Wydarzenia


Ekipa forum
Stoliki na uboczu
AutorWiadomość
Stoliki na uboczu [odnośnik]04.04.16 22:47
First topic message reminder :

Stoliki na uboczu

★★
Stoliki w Dziurawym Kotle dzieliły się na te, których goście pławili się w słońcu przebijającym się z trudem przez zabrudzone szyby, na te, które stojąc w centrum sali stanowiły serce pubu, na te, które kusiły ciepłem kominka, a także na te, które ukryte przed wścibskimi oczami stały sobie spokojnie w kątach kanciastego pomieszczenia. Wysokie, miękkie fotele tak różne od drewnianych krzeseł zapewniały komfort, a obecność podtrzymujących strop belek i prowadzących na piętro schodów dodatkowo osłaniała siedzących przy owych stolikach ludzi, gwarantując prywatność. I święty spokój.

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki na uboczu - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]07.01.17 19:14
Pierwszy kwietnia zwykł należeć do moich ulubionych dni w roku. Tym razem jednak bezkarność w wycinaniu dowcipów wszystkim wokół – co do mnie nie podobne - odbiła się bez echa. Mój trudny do zmącenia humor prysnął niczym mydlana bańka, pozwalając melancholii przedrzeć się do trzewi, bezlitośnie miażdżąc je lodowatym ściskiem. Nic nie było takie, jakim być powinno.
Dwie bliskie mi osoby zdawały się zniknąć z powierzchni ziemi.
Ben nie dawał znaków życia. Co gorsza – nikt w zasadzie nie wiedział, gdzie poniósł go melanż – a ja jeszcze naiwnie chciałem wierzyć, że trwał w cugu szampańskiej zabawy, nieświadomy upływającego czasu, nie zaś w szponach najgorszego licha, które zawłaszczało sobie jego żywot. Również Selina stała się duchem. Paradoksalnie – oboje po raz ostatni widziałem podczas wiosennego meczu, choć z Lovegood rozstałem się nieco później. Choć rozstanie w tym przypadku stanowiło eufemizm. Zniknęła niczym sen, który pamięta się tuż po przebudzeniu, by z każdą minutą poranka stawał się coraz bardziej odległy, aż w końcu nieznośnie obcy.
I najwyraźniej wszechświat, w swoim dążeniu do równowagi, pod nieobecność tej dwójki, przysłał Bahildę Bagshot.
Trudno stwierdzić, co konkretnie przyczyniło się do tego, że nie byłem w stanie zmrużyć oka przez całą noc. Zapowiedź trudnych czasów, zniknięcie przyjaciela, czy może mętlik w głowie, spowodowany milczeniem Seliny. Jakby to nie wystarczyło, ogłoszone przedwczoraj wyniki referendum - zgodnie z moimi przypuszczeniami - zawisły nad Angią niczym miecz Damoklesa. Jedno było pewne - wszystko to przygnało mnie w progi Dziurawego Kotła, do cna obnażając moje słabości. Nawet ja, szlachetny Frederick Fox, potrzebowałem czasem oderwać się od rzeczywistości, rozpalając wnętrzności alkoholem.
W oczekiwaniu na Leonarda zdążyłem opróżnić już dwie pękate szklanki Ognistej, czekając właśnie na trzecią. Moje oblicze, nisko zatopione w wyświechtanym fotelu, było posępne niczym ulica śmiertelnego Nokturnu, przypominając raczej ponuraka, niżeli cwanego lisa. I to dosłownie - jakbym na chwilę stracił kontrolę nad swoimi zdolnościami metamorfomagii, które wbrew mojej woli wyrysowały pod oczami sińce, zmieniły kolor skóry na nienaturalnie biały, a charakterystyczne, złote włosy, pozbawiły intensywnego pigmentu.
- Przestałem zauważać upływ czasu, odkąd do biura aurorów zaczęły napływać masowe zgłoszenia morderstw, poza tym Frank dzielnie dotrzymywał mi towarzystwa swoim milczeniem. - Mówię zgodnie z prawdą, siląc się na uśmiech, który nijak wpłynął na ocieplenie mojego wizerunku. - Znasz już odpowiedź, Leo? - Pytam enigmatycznie, choć Mastrangelo doskonale rozumiał sens moich słów. Póki Frank był zajęty chwilowym temperowaniem głośnych klientów, mieliśmy okazję wymienić kilka zdań, które nie były przeznaczone dla jego uszu.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Stoliki na uboczu - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]08.01.17 0:47
Zanim zdołał się ostatecznie wziąć w garść minęło trochę czasu. Być może wybrał sobie jeden z najgorszych okresów na ignorancję świata, ale na to nie miał wpływu. Zresztą zgodnie z własnym sumieniem nigdy nie rozpamiętywał minionego czasu, gdy udało mu się podźwignąć z kolan. Nie było sensu w użalaniu się nad sobą. Teraz pozostawało mu tylko solidne wyciąganie wniosków i niepopełnienie tych samych błędów w przyszłości.
A przyszłość... no właśnie, malowała się w kolorach, których on starał się unikać na płótnie własnego życia. Szarości tłumiły wyraźne kształty, zamazywały prawdziwy obraz rzeczywistości, którą coraz trudniej było jasno odczytać z wyprzedzeniem. Wiele zmieniało się na ich oczach i nie mogli nic na to poradzić. Coraz mocniej związywał się z Zakonem; ludzie, którzy byli jego członkami zyskiwali w jego oczach na bliskości, co z jednej strony było błogosławieństwem, a z drugiej przekleństwem.
Zwłaszcza po spotkaniu z niespodziewaną Bagshot nakreśliło się wiele linii, o których istnieniu nie tyle nie wiedział, co wcześniej po prostu nie myślał. Życie przypominało niebo. Niby wszystko było dobrze widać, ale chmury często potrafiły stłumić klarowność obrazu. W dodatku po użyciu lunety człowiek przekonywał się jak mało dotychczas wiedział i jak niewiele zdoła jeszcze zrozumieć. Nie napawało go to jednak przerażeniem, odkrył te prawdę już ładny kawałek czasu temu, po prostu łatwo o tym zapominał. Teraz przypomniał sobie o tym z nadzwyczajną mocą. Oświecającą wręcz.
Czuł to siedząc naprzeciwko Fredericka, widząc jego zmęczone i wręcz smutne oblicze. Czuł to słysząc jego mrożące krew w żyłach słowa, które przyczyniały się do boleśnie wyraźnego nakreślenia obrazu teraźniejszości, w którą teraz wchodzili. To, co zdarzyło się rok temu wydawało się jakimś bajkowym czasem pozbawionym zwisającego nad nimi ostrza kata, którego błyszcząca stal wydawała się teraz oślepiać. Nie skomentował tego, skinął jedynie głową. Teraz jeszcze mogli pozwolić sobie na to wygodne milczenie, ten jeden wieczór przy Ognistej w Dziurawym Kotle mogli jeszcze poświęcić na słowa zamiast czynów. Dlatego uśmiechnął się, co prawda smutno, na pytanie, które padło. Jeśli wcześniej zdawało mu się, że nie wie, to w tym momencie zrozumiał.
- Tak. Chyba od początku ją znałem - odparł, wpatrując się w nieokreślony punkt w przestrzeni. Wypowiedzenie tych słów na głos nie sprawiało, że czuł się pewniejszy swojej decyzji, ale nie kazało mu też zmienić jej nagle. Otoczyło go w końcu spokój, który zgubił gdzieś pod koniec burzliwego lutego. - A ty? - spytał w kontrze, raptownie wracając spojrzeniem na oblicze Lisa.


so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words 

led to you


Leonard Mastrangelo
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 I czemu to takie nic jest właśnie czymś dla mnie?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1754-leonard-mastrangelo https://www.morsmordre.net/t1897-andromeda#26044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-pensford-avenue-31 https://www.morsmordre.net/t1929-leonard-mastrangelo
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]23.01.17 23:12
Zatęskniłem za czasami, kiedy można było po prostu uciec od problemów. Wysłać jeden list do zaprzyjaźnionego żeglarza, pod osłoną nocy wsiąść na statek i na trzy lata zapomnieć o życiu doczesnym, oddając się podróżom w nieznane. Zostać obywatelem świata, kiedy wydawało się, że w Anglii nie było już dla mnie miejsca. Porzucić powinności, zmyć wszystkie ślady dawnej egzystencji, wyleczyć rany, przetransponować kręgosłup moralny. Wielka rekonwalescencja. Narodziny Fantastycznego Pana Lisa. Wszystkie przeciwności losu, które wówczas stały mi na drodze, z perspektywy lat wydawały się teraz nieistotnie błahe. Dlaczego w podobnie prosty sposób nie mogła odrodzić się magiczna Anglia? Dlaczego nie wystarczyło wysłać wszystkich na permanentne wakacje?
Żywot włóczęgi mi odpowiadał, nie potrafiłem jednak oszukiwać własnej natury – a ta posiadała silną potrzebę przynależności. I kiedy nie miałem już rodziny, jedynym punktem zaczepienia pozostawała ojczyzna. Trawiona przez choroby, skorumpowana, tonąca we własnym bagnie – ale mimo wszystko moja. Czasami żałowałem, że nie potrafiłem zapaść na znieczulicę, zmuszony mierzyć się ze wszystkimi upadkami moralności, zasad, na siłę karmiony kłamstwami, w które nie zamierzałem wierzyć. W swoim nieznośnym, butnym toku rozumowania, Lovegood miała piekielną rację – miłość była wyniszczająca. Ograbiała ze zdrowego rozsądku, popychała ku największym szaleństwom, ale w tej swojej destrukcyjnej sile dawała przede wszystkim nadzieję. Rozpalała komórki, mobilizowała, sprawiała, że krew zaczynała pulsować szybciej. Nadawała sens pustej egzystencji – a mnie nie była pisana rola skorupiaka. Chitynowy pancerz, bezpieczny lub nie, nadal pozostawał klatką. Chciałem oddychać pełną piersią, i choćbym miał spłonąć żywym ogniem, cicha, epizodyczna rola w theatrum mundi nie była mi pisana.
I być może był to jeden z ostatnich wieczorów zapomnienia, jakie były mi dane.
- Nie potrafię siedzieć bezczynnie, kiedy świat czarodziejów rozpada się na moich oczach. Żyję z dnia na dzień i nie mam niczego do stracenia – poza nerwami, których kondycja nie poprawi się, jeśli ten świat nie spłonie oczyszczającym ogniem. - Moja frustracja rośnie z każdym dniem, chociaż nie tylko Grindelwald spędza mi sen z powiek. Departament Kontroli Magicznej nie brzmi jak instytucja pokojowa. Niepokoi mnie myśl, że Ministerstwo może wystosować represje względem czarodziejów z rodzin mugolskich. - Mimowolnie powiodłem spojrzenie w stronę kontuaru, gdzie jak zwykle królowała Magnolia. Poruszyłem się niespokojnie w fotelu, wymownie spoglądając w stronę Leonarda, który również nie wyglądał na pełnego energii – choć ciężko stwierdzić, czy powodem były ostatnie wydarzenia, czy po prostu wodze przejęła jego natura artysty. - Co za idioci wierzą w bzdury, że to mugole nam zagrażają... - W geście głębokiego zażenowania ukryłem twarz w dłoniach – na szczęście przy stoliku szybko pojawiła się kelnerka, przynosząc alkohol, który pomagał przetrawić rzeczywistość.
- Zaczynam martwić się o Jamiego. Zapadł się pod ziemię. - Dodałem po chwili, prostując się, po czym nerwowo ogarnąłem wzrokiem pomieszczenie – ze względu na obecność Franka (choć Magnolia miała w tej kwestii równie spory udział) Dziurawy Kocioł należał do tych miejsc, w których można było czuć się względnie bezpiecznie, ale moje wotum zaufania zdecydowanie zmniejszyło swój zakres tolerancji.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Stoliki na uboczu - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]29.03.17 21:39
|14 kwietnia

Przyszła wiosna, podobno czas porządków i zmian. Na lepsze, na gorsze albo najlepiej na utkwienie w martwym punkcie. Szkoda, że niby-mocne postanowienia wystawiały Arię na próbę ogniową po raz kolejny, stawiając humor blisko wieczora i alkoholu. Bo tak, mili państwo, i dzisiaj była w pieskim humorze wsadzając sobie gdzieś wszystkie dobre dni i dobre wieczory na tym świecie, których życzyli jej dzisiaj klienci w pracy. Chociaż już dawno wyparła się chodzenia po pubach, zarywania nocy na obserwowanie otoczenia i kokietowanie mężczyzn, postanawiając sobie, że nigdy do tego nie wróci, tak mściwy los, śmieszek jeden, pokierował ją w końcu do Dziurawego Kotła.
Dlatego też od dobrej godziny Roots siedziała niemal nieruchomo w drugim końcu sali przed do połowy pełną szklanką ognistej. Z głową opartą o dłoń, tkwiła przed naczyniem jakby odrętwiała przez długie i daremne czekanie nie wiadomo na co. W oprawie naturalnych, ciemnych opadających luźno do łopatek włosów miała twarz nimfy i pełne spokoju, niewinne oczy, całkowicie nie pasujące do baru, w którym się znalazła; nadrabiała to wszystko wyglądem - dziś wyjątkowo była ubrana w całości na czarno. Małym mankamentem było to, że nie wzięła pod uwagę faktu, że ubranie spódnicy i butów na malutkim obcasie może zwrócić na nią szczególną uwagę w tym miejscu, ale idąc za głupią odwagą i lekką naiwnością doszła do wniosku, że przecież nikt jej krzywdy nie zrobi. A jakby co, to przecież jest silą i niezależną kobietą. Z puszkiem pigmejskim, ale jednak!
Była dość blada na twarzy od wieczornego chłodu i suchego powietrza wżerającego się w płuca ostrym dechem aż do zachłystu. Obejrzała rdzawy płyn w swojej szklaneczce, jednocześnie kątem oka zauważając jak dwóch niezbyt ciekawych mężczyzn się jej przygląda od dłuższej chwili. Zapowiadał się zabawny wieczór - póki co nie zareagowała na paskudne uśmieszki i grymasy, chcąc w spokoju sobie dopić trunek.
Rozważała wyjęcie książki i poczytanie sobie w marnym świetle świeczek, czy wymyślenie nowego połączenia smaków do kolejnej porcji babeczek a jednak ten wzrok i to obgadywanie... Oczywiście nie przejęła się za bardzo z początku, z prowokującym uśmiechem pod nosem nie odpowiadając na zaczepki, lecz w momencie, w którym jeden z panów podszedł do niej, chwytając jakby nigdy nic za ramię zrozumiała, że musi potajemnie poszukać pomocy. Pech chciał, że grubasek zasłonił jej widok na salę, to też mogła jedynie domniemywać, że znajdowali się tutaj we trójkę. Cóż więc innego jej pozostało, poza stoickim spokojem? O ile z początku miała pokojowe zamiary i cichą nadzieję na to, że obędzie się bez zbędnej agresji, tak nachalność jej nowego towarzysza ją wkur...zyła. A Ariadnie niewiele potrzeba było do złości i machania rączkami, bądź różdżką. Pierw zaczęła od słownej przepychanki i przekleństw, które nic nie dały. Pijany do cna możliwości, ledwo trzymający się na nogach, szedł w zaparte i w końcu dziewczę w odruchu prawie bezwarunkowym kopnęło mężczyznę w kolano a następnie wylało prosto w jego twarz resztkę whiskey. Biedny trunek. Skąd miała wiedzieć, że alkohol wyleje się przy okazji na osobę siedzącą nieopodal a grubasek zachwieje się, zaczepiając ów osobnika przy bezwładnym machaniu rękoma?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]01.04.17 1:21
Kiedy zjawił się w Dziurawym Kotle miał nadzieję, że czarodziej, z którym miał się tu spotkać w sprawie interesującej księgi od dawna na niego czekał, ale szybko przeleciawszy wzrokiem po najbliższych stolikach uznał, że nie dostrzega jego parszywej, ponurej twarzy. Istniała jeszcze szansa na to, że czai się gdzieś na uboczu, ale to miał zamiar sprawdzić dopiero kiedy w jego dłoni znajdzie się szklanka z ognistą. Nie zamierzał tkwić tu zbyt długo. Właściwie był gotów opuścić przybytek od razu, nie chcąc marnować więcej czasu niż to konieczne, lecz propozycja nieobecnego mężczyzny wydawała się na tyle atrakcyjna, że zajął jeden ze stolików na uboczu, gotów poświęcić pięć minut więcej. Rozsiadłszy się w wygodnym krześle, zdjął z głowy kaptur, lecz nie rozpiął klamry długiego, czarnego płaszcza, licząc na to, że lada moment opuści to miejsce. W lewej kieszeni zalegała błękitna sakiewka, której zwrócenie rozważał już tego wieczora, jeszcze zanim jej właścicielka zdążyła się o nią upomnieć, lecz ostatecznie odłożył odwiedziny na dzień następny, lub jeszcze kolejny.
Tego wieczora miał wyjątkowego pecha, ale nawet to nie pozwoliło mu zrzucić wszystkiego na przypadek lub zrządzenie losu, gdyż wszystkie zdarzenia wpływały na przebieg przeznaczenia. Wiedza ta nie sprawiła jednak, że uniknął gwałtownie rosnącego poziomu niezadowolenia, które w przeciągu kilkunastu sekund przekroczyło wskazaną dla Mulcibera normę. Nie obchodziły go sąsiednie stoliki, nie obchodził go majaczący mężczyzna obok i zapewne obiekt jego westchnień po którejś z jego stron, ślinotoki i kretyńskie rozmowy, głupie zaczepki. Słuchał wszystkiego, co działo się wokół, lecz wynikało to z naturalnej czujności, nie ciekawości. Nie zdążył jednak przewidzieć, że sytuacja obok nabierze tak dramatycznego tempa, alkohol zachlapie mu czyste szaty, a szemrany typ wpadnie na jego stolik, przewracając i siebie i jego, tucząc szkło i wpadając mu jeszcze pod nogi. Poderwał się gwałtownie z siedzistka, momentalnie wyciągając różdżkę spod pazuchy płaszcza i skierował ją wprost pijanego do cna typa. Chciał się podnieść, lecz jego zdolności ruchowe pozostawiały wiele do życzenia i nie mógł przewrócić się na brzuch. Ramsey od samego patrzenia na niego był pijany pijaństwem kogoś kto nie trzeźwiał od wielu dni. Pewnie dlatego wpadł na głupi pomysł, by złapać Mulcibera za nogawkę. Kopnął w jego brudne łapska, nie mając najmniejszej ochoty na pertraktacje. Facet był zupełnie pijany, rozmowa z nim nie miała najmniejszego sensu, robienie mu bogatego wykładu na temat utrzymywania dystansu względem obcych tym bardziej, a skoro nie mógł wyrazić swojego niezadowolenia przyczynie całego nieszczęścia, przeniósł wzrok na prawdziwą winowajczynię. Mała, drobna, krucha — o najwyraźniej zadziwiająco dobrym oku i wyjątkowych pokładach agresji, skoro z taką łatwością pozbyła się potencjalnego zagrożenia ze strony tego gacha. Choć kiedy na niego zerkał widział totalną impotencję. Ludzką, fizyczną, umysłową. Mógłby się założyć, że nie wiedziałby nawet co z nią zrobić.
Uniósł brwi wysoko, wyczekująco, spodziewając się przynajmniej propozycji, którą mógłby złośliwie odrzucić za cały teatr jaki tu odstawiła. Pewnie gdyby znajdowali się w centralnej części sali, szybko pojawiłby się między nimi barman, który lepiej pilnował porządku od pewnego incydentu, który sprawił, że nazwa tego miejsca stała się rzeczywistością.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Stoliki na uboczu - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]01.04.17 11:43
Winowajczyni całego zdarzenia siedziała niewzruszona w miejscu, obserwując całe zamieszanie dziejące się pod jej nogami. A jedną z tych nóg nawet założyła na drugą, coby przypadkiem pijaczyna znowu jej nie dotknął, tak jak to miało miejsce w przypadku obcego, postawnego mężczyzny. Brzydziła się tym wyjątkowo i pochłonięta swoimi rozmyślaniami nie zauważyła w pierwszej chwili jak Ramsey posyła jej to spojrzenie, które oczekiwało zadośćuczynienia za splamienie idealnie gładkiej, czarnej szaty. I nie rozumiała dlaczego właściwie od niej tego oczekiwał - przypadek lub zrządzenie losu sprawiło, że znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze a to jej winą nie było. W ogóle, z jej punktu widzenia, nic tu jej winą nie było; przecież prosiła ładnie, potem stanowczo a na koniec dobitnie, nie zniżając się do umysłowego poziomu gacha. Skoro nie zrozumiał musiała poradzić sobie inaczej, a Mulciber mógłby chociaż docenić kreatywność z jaką to zrobiła. Albo docenił i dlatego właśnie wlepiał w nią te swoje ciemnoszare tęczówki, których spojrzenie leniwie przechwyciła.
Bez słowa zeszła z drewnianego krzesełka, wędrując do centralnej części pubu, z której powróciła chwilę później, nim dwójka pijanych mężczyzn oraz ten względnie normalny zdążyli się oddalić. Właściwie to najpierw weszły jej długie, zgrabne nogi skryte pod spódnicą mniej więcej do połowy łydki, zwracające na siebie uwagę przez stukot niewielkiego obcasa o drewnianą, nierówną podłogę a dopiero za nimi wrócił prowokator wieczoru. Drobna i krucha, poruszała się z wyjątkową lekkością, nie pasującą w żaden sposób do niewzruszenia jakim darzyła całe zamieszanie. Pewne wiele innych kobiet na jej miejscu miałoby swego rodzaju wyrzuty sumienia, ale nie ona. Gdy znalazła się koło Ramseya, wyciągając w jego stronę szklaneczkę z ognistą musiała zadrzeć aż głowę do góry - podobało jej się to, że w ostatnim czasie spotykała wyższych od siebie mężczyzn, bo sama do niskich nie należała. Sytuacja powoli się uspokajała, chociaż wyzwiska jakie rzucił w jej stronę drugi z pijaków spowodowało, że jednym małym zaklęciem jego język przylepił się do podniebienia. Po tym chwiejąc się i ledwo stojąc na nogach opuścili pomieszczenie. Cóż, jej imię zresztą odnosiło się do jednego z mitów, oznaczając mniej więcej rozwiązanie danego problemu. To też problem rozwiązała perfekcyjnie.
- Nie patrz tak na mnie, potrzebowałam ciszy i spokoju - odezwała się wreszcie i po tych słowach usiadła na swoim miejscu, wertując częściowo niezapisane strony notesu, które magicznie zaczarowane skrywały w sobie kilka ciekawych przepisów.
- Będziesz tak stać i czekać na specjalne zaproszenie? - spytała bez zbędnych złośliwości, uśmiechając się pod nosem. Ruchem dłoni wskazała nawet miejsce obok siebie, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że mężczyzna może odrzucić zaproszenie do wspólnego wypicia alkoholu i krótkiej rozmowy. Bądź wspólnego milczenia.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]02.04.17 11:13
Dziewczę ruszyło się ze stołka i na moment zniknęło mu z oczu, nie podążył za nią spojrzeniem. Jeśli uznała, że najlepiej zmyć się z miejsca całego zamieszania to była najlepsza decyzja jaką mogła w tej chwili podjąć. Skierował wzrok na mężczyznę, który leżał pod jego nogami, próbując odnaleźć w sobie resztki godności i wstać, ale i dla niego nie miał już ani minuty więcej. Zerknął więc na swój płaszcz, który nie był tak mokry jak zakładał. Pojedyncze krople ognistej spływały mu po szyi, znikając za kołnierzem, dalej wsiąkając już w materiał. Przynajmniej mógł stwierdzić, że zastąpienie wody kolońskiej whisky nie było najgorszą opcją, jaka mogła go spotkać.
Miał zamiar opuścić to miejsce, nie marnując energii na ukaranie czarodzieja, którego z pewnością i tak nie ominie potworny ból głowy następnego dnia. Był w całkiem dobrym nastroju i nie chciał go psuć sprawami, których wartość znajdowała się poniżej poziomu jego oczekiwań. Noc się dopiero zaczynała, oferując całe grono znacznie lepszych rozrywek niż rozbijanie się w Dziurawym Kotle.
Wygładziwszy materiał na piersi ruszył się, ale stukot obcasów chcąc nie chcąc zwrócił jego uwagę. Przed sobą miał przeszkodę w postaci zalkoholizowanej magicznej kłody pod nogami i drobnej laleczki, która dumnie i pewnie zmierzała ku niemu. Może gdyby prześledził jej pełną kokieterii drogę od baru aż tutaj przyznałby, że ma w sobie grację wili, ale zajęty był sobą. Uniósł wzrok na jej twarz, analizując harmonijne rozmieszczenie poszczególnych jej elementów i zadarł brodę wyżej. Bez słowa ujął oferowaną szklankę ognistej, choć jego brwi drgnęły lekko w górę. Nie spuszał z niej wzroku, nawet, gdy rzuciła inkantację w kierunku jednego z mężczyzn, obserwując wyrazy emocji na jej twarzy, w jej oczach. Był zainteresowany. Na moment. Ale Mulciber niezwykle szybko się nudził.
Znał kilka kobiet o ognistym temperamencie, które nie przejmując się panującymi obyczajami trzymały lub próbowały trzymać wszystko w ryzach. Czasem chadzały w spodniach, manifestując swoją niezależność, czasem głosiły poglądy tak absurdalne, że jedyną na nie reakcją był pobłażliwy uśmiech. Przyglądając się nieznajomej zastanawiał się na ile jej postawa jest prawdziwa, to znaczy na ile wierzyła, że ma w sobie taką siłę, a na ile zasłaniała się pozorami.
Obrócił głowę za oddalającymi się mężczyznami, robiąc krok w jej stronę, gdy usiadła przy swoim stoliku, jak gdyby nigdy nic. Wyglądało na to, że w pobliżu nikt nie zainteresował się kłopotami w kącie, przewrażliwiony ostatnimi wydarzeniami barman był zbyt daleko, by ich dostrzec, przysłaniały ich schody, a od centralnej części sali odgradzały drewniane bale, które blokowały wścibskie spojrzenia.
Przystanął przy niej, nie zaglądając nawet do pamiętnika, będąc pewnym, że w środku znajdują się jakieś płaczliwe wersy o niespełnionej miłości, przepis na amortencję lub plan kolejnego dnia, który obejmował zakupy i odwiedziny u ukochanych koleżanek. Uniósł szklankę do ust i przechylił, ale tak jakby w drugą stronę. Zawartość ognistej wylała się prosto na jej spódnicę, rozpryskując przy tym na boki.
— Puste — szepnął do siebie i uniósł szklankę na wysokość oczu, patrząc na nią pod światło i z fałszywym zaskoczeniem doszukując się zgubionej niepostrzeżenie zawatości. — Dziwne.
Odstawił puste szkło tuż przed nią i odsunął się tak, by móc oprzeć prawą rękę o stolik i pochylić do niej, wyłapując jej spojrzenie. To właśnie ono miało być największą atrakcją wizyty w Dziurawym Kotle. Kąciki ust aż drgnęły w sardonicznym, pełnym wyczekiwania uśmiechu.
—  Potrzebujesz ciszy i spokoju. Potrzebujesz też chyba zrozumieć, że mam to gdzieś. Miłego wieczoru — powiedział ze spokojem i ukłonił się, podtrzymując jej wzrok na sobie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Stoliki na uboczu - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]02.04.17 12:56
Każdy człowiek zasłaniał się pozorami i przez znaczną część życia udawał, co stanowiło naturalny mechanizm obronny (lub świadczyło o resztkach zdrowego rozsądku). A kiedy nie udawał i się odsłaniał to przeważnie kończył źle, bo okrutny świat właził mu na głowę, łącznie z równie okrutnymi ludźmi - dlatego Aria nauczyła się grać, zakładając i odpowiednio zmieniając narzucone na twarz maseczki. Jednak wszystko przeważnie miało swój głębszy sens i podłoże z dzieciństwa, w związku z czym śmiało by przyznała, że mimo częstego udawania jest silna. Inaczej już dawno wylądowałaby na oddziale zamkniętym w Mungu albo w grobie po przedawkowaniu. Czasami dochodziła do wniosku, że z jej przeszłością miała zadatki na pierwszorzędnego socjopatę i gdyby tak przyjrzeć się bliżej to odnalazłaby w sobie wiele ich cech. Bo przecież kto normalny robił trujące eliksiry w ten sposób pośrednio doprowadzając zapewne do czyjejś śmierci, na koniec wypierając się tego z głowy i umywając ręce? I chociaż czuła się odrobinę nie fair z tym, że prawdopodobnie okłamuje Bertiego, tak nie miała zamiaru tego zmieniać uznając, że tak jest najlepiej dla obu stron.
I prawdę powiedziawszy - co mogłoby zaskoczyć każdego - bardziej niż spódnicą przejęła się notesem, na który pokapało kilka kropel trunku w ten sposób prawie odsłaniając litery na pustych stronach. Marszcząc czoło, w sprawnym geście poderwała notes do góry wzdychając, zamykając i wrzucając go z powrotem do torby wiszącej na oparciu krzesła. A dopiero potem ponownie spojrzała to na swoją zmoczoną spódnicę, to na Mulcibera, zatrzymując na nim wzrok na dłużej. Idąc również w ślad za jego osobą, oparła rękę o stolik, spierając policzek o dłoń, w tej pozycji mając na niego idealny pogląd.
- Cóż, czapki z głów. Ekspresowy sposób na sprawienie, żeby kobieta miała mokro między nogami - skwitowała krótko, chociaż nie spodziewała się takiego ruchu. A jej spojrzenie? Jej spojrzenie rozbłysnęło wyjątkowo dziwnie zaintrygowanymi ognikami. W końcu Walijka miała tendencję do pakowania się w kłopoty, parzenia sobie palców i przebywania w nieodpowiednim towarzystwie, z czym zdążyła przejść do porządku dziennego zbytnio nie przejmując się konsekwencjami. Niewiele miała do stracenia. Skoro się pożegnał, wzruszyła ramieniem nie odrywając jednak od niego wzroku. Kwestię pogardliwego uśmiechu zrzuciła z kolei na drugi plan, łącznie ze spódnicą, która nieprzyjemnie przyklejała się do jej ud.
- Zapomniałeś drogi? - spytała prawie szeptem, jakby w obawie, że ktokolwiek inny ich usłyszy. Dalej nie była złośliwa, chociaż spokój jaki zachowywała w całej sytuacji mógł być irytujący. - Skoro dalej tutaj stoisz to zakładam, że wcale ci się tak nie śpieszy - uniosła brwi, przesuwając spojrzeniem po twarzy Ramseya. W jej odczuciu wszystko było albo czarne albo białe, nic pomiędzy. Gdyby faktycznie chciał iść to zrobiłby to nie odwracając się nawet za siebie, a skoro dalej stał w odległości może pół metra przed nią to najwidoczniej sam nie był pewien co ze sobą zrobić.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]04.04.17 21:02
Ludzie mieli wiele twarzy, obierali maski w zależności od roli i sytuacji, czyniąc ich aktorami w tej życiowej szopce. Jedni radzili sobie dobrze, oszukując innych, drudzy radzili sobie jeszcze lepiej, oszukując przede wszystkim samych siebie. Udając silnych, wykładali się na najprostszym, lecz niejednokrotnie maska pozornej siły okazywała się ledwie desperacką próbą ucieczki od prawdziwych wyzwań, którym ciężko było sprostać. Ramsey lubił wyzwania, im większe tym więcej satysfakcji i przyjemności sprawiało mu osiąganie celu. Lecz tego wieczoru, w tym miejscu nie wiedział żadnego. Ani tym bardziej żadnej perspektywy na przyjemne spędzenie czasu.
Pojawiające się litery na wilgotnym pergaminie nie mogły mu umknąć. Zauważył je od razu, ale zamiast doszukiwać się sensu w skreślonym ładnym pismem zdaniach, zatrzymał wzrok na jej twarzy, na oczach, bo to przecież one zdradzały najwięcej chętnie skrywanych emocji. Jej błyszczały w blaksu migocących świec, ale choć jej głos był gładki i miły dla ucha, słowa, które wypowiedziały przecięły dobre wrażenie w pół. Uniósł brwi, zaskoczony jej zuchwałością i wulgarnością, rzadko spotykaną nawet u temperamentnych kobiet.
— Wyglądasz na zadowoloną, więc misja skończona— mruknął i wzruszył ramionami zupełnie niewinnie, po czym wyprostował się, oderwawszy dłoń od stolika. Wbrew temu co myślała rzeczywiście nie miał tu czego szukać, dlatego nie skwitował jej słów już w żaden inny sposób jak tylko pobłażliwym uśmiechem na odchodne. Ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę było splamienie swoich ubrań krwią. To miał być dobry wieczór. Bezkrwawy. Spokojny. Bez udręczających myśli, miał trenować wstrzemięźliwość. Wstrzemięźliwość od zabijania.
Poprawił płaszcz na ramionach i ruszył w stronę wyjścia. Prześlizgnął się pomiędzy odsuniętymi krzesłami i już miał opuścić przybytek, lecz zatrzymał się niespodziewanie, spoglądając w prawo na jegomościa, który podpierał ścianę. Rozpoznał w nim bowiem kompana tego pijaczyny, który przewalił się na jego stolik. O ile się nie mylił, cierpiał na tak samo bogaty ślinotok jak jego przyjaciel, więc cofnął się dwa kroki, równając z nim ramię w ramię. Czuł jak coś, co mógłby nazwać dobrą wolą wobec bliźnich, spływa na jego barki. Czuł to ciepło, rozchodzące się po jego ciele.
— Wydaje mi się, że wam przerwano — zaczął, marszcząc brwi. Spojrzał na jego pokrytą kilkudniowym zarostem twarz, zaczerwienione od alkoholu oczy i uśmiechnął się. Powoli, szelmowsko, oczy mu błysnęły. Niech i on ma coś z tego wieczora, skoro Mulciber się zbierał. Z kieszeni wyciągnął kilka monet, które mu rzucił. — Tamta  d a m a  czuje się wyjątkowo samotna. Będę wdzięczny za dotrzymanie jej towarzystwa.
Obaj wiedzieli o kim była mowa, czarodziej od razu się naprężył, jakby był gotów do czegoś niezwykłego — choć może zajęcie się tą ptaszyną rzeczywiście było dla niego nie lada wyczynem. Ramsey zaś opuścił budynek Dziurawego Kotła. Po kilku krokach przystanął przy ścianie, o którą się oparł i wyciągnął z kieszeni papierosy. Nim się ulotni, zapali. Noc miała być długa.


| Opłata za zgodą MG zrealizowana



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Stoliki na uboczu - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]04.04.17 21:09
Wieczór zapowiadał się jak każdy inny – pełen alkoholu, pijackich mądrości i kobiecego zapachu. Nigdy nie byłem wybredny, więc traktowałem dosiadające się do nas dziewczyny jako atrakcję niekoniecznie idącą z moim, czy kolegów gustem. Mieliśmy swoje żony i dzieci, także nikt nie brał ich na poważnie poza tą jedną nocką, kiedy stawialiśmy je obok siebie na ślubnym kobiercu. Może były na tyle naiwne, aby dawać nam wiarę, a może tylko pragnęły tego samego pod przykrywką niewinnych dziewic? Nie wypadało budzić się w motelowym pokoju wypełnionym wonią alkoholowej mieszanki, a na dodatek obok nieznajomego czarodzieja, zatem prościej było tłumaczyć się abstrakcyjnymi obietnicami. Stara śpiewka.
Garry był idiotą, zwykłym kretynem, któremu po paru głębszych włączał się tryb syreny chcącej swoim śpiewem omamić każdą ofiarę. Szkoda tylko, że na trzeźwo nawet nie mówił ‘cześć’ własnej małżonce. Zataczając się od jednego stolika do drugiego ruszył do upatrzonej przez siebie kobiety i przypuszczalnie powiedział coś tak idiotycznego, że już po chwili jego psyk służył jako podłogowa szmata. Wszystko działo się na tyle szybko, że nawet nie zdążyłem zebrać myśli, a już nakazano mi opuścić owe pomieszczenie i posprzątać towarzyszącego mi kolegę. Przez moment zrobiło mi się go szkoda, bo przecież nie miał złych intencji i gdyby dostał od mężczyzny tamtej wariatki to jeszcze bym zrozumiał, ale od niej samej? Gdzie szacunek, gdzie dziewczęca delikatność i obowiązujące je zasady? Nie lubiłem wyjątków od reguł, więc bardziej jak współczuciem zająłem się opanowywaniem własnej złości dodatkowo zakrapianej paroma łykami portera od starego Sure. Lądujący na jej ubraniu napój poprawił mi nastrój – w zasadzie sprawił, że twarz mi się wygięła w bliżej nieokreślonym pijackim wyrazie.
Garry wyczołgał się na zewnątrz natomiast ja zostałem jeszcze na moment chcąc tylko dokończyć uwielbiany przeze mnie trunek. Niewinna ofiara całego zamieszania właśnie kierowała się w stronę wyjścia co wcale mnie nie zdziwiło, jednak kiedy przystanął obok mnie przechyliłem nieco głowę, bo nie miałem pojęcia czego dusza pragnie. -Do zrobienia kolego. Zajmę się naszą mandragorą.- uśmiechnąłem się porozumiewawczo, choć widziałem go jak przez mgłę. Schowałem sykle w tylną kieszeń spodni i ruszyłem w stronę sprawczyni całego zamieszania, by miło się z nią przywitać. Stanąwszy naprzeciwko niej uniosłem dłoń wymierzając siarczysty, orzeźwiający policzek, bo skoro nie lubi miłych gości to może to jej zaimponuje?

| Rzucam na siłę wymierzonego policzka.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Stoliki na uboczu - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]04.04.17 21:09
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : rzut kością


'k100' : 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki na uboczu - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]04.04.17 21:39
Och. Przecież była damą - piła, paliła i przeklinała jak prawdziwa dama, która nie zgadzała się z obowiązującymi obyczajami a tym bardziej z konserwatywnymi zachowaniami, które już dawno powinny się zmienić. Cieszyła się też, że nie dane jej było urodzić się w szlacheckiej rodzinie dochodząc do wniosku, że z takim charakterem jaki ma już dawno zostałaby wydziedziczona lub zamknięta w wieży bez okien i klamek. Aria nie potrafiła siedzieć cicho, z reguły manifestowała swoje niezadowolenie, przez co przeważnie miała problemy - odkąd tylko pamiętała, ale i to nie było w stanie jej naprostować. Tak jak i teraz miała problem, kiedy oczywiście w świetle męskiego, szowinistycznego rozumowania powinna ukochać do snu pijanego grubaska nie sprzeciwiając się temu. Uniosła jedną z brwi, spoglądając na Ramseya i nie odezwała się już, odwracając się i skupiając przez moment na mokrej spódnicy. Dopiero teraz odczuła jak nieprzyjemnym uczuciem był przyklejony do ud materiał. W zasadzie niewiele tu było po niej - osuszyła spódnicę szybkim zaklęciem, podnosząc się ze swojego miejsca a gdy skierowała swoje kroki do wyjścia, drogę zagrodził jej kolega pijaczka. Domyślała się, że chce pomścić swojego niemądrego kolegę, więc w gruncie rzeczy była przygotowana na każdą ewentualność - kiedy tylko wymierzył jej policzek, spróbowała się uchylić.

|nie umiem w kostki, ale rzucam na unik

Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]04.04.17 21:39
The member 'Ariadna Roots' has done the following action : rzut kością


'k100' : 79
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki na uboczu - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]04.04.17 21:59
Marna istota ludzka w postaci równie marnego mężczyzny spudłowała, w czym nie było nic szczególnie dziwnego - przy takiej ilości alkoholu we krwi zdziwiłaby się, gdyby trafił w cokolwiek innego niż w drewniany stolik. Aria korzystając z chwilowej nieuwagi jegomościa zwinęła swoje rzeczy w szybkim geście, upewniając się, że wszystko ma a potem zasalutowała i szybciutko oddaliła się z miejsca zdarzenia. Dzisiejszy wieczór był najdziwniejszym jaki w ostatnim czasie jej się trafił, psując humor dziewczęcia doszczętnie. I najprawdopodobniej nie tylko jej - kiedy w pędzie wyszła z baru, spoglądając za siebie niż pod nóżki, wpadła prosto w stojącego pod ścianą Mulcibera. Siła uderzenia jednak nie była na tyle mocna, by którekolwiek z nich ucierpiało, łącznie z palonym przez niego papierosem. O ile wcześniej faktycznie może przesadziła, tak teraz postanowiła być do przesady urocza w myślach oceniając jaką dawką eliksiru byłaby go w stanie otruć. Ale i to wymuszone zachowanie jej tym razem nie wyszło, odsłaniając ubytek w narzuconej na twarz masce.
- Zagrywka poniżej pasa - skomentowała ogół sytuacji a następnie zaś ukłoniła się w pas, niemal jak wzorowa szlachcianka, strofowana już od pierwszego dnia narodzin.
- Przepraszam za szatę - dodała jeszcze uznając w przypływie chwili, że chociaż tyle mu się należy i uśmiechnęła się przy okazji, całkiem normalnie, niewymuszenie i niepasująco nawet do wulgarności, jaką pokazała. W gruncie rzeczy wcale nie była taka zła, nieokiełznana i pozbawiona taktu, a czasem po prostu zdarzało jej się zagalopować. Na koniec jeszcze raz przechwyciła spojrzenie jego zimnych tęczówek, odwróciła się na pięcie i ruszyła prosto przed siebie chcąc się znaleźć jak najdalej stąd. Nie zauważyła też, że z otwartej torby wysunął się na ziemię jej zmoczony wcześniej notes, zawierający częściowo proporcje na trucizny, które znowu miała warzyć w najbliższej przyszłości. Noc przecież miała być długa, prawda?

Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki na uboczu [odnośnik]07.04.17 10:15
Nie wnikał w metody działań opryszka, któremu zapłacił, by odpowiednio "zajął się" swoją niedoszłą towarzyszką. Nie obchodziło go zupełnie to, czy zaciągnie ją na zaplecze i pozbawi godności, czy wyładuje na niej swoją frustrację w postaci uderzenia, bądź może w nieco bardziej wyrachowany sposób rzuci jakieś mało wymyślne zaklęcie. Nie był nawet zainteresowany tym, aby sprawdzić efekty jego pracy, a swojego zlecenia, uznać je za prawidłowo wykonane, ewentualnie domagać się poprawek. Dziewczę, które spotkał w Dziurawym Kotle, choć atrakcyjne, fizycznie pociągające i kuszące nie zajmowało jego głowy zbyt długo. Był zbyt świadom kobiecych umiejętności owijania sobie mężczyzn wokół palca, dzięki czemu najbardziej niewinne i bezbronne otaczały się silnym towarzystwem, tworząc wokół siebie żywą barierę trudną do pokonania. Spotkał w swoim życiu wielu głupców, którzy dali się nabrać na tanie sztuczki, zostali wykorzystani i chełpiąc się swą siłą i niezależnością upadli pod kobiecym urokiem. Nigdy sam nie miał z tym problemów, gdyż do niewielu rzeczy i jeszcze mniej osób przykładał jakąkolwiek wagę. Mimo to ostatnio zaczął się zastanawiać kiedy i jak przyjdzie mu walczyć z tym niewidzialnym przeciwnikiem.
Opierał się o zimną ścianę, leniwie zaciągając się Stibbonsem i wypuszczając dym nosem, aby zapach czarodziejskiego tytoniu był w tej chwili jedynym, który czuł. Oczyszczał umysł z natrętnych myśli, szufladkował te, które wymagały przemyślenia, jednocześnie relaksując się chwilą tą rzadką chwilą bezczynności. Nie obserwował otoczenia w jakiś szczególny sposób, ograniczając się do czujnego zerkania kątem oka, za każdym razem gdy drzwi Dziurawego Kotła trzaskały otwierane i zamykane przez klientelę tego miejsca. Nie wyczekiwał nikogo i z pewnością nie spodziewał się, że nieznajoma wpadnie na niego — dosłownie — w tak krótkim czasie. Papieros utrzymał się pomiędzy palcami, choć on w odruchu odsunął się od ściany, stając prosto. Zmierzył ją wzrokiem, łagodząc wyraz krótkotrwałego, lekkiego zaskoczenia; najwyraźniej była sprytniejsza niż bandyta, który ją zaczepiał, ale to go jakoś nie zdziwiło.
— Kto powiedział, że gram fair?— spytał, unosząc brwi, po czym powrócił do swojej pozycji, opierania się plecami o ścianę. Wsunął jedną z dłoni do kieszeni spodni, przekładając cały ciężar ciała na tył i otaksował ją wzrokiem, gdy się skłoniła. Pomimo próby uchwycenia szlacheckiej gracji wciąż biła od niej buta i zuchwalstwo, które stało się nawet zabawne. — Przyniosę ci ją do wyczyszczenia jutro. Będziesz miała w końcu jakieś odpowiednie kobiece zajęcie. — Skoro już sam przed sobą przyznał, że w zaklęciach czyszczących jest słaby to ktoś, kto przyczynił się do bałaganu mógłby posprzątać. I ona raczej nie miała wyjścia.
Posłał jej szybki uśmiech, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, tuż przed tym jak odwróciła się, by odejść. Uszła ledwie kilka kroków, a z jej torebki wyślizgnął się notes, który z szelestem wypadł na wilgotną drogę. Szybko go rozpoznał, więc cicho ruszył za nią, zatrzymując się w miejscu, gdzie znajdowała się zguba. Podniósł ją i obejrzał, przytrzymując w ustach papierosa, lecz gdy zajrzał do środka szybko zrozumiał, że jest pusty. Prowizorycznie. Niewidzialny tusz nie stanowił jednak dla niego żadnego problemu.
Spojrzał jeszcze na nią ze złośliwym uśmiechem, przynajmniej dostarczyła mu ciekawej lektury na wieczór, tyle dobrego z tego spotkania.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Stoliki na uboczu - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 3 z 12 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10, 11, 12  Next

Stoliki na uboczu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach