Zethar Ophelius Flint
Nazwisko matki: Nott
Miejsce zamieszkania: Londyn, Anglia
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Badacz w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, Uzdrowiciel - we własnym zakresie
Wzrost: 189 cm
Waga: 83 kg
Kolor włosów: Ciemny brąz
Kolor oczu: Dwa, hebanowe tunele
Znaki szczególne: Złamany, aczkolwiek zrośnięty nos, - pamiątka z pierwszego polowania, objawy śmiertelnej bladości - zimne kończyny oraz blada skóra, wzrost
15 i pół cala, Sztywna, Głóg, Skrzydło Trzminoreka, kształtem przypomina gałąź, na której 'wyryte' są liściaste labry charakterystyczne dla jego rodu.
Ravenclaw
Mgła
Wydziedziczony, pozostawiony na pastwę losu, pozbawiony całkowicie magicznych mocy, w zatłoczonym barze, kompletnie pijany, obraz samego siebie
Zapach ściółki leśnej, Ognistej Whisky, leczniczych ziół oraz cynamonu
Żywa żona z małym synkiem na rękach
Lecznictwo, eliksiry, numerologia, astronomia, nekromancja, literatura, muzyka
Nie zwykł oglądać, ani kibicować
Kontemplowanie nad życiem, czarodziejskie szachy, gra w karty, polowania na małą zwierzynę
Klasyka, do której można tańczyć oraz Jazz
Wojtek Czerski
Witaj Ojcze,
Ojcze? A może właśnie powinienem zacząć z określeniem Ciebie jako swojego opiekuna? Bądź co bądź tylko tym byłeś przez dwadzieścia sześć lat mojego życia. Nie chciałeś mnie, a jeśli nawet chciałeś to pokazywałeś to w dość nieczytelny sposób. Nie zrozum mnie źle, nie mam do Ciebie żalu, nie teraz, kiedy wszystko wydaje mi się być tak przejrzyste, ale wtedy? Wtedy nie rozumiałem, czego ode mnie wymagasz, mówiąc, żebym zrozumiał, że samobójstwo matki było czymś normalnym. „Słabi umierają” tak wtedy powiedziałeś, ale ja, jako berbeć nie chciałem zaakceptować faktu, że w Naszej rezydencji pojawią się kolejne, obce osoby, podszywające się pod moją rodzinę. Na początku kobieta, którą sprowadziłeś, a którą ja początkowo wziąłem za guwernantkę, dopiero po czasie zorientowałem się, że to ma być moja druga, pełnoprawna opiekunka. Pamiętam jakby przez mgłę, przedstawiła się, była w porządku, chociaż wyrazistość tych wspomnień nie pozwala mi napisać nic więcej. Jedyne co pamiętam to chęć bliższego poznania sympatycznej kobiety. Niestety po dość krótkim czasie zniknęła, a wraz z nią, zniknął Twój zapał. Byłeś bardzo osowiały, a ja wtedy miałem dwa lata. Nawet nie pytaj się skąd wiem takie detale, nie będę zdradzał, kto był na tyle uprzejmy, żeby przypomnieć mi moje dzieciństwo, jedyne co musisz wiedzieć to fakt, że w moich żyłach płynie również krew przyjaznych Nam Nottów, a to chyba wystarczy, czyż nie?
Później, zacząłeś mnie uczyć naszych rodzimych zasad, dwulatka i w ogóle nie mam Ci tego za złe, naprawdę, dziękuję Ojcze za ten wspaniały rok! Nie jest to ironia, a nawet złośliwość, to po prostu zadowolenie, że zwróciłeś na mnie uwagę, choć raz. Oczywiście ogromny gest, jakim było zatrudnienie guwernantki zaznajomionej z rodzinnymi tradycjami Nottów i Flintów, był wielce pomocny, ale to nie byłeś Ty. Wtedy tego nie rozumiałem, zajęty wpatrywaniem się w niby tak odległe lasy oplatające Nasz dom, które w rzeczywistości były na wyciągnięcie różdżki. Tak naprawdę zastanawiałem się co też kryje świat i dlaczego trzecia-nowa „Mama” nie jest taka miła. Myślałem, że zrobiłem coś źle, myślałem, że moją winą jest brak Twojej uwagi, myślałem, że ciąża Twojej trzeciej, kobiety sprawi, że będziemy rodziną, taką o jakich czytała mi guwernantka. To dość zabawne, że dama, która nauczyła mnie obycia z literaturą, sztywnej ramy w tańcu, otwartości umysłu i zachowania w towarzystwie, stała mi się bliższa niż Ty. Oczywiście każde Twoje słowo uważałem za świętość, można powiedzieć, że dziś też tak uważam, myślisz, że dlaczego zaprzepaściłem swoje szanse z Uzdrowicielskich szkoleń? Jednakże wracając, było mi przykro. Patrzyłem z utęsknieniem na małą dziewczynkę, którą spłodziła Ci trzecia żona. Wiem, że gardziłeś i będziesz gardził słabymi, a Twoje przekonanie o tym jak istotna jest tradycja czasem zaćmiewało Twój umysł, a ja wtedy byłem słaby. Moje żałosne próby zwrócenia na siebie uwagi sprawiały więcej problemów niż to były warte. W centrum była Eleanor i nic nie mogło Cię od niej odwieść. Twoje zafascynowanie jej malutką osóbką trwało dość długo, dlatego próbowałem wyciągnąć Cię na polowania, które wcale mnie nie interesowały. Wiedziałem, że zawsze dbasz o tradycję, więc z ogromnymi nadziejami myślałem o każdym wspólnym wyjściu, bez kobiet.
Można powiedzieć, że czując odrzucenie zatracałem się we własnym braku wartości, jednak guwernantka, nie dawała mi spokoju. Zanim przyszedł do mnie list z Hogwartu moja wiedza odnośnie świata wyprzedzała niektórych uczniów wręcz o kilkadziesiąt mil! Potrafiłem rozmawiać z centaurami, choć ze względu na mój wiek nikt nie chciał mnie puszczać samego w okolice gdzie mieszkały te niesamowite stworzenia, dlatego obserwowałem. Oj tak, byłem świetnym obserwatorem, szkoda, że nigdy nie potrafiłeś tego dostrzec, a może zwyczajnie nie było to wystarczające dla Ciebie, czarodzieja, który chciał mieć lepszego syna? Nigdy nie powiedziałeś mi jaki mam być, nie wspomniałeś ani słowem, jakie wartości powinienem przyjąć, dlatego byłem taki cichy, uczyłem się, nawet nie śmiałem się Ciebie o cokolwiek pytać, nie wiem czy pamiętasz? Zabawna sytuacja, kiedy dziecko pyta się własnego Ojca o śmierć Matki i w nagrodę nie dostaje odpowiedzi, a jedynie piekący policzek jest znakiem jakiejkolwiek reakcji z drugiej strony. Wyobraź sobie mój zawód, na Twoje nieszczęście dowiedziałem się. Była pijana, Ciebie nie było w pobliżu, zniknąłeś, z tego co wiem, miałeś w zwyczaju znikać na polowania, a ona? Samotna i nieszczęśliwa Pani Flint upijała się w trupa, tym razem nie było inaczej. Jedyną różnicą był koniec tego wieczoru. Zastałeś ją martwą we własnym domu. Przypominam Ci to nie z czystej złośliwości, chcę jedynie żebyś wiedział, że wiem. Jestem świadom tego, że nie byliście małżeństwem kochającym się, nie takim jakie masz teraz. Jesteś szczęśliwy, a raczej byś był, gdyby nie ten stan zdrowia…
Hogwart, czekałem z utęsknieniem, naprawdę z początku wydawało mi się, że będzie to mój drugi dom, tak jak mówiono i tak też było. Mugolaki były poniżej mojego poziomu, nawet we własnym kącie, w Ravenclaw, choć zyskałem sobie jednego przyjaciela z tychże społecznych nizin. Nie wiedzieć jakim trafem udało mi się również zaprzyjaźnić z kilkoma szlachetnie urodzonymi rówieśnikami. Nigdy nie uważałem siebie za osobę wielce towarzyską. Najwyraźniej guwernantka postarała się wystarczająco i sprawiła, że mój głód wiedzy nie był tak szaleńczy, by wyzbyć się wszelkich, społecznych instynktów. Z grupą przyjaciół byliśmy ciekawym przypadkiem. Krukoni, ktoś kiedyś powiedział mi, że jako uczeń z tegoż domu nie powinienem być tak odważnym jak byłem, ale moja odwaga opierała się na wiedzy i chęci jej zdobywania. W życiu nie raz powinęła mi się noga, jednak największym błędem jaki popełniłem było zaprzyjaźnienie się z rówieśnikiem z wrogiego nam rodu. Pamiętam Twój gniew, pamiętam nawet przestrogi, ale wtedy już byłem nastolatkiem, bardzo krnąbrnym nastolatkiem. Przestałem obserwować, zacząłem działać i to Ci się nie podobało, prawda? Nie zachowywałem się jak chciałeś żebym się zachowywał, nie byłem posłuszny, choć na lekcjach nie było ze mną większego problemu, po prostu miałem własne zdanie, a raczej dopiero je kształtowałem, co na świątecznych, domowych posiłkach było moją zgubą.
Pamiętam ten spokój w Hogwardzkich korytarzach, do czasu, aż przyjechała siostra. Cztery lata mogłem celebrować w wyśmienitym towarzystwie, bez czucia obecności młodszego oczka z głowy rodziców. Jednak czasy się zmieniają i ludzie się zmieniają, a ja już wtedy byłem zmieniony. Po dość nieprzyjemnym incydencie, przez który z grupą rówieśników wylądowaliśmy w gabinecie naszego opiekuna, wybrałem samotność. Nikt nie namawiał mnie do kolejnych wypadów, czy też innych dziwactw, a wszystko to Twoja zasługa. Wyjec, który mi wysłałeś w tym samym dniu dał mi sporo do myślenia i znów starałem Ci się podporządkować. Oprócz tego dnia, bardzo dobrze pamiętam również ten, w którym ujawniła się moja choroba. Zasłabłem w Bibliotece, zaś obudziłem się w Skrzydle Szpitalnym i byłem sam. Wtedy chyba pierwszy raz poczułem, że wiem co należy w życiu zrobić. Chciałem zostać Magomedykiem. Nie mogłem polegać na nikim, więc postanowiłem, że to ja będą ostoją, na którą inni będą mogli powierzać swoje zmartwienia, chociażby zdrowotne, choć moje zimne ręce nie były atutem w tejże branży, w końcu Magomedyk powinien nieść ciepło. Cichy pokój, który zawarłem z siostrą pomagał mi w realizowaniu swoich skromnych celów. Miałem do tego smykałkę i to jeszcze jaką! Szkoda, że nie miałeś ochoty spojrzeć na to czym się zajmowałem, ale to nic, naprawdę. Wtedy wiedziałem, że kiedy tylko zrobię coś więcej w końcu mnie docenisz i może raz uśmiechniesz się do mnie w taki sam sposób, w jaki uśmiechasz do mojej młodszej, przyrodniej siostry. Choroba od czasu do czasu dawała sobie znać, ale wiedząc z czym walczę, nie byłem kompletnie nieprzygotowany. Tak też szkolne lata nie były udręką, choć wiadomość, jaką mi oświadczyłeś przed owutemami, była co najmniej wstrząsająca. Wiedziałem, że będę musiał się ożenić, ale żeby zaraz po ukończeniu szkoły?
To Twoja nagła prośba sprawiła, że wyniki z egzaminów nie były wystarczająco dobre. Zastanawiałem się, naprawdę dużo myślałem, przede wszystkim o przyszłości. Na szczęście w tej sprawie walczyła również znienawidzona przeze mnie Macocha, tym razem oboje mieliśmy takie samo zdanie. Zbyt wcześnie dałeś mi tak poważne zadanie. Naturalnie ona powiedziała Ci to prosto w twarz, ja jedynie usidliłem swoje zdanie gdzieś pod gałęzią w lesie, nieopodal naszej rezydencji, tam gdzie zawsze byłem najczęściej. Odpuściłeś, pamiętam Twój zawód, kiedy zobaczyłeś moją entuzjastyczną reakcję na przedłużenie moich kawalerskich dni. Byłem wtedy zły na siebie, że nie postąpiłem jak należy, ale to już przeszłość. Finalnie i tak wpakowałeś mnie w zaaranżowany związek. Jednak ciesząc się z dość wolnego życia nadal się uczyłem, co istotniejsze, szkoliłem się na Magomedyka! Przed ukończeniem szkolenia powiedziałeś jedno zdanie, które sprawiło, że Uzdrowicielstwo przestało być przeze mnie pożądanym kierunkiem. „Uzdrowiciele? Przecież to banda niedouczonych pseudo-czarodziejów, którzy myślą, że mugole również zasługują na Naszą pomoc i jeszcze ta nowa technologia!” tak, odniosłeś się wtedy do Naszych tradycji, których żelazną zasadą były stare, sprawdzone metody. Być może jestem ograniczony i nigdy nie zrozumiem głębszego dna takiego postępowania, ale godziłem się, tak jak godzę się zawsze, bo chcę zyskać Twoją przychylność Ojcze, czy to tak wiele? Tak więc wtedy porzuciłem wszelkie marzenia związane z Magomedycyną i zacząłem interesować się życiem nizin społecznych. Chciałem wiedzieć, w czym Ci czarodzieje są gorsi, czy też ich krew jest w jakiś sposób zbrukana? Wiem, że teraz się wzburzysz, czytając, że przez jakiś czas utrzymywałem kontakt z jednym z nich, nawet mu pomagałem w pracy! Nie było to pod Twoim czujnym nosem, o nie, działo się to kiedy byłeś ciągnięty za nos przez swoją małżonkę, jak zresztą zwykle. Wpakowałem się w spore kłopoty i nie wiedzieć jak wydostałem się z nich bez żadnej ujmy na imieniu i nazwisku. Nie wiem czy było to dziwnym zrządzeniem losu, że zaraz po tym jak Aurorzy wycofali wszelkie obiekcje dotyczące mojego braku udziału w sprzedaży podejrzanych artefaktów, pojawiłeś się Ty z naglącą potrzebą mojego ożenku. Już wszystko wcześniej zaaranżowałeś i jedyne czego potrzebowałeś to mojej zgody, a co też ja mogłem zrobić? Byłem załamany tym, że przyjaciel, któremu pomagałem nabyć kupców z wyższych sfer został złapany, a ja umknąłem przed jakiejkolwiek karą.
Moment, w którym poznałem swoją przyszłą żonę głęboko zapadł mi w pamięci. Gwiazda salonów, tak wtedy określiłem jej wyniosłą postawę oraz charakterystyczną aparycję. Lysandra Burke stała się moim sacrum i profanum, moim słońcem i księżycem, moim najgorszym koszmarem i największym ukojeniem. Z początku jej nie kochałem, miałem wrażenie, że jest pospolita w swojej szczególności i choć nigdy nie miałem obiekcji do osób pospolitych, tak tych wyróżniających się osób miałem po prostu dość. Jej umiejętności związane z Czarną Magią mnie przerażały, choć z czasem przyzwyczaiłem się do świadomości, że nawet tak delikatne osoby potrafią zadać niewyobrażalny ból z uśmiechem na ustach. Można powiedzieć, że mnie to za razem przyciągało i odrzucało, dlatego początkowo Nasza znajomość opierała się na poznaniu tego rodzaju magii. Właśnie w ten sposób dałem się wciągnąć w związek, który uprzednio zaplanowałeś. Ożeniłem się z nią i teraz chyba mogę śmiało napisać, że była to najlepsza, a za razem najgorsza decyzja mojego życia, choć czy ja miałem w tym jakikolwiek udział poza fizycznymi aspektami? Po prostu byłem obecny, ot cała moja rola. Nie chciałem jej skrzywdzić i usidlić, ponieważ wiedziałem jak straszne jest to uczucie, niestety tak też się stało. Ona nie była gotowa na dzieci, ja również nie chciałem dziecka, jednak Ty upierałeś się na swoim, dlatego postaraliśmy się o przedłużenie rodu.
Nie wiem czy nagłe zerwanie zaręczyn siostry Lysandry przez jej małżonka było przypadkiem, czy też coś się wydarzyło między tą dwójką, ale działo się to zaraz po samobójstwie mojej ciężarnej żony. Mógłbym próbować dociec co tak naprawdę się stało, ale straciłem wszelkie nadzieje, ponieważ znów byłem sam. Tym razem wyjechałem. Już minął rok, a ja jeszcze nie porzuciłem żałoby, zbyt wstrząśnięty całym tym zamieszaniem chciałem zapomnieć, uprzednio informując siostrę o Twoim stanie. Jesteś bardzo chory i nie ważne jak się uprzesz, żeby nie wymawiać tak plugawych słów w Twoim domu, żałuję Cię Ojcze. Żałuję, że nigdy nie potrafiłeś utrzymać dobrych kontaktów ze swoimi dziećmi. Tradycja taka istotna? W takim razie dlaczego niedługo po śmierci Mojej Matki śmiałeś spłodzić kolejnego syna, o którym nie wspomniałeś nam ani słowem? Oczywiście teraz, Twoja nagła prośba by spotkać się ze swoim drugim synem jest uzasadniona, ale czy łoże śmierci zawsze musi być tym, które zespala całą rodzinę?
Jak dobrze wiesz wyniosłem się do Londynu i staram się odwrócić swoją uwagę przez badawcze prace, które w ogóle się nie kończą. Na razie obejmuję stanowisko dość mało istotne, w końcu stażysta w Wydziale Zwierząt to mało wygórowana pozycja dla szlachcica, ale czuję, że niedługo przez dodatkowe prace badawcze zauważą mój potencjał i awansuję. Naturalnie pomagam w Łączności z Centaurami, w całkiem innym wydziale, wiesz jak dumni są nasi Sąsiedzi, dlatego jakakolwiek łączność jest znikoma… Mimo to nie potrafię odpuścić sobie Sali Śmierci w Departamencie Tajemnic. Nekromancja stała się wręcz moją obsesją i jedynie brak wystarczających umiejętności w Czarnej Magii powoduje zastój we moich badaniach. Jednak na razie staram się zachować pozory dobrego potomka Flintów i Nottów, przesiadując przy światowym towarzystwie. Po prostu wychodzę do ludzi, sprawa dla Ciebie nie do pomyślenia, prawda? Żeby Twój pierworodny był w towarzystwie przeróżnego społeczeństwa. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, ponieważ przy tym szukam Twojego syna. Jego nazwisko stało się dla mnie mantrą, jak składniki, do niektórych eliksirów, które trzeba znać przez całe życie. Prince, moja zagłada, czy też brat, który jest elementem układanki od lat przez Ciebie pożądanym, elementem, dzięki któremu będę mógł w końcu odpocząć od Twoich starczych pomysłów? Nie odbierz tego źle, dobrze wiesz jak Cię szanuję, ale z biegiem czasu stałeś się strasznie apodyktyczny, nawet kiedy nie masz racji, kiedyś potrafiłeś myśleć i dyskutować. Nie martw się Ojcze, w moich oczach na zawsze pozostaniesz jako idealny wzór do naśladowania, mimo Naszych zbieżnych poglądów i wiesz co? Nadal nie rozumiem w jaki sposób postrzegałeś cały Nasz świat, zamknięty w rodzinnej rezydencji, ograniczając się manipulującą Tobą kobietą. Szkoda tylko, że ten list niczego nie zmieni, w końcu nigdy nie trafi w Twoje ręce...
Szczęśliwym wspomnieniem Zethara, dzięki któremu udaje mu się wyczarować tak marną obronę, stało się wspomnienie, w którym żona obwieszcza mu, że jest w ciąży! Entuzjazm, który wtedy ją spowijał do dziś trzyma Zethara z pozytywnymi emocjami.
0 | |
0 | |
5 | |
6 | |
13 | |
2 | |
6 |
Różdżka, Teleportacja, 12 Pkt. Statystyki
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Zethar Flint dnia 09.04.16 20:41, w całości zmieniany 42 razy
Witamy wśród Morsów
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych