Salonik
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Salonik
Drugi salon w posiadłości Yaxley'ów, jednak zdecydowanie mniejszy. Częściej korzystają z niego panienki Yaxley, kiedy przyjmują swoich gości. Jest bardzo przytulny, można usiąść na sofach, fotelach, pod jedną ze ścian stoi pianino. Na ścianie wisi pejzaż zakupiony przez Rosalie na ostatni wernisażu, której autorką jest panna Weasley.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Ostatnio zmieniony przez Rosalie Yaxley dnia 27.03.16 20:34, w całości zmieniany 1 raz
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
| pierwsza połowa grudnia?
Lyra nawet nie zauważyła, kiedy nastał grudzień, przynoszący ze sobą do Londynu mokry, szybko szarzejący od mugolskiego dymu śnieg. Choć w Hogwarcie o tej porze puchu pewnie było już po kolana, wszystkie święta, które pamiętała, zawsze były pełne śniegu i każde wyjście na błonia kończyło się przemoczeniem dolnej części płaszczyka. W tym roku, obserwując dekoracje pojawiające się w Londynie, z rzewnością i sentymentem pomyślała o tym, jak wyglądało to w Hogwarcie. Był to jej pierwszy grudzień po skończeniu szkoły, więc nic dziwnego, że znowu wzbudził te uczucia, po wrześniu nie odczuwalne tak mocno jak obecnie.
Większość czasu spędzała albo w mieszkaniu brata, albo w pracowni, malując obrazy. Czasami w wolnych chwilach robiła sobie spacery, zwykle po mugolskiej części miasta, gdyż od Pokątnej odstraszały ją dekrety. Uczyła się też wytrwale oklumencji, każdego wieczora ćwicząc oczyszczanie swojego umysłu z chaotycznie pędzących myśli i emocji, i próbując się pozbyć uporczywych koszmarów.
Sama nie wiedziała, jak to się stało, że zaczęła korespondować listownie z Rosalie Yaxley. Prawdopodobnie nastąpiło to jakoś po wernisażu, gdy chciała podziękować pannie Yaxley za wizytę w sali z jej wystawą i kupno jednego z obrazów, co dla Lyry wiele znaczyło. Rosalie zawsze wydawała jej się w pewnym sensie takim niedostępnym wzorem idealnej szlachcianki, pełnej urody, gracji i doskonale obytej z zasadami. I choć Lyra dawniej może nie zwracała na takie rzeczy szczególnie dużej uwagi, nieświadoma jeszcze, co przyniesie życie po ukończeniu szkoły, tak w ostatnich tygodniach, począwszy od balu Averych, który był właściwie jedną z pierwszych takich oficjalnych okazji, nagle zdała sobie sprawę, jak wiele brakuje jej do rówieśnic z bardziej zamożnych rodów. Powinna jeszcze sporo nadrobić, zanim poślubi Glaucusa, co prawdopodobnie miało nastąpić już w lutym. I swoją drogą, naprawdę zaczynało jej na nim zależeć, zarówno jako na przyjacielu, jak i narzeczonym, więc tym silniejszą presję czuła w związku z tym i czasem sama nie do końca rozumiała swoje uczucia do tego mężczyzny.
Jakoś tak też się złożyło, że w którymś liście wypłynął temat odwiedzin Lyry w posiadłości panny Yaxley. Lyra zgodziła się, tym bardziej, że przecież poznała już obie panny Yaxley. Przygotowała się jednak starannie do tej wizyty i miała nadzieję, że niczym się nie zbłaźni.
A jakiś czas później zmaterializowała się na okazałym, zaśnieżonym podwórzu w okolicach odludnego dworku. Ten krajobraz wydawał jej się dużo spokojniejszy niż gwarny, tłoczny Londyn, a powietrze było cudownie świeże i czyste, więc przez chwilę stała tak po kostki w śniegu, kontemplując tę przyjemną chwilę. Choć duże miasto zapewniało większe możliwości rozwoju dla malarki, zwłaszcza tak początkującej i dopiero debiutującej w artystycznym światku, to jednak tęskniła za spokojniejszymi miejscami.
Ruszyła w stronę posiadłości, gdzie zapewne została wpuszczona do środka.
- Witaj, Rosalie – przywitała się grzecznie. Wciąż miała w pamięci nie tylko wernisaż i bal, ale i wrzesień; co prawda była wówczas nieprzytomna, ale później powiedziano jej o udziale Rosalie w całej sprawie i o tym, że była obecna przy jej odnalezieniu przez Samuela.
Lyra nawet nie zauważyła, kiedy nastał grudzień, przynoszący ze sobą do Londynu mokry, szybko szarzejący od mugolskiego dymu śnieg. Choć w Hogwarcie o tej porze puchu pewnie było już po kolana, wszystkie święta, które pamiętała, zawsze były pełne śniegu i każde wyjście na błonia kończyło się przemoczeniem dolnej części płaszczyka. W tym roku, obserwując dekoracje pojawiające się w Londynie, z rzewnością i sentymentem pomyślała o tym, jak wyglądało to w Hogwarcie. Był to jej pierwszy grudzień po skończeniu szkoły, więc nic dziwnego, że znowu wzbudził te uczucia, po wrześniu nie odczuwalne tak mocno jak obecnie.
Większość czasu spędzała albo w mieszkaniu brata, albo w pracowni, malując obrazy. Czasami w wolnych chwilach robiła sobie spacery, zwykle po mugolskiej części miasta, gdyż od Pokątnej odstraszały ją dekrety. Uczyła się też wytrwale oklumencji, każdego wieczora ćwicząc oczyszczanie swojego umysłu z chaotycznie pędzących myśli i emocji, i próbując się pozbyć uporczywych koszmarów.
Sama nie wiedziała, jak to się stało, że zaczęła korespondować listownie z Rosalie Yaxley. Prawdopodobnie nastąpiło to jakoś po wernisażu, gdy chciała podziękować pannie Yaxley za wizytę w sali z jej wystawą i kupno jednego z obrazów, co dla Lyry wiele znaczyło. Rosalie zawsze wydawała jej się w pewnym sensie takim niedostępnym wzorem idealnej szlachcianki, pełnej urody, gracji i doskonale obytej z zasadami. I choć Lyra dawniej może nie zwracała na takie rzeczy szczególnie dużej uwagi, nieświadoma jeszcze, co przyniesie życie po ukończeniu szkoły, tak w ostatnich tygodniach, począwszy od balu Averych, który był właściwie jedną z pierwszych takich oficjalnych okazji, nagle zdała sobie sprawę, jak wiele brakuje jej do rówieśnic z bardziej zamożnych rodów. Powinna jeszcze sporo nadrobić, zanim poślubi Glaucusa, co prawdopodobnie miało nastąpić już w lutym. I swoją drogą, naprawdę zaczynało jej na nim zależeć, zarówno jako na przyjacielu, jak i narzeczonym, więc tym silniejszą presję czuła w związku z tym i czasem sama nie do końca rozumiała swoje uczucia do tego mężczyzny.
Jakoś tak też się złożyło, że w którymś liście wypłynął temat odwiedzin Lyry w posiadłości panny Yaxley. Lyra zgodziła się, tym bardziej, że przecież poznała już obie panny Yaxley. Przygotowała się jednak starannie do tej wizyty i miała nadzieję, że niczym się nie zbłaźni.
A jakiś czas później zmaterializowała się na okazałym, zaśnieżonym podwórzu w okolicach odludnego dworku. Ten krajobraz wydawał jej się dużo spokojniejszy niż gwarny, tłoczny Londyn, a powietrze było cudownie świeże i czyste, więc przez chwilę stała tak po kostki w śniegu, kontemplując tę przyjemną chwilę. Choć duże miasto zapewniało większe możliwości rozwoju dla malarki, zwłaszcza tak początkującej i dopiero debiutującej w artystycznym światku, to jednak tęskniła za spokojniejszymi miejscami.
Ruszyła w stronę posiadłości, gdzie zapewne została wpuszczona do środka.
- Witaj, Rosalie – przywitała się grzecznie. Wciąż miała w pamięci nie tylko wernisaż i bal, ale i wrzesień; co prawda była wówczas nieprzytomna, ale później powiedziano jej o udziale Rosalie w całej sprawie i o tym, że była obecna przy jej odnalezieniu przez Samuela.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lady Weasley była miłą młodą damą, ale trochę zagubioną. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam z nią bliżej rozmawiać i korespondować. Dowiadywałam się tylu ciekawych rzeczy, młoda czarodziejka miała bowiem zupełnie inne spojrzenie na świat przez to, że była wychowywana w zupełnie innym stylu. Mimo różnicy jaka nas dzieliła, udało nam się znaleźć wspólny język, dzięki czemu nasze rozmowy często wykraczały poza ostro zaznaczone ramy w etykiecie. W końcu wyszła propozycja spotkania i na początku grudnia panna Weasley pojawiła się w progu posiadłości Yaxley’ów.
Przygotowywałam się do tego dosyć szczególnie, chociażby w kwestii wyglądu. Włosy zaplotłam w lekkie loki, założyłam ładną sukienkę, aby przyjąć Lyrę w jak najlepszy sposób. Powoli uczyłam się jak być panią domu, jak przyjmować gości. Co innego zasady wpajane przez guwernantki, co innego praktyka. Tak też jej pojawienie się traktowałam jako pewnego rodzaju trening. W końcu już niedługo być może sama będę musiała sobie radzić.
Gdy dziewczyna pojawiła się przed posiadłością, drzwi otworzyły jej skrzaty i wprowadziły do holu, tam stałam już na schodkach witając ją lekkim uśmiechem.
- Witaj, Lyro - przywitała ją, zbliżając się lekko i obserwując jak skrzaty zabierają jej płaszczyk. - Czy chciałabyś się odświeżyć? - zapytałam jeszcze, wskazując toaletę.
Po wszystkich wstępnych zdaniach jakie wymagano podczas przywitania gościa w domu, zaprosiła Lyrę do malutkiego saloniku, znajdującego się gdzieś na końcu holu. Był on zdecydowanie mniejszy od głównego salonu, utrzymany w jasnych kolorach. Stała tam sofa, fotele, przy ścianie pianino. Wpuściłam dziewczynę pierwszą, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Uśmiechnęłam się do niej.
- Bardzo miło jest mi cię dzisiaj ugościć - powiedziałam, wskazując jej miejsce, gdzie mogłaby usiąść. - Czy chciałabyś się czegoś napić?
Na stoliku stały ciasteczka, w czajniku zaś była ciepła herbata. Na dworze było dosyć zimno, dlatego przygotowałam się na to, że Lyra mogłaby czuć się zmarznięta. Wszystko było przygotowane, tak aby żadne skrzaty nam w niczym nie przeszkadzały. Zasiadłam na przeciwko niej w fotelu i przyjrzałam się jej uważnie. Wyglądała dzisiaj bardzo ładnie. Ostatnim razem widziałam ją na wernisażu, wyglądała wtedy na dosyć zmęczoną i zdenerwowaną. Zakupiłam wtedy jeden z jej obrazów, na dzisiejszą okazję został specjalnie powieszony tutaj w salonie, aby zrobiło jej się miło.
- Nadal masz tak dużo zleceń, jak od razu po wernisażu? - zapytałam zaciekawiona. - Masz czas, aby skupić się na czymś innym?
Zaczęłam nalewać herbaty do swojej filiżanki. Robiłam to starannie, tak aby przypadkiem czegoś nie wylać. Czasami byłam trochę niezdarna w tej kwestii. Ale udało się, wszystko póki co szło wyśmienicie. Ugładziłam materiał swojej sukni, by znów spojrzeć na mojego gościa.
- Opowiedz mi, jak przygotowania do ślubu? To już niedługo, prawda? Czy wybierałaś już suknie ślubną, czy może założysz tą, którą miała na sobie twoja matka? - zadałam jej kolejne pytania.
Byłam bardzo ciekawa jej odpowiedzi. Przed młodą Lyrą spore wyzwanie, nawet ja się denerwowałam, mimo że zaręczyny z Corvusem nie były jeszcze w stu procentach pewne. Sama już rozmyślałam o sukni ślubnej, dekoracjach, potrawach, zaproszeniach, jakoby te kolejne jakkolwiek ode mnie zależały. A co dopiero panna Weasley, której ślub miał odbyć się lada moment. Czy będzie tak wystawny, jak wystawny powinien być ślub dwóch szlachciców, czy może postawią na skromną ceremonię? Oh tyle pytań, krążyło mi po głowie.
Przygotowywałam się do tego dosyć szczególnie, chociażby w kwestii wyglądu. Włosy zaplotłam w lekkie loki, założyłam ładną sukienkę, aby przyjąć Lyrę w jak najlepszy sposób. Powoli uczyłam się jak być panią domu, jak przyjmować gości. Co innego zasady wpajane przez guwernantki, co innego praktyka. Tak też jej pojawienie się traktowałam jako pewnego rodzaju trening. W końcu już niedługo być może sama będę musiała sobie radzić.
Gdy dziewczyna pojawiła się przed posiadłością, drzwi otworzyły jej skrzaty i wprowadziły do holu, tam stałam już na schodkach witając ją lekkim uśmiechem.
- Witaj, Lyro - przywitała ją, zbliżając się lekko i obserwując jak skrzaty zabierają jej płaszczyk. - Czy chciałabyś się odświeżyć? - zapytałam jeszcze, wskazując toaletę.
Po wszystkich wstępnych zdaniach jakie wymagano podczas przywitania gościa w domu, zaprosiła Lyrę do malutkiego saloniku, znajdującego się gdzieś na końcu holu. Był on zdecydowanie mniejszy od głównego salonu, utrzymany w jasnych kolorach. Stała tam sofa, fotele, przy ścianie pianino. Wpuściłam dziewczynę pierwszą, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Uśmiechnęłam się do niej.
- Bardzo miło jest mi cię dzisiaj ugościć - powiedziałam, wskazując jej miejsce, gdzie mogłaby usiąść. - Czy chciałabyś się czegoś napić?
Na stoliku stały ciasteczka, w czajniku zaś była ciepła herbata. Na dworze było dosyć zimno, dlatego przygotowałam się na to, że Lyra mogłaby czuć się zmarznięta. Wszystko było przygotowane, tak aby żadne skrzaty nam w niczym nie przeszkadzały. Zasiadłam na przeciwko niej w fotelu i przyjrzałam się jej uważnie. Wyglądała dzisiaj bardzo ładnie. Ostatnim razem widziałam ją na wernisażu, wyglądała wtedy na dosyć zmęczoną i zdenerwowaną. Zakupiłam wtedy jeden z jej obrazów, na dzisiejszą okazję został specjalnie powieszony tutaj w salonie, aby zrobiło jej się miło.
- Nadal masz tak dużo zleceń, jak od razu po wernisażu? - zapytałam zaciekawiona. - Masz czas, aby skupić się na czymś innym?
Zaczęłam nalewać herbaty do swojej filiżanki. Robiłam to starannie, tak aby przypadkiem czegoś nie wylać. Czasami byłam trochę niezdarna w tej kwestii. Ale udało się, wszystko póki co szło wyśmienicie. Ugładziłam materiał swojej sukni, by znów spojrzeć na mojego gościa.
- Opowiedz mi, jak przygotowania do ślubu? To już niedługo, prawda? Czy wybierałaś już suknie ślubną, czy może założysz tą, którą miała na sobie twoja matka? - zadałam jej kolejne pytania.
Byłam bardzo ciekawa jej odpowiedzi. Przed młodą Lyrą spore wyzwanie, nawet ja się denerwowałam, mimo że zaręczyny z Corvusem nie były jeszcze w stu procentach pewne. Sama już rozmyślałam o sukni ślubnej, dekoracjach, potrawach, zaproszeniach, jakoby te kolejne jakkolwiek ode mnie zależały. A co dopiero panna Weasley, której ślub miał odbyć się lada moment. Czy będzie tak wystawny, jak wystawny powinien być ślub dwóch szlachciców, czy może postawią na skromną ceremonię? Oh tyle pytań, krążyło mi po głowie.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Weasleyowie na ogół byli postrzegani nie tylko jako ci najbiedniejsi, ale też najbardziej odstępujący od zasad. Uchodzili za sympatyków mugoli nie szanujących tradycyjnych czarodziejskich wartości i w wielu kręgach byli za tą postawę pogardzani. Nawet jej bracia nie przykładali zbytniej wagi do pojawiania się na salonach, z trójki rodzeństwa to chyba Lyra była tą, której najbardziej na tym zależało. Bo, prawdę powiedziawszy, po skończeniu Hogwartu, zaręczynach i pierwszych miesiącach dorosłego życia Lyra uświadomiła sobie, że nie chce być odstępczynią od szlacheckich zasad. Oczywiście bardzo ceniła Weasleyowskie wartości i miała w sobie sporo szacunku i tolerancji dla czarodziejów nieczystej krwi oraz mugoli, choć swoim zainteresowaniem ich światem nigdy się nie obnosiła, uważając je raczej za swego rodzaju wstydliwą tajemnicę, o której nie wypada mówić w towarzystwie.
Starała się to wszystko jakoś pogodzić. Chciała jednocześnie być Weasleyem i dobrą, szanowaną szlachcianką, na którą ludzie patrzą nie z politowaniem i wzgardą, a jako na kogoś, kto jest warty uwagi, zainteresowania oraz stania się dobrą malarką. Bo malarskie aspiracje były jednym z głównych powodów, dla których Lyrze zaczęło tak zależeć na opinii i aprobacie tego środowiska.
Akceptacja ze strony Rosalie również była krokiem w dobrym kierunku. Lyra wiedziała, że od tej dziewczyny mogłaby naprawdę wiele się nauczyć, więc kiedy już pojawiła się w posiadłości, obserwowała uważnie, choć dyskretnie jej zachowanie i postawę, choć sama nie potrafiła (jeszcze?) zachowywać się z taką gracją i kurtuazją. Rosalie wyglądała naprawdę pięknie, i w przepychu jej posiadłości sukienka Lyry, choć jedna z lepszych, jaką miała, prezentowała się dosyć skromnie. Starając się jednak o tym nie myśleć, poszła za nią do przytulnego saloniku. W którym zapewne zmieściłoby się całe mieszkanko Garretta. Na ścianie zauważyła jednak swój pejzaż, przez co na jej piegowatej buzi pojawił się uśmiech. Poczuła się naprawdę miło.
- Masz naprawdę piękny dom. Z pewnością robi spore wrażenie na odwiedzających – pochwaliła, siadając i splatając dłonie na kolanach. – Dziękuję, chętnie napiję się herbaty.
Jej matka, choć sama nie była szlachcianką, a zaledwie czarownicą czystej krwi, próbowała jej wpoić jakieś zasady, dlatego Lyra starała się teraz nie zrobić żadnej gafy.
- Przyznaję, nadal mam sporo pracy, tym bardziej, że niektóre obrazy są dosyć czasochłonne. Ale nie narzekam, dla każdego artysty to wspaniała sprawa. – Zaiste była, a Lyra mogła czerpać satysfakcję z tego, że zamówień było więcej niż przedtem i że właściwie każdego dnia miała jakieś zajęcie. Lubiła czuć się potrzebna i jak każdej artystce, ogromnie schlebiało jej zainteresowanie jej talentem. Malarstwo było jednak nie tylko jej pracą, ale i pasją. – Niedawno urządziłam się w nowej pracowni i spędzam tam sporo czasu. Wernisaż naprawdę wiele mi dał i muszę przyznać, że zaskoczyło mnie takie zainteresowanie. Ale to było... naprawdę przyjemne.
Nie zostawało go wiele na innej rzeczy, ale w tej chwili nie miała na głowie niczego szczególnie absorbującego, może poza nauką oklumencji, ale o tym, że się nią interesowała, wiedzieli tylko Garrett, Daniel oraz William, który ją uczył.
Kiedy dostała swoją herbatkę, ostrożnie uchwyciła filiżankę i upiła łyk.
- Nie znam jeszcze dokładnej daty, ale jest całkiem prawdopodobne, że ślub odbędzie się w lutym – powiedziała, rumieniąc się leciutko, gdy rozmowa zeszła na kwestie ślubu. Tak naprawdę sama niewiele wiedziała, choć jej matka zapewne na bieżąco ustalała z Traversami wszelkie istotne kwestie. Ona pewnie dowie się bliżej właściwego terminu, wtedy też nastąpi wybór sukni (miała nadzieję, że Eilis jej w tym pomoże, w końcu jeszcze nie wiedziała, co stanie się już za dwa tygodnie) i ostateczne dopracowanie innych detali. – Prawdę mówiąc, sama nie umiem uwierzyć, że to wszystko dzieje się tak szybko. Zakończenie szkoły, zaręczyny, ślub...
Pod koniec czerwca opuściła mury szkoły, by dwa miesiące później przyjąć oświadczyny dużo starszego mężczyzny będącego jednocześnie lubianym przed nią znajomym zapoznanym podczas ulicznego malowania, później zadebiutowała artystycznie, a teraz jej myśli krążyły wokół ślubu, tym intensywniej, że to Rosalie pierwsza poruszyła temat.
- Ale muszę przyznać, że cieszę się, że padło na Glaucusa. Jest... Myślę, że całkiem dobrze się dogadujemy i myśl o małżeństwie z nim nie jest dla mnie wstrętna – dodała jeszcze; rumieniec zwiększył się, nie potrafiła mówić o swoich uczuciach. Wiedziała poza tym, że odpowiednie małżeństwo jest nieodzownym elementem życia każdej dobrej szlachcianki, więc dawno przestała widzieć sens buntowania się przeciwko decyzji rodziny (której pośpiech był zapewne podyktowany troską o nią, przynajmniej tak wolała o tym myśleć) i zaakceptowała swoje zaręczyny i perspektywę ślubu z Glaucusem. Teraz nawet trudno byłoby jej sobie wyobrazić inny stan rzeczy.
- A jak to wygląda u ciebie pod tym względem? Czy twoja rodzina już kogoś wybrała? – zapytała po chwili. Podejrzewała, że taka dziewczyna jak Rosalie musiała mieć mnóstwo potencjalnych chętnych do zaręczyn, i że jej rodzina z pewnością dobrze zadba, by wydać ją za kogoś odpowiedniego. Była jednak ciekawa, czy już poznała nazwisko przyszłego narzeczonego i czy był to ktoś, kogo Lyra kojarzyła.
Starała się to wszystko jakoś pogodzić. Chciała jednocześnie być Weasleyem i dobrą, szanowaną szlachcianką, na którą ludzie patrzą nie z politowaniem i wzgardą, a jako na kogoś, kto jest warty uwagi, zainteresowania oraz stania się dobrą malarką. Bo malarskie aspiracje były jednym z głównych powodów, dla których Lyrze zaczęło tak zależeć na opinii i aprobacie tego środowiska.
Akceptacja ze strony Rosalie również była krokiem w dobrym kierunku. Lyra wiedziała, że od tej dziewczyny mogłaby naprawdę wiele się nauczyć, więc kiedy już pojawiła się w posiadłości, obserwowała uważnie, choć dyskretnie jej zachowanie i postawę, choć sama nie potrafiła (jeszcze?) zachowywać się z taką gracją i kurtuazją. Rosalie wyglądała naprawdę pięknie, i w przepychu jej posiadłości sukienka Lyry, choć jedna z lepszych, jaką miała, prezentowała się dosyć skromnie. Starając się jednak o tym nie myśleć, poszła za nią do przytulnego saloniku. W którym zapewne zmieściłoby się całe mieszkanko Garretta. Na ścianie zauważyła jednak swój pejzaż, przez co na jej piegowatej buzi pojawił się uśmiech. Poczuła się naprawdę miło.
- Masz naprawdę piękny dom. Z pewnością robi spore wrażenie na odwiedzających – pochwaliła, siadając i splatając dłonie na kolanach. – Dziękuję, chętnie napiję się herbaty.
Jej matka, choć sama nie była szlachcianką, a zaledwie czarownicą czystej krwi, próbowała jej wpoić jakieś zasady, dlatego Lyra starała się teraz nie zrobić żadnej gafy.
- Przyznaję, nadal mam sporo pracy, tym bardziej, że niektóre obrazy są dosyć czasochłonne. Ale nie narzekam, dla każdego artysty to wspaniała sprawa. – Zaiste była, a Lyra mogła czerpać satysfakcję z tego, że zamówień było więcej niż przedtem i że właściwie każdego dnia miała jakieś zajęcie. Lubiła czuć się potrzebna i jak każdej artystce, ogromnie schlebiało jej zainteresowanie jej talentem. Malarstwo było jednak nie tylko jej pracą, ale i pasją. – Niedawno urządziłam się w nowej pracowni i spędzam tam sporo czasu. Wernisaż naprawdę wiele mi dał i muszę przyznać, że zaskoczyło mnie takie zainteresowanie. Ale to było... naprawdę przyjemne.
Nie zostawało go wiele na innej rzeczy, ale w tej chwili nie miała na głowie niczego szczególnie absorbującego, może poza nauką oklumencji, ale o tym, że się nią interesowała, wiedzieli tylko Garrett, Daniel oraz William, który ją uczył.
Kiedy dostała swoją herbatkę, ostrożnie uchwyciła filiżankę i upiła łyk.
- Nie znam jeszcze dokładnej daty, ale jest całkiem prawdopodobne, że ślub odbędzie się w lutym – powiedziała, rumieniąc się leciutko, gdy rozmowa zeszła na kwestie ślubu. Tak naprawdę sama niewiele wiedziała, choć jej matka zapewne na bieżąco ustalała z Traversami wszelkie istotne kwestie. Ona pewnie dowie się bliżej właściwego terminu, wtedy też nastąpi wybór sukni (miała nadzieję, że Eilis jej w tym pomoże, w końcu jeszcze nie wiedziała, co stanie się już za dwa tygodnie) i ostateczne dopracowanie innych detali. – Prawdę mówiąc, sama nie umiem uwierzyć, że to wszystko dzieje się tak szybko. Zakończenie szkoły, zaręczyny, ślub...
Pod koniec czerwca opuściła mury szkoły, by dwa miesiące później przyjąć oświadczyny dużo starszego mężczyzny będącego jednocześnie lubianym przed nią znajomym zapoznanym podczas ulicznego malowania, później zadebiutowała artystycznie, a teraz jej myśli krążyły wokół ślubu, tym intensywniej, że to Rosalie pierwsza poruszyła temat.
- Ale muszę przyznać, że cieszę się, że padło na Glaucusa. Jest... Myślę, że całkiem dobrze się dogadujemy i myśl o małżeństwie z nim nie jest dla mnie wstrętna – dodała jeszcze; rumieniec zwiększył się, nie potrafiła mówić o swoich uczuciach. Wiedziała poza tym, że odpowiednie małżeństwo jest nieodzownym elementem życia każdej dobrej szlachcianki, więc dawno przestała widzieć sens buntowania się przeciwko decyzji rodziny (której pośpiech był zapewne podyktowany troską o nią, przynajmniej tak wolała o tym myśleć) i zaakceptowała swoje zaręczyny i perspektywę ślubu z Glaucusem. Teraz nawet trudno byłoby jej sobie wyobrazić inny stan rzeczy.
- A jak to wygląda u ciebie pod tym względem? Czy twoja rodzina już kogoś wybrała? – zapytała po chwili. Podejrzewała, że taka dziewczyna jak Rosalie musiała mieć mnóstwo potencjalnych chętnych do zaręczyn, i że jej rodzina z pewnością dobrze zadba, by wydać ją za kogoś odpowiedniego. Była jednak ciekawa, czy już poznała nazwisko przyszłego narzeczonego i czy był to ktoś, kogo Lyra kojarzyła.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Ja również, przez dość długi okres czasu, zaliczałam się do tych osób, które wiele z Weasley’ami nigdy nie chciały mieć wspólnego. Może to przez pryzmat braci Lyry, za którymi nie przepadała, albo to, że nie mieli pięknej posiadłości i nie organizowali wystawnych przyjęć. Czy jest jednak za co ich winić? To nie była ich wina, że zbiednieli, przez Wojnę Światową, chociaż, może gdyby trzymali się od niej z daleka, tak jak moja rodzina, może wyszli by na tym zdecydowanie lepiej.
- Dziękuje bardzo, nic nie było zmieniane odkąd pamiętam, moja matka, wcześniej babcia i nie zdziwię się jeśli i prababcia, dekorowały te pomieszczenia - oddała szacunek poprzednim kobietom, które zamieszkiwały tą posiadłość.
Nalałam jej więc herbaty również, z zainteresowaniem słuchając jak opowiada o tym, co zmieniło się w jej życiu, po wernisażu. Nie było wątpliwości, że wiele uległo zmianie i polepszeniu, jednak nie ma się czemu dziwić. Może Darcy sceptycznie i z pewną surowością podchodziła do prac Lyry, ja za to wiedziałam od początku, że jeśli lady Avery decyduje się na prezentację jej prac, to znaczy, że muszą być godne wiszenia w tak znakomitej galerii. Co jakiś czas kiwałam głową, lekko się uśmiechając.
- To bardzo dobrze, cieszę się, że ci się układa - stwierdziłam, upijając łyk herbaty. - Z tego co wiem, lady Rosier zamówiła u ciebie swój portret. Nie wiem czy już go wykonałaś? Darcy bardzo liczyła na pokaz twoich umiejętności.
Jeśli został już namalowany, to niestety nie miałam okazji, aby go zobaczyć. Ale byłam go bardzo ciekawa. Podobał mi się pejzaż, miałam nadzieję, że spodoba mi się także i portret jaki namaluje. Bacznie chciałam obserwować jej postępy i prace jakie wypuszcza, ponieważ chciałam po swoim ślubie, aby ktoś namalował portret mój i mojego męża, Lyra stała na pierwszym miejscu w kolejce.
- Luty? To już niedługo - przytaknęłam, zamyślając się lekko i pozwalając dziewczynie wypowiedzieć się dalej. - Rzeczywiście, dużo zostało zrzucone na twoje barki, a dopiero co opuściłaś Hogwart. Pamiętam jak sama byłam zagubiona podczas mojego debiutu na salonach.
Uśmiechnęłam się lekko. Lyra tego nie widziała, była bowiem kilka lat młodsza, ja za to doskonale pamiętam ten stres, nerwy, ćwiczenia ukłonów, tańca, dygnięć, wypowiadanych kwestii, prostego stania, chodzenia z gracją. Ojciec przykładał do tego dużą wagę, abym wszystko opanowała do perfekcji, zanim wypuścił mnie na mój pierwszy sabat.
- Lord Travers - powiedziałam, upominając lekko Lyrę. - To dobrze, najważniejsze, to żebyście się dogadywali. Zaufanie i miłość przyjdzie z czasem… oh, mówię jakbym była już kilka lat po ślubie.
Zaśmiałam się, lekko zasłaniając usta dłonią. Prawdę mówiąc, gdyby nie uprzeć, to mogłabym być już po ślubie, jednak moje życie potoczyło się z lekka inaczej niż tego chciałam, dlatego młodsza ode mnie Lyra była już zaręczona i oczekiwała swojego ślubu, a na moim palcu nadal nie widniała obrączka.
Kiedy zapytała jak sprawa ma się u mnie, posłałam jej ciepły uśmiech, ale nie odpowiedziałam od razu. Zanurzyłam usta w ciepłej herbacie, zbierając myśli jak by tu wyjść z tej sytuacji i jej nie skłamać.
- Moja rodzina jest bardzo… wybredna. Powiedziałabym nawet, że aż za bardzo, ale rozumiem ich doskonale. Szukają kogoś naprawdę odpowiedniego - stwierdziłam zgodnie z prawdą. - Z tego co wiem, coś załatwiają i być może już niedługo wszyscy się o tym dowiedzą. Nie chcę jednak nic mówić z kim, ponieważ oficjalnie nie powinnam o tym wiedzieć, a wiem, dzięki uprzejmości, być może, mojego przyszłego narzeczonego.
Kiwnęłam głową. Wydaje mi się, że udało mi się wybrnąć jakoś z tej sytuacji. Tylko Darcy powiedziałam, z kim być może zwiąże mnie mój ojciec i tego póki co chciałam się trzymać. Aż tak bardzo nie ufałam Lyrze, aby zdradzać jej swoje sekrety.
- Ale wracając, chciałaś się ze mną spotkać osobiście. Coś się stało? - zapytałam, z lekko zmartwionym głosem.
- Dziękuje bardzo, nic nie było zmieniane odkąd pamiętam, moja matka, wcześniej babcia i nie zdziwię się jeśli i prababcia, dekorowały te pomieszczenia - oddała szacunek poprzednim kobietom, które zamieszkiwały tą posiadłość.
Nalałam jej więc herbaty również, z zainteresowaniem słuchając jak opowiada o tym, co zmieniło się w jej życiu, po wernisażu. Nie było wątpliwości, że wiele uległo zmianie i polepszeniu, jednak nie ma się czemu dziwić. Może Darcy sceptycznie i z pewną surowością podchodziła do prac Lyry, ja za to wiedziałam od początku, że jeśli lady Avery decyduje się na prezentację jej prac, to znaczy, że muszą być godne wiszenia w tak znakomitej galerii. Co jakiś czas kiwałam głową, lekko się uśmiechając.
- To bardzo dobrze, cieszę się, że ci się układa - stwierdziłam, upijając łyk herbaty. - Z tego co wiem, lady Rosier zamówiła u ciebie swój portret. Nie wiem czy już go wykonałaś? Darcy bardzo liczyła na pokaz twoich umiejętności.
Jeśli został już namalowany, to niestety nie miałam okazji, aby go zobaczyć. Ale byłam go bardzo ciekawa. Podobał mi się pejzaż, miałam nadzieję, że spodoba mi się także i portret jaki namaluje. Bacznie chciałam obserwować jej postępy i prace jakie wypuszcza, ponieważ chciałam po swoim ślubie, aby ktoś namalował portret mój i mojego męża, Lyra stała na pierwszym miejscu w kolejce.
- Luty? To już niedługo - przytaknęłam, zamyślając się lekko i pozwalając dziewczynie wypowiedzieć się dalej. - Rzeczywiście, dużo zostało zrzucone na twoje barki, a dopiero co opuściłaś Hogwart. Pamiętam jak sama byłam zagubiona podczas mojego debiutu na salonach.
Uśmiechnęłam się lekko. Lyra tego nie widziała, była bowiem kilka lat młodsza, ja za to doskonale pamiętam ten stres, nerwy, ćwiczenia ukłonów, tańca, dygnięć, wypowiadanych kwestii, prostego stania, chodzenia z gracją. Ojciec przykładał do tego dużą wagę, abym wszystko opanowała do perfekcji, zanim wypuścił mnie na mój pierwszy sabat.
- Lord Travers - powiedziałam, upominając lekko Lyrę. - To dobrze, najważniejsze, to żebyście się dogadywali. Zaufanie i miłość przyjdzie z czasem… oh, mówię jakbym była już kilka lat po ślubie.
Zaśmiałam się, lekko zasłaniając usta dłonią. Prawdę mówiąc, gdyby nie uprzeć, to mogłabym być już po ślubie, jednak moje życie potoczyło się z lekka inaczej niż tego chciałam, dlatego młodsza ode mnie Lyra była już zaręczona i oczekiwała swojego ślubu, a na moim palcu nadal nie widniała obrączka.
Kiedy zapytała jak sprawa ma się u mnie, posłałam jej ciepły uśmiech, ale nie odpowiedziałam od razu. Zanurzyłam usta w ciepłej herbacie, zbierając myśli jak by tu wyjść z tej sytuacji i jej nie skłamać.
- Moja rodzina jest bardzo… wybredna. Powiedziałabym nawet, że aż za bardzo, ale rozumiem ich doskonale. Szukają kogoś naprawdę odpowiedniego - stwierdziłam zgodnie z prawdą. - Z tego co wiem, coś załatwiają i być może już niedługo wszyscy się o tym dowiedzą. Nie chcę jednak nic mówić z kim, ponieważ oficjalnie nie powinnam o tym wiedzieć, a wiem, dzięki uprzejmości, być może, mojego przyszłego narzeczonego.
Kiwnęłam głową. Wydaje mi się, że udało mi się wybrnąć jakoś z tej sytuacji. Tylko Darcy powiedziałam, z kim być może zwiąże mnie mój ojciec i tego póki co chciałam się trzymać. Aż tak bardzo nie ufałam Lyrze, aby zdradzać jej swoje sekrety.
- Ale wracając, chciałaś się ze mną spotkać osobiście. Coś się stało? - zapytałam, z lekko zmartwionym głosem.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Lyra niestety nie miała żadnego wpływu na to, w jakich warunkach się urodziła, bo gdy przyszła na świat, Weasleyowie już byli biedni. Nie miała też żadnego wpływu na resztę rodziny ani podejmowane przez nich w przeszłości decyzje, ale nadal mogła spróbować samej się wybić i sięgnąć po coś więcej. Była delikatna i wrażliwa, ale ambicji i zawziętości jej nie brakowało, kiedy na czymś jej zależało.
- I tak uważam, że są piękne – przyznała całkiem szczerze. Sama nigdy nie zaznała takich luksusów, ale musiało być przyjemnie mieszkać w takim domu, gdzie wciąż można było znaleźć namacalne ślady istnienia w tym miejscu poprzednich pokoleń rodziny. Lyra utraciła to, zanim się urodziła, a jeśli chodzi o życie po ślubie, to nie miała pojęcia, jak będzie to wszystko wyglądać.
- Rzeczywiście, malowałam jakiś czas temu portret dla lady Rosier. Naprawdę interesujące zlecenie – przyznała, mając nadzieję, że Darcy była zadowolona z efektu. Jej osoba wciąż często onieśmielała Lyrę, nawet wtedy, kiedy pojawiła się w jej posiadłości by ją sportretować. Była kolejnym przykładem pięknej i charyzmatycznej szlachcianki, niedoścignionego wzoru do naśladowania dla tak nieśmiałego dziewczęcia jak Lyra.
- Tak, sama byłam zaskoczona – przyznała; ślub miał nastąpić pół roku po zaręczynach, ale Eilis i tak była szybsza, kilka dni temu poślubiła Avery’ego zaledwie miesiąc po tym, jak oświadczył jej się na balu, czemu Lyra wciąż nie potrafiła się nadziwić. – To już za dwa miesiące... Dosyć stresująca myśl, ale taka wola rodów. – Uśmiechnęła się blado. – Również byłam zagubiona. I prawdę mówiąc, nadal jestem. Te wszystkie bale, śluby...
Tak dużo okazji, podczas których trzeba było godnie się prezentować, a przecież wciąż jeszcze musiała się wielu rzeczy nauczyć, w końcu jej matki nie było stać na guwernantkę dla dzieci. Rosalie pewnie miała o tyle łatwiej z debiutem, że już wcześniej zdążono jej przekazać podstawową wiedzę. Taki ród jak Yaxleyowie na pewno by tego nie zaniedbał.
Słysząc drobną korektę, zaśmiała się cichutko. Była ze swoim narzeczonym po imieniu jeszcze przed zaręczynami (choć to pewnie nie uchodziło, ale Glaucus wydawał się niezbyt przejmować konwenansami i szybko poprosił ją o mówienie do niego po imieniu), więc teraz tym bardziej dziwnie było jej go tytułować.
- Mam nadzieję. Nie chcę skreślać tego związku tylko dlatego, że został zaaranżowany. – Wiele dziewcząt, nie wyłączając Lyry, marzyło o związku z miłości, jednak nie mogła wykluczyć, że ta kiedyś się między nimi nie narodzi. – Czas pokaże, co będzie dalej.
Wysłuchała jej w skupieniu, kiwając lekko głową i przyjmując jej słowa do wiadomości.
- W takim mam nadzieję, że wszystko potoczy się pomyślnie i już wkrótce poznasz swojego narzeczonego – powiedziała. Nie naciskała jednak, by zdradziła dokładniejsze szczegóły, wiedząc, że nie były ze sobą w tak dużym stopniu zażyłości.
Słysząc kolejne pytanie, zawahała się. Właściwie trudno jej było określić właściwy cel wizyty, która po prostu jakoś spontanicznie wynikła podczas wymiany listów.
- Ja... Po prostu chciałam z kimś porozmawiać – rzekła po chwili, prostując się nieznacznie i przygładzając dłońmi sukienkę. – Z kimś, kto posiada dużo większe ode mnie obycie w towarzystwie i rozumie te wszystkie zasady, którymi powinnyśmy się kierować. Do mojego ślubu pozostało tak niewiele czasu, a wciąż czuję, jak wiele brakuje mi do ciebie i Liliany.
Jej bracia ani matka raczej nie byli odpowiednimi osobami do tego typu rozmów, musiała poszukać wśród szlacheckich znajomych w zbliżonym wieku. Dowiedzieć się, jak one sobie radzą w tym świecie i dyskretnie podpytać o wskazówki, które mogłyby pomóc jej podczas kolejnego wydarzenia towarzyskiego... O rychłym ślubie nie wspominając. Prawdę mówiąc, o Rosalie nie wiedziała zbyt wiele, poza tym, co mogła zaobserwować podczas tych kilku okazji, kiedy się spotkały, ale liczyła, że może uda im się poznać lepiej.
- I tak uważam, że są piękne – przyznała całkiem szczerze. Sama nigdy nie zaznała takich luksusów, ale musiało być przyjemnie mieszkać w takim domu, gdzie wciąż można było znaleźć namacalne ślady istnienia w tym miejscu poprzednich pokoleń rodziny. Lyra utraciła to, zanim się urodziła, a jeśli chodzi o życie po ślubie, to nie miała pojęcia, jak będzie to wszystko wyglądać.
- Rzeczywiście, malowałam jakiś czas temu portret dla lady Rosier. Naprawdę interesujące zlecenie – przyznała, mając nadzieję, że Darcy była zadowolona z efektu. Jej osoba wciąż często onieśmielała Lyrę, nawet wtedy, kiedy pojawiła się w jej posiadłości by ją sportretować. Była kolejnym przykładem pięknej i charyzmatycznej szlachcianki, niedoścignionego wzoru do naśladowania dla tak nieśmiałego dziewczęcia jak Lyra.
- Tak, sama byłam zaskoczona – przyznała; ślub miał nastąpić pół roku po zaręczynach, ale Eilis i tak była szybsza, kilka dni temu poślubiła Avery’ego zaledwie miesiąc po tym, jak oświadczył jej się na balu, czemu Lyra wciąż nie potrafiła się nadziwić. – To już za dwa miesiące... Dosyć stresująca myśl, ale taka wola rodów. – Uśmiechnęła się blado. – Również byłam zagubiona. I prawdę mówiąc, nadal jestem. Te wszystkie bale, śluby...
Tak dużo okazji, podczas których trzeba było godnie się prezentować, a przecież wciąż jeszcze musiała się wielu rzeczy nauczyć, w końcu jej matki nie było stać na guwernantkę dla dzieci. Rosalie pewnie miała o tyle łatwiej z debiutem, że już wcześniej zdążono jej przekazać podstawową wiedzę. Taki ród jak Yaxleyowie na pewno by tego nie zaniedbał.
Słysząc drobną korektę, zaśmiała się cichutko. Była ze swoim narzeczonym po imieniu jeszcze przed zaręczynami (choć to pewnie nie uchodziło, ale Glaucus wydawał się niezbyt przejmować konwenansami i szybko poprosił ją o mówienie do niego po imieniu), więc teraz tym bardziej dziwnie było jej go tytułować.
- Mam nadzieję. Nie chcę skreślać tego związku tylko dlatego, że został zaaranżowany. – Wiele dziewcząt, nie wyłączając Lyry, marzyło o związku z miłości, jednak nie mogła wykluczyć, że ta kiedyś się między nimi nie narodzi. – Czas pokaże, co będzie dalej.
Wysłuchała jej w skupieniu, kiwając lekko głową i przyjmując jej słowa do wiadomości.
- W takim mam nadzieję, że wszystko potoczy się pomyślnie i już wkrótce poznasz swojego narzeczonego – powiedziała. Nie naciskała jednak, by zdradziła dokładniejsze szczegóły, wiedząc, że nie były ze sobą w tak dużym stopniu zażyłości.
Słysząc kolejne pytanie, zawahała się. Właściwie trudno jej było określić właściwy cel wizyty, która po prostu jakoś spontanicznie wynikła podczas wymiany listów.
- Ja... Po prostu chciałam z kimś porozmawiać – rzekła po chwili, prostując się nieznacznie i przygładzając dłońmi sukienkę. – Z kimś, kto posiada dużo większe ode mnie obycie w towarzystwie i rozumie te wszystkie zasady, którymi powinnyśmy się kierować. Do mojego ślubu pozostało tak niewiele czasu, a wciąż czuję, jak wiele brakuje mi do ciebie i Liliany.
Jej bracia ani matka raczej nie byli odpowiednimi osobami do tego typu rozmów, musiała poszukać wśród szlacheckich znajomych w zbliżonym wieku. Dowiedzieć się, jak one sobie radzą w tym świecie i dyskretnie podpytać o wskazówki, które mogłyby pomóc jej podczas kolejnego wydarzenia towarzyskiego... O rychłym ślubie nie wspominając. Prawdę mówiąc, o Rosalie nie wiedziała zbyt wiele, poza tym, co mogła zaobserwować podczas tych kilku okazji, kiedy się spotkały, ale liczyła, że może uda im się poznać lepiej.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Czyli jednak dobrze sądziłam, że już go namalowałaś. Jak tylko będę miała okazję, muszę poprosić Darcy, aby mi go pokazała - dodałam jeszcze.
Musiałam ocenić obraz swoim własnym okiem i zdecydować, czy proszenie Lyry o portret po ślubie, będzie dobrym rozwiązaniem czy tylko stratą czasu. Nie chciałabym pakować się w coś, co nie ma sensu. Są przecież malarze, którzy specjalizują się tylko w pejzażach, a portrety wyglądają koszmarnie. Miałam jednak nadzieję, że Lyra do takich osób nie należy.
- Nie martw się, przywykniesz. A ślubem się nie przejmuj, prawdę mówiąc taka nasza w tym rola, że mamy tylko stać i ładnie wyglądać, oraz dygać w odpowiednim momencie - zaśmiałam się cicho, zasłaniając usta dłonią. - Nie masz się czego obawiać, na pewno będzie to najpiękniejszy dzień w twoim życiu.
Sama chciałabym go już przeżyć. Stać u boku mego męża, przyjmować gratulacje, poprawiać białą suknię, wznosić toast wraz z rodziną. W zależności od tego, jak szybko będą chcieli zorganizować mój ślub, mogę jeszcze trochę poczekać, albo obudzić się zaraz w pięknej sukni.
- Lord Travers to dobry człowiek, będzie ci z nim dobrze - stwierdziłam, posyłając jej ciepły uśmiech.
W pewnym sensie cieszyłam się, że Lyrce udało się za pierwszym razem dobrze trafić i to na mężczyznę, z którym się dogadywała. Trzeba mieć duże szczęście do czegoś takiego, ja go nie miałam, dlatego nadal, póki co, byłam sama. W głębi duszy jednak bardzo liczyłam na to, że mój status niedługo się zmieni. Darcy zaręczona, Lyra również, reszta panien, nawet młodszych ode mnie, już po ślubie. Tylko z Lilianą tak mocno się trzymałyśmy. Pora było to zmienić.
Atmosfera lekko zmieniła się, kiedy Lyra przeszła do sedna sprawy, dlaczego chciała się spotkać. I dobrze, że w tym momencie wzięłam filiżankę do ust, aby się napić, przynajmniej mogłam ukryć moje lekkie zdziwienie. Jej słowa, chciałam przyjąć z największą powagą, ale nie dało się, dlatego odstawiając herbatę, na moich ustach czaił się lekki uśmieszek.
- Zbyt surowo się oceniasz, zważywszy na to jaka wielka przepaść dzieli ciebie i mnie ze względu na, nie bierz tego do siebie, poziom materialny, to całkiem dobrze sobie radzisz - zapewniłam ją, lekko kiwając głową.
Wstałam, obeszłam Lyrę z jednej strony i podeszłam do okna, aby wyjrzeć przez nie. Dopiero po chwili odwróciłam się w stronę panny Weasley, aby kontynuować.
- Bardzo ciężko pracowałyśmy, aby osiągnąć taki poziom. Nawet chyba nie zdajesz sobie sprawy, ile godzin dziennie poświęcałyśmy na naukę chodzenia, dygania, tańca, wysławiania się. Na szczęście, my z Lilianą mamy pewnego rodzaju naturalny talent, dlatego może wydawać ci się, że jesteś daleko za nami, powiem ci w sekrecie, że nie raz lady Rosier stwierdziła, że w porównaniu z nami, ona jest daleko w tyle również.
Ciepły uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Zrobiłam kilka kroków i ponownie siedziałam obok Lyry, już z bardziej poważniejszą miną. Chyba zaczynałam rozumieć, co ta dziewczyna ode mnie chce i czego oczekuje. Lyra była młodą dziewczyną, mogła się jeszcze wszystkiego nauczyć, a ja w pewnym sensie, postawiłam sobie za punkt honoru, aby zrobić z niej prawdziwą szlachciankę, której nikt nie będzie musiał się wstydzić i której lord Travers nie będzie obawiał się zabrać na salony.
- Mogę ci pomóc, mogę spróbować przekazać ci swoją wiedzę, nauczyć kilku rzeczy, tak, abyś na salonach poczuła się pewniej i mogła chodzić wśród szlachty z wysoko uniesioną głową, pokazując, że nie jesteś szarą myszką Weasley’ówną. Ale będzie to wymagać od ciebie sporo zaangażowania, to nie przychodzi od tak, a trzeba codziennie sumiennie ćwiczyć - zapewniłam ją, ściskając delikatnie jej dłoń.
Nie wiedziałam, czy byłam odpowiednią osobą do tego celu, czy nie powinnam skontaktować się lepiej ze swoimi starymi guwernantkami i wysłać je do Lyry i zrzucić ten ciężar na ich barki. Ale skoro Lyra pojawiła się u mnie w domu, wykazała się w stosunku do mnie ogromne zaufanie, a ja nie chciałam go zawodzić.
- Masz może do mnie jakieś pytania? Albo najlepiej będzie, jeśli mi opowiesz z czym masz problem, a wtedy pomyślimy, jak temu zaradzić - stwierdziłam łagodnie.
Musiałam ocenić obraz swoim własnym okiem i zdecydować, czy proszenie Lyry o portret po ślubie, będzie dobrym rozwiązaniem czy tylko stratą czasu. Nie chciałabym pakować się w coś, co nie ma sensu. Są przecież malarze, którzy specjalizują się tylko w pejzażach, a portrety wyglądają koszmarnie. Miałam jednak nadzieję, że Lyra do takich osób nie należy.
- Nie martw się, przywykniesz. A ślubem się nie przejmuj, prawdę mówiąc taka nasza w tym rola, że mamy tylko stać i ładnie wyglądać, oraz dygać w odpowiednim momencie - zaśmiałam się cicho, zasłaniając usta dłonią. - Nie masz się czego obawiać, na pewno będzie to najpiękniejszy dzień w twoim życiu.
Sama chciałabym go już przeżyć. Stać u boku mego męża, przyjmować gratulacje, poprawiać białą suknię, wznosić toast wraz z rodziną. W zależności od tego, jak szybko będą chcieli zorganizować mój ślub, mogę jeszcze trochę poczekać, albo obudzić się zaraz w pięknej sukni.
- Lord Travers to dobry człowiek, będzie ci z nim dobrze - stwierdziłam, posyłając jej ciepły uśmiech.
W pewnym sensie cieszyłam się, że Lyrce udało się za pierwszym razem dobrze trafić i to na mężczyznę, z którym się dogadywała. Trzeba mieć duże szczęście do czegoś takiego, ja go nie miałam, dlatego nadal, póki co, byłam sama. W głębi duszy jednak bardzo liczyłam na to, że mój status niedługo się zmieni. Darcy zaręczona, Lyra również, reszta panien, nawet młodszych ode mnie, już po ślubie. Tylko z Lilianą tak mocno się trzymałyśmy. Pora było to zmienić.
Atmosfera lekko zmieniła się, kiedy Lyra przeszła do sedna sprawy, dlaczego chciała się spotkać. I dobrze, że w tym momencie wzięłam filiżankę do ust, aby się napić, przynajmniej mogłam ukryć moje lekkie zdziwienie. Jej słowa, chciałam przyjąć z największą powagą, ale nie dało się, dlatego odstawiając herbatę, na moich ustach czaił się lekki uśmieszek.
- Zbyt surowo się oceniasz, zważywszy na to jaka wielka przepaść dzieli ciebie i mnie ze względu na, nie bierz tego do siebie, poziom materialny, to całkiem dobrze sobie radzisz - zapewniłam ją, lekko kiwając głową.
Wstałam, obeszłam Lyrę z jednej strony i podeszłam do okna, aby wyjrzeć przez nie. Dopiero po chwili odwróciłam się w stronę panny Weasley, aby kontynuować.
- Bardzo ciężko pracowałyśmy, aby osiągnąć taki poziom. Nawet chyba nie zdajesz sobie sprawy, ile godzin dziennie poświęcałyśmy na naukę chodzenia, dygania, tańca, wysławiania się. Na szczęście, my z Lilianą mamy pewnego rodzaju naturalny talent, dlatego może wydawać ci się, że jesteś daleko za nami, powiem ci w sekrecie, że nie raz lady Rosier stwierdziła, że w porównaniu z nami, ona jest daleko w tyle również.
Ciepły uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Zrobiłam kilka kroków i ponownie siedziałam obok Lyry, już z bardziej poważniejszą miną. Chyba zaczynałam rozumieć, co ta dziewczyna ode mnie chce i czego oczekuje. Lyra była młodą dziewczyną, mogła się jeszcze wszystkiego nauczyć, a ja w pewnym sensie, postawiłam sobie za punkt honoru, aby zrobić z niej prawdziwą szlachciankę, której nikt nie będzie musiał się wstydzić i której lord Travers nie będzie obawiał się zabrać na salony.
- Mogę ci pomóc, mogę spróbować przekazać ci swoją wiedzę, nauczyć kilku rzeczy, tak, abyś na salonach poczuła się pewniej i mogła chodzić wśród szlachty z wysoko uniesioną głową, pokazując, że nie jesteś szarą myszką Weasley’ówną. Ale będzie to wymagać od ciebie sporo zaangażowania, to nie przychodzi od tak, a trzeba codziennie sumiennie ćwiczyć - zapewniłam ją, ściskając delikatnie jej dłoń.
Nie wiedziałam, czy byłam odpowiednią osobą do tego celu, czy nie powinnam skontaktować się lepiej ze swoimi starymi guwernantkami i wysłać je do Lyry i zrzucić ten ciężar na ich barki. Ale skoro Lyra pojawiła się u mnie w domu, wykazała się w stosunku do mnie ogromne zaufanie, a ja nie chciałam go zawodzić.
- Masz może do mnie jakieś pytania? Albo najlepiej będzie, jeśli mi opowiesz z czym masz problem, a wtedy pomyślimy, jak temu zaradzić - stwierdziłam łagodnie.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Lyra z uśmiechem pokiwała głową. Miała nadzieję, że do czasu ślubu zdąży się więcej nauczyć i nie skompromituje siebie i Glaucusa jakąś gafą. Na przykład, potknięciem się o brzeg sukni podczas tańca. Chciała, żeby to był dla niej taki piękny dzień, do którego mogłaby powracać myślami nawet po latach. W końcu która młoda dziewczyna nie marzyła o pięknym ślubie i szczęśliwym małżeństwie?
- Chciałabym, żeby tak było – powiedziała, uśmiechając się z rozmarzeniem.
Rzeczywiście, większość panien w jej wieku i trochę starszych było już zaręczonych, a niekiedy nawet po ślubie. Jej bracia byli starsi i dłużej mieli spokój, ale taki był już przywilej bycia mężczyzną, że rody nie spieszyły się tak ze znajdywaniem im narzeczonych, jak było to w przypadku dziewcząt.
- Naprawdę tak uważasz? – zdziwiła się, unosząc brwi. Rzeczywiście, oceniała się surowo, ale zawsze uważała, że ma ku temu podstawy. Pewność siebie nigdy nie była jej mocną stroną, zawsze czuła, że w porównaniu z innymi pannami wypadała blado. – Och, spodziewam się, że nie było łatwo. – W końcu żeby tak pięknie się poruszać, musiała włożyć to sporo czasu, choć bycie półwilą na pewno wiele ułatwiało. Lyra mogła jedynie pomarzyć o poruszaniu się z taką gracją i bez względu na to, ile czasu miałaby włożyć w ćwiczenia, nie dorówna półwilom. – Ale za to efekt jest doprawdy niezwykły. Rodzina z pewnością może być z ciebie dumna w towarzystwie.
Spojrzała na nią z podziwem, patrząc, jak przechodziła przez pokój idąc w stronę okna i z powrotem. Nawet podczas tak prostej czynności robiła wrażenie. A Lyra naprawdę zazdrościła jej tych wszystkich możliwości, które miała z racji wychowania w takiej rodzinie i lepszego poziomu materialnego.
Wyprostowała się leciutko w fotelu, poprawiając dłonią rude włosy.
- Dziękuję. Oczywiście, postaram się przyłożyć i zaangażować – obiecała. Chciała przecież pokazać się z jak najlepszej strony, jako pojętna uczennica, nie prostaczka, która trafiła na salony przez pomyłkę. Jej bracia wydawali się nie przepadać za przyjęciami, balami i tego typu sprawami, ale Lyrę ten świat coraz bardziej ciągnął, chciała go poznać, choć zapewne było to nieweasleyowskie. Weasleyowie uchodzili za dziwaków nie tylko przez zaskakującą tolerancję, ale i przez swoją krnąbrność i niechęć do tej całej szlacheckiej otoczki.
- Chciałabym... Poruszać się z większą gracją i umieć się dobrze prezentować. I... być bardziej pewna siebie. Jako malarka chyba powinnam być bardziej pewna siebie – wypaliła, sama nie wiedząc, jak zdefiniować swoje potrzeby w tym względzie. Póki co wciąż rumieniła się z byle powodu, szczególnie w rozmowach z mężczyznami, bo łatwo było ją wprawić w zakłopotanie i spłoszyć. Choć zapewne nie były to jedyne umiejętności, które powinna nabyć. Powinna umieć się pięknie wysławiać. I tańczyć. Monique obiecała jej jednak wskazówki dotyczące tańca, więc przynajmniej o to była spokojna. Zupełnie odrębną sprawą były stroje, jednak po wernisażu jej zarobki zaczęły wzrastać, więc może uda jej się wymienić część starych sukienczyn na nowsze, bardziej odpowiednie i mniej odstające od strojów innych panien.
- Chciałabym, żeby tak było – powiedziała, uśmiechając się z rozmarzeniem.
Rzeczywiście, większość panien w jej wieku i trochę starszych było już zaręczonych, a niekiedy nawet po ślubie. Jej bracia byli starsi i dłużej mieli spokój, ale taki był już przywilej bycia mężczyzną, że rody nie spieszyły się tak ze znajdywaniem im narzeczonych, jak było to w przypadku dziewcząt.
- Naprawdę tak uważasz? – zdziwiła się, unosząc brwi. Rzeczywiście, oceniała się surowo, ale zawsze uważała, że ma ku temu podstawy. Pewność siebie nigdy nie była jej mocną stroną, zawsze czuła, że w porównaniu z innymi pannami wypadała blado. – Och, spodziewam się, że nie było łatwo. – W końcu żeby tak pięknie się poruszać, musiała włożyć to sporo czasu, choć bycie półwilą na pewno wiele ułatwiało. Lyra mogła jedynie pomarzyć o poruszaniu się z taką gracją i bez względu na to, ile czasu miałaby włożyć w ćwiczenia, nie dorówna półwilom. – Ale za to efekt jest doprawdy niezwykły. Rodzina z pewnością może być z ciebie dumna w towarzystwie.
Spojrzała na nią z podziwem, patrząc, jak przechodziła przez pokój idąc w stronę okna i z powrotem. Nawet podczas tak prostej czynności robiła wrażenie. A Lyra naprawdę zazdrościła jej tych wszystkich możliwości, które miała z racji wychowania w takiej rodzinie i lepszego poziomu materialnego.
Wyprostowała się leciutko w fotelu, poprawiając dłonią rude włosy.
- Dziękuję. Oczywiście, postaram się przyłożyć i zaangażować – obiecała. Chciała przecież pokazać się z jak najlepszej strony, jako pojętna uczennica, nie prostaczka, która trafiła na salony przez pomyłkę. Jej bracia wydawali się nie przepadać za przyjęciami, balami i tego typu sprawami, ale Lyrę ten świat coraz bardziej ciągnął, chciała go poznać, choć zapewne było to nieweasleyowskie. Weasleyowie uchodzili za dziwaków nie tylko przez zaskakującą tolerancję, ale i przez swoją krnąbrność i niechęć do tej całej szlacheckiej otoczki.
- Chciałabym... Poruszać się z większą gracją i umieć się dobrze prezentować. I... być bardziej pewna siebie. Jako malarka chyba powinnam być bardziej pewna siebie – wypaliła, sama nie wiedząc, jak zdefiniować swoje potrzeby w tym względzie. Póki co wciąż rumieniła się z byle powodu, szczególnie w rozmowach z mężczyznami, bo łatwo było ją wprawić w zakłopotanie i spłoszyć. Choć zapewne nie były to jedyne umiejętności, które powinna nabyć. Powinna umieć się pięknie wysławiać. I tańczyć. Monique obiecała jej jednak wskazówki dotyczące tańca, więc przynajmniej o to była spokojna. Zupełnie odrębną sprawą były stroje, jednak po wernisażu jej zarobki zaczęły wzrastać, więc może uda jej się wymienić część starych sukienczyn na nowsze, bardziej odpowiednie i mniej odstające od strojów innych panien.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Ucieszyłam się bardzo, że Lyra jest zdecydowana, aby dać z siebie wszystko podczas nauk, które będzie u mnie pobierać. Uśmiechnęłam się zadowalająco. Jeszcze jakiś czas temu, nie podejrzewałabym, że dziewczyna aż tak oderwie się od swoich braci i zechce wkroczyć w to szlacheckie życie. Nie byłam pewna, czy na pewno wie na co się pisze. Jak już raz się w to wejdzie, nigdy już się nie wyjdzie.
- Poruszać się z większą gracją i móc lepiej się prezentować? To wcale nie będzie takie trudne, jak ci się wydaje. Przede wszystkim, musisz poczuć swoje ciało, musi zacząć ci się podobać, a jeśli coś ci się nie podoba, to musisz to zaakceptować i spróbować przekształcić to tak, aby było twoim atutem - powiedziałam spokojnie.
Ja w swoim ciele uwielbiałam wszystko. Nie miałam sobie nic do zarzucenia, może mogłabym mieć większe piersi albo może zgrabniejszy nosek, ale nie było to nic, co bardzo by mi przeszkadzało. Wystarczyło ścisnąć mocniej gorset, wypchnąć piersi do przodu, nosek odpowiednio przypudrować i było bardzo dobrze.
- Jeżeli już poczujesz swoje ciało, wtedy nie będziesz miała problemów z tym, aby poruszać się odpowiednio. Bo zależy to od twojej pewności, ale o tym zaraz. Chodź - chwyciłam ją za dłoń i lekko pociągnęłam.
W saloniku stało lustro. Lustra zazwyczaj stoją po to, aby kobiety mogły się przejrzeć, ale głównym ich celem było powiększenie pomieszczenia. Ale w tym momencie, potrzebne było nam jego pierwsze zastosowanie.
Postawiłam Lyrę przed nim. Ściągnęłam jej mocniej ramiona, dotknęłam ją pod piersiami i kciukami nacisnęłam na kręgosłup, żeby wypchnęła klatkę piersiową do przodu. Uniosłam wyżej brodę, wyprostowałam głowę. Przeniosłam dłonie na talię.
- Nosisz gorsety? Powinnaś nosić je za każdym razem, jeśli gdzieś wychodzisz. Wyszczuplają talię, powiększają piersi, dzięki nim zachowujesz ciągle prostą postawę. Do oddychania można się przyzwyczaić - stwierdziłam łagodnie, prostując materiał sukienki na jej brzuchu.
Przyglądałam się dziewczynie delikatnie, powoli przenosząc wzrok z jednej części jej ciała, na drugą. Jeżeli stwierdzi, że nie ma gorsetu, to zaraz pójdę po swój, aby jej go założyć. Na pewno znajdę coś, co dla mnie jest już za małe i czego nie korzystam, a Lyrze mogłoby się przydać, póki nie zakupi odpowiedniej ilości własnych. Pierw trzeba było najpierw porozmawiać o jej odwadze.
- Pewność siebie przyjdzie z czasem. Najlepiej, jeśli codziennie rano będziesz stawać przed lustrem i mówić, że się sobie podobasz, wszystko ci w sobie odpowiada, a twoje wady wcale nimi nie są. Powiedz mi, czy jest coś, co ci się w sobie nie podoba? Co chciałabyś zmienić?
Jeżeli Lyra przyzna się otwarcie do swoich słabości, to pomogę jej je zaakceptować. W ludzkim ciele nie było niczego, czego nie dałoby się ukryć, zmienić i zaakceptować. Musiała to po prostu zrozumieć.
- Porozmawiam z Darcy, ona bardzo dobrze potrafi, jakby to powiedzieć, obchodzić się z mężczyznami. Porozmawiasz z nią, a ona da ci kilka wskazówek, jak powinnaś zachowywać się przy swoim przyszłym mężu, aby był tobą zainteresowany, a inni mężczyźni widzieli w tobie panią, a nie szarą myszkę - wygładziłam jej włosy, przerzucając je na jedną stronę.
Spojrzałam na jej sukienkę. Nie była może najnowsza, ani najmodniejsza. Brakowało jej takiego błysku, ale nie dlatego, że nie była taka jak moja, ale dlatego, że ja tu stałam pewna siebie i pewna swoich wartości, a panna Weasley miała z tym ewidentny problem.
- Zarobisz więcej na obrazach, to pójdziemy na zakupy. Suknie nie muszą być bardzo drogie i nie wiadomo jak wystawne, takie będziesz miała, kiedy to twój przyszły mąż będzie wykładał pieniądze na twoje utrzymanie - dodałam. - Suknia ma być ładna, elegancka, a w dodatku ma podkreślać twoje atuty.
Przejechałam dłońmi pod jej piersiami, a potem na talię. Spojrzałam na nią z za jej ramienia, uśmiechając się wesoło.
- Przestań myśleć o sobie jako o biednej Weasleyównie, a przyszłej pani Travers. Kiedy zmienisz nazwisko, nie będziesz już stała niżej w hierarchii, tylko na równi z nami wszystkimi.
- Poruszać się z większą gracją i móc lepiej się prezentować? To wcale nie będzie takie trudne, jak ci się wydaje. Przede wszystkim, musisz poczuć swoje ciało, musi zacząć ci się podobać, a jeśli coś ci się nie podoba, to musisz to zaakceptować i spróbować przekształcić to tak, aby było twoim atutem - powiedziałam spokojnie.
Ja w swoim ciele uwielbiałam wszystko. Nie miałam sobie nic do zarzucenia, może mogłabym mieć większe piersi albo może zgrabniejszy nosek, ale nie było to nic, co bardzo by mi przeszkadzało. Wystarczyło ścisnąć mocniej gorset, wypchnąć piersi do przodu, nosek odpowiednio przypudrować i było bardzo dobrze.
- Jeżeli już poczujesz swoje ciało, wtedy nie będziesz miała problemów z tym, aby poruszać się odpowiednio. Bo zależy to od twojej pewności, ale o tym zaraz. Chodź - chwyciłam ją za dłoń i lekko pociągnęłam.
W saloniku stało lustro. Lustra zazwyczaj stoją po to, aby kobiety mogły się przejrzeć, ale głównym ich celem było powiększenie pomieszczenia. Ale w tym momencie, potrzebne było nam jego pierwsze zastosowanie.
Postawiłam Lyrę przed nim. Ściągnęłam jej mocniej ramiona, dotknęłam ją pod piersiami i kciukami nacisnęłam na kręgosłup, żeby wypchnęła klatkę piersiową do przodu. Uniosłam wyżej brodę, wyprostowałam głowę. Przeniosłam dłonie na talię.
- Nosisz gorsety? Powinnaś nosić je za każdym razem, jeśli gdzieś wychodzisz. Wyszczuplają talię, powiększają piersi, dzięki nim zachowujesz ciągle prostą postawę. Do oddychania można się przyzwyczaić - stwierdziłam łagodnie, prostując materiał sukienki na jej brzuchu.
Przyglądałam się dziewczynie delikatnie, powoli przenosząc wzrok z jednej części jej ciała, na drugą. Jeżeli stwierdzi, że nie ma gorsetu, to zaraz pójdę po swój, aby jej go założyć. Na pewno znajdę coś, co dla mnie jest już za małe i czego nie korzystam, a Lyrze mogłoby się przydać, póki nie zakupi odpowiedniej ilości własnych. Pierw trzeba było najpierw porozmawiać o jej odwadze.
- Pewność siebie przyjdzie z czasem. Najlepiej, jeśli codziennie rano będziesz stawać przed lustrem i mówić, że się sobie podobasz, wszystko ci w sobie odpowiada, a twoje wady wcale nimi nie są. Powiedz mi, czy jest coś, co ci się w sobie nie podoba? Co chciałabyś zmienić?
Jeżeli Lyra przyzna się otwarcie do swoich słabości, to pomogę jej je zaakceptować. W ludzkim ciele nie było niczego, czego nie dałoby się ukryć, zmienić i zaakceptować. Musiała to po prostu zrozumieć.
- Porozmawiam z Darcy, ona bardzo dobrze potrafi, jakby to powiedzieć, obchodzić się z mężczyznami. Porozmawiasz z nią, a ona da ci kilka wskazówek, jak powinnaś zachowywać się przy swoim przyszłym mężu, aby był tobą zainteresowany, a inni mężczyźni widzieli w tobie panią, a nie szarą myszkę - wygładziłam jej włosy, przerzucając je na jedną stronę.
Spojrzałam na jej sukienkę. Nie była może najnowsza, ani najmodniejsza. Brakowało jej takiego błysku, ale nie dlatego, że nie była taka jak moja, ale dlatego, że ja tu stałam pewna siebie i pewna swoich wartości, a panna Weasley miała z tym ewidentny problem.
- Zarobisz więcej na obrazach, to pójdziemy na zakupy. Suknie nie muszą być bardzo drogie i nie wiadomo jak wystawne, takie będziesz miała, kiedy to twój przyszły mąż będzie wykładał pieniądze na twoje utrzymanie - dodałam. - Suknia ma być ładna, elegancka, a w dodatku ma podkreślać twoje atuty.
Przejechałam dłońmi pod jej piersiami, a potem na talię. Spojrzałam na nią z za jej ramienia, uśmiechając się wesoło.
- Przestań myśleć o sobie jako o biednej Weasleyównie, a przyszłej pani Travers. Kiedy zmienisz nazwisko, nie będziesz już stała niżej w hierarchii, tylko na równi z nami wszystkimi.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Lyra zawsze była zapatrzona w swoich braci, szczególnie w Garretta, jak w obraz. Ale dorastając coraz bardziej rozumiała, że nie może zawsze ślepo za nimi podążać, że nie wszystko, co oni robili, mogło wyjść jej na dobre. Jej podejście do życia ulegało zmianie, szczególnie zauważalnej od czasu wernisażu i artystycznego debiutu, a ślub pewnie jeszcze bardziej odsunie ją od rodziny. Nie chciała tego, ale cóż poradzić? Oby jednak dało się to wszystko pogodzić ze sobą.
Starała się wysłuchiwać wszystkich jej uwag i przyjmować je do wiadomości. Czuć i akceptować swoje ciało. Właściwie lubiła swój wygląd. Czuła się dobrze w drobnej, kruchej sylwetce, z rudymi włosami i piegami zdobiącymi bielusieńką skórę. Mogła prawie dowolnie zmieniać swój wygląd, ale jednak w towarzystwie pojawiała się we własnej postaci, z metamorfomagii korzystając, gdy z jakiegoś powodu chciała udawać kogoś innego. To zawsze jednak były krótkotrwałe przemiany, po których wracała do bycia Lyrą Weasley.
- Postaram się – zapewniła znowu.
Wstała więc i razem z Rosalie ruszyła w stronę lustra, starając się nadać swojemu chodowi choć odrobinę więcej gracji. Cierpliwie poddawała się również zabiegom panny Yaxley, unosząc podbródek, prostując się w odpowiednim momencie i lekko wypychając do przodu maleńkie piersi.
- Nie noszę, ale chyba powinnam spróbować – powiedziała; nigdy nie miała gorsetu, ale wiedziała, że dużo panien je nosiło i wyglądało w nich dobrze. – I... Jestem metamorfomagiem – wyznała po chwili. Nie każdy wiedział, że posiadała taką zdolność, więc po chwili zademonstrowała ją Rosalie, zmieniając swoje rude włosy na jasne, podobne do tych panny Yaxley. – Ale lubię swój naturalny wygląd. Gdybym pojawiała się w towarzystwie mocno zmieniona, czułabym się, jakbym udawała zupełnie inną osobę. – Z powrotem zmieniła kolor włosów na rudy i westchnęła cicho.
Metamorfomagia była świetną sprawą, ale Lyra nie chciała całkowicie rezygnować z siebie i przybierać na stałe maski innej osoby. Chciała tylko trochę się zmienić, żeby bardziej pasować do towarzystwa, ale nie zatracić jednocześnie swojej natury. Nie chciałaby tego robić nawet dla Glaucusa, zresztą wiedziała, że wcale tego nie oczekiwał. Ale to pewnie dało się zrobić, jej zdolność mogła tylko jej pomóc nie w całkowitym przerobieniu ciała (czego zdecydowanie nie chciała), ale uwydatnieniu jego atutów, do czego do tej pory nie przykładała takiej wagi i tak naprawdę to nawet nie wiedziała, co jest najistotniejsze z punktu widzenia innych. Pewnie bardziej doceni to też w przyszłości, kiedy będzie mogła dłużej niż inne wyglądać młodo. Choć były i rzeczy, których zmienić nie mogła. Na przykład, nie mogła się pozbyć swoich konsekwencji pozaklęciowych, które ją szczególnie uwierały i odkąd przyznała się do nich Glaucusowi, bała się, że ten będzie patrzeć na nią w inny sposób. No i wiadomo, stroje: ich jakość zależała od tego, na ile będzie mogła sobie pozwolić, ale Rosalie miała rację co do nich. Kiedy zacznie zarabiać więcej i wyjdzie za mąż, nie będzie się już musiała martwić o to, że jej sukienki są niemodne i nie pierwszej nowości.
- Obycie z mężczyznami również nie jest moją dobrą stroną. Zawsze stresuję się w ich obecności – przyznała. Nawet przy narzeczonym zdarzało jej się czasem zarumienić. – I chciałabym po prostu, by nie patrzono na mnie jak na tą biedną, gorszą. Ale może niedługo coś się zmieni na lepsze?
W jej oczach błysnął naiwny optymizm.
- Dziękuję, że we mnie wierzysz i w ogóle chcesz się tego podjąć – dodała jeszcze, wpatrując się w lustro, w którym widziała swoje odbicie. Obróciła się lekko w miejscu, czując, jak Rosalie wciąż ją obserwowała, być może zastanawiając się nad jej przypadkiem.
Starała się wysłuchiwać wszystkich jej uwag i przyjmować je do wiadomości. Czuć i akceptować swoje ciało. Właściwie lubiła swój wygląd. Czuła się dobrze w drobnej, kruchej sylwetce, z rudymi włosami i piegami zdobiącymi bielusieńką skórę. Mogła prawie dowolnie zmieniać swój wygląd, ale jednak w towarzystwie pojawiała się we własnej postaci, z metamorfomagii korzystając, gdy z jakiegoś powodu chciała udawać kogoś innego. To zawsze jednak były krótkotrwałe przemiany, po których wracała do bycia Lyrą Weasley.
- Postaram się – zapewniła znowu.
Wstała więc i razem z Rosalie ruszyła w stronę lustra, starając się nadać swojemu chodowi choć odrobinę więcej gracji. Cierpliwie poddawała się również zabiegom panny Yaxley, unosząc podbródek, prostując się w odpowiednim momencie i lekko wypychając do przodu maleńkie piersi.
- Nie noszę, ale chyba powinnam spróbować – powiedziała; nigdy nie miała gorsetu, ale wiedziała, że dużo panien je nosiło i wyglądało w nich dobrze. – I... Jestem metamorfomagiem – wyznała po chwili. Nie każdy wiedział, że posiadała taką zdolność, więc po chwili zademonstrowała ją Rosalie, zmieniając swoje rude włosy na jasne, podobne do tych panny Yaxley. – Ale lubię swój naturalny wygląd. Gdybym pojawiała się w towarzystwie mocno zmieniona, czułabym się, jakbym udawała zupełnie inną osobę. – Z powrotem zmieniła kolor włosów na rudy i westchnęła cicho.
Metamorfomagia była świetną sprawą, ale Lyra nie chciała całkowicie rezygnować z siebie i przybierać na stałe maski innej osoby. Chciała tylko trochę się zmienić, żeby bardziej pasować do towarzystwa, ale nie zatracić jednocześnie swojej natury. Nie chciałaby tego robić nawet dla Glaucusa, zresztą wiedziała, że wcale tego nie oczekiwał. Ale to pewnie dało się zrobić, jej zdolność mogła tylko jej pomóc nie w całkowitym przerobieniu ciała (czego zdecydowanie nie chciała), ale uwydatnieniu jego atutów, do czego do tej pory nie przykładała takiej wagi i tak naprawdę to nawet nie wiedziała, co jest najistotniejsze z punktu widzenia innych. Pewnie bardziej doceni to też w przyszłości, kiedy będzie mogła dłużej niż inne wyglądać młodo. Choć były i rzeczy, których zmienić nie mogła. Na przykład, nie mogła się pozbyć swoich konsekwencji pozaklęciowych, które ją szczególnie uwierały i odkąd przyznała się do nich Glaucusowi, bała się, że ten będzie patrzeć na nią w inny sposób. No i wiadomo, stroje: ich jakość zależała od tego, na ile będzie mogła sobie pozwolić, ale Rosalie miała rację co do nich. Kiedy zacznie zarabiać więcej i wyjdzie za mąż, nie będzie się już musiała martwić o to, że jej sukienki są niemodne i nie pierwszej nowości.
- Obycie z mężczyznami również nie jest moją dobrą stroną. Zawsze stresuję się w ich obecności – przyznała. Nawet przy narzeczonym zdarzało jej się czasem zarumienić. – I chciałabym po prostu, by nie patrzono na mnie jak na tą biedną, gorszą. Ale może niedługo coś się zmieni na lepsze?
W jej oczach błysnął naiwny optymizm.
- Dziękuję, że we mnie wierzysz i w ogóle chcesz się tego podjąć – dodała jeszcze, wpatrując się w lustro, w którym widziała swoje odbicie. Obróciła się lekko w miejscu, czując, jak Rosalie wciąż ją obserwowała, być może zastanawiając się nad jej przypadkiem.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Z moich ust wyrwało się ciche jęknięcie, kiedy Lyra przyznała mi się do tego, jaką ma umiejętność. Zaraz na jej głowie pojawiły się włosy podobne do moich, które po chwili ponownie stały się rudą czuprynką. Przejechałam po nich dłonią, kompletnie zauroczona. Dziewczyna sobie chyba nie wyobrażała, jakie wielkie ma szczęście.
- Nikt nie każe ci się zmieniać i udawać kogoś kim nie jesteś - stwierdziłam. - Ale dzięki tej umiejętności, możesz poprawić wszystkie swoje mankamenty. Znaczy, nie znam się na metamorfomagii, ale wydaje mi się, że twoja umiejętność może ci się przydać. Też zależy jak długo potrafisz to utrzymać, prawda?
Czyli dobrze wyczułam, że dziewczyna nie ma na sobie teraz gorsetu. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem już w myślach penetrując swoją garderobę, szukając czegoś odpowiedniego dla Lyry. W tym samym czasie, ona zaczęła opowiadać o swoich problemach, w towarzystwie mężczyzn, a ja wysłuchałam ją uważnie.
- Oczywiście, że się zmieni. Jestem tego pewna. Darcy na pewno ci pomoże, w tej kwestii jest nieoceniona - dodałam, gładząc ją po ramieniu. - Od siebie mogę ci powiedzieć, że mężczyźni bardzo lubią, kiedy mogą czymś wykazać się w obecności kobiety, z drugiej strony nie chcą, aby zachowywała się ona jak małe dziecko, które ciągle potrzebuje pomocy. Lubią delikatne rumieńce na twarzy, spuszczany wzrok po komplemencie, uległość, ale nie zbytnią, bo kobieta powinna brać udział w podejmowaniu najważniejszych decyzji w domu. Pamiętaj, mówi się, że kobieta jest karkiem, a mężczyzna głową. A co stresuje głową? Oczywiście, że kark.
Starałam się jej wyjaśnić to w jak najprostszy sposób, aby zrozumiała. Byłam jednak pewna, że kiedy zwróci się z tym do Darcy, to ona już zadba o to, aby Lyra wiedziała jak się zachowywać, aby jej małżeństwo i kontakty z innymi mężczyznami weszło na nowy, wyższy poziom. Aby czuła się przy nich swobodnie, potrafiła kokietować i uwodzić.
- Dlaczego miałaby się nie zgodzić? - zapytałam ciepło. - Jesteś trochę jak… nieoszlifowany diament. Miło będzie potem patrzeć, jak się rozwijasz. Dobrze, odwróć się jeszcze do lustra.
Kiedy Lyrka już stała przodem do niego, zaczęłam powoli rozpinać jej sukienkę, tak do pasa, aby po opadnięciu, zatrzymała się na jej biodrach. Robiłam to na spokojnie, bez pośpiechu, powoli przyzwyczajając ją do moich dłoni na zapięciach.
- Nie martw się, nikt tutaj nie wejdzie. Potrzymaj suknie, ja zaraz wrócę - powiedziałam cicho i wyszłam z saloniku.
Wzięłam jedną ze skrzatek i zabrałam do swojej garderoby. Tam wspólnie przeszukałyśmy część przeznaczoną na gorsety, szukałam jednego, który znajdował się pewnie gdzieś na samym dnie szuflady. Ja nie miałam czasu potem tego wszystkiego posprzątać, dlatego opuszczając swój pokój nakazałam zrobić to właśnie jej. Wróciłam do saloniku po pięciu, może siedmiu minutach, trzymając gorset w dłoniach.
- Założymy ci go, zobaczysz jak ładnie będziesz wyglądać. Nie był używany, nawet nie pamiętam czy chociaż raz go założyłam, a wymiarem powinien na ciebie pasować. Opuść suknię i ściągnij biustonosz - poleciłam jej. - Nie wstydź się…
Gdy Lyra wykonała już moje polecenia ja rozplątałam gorset i założyłam go jej na talię. To był ten, z takich, co również robi za biustonosz, więc nie obyło się bez poprawiania przeze mnie jej piersi. Nie czułam się z tym źle, że robię coś, co powinna wykonać za mnie garderobiana. Zależało mi na dobru panny Weasley, a nie chciałam wystraszyć jej obecnością innych osób, kiedy ledwo co mi zaufała i zaczęła dzielić się ze mną swoimi problemami. Zaczęłam zaciskać sznureczki, coraz mocniej i mocniej ściskając klatkę piersiową Lyry, ale nie na tyle, by sprawić jej ból. Sprawdziłam, czy da radę oddychać, czy dobrze leży, czy nigdzie za mocno nie uciska. Było idealnie.
Założyłam jej z powrotem sukienkę, zapięłam, wygładziłam materiał. Nagle pojawiła się u dziewczyny piękna, szczupła talia, piersi wyglądały na większe, a Weasley trzymała się prosto.
- Jak ci się podoba? Inaczej, prawda? - zapytałam. - Do uczucia i oddychania się przyzwyczaisz, gorset jest już twój. Ścisnęłam ci go dobrze, z przodu masz zapięcia, więc nie musisz go za każdym razem rozwiązywać. Zobacz, ja swój mam również na sobie.
Rozpięłam kawałek sukni, uchyliłam trochę pleców, pokazując jej wiązanie, być może nawet mocniejsze, niż to, które zaserwowałam jej.
- Jak się w tym czujesz? - dopytałam jeszcze, przyglądając jej się w lustrze.
- Nikt nie każe ci się zmieniać i udawać kogoś kim nie jesteś - stwierdziłam. - Ale dzięki tej umiejętności, możesz poprawić wszystkie swoje mankamenty. Znaczy, nie znam się na metamorfomagii, ale wydaje mi się, że twoja umiejętność może ci się przydać. Też zależy jak długo potrafisz to utrzymać, prawda?
Czyli dobrze wyczułam, że dziewczyna nie ma na sobie teraz gorsetu. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem już w myślach penetrując swoją garderobę, szukając czegoś odpowiedniego dla Lyry. W tym samym czasie, ona zaczęła opowiadać o swoich problemach, w towarzystwie mężczyzn, a ja wysłuchałam ją uważnie.
- Oczywiście, że się zmieni. Jestem tego pewna. Darcy na pewno ci pomoże, w tej kwestii jest nieoceniona - dodałam, gładząc ją po ramieniu. - Od siebie mogę ci powiedzieć, że mężczyźni bardzo lubią, kiedy mogą czymś wykazać się w obecności kobiety, z drugiej strony nie chcą, aby zachowywała się ona jak małe dziecko, które ciągle potrzebuje pomocy. Lubią delikatne rumieńce na twarzy, spuszczany wzrok po komplemencie, uległość, ale nie zbytnią, bo kobieta powinna brać udział w podejmowaniu najważniejszych decyzji w domu. Pamiętaj, mówi się, że kobieta jest karkiem, a mężczyzna głową. A co stresuje głową? Oczywiście, że kark.
Starałam się jej wyjaśnić to w jak najprostszy sposób, aby zrozumiała. Byłam jednak pewna, że kiedy zwróci się z tym do Darcy, to ona już zadba o to, aby Lyra wiedziała jak się zachowywać, aby jej małżeństwo i kontakty z innymi mężczyznami weszło na nowy, wyższy poziom. Aby czuła się przy nich swobodnie, potrafiła kokietować i uwodzić.
- Dlaczego miałaby się nie zgodzić? - zapytałam ciepło. - Jesteś trochę jak… nieoszlifowany diament. Miło będzie potem patrzeć, jak się rozwijasz. Dobrze, odwróć się jeszcze do lustra.
Kiedy Lyrka już stała przodem do niego, zaczęłam powoli rozpinać jej sukienkę, tak do pasa, aby po opadnięciu, zatrzymała się na jej biodrach. Robiłam to na spokojnie, bez pośpiechu, powoli przyzwyczajając ją do moich dłoni na zapięciach.
- Nie martw się, nikt tutaj nie wejdzie. Potrzymaj suknie, ja zaraz wrócę - powiedziałam cicho i wyszłam z saloniku.
Wzięłam jedną ze skrzatek i zabrałam do swojej garderoby. Tam wspólnie przeszukałyśmy część przeznaczoną na gorsety, szukałam jednego, który znajdował się pewnie gdzieś na samym dnie szuflady. Ja nie miałam czasu potem tego wszystkiego posprzątać, dlatego opuszczając swój pokój nakazałam zrobić to właśnie jej. Wróciłam do saloniku po pięciu, może siedmiu minutach, trzymając gorset w dłoniach.
- Założymy ci go, zobaczysz jak ładnie będziesz wyglądać. Nie był używany, nawet nie pamiętam czy chociaż raz go założyłam, a wymiarem powinien na ciebie pasować. Opuść suknię i ściągnij biustonosz - poleciłam jej. - Nie wstydź się…
Gdy Lyra wykonała już moje polecenia ja rozplątałam gorset i założyłam go jej na talię. To był ten, z takich, co również robi za biustonosz, więc nie obyło się bez poprawiania przeze mnie jej piersi. Nie czułam się z tym źle, że robię coś, co powinna wykonać za mnie garderobiana. Zależało mi na dobru panny Weasley, a nie chciałam wystraszyć jej obecnością innych osób, kiedy ledwo co mi zaufała i zaczęła dzielić się ze mną swoimi problemami. Zaczęłam zaciskać sznureczki, coraz mocniej i mocniej ściskając klatkę piersiową Lyry, ale nie na tyle, by sprawić jej ból. Sprawdziłam, czy da radę oddychać, czy dobrze leży, czy nigdzie za mocno nie uciska. Było idealnie.
Założyłam jej z powrotem sukienkę, zapięłam, wygładziłam materiał. Nagle pojawiła się u dziewczyny piękna, szczupła talia, piersi wyglądały na większe, a Weasley trzymała się prosto.
- Jak ci się podoba? Inaczej, prawda? - zapytałam. - Do uczucia i oddychania się przyzwyczaisz, gorset jest już twój. Ścisnęłam ci go dobrze, z przodu masz zapięcia, więc nie musisz go za każdym razem rozwiązywać. Zobacz, ja swój mam również na sobie.
Rozpięłam kawałek sukni, uchyliłam trochę pleców, pokazując jej wiązanie, być może nawet mocniejsze, niż to, które zaserwowałam jej.
- Jak się w tym czujesz? - dopytałam jeszcze, przyglądając jej się w lustrze.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Metamorfomagia Lyry często budziła zdziwienie. Ujawniła się u niej krótko po narodzinach, już wtedy wprawiając w zdumienie jej rodziców i starszych braci. Ale opanowanie jej do tego stopnia, żeby przemieniać się świadomie i utrzymywać dany element wyglądu na dłużej, było kwestią lat pracy nad sobą. Prawdę mówiąc, Lyrze nawet teraz czasami zdarzało się tracić kontrolę i pod wpływem silnych emocji bezwiednie zmienić kolor włosów. Poszczególne metamorfozy różniły się także stopniem trudności: o ile zmiana koloru i długości włosów była naprawdę prostą sprawą, tak szczegółowe przebudowanie rysów twarzy wymagało większego skupienia, nie mówiąc o zmianach ingerujących w budowę kości, jak na przykład, zwiększanie sobie wzrostu, co dodatkowo było także bolesne i zdecydowanie nieprzyjemne.
- Daną zmianę zawsze można odnawiać – powiedziała. – Więc raczej nie byłoby problemu z drobnymi zmianami na czas jakiegoś przyjęcia czy innej okazji.
Przygładziła lekko materiał sukienki.
- Darcy wydaje się mieć niesamowity talent do tego wszystkiego – stwierdziła. – Muszę spróbować się tego nauczyć. Nie chcę przez całe życie być szarą myszką.
Lyra nie miała zapędów, żeby być silną i niezależną kobietą jak te, które migały się od zamążpójścia i uważały, że same dają sobie najlepiej radę, ale nie chciała też być uległa i bezwolna. Marzył jej się związek, w którym oboje będą mieli coś do powiedzenia i będą nawzajem szanować swoje zdanie i poglądy. Czy uda jej się zbudować go z Glaucusem, zwłaszcza biorąc pod uwagę znaczną różnicę wieku?
Znowu odwróciła się przodem do lustra, pozwalając, żeby Rosalie rozpięła jej sukienkę, po czym zniknęła na moment, żeby wrócić z gorsetem. Lyra zarumieniła się z zawstydzenia i zawahała się przez moment, ale posłusznie opuściła górę swojej sukienki na biodra i zdjęła biustonosz, odsłaniając blade i drobne ciałko. Bez ubrań wydawała się jeszcze bardziej wiotka i niepozorna. Patrząc na swoje odbicie, doszła do wniosku, że chyba faktycznie powinna zadbać o nadanie sobie odrobiny krągłości. Pozwoliła jednak, by panna Yaxley założyła i zasznurowała jej gorset, tym samym sprawiając, że jej jeszcze chwilę temu słabo zarysowane kształty stały się bardziej widoczne. Czując na sobie dotyk jej dłoni, była nieco skrępowana, ale starała się nie dać tego po sobie poznać.
- Myślisz, że dam radę zakładać go sama? – zapytała, gdy Rosalie zaciskała sznureczki. Niestety nie miała garderobianej ani skrzatki, a wiadomo, że nie będzie prosić brata o pomoc w takiej kwestii. Początkowo czuła, że jest jej ciasno, ale miała nadzieję, że z czasem przyzwyczai się do tego uczucia i będzie potrafiła swobodnie się poruszać.
- Och, rzeczywiście wygląda dużo lepiej! – podsumowała, kiedy już z powrotem nałożyła na siebie sukienkę. – Muszę się do niego przyzwyczaić, ale wygląda naprawdę ładnie! – Obróciła się parę razy w miejscu, z podziwem oglądając ładne wcięcia w talii. – Chcę zobaczyć, jak się w nim poruszam – dodała jeszcze, po czym zaczęła przechadzać się po pokoju, a na końcu usiadła w fotelu, sprawdzając, czy na siedząco nic jej nie uciska. Jednak wyglądało na to, że Rosalie dobrze dopasowała sznurowania.
- Ciekawe, czy Glaucus zauważy różnicę, jeśli ubiorę się tak podczas naszego następnego wyjścia – wypaliła, pesząc się nieco swoją śmiałością. Nie miała pojęcia, jaką Glaucus zwracał uwagę na jej wygląd i czy pomijając fakt, jak wyglądały ich stosunki, w ogóle mu się podobała. – Myślisz, że narzeczeni patrzą na takie rzeczy? Pewnie powinni, prawda?
- Daną zmianę zawsze można odnawiać – powiedziała. – Więc raczej nie byłoby problemu z drobnymi zmianami na czas jakiegoś przyjęcia czy innej okazji.
Przygładziła lekko materiał sukienki.
- Darcy wydaje się mieć niesamowity talent do tego wszystkiego – stwierdziła. – Muszę spróbować się tego nauczyć. Nie chcę przez całe życie być szarą myszką.
Lyra nie miała zapędów, żeby być silną i niezależną kobietą jak te, które migały się od zamążpójścia i uważały, że same dają sobie najlepiej radę, ale nie chciała też być uległa i bezwolna. Marzył jej się związek, w którym oboje będą mieli coś do powiedzenia i będą nawzajem szanować swoje zdanie i poglądy. Czy uda jej się zbudować go z Glaucusem, zwłaszcza biorąc pod uwagę znaczną różnicę wieku?
Znowu odwróciła się przodem do lustra, pozwalając, żeby Rosalie rozpięła jej sukienkę, po czym zniknęła na moment, żeby wrócić z gorsetem. Lyra zarumieniła się z zawstydzenia i zawahała się przez moment, ale posłusznie opuściła górę swojej sukienki na biodra i zdjęła biustonosz, odsłaniając blade i drobne ciałko. Bez ubrań wydawała się jeszcze bardziej wiotka i niepozorna. Patrząc na swoje odbicie, doszła do wniosku, że chyba faktycznie powinna zadbać o nadanie sobie odrobiny krągłości. Pozwoliła jednak, by panna Yaxley założyła i zasznurowała jej gorset, tym samym sprawiając, że jej jeszcze chwilę temu słabo zarysowane kształty stały się bardziej widoczne. Czując na sobie dotyk jej dłoni, była nieco skrępowana, ale starała się nie dać tego po sobie poznać.
- Myślisz, że dam radę zakładać go sama? – zapytała, gdy Rosalie zaciskała sznureczki. Niestety nie miała garderobianej ani skrzatki, a wiadomo, że nie będzie prosić brata o pomoc w takiej kwestii. Początkowo czuła, że jest jej ciasno, ale miała nadzieję, że z czasem przyzwyczai się do tego uczucia i będzie potrafiła swobodnie się poruszać.
- Och, rzeczywiście wygląda dużo lepiej! – podsumowała, kiedy już z powrotem nałożyła na siebie sukienkę. – Muszę się do niego przyzwyczaić, ale wygląda naprawdę ładnie! – Obróciła się parę razy w miejscu, z podziwem oglądając ładne wcięcia w talii. – Chcę zobaczyć, jak się w nim poruszam – dodała jeszcze, po czym zaczęła przechadzać się po pokoju, a na końcu usiadła w fotelu, sprawdzając, czy na siedząco nic jej nie uciska. Jednak wyglądało na to, że Rosalie dobrze dopasowała sznurowania.
- Ciekawe, czy Glaucus zauważy różnicę, jeśli ubiorę się tak podczas naszego następnego wyjścia – wypaliła, pesząc się nieco swoją śmiałością. Nie miała pojęcia, jaką Glaucus zwracał uwagę na jej wygląd i czy pomijając fakt, jak wyglądały ich stosunki, w ogóle mu się podobała. – Myślisz, że narzeczeni patrzą na takie rzeczy? Pewnie powinni, prawda?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Zwróciłam uwagę na jej wiotkie ciało, blady odcień skóry, zbyt małe krągłości. Lyra nie należała do piękności, ale wystarczyło tylko o to zadbać, zwykły gorset potrafił sprawić, że nagle dziewczyna dostała talii, a jej piersi wydawały się większe. Uśmiechałam się lekko zawiązując jej gorset i cieszą się z przyjemności, jaką zaraz dostarczę młodej pannie Weasley.
- Tak, zobacz, tutaj masz te zapięcia, o których ci mówiłam - przerwałam na chwilę wiązanie i obejmując ją w talii rozpięłam kilka z tych guziczków. - Tylko będziesz musiała poćwiczyć, ale na pewno dasz radę. Ja swoje rzadko rozwiązuje, tylko wtedy, kiedy się poluźni. Tak, też używam tych zapięć.
Zapięłam je z powrotem i wróciłam do wiązania. A kiedy już zapięłam jej sukienkę i zobaczyłam jej uśmiech na twarzy, aż miło zrobiło mi się na serduszku. Obserwowałam jak przegląda się w lustrze, jak obraca wokół własnej osi, jak idzie. Od razu widać było różnicę w jej poruszaniu się. Teraz nie było mowy, nawet o lekkim zgarbieniu. Obserwowałam ją z szerokim uśmiechem, a kiedy wspomniała o swoim narzeczonym, nie wytrzymałam i się z niej zaśmiałam.
- Moja droga, lord Travers, w towarzystwie, to nadal dla ciebie lord Travers - pouczyłam ją znowu, ocierając łzy rozbawienia. - Nie wiem czy zauważy, mężczyźni są mało spostrzegawczy. Aczkolwiek, jeśli położy dłonie na twojej talii i poczuje, że coś się zmieniło, to może nie przyzna tego otwarcie, ale na pewno poczuje różnice.
Rozradowana podeszłam do niej i usiadłam na przeciwko, tak jak jeszcze chwilę wcześniej. Lyra zapytała czy narzeczeni zwracają na takie coś uwagę Kiwnęłam lekko głową.
- Powinni, ale tak jak mówiłam, są mało spostrzegawczy. Nie zwracają uwagi na szczegóły, na ścięcie włosów, na nową sukienkę czy naszyjnik. Nie ma co od nich wymagać zbyt dużo - dodałam.
Naprawdę się cieszyłam, że Lyrze się podobało i tak rozpromieniała. A wystarczyło założyć jej gorset i od razu była inną osobą. Sama byłam zdania, że gorset dodawał pewności siebie, tej dziewczynie na pewno się przyda.
- Naprawdę się ciesze, że taka mała rzecz sprawiła ci tyle radości - powiedziałam z wyczuwalną szczerością w głosie. - Jeśli czegoś będziesz potrzebowała, to daj znać. Jeśli cię to zainteresuje i nie będziesz miała z tym problemów, to mam pełno sukni, których już nie noszę, są w bardzo dobrym stanie, ponieważ może założyłam je raz, a powinny być na ciebie dobre. Ja i tak nie mam co z nimi zrobić, więc mogę ci je oddać.
To nie był żadnego rodzaju akt miłosierdzia w stronę Lyry czy politowania. Sama uważałam, że mam zbyt dużo sukien, których już nie nosze, a mogłyby zrobić miejsce na nowe kreacje. A wiem, ze Lyra zrobiłaby z nich pożytek, bo po co mają marnować się u mnie w szafie? Ja to jednak czasami byłam dobrą dziewczyną, nie ma co. Ze świecą takiej szukać.
Upiłam łyk herbaty, zastanawiając się, co dalej począć z dziewczyną. W końcu jakoś wyglądała, ale wiele z jej zachować wołało dalej o pomstę do nieba. No, może trochę przesadzam, ale będzie dobrze jeśli na początek zapamięta jak wyrażać się na temat swojego męża.
- Jeżeli chcesz, możemy poćwiczyć dzisiaj trochę chodzenie i dyganie, masz gorset, więc od tego możemy zacząć, a zauważysz, że w tym robi się to zupełnie inaczej. Myślę, że będziemy się spotykać, chociaż raz w tygodniu, aby poćwiczyć jakieś kwestie, no i koniecznie musisz skontaktować się z Darcy, ale to załatwię już ja - dodałam.
Podsunęłam ciasteczka w stronę panny Weasley, aby się poczęstowała. Jej uśmiech na twarzy sprawiał mi wiele radości. Wyglądała o wiele ładniej, niż wtedy gdy tu przyjdzie, a być może do jej domu niedługo dostarczone zostanie kilka sukien, które może jej się przydadzą. Ciekawa byłam, czy ten jej narzeczony, zauważy różnicę w Lyrce, jaka powoli się tworzyła. Wystarczyła krótka rozmowa, zmiana w jej ubieraniu się, a rudowłosa panienka już wyglądała na pewniejszą siebie.
- Tak, zobacz, tutaj masz te zapięcia, o których ci mówiłam - przerwałam na chwilę wiązanie i obejmując ją w talii rozpięłam kilka z tych guziczków. - Tylko będziesz musiała poćwiczyć, ale na pewno dasz radę. Ja swoje rzadko rozwiązuje, tylko wtedy, kiedy się poluźni. Tak, też używam tych zapięć.
Zapięłam je z powrotem i wróciłam do wiązania. A kiedy już zapięłam jej sukienkę i zobaczyłam jej uśmiech na twarzy, aż miło zrobiło mi się na serduszku. Obserwowałam jak przegląda się w lustrze, jak obraca wokół własnej osi, jak idzie. Od razu widać było różnicę w jej poruszaniu się. Teraz nie było mowy, nawet o lekkim zgarbieniu. Obserwowałam ją z szerokim uśmiechem, a kiedy wspomniała o swoim narzeczonym, nie wytrzymałam i się z niej zaśmiałam.
- Moja droga, lord Travers, w towarzystwie, to nadal dla ciebie lord Travers - pouczyłam ją znowu, ocierając łzy rozbawienia. - Nie wiem czy zauważy, mężczyźni są mało spostrzegawczy. Aczkolwiek, jeśli położy dłonie na twojej talii i poczuje, że coś się zmieniło, to może nie przyzna tego otwarcie, ale na pewno poczuje różnice.
Rozradowana podeszłam do niej i usiadłam na przeciwko, tak jak jeszcze chwilę wcześniej. Lyra zapytała czy narzeczeni zwracają na takie coś uwagę Kiwnęłam lekko głową.
- Powinni, ale tak jak mówiłam, są mało spostrzegawczy. Nie zwracają uwagi na szczegóły, na ścięcie włosów, na nową sukienkę czy naszyjnik. Nie ma co od nich wymagać zbyt dużo - dodałam.
Naprawdę się cieszyłam, że Lyrze się podobało i tak rozpromieniała. A wystarczyło założyć jej gorset i od razu była inną osobą. Sama byłam zdania, że gorset dodawał pewności siebie, tej dziewczynie na pewno się przyda.
- Naprawdę się ciesze, że taka mała rzecz sprawiła ci tyle radości - powiedziałam z wyczuwalną szczerością w głosie. - Jeśli czegoś będziesz potrzebowała, to daj znać. Jeśli cię to zainteresuje i nie będziesz miała z tym problemów, to mam pełno sukni, których już nie noszę, są w bardzo dobrym stanie, ponieważ może założyłam je raz, a powinny być na ciebie dobre. Ja i tak nie mam co z nimi zrobić, więc mogę ci je oddać.
To nie był żadnego rodzaju akt miłosierdzia w stronę Lyry czy politowania. Sama uważałam, że mam zbyt dużo sukien, których już nie nosze, a mogłyby zrobić miejsce na nowe kreacje. A wiem, ze Lyra zrobiłaby z nich pożytek, bo po co mają marnować się u mnie w szafie? Ja to jednak czasami byłam dobrą dziewczyną, nie ma co. Ze świecą takiej szukać.
Upiłam łyk herbaty, zastanawiając się, co dalej począć z dziewczyną. W końcu jakoś wyglądała, ale wiele z jej zachować wołało dalej o pomstę do nieba. No, może trochę przesadzam, ale będzie dobrze jeśli na początek zapamięta jak wyrażać się na temat swojego męża.
- Jeżeli chcesz, możemy poćwiczyć dzisiaj trochę chodzenie i dyganie, masz gorset, więc od tego możemy zacząć, a zauważysz, że w tym robi się to zupełnie inaczej. Myślę, że będziemy się spotykać, chociaż raz w tygodniu, aby poćwiczyć jakieś kwestie, no i koniecznie musisz skontaktować się z Darcy, ale to załatwię już ja - dodałam.
Podsunęłam ciasteczka w stronę panny Weasley, aby się poczęstowała. Jej uśmiech na twarzy sprawiał mi wiele radości. Wyglądała o wiele ładniej, niż wtedy gdy tu przyjdzie, a być może do jej domu niedługo dostarczone zostanie kilka sukien, które może jej się przydadzą. Ciekawa byłam, czy ten jej narzeczony, zauważy różnicę w Lyrce, jaka powoli się tworzyła. Wystarczyła krótka rozmowa, zmiana w jej ubieraniu się, a rudowłosa panienka już wyglądała na pewniejszą siebie.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Lyrze naprawdę nie trzeba było wiele, żeby poprawić jej humor. Potrafiła cieszyć się nawet z prostych rzeczy, w końcu w warunkach, w jakich dorastała, nigdy nie mogła liczyć na zbyt wiele. Ojciec przed laty zniknął, porzucając rodzinę i pozostawiając wszystko na głowie matki, która musiała sama poradzić sobie z brakiem pieniędzy i trójką dzieci. Warunki, w jakich dorastała Rosalie i inne dziewczęta, jawiły jej się jako coś z zupełnie innego świata, nawet teraz, gdy siedziała na fotelu w pięknie urządzonym saloniku, próbując przyzwyczaić swoje ciało do noszenia gorsetu.
Czy kiedykolwiek będzie mogła w pełni przynależeć do tego środowiska?
- Jestem po prostu ciekawa jego reakcji – powiedziała, parskając cichutkim śmiechem. – Pewnie przekonam się podczas kolejnego wyjścia.
Glaucus jak dotąd nie wydawał się mężczyzną zwracającym ogromną uwagę na wygląd, miała wrażenie, że sam czuł się niezręcznie, gdy musiał wbijać się w strojne szaty, ale wszystko się okaże. Chciała go lepiej poznać.
- Och... – Zdziwiła się, słysząc propozycję Rosalie. – Jesteś tego pewna?
Czuła się dziwnie z tą propozycją, bo choć z jednej strony naprawdę chciałaby mieć więcej pięknych strojów, to jednak nie chciała być traktowana jako ta biedna, której nie stać na to, by samej posiadać szafę pełną sukien i która musi przyjmować stroje od koleżanek, które cierpią na niedostatek wolnego miejsca na nowe kreacje. Ale z drugiej strony, prawie wszystkie jej stroje były zakupione jako używane, i zapewne również pochodziły z szaf panien, które założyły je parę razy, a potem się ich pozbyły. Dlaczego więc wyczuwała jakąś różnicę między noszeniem ich a przyjęciem tych od Rosalie? Może to kwestia tego, że ją znała osobiście? Sama nie wiedziała. Chyba jednak praktyczność była w niej silniejsza niż duma, bo nie odmówiła, a jedynie uśmiechnęła się niepewnie, po czym skinęła głową.
- W każdym razie, dziękuję za propozycję – powiedziała po chwili, nieco kulawo przerywając ten moment zawahania.
Może po prostu wyczuwała, że Rosalie wydawała się mieć wobec niej szczere zamiary? Może była naiwna, ale nie chciała podejrzewać jej o żadne ukryte złe intencje, tym bardziej, że wiedziała o tym, że panna Yaxley pomogła jej we wrześniu, a gdyby naprawdę była jej nieprzychylna, nawet nie zainteresowałaby się tym, co się z nią działo, gdy Samuel znalazł ją nieprzytomną na ulicy, ani nie próbowałaby być życzliwa i później.
- Zastanawiam się, czemu nie udało nam się poznać wcześniej – dodała jeszcze; właściwie dopiero po tym wrześniu zaczęły ze sobą rozmawiać, wcześniej Lyra wiedziała tylko, że Rosalie jest starszą siostrą Liliany, i właściwie tyle.
Upiła znowu łyk swojej herbatki, wciąż starając się zachować prostą postawę, chociaż w gorsecie nawet nie potrafiła się zgarbić i skrzywić.
- Dobrze, spróbujmy – zgodziła się. W końcu skoro przymierzała się do nauki oklumencji, to i takie czynności mogła pojąć. – Masz czas, żeby się ze mną spotykać i ćwiczyć? – zdziwiła się nieco. – Czym się właściwie zajmujesz, Rosalie? – Była po prostu ciekawa, czym zajmowały się szlachcianki pokroju panny Yaxley. Wiedziała, że Liliana miała staż w Mungu, tam zresztą się poznały podczas długiego pobytu Lyry, ale nie wiedziała, co robiła Rosalie w czasie, kiedy nie błyszczała na salonach.
Czy kiedykolwiek będzie mogła w pełni przynależeć do tego środowiska?
- Jestem po prostu ciekawa jego reakcji – powiedziała, parskając cichutkim śmiechem. – Pewnie przekonam się podczas kolejnego wyjścia.
Glaucus jak dotąd nie wydawał się mężczyzną zwracającym ogromną uwagę na wygląd, miała wrażenie, że sam czuł się niezręcznie, gdy musiał wbijać się w strojne szaty, ale wszystko się okaże. Chciała go lepiej poznać.
- Och... – Zdziwiła się, słysząc propozycję Rosalie. – Jesteś tego pewna?
Czuła się dziwnie z tą propozycją, bo choć z jednej strony naprawdę chciałaby mieć więcej pięknych strojów, to jednak nie chciała być traktowana jako ta biedna, której nie stać na to, by samej posiadać szafę pełną sukien i która musi przyjmować stroje od koleżanek, które cierpią na niedostatek wolnego miejsca na nowe kreacje. Ale z drugiej strony, prawie wszystkie jej stroje były zakupione jako używane, i zapewne również pochodziły z szaf panien, które założyły je parę razy, a potem się ich pozbyły. Dlaczego więc wyczuwała jakąś różnicę między noszeniem ich a przyjęciem tych od Rosalie? Może to kwestia tego, że ją znała osobiście? Sama nie wiedziała. Chyba jednak praktyczność była w niej silniejsza niż duma, bo nie odmówiła, a jedynie uśmiechnęła się niepewnie, po czym skinęła głową.
- W każdym razie, dziękuję za propozycję – powiedziała po chwili, nieco kulawo przerywając ten moment zawahania.
Może po prostu wyczuwała, że Rosalie wydawała się mieć wobec niej szczere zamiary? Może była naiwna, ale nie chciała podejrzewać jej o żadne ukryte złe intencje, tym bardziej, że wiedziała o tym, że panna Yaxley pomogła jej we wrześniu, a gdyby naprawdę była jej nieprzychylna, nawet nie zainteresowałaby się tym, co się z nią działo, gdy Samuel znalazł ją nieprzytomną na ulicy, ani nie próbowałaby być życzliwa i później.
- Zastanawiam się, czemu nie udało nam się poznać wcześniej – dodała jeszcze; właściwie dopiero po tym wrześniu zaczęły ze sobą rozmawiać, wcześniej Lyra wiedziała tylko, że Rosalie jest starszą siostrą Liliany, i właściwie tyle.
Upiła znowu łyk swojej herbatki, wciąż starając się zachować prostą postawę, chociaż w gorsecie nawet nie potrafiła się zgarbić i skrzywić.
- Dobrze, spróbujmy – zgodziła się. W końcu skoro przymierzała się do nauki oklumencji, to i takie czynności mogła pojąć. – Masz czas, żeby się ze mną spotykać i ćwiczyć? – zdziwiła się nieco. – Czym się właściwie zajmujesz, Rosalie? – Była po prostu ciekawa, czym zajmowały się szlachcianki pokroju panny Yaxley. Wiedziała, że Liliana miała staż w Mungu, tam zresztą się poznały podczas długiego pobytu Lyry, ale nie wiedziała, co robiła Rosalie w czasie, kiedy nie błyszczała na salonach.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Oczywiście, że jestem pewna. To nowe suknie, w idealny stanie i nie są stare - zapewniłam ją.
Wiedziałam, czemu na twarzy Lyry zagościła niepewność i pewnego rodzaju skrępowanie. Każda młoda dziewczyna chciała mieć piękne suknie, najlepiej zakupione przez ojca, które mogłaby zmieniać jak rękawiczki i przebierać się trzy razy dziennie. Wiedziałam, że Lyra tego nie miała, dlatego chciałam chociaż trochę przybliżyć jej ten świat. Ucieszyłam się, gdy panna Weasley się jednak zgodziła.
- Nie musisz się krępować, nikt przecież nie pozna, że masz te suknie ode mnie. Jeśli poczujesz się z tym swobodniej, to w zamian za suknie, namalujesz dla mnie jeszcze jeden obraz - uśmiechnęłam się do niej radośnie, wydaje mi się, że taki układ sprawi, że dziewczyna poczuje się trochę lepiej. - Wybiorę coś dla ciebie dzisiaj wieczorem, teraz wiem jak wyglądasz, to będę mogła coś dopasować. Jutro z rana przyślę skrzata z pakunkiem.
Na szczęście nie musiałam się sama wysilać. A jaką będę miała przyjemność móc poprzerzucać wszystko w swojej garderobie! Lyra była niziutka, ze słabo zaznaczonymi krągłościami, chociaż dzięki gorsetowi miała ładne wzięcie w talii. Sądzę, że znajdę dla niej coś odpowiedniego, najwyżej dam do lekkiego przerobienia służbie, oni się na tym przecież znają. Na jutro powinno być wszystko gotowe. Nawet myślałam już o kolorach, szlacheckie zielenie Yaxleyów nie będę dobre dla Weasley’ówny, ale powinnam mieć coś w szafie w bardziej neutralnych kolorach.
- Ja również nie wiem, może to kwestia wieku. Kiedy ja kończyłam Hogwart, to bawiłaś się jeszcze z dzieciakami, w dodatku byłaś w Gryffindorze, a wiesz jaką nienawiścią darzą się nasze oba domy - stwierdziłam. - Potem ja zaczęłam chodzić na salony, ty dopiero wkroczyłaś niedawno. Trudno było nam się razem spotkać, ja przebywałam już z dorosłymi, a ty z debiutantami.
Pamiętam jak sama debiutowałam w towarzystwie i jak wielkim samozaparciem musiałam się wykazać, jak wielką klasą i umiejętnością zachowania się, aby wbić się w grono osób dorosłych. Pomógł mi w tym ojciec, pomogła ciotka, pomogło kuzynostwo, a Lyrka nie miała nikogo takiego.
Zdziwiło mnie jej zdziwienie. Zmarszczyłam lekko brwi, słuchając jej pytania.
- Dlaczego miałabym nie mieć tego czasu? - zapytałam zdziwiona. - Ja? Przez większość czasu uczę się jak być panią domu, przyjmuję gości, odprowadzam ich do ojca. Czasami pojawiam się w Ministerstwie, nie wiem czy wiesz, ale zajmuje się ochroną jednorożców, czasami bywam też w rezerwacie Parkinsonów, aby pomóc przy opiece nad tymi stworzeniami.
Rzeczywiście, Lyra mogła nie wiedzieć czym się zajmuję. Raczej nie obnosiłam się z tym jakoś specjalnie, dla większości ludzi mogłam tylko leżeć i pachnieć. W końcu tak zachowują się księżniczki, prawda?
- Poznałaś moją siostrę, prawda? Ona robi teraz staż w Mungu, nie wiem jakim cudem ojciec się na to zgodził, ale nie powiem, jej umiejętności są bardzo pomocne. Choruję na klątwę Ondyny, tylko proszę nie opowiadaj o tym, mało osób o tym wie. W każdym razie, przez swoją chorobę ojciec nie zgodził się, abym podjęła staż w Ministerstwie. Marzył mi się departament przestrzegania prawa czarodziejów. Jak byłam młodsza, to sobie wymyśliłam, że zostanę panią Minister.
Zaśmiałam się, zasłaniając usta dłonią. To były czasy, kiedy marzenia wydawały się takie realne, kiedy chciało się działać i myślało, że cały świat stał dla nas otworem. A teraz? Zamykane byłyśmy w z góry ustalonych klatkach i każdej przypisywana była jakaś określona rola. Moja siostra miała zostać Magomedykiem, ja miałam zostać dobrą panią domu i dobrze o tym wiedziałam.
- To jak? Zaczynamy? Chyba doleje nam jeszcze herbatki - dodałam ciepło, sięgając za czajniczek.
Wiedziałam, czemu na twarzy Lyry zagościła niepewność i pewnego rodzaju skrępowanie. Każda młoda dziewczyna chciała mieć piękne suknie, najlepiej zakupione przez ojca, które mogłaby zmieniać jak rękawiczki i przebierać się trzy razy dziennie. Wiedziałam, że Lyra tego nie miała, dlatego chciałam chociaż trochę przybliżyć jej ten świat. Ucieszyłam się, gdy panna Weasley się jednak zgodziła.
- Nie musisz się krępować, nikt przecież nie pozna, że masz te suknie ode mnie. Jeśli poczujesz się z tym swobodniej, to w zamian za suknie, namalujesz dla mnie jeszcze jeden obraz - uśmiechnęłam się do niej radośnie, wydaje mi się, że taki układ sprawi, że dziewczyna poczuje się trochę lepiej. - Wybiorę coś dla ciebie dzisiaj wieczorem, teraz wiem jak wyglądasz, to będę mogła coś dopasować. Jutro z rana przyślę skrzata z pakunkiem.
Na szczęście nie musiałam się sama wysilać. A jaką będę miała przyjemność móc poprzerzucać wszystko w swojej garderobie! Lyra była niziutka, ze słabo zaznaczonymi krągłościami, chociaż dzięki gorsetowi miała ładne wzięcie w talii. Sądzę, że znajdę dla niej coś odpowiedniego, najwyżej dam do lekkiego przerobienia służbie, oni się na tym przecież znają. Na jutro powinno być wszystko gotowe. Nawet myślałam już o kolorach, szlacheckie zielenie Yaxleyów nie będę dobre dla Weasley’ówny, ale powinnam mieć coś w szafie w bardziej neutralnych kolorach.
- Ja również nie wiem, może to kwestia wieku. Kiedy ja kończyłam Hogwart, to bawiłaś się jeszcze z dzieciakami, w dodatku byłaś w Gryffindorze, a wiesz jaką nienawiścią darzą się nasze oba domy - stwierdziłam. - Potem ja zaczęłam chodzić na salony, ty dopiero wkroczyłaś niedawno. Trudno było nam się razem spotkać, ja przebywałam już z dorosłymi, a ty z debiutantami.
Pamiętam jak sama debiutowałam w towarzystwie i jak wielkim samozaparciem musiałam się wykazać, jak wielką klasą i umiejętnością zachowania się, aby wbić się w grono osób dorosłych. Pomógł mi w tym ojciec, pomogła ciotka, pomogło kuzynostwo, a Lyrka nie miała nikogo takiego.
Zdziwiło mnie jej zdziwienie. Zmarszczyłam lekko brwi, słuchając jej pytania.
- Dlaczego miałabym nie mieć tego czasu? - zapytałam zdziwiona. - Ja? Przez większość czasu uczę się jak być panią domu, przyjmuję gości, odprowadzam ich do ojca. Czasami pojawiam się w Ministerstwie, nie wiem czy wiesz, ale zajmuje się ochroną jednorożców, czasami bywam też w rezerwacie Parkinsonów, aby pomóc przy opiece nad tymi stworzeniami.
Rzeczywiście, Lyra mogła nie wiedzieć czym się zajmuję. Raczej nie obnosiłam się z tym jakoś specjalnie, dla większości ludzi mogłam tylko leżeć i pachnieć. W końcu tak zachowują się księżniczki, prawda?
- Poznałaś moją siostrę, prawda? Ona robi teraz staż w Mungu, nie wiem jakim cudem ojciec się na to zgodził, ale nie powiem, jej umiejętności są bardzo pomocne. Choruję na klątwę Ondyny, tylko proszę nie opowiadaj o tym, mało osób o tym wie. W każdym razie, przez swoją chorobę ojciec nie zgodził się, abym podjęła staż w Ministerstwie. Marzył mi się departament przestrzegania prawa czarodziejów. Jak byłam młodsza, to sobie wymyśliłam, że zostanę panią Minister.
Zaśmiałam się, zasłaniając usta dłonią. To były czasy, kiedy marzenia wydawały się takie realne, kiedy chciało się działać i myślało, że cały świat stał dla nas otworem. A teraz? Zamykane byłyśmy w z góry ustalonych klatkach i każdej przypisywana była jakaś określona rola. Moja siostra miała zostać Magomedykiem, ja miałam zostać dobrą panią domu i dobrze o tym wiedziałam.
- To jak? Zaczynamy? Chyba doleje nam jeszcze herbatki - dodałam ciepło, sięgając za czajniczek.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Salonik
Szybka odpowiedź