Nemesis Andromeda Valhakis
Nazwisko matki: Burke
Miejsce zamieszkania: rodzinna posiadłość gdzieś u wybrzeży hrabstwa Durham
Czystość krwi: czysta
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wzrost: 167 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: ciemne
Kolor oczu: piwne, ale skradniesz jej serce, jeśli powiesz, że złote
Znaki szczególne: pieprzyk na lewym licu i tlący się papieros; uwagę zwracają także szaty z lekkich materiałów, zwykle w jasnych barwach, stylizowane na modę południową; zawsze nosi biżuterię
mierzącą 11 cali, wykonaną z jakarandy i czerpiącą moc z włosa pogrebina
Slytherin
kot
martwe siostry
Gajem oliwnym, wzburzonym morzem, wiosenną trawą o poranku i popiołem
siebie w towarzystwie mężczyzny, jako ludzi wpływowych, brylujących w towarzystwie i wzbudzających respekt
wszystkim, co zakazane, podróżami, astronomią, historią magii, starożytnymi cywilizacjami, pradawnymi językami i wytwarzaniem amuletów
nie kibicuję, tylko podziwiam najlepszych
nurkuję, ujeżdżam hipokampy i rzucam się w otchłań szaleństwa
szumu morza, greckich instrumentów i jazzu
Marine Deleeuw
W ogóle nie sypia. Spędza noce wzdychając do gwiazd, wierząc, że wszystko jest w nich zapisane. Pragnie poznać i zrozumieć do końca gniew Achillesa. Radość i rozpacz Dedala. Wzrost i upadek Sparty. Szaleństwo Heraklesa. Piękno muzyki Orfeusza. Naturę Chaosu. Ma pod skórą coś takiego, co nią miota, jakby całe zastępy antycznych bóstw, a być bogiem to znaczy ciskać gromy i palić dusze na popiół. Musi być w tym jakieś ziarno prawdy, nigdy nie ogarnęła umysłem arytmetyki współczucia.
Nocą także godzinami leży bezwładnie na plaży, pozwalając, by piasek przyklejał się do jej mokrej skóry, kiedy wynurza się z morskiej piany niczym Afrodyta. Bezmierna woda jest jej drugim domem. Czasami tylko kładzie się na powierzchni i dryfuje, muskana przez fale, a czasami wpycha w usta to ohydne skrzeloziele, by w głębinach tańczyć ze wszystkimi morskimi stworzeniami. Mówi, że gdyby tego nie robiła, już dawno postradałaby zmysły. Siedzi w niej jakiś demon, jakaś niespokojna moc, która ciągle każe jej zdobywać kolejne szczyty. Nemesis fascynuje to, co ulotne i nieuporządkowane, w pewien sposób ryzykowne, zakazane lub zapomniane. Kocha odgłos sztormu - gdy ten tylko z oddali daje o sobie znać, wybiega z domu i staje na brzegu, podziwiając majestatyczny pojedynek Posejdona z Zeusem. I tylko marzy o tym, by samej igrać z tymi nieokiełznanymi siłami natury, nie wiedząc, jak smakuje strach. Jeśli byli wśród niej tacy, którzy zacumowali w portach na wodach spokojnych, zapewne już dawno przestała dosięgać ich wzrokiem, goniąc za hipokampusami.
Pod gwiezdnym firmamentem, w blasku tlących się lampionów, czerpie garściami z uroków życia. Ucztuje, popijając wino niczym ambrozję, słucha śpiewów ciotek, pozwala porwać się wujom do sirtósa. I tak szaleje do rana, póki wszyscy nie padną z wycieńczenia. Wydaje się podporządkowana w pewien sposób nocnej porze, tak chyba musiało być, skoro nazwano ją imieniem Nemezys, córki bogini nocy. Pod kopułą czaszki myśli też tlą się czarne, ostre jak brzytwa. Bezlitośnie rysują pętlę wokół każdej szyi, na której siedzi bezmyślna głowa. Ta jednak nie dostrzeże odrazy - jedynie powierzchowność, rysy niby szlachetne, choć może trochę nazbyt ekstrawaganckie i egzotyczne, i może trochę biżuterii, która dźwięczy z każdym krokiem. Przy takiej prezencji można by pomyśleć, że rodowód ma królewski, tylko ten krok jakiś taki za mało dostojny. Raczej luźny i taneczny. Nie prostacki – ma w sobie grację, ale brakuje mu ogłady, jakby grał na niej śmiertelnik, który skradł harfę samemu Apollinowi. Ubiór w zasadzie też nie taki: poły jej zwiewnych, jasnych szat tańczą na wietrze, a podczas deszczu ciasno oblepiają skórę. Tak raczej noszą się na dalekim południu Europy, ale jeśli wsłuchasz się w jej niski głos, rozpoznasz bezbłędnie brytyjski akcent. Z premedytacją wdziera się do duszy intensywnym spojrzeniem, rozdaje mgliste uśmiechy i sieje Chaos. Częstuje niebłahą rozmową, ponieważ ma alergię na zwroty kolokwialne. Jak się masz, pozdrów rodzinę. Od takich słów Nemesis dostaje czyraków. Choćby jednak najchętniej oglądała cię wirującego w szatańskiej pożodze, nie zdejmie bandaży życzliwości. Będzie wlewać do ucha słowa słodkie jak miód i zabójcze jak trucizna, składać na twarzy judaszowe pocałunki, bo jest tą, która rozdaje to, co należne. A później zatańczy tak, jak jej zagrasz, pokaże ci, że trzymasz ją w garści, choć już dawno będzie biec gdzieś w stronę Pól Elizejskich.
Nie zamyka się w skarbcu niesprawiedliwości. Nie zdobywa się na Prometejskie czyny. Z łatwością jednak przecina węzły gordyjskie, torując sobie drogę do wieczności. Działa zawsze z jakimś enigmatycznym uśmiechem, z przedziwną lekkością i sprytem, wydaje się eteryczna i trochę nierzeczywista. Kocha naukę i sztukę, za najbardziej fascynujące zjawisko w świecie uważając ludzi, których chce poznawać na wskroś.
Korzenie ma trochę Olimpijskie, a trochę Normańskie. Już taki rodowód, urósłszy ze starcia dwóch skrajności, musiał namieszać jej we krwi, która krąży w obiegu gorąca, trafiając do zimnego serca. Ta greckość plącze się za nią w długim ogonie. To jest takie nieco paradoksalne piętno - w Anglii każdy powie o niej, że Greczynka, w Grecji nie powie nikt, że Angielka. A ona czuje, że tym zimnym sercem i gorącą krwią należy tak samo do Wielkiej Brytanii, jak i do Krety, że tak samo kocha wody Oceanu Atlantyckiego i Morza Śródziemnego. Ale im dalej na północ, tym bardziej dla wszystkich Greczynka. Jakby to była jakaś choroba plugawiąca jej krew, zapewne białą, nie błękitną, bo taką szczycili się przecież bogowie, których imiona do dziś noszą krewni jej ojca. Na nią też musiał spaść pierwiastek tej boskości, jednak w Anglii nikt nie wierzy w bogów z Olimpu. W Anglii wierzy się w szlachetne pochodzenie, w barwy, herby i rodowe hasła, a tych Valhakisowie nigdy nie posiadali. Trochę byli temu winni Turcy, którzy sporo namieszali w kulturze Hellady, i może dlatego dzisiaj wydaje się bardziej dzika i nieokrzesana – role się zaskakująco odwróciły, teraz barbarzyństwo nadciąga z południa. Nie mieszkają tam żadni lordowie, ani też żadne lady. Są tylko silni i słabi, a na Greckich wyspach nazwisko Valhakis zawsze wypowiadane było z respektem przez każdego czarodzieja. Jest mocno zakorzeniona tradycja w tej rodzinie, że z dziada pradziada każdy potomek w linii męskiej nabywa kunszt wytwarzania amuletów. Kobiety odpowiednio zapoznaje się za to z magią ceremonialną, a i gen jasnowidzenia wśród nich jest częsty. I tak od niepamiętnych czasów. Krąży legenda, że to między innymi dzięki magii i pieczy Valhakisów Grecja nie została rozszarpana przez Imperium Osmańskie. O tym wie każdy Grek i pewnie żaden Anglik, ale wszyscy są równi w swojej niewiedzy – prawda, że każdy Valhakis potrafi zamienić zwykły przedmiot w talizman, ale prawda także, że każdy potrafi uczynić go przeklętym, nasączając najgorszą magią, o jakiej nawet nie śmiałeś śnić.
I tu się w zasadzie rodzi cała historia, na wyspie będącej kolebką kultury minojskiej, pramatki innych kultur europejskich. Przyszły ojciec Nemezys był jeszcze trochę młody, myśli miał nieuczesane. Szemrane interesy i mętne koneksje wyrwały go spod egidy, a wieść rozniosła się po zaściankowej Grecji. Tam ludzie są prości i wierzą w to, co usłyszą. Dobre imię Valhakisów zostało narażone, a starsi dywagowali, jak zatrzeć rodzinne umiłowanie do magii, która nie wymawia na głos swojego imienia. Zabrali młodego Greka przed oblicze prababki, która - choć naznaczona imieniem Kasandry – wieściła czasem też nieco pogodniejsze wizje. I tak wskazała, że młody znajdzie to, czego szuka na wyspie, ale gdzieś w na północy kontynentu. Rada starszych była zgodna co do tego, aby na jakiś czas opuścił Kretę, uznając Odyseuszowe dwadzieścia lat za odpowiedni okres. Młody Valhakis czuł przez skórę, że wyspą, którą widziała prababka, była Wielka Brytania. Tam dość szybko okazało się, że pozbawiony tytułów, z metką obcokrajowca, w hermetycznej siatce hierarchii panów był nikim. Los jednak wydał się być dla niego łaskawy i tak pozaplatał ścieżki, aż w końcu skrzyżował jego drogi z rodem Burke'ów. Ci przedziwni ludzie kierowali swoje zainteresowania głównie na przedmioty, na temat których zmyślny Grek posiadał imponującą wiedzę. Zawarto układ, w którym to tajemnice Valhakisów wymieniono na śliczną niczym nimfa wodna lady Burke, będącą furtką do angielskiej socjety. O tym, że jeszcze niespełna trzy miesiące wcześniej była zaślubiona lordowi Rosierowi wówczas Grek nie wiedział. O tym, że lord Rosier po czterech latach nakazał unieważnić małżeństwo - również. O tym, że nie mogła donosić żadnej ciąży, gdyż cierpiała na transmutacyjne zaniki macicy, wiedział za to cały ród Burke. I na przekór wszystkiemu pojawiła się Nemesis, a jeszcze później siostry, niczym trzy Erynie. Każda była niespełnionym snem o męskim potomku, który w spadku otrzymałby sekrety rodzinnej tradycji – ale ojciec kochał je wszystkie, dało się to czuć, choć w domu rządził surową ręką. Wierzył, że to jakaś boska kara, lecz naznaczał te swoje córy olimpijskim spokojem, opowiadając o Wojnie Trojańskiej i podróżach Odyseusza, o prastarej magii, o wyroczni w Delfach, o górze Olimp, o wspaniałej Krecie. Było też tak, że żywot sióstr Valhakis zaczął przypominać z czasem mit o Demeter i Korze - większość roku spędzały w ojczyźnie matki, by w najchłodniejsze miesiące grzać się w greckim słońcu, które opalało ich skórę na złoty kolor.
W rodzinnym domu, który leżał gdzieś u wybrzeży Durham i dostał się w posagu, panowała pewna zasada – do pani matki zwracano się po angielsku, z panem ojcem mówiono po grecku. I choć córom brakowało kropel krwi szlachetnej, chowane były nie gorzej, niż potomkowie arystokracji. Tego pilnowała matka, której ta greckość też się musiała jakoś udzielić, bo stała na straży ogniska domowego niczym Hestia. Dało się też widzieć, że tkwiła w jej sercu strzała erosa, choć nie zawsze tak było. Podczas narodzin Nemezys wypłakała morze łez – nie z bólu, ale za utraconym rajem w ramionach lorda Rosiera. Ten jednak przepadł w otchłani, bo oto przyszło być jej małżonką samego boga. Uczyły się więc dziewczęta: walca angielskiego i greckiego sirtósa, dzieł Szekrpirowskich i epopei Homeryckich, jazdy konnej i śpiewu w wymarłym języku, brytyjskiej ogłady i kreteńskiej lekkości bytu. Guwernantki je piastujące też były zawsze dwie: Greczynka i Angielka. Ten dom na wybrzeżu był przesiąknięty pradawną magią, którą ojciec wydarł z żył ziemi kreteńskiej, i którą trochę też przeniósł na Pokątną, gdzie na rogu ulicy otworzył sklep z amuletami. Mało kto wiedział, że przez piwnicę dało się przejść na Nokturn, do Borgina i Burke'sa. I tak to w zasadzie wszystko wyglądało, że w witrynie na Potnej wzrok przykuwały rzeczy ładne, głównie biżuteria chroniąca przed nieszczęściami, a to co brzydkie i fascynujące dojrzewało niczym wino w piwnicy. Ojciec podkreślał wielokrotnie - tam wchodzić nie można. Ona jednak cierpi do dzisiaj na niezaspokojony głód wiedzy, bo chyba w dzieciństwie jakaś zła wiedźma rzuciła na nią urok. Łamała ojcowskie zakazy, choć w ukochanego papę zawsze wpatrywała się jak w obrazek, a później uciekała z krzykiem i zanosiła się płaczem, nie do końca pojmując naturę przeklętych przedmiotów.
Teraz już ją pojmuje, a ostatni raz płakała, kiedy zmarła matka.
Już w pierwszych dniach od rozpoczęcia szkoły dało się czuć, że jest tytanem pracy. Zawsze osiągała wysokie wyniki w nauce, przepowiadano jej karierę badacza historii, odległych gwiazd, bądź świata roślinnego. Z pasją wczytywała się też w symbole runiczne, a języki same w sobie uznawała za fascynujące. Jej ambicja została doceniona na szóstym roku nauki, kiedy zasiliła szeregi Klubu Ślimaka. Złośliwi nazywali ją chodzącą encyklopedią, inni głowili się, dlaczego nie trafiła pod opiekę Roweny Ravenclaw – ale tak chyba musiało być, bo przecież poza tym Greckim ogniem, który tlił się w niej, podtrzymywany przez ojca, w żyłach pulsowała jej krew rodu Burke, z woli tradycji przywiązanego do domu Salazara Slytherina. Już wtedy wolała przesiadywać nocami z nosem w opasłej książce, niż trwonić godziny w objęciach Morfeusza. Do łóżka zwykle kładła się ostatnia, rankiem zrywała jako pierwsza. Czasami wymykała się na wieże, by obserwować bogów uwięzionych na granatowym nieboskłonie, czasami do utraty tchu biegała po lesie, poszukując najrzadszych ziół, czasami rozmawiała z kałamarnicą w jeziorze, a czasami przychodziła na boisko - bo choć nigdy nie marzyła o byciu częścią drużyny, z pasją w oczach śledziła fizyczne zmagania graczy. Było w tym coś fascynującego, tak samo jak i w pojedynkach, czy to tymi na różdżki, czy na pięści. Uciekanie się do przemocy nie leżało w jej naturze, może dlatego, że preferowała bardziej zawiłe i kobiece formy wymierzania sprawiedliwości, jednak ludzka furia - tysiące związków chemicznych buzujących tuż pod cienką skórą - przyprawiały ją o przyjemne dreszcze. Za każdymi drzwiami i w każdym stanie umysłu szukała przygody i wolności. Nieustannie bardziej i więcej, jakby empiryzm nadawał tempa jej życiu. Tak było za czasów Hogwartu i to się chyba nie zmieniło jakoś szczególnie, nadal pozostaje zdystansowana, a mimo tego przyciąga ludzi jak magnes. Może dlatego, że wygląda, jakby skrywała wszystkie tajemnice tego świata, będąc żywym wcieleniem Puszki Pandory. Znać na wskroś zdają się ją tylko siostry, które kocha całym swoim zimnym sercem. I jeszcze ojciec, on zawsze rozumiał jej niespokojną naturę. Od czasów przepoczwarzenia się nie znalazła już wspólnej mowy z matką, która oddała ostatnie tchnienie niespodziewanie, krótko po narodzinach najmłodszej siostry. Minęło ponad dziewięć lat, a Nemezys nadal czuje, że tamtego dnia spadł na nią jakiś niepisany obowiązek zatroszczenia się o młodsze dziewczęta. Dla nich poruszyłaby niebo i ziemię, i wszystkie inne możliwe do ogarnięcia wzrokiem ciała we wszechświecie. Wypowiedziałaby wojnę gwiazdom, gdyby tylko te postanowiły stanąć im na drodze. Przepłynęłaby Styks i zapukała do bram Hadesu, by wydrzeć je ze szponów śmierci. Bo jeśli kogoś kochała prawdziwie i do końca, to właśnie swoje trzy Erynie.
Po śmierci matki zmieniło się coś jeszcze. Dotąd nie mówiono o tym w domu, ale stało się pewnym, że w przyszłości to najstarsza siostra będzie trzymać w ryzach rodzinny interes. Ledwie skończywszy szkołę zupełnie wsiąknęła w sklep na Pokątnej, który był jej bliski od zarania. Już jako dziecko zachwycała się tymi błyskotkami, ich chłodną naturą, różnorakimi fakturami, i wachlarzem mocy, jakimi za sobą niosły. Po kilku miesiącach przesiadywania w sklepie i krzątaniu się po jego piwnicach, za radą ojca, opuściła Anglię, by spędzić trochę więcej czasu z rodziną w Grecji, gdzie w sztuce wytwarzania amuletów szkoliła się u najlepszych mistrzów, jakimi byli dziadek i wujowie. Trochę było w tych naukach z jubilerstwa, a trochę z czarowania. Poznała naturę minerałów, szorstkość nieoszlifowanych metali, a także ich uległość wobec ognia. Oddała się całkowicie tej przedziwnej sztuce, musiała w końcu osiągnąć wszystko bardziej niż inni, bo nie była z tych, którzy dobrowolnie decydowali się na podzielanie losu Ikara. Ten niezaspokojony głód wiedzy dodał jej w końcu skrzydeł i poniósł w długą podróż. Musiała całą sobą zmierzyć się z tym światem i rozmawiać z żywiołami jak nigdy wcześniej. Poznawać wszystkimi zmysłami zakazaną magię, oglądać na własne oczy wszystkie obrazy stworzone przez Gaję. Wracała do Anglii jak bumerang, ale były to wizyty krótkie. I dopiero przed sześcioma miesiącami wreszcie zatrzymała się, by odetchnąć na dłużej – choć nikt nie może być pewien, kiedy znowu zapragnie zostać pochłonięta przez różę wiatrów.
Ma jednak obowiązki, wobec których nie pozostaje obojętna. W końcu złożyła ojcu słowo, że będzie się uczyć wszystkiego przy jego boku. I że zajmie się najmłodszą siostrą, której brakowało matczynych ramion. Krąży więc między sklepem na Pokątnej a domen na wybrzeżu, czasem tylko zbaczając na Nokturn, pod kopułą nocy, kiedy nikt nie patrzy. Poznać musi tych najlepszych i tych najgorszych, bo taka jest wola najdroższego papy. Jej uległość nie jest świadectwem słabości, a siły – ojciec jej też jest silny, więc Nemezys czerpie tę ikrę z jego żył. Chce stać z nim na równi, może nawet ma ambicje, by przewyższyć go o głowę. Tylko szuka jeszcze tej nici Ariadny, jest jeszcze młoda, ale kiedy już ją znajdzie, zajdzie dalej niż ktokolwiek inny.
Jeśli się o coś modli do tych Olimpijskich bogów, to zapewne o śmierć gwałtowną – i taką zostanie obdarzona.
Nie ma konkretnego wspomnienia, które pozwala jej przywołać mentora – myśli wówczas skupiają się na niezbadanych głębinach, które widziała, na pocałunkach, które skradła i na energii, jaka drzemie w sirtósie.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 10 | +2 (różdżka) |
Czarna Magia: | 5 | +3 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 8 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: grecki | II | 6 |
Język obcy: trytoński | I | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Kłamstwo | III | 10 |
Starożytne Runy | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Etykieta Szlachecka | I | 20 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Wytwórstwo: amulety i talizmany | III | 25 |
Malarstwo(wiedza) | I | 1 |
Muzyka(wiedza) | I | 1 |
Literatura(wiedza) | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec Balowy | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
brak | - | 0 |
Reszta: 0 |
Różdżka
[bylobrzydkobedzieladnie]
Witamy wśród Morsów
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot