Wydarzenia


Ekipa forum
Konfekcja ślubna
AutorWiadomość
Konfekcja ślubna [odnośnik]29.03.16 19:07
First topic message reminder :

Konfekcja ślubna

★★★★
Część domu mody, do której wcześniej czy później trafi każda dobrze urodzona panna. To właśnie tutaj wystawiane są najbardziej rozchwytywane fasony szat ślubnych zarówno dla pań, jak i dla panów. Każdy wykonany projekt stanowi kwintesencję elegancji, piękna i stylu. W danym sezonie można nie tylko skorzystać z gotowych już propozycji zamieszonych w katalogu, ale także zaprojektować własne, unikalne odzienia na ten niezwykły dzień w życiu narzeczonych. Sztab wykwalifikowanych projektantów i krawcowych tylko czeka, by spełnić zachcianki najbardziej wymagającej klienteli.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:47, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Konfekcja ślubna - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]16.08.19 2:28

7 I 1957 (?)


Poranki powoli witała z rozluźnieniem oraz nieco zaspanym, z lekka nieśmiałym uśmiechem rozkwitającym na prześlicznej buzi — nie kierowała już zaniepokojonego spojrzenia w stronę zasłon o barwie malachitu, zasłaniających wysokie okna. Dreszcz żaden też nie rosił gładkiej skóry, bo chociaż zaklęcia wygłuszające zostały rzucone na komnatę wyjątkowo starannie, tak przepełniony nienawiścią ryk wiatru wydawał się osiąść, gdzieś na skraju świadomości dziewczątka, nie pozwalając cieszyć się leniwymi minutami tuż po przebudzeniu, kiedy to myśli mogły swobodnie krążyć po niezgłębionych meandrach umysłu nieskrępowane obowiązkami oraz niezbędnymi sprawunkami dnia obecnego. Nadejście jakże długo wyczekiwanego, nowego roku, poprzedziła cisza, bielą nieskalaną burzowymi chmurami pokrywając urokliwe ziemie Gloucestershire i Elodie nigdy nie sądziła, iż tak wspaniale może odnaleźć się w tym milczeniu natury, przerywanym tylko przez cięższe oddechy śpiących nieopodal piesków. Lecz oto srebrnouste dziewczę nauczyło się doceniać skromność złota — nie pierwszy raz budziła się z tymi słowami tańczącymi na powierzchni języka, lecz tego świtania zwyczajowa pokora została zastąpiona przez rozbawienie oprawione nieznacznym rozczuleniem. Nie potrafiła powstrzymać rozmarzonego westchnienia, towarzyszącego leniwemu przeciągnięciu się — południe zapowiadało się niezwykle przyjemnie i jakże młodziutką panienkę radowała świadomość, iż zostanie ono spędzone w otoczeniu niezwykle istotnych dla płochego serca dam. Żadna troska nie zaprzątała jasnej główki, gdy czułe dłonie służek wywabiły ją z ciepłej pościeli, a wonna kąpiel pozbyła się resztek snu zalęgłych w roziskrzonym spojrzeniu orzechowych oczu. Tylko sobie znana melodia wyrywała się raz po raz spomiędzy różanych ust, gdy skrzaty starannie przenosiły wybrane suknie tuż przed oblicze swej pani, gdzie ta znad filiżanki wypełnionej parującą, jaśminową herbatą mogła poddać tkaniny surowej, acz sprawiedliwej ocenie. Tak bardzo zależało jej, aby wszystko było idealnie, aby najmilsze towarzyszki odczuwały zadowolenie ze spędzanego wspólnie czasu oraz czuły, że ich opinia jest niezwykle istotna dla lady Parkinson. W końcu wybór drugiej sukni ślubnej — a raczej weselnej, albowiem ta jedyna została przygotowana na jej życzenie miesiące temu — zdarzał się tylko raz i Ellie zamierzała zadbać, by było to może nie tyle niezapomniane wydarzenie (takowe pojęcie rezerwowała na samą ceremonię), co budzące ciepło oraz radość w duszy. Dlatego też dom mody został powiadomiony tygodnie wcześniej o przybyciu znamienitych gości, tak by wystrój konfekcji ślubnej, odpowiadać mógł nawet najbardziej wymyślnemu gustowi, jednocześnie wpisując się w najmodniejszego tego sezonu trendy. Jaką tragedią byłoby mierzenie nawet najśliczniejszych strojów, gdyby w otoczeniu znalazły się nazbyt beżowe kanapy? Samo wyobrażenie jest wyjątkowo straszne! Szczęśliwie, umiłowana rodzina zadbała o to, by przyszła panna młoda nie zaznała żadnych rozczarowań i bez lęku mogła wysłać przy pomocy Lethe starannie nakreślone zaproszenia. Przybyła na miejsce mimo wszystko nieco wcześniej, choć przecież to spóźnienia były najbardziej modne — lecz to mój dzień i to ja decyduje, kiedy warto się spóźniać, tłumaczyła sobie uparcie, marszcząc przy tym kształtny nosek — jednak potrzeba zadbania, czy każdy element prezentował się perfekcyjnie, była nazbyt silna, by się jej oprzeć. Przemierzała pomieszczenie niespiesznie, wdzięcznie przyjmując na siebie ciężar oczu dwóch zgromadzonych konsultantek oraz krawcowej i kiedy nie dopatrzyła się żadnych uchybień, pozwoliła na zdjęcie z siebie drogiego futra oraz rękawiczek z zajęczej skórki. Czekanie nigdy nie było jednak mocną stroną lady, a ujmująca natura nakazywała wręcz na pożyteczne spędzenie czasu, polegające na wymianie co ciekawszych nowinek przyuważonych w obecnym sezonie i dopiero dźwięk kryształowych kieliszków, w których znajdował się schłodzony szampan, osadzonych na lewitującej tacy zbliżającej się do pierwszej z zaproszonych osób, zwrócił uwagę blondyneczki. Uprzejmie odprawiła rozmówczynię gestem, jednocześnie będąc zachwyconą, iż oto niebawem mogły rozpocząć przymiarki.
Jesteś — mówi z ulgą Ellie, nie mogąc powstrzymać radosnego uśmiechu rozjaśniającego jej lica oraz czułości zaległej w tęczówkach. Drobnymi kroczkami dzieli dystans między nimi, gotowa pochwycić w obie rączki dłoń kobiety, na powitanie, na okazanie bliskości, bowiem żadna obca persona nie zagości tego dnia w pomieszczeniu. Intymna atmosfera była wręcz niezbędna, by móc chłonąć całą sobą tak szczególne wydarzenie — tak przynajmniej sądziła perełka, wyczekująca przybycia reszty dam.


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]01.09.19 0:31
[07.01]

Płatki śniegu leniwie opadały na ziemie okalające zamek Durham. Mróz rysował zapierające dech w piersiach wzory, łudząco przypominające te, które jeszcze kilka dni temu widniały na szacie lady Burke podczas balu sylwestrowego. Jednakże ta jakże magiczna noc stała się kolejną teczką w kartotece wspomnień, a Adeline musiała wrócić do szarości dnia codziennego. Wielu mówiło o ponurych barwach, w jakich musiało malować się życie każdej nowej lady Burke. Z perspektywy czasu Ade mogła stwierdzić iż to właśnie w odcieniach szarości odnalazła spokój, swoje miejsce.
Dzisiaj na nowo szukała siebie w nowej roli, którą przyszło jej grać na arystokratycznych salonach. Mroźny poranek wypędził Adeline z wygodnego łoża, które kusiło swą miękkością i ciepłem, niczym zakazany owoc. I przez krótką chwilę słabości była skłonna poddać się tejże przyjemności. Ponownie spaść się puszystej pościeli i przymknąć choć na chwilę powieki. Uchyliła powieki, jeszcze przez chwilę przedłużając chwilę błogiego rozrzewnienia, nim znowuż jej ciało spowiją ciemne szaty. Śledziła magiczne wręcz wzory nakreślone niewidzialną ręką na szybach. Wyglądały jak te wyszyte nicią na sylwestrowej kreacji, którą jeszcze niedawno miała przyjemność na sobie nosić. Dzisiaj jednak miast śnieżnej peleryny miała przywdziać ciemne szaty, w których nosiła się na co dzień. Jednakże i dzisiejsze wyjście niosło za sobą pewnego rodzaju urozmaicenie w garderobie lady Burke. Spotkanie z lady Parkinson w Domu Mody było niezaprzeczalnie najważniejszym punktem dzisiejszego dnia. Adeline, jako małżonka nestora musiała wyjść nieco poza własne komnaty i zainteresować się pozostałymi członkami rodziny. Wszakże to na ślub z jej szwagrem miała zostać wybrana druga suknia, a fakt, że Elodie była dla niej kimś więcej niżeli tylko znajomą lady, sprawiał iż ten dzień był jeszcze bardziej wyjątkowy.
Trudno powiedzieć, aby Adeline swoim przybyciem rozświetliła pomieszczenie. Nawet dzisiaj nie zamierzała odstąpić od rodowych barw, pozostając przy czerni, z której uszyta była prosta, elegancka suknia lady nestorowej. Co przykuwało uwagę i było jednocześnie elementem ozdobnym całej kreacji to czerwona nić, która na gorsecie stworzyła makowy wzór. Oddała swój płaszcz jednej z pracownic, jak się domyślała. Światło skrzące się w środku odbijało się od tafli niemalże srebrzystych włosów Ady. Te zebrane były z tyłu, odkrywając bladą twarz damy. Być może nie zdumiewała, nie wnosiła powiewu świeżości, ale zdecydowanie była damą pełną klasy i elegancji.
- Ależ oczywiście, nie mogło mnie tu dzisiaj zabraknąć, moja droga - odparła z naturalną uprzejmością, przez chwilę trwając w tym serdecznym uścisku dłoni, aby przejść dalej. Od tej pory Adeline miała towarzyszyć Elodie w oczekiwaniu na pozostałe damy, których zadaniem było łechtanie ego przyszłej panny młodej. Musiała przyznać przed samą sobą, że ten dzień był dla niej szczególny - w istocie Elodie nie była jej obca, w zasadzie to zawsze traktowała ją niczym młodszą siostrę, której nigdy nie miała. Mogłaby nawet uznać, że cieszyła ją perspektywa bliskiego przeniesienia się młodej damy do Durham.
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]20.02.20 23:11
Niczym kwiat troskliwie chowany, kobieta nie powinna sięgać zbyt głęboko korzeniami w ziemię, z której się zrodziła — albowiem przyjdzie czas, gdy czułe ręce wyrwą ją ze znajomych gruntów i posadzą tam, gdzie rozkwitać będzie w pełni, świat zachwycając intensywnością barw oraz słodyczą aromatów. Niewinny panieński pąk zadrży w nowych warunkach, podatny na wszelkie zranienia, jednak gdy promienie słońca sięgną łodygi, rozgromią obawy na dobre, delikatna roślina rozchyli miękkie płatki dumnie i wszystko będzie już dobrze. Wszak nie mogło być inaczej, czyż opowieści najpiękniejsze z możliwych nie opiewały podobnych wydarzeń z namaszczeniem, czcią wpisaną w każde atramentowe słowo? Czy istniało coś wspanialszego ponad wypełnianie niewieściego obowiązku, wespół z chęciami, które współgrały w duszy? Tylko niepewność czasem kalała jasne skronie, pozwalała się wkraść się cieniom w przestrzeń myśli, naiwności krążyć pośród przykrych wyobrażeń. O dziwo, nie tyczyły się one postaci narzeczonego, jego zachowań li traktowania w przyszłości, wydawało się niedorzeczne, chociażby sądzić, iż spotka ją jakakolwiek niedogodność od strony lorda Burke. Nie, kiedy czerń jego oczu spozierała nań z taką intensywnością, a maska opanowania, jaką wykształcił na przestrzeni lat, pękała przy najlżejszym dotyku opuszków smukłych palców. To, co troskało gładkie czoło, zmuszało różane wargi do przyjęcia pełnych smutku grymasów, oscylowało wokół zimnych murów Durham oraz jeszcze chłodniejszych person ich zamieszkujących. Duszna atmosfera wespół z ciemną kolorystyką wywoływała słabości u wrażliwej lady, a wnętrza, choć niezwykle bogate i przepychem zapełnione, przyprawiały orzech oczu o szklaną zasłonę łez, gdy wspominała, jak bardzo niemodne są stojące w poszczególnych salach meble. Gotowa była skryć śliczną buzię w drobnych dłoniach i gorzko zapłakać, jeśli szanowny lord nestor wyparłby się uprzejmych propozycji opiewających drobne — z początku przynajmniej — kosmetyczne poprawki. Jednak jak można było przerobić wnętrze chmurnego zamku, uczynić zeń miejsce znacznie znośniejsze, tak natury jego mieszkańców nie sposób zmienić i niechęć, jaką zostałaby powitana w nowej rodzinie, wydawała się jeszcze gorsza od tego brzydkiego wzoru zasłon w jadalni. Jaką więc ulgą wydawało się istnienie Adeline, która swym łagodnym, pełnym szyku blaskiem mogła rozgromić wszelkie lęki i zgryzoty. Ująć roztrzęsione dłonie swej młodziutkiej kuzynki, wiedziona mądrością mogłaby przeniknąć przez mury powstałe wokół płochego serca Elodie, jakże wdzięcznie udającego, iż żadne napięcie nie znaczy jego powierzchni. Czy była gotowa na podobne odsłonięcie się?
Wasza obecność wiele dla mnie znaczy — odpowiada miękko Ellie, w zadowoleniu przyjmując prezencję kobiety, która była doprawdy zachwycająca w swej ponurości, spełniała wszelkie wymogi sezonu zimowego. Tylko ta wszechobecna czerń martwiła wielce perełkę, którą dreszcz prawdziwy przechodził, kiedy zgubna fantazja roztaczała przed nią perspektywę garderoby usianej w li jedynie ciemnych odcieniach. Okropność, myśli, okropność! Nie zadręcza się tym bardziej, kiedy podaje kieliszek z szampanem swej towarzyszce — Jestem zmuszona prosić cię o wybaczenie — odzywa się nagle, przepraszający uśmiech wkrada się na lica wespół z onieśmieleniem mieniącym się w orzechu tęczówek — W przesłanym liściku podałam godzinę nieco wcześniejszą, niźli u innych dam. Ale Adeline, tylko z tobą mogę się rozmówić, tylko tobie powierzyć swe niepewności o przyszłość, jaka mnie czeka. Czy bardzo za złe masz mi podobne działanie? — pyta z przejęciem blondyneczka, palce zaciskając mocniej na własnym naczyniu, w którym pośród bąbelków wirowały mrożone maliny dodające słodszego, a zarazem cierpkiego posmaku w sączonym alkoholu. Obawiała się gniewu, tudzież niechęci powiązanej z czekaniem na inne lady, acz z drugiej strony nie sądziła, by spędzanie z nią czasu należało do zajęć nieprzyjemnych. Parkinsonówna należała w końcu do osób wyjątkowo ujmujących, tak też wszelkie grymasy byłby zdecydowanie nie na miejscu, ot co.


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]28.02.20 1:07
Nie musiały takie być - wątłe i bezradne niczym kwiat, który oderwany od ziemi, zwiędnie w nowym otoczeniu. Wszakże każda róża miała kolce, a mak chociaż uważany był za wielu za roślinę mało szlachetną, był symbolem siły i niezłomności. Znała ten strach, dlatego częściowo mogła zrozumieć wątpliwości kotłujące się w głowie młodej lady Parkinson. Chociaż przedmiot ich przedślubnych zmartwień był zgoła innych. Adeline dusiła swój wewnętrzny krzyk rozpaczy, który wydawać by się mogło rozdzierał jej klatkę piersiową. Wszystko było niepewnością, od pierwszego i jakże krótkiego spotkania nie potrafiła spojrzeć przychylnie na Edgara, przybyłego po raz kolejny z dalekiej i pewnie niebezpiecznej podróży. Zwyczajna butność nie pozwalała jej zaakceptować faktu, że nie przyjdzie jej zamieszkać wśród wrażliwych na sztukę lordów Lestrange czy chociażby panów z różanego zamku, ale właśnie w ponurej posiadłości lordów Durham. Strach, do którego nie chciała się wtedy przyznać, mieszał się ze zwyczajnym uporem Adeline. Weszła w nowe życie niepewna, a pierwsze miesiące usłane były sprzeczkami i humorami młodej lady Burke. A w zasięgu wzroku nie widziała oparcia, czuła się osamotniona wśród posępnych korytarzy i portretów, łypiących na nią z góry. Jednakże szarość i surowość kamiennych murów wykorzeniła z niej rozkapryszoną pannicę, którą była wcześniej. Powoli odkrywała różne odcienie szarości, budowała samą siebie od nowa i zamiast stawać wszystkim na przekór, stała się częścią rodziny. Miała nadzieję, że Elodie także uda się zrobić to samo. Jednocześnie chciała odjąć jej samotności, pustki, którą ona sama odczuwała w pierwszych miesiącach po ślubie, chociaż z tego co mogła zauważyć, Elodie i Quentina łączyły zgoła inne relacje niżeli ją i Edgara. Mogła jedynie pielęgnować swoją nadzieję w sercu i także odrobinę jej pomóc. Obawy? Nimi czas będzie się zająć po ślubie, kiedy emocje opadną, a przyszła lady Burke będzie musiała przyzwyczaić się do nowego życia wśród starych, wiktoriańskich mebli i ciemnych zasłon. Adeline znalazła w nich świadków historii znamienitego rodu, jedynych powierników rodzinnych sekretów, o których nie mieli pojęcia nawet obecni reprezentanci panów z Durham. Elegancka czerń stała się jej nową bronią, pełną klasycznego piękna, a makowa czerwień akcentem, ożywiającym ponure oblicze. Sama Adeline uważała, że nie przystoi jej odrzucać rodowych barw, szczególnie teraz, gdy wydarzenia z ostatniego wiecu uczyniły z niej personę w istocie ważną w strukturach rodziny. Ponure barwy dodawały jej powagi, wszakże była kobietą, stojącą u schyłku trzeciej dekady, żoną i matką trójki wspaniałych dzieci.
Milczące, spokojne oblicze lady Burke, zostało zachwiane przez ciche wyznanie przyszłej panny młodej. Gładkie czoło zmarszczyło się, aby po chwili grymas zaskoczenia został zastąpiony przez spokojny uśmiech. Czy w istocie w sercu Adeline pojawiło się zgorszenie i zniesmaczenie, tego nie miała się dowiedzieć. Jako lady Crouch nauczyła się zręcznie władać słowem, przyodziewać myśli w płaszcz utkany z pięknych fraz; lady Burke wiedziała, kiedy myśli miały zostać niewypowiedziane, skwitowane ujmującym, eleganckim uśmiechem. - Jakże mogłabym się gniewać, Elodie? Czyż nie po to tu jestem, aby służyć ci radą w tak ważnym okresie twojego życia? - melodyjny, spokojny głos zwrócił się w stronę przyszłej panny młodej. Pozwoliła sobie ująć jej dłoń, w geście otuchy. - Mów, kuzynko, jakie myśli cię trapią.
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]23.12.20 21:02
22 września

W pierwszej kolejności pragnęła przeprosić za miejsce spotkania. Planowo. Tymczasem, póki jej pragnienia mogły pozostać jeszcze niejawne, w poczuciu całkowitego relaksu, sączyła lampkę wina, przysiadając swobodnie na krawędzi fotela. Wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. Te zgubne, kruczoczarne włosy, które ściągały uwagę. Z większą intensywnością w szkolnych latach niż teraz. Jasne oczy, kontrastujące z czernią włosów. Jasną karnację. Szukała za tym ładnym obrazkiem tego, czego nie było widać w zwierciadle. Przekrzywiła głowę na bok, w konsternacji, zaczesując odruchem pasma włosów za ucho. Upijając kolejny, śmiały łyk z lampki wina, zbierała w sobie wszelkie narzędzia, jakich miała użyć przeciwko temu mężczyźnie. A jednak miała wrażenia, że żadne nie miało na niego zadziałać. Albo zaglądał przez jej maski i nie podobało mu się co za nimi widział, albo widział jej postawy i nie podobało mu się, jakie z nich przybierała. W każdym z tych scenariuszy była na przegranej pozycji, wiec równie dobrze mogła przyćmić trochę umysł. Tym razem zaufać swojemu instynktowi. Przymknęła powieki, chłonąc atmosferę Domu Mody, wraz z bogatymi nutami smakowymi drogiego wina. Zaskakujące, ile bodźców docierało do niej w tej pozie.
Dźwięk butów z otoczenia, zatrzymujących się przed drzwiami. Pociągnięcie za klamkę, a dopiero później charakterystyczne skrzypnięcie drzwi. Miała odprawić krawcową, ale skuszona nieznanym zapachem, uchyliła powieki i przechylila głowę z nad ramienia patrząc... na lorda Carrowa. Był za wcześnie. Przelotem zerknęła na ścienny zegar. W dłoni dalej trzymała wino, wodząc jednym z palców po obrysie szkła. Teraz jednak, neutralnym ruchem odłożyła naczynie na bok i... odetchnęła bezgłośnie, zanim uśmiechnęła się i skłoniła lordowi.
Lordzie Carrow. Usychałam z tęsknoty.
Oczywiście, że nie. Oczywiście, że wiedział. Powinna była powściągnąć język i przywitać go innymi słowami, ale lekkie szumienie w głowie podpowiadało jej, że wiele powinna zostanie dzisiaj złamane. Na ten przykład, chociaż powinna zatrzymać się kilka metrów przed nim, podeszła bliżej. Zadzierając głowę w górę, pierwszy raz dostrzegła, że był znacznie wyższy od niej. Więcej niż większość mężczyzn. Zmierzyła go spojrzeniem, mechanicznie unosząc dłoń, żeby sobie w tym pomóc. Ostatecznie palce spoczęły na połach jego marynarki. Przygładziła ją naturalnym ruchem, jakby właśnie to od początku miała w planach.
Ufasz mi?
Zapewne nie, ale grzecznościowo byłoby skinąć, zgodzić się, pozwolić się jej zabawić. Zabawić ją. Była kobietą. A on obiecanym jej mężczyzną. Przynajmniej z początku wypadało zachować pozory.

[bylobrzydkobedzieladnie]






Ostatnio zmieniony przez Delaney Bulstrode dnia 27.12.20 22:18, w całości zmieniany 1 raz
Delaney Bulstrode
Delaney Bulstrode
Zawód : klejnot Bulstrode'ów, ambasadorka Domu Mody Parkinsonów
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Duma związana jest z tym, co co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9056-delaney-grace-bulstrode#273113 https://www.morsmordre.net/t9116-lorena#274818 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9114-delaney-bulstrode#274789
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]27.12.20 15:01
Był za wcześnie, istotnie. Nie musiał zerkać na zegar, by wiedzieć, że do umówionej godziny spotkania brakowało co najmniej kilkunastu minut. Zamiast tego, gdy spojrzenie jego towarzyszki umknęło w bok, Lorcan utkwił jasne tęczówki w jej wyrazistym profilu. Przez krótką chwilę mógł jeszcze przyglądać się jej rozluźnionym rysom, wolnym od wszelkich grymasów i zwyczajowej ostrości; urodzie, którą tak cenili sobie Bustrode’owie czy nawet Parkinson’owie. Mógł być na nią odporny, nie oznaczało to jednak, że nie potrafił jej docenić. Szczególnie teraz, gdy nie szpeciła jej jeszcze żadna z wytwornych masek, które na co dzień nosiła niczym najznamienitszą, rodową biżuterię. Przywdziewała je z zaskakującą łatwością, w jego osobistym mniemaniu godną tym większego podziwu, im trudniej mu je było odróżnić od jej prawdziwej twarzy. Której zresztą, niestety, nie znał, a sądząc po nastawieniu Delaney do jego osoby – nigdy nie miał poznać.
Krótki moment zawieszenia, kiedy wreszcie mieli okazję pozostać sam na sam dawał im niepowtarzalną szansę na to, by mogli być sobą… Widząc jednak jak kobieta wstaje, a jej rysy tężeją, Carrow wiedział już, że żadne z nich z niej nie skorzysta. Nie tym razem. Być może już nigdy.
Uśmiechnął się kącikiem ust z czymś na wzór żalu czy też rozczarowania, nim zacisnął wargi w wąską linię i przekroczył próg pomieszczenia. Rozejrzał się uważnie po sali, nie tylko w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia, ale także w celu ogólnego rozeznania się w sytuacji. Cokolwiek jednak jego narzeczona zamierzała mu tego dnia zgotować, gotów był temu sprostać, by dać jej jasno i wyraźnie do zrozumienia, że jakiejkolwiek gry by nie wybrała, Lorcan zamierzał wprowadzić do niej własne zasady.
Lady Bulstrode — przywitał ją w podobnym tonie, jej wyznanie kwitując ledwie nieznacznym uniesieniem brwi.
Dopiero teraz, rzucony na głęboką wodę, omiótł wzrokiem całą jej sylwetkę. Bezczelnie, bez pośpiechu wodził spojrzeniem po krzywiźnie jej ciała ukrytego pod jedną z tych wyszukanych kreacji, nie mając żadnych oporów przed tym, by wyobrazić ją sobie bez niej. Zastanawiał się czy zdołałaby utrzymać swoją nonszalancką pozę i pewność siebie, gdyby zamiast warstw materiału czuła na sobie dotyk męskich dłoni. Nawet wtedy, gdy Lane w końcu wślizgnęła się zwinnie w jego przestrzeń osobistą i Carrow skupił swoją uwagę na jej oczach, nie wydawał się ani trochę skruszony swoją impertynencją.
Obawiam się, że mając pod ręką tak dobre wino, było to raczej niemożliwe — odparł z wyraźnym rozbawieniem, zerkając sugestywnie na odstawiony przez nią kieliszek.
Dłoń, spoczywająca na klapie jego marynarki ciążyła mu, a jednocześnie idealnie wpasowywała się w jego zamiary. Sięgnął po nią bez słowa, jednocześnie uginając lekko kark i zamknął jej szczupłe palce w objęciach skórzanej rękawiczki.
Nie znam cię — oznajmił stanowczo w ramach odpowiedzi i na moment zawiesił ton głosu, nie chcąc zdradzić kryjących się za tym stwierdzeniem myśli. Wykorzystał okazję, by unieść kobiecą rękę i musnąć ustami jej jasną skórę nim dodał, już łagodniej: — Ale gotów jestem zaryzykować, milady.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]27.12.20 18:17
Tak czuła, po rozmowie z Malodorą, że do tego spotkania będzie potrzebowała trochę pomocy. Spożyła wystarczającą ilość wina, żeby czuć lekkie rozluźnienie, jakie zwykle nie towarzyszyło ich spotkaniom, a jednocześnie dość niewiele, żeby nie stracić trzeźwości i nie ujść za damę pozbawioną obyczajów. Mimo większej swobody, jaką odczuwała za sprawą zbawiennych kieliszków wina, ten dyskomfort, jaki odczuwała w towarzystwie Lorcana pozostawał dalej żywy. Głównie dlatego, że większość mężczyzn i ich zachowań znała, potrafiła na nie reagować intuicyjnie. Natomiast Carrow zawsze robił lub mówił coś, na co nie potrafiła reagować w wyuczony sposób. Zmuszał ją do improwizowania, a w spontaniczności wychodził jej prawdziwy charakter. Uśmiechnęła się, kupując sobie czas do reakcji na jego słowa, a mimo to, żaden komentarz od razu nie przychodził jej do głowy. W końcu, z lekkim oporem powiedziała dokładnie to, co myśli.
Chciałabym, żeby to wino było aż tak dobre.
Cały czas ważyła ich relacje. Paradoksalnie, przez to właśnie, nie mogła zrozumieć oczekiwań Lorcana. Ponieważ najwyraźniej cenił sobie szczerość. Więc żadna z jej masek mogła go nie dotknąć. W ten sposób nie mogła zbudować przewagi. Ani w żaden inny. Tak długo, jak długo ważne było dla niej kontynuowanie walki o wpływy. Nie chciała się uzewnętrzniać. Ani nie potrafiła. Przez lata budując swój wizerunek, ciężko nawet jej byłoby określić, kiedy przestaje grać, kiedy zrzuca maski i jest po prostu sobą. Teraz? Rozluźniła palce, czując tę elektryzującą nutę, której nie chciała odczuwać pod naporem męskiego dotyku, ale jednak była kobietą, a jej ciało często reagowało wbrew jej myślom.
Czy właśnie nie próbujemy się poznać? — spytała, wysnuwając palce z pod jego tylko odrobinę, żeby dać sobie chociaż część poczucia kontroli nad sytuacją. — Uspokoję cię. Żadna decyzja kobiety nie waży o sprawach życia i śmierci. Możesz mi zawsze ufać, bo jak dobór koloru poszetki może Ci zagrozić?
Korzystając z faktu, że jeszcze nie puścił jej dłoni, osunęła, nawet zbyt śmiało, palce po jego skórze, chwytając jego spracowaną (przy jej jedwabiście gładkiej) dłoń. Cofnęła się kilka kroków, sugestywnie, nie siłowo, pociągając go za sobą.
Mogę zdjąć twoje wymiary, lordzie? Nie szybko znajdę do tego lepszy pretekst.
Sugestywnie spojrzała po pustym pomieszczeniu, w którym nie było jeszcze widać szwaczek, ani pomocy krawcowych. Sama nigdy nie ściągała z nikogo miary, ale skoro potrafiły to robić niewykształcone służki, to dlaczego miałaby temu nie podołać dama? Pomijając łamane granice dworskiego wychowania. Miała jednak przeczucie, że to nie mogło zrobić na Lorcanie dobrego wrażenia. Ale może się myliła?
Jeśli miał jej zaufać, musiał poznać więcej niż jej nienaganną postawę. Również słabości. Jedną z nich mogła być nieudolność w ściąganiu miary. Chociaż miała nadzieję, że nie. Czynność ta nie wymagała przecież znajomości czarnej magii…
Pytaj mnie o cokolwiek chcesz. Na wszystko udzielę Ci odpowiedzi.




Delaney Bulstrode
Delaney Bulstrode
Zawód : klejnot Bulstrode'ów, ambasadorka Domu Mody Parkinsonów
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Duma związana jest z tym, co co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9056-delaney-grace-bulstrode#273113 https://www.morsmordre.net/t9116-lorena#274818 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9114-delaney-bulstrode#274789
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]27.12.20 21:09
Nie mógł zrobić nic innego, jak tylko mimowolnie się uśmiechnąć. Szczere wyznanie, wykraczające poza skromność wychowania i udawaną niewybredność sprawiło, że spojrzał na swoją towarzyszkę odrobinę przychylniej. Zaraz potem pokręcił głową.
W takim razie, pani, jestem zmuszony wyrazić głośno swoje najszczersze obawy — mruknął, nie próbując jednak nawet ukryć pozbawionego taktu rozbawienia. — Na ogół nie mam nic przeciwko, a nawet cieszę się, gdy kobiety sięgają po alkohol z mojego powodu, ale tylko pod warunkiem, że są to trunki najlepszej jakości — przyznał zaraz potem, ostatecznie pozostawiając tą kwestię nierozwiązaną.
Lady Bulstrode skutecznie naprowadziła jego myśli na właściwy tor. Koniec końców otrzymał przecież zaproszenie i przybył tu w konkretnym celu, którym nie było bynajmniej przekomarzanie się z obiecaną mu szlachcianką. Nawet jeśli ten rodzaj rozrywki szczególnie mu odpowiadał…
Spojrzenie Lorcana raz jeszcze obiegło salonik. Nie powstrzymał Lane, gdy ta częściowo wysunęła palce z jego uścisku, zajęty rozważaniem kolejnych scenariuszy. Konfekcja ślubna mogła oznaczać tylko jedno i nie był jeszcze pewien, co w związku z tą „nikczemnie ukartowaną” farsą czuje. Nie było mu jednak dane głębiej się nad tym zastanowić, gdyż kolejne słowa Delaney sprowadziły go na ziemię. I to dość twardo, w związku z czym, choć początkowo wyjątkowo posłusznie ruszył za nią ku podestowi, teraz zatrzymał się w miejscu. Nie puścił jej dłoni, przez co musiała poczuć niegroźne szarpnięcie w ramieniu.
Przyjrzał się jej twarzy, rozgorączkowanym wzrokiem przeskakując od jej oczu, do ust, policzków, ramion i z powrotem. Jego rysy naprężyły się, a usta drgnęły, jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale prędko porzucił ten pomysł. Westchnął przeciągle i w końcu uwolnił się od dotyku kobiecej dłoni. Przełknął ślinę, a wraz z nią prawdziwie okrutne słowa, które czaiły się na końcu jego języka i zamiast tego odparł:
Nie sądziłem, że pod taką ilością blichtru kryje się w rzeczywistości tak mało poczucia własnej wartości.
Nie wiedział czy lady Bulstrode znów szprycuje go fałszywą skromnością, czy też może faktycznie jest tak krótkowzroczna, jak się wydaje. O kobiecych decyzjach, ważących o sprawach życia i śmierci wiedział wystarczająco, by móc obruszyć się na podobną sugestię. Wszak pamiętał jeszcze doskonale uczucie bezradności i przerażenia, które towarzyszyły mu za każdym razem, gdy jego matka ważyła na szali jego jestestwo, gotowa zmiażdżyć je pod wpływem byle kaprysu i nie spodziewał się, że ktoś taki jak Delaney – ktoś, kto na co dzień uchodził za personę wyjątkowo pewną siebie i świadomą swojej siły, może podzielać tak złudne wyobrażenie.
Jeśli była to tylko kolejna z jej masek, Lorcan tym bardziej nie potrafił pozbyć się niesmaku, który w nim wzbudziła. Chcąc dać sobie trochę czasu na przetrawienie tej sytuacji, skinął głową na propozycję zdjęcia miary. Odruchowo sięgnął do guzików własnego okrycia i jął je rozpinać, jeden po drugim. Nie patrzył w kierunku narzeczonej, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie.
Lane nie mogła przecież wiedzieć co w jej słowach tak go wzburzyło, a on nie miał najmniejszego zamiaru jej tego wyjaśniać. Nie mógł jednak pozwolić, by ziarno niezgody między nimi wykiełkowało i rozkwitło. Szczególnie teraz, kiedy mieli wobec siebie tak poważne zobowiązania. Dlatego też palce Carrow’a zamarły w połowie drogi. Mężczyzna przymknął na moment oczy, po czym otworzył je i w kilku długich krokach dopadł do pozostawionego przez damę kieliszka, by opróżnić go do dna jednym haustem. W ogóle nie poczuł smaku.
Wybacz, milady, ale nie interesują mnie przesłuchania — odpowiedział, łagodniejąc nieco i odstawił puste naczynie na miejsce. Posłał lady Bulstrode przepraszający uśmiech i ruszył w jej kierunku, jednocześnie kończąc rozpinanie wierzchniej części garderoby.
Możesz mi jednak podpowiedzieć, czego powinienem się pozbyć w pierwszej kolejności. Marynarki? Kamizelki? Może powinienem ściągnąć krawat? Czy kolekcja obejmuje też nową bieliznę? To kolekcja ślubna, więc chyba powinna…
Gość
Anonymous
Gość
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]27.12.20 22:21
Opór jego dłoni zdradziecko dał znać o nagłej zmianie nastroju. Dotychczasowe, chwilowe rozluźnienie zostało rozproszone w ledwie kilka sekund. Zatrzymała się, razem z nieruchomieniem mięśni, przenosząc błękitne spojrzenie na jego twarz. Co zrobiła? Zaskakująco, w tym momencie nie próbowała nic. Przez moment rozważała nawet, żeby na chwilę zapomnieć o wszelkich, wpojonych jej manipulacjach i po prostu zdać się na tę chwilę. Moment. I dokładnie tyle wystarczyło. Moment właśnie, żeby chwilowe porozumienie między nimi zostało przerwane. Już napotykając jego wzrok, widziała, że ta rozmowa zmierza w złym kierunku. Niewinny żart przerodził się w coś więcej. Poruszyła jakąś nutę. Coś, co wywołało jego bardziej jednoznaczną reakcję. Obserwowała go. Cały czas, czujnie badając każdy jego ruch, odkąd puścił jej dłoń i zaczął rozpinać guziki swojej marynarki. Nerwowo? Za krótko go znała, żeby przypisać jego gestom konkretne emocje. Mogła tylko zgadywać. Podążając bezwiednie za jego sylwetką, kiedy ruszył w kierunku lampki wina i pochłonął jej zawartość.
Przy tobie królowa Anglii mogłaby się poczuć onieśmielona, lordzie…
Szepnęła do siebie. Nie do niego. Na chwilę zapominając się w tym momencie. Skierowała twarz przed siebie. Słodycz jej głosu nijak się miała do goryczy, jaką teraz odczuwała. Smaku porażki. Źle je znosiła. Uśmiechała się do siebie, imitując brak dotknięcia jego zbulwersowaną reakcją. Jednak nie był to szczery uśmiech. Ani przed sobą, ani przed nim.
To, co było prawdziwe, to jej ledwie dostrzegalne drgnięcie, kiedy znalazł się znów przed nią. Stłumiła podobne drżenia powolnym zaczerpnięciem głębszego oddechu, zanim odpowiedziała mu bez tonu zdradzającego jakąkolwiek urazę.
A tobie, jak często zdarza się sięgać po alkohol z powodu kobiety?
Jej ton nie wyrażał ani odrobiny strachu. Na twarzy było wypisane tylko zainteresowanie, kiedy powoli przeniosła spojrzenie z jego tęczówek, przez grdykę, która przed chwilą drżała niebezpiecznie, kiedy pochłaniał alkohol. Ostatecznie wzrok lady spoczął na opróżnionym kieliszku, a jej dłoń na odnalezionej za plecami miarce. Chwyciła ją pomiędzy palce, ukrywając ich drżenie, tak jak ukrywała drgający ton za konspiracyjnym szeptem:
Tak naprawdę… nie mam najmniejszego pojęcia.
Utrzymała jego wzrok i odchrząknęła, dopiero teraz pozwalając sobie na powrót rezonu i śmiały, niezbity ton, przejawiający może nawet odrobinę… chłodu?
Spytaj mnie o coś, co mieści się w moich zainteresowaniach. Jaką gamą muzyczną opisałbyś nasze nastroje?
Spytała przez dyktowaną ciekawość, choć miała już swoje własne skojarzenie, z którym zaraz potem się podzieliła, już wyraźnie zdradzając chłodne przysposobienie.
D-moll w Requiem Mozarta. Gdzie każda nuta zbliża do nieuchronnej…
Śmierci. To słowo jednak zachowała dla siebie. Jeśli znał się na muzyce chociaż w podstawie, powinien był wiedzieć. Jeśli nie, była to już druga dziś kwestia pomiędzy nimi, która pozostanie niedopowiedziana. Ponieważ lady Bulstrode postanowiła jednak poruszyć się z miejsca, wymijając lorda.
Zawołam kogoś, kto się na tym lepiej zna.
Pomimo, że tak właśnie postanowiła, przystanęła jeszcze w progu, odwracając się przez ramię, żeby rozwiać wątpliwość co do ostatniej kwestii.
Skłamałam w liście. Zależało mi na dzisiejszym dniu. To prezent od lady Parkinson na moje urodziny. Życzyłam sobie przysługi, żeby zatrzeć złe wrażenie, jakie mogłam wywrzeć podczas wspólnej przejażdżki. Jeśli miejsce spotkania wprowadza cię w dyskomfort, lordzie, możemy je przełożyć na inny termin, kiedy konfekcja męska będzie dostępna, a lady Parkinson znacznie mniej przychylna moim kaprysom.
Pomimo grzecznego uśmiechu, wyraźnie dawała Lorcanowi do zrozumienia, że to nie były najprzyjemniejsze urodziny jakie miała pamiętać.




Delaney Bulstrode
Delaney Bulstrode
Zawód : klejnot Bulstrode'ów, ambasadorka Domu Mody Parkinsonów
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Duma związana jest z tym, co co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9056-delaney-grace-bulstrode#273113 https://www.morsmordre.net/t9116-lorena#274818 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9114-delaney-bulstrode#274789
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]30.12.20 21:47
Dobre pytanie. Delaney nie mogła wiedzieć, a Lorcan dawno już stracił rachubę ile dokładnie butelek przez całe swoje życie opróżnił za sprawą czy też właśnie z powodu kobiety. Szczególnie jednej, konkretnej, której widmo wisiało nad nim niczym najbardziej uciążliwa z klątw. Tego jednak nie odważył się przyznać na głos. Zamiast więc strzępić sobie język, całą swoją uwagę skupił na towarzyszącej mu kobiecie. Tym razem jego wzrok pozbawiony był lubieżnego podtekstu; taksował szlachciankę uważnie, poszukując w jej wysublimowanej postawie jakiegokolwiek uchybienia, które naprowadziłoby go na to, co działo się teraz w jej głowie. Lub sercu. Nawet jeśli nie dawała tego po sobie poznać - pierwszego, odruchowego wzdrygnięcia nie była w stanie opanować…
Być może, gdyby był zupełnie innym człowiekiem, zatrzymałby się na ten widok w pół kroku i padł przed nią na kolana, prosząc o wybaczenie. On jednak zbyt wiele razy zmuszony był błagać i poprzysiągł sobie, że prędzej sczeźnie niż raz jeszcze ugnie przed kimś kark, skomląc niczym pies. O cokolwiek. I choć jej przestrach nie zapewnił mu żadnej satysfakcji, przyjął go jako naturalną kolej rzeczy. Prędzej czy później każdy zerkał na niego w ten sposób.
Bardzo dobrze, mała Bulstrode - przemknęło mu przez myśl.
Jakkolwiek jednak zlękniona, kobieta szybko odzyskała rezon. Szkoda, że wraz nim popadła w nastoletni melodramatyzm. Pomimo swojego potknięcia, Carrow próbował jakoś podtrzymać przynajmniej pozory pozytywnej atmosfery, ale zabieg ten mógł zadziałać jedynie wtedy, gdyby i ona okazała się skłonna przymknąć oko na jego przewinienie. Jak zdołał się jednak przekonać obserwując jej plecy, gdy podążała w kierunku drzwi – nie zamierzała puścić tego w niepamięć.
Zacisnął pięść na klapie marynarki, analizując w milczeniu jej słowa. Jej wyznanie, które miało zapewne wydusić z niego coś na wzór wyrzutów sumienia czy skruchy, a które wywołało jedynie rozdrażnienie jej infantylnością. Być może inni lordowie oddaliby nawet część majątku tylko po to, by znaleźć się na jego miejscu i móc spędzić choćby kilka chwil sam na sam z klejnotem Bulstrode’ów, ale jemu osobiście daleko było do podobnych pragnień.
I, co zauważył już z pewnym rozbawieniem, inni lordowie zapewne zupełnie inaczej wykorzystaliby ten czas.
Mylisz się sądząc, że coś tak błahego, jak konfekcja ślubna może wprowadzić mnie w dyskomfort — oznajmił, po czym rozluźnił dłoń i powoli obrócił się ku wyjściu z sali, a więc również ku niej. — Jest jednak coś, co może tego dokonać… Mała, rozkapryszona dziewczynka, która czmycha w popłochu pod wpływem najmniejszego nawet przejawu męskiego niezadowolenia — wyjaśnił, paroma sztywnymi ruchami zsuwając z ramion okrycie.
Strzepnął je gwałtownie, po czym nonszalanckim gestem przewiesił przez oparcie najbliższego mebla. Zaraz potem sięgnął do krawatu i nie spuszczając z Delaney czujnego spojrzenia, rozluźnił go z taką samą beznamiętnością.
Jednakże — podjął po chwili celowego milczenia, pozbywając się zbędnego paska materiału przez głowę — sprawisz mi przyjemność, jeśli jednak zdejmiesz ze mnie miarę osobiście. — Odrzuciwszy krawat, zabrał się za podwijanie rękawów białej koszuli. — A jeśli okaże się, że zrobiliśmy to niepoprawnie… — urwał na moment, tylko po to by posłać kobiecie hultajski, chłopięcy uśmieszek. — ...cóż — wzruszył niedbale ramionami. — W takim wypadku wrócę tu jutro, byś mogła zrobić to ponownie. A potem raz jeszcze, do skutku. Ponieważ jeśli już ktoś ma przyłożyć rękę do powstania kolekcji ślubnej, którą będę z dumą reprezentował, chciałbym, by była to moja narzeczona. Nie ktoś, kto zna się na tym lepiej — podkreślił, opierając ręce na biodrach i utkwił w Lane pewne, wyczekujące spojrzenie.
Wszystkiego najlepszego - to wszystko, co mógł dla niej zrobić.
Więc jak będzie, lady Bulstrode? — zapytał, powracając do nieco bardziej oficjalnego i zdecydowanie bardziej odpowiedniego tonu.
Teraz decyzja należała do niej.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]30.12.20 23:25
Mylił się. Nie wspomniała o urodzinach jako argument, który miał wywołać w nim wyrzuty sumienia. Raczej jako argumentację do wyjaśnienia, dlaczego znajdują się w konfekcji ślubnej, zamiast męskiej. Chociaż, owszem, przez myśl przemknęło jej wcześniej żeby zastosować wizytę w tej części Domu Mody, jako testowanie jego cierpliwości i odporności na wyszukany żart. Jak widać... pomimo częstego rozbawienia, miał bardzo wybiórcze poczucie humoru. Patrząc na niego przez ramię, próbowała nadążyć za jego dąsami, ale zaskakująco, oboje rozbudzali w sobie jakieś surrealistycznie, dziecięce zagrywki. To był wniosek wysunięty po jego ostatnich słowach. Zbyt przerysowanych, żeby przyjęła je do siebie. Nadąsana, rozkapryszona, infantylna. Ile jeszcze chciał użyć przymiotników, żeby jej coś udowodnić. Owszem. Była świadoma swoich słabości. Gdzieś mieszała się w niej dojrzałość z jeszcze dziewczęcym, nierozwiniętym spojrzeniem na życie. Ale cały czas szukała nauki w otoczeniu. Jego słowa, choć brutalne i w większości niesłuszne, niosły ze sobą odrobinę słuszności. I tylko tą odrobinę przyjęła. Dzięki czemu nie opuściła pomieszczenia, a powoli obróciła się w jego kierunku, opierając się łopatkami o drzwi.
Spoważniała. Błękit jej oczu wzrósł na sile. Wydawał się teraz chłodniejszy, choć Lorcan nie reagował na to lodowate spojrzenie. Więc przecinała go nim nie dla niego, a dla siebie. Własnej satysfakcji, własnego rozluźnienia. Jeśli mieli dalej toczyć tę grę, potrzebowała gdzieś znaleźć ujście dla części emocji, aby zachować ogólne opanowanie. Postawiła na arystokratyczne spojrzenie.
Mała, rozkapryszona dziewczynką, czy twoja narzeczona? Wybierz jedno. Jestem kobietą, czy jestem dziewczynką? Bo sama już nie wiem, gdzie mam się poprawić, lordzie, żebyś czuł się... hmmm... ukontentowany.
Odwróciła spojrzenie, grzecznościowo, kiedy począł zrzucać z siebie marynarkę. Zrobiła to tylko przez wychowanie i tylko na pokaz, ponieważ kątem oka dalej zerkała w jego kierunku, nie chcąc przegapić żadnej jego reakcji. Nie mógł się jej dziwić, że zachowywała czujność. Był dla niej, dalej, jednak obcym człowiekiem. Nie byłby to pierwszy raz, gdyby arystokrata okazał się draniem. Oboje wiedzieli, że żyli w nierównej społeczności, w której, gdyby tylko on posunął się do nieodpowiednich kroków, to jej honor, a nie jego, zostałby narażony na ujmę. To ona musiała wystrzegać się jego ruchów, absolutnie uzależniona od jego męskiej woli. Gdyby postanowił odebrać jej czystość i nie wziąłby za to odpowiedzialności... to godziłoby w honor jej i jej rodziny. Niestety, rzadziej, rozhulanych szlachciców. Dlatego obserwowała go uważnie, przez wzgląd na swoje dobro, odczytując, czy przymierzał się do niechybnych czynów, czy tylko do tej niewinnej przymiarki, która była mu zaproponowana.
Niepoprawnie — powtórzyła za nim — zabawne złożenie słów. Bez względu na efekty, panie, będzie to zrobione niepoprawnie.
Bez przyzwoitki. Nie musiała tłumaczyć, co ktoś mógłby pomyśleć. Dlatego, czy czuła się z tym bezpiecznie, czy nie, zamknęła za nimi zaklęciem drzwi. Wyciszyłaby pokój, ale do tego akurat zabrakło jej już magicznego talentu. Dlatego po prostu ściszyła ton, do spokojnego, łagodnego, tak bardzo przeczącego treści każdych wypowiedzianych słów.
Och, nie krępuj się, skoro już przeszedłeś na TY. Odrzućmy konwenanse. W towarzystwie będziesz moim lordem. Teraz, kiedy mam zdejmować z ciebie miarę nie będzie to konieczne.
To nie tak, że dała mu się złamać. Że udało mu się uwydatnić jej złe cechy, gorętszy temperament. Dokonała wnikliwej kalkulacji, decydując, że odpuszczenie marmurowej postawy jest najlepszym co może w jego obecności zrobić. Dlatego podeszła do niego, bez wcześniejszego dystyngowania. Unosząc do niego lodowate spojrzenie. Nawet nie dlatego, że teraz, w tym momencie ją czymś uraził, czy na to sobie zasłużył. Po prostu chłodem odgradzała się od jego bezpośredniości. Chłodem budowała swoją pewność siebie, na zgliszczach złamanej, arystokrackiej postawy. Za sztywnej dla jego ram. Podeszła bliżej. Dalej trzymała w dłoni miarę. Miała jeszcze powiedzieć, że mogłaby zdjąć miarę z kobyły i wpisać ją w kajecik, jako jego wymiary i pewnie nie zauważyłby różnicy, ale powstrzymała się od komentarza. Spróbowała stanąć przed nim, wyczyścić myśli. Zresetować wszystko, co dotychczas o nim pomyślała. Wymazać obraz, jaki namalowała sobie w głowie. Przymknęła powieki, wdychając jeden głębszy oddech, a kiedy otworzyła oczy, wydawała się skoncentrowana, ale nie tak roszczeniowa, jak jeszcze moment temu.
To nie ma być kolekcja ślubna — poprawiła go, przez chwilę patrząc mu w oczy, kiedy przypominała sobie od czego Malodora zwykle rozpoczynała pomiary. Zmierzenia pasa? Zsunęła wzrok przez jego barki w dół, do torsu, a następnie męskich bioder i zmarszczyła brwi. Gdzie zaczynał się męski pas? Przyłożyła miarę do paska... z braku lepszego punktu zaczepienia. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że musi otoczyć go rękoma, żeby zdjąć miarę, więc zanim to zrobiła, zerknęła na niego kontrolnie z dołu. Aby odwrócić uwagę od rąk, otaczających jego pas, a potem składających się na jego brzuchu do zdjęcia pierwszego wymiaru, zagadała:
Więc uważasz, że Malodora jest urocza, hmmm?




Delaney Bulstrode
Delaney Bulstrode
Zawód : klejnot Bulstrode'ów, ambasadorka Domu Mody Parkinsonów
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Duma związana jest z tym, co co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9056-delaney-grace-bulstrode#273113 https://www.morsmordre.net/t9116-lorena#274818 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9114-delaney-bulstrode#274789
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]06.01.21 16:23
Być może się mylił, a być może chciał ją tylko sprowokować… Jakkolwiek wyglądała prawda, mogła się jej tylko domyślać, gdyż Lorcan daleki był od dzielenia się z nią własnymi myślami. Czy czymkolwiek innym, poza czasem, skro już o tym mowa. Nawet jeśli ich przyszłość miała wyglądać zupełnie inaczej i owocować w liczne ustępstwa - wolał odsuwać od siebie podobne wizje tak długo, jak to tylko było możliwe.
Wsłuchując się w jej słowa, nie patrzył jej w oczy. Błądził wzrokiem po jej twarzy i ramionach, ponieważ miał świadomość, że jakkolwiek nie poczułaby się dotknięta, będzie próbowała to zatuszować. Skoro nie był jeszcze w stanie dostrzec fałszu w jej spojrzeniu, postanowił poszukać go gdzie indziej. Ostatecznie jego czujne spojrzenie zatrzymało się na jej smukłej szyi i napiętych ścięgnach, rysujących się wyraźnie pod jasną skórą. Kąciki jego ust drgnęły, ale zapanował nad tym odruchem.
Dlaczego miałbym wybierać, kiedy jedno wcale nie wyklucza drugiego? — zapytał, w końcu podchwytując wzrokiem chłodny błękit jej tęczówek. Miała rację, nie robiły na nim żadnego wrażenia. Tak samo, jak jej ton czy kolejny dobór słów. Nie był pewien, co próbowała w ten sposób osiągnąć.
Śledził jej ruchy, gdy w końcu zdecydowała się do niego zbliżyć. Nie osiągnął być może do końca zamierzonego efektu, ale na tą chwilę liczyło się tylko to, że nie wyszła i ostatecznie nie zaprzepaściła tej maleńkiej, nikłej szansy na rozejm między nimi.
Nigdy nie będę twoim lordem, przemknęło mu przez myśl. Ledwo zdążył powściągnąć odruch, by wyznać to na głos. Zamiast tego odchrząknął i rozłożył ramiona, gdy Delaney przystąpiła do niego z miarką. Chciał ułatwić jej zadanie.
Doprawy? — mruknął unosząc w zadumie brew. Zaraz jednak zmarszczył czoło. Przeanalizował treść listu, który otrzymał i miejsce, które jego narzeczona wybrała na spotkanie. Czy naprawdę mógł wyciągnąć inne wnioski? — W takim razie powinienem chyba napisać do lady Parkinson i poprosić ją o przysługę, zaproponować pewne zmiany… — zasugerował, zerkając na szlachciankę z sugestywnym uśmiechem. Zaraz potem nabrał pewności: tak, zdecydowanie powinien był tak postąpić.
Nie wspomniał, że byłaby to pierwsza szansa Lane na towarzyszenie mu w sukni ślubnej i przekonanie się czy pasowaliby do siebie tak, jak sugerowali to ich Nestorowie. Pierwsza i jedyna.
Owszem — odpowiedział odruchowo, dopiero potem faktycznie skupiając się zmianie tematu, który nie tyle go zaskoczył, co po prostu rozbawił. — A ty, lady Bulstrode? Nie uważasz, że Malodora jest urocza? — Zwracając się do niej oficjalnie, dał jej wyraźnie do zrozumienia, że pomimo jej propozycji, nie zamierzał porzucić konwenansów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Konfekcja ślubna [odnośnik]23.11.21 17:11
16 stycznia 1958

Sabat minął, pozostawiając dawne wspomnienia smaków egzotycznych potraw, miłych przejażdżek i niezwykłych tańców. Nie było to jednak jedyne, co pozostało, bo nadszedł czas na ślub wśród ludzi ze szlachty, wiedziała więc bardzo dobrze, że jeżeli ktoś miał tu pomóc, to zdecydowanie kobieta, która wiele lat spędziła w Domu Mody, obserwując najnowsze trendy, to, jak moda zmieniała się pod wpływem najnowszych wydarzeń i to, że czasem wystarczało aby przesiąknąć całą atmosferą i umiejętnościami do pomocy szlachciance, aby jej małżeństwo (a przynajmniej jego początek) było udane. Dlatego poproszona przez ojca, nigdy mu nie odmawiała. Nie mogła również ukrywać, że sama była podekscytowana możliwością obserwowania kogoś w białej sukni ślubnej, w nadziei, że i jej przyjdzie kiedyś ubrać coś takiego.
- Jak myślisz, lepiej zadecydować się na gładkie powierzchnie i wysadzanie klejnotami, czy raczej może pójść w stronę koronek? Nie umiem się jeszcze zdecydować na to, co chcę wybrać, a w końcu najlepiej zapytać się kogoś, kto ma jakieś doświadczenie w tym zakresie. Chociaż…ty chyba nie masz jeszcze ślubu za sobą? – Oczy młodej Alyssy skierowały się na siedzącą niedaleko niej Odettę, której zielona suknia rozlewała się po jasnej kanapie, a jasne dłonie sięgały po szampana. Lady Parkinson zdusiła w sobie grymas, posyłając pannie Yaxley uśmiech i łagodne spojrzenie, tak jakby nawet jej to nie obchodziło.
- Masz bardzo delikatną figurę – zaczęła Odetta, pozwalając sobie na odchylenie się kiedy jedna z krawcowych zdejmowała miarę z młodziutkiej panny – dlatego uważam, że koronki mogą raczej przytłoczyć twoją posturę, nie zaś uwydatnić jej piękno i delikatność. Nikt nie chce, aby potem zamiast komentowania twojego piękna, odbijały się informacje o tym, jak brzydką miałaś suknię. A jeżeli mogę cię o czymś zapewnić to to, że nic brzydkiego nie ma prawa wyjść spod ręki Parkinsonów. – O tak, co do tego była zdecydowana. Dlatego kiedy skończyły się pierwsze zbierania miar (Odetta miała ochotę powiedzieć, iż na pewno nie będzie to ostatnie, patrząc na zamiłowanie panny Yaxley do makaroników, powstrzymała się jednak, na spokojnie podnosząc się ze swojego miejsca), mogły zwrócić swoją uwagę na wnoszone przez obsługę materiały.
Różne odcienie bieli zabłysły w neutralnym świetle, pokazując różny wachlarz możliwości od kości słoniowej, poprzez perłowy, porcelanowy, alabastrowy, stokrotkowy aż po kolor ryżowy. Każdy od razu wyglądał inaczej i nie było mowy, aby dwa kolory wyglądały tak samo, dlatego chciała dać szerokie możliwości i niczego nie oszczędzać, bo w przeciwnym wypadku mogło się to zakończyć solidną katastrofą! Widziała, że jej towarzyszka chyba niezbyt zainteresowała się w takim stopniu, dlatego też ostrożnie podprowadziła ją do materiałów, gotowa aby wykazać jej różnicę. Poza tym, nie chodziło tutaj o same kolory, nie! Musiała jeszcze wybrać odpowiednie materiały, a chociaż Odetta kierowała się w stronę jedwabiu, sądząc iż na taką okazję będzie najbardziej odpowiedni, ale jeżeli chciałaby iść w coś innego, jak mieszanki, albo magiczne tkaniny. W sumie tkanina z włosów włókien nimfy niemal idealnie nadawałaby się na welon w takim wypadku, a może i użyliby farbowanej mysiej przędzy po to, aby zatuszować ewentualne braki panny młodej. Eliksiry upiększające również mogły wejść w opcję, ale tego nie chciała oficjalnie proponować. W jakiś sposób nie rozumiała, czemu tkaniny przechodziły, ale napój o tym samym efekcie wydawał się już szokujący.
- Nie wiem…nie jestem do końca przekonana…lubię ten jedwab, ale wydaje się dziwny w dotyku, za to ten kolor jest nieszczególny. No i musimy przygotować się na zimowy ślub, a wydaje mi się, że tak zwiewne tkaniny mogą być dość cienkie i przepuścić zimno, a nikt przecież nie chce oglądać trzęsącej się panny młodej – stwierdziła ledwie osiemnastolatka, niedbałymi gestami przerzucając wszystko co miała przed sobą. Naprawdę, Odetta nie miała pojęcia, czemu tak mocno irytowało ją podejście tej kobiety, ale starała się robić najlepiej tak jak umiała, aby nie zdradzać swoich odczuć, ani też nie potrzebowała zrobić cokolwiek, aby stracić klientkę. Zwłaszcza, iż rodziny przyjaźniły się między sobą i nie było co wbijać cierni w samo zachowanie.
- Jeżeli ślub ma być w ogrodach albo innym miejscu, w którym znajdzie się potrzeba obcowania z warunkami atmosferycznymi, można rozwiązać sytuację grubszą tkaniną, specjalnym podszyciem, na przykład z wełny rogatej czarowcy, albo też na cienką suknię narzucić jasne futro. Jeżeli jednak uroczystości odbywać mają się w budynku, nie ma powodów, aby iść w grubsze odzienie. Pocenie się i zgrzewanie jest zdecydowanie niewskazane. – Szeroki uśmiech wykwitł na twarzy Odetty, kiedy zawezwała rysownika, pozwalając mu zająć miejsce i oczekiwać na dalsze instrukcje, podczas gdy sama stanęła tuż za przyszłą panną młodą, delikatnie zbierając jej jasne włosy i lekko unosząc je w górę, aby zaprezentować delikatną szyję.
- Masz przepiękny dekolt, ale to ważna uroczystość związania dwóch rodów, nie chcemy więc iść w obsceniczność albo nadmierne epatowanie ciałem, które ma być tylko do wyłączności męża. Nie ma co jednak nadawać ci więcej wieku, niż masz, dlatego oto moja propozycja: wykorzystamy zdobienia, tworząc drobne gałęzie i kwiaty z kryształów, otulające dwój dekolt i przechodzące na rękawy, pod spodem dając jedwab w kolorze muszli, tak aby stanowił delikatne i subtelne tło, a jednocześnie aby nie dominował twojej urody. Wzór na rękawach będzie o wiele subtelniejszy, tak aby nie przykuwać do nich uwagi, jeżeli chodzi o strój i nie odciągać tego od twojej urody. Suknie pociągniemy na dół, lekko ją marszcząc, tak aby nie wyglądała zupełnie gładko, ale żeby jednak nie przytłaczała reszty. Do tego buty z atłasem, przeciągnięte delikatnym, błękitnym wzorem, a na głowę welon, który ozdobimy klejnotami rodzinnymi, dając im szansę na wykazanie się. – Odetta powoli kreowała wizję przepięknej sukni, pozwalając, aby nie tylko zagościła ona w sercu lady Yaxley, ale już na początku monologu rzucając spojrzenie rysownikowi, który od razu zabrał się do pracy, kreując kolejnymi liniami projekt, przez pociągnięcia ołówka tworząc coś, co dotychczas można było sobie wyobrazić dzięki słowom.
Lady Parkinson odebrała wyciągniętą ostatecznie w jej stronę kartkę, prezentując całość młodej dziewczynie. Wiedziała, że to propozycja, którą będą musieli zaaprobować jeszcze rodzice, więc sama szlachcianka niewiele miała do powiedzenia w ostatecznej kwestii, jeżeli rodzina zadecyduje o czymś innym, a mimo to, w jakiś pokrętny sposób, Odetta chciała uzyskać i jej aprobatę. Może głównie po to, aby pokazać, iż brak męża wcale nie ujmował jej na wartości i w tej chwili potrafiła również dawać sobie radę, tak jakby była też zdolna zrobić coś we własnym zakresie, a nawet czerpać z tego dumę.
Przez chwilę z bijącym sercem obserwowała, co zrobi ta kobieta, zaraz też jednak odetchnęła, kiedy na twarzy młodej dziewczyny pojawiła się radość, połączona nawet…z lekkim rumieńcem? Było to dla lady Parkinson zaskoczenie, ale też nie czuła się specjalnie rozczarowana. Miło było zadowolić kolejną klientkę, a jeżeli tym razem mogła pomóc komuś, kto od początku był dość marudny, teraz też chciała ucieszyć się, dla siebie nieco bardziej niż dla panny Yaxley.
- Pytanie tylko… - Wewnętrzne westchnięcie niemal nie wyrwało się na zewnątrz, kiedy wyczuwała, że oczywiście nie mogło być tak prosto, gdyby tylko była zadowolona z pierwszej propozycji. – Czy dałoby się dopasować też kolorystycznie kryształki pod rodową biżuterię? Nie chciałabym, aby w ogóle nie pasowało mi to do wyglądu i mam nadzieję, że wszystko mogłoby się zgadzać. Czy mogę zachować rysunek? Chciałabym pokazać to rodzicom. – Odetta skinęła głową, ostrożnie odbierając szkic i wręczając go rysownikowi, ostrożnie kiwając głową.
- Proszę się nie martwić, wszystko będzie idealnie.
Wiedziała, ze mówiąc te słowa, mogła być tego absolutnie pewna, kiedy prezentowała teraz słowa za cały ród. A jak inaczej miało być? W końcu, na litość, byli Parkinsonami!


Someone holds me safe and warm
Horses prance through a silver storm,
Figures dancing gracefully across my memory
Odetta Parkinson
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9654-odetta-eimher-parkinson#293343 https://www.morsmordre.net/t9761-kitri#296220 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9839-skrytka-bankowa-nr-2212 https://www.morsmordre.net/t9759-odetta-parkinson#296218

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Konfekcja ślubna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach