Wydarzenia


Ekipa forum
Izba przyjęć
AutorWiadomość
Izba przyjęć [odnośnik]24.03.16 2:45

Izba przyjęć

Chociaż osoby cierpiące na choroby genetyczne zwykle dbają o przyjmowanie odpowiednich eliksirów, uzdrowiciele na oddziale urazów wewnętrznych nie mają chwili wytchnienia. Choroby ujawniają się w różnym stopniu; w tych łagodnych pacjenci zwykle czekają na swoją kolej, dawkę eliksirów łagodzących objawy, stąd można spotkać tutaj pacjentki usadzone na krzesełkach z chusteczką przyciśnięta do nosa czy też osoby z wysypką na całym ciele po przypadkowym kontakcie ze świnią. Nierzadko zdarzają się jednak przypadki, gdzie stres odgrywa znaczącą rolę i nasila chorobę, czyniąc ją śmiertelnie niebezpieczną. Uzdrowiciele są tutaj doskonale przeszkoleni, widzą co robić przy ataku poszczególnych jednostek chorobowych. Jednak oddział chorób wewnętrznych to nie tylko choroby genetyczne, trafiają tutaj także osoby po urazach wewnętrznych, z chorobami wieku starczego, a także kobiety ciężarne.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Izba przyjęć [odnośnik]08.05.16 11:03
Para nr 2

Douglas wysłany został przez trenera na rutynową kontrolę do Świętego Munga. Podobne wizyty miały to do siebie, że zazwyczaj były nużące, nudne i, zdaniem części zawodników, zupełnie bez sensu. W końcu sami wiedzieli najlepiej, jak się czują i czy mogą grać. Wymogi pozostawały jednak wymogami i żeby być dopuszczonym do meczy trzeba było szczycić się aktualnymi badaniami. Gwiazda Quidditcha, Douglas Jones nie był w tym wypadku wyjątkiem. Zmuszony przez zbliżający się ostateczny termin na przedstawienie odpowiedniego papierka udał się do Świętego Munga. Ledwie jednak wszedł do poczekalni, by poczekać na uzdrowiciela, ktoś go zauważył. Młoda dziewczyna wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami. Zanim zdążył cokolwiek zrobić wydarła się z piskiem i nagle jej koleżanki, które pojawiły się jakby z powietrza rzuciły się w stronę Jonesa. Fanki z pewnością były gotowe go zadusić, byle tylko dotknąć kogoś tak znanego czy wyrwać mu kępkę włosów. Właśnie w tym momencie na miejscu pojawił się Alan Bennet. Uchylił drzwi gabinetu, żeby sprawdzić, co też dzieje się na zewnątrz. Przez nie zaś wpadł, całkiem dosłownie Douglas. Mężczyźni zdążyli zatrzasnąć drzwi zanim do gabinetu wpadły rozkrzyczane fanki. Obaj jednak ugrzęźli w pokoju do czasu aż personel szpitala nie poradzi sobie z rozhisteryzowanymi dziewczętami, które coraz rozpaczliwiej próbowały przebić się przez drzwi odgradzające je od samego Douglasa Jonesa.


Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy! :love:



[bylobrzydkobedzieladnie]
Czara Ognia
Czara Ognia
Zawód : n/d
Wiek : 0
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153 https://www.morsmordre.net/u731contact https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153 https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153
Re: Izba przyjęć [odnośnik]12.05.16 20:22
Czy tego dnia coś mogło pójść jeszcze gorzej?
Cóż, najwidoczniej mogło.
Rutynowe kontrolne badania z pewnością nie należały do ulubionych form spędzania wolnego czasu Douglasa, dlatego na jego twarzy jawił się wyraźny grymas niezadowolenia odkąd tylko przekroczył szpitalny próg Munga. Krzywił się niemiłosiernie, przypominając bardziej zgryźliwego emeryta niż bożyszcza nastolatek uśmiechającego się tak pięknie z okładek magazynów i plakatów zdobiących ściany w hogwarckich dormitoriach.
Grzeczne oczekiwanie na ławeczce na swoją kolej wkrótce przemieniło się w znużone oczekiwanie, to w zmęczenie, lekkie rozdrażnienie, aż w końcu w kąsającą bezlitośnie irytację. Zaciskał właśnie dłoń w pięść, w tym geście próbując zamknąć całą agresję, którą chętniej przekułby w wysiłek fizyczny bądź po prostu rozbicie komuś twarzy, kiedy na horyzoncie zamajaczyło niebezpieczeństwo - nie zwracając na nie kompletnie uwagi i nie wyczuwając negatywnych impulsów dryfujących w zgęstniałym nagle powietrzu, w dalszym ciągu oddawał się delektowaniu się własnym niezadowoleniem, aż wreszcie błogi spokój przerwał mu zbliżający się armagedon.
Koniec świata. Apokalipsa. Dzień Ostateczny.
Coś pisnęło mu w uszach, już myślał, że umiera i że świat bezwolnie stacza się na granicę katastrofy, że coś się stało, że ktoś padnie zaraz bez świadomości na chłodne kafelki, że zaraz trzasną pociski, że coś świśnie, dmuchnie, chuchnie i zawarczy; wtem okazało się, że przyczyna zamieszania była odrobinę bardziej prozaiczna, niż pierwotnie przewidywał.
Fanki.
Z fankami był ten problem, że dzieliły się na kilka kategorii. Te w wieku pełnoletnim i z ładnym, zdesperowanym uśmiechem lubił najbardziej, te od tonącej w brokacie korespondencji irytowały go trochę mocniej, nie przepadał za młódkami wymachującymi transparentami na meczach i nieśmiało proszącymi go o autograf na ulicy, ale te atakujące w miejscach publicznych by pobrać odrobinę jego materiału genetycznego uchodziły w jego mniemaniu za mocno szkodliwe. Boleśnie szkodliwe.
Instynkt samozachowawczy krzyczał jedno - wiej. Rozsądek stłumiony krystalicznie czystym przerażeniem szeptał co prawda cichutko, że powinien zignorować to jakoś, postarać się o papierek od medyka i prędko opuścić cały szpital, ale było już za późno; wstał i jak rącza gazela czmychnął gdzieś na bok, korzystając ze świeżo otwartych drzwi do któregoś gabinetu. Wślizgnął się do środka i szybko je zatrzasnął, dopiero teraz pozwalając sobie na niespieszny oddech ulgi.
Rozejrzał się, dostrzegając względnie młodego uzdrowiciela i pożałował jedynie, że nie był on jakąś pielęgniarką o przyjemnej aparycji i krągłościach tu i ówdzie. Ale to nie tak, że narzekał; każda forma ucieczki przed tym szalonym stadem niecywilizowanych fanek była niemałym błogosławieństwem.
- Ech, mało brakowało - burknął pod nosem, niby przypadkiem z całej siły napierając plecami na powierzchnię drzwi, żeby tylko uzdrowicielowi nie przyszło na myśl wyrzucenie go z pomieszczenia.
O nie. Jeszcze czego.


and I don't give a damn
about my bad reputation

Douglas Jones
Douglas Jones
Zawód : szukający Os z Wimbourne
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sił mi brak i już nie chcę
nic wiedzieć, mam mętlik
w mojej małej głowie
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2023-douglas-jones https://www.morsmordre.net/t2037-poczta-douga https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f206-horizont-alley-18-5 https://www.morsmordre.net/t4275-skrytka-bankowa-nr-579#88646 https://www.morsmordre.net/t2187-douglas-jones#33292
Re: Izba przyjęć [odnośnik]02.09.16 9:37
24 stycznia 1956

Wizyta kontrolna po ostatnim dramatycznym omdleniu - nie powinna tu być. Chciała wrócić do domu, bo i tak potrafiłaby wzmocnić swój organizm. Evandra jeszcze nie uciekła z rodowej posiadłości, więc była pod okiem wyśmienitego alchemika. Magomedycy jednak nie odpuszczali i musiała zostać na kilka dni w szpitalu. Niezadowolona z tego faktu stała się jeszcze bardziej nieznośna. Kręciła nosem nawet na jedzenie, wysyłając sowy do najbliższych, aby przynieśli jej określone potrawy. Constance miała tak zaciśnięty żołądek, że porcja naleśników starczała na dwa dni.
Nie potrafiła odpuścić pracy. Nie miała swojego dziennika badawczego, na co jeszcze bardziej kręciła nosem, ale wystarczył pergamin i pióro. Dużo czasu pozwalało Constance na wiele przemyśleń. Czy Magrit zaczęła pracę nad lustrem? Czy Darcy wróciła do grupy? Miała nadzieję, że Ramsey wykorzysta ten słaby czas i zajmie się członkami grupy bez dumy i uprzedzeniem. Wymieniała mozolną, bo personel szpitala nie miał czasu latać z jej listami, korespondencje. Nie mogła zgodzić się na jakikolwiek odpoczynek. Sala była nudna, nie grała tu nawet przyjazna muzyka, więc każda aktywność, która nie wymagała myślenia wydawała się zbyt trywialna. Sytuacja zmusiła ją do wzięła pergaminu i rozpisywania numerologicznego zaklęcia. Przed nią stało bardzo trudne zadanie. Jak połączyć to co nieożywione z darem jasnowidzenia? Wiele już dowiedziała się o świstoklikach i innych metodach połączenia, do czego niezwykle pomocny okazał się Dział Ksiąg Zakazanych. Nie spodziewała się, że aż tyle wiedzy kryje się w książkach, do których nie miała jeszcze dostępu. Zakochana w bibliotece czuła wręcz powinność, aby odwiedzać ją jak najczęściej. Nagle drzwi się otworzyły, a kochana blondynka przyniosła jej kolejną porcję eliksiru wzmacniającego. Constance nawet się do niej uśmiechnęła i zapewniła, że naprawdę czuje się już dobrze. Przynajmniej na tę chwilę! Po wypiciu lekarstwa wróciła do rozpisywania zaklęcia. Nie szukała czegoś co jest łatwe. Wiedziała, że stworzenie zwierciadła przyszłości to nie jest proste zajęcie. Zastanawiała się też nad różnymi wariantami, które musiała również spróbować i opowiedzieć o nich Ramseyowi. Powoli słońce zaczynało zachodzić, a magomedyk obiecał jej, że to ostatnia noc w szpitalu. Musiała jeszcze przy nim wypić eliksir słodkich snów i szybko zakończyć swoje notatki. Czy rozpisanie numerologiczne zaklęcia będzie prawidłowe? Wiedziała, że będzie musiała wrócić do tego pergaminu, sprawdzić go i wypróbować kilka inkantacji razem z różdżką. Nim zdążyła odłożyć zapiski na bok, zasnęła, a dzięki eliksirowi nie miała żadnych, niemiłych snów.

[bylobrzydkobedzieladnie]


lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury



Ostatnio zmieniony przez Constance Lestrange dnia 02.09.16 9:43, w całości zmieniany 1 raz
Constance Lestrange
Constance Lestrange
Zawód : badacz zaklęć
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Pięknej duszy obce są mroki życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć E375e1f9469fca983adeb5f768d65da4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2661-constance-lestrange#42512 https://www.morsmordre.net/t2834-okienko-connie#45604 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2788-sypialnia-constance https://www.morsmordre.net/t2806-skrytka-bankowa-nr-689#45375 https://www.morsmordre.net/t2790-constance-lestrange
Re: Izba przyjęć [odnośnik]02.09.16 9:37
The member 'Constance Lestrange' has done the following action : rzut kością


'k100' : 61
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Izba przyjęć [odnośnik]24.11.16 17:05
/20 marca?

Szpitale. Lucinda omijała je szerokim łukiem. Właściwie nigdy się nie zastanawiała nad tym skąd wziął się u niej ten uraz do szpitali. Jako dziecko zdarzało jej się od czasu do czasu wpaść w ręce uzdrowiciela, ale zwykle były to niewielkie urazy spowodowane brakiem uwagi niżeli poważniejsze choroby. A jednak to miejsce napełniało ją niepokojem. Właściwie bardzo prawdopodobne jest, że to nie tyle co miejsce, a co jej choroba tak bardzo na nią oddziaływała, że każde spotkanie z uzdrowicielem czy też chociażby przekroczenie progu tego miejsca wymagało od niej wielkich pokładów energii. Jej choroba przez bardzo długi czas pozostawała w uśpieniu. Dawała o sobie znać w bardzo niewielkim stopniu i w sytuacjach, które każdego przyprawiłyby o zawrót głowy. Czasami miała wrażenie, że jej choroba jest żywą osobą. Osobą, do której mogłaby mieć pretensje. Gdyby od samego początku wiedziała, że jest chora nigdy nie zaznałaby prawdziwego życia. Teraz nie miałaby czego żałować. A żałowała. Każdego dnia żałowała. Na spotkania z uzdrowicielem przychodziła tylko wtedy, kiedy to było naprawdę konieczne. Czyli głównie wtedy, kiedy kończyły jej się eliksiry i potrzebowała nowych. Jako, że ostatni miesiąc był przepełniony wymagającymi sytuacjami to eliksiry bardzo szybko jej się skończyły i ostatnio po prostu… starała się funkcjonować. Czuła jednak, że długo tak się nie da i to przeświadczenie dobijało ją jeszcze bardziej. Była zdrową, młodą kobietą, która dzięki własnej determinacji mogła zdziałać wiele. Teraz była cieniem człowieka. Cieniem, którego nie poznawała. Kiedy tylko dowiedziała się, że jest chora poprosiła swojego kuzyna o zostanie jej uzdrowicielem. Tak było łatwiej. Wiedziała, że może mu zaufać i nikt więcej nie musiał o tym wiedzieć. Jednak pod koniec lutego otrzymała sowę z listem mówiącym o pilnym wyjeździe kuzyna. Tak więc została sama. - Dobrze się czujesz, słońce? - głos pielęgniarki oderwał Lynn od rozmyślań. Oparta o ścianę w poczekalni nawet nie zauważyła, kiedy kobieta do niej podeszła. Lucinda zmusiła się by posłać zaniepokojonej kobiecie uśmiech. - Tak wszystko w porządku. - powiedziała odrywając się od ściany, ale kobieta wcale nie wyglądała na przekonaną. - Do jakiego uzdrowiciela jesteś zapisana na wizytę? - zapytała, a Selwyn już po kościach wiedziała, że uśmiech jej wcale nie uratuje. - Do uzdrowiciela Bennetta – odpowiedziała mrukliwie. Kobieta skinęła głową i wskazując ręką jej drzwi powiedziała. - Wejdź tutaj. Usiądź sobie. - jej sprzeciwy nie miały sensu. Nawet jakby zaczęła latać i tańczyć kobieta nie uwierzyłaby, że wszystko z blondynką w porządku. - Nie myśl, że to tylko dla Ciebie. - powiedziała na koniec kobieta i posłała jej szeroki uśmiech. Lynn nie usiadła. Rozejrzała się po pomieszczeniu oglądając wywieszone na ścianach rysunki różnych części ciała.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Izba przyjęć [odnośnik]26.11.16 20:51
Ten dzień był zdecydowanie bardziej intensywny niż inne. Nie wiedział od czego to zależało, jednak liczba pacjentów na jego oddziale w Mungu znacząco przekraczała tą, jaką odnotował w przeciągu ostatnich miesięcy swojej pracy (nie licząc tej dwu i pół-miesięcznej przerwy). Czasami ów zależność dało się wytłumaczyć. Gdy zbliżały się święta, gdy w świecie politycznym wzrastało napięcie i tym podobne... Było to jednak zdecydowanie bardziej widoczne na innych oddziałach (np. urazów pozaklęciowych) niż na tym, ale jednak. Dziś jednak pacjenci ustawiali się wręcz w kolejkach, uzdrowiciele mieli pełne ręce roboty, a jak na złość mało czasu. Brakowało także miejsc na przyjmowanie kolejnych pacjentów. I co tu robić, jak sobie radzić? W takim momentach wielu pracowników wzdychało i psioczyło pod nosem, że zdecydowanie za mało im tu płacą. Atmosfera poddenerwowania, pośpiechu i zmęczenia wisiała w powietrzu, krążąc po całym oddziale. I kto wie - może nie tylko na VI piętrze się tak działo? Może na innych mieli równie dużo roboty? Nikt nie miał czasu się tego dowiadywać.
Nie miał czasu nawet na najmniejszą przerwę. A przynajmniej tak było przez większość czasu. Zajęty pracą zapominał o głodzie, ale wychodząc od jednego pacjenta zdążył złapać jakiś kubek i nalać w niego odrobinę wody, by zwilżyć usta i gardło, które zaczynało go boleć od potoku słów, które dziś z siebie wylał. Wyszedł na korytarz i udał się do okienka pielęgniarek by dowiedzieć się gdzie miał przyjąć następną pacjentkę. Kobieta nie wiedziała, lecz już po chwili pojawiła się przy nim pielęgniarka, która usadziła Lucinde w jednej z sal.
- Panie Bennett, pana pacjentka już czeka w sali.
A więc ruszył. Dopijając resztki wody z kubeczka mijał pacjentów czekających w izbie przyjęć, by w końcu wejść do jednej z sal i zamknąć za sobą drzwi. W oczy od razu rzuciła mu się kobieta, która najwyraźniej na niego czekała. Nie dało się jej nie zauważyć, skoro stała na środku sali i obserwowała obrazy, których Bennett nienawidził. Wywoływały jakieś dziwne uczucia w żołądku i poczucie niepokoju. A przynajmniej u niego.
- Witam serdecznie, moje nazwisko Bennett. - Mruknął, wchodząc wgłąb sali. Odstawił pusty już kubeczek na biurko i odwrócił się w stronę kobiety. - Na początku chciałbym przeprosić za ogólny harmider oraz przyjęcie Pani w innym gabinecie. Mój jest zajęty. Mamy dzisiaj niezwykle tłoczno na oddziale i musiałem go udostępnić kolegom po fachu. - Mówiąc to przyglądał się kobiecie. Nie znał jej, a przynajmniej nie kojarzył. Ale wyglądała słabo, rzekłby wręcz, że źle. Mógł to stwierdzić nawet nie kojarząc jej wyglądu, gdy była w pełni sił. Wyjął więc jej dokumenty z koperty i przyjrzał im się.
- Lucinda Selwyn, tak? - Przekartkował dokumentacje. - Śmiertelna bladość... - Mruczał sam do siebie. Dopiero po kilku sekundach uniósł wzrok znad papierów. - Nie muszę raczej pytać jak się Pani czuje, bo wystarczy jedno spojrzenie, aby stwierdzić, że kiepsko. Polecam więc usiąść. - Wskazał na krzesło niedaleko biurka. Jeżeli zaszłaby taka potrzeba - pomógłby jej w tym.
- Zapytam się więc jak bardzo źle się Pani czuje w skali od 1 do 10. Oraz kiedy ostatnio Pani zażywała eliksir? - Choć w grę wchodziła praca i jego słowa brzmiały jak słowa typowego uzdrowiciela, jego ton był całkiem miły. Cóż... on zawsze był miły, a przynajmniej starał się.



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]27.11.16 18:38
Kiedy dzisiejszego ranka podniosła się z łóżka i poczuła zawroty głowy po prostu je zbagatelizowała. Biorąc pod uwagę wypity alkohol poprzedniej nocy i fakt, że od miesiąca ma problemy ze snem to było normalne. A przynajmniej ona chciała sobie tak to tłumaczyć. Zwykle po godzinie wszystko ustępowało i kobieta odzyskiwała siły. Teraz jednak było inaczej. Bo jej samopoczucie zamiast się polepszyć tylko się pogorszyło. Najchętniej zostałaby w łóżku, ale wizytę u uzdrowiciela miała zaplanowaną już kilka dni wcześniej. Kto wie. Może to reakcja obronna na przyjście do tego miejsca? A może jej organizm po prostu się domagał wzmocnienia. Eliksirów i uspokojenia jej. Nie bała się swojej choroby. Może nie do końca się z nią identyfikowała, ale to wcale nie znaczyło, że miała się czego bać. Rezygnacja z podróży była dla niej ciosem zwalającym z nóg. Od tamtej pory jeszcze się z tego nie podniosła. Kiedy w końcu jej się uda to nie miała zamiaru  poddać się bez walki. Nikt kto żyje aby żyć nie może przeżyć tak jakby chciał. Choć wpatrywała się w ryciny różnych układów i narządów to jej myśli błądziły po całkowicie innych kategoriach. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos otwieranych drzwi. Lucinda przeniosła wzrok na wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę. Nie spodziewała się, że jej uzdrowiciel będzie tak młody. Chyba w jej wyobrażeniu miał to być straszy mężczyzna, który ponarzeka na to jak bardzo się zaniedbuje, da eliksiry i puści do domu. Słysząc jego słowa skinęła głową. - Proszę się nie przejmować. Podziwiałam ciekawy dobór sztuki. - powiedziała wracając spojrzeniem do obrazów. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Na pytanie o personalia znowu skinęła głową. Słysząc rozpoznanie po raz kolejny poczuła ucisk w klatce. Dopóki niektóre słowa nie padają głośno nie są traktowane z równą powagą. Miał racje. Nie trzeba było być uzdrowicielem by widzieć, że dzisiaj czuje się po prostu źle. Dlatego nawet się nie sprzeciwiając zajęła wskazane miejsce. Spokojnie o własnych siłach. Ponownie spojrzała na mężczyznę. Mógł być w jej wieku. Może kilka lat straszy. Jednak nie wydawało jej się by mieli wcześniej okazje by się poznać. - Nie jest aż tak źle. Ja tak po prostu wyglądam. - zaczęła choć żart chyba nie był najlepszy w tej sytuacji. Tutaj nie było owijania w bawełnę. - Jakiś czas temu. Ostatni miesiąc był dla mnie dość intensywny i eliksiry skończyły mi trochę wcześniej niż podejrzewałam. Ponad tydzień temu na pewno. - odpowiedziała na jego pytanie. Od razu przed oczami stanęła jej latarnia morska i wysiłek jaki włożyła w dosłowne pokonanie jej. Rany na przedramionach i fakt, że przez chwile naprawdę myślała, że z tego nie wyjdzie. - Wiem, że powinnam przyjść wcześniej, ale miałam sporo na głowie, a i tak na najbliższą wizytę trzeba czekać kilka dni więc wolałam już poczekać. - dodała.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Izba przyjęć [odnośnik]06.12.16 20:08
Zdawał sobie sprawę z faktu, że większości ludzi uzdrowiciele kojarzyli się z podstarzałymi, marudnymi dziadkami, którzy dawno już zgubili gdzieś swoją chęć wykonywania tego zawodu. Zdawał sobie sprawę również z tego, że tacy lekarze istnieli. Ba, nawet znał kilkoro takich, na dodatek pracujących w Mungu. Panna Selwyn miała jednak szczęście i nie trafiła na takowego. Zamiast tego dostała Alana - dużo młodszego i pełniejszego zapału do wykonywania zawodu, który jeszcze nie wygasł. Sam Bennett miał nadzieję, że nie wygaśnie, jednak nie mógł mieć co do tego pewności. Lubił swoją pracę, czasami ukazując to aż za bardzo, gdy spędzał w pracy całe tygodnie i nie wracał do domu. Lucinda miała jednak szczęście w jeszcze jednej kwestii - trafiła na drugi dzień pracy Alana. A to znaczyło, że był jeszcze pełen sił i energii, bo potem, z kolejnymi dniami bywało już coraz gorzej.
W pierwszym momencie gdy zobaczył nazwisko miał ochotę westchnąć przeciągle i wznieść oczy ku niebu. Szybko bowiem zarejestrował, że ma do czynienia z kobietą krwi szlachetnej. Te niestety często dawały mu popalić, nie koniecznie chcąc, aby leczył je uzdrowiciel o niższym statusie. Nie ważne było czy miał do czynienia z młodą, czy ze starszą szlachcianką - siedemdziesiąt procent przypadków kończyło się mniej więcej w taki sposób. Szybko jednak przekonał się, iż tym razem miało być inaczej. Kobieta nie patrzyła na niego z góry, nie wydawała się napuszona czy niezadowolona z przydziału medyka. Wykonywała jego polecenia, odpowiadała na pytania. To chyba był jego dobry dzień.
- Nie chciałbym stwierdzać, że wygląda Pani źle, bo jest Pani niezwykle urokliwą kobietą, jednak wyraźnie widzę, że nie jest dziś Pani w formie. - Odparł delikatnie, z lekkim uśmiechem na ustach. Nie chciał być niemiły, nie chciał jej także przypadkiem urazić lub aby pomyślała, że na zbyt wiele sobie pozwala. Ze szlachciankami wolał obchodzić się ostrożnie. Nawet jeśli Lucinda wydawała się różnić od innych przedstawicielek swojego statusu.
- Tydzień to dość sporo. Proszę następnym razem uważać i nieco wcześniej do mnie przyjść. Nie chcemy przecież, aby stało się coś nieprzyjemnego przez zaniedbanie przyjmowania eliksirów, prawda? - Spojrzał na nią znad kajeciku, w którym zapisał coś. Był miły. Naturalnie miły, nie na siłę. - Proszę mi powiedzieć jak sprawowały się poprzednie eliksiry? Jest Pani naszą pacjentką od dość krótkiego czasu, a więc muszę ustalić, czy dobrana mieszanka sprawuje się dobrze, czy trzeba coś w niej zmienić.
Nie chciał jej oceniać, a więc jedynie uśmiechnął się, gdy tłumaczyła swoją zwłokę w przybyciu do Munga. Prawda - zaniedbanie było niebezpieczne, jednak przyszła tutaj i nie było sensu rozwlekać tego co było wcześniej. Był człowiekiem, więc chciał po ludzku traktować innych ludzi, w tym swoich pacjentów. I jak każdy człowiek wiedział, że czasem los potrafi płatać figle i psuć plany. Może po prostu nie mogła przyjść wcześniej. Rozumiał to.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]08.12.16 17:53
Lucinda wiedziała, że zwykle ludzie jej pochodzenia nie są zadowoleni z doboru uzdrowiciela jeżeli w jego żyłach nie płynęła ta sama, niemalże błękitna krew. Ona jednak już dawno wyrzuciła z głowy takie postrzeganie ludzi. Nie wierzyła w to, że ludzie dzielą się na gorszych i lepszych. Na pewno nie świadczyła o tym krew ani stan społeczny. Domyśliła się, że przyjmujący ją mężczyzna weźmie poprawkę na to z skąd się wywodzi, ale miała nadzieje, że nie będzie musiała słuchać tytułów i wszystkich tych wymyślnych zwrotów grzecznościowych jakie są ostatnio u niej na porządku dziennym. Nie miała na to siły. Tak naprawdę mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo fakt, że nie jest szlachcicem jest dla niej pomocy w tej sytuacji. Nie chciała szlacheckiego uzdrowiciela. Nie chciała być oceniana przez pryzmat choroby tym bardziej, że w świecie szlachty nazwisko wiele mówiło o rodzinie. Nawet jeżeli nie znali się osobiście to musieli o sobie słyszeć. A w końcu dla niej ta choroba oznaczała koniec. Koniec dotychczasowego życia, pracy i pasji, której brakuje jej każdego dnia. Nie potrafiła się z tym pogodzić nawet teraz. Na słowa mężczyzny uśmiechnęła się delikatnie. Miał rację, ale ona nienawidziła czuć się słaba dlatego nawet w takich momentach chowała się zza żartami i delikatnym sarkazmem, który w tym przypadku nie miał wydźwięku negatywnego. Czysto pozytywny. - Tak, ma Pan racje. Nie czuje się dzisiaj najlepiej chociaż nie do końca wiem od czego to jest zależne. Wczoraj czułam się… całkiem normalnie, a dzisiaj kiedy wstałam z łóżka zakręciło mi się w głowie. - powiedziała zgodnie z prawdą. Wiedziała, że mężczyzna przed nią jest jedyną osobą, której mogła otwarcie opowiedzieć o swojej chorobie bez duszenia tego w sobie i udawania przed całym otoczeniem, że wszystko z nią w porządku. Sama nie wiedziała czemu tak bardzo się z tym chowała. Z jednej strony wiedziała, że kiedy dowiedziałby się o tym jej ojciec skończyłaby się namiastka normalnego życia jaka jej pozostała. Z drugiej to chyba strach przed samą sobą ją blokował. Mężczyzna przed nią nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielką tajemnicę nosił. Skinęła głową. Doskonale wiedziała, że tydzień bez jakichkolwiek eliksirów to długi czasu. Nie chciała tego ignorować. Tak po prostu się stało. Tak, był miły. I była mu za to mocno wdzięczna. Nie potrzebowała ataków i wyrzutów. Potrzebowała naturalności i tego by znowu się dobrze poczuć. - Ciężko mi jest powiedzieć czy sprawowały się dobrze, bo nigdy wcześniej żadnych nie przyjmowałam. Jednak kiedy pod koniec lutego potrzebowałam większej ilości eliksirów to nie musiałam długo czekać, żeby poczuć się… lepiej. - żeby w ogóle przeżyć właściwie, ale nie chciała już o tym wspominać. - Więc myślę, że eliksiry się spisują. Chociaż mam problemy ze snem, ale nie myślę, żeby to była wina eliksirów. Mógłby mi Pan coś na to poradzić? - zapytała lekko się uśmiechając.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Izba przyjęć [odnośnik]18.12.16 16:11
Nie chciał nikogo oceniać przez pryzmat pochodzenia, jednak kilkuletnie doświadczenie w pracy tutaj sprawiło, że czasami robił to czysto nieświadomie. Nie zamierzał jednak rzucać długopisami w każdego pacjenta szlacheckiego pochodzenia. Nie zamierzał też skreślać ich z listy swoich pacjentów i krzyczeć ,,nie, ja ich nie przyjmę", ani witać ich w swoim gabinecie z niechęcią. Podchodził do tego raczej ostrożnie i z rezerwą, każdemu dając szansę. Bo wiedział, że wrzucanie wszystkich do jednego worka jest strasznie staroświecką, krzywdzącą i często niesprawdzającą się metodą. A Lucinda była tego żywym przykładem. Młoda, piękna szlachcianka, która nie patrzyła na niego z góry i nie wymagała od niego cudów ,,bo ona tak chce, a on, jako człowiek niższego pochodzenia, ma tak czynić". Szanowała go, a więc on zamierzał szanować ją. I traktować tak jak uzdrowiciel powinien traktować pacjenta. Zaopiekować się, zająć, udzielić pomocy. Od tego przecież był, prawda?
- Tak naprawdę to ciężko jest stwierdzić od czego choroba się nasila, bo przyczyn tego może być bardzo wiele. - Zaczął, odkładając kajecik na biurko, o które się opierał. Splótł ręce na torsie i patrzył na nią, kontynuując:
- Pogoda, zjedzony posiłek, masę niby to błahych rzeczy, a jednak każda z nich może mieć jakiś wpływ na chorobę. Jednak czynnikami, które mają na to największy wpływ są: stres, zmęczenie, wysiłek fizyczny oraz nieodpowiednie eliksiry lub ich nieodpowiednia dawka. - Wyjaśnił. Nie lubił rzucać w pacjentów żargonem medycznym i paplać w ten sposób, a jednak czasem musiał. Lucinda musiała zrozumieć swoją chorobę. Można było traktować to jak drugiego człowieka, który przyczepia się do Ciebie nieodwracalnie i musisz z nim żyć. Jeżeli go zrozumiesz i przyzwyczaisz się do niego - życie z nim będzie łatwiejsze.
- W naszym przypadku może chodzić głównie o brak eliksirów oraz o zmęczenie wywołane bezsennością. - Uśmiechnął się. - Ale spróbujemy zaradzić coś na obie sprawy.
Nie miał pojęcia jakiej "tajemnicy" stał się powiernikiem. Nie wiedział wielu rzeczy: czy jej rodzina zdawała sobie sprawę z choroby (bo wiedział, że szlachcice często to ukrywali), czy miała wsparcie psychiczne w tym, jak sobie z tym radziła, co powiedział jej poprzedni lekarz. Były to rzeczy pozornie błahe i nieistotne, a jednak on uważał, że były bardzo istotne. Dlatego starał się lepiej poznać każdego swojego pacjenta i zbudować z nim chociażby cieniutką nić zwaną więzią. A najważniejszym jej czynnikiem musiało być zaufanie.
- Musimy najpierw ustalić czy poprzednia mieszanka była rzeczywiście dobrze dobrana. Proszę mi powiedzieć kiedy Pani ją zażywała? Regularnie co dzień lub co kilka dni czy głównie w momentach, gdy objawy choroby nasilały się? - Sięgnął po swój kajecik, w którym zamierzał notować. Magiczne pióro aż wyrywało się do tego, by pisać samo, ale on lubił robić to samodzielnie. - Jeżeli piła Pani eliksir podczas gdy czuła się Pani źle to jak odczuła Pani zmianę? Czy wszystkie objawy zniknęły? Czy wystąpiły jeszcze jakieś inne np drżenie rąk? Brak apetytu? Nudności? - Kontynuował. Potrzebował odpowiedzi na te wszystkie pytania. Początki były najtrudniejsze, a potem już było nieco łatwiej. Łatwiej, ale nie z górki. Choroby genetyczne nie były takim łatwym kawałkiem chleba do zgryzienia.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]21.12.16 14:24
Stres, zmęczenie, wysiłek fizyczny oraz nieodpowiednie eliksiry lub ich nieodpowiednia dawka. Czy ona naprawdę zastanawiała się nad powodem swojego złego samopoczucia skoro większość wymienionych przez mężczyznę objawów wystąpiło u niej wielokrotnie w ciągu tego tygodnia? Nie powinna się w takim razie dziwić, że wstanie z łóżka jednego dnia jest dla niej problemem, a drugiego zwykle wykonywaną czynnością. Nie powinna się dziwić, że w głowie jej szumi w momencie, kiedy przypomni sobie o tych wszystkich przykrych rzeczach jakie doświadczyła w tym czasie. A jednak… siedziała tutaj teraz mając kompletną pustkę w głowie. Jak dziecko przychodzące po radę do rodziców. Choć wyraz twarzy miała pewny to w środku wcale tego wszystkiego pewna nie była. Nie bez powodu to miejsce ją przerażało. Nie bez powodu ją przytłaczało. Traciła tu wszystkie mechanizmy jakimi mogłaby się bronić. Musiała po prostu istnieć, a to do niej nie pasowała. Skinęła rozumiejąc dokładnie sens jego słów chociaż to coś innego w tym momencie przykuło jej uwagę. Te wszystkie typowo uzdrowicielskie gesty. Prosta postawa, gestykulacja dłońmi przy wyliczaniu, splatanie ich na klatce piersiowej. Jednak najbardziej przykuwał uwagę jego uśmiech. Delikatny, który samym uniesieniem kącika ust mówił: wszystko będzie dobrze. To spokój jaki niósł ze sobą sposób rozmowy sprawił, że jeszcze stąd nie uciekła. - Dlaczego chciał Pan zostać uzdrowicielem? - zapytała przerywając mu, kiedy wziął do ręki kajet. - Przepraszam jeśli nie chce Pan odpowiadać to nie musi, ale… próbuje zrozumieć jak można zdecydować się na pracę tutaj. Czy tylko ja tak mam? - dodała szczerze zainteresowana. Zastanawiała się czy jej niechęć do tego miejsca musi mieć jakieś podłoże, ale naprawdę nie wiedziała skąd w niej się to wzięło. Ludzie, którzy wybierali pracę tutaj musieli naprawdę tego chcieć. Kontaktu z ludźmi, pomocy im. Ona też chciała pomagać, ale na to by się chyba nie odważyła. Odetchnęła spoglądając na swoje dłonie i próbując się zastanowić nad wypowiedzianymi przez mężczyznę słowami. - Dowiedziałam się o swojej chorobie raptem dwa miesiące temu. Dla mnie zwykle wszystko było proste. Źle się czuje pije eliksir, a kiedy czuje się dobrze to przecież nie mam takiej potrzeby. Jednak mój wcześniejszy uzdrowiciel powiedział mi, że to wszystko jest kwestią systematyczności. Kiedy będą brać je regularnie to większość objawów nawet wystawione na ryzyko będą przychodzić w łagodniejszej formie. Robiłam tak przez pierwszy miesiąc. Później naiwnie pozwoliłam sobie zmniejszać dawki i przyjmowałam je dosyć nieregularnie. No a ostatnio nie przyjmowałam ich wcale, ale to dlatego, że już ich nie miałam. - odparła zgodnie z prawdą. - Kiedy jeszcze nie miała zdiagnozowanej choroby, a zaczynałam się źle czuć sięgałam po eliksiry regenerujące. Moja praca była wyczerpująca i zwykle brałam te objawy za zmęczenie. Na jakiś czas pomagało. - dodała. Nie była idealną pacjentką, ale i tak była z siebie dumna. Musiała poradzić sobie z tym sama. Nikt tak naprawdę nie wiedział przez co musiała przejść. - Nudności owszem, ale drżenie rąk czy brak apetytu. Nie zauważyłam tego. Zwykle po prostu jest mi bardzo słabo. Mam wrażenie, że ziemia osuwa mi się spod nóg. Szybciej bije mi serce i ciągle jest mi zimno. Ciągle. - odparła wracając spojrzeniem do mężczyzny mając nadzieje, że odpowiedziała na wszystkie pytania. Nie była przyzwyczajona do tego, że było jej zimno. W końcu była ogniem.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Izba przyjęć [odnośnik]22.12.16 0:01
Nie spodziewał się pytania, które padło. Nie tylko dlatego, że stało się to nagle i niespodziewanie. Mało kto pytał o coś takiego. Właściwie to zdarzyło mu się to zaledwie kilka razy, w ilościach, które zapewne mógłby policzyć na palcach jednej dłoni i zazwyczaj padało to z ust starych babć, które dziwiły się obecnością oraz profesjonalizmem młodego uzdrowiciela. Zdecydowanie nie spodziewał się takiego pytania od tej pacjentki. Ale skoro już zapytała - należało odpowiedzieć, prawda? Po początkowym zaskoczeniu, na jego ustach w końcu pojawił się uśmiech.
- Dlaczego? - Powtórzył łagodnie, nieświadomie lekko przechylając głowę w bok i wpatrując się w nią mimo, że po jego twarzy przebiegł wyraz zastanowienia. Nie uważał, że było to pytanie niegrzeczne. Nie miał jej go za złe. Raczej po prostu go zaskoczyła. - Nic nie szkodzi, nie mam powodów do czucia się urażonym. - Uspokoił ją machnięciem dłoni. - A co jest nie tak z tym miejscem? - Nieświadomie przekręcił głowę jeszcze bardziej, nieco mrużąc przy tym oczy. Z jakichś powodów bawiła go ta sytuacja, choć nie dawał tego po sobie poznać. - Praca jak praca, a ja, przyznam się szczerze, bardzo lubię tu pracować. - Czy było to po nim widoczne? - Zostałem uzdrowicielem, bo chciałem pomóc mojej chorej matce. - Wyjaśnił w końcu. Nie dodał, że nie udało mu się i jego matka zmarła dwa miesiące temu. Nie chciał się nad sobą użalać. Zwłaszcza, kiedy dopiero co zaczynał stawać na nogi po jej śmierci.
- Mogę pobawić się we wróżbitę lub osobę czytającą w myślach? - Dodał nagle, tuż po tym, gdy skończyła mówić. Gdy mu zezwoliła, kontynuował: - Jest tak jak Pani mówiła - początkowo brała Pani leki regularnie, co znacznie zredukowało objawy choroby. Poczuła się Pani zdrowa i miała Pani wrażenie, że wszystko względnie wróciło do normy. Dlatego stopniowo zmniejszała Pani dawki. A gdy objawy choroby nie nasilały się lub działo się to w stopniu nieznacznym - miała Pani chęci pokazać sobie i światu, że nie potrzebuje ich Pani i dlatego też nie pojawiła się Pani w szpitalu po nowe eliksiry. Czy tak było? - Podczas tej wypowiedzi jego głos był nieco ostrzejszy, nieco mocniejszy. Nadal jednak nie znikła z niego pewna doza spokoju i łagodności. Alan nie ganił, nie krzyczał. Chciał jej tylko coś uświadomić. Złapał głębszy oddech i odsunął się od biurka, by zrobić parę kroków w jej kierunku.
- Panno Selwyn. Rozumiem, że choroba wywraca Pani świat do góry nogami. Rozumiem, że ciężko jest się z nią pogodzić. Ale właśnie dlatego Pani i moim zadaniem jest sprawić, by zrozumiała Pani ją oraz mechanizmy jej działania. Ona nie odejdzie. Możemy tylko działać w taki sposób, aby łatwiej było z nią żyć. Choroba nie przekreśla wszystkiego, jeżeli uda się ją rozgryźć i będzie Pani wiedziała jak się z nią obchodzić. - Dodał nieco łagodniej, stojąc już nieco bliżej. Pozwolił sobie nawet na pokrzepiające poklepanie jej po ramieniu. Współczuł jej. Była młoda, miała zapewne masę planów. Choroba ich nie przekreślała, choć znacznie utrudniała. A przynajmniej tak to było w większości przypadków. Wrócił do swojego biurka i podparł się o nie.
- Zmienimy zatem nieznacznie składniki mieszanki i zobaczymy co z tego wyjdzie. Nie ma idealnej reguły, musimy działać metodą prób i błędów. - Odparł, gdy wyjawiła mu jak działają na nią eliksiry. - Polecę Pani jeszcze jedno rozwiązanie. Zapewne gdy pojawi się choć mała oznaka choroby, wiedziona strachem sama się Pani napędza. A to źle. Stres nie tylko pogłębia objawy, ale również powoduje wspomniane kołatanie serca wskutek ataku paniki. Proszę w takich momentach spróbować usiąść przy oknie lub, jeżeli ma Pani taką możliwość i zna Pani odpowiednie zaklęcia - wyczarować odrobinę lodu i włożyć do ust. Próbować go rozgryźć. To znacznie uspokaja i pomaga. - Uśmiechnął się do niej.

||Sorasy za tą ścianę i paplaninę. Za bardzo się rozkręciłam z tym pracowniczym wątkiem ;-;



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]23.12.16 16:00
Lucinda była często osobą bardzo bezpośrednią. Często aż za bezpośrednią. Jeżeli jakieś pytanie cisnęło jej się na usta to po prostu pytała. Jeśli miała coś do powiedzenia to po prostu o tym mówiła. Wychodziła z założenia, że nie powinno się trzymać w sobie niczego. Lepiej dać komuś szansę na brak odpowiedzi niż żałować, że tak naprawdę nigdy się o coś nie zapytało. Na początku dotyczyło to głównie spraw poważnych. Dopiero po jakimś czasie pytania zaczęły wypływać z niej za każdym razem, kiedy zapalała się w niej iskierka ciekawości lub niezrozumienia. A co jest nie tak z tym miejscem? No właśnie Lynn. Co jest z tym miejscem nie tak? Szczerze nie miała pojęcia. - Chyba gdybym miała tu pracować czułabym się… przytłoczona. Proszę nie zrozumieć mnie źle bo niesienie pomocy jest warte przeżywania tego każdego dnia, ale… czuje się tutaj, czekając na wizytę, odbierając receptę, czuje się tak jakby ktoś wydał na mnie wyrok. - pokręciła głową. - To oczywiście jest nieważne. Przecież doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie cierpią na gorsze choroby i spotykają ich gorsze rzeczy. Po prostu jestem zaskoczona, że przychodzi tu Panu z taką łatwością. - dodała. Kiedy powiedział, że robił to dla chorej matki serce podskoczyło jej gwałtownie w piersi. Nie powinna być. Przecież się nie znali, a to miała być szybka wizyta. Jednak czasami jej ciekawość była większa niż rozum czy jakiekolwiek hamulce. - I to znaczy wszystko. - mruknęła tylko lekko się uśmiechając. Łatwo jest poznać kogoś kto zajmuje się czymś z czystego powołania, albo kiedy chęć pomagania jest wymalowana na twarzy. W ich świecie takich ludzi było coraz mniej. Na jego pytanie skinęła głową. Wsłuchała się w słowa mężczyzny i choć nie do końca prezentowało się tak jak mówił to nie chciała mu tego tłumaczyć. Musiałaby się zagłębiać w rzeczy, o których naprawdę teraz myśleć nie chciała. Nie chodziło o to, że mu nie ufała, a przynajmniej, że nie próbowała. Nie chodziło też o to, że pragnęła się stąd jak najszybciej wydostać i najlepszym rozwiązaniem było przytakiwanie. Chodziło o to, że to rejony, które chciała wyrzucić ze swojej głowy. - Czytanie w myślach na pewno jest zabronione. - powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Wiedziała jednak, że żart to jedno, a mężczyzna liczył na poważną odpowiedź. - W dużym stopniu prawdopodobnie tak było. Jednak co do ostatniego… nie chodziło o pokazanie komukolwiek. Nie chodziło o pokazanie nawet sobie. - odpowiedziała wpatrując się w niego. Zastanawiała się czy ją rozumiał. Czy mógł sobie wyobrazić jak to jest. Ona wiedziała, że to jest coś z czy da się żyć i wiedziała, że to nie odejdzie. Musiała się nauczyć jakoś funkcjonować, ale potrzebowała do tego czasu. Niczego innego. Wędrowała za nim wzrokiem słuchając tego co jej mówił. Kiwała głową doskonale to rozumiejąc. - Wiem o tym wszystkim. Nie udaje, że ona nie istnieje. Nie próbuje też na siłę jej przeciwstawiać. Po prostu jest tego za dużo. - mruknęła wzruszając ramionami. Nie mogła powiedzieć nic więcej. Jeśli chodziło o chorobę i to co ze sobą niosła nie umiała się wysłowić. Nie potrafiła o tym rozmawiać z nikim. Po prostu już tak miała. Kiedy zaczął mówić, że prawdopodobnie się stresuje objawami choroby chciała zaprzeczyć. W końcu to zawsze przychodziło niespodziewanie. Chciała, ale głos uwiązł jej w gardle. Bo niby skąd miała być tego taka pewna. Skinęła głową. - Spróbuję zrobić tak jak Pan mówi. - powiedziała. Nowe eliksiry, może coś na sen. Czy miała dzisiejszej nocy zasnąć jak dziecko i pierwszy raz od miesiąca obudzić się bez koszmarów? - Dziękuje… bardzo mi Pan pomógł. Zajęłam Panu wystarczająco dużo czasu. - odparła posyłając mężczyźnie uśmiech.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Izba przyjęć [odnośnik]27.12.16 1:18
- Nie jest Pani jedyna. Ludzie instynktownie nie lubią szpitali, bo kojarzy im się z chorobami, a nawet śmiercią. - Uśmiechnął się do niej. - Nieco inaczej jest stać w roli pracownika. Choć początki były trudne. Oprócz bardzo trudnego stażu każdego czeka wiele trudności, jak na przykład zmierzenie się z faktem, że nie wszystkich da się uratować. - Uśmiech nieco zbladł i pojawił się w nim pewien rodzaj smutku. Niestety... Uzdrowiciel nie jest cudotwórcą i nawet posiadanie dostępu do magii nie gwarantowało faktu, że da się komuś uratować życie. Zabawnym był jednak tak, że większość tych, którzy próbowali stać się magomedykami żyło złudną nadzieją na to, że jest inaczej. W tym sam Alan te kilka lat temu...
- Początkowo starałem się tu dostać właśnie ze względu na matkę, ale szybko okazało się, że po prostu lubię tu pracować. - Wzruszył ramionami i rozłożył ręce w bezradnym geście. Cóż mógł poradzić? Takie były fakty. Kochał tę pracę, był człowiekiem, który uwielbiał pomagać innym ludziom, który zdawał się być do tego właśnie stworzonym. Kto wie - może tak właśnie było i los celowo zesłał go właśnie tutaj?
Uśmiechnął się, gdy usłyszał uwagę o tym, że czytanie w myślach jest zabronione. Całe szczęście i na szczęście Lucindy - Alan nie posiadał tej jakże intrygującej umiejętności. Jego słowa natomiast były jedynie zgadywanką, którą ułożył na podstawie tych kilku lat doświadczenia, obserwacji i czegoś na rodzaj intuicji. Cóż... prawie trafił. Nie zgadzała się tylko końcówka, prawda? Dlatego uśmiechnął się na koniec nieco przepraszająco. Chyba za bardzo się zagalopował. Czy jego słowa brzmiały pysznie, dumnie i kpiąco? Nie, pod żadnym pozorem nie chciał, by tak było.
- A więc wychodzi na to, że jestem kiepski w czytaniu w myślach. Kolejna rzecz, w której jestem beznadziejny - do odhaczenia. - Zażartował, mając nadzieję na drobne rozluźnienie atmosfery. Cały czas widział i wyczuwał spięcie towarzyszące jego pacjentce. Chciał, aby było inaczej, ale chyba niewiele mógł na to poradzić. Tu potrzeba było czasu. I zaufania. Ale jedno było wynikiem drugiego.
- Proszę bardzo. Nie ma za co, to moja praca. - Stanął prosto i popatrzył jak zbierała się, by odejść. Coś jednak go zmartwiło. - Przepraszam bardzo za tą moją gadaninę. Mam nadzieję, że nie wystraszyłem tym Pani. Mam tendencję do przesadzania. Większość moich pacjentek to starsze Panie, które zamęczają mnie pytaniami o to czy mam żonę i dzieci, więc podświadomie rozgaduję się, gdy trafia mi się ktoś inny. - Uśmiechnął się przepraszająco, przejeżdżając dłonią po nieco odstających kosmykach własnych włosów. Przycinał je ostatnio, ale te rosły dość szybko.
- Proszę podejść do pielęgniarki w recepcji. Zlecę zaraz przygotowanie i dostarczenie Pani nowej mieszanki eliksirów. Liczę na to, że będzie działała lepiej i rozwiąże problem z bezsennością. - Zamilkł, jak gdyby nie zamierzając mówić nic więcej. I tak rzeczywiście było, lecz tuż przed jej opuszczeniem gabinetu, odezwał się jeszcze raz:
- Jeżeli nie czuje się Pani komfortowo przebywając w szpitalu, można mnie wezwać na wizytę domową. W tym celu proszę przysłać sowę do szpitala. I proszę o siebie dbać i nie zaniedbać leków. Zdrowie to nie jest coś, co można odkładać na później. Do widzenia. - Uśmiechnął się i odprowadził ją wzrokiem, gdy opuszczała jego gabinet. Gdy drzwi się zamknęły, Alan polecił pielęgniarce przygotowanie nowego eliksiru i uzupełnił dokumentację pacjentki. Był przed nim ciągle długi dzień pracy.

zt x 2
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Izba przyjęć
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach