Sypialnia Gościnna
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Sypialnia Gościnna
Zawitałeś na dłużej w okolice Northamptonshire? Nie obawiaj się, bo jeżeli jesteś w dobrych stostunkach z głową rodziny, to z pewnością będziesz mógł tutaj zostać. Pomieszczenie nie odstaje standardem od całej reszty, ale z pewnością nie ocieka aż takim luksusem jak pozostałe sypialnie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Wychowywano go na twardego, nieugiętego i silnego mężczyznę, jedynaka, syna dziwki i szlachcica, który nie mógł mu ofiarować swojego nazwiska. Od najmłodszych lat więc wypracowywano w nim wiarę, że wszystko czego chce będzie musiał osiągnąć sam, bo w ramach arystokratycznych korzeni nie dostanie niczego — nie zmieniło się to nawet wtedy, gdy dowiedział się iż po ojcu posiada wschodnioeuropejskie nazwisko królów, a po matce szlachecką krew Rowle'ów. Nic się bowiem nie zmieniło, poza jego wiarą w siebie, która wzrosła, upewniając jego pozycję w tym świecie czarodziejów. Był wart bowiem tyle ile osiągnął i wypracował, a jego aspiracje wręcz skonały o więcej. Ożenek ze szlachcianką nie był więc dla niego psychicznym zaszczytem, który oddziaływałby na jego samego. Winien tak mówić, bo arystokraci posiadali tytuły, lecz nie czuł się od nich wcale gorszy tylko dlatego, że posiadał skazę na własnej krwi. Katya była go godna, a ona sama jeszcze nie miała pojęcia nawet jak bardzo.
Mógł jej pragnąć i pragnął z każdą chwilą coraz bardziej bo jej sensualność i ulotność oddziaływała na jego zmysły drapieżcy, samca, mężczyzny, który chciał ją posiąść w swoich ramionach. Mógł się z tym doskonale kryć i obdarowywać ją jedynie wyrafinowanym uśmiechem, lecz pewnych instynktów zagłuszyć się nie da, a choć on posiadł umiejętność kontrolowania ich wciąż słyszał ich wołanie.
Przyjął wszystkie jej słowa ze zrozumieniem, nie odrywając spojrzenia od jej ciemnych oczu, które były skarbnicą wiedzy i zwierciadłem pełnym emocji. A skoro o emocjach mowa, to miał dla niej osobliwy prezent narzeczeński, lecz na to przyjdzie pora później.
Odprowadził ją wzrokiem ku wyjściu z oranżerii, nie zamierzając jej zatrzymywać. Wciąż wokół unosił się zapach jej słodkich perfum i jej oddechu na jego ustach, gdy tak kapryśnie życzyła mu dobrej nocy. Przyzwił na pozostawienie się, zrozumiawszy, że poczuła się niepewnie w sytuacji, która dość mocno dotykała jej dotkliwych stref — nie fizycznie, lecz mentalnie. Uderzył w czuły punkt, wymierzył igłę w sam środek, a ona podjęła próbę ucieczki. Nie miał celu w gonitwie za nią, lecz szczerze ofiarował jej prawdę o tym, ile wiedział i jaki miał do tego stosunek. Może nieco podszedł ją od tyłu, zaskoczył ją tym wszystkim, lecz o to mu chodziło. Chciał zobaczyć zdziwienie na jej twarzy, a później napięcie związane z tajemnicą, której nie powinien być powiernikiem.
Samotnie, bez marynarki wrócił więc do domu Ollivanderów, prowadzony w końcu przez skrzata do jadalni, gdzie spędził niemalże uroczy wieczór w towarzystwie rodziców Katyi, nie starając się wcale pokazać z właściwej strony. Nie krył swoich przekonań, choć pozostał powściągliwy w wyznaniach, co pewnie odpowiadało lordowi, a ponieważ Katya nie musiała ich słuchać, nie miał potrzeby ważyć wagi swoich własnych słów.
Po zjedzonej kolacji i wypitej karafce wybornego wina, które przyjemnie uderzało do głowy, udał się zgodnie z prośbą lorda do sypialni gościnnej, która była przygotowana na jego wizytę. Gdy tylko drzwi się zamknęły westchnął cicho i podszedł do okna, bo to nie mury i pomieszczenia były dla niego największą wartością, lecz otoczenie w jakim się znajdował, a wychowawszy się w rezerwacie w Kent to przyroda podpowiadała mu najwięcej o możliwościach miejsca, w którym się znajdował — o słabych i mocnych stronach, jakie mógł wykorzystać. Zatrzymał się więc przed wielką szklaną powłoką, pozostając w tafli blasku księżyca, który wpadał jak nieproszony gość do sypialni i rozpiął guziki mankietów swojej koszuli. Patrząc na zakończenia budynków zastanawiał się nad słowami swojej przyszłej żony, w tym z rozbawieniem wracał myślami do jej gróźb o lunatykowaniu. Rozważał próbę przedarcia się przez gąszcza korytarzy do jej sypialni tylko po to by ją nawiedzić i zakłócić spokojny sen, lecz odrzucił to w końcu, rozpinając guziki od góry do dołu. Zsunął materiał z ramion i zmarszczył brwi, nieznacznie odwracając głowę w bok, jakby nasłuchiwał dźwięków nadchodzącej nocy.
Mógł jej pragnąć i pragnął z każdą chwilą coraz bardziej bo jej sensualność i ulotność oddziaływała na jego zmysły drapieżcy, samca, mężczyzny, który chciał ją posiąść w swoich ramionach. Mógł się z tym doskonale kryć i obdarowywać ją jedynie wyrafinowanym uśmiechem, lecz pewnych instynktów zagłuszyć się nie da, a choć on posiadł umiejętność kontrolowania ich wciąż słyszał ich wołanie.
Przyjął wszystkie jej słowa ze zrozumieniem, nie odrywając spojrzenia od jej ciemnych oczu, które były skarbnicą wiedzy i zwierciadłem pełnym emocji. A skoro o emocjach mowa, to miał dla niej osobliwy prezent narzeczeński, lecz na to przyjdzie pora później.
Odprowadził ją wzrokiem ku wyjściu z oranżerii, nie zamierzając jej zatrzymywać. Wciąż wokół unosił się zapach jej słodkich perfum i jej oddechu na jego ustach, gdy tak kapryśnie życzyła mu dobrej nocy. Przyzwił na pozostawienie się, zrozumiawszy, że poczuła się niepewnie w sytuacji, która dość mocno dotykała jej dotkliwych stref — nie fizycznie, lecz mentalnie. Uderzył w czuły punkt, wymierzył igłę w sam środek, a ona podjęła próbę ucieczki. Nie miał celu w gonitwie za nią, lecz szczerze ofiarował jej prawdę o tym, ile wiedział i jaki miał do tego stosunek. Może nieco podszedł ją od tyłu, zaskoczył ją tym wszystkim, lecz o to mu chodziło. Chciał zobaczyć zdziwienie na jej twarzy, a później napięcie związane z tajemnicą, której nie powinien być powiernikiem.
Samotnie, bez marynarki wrócił więc do domu Ollivanderów, prowadzony w końcu przez skrzata do jadalni, gdzie spędził niemalże uroczy wieczór w towarzystwie rodziców Katyi, nie starając się wcale pokazać z właściwej strony. Nie krył swoich przekonań, choć pozostał powściągliwy w wyznaniach, co pewnie odpowiadało lordowi, a ponieważ Katya nie musiała ich słuchać, nie miał potrzeby ważyć wagi swoich własnych słów.
Po zjedzonej kolacji i wypitej karafce wybornego wina, które przyjemnie uderzało do głowy, udał się zgodnie z prośbą lorda do sypialni gościnnej, która była przygotowana na jego wizytę. Gdy tylko drzwi się zamknęły westchnął cicho i podszedł do okna, bo to nie mury i pomieszczenia były dla niego największą wartością, lecz otoczenie w jakim się znajdował, a wychowawszy się w rezerwacie w Kent to przyroda podpowiadała mu najwięcej o możliwościach miejsca, w którym się znajdował — o słabych i mocnych stronach, jakie mógł wykorzystać. Zatrzymał się więc przed wielką szklaną powłoką, pozostając w tafli blasku księżyca, który wpadał jak nieproszony gość do sypialni i rozpiął guziki mankietów swojej koszuli. Patrząc na zakończenia budynków zastanawiał się nad słowami swojej przyszłej żony, w tym z rozbawieniem wracał myślami do jej gróźb o lunatykowaniu. Rozważał próbę przedarcia się przez gąszcza korytarzy do jej sypialni tylko po to by ją nawiedzić i zakłócić spokojny sen, lecz odrzucił to w końcu, rozpinając guziki od góry do dołu. Zsunął materiał z ramion i zmarszczył brwi, nieznacznie odwracając głowę w bok, jakby nasłuchiwał dźwięków nadchodzącej nocy.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Była zła, a rozmowa z Ramseyem potwierdziła jej obawy, które przeczuwała względem mężczyzny. Musiał rozmawiać z Malakaiem i to on przyznał się do wszystkiego, choć to było nielogicznie. Ollivander chronił swój sekret i dbał o to, by nikt nie miał pojęcia o tym, co dzieje się pod jego dachem, a przecież Mulciber będąc jasnowidzem nawet nie potrzebował się starać, by cokolwiek odkryć. Czy Katyi przeszkadzało zatem, że narzeczony ma dostęp do wiedzy, która była dla niego na wyciągnięcie ręki? Tak, cholernie. Znał jej słabość i obawę przed tym, co może ją czekać z jego ręki, a przecież zależało jej na tym, by już nigdy nie zostać uderzoną. Z drugiej strony - praktykowany ból latami nasilał się i cios winien być naprawdę silny, by poczuła go tak jak pragnął tego ojciec. Co jeśli zatem w przykrych katuszach byłaby w stanie odnaleźć chorą potrzebę spełnienia? Zakrawało to o swoistego rodzaju dewiacje, ale młoda dziewczyna była dopiero przed odkryciem własnych podniet, którym mogła ulec; do tego zaś była długa droga, którą miała przejść wraz z Ramseyem.
Ucieczka była jedynym wyjściem, by nie dać się ponieść emocjom, które doprowadziłyby do rozlewu krwi. Umiała je rozbudzić w każdym i choć narzeczony zdawał się być nieco trudniejszym przeciwnikiem, tak nie stanowiło dla niej problemu, by się trochę postarać. Głowiła się nad tym, dlaczego o tym wspomniał i czemu nie potrafiła zdobyć się przed nim na szczerość, ale co teraz było najważniejsze dla tej dwójki jak próba dogadania się? Na ten moment młoda aurorka mogła stwierdzić, że są na właściwej ścieżce, ale czasem nie dało się załatwić wszystkiego na już, toteż nie spieszyła się nigdzie, a skoro on chciał ją rozkochać, z jakiej racji ona nie mogła uczynić tego jemu? Miała serce z kamienia i to przez to nie czuła się komfortowo przy mężczyznach, którzy potencjalni mogli stać się jej partnerami. Ramsey uzyskał ten tytuł nie starając się o nią, więc teraz musiał zmierzyć się z zadaniami, które stawiała mu na drodze za każdym razem, gdy był blisko. Musiało być tak jak ona chce i nie widziała perspektyw na to, by ulec, ale był typowym mężczyzną, samcem, który wiedział jak ją zdominować, by z cichym jękiem na ustach przytaknęła mu. Nie zamierzała się jednak łatwo poddać i walka między nimi mogła skończyć się śmiercią jednego z nich albo przyjemnym wybrnięciem z sytuacji; co wolisz, mój drogi?
Decyzja o tym, by zajść do sypialni gościnnej była spontaniczna. Musiała wyjaśnić z nim pewne sprawy, choć nie wiedziała jak się za to zabrać. Znała kobiece sztuczki i użyła najgorszej możliwej broni, którą wycelowała w Mulcibera.
Siedziała w fotelu i czekała. Czekała, bo nie interesowało ją to, o czym rozmawiał z jej rodzicami, bo wiedziała, że dywagacje skończyły się na mugolach, a przynajmniej był to jeden z głównych tematów ich dysputy. Była cierpliwa i kiedy tylko usłyszała czyjeś kroki, zastygła w bezruchu. Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy drzwi się otwarły i to był moment decydujący, bo już nie mogła się wycofać. Siedziała odwrócona w fotelu przy łożu i wiedziała, że jej nie widział, bo panujący w pokoju półmroku zdawał się być bardziej absorbujący niż jej obecność. Obserwowała go ze spokojem, jakby była ciekawa o czym myślał i dlaczego skupiał się na tym, co go otaczało. Bez trudu wstała z miejsca i zrobiła dwa kroki w przód, by znaleźć się bliżej mężczyzny. Poruszała się bezszelestnie i to zapewniło swobodę w dotarciu do obranego celu, a nim przecież był Ramsey Mulciber. Znajdowała się już wystarczająco blisko i ciepło bijące od drobnego ciała mogło zderzyć się z odkrytą skórą bruneta. Widok jego dobrze zbudowanych pleców, gdzie zarys mięśni był wręcz odurzający, na co Katya zareagowała szybszym oddechem i głośno bijącym sercem. Bez trudu dotknęła opuszkami palców linii kręgosłupa, po której prześlizgnęła w ulotnej, ledwie wyczuwalnej pieszczoście, by poinformować o swojej obecności.
-Nie zamknął pan drzwi - szepnęła i uśmiechnęła się figlarnie, bo teraz mógł w pełni przyglądać się sylwetce, która ukryta była pod koronkowym szlafrokiem ciągnącym się do samej ziemi niczym tren. Satynowa wstążeczka zawiązana pod biustem podkreślała linię piersi, a opinający ramiona materiał wysmuklał jeszcze bardziej ciało, które w niedługiej przyszłości mogło należeć do Mulcibera. -Powinien być pan czujniejszy, bo to jednak potwierdza moją tezę, że będzie pan łatwym celem; nie chciałabym tego - mówiła spokojnie, a usta wyginały się wciąż w niewinnym uśmiechu. Czarne tęczówki wlepiła w twarz narzeczonego, choć jedynym światłem, które oświetlało jego rysy, był księżyc. -Skąd pan o tym wie? - zapytała w końcu po wymownej chwili ciszy i celowo nie określiła do czego pije, ale przecież musiał wiedzieć, że chodzi o brutalność ojca, o której sam wspominał.
Ucieczka była jedynym wyjściem, by nie dać się ponieść emocjom, które doprowadziłyby do rozlewu krwi. Umiała je rozbudzić w każdym i choć narzeczony zdawał się być nieco trudniejszym przeciwnikiem, tak nie stanowiło dla niej problemu, by się trochę postarać. Głowiła się nad tym, dlaczego o tym wspomniał i czemu nie potrafiła zdobyć się przed nim na szczerość, ale co teraz było najważniejsze dla tej dwójki jak próba dogadania się? Na ten moment młoda aurorka mogła stwierdzić, że są na właściwej ścieżce, ale czasem nie dało się załatwić wszystkiego na już, toteż nie spieszyła się nigdzie, a skoro on chciał ją rozkochać, z jakiej racji ona nie mogła uczynić tego jemu? Miała serce z kamienia i to przez to nie czuła się komfortowo przy mężczyznach, którzy potencjalni mogli stać się jej partnerami. Ramsey uzyskał ten tytuł nie starając się o nią, więc teraz musiał zmierzyć się z zadaniami, które stawiała mu na drodze za każdym razem, gdy był blisko. Musiało być tak jak ona chce i nie widziała perspektyw na to, by ulec, ale był typowym mężczyzną, samcem, który wiedział jak ją zdominować, by z cichym jękiem na ustach przytaknęła mu. Nie zamierzała się jednak łatwo poddać i walka między nimi mogła skończyć się śmiercią jednego z nich albo przyjemnym wybrnięciem z sytuacji; co wolisz, mój drogi?
Decyzja o tym, by zajść do sypialni gościnnej była spontaniczna. Musiała wyjaśnić z nim pewne sprawy, choć nie wiedziała jak się za to zabrać. Znała kobiece sztuczki i użyła najgorszej możliwej broni, którą wycelowała w Mulcibera.
Siedziała w fotelu i czekała. Czekała, bo nie interesowało ją to, o czym rozmawiał z jej rodzicami, bo wiedziała, że dywagacje skończyły się na mugolach, a przynajmniej był to jeden z głównych tematów ich dysputy. Była cierpliwa i kiedy tylko usłyszała czyjeś kroki, zastygła w bezruchu. Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy drzwi się otwarły i to był moment decydujący, bo już nie mogła się wycofać. Siedziała odwrócona w fotelu przy łożu i wiedziała, że jej nie widział, bo panujący w pokoju półmroku zdawał się być bardziej absorbujący niż jej obecność. Obserwowała go ze spokojem, jakby była ciekawa o czym myślał i dlaczego skupiał się na tym, co go otaczało. Bez trudu wstała z miejsca i zrobiła dwa kroki w przód, by znaleźć się bliżej mężczyzny. Poruszała się bezszelestnie i to zapewniło swobodę w dotarciu do obranego celu, a nim przecież był Ramsey Mulciber. Znajdowała się już wystarczająco blisko i ciepło bijące od drobnego ciała mogło zderzyć się z odkrytą skórą bruneta. Widok jego dobrze zbudowanych pleców, gdzie zarys mięśni był wręcz odurzający, na co Katya zareagowała szybszym oddechem i głośno bijącym sercem. Bez trudu dotknęła opuszkami palców linii kręgosłupa, po której prześlizgnęła w ulotnej, ledwie wyczuwalnej pieszczoście, by poinformować o swojej obecności.
-Nie zamknął pan drzwi - szepnęła i uśmiechnęła się figlarnie, bo teraz mógł w pełni przyglądać się sylwetce, która ukryta była pod koronkowym szlafrokiem ciągnącym się do samej ziemi niczym tren. Satynowa wstążeczka zawiązana pod biustem podkreślała linię piersi, a opinający ramiona materiał wysmuklał jeszcze bardziej ciało, które w niedługiej przyszłości mogło należeć do Mulcibera. -Powinien być pan czujniejszy, bo to jednak potwierdza moją tezę, że będzie pan łatwym celem; nie chciałabym tego - mówiła spokojnie, a usta wyginały się wciąż w niewinnym uśmiechu. Czarne tęczówki wlepiła w twarz narzeczonego, choć jedynym światłem, które oświetlało jego rysy, był księżyc. -Skąd pan o tym wie? - zapytała w końcu po wymownej chwili ciszy i celowo nie określiła do czego pije, ale przecież musiał wiedzieć, że chodzi o brutalność ojca, o której sam wspominał.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Ramsey lubił ból. Zdawać by się nawet mogło, że w całej tej jego dysfunkcyjnej psychice to przynosiło mu na tyle silnych emocji, że karmił się tym, jak najlepszym narkotykiem, radząc sobie z tym otrzymywanym i kochając sprawiać go innym. Czy to brak kochającej matki w wychowaniu małego chłopca, czy twarda ręka Rosiera, który miast syna tworzył silny czarodziejski twór o niezniszczalnej psychice — a tak przynajmniej marzył. Kto wie, cóż właściwie przyczyniło się do tego, lecz fakty były niezaprzeczalne. Mulciber pławił się w cierpieniu. Patrząc na swoją narzeczoną widział w niej obiekt potencjalnych udręk, zarówno seksualnych jak i mentalnych, ale nie były to pragnienia na tyle wielkie, aby nie mógł ich kontrolować. O wiele ważniejsze było dla niego przeciągnięcie jej na swoją stronę i zajęcie w jej sercu istotnego miejsca, na tyle ważnego aby stała za nim murem, gdy tylko nadejdzie taka konieczność. Dopiero później mógł pokazać jej przyjemność płynącą z bólu. Czy jednak mogła to zrozumieć, mając za sobą tak dramatyczną przeszłość? Miał ku tego wątpliwości, dlatego stąpał ostrożnie i rozważnie rozdawał swoje karty. Dowodem na to była... jej obecność.
Kiedy poczuł ciepło przy swoim ciele, a zaraz po tym wręcz palący dotyk jej palców na linii swojego kręgosłupa, obrócił twarz bardziej, by choć kątem oka dostrzec jej twarz i upewnić się, że to właśnie jej omen go nawiedził. Dotykając go przekraczała granice, których nie powinni byli przekraczać, ale musiała o tym wiedzieć, że zjawiając się tutaj nocą, w zwiewnej koszuli niemalże wysłała mu zaproszenie do wspólnego tańca. Głupim i lekkomyślnym byłoby tłumaczenie, że chodziło o rozmowę i wyjaśnienie pewnych kwestii, co równie dobrze mogli omówić po śniadaniu. Skoro więc nawiedziła go niczym duch, w nocy, po cichu to znaczy, że łaknęła jego obecności mniej lub bardziej. Mógł więc sobie pozwolić na wiele zgodnie z logiką, która obowiązywała w tej schadzce, a jednak... nie musiał robić kompletnie nic.
— Uprzedziła mnie panienka— szepnął, odwracając głowę znów na prosto i dokańczając pozbywania się koszuli, którą ostatecznie zsunął z rąk i ujął w jednej z dłoni, obracając się do niej powoli przodem, tak, że dzieląca ich odległość pozostała taka sama jak wcześniej, kiedy się do niego zbliżyła. Oddał jej prawo decydowania o tym, jak blisko chce być i jak daleko chce pójść z nim lub bez niego w tej grze.
— Lady Ollivander, wolałabyś żebym dla Ciebie był trudniejszym celem? Zwalmy to na moją słabość do Twoich perfum i miejmy nadzieję, że nikt nie wykorzysta w późniejszym czasie tej broni przeciwko mnie — odpowiedział powoli, spoglądając jej w oczy na moment, bo gdy zadała to decydujące pytanie o jej los spuścił spojrzenie w dół, być może po to by odmierzyć wzrokowo dystans, jaki ich dzielił, być może po to, aby powodzić nim za swoim palcem, który dotknął delikatnie jej żeber. Przesunął nim po delikatnej koronce w dół, od samej satynowej wstążki, aż po biodra, zaznaczając linię jej talii, zupełnie tak, jakby w ten magiczny sposób wyznaczał mapę czułych punktów jej kruchego ciałka.
— Widziałem to we śnie — zażartował, uśmiechając się zawadiacko, bo żartował. Nigdy nie miał wizji w trakcie snu, a jedynie na jawie, kiedy dotykał przedmiotów, osób, słyszał słowa, dźwięki, melodie powtarzające się w przyszłości lub kojarzące się z czymś, co dopiero będzie mieć miejsce. — To tak spędza sen z Twoich pięknych powiek, moja droga?— spytał, unosząc wzrok znów na jej twarz i ujmując ją pod brodę delikatnie. Oparłszy ją na swoim palcu wskazującym, kciukiem mógł pogładzić jej delikatną skórę tuż pod karminowymi wargami, ledwie zahaczając o dolną w czułym wyrazie, który mógł nie znaczyć nic, a mógł wszystko. — Nie powinno Cię to dręczyć. Nie chciałem abyś nie mogła przeze mnie spać, chyba że serce Twe wyrywało się tak bardzo do spotkania ze mną — znów zażartował, uśmiechając się szeroko.
Kiedy poczuł ciepło przy swoim ciele, a zaraz po tym wręcz palący dotyk jej palców na linii swojego kręgosłupa, obrócił twarz bardziej, by choć kątem oka dostrzec jej twarz i upewnić się, że to właśnie jej omen go nawiedził. Dotykając go przekraczała granice, których nie powinni byli przekraczać, ale musiała o tym wiedzieć, że zjawiając się tutaj nocą, w zwiewnej koszuli niemalże wysłała mu zaproszenie do wspólnego tańca. Głupim i lekkomyślnym byłoby tłumaczenie, że chodziło o rozmowę i wyjaśnienie pewnych kwestii, co równie dobrze mogli omówić po śniadaniu. Skoro więc nawiedziła go niczym duch, w nocy, po cichu to znaczy, że łaknęła jego obecności mniej lub bardziej. Mógł więc sobie pozwolić na wiele zgodnie z logiką, która obowiązywała w tej schadzce, a jednak... nie musiał robić kompletnie nic.
— Uprzedziła mnie panienka— szepnął, odwracając głowę znów na prosto i dokańczając pozbywania się koszuli, którą ostatecznie zsunął z rąk i ujął w jednej z dłoni, obracając się do niej powoli przodem, tak, że dzieląca ich odległość pozostała taka sama jak wcześniej, kiedy się do niego zbliżyła. Oddał jej prawo decydowania o tym, jak blisko chce być i jak daleko chce pójść z nim lub bez niego w tej grze.
— Lady Ollivander, wolałabyś żebym dla Ciebie był trudniejszym celem? Zwalmy to na moją słabość do Twoich perfum i miejmy nadzieję, że nikt nie wykorzysta w późniejszym czasie tej broni przeciwko mnie — odpowiedział powoli, spoglądając jej w oczy na moment, bo gdy zadała to decydujące pytanie o jej los spuścił spojrzenie w dół, być może po to by odmierzyć wzrokowo dystans, jaki ich dzielił, być może po to, aby powodzić nim za swoim palcem, który dotknął delikatnie jej żeber. Przesunął nim po delikatnej koronce w dół, od samej satynowej wstążki, aż po biodra, zaznaczając linię jej talii, zupełnie tak, jakby w ten magiczny sposób wyznaczał mapę czułych punktów jej kruchego ciałka.
— Widziałem to we śnie — zażartował, uśmiechając się zawadiacko, bo żartował. Nigdy nie miał wizji w trakcie snu, a jedynie na jawie, kiedy dotykał przedmiotów, osób, słyszał słowa, dźwięki, melodie powtarzające się w przyszłości lub kojarzące się z czymś, co dopiero będzie mieć miejsce. — To tak spędza sen z Twoich pięknych powiek, moja droga?— spytał, unosząc wzrok znów na jej twarz i ujmując ją pod brodę delikatnie. Oparłszy ją na swoim palcu wskazującym, kciukiem mógł pogładzić jej delikatną skórę tuż pod karminowymi wargami, ledwie zahaczając o dolną w czułym wyrazie, który mógł nie znaczyć nic, a mógł wszystko. — Nie powinno Cię to dręczyć. Nie chciałem abyś nie mogła przeze mnie spać, chyba że serce Twe wyrywało się tak bardzo do spotkania ze mną — znów zażartował, uśmiechając się szeroko.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ona zaś miała problem z dawkowaniem sobie bólu, którego głównym prowodyrem był Malakai. Za każdym razem siła i natężenie zdawały się być zupełnie inne od poprzednich uderzeń, a mimo to - przy Ramseyu mogła odnaleźć chorą chęć i potrzebę w poczuciu katuszu, ale w ten inny sposób. Dokładnie taki, który mógł dać im upust emocji, które kłębiły się w nich i rozrywały na w pół, ale czy Katya była potargana niczym szmaciana lalka? Przez ostatnie cztery lata ukształtowała w sobie coś na kształt pewności siebie i świadomości własnej osoby, choć ojciec tak często próbował wzbudzić w niej poczucie bezsensu i podłości. Nie znała cierpienia, którego można doświadczyć w łóżku pomimo, że często słyszała o tego rodzaju spełnieniu, a także czytała o nim w książkach, w których nie kryło się nic, bo to w słowie pisanym ludzie odnajdywali ukojenie i spełnienie. Mogli budzić w innych wstręt, ale w młodej Ollivander rozniecili istną ciekawość, by zajść do piekła i niczym Eris zsyłać zgubę na tych, którzy staną na jej drodze. Mulciber był ponad to. Nie wiedział jeszcze o tym, ale swoją manierą, jestestwem, a także spojrzeniem wzbudzał w niej respekt, którego nie umiała zasadnić, bo zazwyczaj ludzie pracowali na niego, gdyż charakter kształtowany przez tak długi czas, uległ zbyt dużym dewastacjom, by każdy wszystko otrzymał na pstryk palców.
Muskała smukłymi palcami skórę Ramseya i odczuwała dziwnego rodzaju podniecenie, które kumulowało się w jej podbrzuszu, jakby sugerując, że popełniła błąd, bo... Nie powinno jej tutaj być. Przygryzła subtelnie dolną wargę i nie sprawiała sobie przykrego bólu, który mógłby ją przeszyć na wskroś, ale zaniechała tej czynności, by eskalować jego ciało, które najzwyczajniej w świecie odpowiadało młodemu dziewczęciu w każdym swoim centymetrze. Czuła pulsujące pożądanie, gdy raz po raz intensywność emocji przepływała w jej żyłach, które pompowały krew i nie pozwalały stracić nawet na ułamek sekundy czujności.
-Prosiłam o ostrożność, mój drogi - szepnęła cichutko i znów spojrzała na niego w ten bezczelny sposób, który sugerował jasno, że na razie jest pewna tego, co się między nimi dzieje. Chciała mieć jednak pewność, że pozwoli jej się wycofać, gdyby odczuła dyskomfort, ale skoro byli narzeczeństwem, to ich wspólna noc mogła pozostać sekretem, czyż nie?
-Wolałabym żeby miał pan ze mną sekrety, których nikt nie pozna, tak jak na przykład ten... - mruknęła z uśmiechem, który sugerował, że jest pewna swojej obecności tutaj. Lawirowała na granicy, bardzo cieniutkiej granicy i zmuszała się do oddania wodzy fantazji, a przecież miała ją rozbudowaną; wiedział o tym? Nie mógł.
Pochłaniała go spojrzeniem i nie czuła się skrępowana, a serce uderzało w jej piersi donośnie, by informować, że żyje i ma się dobrze. Nabrała jeszcze powietrza w płuca, gdy ponownie się odezwał, a zaraz potem sama ułożyła dłoń na wysokości jego podbrzusza i wspinała się nią coraz wyżej, nie mogąc wyjść z podziwu dla jego ciała, które było tak doskonałe. Przypominał jej młodego boga, którym niewątpliwie był, a każdy mięsień, który napinał się pod opuszkami palców sprawiał wrażenie stworzonego przez dłuto mistrzów.
-Jest pan jasnowidzem? - zapytała bez ogródek, a gdy tylko poczuła palce Ramseya na swoich żebrach, talii i biodrze, zastygłą w bezruchu. Patrzyła mu w oczy i czekała jak daleko się posunie, bo nie oponowała przed niczym, choć palące uczucia rozrywały ją od środka na kilkanaście części, by ukrócił jej męki, w których tonęła z zaintrygowania. -Nie spędza to snu z moich powiek, ale wzbudziło to we mnie niepewność, bo nie chciałam żeby znał pan upokarzający mnie sekret - powiedziała zgodnie z prawdą i spuściła na moment wzrok. Zrobiła krok w przód, a piersi Katyi zetknęły się z torsem Mulcibera. To zadziwiające, że oddychali tym samym rytmem, prawda? -Moja wizyta w tej sypialni jest iście niemoralna i jeśli przeszkadza panu moja obecność, to ma pan jedyną i niepowtarzalną szansę wyrzucenia mnie stąd... - ponownie to robiła. Testowała swoje granice i sprawdzała własne możliwości, by wycofać się w odpowiednim momencie, ale co jeśli nie będzie chciała? Teraz rozniecała ogień, ale ten szybko mógł się przemienić w pożar. Nie przestała go dotykać i wodziła go na pokuszenie z każdym ruchem drobnej dłoni, gdy odliczała jego żebra, aż w końcu dotarła do dziwnego, acz typowego dla blizny wybrzuszenia, które sprawiło, że zmrużyła lekko oczy. Przesuwała palcami po nim, jakby doszukując się odpowiedzi, ale żadne pytanie nie padło wprost. Nie mogła naginać jego gościnności. -Więc?
Muskała smukłymi palcami skórę Ramseya i odczuwała dziwnego rodzaju podniecenie, które kumulowało się w jej podbrzuszu, jakby sugerując, że popełniła błąd, bo... Nie powinno jej tutaj być. Przygryzła subtelnie dolną wargę i nie sprawiała sobie przykrego bólu, który mógłby ją przeszyć na wskroś, ale zaniechała tej czynności, by eskalować jego ciało, które najzwyczajniej w świecie odpowiadało młodemu dziewczęciu w każdym swoim centymetrze. Czuła pulsujące pożądanie, gdy raz po raz intensywność emocji przepływała w jej żyłach, które pompowały krew i nie pozwalały stracić nawet na ułamek sekundy czujności.
-Prosiłam o ostrożność, mój drogi - szepnęła cichutko i znów spojrzała na niego w ten bezczelny sposób, który sugerował jasno, że na razie jest pewna tego, co się między nimi dzieje. Chciała mieć jednak pewność, że pozwoli jej się wycofać, gdyby odczuła dyskomfort, ale skoro byli narzeczeństwem, to ich wspólna noc mogła pozostać sekretem, czyż nie?
-Wolałabym żeby miał pan ze mną sekrety, których nikt nie pozna, tak jak na przykład ten... - mruknęła z uśmiechem, który sugerował, że jest pewna swojej obecności tutaj. Lawirowała na granicy, bardzo cieniutkiej granicy i zmuszała się do oddania wodzy fantazji, a przecież miała ją rozbudowaną; wiedział o tym? Nie mógł.
Pochłaniała go spojrzeniem i nie czuła się skrępowana, a serce uderzało w jej piersi donośnie, by informować, że żyje i ma się dobrze. Nabrała jeszcze powietrza w płuca, gdy ponownie się odezwał, a zaraz potem sama ułożyła dłoń na wysokości jego podbrzusza i wspinała się nią coraz wyżej, nie mogąc wyjść z podziwu dla jego ciała, które było tak doskonałe. Przypominał jej młodego boga, którym niewątpliwie był, a każdy mięsień, który napinał się pod opuszkami palców sprawiał wrażenie stworzonego przez dłuto mistrzów.
-Jest pan jasnowidzem? - zapytała bez ogródek, a gdy tylko poczuła palce Ramseya na swoich żebrach, talii i biodrze, zastygłą w bezruchu. Patrzyła mu w oczy i czekała jak daleko się posunie, bo nie oponowała przed niczym, choć palące uczucia rozrywały ją od środka na kilkanaście części, by ukrócił jej męki, w których tonęła z zaintrygowania. -Nie spędza to snu z moich powiek, ale wzbudziło to we mnie niepewność, bo nie chciałam żeby znał pan upokarzający mnie sekret - powiedziała zgodnie z prawdą i spuściła na moment wzrok. Zrobiła krok w przód, a piersi Katyi zetknęły się z torsem Mulcibera. To zadziwiające, że oddychali tym samym rytmem, prawda? -Moja wizyta w tej sypialni jest iście niemoralna i jeśli przeszkadza panu moja obecność, to ma pan jedyną i niepowtarzalną szansę wyrzucenia mnie stąd... - ponownie to robiła. Testowała swoje granice i sprawdzała własne możliwości, by wycofać się w odpowiednim momencie, ale co jeśli nie będzie chciała? Teraz rozniecała ogień, ale ten szybko mógł się przemienić w pożar. Nie przestała go dotykać i wodziła go na pokuszenie z każdym ruchem drobnej dłoni, gdy odliczała jego żebra, aż w końcu dotarła do dziwnego, acz typowego dla blizny wybrzuszenia, które sprawiło, że zmrużyła lekko oczy. Przesuwała palcami po nim, jakby doszukując się odpowiedzi, ale żadne pytanie nie padło wprost. Nie mogła naginać jego gościnności. -Więc?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Przychodząc tutaj udowodniła mu, że chce czegoś więcej, a jej oporność wobec tego małżeństwa zamieniła się w czystą ciekawość dotyczącą doznań i emocji, jakie wzajemnie mogli sobie dać. Pragnęła wolności, a więc wyzwolenia tego wszystkiego, co tliło się wewnątrz niej, podczas gdy on wciąż pozostawał interesowny, a lista zalet tego małżeństwa stale rosła, powiększając się o przyjemności cielesne, realne, płynące spomiędzy jej smukłych kobiecych ud. Było wiele rzeczy, których mógł od niej chcieć, było też wiele spraw, z którymi mógł się z nią dzielić, aby tylko pozostała eteryczna, dziewczęca i ulotna, bo nic batdziej by go nie znudziło niż jej powaga i zgorzkniałość po ślubie.
— Więc... To spotkanie to nasz sekret?— spytał cicho, ledwie słyszalnym szeptem, pochyliwszy się w jej kierunku. Ton jego głosu wyrażał skrytą nadzieję, ciekawość i podekscytowanie, pomimo całej tej nonszalanckiej pozy człowieka z marmuru. Błądził wzrokiem po jej dziewczęcej twarzy, po zaróżowionych policzkach, błyszczących w blasku księżyca jak obsydiany oczach, po karminowych, pełnych ustach, których tak zapragnął skosztować, gdy tak subtelnie się rozchylały w każdym wypowiadanym przez nią słowie. Miały kolor krwi, tak bliskiej Mulciberowi, tak pożądliwej i życiodajnej, więc przyciągały jego wzrok na dłużej. Jej dotyk, zapach i obecność wprawiały go w dobry nastrój, w którym pozostawał czujny i rozważny, daleki od zatracenia się w pragnieniach i podnietach, całkiem jednak świadom swoich celów i tego, że jej pożądał. Stała bowiem przed nim w koronkowej podomce, która tak bezwstydnie zakrywała jej delikatne ciało.
— Nie musi się panienka tego obawiać...— odpowiedział powoli, oczywiście mając na myśli umiejętności, z którymi się urodził. — Czujność i ostrożność niczego nie zmieni, skoro wszystko jest już zapisane. Ale jeśli zechce mnie milady oszukać... istnieje szansa, że będę o tym wiedział na długo wcześniej — mruknął niskim barytonem, , spoglądając na nią nieco spod byka, a już po chwili poczuł jej piersi na swoim torsie, gdyy tak przylgnęła do niego nagle. Objął ją wiec dwiema rękami, puszczając koszulę, która spadła na ziemię i szeroko rozłożonymi dłońmi przytrzymał dolną partię jej pleców, przyciskając ją tym samym do siebie intensywniej, tak, że bez trudu mogła czuć już nie tylko rozchodzące się po krwiobiegu ciepło, czy głęboki oddech, bo przecież... głośno bijącego serca rytm gdzieś się tracił, może dlatego, że było schowane w okowach lodu.
— Upokorzenie nie panienkę powinno dotykać, a lorda. Emanujesz siłą, moja droga. Siłą, która wynika z przeciwstawiania się i znoszenia tego wszystkiego latami— dodał cicho i obrócił się z nią delikatnie tak, że teraz to ona stała bliżej okna, a chłodne światło księżyca spływało na jej ramiona i włosy. — Możemy dzielić ze sobą sekrety, skoro ktoś stwierdził, że będziemy sobie przeznaczeni. Czyż przeznaczenie nie jest słodkim losem zakochanych? Poniosę to brzemię wraz z Tobą, a później pokaże Ci sekret, który tkwi w tym upodleniu — szepnął i oparł ją o parapet, puszczajac w końcu i opierając się o niego rękami, przez co zniżył się na jej wysokość. Mogła na nim swobodnie usiąść, lub pozostać oparta pośladkami, lecz zamknął ja w klatce swoich objęć, patrząc z bliska, choć lepiej widział ją kiedy to on stał pod światło. — Wyrzucę Cię stąd — obiecał z lubieżnym uśmiechem, który zawitał na jego ustach i przekrzywił głowę nieco w bok. — Ale trochę później. Szkoda byłoby marnować Twoją lekkomyślność, lady. Dzięki temu błędowi mogę cię lepiej poznać. Bliżej. Głębiej — mruczał, patrząc jej w oczy, aż w końcu nachylił się nad jej uchem, opierając nosem o jej chłodny policzek. — Lecz w domu panuje grobowa cisza. Musimy pozostać niezauważalni dla świata, inaczej... Twój ojciec skatuje nas oboje — dodał z rozbawieniem i zerknął na nią z boku, uśmiechając się. — Kim jesteś, Katyo Ollivander, hm? Chciałbym wiedzieć — spytał, pozostając z nią w bliskim kontakcie, chłonąc zapach jej ciała, olejku, jakim natarła skórę tuż po kąpieli.
— Więc... To spotkanie to nasz sekret?— spytał cicho, ledwie słyszalnym szeptem, pochyliwszy się w jej kierunku. Ton jego głosu wyrażał skrytą nadzieję, ciekawość i podekscytowanie, pomimo całej tej nonszalanckiej pozy człowieka z marmuru. Błądził wzrokiem po jej dziewczęcej twarzy, po zaróżowionych policzkach, błyszczących w blasku księżyca jak obsydiany oczach, po karminowych, pełnych ustach, których tak zapragnął skosztować, gdy tak subtelnie się rozchylały w każdym wypowiadanym przez nią słowie. Miały kolor krwi, tak bliskiej Mulciberowi, tak pożądliwej i życiodajnej, więc przyciągały jego wzrok na dłużej. Jej dotyk, zapach i obecność wprawiały go w dobry nastrój, w którym pozostawał czujny i rozważny, daleki od zatracenia się w pragnieniach i podnietach, całkiem jednak świadom swoich celów i tego, że jej pożądał. Stała bowiem przed nim w koronkowej podomce, która tak bezwstydnie zakrywała jej delikatne ciało.
— Nie musi się panienka tego obawiać...— odpowiedział powoli, oczywiście mając na myśli umiejętności, z którymi się urodził. — Czujność i ostrożność niczego nie zmieni, skoro wszystko jest już zapisane. Ale jeśli zechce mnie milady oszukać... istnieje szansa, że będę o tym wiedział na długo wcześniej — mruknął niskim barytonem, , spoglądając na nią nieco spod byka, a już po chwili poczuł jej piersi na swoim torsie, gdyy tak przylgnęła do niego nagle. Objął ją wiec dwiema rękami, puszczając koszulę, która spadła na ziemię i szeroko rozłożonymi dłońmi przytrzymał dolną partię jej pleców, przyciskając ją tym samym do siebie intensywniej, tak, że bez trudu mogła czuć już nie tylko rozchodzące się po krwiobiegu ciepło, czy głęboki oddech, bo przecież... głośno bijącego serca rytm gdzieś się tracił, może dlatego, że było schowane w okowach lodu.
— Upokorzenie nie panienkę powinno dotykać, a lorda. Emanujesz siłą, moja droga. Siłą, która wynika z przeciwstawiania się i znoszenia tego wszystkiego latami— dodał cicho i obrócił się z nią delikatnie tak, że teraz to ona stała bliżej okna, a chłodne światło księżyca spływało na jej ramiona i włosy. — Możemy dzielić ze sobą sekrety, skoro ktoś stwierdził, że będziemy sobie przeznaczeni. Czyż przeznaczenie nie jest słodkim losem zakochanych? Poniosę to brzemię wraz z Tobą, a później pokaże Ci sekret, który tkwi w tym upodleniu — szepnął i oparł ją o parapet, puszczajac w końcu i opierając się o niego rękami, przez co zniżył się na jej wysokość. Mogła na nim swobodnie usiąść, lub pozostać oparta pośladkami, lecz zamknął ja w klatce swoich objęć, patrząc z bliska, choć lepiej widział ją kiedy to on stał pod światło. — Wyrzucę Cię stąd — obiecał z lubieżnym uśmiechem, który zawitał na jego ustach i przekrzywił głowę nieco w bok. — Ale trochę później. Szkoda byłoby marnować Twoją lekkomyślność, lady. Dzięki temu błędowi mogę cię lepiej poznać. Bliżej. Głębiej — mruczał, patrząc jej w oczy, aż w końcu nachylił się nad jej uchem, opierając nosem o jej chłodny policzek. — Lecz w domu panuje grobowa cisza. Musimy pozostać niezauważalni dla świata, inaczej... Twój ojciec skatuje nas oboje — dodał z rozbawieniem i zerknął na nią z boku, uśmiechając się. — Kim jesteś, Katyo Ollivander, hm? Chciałbym wiedzieć — spytał, pozostając z nią w bliskim kontakcie, chłonąc zapach jej ciała, olejku, jakim natarła skórę tuż po kąpieli.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Chciała dużo - dużo więcej, ale nie umiała jeszcze konkretnie sprecyzować swoich cichych pragnień, które dopiero się w niej rodziły i przywracały do życia niepokornego ducha, który zmuszał ją do ciągłej walki. Wiedziała, że Ramsey jest mężczyzną, który pokaże jej zupełnie inne odbicie dnia i nocy, gdy raz po raz będą błądzić po ścieżkach, które dla niej mogły być nowe, ale dla niego? Niekoniecznie. Nie brała pod uwagę jednak, że cokolwiek byłoby w stanie ich poróżnić, bo przecież nie zamierzała z nim walczyć. Bywała całkiem grzeczna, ułożona, ale trudna w wychowaniu, bo nie potrafiła pogodzić się z tym, że ktoś może mieć decydujący głos. Dla Mulcibera pragnęła być partnerką, która zaprosi go w emocjonalną podróż, a także kochanką, która nie będzie obawiała się rozsunąć przed nim ud, które dałaby im maksimum spełnienia. To trochę perwersyjne, skoro kilka sypialni dalej kładł się do snu despotyczny ojciec, ale ta wizja akurat budziła w niej narastające napięcie, któremu ewidentnie musiała dać upust.
-Tak, to... Nasz sekret; bardzo intymny, więc musisz przysiąc, że... - zawiesiła głos, kiedy mimowolnie stanęła na palcach i szeptała mu na powrót wprost do ust. Raz jeszcze mógł poczuć ciepło bijące od niej, a także sensualność, którą emanowała od samego początku. -Nikt się o tym nie dowie - mruknęła jeszcze z rozbawieniem, a zaraz potem opadła na pełne stopy, by czasem nie zaburzać bliskości, która i tak została już złamana. Katya sprowokowała ich do zachowania, które przełamywało wszelkie bariery, ale wciąż otaczali się wysublimowanym flirtem i niewinnością, która zapewne zostałaby zepchnięta na bok, gdyby tylko zdarł z niej materiał otulający wątłe ciało, a potem? Nie miałaby w czym wrócić do swojego pokoju i skąpana we wstydzie stawiałaby niepewne kroki, by jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej przystani, w której nie groziło jej kompletnie nic.
Widziała sposób w jaki na nią patrzył i schlebiało jej to, bo przecież była tylko kobietą, która tak jak każda uwielbiała moment, w którym mężczyzna oddaje pełną atencje wybrance. Rozchylała zatem jeszcze bardziej usta, które pomimo śladów zniewagi, której po raz kolejny dopuścił się ojciec, były złaknione czegoś nowego, nieznanego.
-Oszukać? - uniosła zaskoczona brwi, bo ze wszystkich wyuczonych sztuczek, matactwo było ostatnią, której nie opanowała. -A pan? Zrobi pan to w stosunku do mnie? Mogłabym się wtedy stać nieznośna i proszę mi wierzyć, że już wzbudził pan we mnie gniew i złość, który musiałam przelać w samotności na merlinowi ducha winną ścianę - powiedziała spokojnie i wzruszyła lekko ramionami, ale skutecznie zajmował jej myśli, które plątały się teraz między pnączami pragnień, jakie w niej rozbudza. Pozwoliła się więc dotykać, bo teraz była z mężczyzną, który nie wzbudzał lęku ani tym bardziej obawy o jutro, ale co jeśli mijał się z prawdą i mamił jej oczy? Zachowywała więc pewnego rodzaju ostrożność, choć nie hamowała się i nie mówiła dość.
-Czyli... Będzie pan akceptował to, że inny mężczyzna podnosi na mnie rękę? - zapytała zaskoczona i nim się zdążyła zorientować, już tkwiła na parapecie, a chłód szyby zderzył się z rozgrzaną skórą, która odbierała bodźce nawet przez materiał. Oddychała ciężko i kiedy znalazł się między jej smukłymi nogami, uniosła je nieco wyżej, by po chwili opleść nimi Ramseya i przyciągnąć go do siebie. Rozchyliła mimowolnie wargi, gdy emocje zalewały ją z każdej strony, a intymność, która skrywała się pod bielizną, a także zwiewną halką odczuła dokładnie męskość Mulcibera. Nieme och wydobyło się z gardła Katyi, co wzbudziło w niej poczucie wstydu. Policzki dziewczyny pokryły się czerwienią i pomimo, że nie spuszczała wzroku, była speszona. -Nie zdążysz mi pokazać sekretu, skoro chcesz mnie wyrzucać, ale możesz być pewien, że pociągnę cię za sobą - szepnęła z jawną groźbą, bo przecież w każdej chwili mogła złapać go za przegub i nie puszczać, gdy będzie lecieć już w dół. -Dlaczego chcesz mnie poznać? - spytała zaciekawiona, kiedy paznokciami wodziła po ramseyowym torsie i tworzyła tam ślady, których znaczenia nie rozumiała nawet ona. -To jest dość problematyczne, bo bywam niezwykle głośna - rzuciła dwuznacznie na wzmiankę o byciu cicho i odchyliła głowę w tył, by oprzeć się o ramę okiennicy. -Jestem twoją narzeczoną, Ramseyu Mulciber i posiadam tajemnicę, która mogłaby ci się spodobać. Musisz mi tylko powiedzieć... Jak... Bardzo... - mruczała wprost do jego ust, by ostatecznie przymknąć powieki i kontynuować swoją wypowiedź gdzieś w przestrzeń, choć dłonie ciągle obłapiały go niczym dzikie pnącza. -Tego... Chcesz.
-Tak, to... Nasz sekret; bardzo intymny, więc musisz przysiąc, że... - zawiesiła głos, kiedy mimowolnie stanęła na palcach i szeptała mu na powrót wprost do ust. Raz jeszcze mógł poczuć ciepło bijące od niej, a także sensualność, którą emanowała od samego początku. -Nikt się o tym nie dowie - mruknęła jeszcze z rozbawieniem, a zaraz potem opadła na pełne stopy, by czasem nie zaburzać bliskości, która i tak została już złamana. Katya sprowokowała ich do zachowania, które przełamywało wszelkie bariery, ale wciąż otaczali się wysublimowanym flirtem i niewinnością, która zapewne zostałaby zepchnięta na bok, gdyby tylko zdarł z niej materiał otulający wątłe ciało, a potem? Nie miałaby w czym wrócić do swojego pokoju i skąpana we wstydzie stawiałaby niepewne kroki, by jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej przystani, w której nie groziło jej kompletnie nic.
Widziała sposób w jaki na nią patrzył i schlebiało jej to, bo przecież była tylko kobietą, która tak jak każda uwielbiała moment, w którym mężczyzna oddaje pełną atencje wybrance. Rozchylała zatem jeszcze bardziej usta, które pomimo śladów zniewagi, której po raz kolejny dopuścił się ojciec, były złaknione czegoś nowego, nieznanego.
-Oszukać? - uniosła zaskoczona brwi, bo ze wszystkich wyuczonych sztuczek, matactwo było ostatnią, której nie opanowała. -A pan? Zrobi pan to w stosunku do mnie? Mogłabym się wtedy stać nieznośna i proszę mi wierzyć, że już wzbudził pan we mnie gniew i złość, który musiałam przelać w samotności na merlinowi ducha winną ścianę - powiedziała spokojnie i wzruszyła lekko ramionami, ale skutecznie zajmował jej myśli, które plątały się teraz między pnączami pragnień, jakie w niej rozbudza. Pozwoliła się więc dotykać, bo teraz była z mężczyzną, który nie wzbudzał lęku ani tym bardziej obawy o jutro, ale co jeśli mijał się z prawdą i mamił jej oczy? Zachowywała więc pewnego rodzaju ostrożność, choć nie hamowała się i nie mówiła dość.
-Czyli... Będzie pan akceptował to, że inny mężczyzna podnosi na mnie rękę? - zapytała zaskoczona i nim się zdążyła zorientować, już tkwiła na parapecie, a chłód szyby zderzył się z rozgrzaną skórą, która odbierała bodźce nawet przez materiał. Oddychała ciężko i kiedy znalazł się między jej smukłymi nogami, uniosła je nieco wyżej, by po chwili opleść nimi Ramseya i przyciągnąć go do siebie. Rozchyliła mimowolnie wargi, gdy emocje zalewały ją z każdej strony, a intymność, która skrywała się pod bielizną, a także zwiewną halką odczuła dokładnie męskość Mulcibera. Nieme och wydobyło się z gardła Katyi, co wzbudziło w niej poczucie wstydu. Policzki dziewczyny pokryły się czerwienią i pomimo, że nie spuszczała wzroku, była speszona. -Nie zdążysz mi pokazać sekretu, skoro chcesz mnie wyrzucać, ale możesz być pewien, że pociągnę cię za sobą - szepnęła z jawną groźbą, bo przecież w każdej chwili mogła złapać go za przegub i nie puszczać, gdy będzie lecieć już w dół. -Dlaczego chcesz mnie poznać? - spytała zaciekawiona, kiedy paznokciami wodziła po ramseyowym torsie i tworzyła tam ślady, których znaczenia nie rozumiała nawet ona. -To jest dość problematyczne, bo bywam niezwykle głośna - rzuciła dwuznacznie na wzmiankę o byciu cicho i odchyliła głowę w tył, by oprzeć się o ramę okiennicy. -Jestem twoją narzeczoną, Ramseyu Mulciber i posiadam tajemnicę, która mogłaby ci się spodobać. Musisz mi tylko powiedzieć... Jak... Bardzo... - mruczała wprost do jego ust, by ostatecznie przymknąć powieki i kontynuować swoją wypowiedź gdzieś w przestrzeń, choć dłonie ciągle obłapiały go niczym dzikie pnącza. -Tego... Chcesz.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
/podkład
Mulciber doskonale wiedział, co będzie z nią wyczyniał, co będzie jej robił kiedy już będzie należała do niego. Dziś jednak wciąż byli milę świetlną od ślubnego kobierca, ale kiedy jego dłonie znajdowały się na zimnym parapecie, ledwie kciukami muskając jej biodra w przypadkowym, niewinnym geście dawał jej jedynie złudną nadzieję, że jest człowiekiem łagodnym, delikatnym, takim który da jej czułość i słodycz płynącą z małżeństwa. Uśmiechał się szarmancko i pogodnie, a tylko jego jasne, niemalże nienaturalnie błękitne w świetle księżycowego blasku oczy zdradzały zamiary węża, który pragnął od życia o wiele więcej niż to, co aktualnie posiadał. Nachylał się więc nad jej twarzą, gromadząc jej cichy oddech na swoich wargach, wbijając spojrzenie niczym szpilki w drobne ciało, niemo łaknąc czegoś, co mogła mu dać i o co z pewnością ją poprosi.
— Nikt — szepnął do jej warg w odpowiedzi, a gdy tylko oplotła go nogami, wziął głęboki wdech, czując jak poły jej koronkowego szlafroka rozchylają się, a satynowa nocna koszulka zsuwa się z ud na biodra z każdym centymetrem, z jakim zbliżał się do jej spojenia ud. I gdy przywarł sobą do niego, a ona splotła na nim nogi, to ten niebezpieczny błysk w jego oczach zalśnił nagle. — Wyglądam panience na krętacza?— spytał cicho, zbliżając się do jej warg, które omiótł oddechem i przyłożył dłonie do jej bioder, powoli przesuwając je w kierunku kolan. Poczuł przyjemną fakturę jej nabalsamowanej skóry, gdy minął linię jej nocnego odzienia. Ująwszy ją pod kolanami uniósł wyżej, nad swoje kości biodrowe, dzięki czemu mógł naprzeć na nią mocniej i zniwelować odległość jaka ich dzieliła do zera. Wciąż pomiędzy nimi pozostawały ubrania, lecz wcale nie zamierzał jej ich pozbywać, wszak nie była jego żoną. To tylko przedsmak tego, co mógłby jej dać, gdyby go pragnęła całą sobą tak bardzo, że pożądanie wykręci jej kręgosłup.
—Dlaczego wyżywała się panienka na Bogu ducha winnej ścianie? Na Salazara — szepnął do jej warg, a kiedy te się ze sobą zetknęły, chociaż nie w pocałunku, podobnie jak i czoła, uśmiechnął się kącikowo [/b]— Chcę wzbudzać w Tobie gniew, złość i frustrację. Nakarm mnie tym [/b]— szepnął, nieprzerwanie patrząc jej oczy z tak bliska i przesunął dłonie wzdłuż jej ud, aż po biodra, mocno przylegając do jej ciała. I chodź w tej sposób jeszcze dalej przesunął satynę, która odsłoniła całą jej bieliznę, nie zatrzymał się, nie skupił się na tym, a pognał w swojej pieszczocie wyżej, wzdłuż żeber, szeroko rozłożonymi palcami zagarniając dla siebie każdy skrawek jej drobnego ciała. Zwolnił dopiero, gdy opuszki natknęły się na wypukłość. Powoli, mozolnie wkroczył na teren, zostawiając tasiemkę pod przegubami.
— Nie — odpowiedział krótko, lekko unosząc brwi. I kiedy jego palce dotknęły sutków, ktore z każdą chwilą oddawały nie tylko reakcję na zimno szyby, do której tak ciasno teraz przylegała, ale również na niego, pocałował kącik jej ust, a za chwilę podążając wargami w kierunku ucha również i policzek. Delikatny zarost drażnił jej dziewczęcą buzię, a on zdawał się nie spieszyć, bo i po co? — Ale do dnia ślubu pozostajesz pod pieczą lorda — mruknął, a gdy ciche och wydało się z jej gardła, odpowiedział znowu: — Shhh... Pamiętasz? Musimy pozostać cicho.
Musnął wargami płatek jej ucha, otwartymi dłońmi zaznaczając kształt jej drobnych piersi, które tak doskonale zdawały się być do nich dopasowane.
Kiedy spytała, dlaczego chciałby ją poznać, uśmiechnął się do siebie pod nosem, spoglądając przy tym za okno, choć burza jej włosów niemalże zalewała mu twarz. Zaśmiał się nawet wewnętrznie, co wydało się cichym pomrukiem i odsunął się lekko, odrywając jedną dłoń od jej klatki piersiowej by ująć jej szyję z boku, ujmując żuchwę, a w końcu brodę, przytrzymując ją w całej swojej dłoni, jak pyszczek szczeniaka. — Chcę cię poznać, chcę poznać Twoje sekrety. Każdy jeden — szeptał do jej ust, zadzierając jej brodę nieco wyżej. — Będziesz moją Księżną, więc mi to dasz. Ale wiesz czego tak naprawdę... bardzo, bardzo chcę? Hm? — spytał znów zawieszając swój głos gdzieś w próżni. Pozostawił swoje wargi rozchylone, jakby pozostały na nich słowa, które tak bardzo mogła chcieć usłyszeć. Padło z nich jednak coś innego. — Chcę żebyś ofiarowała mi swoją duszę.
I wcale nie żartował. Dzień ślubu będzie sądnym dniem, w którym niemalże niczym w wieczystej przysiędze zaprzeda swoją duszę diabłu, a wydarzenie to będzie miało inny wyraz niż każde wesele jakie do tej pory miało miejsce.
Odważysz się na to, Księżno?
Mulciber doskonale wiedział, co będzie z nią wyczyniał, co będzie jej robił kiedy już będzie należała do niego. Dziś jednak wciąż byli milę świetlną od ślubnego kobierca, ale kiedy jego dłonie znajdowały się na zimnym parapecie, ledwie kciukami muskając jej biodra w przypadkowym, niewinnym geście dawał jej jedynie złudną nadzieję, że jest człowiekiem łagodnym, delikatnym, takim który da jej czułość i słodycz płynącą z małżeństwa. Uśmiechał się szarmancko i pogodnie, a tylko jego jasne, niemalże nienaturalnie błękitne w świetle księżycowego blasku oczy zdradzały zamiary węża, który pragnął od życia o wiele więcej niż to, co aktualnie posiadał. Nachylał się więc nad jej twarzą, gromadząc jej cichy oddech na swoich wargach, wbijając spojrzenie niczym szpilki w drobne ciało, niemo łaknąc czegoś, co mogła mu dać i o co z pewnością ją poprosi.
— Nikt — szepnął do jej warg w odpowiedzi, a gdy tylko oplotła go nogami, wziął głęboki wdech, czując jak poły jej koronkowego szlafroka rozchylają się, a satynowa nocna koszulka zsuwa się z ud na biodra z każdym centymetrem, z jakim zbliżał się do jej spojenia ud. I gdy przywarł sobą do niego, a ona splotła na nim nogi, to ten niebezpieczny błysk w jego oczach zalśnił nagle. — Wyglądam panience na krętacza?— spytał cicho, zbliżając się do jej warg, które omiótł oddechem i przyłożył dłonie do jej bioder, powoli przesuwając je w kierunku kolan. Poczuł przyjemną fakturę jej nabalsamowanej skóry, gdy minął linię jej nocnego odzienia. Ująwszy ją pod kolanami uniósł wyżej, nad swoje kości biodrowe, dzięki czemu mógł naprzeć na nią mocniej i zniwelować odległość jaka ich dzieliła do zera. Wciąż pomiędzy nimi pozostawały ubrania, lecz wcale nie zamierzał jej ich pozbywać, wszak nie była jego żoną. To tylko przedsmak tego, co mógłby jej dać, gdyby go pragnęła całą sobą tak bardzo, że pożądanie wykręci jej kręgosłup.
—Dlaczego wyżywała się panienka na Bogu ducha winnej ścianie? Na Salazara — szepnął do jej warg, a kiedy te się ze sobą zetknęły, chociaż nie w pocałunku, podobnie jak i czoła, uśmiechnął się kącikowo [/b]— Chcę wzbudzać w Tobie gniew, złość i frustrację. Nakarm mnie tym [/b]— szepnął, nieprzerwanie patrząc jej oczy z tak bliska i przesunął dłonie wzdłuż jej ud, aż po biodra, mocno przylegając do jej ciała. I chodź w tej sposób jeszcze dalej przesunął satynę, która odsłoniła całą jej bieliznę, nie zatrzymał się, nie skupił się na tym, a pognał w swojej pieszczocie wyżej, wzdłuż żeber, szeroko rozłożonymi palcami zagarniając dla siebie każdy skrawek jej drobnego ciała. Zwolnił dopiero, gdy opuszki natknęły się na wypukłość. Powoli, mozolnie wkroczył na teren, zostawiając tasiemkę pod przegubami.
— Nie — odpowiedział krótko, lekko unosząc brwi. I kiedy jego palce dotknęły sutków, ktore z każdą chwilą oddawały nie tylko reakcję na zimno szyby, do której tak ciasno teraz przylegała, ale również na niego, pocałował kącik jej ust, a za chwilę podążając wargami w kierunku ucha również i policzek. Delikatny zarost drażnił jej dziewczęcą buzię, a on zdawał się nie spieszyć, bo i po co? — Ale do dnia ślubu pozostajesz pod pieczą lorda — mruknął, a gdy ciche och wydało się z jej gardła, odpowiedział znowu: — Shhh... Pamiętasz? Musimy pozostać cicho.
Musnął wargami płatek jej ucha, otwartymi dłońmi zaznaczając kształt jej drobnych piersi, które tak doskonale zdawały się być do nich dopasowane.
Kiedy spytała, dlaczego chciałby ją poznać, uśmiechnął się do siebie pod nosem, spoglądając przy tym za okno, choć burza jej włosów niemalże zalewała mu twarz. Zaśmiał się nawet wewnętrznie, co wydało się cichym pomrukiem i odsunął się lekko, odrywając jedną dłoń od jej klatki piersiowej by ująć jej szyję z boku, ujmując żuchwę, a w końcu brodę, przytrzymując ją w całej swojej dłoni, jak pyszczek szczeniaka. — Chcę cię poznać, chcę poznać Twoje sekrety. Każdy jeden — szeptał do jej ust, zadzierając jej brodę nieco wyżej. — Będziesz moją Księżną, więc mi to dasz. Ale wiesz czego tak naprawdę... bardzo, bardzo chcę? Hm? — spytał znów zawieszając swój głos gdzieś w próżni. Pozostawił swoje wargi rozchylone, jakby pozostały na nich słowa, które tak bardzo mogła chcieć usłyszeć. Padło z nich jednak coś innego. — Chcę żebyś ofiarowała mi swoją duszę.
I wcale nie żartował. Dzień ślubu będzie sądnym dniem, w którym niemalże niczym w wieczystej przysiędze zaprzeda swoją duszę diabłu, a wydarzenie to będzie miało inny wyraz niż każde wesele jakie do tej pory miało miejsce.
Odważysz się na to, Księżno?
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Czy brała pod uwagę niecne plany mężczyzny, który jawił się jako człowiek czuły, troskliwy i nad wyraz spokojny? Oczywiście, że nie, bo uśpił czujność dziewczyny, która była rozważna i stąpała po ziemi pewnie, a teraz będąc w jego ramionach zdawała się maleć w swej sile, którą roztaczała wokół siebie za każdym razem, gdy zagrożenie pojawiało się na horyzoncie. Jedyne co mogła zrobić dla pewności,że nic jej nie grozi, to wlepianie intensywnego spojrzenia w te piękne jakże jasne oczy, którymi świdrował ją na wskroś i sprawiał, że dreszcz przebiegał raz po raz wzdłuż kręgosłupa. Gdy zahaczał o nią w tak subtelnej pieszczoście, rozsuwała mimowolnie nogi i po chwili znów zaciskała je na biodrach Ramseya, by tylko nie uciekł, bo rozniecał w niej swoistego rodzaju pożądanie, z którym nie mogła walczyć. Nie miała na to siły.
Zdecydowanie.
Spuściła nieznacznie wzrok na wargi Mulcibera, bo były na wyciągnięcie jej spierzchniętych ust. Zapragnęła w ułamku sekundy złożyć na nich ulotny pocałunek, ale nie odważyła się, bo szept wdzierał się w potarganą duszę, która łaknęła odrobiny ulotności i bliskości kogoś, kto nie wiedział o niczym, co się do tej pory z nią działo, ale on... Miał świadomość wszystkiego. To budziło w niej lęk, bo jeśli faktycznie tak było, to co mogło się z nią stać, kiedy zrobiłaby coś nieodpowiedniego? Nie widziała w nim despoty i tyrana, który brutalną siłą wymierzyłby sprawiedliwą karę za niecne uczynki, ale czy zrobiłby to w stosunku do kogoś takiego jak ona - kruchego, delikatnego i tak niewinnie tajemniczego? Owszem, bo oboje byli w swych strukturach na tyle skomplikowani, że sama Wenus i Adonis nie powstydziliby się na umiejętnościach, które połączone z ich niebywała urodą, zmiażdżyłyby wszechświat i pozostawiły po sobie jedynie zgliszcza.
-Oczywiście, że... - zawiesiła głos w niemej dwuznaczności, jakby nie umiała wydusić z siebie twardego zaprzeczenia na pytanie, które padło. Skupiała się na bodźcach, które serwował jej spragnienionemu ciału i umysłowi, błagającemu wręcz o to, by się nie zatrzymał. Oddychała spokojnie, ale z każdą mijającą chwilą robiła to coraz rzadziej i mniej stabilnie, bo traciła grunt pod nogami, a gdy tylko prześlizgnął dłońmi pod jej kolana i uniósł smukłe nogi na swoje kości biodrowe, jęknęła ledwie słyszalnie. Czuła narastające podniecenie, które pulsowało w jej żyłach i odbijało od siebie silne emocje, którymi katowała się od początku. Nigdy nie była nieczuła i choć lękała się tego, co się działo między nimi, pozwalała na więcej . Byli otuleni nocą, a żaden sekret nie miał prawa ujrzeć światła dziennego.
-Uchms...- mruknęła nieco głośniej, kiedy przestrzeń między ich twarzami zrobiła się większa niż powinna, a on opuszkami odnalazł piersi, które nieprzyzwyczajone do czucia w ten sposób kogokolwiek, reagowały bez konsultacji z jej umysłem. Każde muśnięcie o wrażliwą skórę skrytą pod koronkowym i satynowym odzieniem sprawiał niemałą przyjemności Katyi, które mógł wyczuć przy szybszym oddechu i głośniejszym biciu serca. Chłód pomieszczenia, a może zimno bijące od szyby było powodem, dla którego chciała uciec, ale nagle nogi nie współpracowały z głową. Dłonie mimowolnie sunęły po rękach, przegubach i ramionach Ramseya, by dotrzeć do jego przystojnej twarzy, na którą nie umiała patrzeć, ale robiła to mimo skrępowania i wstydu, który zalał jej dziewczęcą buzię. Bez świadomości tego, co mu czyniła, wbiła delikatnie paznokcie w policzki Mulcibera i przyciągnęła go do siebie, a opuszkami najmniejszych paluszków zahaczyła o wargi i poczęła rysować ich kształt, w którym zapraszała go do podjęcia się tańca, choć krótka komenda wcale nie brzmiała - panie proszą panów.
-Upokorzył mnie pan... Celowo czy nie - zrobił to, a ja musiałam zapanować nad złością, którą winnam przelać na ciebie, mój drogi - powiedziała głośniej, a irytaja była słyszalna w każdej sylabie. Nie zastanawiała się nad swoimi działaniami i kiedy byli tak niemiłosiernie blisko, przełamała kolejny próg, w którym stali się sobie jeszcze bliżsi. Ujęła subtelnie dolną wargę Ramseya między swoje i choć przypominało to pocałunek - wcale nim nie było. Serce łomotało w jej piersi i jak na tak przebieglą istotę, zmyliła zapewne narzeczonego, który nie mógł się spodziewać tego, co mu uczyniła chwilę później. Poczuł lekkie szczypnięcie? To tylko jej zęby, którymi zahaczyła o delikatną i wrażliwą tkankę, bez trudu przygryzając ją i czyniąc na niej niewidzialny dla postronnych ślad, który musiał mu przypominać, że został przypisany właśnie jej - Katyi Ollivander, a nie innej kobiecie. Odsunęła się bez trudu i koniuszkiem języka przesunęła wzdłuż górnej wargi, a spojrzenie mówiło - co złego to nie ja.
Atmosfera gęstniała, a nad nimi nie wisiały chmury, które zwiastowałyby przyjemną ulewę, ale kiedy się zbliżał i oddalał zaciskała na nim uda, by nie pozostawiał jej samej i odartej z części godności, którą był w stanie z niej zedrzeć całkiem - gdyby tylko chciał. Wykonując nieświadomie ruchy bioder, ocierała się o męskość narzeczonego, ale przecież dzielił ich materiał, który stanowił niemałą przeszkodę w poczuciu prawdziwej przyejmności i ekstazy; przepływającej niczym prądy w dzikiej kulminacji zderzenia cząsteczek i atomów. Przypominał o rzeczach, które nie miały dla niej znaczenia i zapewne chełpił się w tym, gdy karcił ją za to, że nie umiała być cicho, ale pomruki i pojękiwania wydobywały się z gardła Katyi samoistnie i nie potrafiła nad tym zapanować, gdy prowokował ją każdym możliwym gestem i ruchem, a ona tak bezczelnie wpijała swoje smukłe palce w jego twarz, by wreszcie złamać bariery.
-Mój Królu... - szepnęła wprost do ust Ramseya, gdy nazwał ją swoją Księżną i uśmiechnęła się pod nosem, bo to było dziwnie urocze, miłe, a może i na swój sposób perwersyjnie erotyczne? Patrzyła mu nieprzytomnie w oczy, bo przełamał bariery, dystans i granice, ale to nie było ważne. Uniosła spojrzenie nieco wyżej, gdy tak zmysłowo kusił, by zaraz potem posłać mu uśmiech i wtulić w jego dłoń, opuszczając swoje własne na ramiona mężczyzny, by to tam drażnić jego skórę swoimi paznokciami. Nie pozostawiała przykrych śladów, ale delikatne drapanie z pewnoscią było dla Ramseya wyczuwalne. To łaskotki? A może tylko prowokacja? Jakkolwiek to nazwać - stało się doskonałą odpowiedzą na każdą zagrywkę Mulcibera. -Nie mam duszy, ale kto wie - może ją odnajdziesz, a wtedy ci ją oddam bez zastanowienia, bo teraz? - zamilkła na moment i raz jeszcze poruszyła się bezczelnie, by po chwili odwrócić spojrzenie i przygryźć subtelnie dolną wargę. -To tylko mżonki i złudne pragnienia.
Zdecydowanie.
Spuściła nieznacznie wzrok na wargi Mulcibera, bo były na wyciągnięcie jej spierzchniętych ust. Zapragnęła w ułamku sekundy złożyć na nich ulotny pocałunek, ale nie odważyła się, bo szept wdzierał się w potarganą duszę, która łaknęła odrobiny ulotności i bliskości kogoś, kto nie wiedział o niczym, co się do tej pory z nią działo, ale on... Miał świadomość wszystkiego. To budziło w niej lęk, bo jeśli faktycznie tak było, to co mogło się z nią stać, kiedy zrobiłaby coś nieodpowiedniego? Nie widziała w nim despoty i tyrana, który brutalną siłą wymierzyłby sprawiedliwą karę za niecne uczynki, ale czy zrobiłby to w stosunku do kogoś takiego jak ona - kruchego, delikatnego i tak niewinnie tajemniczego? Owszem, bo oboje byli w swych strukturach na tyle skomplikowani, że sama Wenus i Adonis nie powstydziliby się na umiejętnościach, które połączone z ich niebywała urodą, zmiażdżyłyby wszechświat i pozostawiły po sobie jedynie zgliszcza.
-Oczywiście, że... - zawiesiła głos w niemej dwuznaczności, jakby nie umiała wydusić z siebie twardego zaprzeczenia na pytanie, które padło. Skupiała się na bodźcach, które serwował jej spragnienionemu ciału i umysłowi, błagającemu wręcz o to, by się nie zatrzymał. Oddychała spokojnie, ale z każdą mijającą chwilą robiła to coraz rzadziej i mniej stabilnie, bo traciła grunt pod nogami, a gdy tylko prześlizgnął dłońmi pod jej kolana i uniósł smukłe nogi na swoje kości biodrowe, jęknęła ledwie słyszalnie. Czuła narastające podniecenie, które pulsowało w jej żyłach i odbijało od siebie silne emocje, którymi katowała się od początku. Nigdy nie była nieczuła i choć lękała się tego, co się działo między nimi, pozwalała na więcej . Byli otuleni nocą, a żaden sekret nie miał prawa ujrzeć światła dziennego.
-Uchms...- mruknęła nieco głośniej, kiedy przestrzeń między ich twarzami zrobiła się większa niż powinna, a on opuszkami odnalazł piersi, które nieprzyzwyczajone do czucia w ten sposób kogokolwiek, reagowały bez konsultacji z jej umysłem. Każde muśnięcie o wrażliwą skórę skrytą pod koronkowym i satynowym odzieniem sprawiał niemałą przyjemności Katyi, które mógł wyczuć przy szybszym oddechu i głośniejszym biciu serca. Chłód pomieszczenia, a może zimno bijące od szyby było powodem, dla którego chciała uciec, ale nagle nogi nie współpracowały z głową. Dłonie mimowolnie sunęły po rękach, przegubach i ramionach Ramseya, by dotrzeć do jego przystojnej twarzy, na którą nie umiała patrzeć, ale robiła to mimo skrępowania i wstydu, który zalał jej dziewczęcą buzię. Bez świadomości tego, co mu czyniła, wbiła delikatnie paznokcie w policzki Mulcibera i przyciągnęła go do siebie, a opuszkami najmniejszych paluszków zahaczyła o wargi i poczęła rysować ich kształt, w którym zapraszała go do podjęcia się tańca, choć krótka komenda wcale nie brzmiała - panie proszą panów.
-Upokorzył mnie pan... Celowo czy nie - zrobił to, a ja musiałam zapanować nad złością, którą winnam przelać na ciebie, mój drogi - powiedziała głośniej, a irytaja była słyszalna w każdej sylabie. Nie zastanawiała się nad swoimi działaniami i kiedy byli tak niemiłosiernie blisko, przełamała kolejny próg, w którym stali się sobie jeszcze bliżsi. Ujęła subtelnie dolną wargę Ramseya między swoje i choć przypominało to pocałunek - wcale nim nie było. Serce łomotało w jej piersi i jak na tak przebieglą istotę, zmyliła zapewne narzeczonego, który nie mógł się spodziewać tego, co mu uczyniła chwilę później. Poczuł lekkie szczypnięcie? To tylko jej zęby, którymi zahaczyła o delikatną i wrażliwą tkankę, bez trudu przygryzając ją i czyniąc na niej niewidzialny dla postronnych ślad, który musiał mu przypominać, że został przypisany właśnie jej - Katyi Ollivander, a nie innej kobiecie. Odsunęła się bez trudu i koniuszkiem języka przesunęła wzdłuż górnej wargi, a spojrzenie mówiło - co złego to nie ja.
Atmosfera gęstniała, a nad nimi nie wisiały chmury, które zwiastowałyby przyjemną ulewę, ale kiedy się zbliżał i oddalał zaciskała na nim uda, by nie pozostawiał jej samej i odartej z części godności, którą był w stanie z niej zedrzeć całkiem - gdyby tylko chciał. Wykonując nieświadomie ruchy bioder, ocierała się o męskość narzeczonego, ale przecież dzielił ich materiał, który stanowił niemałą przeszkodę w poczuciu prawdziwej przyejmności i ekstazy; przepływającej niczym prądy w dzikiej kulminacji zderzenia cząsteczek i atomów. Przypominał o rzeczach, które nie miały dla niej znaczenia i zapewne chełpił się w tym, gdy karcił ją za to, że nie umiała być cicho, ale pomruki i pojękiwania wydobywały się z gardła Katyi samoistnie i nie potrafiła nad tym zapanować, gdy prowokował ją każdym możliwym gestem i ruchem, a ona tak bezczelnie wpijała swoje smukłe palce w jego twarz, by wreszcie złamać bariery.
-Mój Królu... - szepnęła wprost do ust Ramseya, gdy nazwał ją swoją Księżną i uśmiechnęła się pod nosem, bo to było dziwnie urocze, miłe, a może i na swój sposób perwersyjnie erotyczne? Patrzyła mu nieprzytomnie w oczy, bo przełamał bariery, dystans i granice, ale to nie było ważne. Uniosła spojrzenie nieco wyżej, gdy tak zmysłowo kusił, by zaraz potem posłać mu uśmiech i wtulić w jego dłoń, opuszczając swoje własne na ramiona mężczyzny, by to tam drażnić jego skórę swoimi paznokciami. Nie pozostawiała przykrych śladów, ale delikatne drapanie z pewnoscią było dla Ramseya wyczuwalne. To łaskotki? A może tylko prowokacja? Jakkolwiek to nazwać - stało się doskonałą odpowiedzą na każdą zagrywkę Mulcibera. -Nie mam duszy, ale kto wie - może ją odnajdziesz, a wtedy ci ją oddam bez zastanowienia, bo teraz? - zamilkła na moment i raz jeszcze poruszyła się bezczelnie, by po chwili odwrócić spojrzenie i przygryźć subtelnie dolną wargę. -To tylko mżonki i złudne pragnienia.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Pozwoliłby jej na to, aby stać się silną. Pozwoliłby jej na to, aby przeciwstawić się wszystkim innym i udowodnić swoją potęgę i władzę. Nie traktował niegdyś stanowiska żony jako kogoś istotnego, w końcu... zajmowała je kobieta, człowiek antropologicznie gorszego sortu, winny podległość mężczyźnie, z którego wedle pradawnych wierzeń otrzymała... żebro? Dlaczego więc żebro, a nie serce? Patrząc na Katyę wiedział, że inni patrzyli na nią dokładnie w ten sam sposób — z pożądaniem, pasją i pragnieniem posiadania. Cóż więc przyjemniejszego mógł sobie zapewnić, jak obiekt pożądania innych, zmienić go w swoją przyjaciółkę, powierniczkę emocji, pocieszycielkę? Skoro miała już być ż o n ą to nie chciał patrzeć na nią jak na kurwę, którą będzie posuwał każdej jednej nocy, a na kobietę, która rozbudzać w nim będzie pasje i szacunek. Dlatego właśnie wiedział, że cokolwiek nie zrobi z nim w tej chwili nie rzuci jej na łóżko w porywie próby zaspokojenia swoich zwierzęcych potrzeb. Wiedział, że nie wypełni jej szczelnie, nie pozbawi cnoty, nie zgwałci jej niewinności, choć oboje tego chcieli. I nie robił tego dla niej, a dla siebie, aby dostrzegać w niej coś więcej niż tylko dziurę pomiędzy zgrabnymi udami.
— Ja? Kiedy? Jakbym śmiał... — szepnął szczerze i wyraźnie zaskoczony, marszcząc brwi. Nim jednak zdążyła mu odpowiedzieć już kąsała jego dolną wargę, która nagle pękła pod wpływem jej ostrych ząbków, a mało subtelne ukłucie spowodowało, że odruchowo zmrużył oczy. Kilka kropel krwi spłynęło na jego wargę, choć szybko oblizał ją, zwilżając jedynie drobną rankę. Była zdolna do zadawania bólu? tego się po niej nie spodziewał, więc wlepiał w nią swoje uważnie spojrzenie, a pierś mu się zapadła w jakimś nagłym napływie pożądania, które u niego wyzwoliła. Poruszała się subtelnie, wręcz wierciła niemiłosiernie, prowokując go lub nie mogąc znieść jego własnej prowokacji.
Została więc jego Księżną, Kobietą, która miała władać terenami jego ciała, tymi, które właśnie teraz zagrabia dla siebie. Zacisnął więc dłoń na jej piersi, zatrzymując sutek pomiędzy palcami, jednocześnie odsuwając twarz od niej, aby wysunąć się z jej subtelnego uścisku. Uczynił to powoli, nie narwanie, jakby było w jego przypadku prawdopodobne, by zatrzymać ją przy sobie, nie pozwalać aby napięcie, które rodziło się w ich trzewiach opadło. Skoro więc dzielił ich materiał mógł sobie na wiele pozwolić i tak jak ona ocierała się o niego, tak i on zaznaczał wyraźnie swoją obecność pomiędzy jej nogami lekko dociskając się do jej spojenia i odsuwając. Nie mógł przez materiał spodni, a także rozporek czuć jej zbyt dokładnie, ale intuicyjnie przesuwał sobą materiał jej bielizny w każdym najdrobniejszym ruchu, dokładnie tak jak ona to czyniła wiercąc się na parapecie. Grał z nią w tę samą grę, w której jednak to ona była najbardziej wodzona na pokuszenie, kiedy cienki materiał koronkowych majtek tarł jej delikatną skórę i najwrażliwsze miejsca w kobiecym ciele.
— Każdy jakąś ma. Nie ukrywaj jej przede mną— szepnął w odpowiedzi i lekko odchylił tułów w tył, by ująć ją pod kolana i ułożyć jej nogi wzdłuż własnych żeber. Nie było to jednak jego celem więc oparł się o kolana i niczym dźwignie przesunął je w przód, zbliżając do jej własnej klatki piersiowej, składając ją w pół, przez co gdy zbliżył się do niej jeszcze bardziej nie mogła już odbywać erotycznego tańca na jego biodrach, nie mogła kontrolować ruchów i nęcić go i prowokować.
— Czego pragniesz więc... skoro już o tym mowa?— spytał i uniósł brew, patrząc jej prosto w oczy. Lubieżny uśmiech wykrzywił jego pełne, nieco rozchylone wargi, brudne z krwi, której była powodem. — tak myślałem— odpowiedział za nią i zbliżył się, by przysunąć do jej szyi, wciąż napierając dłońmi na kolana i nadstawiając ją bliżej siebie. Przywarł ustami do jej skóry, pozostawiając na niej resztki nieco zaschniętej, bordowej cieczy, która nabierała głębi czerni powoli, a zębami wpił się w jej aortę w czymś, co nie będąc ugryzieniem dalekie było od romantycznego pocałunku. Pozostawił jednak po sobie karmazynowy ślad, który winna kolejnego dnia zasłonić apaszką, nim zacznie przypominać siniaka, pierwszego w ich wspólnej przygodzie jakiego jej zapewnił. Zsunął się jednak do jej obojczyków, gdzie kończyła się koronkowa szata zakrywająca jaj piersi, lecz nie zamierzał z tym nic zrobić. Drażniąco podążał wzdłuż wykończenia materiału, nie mogąc bez jej pozwolenia wniknąć nigdzie dalej.
To dłonie jednak zmieniły swoje miejsce. Zsunęły się w dół, na wewnętrzną stronę ud, siłą parcia rozsuwając je jeszcze szerzej, aż jej ciało napotkało bolesny opór, niemoc, która nigdy wcześniej w niczym jej nie przeszkadzała. Nagle okazało się jednak, że ciało ma ograniczenia, a on był tym, który jej to pokazał. Satyna, koronka, skóra niczym jedwab. Opuszki palców badały tak wiele faktur pod sobą, lecz to naciągnięte ścięgna tuż przy spojeniu jej ud wydawały się najciekawsze. Mocno napięte, nieco drżące, prowadzące gdzieś do miejsca skrytego pod bielizną. Powodził jednak nimi nie zrażając się niczym, a gdy droga kończyła się palce ułożył na jej newralgicznym punkcie, tak łatwo wyczuwalnym pomimo tego, co ich dzieliło.
Oderwał się od jej piersi, by spojrzeć w dół, na to jak widocznie jej mięśnie napinają się pod każdym jego ruchem, choć zaledwie palcami smyrał śliski materiał pomiędzy jej nogami. Był przyjemnie wilgotny , lecz on tylko głaskał ją w ten czuły i subtelny sposób, aż dotarł do drobnej kuleczki, którą jego palce tak łatwo rozpoznały.
— Czyżbym odnalazł Twoją duszę, moja droga?— spytał z nutką drwiny i spoważniał, wydychając głośno powietrze z płuc. — Och?— mruknął cicho, patrząc na nią z podnieceniem, obserwując jej reakcje i to, co się z nią działo właśnie teraz.
— Ja? Kiedy? Jakbym śmiał... — szepnął szczerze i wyraźnie zaskoczony, marszcząc brwi. Nim jednak zdążyła mu odpowiedzieć już kąsała jego dolną wargę, która nagle pękła pod wpływem jej ostrych ząbków, a mało subtelne ukłucie spowodowało, że odruchowo zmrużył oczy. Kilka kropel krwi spłynęło na jego wargę, choć szybko oblizał ją, zwilżając jedynie drobną rankę. Była zdolna do zadawania bólu? tego się po niej nie spodziewał, więc wlepiał w nią swoje uważnie spojrzenie, a pierś mu się zapadła w jakimś nagłym napływie pożądania, które u niego wyzwoliła. Poruszała się subtelnie, wręcz wierciła niemiłosiernie, prowokując go lub nie mogąc znieść jego własnej prowokacji.
Została więc jego Księżną, Kobietą, która miała władać terenami jego ciała, tymi, które właśnie teraz zagrabia dla siebie. Zacisnął więc dłoń na jej piersi, zatrzymując sutek pomiędzy palcami, jednocześnie odsuwając twarz od niej, aby wysunąć się z jej subtelnego uścisku. Uczynił to powoli, nie narwanie, jakby było w jego przypadku prawdopodobne, by zatrzymać ją przy sobie, nie pozwalać aby napięcie, które rodziło się w ich trzewiach opadło. Skoro więc dzielił ich materiał mógł sobie na wiele pozwolić i tak jak ona ocierała się o niego, tak i on zaznaczał wyraźnie swoją obecność pomiędzy jej nogami lekko dociskając się do jej spojenia i odsuwając. Nie mógł przez materiał spodni, a także rozporek czuć jej zbyt dokładnie, ale intuicyjnie przesuwał sobą materiał jej bielizny w każdym najdrobniejszym ruchu, dokładnie tak jak ona to czyniła wiercąc się na parapecie. Grał z nią w tę samą grę, w której jednak to ona była najbardziej wodzona na pokuszenie, kiedy cienki materiał koronkowych majtek tarł jej delikatną skórę i najwrażliwsze miejsca w kobiecym ciele.
— Każdy jakąś ma. Nie ukrywaj jej przede mną— szepnął w odpowiedzi i lekko odchylił tułów w tył, by ująć ją pod kolana i ułożyć jej nogi wzdłuż własnych żeber. Nie było to jednak jego celem więc oparł się o kolana i niczym dźwignie przesunął je w przód, zbliżając do jej własnej klatki piersiowej, składając ją w pół, przez co gdy zbliżył się do niej jeszcze bardziej nie mogła już odbywać erotycznego tańca na jego biodrach, nie mogła kontrolować ruchów i nęcić go i prowokować.
— Czego pragniesz więc... skoro już o tym mowa?— spytał i uniósł brew, patrząc jej prosto w oczy. Lubieżny uśmiech wykrzywił jego pełne, nieco rozchylone wargi, brudne z krwi, której była powodem. — tak myślałem— odpowiedział za nią i zbliżył się, by przysunąć do jej szyi, wciąż napierając dłońmi na kolana i nadstawiając ją bliżej siebie. Przywarł ustami do jej skóry, pozostawiając na niej resztki nieco zaschniętej, bordowej cieczy, która nabierała głębi czerni powoli, a zębami wpił się w jej aortę w czymś, co nie będąc ugryzieniem dalekie było od romantycznego pocałunku. Pozostawił jednak po sobie karmazynowy ślad, który winna kolejnego dnia zasłonić apaszką, nim zacznie przypominać siniaka, pierwszego w ich wspólnej przygodzie jakiego jej zapewnił. Zsunął się jednak do jej obojczyków, gdzie kończyła się koronkowa szata zakrywająca jaj piersi, lecz nie zamierzał z tym nic zrobić. Drażniąco podążał wzdłuż wykończenia materiału, nie mogąc bez jej pozwolenia wniknąć nigdzie dalej.
To dłonie jednak zmieniły swoje miejsce. Zsunęły się w dół, na wewnętrzną stronę ud, siłą parcia rozsuwając je jeszcze szerzej, aż jej ciało napotkało bolesny opór, niemoc, która nigdy wcześniej w niczym jej nie przeszkadzała. Nagle okazało się jednak, że ciało ma ograniczenia, a on był tym, który jej to pokazał. Satyna, koronka, skóra niczym jedwab. Opuszki palców badały tak wiele faktur pod sobą, lecz to naciągnięte ścięgna tuż przy spojeniu jej ud wydawały się najciekawsze. Mocno napięte, nieco drżące, prowadzące gdzieś do miejsca skrytego pod bielizną. Powodził jednak nimi nie zrażając się niczym, a gdy droga kończyła się palce ułożył na jej newralgicznym punkcie, tak łatwo wyczuwalnym pomimo tego, co ich dzieliło.
Oderwał się od jej piersi, by spojrzeć w dół, na to jak widocznie jej mięśnie napinają się pod każdym jego ruchem, choć zaledwie palcami smyrał śliski materiał pomiędzy jej nogami. Był przyjemnie wilgotny , lecz on tylko głaskał ją w ten czuły i subtelny sposób, aż dotarł do drobnej kuleczki, którą jego palce tak łatwo rozpoznały.
— Czyżbym odnalazł Twoją duszę, moja droga?— spytał z nutką drwiny i spoważniał, wydychając głośno powietrze z płuc. — Och?— mruknął cicho, patrząc na nią z podnieceniem, obserwując jej reakcje i to, co się z nią działo właśnie teraz.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Dlaczego Katya Ollivander doszukiwała się w Ramseyu swojego ocalenia? Czystego i nieskażonego złem? Mógł stać się jej nadzieją, ratunkiem i wszystkim, czego pragnęła przez ostatnie lata, gdy szukała dla siebie wybawienia przed kolejnym ciosem i ograniczeniem. Nie miała pojęcia, że teraz jest pięknym kłamstwem, któremu pozwalała otulać swe wątłe ramiona każdym subtelnym dotykiem, muśnięciem i słowem jakie budziło w niej wstyd przed tym, że miała czelność posunąć się dalej niż powinna. Nie oponował jednak przed tym, że zjawiła się niczym senna mara i bez trudu dotarła smukłymi palcami do miejsc, które winny być jej zakazane aż do dnia, w którym nie powie sakramentalnego tak. Szukała w nim partnera dla siebie, kochanka i przyjaciela, a nie kogoś komu będzie bezwarunkowo podległa - jak suka, która nie ma własnego zdania. Gdyby tylko zapytał, czy jest teraz gotowa przysiąc mu lojalność i wierność, odpowiedziałaby twierdząco. Nie chciała go zwodzić względem emocji, które tak często były przyczyną duchowego samobójstwa jakie popełniała w samotności, ale dziś? Wszystko uległo diametralnej zmianie, a tej nie była w stanie uzasadnić niczym, gdy w jego szerokich ramionach odnajdywała ukojenie dla stłamszonej duszy, która dzięki niemu mogła wzlecieć w niebosa i oświadczyć, że znalazła pana umysłu i ciała, którym stawał się z każdą mijającą chwilą.
-Po... Po... - jęknęła wprost do jego ust, gdy zdała sobie sprawę, że zadała mu ból i była gotowa, by przyjąć karcące słowa i sprzeciw na to, czego się dopuściła. -Pozwolił pan dotykać się innej i było to... Och... - szepnęła cichutko, gdy znów przylgnął do jej ciała i nie była świadoma tego, co z nią wyprawiał, bo przecież bawił się na swój pokręcony sposób, a ona? Bardziej lub mniej umiejętnie odpowiadała na zaczepki, które mogły im się spodobać. -Niezwykle przykre i upokarzające... - dodała już niemal bez otwierania warg spomiędzy, których ulatywały niewyraźne dźwięki. Oddychała głęboko i reagowała na tę jakże wysublimowaną bliskość, bo była dla niej wyzwaniem i potrzebą, o którą prosiła samego Merlina latami i dostała to w najmniej oczekiwanym momencie.
Uniosła nieprzytomne spojrzenie na Mulcibera, bo próbowała odszukać w jego tęczówkach złość i irytację, ale nie dostrzegała jej, toteż uśmiechnęła się figlarnie, by miał pewność, że to wszystko co robili, przypadło jej do gustu. Nie czuła dyskomfortu, ani tym bardziej jakiejkolwiek presji, bo to było dobre. Może nawet niezwykłe, a wirowanie w głowie stało się tylko reakcją na każdy bodziec, który odbierała ze zdwojoną siłą. Swobodne ruchy bioder były naturalne, bo kiedy on prześlizgiwał się dłońmi po odsłoniętej, wrażliwej skórze i zahaczał o piersi ukryte w koronce, potrzebowała wywrzeć na sobie uczucie niedosytu, a cóż było lepsze od prowokacji, którą dawała mu swoim ciałem? Był jednak dominujący, a ona w potrzasku niczym łania musiała się słuchać, choć tak rzadko potrafiła ulegle oddać się władzy innej osoby, ale on? Był w tym perfekcyjny i to dlatego, gdy spojrzenie mężczyzny paliło ją od wewnątrz, Katya zapadała się w sobie niczym mała dziewczynka, która prosiła o wskazanie drogi. Szukała jej po omacku, bo przecież nie było niczego piękniejszego, gdy narastające podniecenie rozrywało ją wręcz na strzępy i szukało ujścia, kiedy tak całym sobą przylegał do niej, a z jej spierzchniętych usteczek wyrywały się krótkie jęki.
-Pragnę... - nie zdążyła odpowiedzieć, bo zaraz potem uniemożliwył dziewczęciu każdy ruch, gdy naparł na nią jeszcze bardziej, a ona? Cóż, musiała poddać się woli Mulcibera, gdy zablokował jej ciało, które powoli budziło bariery i ograniczenia. Nie rozsunęła ud i nie dała do siebie jeszcze większego dostępu, a przecież to było bardzo proste i nie wymagało szczególnej pracy, czyż nie? Potrzebowałą zapewnienia, że to nie moment wypchnięcia jej przez okno, ale nim zdążyła cokolwiek powiedzieć...
-Auuu, Ramsey! - krzyknęła nad wyraz głośno, a jej oddech mimowolnie się spłycił, gdy zębami zahaczył o delikatną skórę. Odchyliła głowę jeszcze bardziej w tył, dając tym samym lepszy dostęp do swojej szyi, która błagała o pieszczoty i subtelne pocałunki, ale przecież siny ślad, który tam się pojawi nie będzie oznaką delikatności, czyż nie? Nabrała powietrza w płuca i poddawała się ulotnej grze zmysłów, która wywoływała w niej najbardziej ukryte podniety i pragnienia. Budziły się na nowo do życia i myśli związane z każdym kolejnym razem dopiero rodziły się od samego początku. Znała smak wypełniającej ekstazy, ale to na co się odważył Mulciber było istną katuszą, bo przecież bliskość z Percivalem była czymś innym, prawda? Uniosła prawą dłoń do twarzy mężczyzny, a zaraz potem wplotła smukłe palce w jego włosy, gdy pocałunkami zszedł na jej piersi. Oddychała głęboko, ciężko i sprawiała wrażenie osoby, która znajduje się w innym świecie; czy była mu za to wdzięczna? Och, tak - raz po raz pozwalając na dotyk, którego jutrzejszego poranka będzie się wstydzić i spróbuje zapomnieć, ale dlaczego miała oszukiwać samą siebie? Pomruki, a także te słodkie jęki informujące, że jest jej dobrze były całkowicie naturalne i zupełnie nieświadome, bo Mulciber zdobył się na ofiarowanie rozkoszy, którą dziewczyna chciała mu oddać w nadmiarze, tylko nie potrafiła. Mimo, że nie była czysta i pławiła się w ulotnej niewinności, nie miała pojęcia co jest dla niego dobre, co dałoby mu ten sam wymiar przyjemności, bo... Nie była doświadczona. Myślała jednak o wszystkim, co mogło im dać frajdę, toteż jej myśli skierowały się ku męskości, którą jeszcze chwilę temu czuła tak doskonale, ale teraz gdy znalazły się na jej kobiecości palce narzeczonego, a umiejętność gry na niej jak na najlepszej harfie zaczęła przyczyniać się do poczucia czegoś innego, intensywniejszego i nieznanego, wydała z siebie głuchy krzyk, który przerwało pukanie do drzwi. Nie zdążyła odpowiedzieć na bezczelne pytanie, więc nieświadomie kiwnęła głową jakby przytakując na odpowiedź potwierdzając jego odkrycie. Rzeczywistość jej nie interesowała. Nie słyszała dźwięków, które wytwarzała czyjaś obecność za ścianą, bo była całkowicie skupiona na tym, co z nią robił i jak oddziaływał na wrażliwe miejsca całym sobą, aż w końcu głos ojca dobył ich uszu. Otwarła szeroko oczy, gdy Ramsey tak doskonale się z nią bawił i prowokował, a ona nie potrafiła zatrzymać w sobie podniecenia, które próbowało znaleźć drogę ujścia.
-Panie Mulciber... - rozbrzmiał głos sir Ollivandera, gdy Katya w tym samym czasie wlepiała przerażone spojrzenie w narzeczonego, z trudem łapiąc się na tym, że fala rozkoszy wypełniała jej kanaliki nerwowe. -Wszystko w porządku? - łzy zbierały się w kącikach oczu szlachcianki i po chwili zaczęły spływać po policzkach, gdy osiągnęła niespodziewanie orgazm, nad którym nie panowała. Oddychała z trudem i modliła się w duchu, by głucha cisza rozbrzmiała na korytarzu, jakby to było jedyne zapewnienie, że jest w stanie wyjść z tej sypialni i na drżących nogach zawędrować do swojego pokoju, gdzie spróbuje przestać myśleć o tym, co jej uczynił.
-Po... Po... - jęknęła wprost do jego ust, gdy zdała sobie sprawę, że zadała mu ból i była gotowa, by przyjąć karcące słowa i sprzeciw na to, czego się dopuściła. -Pozwolił pan dotykać się innej i było to... Och... - szepnęła cichutko, gdy znów przylgnął do jej ciała i nie była świadoma tego, co z nią wyprawiał, bo przecież bawił się na swój pokręcony sposób, a ona? Bardziej lub mniej umiejętnie odpowiadała na zaczepki, które mogły im się spodobać. -Niezwykle przykre i upokarzające... - dodała już niemal bez otwierania warg spomiędzy, których ulatywały niewyraźne dźwięki. Oddychała głęboko i reagowała na tę jakże wysublimowaną bliskość, bo była dla niej wyzwaniem i potrzebą, o którą prosiła samego Merlina latami i dostała to w najmniej oczekiwanym momencie.
Uniosła nieprzytomne spojrzenie na Mulcibera, bo próbowała odszukać w jego tęczówkach złość i irytację, ale nie dostrzegała jej, toteż uśmiechnęła się figlarnie, by miał pewność, że to wszystko co robili, przypadło jej do gustu. Nie czuła dyskomfortu, ani tym bardziej jakiejkolwiek presji, bo to było dobre. Może nawet niezwykłe, a wirowanie w głowie stało się tylko reakcją na każdy bodziec, który odbierała ze zdwojoną siłą. Swobodne ruchy bioder były naturalne, bo kiedy on prześlizgiwał się dłońmi po odsłoniętej, wrażliwej skórze i zahaczał o piersi ukryte w koronce, potrzebowała wywrzeć na sobie uczucie niedosytu, a cóż było lepsze od prowokacji, którą dawała mu swoim ciałem? Był jednak dominujący, a ona w potrzasku niczym łania musiała się słuchać, choć tak rzadko potrafiła ulegle oddać się władzy innej osoby, ale on? Był w tym perfekcyjny i to dlatego, gdy spojrzenie mężczyzny paliło ją od wewnątrz, Katya zapadała się w sobie niczym mała dziewczynka, która prosiła o wskazanie drogi. Szukała jej po omacku, bo przecież nie było niczego piękniejszego, gdy narastające podniecenie rozrywało ją wręcz na strzępy i szukało ujścia, kiedy tak całym sobą przylegał do niej, a z jej spierzchniętych usteczek wyrywały się krótkie jęki.
-Pragnę... - nie zdążyła odpowiedzieć, bo zaraz potem uniemożliwył dziewczęciu każdy ruch, gdy naparł na nią jeszcze bardziej, a ona? Cóż, musiała poddać się woli Mulcibera, gdy zablokował jej ciało, które powoli budziło bariery i ograniczenia. Nie rozsunęła ud i nie dała do siebie jeszcze większego dostępu, a przecież to było bardzo proste i nie wymagało szczególnej pracy, czyż nie? Potrzebowałą zapewnienia, że to nie moment wypchnięcia jej przez okno, ale nim zdążyła cokolwiek powiedzieć...
-Auuu, Ramsey! - krzyknęła nad wyraz głośno, a jej oddech mimowolnie się spłycił, gdy zębami zahaczył o delikatną skórę. Odchyliła głowę jeszcze bardziej w tył, dając tym samym lepszy dostęp do swojej szyi, która błagała o pieszczoty i subtelne pocałunki, ale przecież siny ślad, który tam się pojawi nie będzie oznaką delikatności, czyż nie? Nabrała powietrza w płuca i poddawała się ulotnej grze zmysłów, która wywoływała w niej najbardziej ukryte podniety i pragnienia. Budziły się na nowo do życia i myśli związane z każdym kolejnym razem dopiero rodziły się od samego początku. Znała smak wypełniającej ekstazy, ale to na co się odważył Mulciber było istną katuszą, bo przecież bliskość z Percivalem była czymś innym, prawda? Uniosła prawą dłoń do twarzy mężczyzny, a zaraz potem wplotła smukłe palce w jego włosy, gdy pocałunkami zszedł na jej piersi. Oddychała głęboko, ciężko i sprawiała wrażenie osoby, która znajduje się w innym świecie; czy była mu za to wdzięczna? Och, tak - raz po raz pozwalając na dotyk, którego jutrzejszego poranka będzie się wstydzić i spróbuje zapomnieć, ale dlaczego miała oszukiwać samą siebie? Pomruki, a także te słodkie jęki informujące, że jest jej dobrze były całkowicie naturalne i zupełnie nieświadome, bo Mulciber zdobył się na ofiarowanie rozkoszy, którą dziewczyna chciała mu oddać w nadmiarze, tylko nie potrafiła. Mimo, że nie była czysta i pławiła się w ulotnej niewinności, nie miała pojęcia co jest dla niego dobre, co dałoby mu ten sam wymiar przyjemności, bo... Nie była doświadczona. Myślała jednak o wszystkim, co mogło im dać frajdę, toteż jej myśli skierowały się ku męskości, którą jeszcze chwilę temu czuła tak doskonale, ale teraz gdy znalazły się na jej kobiecości palce narzeczonego, a umiejętność gry na niej jak na najlepszej harfie zaczęła przyczyniać się do poczucia czegoś innego, intensywniejszego i nieznanego, wydała z siebie głuchy krzyk, który przerwało pukanie do drzwi. Nie zdążyła odpowiedzieć na bezczelne pytanie, więc nieświadomie kiwnęła głową jakby przytakując na odpowiedź potwierdzając jego odkrycie. Rzeczywistość jej nie interesowała. Nie słyszała dźwięków, które wytwarzała czyjaś obecność za ścianą, bo była całkowicie skupiona na tym, co z nią robił i jak oddziaływał na wrażliwe miejsca całym sobą, aż w końcu głos ojca dobył ich uszu. Otwarła szeroko oczy, gdy Ramsey tak doskonale się z nią bawił i prowokował, a ona nie potrafiła zatrzymać w sobie podniecenia, które próbowało znaleźć drogę ujścia.
-Panie Mulciber... - rozbrzmiał głos sir Ollivandera, gdy Katya w tym samym czasie wlepiała przerażone spojrzenie w narzeczonego, z trudem łapiąc się na tym, że fala rozkoszy wypełniała jej kanaliki nerwowe. -Wszystko w porządku? - łzy zbierały się w kącikach oczu szlachcianki i po chwili zaczęły spływać po policzkach, gdy osiągnęła niespodziewanie orgazm, nad którym nie panowała. Oddychała z trudem i modliła się w duchu, by głucha cisza rozbrzmiała na korytarzu, jakby to było jedyne zapewnienie, że jest w stanie wyjść z tej sypialni i na drżących nogach zawędrować do swojego pokoju, gdzie spróbuje przestać myśleć o tym, co jej uczynił.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Jej słowa poprowadziły go w stronę polowania, które niemalże wymazał z pamięci, bo to wtedy Cassiopeia bez ogródek, publicznie wsunęła mu dłonie pod koszulkę i zarysowała paznokciami plecy, po których szczęśliwie dziś już nie było śladu, a jeśli nawet to ledwie widoczne. To sprawiło, że zamyślił się, więc i zwolnił w swoich ruchach, odszukując w pamięci twarz panny Ollivander, lecz dopiero na wernisażu miał przeczucie, że to właśnie o n a. Jego narzeczona. Kobieta, którą ktoś jej przypisał. Czy więc przejmował się tym na polowaniu? Skąd, w ogóle do głowy mu to nie przyszło.
— Wolałabyś, żebym ją odepchnął i upokorzył? Nawet nie wiedziałem, że tam jesteś, moja droga, a kwestia narzeczonej...—mi zwisała zupełnie— pozostawała mi obojętna. — Przyznał szczerze, spoglądając jej w oczy, ale po chwili się uśmiechnął, jakby miał na to jakąś radę. — Chciałabyś mnie za to ukarać?
To nuta rozbawienia przez niego przemawiała, ale jego palce nie przestały gładzić satynowego materiału okalającego jej ciało i wzbraniającego mu wejścia do jej królestwa. Dopiero jej krzyk sprawił, że przywarł dłonią do jej warg i zatkał jej usta. "Shh" wypłynęło z jego warg podparte karcącym spojrzeniem, bo przecież musieli zachowywać się bezszelestnie, chyba, że chcieli się spotkać z naganą ojca, który z pewnością nie patrzyłby przychylnie na ich oboje za to, ze urządzili sobie nocne schadzki pod jego czujnym okiem.
Czy Katya, przychodząc do jego sypialni wiedziała, że wszystko się tak skończy? Czy tego właśnie pragnęła, czy to chciała poznać, nawiedzając go po kolacji? Tylko ona sama to wiedziała, choć Mulciber uznawał za pewnik. Z przyjemnością więc oddawał się jej pieszczocie, którą było wplatanie palców w jego przydługie włosy. To zawsze było miłe, inne od zwykłego, perwersyjnego dotyku, kiedy palce zaciskały się i odciągały głowę od swojego celu. To było jak pocałunek, subtelne, z jakiegoś powodu wyjątkowe i tak mało praktykowane w mulciberowym życiu. Zatracał się więc w swoich ruchach i działaniach, oddając jej to, co mogła dostać w danej chwili, aby przeżywała swoją ekstazę i rozkosz w pełni. Przynajmniej dziś, przynajmniej teraz dając jej względną kontrolę i możliwość do robienia tego, czego chciała — choć wcale nie wiedziała.
Pukanie do drzwi i brzmienie jego nazwiska, na moment odwróciło jego uwagę od Katyi, której mięśnie napięły się momentalnie, a zgięte w kolanach nogi zadrżały. Ich spojrzenie się skrzyżowało, a gdy je oczy się zeszkliły nie był pewien, czy to wynik strachu przed ojcem, czy tego, co właśnie przeżywała. Dlatego skupił się na niej, rozchylając lekko wargi i patrząc na piękno, które miał przed sobą, na piękno, które rozpada się na kawałki w dziwnym szoku i zdumieniu. To fascynacja pojawiła się na jego twarzy, ale i zadowolenie.
Zdawał się niemiłosiernie zwlekać z odpowiedzią, choć doskonale słyszał zarówno pukanie, jak i głos lorda. Patrzył na Katyę, która zaczęła płakać, patrząc na niego z dziwnego rodzaju przerażeniem?, niepewnością. Lecz i on oddychał głęboko, czując pożądanie, które dziś miało zostać uśpione pomimo wszystko. Uśmiechnął się subtelnie na jej rozdygotanie i reakcję, której się nie spodziewał, jakby nie był pewien, czy jej łzy były dobrą oznaką, choć w głębi duszy doskonale wiedział, że musiało być jej dobrze, a to jedynie fala emocji, z którą nie umiała sobie poradzić. Tak nowa, nieznana, że zamieniała się w wewnętrzny ból, pulsujący w trzewiach, w jej newralgicznych miejscach, ogłupiający i dziki, który ustał dopiero, gdy pozwoliła sobie na szczytowanie.
Pochylił się nad nią, aby ucałować ją w środek czoła niczym ojciec córkę, okazując dumę i zadowolenie, kciukiem przecierając jeden policzek z łez.
— Księżna — szepnął jeszcze, spoglądając na nią w trudnym do określenia wyrazie i zadarł brodę wyżej, bo przyglądał jej się z zainteresowaniem i ciekawością. — Będziesz mieć przez to kłopoty — bardziej stwierdził niż spytał i pokiwał głową, odsuwając się w końcu. Westchnął głośno i jeszcze donośniej odpowiedział drzwiom:— Sekundę, sir .
Zwłoka była oznaką braku szacunku, lecz nie zamierzał lecieć do klamki jak na złamanie karku tylko dlatego, że jej ojciec zwabiony jej jękami stawił się pod drzwiami. Co miał mu bowiem powiedzieć? Że mu się przesłyszało? Że wszystko okej, po prostu wyczarował sobie iluzję, która zdawała się być jak żywa? Czy może wprost przyznać, że bałamucił jego córkę pod jego dachem tuż przed ślubem?
Odchrząknął i poprawił spodnie, które teraz zdawały się cholernie ciasne z wiadomych względów, ale musiałby myśleć o najobrzydliwszych rzeczach, aby zwolnić swoje podniecenie. Zignorowawszy to więc ruszył do drzwi, sięgając też po różdżkę, która leżała na ziemi zrzucona przy którymś z ruchów panny Ollivander, gdy poruszała się na jego biodrach w erotycznym tańcu.
— Lordzie — powiedział głośno, szeroko otwierając drzwi, pewnie na tyle, że i rozdygotana Katya siedząca na parapecie stała się widoczna. — Oczywiście, wszystko w porządku. Właśnie pokazywałem twojej córce uroki życia małżeńskiego. Jest... niezła — powiedział z rozbawieniem i wyszczerzył się szeroko, opierając częścią piersi o drzwi. Wciąż pozostawał bez koszuli, ale wcale mu to nie przeszkadzało, podobnie jak zmierzwione włosy. — Och, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, lordzie Ollivander... ale przecież dałeś mi pozwolenie na to, by ją bić. Rozumiem, że nauka obowiązków małżeńskich nie jest niczym bardziej gorszącym — dodał jeszcze poważniejąc i przewrócił oczami w tak chłopięcy i irracionalny sposób. Mina ojca Katyi musiała być bezcenna, podobnie jak i samej Księżnej, ale nie skupiał się na tym wcale, bo nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Mulciber odsunął się od drzwi i wymierzył w niego różdżką.
Nie będziesz pamiętał o krzyku, o jękach i pomrukach, jakie wychodziły z tego pokoju; nie będziesz pamiętał głosu swojej córki po zmroku. To troska o wygodę gościa przygnała Cię do mojego pokoju i tylko dlatego tu teraz jesteś i pytasz czy wszystko w porządku.
— Obliviate— szepnął, poważniejąc, a gdy zaklęcie ugodziło w lorda, schował różdżkę za siebie i przymknął drzwi, zasłaniając przy tym Katyę. — To niezwykle uprzejme z pana strony, sir. Niczego mi nie potrzeba. Dobrej nocy życzę— odpowiedział już z tym samym zachowawczym uśmiechem, który był trudny do odgadnięcia.
— Wolałabyś, żebym ją odepchnął i upokorzył? Nawet nie wiedziałem, że tam jesteś, moja droga, a kwestia narzeczonej...—mi zwisała zupełnie— pozostawała mi obojętna. — Przyznał szczerze, spoglądając jej w oczy, ale po chwili się uśmiechnął, jakby miał na to jakąś radę. — Chciałabyś mnie za to ukarać?
To nuta rozbawienia przez niego przemawiała, ale jego palce nie przestały gładzić satynowego materiału okalającego jej ciało i wzbraniającego mu wejścia do jej królestwa. Dopiero jej krzyk sprawił, że przywarł dłonią do jej warg i zatkał jej usta. "Shh" wypłynęło z jego warg podparte karcącym spojrzeniem, bo przecież musieli zachowywać się bezszelestnie, chyba, że chcieli się spotkać z naganą ojca, który z pewnością nie patrzyłby przychylnie na ich oboje za to, ze urządzili sobie nocne schadzki pod jego czujnym okiem.
Czy Katya, przychodząc do jego sypialni wiedziała, że wszystko się tak skończy? Czy tego właśnie pragnęła, czy to chciała poznać, nawiedzając go po kolacji? Tylko ona sama to wiedziała, choć Mulciber uznawał za pewnik. Z przyjemnością więc oddawał się jej pieszczocie, którą było wplatanie palców w jego przydługie włosy. To zawsze było miłe, inne od zwykłego, perwersyjnego dotyku, kiedy palce zaciskały się i odciągały głowę od swojego celu. To było jak pocałunek, subtelne, z jakiegoś powodu wyjątkowe i tak mało praktykowane w mulciberowym życiu. Zatracał się więc w swoich ruchach i działaniach, oddając jej to, co mogła dostać w danej chwili, aby przeżywała swoją ekstazę i rozkosz w pełni. Przynajmniej dziś, przynajmniej teraz dając jej względną kontrolę i możliwość do robienia tego, czego chciała — choć wcale nie wiedziała.
Pukanie do drzwi i brzmienie jego nazwiska, na moment odwróciło jego uwagę od Katyi, której mięśnie napięły się momentalnie, a zgięte w kolanach nogi zadrżały. Ich spojrzenie się skrzyżowało, a gdy je oczy się zeszkliły nie był pewien, czy to wynik strachu przed ojcem, czy tego, co właśnie przeżywała. Dlatego skupił się na niej, rozchylając lekko wargi i patrząc na piękno, które miał przed sobą, na piękno, które rozpada się na kawałki w dziwnym szoku i zdumieniu. To fascynacja pojawiła się na jego twarzy, ale i zadowolenie.
Zdawał się niemiłosiernie zwlekać z odpowiedzią, choć doskonale słyszał zarówno pukanie, jak i głos lorda. Patrzył na Katyę, która zaczęła płakać, patrząc na niego z dziwnego rodzaju przerażeniem?, niepewnością. Lecz i on oddychał głęboko, czując pożądanie, które dziś miało zostać uśpione pomimo wszystko. Uśmiechnął się subtelnie na jej rozdygotanie i reakcję, której się nie spodziewał, jakby nie był pewien, czy jej łzy były dobrą oznaką, choć w głębi duszy doskonale wiedział, że musiało być jej dobrze, a to jedynie fala emocji, z którą nie umiała sobie poradzić. Tak nowa, nieznana, że zamieniała się w wewnętrzny ból, pulsujący w trzewiach, w jej newralgicznych miejscach, ogłupiający i dziki, który ustał dopiero, gdy pozwoliła sobie na szczytowanie.
Pochylił się nad nią, aby ucałować ją w środek czoła niczym ojciec córkę, okazując dumę i zadowolenie, kciukiem przecierając jeden policzek z łez.
— Księżna — szepnął jeszcze, spoglądając na nią w trudnym do określenia wyrazie i zadarł brodę wyżej, bo przyglądał jej się z zainteresowaniem i ciekawością. — Będziesz mieć przez to kłopoty — bardziej stwierdził niż spytał i pokiwał głową, odsuwając się w końcu. Westchnął głośno i jeszcze donośniej odpowiedział drzwiom:— Sekundę, sir .
Zwłoka była oznaką braku szacunku, lecz nie zamierzał lecieć do klamki jak na złamanie karku tylko dlatego, że jej ojciec zwabiony jej jękami stawił się pod drzwiami. Co miał mu bowiem powiedzieć? Że mu się przesłyszało? Że wszystko okej, po prostu wyczarował sobie iluzję, która zdawała się być jak żywa? Czy może wprost przyznać, że bałamucił jego córkę pod jego dachem tuż przed ślubem?
Odchrząknął i poprawił spodnie, które teraz zdawały się cholernie ciasne z wiadomych względów, ale musiałby myśleć o najobrzydliwszych rzeczach, aby zwolnić swoje podniecenie. Zignorowawszy to więc ruszył do drzwi, sięgając też po różdżkę, która leżała na ziemi zrzucona przy którymś z ruchów panny Ollivander, gdy poruszała się na jego biodrach w erotycznym tańcu.
— Lordzie — powiedział głośno, szeroko otwierając drzwi, pewnie na tyle, że i rozdygotana Katya siedząca na parapecie stała się widoczna. — Oczywiście, wszystko w porządku. Właśnie pokazywałem twojej córce uroki życia małżeńskiego. Jest... niezła — powiedział z rozbawieniem i wyszczerzył się szeroko, opierając częścią piersi o drzwi. Wciąż pozostawał bez koszuli, ale wcale mu to nie przeszkadzało, podobnie jak zmierzwione włosy. — Och, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, lordzie Ollivander... ale przecież dałeś mi pozwolenie na to, by ją bić. Rozumiem, że nauka obowiązków małżeńskich nie jest niczym bardziej gorszącym — dodał jeszcze poważniejąc i przewrócił oczami w tak chłopięcy i irracionalny sposób. Mina ojca Katyi musiała być bezcenna, podobnie jak i samej Księżnej, ale nie skupiał się na tym wcale, bo nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Mulciber odsunął się od drzwi i wymierzył w niego różdżką.
Nie będziesz pamiętał o krzyku, o jękach i pomrukach, jakie wychodziły z tego pokoju; nie będziesz pamiętał głosu swojej córki po zmroku. To troska o wygodę gościa przygnała Cię do mojego pokoju i tylko dlatego tu teraz jesteś i pytasz czy wszystko w porządku.
— Obliviate— szepnął, poważniejąc, a gdy zaklęcie ugodziło w lorda, schował różdżkę za siebie i przymknął drzwi, zasłaniając przy tym Katyę. — To niezwykle uprzejme z pana strony, sir. Niczego mi nie potrzeba. Dobrej nocy życzę— odpowiedział już z tym samym zachowawczym uśmiechem, który był trudny do odgadnięcia.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ona zaś doskonale je pamiętała, bo choć dwa dni wcześniej (tuż przed polowaniem) nie stroniła od bliskości Percivala, tak z każdą mijającą godziną świadomości, że do kogoś należy, chciała być fair. Lubiła flirt i zapewne należała jej się za to nagana, ale w gruncie rzeczy - Mulciber nie miał do niej prawa; na ten moment.
-Tak, wolałabym - rzuciła chłodno i bez zastanowienia, wszak to było dla niej oczywiste, że pomimo iż tamta była szlachcianką, nie należał jej się gram szacunku. Pewne wpojone zasady przez ojca i społeczeństwo, były zakorzenione w Ollivander bardzo głęboko i każda arystokratka spotykała się z surowym osądem, gdy jej zachowanie przypominało rynsztokową wywłokę. Czy zatem tamta mogła być postrzegana inaczej, skoro jeszcze teraz Ramsey mógł nosić jej znamiona? Gdyby Katya o tym wiedziała... -Skoro byłam ci obojętna, to kara będzie podwójna - powiedziała spokojnie, a twarz przyozdobił uśmiech - niemal szaleńczy i pozbawiony wszelkich skrupułów, choć zniknął z jej dziewczęcej buzi równie szybko jak się pojawił.
Oddychała miarowo, a zaraz potem wracała do nierównomiernego tempa, które stawało się nieznośne. Suchość w ustach i gardle dawała jej się we znaki, bo łapczywie próbowała pozbyć się uczucia pragnienia. Nie widziała jednak perspektywy i szansy na to, toteż od razu otworzyła szerzej powieki, gdy przylgnął do jej ust dłonią i wydała z siebie ciche jęknięcie, bo wciąż nie przestawał drażnić delikatnego ciała, które pożądające bodźców uciekało przed każdym ruchem mężczyzny. Bawił się nią i katował, ale to nie budziło w niej lęku i obawy przed czymkolwiek, bo nie myślała o ojcu, dlatego kiwnęła na znak zgody głową i spuściła delikatnie wzrok, by spojrzeć, co robił swoimi smukłymi palcami, gdy tak raz po raz prześlizgiwały się wzdłuż materiału i zahaczały o najbardziej wrażliwy punkt kobiecości.
Nieznośny ból, który przeszywał ją na wskroś i przypominał o tym, że mięśnie i ścięgna są ograniczeniem w poczuciu pełnej swobody. Próbowała jednak skupiać się na rozkoszy, która płynęła z wysublimowanej pieszczoty, bo do tej pory znała to tylko z własnych prób i błędów, których nie w pełni dopuszczała się tkwiąc w wielkiej wannie, gdzie tonęła pomiędzy wonią słodkich olejków. Nie raz i nie dwa zahaczała o drobne sutki, który domagały się chwili uwagi, a także intymność, która reagowała zupełnie inaczej niż teraz, kiedy to on dotykał ją tak pewnie i nie wahał się ani przez moment. Podniecało ją to i budziło swoistego rodzaju chęć skosztowania wszystkiego, co zapewniała cielesność i bliskość z narzeczonym. To był dopiero przedsmak? Mogła się katować dniami i nocami, by nienasycona sięgnąć w końcu po to, co było najbardziej wyczekiwane. A myśl o nocy poślubnej? Odeszła na bok, bo po raz pierwszy przestała lękać się tego, że pomimo iż nie była czysta, tak nadal była niewinna, a seksualne życie rozpoczynała właśnie z Ramseyem. Spotkał go zatem zaszczyt, że stał się jej nauczycielem w drodze, która dla nich stanie się prawdziwą przygodą i igraszką z własnymi granicami.
Drżała, a spazmatyczne ruchy wewnątrz niej sprawiły, że łzy spłynęły po policzkach. Wymieszana obawa przed ojcem i kolejnym pobiciem złączyła się z orgazmem, który szarpał jej drobnym ciałem. Nie potrafiła wydukać, że to przez spełnienie, które jej zapewnił, ale musiał wiedzieć, że spisał się tak jak powinien i teraz to ona winna mu oddać z nawiązką to wszystko. Zgodziłby się gdyby poprosiła? Nie myślała o tym, bo zadał kluczowe pytanie, na które nie odpowiedziała, a jedynie pozwoliła mu się odsunąć, choć mieszała się w niej złość, że chciał wpuścić go do tego pomieszczenia. Mieli w końcu sekret. Nabrała więc powietrza w płuca, gdy wyszedł do jej ojca i otwarła szerzej usta, by ukryć wstyd, który pojawił się na bladych policzkach - po raz kolejny, w oznace subtelnego zaczerwienia, które w tak mdłym świetle nie było dostrzegalne. Dłońmi starała się zakryć ciało, które błagało o zamknięcie komnat, bo przecież Mulciber wystawił ją na upokorzenie; znowu. Czuła się naga i odarta z godności, bo nawet nogi odmawiały posłuszeństwa, gdy trzęsły się jeszcze po fali ekstazy, która nie znalazła ujścia i wciąż wypełniała kanaliki nerwowe.
-Jak pan śmie? - rozbrzmiał głos ojca Katyi, gdy młodszy mężczyzna w tak bezczelny sposób wyraził się o jego córce i jak na ironię zdawał się być wzburzony tym, co Ramsey wygadywał. Nie był uzbrojony, bo różdżka została w sypialni państwa, ale wzrok płonął mu z gniewu, że zarówno jego przyszły zięć jak i wyrodna córka dopuszczali się grzechu. Chciał zareagować, bo oczom sędziwego czarodzieja ukazała się wątła, roztrzęsiona sylwetka dziedziczki, na co zareagował drwiącym prychnięciem, którym niejednokrotnie uraczał uliczne dziwki. Zrobił krok w przód i uniósł rękę w górę, a zaraz potem poczuł jak chłód przeszywa jego ciało. Myśli zaczęły wirować, a on sam nie miał pojęcia, co się dzieje. Uniósł leniwe spojrzenie na tęczówki Ramseya, gdy ten stanął w progu i odetchnął z dziwną ulgą, choć czuł się cholernie pusty. -W takim razie, przepraszam, że nie pokoiłem - powiedział skonsternowany i skinął głową, by w końcu odejść i zostawić młodzieńca w spokoju.
Katya była oniemiała i straciła grunt pod nogami, gdy usłyszała takie słowa, ale nie zrobiła nic. Nie potrafiła. Stała jak wmurowana i po upływie kilku minut podeszła do narzeczonego, by ująć go za przegub i wkładając w to całą swoją siłę, odwrócić go do siebie. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a serce dziewczyny biło jak szalone, co kontrastowało z ciszą, która szczelnie wypełniała pomieszczenie. Nie rozumiała tego, czego się dopuścił mężczyzna, ale rozpaliło to w niej żądzę, którą musiała w sobie powstrzymać. Nabrała więc powietrza w płuca i trzymając go za nadgarstek skierowała się w stronę łóżka. Przesuwała opuszkami od dłoni aż po ramię Mulcibera, by wreszcie pchnąć go na łóżko, bo wadziło jej to, że wciąż stał, a ona była tak mała i krucha, przez co byłby w stanie ją zmiażdzyć swoją pewnością siebie. Dotknęła opuszkami palców policzka mężczyzny, a następnie na powrót ramienia, ale dotyk zatrzymała na wysokości torsu. To właśnie wtedy wymusiła na nim uległość, by się ułożył na miękkim materacu, a sama wsunęła się na jego nogi, aż ostatecznie zawisła na jego biodrach.
-Pozwolił ci mnie bić? - zapytała ze złością, a oczy zapłonęły tym blaskiem, który świadczył o stanie ostatecznego gniewu, który tak tak rzadko dawał o sobie znać. Mimowolnie wbiła palce między jego żebra i przesuwając to w górę to w dół, zaczęła rysować kolejne znaki, by finalnie swoją niezbyt czułą pieszczotę zakończyć wbiciem paznokcie w ramseyową skóre. -Chciałbyś to zrobić? Uderzyć mnie? No powiedz... Podnieca cię możliwość przejęcia władzy nade mną i moja uległość względem ciebie, kiedy już stanę się twoją żoną? - z każdym kolejnym słowem mógł słyszeć drwinę, która płynęła z niej tak naturalnie, a ból? Przestała się nim przejmować - właśnie teraz, gdy znowu wymierzyła erotyczny cios i jeszcze mocniej przeciągnęła paznokciemi po ciele narzeczonego. Była świadoma, że zostawia przykre ślady, ale to nie miało znaczenia. Nie dla niej. Przestała jednak dopuszczać się tej tortury i nachyliła się nad nim, by ucałować miejsce między brwiami i nos, co miało tak uroczy wydźwięk. -Podobało mi się - szepnęła, ale to w sferze jego domysłów pozostawiła - co miała na myśli.
-Tak, wolałabym - rzuciła chłodno i bez zastanowienia, wszak to było dla niej oczywiste, że pomimo iż tamta była szlachcianką, nie należał jej się gram szacunku. Pewne wpojone zasady przez ojca i społeczeństwo, były zakorzenione w Ollivander bardzo głęboko i każda arystokratka spotykała się z surowym osądem, gdy jej zachowanie przypominało rynsztokową wywłokę. Czy zatem tamta mogła być postrzegana inaczej, skoro jeszcze teraz Ramsey mógł nosić jej znamiona? Gdyby Katya o tym wiedziała... -Skoro byłam ci obojętna, to kara będzie podwójna - powiedziała spokojnie, a twarz przyozdobił uśmiech - niemal szaleńczy i pozbawiony wszelkich skrupułów, choć zniknął z jej dziewczęcej buzi równie szybko jak się pojawił.
Oddychała miarowo, a zaraz potem wracała do nierównomiernego tempa, które stawało się nieznośne. Suchość w ustach i gardle dawała jej się we znaki, bo łapczywie próbowała pozbyć się uczucia pragnienia. Nie widziała jednak perspektywy i szansy na to, toteż od razu otworzyła szerzej powieki, gdy przylgnął do jej ust dłonią i wydała z siebie ciche jęknięcie, bo wciąż nie przestawał drażnić delikatnego ciała, które pożądające bodźców uciekało przed każdym ruchem mężczyzny. Bawił się nią i katował, ale to nie budziło w niej lęku i obawy przed czymkolwiek, bo nie myślała o ojcu, dlatego kiwnęła na znak zgody głową i spuściła delikatnie wzrok, by spojrzeć, co robił swoimi smukłymi palcami, gdy tak raz po raz prześlizgiwały się wzdłuż materiału i zahaczały o najbardziej wrażliwy punkt kobiecości.
Nieznośny ból, który przeszywał ją na wskroś i przypominał o tym, że mięśnie i ścięgna są ograniczeniem w poczuciu pełnej swobody. Próbowała jednak skupiać się na rozkoszy, która płynęła z wysublimowanej pieszczoty, bo do tej pory znała to tylko z własnych prób i błędów, których nie w pełni dopuszczała się tkwiąc w wielkiej wannie, gdzie tonęła pomiędzy wonią słodkich olejków. Nie raz i nie dwa zahaczała o drobne sutki, który domagały się chwili uwagi, a także intymność, która reagowała zupełnie inaczej niż teraz, kiedy to on dotykał ją tak pewnie i nie wahał się ani przez moment. Podniecało ją to i budziło swoistego rodzaju chęć skosztowania wszystkiego, co zapewniała cielesność i bliskość z narzeczonym. To był dopiero przedsmak? Mogła się katować dniami i nocami, by nienasycona sięgnąć w końcu po to, co było najbardziej wyczekiwane. A myśl o nocy poślubnej? Odeszła na bok, bo po raz pierwszy przestała lękać się tego, że pomimo iż nie była czysta, tak nadal była niewinna, a seksualne życie rozpoczynała właśnie z Ramseyem. Spotkał go zatem zaszczyt, że stał się jej nauczycielem w drodze, która dla nich stanie się prawdziwą przygodą i igraszką z własnymi granicami.
Drżała, a spazmatyczne ruchy wewnątrz niej sprawiły, że łzy spłynęły po policzkach. Wymieszana obawa przed ojcem i kolejnym pobiciem złączyła się z orgazmem, który szarpał jej drobnym ciałem. Nie potrafiła wydukać, że to przez spełnienie, które jej zapewnił, ale musiał wiedzieć, że spisał się tak jak powinien i teraz to ona winna mu oddać z nawiązką to wszystko. Zgodziłby się gdyby poprosiła? Nie myślała o tym, bo zadał kluczowe pytanie, na które nie odpowiedziała, a jedynie pozwoliła mu się odsunąć, choć mieszała się w niej złość, że chciał wpuścić go do tego pomieszczenia. Mieli w końcu sekret. Nabrała więc powietrza w płuca, gdy wyszedł do jej ojca i otwarła szerzej usta, by ukryć wstyd, który pojawił się na bladych policzkach - po raz kolejny, w oznace subtelnego zaczerwienia, które w tak mdłym świetle nie było dostrzegalne. Dłońmi starała się zakryć ciało, które błagało o zamknięcie komnat, bo przecież Mulciber wystawił ją na upokorzenie; znowu. Czuła się naga i odarta z godności, bo nawet nogi odmawiały posłuszeństwa, gdy trzęsły się jeszcze po fali ekstazy, która nie znalazła ujścia i wciąż wypełniała kanaliki nerwowe.
-Jak pan śmie? - rozbrzmiał głos ojca Katyi, gdy młodszy mężczyzna w tak bezczelny sposób wyraził się o jego córce i jak na ironię zdawał się być wzburzony tym, co Ramsey wygadywał. Nie był uzbrojony, bo różdżka została w sypialni państwa, ale wzrok płonął mu z gniewu, że zarówno jego przyszły zięć jak i wyrodna córka dopuszczali się grzechu. Chciał zareagować, bo oczom sędziwego czarodzieja ukazała się wątła, roztrzęsiona sylwetka dziedziczki, na co zareagował drwiącym prychnięciem, którym niejednokrotnie uraczał uliczne dziwki. Zrobił krok w przód i uniósł rękę w górę, a zaraz potem poczuł jak chłód przeszywa jego ciało. Myśli zaczęły wirować, a on sam nie miał pojęcia, co się dzieje. Uniósł leniwe spojrzenie na tęczówki Ramseya, gdy ten stanął w progu i odetchnął z dziwną ulgą, choć czuł się cholernie pusty. -W takim razie, przepraszam, że nie pokoiłem - powiedział skonsternowany i skinął głową, by w końcu odejść i zostawić młodzieńca w spokoju.
Katya była oniemiała i straciła grunt pod nogami, gdy usłyszała takie słowa, ale nie zrobiła nic. Nie potrafiła. Stała jak wmurowana i po upływie kilku minut podeszła do narzeczonego, by ująć go za przegub i wkładając w to całą swoją siłę, odwrócić go do siebie. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a serce dziewczyny biło jak szalone, co kontrastowało z ciszą, która szczelnie wypełniała pomieszczenie. Nie rozumiała tego, czego się dopuścił mężczyzna, ale rozpaliło to w niej żądzę, którą musiała w sobie powstrzymać. Nabrała więc powietrza w płuca i trzymając go za nadgarstek skierowała się w stronę łóżka. Przesuwała opuszkami od dłoni aż po ramię Mulcibera, by wreszcie pchnąć go na łóżko, bo wadziło jej to, że wciąż stał, a ona była tak mała i krucha, przez co byłby w stanie ją zmiażdzyć swoją pewnością siebie. Dotknęła opuszkami palców policzka mężczyzny, a następnie na powrót ramienia, ale dotyk zatrzymała na wysokości torsu. To właśnie wtedy wymusiła na nim uległość, by się ułożył na miękkim materacu, a sama wsunęła się na jego nogi, aż ostatecznie zawisła na jego biodrach.
-Pozwolił ci mnie bić? - zapytała ze złością, a oczy zapłonęły tym blaskiem, który świadczył o stanie ostatecznego gniewu, który tak tak rzadko dawał o sobie znać. Mimowolnie wbiła palce między jego żebra i przesuwając to w górę to w dół, zaczęła rysować kolejne znaki, by finalnie swoją niezbyt czułą pieszczotę zakończyć wbiciem paznokcie w ramseyową skóre. -Chciałbyś to zrobić? Uderzyć mnie? No powiedz... Podnieca cię możliwość przejęcia władzy nade mną i moja uległość względem ciebie, kiedy już stanę się twoją żoną? - z każdym kolejnym słowem mógł słyszeć drwinę, która płynęła z niej tak naturalnie, a ból? Przestała się nim przejmować - właśnie teraz, gdy znowu wymierzyła erotyczny cios i jeszcze mocniej przeciągnęła paznokciemi po ciele narzeczonego. Była świadoma, że zostawia przykre ślady, ale to nie miało znaczenia. Nie dla niej. Przestała jednak dopuszczać się tej tortury i nachyliła się nad nim, by ucałować miejsce między brwiami i nos, co miało tak uroczy wydźwięk. -Podobało mi się - szepnęła, ale to w sferze jego domysłów pozostawiła - co miała na myśli.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Sekret pozostawał sekretem i właśnie to udowodnił rozprawiając się z jej ojcem, jakby nie był lordem, a jakimś podrzędnym czarodziejem. Mulciber umiał budować koalicje, wiedział jak się tworzy zaufanie. Było produktem jak wszystko inne, więc dobra strategia była podstawą, a stary Ollivander nie był mu do niczego na razie potrzebny — poza tym o wiele łatwiej było, gdy nie wiedział, co się wyrabiało nieopodal, prawda? U p o k o r z e n i e. Zdrada. Strach i drwina. Tak wiele rzeczy mieszało się ze sobą, gdy szeroko otworzył drzwi i odezwał się do tego człowieka. B e z k a r n o ś ć jednak była efektem tej sceny, bo wszystko zostało wymazane pamięci, a chwilowe uczucie, jakie napłynęło w stronę dziewczyny musiało zniknąć. Pozostali tylko we dwoje, powiernicy tajemnicy, świadomi bezczelności i pruderii.
Kiedy pociągnęła go za sobą w kierunku łóżka, odrzucił różdżkę na koszulę, która leżała na ziemi i zacisnął szczękę, zastanawiając się z czym właściwie będzie miał do czynienia. Ze złością, czy wdzięcznością? Nie wiedział, bo nie znał jej na tyle. Nie znał jej prawie wcale, dopiero poznawał jej odruchu i odczucia nie przez rozmowę lecz obserwacje w różnorakich sytuacjach. Spojrzał więc na nią, a jej dłonie powodziły wzdłuż jego rąk na ramiona i dobrze zbudowany tors. Naparła na niego, ku jego zdziwieniu, więc usiadł na materacu, podnosząc powoli wzrok na jej twarz, nie spodziewając się, że jak rasowa kotka przejmie kontrolę nad sytuacją i usadowi się na jego nogach. Nie robił nic poza wykonywaniem jej niemych poleceń, pozostając czujnym, chociaż serce zabiło mu mocniej, a oddech znów przyspieszył. Położył się płasko, patrząc na nią z dołu, bo zastygła na nim z gniewem i złością wymalowanymi na twarzy.
— Pozwolił...— szepnął, podnosząc się na łokciach tak, że niemalże stykali sie nosami i ledwie musnął górną wargą jej usta. To był zaledwie ułamek sekundy bo od razu uśmiechnął się lubieżnie i dodał. —... sprać Cię na kwaśne jabłko, jeśli zasłużysz.
Kpina, a może żart? Nieważne. Ukłucie sprawiło,że zmarszczył na ułamek sekundy brwi, bo jej paznokcie wbijały mu się w żebra tak mocno, że raniły go dotkliwie, niczym Cassio kilka tygodni wcześniej, pozostawiając na jego skórze znak przynależności, karę za niestosowne zachowanie. —A mam powód by Cię uderzyć? —Bo gdybym miał to pewnie bym to wykorzystał. Odpowiedział pytaniem dość wymijająco, unosząc brwi na pozór niewinnie, jakby wcale nie chciał tego zrobić, lecz... Nie zamierzał. Nie zrobiła nic, co skłoniłoby go do tego. Była grzeczna, poukładana, słodka i jednocześnie tak daleka wszystkim dewiacjom, które w nim tkwiły. — Ale tak — odpowiedział nagle, poważniejąc i patrząc jej w oczy wciąż z dołu, kiedy jej paznokcie rozcinały jego skórę. Oddychał głęboko, siłując się z nią na spojrzenia, a napływ szczerości mógł być taktyką, a mógł być zaproszeniem do wspólnej gry tuż po tym, jak pokazał jej, że potrafi być przyjemny. — Podnieca mnie wizja... — ta i wiele innych— Ciebie jako mojej żony .
Uśmiechnął się łobuzersko, bo przecież nie to chciała usłyszeć. Jak mógł jej jednak o wszystkim powiedzieć? Zamiast tego zgiął jedną nogę w kolanie, a jedną ręką objął ją, gdy się zbliżył, a to wszystko po to, by móc ją w ułamku sekundy przewrócić na plecy. Wymagało to sprytu, lecz tego mu nie brakowało, prawda?
— To dobrze — odpowiedział na jej aprobatę prosto do jej ust, wzrokiem prześlizgując się po jej twarzy, szyi i sylwetce, okrytej szlafrokiem. I nim wykonał jakikolwiek ruch, zerknął jeszcze na jej twarz, jakby szukał w tym niemej zgody. Lecz i bez niej złapał za jej nadgarstki i przeciągnął po pościeli nad jej głowę, nie zważając na to, czy plątają się w jej włosach. Nosem i policzkiem obrócił jej twarz w bok, dając sobie doskonały dostęp do szyi, lecz przywarł ustami do ucha i tego delikatnego miejsca tuż za nim, które sprawiało, że nawet najmniejszy pocałunek mógł przynieść tsunami. — To chyba... nie będzie ci potrzebne— wymruczał cicho i puścił jedną z jej dłoni, by pociągnąć za tasiemkę i zgrabnie palcami rozsupłać kokardkę, która trzymała poły szlafroka tuż pod jej piersiami. Operował nimi niczym pianista, którym nigdy nie był, a gdy mu się to udało rozchylił je całkiem na boki, pozwalając sobie podziwiać głęboki dekolt jej nocnej koszulki. Był za głęboki bo się podwinęła, bo on swoim ciałem ściągał ją w dół, lecz bynajmniej nie narzekał, bez trudu dostrzegając wystający mostek pomiędzy piersiami. To był jednak dla niego sygnał, że powinien skończyć się bawić, jeśli chce mieć dobry kolejny dzień, bez bólu jaj z powodu twardych postanowień.
Wstał nim zdążyła go zatrzymać, bo przecież musiał się rozebrać.
— Zostaniesz dzisiaj tu, będziemy razem spać— postanowił zbierając z ziemi różdżkę i koszulę, którą powiesił na fotelu. — Powinienem się przyzwyczajać do czyjejś obecności w nocy— dodał usprawiedliwiająco, zdejmując buty i wysuwając pasek ze szlufek jednym ruchem. Był skórzany, był twardy. Idealny do wiązania. Pozostawił go jednak razem ze spodniami na fotelu, by wolnym, wręcz nonszalanckim ruchem przejść na drugą stronę łóżka. Przeciągnął się leniwie i westchnął ciężko i głośno, spoglądając na narzeczoną w trudny do odgadnięcia sposób.
Kiedy pociągnęła go za sobą w kierunku łóżka, odrzucił różdżkę na koszulę, która leżała na ziemi i zacisnął szczękę, zastanawiając się z czym właściwie będzie miał do czynienia. Ze złością, czy wdzięcznością? Nie wiedział, bo nie znał jej na tyle. Nie znał jej prawie wcale, dopiero poznawał jej odruchu i odczucia nie przez rozmowę lecz obserwacje w różnorakich sytuacjach. Spojrzał więc na nią, a jej dłonie powodziły wzdłuż jego rąk na ramiona i dobrze zbudowany tors. Naparła na niego, ku jego zdziwieniu, więc usiadł na materacu, podnosząc powoli wzrok na jej twarz, nie spodziewając się, że jak rasowa kotka przejmie kontrolę nad sytuacją i usadowi się na jego nogach. Nie robił nic poza wykonywaniem jej niemych poleceń, pozostając czujnym, chociaż serce zabiło mu mocniej, a oddech znów przyspieszył. Położył się płasko, patrząc na nią z dołu, bo zastygła na nim z gniewem i złością wymalowanymi na twarzy.
— Pozwolił...— szepnął, podnosząc się na łokciach tak, że niemalże stykali sie nosami i ledwie musnął górną wargą jej usta. To był zaledwie ułamek sekundy bo od razu uśmiechnął się lubieżnie i dodał. —... sprać Cię na kwaśne jabłko, jeśli zasłużysz.
Kpina, a może żart? Nieważne. Ukłucie sprawiło,że zmarszczył na ułamek sekundy brwi, bo jej paznokcie wbijały mu się w żebra tak mocno, że raniły go dotkliwie, niczym Cassio kilka tygodni wcześniej, pozostawiając na jego skórze znak przynależności, karę za niestosowne zachowanie. —A mam powód by Cię uderzyć? —Bo gdybym miał to pewnie bym to wykorzystał. Odpowiedział pytaniem dość wymijająco, unosząc brwi na pozór niewinnie, jakby wcale nie chciał tego zrobić, lecz... Nie zamierzał. Nie zrobiła nic, co skłoniłoby go do tego. Była grzeczna, poukładana, słodka i jednocześnie tak daleka wszystkim dewiacjom, które w nim tkwiły. — Ale tak — odpowiedział nagle, poważniejąc i patrząc jej w oczy wciąż z dołu, kiedy jej paznokcie rozcinały jego skórę. Oddychał głęboko, siłując się z nią na spojrzenia, a napływ szczerości mógł być taktyką, a mógł być zaproszeniem do wspólnej gry tuż po tym, jak pokazał jej, że potrafi być przyjemny. — Podnieca mnie wizja... — ta i wiele innych— Ciebie jako mojej żony .
Uśmiechnął się łobuzersko, bo przecież nie to chciała usłyszeć. Jak mógł jej jednak o wszystkim powiedzieć? Zamiast tego zgiął jedną nogę w kolanie, a jedną ręką objął ją, gdy się zbliżył, a to wszystko po to, by móc ją w ułamku sekundy przewrócić na plecy. Wymagało to sprytu, lecz tego mu nie brakowało, prawda?
— To dobrze — odpowiedział na jej aprobatę prosto do jej ust, wzrokiem prześlizgując się po jej twarzy, szyi i sylwetce, okrytej szlafrokiem. I nim wykonał jakikolwiek ruch, zerknął jeszcze na jej twarz, jakby szukał w tym niemej zgody. Lecz i bez niej złapał za jej nadgarstki i przeciągnął po pościeli nad jej głowę, nie zważając na to, czy plątają się w jej włosach. Nosem i policzkiem obrócił jej twarz w bok, dając sobie doskonały dostęp do szyi, lecz przywarł ustami do ucha i tego delikatnego miejsca tuż za nim, które sprawiało, że nawet najmniejszy pocałunek mógł przynieść tsunami. — To chyba... nie będzie ci potrzebne— wymruczał cicho i puścił jedną z jej dłoni, by pociągnąć za tasiemkę i zgrabnie palcami rozsupłać kokardkę, która trzymała poły szlafroka tuż pod jej piersiami. Operował nimi niczym pianista, którym nigdy nie był, a gdy mu się to udało rozchylił je całkiem na boki, pozwalając sobie podziwiać głęboki dekolt jej nocnej koszulki. Był za głęboki bo się podwinęła, bo on swoim ciałem ściągał ją w dół, lecz bynajmniej nie narzekał, bez trudu dostrzegając wystający mostek pomiędzy piersiami. To był jednak dla niego sygnał, że powinien skończyć się bawić, jeśli chce mieć dobry kolejny dzień, bez bólu jaj z powodu twardych postanowień.
Wstał nim zdążyła go zatrzymać, bo przecież musiał się rozebrać.
— Zostaniesz dzisiaj tu, będziemy razem spać— postanowił zbierając z ziemi różdżkę i koszulę, którą powiesił na fotelu. — Powinienem się przyzwyczajać do czyjejś obecności w nocy— dodał usprawiedliwiająco, zdejmując buty i wysuwając pasek ze szlufek jednym ruchem. Był skórzany, był twardy. Idealny do wiązania. Pozostawił go jednak razem ze spodniami na fotelu, by wolnym, wręcz nonszalanckim ruchem przejść na drugą stronę łóżka. Przeciągnął się leniwie i westchnął ciężko i głośno, spoglądając na narzeczoną w trudny do odgadnięcia sposób.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Chciała mu ufać, a przecież rozpoczął z nią doskonałę grę, która mogła pozwolić na poczucie bezpieczeństwa, a także zapewnienie, że nie da jej skrzywdzić, czyż nie? Próbowała podjąć się tego rozdania kart, bo musiała mu pokazać, że zdobył swoistego rodzaju szansę, której nie dawała każdemu, ale tym co uczynił względem lorda sprawił, że stała się mniej czujna; choć może to orgazm? Nie analizowała tego usilnie, bo była od kilkunastu minut w innym świecie i pomimo, że zawzięcie układała odpowiedzi na dręczące ją pytania - dlaczego nie pozwolił jej skrzywdzić, taka zaniechała zadania ich, by nie drążyć tematu, który nie sprzyjał obecnej aurze i okolicznościom. Wierzyła jednak, że nigdy więcej nie doprowadzi do sytuacji, w której będzie czuła się tak upokorzona jak w tym momencie, ale ciągle pozostawała w powietrzu niewypowiedziana tajemnica, która mogła zawarzyć na wszystkim i liczyła się z tym, że będąc mu podległą, spotka ją kara. Chciała tego uniknąć i za wszelką cenę starała się nie myśleć o konsekwencjach, które płynęły z grzechu przeszłości. Odbijało się to echem w jej czaszce i sprawiało niemiłosierny ból, ale teraz? Wymazywała z pamięci wszystko, co mogło ją w najbliższej przyszłości upodlić.
Bawiła się przednio, bo chciała zaznaczyć władczo swój teren, który należał już tylko do niej. Nie obchodziła ją żadna Cassiopeia w stosunku, do której wyciągnęłaby należyte konsekwencje, gdyby tylko znała jej nazwisko, ale - co za problem kogoś o nie zapytać? Liczyło się tu i teraz, więc poświęciła się w pełni brutalnej pieszczocie, którą zadawała raz po raz Ramseyowi i uśmiechała się przy tym niewinnie, bo co złego - to nie ona.
-Pozwolił... - powtórzył po nim, jakby w niemałym szoku. Nie spodziewała się tego, że naprawdę to zrobił i przekazywał ją jak rzecz człowiekowi, którego nie znała, a dodatkowo dawał przyzwolenie na katowanie jej. Przełknęła głośniej ślinę i zatrzymała się w pół ruchu, bo choć ciało wrzało z podniecenia, tak ona? Próbowała odpędzić od siebie czarny scenariusz, w którym Mulciber realizuje plan ojca.
-Nie masz powodu, mój słodki Królu - powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się dziewczęco, by dać mu czas na decyzję, którą podjął w ułamku sekundy. Poczuła dziwny dotyk w okolicy nadgarstków, a gdy leżała już na łóżku, nie przestawała patrzyć na niego szeroko otwartymi oczami. Emocje wrzały, a przez całe ciało przepływał prąd, który przypominał o narastającym napięciu, które wciąż szczelnie wypełniało jej podbrzusze, gdy nieustannie prowokował ją do niecnych uczynków. Oddychała ciężko i mimowolnie przesuwała nogą wzdłuż jego boku, by przyciągnąć go do siebie i objąć na wysokości biodra. Nie zamierzała nigdzie wypuszczać Mulcibera, toteż ciasno przytrzymywała dobrze zbudowane ciało przy swoim i wprost dawała mu do zrozumienia, że teraz nie jest czas na cofanie się do tyłu. Serce Katyi uderzało głośno, donośnie, a oddech wracał spokojnie do naturalnego tempa.
-Chcę być dla ciebie dobrą żoną... - szepnęła wprost do ramseyowych ust i po raz kolejny obdarzyła go uśmiechem tak słodkim, tak szczerym, by miał pewność, że w żaden sposób go nie oszukuje. Nie w tym. -Chcę cię uszczęśliwić - czy nie mówiła mu już tego? Nie pamiętali zapewne tak pięknego wyznania, bo oboje mieli utracone wspomnienia, ale ich nowy początek był niezwykły i sprawił, że Ollivander była pewna tego, że nie ma prawa sięgać po zbyt dwuznaczną grę z innym, gdy to jego ramiona zapewniały jej wszystko, czego pragnęła. Oczywiście - nie brała pod uwagę, że tkwią w nim dewiacje, których zapewne mogłaby się wystraszyć, ale co jeśli poprosiłaby go o naukę tego, co sprawiało mu przyjemność? Może to właśnie w tej drodze odnalazłaby rozkosz dla siebie, o ile umiejętnie by się podzielił z nią wiedzą, która uczynić z niej mogła partnerkę i kochankę doskonałą.
Kiedy rozwiązał niedużą kokardkę, a poły szlafroka się rozsunęły i została jedynie w nocnej koszuli, przygryzła od środka policzka. Klatka piersiowa mimowolnie się zapadła, bo próbowała powstrzymać w sobie uczucie palącego pożądania, które przeniosła na uda zaciskające się na narzeczonym nieustannie i nadzwyczaj mocno. Nie myślała o tym, by wydusić z siebie pytanie, dlaczego ją rozbiera, ale była pewna, że nie zrobi niczego bez jej zgody. Był zbyt delikatny i czuły jeszcze chwilę temu, by teraz gwałtem odbierać sobie przyjemność z narastającego między nimi napięcia. Przełknęła głośniej ślinę i spojrzała na niego zaskoczona, gdy nagle wstał.
-Zrobiłam coś nie tak? - pytanie wyrwało się samoistnie, na które skrzywiła się, bo widziała siebie jako kobiete, która nie spełniła jego potrzeb i bała się, że właśnie w tym momencie ucieknie do innej. Otwarła szerzej oczy, gdy ku jej zaskoczeniu rozpoczął ściąganie z siebie zbędnych spodni i otwarcie zakomunikował, że spędzą tę noc razem. Odetchnęła z ulgą i pokręciła przecząco głową, choć kątem oka obserwowała uważnie piękne ciało i zarys mięśni, których chciała dotykać i całować. -To niemoralne - mruknęła przekornie i wsunęła się pod kołdrę, kiedy on również znalazł się tuż obok i pomimo, że miała ochotę na wiele, zdobyła się tylko na jedną rzecz... Czy oczekiwał tego albo spodziewał się? Nie myślała o tym, a jedynie przybliżyła się, by w tym ulotnym i chwilowym szczęściu, które zalało jej trzewia, złączyć ich wargi w pocałunku; tak ulotnym i zmysłowym, jakby jeszcze chwilę temu nie nęcili się i nie bawili się ze sobą w erotyczny sposób. Seria drobnych muśnieć była rozkoszną pieszczotą, a subtelny uśmiech był tylko potwierdzeniem, że nie żałuje. Nie pytając o zgodę, wtuliła się w ciało Mulcibera, które emanowało ciepłem i rozbudzało w niej istny ogień, któremu upust chciała dać, ale mieli czas.
Mieli całą wieczność.
Bawiła się przednio, bo chciała zaznaczyć władczo swój teren, który należał już tylko do niej. Nie obchodziła ją żadna Cassiopeia w stosunku, do której wyciągnęłaby należyte konsekwencje, gdyby tylko znała jej nazwisko, ale - co za problem kogoś o nie zapytać? Liczyło się tu i teraz, więc poświęciła się w pełni brutalnej pieszczocie, którą zadawała raz po raz Ramseyowi i uśmiechała się przy tym niewinnie, bo co złego - to nie ona.
-Pozwolił... - powtórzył po nim, jakby w niemałym szoku. Nie spodziewała się tego, że naprawdę to zrobił i przekazywał ją jak rzecz człowiekowi, którego nie znała, a dodatkowo dawał przyzwolenie na katowanie jej. Przełknęła głośniej ślinę i zatrzymała się w pół ruchu, bo choć ciało wrzało z podniecenia, tak ona? Próbowała odpędzić od siebie czarny scenariusz, w którym Mulciber realizuje plan ojca.
-Nie masz powodu, mój słodki Królu - powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się dziewczęco, by dać mu czas na decyzję, którą podjął w ułamku sekundy. Poczuła dziwny dotyk w okolicy nadgarstków, a gdy leżała już na łóżku, nie przestawała patrzyć na niego szeroko otwartymi oczami. Emocje wrzały, a przez całe ciało przepływał prąd, który przypominał o narastającym napięciu, które wciąż szczelnie wypełniało jej podbrzusze, gdy nieustannie prowokował ją do niecnych uczynków. Oddychała ciężko i mimowolnie przesuwała nogą wzdłuż jego boku, by przyciągnąć go do siebie i objąć na wysokości biodra. Nie zamierzała nigdzie wypuszczać Mulcibera, toteż ciasno przytrzymywała dobrze zbudowane ciało przy swoim i wprost dawała mu do zrozumienia, że teraz nie jest czas na cofanie się do tyłu. Serce Katyi uderzało głośno, donośnie, a oddech wracał spokojnie do naturalnego tempa.
-Chcę być dla ciebie dobrą żoną... - szepnęła wprost do ramseyowych ust i po raz kolejny obdarzyła go uśmiechem tak słodkim, tak szczerym, by miał pewność, że w żaden sposób go nie oszukuje. Nie w tym. -Chcę cię uszczęśliwić - czy nie mówiła mu już tego? Nie pamiętali zapewne tak pięknego wyznania, bo oboje mieli utracone wspomnienia, ale ich nowy początek był niezwykły i sprawił, że Ollivander była pewna tego, że nie ma prawa sięgać po zbyt dwuznaczną grę z innym, gdy to jego ramiona zapewniały jej wszystko, czego pragnęła. Oczywiście - nie brała pod uwagę, że tkwią w nim dewiacje, których zapewne mogłaby się wystraszyć, ale co jeśli poprosiłaby go o naukę tego, co sprawiało mu przyjemność? Może to właśnie w tej drodze odnalazłaby rozkosz dla siebie, o ile umiejętnie by się podzielił z nią wiedzą, która uczynić z niej mogła partnerkę i kochankę doskonałą.
Kiedy rozwiązał niedużą kokardkę, a poły szlafroka się rozsunęły i została jedynie w nocnej koszuli, przygryzła od środka policzka. Klatka piersiowa mimowolnie się zapadła, bo próbowała powstrzymać w sobie uczucie palącego pożądania, które przeniosła na uda zaciskające się na narzeczonym nieustannie i nadzwyczaj mocno. Nie myślała o tym, by wydusić z siebie pytanie, dlaczego ją rozbiera, ale była pewna, że nie zrobi niczego bez jej zgody. Był zbyt delikatny i czuły jeszcze chwilę temu, by teraz gwałtem odbierać sobie przyjemność z narastającego między nimi napięcia. Przełknęła głośniej ślinę i spojrzała na niego zaskoczona, gdy nagle wstał.
-Zrobiłam coś nie tak? - pytanie wyrwało się samoistnie, na które skrzywiła się, bo widziała siebie jako kobiete, która nie spełniła jego potrzeb i bała się, że właśnie w tym momencie ucieknie do innej. Otwarła szerzej oczy, gdy ku jej zaskoczeniu rozpoczął ściąganie z siebie zbędnych spodni i otwarcie zakomunikował, że spędzą tę noc razem. Odetchnęła z ulgą i pokręciła przecząco głową, choć kątem oka obserwowała uważnie piękne ciało i zarys mięśni, których chciała dotykać i całować. -To niemoralne - mruknęła przekornie i wsunęła się pod kołdrę, kiedy on również znalazł się tuż obok i pomimo, że miała ochotę na wiele, zdobyła się tylko na jedną rzecz... Czy oczekiwał tego albo spodziewał się? Nie myślała o tym, a jedynie przybliżyła się, by w tym ulotnym i chwilowym szczęściu, które zalało jej trzewia, złączyć ich wargi w pocałunku; tak ulotnym i zmysłowym, jakby jeszcze chwilę temu nie nęcili się i nie bawili się ze sobą w erotyczny sposób. Seria drobnych muśnieć była rozkoszną pieszczotą, a subtelny uśmiech był tylko potwierdzeniem, że nie żałuje. Nie pytając o zgodę, wtuliła się w ciało Mulcibera, które emanowało ciepłem i rozbudzało w niej istny ogień, któremu upust chciała dać, ale mieli czas.
Mieli całą wieczność.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sypialnia Gościnna
Szybka odpowiedź