Wydarzenia


Ekipa forum
Jezioro
AutorWiadomość
Jezioro [odnośnik]18.03.16 15:46

Jezioro

Jezioro leżące milę od posiadłości Colina, połączone wieloma rzeczkami i strumieniami z innymi jeziorami w okolicy. Od strony posiadłości do jeziora dochodzi wąska ścieżka wijąca się między niewielkimi krzewami, a przy samym jeziorze ciągnąca się wzdłuż lasu i prowadząca prosto na kilkumetrowe molo otoczone drewnianymi barierkami.

Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Jezioro [odnośnik]20.03.16 0:09
Miałam wrażenie, że czas oczekiwania dłużył mi się niesamowicie, jakby każda kolejna sekunda, ciągnęła się w nieskończoność. Chwyciłam się wolną ręką za drugie ramię, tworząc w ten sposób niepisaną barierę, pomiędzy mną a tą całą sytuacją. Powiodłam wzrokiem po budynku, uważnie badając każdą jego nierówność; zastanawiałam się, jak stary jest dwór zamieszkiwany przez Pana Fawleya. Ostatnim razem nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi, najwyraźniej byłam zbyt pochłonięta swoją triumfalną wygraną a później już wbijaniu szpilek Colinowi, do czego nie oczywiście prawa. Swoją drogą mało wiedziałam i o samym mężczyźnie a jakoś pytanie na temat jego przeszłości, dalekiej czy też nie, nie przeszło mi wcześniej przez myśl. Niegrzeczne czy też nie, z pewnością było by to lepsze posunięcie, niż moje filozoficzne wypowiedzi na temat miłości.
Nagle coś odskoczyło - przyprawiając mnie tym samym o mini zawał, gdyż jak zwykle dałam się ponieść swoim myślą, zapominając o całym świecie - szczęknęło w starym mechanizmie i drzwi powoli otworzyły się, ukazując nie bardzo zdziwioną moją obecnością, twarz Colina. Już miałam coś powiedzieć ale moją uwagę przykuł ogromny... garnek? Ściągnęłam nieco brwi, zawieszając swoje spojrzenie na ów przedmiocie a gdy w końcu zdecydowałam się otworzyć usta, by go przeprosić - mężczyzna wyprzedził mnie, rzucając niezbyt ciepłe słowa przywitania, jeśli przywitaniem można to nazwać. Panna Greengrass Powtórzyłam w myślach, małpując przy tym ton jego głosu. Och tak to ja, nie da się ukryć. Szkoda jednak, że nie dał mi nic powiedzieć, ani też odpowiedzieć, zamiast tego jedynie wyminął mnie z lewitującym wątpliwie kotłem, dając mi tym samym do zrozumienia, że jestem na warunkowym. Cóż, przynajmniej się odzywa.
Westchnęłam ciężko na gorzki dźwięk jego następnych słów.
- Mugolska żebraczka... - Powtórzyłam za nim ledwo słyszalnie, bardziej sama do siebie niż do niego, a na mojej twarzy pojawił się grymas zniesmaczenia.  - Prawdopodobnie zasłużyłam na to. - Mruknęłam jeszcze, gramoląc się powoli z przed wejścia i kierując swe kroki w stronę mężczyzny. Mogłam się spodziewać, jakiś kąśliwych uwag, może niekoniecznie przyrównywania mnie do marginesu społecznego mugoli no ale cóż, przynajmniej się odzywał. Z resztą, sama sobie na to zapracowałam, zachowaniem ubiegłego wieczoru, najpewniej. Wbijałam wzrok w lewitujący obok nas garnek, zastanawiając się co też takiego znajduje się w jego wnętrzu i co Colin zamierza z tym zrobić, bo właściwie nie miałam pojęcia dokąd zmierzamy, byłam tu zaledwie drugi raz.
- Dokąd właściwie idziemy? I co jest w tym kociołku?  - Spytałam, chwilowo skupiając uwagę na uważnym stawianiu kroków, zapominając po raz kolejny, że mogę brzmieć niegrzecznie. Szybko więc podniosłam głowę, bacznie lustrując twarz Colina. - Jeśli mogę wiedzieć, oczywiście. - Dodałam szybko, reflektując się, że znowu moje słowa mogły zostać źle odebrane. Z drugiej jednak strony, ciągnął mnie w stronę jakiś zarośli, między którymi znajdywała się jedynie niewielka ścieżka - którą teraz  kroczyliśmy - i póki co nie było widać nic więcej. Pomimo skąpego widoku, który zapewne fundował mi mój wzrost i sylwetka Colina, było tu dosyć ładnie, szczególnie jak na tę porę roku. Po jakimś czasie w końcu dotarliśmy do jeziora, na którym znajdowało się, otoczone z każdej strony barierkami, molo. Rozejrzałam się uważnie, bacznie przyglądając się każdemu skrawkowi terenu - nie czułam się tu zbyt pewnie.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Jezioro [odnośnik]21.03.16 15:19
Postępował raźno krok za krokiem, nie przejmując się ani trochę swoim niezapowiedzianym towarzystwem; zaskakujące, że nie zaczął wesoło pogwizdywać, ale na widok dość zabawnej miny panienki Greengrass powstrzymał się od jeszcze większego wprawiania jej w zaskoczenie. Może i miał też opinię ekstrawaganckiego szlachcica, który gotów jest na każde szaleństwo, ale podświadomie nie zależało mu, by właśnie takie wrażenie zrobić na tej uroczej młodej damie. Powinien raczej odgrywać rolę niedostępnego, poważnego szlachcica świadomego swojej roli i wciąż oburzonego jej niepoprawnym zachowaniem sprzed kilku dni. Postanowił jednak milczeć, pozostawiając jej pytania w próżni i nie odzywając się już ani słowem, póki nie doszli na brzeg jeziora; potrzymał ją jeszcze trochę w niepewności, dając swoim milczeniem znak, że nadal pamięta jej mało przyjemne słowa wypowiedziane w swoim salonie i nie zamierza jej wcale tak łatwo odpuścić.
- Będziemy karmić wodne zwierzęta, które żyją w szkockich jeziorach - wyjaśnił więc dopiero później, niż kilkunastominutowy spacer upłynął im w zupełnej ciszy (Colin miał nadzieję, że w tym czasie panienka Greengrass przemyślała swoje nieodpowiednie zachowanie). - Kelpie - dodał zaraz, stawiając wielki kocioł na ziemi i zaglądając do środka, aby sprawdzić, czy jego zawartość jest w całości. Mięso, warzywa, wodorosty tworzyły doprawdy zaskakującą mieszankę kolorystyczną, węchową i zapewne smakową, ale czego się nie robi w imię nauki? Ród Fawley'ów od dawna miał rękę do tych specyficznych magicznych stworzeń, ujarzmiając je w końcu i czyniąc brutalne zwierzęta względnie uległymi, ale to nie znaczyło, że w tym ujarzmianiu nie można się było posunąć dalej i stworzyć gatunku kelpi gustującego w potrawach roślinnych a nie tylko mięsnych. - Mam nadzieję, że o nich panienka słyszała - powiedział jeszcze, niemniej ton jego głosu świadczył o tym, że miał ogromną nadzieję, aby kelpie były Lilith zupełnie nieznane. Może mógłby wtedy ją odrobinę nastraszyć?
Podniósł z ziemi długą, grubą gałąź, wycelował w nią różdżkę i prostym zaklęciem transmutował w olbrzymią drewnianą chochlę, którą od razu wrzucił do kotła. Coś nieprzyjemnie plasnęło, ale Colin nawet nie zwrócił na to uwagi, unosząc go znów w górę i idąc w stronę mola, które łukiem wżynało się w jezioro. Dopiero przy jego końcu ponownie się zatrzymał i odwrócił w stronę panny Greengrass. Zadziwiające, że jeszcze nie uciekła zniesmaczona jego mrukliwością i brakiem jakichś konkretniejszych wyjaśnień, ale najwyraźniej wzięła w niej górę ciekawość lub... zwyczajnie chciała tu być. Żadna z tych opcji nie wydawała się Colinowi zła, chociaż niewątpliwie wolałby, aby chodziło o drugą.
- Mój ród swego czasu opanował w swoim hrabstwie niesforny gatunek kelpii, które polowały na mugoli i mało przezornych czarodziejów - zaczął swoje wyjaśnienia, zanurzając chochlę w brei i unosząc ją nieco, by bez najmniejszych ceregieli zrzucić całą zawartość do wody. Ponure pluśnięcie rozległo się równocześnie z głośnym gwizdem Colina. - Więc gdy odkryłem małe stadko i tutaj, nie mogłem nie spróbować zrobić tego samego. Niestety moje małe zwierzaczki uwielbiają mięso - westchnął głęboko, nabierając kolejną porcję paskudztwa i znów wrzucił ją do wody, tym razem nieco dalej. - Staram się więc je odzwyczaić, mieszając mięsno-warzywną papkę. Niektóre się na to nabierają - uśmiechnął się zadowolony sam z siebie, gdy nagle woda kilka metrów od mola zakotłowała się gwałtownie, tworząc wzorzyste kręgi, między którymi pojawiła się nagle głowa zadziwiającego zwierzęcia, na pierwszy rzut oka przypominającego bardzo jasnego, połyskującego srebrzyście, niemalże przezroczyście konia.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Jezioro [odnośnik]22.03.16 21:04
Wbiłam swój wzrok w Colina, czekając jakiejkolwiek odpowiedzi na zadane przeze mnie wcześniej pytanie lecz ta nie nadchodziła. A więc to taką karę mi wymierzył, milczenie. Westchnęłam cicho skupiając się na trzymanej butelce, powoli obracając ją w dłoni, wzrokiem ślepo błądząc po etykiecie  a kiedy i ona stała się już wystarczająco nudna, ponownie przerzuciłam wzrok na otaczającą nas natue. Było tu tak spokojnie... wręcz za spokojnie i za chwilę miałam się dowiedzieć czemu, kiedy już Lord Fawley zdecydował się uraczyć mnie odpowiedzią.
- Kelpie? - Powtórzyłam za nim, nie kryjąc swojego zdziwienia i momentalnie przenosząc swój wzrok z mężczyzny na jezioro, badawczo lustrując każdy centymetr jego idealnie gładkiej tafli. Przyszliśmy tutaj w celu nakarmienia Kelpii? Przecież to nie są domowe kucyki, grzecznie zajadające się kawałkami marchewki a dzikie, (niebezpieczne z resztą) stworzenia! Colin jednak nie wyglądał na przejętego tym faktem; tak po prostu przychodził tutaj z kociołkiem pełnym bliżej nieokreślonej brei, w troskliwym geście zapewnienia im jedzenia. Och jakież to szlachetne z jego strony, ale mogłabym się założyć, że te zwierzątka nie paradują z pustymi brzuchami.
- Myślę, że pamiętam jeszcze co nieco z czasów szkolnych. Czy one nie są przypadkiem niebezpieczne? - Odpowiedziałam niemal natychmiast, zadając mu przy tym jedno z najbardziej trapiących mnie pytań. Ściągnęłam brwi w momencie, kiedy wielka chochla z pluskiem zanurzyła się w garnku, z pewnością nie był to przyjemny widok a zapach jaki unosił się z kociołka, nie zachęcał nawet do patrzenia w tym kierunku, nie mówiąc już o chęci skosztowania, cóż miejmy nadzieję, że Kelpią smakuje - nie chciałabym skończyć jako obiad. Może to był dobry moment do przeprosin?
Powoli i ostrożnie stawiałam kolejne kroki, trzymając się blisko Colina, w zaistniałych okolicznościach, bliskość mężczyzny zapewniała mi (być może sztuczne) poczucie bezpieczeństwa. Nie czułam jednak strachu, to zdrowy rozsądek nakazywał mi zachować czujność chociaż jakaś część mnie była ciekawa, chciała zobaczyć na własne oczy to mistyczne stworzenie, które dla wielu było jedynie możliwe do obejrzenia na obrazku zamieszczonym w książce. Kiedy dotarliśmy do końca molo a Colin zaczął rozrzucać po jeziorze obiad, tłumacząc mi swoją obecność tutaj, jednocześnie opowiadając na pytanie, którego jeszcze nie zdążyłam zadać. Więc jego rodzina znalazła sposób na okiełznanie tych dzikich bestii? Moje brwi uniosły się lekko, złożyłabym mu najszczersze wyrazy uznania jednak nie chciałam przerywać jego opowieści słowami, które równie dobrze mogą zaczekać jeszcze chwilę. Kiedy jednak usłyszałam fragment o próbie zrobienia z Kelpii wegetarian, nie mogłam się powstrzymać i z moich ust wydobył się cichy chichot połączony z lekkim pokiwaniem głową.
- Równie dobrze, mógłby Pan próbować przekonać smoka. - Rzuciłam, posyłając mu przy tym łobuzerski uśmiech. - Skoro jednak niektóre z nich się nabierają, może warto dalej próbować. I tak należą się Panu wyrazy uznania, za ten wyczyn, nieważne czy umiejętność ta płynie w Pańskiej krwi czy nie. - Dodałam, tym razem już bez kpiny w głosie, czy złośliwego uśmieszku, przenosząc swój wzrok po raz kolejny na jezioro, byłam ciekawa czy któreś z nich się pojawi. W tym samym momencie przypomniałam sobie o trzymanej przeze mnie butelce i o tym jaki był mój głowny cel odwiedzin pana Fawleya.
- Pewnie przyprowadził mnie tu Pan jako ubezpieczenie, jeśli ta śmierdząca breja im nie zasmakuje, rzuci Pan im mnie na pożarcie, zapewne w odwecie za moje ostatnie zachowanie. - Rzuciłam lekko, zdobywając się nawet na lekki uśmiech w jego kierunku, naprawdę było mi głupio, że tak naskoczyłam na niego i na jego wybrankę. Odwróciłam się więc w jego stronę a na mojej twarzy malowało się zakłopotanie, nie zwykłam do przepraszania kogokolwiek, nie byłam więc pewna czy moje słowa zostaną wypowiedziane tak jak powinny. - Przyszłam dzisiaj do Pana w celu wyjaśnienia tej całej sytuacji... Dałam się głupio ponieść emocjom i zasypałam Pana jakimiś filozoficznymi teoriami które nijak się mają w praktyce... - Spuściłam głowę, wbijając na chwilę wzrok w deski pomostu, siląc się, by te konkretne słowa przeszły mi przez gardło. - Chciałabym więc Pana bardzo przeprosić, za moje zachowanie i za słowa które wtedy padły. - Wyrzuciłam z siebie. Patrzyłam mu już prosto w oczy, czekałam jakiejkolwiek reakcji, niech prycha, krzyczy, odprawi mnie z kwitkiem, nie ważne, niech tylko nie milczy. W tym też momencie woda zabulgotała a moim oczom ukazał się piękny obraz, połyskującego srebrzyście stworzenia. Pomimo przyciągającego wzrok widoku, cofnęłam się o krok, nieco chowając się za Colinem, nie bez powodu mówi się, że są równie piękne co niebezpieczne.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Jezioro [odnośnik]26.03.16 16:36
Atmosfera była niemalże sielska i rodzinna - dwoje zakochanych nad brzegiem jeziora czekających na pojawienie się romantycznego stadka łabędzi, którymi mogliby rzucać podeschnięty chleb. Sielankowa scenka miała jednak kilka różnic. Przede wszystkim nie byli zakochani i nie chodziło o łagodne (z pozoru) łabędzie, ale o dość krwiożerce magiczne stworzenia, które w klasyfikacji magizoologicznej zajmowały jedne z czołowych miejsc. W dodatku stworzenia, które były wręcz stworzone do porywania Merlina ducha winnych czarodziejów, rozrywania ich na kawałki i pozwalania, by ich wnętrzności pływały sobie swobodnie po tafli jeziora. Jeśli jednak przyjmiemy, że to szczegóły mało istotne, to można rzeczywiście uznać tę rodzajową scenkę za wyjątkowo uroczą i swojską.
- Oczywiście, że są niebezpieczne - przyznał beztrosko, zupełnie nie przejmując się faktem, że ci wodni mordercy w każdej chwili mogą się na nich rzucić. W przeciwieństwie do panny Greengrass miał bowiem świadomość, że kelpie nie są wcale takie groźne; z założonymi magicznymi wędzidłami okazywały się prawie że potulne, a jeśli miały dobry dzień, były nakarmione i napojone, pozwalały się nawet chwilę pogłaskać. Być może inni przedstawiciele Fawley'ów mogli okręcać sobie kelpie wokół palca i traktować je jak zwierzątka domowe, niemniej Colinowi ta sztuka (jeszcze) była mało znana. Dopiero odkrywał swoją przewagę nad tymi magicznymi stworzeniami, a w dodatku jego wegetariański eksperyment był dość innowacyjny, ale nie przestawał w swoich wysiłkach, uparcie dążącdo wyznaczonego sobie celu. Nawet jeśli był to cel z pozoru wyjątkowo absurdalny.
I musiał sam przed sobą przyznać, że wizja rzucenia panny Greengrass wprost do jeziora była bardzo kusząca; wciąż miał jej za złe jej ostatnie słowa i choć próbował stłumić uczucie krzywdy, jakiego wtedy doświadczył w imieniu Rosalie, przychodziło mu to z ogromnym trudem. Owszem, chciał ukarać młodą szlachciankę i nauczyć ją większej pokory w wydawaniu sądów, zwłaszcza zaś tych niepochlebnych, a małe nastraszenie z pewnością by w tej karze bardzo pomogło. - Proszę więc mnie nie kusić, bo może faktycznie powinienem to zrobić - powiedział może zbyt ostrym tonem, gdy paskudna breja znikała w odmętach jeziora, zapewne tuż pod jego powierzchnią pochłaniana przez spragnione łakoci kelpie. Z drugiej strony breja w żadnym razie nie wyglądała na coś, co Colin zakwalifikowałby jako łakocie. - Było mi bardzo przykro, gdy powiedziała pani takie słowa o osobie, której pani nie zna. Że wydała pani sąd bez poznania tego kogoś i próby zrozumienia jego motywów - mówił dalej, mieszając chochlą w kotle i na chwilę odwracając się w stronę panny Greengrass. Utkwił w niej swoje spojrzenie, przerywając na chwilę i zbierając myśli, jakby chciał powiedzieć coś więcej. Otworzył nawet lekko usta, zerkając na butelkę, którą Lilith wciąż trzymała w ręce, ale najwidoczniej szybko się rozmyślił, bo znów odwrócił się w stronę jeziora.
Dokładnie w tym samym momencie taflę przedarła wynurzająca się końca głowa; połyskliwa, niemalże przezroczysta, chciwie zerkająca w stronę Colina i poruszająca pyskiem zupełnie tak jak psy, które węszą w poszukiwaniu jedzenia. Uśmiechnął się lekko, rozpoznając w kelpii jedną z tych łagodniejszych, które najłatwiej dawały się oszukiwać mięsno-warzywną breją i nie wyglądały na skore do odgryzania komuś dłoni. Obrzucił jeszcze kpiącym spojrzeniem pannę Greengrass, która strachliwie schowała się zanim. - No proszę, bezbronnych arystokratów prawie pani sieka na kawałki, a boi się uroczych stworzeń? - zadrwił, wyciągając dłoń i powoli głaszcząc pysk zwierzęcia. Był dziwny w dotyku, lekko szorstki i szczeciniasty, wilgotny od wody. - Proszę podejść bliżej, nic pani nie zrobi. Trzeba jej tylko patrzeć prosto w oczy i nie okazywać strachu. Musi wiedzieć, kto tutaj panuje - powiedział, klepiąc delikatnie kelpię i znów sięgnął po chochlę. Tym razem nie wrzucił zawartości do wody, ale podsunął ją pod nos zwierzęciu.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Jezioro [odnośnik]04.04.16 1:00
Uśmiechnęłam się kwaśno sama do siebie, właściwie jakiej reakcji się spodziewałam? Że machnie ręką na moje wyskoki i powie, że ni się nie stało? Naiwna. Przecież, gdyby ktoś obrażał osobą którą kocham, niezależnie od tego jakie relacje były pomiędzy nami w danym momencie, prawdopodobnie byłabym pierwszą która rzuciłaby mu się do gardła a teraz? Stałam przed nim, oczekując sam jeden Merlin wie czego - chociaż, wybaczenia, najpewniej. Póki co jednak, zapowiadała się do tego długa droga, niełatwa i zapewne ciągnąca mnie na granice cierpliwości ale przecież nie byłabym sobą, gdybym uparcie nie dążyła do wyznaczonego sobie celu. Nawet jeśli było nim coś tak banalnego jak uzyskanie czyjegoś przebaczenia. Chociaż nie, wróć. Otrzymywanie go niemal nigdy nie było banalną, prostą i nie wymagającą włożenia weń wysiłku, rzeczą. Westchnęłam ciężko, nie wiedząc chwilowo, co tak naprawdę powinnam mu odpowiedzieć. Po raz kolejny przeprosić? Powiedzieć, ze nie chciałam? Przecież chciałam, zrobiłam to z pełną premedytacją, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jakie będą tego konsekwencje. Wiedziałam i nie ma, że nie. Czyż nie właśnie z tego powodu wyszedł tego nieszczęsnego wieczoru z loży, pozostawiając mnie niemal bez słowa? Więc właśnie, wiedziałam. Wiedziałam a mimo to, postanowiłam mu wbić szpilkę dokładnie tam, gdzie zaboli. Oczywiście nie do końca taki był mój plan, z założenia, chciałam mu pokazać, że owa panna Yaxley (w dalszym ciągu nie byłam pewna która to z nich) wcale nie była w nim tak szaleńczo zakochana, jak to mogło mu się wydawać. Pomijając już wszelkie zasady, wpajane od małego czy też wbite do głowy z wiekiem, miłość jest na tyle kapryśnym zjawiskiem, że odbiera nam, zakochanym, strach przed działaniem i obawy przed możliwymi konsekwencjami a pozostawia jedynie te, przed stratą ukochanej osoby. Wtedy też i zapewne tylko wtedy, jesteśmy gotowi do najbardziej szalonych posunięć. Nie zamierzałam jednak ponownie katować Lorda Fawleya swoimi poglądami na ten temat; możliwe, że nie mnie dane było ściągać mu klapki z oczu, możliwe, że z czasem same odpadną.
Powietrze przeszył podszyty kpiną głos Colina, tym samym wyrywając mnie z natłoku myśli i pustego wpatrywania się w piękną postać Kelpia. Posłałam mu błagalne spojrzenie, niestety nie byłam pewna, czy zdążył je zauważyć czy już wtedy lustrował wzrokiem swoje łagodne zwierzątko.
- No nie wiem, czy takich bezbronnych. Z tego co pamiętam, był Pan zaopatrzony we floret, tak więc jeżeli czegoś już Panu brakowało, to tylko umiejętności posługiwania się nim. - Rzuciłam i tym razem to o mój głos, zahaczała złośliwa nuta kpiny. Wszak nie trzeba było długo czekać, by z jego ramienia, uleciała stróżka krwi, kończąc tym samym pojedynek i ustanawiając moje zwycięstwo. - Swoją drogą, jak ramię? Mam nadzieję, że nie wdało się tam żadne zakażenie. W końcu świetnie sprawdziłam się w roli pseudo magomedyka. - Dodałam już całkiem żartobliwie,  nie kryjąc jednak troski, jaką roztaczałam nad małym przecięciem na skórze arystokraty.
Spojrzałam niepewnym wzrokiem, wpierw na Colina a później na srebrzystą postać konia. Nie odczuwałam strachu, gdybym się bała już dawno zeszłabym z pomostu lub deportowała się daleko od jeziora. Powiedzmy, że czułam respekt, przed ów mistycznym zwierzęciem i podziw dla wprawnej ręki Lorda Fawleya, która teraz tak beztrosko przesuwała się po pysku pupila.
- Jej? - Powtórzyłam za nim jak echo. Musiał naprawdę spędzić z nimi sporo czasu, żeby móc rozpoznać każdego osobnika z osobna. - Hmm... Skoro spędził Pan z nimi na tyle czasu, by móc je bez problemu rozróżniać, myślę że mogę Panu zaufać. - Mocne słowo, jak na mnie. Zaufać. Zrobiłam krok w przód, później drugi, cały czas patrząc jej w oczy i powoli unosząc dłoń by dotknąć pyska zwierzęcia. Właśnie powierzyłam mu swoją rękę, jak i nie życie. Merlinie, spraw bym się nie myliła.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Jezioro [odnośnik]08.04.16 19:42
Zmełł w ustach przekleństwo - bardzo brzydkie, bardzo nieodpowiednie i bardzo niepasujące do uroczej scenki rodzajowej, której właśnie był bohaterem - uśmiechając się za to dziarsko i puszczając mimo uszu kąśliwą uwagę, jaką zaserwowała mu panna Greengrass. Nie poddał się jednał łatwo i już obmyślał inną kąśliwą odpowiedź, którą mógłby się odwdzięczyć przy najbliższej możliwej okazji; ot, chociażby rzucając na Lilith jakieś paskudne zaklęcie, które zawiesiłoby ją głową w dół nad jeziorem i wygłodniałym pyskiem kelpii... Westchnął w ogromnym rozmarzeniu, pozwalając sobie na dwanaście sekund przyjemnej wizji, w której panna Greengrass byłaby zakneblowana i potulna, a nie gotowa wbić mu floret między żebra. Nawet jeśli miałby być to floret natury językowej.
- Balansuje pani na bardzo cienkiej linie, panno Greengrass - zauważył tylko filozoficznie, wznosząc przy tym oczy ku niebu jakby w niemym geście wymówki, że los zesłał na niego tak wielkie krzywdy. - Ale dziękuję, nic już mnie nie boli prócz urażonej dumy. - Czymże sobie na to zasłużył? Swoim spokojnym życiem bez ekscesów, bałwochwalstwa i łamania uświęconych tradycji i zasad? Uff, dobrze, że z nieba nie strzelił go właśnie żaden z piorunów zesłany przez jakiegoś rozwścieczonego gromowładnego, któremu nie spodobałyby się te bezczelne bluźnierstwa. Uśmiechnął się więc uroczo do dziewczyny, obejmując ją od niechcenia, ale za to bardzo od chcenia popchnął ją w kierunku kelpii. A raczej nacisnął lekko ręką na jej ciało, zmuszając do wykonania krótkich dwóch kroków, aż w końcu sylwetka dziewczyny wcisnęła się niemalże w barierkę na molo. Jedyną przeszkodę odgradzającą ich od magicznego stworzenia, które uparcie węszyło w poszukiwaniu jedzenia.
- Proszę mi wierzyć, spędziłem z nimi wystarczająco dużo czasu, aby poznać je wystarczająco mocno. Dzisiaj ma pani przyjemność z jednym z łagodniejszych okazów. Trzeba być tylko pewnym siebie i nie okazywać strachu. - Raz po raz przesuwał dłonią po pysku kelpii, niewiele robiąc sobie z jej zębów błyskających co chwila spod wyszczerzonych warg, gdy zwierzę przełykało pokarm. Magiczne wędziła były mocne i wytrzymałe, doskonale ujarzmiając nieposkromione, niebezpieczne stworzenia, które w innych warunkach zapewne bez wahania przerobiłyby ich na krwawą miazgę. Oczywiście uprzednio porywając ich w głębiny jeziora i dopiero po jakimś czasie wypluwając wnętrzności. Urocza perspektywa, której niestety uległo już bardzo wielu czarodziejów i jeszcze więcej mugoli, zanim Fawley'owie wzięli sprawy w swoje ręce.
Z drwiącym uśmiechem obserwował, jak Lilith wyciąga dłoń. Powoli, może z początku wręcz niepewnie, ale gdy jej palce dotknęły pyska zwierzęcia, wypuścił w końcu powietrze z płuc, nieświadomie je dotąd wstrzymując. I palce, i dłoń dziewczyny były całe, a kelpia nawet nie drgnęła, zajęta pałaszowaniem kolejnej porcji jedzenia. Objął Lilith mocniej, zapobiegając jej ewentualnej ucieczce i podrapał kelpię pod szyją, zupełnie jakby była niegroźnym, puszystym i słodkim kociakiem a nie krwiożerczym potworem, którego naturalne popędy blokowały magiczne wędzidła.
- Prawda, że uroczo? - zapytał kpiąco, pochylając się w stronę dziewczyny. Niebezpiecznie blisko, niebezpiecznie nisko; bliżej i niżej niż podczas pamiętnego spotkania w loży na wernisażu. Różnica polegała na tym, że tutaj miał p e w n o ś ć tego, że nikt im nie przeszkodzi i ich nie przyłapie. I był na swoim terenie, gdzie znał każdy kąt i każdy metr kwadratowy rozległych posiadłości; gdzie nie było miejsca, w którym mogłaby się ukryć; gdzie mógł uśmiechać się kpiąco, niemalże złośliwie z ustami prawie że muskającymi jej twarz.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Jezioro [odnośnik]13.04.16 2:11
Serce waliło mi jak szalone. Wpatrywałam się prosto w oczy zwierzęcia a kiedy opuszki moich palców zetknęły się z pyskiem zwierzęcia przeszedł mnie dreszcz, który leniwie rozlał się po całym moim ciele. Przesuwałam dłoń powoli i delikatnie, tak aby przypadkiem jej nie wystraszyć, nie urazić w żaden sposób - w końcu, ciągle zależało mi na posiadaniu ciała w komplecie. Stałam przed nią niczym zaczarowana, była naprawdę piękna i dopiero teraz, kiedy mogłam jej dotknąć zrozumiałam co mieli na myśli autorzy książek opisujących te mistyczne stworzenia. Już sama ich sylwetka, leniwie wyłaniająca się z wody przykuwała uwagę przeciętnego obserwatora, zatrzymując go w miejscu i sprawiając, że jedynym czego prawdopodobnie w tym momencie pragnął, było dotknięcie srebrzystej zjawy. Tkwiąc prawdopodobnie w głębokim przejęciu całą sytuacją, nawet nie zauważyłam kiedy dłoń Lorda Fawleya przemknęła za moimi plecami, by w końcu zaleźć swe miejsce na mojej talii; dopiero czując mocniejszy ucisk w okolicach prawego boku zorientowałam się, że Colin powoli zamyka mnie w żelaznym uścisku. Odwróciłam głowę w jego stronę, na chwilę pozwalając sobie skupić się na czymś innym niż na pałaszującym breje zwierzęciu, ściągając brwi i przenosząc pełen zdziwienia wzrok na Colina. On zaś zamiast na mnie, skupiał się na smyraniu swojej pupilki po brodzie, racząc mnie jedynie zdawkowym, podszytym kpiną pytaniem. Uroczo? Zdążyłam jedynie powtórzyć w myślach, gdy jego twarz zbliżyła się niebezpiecznie do mojej a odległość jaka nas teraz dzieliła, nie wynosiła więcej niż dwa-trzy? centymetry. Odruchowo cofnęłam dłoń z pyska zwierzęcia i zwinąwszy ją w pięść przycisnęłam do siebie.
- Lordzie Fawley...- Szepnęłam upominająco. Mój głos był opanowany a mimo to można w nim było usłyszeć karcącą nutę. Wzrok skakał po jego tęczówkach, na mojej twarzy zaś malowało się zmieszanie; nie miałam zielonego pojęcia co się dzieje. Przed chwilą ledwie mogłam raczyć na odpowiedź z jego strony a jeśli już takowa nadchodziła, zazwyczaj w towarzyszył jej kpiący uśmieszek, lub ironiczny podtekst a teraz co? Staliśmy bez słowa, w odległości mniejszej niż na wernisażu i z pewnością niezgodnej już z wszelkimi zasadami, kiedy jego usta zdawały się muskać moją twarz a ręka niebezpiecznie zacieśniać swój uścisk. Co on sobie wyobrażał? Nie wiedziałam co mam zrobić, moja głowa odruchowo powędrowała na boki, jakbym chciała się upewnić, że oprócz nas nie ma tu nikogo i po krótkiej chwili taksowania wzrokiem otocznie byłam już pewna, że oprócz naszej dwójki i pałaszującej obiad kelpii nie ma tu żywej duszy. Wróciłam więc do piorunowania wzrokiem mojego towarzysza, który w dalszym ciągu bezczelnie trzymał mnie przy sobie, nie sprawiając wrażenia jakby miał mnie z uścisku wypuścić. Nie wyglądał na przejętego, ten złośliwy, kpiący wręcz z mojej osoby uśmieszek na jego twarzy tylko potęgował chęć starcia go w jakiś dosadny sposób. Powinnam coś powiedzieć? Wymierzyć policzek? Wyrwać się z obcięć coraz silniej zmykających się na mojej talii? I dokąd bym poszła? Przecież to wszystko to jego tereny, nie mam nawet pojęcia w którą stronę miałabym się udać. Teleportacja w tym momencie również odpadała, cholerne emocje które teraz targały moim ciałem i umysłem, mogłyby jedynie zafundować mi pobyt w Mungu. Wpatrywałam się więc w niego, niezmiennie pozostając w tej samej pozycji co wcześniej, czyli pozwalając jego twarzy znajdować się milimetry od mojej.
Chcesz grać? Proszę bardzo, grajmy więc.
- Ale tak, ma Pan rację, jest niezwykle uroczo. - Wycedziłam, siląc się na drwiący uśmieszek, który za pewnie tylko podjudzi go do dalszego działa. Nie wiedziałam tylko jak to się dla mnie skończy. Może swoim zachowaniem faktycznie doprowadzę go na granice cierpliwości?




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Jezioro [odnośnik]13.04.16 13:48
Istniały przynajmniej dwie inne opcje postępowania w takiej sytuacji jak ta, w której znalazł się Colin. Jedna z nich obejmowała puszczenie panny Greengrass i pozwolenie jej cieszyć się wolnością z dala od kelpii - zadowolonej i najedzonej, ale jak na pierwsze spotkanie może zbyt długo głaskanej. Druga opcja zakładała dalsze kontynuowanie głaskania wodnego stworzenia, ale bez nerwowego nacisku i dwuznacznego spojrzenia, którego Colin nie mógł sobie podarować. Nie teraz, gdy dosłownie z ł a p a ł dziewczynę w pułapce własnych ramion, wody i krwiożerczej (ale bardzo ładnej) bestii. Butelka alkoholu, uprzejmy uśmiech i pełne pokory słowa mogły mu wystarczyć za przeprosiny, ale pozostawała jeszcze bardzo ważna kwestia zadośćuczynienia i odkupienia swoich win. A tego panna Greengrass chyba nie wzięła pod uwagę, gdy zapukała do jego drzwi zupełnie niespodziewanie. W jaki sposób chciała mu wynagrodzić swoje nieprzyjemne i nieprzemyślane słowa, obrażające de facto kobietę, którą pokochał całym sercem? Cóż, skoro Lilith nie pomyślała o jakiejś ciekawej formie odkupienia win, Colin obmyślił to za nią. I realizował właśnie teraz, czując na policzku jej oddech i łapiąc lekko zagubione spojrzenie, gdy rozglądała się dookoła. W poszukiwaniu... pomocy? Czy chciała się tylko upewnić, że faktycznie są sami i ich gorsząca postawa na molo nie zostanie nagle opisana na pierwszych stronach w Czarownicy?
- Lady Greengrass - odpowiedział tym samym kpiarskim uśmiechem, upajając się jej zaskoczeniem i zdenerwowaniem. - Wie pani, często nazywano mnie dziwakiem i ekscentrykiem i były to jedne z milszych określeń - powiedział nagle w zastanowieniu, jakby sobie o czymś przypomniał. Na moment oderwał spojrzenie od dziewczęcych tęczówek i utkwił je gdzieś z boku, w toni sięgającego w głąb lądu jeziora. - I może... mieli powód? Może mieszkam w Szkocji, daleko od angielskiej idealności, żeby mieć... wolną rękę? Zwabiać młode dziewczęta, kusić je swoją niedostępnością i skrytością... Dziwak z kotami, trzymający się na uboczu czarodziejskiej socjety - zaśmiał się ochryple, ale ten śmiech szybko zgasł, gdy Colin znów spojrzał na Lilith. Wyciągnął dłoń, opierając palce na policzku dziewczyny i powoli przesunął nimi w dół, obrysowując linię szczęki i zatrzymując się na brodzie, którą ujął łagodnie i zmusił Lilith, by nieco uniosła głowę. Delektował się jej zagubionym spojrzeniem; rozbieganym wzrokiem, w którym gdzieś głęboko czaiła się poprzednia twardość i pewność siebie, którą chciał zmiękczyć. Nawet drwiący ton jej głosu i ironia brzmiąca w wypowiadanych słowach były dla Colina znakiem, że jego działania osiągają zamierzony sukces.
- Więc może jednak błędem było przychodzenie tutaj, mimo u r o c z e j atmosfery, panno Greengrass? - szepnął, mocniej zaciskając dłoń na jej talii. - Czy głos rozsądku nie podpowiedział pani, że takie wizyty bywają niebezpieczne? Szczególnie w obliczu tego dziwnego napięcia, które towarzyszy nam od wernisażu... - zawiesił głos, dając się na chwilę pochłonąć temu czystemu, niewinnemu spojrzeniu, jakim raczył go Lilith. Im bardziej była zdenerwowana i im mocniej siliła się na drwinę w swoim głosie, tym bardziej wydawała się mu odległa i nieosiągalna.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Jezioro [odnośnik]14.04.16 3:34
Och Colinie, igrasz z ogniem. Czy nikt Ci nie powiedział, jak łatwo można się nim poparzyć?
Najwyraźniej ktoś zapomniał udzielić mu tej lekcji, pozostawiając go ze swobodą działania i możliwością sprawdzenia ów faktu na własnej skórze. Czy słusznie? Miałam wrażenie, że zaraz się o tym przekona. Drwiący uśmiech malujący się tak wyraźnie na moich ustach, towarzyszył mi niemal od początku jego wypowiedzi, która z każdym słowem tylko podnosiła mi ciśnienie, w co on pogrywa? Zaciskałam zęby, siląc się i modląc w duchu jednoczenie by emocje jakie mną targały, nie ujawniły się w kolorze moich włosów i nie zdradziły tego co kryło się pod przybraną maską kpiącej obojętności.
- Co chce Pan przez to powiedzieć? - Uniosłam nieco brew, ciągle wpatrując się w chłodny kolor jego tęczówek. Co mnie obchodziło kto i jak o nim mówił. Ludzie mówią różne rzeczy, najczęściej nieprzychylne, najczęściej o osobach nie wypisujących się w przyjęty, sztywny schemat. I jeśli mam być szczera, gdybym słyszała o nim wcześniej, zapewne już dawno zjawiłabym się w jego posiadłości. - Och więc znalazł Pan schemat, zwabiania młodych naiwnych dziewcząt. Wszystkie Pan zabiera na spacery po molo a następnie bezczelnie obłapia? - Zadrwiłam z niego. - Opinia ludzi na Pański temat nie dotarła jednak do mojej osoby a szkoda. Jak średnio obchodzą mnie opowiastki o poszczególnych członkach rodzin szlacheckich, tak wyjątkowo, te nieprzychylne jedynie potęgują chęć poznania ów osoby. Można by więc rzec, że gdybym tylko usłyszała o Panu wcześniej, już dawno zapukałabym do Pańskich drzwi, w celu przekonania się na własnej skórze, co z tego co o Panu mówią, jest prawdą. - Wyrzuciłam z siebie, nie zmieniając jednak spojrzenia jakim go obdarzałam od początku tej niezręcznej sytuacji. Jakby tego było mało, jego uścisk po raz kolejny przybrał na sile, przyciskając moje drobne ciało do jego, zamykając mnie tym samym w żelaznym uścisku z którego już nie było ucieczki. Tak więc jeśli czekałam na okazję by mu się wyrwać, to właśnie minęła. Na całe szczęście (albo i nie), nie planowałam uciekać w popłochu, jakkolwiek racjonalne wyjście by to było, zamiast sprintu przez molo a później pobliskie krzewy wolałam odpowiadać kpiną na kpinę i grać w grę Lorda Fawleya tak długo jak mi na to pozwoli. Kiedy jednak jego ręka wysunęła się w moją stronę a palce dłoni przesunęły się wzdłuż mojej szczęki by w następnym geście ująć ją i unieść nieco ku górze, po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Może dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z faktu, że i ja igram z ogniem, znając już wybuchowość Colina a mimo to bezczelnie odpowiadając na jego pytania, może tylko potęgując całe napięcie jakie zaistniało między nami? Ale czego się spodziewał? Że odpuszczę? Potulnie spuszczę głowę i pozwolę by jego ręce bezczelnie wodziły po moim ciele?
Co się stało Colinie? Już Ci nie przeszkadza moja bliskość?
Wpatrywałam się w niego, bezczelnie i prowokująco, czekałam na jego następną zagrywkę by idealnie odbić piłeczkę. O zgrozo, kolejny dreszcz przeszedł moje ciało w momencie, w którym zdałam sobie sprawę, że cała sytuacja tak właściwie mi się podoba. Dźwięk jego głosu ponownie przeszył powietrze a ja nie mogłam się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się do niego jeszcze wyraźniej.
- Próbuje mnie Pan wystraszyć? - Spytałam, zupełnie tak jakby jego czyny i słowa, zupełnie nie robiły na mnie wrażenia. Musiałam być dobrą aktorką, gdyż w środku mnie panował chaos, który ku zdziwieniu mnie samej, nie malował się jeszcze wyraźnym grymasem na mojej twarzy. - Jak już wspomniałam, cierpię na dziwną przypadłość chęci sprawdzenia wszystkiego na własnej skórze a im bardziej urocza atmosfera, tym bardziej nie jestem w stanie sobie odpuścić. - Wyznałam a w moim głosie pobrzmiewała wciąż ta sama nuta kpiny co na początku. Choć powoli zaczynałam dochodzić do wniosku, że to co mówię jest prawdą. Lgnęłam do niebezpieczeństwa niczym ćma do ognia. Czy nie dlatego szkoliłam się na aurora? By czuć ten przyjemny dreszczyk, za każdym razem kiedy tylko przekraczałam linię dzielącą mnie od strefy komfortu i bezpieczeństwa?
- Póki co nie czuję więc by przyjście tu było błędem, Lordzie Fawley. - Przerwałam by zaczerpnąć powietrza przed następnym zdaniem, które równie dobrze mogło stanowić mój gwóźdź do trumny. - Zamierza Pan wyprowadzić mnie z błędu czy wręcz przeciwnie, uświadomić mnie, że wcale się nie mylę? - Spytałam unosząc delikatnie brwi i posyłając mu pytające spojrzenie. Chyba już mogłam się przygotowywać na spotkanie z taflą jeziora - a przecież przyszłam go jedynie przeprosić.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Jezioro [odnośnik]15.04.16 18:52
Powietrze gęstniało, tworząc wokół nich otoczkę nagłej i dziwnej ciszy. Czyż to nie frustrujące, że zawsze, ale to zawsze, gdy emocje biorą górę, a uczucia wydostają się na powierzchnię wzburzonego morza, które za wszelką cenę chcemy uspokoić, nagle okazuje się, że wszystko zamiera? Milknie, jakby cała przyroda wstrzymała oddech i oczekiwała na kolejne kroki wykonywane przez swoje dzieci. Miałkich, słabych ludzi, którzy przecież nic nie znaczyli wobec przestrzeni całego świata i których tenże świat z łatwością mógłby zmiażdżyć. A mimo to zamierał na długie sekundy i ciągnące się wieczność minuty; zamierał i oczekiwał. Gdyby Colin wierzył w te mitologiczne bóstwa, w greckich bogów, którzy na wysokim Olimpie rzucali kości o los śmiertelników, z pewnością zastanawiałby się, jaka igraszka popchnęła ich do zaplanowania jego losu; co skłoniło wszechpotężnych władców świata, by ustawić te dwa mizerne pionki na kruchym, drewnianym molo gdzieś daleko w szkockiej krainie?
- Nie otworzyłbym pani, panno Greengrass - odpowiedział na jej długie wyznanie dość lakonicznie, ale nie mógł sobie przy tym oszczędzić kolejnego uśmiechu. Wydawało mu się, czy mimo ponurych przeżyć ostatnich tygodni uśmiechał się zdecydowanie za często? Czy właśnie tak powinien zachowywać się mężczyzna porzucony i odepchnięty, którego zepchnięto w czeluście Tartaru i postawiono niżej od uległości wobec własnego rodu? - Jestem skryty i nie zapraszam do siebie byle kogo. I byle kogo nie obłapiam, jak to pani ładnie ujęła. Trzeba czegoś więcej niż naiwności i dziewczęcej głupoty, aby mnie zainteresować... i sprowokować. - Odnalazł palcami jakiś mały kosmyk włosów, który niepokornie i bez żadnego pozwolenia zawędrował na twarz panny Greengrass, zawijając go sobie wokół kciuka. Ku jego ogromnemu zdziwieniu ziemia nie zatrzęsła się w geście sprzeciwu, a jezioro nie wystąpiło z brzegów, by ukarać go za taką zuchwałość. Za to przeleciał nad nimi jakiś ptak, z pewnością patrząc krzywo na dwójkę osób będących zdecydowanie zbyt blisko siebie, a kelpia zniknęła z powrotem w odmętach wody, jakby przeczuwając, że jest już tu zbędna.
- Nie chcę pani wystraszyć, lady Greengrass - szepnął, wczuwając się w końcu w tę paskudną ciszę wokół nikt. Skoro świat chciał milczeć, nie będzie go przecież przekrzykiwał. Problem w tym, że to Colin się bał. Nie był kłębkiem nerwów i nie podskakiwał bojaźliwie pod kpiącym, wyzywającym spojrzeniem dziewczyny, ale w głębi ducha czuł się nieswojo. Pierwotna przewaga, jaką odczuwał "na swoim terenie" zamieniła się w coraz większą niepewność - nie z powodu postawy Lilith i jej upartości, która nie pozwalała jej się mu poddać, lecz z powodu tego, co sam odczuwał. Był zagubiony i niejako rozerwany między dwoma światami; w jednym coś pchało go do przodu, zachęcało i kusiło, by wykonał kolejny krok, by pochylił się nad dziewczyną i w końcu ją pocałował, pieczętując otwartą grę, którą rozpoczęli jeszcze na wernisażu; w drugim wciąż klęczał z twarzą ukrytą w dłoniach, załamany i rozbity w swojej ponurej świadomości odepchnięcia go przez Rosalie. Prawie czuł, jak każdy z dwóch światów trzyma go za poły szaty i ciągnie w swoją stronę, próbując zatrzymać go dla siebie; jeden trzymał go w miejscu, każąc spoglądać w przeszłość, drugi pchał do przodu, nakazując patrzeć przed siebie. - I nie chcę pani uświadamiać żadnego błędu. - Ale błędem było już przyjście tutaj samej; nie tylko dzisiaj, lecz i w dniu pojedynku, temu on sam nie mógł zaprzeczyć. Nie godziło się, by niezamężna dziewczyna spotykała się sam na sam z mężczyzną, w dodatku w jego domu, bez świadków i bez nikogo, kto miałby na nich oko. Colin znał siłę plotek; panna Greengrass mogła zaprzeczać i zaklinać rzeczywistość, ale zła reputacja ciągnęła się za szlachciankami bardzo długo, nierzadko niszcząc układy i umowy zawarte przed latami a dotyczące potencjalnych małżeństw.
- Zastanawiam się tylko... czy kiedy, proszę zauważyć, że mówię kiedy a nie jeśli... więc czy kiedy panią w końcu pocałuję, ot, z powodu zwykłej zachcianki, czy wtedy będzie to początek pięknej przyjaźni - ostatnie słowo wypowiedział tonem, który wyraźnie sugerował, że pod przyjaźnią krył się raczej romans - czy też koniec naszej krótkiej znajomości... - Urwał, zawieszając swoje słowa w powietrzu, jakby oczekiwał odpowiedzi, lecz wcale nie miał zamiaru na nic czekać. Dłoń spoczywająca do tej pory na biodrze dziewczyny powędrowała w górę, dołączając do drugiej i obejmując twarz Lilith w łagodnym, ale stanowczym geście przewagi. A potem pozwolił się popchnąć do przodu, zostawiając w tyle wspomnienie o Rosalie i całując stojącą przed sobą dziewczynę; muskając delikatnie jej usta bez najmniejszego pośpiechu i bez ponaglania. Bez prowokacji, którą był przesiąknięty, ale za to z lekką niepewnością, gdy powoli zatapiał się w ich miękką strukturę, odliczając w myślach sekundy do momentu, gdy zostanie brutalnie odepchnięty i wyrwany ze szponów chwilowego pragnienia.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Jezioro [odnośnik]28.04.16 0:43
bardzobardzo przepraszam

Napięcie pomiędzy naszą dwójką malowało się nie tylko w naszych spojrzeniach czy twarzach, powietrze zdawało się być nim przesiąknięte w promieniu kilku metrów. Cisza jaka panowała wokół nas była tego najlepszym przykładem a jedynym dźwiękiem przerywającym ją były nasze słowa. Wpatrywałam się w niego próbując zachować ostry wyraz twarzy. Powinnam była już dawno wyrwać się z jego uścisku, wymierzyć siarczysty policzek lub po prostu potraktować go jednym z zaklęć oszałamiających, zamiast tego stałam w bezruchu rzucając w jego stronę jedynie prowokujące wypowiedzi. Nie drgnęłam nawet w wtedy kiedy jego ręka powędrowała w kierunku mojej twarzy. Może to słowa, które zaledwie chwilę wcześniej padły z jego ust tak mnie sparaliżowały a może... a może właśnie tego chciałam? Nim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować, zbliżył się do mnie a jego wargi zetknęły się z moimi w delikatnym pocałunku. Początkowo poddałam się przyjemnemu uczuciu i nawet odwzajemniłam ów pocałunek, jednak przypływ racjonalizmu i złości jaki mnie ogarnął nie pozwolił mi na topienie się w tej uroczej scence. Odepchnęłam go od siebie, znajdując w sobie więcej siły niż zazwyczaj; w następnym geście wymierzając mu bolesny policzek. Co on sobie wyobrażał?! Na wernisażu odskoczył ode mnie jak poparzony a teraz obłapiał mnie i całował bez najmniejszego zawahania? Moje włosy niemal w momencie zmieniły kolor z ciepłego blondu na rubinową, płonącą wręcz czerwień.
- Pan chyba postradał wszelkie resztki rozumu! - Krzyknęłam, piorunując go wzrokiem, tym samym siląc się na opanowanie, żeby nie rzucić się na niego z pięściami. - Co Pan sobie w ogóle wyobraża?! - Dodałam, nie kryjąc swojego oburzenia i zniesmaczenia, które w pięknym grymasie przeplatały się na mojej twarzy. Obleciałam jeszcze wzrokiem jego sylwetkę po czym odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę z której wcześniej przyszliśmy. Dopiero po paru krokach przypomniałam sobie o trzymanej (w dalszym ciągu) przeze mnie butelce, która miała pełnić funkcję prezentu przeprosinowego. Zawróciłam więc w stronę Colina a kiedy znalazłam się z powrotem blisko niego, wcisnęłam mu ów butelkę w dłonie.
- Proszę, to na przeprosiny za moje ostatnie zachowanie. Szkocka, taka jaką pan lubi. Może posłuży do upojenia kolejnej naiwnej panny jaką zwabi Pan na swoje włości. - Warknęłam i nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się od niego by tym razem be żadnych przeszkód pokonać odcinek molo prowadzący na stały grunt. Byłam wściekła, moje policzki były rozgrzane i znaczyły się mocnym, różowym odcieniem na mojej twarzy a kosmyki włosów niesfornie powiewały na wietrze, nie chcąc wrócić do swego pierwotnego koloru. Sama nie do końca wiedziałam, co tak zirytowało mnie w jego zachowaniu. Fakt, że uwięził mnie w stalowym uścisku a następnie pocałował, udowadniając tym samym swoją wyższość i pełną władzę nade mną czy może zakuła mnie moja duma? W końcu kiedy ja chciałam go trochę pomęczyć, zbył mnie i poratował jak głupią sikse, zasłaniając się zawodem miłosnym. Stanęłam na ziemi, odwracając się w stronę jeziora by ostatni raz spojrzeć na Lorda Fawleya.
1:0 dla Ciebie.
Potem już tylko słychać było cichy trzask trzask, bo moje modły dotyczące nierozszczepienia się gdzieś po drodze, zostawiłam już dla siebie.

| ztx2




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Jezioro
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach