Wydarzenia


Ekipa forum
Tutaj śpi Teagan
AutorWiadomość
Tutaj śpi Teagan [odnośnik]18.03.16 12:04

Łóżko


Wygodne
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]25.03.16 1:28
Zemsta ma smak ciastka cytrynowego, którego mącącą podniebienie kwaskowatość przełamano słodkim charakterem bezy.
Pamiętam ten dzień, gdy ta złożona z dysonansów woń jeszcze długo trwała uparcie na opuszkach palców. Nieświadomie wciąż muskałem nimi nozdrza, jakbym sam nie chciał się od tego zapachu uwolnić. Oglądałem ich zarys pod słońce - cienkie nitki bladej dłoni - z fascynacją zdając sobie sprawę, że znowu tego dokonałem. Tym razem nawet przez sekundę nie dzierżąc w dłoni różdżki. Przed oczami wciąż mam twarz Odyseusza, gdy usta rozchylają się w przedziwnym uśmiechu, gdy posyła mi całkiem jeszcze przytomne spojrzenie, jakby chciał przekazać, przypomnieć, że świadom jest pewnej prawdy. Aby po kilku sekundach osunąć się na ziemię, już na zawsze pozostawiając po sobie obraz tak dziwnie pozbawionego życia ciała. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Obserwowałem pozbawioną emocji twarz, gdy na pogrzebie wrzucałaś do ciemnego dołu garstkę twardej ziemi. Deszcz lał się z nieba strumieniami, jednak ja wiedziałem, że wśród małych kropelek dostrzegalnych na policzku nie ma ani jednej łzy. Miałaś pustkę w oczach, przyjmując mechanicznym potakiwaniem kondolencje spływające ci do ucha. Nie uścisnąłem ci niepostrzeżenie dłoni, małpując pełne nic nieznaczącego pokrzepienia gesty. Nawet nie pokazałem ci się wtedy na oczy. Jakbyśmy się nie znali. Jakby nic nie znaczyło to wszystko. Między nami.
Potem lubiłem napawać się nieświadomością biednej wdowy, regularnie przekraczając progi cukierni, nigdy jednak nie starając się sprowadzić naszej rozmowy na temat, który w miarę upływu czasu stał się tym zaliczanym do kategorii tabu. Dzisiaj znowu chcę spojrzeć ci w oczy. Poszukać cieni zapewne wciąż kryjących się tam wyrzutów sumienia. Ucałować cię na powitanie, najpierw w lewy, potem w prawy policzek, dokładnie tak, jak nauczyłem się w stolicy Francji. Czy może przyłożyć usta do twej dłoni, w geście prawdziwego arystokraty, pochyliwszy się, nie odrywając przy tym wzroku od twych brązowych tęczówek. To już prawie miesiąc, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Zwykle przychodzę bez zaproszenia. Może przyzwyczaiłaś się, że tak wpadam bez zapowiedzi. Nagle przekraczam progi cukierni. Dzisiaj jednak to właśnie tutaj kieruję swoje kroki, podświadomie czując, że to nie ten dzień, w którym cię tam zastanę. Niezauważenie wślizguję się na piętro. Kto to widział, by obcy mężczyzna odwiedzał samotne mieszkającą kobietę. I to z dzieckiem. I to wdowę. Nie odpowiadasz, gdy pukam delikatnie we framugę wejściowych drzwi. Naciskam klamkę, popycham je lekko i przekraczam próg.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Morpheus Malfoy dnia 07.04.16 12:54, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]25.03.16 2:29
Pani Scrimgeour, przykro nam poinformować, że dnia dzisiejszego zmarł pani mąż. 
Jak mogła nie skojarzyć faktów?
Choroba rozwinęła się nagle i niespodziewanie, nie mogliśmy nic zrobić.
A może gdzieś tam w głębi duszy zna prawdę, ale jest zbyt przerażająca by ją zaakceptować, zbyt odrażająca by przejść z nią do porządku dziennego. Więc ignoruje podszepty podświadomości, starając się nie myśleć o tym wcale. Nie myślec o mężu w ogóle. O ich ostatniej rozmowie, o jego zmęczonym 'ja wiem' i niecierpliwym 'powiedz kto'. 
Proszę przyjąć nasze najszczersze kondolencje. 
Więc powiedziała. Sama już zmęczona ukrywaniem prawdy, chcąc chociaż raz wypowiedzieć głośno dwa imiona obok siebie. Morfeusz. Marigold. Ojciec i córka. 
Gdzieś tam w swojej naiwności lubi myśleć, że fakt ten nigdy nie wyszedł poza ich dwójkę i, że z jedną połówką tej pary leżącej już sześć stóp pod ziemią, sekret jest całkowicie bezpieczny. Jeśli sama nikomu wiecej nie przyzna, udźwignie na swoich barkach cały niewygodny ciężar, to prędzej czy pózniej zniknie, zakopany razem z nią. Tak jest po prostu znacznie wygodniej. Ignorować wszelkie podszepty intuicji, nieznośnie nakazujące zmierzyć się z czarnym scenariuszem. 
Wygodniej dla obydwojga. Gra w pozornie jednej drużynie przynosi znacznie więcej korzyści, stając po dwóch stronach, jedno z nich musiałoby przegrać. Albo - przegraliby obydwoje, w końcu żadne z nich nie odłożyłoby broni dopóty drugie nie padło bez tchu. 
Nie chcę być twoim wrogiem, powiedziała mu kiedyś. Minęło tyle lat, narosło tyle sekretów i kłamstw, ale to się wciąż nie zmieniło. Tak jest znacznie lepiej. 
Przecież i tak zderzają się znacznie rzadziej. 
Dzisiaj - miał rację, nie zastałby jej w cukierni. Dzisiaj zajęta jest walką z przeziębieniem, gorączką i niechęcią prawie pięcioletniej dziewczynki do eliksiru pieprzowego. Wcale się jej nie dziwi, sama nie przepada za jego ostrym smakiem, ale każdy osładzający dodatek niweluje skuteczność. Stara się więc pertraktować, jeśli wypijesz porcję teraz to potem będziesz mogła zjeść takie a takie słodkości, ale dla chorego dziecka to żadna gratka. Obiecuje więc inne atrakcje, magiczne zabawki, może pierwszą miotełkę, ale mądra córka podchodzi do tego sceptycznie, rządając dowodów. 
Wychowuje ją zdecydowanie zbyt dobrze, ten cały nacisk na niezależność jeszcze się obróci przeciw niej. Dlatego słysząc pukanie do drzwi, otwiera bez większego zastanowienia, przekonana, że stoi za nimi babcia obładowana prezentami. 
Widok Morfeusza zaskakuje. 
Daje się ucałować w oba policzki, nawet ująć dłoń w geście pełnym kurtuazji, czuje się trochę jak dziecko przyłapane na kłamstwie wiedząc, że Marigold śpi tuż za ścianą. Morfeusz chyba nigdy nie był tak blisko swojej córki. Nie od czasów, gdy na wieść o ciąży, powiedział słynne - poradź sobie z problemem. A przecież nie zdążyła nawet powiedzieć, że jest jego. 
Nie ze strachu. Z wygody - znów, wszystko dla własnej wygody. Tak było znacznie prościej, udać, że rodzina szcześliwie powiększy się po latach prób. Tak było znacznie proście i dla córki, dorastać jako dziecko urzędnika oraz doskonałej pani domu, nie bękart arystokraty. I chyba dawało pewien rodzaj przewagi, przynajmniej wtedy - Dzisiaj nie piję - nawet nie wie czy przyniósł butelkę wina - Marigold jest chora - kolejny temat tabu. 
Zabawa z ogniem?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]26.03.16 21:51
Nie podsunąłem ci żadnej podpowiedzi, napawając się słodkim smakiem zemsty, rozchodzącym się po całym ciele za każdym razem, gdy tylko miałem okazję widzieć cię na oczy. Od zawsze perwersyjną przyjemność sprawiało mi nieme obserwowanie zagubienia innych. Jeszcze lepiej, gdy ktoś decydował się naiwnie obdarzyć mnie zaufaniem i to właśnie na moim ramieniu wylewać swe smutki. Ceniłem sobie to ironiczne poklepywanie po głowie, gdy w tym samym momencie moje myśli nabierały coraz szybszego tempa, błądząc w labiryntach nowych intryg, podstępnych działań i pomysłów na to, jak mógłbym obrócić całą sytuację na własną korzyść. Aczkolwiek ty, Teagan, nigdy nie dałaś mi tej satysfakcji. Jednak nie jestem jeszcze gotowy na to, aby zagrać z tobą w otwarte karty, zdecydować się na małą partyjkę rosyjskiej ruletki - nawet jeśli jestem przekonany, że to nie mnie kula wleciałaby do głowy.
Pif paf. Prawdy strzał.
Dawno nie oglądałem cię w takim stanie. Ciemne włosy rozsypują się na twarzy, z oczu wyziera zmęczenie, a na szacie dostrzegam plamy eliksiru pieprznego. Zawsze wymykam się z odyseuszowej sypialni, gdy do moich do uszu dociera najniewinniejszy nawet kaszel. Nie sprawdziłbym się - co wiadome - w roli matki, która tuli do piersi schorowane dziecko, namawiając do wypicia kolejnych porcji eliksirów, o bardzo dziwnej, obrzydzającej wręcz, konsystencji. Nawet jeśli sam zwykłem co miesiąc pijać podobne płyny, wcale się do podobnych zadań nie nadaję. Tego typu sprawy do czasu pozostawały w gestii Antei, a po niej przejęła tę rolę któraś z rodzinnych guwernantek. Sobie zaś wyznaczyłem zadanie wyreżyserowania jego życiowego spektaklu, podsuwając mu pod nos odpowiednie kwestie, dbając o didaskalia i przygotowując na to, że to właśnie jemu będzie kiedyś dane przejąć moją rolę. Może na wpół nieświadomie zachowywałem się całkiem jak ojciec, który nigdy nie obdarzał mnie nadmierną dawką uczuć, sprawiając, że bardzo szybko nabrałem pewności siebie, a moją skórę można by porównać do tej nosorożca. Twardą i niezniszczalną.
Widzę zaskoczenie malujące się na twojej twarzy, gdy kryjąc satysfakcję, dopełniam powitalnego rytuału. Z zainteresowaniem rozglądam się na wszystkie strony, powoli rozpinając poły płaszcza - swobodnie udaje mi się zrobić to lewą ręką. W prawej, jak ty mnie znasz, ściskam  butelkę wytrawnego czerwonego wina. Prostu z Francji. Udaję, że wiadomość o chorobie dziewczynki umyka mi mimo uszu. Odwracam się w twoją stronę, pozwalając sobie na poufały gest, odgarniający ci z twarzy opadające na policzki pasma włosów.
- Może właśnie tego najbardziej dzisiaj potrzebujesz? Chwili wytchnienia? - Wyciągam butelkę w twoją stronę, częstując cię spojrzeniem poniekąd nie znoszącym sprzeciwu. Choć zapewne sama zdecydujesz. Zrobisz to jak chcesz.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]29.03.16 2:37
Myślę, że płakanie w rękaw byłego kochanka po śmierci nie-kochanego męża miałoby całkiem spore szanse na zwycięstwo w konkursie o tytuł szczytu hipokryzji. I to nawet nie roku, dziesięciolecia co najmniej - o stulecia ciężej byłoby zawalczyć zwarzywszy na burzliwość pierwszej połowy XX wieku.
Co za niesamowite 50 lat. W pierwszym dziesięcioleciu o lodówce nie śniła żadna z pań domu (może dlatego, że nie istniały) a filmy były tylko zbiorem niemych scen, kinematografem atrakcji. Dzisiaj lodówka w każdym domu, na kolorowe filmy chodzi się do kina co niedziela. Może to taka plebejska i mugolska rozrywka, ale to uwielbiany przez kobiety Scrimgeour rytuał, są na czasie z wszystkimi nowościami. Zaleta poślubienia mugola, przed człowiekiem nagle otwiera się całkowicie nowy świat.
Ale Morfeusz jest ostatnią osobą, która chciałaby o nim słyszeć. Lepiej nie przyznawać, że pokazuje go jego córce. Nawet jeśli nie jest świadoma, że sekret już dawno przestał być sekretem, woli nie wprowadzać go w żadne detale dotyczące jej wychowania. Po co? Przecież nie poradzi jej żadną ojcowską mądrością, ani tym bardziej nie przyłączy się do samego procesu. Nigdy nie będą rodziną.
Gra w otwarte karty, ciekawe czy kiedykolwiek będą na to gotowi? Usiąść na przeciw siebie i przykładać do skroni lufę pistoletu, pociągając za spust. Kolejny i kolejny pusty dźwięk będzie zbliżał jedno z nich do nieuchronnego końca.
Pytanie brzmi - kiedy jedno z nich będzie leżeć bez życia, co stanie się z drugim?
Była chwila, na samym początku, kiedy chciała powiedzieć. Ale dziecko potrzebuje rodziny - nie tłumu guwernantek. Wizja samotnie wychowującego się Ono przesądziła o wszystkim na długo przed słynnym „poradź sobie z problemem”. A każdy wybór ma swoje konsekwencje. Została samotną matką, słysząc pociągnięcie nosem nie może się schować po drugiej stronie dworku (nie tylko dlatego, że nie mieszka w żadnym dworku), musi wyciągnąć zapasy eliksiru pieprzowego, znosić wszystkie lęki i dramaty chorej czterolatki. Jednak ma świadomość, że dzięki temu jej córka wie, że nie jest sama, że jest na świecie człowiek na którego może liczyć w każdej sytuacji. To daje wiele, znacznie więcej niż zahartowanie w samotności, skóra nosorożca.
Nawet jeśli, w konsekwencji budowania poczucia własnej wartości u córki, samotna matka da się zaskoczyć i traci przewagę. Pokaże się w scenerii znacznie intymniejszej niż te wymagającej nagości. Wyjątkowo bezbronna, w domowych pieleszach.
Bezpieczne miejsce.
Przekroczyli dzisiaj kolejną granicę - przecież nigdy wcześniej nie pojawił się na Pokątnej 33. I kolejną, gestem poufałym - bezstronny obserwator mógłby się dopatrzeć się w nim nawet czułości.
Zabawne jak wiele zmienia się w zależności od punktu widzenia.
- Rozgość się - podejmuje po chwili decyzję, stało się, nie ma odwrotu. Na chwilę go zostawia, samego, sprawdzić czy dziecko spokojnie śpi i włożyć na siebie coś bez śladów po paskudnych eliksirach. Nie powinien mieć problemów ze znalezieniem kieliszków, ma też przyzwolenie (jakby w ogóle takiego potrzebował) by rozejrzeć się dookoła. Podobno nic tak nie wyraża człowieka jak jego cztery kąty, może wyczyta coś z lekka przybrudzonych już, szarych ścian, zdjęć i ciętych kwiatów. To prawie jak otwarte karty. Potem wraca by rozsiąść się wygodnie na kanapie i odetchnąć głęboko, po raz pierwszy tego dnia - Jest sens pytać co cię sprowadza? - podnosi wzrok na Morfeusza, uśmiechając się z ledwie zauważalną drwiną malującą się gdzieś przy kącikach ust. Jakie to interesy są aż tak pilne, że nie mógł poczekać do jutra?
A może, kto by pomyślał, tęsknota okazała się tak silna, że gotów był wspiąć się te kilka pięter by wypić z nią butelkę wina - nie ważne, że z Francji?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]07.04.16 12:51
Co stanie się, gdy jedno z nas pociągnie za spust? Ostatni strzał. Na kogo padnie? Kto sprawi, że magazynek już na zawsze pozostanie pusty, pozwalając sobie, a może raczej decydując się, na ten ostatni oddech? Zetkną się ze sobą spojrzenia dwóch par oczu. Żywych. I martwych. Pustka spotka się z błyskiem jeszcze długu namacalnej egzystencji. Na pewno nie skończymy jak Romeo i Julia. Złączeni ciałem i duszą. Życiem - i wspólną śmiercią.
To nie my.
Nigdy nie potrzebowałem zaproszenia. Pan i władca na wzgórzach swego świata, spoglądający na wszystkich z góry, z pobłażaniem, nie potrzebujący nawet chwili zastanowienia, aby ocenić, kto jest górą. Mimowolnie zachowuję jednak pozory dobrego smaku, sztucznych uprzejmości, już tak mocno przyzwyczaiłem się, że zawsze trzeba udawać. Wejść w rolę. Przybierać maski, równocześnie zawsze mając oczy dookoła głowy. Nie byłaś wyjątkiem, Teagan. Jeszcze nikomu nie pokazałem mojej prawdziwej twarzy. Nikogo nie obdarzyłem zaufaniem, czyniąc go wspólnikiem mych drobnych zbrodni. Wątpię, aby kiedykolwiek ktokolwiek sobie na to zasłużył.
Może miałem dzisiaj potrzebę. Chciałem znowu poczuć to wżerające się w sczerniałe serce poczucie satysfakcji. Potrzebę błahego zadowolenia na widok twojej nieświadomości. To trochę tak, jakbym i ciebie trzymał w swojej garści. Swoją nieobecnością w cukierni nieco pokrzyżowałaś mi plany, przywołując na mą twarz wyraz rozdrażnienia, któremu tak czy siak nigdy nie zwykłem się poddawać.
Szczupłe palce gładko oplatające twój policzek gestem, w którym - masz rację - postronny obserwator dopatrywałby się szczególnej więzi, głębszego uczucia, łączącego dwie postacie, ślizgają się po kościach policzkowych, odsuwając na bok włosy i na ułamek sekundy zatrzymując się na twojej szyi - krótka linia dotyku: z prawej na lewą stronę. Może to niema kara na to, że kazałaś mi pojawić się właśnie tutaj? Pod numerem trzecim Pokątnej trzydzieści trzy.
Otwieram kolejne szafki, szukając w nich kieliszków odpowiednich do przyniesionego przeze mnie wina, kątem oka śledząc sylwetkę znikająca gdzieś w innym pomieszczeniu. Tam, gdzie śpi ona. Mała Marigold. Nie mogę powiedzieć, że nie odczuwam czegoś na kształt zaciekawienia. Czy rozpoznałbym ją, gdybym spotkał ją przypadkiem? Czy kiedykolwiek przywiązywałem wagę do tego, aby regularnie zamykać ją w swym rejestrze spojrzeń? Chyba na palcach jednej ręki mógłbym policzyć chwile chowania się za maminą spódnicą, spoglądania na mnie nieco przerażonym wzrokiem.
- Kto powiedział, że zawsze musi być jakiś powód, Teagan? - mówię, zwinnie odkorkowując butelkę Bordeaux, nalewając do trzeciego kieliszka odrobinę wina i pod światło oglądając jego barwę, oceniając jego jakoś, sprawdzając, czy na dnie nie pojawia się zbędna ilość osadu. Następny kieliszek wędruje już do twojej dłoni, gdy swobodnym krokiem zbliżam się do kanapy, równocześnie - dopiero teraz - rozglądając się na boki. Rejestrując kolejne dekoracje, zdjęcia - krzywię się na moment, dostrzegając na jednym z nich Scrimgeoura, nie dając po sobie jednak niczego poznać, bo przecież nie kryje się w tym grymasie nic więcej, jak tylko niesmak wobec twoich życiowych wyborów, jak mogłaś pozwolić na to, że padło właśnie na mugolaka?  - kwiatów i widok rozciągający się za szybą wielkich okien poddasza. (?) - Nie wystarczy fakt, że nie widzieliśmy się na tyle długo, że wręcz wypada sprawdzić, co u ciebie słychać? Jak idą interesy? - Te pod ladą oczywiście. O inne nigdy nie pytam. Zagłębiam się w fotelu, zakładając nogę na nogę i wyjmując z kieszeni paczkę papierosów Stibbons. Posyłam ci pytające spojrzenie. Mogę?- Pamiętasz tamtą tartę? - Odwzajemniam krzywy uśmiech, nadając mu nieco niewinny charakter. Przecież niczego nie sugeruję. - Cytronowa, zdaje się. Zdziałała cuda.
Może nadszedł ten moment? Błysk świadomości. Czy to właśnie dzisiaj się obudzisz, Teagan? Ściągniesz cienką zasłonę z oczu? Będziesz dalej udawać? Przecież wiesz. Z n a s z prawdę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]18.04.16 16:33
Wszystko się zmieniło z momentem, kiedy po raz pierwszy poczuła pod sercem ruch dziecka.
Przed tym przez długi czas czuła się martwa. Pogrzebana żywcem w wieku dziewiętnastu lat - bo i czym, prócz bieli sukni, różni się wesele od stypy? Była taka młoda, naiwna i zagubiona, zdawało się jej, że złoty krążek na palcu to odpowiedź na wszystkie pytania, w ten sposób zagwarantuje sobie spokojną przyszłość. Zagwarantowała sobie nudną przyszłość, uśmierciła za życia. Adrenalina płynąca ze sportu nie była wystarczająco, skoro nawet na trybunach widziała pokrytą zmarszczkami twarz swojego męża. Kiedy inne kobiety w jej wieku chodziły do jazz clubów i popełniały błędy, ona leżała obok niego w łóżku z materacem z najwyższej półki, pod kołdrą w kwiatki, czytając książkę którą jej polecił.
Z dniem w którym odkryła czarną magię wiele się zmieniło.
Z dniem w którym poznała Morfeusza - wszystko.
Podobno to właśnie adrenalina jest najbardziej uzależniającym narkotykiem. Ciągłe balansowanie na krawędzi, przekraczanie każdej możliwej granicy, bieg w przód bez patrzenia na nikogo innego, na nic innego. Przecież mówią - żyjesz dopiero kiedy czujesz na plecach oddech śmierci. A zimny dotyk Malfoya ciągle o niej przypomina. To jak rosyjska ruletka, prędzej czy później broń wystrzeli. I jedno z nich padnie truper - nawet jeśli teraz obydwoje są przekonani, że strzał dopadnie to drugie, to w jakiś sposób obydwoje będą martwi.
Ale wszystko zmieniło się kiedy poczuła pierwszy ruch Marigold.
Stawka jest teraz znacznie większa niż tylko jej życie. Chodzi o przyszłość małej dziewczynki - ich małej dziewczynki. Śpiącej spokojnie w pokoju obok, nie mającej zielonego pojęcia jak pokręceni ludzie wydali ją na świat.
Czasami gładząc jej włosy zastanawia się jaką przyszłość jej zgotowali. Kiedy jej skóra zacznie być zimna, kiedy sama zacznie balansować na krawędzi odmierzając czas od jednego do drugiego strzału adrenaliny. Bez niego życie wydaje się szare.
Przecież próbuje. Zbudowała dookoła siebie bezpieczną przestrzeń. Cukiernia. To mieszkanie. Mieszkanie - w którego progu nigdy wcześniej nie przekroczył, które było miejscem bajek na dobranoc, wspólnego pieczenia ciasta, zabawy. Teraz czuje jak jeży się jej włos, jak powietrze gęstnieje, a w atmosferze co chwila dochodzi do małych wyładowań elektrycznych. Oddycha głęboko po raz pierwszy od tygodni, czuje jak krew krąży w żyłach, jak napinają się mięśnie, jak znowu zaczyna się zabawa.
Kręcenie pistoletem.
Miejsca na skórze naznaczone zimnym dotykiem parzą.
- Nie robisz rzeczy bez powodu - zauważa, bawiąc się kieliszkiem, obracając go w dłoniach, wpatrując się w czerwień wina, w końcu kosztując i przez chwilę delektując się jego głębokim smakiem - I definitywnie nie przejmujesz się tym co wypada - konwenanse dobre są na spotkania w wyższych sferach, tutaj, z nią, liczy się tylko przekraczanie kolejnych granic.
Może po prostu i on potrzebuje odetchnąć pełną piersią, poczuć coś ponad znużeniem, znudzony monotonią dnia codziennego, sztywnym kaftanem życia wysoko urodzonego? Może nie chce się przyznać, ale potrzebuje Teagan, nie tylko trzyma ją w dłoni wiedząc rzeczy o których nie chce myśleć? A może po prostu było dzisiaj po drodze na Pokątną.
I kręci głową, nie, tutaj palić nie będą. Marigold wciąż śpi za ścianą, to nie pole walki.
- Interesy idą całkiem w porządku - normowane dziwacznym kodeksem moralnym, opartym na skrzywionym kręgosłupie, bez problemu zasypia każdej nocy - Podobno każdy z moich wypieków działa cuda, musisz być dokładniejszy - nie pamięta? Nie chce pamiętać? - Ale prawdą jest, że cytrynowa była tylko jedna. Zazwyczaj lubujesz się w innych smakach - gorzka czekolada, chilli, red velvet. Słodko-kwaśna cytryna i jej świeży zapach w ogóle do niego nie pasują, nie w jej odczuciu.
Co chcesz osiągnąć Morfeuszu, pytają jej oczy. Już teraz, tutaj?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]24.04.16 22:13
Adrenalina. Skok ciśnienia. Ścisk w żołądku. Dogłębne pragnienie podążania dalej, nawet jeśli miałbym pozwolić gotującym się w mym wnętrzu emocjom rozszarpać się na strzępy. Uczucie dające się porównać jedynie do wyjątkowego wydarzenia sprzed lat. Wiele razy próbowałem odtworzyć tamten moment: gdy stałem na pozbawionej życia polanie w środku dżungli, a wokół mnie w kręgu układała się niepoliczalna na palcach ilość martwych ciał. Mimo usilnych prób, nigdy nie udało mi się ponownie tego dokonać, nigdy nie mogłem powiedzieć: znowu to poczułem. Nic nie mogło stać się choć namiastką tamtych emocji sprzed lat, tych, z których przyczyn - i skutków - do dziś przecież nikt oprócz mnie nie zdawał sobie nawet sprawy.
Dla mnie to był właśnie ten punkt. Punkt zwrotny. Punkt zmian. Gdy cały świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, nabrał zupełnie innych kształtów. Wszystko się zmieniło. Tylko wtedy mogłem pokazać światu prawdziwą twarz.
Nie pamiętam, dlaczego tamtego dnia na dłużej zatrzymałem na tobie wzrok. Raczej nie kojarzyłem cię z żadnego meczu, gdy na stadionie od lat pojawiałem się głównie w interesach, towarzysząc Harriett, świeżo wschodzącej gwieździe, na meczach Jastrzębi, gdy miała przede wszystkim ładnie prezentować się na trybunach, z siłą wili kibicować wybrankowi serca. Nie zwracałem uwagi na to, co działo się na boisku, najczęściej po prostu usiłując samym wzrokiem (najczulszym na jaki bylem wtedy w stanie się zmusić) zrzucić z miotły tę podobną do ogra postać Wrighta. Nigdy mi się to nie udało. Szkoda.
Może dostrzegłem znudzenie ciążące na twoich barkach, gdy z podobną do mojej bezwiednością sączyłaś kolejnego tego wieczoru drinka. Oficjalne przyjęcia Ministerstwa, na których gościli nie tylko urzędnicy, ale i tłumek ich często spłoszonych żonek, nie należały do tych najbardziej porywających. Niewątpliwie była to pewnego rodzaju nić porozumienia. Wszystko się zmieniło, mówisz. W moim przypadku doszło do tego o wiele wcześniej.
Nie pamiętam, kiedy dokładnie rozeszły się nasze drogi. Przecież nie obiecywaliśmy sobie nic więcej. Byliśmy. Trwaliśmy. Stanowiliśmy odskocznię. A później przyszedł ten moment. Zmiany warty. Oszukałaś mnie, odchodząc. Nie wyznając prawdy. I może to był właśnie twój największy błąd.
Nie poczułem więc. Pierwszego bicia serca. Pierwszego kopnięcia. Nie usłyszałem pierwszego krzyku. Nie widziałem pierwszego kroku. Nie wplotłem palców w meszek pierwszych włosów. Było to w końcu tylko niewiele znaczące ono. Dziecko czarownicy i mugolaka. Już sam fakt ojcostwa przekreślał to stworzenie w moich oczach. Przyczyniając się do tego, że na dłuższy moment zapomniałem także o istnieniu jego matki. Zapomniałem o tobie, Scrimgeour.
Do czasu.
- Jak ty mnie znasz, Teagan - mówię ironicznie, tym razem już na głos. Twardo wypowiadam twoje imię, pociągając kolejny łyk wina i nie spuszczając cię z oczu. Wzruszam ramionami, odrzucając paczkę papierosów na blat stojącego nieopodal niskiego stolika. Kiwam głową, wykonując dłonią - wolną od kieliszka - nieokreślony ruch w powietrzu... - Ten cud był naprawdę ogromny. Poskromił kłamstwo. Odsłonił prawdę. Tę, o której k t o ś myślał, że już nigdy nie zostanie odkryta, że udało mu się na zawsze ją ukryć. To było dokładnie w pięćdziesiątym drugim.
Coś Ci to przypomina, Teagan?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]08.06.16 22:58
Słyszycie? Zaczęło padać.
A zapowiadał się tak piękny dzień.
Parsknęłaby śmiechem, cynicznym i pełnym żalu, słysząc, że nie poczuł. Pierwszego kopnięcia, nie usłyszał pierwszego krzyku, nie był obiektem pierwszego uśmiechu i celem. Pierwszego kroku. Niewiele znaczące ono - przecież tak było od samego początku. Od kiedy powiedział usuń, kiedy ona wyznała, ciąża.
Nie przyznając czyja. To zmieniło wszystko?
Gdyby wprost powiedziała - Morfeusz, to twoje. Wszystko by się zmieniło?
Może. Na gorsze.
Przecież nie wzięłaby rozwodu. Nie w takim momencie, to skandal na które żadne z nich nie mogło sobie pozwolić.
Marigold musiała urodzić się w pełnej rodzinie. Nie z metką bękarta i skandalu. Jej potrzeby stały się najważniejsze, ale ciężko to zrozumieć komuś, kto nigdy nie został matką. Pomyśleć, że bycie ojcem powinno do czegoś zobowiązywać. Do przebłysku zrozumienia - chociaż tyle. I aż tyle. Zrozumienia, że kiedy przychodzi do postawienia na szali własnego ego, a przyszłości dziecka, wybór jest prosty. Nawet nie ma się nad czym zastanawiać.
Ona się nie zastanawiała.
Najgorsze, że kiedy Odyseusz zmarł, nagle i niespodziewanie, wcale nie czuła żalu. Wyrzuty sumienia, owszem. I ulgę. Wielkie poczucie ulgi rozlewające się po całym ciele, od czubka głowy aż po koniuszki palców. Koniec odgrywania codziennego teatrzyku, koniec kłamstw. Odwracania wzroku od faktu, że z każdym dniem Marigold robi się coraz bardziej podobna do ojca, biologicznego, koniec ciężkiego milczenia nad kuchennym stołem podczas wspólnych kolacji. Może w tym momencie powinna pojawić się nadzieja, że teraz jest szansa. Na zbudowanie rodziny, towarzystwo pokochałoby piękną, ckliwą historię. Adoptowanie córki nowej partnerki pomimo jej wątpliwego statusu krwi, co za wielki gest, co za serce, zagwarantować jej świetlaną przyszłość! Tak bezinteresownie!
Może był to doskonały moment na podobne marzenia - ale dobrze zna Malfoya. Lepiej niż ten sądzi.
Dlatego też wybrała dziecko ponad niego i nie żałowała tej decyzji ani przez minutę. Nigdy.
Nawet w tym momencie.
Miłość matki przewyższa każdą inną. Przewyższa każde pożądanie, cały wstyd.
Nawet jeśli niegdyś było inaczej. Ciekawe czy wspominają tak samo - wczesne poranki. Mleczne promienie słońca wpadające przez kołysaną wiatrem kotarę, nagą skórę i białą pościel. Milczenie - komfortowe, nie trzeba było mówić. Papieros palony na dwoje, dłoń wodząca po miękkiej skórze. Trzy pieprzyki na karku Teagan, jedno znamię na boku Morfeusza. Zapach kawy unoszący się w powietrzu - kawy i intymności. Dwójka ludzi zamknięta we własnym świecie.
Prędzej czy później musiał pojawić się ktoś trzeci.
- Nie pokładasz zbyt dużego sukcesu w jednej, małej klątwie? - zadaje ci w tym momencie nieme pytanie czy jesteś gotów? Czy naprawdę tego chcesz, Morfeuszu, tak pyta, czy jesteś gotów na to co zaraz się stanie? - Jestem przekonana, że ta nowo odkryta prawda całkowicie zmieniła twoje życie - mówi, nieco ironicznie.
Zmieniło się wszystko, prawda?
Poczułeś żal?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]09.06.16 18:34
Sama moja obecność sprowadza nad Twój świat chmury, Teagan. Czy tak nie było zawsze? Nie byłem słońcem, gwiazdą wskazującą Ci drogę. Strzałą amora posłaną prosto w serce. Twój świat. Nie minie chwila, a być może jego porządek z hukiem runie Ci na głowę.
Całe to My było jedynie następstwem przypadku. Przez kolejne miesiące nadawaliśmy naszej codzienności pozory normalności. Jakby wszystko układało się dokładnie po naszej myśli, a nie było syntezą nieprzewidzianych zdarzeń, czy może jednak wręcz przeciwnie? Przewidywalnych aż nadto, gdy ograniczeni czasem, ruchem wskazówek zegara, biciem dzwonów, odrywaliśmy się od siebie w połowie wykonywanych gestów, powracaliśmy do życia roszczącego sobie prawo do miana tego prawdziwego. Przynajmniej na tyle mogliśmy mu pozwolić.
Przyszedł jednak moment, w którym tak wyraźne granice nagle zaczęły się rozmazywać. Może to też był powód. To wszystko poszło za daleko – ta myśl nigdy nie została ubrana w słowa, ani w te wypowiadane na głos, ani nawet te mogące zakorzenić się w podświadomości, aby w końcu osiągnąć szczyt, zaczerpnąć powietrza jak ktoś, komu od dawna skąpiono oddechu i wypłynąć na otwarte wody umysłu. Nie mogłem na to pozwolić. Należało to zakończyć, a ciąża stała się jedynie pretekstem. Co za wyczucie czasu. Bo przecież, jak twierdziłaś, to nie ja byłem ojcem. Prawdopodobnie już wtedy podejrzewałem, że kłamiesz – jak mogłem jednak nie skorzystać z daru losu, biorąc Twoje słowa za dobrą kartę. Odcinając się. Myśląc, że na zawsze.
Deszcz nie przyniesie oczyszczenia. Nie zmyje przeszłości, jego ciężkie krople coraz głośniej odbijające się od dachu pokoju na poddaszu, nigdy nie zdołają zakłócić prawdy, przekreślić tego, co minęło. Wymazać z pamięci tamtych miesięcy, tamtych chwil. Sprawić, że rozejdziemy się – każde w swoją stronę, nie odwracając się za siebie i zapominając. Już na zawsze. Jakbyśmy dla siebie  w ogóle nie istnieli.
Podnoszę wzrok, wpatrując się uważnie w Twoją twarz. Nawet przez nieco zmizerniałe rysy umęczonej troskami matki przebija ta szczególna siła, niegdyś budząca we mnie tak wielkie pożądanie, gdy zagubieni w prześcieradłach, wzajemnie przyoblekaliśmy kierowane namiętnością ciała w swoje zapachy.  Kolejne zaciągnięcia palonym w łóżku papierosem kradły nam oddech, jakbyśmy chwilę wcześniej nie znaleźli się w świecie: do utraty tchu. Jakbyśmy za wszelką cenę dążyli do tego, aby przedłużyć tamten moment.
Pociągam kolejny łyk wina, kierując spojrzenie w stronę okna. Na powierzchni szyby wciąż rozlewają się potężne krople deszczu, uderzające o nią jakby z coraz większym zacięciem. Zakłócając spokój i ciszę, zagęszczając atmosferę panującą w pomieszczeniu. Jakby siłą rzeczy nie panował w nim już coraz większy gorąc. Powietrze nagrzewane każdym kolejnym słowem, przecinane kolejną ironiczną uwagą, gdy w najlepsze gramy ze sobą w kotka i myszkę, ciekawi tego, kto pierwszy się złamie.
- Teagan, nie chodzi o jedną małą klątwę. Ale o skutki. One zawsze są najważniejsze. - Podnoszę się z miejsca, powoli zbliżając się w twoją stronę. Ta nowo odkryta prawda. Nawet nie wiesz jak bardzo zmieniła, Teagan. Nawet nie wiesz jak bardzo. Może zaraz zmieni i Twoje? Przysiadam na oparciu zajmowanego przez Ciebie fotela. Może nie powinienem tego robić - kto wie, czy zaraz nie rzucisz się na mnie z pięściami, nie ciśniesz kieliszkiem prosto w moją pierś? Kto wie. Kpiący uśmiech przyklejony do twarzy, gdy nachylam się się w twoją stronę i szepczę wprost do twojego ucha: - Prawda ma oczy po matce. Po ojcu zaś rysy i odcień włosów. - Znowu na moment odsuwam się od ciebie, żeby odczytać emocje pojawiające się na twojej twarzy, spojrzeć ci głęboko w oczy. A po chwili znowu czujesz na szyi mój oddech. - Prawda ma moje rysy. Moje włosy. I jest zaraz obok. Jest tutaj z nami. - Wskazuję palcem dokładnie na drzwi, zza których wyłoniłaś się chwilę wcześniej, aby sprawdzić, czy nasza córka na pewno ma się dobrze. - Prawda ma na imię Marigold.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]09.06.16 19:56
O.
A więc tak wygląda moment w którym poznaje się odpowiedzi na wszystkie pytania - i nie ma już żadnych.
Kiedy się o nim myśli, wyobraża się wielką euforię. Ogromną. Uniesienie. Poczucie spełnienia. Można też myśleć o tym momencie jak o chwili porażki. Beznadziei. Smutku, żalu, zgorzknieniu. Czasem wielkiej złości.
O.
Nie czuje nic.
Wszystkie brakujące puzzle znalazły miejsce w układance. I okazało się, że przecież już dawno wiedziała jakie jest ich miejsce, jaki rezultat. Tylko wydawało się, że to taka niewygodna prawda.
Teraz jest jedynie obojętna.
Spodziewano się wielkiego wybuchu, szatańskiej pożogi i wodospadu krwi - a wszystko okazało się takim żałosnym niewypałem.
Ta znajomość miała trwać dzień. Nie - nawet jeden wieczór, pół nocy. Potem - remedium na nudę. Dreszczykiem emocji pani domu, ucieczką przed wszystkimi obowiązkami, małym, brudnym sekretem dodającym ułożonemu życiu ekscytacji. O ironio, powiewem świeżego powietrza. Nagle dwa życia zaczęły płynąć obok siebie równolegle i ciężko było stwierdzić które jest tym prawdziwym. Bo i co znaczy prawdziwość, można by spytać, jakie czynniki decydowały o hierarchizacji?
Kiedy granice niebezpiecznie się zacierają znacznie łatwiej o relatywizację. Wszystkiego. Nie ma absolutów, świętości tracą na znaczeniu.
Dopiero dziecko przywróciło pion i kierunki świata.
I jakie to zabawne, wprost nigdy nie padło zdanie - nie jesteś ojcem. Odyseusz jest. Padło tylko - to nie twoje dziecko. Nie twoje.
Pierwszą reakcją ojca nigdy nie jest - usuń. Niezależnie od tego jak wielkie przemawiają za tym argumenty, tego jednego nie jest w stanie wybaczyć. Ona. Ty możesz mieć całą listę grzechów i krzywd Scrimgeour, ona ma jedno słowo. Usuń.
Rosnące w niej życie było - wciąż jest - niewinne. Czyste. Oni sami umazali byli szlamem, siedzieli w największym brudzie po sam czubek głowy, ale to nie dotyczyło nigdy Marigold. To nie jej wina, że jej rodzice są popierdoleni, nie musi płacić za ich błędy, nie jest ich częścią. To była jedyna dobra, jedyna czysta, bezinteresowna rzecz która ją spotkała, jedyne światło które wyniosła z tych wszystkich miesięcy. I usłyszała - usuń.
Wiesz, Morfeuszu, że pierwszą myślą gdy poskładała wszystkie klocki i dodała dwa do dwóch była ucieczka. Zostawienie za sobą i ciebie, i męża, rozpoczęcie od nowa, gdzieś na drugim końcu świata. Przecież dałaby sobie radę - mało to samotnych matek? Obrączka powędrowałaby na drugą dłoń, nie jedna kobieta owdowiała tuż przed przyjściem potomka na świat.
A jednak. Została.
Dlaczego?
Chyba sama nie wie.
Spodziewaną reakcją był krzyk i agresja. A słyszysz śmiech - pusty, gorzki, ocierający się o szaleństwo śmiech - To nie jest twoje dziecko - nie jest. Dla takiej prawdy, Morfeuszu, zabiłeś jej męża. Gówno prawdy - To, że byłeś obecny przy poczęciu nie czyni z ciebie ojca - to nie jest twoja córka. Marigold jest jej. Teraz tylko jej. Może mieć po Morfeuszu rysy twarzy, ten sam odcień włosów i wieczne zimne dłonie. Ale nie jest jego córką.
Mogłaby cię zabić teraz, Morfeuszu, jednak doskonale zdaje sobie sprawę, że z tej potyczki nikt mógłby nie ujść z życiem. Dlatego twoja śmierć będzie długa i powolna, ale możesz być pewien, że ostatnią rzeczą jaką ujrzysz będzie jej twarz.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]11.06.16 13:19
Skąd w Tobie takie pokłady zgorzknienia, Teagan. To przez ten twój cierpki śmiech. Czyżbyś nie była szczęśliwa? - to tutaj jest miejsce na cyniczny uśmiech. Cyniczny chichot, niepowstrzymane drganie warg, dreszczy przebiegających po policzku - tyle mówiący taniec dotąd nieruchmych mięśni twarzy. Kolejne kłamstwo. Fałszywy śmiech.
Przecież mogłaś mieć wszystko. Pęd powietrza, karierę, życie układające się po Twojej myśli, ukochanego męża u boku, cukiernię pełną śmiercionośnych ciastek. Dziecko. Nie twierdzę, że Twoje życie to porażka, choć ja przecież poprowadziłbym je w zupełnie innym kierunku. Masz taki potencjał, kochana. Wykorzystaj go. Przecież dałem Ci szansę. Ale to nie moje życie, powiesz. Mylisz się, należy do mnie od chwili, w której ja sam stałem się jego częścią. Znowu wytkniesz mi naiwność, kpiąco powiesz, że się mylę. To tak jak z tą rosyjską ruletką - co by się nie działo, żadne z nas nie zdoła zmienić ciągu myśli tej drugiej połówki. Połówki czego tak właściwie?
Jestem narcyzem. Alfą i omegą. Bijmy się na słowa, a ja i tak zawsze powiem Ci, że mam rację.
Nie szalej, Teagan. Zaraz zadławisz się tym gorzkim śmiechem.
Usuń. Od razu nasuwające się rozwiązania są przecież najprostsze. Czego właściwie oczekiwałaś? Liczyłaś na to, że uśmiechnę się radośnie, porwę Cię w ramiona, nie przestając mówić o tym, jak bardzo jestem szczęśliwy? Przecież nawet nie padło zdanie: jesteś ojcem. Nie jestem księciem z bajki. Bohaterem utkanym z nici naiwności. To chyba jakieś kpiny.
A podobno znasz mnie tak dobrze.
A więc w reakcji dajesz mi tylko gorzki, graniczący z szaleństwem śmiech. Ani śladu złości, rozgoryczenia, bezsilności. Cynizm. Tak, zabiłem Ci męża. I wcale nie żałuję. Dzisiaj postąpiłbym tak samo. Nie zrobiłbym tego inaczej. Bo przecież to właśnie dzięki temu mogłem tak dogłębnie napawać się zemstą. Czyniąc Cię wspólnikiem zbrodni. Wbrew Twojej woli.
- Dziecko potrzebuje ojca. - Na utarty frazes odpowiadam równie banalnym zdaniem. Powtarzanym tak często, że zapewne wsiąkło już w te najgłębsze warstwy języka. To Twoje nagłe zacięcie, wyrzucanie mnie poza nawias, a przecież nie wyraziłem na to zgody, sprawia, że w jednej chwili podejmuję decyzję. - Myślisz, że nigdy się nie dowie? Nie będzie żałować? Że zamknęłaś przed nią świat, kazałaś żyć w takim - Aż lekko się wzdrygam, obejmując gestem dłoni przestrzeń całego poddasza. - miejscu? Odbierając jej to, co należało jej się już poprzez samą konsystencję płynącej w jej żyłach krwi? Liczysz na to, że wybijesz jej z głowy podobne myśli? Że to nie ważne, że mogła mieć wszystko?, a przez głupi błąd matki została z niczym? - Gwałtownie chwytam Cię za nadgarstek, obejmując go na tyle mocno, abyś nie mogła wyszarpnąć się z jego uścisku. Wiecznie zimne dłonie, Teagan. Znowu czujesz ich dotyk na powierzchni gładkiej skóry. - Od dzisiaj już nim jestem. - Jedynie po to, aby zrobić Ci na złość. Teraz ja wybucham głośnym śmiechem, podobnie szaleńczym, ale nie pustym. Takim, w którym wybrzmiewa wyraźna groźba.
Prowadźmy dialog. Opowiedz mi o swojej zgorzkniałości. O ile ona rzeczywiście istnieje. Bo może znowu powiesz, że się mylę?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]18.06.16 14:33
To gra.
Brudna gra, prowadzą ją między sobą od kiedy się poznali, gra bez ustalonych zasad, w której można wszystko. Wyciągnąć spod sukienki broń, zakręcić ją, wycelować, pociągnąć za spust, chybić specjalnie. W kolejnej sekundzie sięgnąć po słodycze, zaszyć się się w czterech ścianach sypialni i nie wychodzić aż świtu - kiedy pierwsze promienie dotykają skóry, to znak, że pora wyjść. Skończyć na dzisiaj na kilka godzin, wrócić do udawania normalności i pieczenia ciasteczek dla męża.
Martwego męża.
To gra - więc zmieńmy zasady.
Spodziewany scenariusz to krzyk. I wiele gorzkich słów, które chodzą jej teraz po głowie. Jak - wcale nie jesteś ojcem. Bo gdzie byłeś kiedy poczuła jej pierwszy ruch. Kiedy nie spała całymi nocami, najpierw przez kolki, potem przez wyżynające się ząbki. Gdzie byłeś kiedy stawiała pierwszy krok - i kto kupił jej pierwszą dziecięcą miotełkę? I czego jej niby brakuje? Dorastania na zimnym dworze, lekcji etykiety od dziesiątej do osiemnastej, godzinnego spotkania z rodzicami po podwieczorku, a przed kolacją? Sztywnego wychowania przez armię niań i guwernantek, żadnego ciepła, żadnej beztroski?
A potem cios poniżej pasa - nie chcę, żeby Marigold była taka jak ty. Zimna i wyrachowana.
Przecież on to wszystko wie. Spodziewa się każdego zdania. Na każde ma odpowiedź, pewnie przygotował scenariusz dużo, dużo wcześniej. Miał trzy lata. Już zaatakował w najboleśniejszy punkt. Jaka matka chce usłyszeć, że pozbawia czegoś własnego dziecka? Chroni ją przed łatką bękarta, ale jakim kosztem? Zabiera nazwisko otwierające wszystkie drzwi, ojca.
Czy ty w ogóle potrafisz być dobrym ojcem?
- Jaki jest twój plan? - pyta, kiedy wybrzmiał już cały tryumf. Zakleszczona w uścisku zimnej dłoni, zmęczona. W którym momencie pojawia się zgorzknienie? Nie wiem. Może gdzieś między setną pieluchą a pogrzebem? Idzie w parze z codzienną rutyną, z gorączką, katarem, z praniem ubranek. Przychodzi z kondolencjami. Pierwszymi, drugimi, setnymi. Z „jak bardzo mi przykro” i „jak musi być ci ciężko”. A może pojawia się wraz z nudą?
Czy ty nie czujesz zgorzknienia? Pławisz się w sterowaniu całą sytuacją, jak marionetką. I gotowy jesteś obwieścić własne zwycięstwo, zemsta doskonała. Zabawne, że była przeprowadzona tak… spontanicznie. Niektóre fakty zdają się nie trzymać całości, co było pierwsze? Prawda czy ciastko? To jak z kurą i jajkiem, za pięćdziesiąt lat naukowcy dowiodą, że kura była pierwsza. Skoro udało się rozwiązać zagadkę od wieków trapiącą ludzkość, może i tę zagadkę uda się rozwiązać. Spontaniczną potrzebę poczęstowania niewygodnego męża łakociami. Ciekawe jak wydusiłeś z niego prawdę. Po prostu spytałeś? Dzień dobry, czy nie zabrałeś mi czegoś mojego? A może to mąż, dręczony niepewnością, okazał się słabym ogniwem, skazując się na śmierć.
Ciekawe czy wiedział jaka kara czeka go za wątpliwości - Jak to sobie wyobrażasz? Chcesz powiedzieć jej już teraz? Zabierać na weekendy i wakacje? Poinformować nestora rodu o nieślubnym dziecku, skazać się na skandal romansu z mężatką? - myślisz, że wygrałeś? Poinformowanie jej, że od dzisiaj jest ojcem to cios prosto w serce. Już się nie podniesie, postrada zmysły dręczona wyrzutami sumienia.
Chcesz być ojcem? Odpowiedz na pytania, które zadawała sobie od samego początku, które utwierdziły ją w decyzji, że na ojca się nie nadajesz. Czy to może zbyt dużo, może zbyt łatwo się zgadza, nie walczy - nie tak jak się spodziewałeś. Zmienia reguły gry.
Teraz martw się ty.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tutaj śpi Teagan [odnośnik]23.07.16 0:23
Entliczek pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie na tego...
Bęc.
Teagan!
Co jest stawką? Wygrałaś, czy przegrałaś? To ty dostaniesz ostatniego cukierka, czy wręcz przeciwnie w ramach kary zaszyjesz się w czarnym kącie? Ciągłych paradoksów, przyciągających się do siebie przeciwieństw. Tam, gdzie jakaś odśrodkowa siła świata odpycha nas od siebie, jakby dając do zrozumienia, że wcale nie zostaliśmy stworzeni po to, aby iść razem gdzieś, bezwiednie, przed siebie, ale przecież my nie jesteśmy tak słabi, aby jej się poddać. Będziemy na przekór. Wyciągniemy najkrótszą zapałkę, a ja – co zrobisz ty? - i tak wyznaczę sobie zadanie podpalenia nią całego otaczającego nas świata. I naprawdę nie potrzebuję, żebyś wiecznie trwała u mojego boku.
W końcu tylko gramy. Tylko przekomarzamy się za światem. Wyciągamy do niego w infantylnym geście język. Tere-fere. Kuku.
Zmieniamy zasady.
Może właśnie o to chodzi. O to, że między nami nigdy nie ma spodziewanych scenariuszy. Nie bawimy się w odgrywanie roli. Nie ustalamy się do kolejnego ujęcia, nie dopasujemy do kadru. To nie kamera płynie korytarzami wydarzeń. To my nadajemy im własny kierunek, własny rytm i tempo. Nie jestem zaskoczony, nie oczekiwałem, że wpiszesz się dokładnie w wymagania maszynopisu.
Wcale nie jestem ojcem. Wcale nie budził mnie jej krzyk. Wcale nie widziałem jak zmienia się na przestrzeni tych ostatnich pięciu lat. Wcale mnie przy niej nie było. Wcale. Wcale. Wcale. Zamieni się w zawsze. Zawsze. Zawsze.
Co to znaczy: być dobrym ojcem?
- Plan? Plan jest prosty - wzruszam ramionami. Zupełnie jakbyś pytała, czy nadal wrzucam kostkę cukru do mocnej czarnej kawy. Tak. Wciąż słodzę.  Bo Kawa powinna być czarna jak noc i słodka jak grzech. (Złota, życiowa prawda. Zapisana, zapamiętana, wypróbowana.). Pamiętasz? - Ojciec marnotrawny - Prycham sarkastycznie. - Wrócił.
Czego oczekujesz? Sama widzisz, że wszystko ma tak spontaniczny charakter, że chyba nie liczyłabyś na to, że wyłuszczę ci wszystko po kolei w punktach. Od kresek. Myślników rozpisanych równo, wzdłuż idealnie prostej linii kartki. Nic jest idealnie proste. Nigdy nie było i nigdy nie będzie. Ty już dobrze to wiesz. Niczego nie muszę ci tłumaczyć.
Prawda czy ciastko. Co było pierwsze. Czy naprawdę myślisz, że byłem taki głupi? Nie musiałem wodzić nikogo za nos. Wyduszać z czyich ust prawdy. Przygniatać do ściany w żelaznym uścisku, trzymając za gardło tylko po to, aby w końcu wypowiedział na głos te cztery proste słowa: to ty jesteś ojcem. Nie. Pięć. Bo wszystko zakończyło bolesne, puste: prawda? A on sam do mnie przyszedł. Tak po prostu. Widzisz, ile o n a potrafi mieć twarzy? Prawda rani. Zabija. Pozbawia oddechu. Ale i oczyszcza. Czym była moja? prawda? Czym jest?
- Naprawdę myślisz, że jestem pierwszym szlachetnie urodzonym, który weźmie pod swe opiekuńcze skrzydła małego bękarta? Naprawdę jesteś aż tak naiwna, aby wierzyć, że spotkają mnie za to ciężkie konsekwencje? Wydałem już na świat prawowitego dziedzica. Właśnie to się liczy. A ona... - Nieznaczny, mało ważny gest dłonią, gdy twoje nadgarstki wyślizgują się z zimnego uścisku, gdy rozluźniam chwyt. A więc zgadzasz się. A więc wszystko ustalone.
- Chcę ją zobaczyć. Teraz. - Wstaję, kierując się w stronę drzwi, zza których wyłoniłaś się tak niedawno. Odkładam na stolik kieliszek, lawiruję między kanapą, fotelami, Szczupłe palce biorą w swoje posiadanie klamkę. Powstrzymasz mnie?
Gość
Anonymous
Gość
Tutaj śpi Teagan
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach