknął. Cała sceneria, w której się znajdowali przestała jakby istnieć. Pozostał tylko lekki deszcz i szereg wyrzutów wobec jego czynów. Dziewczyna o niczym nie miała pojęcia, a on sam miał opory, by się otworzyć.
- Chciałbym, aby był satysfakcjonujący dla obu stron. Bardzo bolą mnie twoje słowa, mówisz, jakbyś była skazana na moją niewolnicę. Kim jestem by cię zniewolić? To dodatkowo mnie odpycha, nie chcę mieć kogoś, kto jest przy mnie tylko dlatego, że zostało to ustalone wcześniej. Nie umiałbym patrzeć ci w oczy ze świadomością, że jesteś u mego boku z powodów innych niż sympatia. Czy kiedykolwiek darzyłaś mnie choć cieniem sympatii? Jeśli tak, to jest szansa na to, byśmy coś wskórali. Będzie to trudny i długotrwały proces, ale... czy ty w ogóle tego chcesz? Szerość winna istnieć pomiędzy nami od początku.
Zaoferował też, że mogliby podzielić się teraz jednym sekretem, o którym druga strona nie miała pojęcia. Byłby to jakiś początek. W trwodze szukał czegoś, co było tajemniczą częścią jego życia. Nie chciał znowu kłamać.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie rozumiała złości swojego narzeczonego. W zaskakujący sposób Lorne często reagował tak jakby sie tego po nim nie spodziewała. Co było w tym gorsze, nie było w tych reakcjach nic intrygujacego. Darcy próbowała osiągnąć pewne cele, których zdobycie Bulstrode konsekwentnie jej uniemozliwial. Jako osoba, która zawsze miała, co chciała, rozpieszczona poniekąd, nie uznawana tego oporu. Znała się na mężczyznach, choć dla potwierdzenia istnienia wyjątków od reguły, jej narzeczony pozostawał dla niej nieznośnie niezrozumiały.
- Lorne..
Pozostała spokojna chociaż draznilo ja, że on złości się na nią kiedy ona starala się być akurat miła. Zachowała swój zawód dla siebie. Wszelkie wyjaśnienia i ewentualny sposób na rozwiązanie nieporozumienia tez zakopala pod siebie. Widocznie uznała, że i tak by jej nie uwierzył, gdyby powiedziała mu, ze wcale nie zarzucala mu zdrady. Źle ja zrozumial. Jaki jest jego typ kobiety - tego była ciekawa. Ona należała do typu, który odpowiadał prawie każdemu, chociaż dla jej ironii, nie jej narzeczonemu. Nie odezwała się w nieszczęśliwym temacie. Podeszła bliżej wpatrując się w tęczówki oczu lorda Bulstrode.
- Jesteś na mnie zły? - spytała, chociaż te emocje, całkowicie szczerze odbijaly się na jego twarzy. Stanęła obok mężczyzny, zwracając twarz w tym samym kierunku co on, chwytając go lekko pod ramię, kontrolnie szukając zgody w jego tęczówkach.
- Przepraszam - rzuciła szeptem. Jej dotyk na jego ramieniu był lekki. Nie chciała go ploszyc, nie chciała być zbyt śmiała. Raz chciała mu pokazać, że mogła być ponad ich problemem z brakiem uczucia i ciepła podczas rozmyślania o ich przyszłym ślubie.
- Lorne, to piękne miejsce. Pogoda nam nie dopisuje, ale nie psuje urzekających widoków. Możemy się nie kłócić? Możesz ze mną ponapawać się tym widokiem? Potrafisz? Chcesz? - zawiesiła ton, wpatrując się w jego oczy z napięciem.
- Nie znam cie Lorne. Nie wiem co cie złości. I ty nie znasz mnie, ale jeśli mamy wieść razem życie to musisz wiedzieć, że tak wyglądam jak się staram. Rozumiem, że masz wiele powodów, żeby uważać, że próbowałam cie obrazić, ale nie chciałam. Wierzysz mi? Lorne?
Spuściła wzrok i odetchnela ze zrezygnowaniem. W końcu uwolniła jego ramię ze swojego, znając życie, niechcianego dotyku oraz cofneta się w tył. Za zniewalanie go tym uściskiem pewnie też powinna przeprosić. Chociaż nie przywiązywala wagi do brzmienia tego słowa, dalej pozostawała Rosierem wiec wyczerpala na dziś swój limit. Dlatego milczala.
- Lorne..
Pozostała spokojna chociaż draznilo ja, że on złości się na nią kiedy ona starala się być akurat miła. Zachowała swój zawód dla siebie. Wszelkie wyjaśnienia i ewentualny sposób na rozwiązanie nieporozumienia tez zakopala pod siebie. Widocznie uznała, że i tak by jej nie uwierzył, gdyby powiedziała mu, ze wcale nie zarzucala mu zdrady. Źle ja zrozumial. Jaki jest jego typ kobiety - tego była ciekawa. Ona należała do typu, który odpowiadał prawie każdemu, chociaż dla jej ironii, nie jej narzeczonemu. Nie odezwała się w nieszczęśliwym temacie. Podeszła bliżej wpatrując się w tęczówki oczu lorda Bulstrode.
- Jesteś na mnie zły? - spytała, chociaż te emocje, całkowicie szczerze odbijaly się na jego twarzy. Stanęła obok mężczyzny, zwracając twarz w tym samym kierunku co on, chwytając go lekko pod ramię, kontrolnie szukając zgody w jego tęczówkach.
- Przepraszam - rzuciła szeptem. Jej dotyk na jego ramieniu był lekki. Nie chciała go ploszyc, nie chciała być zbyt śmiała. Raz chciała mu pokazać, że mogła być ponad ich problemem z brakiem uczucia i ciepła podczas rozmyślania o ich przyszłym ślubie.
- Lorne, to piękne miejsce. Pogoda nam nie dopisuje, ale nie psuje urzekających widoków. Możemy się nie kłócić? Możesz ze mną ponapawać się tym widokiem? Potrafisz? Chcesz? - zawiesiła ton, wpatrując się w jego oczy z napięciem.
- Nie znam cie Lorne. Nie wiem co cie złości. I ty nie znasz mnie, ale jeśli mamy wieść razem życie to musisz wiedzieć, że tak wyglądam jak się staram. Rozumiem, że masz wiele powodów, żeby uważać, że próbowałam cie obrazić, ale nie chciałam. Wierzysz mi? Lorne?
Spuściła wzrok i odetchnela ze zrezygnowaniem. W końcu uwolniła jego ramię ze swojego, znając życie, niechcianego dotyku oraz cofneta się w tył. Za zniewalanie go tym uściskiem pewnie też powinna przeprosić. Chociaż nie przywiązywala wagi do brzmienia tego słowa, dalej pozostawała Rosierem wiec wyczerpala na dziś swój limit. Dlatego milczala.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lorne nie był pewien, czy kiedykolwiek nastanie dzień, gdy zrozumieją się bez słów. Teraz nie potrafili porozumieć się nawet mimo starannie ułożonych zdań. Oczywiście, że był na nią zły. Nawet jeśli Darcy nie insynuowała zdrady, a chciała tylko poznać idealny typ kobiety Bulstrode. Po co? To było zwyczajnie głupie pytanie, ale nie powiedział tego na głos. To niczego by nie zmieniło. Westchnął, widząc skruchę dziewczyny, ale nie przeprosił. Nie mógł wyczuć, czy naprawdę była z nim szczera, wszak nie odpowiedziała na żadne z jego pytań. Darcy zdawała się skrywać swe emocje niczym najcenniejszego skarbu - ale czy na pewno? Może takie było jej prawdziwe oblicze?
Poznawanie ludzi nigdy nie przychodziło Lorne'owi z trudnością. Umiał rozmawiać, dzielić się szczęściem i smutkami, umiał zyskiwać przyjaciół. Na trzeźwo, po alkoholu, przy zabawie i na stypie. Jednak Darcy... to wyzwanie cięższe niźli opieka nad smokami. Pod względem temperamentu przypominała trochę smoka. Nieprzewidywalna, sprytna i inteligentna. Pewnikiem śmiertelnie niebezpieczna, gdyby sytuacja tego wymusiła. Ale tego też nie wiedział. Może była najdelikatniejszą z dam?
Porównanie narzeczonej do smoka nieco nakręciło Lorne'a i spojrzał na Darcy nieco inaczej. Uśmiechnął się pierwszy raz od dłuższego czasu. Gdy zaś zamilkła, nie starał się tej ciszy zabijać. A przynajmniej nie słowami. Zbliżył się do niej, przyciągnął mocno do siebie i pocałował.
- Nie jestem zły. - powiedział cicho, nieco zdenerwowany. - Chcę i potrafię, tylko musisz być ze mną szczera.
Oboje w duchu pytają się ciągle, czy nie posuwają się za daleko. Odczuwają bariery, na które da się napierać, choć jest to niezwykle męczące. Ich znajomość nosi brzemię pewnego bólu, pewnego znoju, z którym ciężko się mierzyć. Czy tak wygląda każdy związek? Były to myśli i pytania, których znowu nie wypowiedział na głos. Lorne zorientował się, że powinien o tym mówić, ale w tej chwili czekał na policzek od damy, którą uraczył pocałunkiem.
Nie rozumieli się prawie wcale i darzyli siebie skomplikowanym uczuciem. To wszystko może doprowadzić do katastrofy, zwaśnienia rodów, przy wtórze wielu krytycznych artykułów we wszystkich dostępnych gazetach. Lorne chciał jednak wierzyć, że wcale tak nie musiało być.
Poznawanie ludzi nigdy nie przychodziło Lorne'owi z trudnością. Umiał rozmawiać, dzielić się szczęściem i smutkami, umiał zyskiwać przyjaciół. Na trzeźwo, po alkoholu, przy zabawie i na stypie. Jednak Darcy... to wyzwanie cięższe niźli opieka nad smokami. Pod względem temperamentu przypominała trochę smoka. Nieprzewidywalna, sprytna i inteligentna. Pewnikiem śmiertelnie niebezpieczna, gdyby sytuacja tego wymusiła. Ale tego też nie wiedział. Może była najdelikatniejszą z dam?
Porównanie narzeczonej do smoka nieco nakręciło Lorne'a i spojrzał na Darcy nieco inaczej. Uśmiechnął się pierwszy raz od dłuższego czasu. Gdy zaś zamilkła, nie starał się tej ciszy zabijać. A przynajmniej nie słowami. Zbliżył się do niej, przyciągnął mocno do siebie i pocałował.
- Nie jestem zły. - powiedział cicho, nieco zdenerwowany. - Chcę i potrafię, tylko musisz być ze mną szczera.
Oboje w duchu pytają się ciągle, czy nie posuwają się za daleko. Odczuwają bariery, na które da się napierać, choć jest to niezwykle męczące. Ich znajomość nosi brzemię pewnego bólu, pewnego znoju, z którym ciężko się mierzyć. Czy tak wygląda każdy związek? Były to myśli i pytania, których znowu nie wypowiedział na głos. Lorne zorientował się, że powinien o tym mówić, ale w tej chwili czekał na policzek od damy, którą uraczył pocałunkiem.
Nie rozumieli się prawie wcale i darzyli siebie skomplikowanym uczuciem. To wszystko może doprowadzić do katastrofy, zwaśnienia rodów, przy wtórze wielu krytycznych artykułów we wszystkich dostępnych gazetach. Lorne chciał jednak wierzyć, że wcale tak nie musiało być.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ten pocałunek był tak zupełnie nie na miejscu, w złym momencie, w złych okolicznościach, oddany jej zupełnie bez zdrowego rozsądku, w chwili, do której nie dość, ze wcale nie pasował, to zwyczajnie sam gest nie miał jeszcze żadnych logicznych podstaw. Darcy nie mogła się tego ruchu jeszcze mniej spodziewać. Nie było żadnych przesłanek, żadnych przygotowań, żadnego podejścia, żadnego ostrzeżenia. Stali, rozmawiali i później nagle w zapadającej pomiędzy nimi ciszy było miejsce na wszystko, ale nie na to. Przyciągnięta do mężczyzny nie miała nawet czasu zaciągnąć się jego zapachem, nie zdążyła nawet przyzwyczaić się do dotyku, a tym bardziej odczytać jego zamiarów. Pocałowana poczuła falę oblewanych ją emocji, ale nie na czas pocałunku, który był tak krótki, tak beznamiętny, bezpardonowy i uprzedmiotawiający jej osobę, że nie dane jej było w czasie jego trwania poddać się refleksjom. Czas na to miała później. Stała za blisko, albo może za daleko lorda Bulstrode, żeby go usłyszeć. To, co teraz do niej mówił w sumie nie miało dla niej żadnego znaczenia. Nie słuchała go. Słyszała ton, niespokojny, ale prawdziwy niepokój i fala gorących odczuć rozgrywała się teraz wewnątrz Darcy. Milczała wpatrując się w twarz mężczyzny. Tęczówki lekko jej drżały, przenosiła je z jednej części jego twarzy na drugą. Nawet ona nie miała mu teraz nic do powiedzenia. Nie miała siły mu tłumaczyć, że nie życzy sobie, żeby ktoś całował ją tak obojętnie i że żaden mężczyzna nie będzie tego robił tak właśnie – nijak. Nie tłumaczyła mu, że jeśli już chciał to zrobić, mógł się do tego przyłożyć. Nie mówiła mu, jak bardzo była zła, ani czy w ogóle była. Bardziej może niż to odczuła upokorzenie przez sposób w jaki Lorne, świadomie, bądź nie, chciał ją pocałować. Tani towar w burdelu najpewniej traktowany był lepiej. Przymknęła powieki, tylko na chwilę, lawirując teraz w umyśle pomiędzy wieloma reakcjami, jakie powinna teraz przybrać. Kiedy jednak otworzyła oczy, jej wzrok, oprócz tego, że był chłodny i pełen złości, skrzył się trochę zbyt niebezpiecznie. Dla niej, bo nie dało się nie zauważyć, że zaszklił się i zaszedł jej mgłą w emocjach.
— Nie. Nie wiem. Tak. Nie — kolejno odpowiedziała mu na poruszone przez niego kwestie, bardzo dobrze pamiętając każde jego pytanie. Wzrok oderwała od jego twarzy, spuszczając go na swoje dłonie. Palce jednej dłoni zaciskały się na pierścionku zaręczynowym, okręcając go wokół jego osi na palcu. W końcu jednak zsunęła go gładko z ręki. Przez to, jak łatwo zszedł z palca, przez ciężki, nerwowy ruch spadł na ziemię. Zanim postanowiłaby w przepływie emocji oddać mu symbol ich narzeczeństwa, upomniała się kilkokrotnie w myślach. Była Rosierem.
— Wydaje mi się… Lorne… że powinieneś go zwęzić. Twoja babka musiała być gruboskórna. Kto by się spodziewał, patrząc na Isolde?
Być może Lorne odziedziczył w genach całą gruboskórność. Tą dosłowną i metaforyczną najwyraźniej też.
Darcy obróciła się na pięcie. Raz jeszcze powtórzyła sobie: Jesteś Rosierem, dlatego zamiast opuścić zagajnik, oparła się rękoma o szkielet drewnianej konstrukcji, wpatrując się z chłodem w powoli coraz rzadsze pierścienie, występujące na wodzie.
— Chcę wrócić do domu, lordzie — musiała powiedzieć, jeśli właśnie na szczerość od niej liczył
— Nie. Nie wiem. Tak. Nie — kolejno odpowiedziała mu na poruszone przez niego kwestie, bardzo dobrze pamiętając każde jego pytanie. Wzrok oderwała od jego twarzy, spuszczając go na swoje dłonie. Palce jednej dłoni zaciskały się na pierścionku zaręczynowym, okręcając go wokół jego osi na palcu. W końcu jednak zsunęła go gładko z ręki. Przez to, jak łatwo zszedł z palca, przez ciężki, nerwowy ruch spadł na ziemię. Zanim postanowiłaby w przepływie emocji oddać mu symbol ich narzeczeństwa, upomniała się kilkokrotnie w myślach. Była Rosierem.
— Wydaje mi się… Lorne… że powinieneś go zwęzić. Twoja babka musiała być gruboskórna. Kto by się spodziewał, patrząc na Isolde?
Być może Lorne odziedziczył w genach całą gruboskórność. Tą dosłowną i metaforyczną najwyraźniej też.
Darcy obróciła się na pięcie. Raz jeszcze powtórzyła sobie: Jesteś Rosierem, dlatego zamiast opuścić zagajnik, oparła się rękoma o szkielet drewnianej konstrukcji, wpatrując się z chłodem w powoli coraz rzadsze pierścienie, występujące na wodzie.
— Chcę wrócić do domu, lordzie — musiała powiedzieć, jeśli właśnie na szczerość od niej liczył
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Patrzył jak symbol ich połączenia upada na wilgotną ziemię. Był to widok doprawdy łamiący serce. Lorne poczuł, jakby ktoś zamaszystym ruchem uderzył go obuchem prosto w klatkę piersiową. Pochylił się jednak i podnosząc obrączkę oczyścił ją z ziemi chustą, którą wyjął z lewej kieszeni. Następnie podał ją Darcy i to był ostatni raz, kiedy na nią spojrzał tego dnia. To spojrzenie zaś mówiło wszystko. Nie był głupcem, rozumiał podobne gesty. Czy zachował się zbyt pochopnie, chcąc pocałować swą damę? Być może, a być może to ona zbyt mocno trzyma się konwenansów. Pocałunek był chłodny, bo chłód chronił Darcy przed czymkolwiek z zewnątrz. Uczucia, gesty, słowa, wszystko było lodowate. Ona cała była jak zamrożona królewna. Gniew nie powrócił. Lorne czuł jedynie żal, że ktoś tak młody zbudował tak wysoki mur. Nie potrafił się przebić, a wspinaczka kosztowała go zbyt dużo. Darcy była Rosierem. Ale niedługo przestanie nim być. Od dziś będzie traktował ją inaczej.
- Dobrze. Wracajmy.
Ty podła istoto.
[zt]
- Dobrze. Wracajmy.
Ty podła istoto.
[zt]
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący na wąskiej dróżce prowadzącej do zagajnika list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący na wąskiej dróżce prowadzącej do zagajnika list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
- Edmund Rodgers – sklepikarz na Ulicy Śmiertelnego Nokturna. Został znaleziony martwy w jednym z parków. Zmarł na wskutek gwałtownego urazu głowy. W okolic znaleziono ślady po magicznym pojedynku.
- Tolmund Russell – pracownik Ministerstwa Magii, zginął na służbie w trakcie patrolowania Londynu. Jego ciało znaleziono z licznymi złamaniami na jednej z ulic. Jego partner został uznany za zaginionego.
- Ross Fudge – urzędnik Ministerstwa oraz wieloletni członek Klubu Pojedynków odznaczony Orderem Merlina. Jego ciało zostało znalezione w porcie. Dzień wcześniej widziano, jak mężczyzna dokonuje obywatelskiego zatrzymania osób pozbawionych dokumentów.
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?
I show not your face but your heart's desire
Zagajnik
Szybka odpowiedź