Hol wejściowy
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Hol wejściowy
Dom mody Parkinson został założony piętnaście lat temu, a tworzone tu projekty zrewolucjonizowały rynek mody czarodziejskiej. Kreacje można zakupić w jednym z mniejszych oddziałów, a nawet zamówić pocztą z katalogu wydawanego raz na kwartał, lecz wszyscy klienci zgodnie twierdzą, że najlepiej wybrać się do głównego domu mody, ulokowanego w samym sercu Royal Borough of Kensington and Chelsea. W progi największych dyktatorów mody można się teleportować, przenieść kominkiem do głównego holu lub wezwać magiczną karocę zaprzęgniętą w konie o pozłacanych uzdach, przeznaczoną tylko i wyłącznie do transportu klientów, a także zakupionych pakunków.
Przestronny hol wejściowy, do którego prowadzą duże obrotowe drzwi, obsługiwane przez odźwiernego, utrzymany jest w jasnej tonacji marmurów, na których doskonale słychać kroki klienteli. Całość dzieli się na przestrzeń relaksu złożoną z ekskluzywnego baru i kawiarni wypełnionych mrowiem wygodnych foteli i sof; najczęściej korzystają z niej mężczyźni towarzyszący damom, lecz niechętni na uczestniczenie w przymiarkach.
W pobliżu wielkiej witryny ulokowano strefę prezentacji wystaw zmiennych, na której co miesiąc można podziwiać dzieła innego projektanta. Po wejściu do holu gościom służy jeden z mężczyzn, gotowy odebrać odzienie wierzchnie jak i odprowadzić gości do odpowiedniego z pomieszczeń, ulokowanego na piętrach domu mody.
Przestronny hol wejściowy, do którego prowadzą duże obrotowe drzwi, obsługiwane przez odźwiernego, utrzymany jest w jasnej tonacji marmurów, na których doskonale słychać kroki klienteli. Całość dzieli się na przestrzeń relaksu złożoną z ekskluzywnego baru i kawiarni wypełnionych mrowiem wygodnych foteli i sof; najczęściej korzystają z niej mężczyźni towarzyszący damom, lecz niechętni na uczestniczenie w przymiarkach.
W pobliżu wielkiej witryny ulokowano strefę prezentacji wystaw zmiennych, na której co miesiąc można podziwiać dzieła innego projektanta. Po wejściu do holu gościom służy jeden z mężczyzn, gotowy odebrać odzienie wierzchnie jak i odprowadzić gości do odpowiedniego z pomieszczeń, ulokowanego na piętrach domu mody.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:47, w całości zmieniany 1 raz
Wargi Melisande rozciągnęły się w krótkim uśmiechu, kiedy kuzynka odpowiedziała na postawiony przed nią krótki warunek. Cóż, w tym względzie poniekąd były podobne. Ona też większość swojego czasu spędzała w rezerwacie. I tam można było ją najszybciej znaleźć - tam albo w rodowej rezydencji. Kiedy padło pytanie o eliksiry zastanowiła się chwilę.
- Pasta na oparzenia zdaje się znikać ledwo po tym, jak się pojawi. - stwierdziła, oczywiście myśląc o rezerwacie. Jej potrzeby znajdowały się dalej - i zwyczajnie też jakiś konkretnych, jeśli szło o eliksiry nie miała. Nie knuła, nie dolewała nic ludziom do trunków - przynajmniej na razie, walcząc słowem.
- Zaufaj swojej intuicji. - dodała jeszcze, widząc coś w rodzaju ulgi na obliczu Odetty. Widocznie martwiła się tym, że jej uwagę może skraść ktoś z kim nie będzie mogła wiązać żadnej wizji przyszłości. Prawda była taka, że ich los jednocześnie był lekki jak i trudny. Małżeństwa ze swojej natury w pierwszej kolejności miały zapewnić odpowiednio intratne kontrakty. W jakiś sposób były inwestycją, która musiała opłacić się rodom - obu. Jeśli szczęście sprzyjało, dwie jednostki mogły być ze sobą nawet kompatybilne. A czasem mężczyzna mógł zwyczajnie wyciągnąć dłoń po nie, nawet bez ich zgody - bo ta, nie była potrzebna. Trzeba było potrafić się odnaleźć w tym świecie, całkiem innym od przyziemnego.
- Ciekawy pomysł. - zgodziła się wędrując u boku kuzynki i na chwilę marszcząc brwi. - Któraś ze sztuk wysuwa się na prowadzenie - albo artysta? - zapytała, bo przecież było ich tak wiele. Taniec, muzyka, malarstwo, śpiew. A w każdym utalentowani ludzie. Jednak ten - czy a - którym objęłaby patronatem w jakiś sposób musiałby też trafiać przecież do jej duszy. Czymś ujmować. Jakoś przekonać.
- Chyba postawię w tym roku na prostotę, Odetto. - przyznała ze spokojem wchodząc na podest z jej pomocą. Splotła dłonie przed sobą. - Czarna maska z niewielką ilością zdobień. - zastanowiła się na głos. - Może czymś złotym. - myślała na głos, na chwilę odsuwając spojrzenie w górę. Maskarada pozwalała na całkowite skrycie i podjęcie nowych prób. Ale Melisande wolała to, co znane. Dodatkowo, niezmiennie nosiła żałobę po Blacku i nie chciała jej przerywać. Zamierzała pojawić się na sabacie lady Nott, bo nie bycie na nim zwyczajnie nie tylko było nieodpowiednie, ale mało opłacalne. Takie miejsca, były dobrym źródłem informacji. Jedyne ustępstwo na które mogła pójść, to pozostawienie rodowej czerwieni, przywdzianie czarni wzbogaconej o złoto, brzmiało dość elegancko.
- Pasta na oparzenia zdaje się znikać ledwo po tym, jak się pojawi. - stwierdziła, oczywiście myśląc o rezerwacie. Jej potrzeby znajdowały się dalej - i zwyczajnie też jakiś konkretnych, jeśli szło o eliksiry nie miała. Nie knuła, nie dolewała nic ludziom do trunków - przynajmniej na razie, walcząc słowem.
- Zaufaj swojej intuicji. - dodała jeszcze, widząc coś w rodzaju ulgi na obliczu Odetty. Widocznie martwiła się tym, że jej uwagę może skraść ktoś z kim nie będzie mogła wiązać żadnej wizji przyszłości. Prawda była taka, że ich los jednocześnie był lekki jak i trudny. Małżeństwa ze swojej natury w pierwszej kolejności miały zapewnić odpowiednio intratne kontrakty. W jakiś sposób były inwestycją, która musiała opłacić się rodom - obu. Jeśli szczęście sprzyjało, dwie jednostki mogły być ze sobą nawet kompatybilne. A czasem mężczyzna mógł zwyczajnie wyciągnąć dłoń po nie, nawet bez ich zgody - bo ta, nie była potrzebna. Trzeba było potrafić się odnaleźć w tym świecie, całkiem innym od przyziemnego.
- Ciekawy pomysł. - zgodziła się wędrując u boku kuzynki i na chwilę marszcząc brwi. - Któraś ze sztuk wysuwa się na prowadzenie - albo artysta? - zapytała, bo przecież było ich tak wiele. Taniec, muzyka, malarstwo, śpiew. A w każdym utalentowani ludzie. Jednak ten - czy a - którym objęłaby patronatem w jakiś sposób musiałby też trafiać przecież do jej duszy. Czymś ujmować. Jakoś przekonać.
- Chyba postawię w tym roku na prostotę, Odetto. - przyznała ze spokojem wchodząc na podest z jej pomocą. Splotła dłonie przed sobą. - Czarna maska z niewielką ilością zdobień. - zastanowiła się na głos. - Może czymś złotym. - myślała na głos, na chwilę odsuwając spojrzenie w górę. Maskarada pozwalała na całkowite skrycie i podjęcie nowych prób. Ale Melisande wolała to, co znane. Dodatkowo, niezmiennie nosiła żałobę po Blacku i nie chciała jej przerywać. Zamierzała pojawić się na sabacie lady Nott, bo nie bycie na nim zwyczajnie nie tylko było nieodpowiednie, ale mało opłacalne. Takie miejsca, były dobrym źródłem informacji. Jedyne ustępstwo na które mogła pójść, to pozostawienie rodowej czerwieni, przywdzianie czarni wzbogaconej o złoto, brzmiało dość elegancko.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Cieszyła się z posiadania takiej rodziny – że jej kuzynki były równie urodziwe co mądre i odważne. Sama nie miałaby wcale odwagi zajmować się smokami, nawet jeżeli nie byłaby to praca regularna albo polegająca głównie na obserwacjach, a Melisande poświęcała temu naprawdę wiele. Umiała Odetta docenić cudza pasję do czegokolwiek, czemu dana osoba się poświęcała, chociaż nie wszystko rozumiała…ale z jej doświadczenia zrozumienie nie zawsze szło w parze z podziwem.
- W takim razie postaram się przygotować jakąś niebawem i przekazać ci trochę, nie chcę przeszkadzać wam w rezerwacie, więc może po prostu pozostawię ją w posiadłości kiedy będę was odwiedzać. – Ród Rosier zapewniał ją w końcu, że wraz z Edwardem są zawsze mile widziani jeżeli by chcieli pojawić się w Kent. Miała nadzieję, że to dalej było prawdą, dlatego chętnie w niedalekiej przyszłości odwiedziłaby rodzinę, oczywiście wcześniej zapowiadając się listownie o swojej wizycie, tak aby nie postawić nikogo w niezręcznej sytuacji nieprzygotowania. Chociaż nie była aż tak ważnym gościem, aby szykować dla niej całą ucztę, wolała nie narażać siebie ani innych na niezręczną kompromitację.
Zresztą, chyba właśnie tego najbardziej się bała kiedy chodziło o cały sabat. I w ogóle cokolwiek. Nie, że zakocha się w nieodpowiednim człowieku, bo uczucie mogła w sobie łatwo zgasić, wiedząc, że nie powinna celować w coś, co jest poniżej jej urodzenia, więc przekonana była, że tak właśnie nie zrobi. Bardziej bała się kompromitacji – ze swojej strony, ze strony kogoś innego…towarzystwo kuzynki i jej słowa były jednak pocieszające, dlatego posłała uśmiech w stronę kobiety, mając nadzieję, że doskonale rozumie jakim wsparciem jest dla niej teraz.
- Nie wiem, co zrobiłabym bez ciebie. – I Edwarda. I Tristana. I Fantine…sporo zbierało się rodziny, która mogła ją jakoś wspomóc swoją mądrością, za co mogła być jedynie wdzięczna. Temat jednak zszedł ponownie na artystów, a o tym wolała rozmawiać o wiele bardziej. Nic dziwnego, Edward starał trzymać się ją z dala od wszystkich zmartwień, chętniej więc sięgała po kwestie będące z dala od dramatów rozgrywających się na ulicach Londynu. Tutaj wszystko było czyste, schludne i nie pokazywało, jak bardzo Anglia obecnie krwawiła.
- Jak wiesz, szczególną miłością darzę balet i zastanawiam się nad tym, natomiast…niektóre baleriny potrafią być naprawdę rozkapryszone i nie chciałabym, aby pieniądze, które miałyby pójść na czyjąś edukację wydane zostały na błyskotki do kokietowania mężczyzn. – Musiała mieć w tej kwestii mocno ograniczone zaufanie, bo nie chodziło tutaj o jej własne podejście, a o reputację. Jeszcze nie daj Merlinie, wsparliby jakiegoś tajnego agenta bojówek Longbottoma i jak by to potem to wyszło? Taka osoba zdecydowanie będzie musiała udowodnić swoją nienaganność.
- Czerń…może na tyle smukła, że podkreśli twoją figurę, ale zakrywająca odpowiednio całe ciało? Jeżeli chcesz złote dodatki, myślisz bardziej o koronce czy delikatnym obramowaniu maski, czy jednak dodatkach z kryształów i metalowych elementów? – Chciała wiedzieć, w jakim kierunku chce iść kuzynka, bo mogło to wyznaczyć dodawanie dalszych dodatków, gdyby chciała iść jeszcze w naszyjnik, bransoletę i inne dodatki. Chciała, aby Meli nie tylko dobrze się czuła na sabacie ale i dobrze wyglądała.
- W takim razie postaram się przygotować jakąś niebawem i przekazać ci trochę, nie chcę przeszkadzać wam w rezerwacie, więc może po prostu pozostawię ją w posiadłości kiedy będę was odwiedzać. – Ród Rosier zapewniał ją w końcu, że wraz z Edwardem są zawsze mile widziani jeżeli by chcieli pojawić się w Kent. Miała nadzieję, że to dalej było prawdą, dlatego chętnie w niedalekiej przyszłości odwiedziłaby rodzinę, oczywiście wcześniej zapowiadając się listownie o swojej wizycie, tak aby nie postawić nikogo w niezręcznej sytuacji nieprzygotowania. Chociaż nie była aż tak ważnym gościem, aby szykować dla niej całą ucztę, wolała nie narażać siebie ani innych na niezręczną kompromitację.
Zresztą, chyba właśnie tego najbardziej się bała kiedy chodziło o cały sabat. I w ogóle cokolwiek. Nie, że zakocha się w nieodpowiednim człowieku, bo uczucie mogła w sobie łatwo zgasić, wiedząc, że nie powinna celować w coś, co jest poniżej jej urodzenia, więc przekonana była, że tak właśnie nie zrobi. Bardziej bała się kompromitacji – ze swojej strony, ze strony kogoś innego…towarzystwo kuzynki i jej słowa były jednak pocieszające, dlatego posłała uśmiech w stronę kobiety, mając nadzieję, że doskonale rozumie jakim wsparciem jest dla niej teraz.
- Nie wiem, co zrobiłabym bez ciebie. – I Edwarda. I Tristana. I Fantine…sporo zbierało się rodziny, która mogła ją jakoś wspomóc swoją mądrością, za co mogła być jedynie wdzięczna. Temat jednak zszedł ponownie na artystów, a o tym wolała rozmawiać o wiele bardziej. Nic dziwnego, Edward starał trzymać się ją z dala od wszystkich zmartwień, chętniej więc sięgała po kwestie będące z dala od dramatów rozgrywających się na ulicach Londynu. Tutaj wszystko było czyste, schludne i nie pokazywało, jak bardzo Anglia obecnie krwawiła.
- Jak wiesz, szczególną miłością darzę balet i zastanawiam się nad tym, natomiast…niektóre baleriny potrafią być naprawdę rozkapryszone i nie chciałabym, aby pieniądze, które miałyby pójść na czyjąś edukację wydane zostały na błyskotki do kokietowania mężczyzn. – Musiała mieć w tej kwestii mocno ograniczone zaufanie, bo nie chodziło tutaj o jej własne podejście, a o reputację. Jeszcze nie daj Merlinie, wsparliby jakiegoś tajnego agenta bojówek Longbottoma i jak by to potem to wyszło? Taka osoba zdecydowanie będzie musiała udowodnić swoją nienaganność.
- Czerń…może na tyle smukła, że podkreśli twoją figurę, ale zakrywająca odpowiednio całe ciało? Jeżeli chcesz złote dodatki, myślisz bardziej o koronce czy delikatnym obramowaniu maski, czy jednak dodatkach z kryształów i metalowych elementów? – Chciała wiedzieć, w jakim kierunku chce iść kuzynka, bo mogło to wyznaczyć dodawanie dalszych dodatków, gdyby chciała iść jeszcze w naszyjnik, bransoletę i inne dodatki. Chciała, aby Meli nie tylko dobrze się czuła na sabacie ale i dobrze wyglądała.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Było tylko kilka miejsc w które by ruszyła w poszukiwaniu pomocy odnośnie dobrania sukni, na uroczystość tak dużą jak sabat u lady Nott. Fantine i Evandra zawsze były pod ręką, skore do pomocy, ale i Odetta posiadała znajomość najnowszych trendów, a Melisande zamierzała z tego skorzystać. Nigdy nie poświęcała wiele uwagi tym temat, ufając swoim bliskim i ich niezawodnemu zdaniu.
- Zapowiedz się listem, chętnie się z Tobą spotkam. - poprosiła, unosząc usta w krótkim uśmiechu który posłała kuzynce. Lubiła jej towarzystwo, chwilę odetchnięcia na którą mogła sobie wtedy pozwolić. Zastanawiała się, co stanie się podczas sabatu, co właściwie na nią czeka. Co czeka ich wszystkich. Ostatni, był zaskakujący, przyniósł słowa, których się nie spodziewała, ale jednocześnie pozwolił jej upewnić się w tym, czego zaczynała być już świadoma.
- Na pewno poradziłabyś sobie świetnie. Nie wątp w siebie Odetto. - zaśmiała się krótko, na równie niedługą chwilę ujmując łagodnie dłonie kuzynki, żeby przekazać jej wiarę i pewność którą i ona w stosunku do niej samej posiadała. Odetta była młoda i piękna, nie przynosiła wstydu własnej rodzinie i wiedziała, że sprawdzi się też jako żona. Miały okazję poznać się tego dobrze, by Melisande mogła wyrobić sobie swoje własne zdanie. Wypowiedziane słowa sprawiły, że zastanowiła się chwilę.
- Może spróbuj jakąś najpierw poznać? - zastanowiła się na głos, zastanawiając się nad tym, czy ma jakieś lepsze rady w tym temacie. - Ci, którymi kieruje pasja, często nie mają czasu na kaprysy. Balet choć piękny, jest nad wyraz wymagający. Prawdziwy talent, wspomaga wytrwałość. Bez niej, treningów, powtórzeń nic nie może być idealne. - wypowiedziała krótką myśl między nie, odwracając spojrzenie przed siebie. Wiedziała dokładnie jeszcze w szkole, kiedy tańczyła, nawet teraz, kiedy poświęcała czas na kolejny trening, kiedy pot rosił jej ciało. Umiejętności które posiadła, kosztowały i kosztować miały zawsze - niezależnie od predyspozycji.
- Oh... - zastanowiła się na słowa kuzynki. Zmarszczyła brwi, rozluźniając je znów i marszcząc. - Właściwie nie wiem. - przyznała unosząc rękę, żeby odsunąć kosmyk za ucho. - Wybaczysz mi, jeśli i tą decyzję pozostawię Tobie? Wierzę, że mnie nie zawiedziesz. - a kiedy wszystkie technikalia zostały ustalone, po uprzednim pożegnaniu oddaliła się oczekując, na nadchodzące już spotkanie.
| zt
- Zapowiedz się listem, chętnie się z Tobą spotkam. - poprosiła, unosząc usta w krótkim uśmiechu który posłała kuzynce. Lubiła jej towarzystwo, chwilę odetchnięcia na którą mogła sobie wtedy pozwolić. Zastanawiała się, co stanie się podczas sabatu, co właściwie na nią czeka. Co czeka ich wszystkich. Ostatni, był zaskakujący, przyniósł słowa, których się nie spodziewała, ale jednocześnie pozwolił jej upewnić się w tym, czego zaczynała być już świadoma.
- Na pewno poradziłabyś sobie świetnie. Nie wątp w siebie Odetto. - zaśmiała się krótko, na równie niedługą chwilę ujmując łagodnie dłonie kuzynki, żeby przekazać jej wiarę i pewność którą i ona w stosunku do niej samej posiadała. Odetta była młoda i piękna, nie przynosiła wstydu własnej rodzinie i wiedziała, że sprawdzi się też jako żona. Miały okazję poznać się tego dobrze, by Melisande mogła wyrobić sobie swoje własne zdanie. Wypowiedziane słowa sprawiły, że zastanowiła się chwilę.
- Może spróbuj jakąś najpierw poznać? - zastanowiła się na głos, zastanawiając się nad tym, czy ma jakieś lepsze rady w tym temacie. - Ci, którymi kieruje pasja, często nie mają czasu na kaprysy. Balet choć piękny, jest nad wyraz wymagający. Prawdziwy talent, wspomaga wytrwałość. Bez niej, treningów, powtórzeń nic nie może być idealne. - wypowiedziała krótką myśl między nie, odwracając spojrzenie przed siebie. Wiedziała dokładnie jeszcze w szkole, kiedy tańczyła, nawet teraz, kiedy poświęcała czas na kolejny trening, kiedy pot rosił jej ciało. Umiejętności które posiadła, kosztowały i kosztować miały zawsze - niezależnie od predyspozycji.
- Oh... - zastanowiła się na słowa kuzynki. Zmarszczyła brwi, rozluźniając je znów i marszcząc. - Właściwie nie wiem. - przyznała unosząc rękę, żeby odsunąć kosmyk za ucho. - Wybaczysz mi, jeśli i tą decyzję pozostawię Tobie? Wierzę, że mnie nie zawiedziesz. - a kiedy wszystkie technikalia zostały ustalone, po uprzednim pożegnaniu oddaliła się oczekując, na nadchodzące już spotkanie.
| zt
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zawsze przyjęłaby chętną osobę z rodziny, bez cienia wątpliwości przyjmując jej wątpliwości i rozterki odnośnie ubioru i nigdy nie podchodząc do tego w sposób, który miałby być krzywdzący albo wyśmiewający. Jeżeli trzeba było znaleźć ród, który tak wielką wagę przykładał do wyglądu, to właśnie Parkinsonowie wiedzieli wszystko o modzie i wyglądzie. Odetta cieszyła się swoją obecnością w domu mody, być może dlatego, że bardzo podobało jej się, iż miała u innych jakiś posłuch. I ludzie mogli zrozumieć, jak ważny jest odpowiedni wygląd, kiedy chciało się sprawiać odpowiednie wrażenie.
- Bardzo miło mi będzie was odwiedzić, dlatego bardzo chętnie zajmę się tym, aby wysłać wam wiadomość. – Uwielbiała w końcu odwiedzać swoje kuzynostwo, dając im możliwość na pokazanie, co nowego w ich życiach, tak aby na wszelki wypadek móc pomóc im z jakimś problemem. Nawet gdyby było to o wiele bardziej problematyczne, bo niewiele umiała.
- Dziękuję! Bardzo miło mi to słyszeć… - Ciężko było uniknąć zadowolenia, które pojawiło się na jej twarzy, ale była prawdziwie zachwycona sprawa, którą właśnie miała przed sobą. Tęskniła za pewną wiarą w nią samą i chociaż w tym momencie doceniała bardzo mocno wsparcie rodzeństwa, wystarczył jeden moment i jedno spojrzenie ojca aby od razu w siebie wątpiła. Jedynym szczęściem w tym wszystkim było to, że dalsza rodzina, zwłaszcza damska część, wydawała się jakoś w nią wierzyć. A teraz ona sama miała też wsparcie od kuzynki. I innych.
- To w sumie doskonały pomysł. Niczym dziwnym nie byłoby zajęcie się w końcu sztuką z poziomu znajomości, a takie poznanie na pewno też ograniczyłoby pewne niesnaski. – W końcu mimo wszystko rozkapryszona gwiazda, zyskująca dodatkowe finanse ze strony jednego z rodów szlacheckich, mogła teraz mieć wymagania co do swojego gustu, a to przecież nie leżało w kwestii występów czy własnego utrzymania, jeżeli wydawało się nierozsądnie pieniądze.
- W takim razie zadbany o ciebie i o to, aby twój strój na sabacie był jak najlepszy. – Obiecała, bo mogła. Nie pozostawało jej nic innego jak zająć się dziś kuzynką i postarać się jak najlepiej dobrać dla niej stroje.
zt
- Bardzo miło mi będzie was odwiedzić, dlatego bardzo chętnie zajmę się tym, aby wysłać wam wiadomość. – Uwielbiała w końcu odwiedzać swoje kuzynostwo, dając im możliwość na pokazanie, co nowego w ich życiach, tak aby na wszelki wypadek móc pomóc im z jakimś problemem. Nawet gdyby było to o wiele bardziej problematyczne, bo niewiele umiała.
- Dziękuję! Bardzo miło mi to słyszeć… - Ciężko było uniknąć zadowolenia, które pojawiło się na jej twarzy, ale była prawdziwie zachwycona sprawa, którą właśnie miała przed sobą. Tęskniła za pewną wiarą w nią samą i chociaż w tym momencie doceniała bardzo mocno wsparcie rodzeństwa, wystarczył jeden moment i jedno spojrzenie ojca aby od razu w siebie wątpiła. Jedynym szczęściem w tym wszystkim było to, że dalsza rodzina, zwłaszcza damska część, wydawała się jakoś w nią wierzyć. A teraz ona sama miała też wsparcie od kuzynki. I innych.
- To w sumie doskonały pomysł. Niczym dziwnym nie byłoby zajęcie się w końcu sztuką z poziomu znajomości, a takie poznanie na pewno też ograniczyłoby pewne niesnaski. – W końcu mimo wszystko rozkapryszona gwiazda, zyskująca dodatkowe finanse ze strony jednego z rodów szlacheckich, mogła teraz mieć wymagania co do swojego gustu, a to przecież nie leżało w kwestii występów czy własnego utrzymania, jeżeli wydawało się nierozsądnie pieniądze.
- W takim razie zadbany o ciebie i o to, aby twój strój na sabacie był jak najlepszy. – Obiecała, bo mogła. Nie pozostawało jej nic innego jak zająć się dziś kuzynką i postarać się jak najlepiej dobrać dla niej stroje.
zt
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Do domu powróciła dopiero nad ranem. Minionej nocy, z piątego na szóstego lutego, wypadała kolejna pełnia, podczas której wraz z grupą łowców, nad jaką dowództwo powierzył Sigrun lord Avery, wyruszyła w las, aby wytropić wilkołaka grasującego po lasach Yorkshire. W jej hrabstwie, dobre sobie. Nie wszystko poszło tak jak sobie to zaplanowali. Wilkołak zdołał ich zaskoczyć, zaatakował znienacka, nieomal nie zabił Harveya, jej prawej ręki, Hannibal został zaś ranny - choć z własnej winy, bo sięgał po potężną, czarną magię w chwilach niedostatecznego skupienia, przez co musiał zapłacić cenę. Koniec końców - wszyscy jednak wyszli z tego cało, poza wilkołakiem, rzecz jasna. Noc była długa i wyczerpująca, Sigrun od razu padła na łóżko, nawet nie ściągnąwszy z siebie odzienia. Zbudziło ją pukanie do szyby. Doskonale znajome, choć sowa, która za tym stała była zupełnie Sigrun obca. Zwlekła się z łóżka, by otworzyć okno i wpuścić sowę. List zawiadamiał, że szata, którą zamówiła przed kilkoma tygodniami u lorda Parkinsona, jest gotowa do odbioru. W końcu. Nie miała dziś ochoty, aby wlec się do Londynu, za to sporo innej roboty, jednakże czekała już dość długo i płaszcz ten by się jej przydał, jeśli rzeczywiście miał takie właściwości jak rozmawiali.
Wzięła szybka kąpiel, przebrała się w czyste odzienie, włosy zaś związała nad karkiem. Nie przejrzawszy się nawet w lustrze teleportowała się pod Londyn. Drogę do Domu Mody Parkinson zaś pokonała pod postacią czarnej mgły, był to bowiem dla Sigrun najszybszy sposób przemieszczania się. Drugi raz była w tym miejscu i znów poczuła się nieswojo. Odnalazłszy pierwszego lepszego pracownika pokazała mu list i poinformowała, że przybyła odebrać swoje zamówienie. Zaprowadził ją zatem do odpowiedniej komnaty, gdzie Sigrun mogła przymierzyć swój płaszcz. Leżał jak ulał. Był idealnie dopasowany do sylwetki czarownicy, a przy tym nie krępował ruchów. Dzięki wełnie abraksana był też naprawdę ciepły. Do tego wszystkiego - prezentował się więcej, niż dobrze. Uśmiech zadowolenia pojawił się na ustach czarownicy, zapewniającej, że na tę chwilę poprawki nie są potrzebne. Wszystko było w porządku.
Zapakowała z ostrożnością płaszcz do zaczarowanej torby i opuściła Dom Mody Parkinson z poczuciem satysfakcji; zamierzała jeszcze napisać list do lorda Parkinsona.
| zt
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 2 z 2 • 1, 2
Hol wejściowy
Szybka odpowiedź