Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]26.03.16 22:47

Salon


Zdjątko takie. ŁADNE. Zmienię, jak znajdę adekwatniejsze, a to przynajmniej rozmiarowo jest ok.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Morpheus Malfoy dnia 09.04.16 14:38, w całości zmieniany 7 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]27.03.16 0:08
|11 listopada

Spotkanie z Morpheusem było prawdopodobnie jedną z niewielu rzeczy, których wyglądała z niecierpliwością po powrocie do Wielkiej Brytanii. Oczywiście nie jedyną, bo w kraju było wielu innych ludzi, których powitała ze szczerą radością po długich latach rozłąki. Jednak wizyta u ukochanego kuzyna była odrobinę inną sprawą. Podszyta pewną - niemal młodzieńczą! - ekscytacją. Lata płynęły, życie się zmieniało, ale były rzeczy, które pozostawały niezmienne: Morpheus wciąż miał szczególne miejsce w jej sercu. Nie sądziła, by to miało kiedykolwiek ulec zmianie. Ponoć pierwszej miłości się nie zapomina.
Do tej wizyty przygotowywała się nieco dłużej niż do innych, które przyszło jej złożyć w ostatnich tygodniach na salonach arystokratów. Z rozwagą dobrała strój decydując się na prostą, ale elegancką kremową suknię - jedną z niewielu rzeczy w jej garderobie, która nie krzyczała jadowitym fioletem "nazywam się Rowle". Włosy upięła w misterny krok, a szyję skropiła ulubionymi perfumami. Raz po raz powtarzała sobie jednak, że stroi się tylko i wyłącznie dla własnego zadowolenia. To moja próżność, a nie zdrada. - myślała, zerkając na fioletowy kamień w swojej obrączce, który boleśnie przypominał jej o nieobecności męża. Chciała żeby już przyjechał i przypomniał jej gdzie teraz należy. Wiltshire mieszało jej w głowie.
Przed wyjściem ucałowała jeszcze swojego kochanego syna, obiecując mu, że namówi wuja Morpheusa na przysłanie do nich Odyseusza, by wreszcie miał kogoś do towarzystwa w tym zakurzonym dworze. Wiedziała jednak, że to co oboje chcieliby teraz usłyszeć to rychła zapowiedź przenosin do ich własnego domu w Cheshire. Na to musieli jednak jeszcze chwilę poczekać.
Opuściwszy pierworodnego skorzystała z kominka, by za jego pomocą przenieść się bezpośrednio do dworu swojego kuzyna. Wylądowała w elegancko urządzonym salonie i nie wątpiła, że trafiła w odpowiednie miejsce. Opuściła palenisko, strzepnęła popiół z brzegu szaty i rozejrzała się wokół uważnie, chłonąć otoczenie. Gdy poczuła na sobie jego wzrok, na jej usta wpełzł lekki uśmiech. Swobodnym krokiem przemaszerowała przez pomieszczenie, by zaraz stanąć twarzą w twarz z gospodarzem.
- Zbyt wiele czasu minęło, mój drogi. - oznajmiła cicho, wyciągając do niego ręce. Ujęła jego dłonie w serdecznym geście, a blady policzek musnęła ustami w siostrzanym powitaniu. - Tęskniłeś? - mruknęła, a w jej pogodny ton wkradła się nuta przekory. Nie wypuszczając jego dłoni z lekkiego uścisku, cofnęła się o krok, by obrzucić go badawczym spojrzeniem. Czas był dla niego łaskawy, to musiała przyznać.



There is no end to my power.
Medea Rowle
Medea Rowle
Zawód : żona swojego męża
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Jeżeli czegoś chcę, to żądam i tak będzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2258-medea-rowle https://www.morsmordre.net/t2279-alabaster#34508 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-cheshire-ramsdell-hall https://www.morsmordre.net/t2352-medea-rowle#36336
Re: Salon [odnośnik]30.03.16 16:51
Ostatnimi czasy niewiele pięknych kobiet rozświetla przestrzenie mych bogatych salonów, zasiada do wspólnego posiłku w jednej z jadalni, czy zwyczajnie towarzyszy mi w popołudniowym spacerze po ogrodzie. W domowym zaciszu plączą się zazwyczaj jedynie guwernantki sprawujące pieczę nad małym Odyseuszem. A te nie posiadają dla mnie nawet wyraźnie zarysowanych twarzy - wszak powierzono im tylko to jedno (i tak arcyważne!) zadanie, a zabawienie mnie garstką wymodelowanych uśmiechów nie zalicza się do niego w żaden sposób. Przemykają jak cienie, niemal przyklejone do ścian, stąpając po korytarzach niczym duchy, jakby spodziewały się, że zaraz machnę w ich stronę jakąś niewinną avadą. Naiwne. Nie warte są nawet pojedynczego uniesienia różdżki. Ale co ja im będę tłumaczył. Mało to prawdopodobne, ale jednak - może kiedyś same wyprowadzą się z błędu?
Cierpliwie przechadzam się po salonie, z rękami założonymi za plecy, niekiedy poprawiając pedantycznie jakiś element dekoracji, czy bezwiednie strzepując z kieszonki na piersi niewidoczne - wszak nie mające na niej racji bytu! - drobiny pyłu. Już nie zerkam w żadne z luster, pewny, że wygląd mam dzisiaj zdecydowanie nienaganny, wręcz idealny. Uśmiecham się pod nosem, gdy nutka tak rzadkiego dla mnie podekscytowania daje znać o sobie coraz mocniej, gdy z zamyślenia wybija mnie rytmiczne bicie salonowego zegara.
- Jak zwykle olśniewająca - komentuję, pozwalając objąć swe dłonie, równocześnie nachylając się w stronę Medei i wdychając w nozdrza delikatny zapach perfum. - Muszę przyznać, że przy każdym kolejnym spotkaniu wyglądasz coraz piękniej. - Uważnym, acz nie nachalnym, wzrokiem mierzę zgrabną sylwetkę kuzynki, otuloną w elegancką kremową suknię i misternie upięty kok, który tylko dodaje jej uroku, podkreślając kobiece, acz nie pozbawione zaciętości rysy, oddające niewątpliwą siłę tkwiącą w jej charakterze. I klasę. Tej zdecydowanie nigdy jej nie brakowało. Lekko przyciągam ją do siebie, lewą dłonią obejmując w pasie, a prawej nadal pozwalając pozostać w uścisku szczupłych kobiecych palców. Obecny między nami dystans chwieje się niebezpiecznie jakby na granicy przyzwoitości, narzuconej nam odgórnie, poprzez istniejące między nami więzy krwi - czyż jednak w przeszłości nie zdolni byliśmy ich łamać? Spoglądam z uśmiechem w błękitne tęczówki, ponownie nachylając się jej do ucha i przechodząc w szept. Jakby ktokolwiek mógłby nas teraz podsłuchać. - Oczywiście. Z każdym dniem coraz bardziej. - Mruczę równie przekornie, w końcu wypuszczając ją z objęć i delikatnie prowadząc w stronę jednego z foteli, ustawionych w okolicy kominka. Jakby na znak, drzwi otwierają się, a próg przestępuje lokaj, przynosząc na tacy butelkę przeznaczonego specjalnie na tę okazję wina. - Napijesz się?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]04.04.16 0:31
Trudno było jej powstrzymać czuły uśmiech samoistnie cisnący się na usta. Naprawdę cieszyła się na jego widok. Nie było w tym żadnej gry ani przesady! Tak rzadko miała okazję zrzucić maskę fałszywej uprzejmości i tak po prostu cieszyć się miłą kompanią, że wizyta w domu Morpheusa sprawiała jej podwójną radość. Za tym przez wszystkie lata rozłąki tęskniła chyba najbardziej - przy nim nie musiała nikogo udawać. Niewielu było przecież ludzi, którzy znaliby ją tak dobrze jak on. I którzy tak dobrze rozumieli w jaki sposób działa jej umysł. Wszystkie te godziny spędzone na rozmowach w ich wczesnej młodości, niezliczone listy wymienione w czasie jej życia poza granicami kraju i te nieliczne spotkania twarzą w twarz - to wszystko pozwalało jej wierzyć, że nie mają przed sobą sekretów... No dobrze, to jednak lekka przesada. Wszystkich tajemnic jednak nie mogliby się wyzbyć, wszak bez tego życie straciłoby swój urok.
Z jej ust wyrywał się cichy śmiech. Był to bardzo radosny, wręcz beztroski dźwięk, na który nie pozwalała sobie zbyt często. Damie wszak nie wypadało okazywać uczuć zbyt głośno, czy nie daj losie szczerze! Pamiętała lekcje guwernantek i matki, wpojono je tak głęboko, że z pewnością przesyciły jej szpik. Uczyniono ją rzeźbą ze złota i kości słoniowej, ale jednak w jego towarzystwie wciąż umiała się śmiać.
- I Tobie czas sprzyja, Morpheuszu. - mruknęła szczerze, nie kryjąc przy tym zadowolenia z jego komplementów. Jak każda kobieta lubiła, gdy zwraca się na nią uwagę i otacza należnym uwielbieniem. Potrzebowała tego szczególnie teraz, gdy powrót w rodzinne strony kazał jej zamartwić się o upływ czasu i własne wdzięki. Skoro jej małe siostrzyczki były już dorosłe, co to robiło z nią? Na szczęście szybko odbudowywała swoje dotychczas niezachwiane poczucie wartości. Słowa lorda Malfoya z pewnością w tym pomagały. Podobnie jak jego uważne spojrzenie i fizyczna bliskość, która sprawiła, że miły dreszcz prześlizgnął się po jej ciele. No tak, pewne rzeczy się nie zmieniają...
Bez wahania pozwoliła mu przyciągnąć się bliżej, przyjemność czerpiąc z tego balansowania na granicy przyzwoitości. Było w tym coś ekscytującego, zakazanego. Wolała nie zastanawiać się nad tym co zrobiłby jej mąż, gdyby wiedział jak niewłaściwe emocje rodziły się gdzieś w jej wnętrzu. Medea była doskonałą żoną. Wierną, oddaną, kochającą. Teraz jednak po raz pierwszy od dwunastu lat nie czuła na sobie nieustannego wzroku małżonka i to było przedziwne uczucie. Z jednej strony wolność, a z drugiej strony obawa, by nie popełnić jakiegoś błędu. Kontrola była wszak najważniejsza. Gdyby ją utraciła okazałaby słabość. Niemniej jednak... czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, prawda? Na tą myśl w jej błękitnych oczach pojawił się błysk rozbawienia.
- Oto przynoszę koniec Twojej tęsknocie. - odparła równie cicho, bo to przecież największa tajemnica w całym tym domu! Dzieci Malfoy'ów też mają uczucia. W pieszczotliwym geście pogłaskała jego policzek, a potem pozwoliła się poprowadzić do fotela. Zasiadła na nim niczym królowa, bo przecież nawet tak rozluźniona wciąż pozostawała sobą. Promieniowała więc spokojną pewnością siebie i wdziękiem, który miała we krwi.
- Pytasz, jakbyś nie znał odpowiedzi. - westchnęła z teatralnym oburzeniem, przekrzywiać przekornie głowę i posyłając mu kolejne rozbawione spojrzenie. - Obiecałeś mi dobry rocznik, nie myślisz chyba, że zapomniałam?



There is no end to my power.
Medea Rowle
Medea Rowle
Zawód : żona swojego męża
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Jeżeli czegoś chcę, to żądam i tak będzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2258-medea-rowle https://www.morsmordre.net/t2279-alabaster#34508 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-cheshire-ramsdell-hall https://www.morsmordre.net/t2352-medea-rowle#36336
Re: Salon [odnośnik]10.04.16 21:38
Od małego wpajano nam poczucie niezależności, odbierano jakiegokolwiek złudzenia wobec ludzi i świata, nie pozwalając zapomnieć, że powinniśmy liczyć tak naprawdę jedynie na samych siebie. Doskonale odnajdowałem się w takiej sytuacji. Nie trzeba było wrzucać mnie do kotła pełnego wywaru samodzielności (istnienie takowego na pewno co poniektórym bardzo by się przydało), aby dotarło do mnie, że prawo do samostanowienia, bez względu na innych, powinno nabrać w moich oczach największego znaczenia.
Mimo to widok Medei nagle przypomina mi, że w tamtych chwilach - chwilach wspólnie spędzanych w ogrodzie, czy gdy w tajemnicy włóczyliśmy się po najbardziej oddalonych zakamarkach Hogwartu, a nasze ręce spotykały się w na pół-niewinnym uścisku, miewałem co do tego chwilowe wątpliwości. A w każdym razem byłem w stanie przymknąć na to oko, traktując jej towarzystwo jak wyjątek potwierdzający regułę - dostrzeżenie zrozumienia w błękitnych tęczówkach, efemeryczna możliwość pozbycia się maski wzorowego arystokratycznego panicza, nie pozwalały mi jednak zapomnieć, że nigdy nie powinienem się do podobnych myśli przyzwyczajać. Wyznawałem zasadę, że zawsze warto jest skrywać w sobie przynajmniej jedną znaną wyłącznie sobie tajemnicę. A dzisiaj mam ich już przecież zdecydowanie więcej.
Teraz pozwalam sobie na szczere uniesienie kącików wiecznie bladych ust - ktoś postanowił pozbawić mą twarz nawet tej odrobiny bijącego od nich kolorytu. Jej śmiech miło wibruje w uszach, a tkwiąca w jego brzmieniu beztroska przekonuje mnie, że nie ma w nim ani grama sztuczności. Może jego tysięczna część - z perspektywy czasu dostrzegam, że tak naprawdę nigdy nie pozwalamy sobie na pełne zejście ze sceny. Może już nie potrafimy wypaść z roli.
- Dotarłaś w samą porę - mówię, jakby sugerując, że nie byłbym w stanie wytrzymać już ani chwili dłużej. Gdy odrywamy się od siebie, w powietrzu wciąż unosi się ledwo wyczuwalne napięcie. Nie potrzebujemy słów. Nie należymy do tej części świata, do tej grupy ludzi, między którymi każda kolejna rozłąka buduje coraz większy dystans. W naszym przypadku podobne założenia nigdy nie miały racji bytu. Jakbyśmy potrafili odnaleźć, wyłuskać z pamięci dokładnie ten moment, w którym widzieliśmy się po raz ostatni.
- Lady Rowle... Moja droga. T a k w y p a d a, nieprawdaż? Nawet mnie niekiedy trudno wyzwolić się z ciężkich okowów konwenansów - mówię nieco ironicznie, rozsiadając się w fotelu ustawionym najbliżej kominka, niedbałym gestem dając lokajowi do zrozumienia, że dzisiaj pozostawiam rozlewanie wina w jego gestii. - Najlepszy rocznik, jak obiecałem. - Pozwalam sobie na lekkie wzruszenie ramion, zakładając nogę na nogę i opierając łokcie na oparciach fotela, równocześnie stykając ze sobą szczupłe palce. - Z pewnością cieszy cię powrót do Anglii? Na wernisażu nigdzie nie dostrzegłem sylwetki Lorda Rowle. To przypadek, czy rzeczywiście przybyłaś sama?
Gość
Anonymous
Gość
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach