Wydarzenia


Ekipa forum
Schody prowadzące na piętro
AutorWiadomość
Schody prowadzące na piętro [odnośnik]13.03.16 17:21

Schody prowadzące na piętro

To tutaj zazwyczaj członkowie rodziny spotykają się podczas zbyt intensywnego dnia, gdy nie mają czasu żeby razem zjeść chociażby kolacje. Można stąd trafić do każdego możliwego skrzydła dworku, a także do pomieszczeń, które znajdują się na parterze, m.in. oranżerii.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]13.03.16 18:52
/około 13 listopada

Chłodny wieczór sprawiał, że można było stracić chęci do wszystkiego, a przecież Katya doskonale wiedziała, co się dzisiaj wydarzy. Liczyła się z tym spotkaniem od kilku dni, jakby celowo chciała żyć w przeświadczeniu, że jest w stanie rozciągnąć to w czasie, wszak nie była jeszcze na siłach, by w ogóle godzić się z wolą ojca, który poddawał ją presji i katował swoimi chorymi ambicjami, które były obce młodej Ollivander. Posiadała własne patrzenie na życie i różniło się niemal wszystkim od tego, które charakteryzowało ojca dziewczyny. On twardo stąpający po ziemi tyran, którego zdanie należy respektować i nie poddawać srogiej ocenie, a ona? Była wolnym duchem, który w Londynie dusił się, niczym dziki ptak zamknięty w klatce ograniczeń, sztywnych norm i zasad. Dla niej to nie było normalne, w żaden sposób, a przecież tak bardzo chciała uniknąć konfliktów z Malakaiem, by ten już nigdy nie mógł podnieść na nią ręki, a jednak... Zrobił to.
Zrobił to trzy razy, a każdy pojedynczy pamiętała w stosunku do bólu, który przeszywał jej drobne ciało i kaleczył po raz kolejny potarganą duszę, z której nie dało się już nic wyłapać. Ulatywała gdzieś w eter jak słowa, które padały bez większego przekonania, a jednak... Była w twym na swój sposób urocza, bo pomimo, że lord podnosił rękę i wymierzał kolejny cios, Katya bezbarwnie się uśmiechała i odliczała. Jeden. Dwa. Trzy. Nagle wszystko ustało, a ona pogrążyła się w błogiej ciszy, która spowiła cały pokój. Sięgnęła jedynie po białą chusteczkę, na której wyszyte były jej inicjały i przetarła zdobioną toaletkę, by zmyć niewielki ślad po krwi, którą zostawiła, kiedy uderzyła o kant, a ten rozciął delikatną skórę na linii kości policzkowej. Długie godziny minęły nim odeszła od lusterka, w którym widziała swoje marne odbicie, a karminowe usta nie przypominały w niczym naturalnych, pełnych warg, które kusiły kształtem. Zdawały się być sine i nabrzmiałe od tłumionego w sobie krzyku, by wreszcie przestał. To ona nie podejmowała się już próby błagania, bo i tak wiedziała, że są daremne, a jedyne co pozostało to przetrwawnie.
Egoistycznie chciała wywrzeć presję na ojcu, bo wahała się w tym ślubie i nie była go pewna, choć przecież problem nie leżał w krwi Ramseya, ani tym bardziej w braku tytułu. Otaczała się ludźmi, którzy cenili wyżej wartości moralne i to, co miała do zaoferowania, aniżeli przedrostek niemający dla Ollivander większego znaczenia. Już raz podjęła się próby utraty nazwiska, ale kolejny był świadomym wyborem. Musiała przemyśleć wszystko, co wydarzyło się od momentu wysłania pierwszego listu aż po dzień spotkania w kasynie, a im dłużej przebywałą w towarzystwie Mulcibera, tym mniej rzeczy stawało się oczywistymi.
Poprawiła delikatną koronkę, która przylegała do bladej skóry i odsłaniała w ten charakterystyczny sposób obojczyki, podkreślając tym samym linię ramion i długą łabędzią szyję, którą otulały czarne włosy; dokładnie w tym samym odcieniu co suknia, jaka zdobiła dzisiejszego wieczora smukłe ciało aurorki. Zadbała o każdy detal, by ten konkretny mężczyzna pojął jedną, istotną rzecz. Nie była tania, a możliwość posiadania jej jako swojej, była swoistego rodzaju nagrodą, a zarazem odpowiedzialnością i to nie w stosunku do zapewnienia godnego bytu. Przypominała żywioł, a z tymi się przecież nie zadziera. Nie tuszowała znikającego siniaka i rozciętej wargi, choć takie było życzenie ojca. Robiła na przekór, bo w głowie ułożyła plan i to ona dysponowała w tym momencie asem kier, który mógłby się okazać najbardziej zdradziecką kartą ze wszystkich.
-Niezmiernie cieszę się, że jest pan tak punktualny; na całe szczęście mamy jeszcze trochę czasu - powiedział wysoki, nieco przypruszony siwizną lord Ollivander, gdy sam postanowił powitać swojego przyszłego zięcia. Katya w tym czasie stała na schodach i uśmiechała się nikle, kiedy wreszcie jej czarne jak smoła tęczówki wlepiły się i otaksowały narzeczonego. Nie poruszyła się jednak i dała przekroczyć Ramsey'owi próg dworku, gdzie musiał wziąć udział w przedstawieniu jej ojca, który potrafił być niezwykle przekonujący. -Moja córka zaraz do nas dołączy, ale najpierw proponuję szklaneczkę ognistej whisky - zakomunikował tonem, który nie znosił sprzeciwu, a lady Ollivander ruszyła wolnym krokiem na dół, by nie umknął Mulciberowi żaden delat, ani tym bardziej suknia, która tak zmysłowo opinała ciało, których skazy skrywane były pod drogim materiałem kontrastującym z bladością skóry Katyi.
-Nie spodziewałam się, że tak szybko postanowisz zafundować memu narzeczonemu alkohol, ale ten widocznie wam się przyda; rozmowy o polityce, a może ustalenia dotyczące górnolotnych decyzji, do których - my - kobiety nie powinniśmy wściubiać naszych drobnych nosków? - zapytała bezczelnie z tym swoim aroganckim uśmiechem, który od razu przyozdobił jej lico. Była to charakterystyczna poza, która budowała mur zabezpieczeń, by nikt nie mógł jej stłamsić, a żeby cały teatrzyk miał sens - podeszła do Malakaia i ucałowała go w policzek, choć doskonale wiedziała, że już był wściekły, a prowokacji miało nie być końca. Prawdopodobnie.
-Matka mówiła, że potrzebuję cię w pokoju dziennym, więc owszem - nasze sprawy nie są powiązane z czymś, co mogłoby mącić twój spokój - odpowiedział ze stoickim spokojem i odprawił córkę z kwitkiem. Ta posłusznie skinęła tylko głową i ruszyła w odpowiednią stronę. Sami zaś udali się do niedużego pomieszczenia służącego za prowizoryczny salonik, gdzie znajdował sie barek z magicznymi trunkami.. -Na czym skończyliśmy? - zagaił luźno i nie poświęcił ułamka sekundy dziewczynie, która już na rozpoczęcie wieczoru sprawiła, że serce Malakaia uderzyło szybciej niż tego oczekiwał. -Ach, tak! Zatem, chciałbym wiedzieć jak przebiegło wasze ostatnie spotkanie? Moja córka była nieuprzejma? - zapytał bez ceregieli i rozpoczął proces nalewania trunku, który zaraz potem podał swojemu rozmówcy.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]13.03.16 19:38
Nic prawdopodobnie z tego nie będzie
Powiedzał, patrząc na przystojną twarz czarodzieja w średnim wieku, koło pięćdziesiątki. Był może nieco starszy, lecz twarz nie zdradzała czasu, który go dotknął. Twarz mu stężała po tych słowach, stał się bardziej chłodny, zdystansowany, choć uśmiech pozostawał na jego twarzy. Powiedział: "dobrze, w porządku". Dlatego wstał i ruszył do siebie, choć wcale nie był we własnym mieszkaniu. Kroczył pięknym, szerokim korytarzem do sypialni, która winna należeć do niego. I kiedy wszedł do środka i zajął się swoimi sprawami poczuł czyjąś obecność. Był w środku, a jego ogarnął lęk, którego nie sposób uzasadnić. Widział go bowiem po raz pierwszy na oczy. Odwrócił się powoli, spoglądając na spokojną twarz człowieka, którego nazywał swoim ojcem, by poczekać na moment, w którym otrzyma od niego trzy baty, tak silne i tak dotkliwe, że zacisnął zęby i zasyczał wściekle. Krew buzowała w jego żyłach, serce dudniło w szerokiej piersi, ale był w stanie przeżyć te katusze. Był zdziwiony, bowiem każdego dnia ból nie sprawiał mu problemu, a teraz... odczuwał go ze zdwojoną siłą, choć nie był dla niego wcale czymś nie do zniesienia. Żebra, kość policzkowa. Usta. Nie jego własne, ale choć przezywał męczarnie w krótkotrwałym bólu widział te kształtne wargi, które pokryte zaschniętą krwią i sińcem próbowano okryć pudrem dla niepoznaki. Wszystko było bowiem grą pozorów.

Stanął w drzwiach dworku Ollvanderów, a posłaniec, który dźwigał pakunek zatrzymał się tuż za nim. Twarz, która nie była mu wcale obca pojawiła się tuż przed nim, kiedy wrota się otwarły, więc obdarzył go wystudiowanym, uprzejmym uśmiechem. Nie musiał dokładnie analizować rysów, aby go rozpoznać, bo był tak realny i rzeczywisty jak w jego wizji, chwilę przed jego przybyciem. Skinął lekko głową, nie odwracając od lorda Ollivander swojego stalowego spojrzenia i odezwał się:
— Jak to mówią, czas to pieniądz, sir . — Przymknął na moment powieki i wszedł do środka, po chwili odwracając się na swojego posłańca, nagląc go, aby wniósł prezent dla narzeczonej do środka. I kiedy postawił go w holu, gdzieś z brzegu, Mulciber ponownie spojrzał na swojego przyszłego teścia, wiedząc o nim znacznie więcej niż ten chciałby kiedykolwiek zdradzić.
— Z przyjemnością, drogi lordzie— powiedział po chwili, zsuwając z ramion ciemny płaszcz/ Pozostał w eleganckim czarnym jak smoła garniturze z elegancką kamizelką, która świeciła pomiędzy klapami. Nie mógł pojawić się na tej kolacji w innym stroju, jak idealnie skrojonym, dopasowanym do własnej postury, która nieco odbiegała od typowych anglików. W jego żyłach płynęła rosyjska krew, a ie tylko głowę do alkoholu i papierosów, lecz i sylwetkę odziedziczył po swoich przodkach.
Zatrzymał się w pół kroku, kiedy to na schodach, niczym zjawa, pojawiła się jego narzeczona. Schował ręce za plecami, bacznym spojrzeniem taksując jej idealną sylwetkę, odzianą w opiętą, koronkową suknię tak niezwykle pasującą do stypy, która miała mieć za chwile miejsce. Czarny materiał podkreślał talię osy, ksztalty biust i smukłe biodra dziewczęcia, na co Mulciber od razu zwrócił uwagę. Zatrzymał spojrzenie na jej niewinnej, dziewczęcej twarzy i pochylił głowę grzecznie, bo tak nazywała etykieta, niej jego indywidualne zasayd.
— Lady Ollivander. Wygląda panienka naprawdę ponętnie oszałamiająco — odpowiedział po chwili i uniósł śmiało na nią wzrok, zadzierając brodę wyżej. Mogła przykrywać makijażem ślady zbrodni swojego ojca, ale Mulciber wiedział, czuł zbyt wiele, aby to zignorować. — Pomimo powszechnych przekonań uważam, że zdanie kobiet może wielce uzupełnić męskie decyzje, tak bardzo pozbawione subtelności — odpowiedział, mierząc się z nią na spojrzenia, aż w końcu oderwał od niej wzrok, by swoje zainteresowanie przełożyć na jej ojca, który de facto był prowodyrem teg spotkania. — Oczywiście, z całym uszanowaniem — dodał, by okazać mu należyty szacunek, choć to nie tylko zdobycie jego przychylności i sympatii leżało w jego gestii, a przede wszystkim oczarowanie swojej przyszłej narzeczonej.
Nice gra się rozpocznie.
Ruszył za lordem do salonu, w którym miał go uraczyć porcją ognistej whisky i kiedy tak się stało, ujął szklankę w dłoń i obdarzył go kolejnym uprzejmym uśmiechem. Lord, jakkolwiek głupi i bezmyślny nie był, był wyzszy od niego rangą i pozycją, toteż musiał zachować pozory sługusa, kająocego się pod szanowanym nazwiskiem.
— Skąd. Pańska córka, lordzie, była czarująca. Zafascynowała mnie swoimi poglądami i podejściem. To ja raczej nie zaimponowałem jej swoimi— odpowiedział zgodnie z prawdą, siadając w fotelu, kiedy i sir Ollivander to uczynił. Mulciber był ostrożny w swoich wypowiedziach, dość oszczędny, chcąc wybadać sragegię lorda, a nie sprzedać swoją własną.[/b]



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Schody prowadzące na piętro 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]13.03.16 20:18
Nie wiedziała.
Nie miała pojęcia, że narzeczony, którego wybrał dla niej ojciec jest obdarzony swoistego rodzaju darem, który w posiadaniu chciałoby mieć wiele osób, a przecież ten trafiał się wyjątkowym, prawda? To coś jak metamorfomagia albo urok wilii, z czego to pierwsza zostało ofiarowane Katyi, jakby w nadziei, że wykorzysta to mądrze. Ona sama nie panowała w emocjonalnych załamaniach nad tym, co działo się z jej drobnym ciałem. Sprawiała wrażenie osoby pozbawionej wszelkiego kontaktu z rzeczywistością, a jednak - całkiem przytomnie dochodziła do siebie po kolejnym rozchwianiu. Tak też było z pobiciem, które zafundował kilka dni temu swojej córce Malakai. Nigdy nie pogodziła się z tym, że jego ciosy są tak perfekcyjne, a zarazem tak destrukcyjne, że wystarczył jeden zły krok, by z obawy przed tym - co powiedzą ludzie - nie wychodziła z domu. Tylko Adrien i Lilith mieli pełną świadomość tego, co dzieje się za drzwiami zamkniętego dworku, a zarazem zabroniła im robić cokolwiek, by i oni nie musieli mierzyć się z naturą tyrana.
Brała pod uwagę, że Ramsey o wszystkim wie? Nie. Oczywiście, że nie. To nie wchodziło w grę. Ani teraz ani kiedykolwiek później, choć przecież nad magią, która płynie w głębi, dodając tym samym swoistego uroku - nie możemy panować. Musimy poddać się jej woli, jakby to ona miała prawo za nas decydować.
-Na całe szczęście, nie o pieniądzach będziemy dziś prawić - odpowiedział z tym swoim cynicznym uśmiechem, który dodawał jego podstarzałej twarzy nieco młodzieńczości i świeżości. Nie należał już do mężczyzn cieszących się zdrowiem i wigorem nastolatka, ale to nie przeszkadzało mu w odnalezieniu się w zupełności, jeśli o rolę głowy rodziny chodziło.
Nie pytał o pakunek, bo nie ciekawił go w żaden sposób; podświadomie wiedział dla kogo on jest, a to sprawiało, że przygryzł policzek od środka. Nie posłał córce żadnego spojrzenia, gdy w ten kobiecy i wyrafinowany sposób schodziła po schodach, informując wszem i wobec, że to na niej winna skupić się cała uwaga otoczenia. Dla Malakaia to była tania sztuczka, którą praktykowała także jego żona, by ukoić nerwy męża i nie zmuszać go do radykalnych kroków, jakich mógł się podjąć względem każdego.
-Widzę, że gust mamy podobny względem odcieni, które pasują do takich styp; to całkiem urocze - mruknęła pod nosem i przygryzła dolną wargę, ale już po chwili zaniechała tej czynności, gdyż przeszywający ból przeszył ją na wskroś. -Zawsze to jakiś punkt wspólny, który z pewnością możemy omówić - powiedziała z rozbawieniem, gdy subtelnie, a raczej pospiesznie otaksowała sylwetkę Mulcibera i finalnie posłała mu jedynie uśmiech. Mógł ruszyć jak piesek za jej ojcem, ale ona postrzegała to zupełnie inaczej. Chciała go dzisiaj obserwować, by mieć pewność, że nie stał się marionetkę człowieka, która zatruwał każdemu z rodu życie, jakby to była jedyna pasją, którą posiadał. Ramsey musiał się zatem liczyć z badawczym spojrzeniem przyszłej żony, bo to dzisiaj na nim zamierzała się w pełni skupić i poświęcić mu dostatecznie dużo uwagi. Ślepo wierzyła, że jest w stanie myśleć samodzielnie, a nie kierowany pobudkami polezie za słowem Malakaia i zatańczy mu tak jak stary buc będzie tego chciał.
-Moja córka lubuje się w mugolskich powieściach, a ja poświęciłem jeden wieczór, by zrozumieć fenomen tej parszywej miłości - zaczął filozoficznie na słowa dotyczące dam i obdarzył przyszłego zięcia krótkim, acz wymownym uśmiechem. -Zgodzę się ze zdaniem niejakiego Wilde'a, który twierdził, że kobiety zazwyczaj nie mają nic do powiedzenia, ale to nic wypowiadają nazbyt czarująco - posłał mężczyźnie przy tym spojrzenie, które jasno sugerowało, by z nim nie walczył i nie negował zdania, gdyż to byłoby wielce niestosowne. Sir Ollivander nie patrzył jednak na Ramseya jak na gorszego, bo miał krew ze skazą. Ta nagle przestała mieć znaczenie, wszak widział w nim większy potencjał i zamierzał przekazać mu swoje idee, które jasno sugerowały co może, a czego nie.
-Czyli zapewne nie mówiła panu o swojej słabości do szlam? - zapytał bez ogródek i upił spory haust whisky, by zaraz potem rozsiąść się w zdobionym fotelu, a jednym gestem dłoni wskazał młodzieńcowi miejsce tuż obok siebie. -Katya jest moim jedynym dzieckiem, ale czasami mam wrażenie, że urodziła ją mugolaczka, ponieważ niewiarygodnym dla mnie jest poszanowanie dla gorszego sortu, który nie ma prawa życia - w naszym - magicznym świecie - powiedział bez cienia skruchy, jakby wierzył święcie we własne przekonania, które nie mogły zostać podważone logicznymi argumentami. -Natomiast jeśli jest inaczej, to domyślam się, że nie zaimponowało jej pańskie podejście do tematu. Z moich informacji wynika, że dzielimy to samo stanowisko, ale na całe szczęście, to ona musi respektować pana, a pan? - zawiesił głos w zamyśleniu, choć i to było wyuczonym odruchem. -Stanie się jej mężem, którego winna słuchać - dodał już z obojętnością i przechylił po raz kolejny szkło, a bursztynowy płyn rozlał się przyjemnie po jego ciele. -Rozumiem zatem, że wasze zaręczyny nie zostały zerwane?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]14.03.16 12:40
Dar czy może przekleństwo w obliczu tego całego bólu, którego doświadczał podczas swoich wizji? Zawsze był bohaterem obrazów, które nie musiały nawet jego samego dotyczyć. Był świadkiem rzeczy, których wielu by nie zniosło, był przedmiotem męk i katuszy, które wbrew pozorom czyniły go silniejszym niż kiedykolwiek. Podświadomy, niekontrolowany masochizm — tym był jego talent, który objawiał się niekontrolowanie. Przestał mu przeszkadzać, zaczął go doceniać za to, co mu obrazował i jak testował jego siłę, jak ją wzbogacał za każdym razem. Chciał posiąść kontrolę nad tym wszystkim, a wiedza była niezbędna do tego, by jego megalomania miała rozsądne podstawy.
Wiedział więc, że ojciec ją katował z byle powodu — bo tym były dla niego jej słowa o nieudanych zaręczynach. Nie wiedział skąd się to brało, bo przecież luka w pamięci szybko zastąpiona została nowymi wspomnieniami, lecz nie traktował tego zbyt poważnie. To, co widział jednak przez krótką chwilę dało mu jasny pogląd na sytuację i podejście Lorda Ollivandera do niego samego. Miał to w pamięci, lecz niegrzecznym byłoby wypowimnienie tego na samym wstepie, tym bardziej, że sir Malakai zaprosił go na kolację. Ostrożnie, z podejściem dyplomaty uśmiechał się i przytakiwał jego słowom, chłonąc jego wartości i podejście do życia.
Nie odrywał wzroku od narzeczonej, bo wyglądała zniewalająco. Jej widok cieszył męskie oczy, jej zapach był przyjemny dla nosa, a dźwięk głosu zdawał się być najpiękniejszą melodią jaką kobieta mogła grać mężczyźnie. Ramsey nie był jednak wyczulony na piękno, nie znał jego smaku, bo nikt nigdy go nie wyczulił na nie. Patrzył na to więc w swój własny, pokrętny sposób widząc w rzeczach i istotach pięknych walory przydatności i przyjemności, jaką mu sprawiało obcowanie. Jego niewrażliwa dusza zamknięta w męskim, silnym i gruboskrnym ciele zdawała się być obojętna na pewne wdzięki. Reagował na nie po chwili, nie od razu, dostrzagając korzyści, widząc w tym interes płynący z przyjemności. I obserwując Katyę było podobnie — jej zniewalająca uroda mogła budzić podziw, imponować, być powodem zazdrosci innych kobiet, a to wspaniale wróżyło jego żonie. Widział w niej niewinną niewiastę i małą kusicielkę, która mogła oczarować każdego, do kogo nie trafiałyby rozsądne argumenty Mulcibera. Czyż to nie byłby duet idealny?
— To nie stypa — przerwał jej, nim zdążyła dopowiedzieć drugą część i uniósł nieznacznie brew, posyłając jej przeciągłe spojrzenie. Było aroganckie, ale też wysublimowane jakby chciał jej tym przekazać coś więcej, coś, czego Malakai nie mógłby zrozumieć. Odwrócił twarz w jego kierunku, by już po chwili pozostać z nim sam na sam w saloniku, trzymając w dłoni szklaneczkę ognistej.
— O jeden wieczór za dużo, lordzie — mruknął pod nosem, rozglądając się po bogato urządzonym wnętrzu i nabrał powietrza w płuca, pozwalając sobie na, może nieco niestosowny komentarz. — Miłość ma to do siebie, że nie sposób jej uzasadnić, a więc stratą czasu jest próba zrozumienia nie tylko jej istoty, ale również sympatii do istot gorszego sortu. W tym wszystkim jest jednak pewien fenmen — mruknął, powoli przenosząc wzrok na starszego mężczyznę. — W świecie pozbawionym mugoli brakłoby podziału na lepszych i gorszych. Wiele jednostek poważnie by na tym ucierpiało.
Nigdy nie był promugolski. Włąściwie został wychowany przez Rosierów, czarodziejów, którzy uważali się lepszymi od innych szlacheckich rodów, więc od małego wpajano mu górowanie nad każdą inną istotą. Jedyną nieścisłością w całym jego wizerunku i sposobie postrzegania świata była skaza na krwi, której nie mógł przeboleć, choć szrama na dumie była mniejsza niżeli w przypadku posiadania matki kurwy. Nie ubolewał jednak nad tym, a traktował jako ograniczenie i motywację jednocześnie. Brak wszystkiego na tacy nie wyrzucało go z sieci możliwości. Musiał po prostu być bardziej cwany i nieugięty niż inni. Musiał być twardszy, walczyć intensywniej, aby dostać to samo, co większość szlachciców miała za darmo. Ale to czyniło go lepszym, mądrzejszym strategiem.
— Oczywiście, ma pan rację— odpowiedział z uśmiechem na temat uwagi dotyczącej kobiet, ale nie miał podstaw, by negować jego zdanie. — Słabości do szlam? Nie wspominała, choć mogła wyrazić niezadowolenie, co do mojego podejścia. Myślę jednak, że gdyby znała racjonalne powody szybko zmieniłaby zdanie — mruknął i upił łyk, pozostawiając dla siebie kwestię Morfeusza. —Mógłbym o coś spytać, sir?— zagaił, patrząc w głąb szklanki i obserwując jak alkohol rozlewa się po ściankach. — Proszę mi wybaczyć bezpośredniość. Nie mam na celu uchybienia pańskim decyzjom, po prostu mnie to ciekawi. Jest pan lordem, a pańska córka szlachcianką— stwierdził trafnie, lecz wcale nie odkrywczo. Uniósł swoje szare tęczówki na przyszłego teścia i uśmiechnął się życzliwie, a to było iście banalne dla niego. — Mnie brak szlacheckiego tytułu, a więc lady Ollivander straci swoje prawa wychodząc za mnie. Nie grozi jej staropanieństwo, jest iście czarująca i z pewnością kandydatów miałaby w bród. Nie chciałbym więc teraz się wykazać zuchwałością, lecz chciałbym wiedzieć, czym pańska córka zasłużyła sobie na taką karę. — Opuścił szklanę na podłokietnik i przekrzywił nieznacznie głowę. — Dla mnie ślub z pańską córką to zasczyzt, sir. Jej za mną — niekoniecznie. Proszę więc o szczyptę szczeości, a może będę w stanie sprostać postawionym przede mną oczekiwaniom— Chciał powiedzieć: „pomóc sobie wzajemnie”, lecz było to zbyt obcesowe i nieuprzejme. Pozostawił to więc grze słów i spojrzeniu, którym się przypatrywał lordowi. — Nic nie wiem o zerwanych zaręczynach. Spędziliśmy miły wieczór — odpowiedział powoli, coraz bardziej zastanawiając się nad tymi słowami. Zmarszczył brwi i po chwili odwrócił wzrok w bok, szukając w odmętach swej pamięci chwili, w której coś złego mogło się wydarzyć. Odprowadził ją pod sam dom, a ona z czarującym uśmiechem go pożegnała. Nic nie zwiastowało zerwania ich związku, o ile… jego wspomnienia były kompletne.
Poczuł lekki dysonans spowodowany wybrakowanym informacjami jakimi dysponował. Nie trzymało się to kupy i gdy jego wzrok powędrował w kierunku drzwi, zaczął się zastanawiać, czy lady Ollivander byłaby zdolna wymazać mu jakieś wspomnienie. Jaki jednak sens miałoby wymazywanie mu pamieci o zerwanych zaręczynach?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Schody prowadzące na piętro 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]14.03.16 14:21
Po raz pierwszy została uderzona, gdy miała raptem szesnaście lat i przypominała dziecko, które zostało obdarzone zbyt kobiecymi kształtami, a przecież ciągle jej powtarzano, ze już jest panną na wydaniu. Nigdy nie ociekała perwersją, a jej subtelny flirt i dwuznaczność, którą mogła obdarzyć niemal każdego była naturalna i ofiarowała ją tym, którzy nie napierali i nie stawiali jej pod ścianą. Malakai zaś stosował na niej presję i zmuszał ją do zbyt poważnych decyzji, na które nie mogła być gotowa. Ani wtedy, ani tym bardziej teraz. Już jako jedenastoletnia dziewczynka była duchem, który goni za własnymi pragnieniami, bo gdy tylko przekroczyła próg Hogwartu stała się wolna i pozbawiona wszelkich barier, a jednak wciąż trzymała nerwy na wodzy, by nikomu nie wchodzić w drogę. Jej emocjonalność została wielokrotnie wystawiona na próbę, bo ciągle przewrotny los stawiał na drodze pokusy, którym nie mogła ulec, a bardzo chciała. Nie dawała się ponieść chwili, jakby wiedząc, że cierpliwość się opłaci. W przypadku mlodej Ollivander tak właśnie było. Poznała Morpheusa, który wyzwolił ją z okowów wierności ideałom ojca i sprawił, że spętane dotąd serce w siatce sztywnych barier i ograniczeń zaczęło bić innym rytmem.
Głośniejszym. Mocniejszym. Żywszym.
To co zatem miał otrzymać Mulciber było dzikie, niepewne i tak niestosownie nieprzeniknione, że praca nad nią mogłaby mu zająć długie lata, by w pełni udało mu się ją posiąśc fizycznie i psychicznie. Umysł, który należał do Katyi przypominał wzburzone morze podczas sztormu i gdyby tylko Ramsey przekroczył próg łajby, która zabrałaby go w otchłań dziewczęcych pragnień i kobiecych fantazji zrozumiałby, że Puszka Pandory została otwarta. Młoda szlachcianka zaprowadziłaby go na samo dno, a zaraz potem ofiarowała nowe życie, które byłoby tak różne od dotychczasowego, że wszystko co posiadałby do tej konkretnej chwili, straciłoby wartość sentymentalną. Ona wiedziała, że ta gra jest niebezpieczna, ale on nie miał prawa mieć tej świadomości, bo ojciec nie uprzedzał o rzeczach, o których nic nie wiedział, a Katya? Brakowało jej chęci i swoistego rodzaju bodźca, by dać narzeczonemu szansę na jaką zasługiwał. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie poudawała obrażonej, naburmuszonej, kapryśnej i zadufanej w sobie arystokratki, której zachcianki muszą zostać spełnione. Była to jednak maska jedna z wielu, która szybko ją męczyła i tylko od Mulcibera zależec będzie jak długo dziś ją na sobie utrzyma, a przecież oboje dążyli do tego samego.
Do współpracy.
Człowiek, który został wybrany na narzeczonego Katyi całkowicie wpisywał się w typ mężczyzny, dla którego mogła stracić głowę. Był przystojny, a ostre rysy twarzy sprawiały, że mogłaby go dotykac i uczyć się na pamięć, by żaden detal nie uciekł w eter, bo chciała pamiętać. Ona jednak była typową kobietą, która lubi być adorowana, a przecież nie starała się zbytnio o atencje swoich rozmówców. Emanowała słodkim czarem, który przyciągał i zmuszał do tęsknoty. Była blisko, a zaraz potem stawała się senną marą, która ucieka w najmniej odpowiednim momencie, pozostawiając niedosyt i pragnienie ponownego ujrzenia dziewczęcej twarzy i słodkiego uśmiechu, który napełni serce ciepłem i pewnością, że wszystko będzie dobrze. Ramsey zatem mógł stać się szczęściarzem, o ile potrafiłby pokazać narzeczonej, że nie będzie jej pomyłką, a kimś kto ofiaruje nowe emocje i potrzebę spełnienia. Krew dla niej nie miała w końcu żadnego znaczenia, a Merlin ewidentnie trzymał dłoń na prawym ramieniu Mulcibera.
-Ucierpieliśmy na tym oboje - rzucił nagle i spojrzał na młodego czarodzieja z jakimś nieskrywanym, acz przerysowanym współczuciem. Jasno sugerował, co ma na mysli i nie wycofywał się z tego, a jedynie dalej kontynuował. -Moja córka uważa, że są nam równi. Gdyby ta nieszczęśnica wiedziała, co pana spotkało... Zapewne zmieniłaby zdanie, ale przez wiele lat miała klapki na oczach i trzeba cierpliwości, a także sposobu, by wypersfadować jej idee, które winny przyświecać - nam - czarodziejom. Doprawdy nie wiem gdzie popełniłem błąd - rzucił z fałszywą kpiną, choć szczerze nie pojmował sens i pierwsze stadium problemu ze szlamami, który go dotknął tak mocno. Nie wyobrażał sobie Katyi u boku szlamy, a myśl o tym, że wystawiła rodzinę na pośmiewisko była dla Malakaia zbyt absurdalna, by móc się z nią pogodzić.
-Proszę - zgodził się bez namysłu na prośbę dotyczącą pytania, a zaraz potem gorzko tego pożałował. Nie spodziewał się przekroczenia tej konkretnej granicy, jakby to ona miała być blokadą, ale nie dał po sobie poznać irytacji, która go ogarnęła. Nalał sobie do szklaneczki ognistej i wplepił wzrok gdzieś przed siebie. -To bardzo proste - zaczął filozoficznie i upił łyk napoju uśnieżającego nerwy. -Obserwowałem wielu mężczyzn, którzy mogliby stać się pretendentami do jej ręki, ale zbyt wiele skandali z moją córką na czele odbiło mi się czkawką i nie zamierzam przeżywać po raz kolejny awantur płynących na tle waśni rodowych, bo jej kaprysem będzie zostanie żoną jakiegoś Avery'ego - powiedział zgodnie z prawdą nie ukrywając nawet niechęci względem tego konkretnego rodu. Celowo pił do sytuacji, o której Ramsey zapewne nie wiedział, ale ta nie miała żadnego znaczenia dla starego Ollivandera, bo temat od lat był zamknięty. -Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale nie traktuję waszego małżeństwa jako czegoś gorszego. Moją córkę trzeba nauczyć pokory, to prawda, ale nie zamierzam oddawać jej w ręce człowieka, który gotów byłby ją spuścić ze smyczy, byle nie przynosiła hańby jego nazwisku, a pan... Chyba sobie na coś takiego nie pozwoli, prawda? - zapytał w odpowiedzi na dwuznaczność, która płynęła w słowach przyszłego zięcia. Nabrał powietrza w płuca, a następnie obrócił twarz w stronę Ramseya, by móc mu się przyjrzeć bardzo dokładnie. -Chciałbym poznać pańskiego ojca, ale nie tego, który sprzedał pana w moje ręce i zawarł pewnego rodzaju umowę - zaproponował bez ogródek i liczył na poparcie ów ideii, bo w końcu mieli zostać rodziną, czyż nie? -Musiałem zatem zrozumieć opacznie słowa Katyi, w których krył się niepokój, ale jest kobietą, a te jak dobrze wiemy - potrafią napsuć nam krwi - rzucił z cieniem rozbawiemiem i nikłym uśmiechem, a zaraz potem wzniósł kieliszek, by jasno zasugerować toast. -Nie pozostaje nam nic innego jak napić się za kobiety i wspólny interes.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]14.03.16 22:51
Mulciber nie obawiał się tego, co mu przyniesie postać Katyi Ollivander. Traktował to profesjonalnie, przynajmniej w swoim rozumieniu tego słowa. Podchodził do tematu chłodno, analizując wszystkie za i przeciw, a osoba milady zdecydowanie przeważała szalę za na jedną stronę. Cóż mógłby chcieć więcej czarodziej, który niemalże w schedzie po ojczymie otrzymuje narzeczoną? Była piękna, młoda, inteligentna, dobrze wychowana i czarująca. Byłaby jego najlepszą wizytówką, gdyby tylko potrafił pozwolić się godnie reprezentować, gdyby tylko pozwolił swojej grze pozorów i obłudy na nieco naturalności. Lecz to było o wiele trudniejsze, prawda? Pozwolić na wypłynięcie tych wszystkich emocji i kontrolowanie ich, kiedy wewnątrz jego młodego ciała toczyła się burza.
Czuł to kiedy spotkał swojego ojca i zrozumiał kim jest Ignotus Mulciber. Gdy spojrzał w jego chłodne, choć ciemne oczy i ten subtelny uśmiech. Bił się z myślami, zaskoczony jego obecnością i nieprzygotowany do tej konfrontacji przez co nie wiedział nawet czego chciał. Czuł się nieswojo również, kiedy Cassiopeia przekroczyła granice, by udowodnić mu, że przez wiele lat nic się nie zmieniło, a on wciąż należał do niej. Choć czy kiedykolwiek tak było? Był jedynie duchem złapanym w jej szpony, trzymanym długo i w bezdusznych warunkach. Nie czuł się teraz związany, ani pod czyimkolwiek wpływem. Czasy szkolne minęły, a wraz z nimi młodzieńcze pragnienia i pożądanie, które sterowało umysłem. Dziś to on miał nad nim władzę, decydując o tym, czego chce, a czego nie.
Nie zaśługiwał na nią w ani jednym procencie i doskonale o tym wiedział, lecz był zbyt skupiony na sukcesie i rzeczach, które miał do zrobienia, aby pozwolić temu po prostu popłynąć dalej. I o wiele łatwiej było podejmować taki kierunek rejsu kiedy siedział vis a vis jej ojca, a nie jej samej, kokieteryjnie uśmiechającej się i uwodzącej go w bardzo nieładny sposób. Ta gra była równie przyjemna, o ile druga strona robiła to dla przyjemności, nie po to, by coś ugrać. Katya była bystra i cwana, a przynajmniej tak mu się wydawało kiedy jej słuchał. Gra więc musiała być wyważona i dobrze przemyślana, a każdy ruch przewidziany, by nie wpaść w zasadzkę kobiecych sztuczek.
Kiedy Lord Ollivander zaznaczył jasno iż wie, o przeszłości Ramseya, ten nieznacznie zmarszczył nos i lekko brwi, doszukując się w jego twarzy podstępu. Chciał zrozumieć, że mówił to, bo wiedział, że spotkała go tragedia z ręki szlamy, Morfeusza — o, ironio, byłej miłości jego córki, czy może mówił to dlatego, że wiedział iż to Mulciber za tym stał? Przyglądał mu się uważnie, nieco niecierpliwie, czując jak grząski grunt osuwa mu się spod stóp choć przecież tkwił w jego salonie, wygodnym fotelu. Zapadał się w nim powoli, pomimo zerowych ruchów, chyba, że dłonią, która trzymała w rękach szklaneczkę ognistej.
—To nie Pański błąd, Lordzie. To system— powiedział powoli i spokojnie, zaciskając nieco szczękę. Uniósł alkohol do swoich ust, chcąc ukryć niepewność i zniecierpliwienie tym posiedzeniem, które wyrażało się w napinających się mieśniach jego twarzy.— Myślę, że znajdę sposób na to, by jej zobrazować na czym polegają różnice pomiędzy czarodziejami, a szlamami. Bez obaw — uspokoił lorda, nie patrząc na niego. Spoglądał gdzieś w bok, bez większego zainteresowania ogarniając spojrzeniem wnętrze salonu, w którym się znajdowali. Nie było dla niego wcale interesujące, ale rozmyślanie o słowach Lorda Ollivandera wzmagało w nim wzmożoną czujność, zmuszało do myślenia strategicznego i analizy każdego pojedynczego słowa.
— Avery’ego…— powtórzył po nim i pokiwał głową. — Dlaczego akurat któregoś z nich?— spytał luźno, nie obarczając ojca Katyi swoim spojrzeniem, które świdrowałoby go na wksro∂. To było raczej wynik ciekawości, który w nim wzniecił i nawet jeśli nie zamierzał mu odpowiadać to i tak sprawił, że zacznie grzebać. I będzie szukał prawdy tak długo, póki nie uzyska satysfakcjonującej informacji na ten temat.
W koncu zwrócił wzrok na starego lorda, przygryzając policzek od środka, a jego chłodne, ponure spojrzenie w kolorze zimowego nieba napęczniałego od wilgoci, która lada moment przemieni się w śnieżyce utknęło człowieku, który miał zostać jego teściem.
— Hańba… Nie. To najgorsze czego może doświadczyć szanujący się czarodziej. Skoro wybrał mnie pan na właściwego wybranka dla swojej… krnabrej córki, musi lord wiedzieć jakie mam… sklonności. Lubię kiedy jest po mojemu— dodał bardziej prostym i cywilizowanym językiem, nie chcąc niepotrzebnie mącić w głowie starca i prowokować do zbyt daleko idących wniosków, choć wcale nie owijał w bawełnę.
Wzmianka o ojcu sprawiła, że uległ niekontrolowanemu zdziwieniu.Uniósł brwi wysoko, oblizując wargę z resztek burstynowego alkoholu, choć zaniehał tego, przecierając usta palcami. Po chwili podniósł się z fotela i przeszedł po pokoju, oddychając głęboko.
— Nie wiem, czy to będzie możliwe. Mój ojciec… Cóż, nadrabiamy dopiero stracony czas — skwitował krótko, nie zamierzając się rozwodzić nad tematem Ignotusa, bo sam nie wiedział, w jakim kierunku to się potoczy, co się wydarzy i jak będzie mógł to interpretować. — Lecz mam nadzieję, że będzie to możliwe na ślubie— dodał jeszcze, nie chcąc pozostawiać lorda Ollivandera bez złudzeń, choć niewatpliwie zaintrygował go swoją wstawką o Ignotusie. Musiał zaczerpnąć sporo informacji, aby go przejrzeć, zapoznać się z jego przeszłością. Kobiety już nie wybaczają naszych błędów, nie wybaczają nawet swoich własnych.¬—powiedział I odwrócił się w koncu do lorda, by unieść delikatnie drinka w ramach toastu. — Na zdrowie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Schody prowadzące na piętro 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]16.03.16 9:43
Nie powinien się obawiać tego, co przyniesie mu postać Katyi. Gdyby tylko poprowadził to małżeństwo w odpowiednią stronę, mógłby zyskać lojalnego przyjaciela i wierną żonę. Jedyne czego oczekiwała w zamian to szacunku, bo za grosz nie dostała go od ojca. Ramsey zatem miał doskonałą szansę, by być respektowanym jako mężczyzna i to już nie przez obowiązek, a zwykłą chęć pomimo, że tak figlarnie go prowokowała i sprawdzała własne możliwości, które ich związek miały uczynić jeszcze lepszym. Emocjonalnym i intensywnym, bo to w tych kategoriach chciała postrzegać ich relacje, która nie mogła być jedynie formalnością. Jako niedoświadczona panienka, która nie ma pojęcia o pewnych sprawach, nie oceniała Mulcibera pod kątem seksualnym, choć doskonale wiedziała, że po sakramentalnym "tak", będzie czynił jej bardzo brzydkie rzeczy. Odbiją się one echem na zbyt skomplikowanym umyśle, który zacznie pragnąć więcej, a ciało przepełnione tęsknotą domagać się będzie kolejnej dawki pieszczot. Katya była jednak zbyt delikatna, dziewczęca, ale to po drugiej stronie duszy mogła kryć się wyzwolona, pruderyjna i przepełniona istną perwersją księżniczka, która pragnie kołysać się na biodrach swojego mężczyzny, by dać sobie i jemu rozkosz. Ekstaza otulająca ich ciała mogłaby być istną zabawą i frajdą, która nauczy ich obcowania ze sobą, choć Ollivander... Nie brała pod uwagę, że już w noc poślubną mógłby ją mieć. Owszem, myślała o tym wszystkim. W szczególności wtedy, gdy brała kąpiel w wonnych olejkach, które tak delikatnie drażniły jej ciało, a ona sama dotykiem bawiła się subtelnie, gdy opuszkami zahaczała o zaróżowione sutki i kobiecość, która tak wdzięcznie reagowała na delikatną pieszczotę. Wiedziała więc, że jeśli byłaby to dłoń Mulcibera mogłaby błagać, by nie przestawał, ale jej samej nie wypadało bawił się w tak brzydki sposób. Wciąż brakowało jej jednak szczerych chęci, więc oczekiwała, że narzeczony poprowadzi to we właściwym kierunku i sprawi, że blade lico przestanie pokrywać się rumieńcem, a ich sensualny, zmysłowy flirt rozbudzi w nich potrzebę przetestowania samych siebie i przekonania się, czy może im na sobie zależeć, by w ogóle zacząć brać pod uwagę seksualne uniesienia, które dopełnią ich związek.
Lady Ollivander nie patrzyła w ten sposób na Ramseya. Był czarodziejem, któremu niczego nie brakowało. Podobał jej się wizualnie i filozoficznie, a rozmowa z nim sprawiała jej dużo przyjemności. Nie mogła kategoryzować go w sposób bezczelny i pokazywać, że nie jest jej godzien. Chciała wejść z nim w komitywę, ale musiał zrozumiec, że nie może z nia igrać, a przecież zrobił to.
Dwa razy.
Malakai uśmiechnął się kącikowo, gdy dostrzegł reakcję młodzieńca i pokręcił głową w jakimś nerwowym geście, choć sam nie wiedział skąd się to wzięło. Nabrał powietrza w płuca i wstał z miejsca, by podejść do jednego z wiszących obrazów.
-Wierzę w ciebie, synu - powiedział z nonszalancją w głosie, a zaraz potem wlepił w Ramseya intensywne spojrzenie. Celowo użył tego określenia, którego zapewne Mulciber się nie spodziewał, ale to nie było problematyczne. Chciał mącić mu w głowie, by stał po właściwej stronie, a litość i łaska względem Katyi nie wchodziła w grę. Była zeszlamiona i musiała ponieśś karę. -Nie wątpię w twę inteligencje, dlatego ufam, że mnie nie zawiedziesz - zakomunikował bez zbędnych ceregieli i znowu wrócił na miejsce, by dolać sobie i Ramseyowi. Pytanie o Averych sprawiło, że skrzywił się nieznacznie, ale nie miał nic do ukrycia, toteż utkwił wzrok w twarzy czarodzieja.
-Kiedyś jeden pisał do mej córki listy o tęsknocie, gdy była przed siódmą klasą, a to wzbudziło we mnie irytacje i sprzeciw. Nie chciałbym powielać tego schematu - było to zgodne z prawdą. Doskonale pamiętał jak przechwycił list od Perseusza, który mu się nie podobał. To prawdopodobnie dlatego napisał do nestora jego rodu, by ukarał szczeniaka, który nie miał praw do Katyi, a ją samą katował ciosami, które raniły bladą skórę, aż nie usłyszał słowa - przepraszam. Ono nie padło i dopiero matka przerwała męki córki, która ledwie przytomna prosiła o szklankę wody.
-Zamknę oczy, jeśli postanowi ją pan uderzyć, a gdy zajdzie taka potrzeba... To myślę, że znasz, mój drogi sztuczki, o ktorych jej się nawet nie śniło - jawnie zgodził się na to, by nie miał ograniczeń względem żony, która miała trzymać się swoich obowiązków i poszanowania dla męża. Nie zdążył wznieść kolejnego toastu, bo dostrzegł jak zbliża się Katya, która subtelnym gestem dłoni zamknęła oczy Ramseya i nachyliła się nad uchem mężczyzny, by po chwili odezwac się w sposób zmysłowy, ale iście wysublimowany. -Czy mój narzeczony da mi się porwać na mały spacer przed kolacją? Nie chciałabym żeby trunki mego ojca okazały się istotniejsze - wypowiedź przypominała żart, ale ona wcale nie żartowała. Brzmiała całkiem poważnie, aż w końcu spuściła dłonie, a Ramsey po spojrzeniu na nią mógł dostrzec słodki uśmiech. Nie igrała z nim, a wręcz przeciwnie. Podświadomie potrzebowała jego obecności. Malakai skinął jedynie głową na Mulcibera, jakby dając przyzwolenie i już po chwili stanął przy mlodych, których zmierzył badawczym wzrokiem i odezwał się. -Zatem liczę, że poznam go na ślubie, a my dokończymy rozmowę przy stole.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]16.03.16 18:10
/maestro, please

Świat stanie w ogniu któregoś dnia i nikt nie uratuje mnie przed tym poza Tobą. Kto wie, do czego może ludzi skłonić pożądanie? Och, to tak dziwne. Nigdy nie śniłem o kimś takim jak ty, nigdy nie śniłem o tęsknocie za kimś podobnym do Ciebie. Ale ja… musiałbym zakochać się w tobie., musiałbym zakochać się w Tobie…
Brak planu, brak określonych ścieżek, które warunkowałyby ich losy. Ona, wolna niczym ptak, zwiewna niczym jedwab na wietrze, krucha jak porcelana w dłoniach, spotkała tyrana, który bez wahania zgniótłby ją w jednej chwili.  Patrzył na nią jak na środek do celu, odległą wyspę, którą jego okręt pełen żołnierzy miał podbić. Była nieznanymi lądami, do których zmierzał z zamiarem barbarzyńskiego wbicia swojego masztu i wzniesienia na nim flagi. Ale jeśli tak się miało stać to zacznie ją obowiązywać jedno prawo, prawo jednego króla.
Myśli wyprzedzały czyny, czyny zdawały się być tuż przed czasem, który nieuchronnie się zbliżał. Czekał na gong, na dźwięk dzwonów, na jedno słowo wypływające z perwersyjnie wygiętych ust. Było już po wszystkim, a ona spoglądała na niego zalotnie spod długich, kruczoczarnych rzęs, świdrując wzrokiem każdą zmianę na jego twarzy. Czynił więc to samo, podążając za grą cieni na jej drobnym nosku aż po szerokie, pełne usta. Rozchylały się subtelnie, dziewczęco, jakby w obawie, że nie czas i nie miejsce, aby pokazać na co je stać, choć potrafiły otworzyć się szerzej, zalewając go falą namiętności. Wysyłała mu ukrytą wiadomość, subtelnie koniuszkiem języka zwilżając dolną wargę, opuszką palca płynąc po horyzoncie wystających obojczyków. Jej klatka piersiowa unosiła się i cofała, zapadając w czeluściach strojnej sukni, robiąc miejsce dla jego rąk na ułamek sekundy. Prowadziła grę, której nie każdy by podołał, nie każdy mógłby ją zrozumieć, lecz on widział to w swojej głowie, pozwalając aby wyobraźnia rozsupłała sznury gorsetu. Niezbyt delikatnie, wręcz gwałtownie, z agresją porywając delikatną koronkę, która symbolizowała jej fałszywą niewinność. Ulegle przytakiwała na każdy jego gest, każdy jego ruch, rozpadając się na milion cząstek w każdej pojedynczej sekundzie, gdy ich ciała się stykały ze sobą. Krótkie, aczkolwiek dźwięczne „och” wydostało się spomiedzy jej warg, lecz odebrał jej je, zgarniając łapczywie dla siebie, wraz ze słodyczą płynącą z pocałunku.
Bo jeśli Katya Ollivander miała zostać jego żoną, to dlaczego miałby sobie odmawiać czegokolwiek? Dlaczego miałby nie zabrać dla siebie tego już dziś? Egoizm płynął w jego wnętrznościach, trawiąc resztki człowieczeństwa, zarażając trucizną megalomanii ostatnie wolne komórki, czyniąc jego myśli planami, nie marzeniami. Słowa, wyrazy, zdania, które padły w trakcie rozmowy z jej ojcem były podpieczętowaniem umowy, w której dziewczę stawało się rzeczą, przedmiotem transakcji, w której Lord Ollivander w ramach zapłaty otrzymywał satysfakcję w czystej postaci. Chciałby popatrzeć jak ją bije? Dlaczego miałby nie patrzeć jak ją rżnie?
Kiedy nazwał go synem nie zareagował. Przynajmniej nie od razu. Niespecjalnie był wyczulony na dźwięk tego słowa, bo przecież Rosier nazywał go tak wiele lat nim dowiedział się prawdy o tym, jak niewiele znaczy ten zlepek liter. Powoli przeniósł wzrok na lorda Ollivandera i posłał mu subtelny uśmiech, ten pewny siebie, spokojny i zdystansowany.
— Mam nadzieję, że nasze interesy pozostaną zbieżne, podobnie jak oczekiwania. Wtedy pana z pewnością nie zawiodę, sir.— Skinął głową w oznace szacunku do ojca Katyi i dopił ognistą do końca. Po cóż marnować tak wytrawny alkohol?— Na którego z Averych mam więc mieć oko? Nie szukam waśni pomiędzy rodami, lecz z trudem przyszłoby mi tolerowanie ukradkowych spojrzeń i pojedynczych gestów— powiedział nieco bardziej ożywiony, jakby temat ewentualnego adoratora jego narzeczonej inteersował go o wiele bardziej. I może tak było, bo jego zapędy musiały w końcu znaleźć jakieś miejsce wyładowania. Nie musiało mu zależeć, był typowym samcem, który terytorialnie podchodził do pewnych spraw, a każdy potencjalny amant wokół jego żony był przede wszystkim ewentualnością shańbienia jego nazwiska, choć wciąż pozostawąło w swiecie pochlebstw dla jego własności. Teraz już wiedział, że poza Morfeuszem, którego zaliczał do odległej przeszłości musiał mieć na względzie, któregoś z tych… Avery. Avery, Avery, wszyscy byli tak cholernie tendencyjni. Rozpusta pobrzmiewała w dźwięku ich nazwiska. Cóż za wysublimowana pruderia.
— Znam wiele sztuczek, jak i sposobów na to, by dostać to, czego chcę. Mnie również byłoby na rękę, gdyby Pańska córka spojrzała na mugoli i czarodziejów brudnej krwi tak, jak powinno się na nich patrzeć. Lecz nie jak na zwierzęta. Mają w sobie o wiele wiecej klasy i godności, lordzie.
Lord Ollivander był dla niego tajemnicą choć mniejszą niż jego dziecko. Jeśli z nim pogrywał to jasno wyrażał swoje zamiary i pragnienia, a Katya? Wodziła go za nos, niczym rozkapryszona szlachcianka ciągnąć w jedną to w drugą stronę, gdy tylko spacer w danym kierunku jej się znudzi. Był cierpliwy, lecz i to miało swoje granice.
Nie mogę się doczekać, co będzie dalej, a ty?
Ciepło otuliło jego twarz niespodziewanie a wraz z nim przyszła ciemność. Dopiero później zapach delikanych, kobiecych perfum, które wdarły się do jego nozdrzy. Zaciągnął się nimi powoli, niespiesznie unosząc dłoń do swojej twarzy, bo wszystkie jego zmysly skupiały się na jej obecności, kiedy niemalże tak słodko świergotała mu do ucha.
— Nie śmiałbym odmówić przyszłej żonie — mruknął cicho, a kiedy opuściła dłonie, obrócił głowe w bok, niwelując dzielące ich centymetry i spojrzał jej w oczy z niewypowiedzianym pytaniem. Był zaskoczony falą jej czułości i bliskością, bo odniósł wrażenie, że ich relacja będzie opierać się na wymiernym dystansie. Nie był pewien, czy to gierka wobec niego, czy może sztuczka mająca na celu zirytować ojca — pewnie na rękę byłoby mu gdyby Mulciber rządził w związku tyranią, nie okazjonalną demokracją. Uśmiechnął się kącikowo, subtelnie, lustrując wzrokiem jej dziewczęcą twarzyczkę, której cera promieniała. Chciało się ją całować, pieścić i głaskać, lecz nie wypadało mu tego robić. Odwrócił więc głowę w kierunku jej ojca, który wyraził aprobatę dla ich oficjalnej schadzki, po czym podniósł się powoli i nadstawił ramię swojej narzeczonej.
— Pozwoli milady — mruknął szarmancko, zerkając na nią ledwie kątem oka, jakby dawkował sobie przyjemność z oglądania jej i skinął głową do Malakaia. — Jestem przekonany, że z przyjemnością by Pana poznał, sir. Ale w najbliższym czasie... obawiam się, że tylko ja z rodu Mulciberów będę mógł zgarniać zaszczyt przebywania wśród Ollivanderów. To dokąd, moja droga?— zwrócił się jeszcze do Katyi, powoli wycofując si z salonu i wychodząc na korytarz. Nie tracił czasu na rozglądanie się po wystroju. Patrzył przed siebie, idąc prosto z ręką pod piersią, aby jego narzeczona, a już niedługo żona mogła skorzystać z jego propozycji intymnej przechadzki.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Schody prowadzące na piętro 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]16.03.16 21:48
Czy kiedykolwiek poczujesz mnie tak, że nie będe musiała mówić nic, bo ty będziesz wiedział o wszystkim? O moich lękach, pragnieniach, potrzebach, marzeniach? Pokochaj mnie tak, by raz jeszcze wzlecieć do chmur i z obawy o własne życie nie będziemy chcieli spaść w  głęboką przestrzeń oceanu. Popadnijmy w swoistego rodzaju toksyczne uzależnienie, które zatruje nasze żyły wtłaczając do nich niebezpieczną dawkę substancji odurzającej, żebyśmy bez niej nie mogli przeżyć kolejnego dnia.
Nie będziesz pragnął niczego bardziej jak nocy w moich ramionach, które dadzą ci ukojenie i zapewnią, że jesteś mój. Na zawsze i niezmiennie.

Od tego nie było już ucieczki, bo im on się zbliżał, tym Katya bardziej się odsuwała, jakby chcąc go sprowokować do jeszcze wytrwalszej walki o swoje miejsce. Mógł to zrobić i wiedziała, że jest do tego zdolny, ale dla niej liczyła się teraz emocjonalna, ucieleśniająca zabawa, która nadal winna pozostać w sferze niewinności i dzięcej niepewności, jakby trzeba było ją nauczyć wszystkiego od nowa. Ona była jednak zbyt przebiegła, bo znała ten smak, a wykorzystywała swoją naturę do tego, by móc wodzić za nos w najbardziej perfidny sposób, choć tak pożądany i wyczekiwany. Mogła stać się małą dziewczynką, która pozwoli na to, by został jej królem, ale równie dobrze mogłaby się przeistoczyć w czarną wdowę spragnioną dominacji i bycia jedyną i prawowitą... Królową.
Czuła jego słodki oddech na szyi, którym otulał wrażliwą skórę i drażnił zmysły, bo nie mógł przekroczyć tej konkretnej granicy. Została na nich nałożona i miała zostać nienaruszona przez długi czas, ale przecież nie zabraniała mu myśleć i korzystać z wyobraźni, w której zapewne już sunął dłońmi po krągłych piersiach, zaciskając na nich dotyk w sposób osobliwy, zmysłowy, brutalny, ale wciąż nie wyrządzający żadnej krzywdy. Czy potrafiłby zapanować nad jej przyspieszonym oddechem, który raz po raz wydostawałby się spomiędzy perwersyjnie rozchylonych, karminowych ust, tak spierzchniętych i spragnionych czułego pocałunku? Błagałaby niemo o chwilę uwagi, licząc się z tym, że i tak zrobi po swojemu, bo to ona tkwiłaby w jedwabnej pościeli tuż pod nim, czekając na litość, ale i prosząc o jeszcze większe pasmo tortur, w których katowałby jej wątłe ciało i przyozdabiał kolejnymi, niewidzialnymi tatuażami, które oznaczałyby piętno przynależności do konkretnego człowieka. Konkretnego mężczyzny.
Do jej męża.
Nie mogła oponować przed kolejną dawką pieszczot, które roztaczały w całym dworku dziwną i niespotykaną jak dotąd na tych terenach aurę erotyki i niezmąconej niczym pasji. Przesiąknięta potrzebą przynależności nie zwracała uwagi na nikogo, bo ci wszyscy ludzie przestali mieć jakiekolwiek znaczenie, ale to wciąż była granica pięknego snu, a raczej sennej jawy, w którą weszła dobrowolnie i bez zbędnego sprzeciwu. Kroczyła wolnym krokiem aż w końcu mogła ucieszyć się na myśl o tym, że znajduje się tuż przy nim i raz po raz drażni własne ciało ocierając się o jego, bo przecież... Był tylko samcem, który potrzebował chwilowego odpuszczenia własnych win, a ona? W najgorszych koszmarach miała stać się wyuzdaną księżniczką, która nie licząc się z potrzebami ukochanego zmusiłaby go do jeszcze brudniejszej gry, gdzie to on byłby jej niewolnikiem i musiałby posłusznie zgodzić się na ostry, wręcz bolesny taniec, który odprawiłaby na jego biodrach. Stałaby się jego Afrodytą, którą winien wielbić i nigdy nie wymawiać imienia innej, bo żadna nie była mu w stanie dać tego, co słodka, niewinna i tak dualna Katya Ollivander.
Ile jeszcze masek w niej odkryjesz, panie Mulciber?
Na razie nie masz ani jednej.
-Nie musisz się martwić o Averych. Skutecznie wybiłem jej tę relację z głowy i od kilku lat nie usłyszałem o nikim z tego rodu, kto w jakikolwiek sposób kręciłby się przy mojej córce; tamta lekcja była dla niej zbyt... Nietypowa, by mogła zapomnieć o konsekwencjach swojej głupoty - powiedział z nieskrywaną nonszalancją i uśmiechnął kącikowo, jakby odczuwał chorą satysfakcje z tego, co uczynił własnemu dziecku. Miał do tego prawo, wszak był głową rodziny i pomimo, że nigdy nie rzucił na dziewczynę zaklęcia, to mogło się zmienić właśnie teraz, czyż nie? Przyglądał się Ramseyowi i uważnie badał teren, jakby chcąc mieć pewność, że syn Ignotusa go nie zawiedzie. Sam Malakai nie miał jednak pojęcia o prywatności, w której chełpiła się Katya, a która tak intensywnie ją kształtowała. Jej nieprzejednany charakter będący zagadką, tajemnicą i słodką niewiadomą.
-Nie pozostaje mi nic innego jak wierzyć w twe zapewnienia, ale jeśli mnie zawiedziesz... - w powietrzu zawisła niewypowiedziana groźba, która jasno sugerowała, co go spotka w razie niepowodzenia, na które lord Ollivander nie mógł sobie pozwolić. Wierzył zatem, że młodzieniec dopełni wszelkich starań, by jego przyszła żona w żaden sposób nie wystawiła go na pośmiewisko, a wiedząc, że ma ciągoty względem afer i niestosownych sytuacji, Ramsey musiał być silny. Malakai zaś mało wiedział o siostrze swego zapomnianego syna i oceniał ją przez pryzmat okłądki, a nie tego co tkwiło w niej. Młoda aurorka natomiast zawzięcie chciała wierzyć, że jej przyszły mąż nie jest takim idiotą jak ojciec, bo w przeciwnym razie to ten powinien iść do ślubu zamiast niej.
Lady uśmiechnęła się delikatnie, gdy ten potwierdził brak sprzeciwu i odetchnęła z ulgą, że może go wyrwać z łap człowieka, który był trującym bluszczem okręcającym się wokół szyi i duszącym każdego, kto sprzeciwiłby się jego naturze. Wypuściła powietrze ze świstem, a klatka piersiowa unosiła się w nierównomiernych oddech, tak jak w wyobrażeniach o tym, co będzie - gdy zostaną sami. Nie przyglądałą się ojcu, bo była ciekawa reakcji Ramseya. Zwilżyła delikatnie wargę, którą subtelnie przygryzła, by nie poczuć bólu, a serce uderzyło dwukrotnie szybciej, bo znów przekraczali granicę, ale pozostając  w sferze dobrego smaku. Chciała zapamiętać uśmiech Mulcibera, a także sposób patrzenia i przenikania jej na wskroś, gdyż to było podniecające, a ona sama od dawna nie pamiętała o takich emocjach, jakich dostarczał jej od kilku dni.
-Pozwolę - powiedziała z dziwną satysfakcją w głosie, jakby ta wypowiedź miała drugie dno i nie odrywała od Ramseya ciemniejących tęczówek, które jako jedyne pozostawały niezmienne - zawsze. Smukłe palce zacisnęły się na męskim przegubie, by zaraz potem wolnym krokiem ruszyć w stronę ulubionego z miejsc Katyi, a do którego jej ojciec nigdy nie zaglądał. Mimowolnie szła biodro w biodro z narzeczonym, by czuł jej otępiające ciepło, którym go karmiła, ale nie igrała z nim. Była naturalna i szczerze potrzebowała towarzystwa człowieka, o którym nie wiedziała nic. Zamierzała go poznać i chciała rozmawiać, jakby właśnie to miało rozwiać jej wątpliwości względem tego, że nie wszystko pamięta z ostatniego spotkania, ale przecież... Zapomniała o rzucanym na siebie Obliviate, prawda? -Nie krępuje pana przebywanie ze mną sam na sam? Mam nadzieję, że nie - odpowiedziała od razu na pytanie, jakby nie dając mu szansy na reakcję. Gdy tylko dotarli do konkretnego pomieszczenia, w którym woń zieleni roztaczała spokojną aurę i dawała pozorne bezpieczeństwo, puściła ramię Mulcibera i zrobiła dwa kroki w przód, by mógł przyglądać się idealnej linii ciała.  Odznaczało się ono pod czarną suknią, która tak doskonale przylegająła do kobiecych kształtów i podkreślała subtelność zaokrągleń, jakimi charakteryzowała się Katya. Odwróciła się jednak nagle do Ramseya, a słodki wyraz jej twarzy nie zmienił się nawet w jednym calu. Ciągle sprawiała wrażenie anioła, którym niewątpliwie była, ale czy to co zrobił pokrętny los nie było brzydką zagrywką, która miała naturę diabła ukryć pod nieskazitelną urodą? Oparła się lekko pośladkami o stół i skrzyżowała ręce na piersi, by zlustrować rozmówcę wzrokiem, ale w żaden oceniający sposób, a jedynie utwierdzający ją w przekonaniu, że mół być człowiekiem z najskrytszych pragnień. Mimowolnie wykonała jeszcze jeden ruch dłonią, by odgarnąć włosy na plecy, a uwydatnić swój odznaczający się pod mlecznobiałą skórą obojczyk, a także długą szyję. Zachowywała się lekko, wręcz ulotnie, by nauczył się na pamięć delikatności, która będzie go otaczała prawdopodobnie każdego dnia. Gdyby jednak wiedziała, że posiadał broń, którą mógł wymierzyć w nią w każdej chwili, a jej siła rażenia byłaby na tyle destrukcyjna, to nadal chciałaby tak zawzięcie poznać osobę, która została do niej przypisana do tego tradycyjnego - póki nas śmierć nie rozłączy? -Naprawdę uważa pan za zaszczyt przebywanie z moją rodziną? - zapytała nagle, ale to były ostatnie słowa, które wypowiedział do Malakaia, a ona była tego ciekawa. Chciała poznać prawdziwego Ramseya, a nie oszusta, który z pewnością dorównałby lordowi. -Ze mną.

/oranżeria


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]01.06.16 12:43

9 grudnia


Listy, listy. Miał ich cały stos w mieszkaniu i w biurze, porozwalane na biurku, na podłodze. Ale odkąd jednym zaklęciem ogarnął swój własny salon, nie wertując papierów, nie przeglądając śmieci zrobił porządek — każdy z listów miał swoje miejsce w szufladzie starego biurka. I choć misja od Toma na moment odciągnęła go od tamtych wydarzeń, listy od ojca lady Ollivander chodziły mu po głowie. Pierwszy zawierał stek uprzejmości i pytań o miejsce pobytu córki, lecz Mulciber nie mógł mu w żaden sposób pomóc — nawet gdyby chciał, nie wiedział, dokąd poszło dziewczę, które w dość dosadny sposób zakończyło ich relację. Trudno się jej zresztą dziwić. Nie szukał jej wtedy i nie zawracał sobie głowy jej kaprysami i fochami, które w jego mniemaniu były przesadą zważywszy na działania jakich się dopuściła. Drugi zawierał jedynie informację o tym, iż przebywa w szpitalu. Trzeci — że wychodzi. I ten ostatni zmobilizował go w końcu do podjęcia działań, przypominając mu o tym, że nawet przez ten krótki czas, ledwie miesiąc odkąd się poznali, umilała jego wolny czas.
Chwila, w której opuściła jego mieszkanie zdawała się być tak odległa jak zeszłoroczna zima, jakby to wcale nie zdarzyło się przed dwoma tygodniami. A jednak tamten dzień dręczył go w myślach. Próbował skupić na ważniejszych zdarzeniach i sytuacjach, byle tylko nie dostrzegać we wspomnieniach czegoś na wzór winy. Znał uczucie straty, tak jak znał smak pustki i głodu w świecie potrzeb posiadania. Przecież już jako dziecko miał wszystko i nic zarazem. Kiedy więc go zostawiła samego sobie, zdanego na własne myśli i odpowiedzialność czynów, których się dopełnił, przypomniał mu się czas, w którym uświadomiono mu, iż nie jest idealny, a choćby nie wiadomo jak usilnie się starał nigdy nie przeskoczy pewnych pułapów. Nie chciał w to wierzyć, nie ufał poprzeczkom, które miały być dla niego nieosiągalne — w gruncie rzeczy wcale nie były, musiał po prostu bardziej się postarać. Pamiętał jednak gorycz w ustach jaką czuł wraz z pojawiającą się świadomością pewnego wybrakowania, czy utraty.
Dławiące go wrażenie było więc czymś podobnym. Miał przy sobie kogoś, kto był blisko, patrzył na niego z podziwem i zainteresowaniem, a delikatny dotyk i czułe pocałunki świadczyły o trosce i zaangażowaniu, którego nie zaznał w całym swoim życiu ze strony nikogo, bo nie miał podstaw by kogokolwiek do siebie dopuszczać. Tu gra pozorów okazała się być przyjemniejsza niż sądził. Nie chciał godzić się z nagłym brakiem tego wrażenia, kiedy w ciemnym tunelu walki o własne imię dostrzegł światełko, którego intencji wobec siebie nie umiał określić. To właśnie dlatego postanowił zjawić się w posiadłości Ollivanderów ze spojrzeniem pełnym skruchy, choć to nie ją wewnętrznie odczuwał, a pewnego rodzaju tęsknotą, na jaką mógł sobie pozwolić. Tęsknotą codzienności, przyzwyczajenia do uśmiechu, kokieterii, a przede wszystkim do świadomości, że jest — i gdyby nagle zechciał zrobić coś niepodobnego do siebie to była obok.
Mulciber nie znosił kompromisów.
Przeprosiny były jednym z nich. Pogodzenie się z jej odejściem było jednak porażką.
Czekał w salonie, nie tknąwszy herbaty, którą poczęstowała go matka byłej narzeczonej. Oczywiście nie poinformował ani jej, ani ojca o zerwanych zaręczynach, bo nie zamierzał dopuścić do sytuacji, w której do kontrowersyjnego ślubu nie dojdzie. Wznosząc się na wyżyny własnego aktorstwa był w stanie sprzedać Katyi wszystko, a przynajmniej uparcie tak twierdził.
— Przepraszam, zamyśliłem się — odpowiedział starszej lady Ollivander, na moment na nią spoglądając znad filiżanki, którą odstawił na stolik. Po chwili również wstał i podszedł do okna, w duchu czując ulgę, że nie musi zabawiać jej rozmową, gdyż sama zajęta była podziwianiem kwiatów, które przyniósł. Podobały jej się, były piękne, pachnące, ledwie mieszczące się w wazonie. Rozświetlały salon swoimi kolorami, a świeżym zapachem niosły smak lata w chłodny, zimowy wieczór. — Cynie symbolizują tęsknotę — odpowiedział po chwili, przeczesując wzrokiem to, co znajdowało się za oknem, przypominając sobie o tym, że spytała go, czy sam wybierał kwiaty. Tak, to było w końcu oczywiste. — Tulipany porozumienie.. — A nagietki... okrucieństwo. To pozostawił jednak dla siebie, licząc na to, że nie będzie rozwodzić się nad charakterystyką konkretnie spompowanego bukietu, w którym przypadkowość nie mogła mieć miejsca. Dalej patrzył przez okno na płatki śniegu, które powoli spadały z nieba, dając złudne wrażenie stale pęczniejącej pokrywy śniegu na krzewach. Nie wiedział, czy długo będzie musiał jeszcze czekać na swoją wybrankę, ale dziś miał w y j ą t k o w o dużo czasu i jeszcze więcej cierpliwości.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Schody prowadzące na piętro 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]01.06.16 20:45
Nie myślała.
Przestała po kolejnej informacji, że jest chora i doskonale wiedziała jak może skończyć, jeśli tylko o siebie nie zadba. Potrzebowała jednak czasu, by to przetrawić, zaakceptować i pogodzić się z myślą, że kiedyś donośnie bijące serce zamieni sie w kamień, tak jak ona cała. Niezwykły paradoks tego zjawiska zdawał się być wręcz absurdem w obliczego tego, jaką osobą była Katya. Ruchliwa. Nieumiejąca usiedzieć w jednym miejscu i pogrążona we własnym świecie pragnień i snów, do którego jeszcze niebawem zaproszenie miał sam Ramsey, ale dziś? Byli oddaleni od siebie o tysiąc przecznic, choć to tylko głupia przenośna, bo zdawali się być bliżej niż wtedy, gdy pomiędzy ich ustami prześlizgiwał się ciepły oddech, a wargi zaznaczały swój teren, jakby naprawdę zostali sobie przypisani. I ona - jako zagubiona dziewczynka w wielkim świecie, tonęła w tym. Pławiła się w ulotnym, ale jakże zgubnym szczęściu.
Spotkanie z Percivalem pozwoliło na oddech i rozbudzenie w sobie poczucia, że naprawdę zrobiła źle. Kuzyn zapewniał ją jednak, że niczego złego się nie dopuściła, bo jakżeby mogła, skoro... t y l k o się broniła. Przed czym właściwie? Samą sobą, a może Królem, który miał ją w garści, bo była zbyt naiwna? Nie rozpatrywała tego w tych kategoriach. Chciała w nim widzieć swój azyl i bezpieczną przystań, która zapewni ją, że jest coś warta. Cokolwiek.
Przypominajka miała inny wydźwięk. Pragnęła, by pamiętał o rzeczach ważnych i sprawach istotnych. A może ten drobny i jakże wymowny drobiazg miał mu przypominać ją i to co ustracił wraz z jej odejściem? Odpowiedź znała tylko Katya, pomimo że nie zamierzała już analizować braku odzewu i wymownej ciszy, jakby miała pewność, że tęsknota za nim spali ją od środka, a jedynie co pozostanie to zgliszcza, które już zawsze będą wypełniać jej duszę, jakby ktoś do niej - kurwa - narzygał.
-Nie wiem, o której wróci moja córka. Wyszła wcześnie rano i nie potrafię nawet powiedzieć - dokąd się udała - rzuciła luźno kobieta, której jedno pasmo opadało luźno na policzek. Nie mówiła zbyt wiele, jakby całkowicie była pogrążona w poprawianiu bukietu, który ją zachwycił. Pamiętała czasy, w których to Malakai przynosił tak rozkoszne prezenty, choć w jego przypadku miały zupełnie inny wydźwięk, a może - całkiem podobny? Uśmiechnęła się jeszcze, gdy dostrzegła zamyślenie widoczne na przystojnej twarzy młodzieńca, by zaraz potem zlustrować jego plecy. Słuchała melodyjnego głosu, który jakby celowo wchodził głęboko i pozostawial niewypowiedziana​ potrzebę ustosunkowania się do wszystkiego. Lady nie była jednak wścibska, choć liczyła się z tym, że nagła zmiana Katyi mogła być wynikiem jakiejkolwiek sprzeczki z narzeczonym, ale żeby rozstanie?
-Dowiedzieliś​my się o jej pobycie w szpitalu końcem listopada, choć przez parę dni nie pojawiała się w domu. Myślałam, że przekonała pana do jednej ze swoich eskapad. Mój mąż nigdy tego nie pochwalał, ale Katya i tak robiła po swojemu... Proszę nie mieć jej tego za złe - ostatnie zdanie dodała niemal szeptem i nie minęło zbyt wiele czasu jak drzwi frontowe otwarły się nagle, a w ich progu pojawiła się młoda dziewczyna, która wyglądała na przejętą.
-Mamo, Charlie jest niezwykły! - zakrzyknęła radośnie, jakby łudząc się, że rodzicielka spędza czas w salonie. -Bystry i inteligentny, a jaki sprytny, no mówię ci! Właśnie w takich chwilach tęsknie za To... - zawiesiła głos w połowie swojej relacji, by wzrok całkowicie skupić na znajomej sylwetce, której kompletnie się nie spodziewała. Dlaczego tutaj? Złapała powietrze w płuca, a po chwili wypuściła je ze świstem. Serce dudniło jak szalone, bo wspomnienie wieczoru z mieszkania Ramseya wróciło do niej z impetem. Czuła na sobie jego dłonie, a także sposób w jaki do niej mówił, jakby każda litera wbijała się w nią raz jeszcze. Przełknęła głośniej ślinę i zagryzła nerwowo dolną wargę. Nieprzerwanie wlepiała czarne oczy w mężczyznę, a emocjom pozwoliła wypełnić każdy kanalik nerwowy, choć przysięgała, że juz nigdy nie da im się uaktywnić. Nie wiedziała skąd wziął się lęk, który ją ogarnął, ani tym bardziej względem czego odczuwała strach, ale to nie było ważne. Tęsknota miała dużo silniejsze rażenie niż obawa, że rodzice poznali prawdę.
-Zostawię was samych. Pan Mulciber czekał na ciebie - powiedziała spokojnie matka i kiedy wychodziła zacisnęła smukłe palce na przegubie córki. Katya oddychała ciężko, a każdy ruch klatki piersiowej zdawał się sprawiać jej niemały ból.
Nagle nastała nieopisana pustka.
-Dzień dobry.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]01.06.16 21:50
Zamruczał w odpowiedzi, bo nie chciał aby brak reakcji wiązał się z nieodpartym wrażeniem o ignorancji, albo o braku dobrych manier wobec dostojnej arystokratki. W istocie, matka Katyi była piękną kobietą. Wiedział, że córka właśnie po niej odziedziczyła urodę, ale temperament miała po ojcu, choć gdyby jej to powiedział śmiertelnie by ją tym uraził. Patrząc w jej oczy od razu można było się zakochać. Miała w sobie jakieś niebywałe ciepło, pomimo nieco zmęczonego wyrazu, jakby życie ze swoim mężem okazywało się zbyt obarczające, a przynajmniej to była pierwsza myśl, jaka przyszła Mulciberowi do głowy, kiedy mogąc pobyć z nią sam na sam trochę jej się przyjrzał.
— Jest jak kot, chadza własnymi ścieżkami — skwitował jeszcze bez cienia złości, spoglądając już na parapet, na którym zgromadziła się pokaźna kupka świeżego śniegu. Takiego, który lada chwila stopnieje. Był nieco nieobecny, pogrążony we własnych myślach i rozważaniach, choć nie przestawał jej słuchać, stojąc do niej bokiem, bo nie śmiał odwrócić się całkiem plecami.
— Czuję się winny temu zniknięciu — skłamał, unosząc wzrok na swoje odbicie, które nagle zwróciło jego uwagę. Nawet w tak czystej szybie wydawało się zniekształcone, ale może to była kwestia chwili, w której łgał jak pies przez tak piękną i bogu ducha winną kobietą. — Poróżniliśmy się, zostawiła różdżkę i wyszła, a moja duma nie pozwoliła mi ruszyć za nią.
Cóż mogło być bardziej poczciwego niż mężczyzna przyznający się do winy i żałujący, iż kobiecie, z którą przyjdzie mu dzielić życie coś się przytrafiło? Jeśli w tej chwili miał oddziaływać na matczyne serce to robił to bardzo świadomie, choć nie miał w tym żadnego celu. Wpatrywał się w swoją podobiznę przez chwilę, by w końcu odwrócić wzrok i zerknąć na nią przez ramię.
— Więc nie mam — dodał jeszcze zapobiegawczo, nieco zmęczonym tonem, bo czekanie doprowadzało go do szału. Nie lubił tego robić, ale ogarnęła go jakaś determinacja, która nie pozwalała mu odpuścić i odejść, choć nie wiedział w jakim nastroju będzie jego wybranka. I jej głos sprawił, że znużenie go nagle opuściło, a ciało naelektryzowało się wraz z nabranym powietrzem. Patrzył już w bok, pozwalając tej chwili trwać i trwać, póki nie dostrzeże jego obecności. Zacisnął szczękę nim się obrócił, ale emanował spokojem. Nie był na tyle głupi, żeby na dzień dobry robić jej wyrzuty z powodu jakiegoś tam Charlesa. Właścicielem tego imienia zajmie się później, jak już wyjaśnią sobie to, co zaszło w jego mieszkaniu kilkanaście dni temu.
Zapiął marynarkę, pozwalając nadać sobie bardziej formalnego, wyczekującego wyrazu i spojrzał na Katyę, która najwyraźniej straciła grunt pod nogami. Wbrew sobie i swojej naturze nie zadarł brody wyżej, by spojrzeć na nią z wyższością, a opuścił ją niżej, stale ją obserwując. Nie uśmiechał się, ale nie miał groźnego wyrazu twarzy. Mógłby się wydawać obojętny, ale w końcu spiął usta, a kąciki ust drgnęły mu w niecierpliwym wyczekiwaniu.
— Milady — przywitał się grzecznie, skinając lekko głową. Chciał zrobić krok w jej stronę, lecz nie poruszył się, nie chcąc jej płoszyć na oczach matki. Oddał jej potrzebny dystans i pozwalał, aby na własnym terenie czuła się pewniej i bezpieczniej. W końcu to on był tu gościem, a ona nie miała pojęcia, że jednym skinieniem różdżki mógł sprawić, że jego matka była pod wpływem Imperiusa. Może była? Kto wie.
— Nie chciałem niepokoić cię w szpitalu — zaczął, nim jeszcze matka całkowicie wyszła, zostawiając po sobie jedynie nutę świeżych perfum. — Mam nadzieję, że czujesz się lepiej.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Schody prowadzące na piętro 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]01.06.16 22:41
Czy była zmęczona? Znużona? A może po prostu szukała innego towarzystwa niż człowieka, z którym żyła od wielu lat? Wybawienie przyszło nieoczekiwanie, gdy w progu domu zobaczyła narzeczonego córki, a i tak nie miała pojęcia, że to nieaktualny stan rzeczy, który dopiero miał ujrzeć światło dzienne. Co jeśli jednak nigdy nie ujrzy? Obdarzyła pana Mulcibera od pierwszych chwil uśmiechem, jakby była mu szczerze wdzięczna, że oderwał ją od natłoku myśli, które raz po raz uderzały o siebie i przypominało o swoistego rodzaju marności egzystencji. Była na pozór dobrą aktorką i mogła dorównać Ramseyowi w roli, którą przyszło jej odegrać. Wszystko zależało od niego i tego jak daleko się posunie.
-Tak, to prawda - potwierdziła jego określenie, a następnie uniosła wzrok na wysokości linii jego twarzy i, pomimo że ich spojrzenia się nie spotkały, nie zrezygnowała z przyglądania mu się. Oddychała miarowo, a gorset powoli zaczynał sprawiać jej niemały ból. To była jedna z najbardziej uciążliwych rzeczy, na które dobrowolnie godziła się większość kobiet. Lady Ollivander lubiła piękne, strojne suknie, a także delikatność, która płynęła z najdroższych tkanin, ale podkreślenie własnej sylwetki bywało dość problematyczne. Może to dlatego Katya tak często się temu wszystkiemu buntowała? Zrobiła krok bliżej, by móc ściągnąć tęczówki mężczyzny na siebie, a zaraz potem skrzyżowała ramiona, jakby w jakimś niemym, obronnym geście - tak na wszelki wypadek.
-Wiem o tym - powiedziała nagle, bo tajemnicą nie było, że jej córka przyznała się do sprzeczki, którą określiła mianem niewinnej i nad wyraz typowej dla różnic poglądów. -Katya bywa trudna, ale wierzę, że nie zrobiła nic uchybiającego i jej zapewnienie dotyczące poważniejszej wymiany zdań nie jest tylko przykrywką - dodała spokojnie, jakby nie była pewna czy powinna. Wciąż był mężczyzną, który posiadał pełne prawa, choć brak tytułu bywał trudny, ale córka wdała się całkowicie w matkę. Były nad wyraz podobne i obstawiały przy tych samych poglądach, a to nie wróżyło dobrze, o ile Mulciber również przekładał je ponad wszystko jak Malakai. -Proszę się nie obwiniać, jest bezpieczna i niebawem będzie miał ją pan przy sobie - uśmiechnęła się jeszcze mimowolnie, wszak Ramsey należał do osób niezwykle czarujących, wręcz enigmatycznych, ale czy to nie była tylko poza? Lady była doświadczona życiem i potrafiła odróżnić kłamcę od szczerego człowieka, ale maski, które wkładał narzeczony najmłodszej z rodzinybyły tak autentyczne, że poddawała się im niemal całkowicie. Pozostawała jednak czujna i dzięki temu nie popadała całkowicie w aurę tajemniczości i niezwykłej energii, którą emanował przystojny - przyszły - zięć.
To był też moment, w którym Katya miała dostatecznie dużo czasy, by się przyglądać Królowi, tak jak robiła to zawsze. Z pełnym szacunkiem do niego, pomimo tego co między nimi zaszło. Trzymała się w ryzach i nawet ten subtelny gest, którym uraczyła ją matka zdawał się nie mieć wartości, kiedy jej spojrzenie skrzyżowało się z Mulciberem i po raz pierwszy poczuła, że była na przegranej pozycji. Powoli zaczynała rozumieć, że miał nad nią władzę i był w stanie na pstryknięcie palców zrujnować jej życie, ale czy ona się z tym nie oswajała? Nie godziła? Znała finał tej historii, aż do dzisiaj. Nie spodziewała się w końcu, że tego wieczora Ramsey zawita w dworku i będzie na nią patrzył w ten typowy dla siebie sposób.
-Tak, czuję - rzuciła nagle, jakby musiała się wyspowiadać ze swoich grzechów. -Dziękuje, ale... - zawiesiła głos i spuściła w końcu wzrok, bo nie mogła taka być. Nie czuła się źle, ani tym bardziej niepewnie, toteż bez trudu zrobiła kilka kroków w przód, by wreszcie znaleźć się niezwykle blisko mężczyzny, ale wciąż dostatecznie daleko, jakby miała zamiar uciec. -Nie spodziewałam się pana tutaj, więc... - uśmiechnęła się na ten swój dziewczęcy sposób i przygryzła dolną wargę, bo gęstniejąca atmosfera była zbyt wyczuwalna. -Czemu zawdzięczam wizytę? - mogłaby zaproponować wino, ale zrobiła to i bez tego. Wiedziona wolnym krokiem do barku sięgnęła po czerwone, wytrawne, które przywiozła z Norwegii. Liczyła, że jej nie odmówi. Nie mógł. Nalała dwa kieliszki i na powrót znalazła się obok byłego narzeczonego, a następnie wręczyła mu szkło i gdy tylko po nie sięgnął, poczuła ciepło jego dłoni i to był moment, w którym wyczuwalne iskierki znalazły się znów na swoim miejscu. Jak to w ogóle możliwe? -Liczę, że niepobrudzę pańskiej koszuli. Byłoby mi niezwykle przykro.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Schody prowadzące na piętro [odnośnik]02.06.16 10:37
Lady Ollivander była niezwykle czujna, dlatego on sam pozostał ociężały i mozolny w swoich ruchach, choć na co dzień był wartki i spięty, stale czujny. Ale jego napięcie byłoby wyczuwalne, a więc niepokojące, a on wolał uniknąć podejrzeń od strony rodzicielki. W jej oczach wolałby uchodzić na wycofanego, nieco strofującego się młodzieńca skrycie dążącym jej córkę uczuciem niż wpływowego i potężnego czarodzieja, za którego chciał go uważać Malakai. Jedna rodzina, trzech członków i tyle Mulciberowych twarzy, że o ile przy każdym z nich wydawał się być swobodny, tak gdyby wszyscy napadli go jednocześnie szybko zapomniałby kim tak naprawdę jest. Poza tym jego myśli krążyły wokół narzeczonej i jej zmiany decyzji odnośnie ich już nie tak formalnego związku.
Popatrzył na Lady Ollivander z wdzięcznością i sympatią, a że nie wchodziła mu w drogę i nie wściubiała nosa zbyt głęboko nie musiała liczyć na nerwowość, czy niechęć z jego strony. Nie odprowadził jej jednak wzrokiem, bo od pierwszej chwili, w której znów zobaczył Katyę nie spuszczał z niej spojrzenia. Serce zabiło mu mocniej w obawie przed jej awersją, ale nie dawał po sobie niczego poznać. Bacznie ją obserwował, każdą pojawiającą się zmarszczkę na jej twarzy, nerwową ucieczkę wzrokiem, lekki uśmiech czy ledwie zauważalny ruch palców. Gdyby nie chłodna ocena sytuacji sam znalazłby się tuż przy niej, trzymając ją w swoich ramionach, ale to byłoby wielce lekkomyślne z jego strony. Zamiast tego stal wciąż za szybą, zza której dochodziły do niego dźwięki, lecz nie słodycz jej perfum, nie ciepłota jej ciała, nawet gdy zmniejszyła między nimi odległość.
Uniósł brwi, gdy się zawahała, raz, drugi. Nie kontynuowała swoich myśli, wiec nie poganiał jej w tym, dopóki nie spytała o celowość jego obecnośći. To było jednak dziecinnie prostym zagraniem w obliczu załagodzenia sytuacji i ugłaskania jej lęków.
— Jak możesz pytać?— sam spytał, patrząc jej w oczy i zbliżył się gwałtownie, lekko ujmując jej dłonie w swoje. Uniósł je na wysokość swojej twarzy i ucałował knykcie z należytym szacunkiem, z niewyrażoną niczym innym prośbą o łaskę.
Po dotkliwym skaleczeniu wzdłuż żuchwy nie było już prawie śladu, ledwie cień, ginący w delikatnym zaroście, który wydawał się niewidoczny dla ulotnego spojrzenia. Pamięć Mulcibera była jednak o wiele lepsza i bardziej skrupulatna. Nie toczyła jednak sporu z inteligencją o męską dumę, jakby efekt, który chciał osiągnąć był zbyt prosty i oczywisty, by się o niego wewnętrznie kłócić z samym sobą.
Dotyk jej dłoni był jednak ulotny, tak jak jej obecność, gdy powędrowała do barku, a on cofnął się znów o krok do parapetu, na którym przycupnął, zdradzając, że nie był spięty i zdenerwowany. Czuł się właściwie nad wyraz swobodnie i może błędem była zbyt nonszalancka poza w obliczu przekonania jej, że żałował swoich czynów — choć wcale tak nie było i gdyby miał cofnąć czas z pewnością zachowałby się tak samo. Nie działał zbyt emocjonalnie, raczej okrutnie i świadomie, a to czyniło z niego podłego mężczyznę, którego miała niebawem poślubić.
Ujął szkło w dłoń, lekkim ruchem rozlewając trunek po cienkich ściankach i zaciągnął się bukietem. Uwielbiał czerwone wino, podobnie jak ognistą, jak smak papierosów i haszu. Było o wiele bardziej wzniosłe niż wszelakie formy piwa, czy wódki, która doskonale odkażała gardło, a nic poza tym. Alkohol musiał smakować, musiał pozostawać z przyjemnością na języku i podniebieniu, tak jak kobieta. To były formy radości, rozrywki, jakie niosło życie pomiędzy rozdziałami ciężkiej pracy i dążeniu do ideałów. Może dlatego pomimo jasnego podejścia do kobiet nie lekceważył ich i nie umniejszał ich umiejętnościom i roli w swoim towarzystwie. — Gdyby tak się stało, zobowiązana byłabyś przynajmniej spróbować ją odplamić, lady. Chyba, że to byłby Twój sposób na pozbycie się natrętnego delikwenta — odpowiedział i upił łyk, napawając się jego smakiem. — Doskonałe. Wyrazisty smak jeżyn. Czereśni może? — mruknął i upił jeszcze łyk, nie czekając już z toastem, tak jak zrobił to po raz pierwszy, gdy zabrała go do klubu. — Śmiem przyznać, że to wino świadczy o dobrym guście — dodał jeszcze, prostując nieco pierś i zadzierając brodę, by patrzeć na nią równo. Była na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko lekko ją unieść i przyciągnąć do siebie.
— Myślę, że powinniśmy coś omówić.
Naciął temat bez skrępowania, choć niezbyt nachalnym tonem. Miało to brzmieć jak propozycja, a nie mus, o czym pamiętał, skoro wciąż byli przed ślubem. Źle zaczęli. Znów, lecz o tym nie pamiętał. Łamał się pod naturalnym instynktem niedelikatnego sadysty i tyrana, ale musiał to jeszcze uśpić. Na trochę. Kilka tygodni. Wytrzyma.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Schody prowadzące na piętro 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Schody prowadzące na piętro
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach