Wybrzeże Seaham
AutorWiadomość
Plaża niedaleko posiadłości
...
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
25 listopada
Morze burzy się powoli, przybierając kolor podobny czerni. Na horyzoncie gromadzą się gniewne obłoki, a Hefajstos szykuje już najwyższemu z bogów znamienite gromy, których pokaz zapewne wkrótce się rozpocznie. Wypatruję podobnych sobie szaleńców na swoich łajbach, ale dziś nikt nie przeciwstawia się bogom. I chociaż wiem, że tak naprawdę nie ma żadnych sił wyższych od nas samych, które potajemnie przędą nici ludzkich losów, lubię myśleć o świecie w ten poetycki sposób. Nie dlatego, by stworzyć jego lepszy obraz we własnych oczach; nie przeraża mnie wcale brzydota przemijania, nie ronię łez nad niegodziwą naturą egzystencji, nie zmieniłabym tutaj w zasadzie niczego, bo wszystko uważam za część wielkiego porządku, w którym nieustannie się gubię i nieustannie odnajduję. A gubię się jeszcze, bo tak chyba jest już w tym ziemskim życiu, że trzeba mieć swoje nici Ariadny – trudno jednak powiedzieć, skąd się one biorą. Ponieważ jeszcze nie wiem, a niewiedza ta bardzo mi doskwiera, bo zwykle lubię widzieć horyzont szerszym, niż inni, błądzę nieco nieudolnie, co w zasadzie ma też swoje zalety. Zawieruszam się w miejscach nieadekwatnych, w stanach krytycznych, w światach równoległych i zupełnie mętnych. Wszystkiego muszę spróbować, wszystko poczuć i zobaczyć, usłyszeć najcichszy dźwięk i badać własną skórą, choćby kolejne doświadczenia miały pozostawać po sobie tylko szpetne blizny. Zawsze uważałam blizny za intrygujące i atrakcyjne ozdoby ciała. Lubię o nie wypytywać właścicieli, czasami są to historie, które sprawiają, że krew w obiegu zaczyna krążyć szybciej, a czasem zupełnie prozaiczne i piękne w swojej prostocie.
Mam jedną na kolanie, bo biegłam kiedyś za siostrą.
To historia raczej z tych zwyczajnych, blizna zaś – jak każda inna. Persefona miała może z sześć lat, ja dziesięć, co wtedy wydawało się przepaścią w zasadzie tak kolosalną, iż trudno było sobie wyobrazić, że z biegiem czasu te granice przestaną być zauważalne, aż w końcu zupełnie się zatrą. Nie była jeszcze syreną, choć tak musiała myśleć o sobie w ten sposób, kiedy brodziła w jeziorze, nie wiedząc, że żerujące przy brzegach druzgotki lubiły porywać małe dziewczynki za kostki i wciągać pod wodę. Kiedy ją z daleka taką zobaczyłam, biegłam na ile starczyło mi sił w tych małych, cienkich nogach, by wylądować na małym, cienkim kamieniu, który utknął w kolanie, dopóki mama nie pozbyła się go w domu przy pomocy czarów. Blizna niby niewielka, ale niewiele też się zresztą zmieniło, bo do dzisiaj biegam za tą moją siostrą. Mówią, że sport to zdrowie.
Okryte kocami siedzimy na skarpie, a wiatr smaga nam twarze i z artystycznym zacięciem maluje czerwone rumieńce. Obok nas termos z ciepłą herbatą – a jakże, angielską. Pora też iście angielska, bo angielkami byłyśmy obie, choć moja siostra chyba nie do końca zdawała się być z tego faktu szczęśliwa. A było to tylko jedno z moich zmartwień, których potrafiły przysparzać mi wyłącznie moje Erynie – bo o nie jedyne w całym tym Chaosie zdawałam się rzeczywiście dbać.
- Ojciec poszukuje dla ciebie narzeczonego. - Choć obie wiemy o tym od pewnego czasu, mówię to w końcu na głos, a Euros uporczywie próbuje przeszkodzić dźwiękowi moich słów. Rzecz niby niestraszna, w końcu od zarania byłyśmy chowane w przeświadczeniu o tym, że po osiągnięciu dojrzałości zostaniemy paniami nadobnych mężów. Sama od kilku tygodni noszę na palcu pierścionek, nie uwiera mnie zupełnie. Ale, w przeciwieństwie do Persefony, przywykłam do noszenia biżuterii, jedna błyskotka więcej nie zdawała się robić dla mnie żadnej różnicy.
Martwi mnie tylko ten pośpiech.
Morze burzy się powoli, przybierając kolor podobny czerni. Na horyzoncie gromadzą się gniewne obłoki, a Hefajstos szykuje już najwyższemu z bogów znamienite gromy, których pokaz zapewne wkrótce się rozpocznie. Wypatruję podobnych sobie szaleńców na swoich łajbach, ale dziś nikt nie przeciwstawia się bogom. I chociaż wiem, że tak naprawdę nie ma żadnych sił wyższych od nas samych, które potajemnie przędą nici ludzkich losów, lubię myśleć o świecie w ten poetycki sposób. Nie dlatego, by stworzyć jego lepszy obraz we własnych oczach; nie przeraża mnie wcale brzydota przemijania, nie ronię łez nad niegodziwą naturą egzystencji, nie zmieniłabym tutaj w zasadzie niczego, bo wszystko uważam za część wielkiego porządku, w którym nieustannie się gubię i nieustannie odnajduję. A gubię się jeszcze, bo tak chyba jest już w tym ziemskim życiu, że trzeba mieć swoje nici Ariadny – trudno jednak powiedzieć, skąd się one biorą. Ponieważ jeszcze nie wiem, a niewiedza ta bardzo mi doskwiera, bo zwykle lubię widzieć horyzont szerszym, niż inni, błądzę nieco nieudolnie, co w zasadzie ma też swoje zalety. Zawieruszam się w miejscach nieadekwatnych, w stanach krytycznych, w światach równoległych i zupełnie mętnych. Wszystkiego muszę spróbować, wszystko poczuć i zobaczyć, usłyszeć najcichszy dźwięk i badać własną skórą, choćby kolejne doświadczenia miały pozostawać po sobie tylko szpetne blizny. Zawsze uważałam blizny za intrygujące i atrakcyjne ozdoby ciała. Lubię o nie wypytywać właścicieli, czasami są to historie, które sprawiają, że krew w obiegu zaczyna krążyć szybciej, a czasem zupełnie prozaiczne i piękne w swojej prostocie.
Mam jedną na kolanie, bo biegłam kiedyś za siostrą.
To historia raczej z tych zwyczajnych, blizna zaś – jak każda inna. Persefona miała może z sześć lat, ja dziesięć, co wtedy wydawało się przepaścią w zasadzie tak kolosalną, iż trudno było sobie wyobrazić, że z biegiem czasu te granice przestaną być zauważalne, aż w końcu zupełnie się zatrą. Nie była jeszcze syreną, choć tak musiała myśleć o sobie w ten sposób, kiedy brodziła w jeziorze, nie wiedząc, że żerujące przy brzegach druzgotki lubiły porywać małe dziewczynki za kostki i wciągać pod wodę. Kiedy ją z daleka taką zobaczyłam, biegłam na ile starczyło mi sił w tych małych, cienkich nogach, by wylądować na małym, cienkim kamieniu, który utknął w kolanie, dopóki mama nie pozbyła się go w domu przy pomocy czarów. Blizna niby niewielka, ale niewiele też się zresztą zmieniło, bo do dzisiaj biegam za tą moją siostrą. Mówią, że sport to zdrowie.
Okryte kocami siedzimy na skarpie, a wiatr smaga nam twarze i z artystycznym zacięciem maluje czerwone rumieńce. Obok nas termos z ciepłą herbatą – a jakże, angielską. Pora też iście angielska, bo angielkami byłyśmy obie, choć moja siostra chyba nie do końca zdawała się być z tego faktu szczęśliwa. A było to tylko jedno z moich zmartwień, których potrafiły przysparzać mi wyłącznie moje Erynie – bo o nie jedyne w całym tym Chaosie zdawałam się rzeczywiście dbać.
- Ojciec poszukuje dla ciebie narzeczonego. - Choć obie wiemy o tym od pewnego czasu, mówię to w końcu na głos, a Euros uporczywie próbuje przeszkodzić dźwiękowi moich słów. Rzecz niby niestraszna, w końcu od zarania byłyśmy chowane w przeświadczeniu o tym, że po osiągnięciu dojrzałości zostaniemy paniami nadobnych mężów. Sama od kilku tygodni noszę na palcu pierścionek, nie uwiera mnie zupełnie. Ale, w przeciwieństwie do Persefony, przywykłam do noszenia biżuterii, jedna błyskotka więcej nie zdawała się robić dla mnie żadnej różnicy.
Martwi mnie tylko ten pośpiech.
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Witaj w domu, Persephone.
Wzdychała ciężko za każdym razem, gdy słyszała dokładnie tę samą formułkę przy swoich powrotach z Grecji. Teraz jej wydźwięk zdawał się tym bardziej pełen tęsknoty, i od ilu nie wyszłaby osób, nigdy nie brzmiała tak samo. Z największymi emocjami zawsze wypowiadała ją Nemesis, wiecznie zmartwiona o siostry, które traktowała prawie jak córki, mimo że w całej tej radości Febe starała się ją trochę wyprzedzić. Najgorzej radził sobie oczywiście ojciec, który niczym sama Anglia raczył Persefonę chłodem, pochmurnością i odległymi, wzburzonymi falami. Przez dwadzieścia lat życia można się do tego przyzwyczaić, gorzej, że przez tych pierwszych kilka(naście) relacja na tej linii wyglądała o wiele pozytywniej. Czasami Perse żałowała urodzenia się dziewczęciem, z tego tylko i wyłącznie powodu. Mając trochę inne proporcje ciała, niższy, bardziej chropowaty głos, znacznie mniej delikatne rysy twarzy i chlubiąc się pozostałym zestawem cech typowo męskich, z pewnością o wiele łatwiej mogłaby mu zaimponować. Co ważne, to nie ona byłaby "towarem na sprzedaż".
Ale te myśli nie zaprzątały jej głowy, przynajmniej na początku, w miarę jak pozwalała twarzy coraz mocniej zachodzić czerwienią od bezlitosnego wiatru. Skupiała się raczej na wspominaniu wszystkiego, co obserwowane teraz przez oliwkowe oczy wybrzeże miało do zaoferowania w rejonie dziecięcych historii. Opowieść z jeziorem, druzgotkami i kolanem w tle również miała swoje pięć chwil podczas licznych projekcji, ale było ich zbyt wiele, aby akurat ta zyskała wyjątkową pozycję. Na tym chyba trochę polegał problem Calliope - dzieciństwo miała tak przepełnione wszelakimi przygodami, że ledwo kto mógł za nią nadążyć i wyniosła to, siłą rzeczy, nawet do swojej hipotetycznej dorosłości. Bardziej istotne, a przy tym godne pochwały, jest właśnie ciągłe ze strony Nemesis ganianie za jedną z młodszych Erynii. Sama zainteresowana bardzo doceniała ów proceder, tak jak i Nemo samą w sobie. Podziwiała ją nad wyraz mocno, kochała jeszcze mocniej, na tyle, że czasami musiała przystanąć i zastanowić się, czy nie popełnia już w danym momencie jakiejś wybitnej zbrodni. Na szczęście do siostrzanych ust nigdy nie jej nie ciągnęło, toteż zawsze mogła z ulgą odetchnąć, dochodząc do wniosku, że nie jest bohaterką jednej z tych książek, które służyły jako "przestroga przez przykład", traktując przez setki stron o katuszach wynikających z przekroczenia granic. Potrzebowała takiego pierwiastka normalności w swojej osobie. Pomimo doskonałego wychowania, nigdy nie czuła się wystarczająco wpasowana w rzeczywistość - ba, wszelkie próby zewnętrznego wepchnięcia jej w powszechnie akceptowane wzorce zachowań zdawały się irytować ją ponad wszystko. Z tegoż względu była niebywale zdenerwowana na ojca, bo przecież zamążpójście równało się największemu ze wszystkich wepchnięciu niesfornego elementu w szereg. Czemu to Andromeda nie mogła decydować, kiedy Persephone da się zaobrączkować?
- Nie ukrywam, że cieszę się z jego dotychczasowych niepowodzeń - mruknęła smutno, opierając głowę o ramię siostry - Trochę boli mnie, że z tobą bardziej mu się udało - dodała jeszcze, starając się bardziej wtulić w Nemesis, ale nie miała już ku temu sposobności. Westchnęła ciężko, ciągle obserwując posępne, angielskie fale. Grecja, konkretniej Kreta, była dla niej nieskończenie przyjemniejszym miejscem, ale biorąc pod uwagę życiowy cel, do którego dążyła i kolosalną grecką nieprzydatność w tej materii, należało przełknąć gorzką pigułkę. Z drugiej jednak strony, nikt nie zabraniał jej marzyć, prawda?
- Moje wesele na pewno odbędzie się na Krecie. Znowu będziemy ostatnimi, które dadzą radę tańczyć sirtósa. I roztłuczemy tysiące talerzy. A jak mój małżonek postanowi kręcić nosem, to zagrożę zerwaniem zaręczyn - uśmiechnęła się sama do siebie, zadowolona z diabolicznego planu. Niezbyt cieszyła się jednak z melancholii, która ogarniała ją przy wyobrażeniach pełnych śródziemnomorskiego słońca, dlatego też ucichła na nowo, starając się wyprzeć zbędne myśli z głowy. Nemo na pewno potrafiła to zrobić ot tak, a ona zamierzała się tego kiedyś nauczyć.
Wzdychała ciężko za każdym razem, gdy słyszała dokładnie tę samą formułkę przy swoich powrotach z Grecji. Teraz jej wydźwięk zdawał się tym bardziej pełen tęsknoty, i od ilu nie wyszłaby osób, nigdy nie brzmiała tak samo. Z największymi emocjami zawsze wypowiadała ją Nemesis, wiecznie zmartwiona o siostry, które traktowała prawie jak córki, mimo że w całej tej radości Febe starała się ją trochę wyprzedzić. Najgorzej radził sobie oczywiście ojciec, który niczym sama Anglia raczył Persefonę chłodem, pochmurnością i odległymi, wzburzonymi falami. Przez dwadzieścia lat życia można się do tego przyzwyczaić, gorzej, że przez tych pierwszych kilka(naście) relacja na tej linii wyglądała o wiele pozytywniej. Czasami Perse żałowała urodzenia się dziewczęciem, z tego tylko i wyłącznie powodu. Mając trochę inne proporcje ciała, niższy, bardziej chropowaty głos, znacznie mniej delikatne rysy twarzy i chlubiąc się pozostałym zestawem cech typowo męskich, z pewnością o wiele łatwiej mogłaby mu zaimponować. Co ważne, to nie ona byłaby "towarem na sprzedaż".
Ale te myśli nie zaprzątały jej głowy, przynajmniej na początku, w miarę jak pozwalała twarzy coraz mocniej zachodzić czerwienią od bezlitosnego wiatru. Skupiała się raczej na wspominaniu wszystkiego, co obserwowane teraz przez oliwkowe oczy wybrzeże miało do zaoferowania w rejonie dziecięcych historii. Opowieść z jeziorem, druzgotkami i kolanem w tle również miała swoje pięć chwil podczas licznych projekcji, ale było ich zbyt wiele, aby akurat ta zyskała wyjątkową pozycję. Na tym chyba trochę polegał problem Calliope - dzieciństwo miała tak przepełnione wszelakimi przygodami, że ledwo kto mógł za nią nadążyć i wyniosła to, siłą rzeczy, nawet do swojej hipotetycznej dorosłości. Bardziej istotne, a przy tym godne pochwały, jest właśnie ciągłe ze strony Nemesis ganianie za jedną z młodszych Erynii. Sama zainteresowana bardzo doceniała ów proceder, tak jak i Nemo samą w sobie. Podziwiała ją nad wyraz mocno, kochała jeszcze mocniej, na tyle, że czasami musiała przystanąć i zastanowić się, czy nie popełnia już w danym momencie jakiejś wybitnej zbrodni. Na szczęście do siostrzanych ust nigdy nie jej nie ciągnęło, toteż zawsze mogła z ulgą odetchnąć, dochodząc do wniosku, że nie jest bohaterką jednej z tych książek, które służyły jako "przestroga przez przykład", traktując przez setki stron o katuszach wynikających z przekroczenia granic. Potrzebowała takiego pierwiastka normalności w swojej osobie. Pomimo doskonałego wychowania, nigdy nie czuła się wystarczająco wpasowana w rzeczywistość - ba, wszelkie próby zewnętrznego wepchnięcia jej w powszechnie akceptowane wzorce zachowań zdawały się irytować ją ponad wszystko. Z tegoż względu była niebywale zdenerwowana na ojca, bo przecież zamążpójście równało się największemu ze wszystkich wepchnięciu niesfornego elementu w szereg. Czemu to Andromeda nie mogła decydować, kiedy Persephone da się zaobrączkować?
- Nie ukrywam, że cieszę się z jego dotychczasowych niepowodzeń - mruknęła smutno, opierając głowę o ramię siostry - Trochę boli mnie, że z tobą bardziej mu się udało - dodała jeszcze, starając się bardziej wtulić w Nemesis, ale nie miała już ku temu sposobności. Westchnęła ciężko, ciągle obserwując posępne, angielskie fale. Grecja, konkretniej Kreta, była dla niej nieskończenie przyjemniejszym miejscem, ale biorąc pod uwagę życiowy cel, do którego dążyła i kolosalną grecką nieprzydatność w tej materii, należało przełknąć gorzką pigułkę. Z drugiej jednak strony, nikt nie zabraniał jej marzyć, prawda?
- Moje wesele na pewno odbędzie się na Krecie. Znowu będziemy ostatnimi, które dadzą radę tańczyć sirtósa. I roztłuczemy tysiące talerzy. A jak mój małżonek postanowi kręcić nosem, to zagrożę zerwaniem zaręczyn - uśmiechnęła się sama do siebie, zadowolona z diabolicznego planu. Niezbyt cieszyła się jednak z melancholii, która ogarniała ją przy wyobrażeniach pełnych śródziemnomorskiego słońca, dlatego też ucichła na nowo, starając się wyprzeć zbędne myśli z głowy. Nemo na pewno potrafiła to zrobić ot tak, a ona zamierzała się tego kiedyś nauczyć.
Gość
Gość
Persefona i ja jesteśmy zupełnie różne, a przy tym tak bardzo podobne.
Czasami wydaje mi się, że chce wszystkiemu zaprzeczać, odwracać bieg wydarzeń i zatrzymywać wiatr, ale wiem dobrze, że przemawia przez nią nie tyle buta, co chęć dokonywania rzeczy wielkich, bycia ponad wszystko i osiągania więcej niż inni, wedle własnego schematu, nie zapisanego w żadnym podręczniku. Trochę ją w tym rozumiem, bo sama nie do końca pojmuję granice, bliższa jest mi teoria nieskończenie pięknego Chaosu. Nie igram jednak z naturą ani nie podważam jej praw i zamiast wzniecać ogień, wolę być wodą, która wpasowuje się w kształty dowolnego zbiornika, przedziera przez wąskie cieśniny, kropla po kropli przemaka przez najtwardsze skały. Jest niby źródłem życia – ale kiedy tylko wymknie się spod kontroli, sieje spustoszenie i odbiera to, co do niej należne. Jest też tak, że czasami mijasz ją bez żalu – zwykle, gdy zapełni jakąś wyrwę w chodniku po deszczu, potrafi też jednak zupełnie odebrać rozum i przez długie godziny nie pozwalać ci oderwać od siebie wzroku, a ty nawet nie zauważysz, kiedy staniesz się jej więźniem, przykutym do wybrzeża.
Chyba muszę być szalona, skoro dostrzegam piękno w takim więzieniu.
Nie czuję się z tym wcale źle, że mój niespokojny umysł zamknięty jest w ciele kobiety. W lustro spoglądam ze świadomym zachwytem nad własną sylwetką, nie rozpatrując siebie jako słabszego ogniwa ludzkości. Zależność od ojca nie jest mi nie na rękę, wręcz przeciwnie – otwiera przede mną wiele furtek; nawet narzeczeństwa (również wtedy, gdy wydawało się tylko odległą wizją przyszłości) nie traktowałam nigdy jak próby zamknięcia mnie w klatce, będącej zwieńczeniem ojcowskich oczekiwań. Kobiety lubiły ubolewać nad swoim losem tylko dlatego, że kazano im nosić obrączki na znak wierności. Lubiły zrzucać winę na zachłannych, okrutnych i władczych mężczyzn, którzy byli ciemiężcami ich losów, jakby same zupełnie zapomniały, że gdyby tylko chciały, mogłyby przecież oswajać najdziksze bestie. Do tego nie trzeba ani silnych ramion, ani niskiego głosu, ani stanowczego głosu. Ćma w swojej ulotności ma więcej szans na przeżycie spotkania ze smokiem niż jeleń czy niedźwiedź.
Bądź ćmą, Persefono. Albo motylem, jeśli wydają ci się piękniejsze.
Podaję siostrze kubek napelniony ciepłą herbatą z dodatkiem whisky, żeby lepiej rozgrzewała. Grudzień w Anglii i grudzień na Krecie nie ma ze sobą za wiele wspólnego. Kiedy tutaj kulimy się pod puchatymi kocami, tam mogłybyśmy tańczyć na plaży w swoich lekkich sukienkach i popijać schłodzone wino. To z Anglią jednak wiążę swoją przyszłość, tutaj piastuję istotne znajomości, nawiązuję owocne współprace. Grecja jest bardziej zaściankowa... a może po prostu wbrew pozorom czuję, że tutaj mogę więcej, bo nikt nie patrzy mi na ręce; bo nie ma babek ani ciotek, które za każdym razem zwracają uwagę ile pierścionków noszę na palcach.
- Żadna z nas nie wydaje się tym radować, ale nie widzę tez powodu do goryczy. I tak zbliżam się do wieku, w którym powoli przestaje mi wypadać być panną. Nie sądzę, by małżeństwo z kimkolwiek wniosło w moje życie coś więcej, poza zmianą nazwiska, choć może nie powinnam niczego zakładać. Może są na tym świecie ludzie bardziej zepsuci ode mnie. - Mówię na przekór, choć uśmiecham się na te słowa z niepokojącą wręcz lekkością. - Jest tyle fascynujących sposobów na to, by oswoić człowieka. - W końcu narzeczony też człowiek.
Dobrze mi, kiedy siostra wtula się we mnie mocniej, bo czuję wtedy, że jednak szuka jeszcze we mnie oparcia, że jeszcze nie wszystko stracone, że słucha mnie, nawet jeśli na końcu postąpi wbrew wszystkiemu, a to chyba akurat ma zapisane we krwi. Odkąd skończyłam jedenaście lat nigdy nie postąpiłam tak, jak chciała matka.
- O ile do wesela w ogóle dojdzie. Nie pozwolę ojcu wydać cię za kogoś, kto nie będzie tego wart, obawiam się jednak, że nie uchronisz się przed zamążpójściem. Chyba, że naprawdę chcesz ściągnąć na siebie gniew bogów. - W tym i mój, bo czyż nie byłam spadkobierczynią ich boskości? - Tupanie nóżką nie jest najmądrzejszym wyjściem, Perso. Co, jeśli ojciec znajdzie ci narzeczonego, który będzie szlachetnie urodzony? Nie powinnaś wówczas wypuszczać takiej szansy z rąk. Anglia to nie Grecja, tutaj zasługi nie wystarczają.
Czasami wydaje mi się, że chce wszystkiemu zaprzeczać, odwracać bieg wydarzeń i zatrzymywać wiatr, ale wiem dobrze, że przemawia przez nią nie tyle buta, co chęć dokonywania rzeczy wielkich, bycia ponad wszystko i osiągania więcej niż inni, wedle własnego schematu, nie zapisanego w żadnym podręczniku. Trochę ją w tym rozumiem, bo sama nie do końca pojmuję granice, bliższa jest mi teoria nieskończenie pięknego Chaosu. Nie igram jednak z naturą ani nie podważam jej praw i zamiast wzniecać ogień, wolę być wodą, która wpasowuje się w kształty dowolnego zbiornika, przedziera przez wąskie cieśniny, kropla po kropli przemaka przez najtwardsze skały. Jest niby źródłem życia – ale kiedy tylko wymknie się spod kontroli, sieje spustoszenie i odbiera to, co do niej należne. Jest też tak, że czasami mijasz ją bez żalu – zwykle, gdy zapełni jakąś wyrwę w chodniku po deszczu, potrafi też jednak zupełnie odebrać rozum i przez długie godziny nie pozwalać ci oderwać od siebie wzroku, a ty nawet nie zauważysz, kiedy staniesz się jej więźniem, przykutym do wybrzeża.
Chyba muszę być szalona, skoro dostrzegam piękno w takim więzieniu.
Nie czuję się z tym wcale źle, że mój niespokojny umysł zamknięty jest w ciele kobiety. W lustro spoglądam ze świadomym zachwytem nad własną sylwetką, nie rozpatrując siebie jako słabszego ogniwa ludzkości. Zależność od ojca nie jest mi nie na rękę, wręcz przeciwnie – otwiera przede mną wiele furtek; nawet narzeczeństwa (również wtedy, gdy wydawało się tylko odległą wizją przyszłości) nie traktowałam nigdy jak próby zamknięcia mnie w klatce, będącej zwieńczeniem ojcowskich oczekiwań. Kobiety lubiły ubolewać nad swoim losem tylko dlatego, że kazano im nosić obrączki na znak wierności. Lubiły zrzucać winę na zachłannych, okrutnych i władczych mężczyzn, którzy byli ciemiężcami ich losów, jakby same zupełnie zapomniały, że gdyby tylko chciały, mogłyby przecież oswajać najdziksze bestie. Do tego nie trzeba ani silnych ramion, ani niskiego głosu, ani stanowczego głosu. Ćma w swojej ulotności ma więcej szans na przeżycie spotkania ze smokiem niż jeleń czy niedźwiedź.
Bądź ćmą, Persefono. Albo motylem, jeśli wydają ci się piękniejsze.
Podaję siostrze kubek napelniony ciepłą herbatą z dodatkiem whisky, żeby lepiej rozgrzewała. Grudzień w Anglii i grudzień na Krecie nie ma ze sobą za wiele wspólnego. Kiedy tutaj kulimy się pod puchatymi kocami, tam mogłybyśmy tańczyć na plaży w swoich lekkich sukienkach i popijać schłodzone wino. To z Anglią jednak wiążę swoją przyszłość, tutaj piastuję istotne znajomości, nawiązuję owocne współprace. Grecja jest bardziej zaściankowa... a może po prostu wbrew pozorom czuję, że tutaj mogę więcej, bo nikt nie patrzy mi na ręce; bo nie ma babek ani ciotek, które za każdym razem zwracają uwagę ile pierścionków noszę na palcach.
- Żadna z nas nie wydaje się tym radować, ale nie widzę tez powodu do goryczy. I tak zbliżam się do wieku, w którym powoli przestaje mi wypadać być panną. Nie sądzę, by małżeństwo z kimkolwiek wniosło w moje życie coś więcej, poza zmianą nazwiska, choć może nie powinnam niczego zakładać. Może są na tym świecie ludzie bardziej zepsuci ode mnie. - Mówię na przekór, choć uśmiecham się na te słowa z niepokojącą wręcz lekkością. - Jest tyle fascynujących sposobów na to, by oswoić człowieka. - W końcu narzeczony też człowiek.
Dobrze mi, kiedy siostra wtula się we mnie mocniej, bo czuję wtedy, że jednak szuka jeszcze we mnie oparcia, że jeszcze nie wszystko stracone, że słucha mnie, nawet jeśli na końcu postąpi wbrew wszystkiemu, a to chyba akurat ma zapisane we krwi. Odkąd skończyłam jedenaście lat nigdy nie postąpiłam tak, jak chciała matka.
- O ile do wesela w ogóle dojdzie. Nie pozwolę ojcu wydać cię za kogoś, kto nie będzie tego wart, obawiam się jednak, że nie uchronisz się przed zamążpójściem. Chyba, że naprawdę chcesz ściągnąć na siebie gniew bogów. - W tym i mój, bo czyż nie byłam spadkobierczynią ich boskości? - Tupanie nóżką nie jest najmądrzejszym wyjściem, Perso. Co, jeśli ojciec znajdzie ci narzeczonego, który będzie szlachetnie urodzony? Nie powinnaś wówczas wypuszczać takiej szansy z rąk. Anglia to nie Grecja, tutaj zasługi nie wystarczają.
I'm drifting in deep water
No matter how far I drift deep waters won't scare me tonight
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ogień był bardzo w stylu Persefony. Gdyby howarckie domy zamiast nazwisk swych założycieli miały chlubić się nazwami żywiołów, nikogo nie zdziwiłoby jej członkostwo w nim. Choć to nieco smutne, bo jedynie akcentuje przepaść pomiędzy nią a Nemesis, to z pewnością służy też za swoisty dowód jej niepowtarzalności. Perse jest zbyt niecierpliwa i nieprzewidywalna, żeby drążyć skały. Gdyby miała stopić głaz po milionie lat, wolałaby poddać się po godzinie, aby znaleźć cel bardziej wystawiony na wyciągnięcie ręki. Chyba tylko w swej smoczej pogoni była równie jednolita i nieustępliwa, tylko w niej trzymała się raz obranej ścieżki, tylko dla osiągnięcia tego celu zgodziła się pozostać w Anglii, jej odosobnione ziemie wystawiając na niebezpieczeństwo pożarcia przez szalejące płomienie. A jednak sama siebie nie postrzegała w ten sposób. Nie widziała w swoich działaniach alegorii dla ognistych szaleństw. Prawdę powiedziawszy, nie widziała nawet w sobie żadnych wybijających się cech. Pewna była głównie tego, że jest inna od najstarszej siostry i chciała to zmienić. Postronni obserwatorzy wiedzą jednak, jak trudnym może to być przedsięwzięciem, skoro Calliope - przeciwnie do Andromedy - w żadnym więzieniu nie potrafiła dostrzec pozytywów. Trudno stwierdzić, czy to kwestia dorosłości, charakteru, czy może po prostu spojrzenia na świat. Oczywistą oczywistość stanowiło jednak to, że ich różnice tylko pomagały w zacieśnieniu więzi. Identyczni ludzie prędzej czy później zaczynają siebie nawzajem przerażać.
Z przyjemnością ujęła w dłonie ciepły kubek, przyjmując błogą zmianę temperatury jak najczystsze błogosławieństwo. Momentalnie upiła kilka łyków, na koniec wzdychając z wyraźną ulgą. Mimo że swoisty, alkoholowy prąd wyraźnie drażnił jej podniebienie, doceniała każdy przejaw wyraźnej troski. Do głowy jej nie przyszło, żeby spytać, czemu po prostu nie pójdą się ogrzać w domostwie, bo na dobrą sprawę i tak znała odpowiedź. Magiczny spokój angielskich fal oczarowywał Nemo, a ona chciała dowiedzieć się, jak to jest tkwić w podobnym oczarowaniu. Płomienie ognistego charakteru nie dawały się ujarzmić, mimo że nastrojowość dotychczasowych minut wyraźnie przemawiała do młodszej pół-Greczynki. Nie można jednak powiedzieć tego samego o tym, co starała się przekazać starsza.
- Nie jesteś zepsuta - wręcz syknęła w odpowiedzi, szczerze nienawidząc, gdy Nemesis określała się w podobny sposób. Gdy jej największy autorytet określał się w podobny sposób. Podświadomie odbierała to za osobisty atak, gdyż wtedy miała prawo czuć, że jest bezgranicznie wpatrzona w niewłaściwą osobę, że jej idealistyczny obraz Nemesis Valhakis burzy się w kilka krótkich chwil. Jej nastrój od razu przybrał nowy, o wiele mniej idylliczny charakter, ale powrócił do poprzedniego stanu równie prędko. Nie byłaby sobą, gdyby nie uśmiechnęła się szeroko na zapewnienia, że jej mentorka na cokolwiek ojcu nie pozwoli, mimo że tak na dobrą sprawę nie miała wystarczającej władzy w rodzinie.
- Wiem. I nie wypuszczę. Owinę go sobie wokół palca. A ty mi w tym pomożesz, bo przecież nie ma lepszej nauczycielki manipulacji - podniosła głowę, chcąc spojrzeć na siostrę, ale siedząc wtulona w nią do granic możliwości nie miała ku temu zbytniej sposobności. Tym niemniej uśmiechnęła się ponownie, raz jeszcze upijając kilka łyków herbaty, niezmiennie krzywiąc się przy alkoholowym posmaku.
- Zastanawiam się, czy ojciec dopuści mnie kiedykolwiek do sklepu. Głupio mi, że sama z Danae miałabyś go mieć na głowie. Chyba wolałabym wam pomagać, mimo że żadna ze mnie mistrzyni wyrabiania amuletów. Babcia Atena mówiła, że mogłaby namówić dziadka żeby mnie poduczył, ale wspomniała jeszcze, że pewnie zajęłoby to gdzieś ponad rok skrupulatnej pracy. Brzmiało jak szantaż, żebym została na dłużej - oznajmiła, w myślach dopowiadając krótkie "i bardzo bym chciała", którego nie miała serca wypowiedzieć na głos. Męczyło ją to wieczne rozerwanie pomiędzy dwiema wyspami, a także pomiędzy rodziną a prawdziwą ojczyzną. Gdyby tylko mogła, zabrałaby wszystkie Valhakisówny na Kretę i tam spędziłaby z nimi resztę swojego życia.
Z przyjemnością ujęła w dłonie ciepły kubek, przyjmując błogą zmianę temperatury jak najczystsze błogosławieństwo. Momentalnie upiła kilka łyków, na koniec wzdychając z wyraźną ulgą. Mimo że swoisty, alkoholowy prąd wyraźnie drażnił jej podniebienie, doceniała każdy przejaw wyraźnej troski. Do głowy jej nie przyszło, żeby spytać, czemu po prostu nie pójdą się ogrzać w domostwie, bo na dobrą sprawę i tak znała odpowiedź. Magiczny spokój angielskich fal oczarowywał Nemo, a ona chciała dowiedzieć się, jak to jest tkwić w podobnym oczarowaniu. Płomienie ognistego charakteru nie dawały się ujarzmić, mimo że nastrojowość dotychczasowych minut wyraźnie przemawiała do młodszej pół-Greczynki. Nie można jednak powiedzieć tego samego o tym, co starała się przekazać starsza.
- Nie jesteś zepsuta - wręcz syknęła w odpowiedzi, szczerze nienawidząc, gdy Nemesis określała się w podobny sposób. Gdy jej największy autorytet określał się w podobny sposób. Podświadomie odbierała to za osobisty atak, gdyż wtedy miała prawo czuć, że jest bezgranicznie wpatrzona w niewłaściwą osobę, że jej idealistyczny obraz Nemesis Valhakis burzy się w kilka krótkich chwil. Jej nastrój od razu przybrał nowy, o wiele mniej idylliczny charakter, ale powrócił do poprzedniego stanu równie prędko. Nie byłaby sobą, gdyby nie uśmiechnęła się szeroko na zapewnienia, że jej mentorka na cokolwiek ojcu nie pozwoli, mimo że tak na dobrą sprawę nie miała wystarczającej władzy w rodzinie.
- Wiem. I nie wypuszczę. Owinę go sobie wokół palca. A ty mi w tym pomożesz, bo przecież nie ma lepszej nauczycielki manipulacji - podniosła głowę, chcąc spojrzeć na siostrę, ale siedząc wtulona w nią do granic możliwości nie miała ku temu zbytniej sposobności. Tym niemniej uśmiechnęła się ponownie, raz jeszcze upijając kilka łyków herbaty, niezmiennie krzywiąc się przy alkoholowym posmaku.
- Zastanawiam się, czy ojciec dopuści mnie kiedykolwiek do sklepu. Głupio mi, że sama z Danae miałabyś go mieć na głowie. Chyba wolałabym wam pomagać, mimo że żadna ze mnie mistrzyni wyrabiania amuletów. Babcia Atena mówiła, że mogłaby namówić dziadka żeby mnie poduczył, ale wspomniała jeszcze, że pewnie zajęłoby to gdzieś ponad rok skrupulatnej pracy. Brzmiało jak szantaż, żebym została na dłużej - oznajmiła, w myślach dopowiadając krótkie "i bardzo bym chciała", którego nie miała serca wypowiedzieć na głos. Męczyło ją to wieczne rozerwanie pomiędzy dwiema wyspami, a także pomiędzy rodziną a prawdziwą ojczyzną. Gdyby tylko mogła, zabrałaby wszystkie Valhakisówny na Kretę i tam spędziłaby z nimi resztę swojego życia.
Gość
Gość
Chyba tylko domieszka krwi rodu Burke sprawiła, że Tiara nie posłała Persy do Gryffindoru, a może zrobiła to jej ambicja, która aż prosiła się o umieszczenie w dormitorium pod jeziorem? Plany mojej siostry zawsze sięgały daleko, nawet, kiedy inni zwykli jedynie uśmiechać się kpiąco na ich brzmienie. Niedocenianie potęgi umysłu drugiego człowieka było niezwykle pospolitym, niewybaczalnym błędem, który popełniał każdy śmiertelnik – jakby permanentnie zapominając, że potrzeba jednej iskry, by spalić cały las. Persefona zaś była żywym ogniem. Chcąc lub nie, krążył on w żyłach każdej z nas, wytargany z samej Krety, zdającej się być kolebką niespożytej energii, jakby ze źródeł faktycznie biła tam ambrozja. Była jakaś nieopisana moc w tej całej naszej greckości, pewnie dlatego tak chętnie tam wracałyśmy, a w swoim towarzystwie zawsze rozmawiałyśmy w rodzimym języku ojca. Od śmierci matki Angielski był w zasadzie rzadko słyszany w domu, i chyba tylko obecność najmłodszej Erynii skłaniała domowników do tego, by jednak nie zapominać o drugim języku macierzystym. Zaskakująco – to właśnie Febe, pomimo dorastania w wyraźnej dysproporcji przenikających się kultur – zdawała się być najbardziej Brytyjska z naszej czwórki.
- To naprawdę urocze, że zaprzeczasz. - Uśmiecham się do hipnotyzujących fal, powoli zamykając powieki, by wsłuchać się w melodie grane przez burzące się morze. Siostry znają mnie jak nikt inny – choć może najmłodsza Febe jeszcze nie rozumie pewnych zachowań. Persefona dobrze wie, że lubię mówić o swoim zimnym sercu, a tak naprawdę nie posiadam go wcale, chociaż jakimś cudem nieustannie bije dla trzech Erynii.
- Owijać wokół palca? Siostro, zapewniam cię, że nie będziesz musiała. Ktokolwiek nie zostanie wyznaczony na twojego narzeczonego, będzie tobą oczarowany. A z okazji zaręczyn wyprawimy w domu wielkie, Greckie przyjęcie dla całej śmietanki towarzyskiej. Sprosimy muzyków z Krety, wyciągniemy z piwnic najlepsze wino, a stoły będą pękać od tradycyjnych potraw. Zawsze zastanawiało mnie, czy Anglicy mają w sobie na tyle sił, by tańczyć do świtu. - Kładę dłoń na czubku głowy Persefony, delikatnie gładząc ją po włosach, jakbym chciała w ten sposób zapewnić ją, że choć zdanie ojca jest najważniejsze i niepodważalne, zawsze znajdę sposób, by uchronić ją przed najmniejszym złem.
- Czasami mam wrażenie, że babcia chciałaby zatrzymać tam nas wszystkie na zawsze. Kiedy byłam tam rok temu, chyba próbowała zeswatać mnie z naszym kuzynem. - Wspomnienie Krety jak zwykle wywołuje na mojej twarzy błogi uśmiech, a może jego przyczyną była przyjemnie rozgrzewająca herbata, którą wlałam do gardła. - Jeśli chcesz mogę z nim porozmawiać, tylko... co ze smokami? Myślałam, że tylko dla nich wróciłaś do Anglii.
- To naprawdę urocze, że zaprzeczasz. - Uśmiecham się do hipnotyzujących fal, powoli zamykając powieki, by wsłuchać się w melodie grane przez burzące się morze. Siostry znają mnie jak nikt inny – choć może najmłodsza Febe jeszcze nie rozumie pewnych zachowań. Persefona dobrze wie, że lubię mówić o swoim zimnym sercu, a tak naprawdę nie posiadam go wcale, chociaż jakimś cudem nieustannie bije dla trzech Erynii.
- Owijać wokół palca? Siostro, zapewniam cię, że nie będziesz musiała. Ktokolwiek nie zostanie wyznaczony na twojego narzeczonego, będzie tobą oczarowany. A z okazji zaręczyn wyprawimy w domu wielkie, Greckie przyjęcie dla całej śmietanki towarzyskiej. Sprosimy muzyków z Krety, wyciągniemy z piwnic najlepsze wino, a stoły będą pękać od tradycyjnych potraw. Zawsze zastanawiało mnie, czy Anglicy mają w sobie na tyle sił, by tańczyć do świtu. - Kładę dłoń na czubku głowy Persefony, delikatnie gładząc ją po włosach, jakbym chciała w ten sposób zapewnić ją, że choć zdanie ojca jest najważniejsze i niepodważalne, zawsze znajdę sposób, by uchronić ją przed najmniejszym złem.
- Czasami mam wrażenie, że babcia chciałaby zatrzymać tam nas wszystkie na zawsze. Kiedy byłam tam rok temu, chyba próbowała zeswatać mnie z naszym kuzynem. - Wspomnienie Krety jak zwykle wywołuje na mojej twarzy błogi uśmiech, a może jego przyczyną była przyjemnie rozgrzewająca herbata, którą wlałam do gardła. - Jeśli chcesz mogę z nim porozmawiać, tylko... co ze smokami? Myślałam, że tylko dla nich wróciłaś do Anglii.
I'm drifting in deep water
No matter how far I drift deep waters won't scare me tonight
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jeśli stworzyć wybitnie obiektywny ranking rzeczy, idei, zachowań oraz osób, które bez problemu doprowadzały Persefonę do szału, najwyższe noty z pewnością można byłoby przypisać kolejno uśmiechom kpiącym z jej ambicji, a także temu, że Febe otwarcie manifestowała - choć w ogromnym stopniu nieświadomie - wyraźną przewagę brytyjskiego pierwiastka w swojej osobie. Z drugiej strony to nie tak, że zamierzała głośno krzyczeć i wyrywać włosy, bo przecież nie tego uczyła się od najstarszej siostry, ale też nie lubowała się w długoterminowym kryciu swego oburzenia. Oba te irytujące elementy rzeczywistości były swoistym dowodem na to, że przez dwadzieścia krótkich lat życia Calliope w pewien sposób zawiodła, nie dopięła swego. I rzeczywiście, nikomu nie zdołała jeszcze udowodnić słuszności w tym, jak wielkie są jej plany na przyszłość, a już tym bardziej nie udało jej się w dostatecznym stopniu zarazić młodziutkiej kruszyny miłością do prawdziwej ojczyzny. "Okrutny losie, smutku życia," wołała czasami, nierzadko w prześmiewczo pompatycznym tonie - "dlaczego obarczono mnie tak straszliwym brzemieniem?"
Skrzywiła się dodatkowo, ugodzona kolejnym nielubianym przez siebie stwierdzeniem, tym razem traktującym o jej rzekomym uroku, tudzież uroku tego, co mówiła. Zawsze uważała i uważać będzie, że jeśli człowiek uznawany jest za urokliwego, to jest to tylko i wyłącznie w sensie bliskim prześmiewczemu, a co za tym idzie - niedoceniającym. Akurat ona ponad wszystko chciała być w świecie doceniana, podziwiana, może kiedyś nawet sławiona jak dawne, greckie boginie.
- Prawdziwe, nie urocze. Ty nie jesteś zepsuta, ja nie jestem urocza - burknęła więc, z wyraźnym grymasem na twarzy i ruszyła się trochę w siostrzanym uścisku, starając się dźgnąć Nemesis łokciem w bok. Niech raz na zawsze nauczy się, że jej mała Persephone w całej swej maleńkości jest mądra, straszna i wpływowa!
- Oczarowany nie znaczy od razu chętny do wspierania moich dążeń - zauważyła, popijając następnie łyk elektryzującej herbaty - Tak na dobrą sprawę, ślub w Grecji będzie dobrym wyznacznikiem jego... hm, uległości. Nie mogę się dać zamknąć w klatce i ładnie ćwierkać dla coraz to kolejnych gości, Nemesis, sama dobrze o tym wiesz. A gdybym miała wyjść za arystokratę, to właśnie do tego cała jego rodzina będzie chciała mnie zdegradować. Ale niech będzie, że trochę mnie przekupiłaś tym przyjęciem - uśmiechnęła się szeroko, odklejając się na chwilę od Nemo i pokazując jej świeżo przywdziany wyraz twarzy, który jako panna z naprawdę dobrego domu skrupulatnie przez wiele lat wyćwiczyła. Co prawda w większości był on absolutnie fałszywy, ale tym razem znalazła się w nim niemała doza szczerości, bo przecież skierowany był do jednej z niewielu osób, przed którymi Persephone nie miała absolutnie żadnych tajemnic. Uśmiechnęła się tym bardziej, że poczuła na włosach ukochany dotyk siostrzanej dłoni.
- Do Anglii wróciłam dla was - żachnęła się, wbijając palec w klatkę piersiową Andromedy, wyraźnie niezadowolona z chybionych myśli siostry i omijając sposobność do dłuższego wspominania babci - Powinnaś wiedzieć, że rzuciłabym smoki w cholerę, gdybym miała wybierać między nimi a tobą, Dany i Febs. Jeśli nie chcesz, to nie zawracaj mu głowy. Chodzi o to, że czuję się trochę winna. Z własnej winy doprowadziłam do takiej sytuacji i zdaje mi się, że się przez to trochę rozdzielamy. Zawsze wszystko razem, a teraz nagle jak przychodzi do opieki nad sklepem... praktycznie mnie tam nie ma. Pewnie nawet gdybym się pojawiła, to by mnie jak najprędzej wyprosił. Hm, bycie czarną owcą chyba nie jest tak pociągające, jak je malują w literaturze - stwierdziła na koniec, roześmiawszy się nieco i chwyciwszy raz jeszcze za termos, aby upić z niego ostatni jak na razie łyk herbaty. Potem westchnęła ciężko, jak gdyby nagle przypomniała sobie, że prędzej czy później będzie trzeba wstać, wracając do rzeczywistości.
- Właśnie, będę się starała o staż w rezerwacie Rosierów. Napisałam już list. Ciekawe, czy ojciec to pochwali - posłała pytanie w eter, niezbyt oczekując odpowiedzi.
Skrzywiła się dodatkowo, ugodzona kolejnym nielubianym przez siebie stwierdzeniem, tym razem traktującym o jej rzekomym uroku, tudzież uroku tego, co mówiła. Zawsze uważała i uważać będzie, że jeśli człowiek uznawany jest za urokliwego, to jest to tylko i wyłącznie w sensie bliskim prześmiewczemu, a co za tym idzie - niedoceniającym. Akurat ona ponad wszystko chciała być w świecie doceniana, podziwiana, może kiedyś nawet sławiona jak dawne, greckie boginie.
- Prawdziwe, nie urocze. Ty nie jesteś zepsuta, ja nie jestem urocza - burknęła więc, z wyraźnym grymasem na twarzy i ruszyła się trochę w siostrzanym uścisku, starając się dźgnąć Nemesis łokciem w bok. Niech raz na zawsze nauczy się, że jej mała Persephone w całej swej maleńkości jest mądra, straszna i wpływowa!
- Oczarowany nie znaczy od razu chętny do wspierania moich dążeń - zauważyła, popijając następnie łyk elektryzującej herbaty - Tak na dobrą sprawę, ślub w Grecji będzie dobrym wyznacznikiem jego... hm, uległości. Nie mogę się dać zamknąć w klatce i ładnie ćwierkać dla coraz to kolejnych gości, Nemesis, sama dobrze o tym wiesz. A gdybym miała wyjść za arystokratę, to właśnie do tego cała jego rodzina będzie chciała mnie zdegradować. Ale niech będzie, że trochę mnie przekupiłaś tym przyjęciem - uśmiechnęła się szeroko, odklejając się na chwilę od Nemo i pokazując jej świeżo przywdziany wyraz twarzy, który jako panna z naprawdę dobrego domu skrupulatnie przez wiele lat wyćwiczyła. Co prawda w większości był on absolutnie fałszywy, ale tym razem znalazła się w nim niemała doza szczerości, bo przecież skierowany był do jednej z niewielu osób, przed którymi Persephone nie miała absolutnie żadnych tajemnic. Uśmiechnęła się tym bardziej, że poczuła na włosach ukochany dotyk siostrzanej dłoni.
- Do Anglii wróciłam dla was - żachnęła się, wbijając palec w klatkę piersiową Andromedy, wyraźnie niezadowolona z chybionych myśli siostry i omijając sposobność do dłuższego wspominania babci - Powinnaś wiedzieć, że rzuciłabym smoki w cholerę, gdybym miała wybierać między nimi a tobą, Dany i Febs. Jeśli nie chcesz, to nie zawracaj mu głowy. Chodzi o to, że czuję się trochę winna. Z własnej winy doprowadziłam do takiej sytuacji i zdaje mi się, że się przez to trochę rozdzielamy. Zawsze wszystko razem, a teraz nagle jak przychodzi do opieki nad sklepem... praktycznie mnie tam nie ma. Pewnie nawet gdybym się pojawiła, to by mnie jak najprędzej wyprosił. Hm, bycie czarną owcą chyba nie jest tak pociągające, jak je malują w literaturze - stwierdziła na koniec, roześmiawszy się nieco i chwyciwszy raz jeszcze za termos, aby upić z niego ostatni jak na razie łyk herbaty. Potem westchnęła ciężko, jak gdyby nagle przypomniała sobie, że prędzej czy później będzie trzeba wstać, wracając do rzeczywistości.
- Właśnie, będę się starała o staż w rezerwacie Rosierów. Napisałam już list. Ciekawe, czy ojciec to pochwali - posłała pytanie w eter, niezbyt oczekując odpowiedzi.
Gość
Gość
- Jak więc inaczej nazwiesz człowieka bez skrupułów? Bez sumienia? O wyjątkowo elastycznym kręgosłupie moralnym? - Licytuję kolejno cały zestaw swoich najlepszych cech. - Jak inaczej nazwiesz kogoś, kto ubiera najhaniebniejsze czyny w piękne słowa, zupełnie bagatelizując ich istnienie? - Persefona dobrze wie, jaką mam naturę, a pomimo tego nadal trwa przy mnie i widzę, jak krok po kroku podąża za moim cieniem, jak próbuje stać się mną, ale nie potrafi wygrać z własnym temperamentem.
Nigdy nie uważałam uroku za przejaw słabości, wręcz przeciwnie. Rzeczy niewinne pozwalały uśpić czujność, rozkochiwać w sobie całe rzesze ludzkości i pozostawać w łasce socjety. Nigdy nie odważyłabym się przypisać siostrze słabości, w naszych żyłach płynęła ta sama krew – a wśród naszych przodków ludzie słabi nie występowali.
- Rzymu też nie zbudowano od razu. Musisz nauczyć się cierpliwości, siostro. - Wiem, że przychodzi ci z trudem. - Przyjęcie weselne na Krecie byłoby z pewnością o wiele bardziej ekscytujące niż w Anglii, choć nie sądzę, by śmietanka towarzyska podzieliła nasz entuzjazm w tej kwestii. Damy raczej przywykły do widoku mężczyzn paradujących bez spodni. Po takiej uroczystości mielibyśmy połowę arystokracji na sumieniu. Masowe ludobójstwo. - Patrzę na Persefonę i przez chwilę wydaje mi się, że byłoby to ziszczenie wszystkich jej marzeń – bo czy po takim wyczynie nie pozostałoby nam nic innego, jak poszukiwanie azylu na Krecie? - Czasem myślę, że byłoby lepiej, gdyby ojciec znalazł ci kogoś mniej szlachetnie urodzonego. Dopóki do listy sporządzonej przez szlachetnego Cantankerusa Notta nie zostanie dopisane nazwisk Valhakis, nasz głos przeciwko arystokracji nic nie znaczy - i obie dobrze wiemy, że ten dzień nie nadejdzie. To nie my dyktujemy warunki. Brak głosu nie musi jednak wcale oznaczać klatki. Tylko sama ją sobie stworzysz, jeśli taka będzie twoja wola. Meandruj między konwenansami, ale pozwól innym poczuć, że dałaś się usidlić. I zaufaj ojcu. - Ojciec wie lepiej, siostro. W końcu pochodzi z samego od samych bogów olimpijskich, i choć ci wygnali go w odległe kraje, boskiej mądrości nie da się wykorzenić. - Widzisz, o tym właśnie mówię. Poszukiwanie alternatyw. To dość ryzykowne, ale jeśli zaprosimy aktorów, nie rodzinę, być może podsycimy płomień miłości do Grecji u innych? Być może wówczas sami poproszą o więcej?
Jeśli wybuduję most łączący te dwie skrajne cywilizacje, możecie okrzyknąć mnie geniuszem - żadne stare księgi, które tak skrupulatnie wertowałam, nie znalazły jeszcze recepty na przepaści kulturowe.
- Ale jednak nie czujesz, jakby to było twoje miejsce. - Zauważam, i pęka mi serce, którego nie mam. Zgasiłabym wszystkie gwiazdy na nieboskłonie, gdyby taka była wola Persefony, a jednak nie potrafiłam porzucić wszystkiego dla pozostania w Grecji – bo czyż nie taka była twoja wola, siostro? Chciałabyś nas tam wszystkie zatrzymać w tej wiecznej wiośnie, pośród ludzi niemoralnych i prostych, ramię w ramię z magią pulsującą z ziemi. - Nie rozdzielamy się. - Zaznaczam ostro, karcąc siostrę spojrzeniem za takie herezje. - Ojciec mógł wykluczyć cię z rodziny, ale tego nie zrobił. Jestem pewna, że gdybym się za tobą wstawiła, rozważyłby twoją edukację w tej dziedzinie. Talizmany to nasza tradycja, ale smoki... to piekielnie fascynujące stworzenia, choć ja zawsze wolałam kelpie czy hipokampusy. Ogień jest twoim żywiołem, siostro. Nie działaj wbrew naturze. Wiem, że kochasz wszystko, co Greckie, ale może nie powinnaś pozwolić temu angielskiemu pierwiastkowi obumrzeć w zalążku? - Może właśnie odnalazłyśmy furtkę, za którą wszystkie będziemy szczęśliwe? - To dobry wybór. Jestem pewna, że się dostaniesz, a ojciec nie ma powodów, by tego nie pochwalać. Pod warunkiem, że tym razem niczego nie będziesz próbowała ukraść...
Wówczas i ja tego nie pochwalę.
Ale i tak skoczę za tobą w ten twój ogień, Perso.
Nigdy nie uważałam uroku za przejaw słabości, wręcz przeciwnie. Rzeczy niewinne pozwalały uśpić czujność, rozkochiwać w sobie całe rzesze ludzkości i pozostawać w łasce socjety. Nigdy nie odważyłabym się przypisać siostrze słabości, w naszych żyłach płynęła ta sama krew – a wśród naszych przodków ludzie słabi nie występowali.
- Rzymu też nie zbudowano od razu. Musisz nauczyć się cierpliwości, siostro. - Wiem, że przychodzi ci z trudem. - Przyjęcie weselne na Krecie byłoby z pewnością o wiele bardziej ekscytujące niż w Anglii, choć nie sądzę, by śmietanka towarzyska podzieliła nasz entuzjazm w tej kwestii. Damy raczej przywykły do widoku mężczyzn paradujących bez spodni. Po takiej uroczystości mielibyśmy połowę arystokracji na sumieniu. Masowe ludobójstwo. - Patrzę na Persefonę i przez chwilę wydaje mi się, że byłoby to ziszczenie wszystkich jej marzeń – bo czy po takim wyczynie nie pozostałoby nam nic innego, jak poszukiwanie azylu na Krecie? - Czasem myślę, że byłoby lepiej, gdyby ojciec znalazł ci kogoś mniej szlachetnie urodzonego. Dopóki do listy sporządzonej przez szlachetnego Cantankerusa Notta nie zostanie dopisane nazwisk Valhakis, nasz głos przeciwko arystokracji nic nie znaczy - i obie dobrze wiemy, że ten dzień nie nadejdzie. To nie my dyktujemy warunki. Brak głosu nie musi jednak wcale oznaczać klatki. Tylko sama ją sobie stworzysz, jeśli taka będzie twoja wola. Meandruj między konwenansami, ale pozwól innym poczuć, że dałaś się usidlić. I zaufaj ojcu. - Ojciec wie lepiej, siostro. W końcu pochodzi z samego od samych bogów olimpijskich, i choć ci wygnali go w odległe kraje, boskiej mądrości nie da się wykorzenić. - Widzisz, o tym właśnie mówię. Poszukiwanie alternatyw. To dość ryzykowne, ale jeśli zaprosimy aktorów, nie rodzinę, być może podsycimy płomień miłości do Grecji u innych? Być może wówczas sami poproszą o więcej?
Jeśli wybuduję most łączący te dwie skrajne cywilizacje, możecie okrzyknąć mnie geniuszem - żadne stare księgi, które tak skrupulatnie wertowałam, nie znalazły jeszcze recepty na przepaści kulturowe.
- Ale jednak nie czujesz, jakby to było twoje miejsce. - Zauważam, i pęka mi serce, którego nie mam. Zgasiłabym wszystkie gwiazdy na nieboskłonie, gdyby taka była wola Persefony, a jednak nie potrafiłam porzucić wszystkiego dla pozostania w Grecji – bo czyż nie taka była twoja wola, siostro? Chciałabyś nas tam wszystkie zatrzymać w tej wiecznej wiośnie, pośród ludzi niemoralnych i prostych, ramię w ramię z magią pulsującą z ziemi. - Nie rozdzielamy się. - Zaznaczam ostro, karcąc siostrę spojrzeniem za takie herezje. - Ojciec mógł wykluczyć cię z rodziny, ale tego nie zrobił. Jestem pewna, że gdybym się za tobą wstawiła, rozważyłby twoją edukację w tej dziedzinie. Talizmany to nasza tradycja, ale smoki... to piekielnie fascynujące stworzenia, choć ja zawsze wolałam kelpie czy hipokampusy. Ogień jest twoim żywiołem, siostro. Nie działaj wbrew naturze. Wiem, że kochasz wszystko, co Greckie, ale może nie powinnaś pozwolić temu angielskiemu pierwiastkowi obumrzeć w zalążku? - Może właśnie odnalazłyśmy furtkę, za którą wszystkie będziemy szczęśliwe? - To dobry wybór. Jestem pewna, że się dostaniesz, a ojciec nie ma powodów, by tego nie pochwalać. Pod warunkiem, że tym razem niczego nie będziesz próbowała ukraść...
Wówczas i ja tego nie pochwalę.
Ale i tak skoczę za tobą w ten twój ogień, Perso.
I'm drifting in deep water
No matter how far I drift deep waters won't scare me tonight
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zgrzytnęła zębami raz, drugi, trzeci, posłusznie wysłuchując wyliczanki z najlepszymi cechami własnej siostry. Nie potrafiła tego słuchać cierpliwie, a już na pewno nie z przyjemnością. Czasami nawet marzyła o tym, żeby wszystkie Valhakisówny były prostsze, przechylone bardziej w stronę naiwnej dobroci, a nie potężnej ambicji. Może wtedy Nemesis nie raniłaby jej tak mocno, a i może nie byłaby jej tak wspaniałą idolką.
- Nie nazwę, a powiem mu, że wszystko to sobie wmawia - odparła, choć miała pełną świadomość, że jej usilne poszukiwanie w siostrze niezaprzeczalnie dobrych cech nie musi się wcale skończyć sukcesem, a nawet powinno zaowocować jednym z największych zawodów znanego ludziom świata.
I gdy tak patrzyły na siebie chwilę po wspomnieniu o ludobójstwie, obie doskonale wiedziały, że siedzą sobie nawzajem w głowach. Och tak - dokonać czegoś ogromnie karygodnego, wywołać strach w sercach Brytyjczyków, a później w mrocznej chwale powrócić do wiecznie szczęśliwej Krety, która mimo wszystko i tak przyjęłaby je wszystkie z otwartymi ramionami, a potem jeszcze obroniłaby przed ewentualnymi poszukiwaczami, wszak to spełnienie najdrobniejszych zachcianek Persefony. Ale czy owym czymś karygodnym musiałoby być masowe morderstwo? Oczywiście nie, tym niemniej, rzucanie zielonych, śmiertelnych smug na prawo i lewo w hipnotyzującym tańcu zdawało się nad wyraz poetyckim sposobem opuszczenia znienawidzonych ziem.
Niedługo potem westchnęła ciężko, wracając do rzeczywistości. Pokornie przyjęła kolejny pakiet siostrzanych rad, w głębi duszy jak najbardziej za nie wdzięczna, ale po jej twarzy z pewnością nie było tego widać. Polecenie zaufania ojcu było w tej chwili jak pewnego rodzaju wyrok, mający oznaczać pogodzenie się z własnymi błędami i posłuszne zaprowadzenie się pod klosz. Esencją jej istnienia stawało się granie mu na nosie - nikogo więc nie powinno dziwić, że akurat to polecenie przez długi czas pozostanie ignorowanym. Może nawet do momentu, w którym pan Valhakis opuści ten świat.
W każdym razie, absolutnym przełamaniem leniwej, przyjemnej w swej powolności atmosfery była sugestia pokazania aktorów zamiast własnej rodziny. Persefona zerwała się jak poparzona, trochę odsuwając się od Nemezys i patrząc z niewymiernym oburzeniem, nawet niedowierzaniem, w jej oczy.
- Aktorów? - wydukała półgłosem, doprawdy niezdolna do uwierzenia w to, co usłyszała - Czy ty siebie słyszysz? - choć sprawa nie wyglądała na tak poważną, ba, mogłaby nawet okazać się jedynie nietrafionym żartem, to oczy Persy zdawały się zajść łzami - Jakimi potworami musiałybyśmy być, żeby nie przyznawać się do własnej rodziny? - zapytała podłamanym głosem - Do babci, dziadka, wujków, kuzynów... Nemo! - jęknęła żałośnie, wtulając się na powrót w siostrę, ale z trudem powstrzymując się przed łkaniem. Nigdy wcześniej nie sądziła, że usłyszy z jej ust coś tak okropnego, chyba o wiele zbyt prędko przekonując się, jak niezmiernie myli się w postrzeganiu tej osoby.
Dalsze słowa puszczała w większości mimo uszu, nadmiernie dotknięta aktorami i całym zamieszaniem z nimi związanym. Tak na dobrą sprawę dotarło do niej tylko pochwalenie wyboru, a reszta dorobiła się kompletnego zignorowania.
- Zimno mi. Chodźmy stąd - skłamała, zapragnąwszy zamknięcia się na jakiś czas we własnym pokoju.
- Nie nazwę, a powiem mu, że wszystko to sobie wmawia - odparła, choć miała pełną świadomość, że jej usilne poszukiwanie w siostrze niezaprzeczalnie dobrych cech nie musi się wcale skończyć sukcesem, a nawet powinno zaowocować jednym z największych zawodów znanego ludziom świata.
I gdy tak patrzyły na siebie chwilę po wspomnieniu o ludobójstwie, obie doskonale wiedziały, że siedzą sobie nawzajem w głowach. Och tak - dokonać czegoś ogromnie karygodnego, wywołać strach w sercach Brytyjczyków, a później w mrocznej chwale powrócić do wiecznie szczęśliwej Krety, która mimo wszystko i tak przyjęłaby je wszystkie z otwartymi ramionami, a potem jeszcze obroniłaby przed ewentualnymi poszukiwaczami, wszak to spełnienie najdrobniejszych zachcianek Persefony. Ale czy owym czymś karygodnym musiałoby być masowe morderstwo? Oczywiście nie, tym niemniej, rzucanie zielonych, śmiertelnych smug na prawo i lewo w hipnotyzującym tańcu zdawało się nad wyraz poetyckim sposobem opuszczenia znienawidzonych ziem.
Niedługo potem westchnęła ciężko, wracając do rzeczywistości. Pokornie przyjęła kolejny pakiet siostrzanych rad, w głębi duszy jak najbardziej za nie wdzięczna, ale po jej twarzy z pewnością nie było tego widać. Polecenie zaufania ojcu było w tej chwili jak pewnego rodzaju wyrok, mający oznaczać pogodzenie się z własnymi błędami i posłuszne zaprowadzenie się pod klosz. Esencją jej istnienia stawało się granie mu na nosie - nikogo więc nie powinno dziwić, że akurat to polecenie przez długi czas pozostanie ignorowanym. Może nawet do momentu, w którym pan Valhakis opuści ten świat.
W każdym razie, absolutnym przełamaniem leniwej, przyjemnej w swej powolności atmosfery była sugestia pokazania aktorów zamiast własnej rodziny. Persefona zerwała się jak poparzona, trochę odsuwając się od Nemezys i patrząc z niewymiernym oburzeniem, nawet niedowierzaniem, w jej oczy.
- Aktorów? - wydukała półgłosem, doprawdy niezdolna do uwierzenia w to, co usłyszała - Czy ty siebie słyszysz? - choć sprawa nie wyglądała na tak poważną, ba, mogłaby nawet okazać się jedynie nietrafionym żartem, to oczy Persy zdawały się zajść łzami - Jakimi potworami musiałybyśmy być, żeby nie przyznawać się do własnej rodziny? - zapytała podłamanym głosem - Do babci, dziadka, wujków, kuzynów... Nemo! - jęknęła żałośnie, wtulając się na powrót w siostrę, ale z trudem powstrzymując się przed łkaniem. Nigdy wcześniej nie sądziła, że usłyszy z jej ust coś tak okropnego, chyba o wiele zbyt prędko przekonując się, jak niezmiernie myli się w postrzeganiu tej osoby.
Dalsze słowa puszczała w większości mimo uszu, nadmiernie dotknięta aktorami i całym zamieszaniem z nimi związanym. Tak na dobrą sprawę dotarło do niej tylko pochwalenie wyboru, a reszta dorobiła się kompletnego zignorowania.
- Zimno mi. Chodźmy stąd - skłamała, zapragnąwszy zamknięcia się na jakiś czas we własnym pokoju.
Gość
Gość
Naiwna dobroć i ja to dwa bieguny, którym nigdy nie będzie dane się zetknąć. Nie chcę być naiwna, nie chcę być tym bardziej dobra, bo dobroć jest cechą ludzi słabych. Bliskich należy kochać, krew z krwi wiąże mocniej niż najpotężniejsze zaklęcia – tego nauczyli mnie greccy bogowie, ukazując tym samym, by nie mieć litości dla innych. Zadziwiającym było, iż jednocześnie ludzie prości potrafili tkać pieśni o bezkresnej, boskiej dobroci, przypisując im tysiąc swoich talentów, pozostając zaślepionymi ich bezkresną wielkością. Nie chcę być naiwnie dobra. Chcę być boginią. Ty też, Perso, bądź boginią. Musisz być. W końcu mamy zapisany we krwi ten sam rodowód.
- Dokładnie to samo mogłabym powtórzyć tobie. - Mówię przekornie. Dobrze wiem, że siostra nigdy nie przyzna mi na głos racji, a jednak nie muszę zagłębiać tajników legilimencji, by wiedzieć, że w głębi duszy ma świadomość, iż nie posiada w zanadrzu żadnego logicznego kontrargumentu. Więź, która istniała między nami często pozwalała na porozumiewanie się bez pomocy słów czy magii, czasem ułatwiając komunikację, a czasem ratując nas obie przed wypowiadaniem tego, czego żadna nie chciała usłyszeć. Moje zimne serce nie pozwalało mi ranić siostry.
Krnąbrna Persefono, wiem, że i tak zrobisz swoje, tak samo jak ja czuję, że muszę się tobą zająć, bo jesteś ogniem, który rozprzestrzenia się we wszystkich kierunkach, trawiąc wszystko na swojej drodze. Utoruję ci drogę, siostro. Poślę twój żywioł w jednym kierunku – bo na cóż trwonić siły, próbując rozprzestrzeniać się w nieskończoność, gdy można uderzyć w jeden czuły punkt? Wyołać ekstremum. Doprowadzić do eksplozji.
Bang.
- All the world's a stage, and all the men and women merely players: they have their exits and their entrances. - W odpowiedzi na poważne zarzuty sięgam po słowa mistrza pióra, które rozbrzmiewają w mojej głowie równie silnie, jak wszelkie mądrości greckich filozofów. - Kreta i Wielka Brytania to dwa światy, które nie mogą istnieć jednocześnie. W tym tkwi nasza wyjątkowość i niepowtarzalność: to już prawdopodobnie nie zdarzy się nigdy więcej. Musisz tylko nauczyć oddzielać się te światy. Chciałabym żyć w obu naraz, ale nie znam magii, która mogłaby zbudować most nad tą kulturową przepaścią. Jestem dumna ze swojego pochodzenia, ale wiem, że w mojej krwi płynie nie tylko grecka boskość, ale też bezwzględność Burke'ów. Chcę tylko uchronić naszą rodzinę przed skandalem, Perso. Przed szyderstwami. Niezrozumieniem. - Może tobie trudniej jest pojąć moje motywy, bo nie widzisz świata poza antyczną Grecją. Boli mnie czasem to, jak zapominasz o swojej drugiej ojczyźnie, która była twoim domem przez niemal dwadzieścia lat. Nadal się tutaj znajduje – i zapewne zawsze będzie, bez względu na to, ile smoczych jaj postanowisz wykraść.
- Jesteś na mnie zła. - Nie pytam; wiem, że nie pochwala moich słów, a chłód – który zdaje się doskwierać jedynie w Anglii – jest wyłącznie pretekstem do zakończenia całej salwy moralizatorskich przemówień. Ujmuję dłoń Persefony i z przejęciem spoglądam na nią złotymi oczami, jakby szukając zrozumienia i przebaczenia zarazem, choć wiem, że nie przyjdą one z łatwością. - Daj szansę Anglii, siostro. Proszę.
Niczego więcej od ciebie nie oczekuję.
I nie ruszę się stąd, dopóki mnie o tym nie zapewnisz.
- Dokładnie to samo mogłabym powtórzyć tobie. - Mówię przekornie. Dobrze wiem, że siostra nigdy nie przyzna mi na głos racji, a jednak nie muszę zagłębiać tajników legilimencji, by wiedzieć, że w głębi duszy ma świadomość, iż nie posiada w zanadrzu żadnego logicznego kontrargumentu. Więź, która istniała między nami często pozwalała na porozumiewanie się bez pomocy słów czy magii, czasem ułatwiając komunikację, a czasem ratując nas obie przed wypowiadaniem tego, czego żadna nie chciała usłyszeć. Moje zimne serce nie pozwalało mi ranić siostry.
Krnąbrna Persefono, wiem, że i tak zrobisz swoje, tak samo jak ja czuję, że muszę się tobą zająć, bo jesteś ogniem, który rozprzestrzenia się we wszystkich kierunkach, trawiąc wszystko na swojej drodze. Utoruję ci drogę, siostro. Poślę twój żywioł w jednym kierunku – bo na cóż trwonić siły, próbując rozprzestrzeniać się w nieskończoność, gdy można uderzyć w jeden czuły punkt? Wyołać ekstremum. Doprowadzić do eksplozji.
Bang.
- All the world's a stage, and all the men and women merely players: they have their exits and their entrances. - W odpowiedzi na poważne zarzuty sięgam po słowa mistrza pióra, które rozbrzmiewają w mojej głowie równie silnie, jak wszelkie mądrości greckich filozofów. - Kreta i Wielka Brytania to dwa światy, które nie mogą istnieć jednocześnie. W tym tkwi nasza wyjątkowość i niepowtarzalność: to już prawdopodobnie nie zdarzy się nigdy więcej. Musisz tylko nauczyć oddzielać się te światy. Chciałabym żyć w obu naraz, ale nie znam magii, która mogłaby zbudować most nad tą kulturową przepaścią. Jestem dumna ze swojego pochodzenia, ale wiem, że w mojej krwi płynie nie tylko grecka boskość, ale też bezwzględność Burke'ów. Chcę tylko uchronić naszą rodzinę przed skandalem, Perso. Przed szyderstwami. Niezrozumieniem. - Może tobie trudniej jest pojąć moje motywy, bo nie widzisz świata poza antyczną Grecją. Boli mnie czasem to, jak zapominasz o swojej drugiej ojczyźnie, która była twoim domem przez niemal dwadzieścia lat. Nadal się tutaj znajduje – i zapewne zawsze będzie, bez względu na to, ile smoczych jaj postanowisz wykraść.
- Jesteś na mnie zła. - Nie pytam; wiem, że nie pochwala moich słów, a chłód – który zdaje się doskwierać jedynie w Anglii – jest wyłącznie pretekstem do zakończenia całej salwy moralizatorskich przemówień. Ujmuję dłoń Persefony i z przejęciem spoglądam na nią złotymi oczami, jakby szukając zrozumienia i przebaczenia zarazem, choć wiem, że nie przyjdą one z łatwością. - Daj szansę Anglii, siostro. Proszę.
Niczego więcej od ciebie nie oczekuję.
I nie ruszę się stąd, dopóki mnie o tym nie zapewnisz.
I'm drifting in deep water
No matter how far I drift deep waters won't scare me tonight
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czy aby na pewno dobroć to słabość? Czy przedłożenie pomocy innemu człowiekowi, wyraźnie będącemu w wielkiej potrzebie, ponad chęć obojętnego odwrócenia głowy w przeciwną stronę rzeczywiście wymagało mniej siły niż uznanie, że lepiej jest pokazać wysoko urodzonym Brytyjczykom aktorów zamiast własnej rodziny? Persefona może i była Ślizgonką, może zamierzała w pewnym momencie swego życia zniewolić jakiegoś smoka metodami wyraźnie odbiegającymi od tych, które określa się etycznymi, może planowała z przyszłego męża zrobić marionetkę, ale nie była osobą aż tak spaczoną. Słowa siostry bolały ją jak wbijane w serce strzały, każda doskonale wymierzona w miejsce, które jeszcze nie zostało wcześniej trafione - ot, żeby tylko zwiększyć cierpienie. Och, chciała być boginią, ale po raz pierwszy inną niż siostra. Zapragnęła zostać boginią bez utraty własnego człowieczeństwa, co najwyraźniej zakończyło się wielką klęską dla Nemesis. Ale ona przecież nie była Nemesis - nieważne, jak bardzo by tego chciała.
I gdy znów siedziała wtulona w oburzającą ją ponad miarę osobę, tworząc złudną iluzję własnej bezbronności, poważnie zastanawiała się nad tym, czy rzeczywiście chce albo potrzebuje jej opieki. Co do drugiej kwestii nie mogła zmienić zdania - mentorka tego rodzaju była dla niej absolutnie niezbędna, jeśli naprawdę miała zamiar odnaleźć się w znienawidzonej Brytanii. Gdy zaś mowa o samych chęciach... nie była ich już tak pewna. Prawda, za parę godzin, gdy wyleży się i wypłacze w poduszkę, na pewno wróci do poprzedniego, zapatrzonego w Nemo do granic możliwości stanu, ale na chwilę obecną, tym razem już uważnie słuchając każdego, najdrobniejszego nawet słowa, pragnęła tylko uciec.
- Nie uchronisz tak naszej rodziny, tylko jakąś zgraję aktorów - syknęła zawistnie - Wszyscy doskonale by się sami uchronili, bez twojej "wielkiej troski". Wstyd mi za ciebie - dodała jeszcze, tym razem na dobre odsuwając się od siostry, wzdychając ciężko i już zbierając się do wstania z miejsca. Powstrzymał ją tylko opór na dłoni, wynikający z uchwytu Nemesis. Skrzywiła się niebywale, pierwszy raz w życiu mając w myślach przeświadczenie, że wolałaby nie trzymać jej ręki. Nie spojrzała też w jej stronę, ale czuła, jak złotawe tęczówki świdrują jej duszę. Przełknęła z trudem ślinę. Jej serce zdawało się być na skraju eksplozji, mającej je rozbić w miliard kawałków.
- Do diabła z Anglią, jeśli trzeba aż tak kłamać dla jej przychylnego spojrzenia - stwierdziła, wyrywając się z siostrzanych sideł, w kilka chwil potem wstając i kierując swoje kroki z powrotem do domu, zostawiając koc za sobą. Nie spieszyła się nad wyraz, ale też nie szła na tyle powoli, aby dać się bez trudu dogonić. Na ów dzień miała już wyraźnie dość. Nawet z Danae nie chciała rozmawiać, mimo że stanowiła ona pewnego rodzaju "złoty środek" pomiędzy Persefoną a Nemezys.
Jej sukienka falowała wściekle na wietrze, jak gdyby ostrzegając przed boską furią kłębiącą się pod ciemnymi lokami.
[zt x2]
I gdy znów siedziała wtulona w oburzającą ją ponad miarę osobę, tworząc złudną iluzję własnej bezbronności, poważnie zastanawiała się nad tym, czy rzeczywiście chce albo potrzebuje jej opieki. Co do drugiej kwestii nie mogła zmienić zdania - mentorka tego rodzaju była dla niej absolutnie niezbędna, jeśli naprawdę miała zamiar odnaleźć się w znienawidzonej Brytanii. Gdy zaś mowa o samych chęciach... nie była ich już tak pewna. Prawda, za parę godzin, gdy wyleży się i wypłacze w poduszkę, na pewno wróci do poprzedniego, zapatrzonego w Nemo do granic możliwości stanu, ale na chwilę obecną, tym razem już uważnie słuchając każdego, najdrobniejszego nawet słowa, pragnęła tylko uciec.
- Nie uchronisz tak naszej rodziny, tylko jakąś zgraję aktorów - syknęła zawistnie - Wszyscy doskonale by się sami uchronili, bez twojej "wielkiej troski". Wstyd mi za ciebie - dodała jeszcze, tym razem na dobre odsuwając się od siostry, wzdychając ciężko i już zbierając się do wstania z miejsca. Powstrzymał ją tylko opór na dłoni, wynikający z uchwytu Nemesis. Skrzywiła się niebywale, pierwszy raz w życiu mając w myślach przeświadczenie, że wolałaby nie trzymać jej ręki. Nie spojrzała też w jej stronę, ale czuła, jak złotawe tęczówki świdrują jej duszę. Przełknęła z trudem ślinę. Jej serce zdawało się być na skraju eksplozji, mającej je rozbić w miliard kawałków.
- Do diabła z Anglią, jeśli trzeba aż tak kłamać dla jej przychylnego spojrzenia - stwierdziła, wyrywając się z siostrzanych sideł, w kilka chwil potem wstając i kierując swoje kroki z powrotem do domu, zostawiając koc za sobą. Nie spieszyła się nad wyraz, ale też nie szła na tyle powoli, aby dać się bez trudu dogonić. Na ów dzień miała już wyraźnie dość. Nawet z Danae nie chciała rozmawiać, mimo że stanowiła ona pewnego rodzaju "złoty środek" pomiędzy Persefoną a Nemezys.
Jej sukienka falowała wściekle na wietrze, jak gdyby ostrzegając przed boską furią kłębiącą się pod ciemnymi lokami.
[zt x2]
Gość
Gość
Wybrzeże Seaham
Szybka odpowiedź